jakim dla Sokratesai jego następców była sztuka dialogu czy retoryki. W tym sensie globalność świata ujętegow sieci komputerowej łącznościjest wyzwaniem dla filozofii.
Stanisław Butryn
Arbitralność filozofii a jej główna funkcja
Spośród wielu ważnych wątków książki Józefa Niżnika, inspirującej naszą dyskusję, szczególnie interesujący i istotny wydaje mi się problem możliwości realizacji przez filozofię, właśnie dziękijej arbitralności, głównej funkcji w ob szarze obrazu świata fizyki współczesnej. Skoro arbitralność umożliwia filozofii realizację jej głównej funkcji, to musi być siłą filozofii. Ale czy jest tak w istocie?
Czy arbitralnośćjest siłą filozofii? Moim zdaniem, charakter odpowiedzi na to pytanieuzależniony jest od tego, jak będziemy pojmować filozofię. Czy będzie my ją rozumieć synchronicznie, tzn.jako konkretną koncepcję lubsystem filozo ficzny,czy też diachronicznie jako pewientyp dyskursu, czylisposobu postrze
gania i konceptualizacji świata, którego główną funkcją jest zapewnienie spój
ności ludzkiemu obrazowi owego świata. Przy ujęciu synchronicznym arbitral ność nie będzie siłą, lecz słabością filozofii. Wiadomo bowiem, że skoro racje fundujące spójność tego obrazu nie mająwaloru konieczności nie tylkoabsolut
nej, lecz nawet takiej, jaką stanowią prawa przyrody, są natomiast rezultatem arbitralnych decyzji — taki charakter mająprzecieżkoncepcje czterech żywio łów, apeironu, liczby jako zasady bytu, ideijako jego rodzaju,czystej jedni czy monady—tofundamentyowej spójności są niepewne i mogą być trudności zuzys kaniem dla nich szerszej akceptacji, nie mówiącjuż o akceptacji powszechnej.
Owasłabośćfilozofiijest słabością całego ludzkiego procesupoznaniaczy zdo bywania wiedzy. Jestto słabość nieunikniona. Powoduje ona, że filozofia jest areną nierozstrzygalnych sporów, że cierpi na brak postępu w rozwiązywaniuswoich problemów, że jest często wręczprzedmiotem totalnej negacji.
Arbitralność jest pośrednim źródłem niepewności wiedzy. A nieulega wątpli
wości, że wiedza niepewnajest gorsza odwiedzy pewnej. Wiedza pewna, albo przynajmniej wiedzaowysokim stopniu wiarygodności, taka jak np. wiedzao ru
chach planet Układu Słonecznego, pozwala na dokładne przewidywanie zjawisk zachodzących w tym Układzie (np. zaćmień Słońca) i nie jest źródłem przykrych niespodzianek ifrustracji, jakich nie szczędzi namnp. niepewna wiedza o włas nościach atmosfery ziemskiej,na której oparte sąprognozypogody.
Człowiekma potrzebę pewności swojej wiedzy. Potrzeba tajest zapewne u- warunkowana biologicznie. Człowiek chce mieć pewność,żepokarm, który spoży
waniejest trujący, że lekarstwo, któreprzepisałmulekarz,pozwoli mu powró
cić do zdrowia, że spadochron, z którym wyskakujez samolotu, otworzy sięitd.
Pragnie mieć pewność w tego rodzajukwestiach, gdyż wie,że jej brak może mieć fatalne skutki dla jego zdrowia, a nawet życia. Potrzeba pewności dotyczy nie tylko wiedzy przyrodniczej, technicznej czy medycznej — choć w tychdziedzinach jest ona szczególnieważna i eksponowana— ale także filozoficznej,o czym do bitnie świadczy podjęta przez Husserla próba stworzenia takiej filozofii, która miałaby charakter nauki ścisłej.
Czyzatemarbitralność, wktórej jak w pryzmacie przełamuje sięniepewność wiedzy, może byćsiłą filozofii? Autor książkidaje nato pytanie odpowiedź po zytywnąi uważam, żema rację, ale pod warunkiem, iżchodzi o filozofię rozu mianą diachronicznie. Albowiemto właśnietak rozumianej filozofiiarbitralność, którą autor ściśle wiąże z kreatywnością, umożliwia tworzenie odpowiednich dyskursów, którychzasadniczym zadaniemjest zapewnienie spójności ludzkiemu obrazowi świata czyteż ludzkiemu symbolicznemu uniwersum — jeśli chce się to wyrazićza pomocąterminologii, którą na ogół posługuje sięautor. Zadanie to autor książki uważa za głównąfunkcję filozofii.
