• Nie Znaleziono Wyników

Rodzina Chrześciańska, 1902, R. 1, nr 30

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rodzina Chrześciańska, 1902, R. 1, nr 30"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Rodzina chrześciańska

Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.

Wychodzi raz na tydzień w Jfiedzielę.

‘ Rodzina chrześciańska« kosztuje razem z ^Górnoślązakiem® kwartalnie 1 m a r k ę 6 0 fe n . Kto chce samą » Rodzinę chrześciańską*

abonować, może ją sobie zapisać za 5 0 f. na poczcie, u pp. agentów i wprost w Administr. »Górnoślązaka« w Katowicach, ul. Młyńska 12

Na Niedzielę czwartą A d w e n t u

Ewangelia u Jana świętego

w Rozdziale III.

Roku piętnastego panowania T yberyusza Cesarza, g d y Pontcki .Piłat rządził żydow ską ziemią, a H eród Tetrarchą Galilejskim, a Filip brat je g o T etrarchą Iturejskim i Trachom ickiej krainy, a Lizaniasz Abileńskim Tetrarchą, za najw yższych kapłanów Annasza i K ajfasza:

stało się słowro Pańskie do Jana, Zacharyaszo- Wego syna na puszczy. I przyszedł do Wszystkiej krainy Jordanu, opow iadając chrzest pokuty, na odpuszczenie grzech ów ; jako jest napisano w księgach mów Izajasza Proroka:

G łos w ołającego na puszczy: gotujcie drogę Pańską: czyńcie proste ścieżki Jego : w szelka dolina będzie napełniona, a w szelka góra i pa­

górek poniżon będzie: i krzyw e miejsca będą proste, a ostre drogami gładkiemi. I ogląda w szelkie ciało zbawienie B oże.

N au k a z tej Ewangelii.

W oznaczeniu czasu, w którym Jan C hrzciciel odebrał rozkaz od B o ga, aby p o czął opow iadać światu p rzyjście C hrystusa, a który E w angelista z taką kreśli pilnością, w idzim y sm utny stan kraju żyd o w sk iego odm alowany, tak w rzeczach św ieckich, ja k i duchow nych. O djęte zostało berło pokoleniu Judy, a cala ziem ia żyd ow ska, 'na części podzielona, w n arzuconych zarządach sw oich woli o b ce go ule­

gała, a tym b ył C esarz rzym ski, P ogan in . N ajw yższą nawet g o d n o ść duchow ną, w brew prawu Zakonu, nie jed en , ale dw óch piastow ało, A n n a sz i zięć je g o K ajfasz, którzy ją podobno u Rzym ian okupili sobie.

W szystk o szło na opak. B y ł to w ięc czas n ajsp o ­ sob n iejszy na objaw ienie C hrystusa P an a; bo ja k

się w yraża stary nasz W ujek, n igd y ludzie nie są spokojniejsi ku pojęciu i p rzyjęciu nauki niebieskiej, ja k o g d y się im w szystkie rze czy ziem skie źle po-

wodzą.

W tym to czasie p ow szech n ego zam ieszan ia i rozprężen ia p rzyszed ł Jan z p u szczy, na której m ło­

d ość swoją przepędził, i za czą ł g ło sić chrzest p o­

kuty na od p u szczen ie g rz e c h ó w ; ja k o napisano w księgach Iz a ja sz o w y c h : »głos w o łającego na p u szczy; go tu jcie drogę Pańską, czyń cie proste ścieżki J ego ; każda dolina zapełn iona będzie, a każda góra i p a g ó ie k poniżon b ęd zie; i m iejsca kręte w y­

prostują się, a drogi ostre staną się bitemi«, czyli innemi słow y m ówiąc: podn oście g ło w y w asze i nie traćcie nadziei, którzyście dotąd żyli tylko dla w a­

szych chuci i nam iętności, w yd ob ąd źcie się z tego błota grzech o w ego . B ojaźń P ań ska i m iłosierne uczynki, niechaj zapełnią próżn ość serc waszych,

j G ó ry i pagórki, które w w as p ych a i ślepa m iłość

| w łasna usypały, m uszą b yć zniesione. W szystk o krzyw e w w aszem postępow aniu, w szystko fałszyw e i przew rotne w w aszych zasadach, w szelkie m anow ce

j w w aszych zatrudnieniach i spraw ach, w szelka obłuda i pozorna m iłość bliźniego, w szelki gniew , rozjątrze-

| nie i nienaw iść w waszem pożyciu, w szystko to ustą­

pić musi, a m iejsce tego niechaj zajm ie m iłość B o g a i m iłość bliźniego. C o g d y ustąpi, w szelkie ciało, każd y człow iek o gląd a zbaw ienie B o że, stanie się uczestnikiem z a słu g Zbaw icielow ych .

K o śc ió ł B oży, B racia w C hrystusie, czyta ją c nam dzisiaj znow u E w an gelią o Janie w ołającym : go tujcie d rogę P ań ską; pragnie ja k o troskliw a i pieczołow ita m atka zw rócić naszę całą u w agę na zb liżającą się U ro czysto ść N arodzenia się Jezusa Chrystusa. P rzez cztery tysiące lat oczekiw ali P atryarchow ie i P rorocy uiszczen ia się obietnicy o m ającym p rzy b yć Z b a ­ w icielu, i z utęsknieniem g o rą ce o to zanosili m odły do N ieba. N ad szed ł w reszcie czas p ożąd any, n aro­

dził się O dkupiciel z przeczystej D ziew icy, i m y ju ż jesteśm y uczestnikam i nieocenionej Jego w ysługi.

