Atrakcje Ukrainy
Co roku we wrzeniu kto z Klubu (jak nazywamy w skrócie Studenckie Ko³o Przewodników Turystycznych) wyje¿d¿a w Karpaty Wschodnie na Ukrainê lub do Rumunii. W tym roku niedu¿a, bo szecioosobowa ekipa wybra³a siê wiêc w Czarnoho- rê. Jest to piêkne pasmo s³yn¹ce z rozleg³ych po³onin, niegdy
nale¿¹ce do Polski.
Ukrainê przemierzalimy ró¿nymi rodkami lokomocji: kole- j¹, autobusami, a nawet limuzyn¹. W koñcu z Dzembroni ruszyli-
my w góry. Na atrakcje ju¿ pierwszego dnia nie moglimy narze- kaæ. Zaraz na pocz¹tku nieco zboczylimy z naszej cie¿ki i w dodatku zaczê³o padaæ. Zrobi³a siê mg³a jak mleko i co gorsza wyros³o przed nami pole kosodrzewiny wysokiej na 2 metry.
Przedarcie siê przez ni¹ zajê³o nam trochê czasu. Smagani po- dmuchami lodowatego wiatru dotarlimy w koñcu na Popa Iwa- na. Jest to szczyt, od którego zaczyna siê pasmo Czarnohory. Znaj- duj¹ siê tam ruiny dawnego polskiego obserwatorium astronomicz- nego. W jego mrokach spêdzilimy noc. Rano nigdzie nie wyru- szylimy, gdy¿ musielimy zaj¹æ siê naszym sprzêtem wszystko by³o zamarzniête. Jednak nastêpnego dnia, mimo ¿e z powodu mg³y nie by³o nic widaæ, trzeba by³o iæ dalej. Nie by³o weso³o, a czeka³a nas jeszcze jedna przygoda.
Po po³udniu zatrzymalimy siê na obiad sk³adaj¹cy siê z kilku suchych kanapek. Za nami szed³ kto, kto te¿ siê zatrzyma³. Po posi³ku, gdy czêæ z nas ju¿ odesz³a, do reszty podszed³ mê¿czy- zna z chustk¹ na twarzy i kaza³ podejæ do siebie jednej osobie.
Potem za¿¹da³ baksów. Gdy us³ysza³, ¿e nie posiadamy takiej waluty, jego towarzysz schowany w kosówce wystrzeli³. Najbar- dziej przestraszeni byli ci, którzy ju¿ ruszyli i z powodu mg³y niewiele widzieli, ale wyranie s³yszeli strza³. Po krótkich targach Janosik (jak go póniej nazwalimy) zgodzi³ siê na 80 hrywien (ok. 80 z³), kilka konserw i czekoladê. Nastroje po tym wydarze- niu nam siê nie poprawi³y, ale bylimy szczêliwi, ¿e nikomu nic siê nie sta³o.
Wieczorem spalimy nad piêknym Jeziorkiem Niesamowitym, z którym zwi¹zane s¹ ró¿ne legendy. Rano, gdy wstalimy, wszyst-
ko by³o jeszcze oblodzone, ale nied³ugo wyjrza³o s³oñce i ju¿ do koñca wyjazdu pogoda by³a wspania³a, jakby chcia³a nam wyna- grodziæ dotychczasowe kaprysy.
Tego dnia weszlimy na Howerlê najwy¿szy szczyt Ukrainy.
Zaczêlimy te¿ spotykaæ innych turystów. Potem na Pietrosie (na wysokoci ponad 2000 m n.p.m.) obejrzelimy niezapomniany zachód i wschód s³oñca. W koñcu trzeba by³o zejæ do siedzib ludzkich. Musielimy zmieniæ nasze pierwotne zamierzenia, gdy¿
z powodu pocz¹tkowych nieplanowanych wydarzeñ stracilimy trochê czasu. Postanowilimy wiêc nie ruszaæ dalej w Gorgany, lecz pojechaæ na S³owacjê, wejæ na Rysy i zejæ potem z nich na polsk¹ stronê. Tak te¿ zrobilimy, choæ wydostanie siê z Jasini nie by³o takie proste. Autobus bowiem nie zatrzyma³ siê (to jest tam w sumie doæ normalne), a nastêpny by³ dopiero za dwa dni, wiêc musielimy tam przenocowaæ i rano iæ na poci¹g. Po drodze do Uzhorodu zajadalimy siê arbuzami miêdzy innymi dlatego, ¿e na nic innego nie by³o nas ju¿ staæ.
Gdy tylko przekroczylimy granicê, poczulimy siê bezpiecz- niej, a czystoæ dooko³a a¿ razi³a w oczy. Rano od razu ruszyli-
my na najwy¿szy szczyt Polski i mimo ciê¿kich plecaków wkrót- ce tam dotarlimy. Pogoda by³a bardzo ³adna, wiêc widoki by³y równie¿ wspania³e. Zeszlimy potem do Morskiego Oka , ale nie by³ to koniec tego dnia. Straszeni niedwiedziami przez wszyst- kich napotkanych ludzi musielimy zejæ jeszcze po ciemku do przejcia granicznego na £ysej Polanie, gdy¿ dopiero tam mogli-
my przenocowaæ.
Nastêpnego dnia dotarlimy do Zakopanego, a stamt¹d do do- mów.Wyjazd, mimo ¿e krótki, by³ zatem jak widaæ niezwykle atrak- cyjny. Nie zra¿aj¹c siê przykrymi wydarzeniami, ju¿ planujemy tegoroczn¹ wyprawê w kolejne góry Ukrainy.
Anna Maria Krzywak Studentka Wydzia³u Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki Zwijanie namiotów o wschodzie s³oñca na Pietrosie
Na Rysach, 2499 m n.p.m. Nasz ostatni rodek lokomocji
Czarnohora z Howerl¹ na pierwszym planie
Mo¿na powiedzieæ, i¿ wszystko zaczê³o siê od Wie¿y Ba bel, gdy¿ to w³anie ona zapocz¹tkowa³a historiê d¹¿enia ludzkoci do perfekcji. Cz³owiek od dawien dawna zabiega³ o ró¿nego rodzaju zaszczyty, prowadz¹c nieustanny wycig z cza- sem i konkurencj¹. Ale co chcia³ i nadal chce tym osi¹gn¹æ?
Poklask, poszanowanie, uznanie, aprobatê, respekt, zaszczyt, zachwyt... ujmuj¹c jednym s³owem: Sukces przez du¿e S. Ale gdzie i w czym doszukiwaæ siê nale¿y w³anie tego? Sukces jednostki czy sukces ludzkoci, sukces myli czy sukces ca³ej nauki, sukces dzisiejszej techniki czy sukces ca³ej cywilizacji?
Ludzkoæ ju¿ od jakiego czasu, co kilka lat spotyka siê, aby przyjrzeæ siê samej sobie, aby zaprezentowaæ swoje nadzieje, d¹¿enia, osi¹gniêcia, mo¿liwoci, aby pokazaæ wszystkim, i¿
stwierdzenie cz³owiek to brzmi dumnie jest jak najbardziej adekwatne do tego kim jestemy i co robimy.
