• Nie Znaleziono Wyników

Jest to piêkne pasmo s³yn¹ce z rozleg³ych po³onin, niegdyœ nale¿¹ce do Polski

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Jest to piêkne pasmo s³yn¹ce z rozleg³ych po³onin, niegdyœ nale¿¹ce do Polski"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Atrakcje Ukrainy

Co roku we wrzeœniu ktoœ z Klubu (jak nazywamy w skrócie Studenckie Ko³o Przewodników Turystycznych) wyje¿d¿a w Karpaty Wschodnie na Ukrainê lub do Rumunii. W tym roku niedu¿a, bo szeœcioosobowa ekipa wybra³a siê wiêc w Czarnoho- rê. Jest to piêkne pasmo s³yn¹ce z rozleg³ych po³onin, niegdyœ

nale¿¹ce do Polski.

Ukrainê przemierzaliœmy ró¿nymi œrodkami lokomocji: kole- j¹, autobusami, a nawet limuzyn¹. W koñcu z Dzembroni ruszyli-

œmy w góry. Na atrakcje ju¿ pierwszego dnia nie mogliœmy narze- kaæ. Zaraz na pocz¹tku nieco zboczyliœmy z naszej œcie¿ki i w dodatku zaczê³o padaæ. Zrobi³a siê mg³a jak mleko i co gorsza wyros³o przed nami pole kosodrzewiny wysokiej na 2 metry.

Przedarcie siê przez ni¹ zajê³o nam trochê czasu. Smagani po- dmuchami lodowatego wiatru dotarliœmy w koñcu na Popa Iwa- na. Jest to szczyt, od którego zaczyna siê pasmo Czarnohory. Znaj- duj¹ siê tam ruiny dawnego polskiego obserwatorium astronomicz- nego. W jego mrokach spêdziliœmy noc. Rano nigdzie nie wyru- szyliœmy, gdy¿ musieliœmy zaj¹æ siê naszym sprzêtem – wszystko by³o zamarzniête. Jednak nastêpnego dnia, mimo ¿e z powodu mg³y nie by³o nic widaæ, trzeba by³o iœæ dalej. Nie by³o weso³o, a czeka³a nas jeszcze jedna przygoda.

Po po³udniu zatrzymaliœmy siê na obiad sk³adaj¹cy siê z kilku suchych kanapek. Za nami szed³ ktoœ, kto te¿ siê zatrzyma³. Po posi³ku, gdy czêœæ z nas ju¿ odesz³a, do reszty podszed³ mê¿czy- zna z chustk¹ na twarzy i kaza³ podejœæ do siebie jednej osobie.

Potem za¿¹da³ „baksów”. Gdy us³ysza³, ¿e nie posiadamy takiej waluty, jego towarzysz schowany w kosówce wystrzeli³. Najbar- dziej przestraszeni byli ci, którzy ju¿ ruszyli i z powodu mg³y niewiele widzieli, ale wyraŸnie s³yszeli strza³. Po krótkich targach Janosik (jak go póŸniej nazwaliœmy) zgodzi³ siê na 80 hrywien (ok. 80 z³), kilka konserw i czekoladê. Nastroje po tym wydarze- niu nam siê nie poprawi³y, ale byliœmy szczêœliwi, ¿e nikomu nic siê nie sta³o.

Wieczorem spaliœmy nad piêknym Jeziorkiem Niesamowitym, z którym zwi¹zane s¹ ró¿ne legendy. Rano, gdy wstaliœmy, wszyst-

ko by³o jeszcze oblodzone, ale nied³ugo wyjrza³o s³oñce i ju¿ do koñca wyjazdu pogoda by³a wspania³a, jakby chcia³a nam wyna- grodziæ dotychczasowe kaprysy.

Tego dnia weszliœmy na Howerlê – najwy¿szy szczyt Ukrainy.

Zaczêliœmy te¿ spotykaæ innych turystów. Potem na Pietrosie (na wysokoœci ponad 2000 m n.p.m.) obejrzeliœmy niezapomniany zachód i wschód s³oñca. W koñcu trzeba by³o zejœæ do siedzib ludzkich. Musieliœmy zmieniæ nasze pierwotne zamierzenia, gdy¿

z powodu pocz¹tkowych nieplanowanych wydarzeñ straciliœmy trochê czasu. Postanowiliœmy wiêc nie ruszaæ dalej w Gorgany, lecz pojechaæ na S³owacjê, wejœæ na Rysy i zejœæ potem z nich na polsk¹ stronê. Tak te¿ zrobiliœmy, choæ wydostanie siê z Jasini nie by³o takie proste. Autobus bowiem nie zatrzyma³ siê (to jest tam w sumie doœæ normalne), a nastêpny by³ dopiero za dwa dni, wiêc musieliœmy tam przenocowaæ i rano iœæ na poci¹g. Po drodze do Uzhorodu zajadaliœmy siê arbuzami miêdzy innymi dlatego, ¿e na nic innego nie by³o nas ju¿ staæ.

Gdy tylko przekroczyliœmy granicê, poczuliœmy siê bezpiecz- niej, a czystoœæ dooko³a a¿ razi³a w oczy. Rano od razu ruszyli-

œmy na najwy¿szy szczyt Polski i mimo ciê¿kich plecaków wkrót- ce tam dotarliœmy. Pogoda by³a bardzo ³adna, wiêc widoki by³y równie¿ wspania³e. Zeszliœmy potem do Morskiego Oka , ale nie by³ to koniec tego dnia. Straszeni niedŸwiedziami przez wszyst- kich napotkanych ludzi musieliœmy zejœæ jeszcze po ciemku do przejœcia granicznego na £ysej Polanie, gdy¿ dopiero tam mogli-

œmy przenocowaæ.

Nastêpnego dnia dotarliœmy do Zakopanego, a stamt¹d do do- mów.Wyjazd, mimo ¿e krótki, by³ zatem jak widaæ niezwykle „atrak- cyjny”. Nie zra¿aj¹c siê przykrymi wydarzeniami, ju¿ planujemy tegoroczn¹ wyprawê w kolejne góry Ukrainy.

Anna Maria Krzywak Studentka Wydzia³u Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki Zwijanie namiotów o wschodzie s³oñca na Pietrosie

Na Rysach, 2499 m n.p.m. Nasz ostatni œrodek lokomocji

Czarnohora z Howerl¹ na pierwszym planie

(2)

Mo¿na powiedzieæ, i¿ wszystko zaczê³o siê od Wie¿y Ba bel, gdy¿ to w³aœnie ona zapocz¹tkowa³a historiê d¹¿enia ludzkoœci do perfekcji. Cz³owiek od dawien dawna zabiega³ o ró¿nego rodzaju zaszczyty, prowadz¹c nieustanny wyœcig z cza- sem i konkurencj¹. Ale co chcia³ i nadal chce tym osi¹gn¹æ?

Poklask, poszanowanie, uznanie, aprobatê, respekt, zaszczyt, zachwyt... ujmuj¹c jednym s³owem: Sukces przez du¿e S. Ale gdzie i w czym doszukiwaæ siê nale¿y w³aœnie tego? Sukces jednostki czy sukces ludzkoœci, sukces myœli czy sukces ca³ej nauki, sukces dzisiejszej techniki czy sukces ca³ej cywilizacji?

Ludzkoœæ ju¿ od jakiegoœ czasu, co kilka lat spotyka siê, aby przyjrzeæ siê samej sobie, aby zaprezentowaæ swoje nadzieje, d¹¿enia, osi¹gniêcia, mo¿liwoœci, aby pokazaæ wszystkim, i¿

stwierdzenie „cz³owiek to brzmi dumnie” jest jak najbardziej adekwatne do tego kim jesteœmy i co robimy.