S łu szn a w ięc i spraw iedliw a, abyśm y z weselem serca obchodzili tak drogą dla nas p am iątk ę; nie na za b a ­ wach i m iedzach św iatow ych, nie na zbytkach

(2)

i obrazie, ale na szczerem w ychw alaniu B o ga , na rzewliwem dziękczynieniu, na odrodzeniu się z życia skalan ego na życie święte. T e g o po nas wym*aga K o śció ł i dla tego pow tórnie w o ła : »gotujcie drogę p a ń s k ą !«

»Bo zacn e a pożąd liw e*, mówi święty A ugu styn ,

^chwalebne a osobliw e święto N arodzenie Pana, Zbaw iciela n aszego, B racia N ajm ilsi, wiernem n abo­

żeństwem m ając p rzyjąć i obchod zić, pow inniśm y się ze w szystkich sił za jego pom ocą p rzy g o to w a ć ; w szystkie kąty duszy naszej pilnie w ypatrow ać, aby snadź nie b ył który w nas grzech zakryty, któryby i sum ienie nasze gryzł, albo zasrom ił i o czy B o ­ skiego M ajestatu obrażał. A lbow iem , acz Chrystus P an nasz po m ęce swej zm artw ychw stał, i do N ieba w stąpił, w szakże jed n ak z tam tąd upatruje, jak o my w ierzym y, i pilnie baczy, ja k o się każd y z słu g je g o b ez łakom stw a, bez gniew u, b ez p ych y i w szeteczeń- stwa na obchod zenie narodzenia Jego g o to w ać i przybrać usiłuje, i w ed łu g tego ja k o ko go dobrem i obyczajam i ujrzy ozd obion ego, tak mu udzieli łaski m iłosierdzia sw ego. B o je śli u jrzy św iatłością mi­

ło ści p rzyodzianego, perłam i spraw iedliw ości i m iło­

sierdzia ozdobion ego, czystego , pokornego, m iłosier­

n ego, dobrotliw ego i trzeźw eg o ; ko go takiego uzna, temu ciało i krew swą nie na sąd, ale na lekarstw o przez p o słu gę K ap łan ów sw ych poda. A le je śli któ­

rego u jrzy cudzołożnika, pijanicę, ch ciw ego i p ysz­

nego, boję się, ab y mu teg o nie rzeczon o, co w E w angelii sam P an onem u pow ied ział: Przyjacielu, ja k o ś tu w szedł, nie m ając szaty godom przystojn ej ? A cze g o B o że uchow aj, aby mu się nie stało to, co potem id zie : zw iązaw szy mu ręce i nogi, w rzu ćcie g o w zew nętrzne ciem ności, kęd y je st płacz i zgrzy- tanie zębów . O to ja k i w yrok w dzień sądny od­

niesie, który bez lekarstw a pokuty na św ięto Pańskie, plugastw am i grzech u zm azany przystąpić.

Z a czasu tedy p o g o d n eg o prostujm y d rogę P ań ­ ską, czyńm y proste ścieżk i Jego !

Boże Narodzenie.

W żłobie leży, któż pobieży Kolendo wać małemu Jezusowi Chrystusowi, Dziś do nas zesłanemu?

Piotr Skarga.

U ro czysto ść B o że g o N arodzenia n ależy wraz z W ielkan o cą i Zielonem i Św iątkam i do n ajgłó w n iej­

szych w roku kościelnym pam iątek, o ko ło których gru p ują się w szystkie inne św ięta i biorą od nich swą barwę i. charakter. P oprzed za obchód B o że g o N arodzenia w ilia (skrócone z w i g i l r a = czu wantę),

która się zam ieniła w serdeczną u ro czysto ść ro­

dzinną i ja k o b y święto m iłości bliźn iego. Iluż to zaw ziętych n iep rzyjaciół padło sobie w o b jęcia przy . łam aniu w igilijn ego o p łatk a!') A prócz człon ków rodziny, je d n o c zą się dnia tego panow ie i słudzy.

W dziełach pisarzy naszych, zw ła szcza tych, »starej daty«, pełno je st opisów u czt w igilijn ych , ow ianych serdeczną poezyą. N iestety w sp ółczesn y komfort kosm op olityczn y starł ten delikatny p uszek poezyi, a ciepło dawnej patryarchalnej atm osfery skrzepło pod tchnieniem m rożących prądów niewiary. N arze­

kał już na to Siem ieński, w sw ojej pięknej, jak w szystko w gó le co w yszło z pod je g o pióra, »W i­

gilii B o że g o N arodzenia* (t. I. str. 153— 171).

C h arakterystyczn ą cech ą sam ej u roczystości jest przyw ilej, na m o cy którego kapłani dnia tego po trzy M sze odprawiają. O zn aczają one trojakie rodze­

nie się C hrystu sa P an a : przed w ieczne ja k o B o g a S yn a z B o ga O jca, d oczesne z p rzeczystego łona N ajśw iętszej D ziew icy i m istyczne w sercach w ier­

nych. O tem trzeciem pow iada nasz w ieszcz, Jur bilat, im iennik »kmiecia B ożego« i prarodzica lud z­

kiego r o d u :

> W ierzysz, że się B ó g zrodził w betleem skim ż ło b ie : L e c z biada ci, je że li nie zrodził się w tobie*.

Z w yczaj trzech M szy, odpraw ianych w B o że N arodzenie, to szczątek pierw szych w ieków chrze- ściaństw a, kied y kapłani mieli w oln ość po kilka M szy dziennie odpraw iać. D opiero papież Innocenty III.

tylko w dzień B o że g o N arodzenia, trzy Msze o d p ra­

w iać dozw olił. N adto w każdym kościele tylko jedna M sza m oże być o półn ocy, i ta się zow ie P a ­ sterką od pastuszków , którzy najpierw.si z ludzi p o­

witali B o żą D ziecinę. O dpraw ia się zaś ta Pasterka 0 półn ocy, poniew aż w tej p orze m iał się narodzić Z baw iciel. N apom yka o tem w swojej E w angelii św. Ł u k a s z : »A byli pasterze w tejże krainie (be- tleemskiej) czu jący ( czuw ający) i strzegący nocne straże nad trzodą swoją* (Luk. II, 8). Pięknie się w m yślił i w patrzył siłą w yobraźn i w te dusze paster­

skie K azim ierz G liński, w now eli p. t. »Noc pasterzy«

(w zbiorze now el »Z życia i fantazyi«). D odajem y, że ono bydło, którego strzegli betleem scy pasterze, b yło przezn aczon e na ofiarę i pasło się na pastw i­

skach do świątyni n ależących.