I tu natychmiast pojawia się bardzo ważny problem, przybierający postać pytania, czy w warunkachwspółczesnychfilozofiajest w stanie skuteczniereali zować tę funkcję. Chciałbym zająć się tym problemem,ale zanim to uczynię, za trzymamsię krótko nad inną kwestiązwiązaną ze wspomnianąwyżej funkcją fi
lozofii. Otóż trzeba pamiętać, żeniekażdafilozofiapełni tak rozumianą funkcję, nie każda czyni swym przedmiotem owo całe ludzkie symboliczne uniwersum.
Niektóre koncepcje filozoficzne świadomie ograniczają, zawężają swój przed miot,np. filozofia Sokratesa — doczłowieka jako istoty społecznej i moralnej.
Znana jest też słynna deklaracja św. Augustyna:chcę poznaćBoga oraz duszę i nic więcej. Neopozytywizm ograniczał przedmiotfilozofii do logicznej analizyjęzy ka nauki.Można powiedzieć, że rozpatrywaną tu funkcję pełnią wistociew całej rozciągłości tylko uniwersalne, wszechobejmujące systemyfilozoficzne, takie jak np.
platonizm, tomizm, kantyzm, heglizm czy marksizm. Okazuje sięprzeto,że funk
cja filozofii nie jest zawsze taka sama, lecz zmienia się. W historii filozofii euro pejskiej najbardziej spektakularnym przykładem zmiany funkcji filozofii było chyba przejścieod filozofii przyrody Talesa, Anaksymandra i Anaksymenesa do sokratejskięj filozofiiczłowieka. Moim zdaniem, zmiana funkcji filozofii jest rów
nież jednym z przejawówjej arbitralności.
A teraz już przechodzę do rozpatrzeniawymienionego wyżejproblemu. Józef Niżnik słusznie wskazuje, że wśród czynników naruszającychspójność ludzkiego światasymbolicznego dominującą rolę odgrywapoznawczaaktywność człowieka ijako przykład rezultatówtej aktywności wymienia nowe teorie fizyczne. W isto cie, teorie te często naruszają owąspójność, ale niekiedy same ją znowu przy wracają. Szczególnie dobitnym przykładem takiej sytuacji jest stworzona przez A. Einsteina kwantowa teoria promieniowania i reakcja, z jaką spotkała się ona ze stronyN. Bohra.
Fundamentemtej teorii było odkrycie dokonaneprzez M. Plancka — wzór opisujący rozkład energii w widmie promieniowania cieplnego ciała doskonale czarnego. Wzórten — nazywany później prawem Plancka— był poprawny tylko przy założeniu, że ciała mogąwysyłać ipochłaniać promieniowanie jedynie w o- kreślonych „porcjach” energetycznych, zwanychkwantami. Planck był uczonym bardzoostrożnym i jeszczepo dziesięciu latach od chwili odkryciaswegowzoru
—mimo żepozostawałon w znakomitej zgodności z danymi doświadczalnymi — nie chciał zrezygnować z opisu promieniowania jako procesu ciągłego, zachodzą
cego w taki sposób, jak przedstawiała to klasyczna elektromagnetyczna teoria światła. Kroku takiego dokonał natomiast Einstein, dla któregoeksperymentalne potwierdzenie prawa Plancka stanowiło podstawę dowyprowadzenia wniosku oist nieniu kwantu energii. Einsteinuznał, żeistnienie kwantów jestnieuchronnąkon sekwencjątego prawa.Dla Plancka kwanty związane były po prostu ze szczegól
nąwłasnościąokreślonegotypu oscylatora. Natomiast wujęciu Einsteina stały siępodstawą nowego poglądu na naturępromieniowania, którygłosił, że maono charakter „ziarnisty”, składa się z kwantów — samoistnych cząstek energii. W ten sposób powstała nowateoriafizyczna — kwantowateoria promieniowania.