Takim w³aœnie festiwalem ludzkoœci sta³a siê tegoroczna wystawa EXPO 2000 w Hanowerze. By³o to jedno z najwiêk- szych i najbardziej presti¿owych przedsiêwziêæ w 150-letniej historii i tradycji takich wystaw. W tym roku ponad sto siedem- dziesi¹t siedem pañstw i osiemnaœcie organizacji miêdzynaro- dowych przyst¹pi³o do owego wielkiego wydarzenia. Ca³y ob- szar wystawienniczy podzielony zosta³ na dwie du¿e czêœci:

Nowe Expo i Park Tematyczny. Nowe Expo to pawilony, w któ- rych prezentuj¹ siê poszczególne kraje i organizacje, natomiast obszar zwany Parkiem Tematycznym – to jedenaœcie wystaw poœwiêconych najwa¿niejszym problemom naszej planety, tj.:

pracy, zdrowiu, edukacji, globalnemu ¿ywieniu, informacji, komunikacji, energetyki, rozwojowi techniki, wp³ywowi tech- niki na œrodowisko naturalne i zmianom klimatycznym.

Dla mnie impreza w Hanowerze to nie by³ pokaz mo¿liwo-

œci architektonicznych, to nie wystawa budownictwa. Czym zatem sta³y siê targi? Pokazem „mody”, konkursem narodowych pawilonów, czy mo¿e zachêt¹ turystyczn¹?

SCENERIA I SCENOGRAFIA

Przed wyjazdem niejednokrotnie mia³am okazjê przyjrzeæ siê architektonicznej oprawie wielu prezentowanych na wysta- wie pawilonów. To, ¿e mog³am przeanalizowaæ ich bry³y, rzuty, przekroje, czy pomys³ na elewacjê – to nie wszystko. Budynku nie da siê oceniæ w oderwaniu od kontekstu. Jak jednak szukaæ owego kontekstu na wystawie? Z jednej strony, skoro jest to ekspozycja – tak wielu zreszt¹ ró¿ni¹cych siê od siebie pomy-

KILKA GODZIN A TYLE WRA¯EÑ – HANNOVER EXPO 2000

s³ów – ciê¿ko jest wymagaæ od organizatorów, aby stworzyli warunki do prezentacji ka¿dego z zaprojektowanych na tê oka- zjê pawilonów. Aby zrozumieæ znaczenie obrazu, w galerii te¿

stwarza siê odpowiednie warunki do tego, aby móc go w pe- wien sposób odczytaæ. W przypadku obiektów architektonicz- nych niezwykle wa¿ne jest wyobra¿enie na temat owego kon- tekstu – czyli sposobu odbioru budynku w zwi¹zku z otocze- niem. Mimo wszystko celem wystawy EXPO by³a prezentacja osi¹gniêæ w dziedzinie architektury i budownictwa. Jak zd¹¿y-

³am siê zorientowaæ, ju¿ w 1867 r. w Pary¿u wprowadzono za- sadê planowania terenów ekspozycyjnych jako zespo³u pawi- lonów, z kolei w 1878 r. tak¿e w Pary¿u zainicjowano zwyczaj wznoszenia pawilonów narodowych, utrzymanych w stylu ty- powym dla danego kraju. Takie by³y pocz¹tki ponad sto lat temu.

Czy coœ siê od tamtej pory zmieni³o? Niezaprzeczalnie sama architektura oraz technika budowania posunê³y siê w przeci¹gu wieku tak dalece do przodu, ¿e trudno nawet oczekiwaæ, aby wspó³czesne pawilony by³y istotnie typowe dla danego kraju.

Ka¿dy okres w historii powinien prezentowaæ w³asn¹ interpre- tacjê ró¿nego typu zagadnieñ, w du¿ej zaœ mierze, je¿eli chodzi o architekturê. Zmierzam jednak do tego, ¿e niewiele w moim odczuciu uleg³o zmianie na bazie samej prezentacji. Je¿eli bo- wiem na tegorocznym EXPO przedstawiany obiekt sam w so- bie nie posiada³ na tyle mocnej, rzucaj¹cej siê w oczy oprawy architektonicznej, to mia³ niewielk¹ szansê na zwrócenie uwagi przeciêtnego widza, bowiem warunki ekspozycji nie stwarza³y mu takiej mo¿liwoœci. Przyk³adem na to staje siê chocia¿by pawilon polski. Nie próbujê oceniaæ jego architektury, stwier- dzam tylko, ¿e nawet nie da³o siê jej oceniæ. Zlokalizowany zosta³ w tak œcis³ym s¹siedztwie, ¿e trudno nawet jest go obejœæ, nie mówi¹c ju¿ o sfotografowaniu. To dotyczy nie tylko nasze- go pawilonu. Niejednokrotnie musia³am siê sporo gimnastyko- waæ, robi¹c zdjêcie jednego konkretnego obiektu, ¿eby nie uchwyciæ czegoœ odmiennego obok. Rozumiem, ¿e takie usze- regowanie pawilonów, czy, jakbym to nazwa³a – „urbanistycz- ne domino” by³o jakimœ pomys³em na prezentacjê. Bardziej jednak z myœl¹ o oszczêdnym planowaniu ani¿eli o prawdziwej ekspozycji.

PAWILONY Z DREWNA

Wiele pañstw do budowy swoich pawilonów wystawienni- czych wykorzysta³o popularne dziœ konstrukcje drewniane.

Œwietnym tego przyk³adem staje siê pawilon wêgierski, który w³aœnie w moich oczach zas³uguje na wiêksz¹ uwagê. Usytu- owany pomiêdzy Dani¹ a Portugali¹, przyci¹ga³ swoim wygl¹- dem spore rzesze turystów. Có¿ zatem mia³ w sobie, skoro wszy- scy tak chêtnie goœcili w jego progach? Mo¿e to fenomen do- brej, organicznej, wywodz¹cej siê z kultury wêgierskiej – ar- chitektury? A mo¿e sam sposób, w jaki zosta³ osadzony na grun- cie hanowerskim i w jaki zaprasza³ do siebie goœci? Trudno znaleŸæ na te pytania jednoznaczn¹ odpowiedŸ. Zapewne ka¿- dy z tych czynników wp³ywa³ na sukces Wêgrów. W inteligent- ny sposób wykorzystano tu zarówno plastyczn¹ stronê tworów natury, jak i „m¹droœæ” tkwi¹c¹ w samozamykaj¹cych siê p¹- kach kwiatów. Przypomina³ on swoim wygl¹dem olbrzymi kwia- towy kielich. Jednak odmiennie ni¿ reszta roœlin, skierowany by³ ku zachodowi s³oñca, tym samym nie szukaj¹c œwiat³a. Dla- tego kielich ten nie by³ do koñca otwarty, pozostawa³ tylko uchy- lony. Przypomina³o to trochê lejek, który wsysa przechodniów.

Taka forma wejœcia stanowi dla mnie wiêksz¹ tajemnicê, wzma- Widok na nowe EXPO (fot. A. Marek)

(3)

ga we mnie zaciekawienie, co znajduje siê wewn¹trz, zaprasza do œrodka. Podwójne œciany drewnianych „p³atków”, a pomiê- dzy nimi miejsce na ekspozycjê – to oryginalny i niekonwen- cjonalny sposób prezentacji. Sam œrodek to doœæ przestronne miejsce, ale pusta przestrzeñ. Tylko co jakiœ czas projekcje fil- mów na otwieraj¹cych siê ekranach i muzyka zatrzymywa³y odwiedzaj¹cych. Wydawaæ siê mo¿e, i¿ obiekt ten by³ przyk³a- dem wêgierskiej, drewnianej architektury organicznej.