Św. F ran ciszek z A syżu , ów najw iększy poeta B o g a i przyrody, którego p o ezya życio w a b yła pra- w dziwein kapłaństw em , i dała natchnienie wielu ar­

tystom pędzla, dłuta i pióra, stw orzył pom ysł jasełek , 1 pierw szy w prow adził g o w ż y c ie w swoim kościele.-

*) Łamanie chleba już u ludów starożytnych, a także

| u pogańskich Słowian było w zwyczaju jako w yraz przyjaźni.

W połączeniu zaś ze świętem narodzenia ubogiego Króla, na­

biera ten zwyczaj cechy religijnej. Jest on zresztą zaledwie szczątkiem dawnych, pierwotno-chrześciańskich uczt, zwanych po grecku a g a p e (miłość), a polegających na spożywaniu w kościołach eulogii t j. zbyw ających od Ofiary, poświęconych chlebów.

(3)

Zbu d ow ał m ianow icie ż łó b ,2) w którym um ieścił ołtarz

7- obrazem D zieciątka Jezus i w szystkiem i postaciam i, które o taczały N ow o n aro d zo n ego K róla N iebios 1»Ziemi' C elem teg o b yło o żyw ien ie sposobem dzia­

łającym , na w yobraźn i w d zięczn ości ku B o g u i w zbu ­ dzenie zapału dla u roczystości B o ż e g o N arodzenia.

Z w yczaj ten szyb ko się rozpo w szechn ił, ale dziś już zanika, p rzech o d ząc z k o ścio łó w do tak zw an ych

»szopek«, W kościele A r a C o e l i w R zym ie jest inny prześliczn y zw yczaj, że d ozw alają tam m ałym C ie cio m , zarów no chłopcom ja k i dziew czynkom , w y­

stępow ać z kazalnicy. M łodociane te kazania, pełne rzewnego zapału, grom adzą całem i masami p ublicz­

ność. P o są g D zieciątka św. — S an to Bam bino, je st wystaw iony tam w ów czas w ozdobnej kap licy przez Ca}ą oktawę.

H asłem jakoby, które ch arakteryzu je okres B o ­ żego N arodzenia, jest w yraz >kolenda«. Z wyrazem tym, ja k z w ielkanocnem »Alleluja«, łą czy się w na- S2ej myśli rad ość religijna. P rzyp ad ł on też w udziale naszym, cudnym , w swej rzew n ości i prostocie, Pleśniom i piosenkom tego okresu. M ickiew icz, w jednej ze sw ych prelekcyi o literaturze słowiań- skiej, zow ie kolend y małemi dramatami, które da­