Einstein uważał, że trzeba odrzucićklasyczną falową teorię promieniowania i stworzyćnową, falowo-korpuskulamą, zespalającąwjedność fakt, iż promie niowanie macharakter falowy oraz że składasię ono z istniejących obiektywnie niepodzielnych cząstek — kwantów energii. Teoria ta opierała się na założe niach,które— zdaniem Einsteina — powinny być naturalnymi założeniamikaż dej teorii fizycznej. Założenia te głosiły, że w procesach, które opisuje teoria, spełniane sąprawazachowaniaenergii i pędu oraz zasadaprzyczynowości.
Reakcja Bohra nateorię Einsteina była zdecydowanie negatywna. Bohrbył bardzo przywiązany do falowej teorii światłai zawsze podkreślał, że wyjaśnia ona procesrozchodzenia się światła w sposób niezwykle ścisły i pełny. Negował obiek tywneistnieniekwantów światła, uważał, że ideę kwantów trzeba traktować jako hipotezę wyłącznie formalną. Ponieważ do poglądu o realnym istnieniu kwantów światładoprowadziły Einsteina rozważania oparte na wspomnianychwyżej zało żeniach, Bohr uznał, że założenia te w odniesieniudo procesów elementarnych, do przejść pomiędzy poziomami energetycznymi atomów, muszą być błędne.
Wspólnie ze swoimi współpracownikami, H. Kramersemi J. Slaterem, stworzył taką kwantowąteorię promieniowania, która głosiła, że w procesach tych nie obo wiązuje zasada przyczynowości, sąone więc zupełnie przypadkowe, nie są też spełnione prawa zachowania.
Łatwozauważyć,jak poważną niespójność fizycznego obrazu świata spowo
dował takipogląd. Przecieżzasada przyczynowości i prawa zachowania zawsze były podstawąjednościi spójności tego obrazu świata. Usuwającową zasadęi te pra wa ze sfery procesówelementarnych, teoria Bohra wywoływała zasadnicze i nie zrozumiałepęknięcie między tą sferą aobszarem makroprocesów fizycznych.Na szczęście sytuacja takanietrwaładługo, okazało siębowiem, że zjawisko Comp-
tona, zwaneteż rozpraszaniem comptonowskim — polegające na tym, że przy rozpraszaniu krótkofalowegopromieniowania elektromagnetycznego (np. rentge
nowskiego) na swobodnych lub słabo związanych elektronach długość fali pro
mieniowania wzrasta,tzn. maleje energia fotonów, a jednocześnie wzrasta ener gia elektronów odrzutu — stwarza możliwość eksperymentalnej weryfikacji teorii Bohra. Odpowiedniedoświadczenie przeprowadzili W. Bothe i H. Geiger. Jego wyniki przemawiały w sposóbjednoznaczny przeciwko teorii Bohra. Okazało się, że wprocesach elementarnych prawa zachowania są spełnione w sposób bardzo ścisły, obowiązuje też zasada przyczynowości. W tej sytuacji Bohrodrzucił swo jąteorię. Przyznał,że związek międzyelektronami odrzutuaemisją fotoelektro- nów w zjawisku Comptona, zgodniezkwantową teorią światła Einsteinanarzuca namkorpuskulamyobraz rozchodzenia się światła.
Jak widać,akurat wtym przypadku sama fizyka, bez pomocy filozofii, przy wróciła spójność swojemu symbolicznemu uniwersum. Ale nie do końca. Pozo
stała bowiem idea dualizmu falowo-korpuskulamego, która do dziś odczuwana jest jako dotkliwa niespójność tego uniwersum. Cząstkai fala różnią sięistotnie.
Tymczasem te same mikroobiektyw jednych warunkach zachowują się jakfale, ulegają np. interferencji, dyfrakcji czy polaryzacji,winnych znowu jak cząstki, np. w zjawisku fotoelektrycznym czyw zjawisku Comptona. Fizycy nie wiedzą, jak pozbyć siętejniespójności. Próbyjej usunięcia podejmuje filozofiaza pomocą idei, sformułowanej zresztą przez fizyka — Nielsa Bohra, głoszącej, że cząstki elementarne mają dwawzajemnie komplementarneaspekty: falowy i korpusku lamy. Oczywiście, idea komplementamości niczego nie wyjaśnia, nie likwiduje niespójności w obrazie mikroświata,a tylkow jakimś stopniutę niespójność mas kuje. Filozofowie zdają sobie z tego sprawę i usiłują uporać się z ową niespój
nością za pomocą innych koncepcji. Jedna z nich głosi np., żemikroobiekty nie sąw rzeczywistości ani cząstkami, ani falami, lecz czymś innym, ale adekwat
nego i zarazem poglądowego obrazu owego czegoś niejesteśmy w stanie stwo rzyć. Trudno uznać takąkoncepcję za zadowalającą.