Takim w³anie festiwalem ludzkoci sta³a siê tegoroczna wystawa EXPO 2000 w Hanowerze. By³o to jedno z najwiêk- szych i najbardziej presti¿owych przedsiêwziêæ w 150-letniej historii i tradycji takich wystaw. W tym roku ponad sto siedem- dziesi¹t siedem pañstw i osiemnacie organizacji miêdzynaro- dowych przyst¹pi³o do owego wielkiego wydarzenia. Ca³y ob- szar wystawienniczy podzielony zosta³ na dwie du¿e czêci:
Nowe Expo i Park Tematyczny. Nowe Expo to pawilony, w któ- rych prezentuj¹ siê poszczególne kraje i organizacje, natomiast obszar zwany Parkiem Tematycznym to jedenacie wystaw powiêconych najwa¿niejszym problemom naszej planety, tj.:
pracy, zdrowiu, edukacji, globalnemu ¿ywieniu, informacji, komunikacji, energetyki, rozwojowi techniki, wp³ywowi tech- niki na rodowisko naturalne i zmianom klimatycznym.
Dla mnie impreza w Hanowerze to nie by³ pokaz mo¿liwo-
ci architektonicznych, to nie wystawa budownictwa. Czym zatem sta³y siê targi? Pokazem mody, konkursem narodowych pawilonów, czy mo¿e zachêt¹ turystyczn¹?
SCENERIA I SCENOGRAFIA
Przed wyjazdem niejednokrotnie mia³am okazjê przyjrzeæ siê architektonicznej oprawie wielu prezentowanych na wysta- wie pawilonów. To, ¿e mog³am przeanalizowaæ ich bry³y, rzuty, przekroje, czy pomys³ na elewacjê to nie wszystko. Budynku nie da siê oceniæ w oderwaniu od kontekstu. Jak jednak szukaæ owego kontekstu na wystawie? Z jednej strony, skoro jest to ekspozycja tak wielu zreszt¹ ró¿ni¹cych siê od siebie pomy-
KILKA GODZIN A TYLE WRA¯EÑ HANNOVER EXPO 2000
s³ów ciê¿ko jest wymagaæ od organizatorów, aby stworzyli warunki do prezentacji ka¿dego z zaprojektowanych na tê oka- zjê pawilonów. Aby zrozumieæ znaczenie obrazu, w galerii te¿
stwarza siê odpowiednie warunki do tego, aby móc go w pe- wien sposób odczytaæ. W przypadku obiektów architektonicz- nych niezwykle wa¿ne jest wyobra¿enie na temat owego kon- tekstu czyli sposobu odbioru budynku w zwi¹zku z otocze- niem. Mimo wszystko celem wystawy EXPO by³a prezentacja osi¹gniêæ w dziedzinie architektury i budownictwa. Jak zd¹¿y-
³am siê zorientowaæ, ju¿ w 1867 r. w Pary¿u wprowadzono za- sadê planowania terenów ekspozycyjnych jako zespo³u pawi- lonów, z kolei w 1878 r. tak¿e w Pary¿u zainicjowano zwyczaj wznoszenia pawilonów narodowych, utrzymanych w stylu ty- powym dla danego kraju. Takie by³y pocz¹tki ponad sto lat temu.
Czy co siê od tamtej pory zmieni³o? Niezaprzeczalnie sama architektura oraz technika budowania posunê³y siê w przeci¹gu wieku tak dalece do przodu, ¿e trudno nawet oczekiwaæ, aby wspó³czesne pawilony by³y istotnie typowe dla danego kraju.
Ka¿dy okres w historii powinien prezentowaæ w³asn¹ interpre- tacjê ró¿nego typu zagadnieñ, w du¿ej za mierze, je¿eli chodzi o architekturê. Zmierzam jednak do tego, ¿e niewiele w moim odczuciu uleg³o zmianie na bazie samej prezentacji. Je¿eli bo- wiem na tegorocznym EXPO przedstawiany obiekt sam w so- bie nie posiada³ na tyle mocnej, rzucaj¹cej siê w oczy oprawy architektonicznej, to mia³ niewielk¹ szansê na zwrócenie uwagi przeciêtnego widza, bowiem warunki ekspozycji nie stwarza³y mu takiej mo¿liwoci. Przyk³adem na to staje siê chocia¿by pawilon polski. Nie próbujê oceniaæ jego architektury, stwier- dzam tylko, ¿e nawet nie da³o siê jej oceniæ. Zlokalizowany zosta³ w tak cis³ym s¹siedztwie, ¿e trudno nawet jest go obejæ, nie mówi¹c ju¿ o sfotografowaniu. To dotyczy nie tylko nasze- go pawilonu. Niejednokrotnie musia³am siê sporo gimnastyko- waæ, robi¹c zdjêcie jednego konkretnego obiektu, ¿eby nie uchwyciæ czego odmiennego obok. Rozumiem, ¿e takie usze- regowanie pawilonów, czy, jakbym to nazwa³a urbanistycz- ne domino by³o jakim pomys³em na prezentacjê. Bardziej jednak z myl¹ o oszczêdnym planowaniu ani¿eli o prawdziwej ekspozycji.
PAWILONY Z DREWNA
Wiele pañstw do budowy swoich pawilonów wystawienni- czych wykorzysta³o popularne dzi konstrukcje drewniane.
wietnym tego przyk³adem staje siê pawilon wêgierski, który w³anie w moich oczach zas³uguje na wiêksz¹ uwagê. Usytu- owany pomiêdzy Dani¹ a Portugali¹, przyci¹ga³ swoim wygl¹- dem spore rzesze turystów. Có¿ zatem mia³ w sobie, skoro wszy- scy tak chêtnie gocili w jego progach? Mo¿e to fenomen do- brej, organicznej, wywodz¹cej siê z kultury wêgierskiej ar- chitektury? A mo¿e sam sposób, w jaki zosta³ osadzony na grun- cie hanowerskim i w jaki zaprasza³ do siebie goci? Trudno znaleæ na te pytania jednoznaczn¹ odpowied. Zapewne ka¿- dy z tych czynników wp³ywa³ na sukces Wêgrów. W inteligent- ny sposób wykorzystano tu zarówno plastyczn¹ stronê tworów natury, jak i m¹droæ tkwi¹c¹ w samozamykaj¹cych siê p¹- kach kwiatów. Przypomina³ on swoim wygl¹dem olbrzymi kwia- towy kielich. Jednak odmiennie ni¿ reszta rolin, skierowany by³ ku zachodowi s³oñca, tym samym nie szukaj¹c wiat³a. Dla- tego kielich ten nie by³ do koñca otwarty, pozostawa³ tylko uchy- lony. Przypomina³o to trochê lejek, który wsysa przechodniów.
Taka forma wejcia stanowi dla mnie wiêksz¹ tajemnicê, wzma- Widok na nowe EXPO (fot. A. Marek)
ga we mnie zaciekawienie, co znajduje siê wewn¹trz, zaprasza do rodka. Podwójne ciany drewnianych p³atków, a pomiê- dzy nimi miejsce na ekspozycjê to oryginalny i niekonwen- cjonalny sposób prezentacji. Sam rodek to doæ przestronne miejsce, ale pusta przestrzeñ. Tylko co jaki czas projekcje fil- mów na otwieraj¹cych siê ekranach i muzyka zatrzymywa³y odwiedzaj¹cych. Wydawaæ siê mo¿e, i¿ obiekt ten by³ przyk³a- dem wêgierskiej, drewnianej architektury organicznej.
