• Nie Znaleziono Wyników

30 lat pracy na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Wspomnienia z lat 1946-1976 - Biblioteka UMCS

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "30 lat pracy na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Wspomnienia z lat 1946-1976 - Biblioteka UMCS"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

JM la r ia J a iS ie n o w ic z

e m e r y t o w a n y .sta r s z y Łuistoisz d y p l o m o w a n y , t . w i c e d y r e k t o r B i L l i o t e L i G ł ó w n e j U A i C S , L. L i e r o w m L OM z i a ł u G r o m a d z e n i a Z t lO ró w

T T rodzona w 1914 r. w P u łtu sk u , w czesne dzieciństw o spędziła l w Rosji, okres szkolny w Radom iu, gdzie ukończyła G im nazjum im. M. K onopnickiej. Rozpoczęte przed w ybuchem w o jn y studia psychologiczne k o n tynuow ała na ta jn y m U niw ersytecie W arszaw skim , w ieńcząc je pracą m agisterską, n apisaną pod k ieru n k iem prof. S tefana Baleya.

W okresie okupacji spędzonej w W arszaw ie tru d n iła się nauczaniem dzieci upośledzonych, rów nocześnie pracow ała w Radzie G łów nej O pie­

kuńczej a od 1943 r. — w O środku Z drow ia i O pieki Społecznej. B rała czynny udział w P o w staniu W arszaw skim w c h a ra k te rz e łączniczki; m ię­

dzy innym i —■ w ram ach W ojskow ej Służby K obiet — p rzeprow adzała k anałam i żołnierzy i oficerów ru ch u oporu. Za tę działalność została od­

znaczona K rzyżem P a rty z a n ck im oraz M edalem Z w ycięstw a i W olności.

W yrazem uznania za pracę społeczną i zaw odow ą stały się przy zn an e M.

Jasienow icz odznaczenia, m.in.: Z łoty K rzyż Zasługi, Złota O dznaka ZNP, m edal „N auka w Służbie L u d u ” oraz K rzyż K aw alersk i O rd eru O dro­

dzenia Polski.

(2)

30 LAT PRACY NA UNIWERSYTECIE

MARII CURIE SKŁODOWSKIEJ W LUBLINIE.

WSPOMNIENIA Z LAT 1946-1976

D

o L u blina p rzy jech ałam w 1946 r. Poza m ną była w ojna i o k u ­ pacja, pow stanie w arszaw skie i pierw szy rok wolności, spędzony w śród gruzów stolicy. P racow ałam tam w W ydziale O pieki Spo­

łecznej, zajm ując się głów nie ekshum acjam i i odgruzow yw aniem . Od 1 października 1946 r. zaczęłam pracow ać w L ublinie jako st. a sy ste n t w Z akładzie Psychologii UMCS u prof. T. Tom aszewskiego. W roku 1950, po zlikw idow aniu zakładu, przeniesiono m nie do B iblioteki G łów nej UMCS. Do p racy przyjm ow ał m nie ówczesny kierow nik biblioteki, m gr Wł. Skoczylas. W tam ty ch latach biblioteka zajm ow ała k ilka lokali w róż­

nych p u n k tac h m iasta, z któ ry ch najw iększe by ły pom ieszczenia p rzy ul. Staszica 4, gdzie m ieściła się dyrekcja, oraz przy P lacu L itew skim 3 w gm achu W ydziału P raw a, gdzie była w ypożyczalnia i czytelnia.

Pracę bibliotekarską rozpoczęłam 1 X 1950 r. w b u d y n k u przy ul. S ta ­ szica 4. Była tam duża sala, w zdłuż k tó re j stały regały, po środku zaś stoły, p rzy któ ry ch siedzieli pracow nicy. Przydzielono m i m iejsce i dano stos książek z opraw y do spraw dzenia w zeszycie, czy w szystkie zwrócono z in tro lig ato rn i. Było to zajęcie dość uciążliw e, gdyż książki były w y ­ m ieszane, zapisy przypadkow e, stąd poszczególnych num erów każdej książki trzeb a było szukać n a k ilk u n a stu stronach zeszytu. Po 7 godzi­

nach tej n u d n e j p rac y byłam zrozpaczona i pom yślałam , że jak ta k dolej będzie, zanudzę się na śm ierć. W następ n y ch jednak dniach sy tu a c ja p o ­ p raw iła się n a lepsze. O desłano m nie do w ypożyczalni przy P lacu L ite w ­ skim 3. B ył tam m aleńki, przechodni pokoik, gdzie czytelników oddzie­