Niektóre z tych koncepcji są wręcz kuriozalne. Za tego rodzaju koncepcję trzeba uznać pomysł przezwyciężenia dualizmu falowo-korpuskulamego za po mocą„namysłu gnozyjnego”, polegającegona„wstrząsaniu”intelektem. Tak jak zmieszaniny dwóchheterogennych składników cieczy można uzyskać jednorod ny płyn, jeśli wstrząśnie się zawartością naczynia, tak teżgdy będziemy „wstrzą
sać” intelektem,to z teoriifalowej i kwantowej powstanie być może cośjedno rodnego. Pomysł ten jestprzykładem całkowitej bezsilności niektórych koncepcji filozoficznychwobec problemów, któreusiłują rozwiązać.
Ale to nie dualizm falowo-korpuskulamy jest główną niespójnością współ czesnegofizycznego obrazu świata. Jest niąnatomiast fakt istnienia dwóch pod stawowych i zarazem odmiennych teorii fizycznych: teorii względności i teorii kwantów. Istnienie tej niespójności podkreślałEinstein i bardzo mocno ją odczu
wał. Wskazywał, że zchwiląpowstania teoriiwzględnościi teoriikwantów pod
stawy fizyki uległy dezintegracji. Zamiast jednolitego fundamentu, jakim była mechanika Newtona, mamy teraz dwa systemy teoretyczne, które są zasadniczo od siebie niezależne. Nie sąone wprawdzie ze sobą bezpośredniosprzeczne, ale niedająsię połączyćw jeden spójnysystem. Istnieje bardzo poważna i pilna po trzeba znalezienia sposobu, pozwalającego przedstawić prawidłowości fizyczne w jednolitej postaci na nowym, wyższympoziomie. Ale na razie zadanie to nie zostało rozwiązane. W artykule zatytułowanym Isaac Newton, opublikowanym w „ManchesterGuardian” z 19 marca1927 rokuEinstein pisał, że do chwili obec
nej nie udało się zastąpić jednolitej koncepcji świata Newtona inną koncepcją równieuniwersalną ijednolitą.
Słowate, pisaneponad siedemdziesiąt lat temu, są niestety aktualnerównież dzisiaj. Nie udało się znaleźć ideifizycznej, przywracającej spójność fizycznemu obrazowi świata, idei, o której marzył Einstein i której niezmordowanie poszuki
wał do końca swego życia. Obraz światafizyki współczesnej jest w dalszym cią
gu niespójny i to pod bardzo zasadniczymwzględem. Z jednej strony, mamy de
terministyczny, opisywany przy pomocy funkcji ciągłych, makro- i megaświat ogólnejteorii względności, z drugiej zaś, probabilistyczny inieciągły mikroświat teorii kwantów. Opisy tych światów, czy tych sfer rzeczywistości, jakie uzysku jemy przypomocytych teorii, nie są do końca zadowalające. Zarówno ogólna te
oriawzględności, jaki teoria kwantów prowadzą do różnegorodzajupoważnych trudności i paradoksów. Z ogólnej teorii względnościwynikanp. wnioseko ist nieniu kosmologicznej osobliwościpoczątkowej,a więccałkowicie niefizycznego stanu wszechświata. Natomiast teoria kwantówprowadzi do paradoksalnej, cał
kowicieniezrozumiałej ideinielokalności.