Innym przyk³adem, ale równie dobrze osadzonym w kon- wencji architektury naturalnej, by³ dla mnie pawilon Szwajca- rii. Podobnie jak we wczeniejszym opisanym przeze mnie pa- wilonie, obiekt ten by³ skonstruowany w bardzo ciekawy spo- sób. Brak w nim jednoznacznego wejcia, nie by³o w nim drzwi i okien, nie doszukalibymy siê te¿ ustalonej drogi zwiedzania.
Zatem co by³o? Regularna bry³a, wiele wejæ ze wszystkich czterech stron wiata, z ka¿dej po kilka. Ka¿de wejcie to za- proszenie do rodka, to zarazem w¹ski, ciemny korytarz, który wci¹ga³ ludzi do wewn¹trz, to ca³a sieæ korytarzy, to jeden wielki labirynt. Przez to obiekt ten otwarty by³ na otoczenie, na prze- strzeñ, w której zosta³ osadzony. Nastêpowa³ tu swobodny i przez to niekontrolowany przep³yw ludzi. Swym wygl¹dem stwarza³ wra¿enie, jakbym znalaz³a siê nagle w tartaku pe³nym równo pouk³adanych, wie¿o oheblowanych desek. Jedna na drugiej i potem kolejna, i nastêpna, i jeszcze jedna. Czeka³y gotowe na odbiorcê. Mo¿e tak te¿ siê stanie i z tym pawilonem. Po skoñ- czonej wystawie surowiec oddany zostanie do dalszego u¿ytku, na pod³ogi czy belki stropowe.
PRZEK£ADANIEC
Innym przyk³adem by³ pawilon holenderski, który górowa³ wysokoci¹ wród zlokalizowanych w jego s¹siedztwie obiek- tów, przez co wyró¿nia³ siê w ci¹gu pawilonów. Niezaprzeczal- nie jednak swój sukces zawdziêcza³ on oryginalnemu pomys³o- wi, oprawie architektonicznej, obok której nie da³o siê przejæ obojêtnie. Obiekt ten by³ kwintesencj¹ tendencji panuj¹cych na wystawie. Swoim wygl¹dem przypomina³ to wielkiego hambur- gera, to wie¿ê z ró¿nymi krajobrazowo kondygnacjami jezio- ro z wysp¹ na dachu, dywany kwiatów, las dwunastometrowych drzew i piaskowe wydmy. To tak jakby Holandia w pigu³ce.
Jednak zwróci³o moj¹ uwagê to, ¿e zupe³nie inaczej postrzega-
³o siê go z pewnej odleg³oci, czy nawet pewnej wysokoci (któr¹ oferowa³ taras widokowy zlokalizowany na dachu budynku poczty) ani¿eli z bliska, z pozycji cz³owieka. Z tego bowiem miejsca istotnie widaæ by³o t³o, na jakim obiekt zosta³ zapre- zentowany. Byæ mo¿e efekt ten wcale nie by³ zamierzony, nie- mniej jednak by³a w tym pewna próba nawi¹zania do kontekstu
t³o wydawa³o siê istotnie p³askim, rolniczym krajobrazem holenderskim.
DUSZA EXPO
Ca³y teren wystawy, t³umnie odwiedzany przez turystów, przypomina³ mi wielki bazar, na którym przechodnie przebie- raj¹ w asortymencie, szukaj¹c czego odpowiedniego dla sie- bie, to za chwilê przez sam rodek przetoczy siê gigantyczna machina. To trochê jak uliczny happening, a zarazem symbol dzisiejszych czasów. Wieczna pogoñ, ¿ycie w zat³oczonym mie-
cie i stres. Brak nam chwili wytchnienia. W³anie w taki spo- sób skonstruowana by³a wystawa hanowerska. Ale by³o te¿ co
szczególnego. To doæ nietypowy z pawilonów. Nie uczestni- czy³ w zawodach, a jednak mia³ co w sobie. To ostoja spokoju, oaza zadumy, przystañ, bezpieczeñstwo i relaks. Takie w³anie pierwsze uczucia wyzwoli³ we mnie pawilon Chrystusa jeden z wielu pawilonów tematycznych, niezwi¹zany z ¿adnym pañstwem. Zas³uguje on na wiêksz¹ uwagê, nie tylko ze wzglê- du na swój charakter, ale przede wszystkim na architekturê prze- strzeni sposób, w jaki owe miejsce zosta³o ukszta³towane.
Przypomina³ on zabudowê klasycznego klasztoru. Do rodka zaprasza³o nas wejcie w postaci drewnianej k³adki. Prowadzi-
³a ona prosto na obszerny dziedziniec, we wnêtrzu którego po- sadzone zosta³o olbrzymie drzewo wiêtojañskie. Przestrzeñ ta, to obszar spotkañ, to miejsce ró¿nych uroczystoci kulturalnych.
Tu¿ obok, w kubiku ze szk³a, mieci³o siê pomieszczenie sa- kralne. To koció³ góruj¹cy nad reszt¹ zabudowy klasztornej.
Czysta forma, regularny kszta³t, proste, transparentne materia-
³y i oszczêdny detal wszystko to nadawa³o mu wysmakowa- nej elegancji. Jednak¿e dla mnie fenomenem tego pawilonu by³y kru¿ganki, które okala³y ca³e za³o¿enie. Podwójne, szklane cia- ny w postaci wielkich okien, wype³nione ró¿nymi materia³ami
Pawilon holenderski
(fot. M. Smyk) Wejcie do opawilonu wêgierskiego
(fot. A. Orchowska) Dusza EXPO Pawilon Chrystusa (fot. A. Orchowska)
(elementami natury i techniki) to swoisty genius loci. Space- ruj¹c galeri¹ i przygl¹daj¹c siê witrynom, czu³o siê w powie- trzu niesamowit¹ atmosferê. Przypomina mi to trochê wielki kalejdoskop, gdzie w miarê przemieszczania wszystko siê zmie- nia. A jak¿e wymowne w swej formie potrafi¹ byæ te okna. To tak jakby ca³y wiat mieæ nagle przed oczyma: to, sk¹d siê wy- wodzimy, kim jestemy, do czego d¹¿ymy, jak kszta³tujemy nasze ¿ycie i gdzie jest koniec. Umieszczenie makówek, strzy- kawek, kó³ zêbatych, plastikowych tub, widelców, ¿arówek, bambusa, drewna, rozt³uczonego szk³a, kamieni i wielu innych elementów czyni to miejsce zagadkowym i pozwalaj¹cym na w³asne interpretacje. Tak ukszta³towane okna nadawa³y dodat- kowy efekt wnêtrzu, a mianowicie promienie s³oneczne, które wpada³y do rodka przefiltrowane przez te materia³y, za ka¿- dym razem przybiera³y inna barwê i natê¿enie. We wspó³cze- snej architekturze gra kolorów i wiat³a schodzi jakby na drugi plan, tu natomiast wysuwa³a siê, dodaj¹c swoistego uroku i czy- ni¹c tym samym obiekt ten niepowtarzalnym.