wniej istotnie odgryw an o na sposób scen iczn y. C o d ° pochod zenia w yrazu k o l e ń d a , to zdania są p o ­ b ie lo n e . G d y je d n i w yp row ad zają g o od starorzym ­ skiego C a l e n d a e (pierw szy dzień m iesiąca), to inni

~~~ od słow iań skiej bogini porządku, K olad y, c z c z o ­ nej około B o ż e g o N arodzenia, — a stąd i różn ość pisowni: kolenda i kolęda.

N a ostatek w arto je sz c z e w spom nieć o ch oin ­ a c h . Z w y cza j strojenia chofnek p rzyszed ł do nas z N iem iec3). Sym bolika z tych drzew ek, strojn ych w rozm aite w ieszadełkow e cacka i łakocie, jarzących Mnóstwem św ieczek, je s t n adzw yczaj piękna. Już samo przez się rajskie drzew o żyw ota, a potem krzyż, który to rajskie drzew o nam poniekąd p rzy­

wrócił. W yo b raźn ia religijna ozdabia to straszne drzewo k rzyża ow ocam i i słod yczam i łaski B ożej, laką nam Z b aw iciel w ysłużył. Myśl ta znajduje swoje uzm ysłow ienie w choinkach. Ich św ieczki

°zn aczają C hrystusa, ow ą »światłość, która św ieci w ciem nościach* (Jan, I 5.) św iata; ich o w o ce i ła- kotki sym bolizują dobrodziejstw a O dkupienia. M yśl

^ p rześliczna, ale niestety w miarę ja k w sp ółczesn e -) Autentyczny żłób betleemski znajduje się w Rzymie 'v kościele Najśw. P. Maryi W iększej. Nieoszacowany ten Pomnik miłości i uniżenia się Boga obnoszą corocznie na SWycJi barkach najpoważniejsi kapłani.

3) Choinka, Boże drzewko (Christbaum) rozpowszech­

niona je s t w Czechach, Rosyi, Francyi, Anglii i Skandynawii.

Jest ona uchrześcianionym zabytkiem pogańskim, mianowicie kultu drzew, na których w czasie odpowiadającym Bożemu Narodzeniu zawieszano świece, ofiary, i t. p. W szczególno­

ści zaś w Skandynawii istnieje nadto zwyczaj karmienia pta- stwa w święto Bożego Narodzenia. W tym celu rozkładane są wiązki cw sa na dachach, drzewach, płotach i t. d. sjakże biednym byłby ten«, mówią Norwegczycy, >ktoby nie mógł Poświęcić choć grosza, aby zastawić ptastwu ucztę świąteczną*.

drzew ka ch oin kow e zysku ją na w ytw ornej elegan cyi fabryczn ej, tracą one na ow ej strojn ości sym b o­

licznej, która się niczem nie da zastąpić.

N a to je d n a k rad osne tło u roczystości kładzie się półcieniem i sm ętek jakiś, który trafnie odd aje pora zim owa. »Natura zaparła się B oga«, m ówi o zim ie Krasiński. B ó g zaparł się sam ego siebie!

m ożnaby p o w ied zieć o B ożej D ziecinie. W yra ża to K arpiński w przep yszn ych an tytezach:

B ó g się rodzi, M oc truchleje, Pan niebiosów obnażony,

O g ie ń krzepnie, blask ciem nieje, Ma gran ice n ieskoń czon y.

W zg a rd zo n y — okryty chwałą, Śm iertelny — K ról nad wiekam i, A S ło w o ciałem się stało,

I m ieszkało m iędzy nami.

A do smutku p rzyczyn ia się i p rzeczu cie krzyża...

M imoto w szakże rad ość tryum fuje, ży je chw ilą obecną. 1 dlatego też na tę smutną porę zim ową rzuca B o że N agodzenie jakiś niew ysłow ion y urok, ja k ie ś blaski nadziem skie, które dają znać, że ch oć

natura um arła, to S tw órca je j przebyw a na ziem i!

Jednem słow em , u ro czysto ść B o ż e g o N arodze­

nia, to pam iątka n ajw iększego zdarzenia w dziejach lu d zkości; a tak jest pełn a poezyi, że w szelka inna poezya, ch o ćb y d o sięgła szczytó w artyzm u, nie da się do niej przyrów nać. T rzeb a m ieć tylko reli­

gijn e u czucie, ażeby to w szystko odczuć.,.

Ks. Charszewski.

Z opłatkiem.

D ziś, kied y cała ziem ia się cieszy, C zc i w żłóbku Z b a w cę i B o ga, W śró d w inszującej p rzyjaciół rzeszy,

I my stajem y u proga.

W ita jcie B racia!... Z B o giem idziem y, C o zstąpił w nasze n izk o ści;

B ratni W am uścisk dzisiaj niesiem y, I słow a bratniej m iłości.

Z w o ła jcie sw oich — w rodzinnem gronie Ż o n w aszych, krew nych i dziatek, Ś cisk ają c W a sze zczern iałe dłonie,

Połam iem z W am i opłatek.

D ziś B ó g p rz y c h o d z i w ludzkiej postaci, Z am ieszkać w naszem pobliżu,

Jako robotnik w śród sw oich braci Ż y ć w biedzie, um rzeć... na krzyżu.

O n nas poucza, ja k w a lczyć trzeba Z a praw dę, cnotę i W iarę, I jak w ieczyste zd o b yw ać nieba

P rzez świętą pracę ofiarę.

(4)

Pójdźm y, klęknijm y... N iech O n życzen ia K tóre W am niesiem tak szczerze, Cudem Sw ej łaski w czyn pozam ienia

I koło siebie nas zbierze.

I niech nam odtąd, ja k w ódz na przedzie, Na święte boje hetmani,

B łądzących braci niechaj przyw iedzie D o B o żej praw dy przystani.

Przy stole wigilijnym.

M elancholiczny blask św iec — na białym obru­

sie sianko i opłatki — w około rad ość i św iąteczny nastrój — to w ilia ! to w ieczór najm ilszy Polakow i i każdej duszy w ierzącej, to dzień najpiękniejszy w roku. Stary zw yczaj łam ania się opłatkiem — to sym bol życzliw ości, z g o d y i m iłości ogarniającej w szystko, co sercu ludzkiem u drogiem b yć winno.

W w ieczór ten łączą się nieprzyjazn e dłonie, w z a ­ pomnienie idą dawne urazy^ zabliźniają się skrw a­

wione serca, w w ieczór ten w ieje ja k b y niebiańska aura szlachetności i zam ienia g o ry cz ukrytą na dnie serca w łagodn ą łzę przebaczenia. — K ied y w szyscy życzą sobie nawzajem lepszej doli i w szystkiego d o ­ brego, niechże i od nas przyjm ą czyteln icy nasi naj­