lało od d y żurującego ty lk o biurko. Po lew ej stro n ie bibliotekarza były drzw i do m agazynu książek, a po p raw ej było niew ielkie pom ieszczenie po sufit zarzucone stosam i książek nie opracow anych. W ty m to pom iesz­

czeniu spędziłam pierw sze m iłe chw ile w bibliotece. Na stosach książek u rządzałyśm y zobie z m gr Z. Paszew ską, m oją pierw szą koleżanką b i­

blioteczną, ,,śniadania p oetyckie” . P o p ijając h e rb a tę czytyw ałyśm y poe­

zje Staffa, Tuw im a, M aryli W olskiej, od n ajd u jąc u ro k ,,pożółkłych ksiąg, gdzie uschła w iędnie n iezap o m in ajk a” . W w ypożyczalni też, o zgrozo, często czytyw ałam książki w godzinach urzędow ych, trz y m ają c je w szuf­

ladzie, jak niegdyś pod ław ką w szkole. G łównie b y ły to powieści histo^- ryczne B unscha, M alew skiej, k tó re znalazłam m iędzy podręcznikam i a k a ­ dem ickim i w m agazynie. S ielanka w w ypożyczalni trw a ła krótko, odwo-

(3)

łano m nie do innych prac. Polecono m i u rządzenie g ab in etu m ark sisto w ­ sko-leninow skiego dla w ykładow ców w pobliżu czytelni. Tam jakiś czas pełniłam dyżury, potem przeszłam do opracow ania czasopism. P ierw sza m oja saty sfak cja z p racy — to urządzenie m agazynu czasopism, k tóre sam a dobrałam i skatalogow ałam , a potem ułożyłam na półkach.

L ata 1950— 1952 były niespokojne. K om isja uczelniana pow ołana przez p.o. re k to ra J. P arn asa, dokonyw ała częstych k o n tro li p racy w bibliotece.

Spow odow ane to zostało donosem, jakoby „źle się działo” . P ra w d a była inna. B iblioteka znajdow ała się w trag iczn ej sy tu a c ji lokalow ej; w iele książek, sprow adzonych ze Śląska, zalegało po piw nicach, butw iało; b r a ­ kowało też w yszkolonych pracow ników i etatów . Na s k u te k n ie sp rz y ja ­ jącego klim atu jaki w y tw orzył się w w yn ik u p racy kom isji Wł. Skoczylas

— k ierow nik biblioteki, złożył rezygnację i przeniósł się do p racy w M i­

n iste rstw ie Szkolnictw a W yższego w W arszaw ie.

Obow iązki kierow nika biblioteki przez kilka m iesięcy pełnił m łody geograf J e rz y Panas. Dzięki jego zabiegom biblioteka w k ró tk im czasie opracow ała dużą ilość książek, angażując fu ndusz prac zleconych. K il­

k a k ro tn ie zastępow ałam kierow nika Panasa. Pew nego dnia oznajm ił mi, że od dnia następnego będę pełnić fu n k cję kiero w n ik a oddziału opraco­

w ania. Nie chciałam się na to zgodzić, gdyż nie m iałam pojęcia o k a ta lo ­ gow aniu, ale kierow nik w ręczył m i P rzepisy katalogow ania G rycza i B orkow skiej i pow iedział, żebym je sobie przeczy tała w ieczorem , a od ju tra będę robić k o rek tę książek. Tak się stało. R oboty m iałam dużo.

W bibliotece pracow ało w ów czas dużo stu d e n tó w na pracach zleconych, książek do k o rek ty nie brakow ało. Cała sala przy ul. Staszica 4 w y p e ł­

niona była pracow nikam i, a ja jako „nau czy cielk a”, popraw iałam , udzie­

lałam in stru k cji, sam a n iezb y t m ocna w tru d n e j sztuce katalogow ania.

W roku 1952 w y jech ałam po raz pierw szy na 2-tygodniow ą p ra k ty k ę do B iblioteki U n iw ersy tetu W arszaw skiego. P o b y t tam zachęcił m nie do nowego zawodu. B iblioteka UW m iała w spaniały księgozbiór, katalogi!

Szczególnie oczarow ały m nie zbiory specjalne.

W g ru d n iu 1952 r. m gr Je rz y P an as przeniósł się do B iblioteki N aro ­ dow ej w W arszaw ie a d y rek to rem B iblioteki UMCS został m g r T adeusz Sm ółka, b. w ic e k u ra to r LOS, człow iek stateczny, in te lig e n tn y , społecznie dojrzały, o dużym dośw iadczeniu a d m in istra c y jn y m . Od tego czasu roz­

poczęło się m oje w icedyrektorow anie, n a jp ie rw nieoficjalne, a od 1956 r. potw ierdzone n o m inają Min. Szkol. W yż., k tó re trw ało do 1 X 1970 r.