ODWIECZNY PROBLEM MIECI
Trzy jak¿e wielkie s³owa towarzyszy³y owym pokazom: Cz³o- wiek Przyroda Technika. To cel tegorocznej wystawy, reali- zowany w sposób bardzo urozmaicony, jednak przez to intry- guj¹cy. To has³o nasuwaj¹ce nam, widzom, wiele tematów do przemyleñ, czy nawet dyskusji. Pomyleæ by mo¿na, i¿ stoj¹c u progu XXI wieku, chcemy dokonaæ swoistego rachunku su- mienia i podj¹æ siê pewnych rozliczeñ samych siebie z otacza- j¹c¹ nas natur¹. Moglimy tu zobaczyæ wszystko to, co zwi¹za- ne jest z szeroko rozumian¹ ekologi¹, to, w jaki sposób próbu- jemy harmonijnie egzystowaæ z przyrod¹ i jak przemylnie ko- rzystamy z dóbr rodowiska naturalnego. Dlatego te¿, na pierw- szy rzut oka da³o siê zauwa¿yæ, i¿ wród pawilonów przewa¿a³ styl w du¿ym stopniu nawi¹zuj¹cy do natury. Spore zastosowa- nie drewna jako budulca, nagminnie wprowadzany motyw wody i zieleñ w ró¿nej postaci jako nieodzowny element kompozy- cji. Ca³y ten wzrost u¿ycia materia³ów naturalnych i wykorzy- stania przyrody sprawia, i¿ podejmujemy próbê nawi¹zania dia- logu z wszechobecn¹ natur¹.
Gdyby siê tak zastanowiæ, dochodzi siê do wniosku, i¿ dzi- siejszy wiat nie zmierza w dobrym kierunku. Zanieczyszcze- nia atmosfery, problem mieci, brudne i ska¿one wody, wycin- ka lasów to tylko kilka negatywnych przyk³adów i co naj- gorsze wszystko to jest naszym dzie³em. Od pewnego czasu jednak cz³owiek stara siê jako temu zaradziæ. Przy u¿yciu wspó³czesnej techniki próbuje znaleæ rozwi¹zania tych i in- nych problemów. Dlatego te¿ tegoroczna wystawa w tak du¿ym stopniu porusza³a zagadnienia ochrony rodowiska. Cz³owiek
Przyroda Technika, has³o EXPO w najlepszy sposób od- zwierciedli³ pawilon recyclingu. W jaki sposób stanowi³ on kwintesencjê idei, postaram siê zaraz przybli¿yæ. Sta³ on, ni- czym ogromny zbiornik na mieci, w s¹siedztwie ekologicz- nego pawilonu Japonii. To wielki pokaz pozyskiwania i obrób- ki surowców wtórnych, odpadków i mieci. Wnêtrze obiektu to rampa, która spiralnie wznosi siê ku górze. Po drodze na szczyt przechodzilimy przez ró¿ne ekspozycje prezentuj¹ce wiele sposobów na utylizacjê mieci i ochronê rodowiska. Wszyst- kiego mo¿na by³o tu dotkn¹æ, we wszystkim uczestniczyæ.
Wspó³czesna technika pe³ni tu rolê s³u¿ebn¹, jest elementem dope³niaj¹cym, sposobem, w jaki cz³owiek stara siê przywró- ciæ równowagê w zdegradowanym rodowisku. Ca³y pawilon ch³odzony by³ naturalnym obiegiem powietrza i wody, a sztuczne licie na szybach zapewnia³y cieñ. Na samej górze, tu¿ zaraz
przy zejciu, znajdowa³ siê mostek z punktem widokowym na teren targów. Dla mnie to pewnego rodzaju symbol, symbol te- raniejszoci, a mo¿e nawet przysz³oci: spójrzmy na siebie, na to, co ju¿ stworzylimy i co dalej bêdziemy tworzyæ...
EKSPONATY MUZEALNE CZY ARCHITEKTURA S£U¯¥CA CZ£OWIEKOWI I NATURZE?
Skoro obiekt powstaje w zupe³nym oderwaniu od kontekstu, jest w zasadzie bry³¹ dla bry³y i nie przewiduje siê jego lokali- zacji w pewnym okrelonym miejscu (po zapre- zentowaniu go na wystawie), to trafny jest wed³ug mnie pomys³ jego rozbiórki i ponownego wykorzystania. Przewidziano to w przypadku kil- ku pawilonów, miêdzy innymi pawilonu japoñskiego czy szwaj- carskiego.
Jestem zwolenniczk¹ u¿ytecznoci architektury. W przysz-
³oci wola³abym oczywicie, aby prezentowane, tegoroczne pawilony funkcjonowa³y nadal, i aby swoim pomys³em s³u¿y³y kolejnym pokoleniom, lecz ju¿ nie jako eksponaty muzealne, tylko ¿ywe obiekty stworzone z myl¹ o cz³owieku i naturze.
W ten sposób pojmujê cel ich prezentacji.
Wystawa jest wystaw¹ co jednak stanie siê z jej obecnymi eksponatami? Na to pytanie odpowiedzia³y nieliczne tylko obiekty. W przewadze te przeznaczone do rozbiórki z ponow- nym wykorzystaniem materia³u budowlanego. Wed³ug mnie zabrak³o informacji dotycz¹cych tej kwestii, a to siê wi¹¿e z faktem, ¿e przywiecaj¹ce wystawie has³o: Cz³owiek Przy- roda Technika nie zosta³o do koñca przemylane przez wie- lu jej uczestników. Cz³owiek + Przyroda + Technika = Przy- sz³oæ przysz³oæ naszej planety rozumiana poprzez u¿ytecz- noæ. Te pojêcia maj¹ siê zazêbiaæ i s³u¿yæ sobie przez kolejne lata, a wystawiane tegoroczne pawilony winny byæ pierwszym tego przyk³adem. W ten sposób rozumiem cel wspó³czesnej architektury czyli techniki rozwi¹zañ, pomys³ów, maj¹cej sprzyjaæ miejscu, naturze oraz swoim u¿ytkownikom.
Miejmy jednak nadziejê, ¿e tego typu wystawy bêd¹ organi- zowane, pewne niezauwa¿one jeszcze dot¹d aspekty zostan¹ w koñcu dostrze¿one, za to, co zbêdne i nie do koñca jeszcze przemylane zostanie wyeliminowane.
Miejmy nadziejê, ¿e kolejne wystawy bêd¹ w pe³nym tego s³owa znaczeniu wystawami osi¹gniêæ, a architektura pojmo- wana bêdzie w wielu aspektach: pocz¹wszy od detalu, a koñ- cz¹c na urbanistycznej oprawie ca³oci.
Magdalena Bonin, Jolanta Bulera Studentki Wydzia³u Architektury Pobyt na wystawie EXPO, 24 czerwca 2000, zawdziêczamy, cyklicznej ju¿, wyprawie naukowej zorganizowanej dziêki Katedrze Rozwoju Miasta Wydzia³u Architektury Politechniki Gdañskiej oraz instytucjom wspiera- j¹cym wycieczkê finansowo: DAAD, Synergia 99, Wydzia³owi Architek- tury i Rektorowi Politechniki Gdañskiej, a tak¿e studentom, którzy czyn- nie zaanga¿owali siê w jej realizacjê.