Innym przyk³adem, ale równie dobrze osadzonym w kon- wencji architektury naturalnej, by³ dla mnie pawilon Szwajca- rii. Podobnie jak we wczeœniejszym opisanym przeze mnie pa- wilonie, obiekt ten by³ skonstruowany w bardzo ciekawy spo- sób. Brak w nim jednoznacznego wejœcia, nie by³o w nim drzwi i okien, nie doszukalibyœmy siê te¿ ustalonej drogi zwiedzania.

Zatem co by³o? Regularna bry³a, wiele wejœæ ze wszystkich czterech stron œwiata, z ka¿dej po kilka. Ka¿de wejœcie to za- proszenie do œrodka, to zarazem w¹ski, ciemny korytarz, który wci¹ga³ ludzi do wewn¹trz, to ca³a sieæ korytarzy, to jeden wielki labirynt. Przez to obiekt ten otwarty by³ na otoczenie, na prze- strzeñ, w której zosta³ osadzony. Nastêpowa³ tu swobodny i przez to niekontrolowany przep³yw ludzi. Swym wygl¹dem stwarza³ wra¿enie, jakbym znalaz³a siê nagle w tartaku pe³nym równo pouk³adanych, œwie¿o oheblowanych desek. Jedna na drugiej i potem kolejna, i nastêpna, i jeszcze jedna. Czeka³y gotowe na odbiorcê. Mo¿e tak te¿ siê stanie i z tym pawilonem. Po skoñ- czonej wystawie surowiec oddany zostanie do dalszego u¿ytku, na pod³ogi czy belki stropowe.

PRZEK£ADANIEC

Innym przyk³adem by³ pawilon holenderski, który górowa³ wysokoœci¹ wœród zlokalizowanych w jego s¹siedztwie obiek- tów, przez co wyró¿nia³ siê w ci¹gu pawilonów. Niezaprzeczal- nie jednak swój sukces zawdziêcza³ on oryginalnemu pomys³o- wi, oprawie architektonicznej, obok której nie da³o siê przejœæ obojêtnie. Obiekt ten by³ kwintesencj¹ tendencji panuj¹cych na wystawie. Swoim wygl¹dem przypomina³ to wielkiego hambur- gera, to wie¿ê z ró¿nymi krajobrazowo kondygnacjami – jezio- ro z wysp¹ na dachu, dywany kwiatów, las dwunastometrowych drzew i piaskowe wydmy. To tak jakby Holandia w pigu³ce.

Jednak zwróci³o moj¹ uwagê to, ¿e zupe³nie inaczej postrzega-

³o siê go z pewnej odleg³oœci, czy nawet pewnej wysokoœci (któr¹ oferowa³ taras widokowy zlokalizowany na dachu budynku poczty) ani¿eli z bliska, z pozycji cz³owieka. Z tego bowiem miejsca istotnie widaæ by³o t³o, na jakim obiekt zosta³ zapre- zentowany. Byæ mo¿e efekt ten wcale nie by³ zamierzony, nie- mniej jednak by³a w tym pewna próba nawi¹zania do kontekstu

– t³o wydawa³o siê istotnie p³askim, rolniczym krajobrazem holenderskim.

DUSZA EXPO

Ca³y teren wystawy, t³umnie odwiedzany przez turystów, przypomina³ mi wielki bazar, na którym przechodnie przebie- raj¹ w asortymencie, szukaj¹c czegoœ odpowiedniego dla sie- bie, to za chwilê przez sam œrodek przetoczy siê gigantyczna machina. To trochê jak uliczny happening, a zarazem symbol dzisiejszych czasów. Wieczna pogoñ, ¿ycie w zat³oczonym mie-

œcie i stres. Brak nam chwili wytchnienia. W³aœnie w taki spo- sób skonstruowana by³a wystawa hanowerska. Ale by³o te¿ coœ

szczególnego. To doœæ nietypowy z pawilonów. Nie uczestni- czy³ w zawodach, a jednak mia³ coœ w sobie. To ostoja spokoju, oaza zadumy, przystañ, bezpieczeñstwo i relaks. Takie w³aœnie pierwsze uczucia wyzwoli³ we mnie pawilon Chrystusa – jeden z wielu pawilonów tematycznych, niezwi¹zany z ¿adnym pañstwem. Zas³uguje on na wiêksz¹ uwagê, nie tylko ze wzglê- du na swój charakter, ale przede wszystkim na architekturê prze- strzeni – sposób, w jaki owe miejsce zosta³o ukszta³towane.

Przypomina³ on zabudowê klasycznego klasztoru. Do œrodka zaprasza³o nas wejœcie w postaci drewnianej k³adki. Prowadzi-

³a ona prosto na obszerny dziedziniec, we wnêtrzu którego po- sadzone zosta³o olbrzymie drzewo œwiêtojañskie. Przestrzeñ ta, to obszar spotkañ, to miejsce ró¿nych uroczystoœci kulturalnych.

Tu¿ obok, w kubiku ze szk³a, mieœci³o siê pomieszczenie sa- kralne. To koœció³ góruj¹cy nad reszt¹ zabudowy klasztornej.

Czysta forma, regularny kszta³t, proste, transparentne materia-

³y i oszczêdny detal – wszystko to nadawa³o mu wysmakowa- nej elegancji. Jednak¿e dla mnie fenomenem tego pawilonu by³y kru¿ganki, które okala³y ca³e za³o¿enie. Podwójne, szklane œcia- ny w postaci wielkich okien, wype³nione ró¿nymi materia³ami

Pawilon holenderski

(fot. M. Smyk) Wejœcie do opawilonu wêgierskiego

(fot. A. Orchowska) Dusza EXPO – Pawilon Chrystusa (fot. A. Orchowska)

(4)

(elementami natury i techniki) – to swoisty genius loci. Space- ruj¹c galeri¹ i przygl¹daj¹c siê „witrynom”, czu³o siê w powie- trzu niesamowit¹ atmosferê. Przypomina mi to trochê wielki kalejdoskop, gdzie w miarê przemieszczania wszystko siê zmie- nia. A jak¿e wymowne w swej formie potrafi¹ byæ te okna. To tak jakby ca³y œwiat mieæ nagle przed oczyma: to, sk¹d siê wy- wodzimy, kim jesteœmy, do czego d¹¿ymy, jak kszta³tujemy nasze ¿ycie i gdzie jest koniec. Umieszczenie makówek, strzy- kawek, kó³ zêbatych, plastikowych tub, widelców, ¿arówek, bambusa, drewna, rozt³uczonego szk³a, kamieni i wielu innych elementów czyni to miejsce zagadkowym i pozwalaj¹cym na w³asne interpretacje. Tak ukszta³towane okna nadawa³y dodat- kowy efekt wnêtrzu, a mianowicie promienie s³oneczne, które wpada³y do œrodka „przefiltrowane” przez te materia³y, za ka¿- dym razem przybiera³y inna barwê i natê¿enie. We wspó³cze- snej architekturze gra kolorów i œwiat³a schodzi jakby na drugi plan, tu natomiast wysuwa³a siê, dodaj¹c swoistego uroku i czy- ni¹c tym samym obiekt ten niepowtarzalnym.