szczersze i serdeczne życzenia, by praca ich ja k n aj­

obfitsze przyniosła ow oce, by ona p rzyczyn iła się do większej chw ały B ożej i stała się p ożyteczn ą sp o łe­

czeństwu, by ten węzeł, ja k i nas łączy m iędzy sobą, zacieśniał się coraz bardziej i byśm y sobie kiedyś p ow iedzieć m o g li: Pracow aliśm y dla B o g a i bliźniego, przeto czeka nas K orona spraw iedliw ości, którą nas u w ień czy spraw iedliw y Sędzia.

Św iatła wilijne pogasną, a dzw ony kościeln e staną się zwiastunam i nowej u roczystości. Zabrzm i g ło s radości, g ło s p ociech y da się sły szeć w sercach lu d z k ic h : oto Jezus S yn B o g a i N iepokalanej D zie­

w icy rodzi się w B etleem Judy; oto K ról nasz zstę­

puje ze sw ego tronu na górnym S yonie, by ulżyć doli naszej. N ie w purpurze, z dyadem atem na g ło ­ wie, z liczną świtą, ale w postaci ubożuchnej nie­

w innej dzieciny, K ról T w ó j, narodzie, przychodzi T o b ie łagodny. Szczęśliw y to dzień, w którym z roSą niebieską zszed ł na tę biedną ziem ię P an wiekuistej chw ały, niosąc pokój i spraw iedliw ość; dlatego cie­

szy ć się będziem w szyscy i przen iósłszy się duchem ku żłóbkow i, w którym sp oczyw a niebiańska dzie­

cina, u cz y ć się od niej będziem cierpliw ości w do­

legliw ościach , pokory w obec bliźnich i zam iłow ania ubóstwa. Jeśli kto, to my ludzie ubodzy, prostego serca pow inniśm y się cieszyć n ajgłośniej, b o ten Jezus n a s z s t a n raczył za szczycić swojem czło w ie­

czeństw em . N ie u rod ził się on w pałacu cezara, nie

objaw ił się najpierw m ocarzom tego świata i kapła- płanom w św iątyniach Izraela, ale zam ieszkał w u b o ­ żuchnej stajence, pierw si pastu szkow ie złożyli mu hołd, im pierw szym aniołow ie zw iastow ali now inę Jego p rzyjścia na świat. B ąd źm y w ięc dumni z n a­

szego ubóstwa, z naszej prostoty, bo ku nam w y­

ciąga ręce n ow on arodzon y Z baw iciel, u nas szuka schronienia, którego odm ów ili mu w ielcy tego świata.

N ie starajm y się stać im się podobnym i, niech ten świat nas nie ciągn ie ku sobie, bo w ielki świat a u bogi Jezus, to dwa w ręcz p rzeciw n e, obozy, które się zw alcza ć będą aż do koń ca wieków . P atrzm y na Jezusa w stajen ce i pow tarzam , bądźm y dumni z na­

sze g o ubóstw a.

K ied y C hrystus p rzyszed ł na świat, o w szystko m usiał prosić ludzi, bo stał się n ajuboższym m iędzy ubogim i. P ro sił o m iejsce urodzenia, odm ów iono mu go. G o sp o d y b yły pełne, mówi Pism o — otw arła się przed nim stajenka. C h cia ł obronić się przed zimnem, — niem e zw ierzęta w „ braku “ludzi og rzew a ły oddechem Stw órcę sw ego. C ałe życie Syn czło w ieczy nie m iał g d zieb y g ło w ę skłonił, a kied y p rzyszło Mu um ierać, św iat nie m iał dlań m iejsca, — zaw isnąć m usiał m iędzy niebem a zie­

m ią: na krzyżu. W ie lcy te g o świata, starsi narodu, rządy C ezaró w i żyd ow skie nie d ały Mu chwili w y­

tchnienia, [uczeni zw alczali Jego A p ostołów , kapłani Izraela nazw ali*[G o bluźniercą i buntownikiem , — całem Jego otoczeniem b ył prosty i w ierzący lud.

Św iat, t. j. ten kon glom erat fałszyw ej w ielkości tytułów , w ew nętrznej próżni i nienaw iści do praw dy i spraw iedliw ości, 'św iat o taczający się zew nętrznym blichtrem , b y p okryć cuchnącą zgniliznę, — nie m ó gł przenieść_na sobie, by mu dyktow ała praw a istota m aleńka — syn cieśli. Ś w iat nie ch ciał p rzyjąć nauki o rów n ości w szystkich ludzi, o m oralności i spraw iedliw ości, — odm ów ił .."więc praw a do bytu gło sicielo w i S ło w a B ożego.

W ielk i "'u czo n y' X IX w ieku porów nuje w ielki świat do gosp o d y, w" której "podróżni zn ajdują schro­

nienie. N iech fałsz, głupota, zbrodnia w ejd zie z ulicy, g o ście przysuw ają się ku sobie i robią now o przybyłem w olne m iejsce. A le niech do drzwi z a ­ puka spraw iedliw ość i prawda, w szystkie m iejsca są w okam gnieniu zajęte i teg o rodzaju p rzyb ysze m u­

szą iść precz. W ie lcy teg o św iata posiadają dziw ny instynkt, kied y się rozch od zi o poznanie praw dy i fałszu. P ierw szą w yp ęd zą natychm iast, bo ona im zaw adza, nie zg a d za się z ich trybem życia, a tem- samem skazują siebie sam ych na w ygnanie, bo Praw da i Spraw iedliw ość odw racają się od nich, p o ­ zostaw iają za sobą pustynię, próżnię czyli śmierć.

Pustynią, próżnią i śm iercią b y ł Rzym C ezarów i patrycyatu, g d y Jezus rodził się w Betleem . B e ­ tleem b yło w ó w czas życiem , B etleem było źródłem światła i spraw iedliw ości; ale w ielcy tego świata uciekali od Betleem , nie chcieli g o znać, zasłaniali sobie oczy, by g o nie w id zieć; i w ieki p rzelały się w m orze przeszłości, a św iat ten »lep szy świat«,

(5)

ucieka od w idoku ubogiej stajen ki i od nauk Z b a ­ wiciela. Jeśli potrzeba teg o w ym aga, u s t a m i uzna ich p raw dziw ość, ale w p raktyce cały ten tłum mo­