Bardzo ciekawie wypowiedzieli siê na temat krytyki, oceny dzie³a i projekcji dalszych opinii m³odzi ludzie z Wydzia-
³u Architektury Politechniki Gdañskiej w czasie spotkañ semi- naryjnych na IV i V roku studiów.
Specjalnie przytaczam wybrane, celne moim zdaniem odpo- wiedzi na dwa kluczowe pytania, to znaczy:
a) jaka jest rola krytyki architektonicznej w procesie odbioru architektury przez spo³eczeñstwo?
b) jak chcia³bym byæ krytykowany przez kolegów, gdy bêdê uprawia³ zawód w przysz³oci?
Gdyby ws³uchaæ siê w g³osy m³odych ludzi, to mo¿na by byæ spokojnym o przysz³oæ idealist¹. Szkoda, ¿e nas zweryfi- kuj¹ s¹dy i postawy.
Niemniej jednak pozwolê sobie przytoczyæ g³osy m³odych!
Anna Niczyperowicz rok IV Ad a)
Przede wszystkim umiejêtna krytyka architektoniczna potrafi zainteresowaæ osoby spoza bran¿y tematyk¹ budownictwa, zwróciæ ich uwagê na du¿¹ rolê, któr¹ architektura spe³nia.
Nie ka¿dy umie wyodrêbniæ z otoczenia poszczególne ele- menty, odczytaæ je. Bardziej intuicyjnie traktujemy otoczenie, nie zawsze rozumiej¹c co to nie gra. Fachowiec potrafi od podszewki oceniæ architekturê. Rozbiera j¹ na kawa³ki, anali- zuje poprawnoæ techniczn¹, funkcjonalnoæ, umiejêtnoæ wpi- sania w kontekst. Mo¿e nawet pokusiæ siê o ocenê estetyki.
Tu jednak potrzebna jest wielka ostro¿noæ. Kanony, trady- cja wyznaczaj¹ nam pewne granice piêkna i brzydoty. I w tych granicach wolno nam oceniaæ. Du¿ym nadu¿yciem jest nato- miast wartociowanie architektury wed³ug osobistego poczucia piêkna.
Krytyka z prawdziwego zdarzenia swoimi wnioskami budzi zainteresowanie przedmiotem, potrafi fachowo wskazaæ b³êdy, a jednoczenie nie zapomina o podkreleniu zalet, potrafi wzbu- dziæ szacunek do pracy architekta i kieruje uwagê czytelnika na
Jak funkcjonuje krytyka w spo³eczeñstwie...? (Cz. II)
Co s¹dz¹ o krytyce architektonicznej studenci-architekci jako przyszli krytykowani i krytykuj¹cy?
wartoæ dzie³a, niezale¿n¹ od nazwiska czy pozycji autora. Taka szczera i profesjonalna krytyka uczy uczciwego odbioru przez ca³e rzesze spo³eczeñstwa. Nie narzucaj¹c w³asnego poczucia estetyki, krytyka zostawia miejsce na prywatne odczucia, jed- nak uczy w³asnego spojrzenia na poprawnoæ architektury.
Ad b)
Chcia³abym byæ krytykowana... z dostrze¿eniem moich sta- rañ. Nie, broñ Bo¿e, z przymykaniem oczu na g³upotê moich rozwi¹zañ czy pomys³ów. Liczy siê krytyka tego, co z³e w moim projekcie.
Krytyki pt. nie podoba mi siê to raczej nie chcia³abym.
Szanujê cudze poczucie estetyki i chcia³abym odwzajemnienia tego szacunku.
S³ysz¹c krytykê swojego rozwi¹zania jednoczenie spo- dziewa³abym siê alternatywy jak i dlaczego krytyk by to zro- bi³, bêd¹c na moim miejscu. Mo¿e to byæ pouczaj¹ce lub te¿
demaskuj¹ce dla krytyka, który zbyt pochopnie wyda³by z³¹ opiniê.
Nie podoba mi siê krytyka dzie³a, które nie jest modne.
Chcia³abym szacunku dla nieulegania panuj¹cym modom. I zainteresowania moim stylem.
Justyna Kowalska Ad a)
Jaka jest, moim zdaniem, rola krytyki architektonicznej w procesie odbioru architektury przez spo³eczeñstwo?
przede wszystkim mylê, ¿e najwa¿niejsze dla spo³eczeñ- stwa jest poczucie bezpieczeñstwa, zaaklimatyzowanie siê, identyfikacja z obiektem lub ca³¹ grup¹ architektów,
czêsto architektura przerasta zwyk³ego odbiorcê, jest zbyt monumentalna, ludzie jej nie rozumiej¹, zaznaczaj¹c jedy- nie funkcjonalnoæ wnêtrza, mi³y, nieagresywny wygl¹d ze- wnêtrzny, ³agodne owietlenie,
ludzie krytykuj¹cy architekturê czêsto nie s¹ obiektywni, narzucaj¹ swój punkt mylenia, postrzeganie obiektu innym,
cz³owiek niewykszta³cony w kierunku architektonicznym czy plastycznym nie chce siê wypowiadaæ, bo siê nie zna, a to, co czuje, wydaje mu siê mniej wa¿ne, schodzi na drugi plan,
tymczasem to zwyk³y cz³owiek obcuje z t¹ architektur¹ i to on powinien j¹ krytykowaæ,
oczywicie architektura u¿ytecznoci publicznej powinna kierowaæ siê bardziej sztuk¹, tak jak kiedy, gdy by³y to naj- bardziej reprezentacyjne budynki ukazuj¹ce bogactwo.
Ad.b)
Mylê, ¿e z ka¿dej krytyki mo¿na wynieæ co dobrego, jest to proces dalszego rozwoju, chocia¿ nie powinna to byæ kryty- ka mieszaj¹ca z b³otem, gdzie po czym takim cz³owiek nie wie od czego zacz¹æ, i zatraca swój styl, póki nie jest doæ sil-
ny. Aldona Grodzicka
Ad.b)
konstruktywnie mam wiadomoæ swojej niedoskona³o-
ci, wiêc w krytyce oczekujê informacji, co mo¿na zmieniæ, by obiekt, kolejny projektowany, lepiej wrasta³ w swoj¹ sy- tuacjê,
Co ty na to?
obiektywnie (w miarê mo¿liwoci) w mentalnoci pol- skich dziennikarzy (i nie tylko) le¿y agresja i z³oliwoæ, ja chcia³abym wszechstronnej i niez³oliwej krytyki,
zalety i wady ka¿dy medal ma dwie strony, podobnie ka¿- dy mój obiekt ma dobre i z³e strony. Chcia³abym dostrze-
¿enia pozytywnych, twórczych rozwi¹zañ wykorzystanych przeze mnie, a nie tylko wytykania b³êdów.
Piotr Dowgia³³o Ad a)
Zacz¹æ nale¿y od tego, ¿e przeciêtny obywatel nie ma czê- stego kontaktu z tekstami opisuj¹cymi obiekty architektonicz- ne lub nie ma go w ogóle. St¹d wniosek, ¿e nie maj¹ one znacz- nego wp³ywu na ocenê architektury przez spo³eczeñstwo. Wy- nika to st¹d, ¿e polskie spo³eczeñstwo jest ma³o uwiadomione przestrzennie.