D y re k to r Sm ółka posiadał dużą w iedzę ogólną, znał przepisy praw ne, to ­ też w iele nauczyłam się od niego. U sposobienie m iał nieśm iałe, lubił, żeby otoczenie potw ierdzało jego poczynania. Do dziś w łaściw ie nie w iem , dlaczego na m nie p adł w y bór na w icedyrektora. B yły w ów czas w biblio­

tece osoby lepiej zorientow ane. Podobno jed n a k ja, jak m ów ił d y rek to r,

(4)

hie załam yw ałam się w k ry ty c z n y ch m om entach, a tych n ieste ty w b i­

bliotece nie brakow ało. W p orów naniu z innym i bibliotekam i u n iw e r­

syteckim i nasza była n ajm niejsza, najsłabsza. Tym bardziej gorzko to odczuw ałam , im w ięcej b ibliotek m iałam okazję widzieć.

G łów ną tro sk ą d y re k c ji na p rzestrzen i w ielu lat b y ły spraw y lokalo­

we, zabezpieczenie m iejsca cna już z e b ran y i sta le rosnący księgozbiór.

S ta ra n ia te szły dw om a toram i. Z jednej stro n y chodziło o uzyskanie p rzestrzen i jak najszybciej, gdyż tysiące książek zalegało w piw nicach, barak ach i inych lokalach, n a jm n ie j n adających się do przechow yw ania druków . D rugi k ieru n e k sta ra ń , zapoczątkow any jeszcze przez Wł. Sko­

czylasa, zm ierzał do zap ro jek to w an ia i budow y odpow iedniego nowego gm achu, przeznaczonego w yłącznie dla biblioteki. L ata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte, aż do roku 1968, kiedy now y gm ach został w ybudow a­

n y — to n ie u sta n n e pisanie m em oriałów , a rty k u łó w o tragicznej sy tu acji lokalow ej. N ie było końca naradom , konferencjom w spraw ie pro g ram u użytkow ego oraz w yboru w łaściw ego pro jek tu . W reszcie rozpoczęły się s ta ra n ia o w prow adzenie budow y do planu, bo i z ty m były duże tr u d ­ ności. W ro k u 1958, w zw iązku z X V -leciem Polski Ludow ej, udało się doprow adzić do podjęcia u chw ały Rady M inistrów przesądzającej budow ę gm achu biblioteki. M iała to być biblioteka m iędzyuczelniana dla 4 uczel­

ni lubelskich: UMCS, W SR, W SInż. i AM. J a k się później okazało, idea w spólnoty b y ła za tru d n a do w prow adzenia w życie. P ro je k ta n te m gm a­

chu był m g r inż. arch. T. W itkow ski, k tó ry pozostaw ał w stały m k o n ­ takcie z d y rek c ją biblioteki. B udow ę zrealizow ał Z arząd In w esty cji Szkół W yższych pod d y rek c ją d ra Z. K ow alskiego.

Tym czasem , cofając się do la t pięćdziesiątych, na co dzień trzeb a było borykać się z b rak iem m iejsca i nieodpow iednim i pom ieszczeniam i. Lo­

kal przy ul. Staszica 4 staw ał się nie ty lk o za ciasny, ale na sk u te k są­

siedztw a Z akładu Chem ii A kadem ii M edycznej, nie do użytku. W yziew y tru ją c y c h gazów, zw łaszcza siarkow odoru, p rzedostaw ały się do biblioteki i tru ły pracow ników . B yło kilka w ypadków ciężkich zachorow ań i p il­

nie trz e b a było się przenosić. B iblioteka o trzy m ała wów czas w m ia rę duży zabytkow y lokal p rzy kościele św. P aw ła. Tam zwieziono n a jp ie rw książki z piw nic i baraków , k tó re z początku leżały n a stosach w salach i kory tarzach , czekając na selekcję. S tałe przeprow adzki i przew ożenie zbiorów b y ły na porządku dziennym . Posługiw ano się p rzy ty m sam o­

chodam i ciężarow ym i lub n a w e t zw ykłym i fu rm an k am i. K siążki w rz u ­ cano ręcznie, w n a jlep szy m w y p ad k u w iązano je w paczki, n ie zawsze b ył jed n a k na to czas. Z darzało się, że po drodze książki ginęły lu b w czasie postoju ściągali je chłopcy z ulicy. Ileż to raz y konw ojow ałam tak ie tra n s p o rty i patrzy łam , jak książki sp adały w błoto, obchodzono się z nim i po b arb a rz y ń sk u , a upom nienia nie skutkow ały.