ODWIECZNY PROBLEM ŒMIECI

Trzy jak¿e wielkie s³owa towarzyszy³y owym pokazom: Cz³o- wiek – Przyroda – Technika. To cel tegorocznej wystawy, reali- zowany w sposób bardzo urozmaicony, jednak przez to intry- guj¹cy. To has³o nasuwaj¹ce nam, widzom, wiele tematów do przemyœleñ, czy nawet dyskusji. Pomyœleæ by mo¿na, i¿ stoj¹c u progu XXI wieku, chcemy dokonaæ swoistego rachunku su- mienia i podj¹æ siê pewnych rozliczeñ samych siebie z otacza- j¹c¹ nas natur¹. Mogliœmy tu zobaczyæ wszystko to, co zwi¹za- ne jest z szeroko rozumian¹ ekologi¹, to, w jaki sposób próbu- jemy harmonijnie egzystowaæ z przyrod¹ i jak przemyœlnie ko- rzystamy z dóbr œrodowiska naturalnego. Dlatego te¿, na pierw- szy rzut oka da³o siê zauwa¿yæ, i¿ wœród pawilonów przewa¿a³ styl w du¿ym stopniu nawi¹zuj¹cy do natury. Spore zastosowa- nie drewna jako budulca, nagminnie wprowadzany motyw wody i zieleñ w ró¿nej postaci jako nieodzowny element kompozy- cji. Ca³y ten wzrost u¿ycia materia³ów naturalnych i wykorzy- stania przyrody sprawia, i¿ podejmujemy próbê nawi¹zania dia- logu z wszechobecn¹ natur¹.

Gdyby siê tak zastanowiæ, dochodzi siê do wniosku, i¿ dzi- siejszy œwiat nie zmierza w dobrym kierunku. Zanieczyszcze- nia atmosfery, problem œmieci, brudne i ska¿one wody, wycin- ka lasów – to tylko kilka negatywnych przyk³adów i – co naj- gorsze – wszystko to jest naszym dzie³em. Od pewnego czasu jednak cz³owiek stara siê jakoœ temu zaradziæ. Przy u¿yciu wspó³czesnej techniki próbuje znaleŸæ rozwi¹zania tych i in- nych problemów. Dlatego te¿ tegoroczna wystawa w tak du¿ym stopniu porusza³a zagadnienia ochrony œrodowiska. „Cz³owiek

– Przyroda –Technika”, has³o EXPO w najlepszy sposób od- zwierciedli³ pawilon recyclingu. W jaki sposób stanowi³ on kwintesencjê idei, postaram siê zaraz przybli¿yæ. Sta³ on, ni- czym ogromny „zbiornik na œmieci”, w s¹siedztwie ekologicz- nego pawilonu Japonii. To wielki pokaz pozyskiwania i obrób- ki surowców wtórnych, odpadków i œmieci. Wnêtrze obiektu to rampa, która spiralnie wznosi siê ku górze. Po drodze na szczyt przechodziliœmy przez ró¿ne ekspozycje prezentuj¹ce wiele sposobów na utylizacjê œmieci i ochronê œrodowiska. Wszyst- kiego mo¿na by³o tu dotkn¹æ, we wszystkim uczestniczyæ.

Wspó³czesna technika pe³ni tu rolê s³u¿ebn¹, jest elementem dope³niaj¹cym, sposobem, w jaki cz³owiek stara siê przywró- ciæ równowagê w zdegradowanym œrodowisku. Ca³y pawilon ch³odzony by³ naturalnym obiegiem powietrza i wody, a sztuczne liœcie na szybach zapewnia³y cieñ. Na samej górze, tu¿ zaraz

przy zejœciu, znajdowa³ siê mostek z punktem widokowym na teren targów. Dla mnie to pewnego rodzaju symbol, symbol te- raŸniejszoœci, a mo¿e nawet przysz³oœci: „spójrzmy na siebie, na to, co ju¿ stworzyliœmy i co dalej bêdziemy tworzyæ...”

EKSPONATY MUZEALNE CZY ARCHITEKTURA S£U¯¥CA CZ£OWIEKOWI I NATURZE?

Skoro obiekt powstaje w zupe³nym oderwaniu od kontekstu, jest w zasadzie bry³¹ dla bry³y i nie przewiduje siê jego lokali- zacji w pewnym okreœlonym miejscu (po zapre- zentowaniu go na wystawie), to trafny jest wed³ug mnie pomys³ jego rozbiórki i ponownego wykorzystania. Przewidziano to w przypadku kil- ku pawilonów, miêdzy innymi pawilonu japoñskiego czy szwaj- carskiego.

Jestem zwolenniczk¹ u¿ytecznoœci architektury. W przysz-

³oœci wola³abym oczywiœcie, aby prezentowane, tegoroczne pawilony funkcjonowa³y nadal, i aby swoim pomys³em s³u¿y³y kolejnym pokoleniom, lecz ju¿ nie jako eksponaty muzealne, tylko „¿ywe obiekty” stworzone z myœl¹ o cz³owieku i naturze.

W ten sposób pojmujê cel ich prezentacji.

Wystawa jest wystaw¹ – co jednak stanie siê z jej obecnymi eksponatami? Na to pytanie odpowiedzia³y nieliczne tylko obiekty. W przewadze te przeznaczone do rozbiórki z ponow- nym wykorzystaniem materia³u budowlanego. Wed³ug mnie zabrak³o informacji dotycz¹cych tej kwestii, a to siê wi¹¿e z faktem, ¿e przyœwiecaj¹ce wystawie has³o: „Cz³owiek – Przy- roda – Technika” nie zosta³o do koñca przemyœlane przez wie- lu jej uczestników. Cz³owiek + Przyroda + Technika = Przy- sz³oœæ – przysz³oœæ naszej planety rozumiana poprzez u¿ytecz- noœæ. Te pojêcia maj¹ siê zazêbiaæ i s³u¿yæ sobie przez kolejne lata, a wystawiane tegoroczne pawilony winny byæ pierwszym tego przyk³adem. W ten sposób rozumiem cel wspó³czesnej architektury – czyli techniki rozwi¹zañ, pomys³ów, maj¹cej sprzyjaæ miejscu, naturze oraz swoim u¿ytkownikom.

Miejmy jednak nadziejê, ¿e tego typu wystawy bêd¹ organi- zowane, pewne niezauwa¿one jeszcze dot¹d aspekty zostan¹ w koñcu dostrze¿one, zaœ to, co zbêdne i nie do koñca jeszcze przemyœlane zostanie wyeliminowane.

Miejmy nadziejê, ¿e kolejne wystawy bêd¹ w pe³nym tego s³owa znaczeniu wystawami osi¹gniêæ, a architektura pojmo- wana bêdzie w wielu aspektach: pocz¹wszy od detalu, a koñ- cz¹c na urbanistycznej oprawie ca³oœci.

Magdalena Bonin, Jolanta Bulera Studentki Wydzia³u Architektury Pobyt na wystawie EXPO, 24 czerwca 2000, zawdziêczamy, cyklicznej ju¿, wyprawie naukowej zorganizowanej dziêki Katedrze Rozwoju Miasta Wydzia³u Architektury Politechniki Gdañskiej oraz instytucjom wspiera- j¹cym wycieczkê finansowo: DAAD, Synergia 99, Wydzia³owi Architek- tury i Rektorowi Politechniki Gdañskiej, a tak¿e studentom, którzy czyn- nie zaanga¿owali siê w jej realizacjê.

(5)

Bardzo ciekawie wypowiedzieli siê na temat krytyki, oceny dzie³a i projekcji dalszych opinii m³odzi ludzie z Wydzia-

³u Architektury Politechniki Gdañskiej w czasie spotkañ semi- naryjnych na IV i V roku studiów.

Specjalnie przytaczam wybrane, celne moim zdaniem odpo- wiedzi na dwa kluczowe pytania, to znaczy:

a) jaka jest rola krytyki architektonicznej w procesie odbioru architektury przez spo³eczeñstwo?

b) jak chcia³bym byæ krytykowany przez kolegów, gdy bêdê uprawia³ zawód w przysz³oœci?