Okres komunizmu wprowadzi³ na tyle znaczne zubo¿enie w otaczaj¹cej nas przestrzeni, ¿e wszystko co nowe, kolorowe, szklane lub ze spadzistym dachem ludziom siê podoba.
S¹dzê wiêc, ¿e krytyka architektoniczna mia³aby znacznie wiêkszy wp³yw, gdyby pojawi³a siê w popularnych gazetach, jak dzienniki, tygodniki poruszaj¹ce szersze spektrum tematów.
Ad b)
Po pierwsze, chcia³bym znaæ wypowiedzi architektów na temat mojej pracy. Nie chcia³bym, aby oceniano gdzie w ro- dowisku za moimi plecami. Nie bojê siê negatywnej krytyki, jeli jest ona uzasadniona. Dyskusje na temat mojej pracy z kolegami po fachu, wytkniêcie b³êdów, które pope³ni³em, a któ- rych byæ mo¿e nie dostrzeg³em, bêdzie jedynie po¿yteczne w moich nastêpnych pracach. Zyskam na tym ja i jakoæ architek- tury przeze mnie wykonywanej.
Pawe³ Czarzasty Ad a)
Mylê, ¿e krytyka architektury to znaczy ta ogólnodo- stêpna, publikowana na ³amach pism, pomaga osobom nie- zorientowanym w temacie wyrobiæ sobie jakakolwiek opiniê na temat danego obiektu czy wnêtrza.
Tym bardziej orientuj¹cym siê architektom, artystom tego typu teksty mog¹ jedynie zwróciæ uwagê na pewne elementy, ale w wiêkszoci przypadków chyba tylko rozbijaj¹ w³asne od- czucia na dany temat. Frustruj¹ca mo¿e okazaæ siê sensownoæ dyskusji z autorem tej opinii czy krytyki.
Mylê, ¿e ogólne produkty arch. mog¹ dzieliæ siê na uda- ne i mniej udane i z takim podzia³em du¿a wiêkszoæ nie bêdzie mia³a problemu, ale g³êbsze analizy ... siê.
Ze swej strony uwa¿am, ¿e do architektury za du¿o wprowa- dza siê filozofii i próbuje zaadaptowaæ jakich wymylonych teorii wyssanych z palca, którymi jedynie podbudowuje siê swoje lub czyje koncepcje. A przecie¿ tak naprawdê to albo dany budynek jest ³adny lub nie (subiektywne), komponuje siê z krajobrazem lub nie (te¿ subiektywna opinia) i jest funkcjo- nalny lub nie.
Ad b)
Mylê, ¿e architekt powinien byæ w stanie przewidzieæ du¿¹ czêæ rzeczy, do których kto móg³by siê w jego projekcie przy- czepiæ, i je¿eli co jest dla niego zaskoczeniem, to znaczy, ¿e nie jest taki dobry jak myli.
Danuta Kaliszan Ad a)
Wa¿na jest krytyka, z której mo¿na by wyci¹gn¹æ wnioski, jednak moim zdaniem nie mo¿na braæ jej krytyki zbyt jed- nostronnie (jednym mo¿e siê podobaæ, innym nie).
Jednak krytyka powinna pomagaæ w odbieraniu architektu- ry, w odró¿nieniu tak zwanej dobrej architektury od z³ej. Kry- tyka ukazuje czêsto, któr¹ drog¹ mo¿na pójæ, aby nie pope³niæ gafy poprzedników, ukazuje nowe tendencje, wyostrza wzrok na potrzeby danego miejsca.
Ad b)
Aby byæ gotowym do krytyki w³asnego projektu, trzeba sa- memu podejæ krytycznie do swych pomys³ów, ale ja projektu- j¹c, najczêciej nie widzê wad we w³asnym projekcie, dlatego czasem pomaga pomoc innych, ma³a konsultacja czy korekta.
Chocia¿ jeli dany pomys³ podoba mi siê bardzo, to najczêciej wys³ucham krytyki innych, ale siê nie zastosujê (ale wtedy mu- szê naprawdê czuæ, ¿e to co robiê jest naprawdê dobre).
Jakie wiêc s¹ rola i zadania krytyki architektury?
Podstawowe zadania krytyki wynikaj¹ z jej definicji i s¹ nimi analiza i ocena dzie³ twórczych. Pod pojêciem analizy rozumie siê zarówno rozbiór ca³oci dzie³a na elementy, czyli stworze- nie jego opisu, jak i jego interpretacjê, wyt³umaczenie. Wszel- kie formy analizy (formalna, pochodzenia kulturowego, bio- graficzna, psychologiczna, socjologiczna) s¹ tylko podstaw¹ teoretyczn¹ do oceny dzie³, która jest istotnym i w³aciwym zadaniem krytyki.
Krytycy zazwyczaj nie oddzielaj¹ wyranie ocen krytycz- nych od analizy, lecz przemycaj¹ je niepostrze¿enie do anali- zy, przetykaj¹ nimi informacje rzeczowe o budowie i genezie dzie³a twórczego. Z praktyki takiej nie wynika jednakowo¿, ¿e oceny po prostu jako wyniki wynikaj¹ z toku analizy. Oczywi-
cie analiza stanowi wa¿n¹ podstawê do ocen, ale nie podstawê wy³¹czn¹. Podstawê w³aciw¹ stanowi¹ mierniki (kryteria war- toci), zazwyczaj przez krytyków zak³adane domylnie, czyli bez wyranego ich wy³uszczania.
Wayne Attoe, teoretyk krytyki architektury, podobnie jak Pieter, wymienia trzy klasyczne role, które pe³ni krytyka; s¹ to:
a) opis,
b) interpretacja,
c) ocena dzie³ architektury.
Ad a) Opis to wed³ug Attoe niedoceniana forma krytycy- zmu, odgrywaj¹ca du¿¹ rolê w przybli¿aniu odbiorcom faktów zwi¹zanych z etapem projektowania i sylwetk¹ architekta. Jest niezast¹piony w objanianiu porz¹dków rz¹dz¹cych form¹ lub wyjanianiu zawi³ego uk³adu funkcjonalnego czy konstrukcyj-
W drodze na Biegun Doaskona³oci
nego. Odpowiada na pytania: co? kiedy? dlaczego? jak? kto?
Nie wymaga zbytniej kreatywnoci i wyobrani od krytyka. Ale akuratnoci i obiektywizmu, znalezienia odpowiednich s³ów, diagramów i ilustracji, zadecydowania, co jest wa¿ne do ujaw- nienia.
Ad b) Interpretacja w niej rzeczywiste widzenie budynku zostaje zamienione przez krytyka na pokazanie sposobu, w jaki mo¿e dany obiekt byæ interpretowany. Dla wielu krytyków rola interpretacji jest bardziej wyzywaj¹ca i daj¹ca satysfakcjê w porównaniu z prostym opisem, gdy¿ wymaga wyobrani i stra- tegii.
Ad c) Ocena os¹d budynku mo¿e byæ tworzony na bazie standardów na minimalnych i maksymalnych normach, dziê- ki którym budynek mo¿e funkcjonowaæ, na bazie ustanowio- nych typów budynków (porównywanie budynków tego samego typu). Os¹d mo¿e byæ tak¿e typu dogmatycznego.