(5)

W iele energii pochłaniały niezbędne a d ap tacje, m iędzy in n y m i lokal przy Podgrodziu 4 w ym agał kap italn eg o rem o n tu . Ciągle p rzerzucało się książki z sali do sali i na k o ry tarze. F irm y rem o n to w e nie działały s p ra w ­ nie, w alczyło się z różnym i ekipam i zdunów , m alarzy, kom iniarzy. Lo­

kal był tru d n y do w yrem ontow ania; sale duże, sklepienia gotyckie, b ra k urządzeń san itarn y ch , k tóre trz e b a było dopiero instalow ać. W re z u l­

tacie rem o n tu przy ul. Podgrodzie 4 uzyskaliśm y pom ieszczenia nieźle urządzone, o historycznym w y stroju. L ubiłam pracow ać n a Podgrodziu, z okien sali I p. widać było piękną pan o ram ę L ublina. Często biły dzw o­

ny kościelne, a z innych okien w idać było m ałe w e w n ętrzn e podw órko, gdzie n a w iosnę siostry zakonne uczyły m ałe dzieci u b ra n e n a biało sy ­ pać kw iatki. W szystko to razem tw orzyło niecodzienny n a stró j.

Tam na Podgrodziu dokonyw aliśm y selekcji zbiorów . K ażde w y d aw ­ nictw o trz e b a było wziąć do ręki, zorientow ać się, czy będzie p rzy d a tn e, zaklasyfikow ać pod w zględem treści, języka i fo rm y w ydaw niczej. Se­

lekcja była niew dzięczną pracą, bow iem książki zn ajd o w ały się w o pła­

kanym stanie. C zyny społeczne podejm ow ane z okazji św iąt p ań stw ow ych i różnych rocznic, najczęściej obejm ow ały w łaśnie selekcję zbiorów. W ie­

le wieczorów i niedzielnych ran k ó w spędziłam n a Podgrodziu, selekcjo­

n u jąc w ydaw nictw a. M iało to sw ój urok: pracow ało nas po kilka osób, n aw zajem pom agaliśm y sobie — panow ał m iły, koleżeński n a stró j. N a j­

w iększe zasługi przy selekcji położyła Zofia W yszyńska, osoba starsza, znająca dobrze języki. ,,P rz ek o p a ła ” ona całe m asy czasopism , dob rała ty tu łam i, z czasem została kierow nikiem oddziału opracow ania czasopism.

W latach pięćdziesiątych Min. Szkol. W yższego przyznaw ało śro d k i na prace zlecone, chodziło bow iem o opracow anie zaległych zbiorów . A nga­

żowało się wów czas całe ekipy studentów , em erytów , pracow ników in ­ nych bibliotek, w olno było rów nież z a tru d n ia ć dodatkow o w łasn y p e r­

sonel. Na Podgrodziu 4 pracow ało się od ra n a do nocy. W ty m za b y tk o ­ w ym lokalu nie b rakow ało i hum o ry sty czn y ch m om entów . K iedyś za­

dzw oniła do d y re k to ra przerażona pracow niczka, że n ieto p e rz zakręcił się jej we włosy, inna znów, że m ysz sp a c e ru je po sali, a ona stoi n a stole i boi się zejść. Często, gdy nie m ożna było znaleźć jak ie jś książki lub n u m e ru czasopism a, odpow iadało się „ jest w w a n n ie ”. Na Podgrodziu bowiem b yła nieczynna łazienka, gdzie w w an n ie leżały d ru k i zbędne.

Z czasem biblioteka otrzy m ała jeszcze jeden lokal, p rz y ul. N arutow icza 4; znow u b y ły p rzeprow adzki i rem onty. Na P odgrodziu 4 pozostały m a ­ gazyny, oddział sta ry c h druków , oddział czasopism i p racow nia re p ro g ra - ficzna, do lokalu p rzy ul. N arutow icza 4 przeniosła się d y rek cja, czytel­

nia, ad m in istracja, oddziały: grom adzenia, opracow ania, in fo rm a c ji i b i­

bliotek zakładow ych. Oba lokale p rzy Podgrodziu 4 i N arutow icza 4 za­

liczano do zabytków , co m iało swój urok, b y ły jed n a k ciem ne, p o n u re

(6)

i bardzo zim ne, szczególnie odczuw ało się to na jesieni i zimą. T rzeba było przynosić z dom u dodatkow e k u rtk i, kożuszki, by nie zaziębić się.