carzy i m agnatów ucieka od Betleem , od nauk u b ó ­ stwa, zaparcia się, pokory i m iłości. R zesza ta ucieka g o rą czk o w o , w zam ieszan iu ; tło czą się, p o p y ­ chają i biją m iędzy sobą, bo ciem ności o garn iają ich zew sząd, sło ń ce spraw iedliw ości nie ośw ieca im drogi, gw iazda B etleem ska nie dla nich się zjaw iła, oni uciekają przed obliczem C hrystusow em . B łądzą po pustyni, m ylą^się co do kierunku drogi, zw odzą ich miraże, i nieuchw ytne fatam organa, idą za w szyst- kiemi pow iew am i wiatru, który im rzuca piasek w oczy, ale nikt o to nie dba, u cieczka przed S p ra ­ w iedliw ością i P raw dą zajm uje całko w icie ich um ysły.

Patrzcie na tych lud zi: oni idą, w racają, baw ią się, tańczą, deklam ują, kłam ią, pochlebiają, grają role teatralne, dławią, uwodzą, trują, ale ich najważniej- szem zajęciem to u cieczka przed ubogim , pokornym Jezusem. U cie c zgrab n ie przed praktykow aniem za ­ sad C hrystusa, nie w id zieć żłó b k a i krzyża, oto ich praca, ich ży c ie w ew nętrzne, szpik ich k o ś c i; — reszta to fraszka, ornament, frazes, toaleta, którą się zm ienia stosow n ie do p an ującej m ody.

A le n iech że w iedzą ci w ielcy świata, którzy ze sw ych szczu d eł plują na resztę ludzkości, że straszne słow o w yrzekł przeciw nim B ó g : N ie za światem proszę! O n stracony, on nigdy, n igd y mej nauki nie zech ce w czyn w prow adzić, on m ego K rólestw a nie Wzmocni, bo ono nie je st z te g o świata, ono nie na tytułach i herbach, nie n a orderach i p rzyw ilejach się opiera, ono je st dla cich ych i p okorn ego serca, dla tych, co bliźnich sw oich um iłow ali tak ja k O jcie c niebieski um iłow ał je . Jam ich ch ciał zgro m ad zić pod skrzyd ła m oje, ja k o ko kosz zgrom adza pisklęta swe, a oni stali mi się ch ytrzy w rogow ie d ław iący brać sw o ją i obłu dn ie u su w ający p o d n ó żek z p od n ó g sw oich. Prosiłem , b yście się m iłow ali w za­

jem nie, a w y zasię w yn ieśliście skroń w aszą pod gw iazdy, śliną w aszeg o ję z y k a oplw aliście u bożu ch ­ nych i nie chcieliści kon ającej braci dać m iskę so­

czew icy. K rólestw o m oje nie dla w as i pierwej w ielbłąd p rzejdzie przez u cho igielne, niż w y.

My m aluczcy K rólestw o Jezusa tw orzym y i ro z­

szerzać j e będziem, p óki życia stanie. Siln ą dłonią, m ęźnem sercem zw alcza ć będziem tak otw artych w rogów , ja k i tych, którzy w teoryi obłudn ie p o d zie­

lają nasze zasady, a w praktyce im przeczą. H asłem naszem b ędzie »Bóg«, w alczyć z nam i będzie B ó g, a kto zd zierży Mu ?

Jeśli w ielcy tego świata, trzym ający w drżącej dłoni ster tej ziem i, zestarzeli się, je śli ich błękitna krew zdradza w ew nętrzny rozkład, to m y odm łodzim świat, m y ciasn y w id nokrąg rozszerzym y do n ie ­ skoń czon ości.

I m y św ięci i my m łodzi Jutrzenkam i i świtaniem ,

C horon o w ej w aszej łod zi

Pełnej trupów w p op rzek staniem.

M y ubożuchni, w zgardzeni, których zaledw o pogardliw em z a sz c z y c a c ie spojrzeniem , zw yciężym y, b o kierow ać się będziem y nauką B o g a ! B ożej spra­

w ie, spraw ie u b o gich w duchu, ale nie na duchu, pośw ięcim naszą pracę, naszą duszę, pragnienia, myśli, m odlitwy, pośw ięcim naszą w szech św iat o g a r­

niającą m iło ś ć !

A kied y ten stary, p rzeżyty świat, zw alcza jący niebiańską dziecin ę otw arcie i pod m aską o b łu d y zstąpi do grobu , m y g o w skrzesim y i z naszych piersi w yd ob ęd zie się okrzyk, który brzm ieć b ęd zie od E lb y do C zarn ego M orza i dalej, od K arp at aż po D źw in ę i D o n : Ł aza rzu ! w stań i ż y j! I ten Ł a ­ zarz o d żyje p rzez nas i w sercu je g o krążyć będzie

! nasza krew, p o d czas g d y nad w yn iszczon ym i życiem trupami u n osić się będą kruki i w rony. A g d y i m ogiłę ich zarosną chw asty i p okrzyw y, królestwo B o ż e zapan u je na naszej ziem i i m iłość Chrystusa, m iłość bliźn iego u n osić się będzie nad całym rodza­

jem ludzkim .

- s o r

W noc wigilijną.

C isza urocza, drzem ie przyroda, N o c ją k o ły sze słod ko do snu, I je s z c z e jedno cich e »D obranoc*

I już zasyp ia pod tchnieniem dżdżu.

N a niebie koło gw ia zd m ilionow ych, W śró d nich księżyca tarcz srebrna lśni, N a ziem i spokój, spokój grobow y, B o pracą znużon, ród ludzki śpi.

T y lk o pasterze na Betleem u Strom ych w yżyn ach pilnują trzód, C zu w ają jeszcze, ch o ć p ó łn o c blizko, Z d ała od m iasta śpiżow ych wrót.

N agle w śród b ło giej, uroczej ciszy R ozbrzm iew a gran ie z niebiań skich niw, T o n y rad ości i uw ielbienia

I n ajcu d n iejszych m elodyi dziw.

N iczem słow ika są srebrne trele I ptasząt śpiew nych, g d y św ita maj, N iczem kon certy m uzyków ziem skich, C o duszę niosą w m arzenia kraj.

G rzm ią bowiem kotły, trąby, cym bały I sły ch a ć sk rzyp iec czaro w n y ton, D źw ięk harfy, lutni, fletu, gitary, W ra z akordow y u d erza dzw on.

B ud zi się n agle cała przyroda, B o taka cudna m elodya brzmi,

(6)

A niebo całe radością drży.

P od ają koncert tysiącznem echem G ó ry dolinom i kwiatu kwiat, I wkrótce jed en hym n uwielbienia N uci radosny p rzyrody świat.

N uci łago d n y zefir na szczy cie W śró d gęstych liści zbud zonych drzew, I strum yk wartki, to czą c sw e wody, Szem rze do wtóru w esoły śpiew.

W tem sły ch a ć pienia; rajskie hejn ały P łyn ą ku ziemi z lazurów pól,

W ielb ią A n ieli Pana zastępów , B o O n w szechśw iata potężny król;