Attoe wymienia tak¿e dwie dodatkowe role, jak krytyka kry- tycyzmu i tworzenie krytycyzmu, który jest dzie³em sztuki sam w sobie.
Krytyka krytycyzmu jest to proces, w którym krytycy zastanawiaj¹ siê nad metodami krytycyzmu, proponuj¹ czêsto alternatywne techniki, punkty widzenia i mierniki wartoci kry- tycznych komentarzy. Przedmiotem dyskusji s¹ teksty krytycz-
ne, czêsto brak w nich odniesienia do budynku lub miejsca.
Krytycy poszukuj¹ lepszych, inspiruj¹cych metod opisu, inter- pretacji i oceny. Jako przyk³ady ostatnich technik krytyki wy- mieniæ mo¿na krytyki formalistyczn¹, marksistowsk¹, struk- turalistyczn¹, poststrukturalistyczn¹ i dekonstrukcjonistyczn¹, które odrzuci³y na bok istniej¹ce sposoby krytykowania i wska- zuj¹ alternatywne perspektywy i misje architekto- nicznego kry- tycyzmu.
Brak w Polsce profesjonalnie uprawianej krytyki to nie tyl- ko temat do dyskusji, ale tak¿e ogromne pole do dzia³ania dla tych, którzy s¹ przekonani o jej potrzebie. Jakakolwiek sen- sowna dzia³alnoæ w dziedzinie nowoczesnej krytyki architek- tury musi siê zacz¹æ od postawienia fundamentalnych pytañ w rodzaju: czym by³a, czym jest i czym powinna byæ krytyka ar- chitektury, jakie s¹ jej cele i zadania, do kogo ma byæ adreso- wana, przez kogo uprawiana oraz w jaki sposób postuluje Andrzej Niezabistowski i dalej przestrzega, ¿e Bez odpowie- dzi na te pytania skazani bêdziemy na dzia³ania przypadkowe, dorane i chaotyczne, co grozi marnotrawieniem nagromadzo- nego potencja³u wiedzy i umiejêtnoci, a w efekcie dalszym powiêkszeniem siê przepaci miêdzy architektur¹ dla archi- tektów i architektur¹ dla u¿ytkowników.
Krystyna Pokrzywnicka Wydzia³ Architektury
Królestwo za kota! Tak zapewne legendarny Popiel móg³ wo³aæ, gdy stado myszy zaatakowa³o jego siedzibê w Kruszwicy nad jeziorem Gop³o. Rzeczywicie, wród obroñ- ców ludzkich siedzib przed inwazj¹ gryzoni, palmê pierwszeñ- stwa nale¿y przyznaæ kotom. Ale nie wszystkim. Niektóre osob- niki, ¿yj¹ce najczêciej w miejskich blokach mieszkalnych, zo- sta³y przez swoich w³acicieli zdemoralizowane. Nadmiar je- dzenia w postaci wykwintnych erzaców: np. Kitekate, Whi- skas itp. spowodowa³ ograniczenie ich zdolnoci do samo- dzielnego zdobywania po¿ywienia poprzez polowanie. Na wi- dok myszy, wspomniane koty nie wiedz¹ co robiæ: instynkt ka¿e im cigaæ to nieznane, ale po chwili zabawy porzucaj¹ obiekt zainteresowania. A spostponowana mysz najczêciej uchodzi z
³ap swojego przeladowcy. S³ysza³em o niezwykle zapasionych i tak leniwych osobnikach, ¿e nie reaguj¹ w ogóle na obecnoæ myszy, spaceruj¹cej nawet tu¿ przed ich nosem. Gdyby znala-
KRÓLESTWO ZA... KOTA!
z³y siê w warunkach naturalnych, niechybnie zginê³yby z g³o- du. W naturze myszy stanowi¹ po¿ywienie ¿mij, ³asic, lisów, wilków, dzików, bocianów, srok, sów, myszo³owów i wielu in- nych miêso- lub wszystko¿ernych zwierz¹t.
Podziwiaj¹c wspania³e egzotyczne kocie piêknoci: koty perskie, syjamskie, a nawet pospolite dachowce prezentowa- ne podczas dorocznych wystaw, doszed³em do wniosku, ¿e w³a-
ciciele tych zwierz¹t przekazuj¹ im ca³¹ swoj¹ mi³oæ albo te¿
pró¿noæ (poka¿ mi swojego kota, a powiem ci kim jeste).
Fascynacja kotem trwa od staro¿ytnoci, czego dowodem s¹ np. wierzenia i obyczaje mieszkañców dawnego Egiptu. Kot by³ tam czczony, a po mierci chowany wed³ug rytua³u przys³u- guj¹cego wysoko urodzonym dostojnikom: faraonom i kap³a- nom. St¹d wród egipskich znalezisk archeologicznych s¹ tak-
¿e mumie kotów; obiekt tego rodzaju ogl¹da³em kiedy w Mu- zeum Archeologicznym w Gdañsku.
W naszej wspó³czesnej kulturze kot jest symbolem niezale¿- noci, a o ludziach samodzielnych, niezale¿nych mówi siê czê- sto, ¿e chodz¹ jak owo przys³owiowe zwierzê w³asnymi
cie¿kami. St¹d wyznawcy kota twierdz¹, ¿e jest on auten- tyczny i zachowuje siê z godnoci¹, w przeciwieñstwie do psa- lizusa, traktuj¹cego wszystko w sposób koniunkturalny (no, wyobra¿am sobie oburzenie mi³oników psów, które przedsta- wi³em tu w niezbyt korzystnym wietle). Znam przypadki wspól- nego przebywania pod jednym dachem kotów i psów, które to zwierzêta egzystowa³y w idealnej zgodzie; tym samym prze- czy to powiedzeniu: ¿yj¹ jak pies z kotem, co ma oznaczaæ,
¿e miêdzy partnerami dochodzi do permanentnych scysji, k³ót- ni, a nawet bijatyk. Z kolei o ludziach umiej¹cych wychodziæ z ka¿dej opresji obronn¹ rêk¹ mówi siê, ¿e spadaj¹ jak kot na cztery ³apy.
Nie wiem, sk¹d wzi¹³ siê przes¹d o czarnym kocie przebie- gaj¹cym komu drogê. Podobno pecha przynosz¹ wy³¹cznie czarne kotki, i to na dodatek wredne (warto to sprawdziæ). Nie- Wiosenne s³oñce to co wspania³ego
dawno by³em uczestnikiem interesuj¹cego zdarzenia. Otó¿ spie- sz¹c rano do pracy, na wysokoci Instytutu Maszyn Przep³ywo- wych PAN napotka³em kota, takiego typowego szaro-burego.
Najpierw szed³ on obok mnie w pewnej odleg³oci, a nastêpnie próbowa³ przebiec drogê w poprzek, dlatego mimowolnie przy- spieszy³em kroku; kot uczyni³ to samo. Po chwili obaj biegli-
my. Niestety, by³em wolniejszy. Jak tylko mój poranny towa- rzysz przeci¹³ mi drogê, zatrzyma³ siê i usiad³ na jej poboczu, zupe³nie nie boj¹c siê mnie. Przesz³a mi przez g³owê zwario- wana myl: czy aby obawia³ siê on jedynie przebiegniêcia mu przez drogê cz³owieka? Oznacza³oby to, ¿e koty bywaj¹ prze- s¹dne, jak czêæ ludzi.