Gdyby ws³uchaæ siê w g³osy m³odych ludzi, to mo¿na by byæ spokojnym o przysz³oœæ idealist¹. Szkoda, ¿e nas zweryfi- kuj¹ s¹dy i postawy.

Niemniej jednak pozwolê sobie przytoczyæ g³osy m³odych!

Anna Niczyperowicz – rok IV Ad a)

Przede wszystkim umiejêtna krytyka architektoniczna potrafi zainteresowaæ osoby spoza bran¿y tematyk¹ budownictwa, zwróciæ ich uwagê na du¿¹ rolê, któr¹ architektura spe³nia.

Nie ka¿dy umie wyodrêbniæ z otoczenia poszczególne ele- menty, odczytaæ je. Bardziej intuicyjnie traktujemy otoczenie, nie zawsze rozumiej¹c „co to nie gra”. Fachowiec potrafi „od podszewki” oceniæ architekturê. Rozbiera j¹ na kawa³ki, anali- zuje poprawnoœæ techniczn¹, funkcjonalnoœæ, umiejêtnoœæ wpi- sania w kontekst. Mo¿e nawet pokusiæ siê o ocenê estetyki.

Tu jednak potrzebna jest wielka ostro¿noœæ. Kanony, trady- cja wyznaczaj¹ nam pewne granice piêkna i brzydoty. I w tych granicach wolno nam oceniaæ. Du¿ym nadu¿yciem jest nato- miast wartoœciowanie architektury wed³ug osobistego poczucia piêkna.

Krytyka z prawdziwego zdarzenia swoimi wnioskami budzi zainteresowanie przedmiotem, potrafi fachowo wskazaæ b³êdy, a jednoczeœnie nie zapomina o podkreœleniu zalet, potrafi wzbu- dziæ szacunek do pracy architekta i kieruje uwagê czytelnika na

Jak funkcjonuje krytyka w spo³eczeñstwie...? (Cz. II)

Co s¹dz¹ o krytyce architektonicznej studenci-architekci jako przyszli „krytykowani” i „krytykuj¹cy”?

wartoœæ dzie³a, niezale¿n¹ od nazwiska czy pozycji autora. Taka szczera i profesjonalna krytyka uczy uczciwego odbioru przez ca³e rzesze spo³eczeñstwa. Nie narzucaj¹c w³asnego poczucia estetyki, krytyka zostawia miejsce na prywatne odczucia, jed- nak uczy w³asnego spojrzenia na poprawnoœæ architektury.

Ad b)

Chcia³abym byæ krytykowana... z dostrze¿eniem moich sta- rañ. Nie, broñ Bo¿e, z przymykaniem oczu na g³upotê moich rozwi¹zañ czy pomys³ów. Liczy siê krytyka tego, co z³e w moim projekcie.

Krytyki pt. „nie podoba mi siê to” – raczej nie chcia³abym.

Szanujê cudze poczucie estetyki i chcia³abym odwzajemnienia tego szacunku.

S³ysz¹c krytykê swojego rozwi¹zania – jednoczeœnie spo- dziewa³abym siê alternatywy – jak i dlaczego krytyk by to zro- bi³, bêd¹c na moim miejscu. Mo¿e to byæ pouczaj¹ce – lub te¿

demaskuj¹ce dla krytyka, który zbyt pochopnie wyda³by z³¹ opiniê.

Nie podoba mi siê krytyka dzie³a, które „nie jest modne”.

Chcia³abym szacunku dla nieulegania panuj¹cym modom. I zainteresowania moim stylem.

Justyna Kowalska Ad a)

Jaka jest, moim zdaniem, rola krytyki architektonicznej w procesie odbioru architektury przez spo³eczeñstwo?

– przede wszystkim myœlê, ¿e najwa¿niejsze dla spo³eczeñ- stwa jest poczucie bezpieczeñstwa, zaaklimatyzowanie siê, identyfikacja z obiektem lub ca³¹ grup¹ architektów,

– czêsto architektura przerasta zwyk³ego odbiorcê, jest zbyt monumentalna, ludzie jej nie rozumiej¹, zaznaczaj¹c jedy- nie funkcjonalnoœæ wnêtrza, mi³y, nieagresywny wygl¹d ze- wnêtrzny, ³agodne oœwietlenie,

– ludzie krytykuj¹cy architekturê czêsto nie s¹ obiektywni, narzucaj¹ swój punkt myœlenia, postrzeganie obiektu innym,

– cz³owiek niewykszta³cony w kierunku architektonicznym czy plastycznym nie chce siê wypowiadaæ, bo „siê nie zna”, a to, co czuje, wydaje mu siê mniej wa¿ne, schodzi na drugi plan,

– tymczasem to zwyk³y cz³owiek obcuje z t¹ architektur¹ i to on powinien j¹ krytykowaæ,

– oczywiœcie architektura u¿ytecznoœci publicznej powinna kierowaæ siê bardziej sztuk¹, tak jak kiedyœ, gdy by³y to naj- bardziej reprezentacyjne budynki ukazuj¹ce bogactwo.

Ad.b)

Myœlê, ¿e z ka¿dej krytyki mo¿na wynieœæ coœ dobrego, jest to proces dalszego rozwoju, chocia¿ nie powinna to byæ kryty- ka „mieszaj¹ca z b³otem”, gdzie po czymœ takim cz³owiek nie wie od czego zacz¹æ, i zatraca swój styl, póki nie jest doœæ sil-

ny. Aldona Grodzicka

Ad.b)

– konstruktywnie – mam œwiadomoœæ swojej niedoskona³o-

œci, wiêc w krytyce oczekujê informacji, co mo¿na zmieniæ, by obiekt, kolejny projektowany, lepiej wrasta³ w swoj¹ sy- tuacjê,

– Co ty na to? –

(6)

– obiektywnie – (w miarê mo¿liwoœci) w mentalnoœci pol- skich dziennikarzy (i nie tylko) le¿y agresja i z³oœliwoœæ, ja chcia³abym wszechstronnej i niez³oœliwej krytyki,

– zalety i wady – ka¿dy medal ma dwie strony, podobnie ka¿- dy „mój” obiekt ma dobre i z³e strony. Chcia³abym dostrze-

¿enia pozytywnych, twórczych rozwi¹zañ wykorzystanych przeze mnie, a nie tylko wytykania b³êdów.

Piotr Dowgia³³o Ad a)

Zacz¹æ nale¿y od tego, ¿e przeciêtny obywatel nie ma czê- stego kontaktu z tekstami opisuj¹cymi obiekty architektonicz- ne lub nie ma go w ogóle. St¹d wniosek, ¿e nie maj¹ one znacz- nego wp³ywu na ocenê architektury przez spo³eczeñstwo. Wy- nika to st¹d, ¿e polskie spo³eczeñstwo jest ma³o uœwiadomione przestrzennie.

Okres komunizmu wprowadzi³ na tyle znaczne zubo¿enie w otaczaj¹cej nas przestrzeni, ¿e wszystko co nowe, kolorowe, szklane lub ze spadzistym dachem ludziom siê podoba.

S¹dzê wiêc, ¿e krytyka architektoniczna mia³aby znacznie wiêkszy wp³yw, gdyby pojawi³a siê w popularnych gazetach, jak dzienniki, tygodniki poruszaj¹ce szersze spektrum tematów.