Wszystko topozwala wysuwać zasadne przypuszczenie, że na jakimś głęb szym poziomieświat fizyczny w istocie stanowi jedność, a współczesneteorie fi zyczne są niezadowalającedlatego, że tej jednościnie odzwierciedlają. Tylkojak można zlikwidować istniejące obecnie „pęknięcie”, jak przywrócić spójnośći jed
nośćsymbolicznemu fizycznemu uniwersum?Czy może tu pomóc filozofia?Czy jest onaw stanie realizować efektywnieswoją główną funkcję, polegającą na zapew
nieniu (a w tym przypadkuna przywróceniu) spójności owemu uniwersum zapo mocą arbitralnej kreacji odpowiedniego dyskursu?Myślę, że nawetgdyby udało się stworzyć jakiś nowy dyskurs,tonie mógłby on dać rzeczywistego i zadowala
jącego rozwiązania tego problemu. Filozofiadzięki swejarbitralności, dziękina danemu sobieprzez siebie samą prawu do swobodnej twórczości, może wpraw
dzie stworzyćtaki dyskurs, takie zręby pojęciowe, taką koncepcję, która będzie przywracała spójnośćfizycznemuuniwersum, ale niebędzie to spójnośćrzeczy
wista, lecz tylko jej namiastka, tak jak filozofia starożytnych greckich filozofów przyrody była namiastką naukowej wiedzy o przyrodzie. Rozwiązanie takie może zadowalaćtylko wówczas, gdy zupełnie nie widać możliwości naukowego roz
strzygnięcia problemu drogąpostępu w sferze teoriii eksperymentu. Pewne wy
daje się tylkojedno,a mianowicie to,żewyjście z zaistniałej sytuacji będziemu-
siała znaleźć samafizyka. Iobecnie majaczy ono gdzieś nahoryzoncie, choć jest jeszczebardzo niepewne. Byćmożewyjściemtakim jestteoria superstrun.
Sądzę, że zuwagpowyższych można wyprowadzić wniosek, iż kwestia moż liwościrealizacji przez filozofięjej głównej funkcji w sferze symbolicznegouni- wersum fizyki współczesnej wymaga szczegółowychi wnikliwych badań, które ujawniłyby całązłożoność oraz specyfikę sytuacji i pokazałyrzeczywiste możli wościfilozofii wstymulowaniupostępu wiedzy fizycznej.
Możnaprzypuszczać, że sytuacja filozofii, pod względem możliwości reali
zacji jej głównejfunkcji, jest inna, zapewne lepsza, wsferze obrazu zjawisk spo łecznych. Ale to teżwymagadokładnychbadań. Dopierobadania dostarczające informacji na temat tego,jak filozofia realizuje ową funkcję w różnych obszarach ludzkiego symbolicznego uniwersum mogą byćpodstawą uzasadnionego określe nia roli i znaczenia filozofii w kulturzewspółczesnej.
Małgorzata Czarnocka
Kilka uwag w sprawie arbitralności filozofii
Trzytezytworzą koncepcjęarbitralności filozofiiJózefa Niżnika, przedstawio ną w jegoksiążce Arbitralność filozofii. Teza pierwszagłosi,że filozofia jest arbi tralnaiarbitralnośćwłaśnie (lub, jak ostrożniej zdaje się twierdzić autor w pew
nych sformułowaniach, arbitralność specyficzna) wyróżnia filozofię spośród in
nych dziedzin ludzkiej aktywności intelektualnej. Tezadruga głosi, że filozofia tworzy światy zapomocą arbitralnych kreacji symbolicznych, arbitralniewpro
wadzanychjęzykówi sensów, wytyczanych równieżarbitralnie. I owo tworzenie wyróżniają spośród innych dziedzin ludzkiej twórczości.Trzecia teza głosi,źe filozo
fia tworzy kategorie pojęciowe,które wyznaczają dopierodrogi ludzkiejmyśli(s. 60).
Tezy te są ważne i inspirujące. Zarazem, jak wszystko, co kreatywne i istot
ne, o podstawowej wadze, rodzą wątpliwości. We wszystkichtezach tkwiąele menty problematycznealbo wynikająz nich twierdzenia nasuwające pewnetrud ności. Nie do końcasięz tymi trzema tezami zgadzam.
Oto jakie dostrzegam elementy wątpliwe wobec przedstawionej przez Józefa Niżnika koncepcji arbitralnościfilozofii i jakiesąmojepoglądyw tej kwestii.
Codo tezypierwszej. Zgadzam się, że arbitralność jestcechąprzysługującą filozofii. Jednak sądzęzarazem, że nie znamionuje onatylko filozofii, a wobec tego arbitralność nie odróżnia filozofii od innych rodzajów poznania. Arbitral
ność jest stałą, zawsze obecnąi nieuniknioną cechąludzkiego poznania. Jej źród ło leżyw podstawowej warstwie fenomenu poznawania i jest ona jedną z cech konstytuujących naturę wiedzy.