Naukowcy twierdz¹, ¿e autentyczni mi³onicy kotów oraz psów rzadziej choruj¹ (z wyj¹tkiem alergików uczulonych na sieræ zwierz¹t). Dzieci, opiekuj¹c siê swoimi zwierzêtami, ucz¹ siê pewnego obowi¹zku i odpowiedzialnoci, co u³atwia im nie- w¹tpliwie wejcie w doros³e ¿ycie. Co wiêcej, poza pewnymi wyj¹tkami, w³aciciele zwierz¹t, ich autentyczni mi³onicy, s¹ lepsi dla innych ludzi bardziej otwarci, przyjacielscy. Wynika to m.in. z pozytywnego, antystresuj¹cego wp³ywu naszych braci mniejszych na nasz¹ psychikê. Koty bywaj¹ przyjació³mi osób w podesz³ym wieku, które utraci³y ¿yciowego partnera; obec- noæ zwierzêcia pozwala im lepiej znosiæ dokuczliw¹ samot- noæ. Ca³y czas u¿ywam terminu autentycz- ni, bowiem spo- ra czêæ ludzi trzyma zwierzêta, m.in. koty, z pobudek czysto snobistycznych lub wy³¹cznie dla sporego zarobku. Trudno ta- kich w³acicieli zwierz¹t nazwaæ przyjació³mi b¹d mi³o-
nikami, o których mówi siê te¿, ¿e maj¹ kota na punkcie kota.
Zupe³nie inny ¿ywot, ni¿ domowe pieszczochy, wiod¹ koty wiejskie oraz zdzicza³e koty zamieszkuj¹ce miasta. Te pierw- sze to urodzeni ³owcy, maj¹cy swoje terytoria, drugie bazuj¹ g³ównie na zasobach naszych mietników, choæ nie pogardz¹ zab³¹kanym gryzoniem tudzie¿ ptakiem. W Gdañsku a¿ roi siê od tych kocich kloszardów, którzy s¹ potomkami tych przyby-
³ych z prowincji na prze³omie lat 40. i 50., w trakcie tworzenia wielkoprzemys³owej klasy robotniczej. Tak na marginesie: zda- rza³y siê przypadki przywo¿enia i hodowania tak¿e innych zwie- rz¹t gospodarskich, np. moi pierwsi s¹siedzi, mieszkaj¹cy vis- á-vis w bloku, przez prawie rok trzymali w ³azience kilka kur.
Ale wróæmy do naszego kota. Prawd¹ jest, ¿e bezpañskie zwierzêta s¹ roznosicielami pche³, a nawet wcieklizny. Praw- d¹ jest tak¿e, ¿e, w przeciwieñstwie do naszych domowych piesz- czochów, te na wpó³ dzikie osobniki skuteczniej têpi¹ myszy, nornice i szczury. Tym samym ograniczaj¹ wielkoæ szkód go- spodarczych, wyrz¹dzanych przez wymienione gryzonie. Przy- pomnê w tym miejscu historiê o roli kotów w budowie potêgi gospodarczej VI-VII w. Anglii (PISMO PG: Stare panny i przy- roda). Otó¿ m³odzi mê¿czyni masowo zaci¹gali siê wówczas do marynarki wojennej, a osamotnione stare panny z nudów hodowa³y koty. Te têpi³y myszy, które niszcz¹ gniazda trzmieli.
Wymienione owady, dziêki du¿ej populacji, skutecznie zapyla-
³y na rozleg³ych obszarach Albionu kwiaty koniczyny, roliny stanowi¹cej wartociow¹ paszê dla byd³a. Dziêki du¿ym zbio- rom tej paszy, mo¿na by³o rozwin¹æ hodowlê na wielk¹ skalê, co przyczyni³o siê do wzrostu potêgi gospodarczej, a równo- czenie politycznej pañstwa. Tyle tytu³em przypomnienia.
Chcê byæ obiektywny i dlatego muszê przypisaæ kotom tak-
¿e pewn¹ negatywn¹ rolê. Czêæ kotów egzystuj¹cych w Trój- miecie przyczyni³a siê bowiem do zmniejszenia, a nawet zani- ku populacji niektórych ptaków piewaj¹cych, ¿yj¹cych w miej- skich oraz przyleg³ych ekosystemach, m.in. na obszarze Lasów Oliwskich. Problem ten znam z w³asnych obserwacji. Jednak winê ponosz¹ w tym przypadku g³ównie w³aciciele tych zwie- rz¹t, którzy pozwalaj¹ im na swobodne wa³êsanie siê. W ich ocenie szkodliwe dla przyrody s¹ wy³¹cznie bezpañ- skie psy.
Z raportów naukowców wynika, ¿e wnikanie domowych kotów na terytoria ¿bika, zamieszkuj¹cego m.in. Bieszczady, dopro- wadzi³o do powstawania mieszañców i zmniejszenia siê tym samym liczebnoci czystego gatunku tego dzikiego, chronio- nego kota (jest to klasyczny dowód, ¿e mi³oæ prowadzi do zguby powy¿sze stwierdzenie proszê potraktowaæ w katego- riach humorystycznych).
Pewna populacja zdzicza³ych kotów osiedli³a siê tak¿e na terenie naszej Uczelni. S¹ wród nich zwierzêta zupe³nie bia³e albo czarne, ale trafiaj¹ siê tak¿e typowe buraski, a nawet osobniki o rudej maci. Maj¹ one swoich zwolenników, którzy nawet dokarmiaj¹ je, ale tak¿e i zagorza³ych przeciwników. Ci ostatni postuluj¹ eksmisjê (dok¹d?), a nawet eksterminacjê po- litechnicznych Mruczków.* By³oby szkoda, gdyby wiosn¹ nie rozlega³y siê tu ich mi³osne pieni. Niech sobie ¿yj¹ trzeba im tylko stworzyæ znone warunki (w odniesieniu do naturalnego
rodowiska przyrodniczego taka ingerencja by³aby niepo¿¹da- na, gdy¿ zak³óca³aby proces naturalnej selekcji). Kiedy zbli¿a siê zima, warto pomyleæ o jakim przytulnym lokum dla na- szych uczelnianych kocich przyjació³. To w³anie tak¿e dziêki nim nie grozi nam inwazja gryzoni, których obawiaj¹ siê zw³asz- cza kobiety, chyba najbardziej skore do wzniesienia okrzyku:
królestwo za kota, w sytuacji sam na sam z ma³¹ i bezbronn¹ myszk¹.
Niniejszy artyku³ pragnê zadedykowaæ wszystkim przyjacio-
³om politechnicznych kotów.
Marcin Stanis³aw Wilga Wydzia³ Mechaniczny (Zdjêcia autora)
* W sprawie zdzicza³ych kotów rozmawia³em z kompetentnymi osobami, które dla ograniczenia ich populacji polecaj¹ rodki antykoncepcyjne, do- dawane do karmy. Tym samym mo¿na unikn¹æ zmniejszania liczebnoci tych zwierz¹t w sposób brutalny, np. przez topienie nowo narodzonych koci¹t itp. Chyba staæ nas na bardziej humanitarne dzia³ania.
Ptaszki s¹ bardzo smaczne warto na nie zapolowaæ!