Ad b)

Po pierwsze, chcia³bym znaæ wypowiedzi architektów na temat mojej pracy. Nie chcia³bym, aby oceniano gdzieœ w œro- dowisku za moimi plecami. Nie bojê siê negatywnej krytyki, jeœli jest ona uzasadniona. Dyskusje na temat mojej pracy z kolegami po fachu, wytkniêcie b³êdów, które pope³ni³em, a któ- rych byæ mo¿e nie dostrzeg³em, bêdzie jedynie po¿yteczne w moich nastêpnych pracach. Zyskam na tym ja i jakoœæ architek- tury przeze mnie wykonywanej.

Pawe³ Czarzasty Ad a)

Myœlê, ¿e krytyka architektury – to znaczy ta „ogólnodo- stêpna”, publikowana na ³amach pism, pomaga osobom „nie- zorientowanym w temacie” wyrobiæ sobie jakakolwiek opiniê na temat danego obiektu czy wnêtrza.

Tym bardziej orientuj¹cym siê – architektom, artystom – tego typu teksty mog¹ jedynie zwróciæ uwagê na pewne elementy, ale w wiêkszoœci przypadków chyba tylko rozbijaj¹ w³asne od- czucia na dany temat. Frustruj¹ca mo¿e okazaæ siê sensownoœæ dyskusji z autorem tej opinii czy krytyki.

Myœlê, ¿e ogólne „produkty” arch. mog¹ dzieliæ siê na „uda- ne” i „mniej udane” i z takim podzia³em du¿a wiêkszoœæ nie bêdzie mia³a problemu, ale g³êbsze analizy ... siê.

Ze swej strony uwa¿am, ¿e do architektury za du¿o wprowa- dza siê filozofii i próbuje zaadaptowaæ jakichœ wymyœlonych teorii wyssanych z palca, którymi jedynie podbudowuje siê swoje lub czyjeœ koncepcje. A przecie¿ tak naprawdê to albo dany budynek jest ³adny lub nie (subiektywne), komponuje siê z krajobrazem lub nie (te¿ subiektywna opinia) i jest funkcjo- nalny lub nie.

Ad b)

Myœlê, ¿e architekt powinien byæ w stanie przewidzieæ du¿¹ czêœæ rzeczy, do których ktoœ móg³by siê w jego projekcie „przy- czepiæ”, i je¿eli coœ jest dla niego zaskoczeniem, to znaczy, ¿e nie jest taki dobry jak myœli.

Danuta Kaliszan Ad a)

Wa¿na jest krytyka, z której mo¿na by wyci¹gn¹æ wnioski, jednak moim zdaniem nie mo¿na braæ jej – krytyki – zbyt jed- nostronnie (jednym mo¿e siê podobaæ, innym nie).

Jednak krytyka powinna pomagaæ w odbieraniu architektu- ry, w odró¿nieniu tak zwanej dobrej architektury od z³ej. Kry- tyka ukazuje czêsto, któr¹ drog¹ mo¿na pójœæ, aby nie pope³niæ gafy poprzedników, ukazuje nowe tendencje, wyostrza wzrok na potrzeby danego miejsca.

Ad b)

Aby byæ gotowym do krytyki w³asnego projektu, trzeba sa- memu podejœæ krytycznie do swych pomys³ów, ale ja projektu- j¹c, najczêœciej nie widzê wad we w³asnym projekcie, dlatego czasem pomaga pomoc innych, ma³a konsultacja czy korekta.

Chocia¿ jeœli dany pomys³ podoba mi siê bardzo, to najczêœciej wys³ucham krytyki innych, ale siê nie zastosujê (ale wtedy mu- szê naprawdê czuæ, ¿e to co robiê jest naprawdê dobre).

Jakie wiêc s¹ rola i zadania krytyki architektury?

Podstawowe zadania krytyki wynikaj¹ z jej definicji i s¹ nimi analiza i ocena dzie³ twórczych. Pod pojêciem analizy rozumie siê zarówno rozbiór ca³oœci dzie³a na elementy, czyli stworze- nie jego opisu, jak i jego interpretacjê, wyt³umaczenie. Wszel- kie formy analizy (formalna, pochodzenia kulturowego, bio- graficzna, psychologiczna, socjologiczna) s¹ tylko podstaw¹ teoretyczn¹ do oceny dzie³, która jest „istotnym i w³aœciwym zadaniem krytyki”.

„Krytycy zazwyczaj nie oddzielaj¹ wyraŸnie ocen krytycz- nych od analizy, lecz przemycaj¹ je niepostrze¿enie do anali- zy, przetykaj¹ nimi informacje rzeczowe o budowie i genezie dzie³a twórczego. Z praktyki takiej nie wynika jednakowo¿, ¿e oceny po prostu jako wyniki wynikaj¹ z toku analizy. Oczywi-

œcie analiza stanowi wa¿n¹ podstawê do ocen, ale nie podstawê wy³¹czn¹. Podstawê w³aœciw¹ stanowi¹ mierniki (kryteria war- toœci), zazwyczaj przez krytyków zak³adane domyœlnie, czyli bez wyraŸnego ich wy³uszczania”.

Wayne Attoe, teoretyk krytyki architektury, podobnie jak Pieter, wymienia trzy klasyczne role, które pe³ni krytyka; s¹ to:

a) opis,

b) interpretacja,

c) ocena dzie³ architektury.

Ad a) Opis – to wed³ug Attoe niedoceniana forma krytycy- zmu, odgrywaj¹ca du¿¹ rolê w przybli¿aniu odbiorcom faktów zwi¹zanych z etapem projektowania i sylwetk¹ architekta. Jest niezast¹piony w objaœnianiu porz¹dków rz¹dz¹cych form¹ lub wyjaœnianiu zawi³ego uk³adu funkcjonalnego czy konstrukcyj-

„W drodze na Biegun Doaskona³oœci”

(7)

nego. Odpowiada na pytania: co? kiedy? dlaczego? jak? kto?

Nie wymaga zbytniej kreatywnoœci i wyobraŸni od krytyka. Ale akuratnoœci i obiektywizmu, znalezienia odpowiednich s³ów, diagramów i ilustracji, zadecydowania, co jest wa¿ne do ujaw- nienia.

Ad b) Interpretacja – w niej rzeczywiste widzenie budynku zostaje zamienione przez krytyka na pokazanie sposobu, w jaki mo¿e dany obiekt byæ interpretowany. Dla wielu krytyków rola interpretacji jest bardziej wyzywaj¹ca i daj¹ca satysfakcjê w porównaniu z prostym opisem, gdy¿ wymaga wyobraŸni i stra- tegii.

Ad c) Ocena – os¹d budynku mo¿e byæ tworzony na bazie standardów – na minimalnych i maksymalnych normach, dziê- ki którym budynek mo¿e funkcjonowaæ, na bazie ustanowio- nych typów budynków (porównywanie budynków tego samego typu). Os¹d mo¿e byæ tak¿e typu dogmatycznego.

Attoe wymienia tak¿e dwie dodatkowe role, jak krytyka kry- tycyzmu i tworzenie krytycyzmu, który jest dzie³em sztuki sam w sobie.

Krytyka krytycyzmu – jest to proces, w którym krytycy zastanawiaj¹ siê nad metodami krytycyzmu, proponuj¹ czêsto alternatywne techniki, punkty widzenia i mierniki wartoœci kry- tycznych komentarzy. Przedmiotem dyskusji s¹ teksty krytycz-

ne, czêsto brak w nich odniesienia do budynku lub miejsca.

Krytycy poszukuj¹ lepszych, inspiruj¹cych metod opisu, inter- pretacji i oceny. Jako przyk³ady ostatnich technik krytyki wy- mieniæ mo¿na krytyki – formalistyczn¹, marksistowsk¹, struk- turalistyczn¹, poststrukturalistyczn¹ i dekonstrukcjonistyczn¹, które odrzuci³y na bok istniej¹ce sposoby krytykowania i wska- zuj¹ alternatywne perspektywy i misje architekto- nicznego kry- tycyzmu.