W czasie p rzerw y na śniadanie zazw yczaj skupiałyśm y się koło kaflow ych pieców, by się ogrzać. Ciężkie jednak w aru n k i nie d ep ry m o w ały nas;

żyło się biednie, ale w przy jaźn i i z hum orem . N ajbardziej nieznośne w a­

ru n k i m iał w latach 60-tych Oddział O pracow ania Zbiorów , kiedy zo­

stał przeniesiony na ul. P strow skiego 12. Było tam kilka pom ieszczeń, ale ta k ciem nych, że cały dzień paliło się św iatło elektryczne. Ten lokal up am iętn ił m i się w czasie k tó re jś bibliotecznej zabaw y, kiedy w yglądał jak spelunka p rzy b ra n a kolorow ym i festonam i.

Z akres m oich obowiązków był szeroki. M iałam swój udział we w szyst­

kich spraw ach ogólnych, a więc lokalow ych, organizacyjnych, finanso­

w ych i personalnych. W spólnie z d y rek to rem opracow yw aliśm y plany, sporządzali spraw ozdania. Z czasem tak się utarło, że d y rek to r opraco­

w yw ał spraw ozdania z lat akadem ickich, a ja spraw ozdania roczne. Przez kilkanaście lat prow adziłam k ro n ik ę biblioteki, pisałam także a rty k u ły jubileuszow e na 10-lecie, 15-lecie i 20-lecie biblioteki. W o statn ich la ­ tach sw ojej w ic e d y re k tu ry w ydałam jako dodatek do B iu lety n u B -ki UMCS spraw ozdanie z działalności biblioteki za r. 1968, 1969 i 1970. Usi­

łow ałam też choć w m inim alnym stopniu prow adzić d o k u m en tację zbio­

rów przez w ydaw anie w ykazów czasopism zagranicznych p ren u m e ro w a ­ nych przez bibliotekę. Je d n y m z m oich obow iązków w iced yrektorskich było prow adzenie szkolenia w ew nątrzbibliotecznego. B ardziej dośw iad­

czonych pracow ników d y re k to r w ysyłał na p ra k ty k i lub k u rsy do innych bibliotek uniw ersyteckich. W latach pięćdziesiątych p ra k ty k i m iędzybi­

blioteczne II stopnia, k tó re potem pasow ały ich na b ib lio tek arzy dyplo­

m ow anych, ukończyli: m g r T. Sm ółka, m gr M. A drianek, m gr St. P a w e ­ lec, m gr St. Fedorko, m g r B. Flanczew ska i m g r M. Jasienow icz. Sw oją p ra k ty k ę odbyłam w K rakow ie w Bibliotece Jagiellońskiej, dała m i ona bardzo dużo. N ie m ogłam nacieszyć się w spaniałym lokalem , czytelnią, katalogam i, gdzie spotykało się k a rtk i pisane jeszcze przez K. E streichera.

N ajw ięcej czasu spędzałam w czytelni, gdzie przeglądałam encyklopedie, bibliografie i spisyw ałam sobie w artościow e w ydaw nictw a, żeby sp ro w a­

dzić je potem do naszej biblioteki. Z zam iłow aniem też o d rabiałam ćw i­

czenia bibliograficzne, kiedy kazano n am zestaw iać lite ra tu rę n a różne te ­ m aty. K raków p rzy tym m iał tyle dodatkow ych a tra k cji, jak m uzea i te a ­ try , z k tó ry ch korzy stałam w m iarę możliwości. P o pow rocie do w łasnej biblioteki pełna byłam zapału, żeby innych zachęcać do pogłębiania w iedzy bibliotecznej. Co m iesiąc organizow ałam zebrania szkoleniowe, n a k tó ry c h coraz to inni prelegenci w ygłaszali odczyty. Z apoczątkow ałam w naszej bibliotece sprow adzanie b ibliotekarzy z innych m iast. Jak o jeden z p ie rw ­ szych p rzy je ch a ł do L u blina d y re k to r B iblioteki AGH W ładysław P ia ­