»Oto się stało światu zbaw ienie, B ó g się narodził, odkupić świat, Jako głosili n iegdyś prorocy,

C zek a ł nań naród tysiące lat.

»Stanął na p łaczu i łez padole, N iechaj Mu b ędzie chw ała i cześć, Raduj się ziemio, bo przyszed ł na to, B y pokój tobie, zbaw ienie nieść«.

S ły szą pastuszki, p o jąć nie mogą, Z e ot, najw iększy spełnion y cud, Z e obiecany w raju Z b aw iciel Już w Betleem u zaw itał gród.

A oto jasn ość ich otoczyła, B y m ajestatu B o że g o blask

Stanął przed nim i A n ió ł w prom ieniach, A szaty je g o jak słoń ca brzask.

1 przerażeni takiem zjaw iskiem , W n e t kornie przed nim zgin ają nóg, M niem ając, że n iegdyś prorokom, Im się objaw ił M o jżeszów B óg.

A A n ió ł do nich łagod n ie rze cze :

»Mili, nie trw óżcie się, pokój wam, O t w B etleem niskiej stajen ce

Z rod ził się Z b aw ca, C hrystus, B ó g sam.

»Dążcie do m iasta D aw idow ego, Z n ajd ziecie dziecię i matkę wraz, O d w ieczn e S ło w o ciałem się stało I zam ieszkało już pośród was«.

B iegn ą pastuszki do Betleem u, W ch o d zą w stajenki u bogiej próg, Z n ajdu ją dziecię, ja k A n ió ł głosił, W żłob ie zło żo n y Z baw iciel — B ó g.

P rzy Nim przed w ieki w ybrana m atka, G d y E w ę skusił do grzech u wąż,

M arya,'p ięk n a, pełna radości, I J ó zef święty, Jej czysty mąż.

Ż e M esyasza otrzym ał lud,

I pokłon daw szy w racają w góry, I g ło sz ą B o żej w szech m ocy cud.

Dzieciątko Jezus.

B y ło to w w igilią B o żego N arodzenia. C ich o I płon ął ogień w żelaznym piecyku o czerw on ych p o­

liczkach, spokojniuchno paliła się św ieczka na stole i blade św iatło rzu cała na w ybielałą tw arzyczk ę ciężko chorej Janinki. A ja k o b y b iały śn ieg na dw orze 0 tem w iedział, że biedna dziecin a chorobą zm ę­

czon e o czy do snu zam knęła, i on cichuteńko 1 w o ln o spady wał, okryw ając chatynę białym cału ­ nem ; — c z y czasem nie całunem śm ierci?

O b ok łóżka siedzi stroskana m atka; g ło w ę w sparła na dłoni i z niepokojem śledzi każde poru­

szenie i w estchnienie swojej ulubienicy. Jakiż to spokój i zad ow olen ie m alują się na tw arzy Janinki, ja k ż e ż ona do m ałego aniołka p o d o b n a ! I to m iała b y ć choroba n ieb ezp ieczn a? O m ylił się p o czciw y doktór! Janinka ży ć będzie, ż y ć m usi! — Jakiż piękny sen dziecię m ieć musi, teraz g d y się tak m ile uśm iecha. Z ap ew n ie śni je j się o D zie cię ciu , B oskiem , które w przededniu B o ż e g o N arodzenia do każdej chaty zstępuje, i łaskam i t sw em i ją o b ­ darza.

»A do m nie D zieciątko przyjdzie?« p ytała się przed chw ilą sędziw ego plebana, który ch ore dziecię odw iedził, i je j o P an ie Jezusie opow iadał, ja k On to dzieci dobre, a w ięc i Janinkę, kocha, ja k do nich dzisiaj w ieczorem z nieba z podarkam i pięknem i przybyw a. Janinka bard zo uw ażnie w to opow iad a­

nie się w słuchiw ała.

I . . . . •.

*A o mnie D zieciątko Jezus nie zapomni?« za­

pytała się po raz w tóry. A g d y pleban na to jej o d r z e k ł: »Nie, m oje dziecię, o tobie Jezusinek za pom nieć nie m oże; je sz c z e dzisiaj w ieczorem ciebie odw iedzie, n aten czas z radością i niemem p o d zięko ­ waniem na niego w ejrzała i pow ieki do słod kiego snu zam knęła. I teraz je sz c z e usteczka jej blade zd aw ały się p ytać: »A do mnie D zieciątko Jezus dzi­

siaj prz}'jdzie?«

C isza zupełna zapanow ała. Z dala tylko d o­

chodził d rżący g ło s dzw onów w zyw a ją cy w iernych na pasterkę. C a ły św iat brzm iał jedną pieśnią ra­

d osn ą: »Chw ała na w ysokościach B ogu«, którą za ­ stępy aniołów nuciły, zw iastu jąc światu radosną n o ­ w inę B o ż e g o N arodzenia. A pieśni tej od go d zin y jed en an iołek w ięcej w tórował. B o otóż w chatce d ziecię sp o czy w a już na m arach. R ęce Janinka jak do m odlitwy d ziękczynnej zło żyła, a w złotow łosych je j splotach w ien iec m irtowy. O b o k niej klęczy

(7)

m atka stroskana i b ezprzytom n a praw ie w patruje się w oblicze sw o jego dziecięcia — ju ż m artwego. Nie wie, czy ma p łakać i rozp aczać, że w łaśnie dzisiaj, g d zie rad o ść taka całą ziem ię przepełnia, to, co jej n ajd roższego na św iecie było, uleciało, czy też się cieszyć ma, że Janinka g w ia zd k ę ju ż w niebie ob­

chodzi. N ie! nie trudno zd o b y ć się na odpow iedź.

Z ust dziecka ją w yczytała. U steczka m artwe nie mówiły ju ż : »Czy przyjd zie D zieciątko w net do 'miie?» tylko: »D zieciątko już po mnie p rzyszło i za ­ brało mnie do nieba. N ie p łacz matko, tylko się c>esz, że Janince P an Jezus taką gw iazd ę sprawił«.

Rady lekarskie.

__ ____V

Nieco o potrzebie pielęgnowania zębów.

D użo pisano ju ż i u nas o pielęgnow aniu zę ­ bów — ale nie dość jeszcze w idocznie, skoro wśród szerokich w aistw sp ołeczeń stw a d bałość o zęb y w cale a w cale się nie uwydatnia, a niewielu takich, któ- rzyh y ch o ć tyle zadaw ali sobie trudu z p ielęgn ow a­

niem zębów , co z w łosam i i skórą. K a żd y dentysta z w łasn ego dośw iad czen ia zapew n ie p o w ied zieć może, ze liczba dbających ja k o tako o zęb y je st niewielką, a osoby szczegó ln ą pieczołow itością otaczające swe zęby są w prost w yjątkam i — w ielu jest takich, co zaciągn ąć m usieli rady i pom ocy dentysty, a jednak później w skazów ek jego co do p ielęgnow ania zd ro ­ w ych je sz c z e zębów nie w ypełniają. T a c y zaś, co je sz c z e nie potrzebow ali się udaw ać do lekarza, nie­