Brak w Polsce profesjonalnie uprawianej krytyki to nie tyl- ko temat do dyskusji, ale tak¿e ogromne pole do dzia³ania dla tych, którzy s¹ przekonani o jej potrzebie. „Jakakolwiek sen- sowna dzia³alnoœæ w dziedzinie nowoczesnej krytyki architek- tury musi siê zacz¹æ od postawienia fundamentalnych pytañ w rodzaju: czym by³a, czym jest i czym powinna byæ krytyka ar- chitektury, jakie s¹ jej cele i zadania, do kogo ma byæ adreso- wana, przez kogo uprawiana oraz w jaki sposób” – postuluje Andrzej Niezabistowski i dalej przestrzega, ¿e „Bez odpowie- dzi na te pytania skazani bêdziemy na dzia³ania przypadkowe, doraŸne i chaotyczne, co grozi marnotrawieniem nagromadzo- nego potencja³u wiedzy i umiejêtnoœci, a w efekcie dalszym powiêkszeniem siê przepaœci miêdzy ‘architektur¹ dla archi- tektów’ i ‘architektur¹ dla u¿ytkowników’”.

Krystyna Pokrzywnicka Wydzia³ Architektury

Królestwo za kota! Tak zapewne legendarny Popiel móg³ wo³aæ, gdy stado myszy zaatakowa³o jego siedzibê w Kruszwicy nad jeziorem Gop³o. Rzeczywiœcie, wœród obroñ- ców ludzkich siedzib przed inwazj¹ gryzoni, palmê pierwszeñ- stwa nale¿y przyznaæ kotom. Ale nie wszystkim. Niektóre osob- niki, ¿yj¹ce najczêœciej w miejskich blokach mieszkalnych, zo- sta³y przez swoich w³aœcicieli „zdemoralizowane”. Nadmiar je- dzenia – w postaci wykwintnych erzaców: np. Kitekate, Whi- skas itp. – spowodowa³ ograniczenie ich zdolnoœci do samo- dzielnego zdobywania po¿ywienia poprzez polowanie. Na wi- dok myszy, wspomniane koty nie wiedz¹ co robiæ: instynkt ka¿e im œcigaæ „to nieznane”, ale po chwili zabawy porzucaj¹ obiekt zainteresowania. A spostponowana mysz najczêœciej uchodzi z

³ap swojego przeœladowcy. S³ysza³em o niezwykle zapasionych i tak leniwych osobnikach, ¿e nie reaguj¹ w ogóle na obecnoœæ myszy, spaceruj¹cej nawet tu¿ przed ich nosem. Gdyby znala-

KRÓLESTWO ZA... KOTA!

z³y siê w warunkach naturalnych, niechybnie zginê³yby z g³o- du. W naturze myszy stanowi¹ po¿ywienie ¿mij, ³asic, lisów, wilków, dzików, bocianów, srok, sów, myszo³owów i wielu in- nych miêso- lub wszystko¿ernych zwierz¹t.

Podziwiaj¹c wspania³e egzotyczne kocie piêknoœci: koty perskie, syjamskie, a nawet pospolite „dachowce” prezentowa- ne podczas dorocznych wystaw, doszed³em do wniosku, ¿e w³a-

œciciele tych zwierz¹t przekazuj¹ im ca³¹ swoj¹ mi³oœæ albo te¿

pró¿noœæ (poka¿ mi swojego kota, a powiem ci kim jesteœ).

Fascynacja kotem trwa od staro¿ytnoœci, czego dowodem s¹ np. wierzenia i obyczaje mieszkañców dawnego Egiptu. Kot by³ tam czczony, a po œmierci chowany wed³ug rytua³u przys³u- guj¹cego wysoko urodzonym dostojnikom: faraonom i kap³a- nom. St¹d wœród egipskich znalezisk archeologicznych s¹ tak-

¿e mumie kotów; obiekt tego rodzaju ogl¹da³em kiedyœ w Mu- zeum Archeologicznym w Gdañsku.

W naszej wspó³czesnej kulturze kot jest symbolem niezale¿- noœci, a o ludziach samodzielnych, niezale¿nych mówi siê czê- sto, ¿e „chodz¹ – jak owo przys³owiowe zwierzê – w³asnymi

œcie¿kami”. St¹d „wyznawcy” kota twierdz¹, ¿e jest on auten- tyczny i zachowuje siê z godnoœci¹, w przeciwieñstwie do psa- lizusa, traktuj¹cego wszystko w sposób koniunkturalny (no, wyobra¿am sobie oburzenie mi³oœników psów, które przedsta- wi³em tu w niezbyt korzystnym œwietle). Znam przypadki wspól- nego przebywania pod jednym dachem kotów i psów, które to zwierzêta egzystowa³y w idealnej zgodzie; tym samym prze- czy to powiedzeniu: „¿yj¹ jak pies z kotem”, co ma oznaczaæ,

¿e miêdzy partnerami dochodzi do permanentnych scysji, k³ót- ni, a nawet bijatyk. Z kolei o ludziach umiej¹cych wychodziæ z ka¿dej opresji obronn¹ rêk¹ mówi siê, ¿e „ spadaj¹ jak kot na cztery ³apy”.

Nie wiem, sk¹d wzi¹³ siê przes¹d o czarnym kocie przebie- gaj¹cym komuœ drogê. Podobno pecha przynosz¹ wy³¹cznie czarne kotki, i to na dodatek wredne (warto to sprawdziæ). Nie- Wiosenne s³oñce – to coœ wspania³ego

(8)

dawno by³em uczestnikiem interesuj¹cego zdarzenia. Otó¿ spie- sz¹c rano do pracy, na wysokoœci Instytutu Maszyn Przep³ywo- wych PAN napotka³em kota, takiego typowego – szaro-burego.

Najpierw szed³ on obok mnie w pewnej odleg³oœci, a nastêpnie próbowa³ przebiec drogê w poprzek, dlatego mimowolnie przy- spieszy³em kroku; kot uczyni³ to samo. Po chwili obaj biegli-

œmy. Niestety, by³em wolniejszy. Jak tylko mój poranny towa- rzysz przeci¹³ mi drogê, zatrzyma³ siê i usiad³ na jej poboczu, zupe³nie nie boj¹c siê mnie. Przesz³a mi przez g³owê zwario- wana myœl: czy aby obawia³ siê on jedynie przebiegniêcia mu przez drogê cz³owieka? Oznacza³oby to, ¿e koty bywaj¹ prze- s¹dne, jak czêœæ ludzi.

Naukowcy twierdz¹, ¿e autentyczni mi³oœnicy kotów oraz psów rzadziej choruj¹ (z wyj¹tkiem alergików uczulonych na sierœæ zwierz¹t). Dzieci, opiekuj¹c siê swoimi zwierzêtami, ucz¹ siê pewnego obowi¹zku i odpowiedzialnoœci, co u³atwia im nie- w¹tpliwie wejœcie w doros³e ¿ycie. Co wiêcej, poza pewnymi wyj¹tkami, w³aœciciele zwierz¹t, ich autentyczni mi³oœnicy, s¹ lepsi dla innych ludzi – bardziej otwarci, przyjacielscy. Wynika to m.in. z pozytywnego, antystresuj¹cego wp³ywu naszych „braci mniejszych” na nasz¹ psychikê. Koty bywaj¹ przyjació³mi osób w podesz³ym wieku, które utraci³y ¿yciowego partnera; obec- noœæ zwierzêcia pozwala im lepiej znosiæ dokuczliw¹ samot- noœæ. Ca³y czas u¿ywam terminu „autentycz- ni”, bowiem spo- ra czêœæ ludzi trzyma zwierzêta, m.in. koty, z pobudek czysto snobistycznych lub wy³¹cznie dla sporego zarobku. Trudno ta- kich w³aœcicieli zwierz¹t nazwaæ „przyjació³mi” b¹dŸ „mi³o-

œnikami”, o których mówi siê te¿, ¿e „maj¹ kota” na punkcie kota.