(7)

secki. Mówił na tem a t budow nictw a bibliotecznego, lan sując budow nic­

two m odularne, którego był zw olennikiem . W n a stę p n y c h latach p rz y ­ jeżdżali: m gr A. Rom ańska, w icedyrektor B iblioteki UW, doc. K. S w ier- kowski, prof. UW, dr St. K otarski, opiekun b ib liotek PAN, d r St. M aksy­

mowicz z B iblioteki U. W rocław skiego. S prow adzanie preleg en tó w po­

w iązane było z m oim i pracam i społecznym i. Finansow ał je przew ażnie Zw iązek N auczycielstw a Polskiego, gdzie p ełn iłam przez w iele la t fun k cje przew odniczącej Podsekcji B ibliotekarzy Szkół W yższych. W zakresie szkolenia w spółpracow ałam z inym i bibliotekam i na te re n ie m iasta, p rz e ­ de w szystkim z W ojew ódzką B iblioteką Pedagogiczną, żyjąc w w ielkiej przyjaźni z d y re k to r K ry sty n ą Lisowską, przew odniczącą Sekcji B iblio­

tek a rsk ie j ZNP. Razem urządzałyśm y p relek cje i organizow ały w yjazdy szkoleniow e do inych m iast dla w szystkich pracow ników bibliotek lu b el­

skich. Na zebraniach szkoleniow ych sam a też dość często w ygłaszałam prelekcje.

Osobny rozdział w m oim bibliotecznym życiu stanow iły delegacje. D y­

rek to r T. Sm ółka nie lubił jeździć. M nie nęcił św iat i ludzie, więc ch ętn ie jeździłam w jego zastępstw ie. Dzięki delegacjom byłam po w ojnie we w szystkich w iększych m iastach polskich, poznałam n iem al cały św iat b i­

b lio tek arsk i i w szystkich jego koryfeuszy. B yw ałam też na zjazdach S to­

w arzyszenia B ibliotekarzy Polskich i Z w iązku N auczycielstw a Polskiego oraz na kursach organizow anych przez te stow arzyszenia. Zapoznałam się nie tylko z bieżącym i problem am i bibliotek, jak budow nictw o, w ypo­

sażenie, czytelnictw o, ale także poznaw ałam histo rię polskich bibliotek, ich tw órców , m ecenasów , a tak że n ajlepszych bib lio tek arzy w spółczes­

nych. W pam ięci mi zostały takżie zjazdy, jak na 600-lecie U J, kiedy zw iedzałam rozbudow aną B ibliotekę Jag iellońską i M uzeum U n iw ersy ­ tetu, gdzie pięknie o dziejach uczelni m ów ił prof. K. E stre ich e r oraz zjazd na 150-lecie O ssolineum we W rocław iu z bogatą w y staw ą s ta ro ­ druków i w ydaw nictw O ssolineum . W idyw ałam i słu ch ałam na k o nfe­

rencjach nie żyjących już dziś w y b itnych bibliotekarzy, jak B ogdan Ho- rodyski, R yszard Przelaskow ski, M arian F ranciszek A ntoni Des Loges, a spośród w spółczesnych prof. H. W ięckowską, docenta J. B au m g arta i w ielu innych.

Zam iłow anie do podróży pozwoliło m i też poznać większość bibliotek krajów socjalistycznych i ZSRR, k tó re zw iedzałam p rzy okazji p ry w a t­

nych wycieczek. G łów nym n u rte m m ojej działalności było grom adzenie i uzupełnianie zbiorów. Tem u pośw ięciłam sw e siły i um iejętności. Two­

rzenie księgozbioru biblioteki i zw iązane z ty m prace — to głów ny cel O ddziału G rom adzenia. P o lityka grom adzenia była też częstym tem atem zebrań d y rek cji i K om isji B ibliotecznej. Z adanie to u tru d n ia ł zm ienia­

jący się profil u n iw e rsy te tu , k tó ry n a początku m iał w ydziały p rz y ro d ­

(8)

nicze, a z biegiem lat w zbogacił się o keirumki hum anistyczne. Zbiory B iblioteki G łów nej in tereso w ały przede w szystkim hum anistów , a w łaś­

nie dla nich brakow ało książek, gdyż nie było w ydaw nictw daw nych, przedw ojenych, k tó re grom adzi się latam i. Z aop atry w an ie w lite ra tu rę bieżącą w pew nym stopniu rozw iązał egzem plarz obow iązkow y, k tó ry przyznano bibliotece w 1954 r. To podstaw ow e źródło przy p ły w u książek, jakim sta ł się egzem plarz obowiązkowy, pozwoliło n am w ybić się ponad in n e biblioteki lubelskie w zakresie posiadania kom pletu w y d aw n ictw PRL. W praw dzie organizacja i selekcja przy sp arzała nieco kłopotów , zwłaszcza jeśli chodzi o n ad syłanie w ielkiej ilości gazet i dokum entów życia gospodarczego, któ ry ch n ie było gdzie składać w tru d n y c h w a ru n ­ kach lokalow ych naszej biblioteki, ale w sum ie to było w ielldm dobro­

dziejstw em .

Isto tę m ojej p ra c y w oddziale grom adzenia stanow ił zakup. U trzy ­ m yw ałam k o n ta k t ze w szystkim i księgarniam i w Lublinie, w razie po­

trz e b y pisałam do W arszaw y lub innych m iast. K siążki, książki i jeszcze raz książki, to był przedm iot m ojej codziennej pracy i dozgonnej m iłoś­

ci. Bardzo lubiłam przychodzić do księgarń, spędzać tam długie godziny, przeglądać półki; każda nowość m nie cieszyła. Ileż to razy odkładałam sobie do przeczytania „na e m e ry tu rz e ” ciekaw sze pozycje. M oje ro zp ro ­ szone zainteresow ania historią, psychologią, podróżam i, obcym i k rajam i, a także pam iętnikam i, biografiam i znajdow ały tu ujście. L udzie książki, ich pam iętniki, a szczególnie losy księgarzy, w ydaw ców i red ak to ró w s ta ­ w ały mi się bliskie, by ły przedm iotem m oich lek tu r, a także refe ra tó w i odczytów .

Jak o kierow nik O ddziału G rom adzenia m iałam obow iązek w yszukiw ać w obcych bibliografiach d ezyderatów dla B iblioteki G łów nej oraz u czest­

niczyć w S enackiej K om isji B ibliotecznej, om aw iającej sp ra w y im portu dla uczelni. „Cóż może być przyjem niejszego niż przeglądanie k a ta lo g u ” pow iedział podobno pisarz fran cu sk i A natole France. Z czasem to zajęcie stało się dla m nie p asjonujące. Dzięki bibliografiom narodow ym i k a ta ­ logom księgarskim skom pletow ałam zbiór zagranicznych encyklopedii w czytelni hum an isty czn ej oraz słow niki sp ecjalne z różnych dziedzin w ie­

dzy.

W m aju każdego ro k u kilkuosobow a delegacja z naszej b iblioteki jeź­

dziła w spólnie na M iędzynarodow e T argi K siążki w P ałacu K u ltu ry i N au ­ k i w W arszaw ie. Nie opuściłam żadnych. B yła to szalona przyjem ność oglądać w ydaw nictw a, grafikę, p ły ty z różnych krajów . Zaczarow any, kolorow y św iat książki i ilu stra c ji fascynow ał i upajał. D ostaw ało się zaw rotu głow y od barw , w ielojęzycznych rozm ów, tłum ów . P ra c y było w iele, gdyż w ybierało się i spisyw ało w ydaw nictw a p rzy d a tn e dla b i­

blioteki.

(9)

Od początku m ojej p racy w bibliotece m iałam w iele do czynienia z cza­

sopism am i, a naw et, o ile sobie przypom inam , w pierw szych lata ch oso­

biście chodziłam do kiosku i M PiK -u kupow ać p rasę k rajo w ą i zagranicz­

ną. Co roku też sk ładałam zam ów ienia na p re n u m e ra tę . T rudności b y ­ w ały z czasopism am i zagranicznym i, na k tó ry c h bardzo zależało za k ła ­ dom. Z ależnie od ogólnej sy tu a c ji w k r a ju zm ieniały się lim ity dewiz.

Często trz e b a było ty tu ły skreślać, co w yw oływ ało niezadow olenie, k tó ­ re n a jb a rd zie j odczuw ała biblioteka, a w niej ja osobiście. W zw iązku z tym kiedyś zupełnie niesłusznie zostałam obrzucona p rz y k rą „w iązan­

k ą ” przez jednego z m niej opanow anych profesorów . Nie tylko fachow e czasopisma, jak C hem ical A bstracts, były przedm iotem przetargów . Czy­

teln icy dom agali się takich w ydaw nictw , ja k Paris-M atsch, Spiegel, Geo- graphic M agazine itp.

Rok 1968 był przełom ow y w dziejach biblioteki. Z ostał w ybudow any now y gm ach i przenosiliśm y się do niego z 5 p u n k tó w m iasta. P la n p rze­

prow adzki był opracow any przeze m nie. N ajw ażniejsze b y ły m agazyny, one przeprow adzały się n ajp ie rw , gdyż chodziło o p rzeniesienie księgoi- zbioru w n a le ż y ty m porządku. P rzep ro w ad zk a rozpoczęła się na w iosnę i trw a ła do jesieni. P a m ię ta m dobrze ten gorący lipiec, kiedy z kiero w ­ nikiem K. Stolą przeprow adzaliśm y się z ul. N arutow icza 4. W iększość osób była n a urlopach. T rzeba było ciągle zabiegać o sam ochody i ludzi do prac załadunkow ych, z czym zaw sze były trudności. N ow y gm ach w porów naniu z naszą ciasnotą w ydaw ał się bardzo duży. W ciągu dnia biegałam k ilom etram i po k o ry ta rza c h i salach, przyzw yczajona do oso­