Zupe³nie inny ¿ywot, ni¿ domowe pieszczochy, wiod¹ koty wiejskie oraz zdzicza³e koty zamieszkuj¹ce miasta. Te pierw- sze – to urodzeni ³owcy, maj¹cy swoje terytoria, drugie bazuj¹ g³ównie na zasobach naszych œmietników, choæ nie pogardz¹ zab³¹kanym gryzoniem tudzie¿ ptakiem. W Gdañsku a¿ roi siê od tych kocich kloszardów, którzy s¹ potomkami tych przyby-

³ych z prowincji na prze³omie lat 40. i 50., w trakcie tworzenia wielkoprzemys³owej klasy robotniczej. Tak na marginesie: zda- rza³y siê przypadki przywo¿enia i hodowania tak¿e innych zwie- rz¹t gospodarskich, np. moi pierwsi s¹siedzi, mieszkaj¹cy vis- á-vis w bloku, przez prawie rok trzymali w ³azience kilka kur.

Ale wróæmy do naszego kota. Prawd¹ jest, ¿e bezpañskie zwierzêta s¹ roznosicielami pche³, a nawet wœcieklizny. Praw- d¹ jest tak¿e, ¿e, w przeciwieñstwie do naszych domowych piesz- czochów, te na wpó³ dzikie osobniki skuteczniej têpi¹ myszy, nornice i szczury. Tym samym ograniczaj¹ wielkoœæ szkód go- spodarczych, wyrz¹dzanych przez wymienione gryzonie. Przy- pomnê w tym miejscu historiê o roli kotów w budowie potêgi gospodarczej VI-VII w. Anglii (PISMO PG: „Stare panny i przy- roda”). Otó¿ m³odzi mê¿czyŸni masowo zaci¹gali siê wówczas do marynarki wojennej, a osamotnione stare panny z nudów hodowa³y koty. Te têpi³y myszy, które niszcz¹ gniazda trzmieli.

Wymienione owady, dziêki du¿ej populacji, skutecznie zapyla-

³y na rozleg³ych obszarach Albionu kwiaty koniczyny, roœliny stanowi¹cej wartoœciow¹ paszê dla byd³a. Dziêki du¿ym zbio- rom tej paszy, mo¿na by³o rozwin¹æ hodowlê na wielk¹ skalê, co przyczyni³o siê do wzrostu potêgi gospodarczej, a równo- czeœnie politycznej pañstwa. Tyle tytu³em przypomnienia.

Chcê byæ obiektywny i dlatego muszê przypisaæ kotom tak-

¿e pewn¹ negatywn¹ rolê. Czêœæ kotów egzystuj¹cych w Trój- mieœcie przyczyni³a siê bowiem do zmniejszenia, a nawet zani- ku populacji niektórych ptaków œpiewaj¹cych, ¿yj¹cych w miej- skich oraz przyleg³ych ekosystemach, m.in. na obszarze Lasów Oliwskich. Problem ten znam z w³asnych obserwacji. Jednak winê ponosz¹ w tym przypadku g³ównie w³aœciciele tych zwie- rz¹t, którzy pozwalaj¹ im na swobodne wa³êsanie siê. W ich ocenie – szkodliwe dla przyrody s¹ wy³¹cznie bezpañ- skie psy.

Z raportów naukowców wynika, ¿e wnikanie domowych kotów na terytoria ¿bika, zamieszkuj¹cego m.in. Bieszczady, dopro- wadzi³o do powstawania mieszañców i zmniejszenia siê tym samym liczebnoœci „czystego” gatunku tego dzikiego, chronio- nego kota (jest to klasyczny dowód, ¿e „mi³oœæ prowadzi do zguby” – powy¿sze stwierdzenie proszê potraktowaæ w katego- riach humorystycznych).

Pewna populacja zdzicza³ych kotów osiedli³a siê tak¿e na terenie naszej Uczelni. S¹ wœród nich zwierzêta zupe³nie bia³e albo czarne, ale trafiaj¹ siê tak¿e typowe „buraski”, a nawet osobniki o rudej maœci. Maj¹ one swoich zwolenników, którzy nawet dokarmiaj¹ je, ale tak¿e i zagorza³ych przeciwników. Ci ostatni postuluj¹ eksmisjê (dok¹d?), a nawet eksterminacjê po- litechnicznych Mruczków.* By³oby szkoda, gdyby wiosn¹ nie rozlega³y siê tu ich mi³osne pieœni. Niech sobie ¿yj¹ – trzeba im tylko stworzyæ znoœne warunki (w odniesieniu do naturalnego

œrodowiska przyrodniczego taka ingerencja by³aby niepo¿¹da- na, gdy¿ zak³óca³aby proces naturalnej selekcji). Kiedy zbli¿a siê zima, warto pomyœleæ o jakimœ przytulnym lokum dla na- szych uczelnianych kocich przyjació³. To w³aœnie tak¿e dziêki nim nie grozi nam inwazja gryzoni, których obawiaj¹ siê zw³asz- cza kobiety, chyba najbardziej skore do wzniesienia okrzyku:

„królestwo za kota”, w sytuacji sam na sam z ma³¹ i bezbronn¹ myszk¹.

Niniejszy artyku³ pragnê zadedykowaæ wszystkim przyjacio-

³om politechnicznych kotów.

Marcin Stanis³aw Wilga Wydzia³ Mechaniczny (Zdjêcia autora)

* W sprawie zdzicza³ych kotów rozmawia³em z kompetentnymi osobami, które dla ograniczenia ich populacji polecaj¹ œrodki antykoncepcyjne, do- dawane do karmy. Tym samym mo¿na unikn¹æ zmniejszania liczebnoœci tych zwierz¹t w sposób brutalny, np. przez topienie nowo narodzonych koci¹t itp. Chyba staæ nas na bardziej humanitarne dzia³ania.

Ptaszki s¹ bardzo smaczne – warto na nie zapolowaæ!

Cytaty

Powiązane dokumenty

kiem przynależności do duszy Kościoła, jest to prawdą widocznie wynikającą już z nieodzow- ności wiary i łaski uświęcającej do zbawienia;. tak pierwsza jak

trójkącie? Długość przekątnej... Jej długość wynosi. Jest to tak s iln e sterowanie, że utrudnia ono obserwatorowi ocenę tego, w ja k ie j mierze uczniowie są

Niech R b¦dzie

Obecnie, po wielu latach okrutnego milczenia i wstydliwego ukrywania zbrodni w Katyniu – pocz¹tek lat dziewiêædziesi¹- tych przyniós³ nowe rewelacyjne odkrycia i ekshumacje dal-

Tenis stołowy - zawody indywidualne

Narysuj na piłeczkach śnieżynki. Obserwuj, co się stanie z piłeczką. wiadczenia Młodego Naukowca opracowana przez: KINGdom Magdalena Król. powietrza w górę. do ciepłego

Szukając rozwiązania problemów, uczniowie powinni wziąć pod uwagę: po pierwsze wiedzę zdobytą w poprzednim ćwiczeniu, po drugie narzędzia, jakie oferuje schemat

Przechowywanie przetworów przez 7 dób w chłodziarce powodowało istotne pogorszenie wyró nika po dalno ci smakowito ci szynek i baleronów, odpowiednio grup do wiadczalnych