bistego porozum iew ania się z ludźm i. Jednocześnie z przeprow adzką trw a ły n ie u sta n n e k o n feren cje z innym i b ib liotekam i o podział lokali w gm achu. M yśl stw orzenia jed n o litej biblioteki m iędzyuczelnianej, dla k tó re j budow any był gm ach w sposób tra d y c y jn y z w yodrębnioną drogą czytelnika, książki i pracow nika, m usiała upaść. K ażda z b ibliotek była odrębną jd enostką praw ną, osobno fin ansow aną i nie chciała tracić swo­

jej tożsamości. S tanęło w końcu na tym , że poszczególne biblioteki o trz y ­ m ały osobne pom ieszczenia, w spólne zostały tylko czytelnie. Z robiło się ciasno. Poszczególne uczelnie b ro n iły in teresó w swoich bibliotek, zaczęły się w alki o każdy pokój. Nie znosiłam ty ch n arad , sporów o lokal i w ła ­ dzę. W ty m czasie bardzo ciężko rozchorow ałam się. P rzez kilka m ie­

sięcy byłam na leczeniu klinicznym . Po pow rocie zrezygnow ałam z w ice- d y re k tu ry , za trzy m u jąc kierow nictw o O ddziału G rom adzenia. P rz e p ra ­ cow ałam jeszcze w ty m oddziale 5 lat do r. 1975.

W ro k u akadem ickim 1974/75 o tw a rto na naszym u n iw e rsy te cie zaocz­

ne stu d ia bibliotekoznaw stw a i inform acji. P o d jęłam na nich w ykłady i ćw iczenia z b ibliotekarstw a. W 1975 ro k u ukończyw szy 60 la t przeszłam na em ery tu rę. Z ostałam jed n a k z a tru d n io n a ,,na um ow ę” po k ilka go-

(10)

dżin dziennie w O ddziale Inform acji N aukow ej, gdzie opracow yw ałam k w erendy i zbierałam m a te ria ły do bibliografii. Z ajęcia te polubiłam , gdyż w y k orzystyw ałam przy nich sw oją znajom ość księgozbioru. T rw ało to do roku 1977, kiedy to ponow nie bardzo ciężko zachorow ałam i m u ­ siałam zrezygnow ać z pracy.

Z biblioteką jed n ak nie po trafiłam się rozstać — więzy p rzy jaźn i trw a ją nadal. Z d aje m i się, że tylko chwilow o jestem na urolopie, że ju tro znow u pójdę przez ogród botaniczny do m ojej biblioteki.

Cytaty

Powiązane dokumenty

siłku podkreśla eksperymentalny charakter fizyki i związa ­ na z tym organizacja nie tylko badań naukowych, ale także pracowni dydaktycznych z wieloma stanowiskami

DZIAŁALNOŚĆ KOŁA POLSKIEGO TOWARZYSTWA EKONOMICZNEGO PRZY UMCS W LUBLINIE. Polskie Towarzystwo Ekonomiczne spełnia dwie zasadnicze funkcje statutowe: po pierwsze -

Biernacki: Sur une propriété des suites à termes positifs O pewnej własności ciągów o wyrazach dodatnich.. Mikusiński: Sur les intégrales de quelques

Istnieć, z wiedzą sił i wartości istnienia, w centrum takiego życia, pewno nie jest rzeczą bez powabu, gdyż i najgnuśniejszy umysł, byleby nie był odarty z tego, co

W artykule przyjęto porządek chronologiczny, pozwa- lający wyznaczyć 3 podstawowe okresy działalności: 1944–1968 (uzyskanie form prawnych przez Bibliotekę, organizacja jej

W pierwszych latach istnienia studiów zajęcia dydaktyczne prowadzone były niemal wyłącznie przez pracowników bibliotek lubel­.. skich (mgr mgr

1 Jacek Prentki stał się wybitnym specjalistą z dziedziny teorii cząstek elementarnych pełniąc przez wiele lat funkcję kierownika zespołu fizyki teoretycznej CERN w

Jan Krzyż po zaliczeniu pierwszego roku studiów na UMCS przeniósł się na Uniwersytet Poznański, gdzie uzyskał magisterium z matematyki pod kierunkiem prof.. W latach