rzadko przedrw iw ają sobie w prost z nauk o p ielęg n o ­ w aniu zębów .

N iejeden nie sp ełn ia naw et n ajprostszego w y­

m agania tej nauki, to je s t przepisu co d zien n ego w y ­ czyszczen ia zębów . A tyle m ozołu p rzecież dla z ę ­ bów n aszych, codziennie spełniających w ielką pracę, żało w ać nie p o w in n iśm y! D ziw n a rzecz, że przyro­

dzonym zm ysłem porząd ku — -albo, ja k tw ierdzą mni, przyzw yczajen iem do porządku — nie p o b u ­ dzeni byw ają ludzie do dbałości o zęby, ch oć o skórę i w łosy s ę troszczą! K tob y m iał nieuczesan y i nieu­

ż y t y p ó jść do pracy, w ystaw iłb y się na pośm iew isko 1 pogardę, każdy więc, i najleniw szy m3'je się i cze ­ sze. A le o w yczyszczen iu zębów nie pom yśli, ch oć przecież n ieczyste zęb y rów nie co najm niej są wstrętne, jak brudna twarz i w ło sy! B o czyż n ie­

czysto ści w zębach dla teg o m oże mniej obrzydliw e od n ieczystości w e w łosach i na tw arzy, źe zakryte bywają poniekąd ustam i?! Takim pojęciom zdają się jak o b y h ołd ow ać ci, co się nie w styd zą siad ać do je d ze n ia z n iew yczyszczon em i zębami,

N a inny, w ażn y przepis nauki o pielęgnow aniu zęb ów także nie d ość je s z c z e zw ażam y: a żeb y p rzy ­ najmniej dwa razy do roku dać zb ad ać sw e zęby znaw cy. Zadaniem zębiarstw a n o w o czesn ego je st przedew szystkiem u c h y l a ć ch oroby i n iszczen ie zę ­ bów — ku temu potrzeba ab y dentysta m ógł stw ier­

d zać raz poraź, czy zęb y jego p acyen ta w dobrym zn ajd ują się stanie, czy nie potrzeba w łaśnie p rzed ­ sięw zięcia ja k ich środków u chylających gro żą cą ch o ­ robę. K o szt takich regularnych badań szczęk i zaw sze p rzecież m niejszy, aniżeli w ydatki pow stające w ra­

zie zaniedbyw ania takich badań w późniejszym c za ­ sie. S z cze g ó ln ie m ieszkańcy m iast o tem pam iętać powinni, g d y ż sposób życia m iejski na w iększe n a­

raża zęb y niebezpieczeń stw o, aniżeli ży c ie na wsi (spożyw anie dużo chleba razow ego, mniej ostrych przypraw i t. d.).

C h cą c zach o w ać sobie do późnej starości zdrow e zęby, należy je od m łodu ochraniać i w szech ­ stronnie p ielęgnow ać. A na palcach niem al m ożnaby p o liczyć osoby, które od w czesnej m łodości o zęby sw e m ają staranie. N aw et i ci, którzy do p ielęg n o ­ w ania zębów się przyzw yczaili, grzeszą zw ykle je sz c z e pew ną obojętnością co do zęb ów tyln ych : przednie otaczają w ielką troskliw ością, ale o tyln ych m ało pam iętają, a dopiero przypom ną sobie o p o ­ trzebie w iększej i dla nich troskliw ości, g d y im bole w tyln ych zębach obow iązek ten przypom ną.

T rze b a od m łodu d bać o w szystkie zęby.

A dbać trzeba nietylko o zęb y drugie, ale z równą troskliw ością i pierw sze, m l e c z n e z ę b y .

M leczne zęb y nietylko z tego w zględu za słu ­ gu ją na dbałość, że p rzezn aczon e są do żucia p o ­ traw w pierw szej m łodości, g d y narządy w ew nętrzne człow ieka je s z c z e są słabe, żo łąd e k bardzo w rażliw y, ale i ze w ględ u na n astępców — w zrost i ja k o ść zębów drugich w znacznej m ierze zależy od tego, jakim i b yły pierw sze, m leczne zęby. N ikt w ięc nie pow inien lek cew ażyć obow iązku w o b ec zęb ów m le­

czn ych , ja k o nied łu go tylko mu służących.

Przestrogi i rady.

U żyw ajm y częściej rannego powietrza!

N ader pożyteczną je st rzeczą o d d ych a ć po­

w ietrzem rannem. Ci, co g o się pozbaw iają, g n iją c długo na dzień w pow ietrzu zadusznem i ściśnionem pod pierzynam i, tracą sam o ch cąc je d n o z n ajp rzy­

jem n iejszych i podobno najbardziej w zm acn iających lekarstw . C hłód n o cn y przyw rócił wolnem u temu pow ietrzu całą je g o m oc ożyw iającą, a rosa napo- i jona balsam iczną w onią kw iatów , na których noco- j w ała, w zbijając się zw olna w górę, czyn i je pra- w dziw ie leczącem . M ożna pow ied zieć, iż o takim II czasie p ływ a niejako czło w iek w śród roślinnych s o ­

(8)

ków, które u staw iczn ie w siebie w ciąga i nad które nic zd row szego b yć nie może. D obry humor, rzeź- kość, siła i apetyt, których każdy rano w staw szy przez cały dzień doznaje, je st tego dow odem b a r­

dziej przekonyw ającym , aniżeli w szystko, cobym m ógł w tej m ierze pow iedzieć.

£

W esoły kącik.

P r y n c y p a ł : »Hej ty ch ło p cze! wlepiaj tu te etykiety na te książki*.

U c z e ń : »Przepraszam , ja tego nie potrafię*.

P . : »Co? cym bale, to przecież k ażd y osioł p o­

trafił.

U .: »No przetoż, ja nie osłem , to też nie p o­

trafię*.

* *

*

B artek p rzyjech ał na koniu do miasta, b y sobie dać napisać skargę. D ow ied ział się, g d zie adw okat m ieszka, a stanąw szy przed je g o domem, g d y ten w łaśn ie oknem w ygląd a, w oła z konia na n iego :

»Hej, czyś to pan je st tym adwokatem , co robi skargi?*

» T akf, odpow iedział adwokat.

»A co kosztuje u w as jed n a skarga?« w oła B artek dalej.

A d w o k a t rozśm iał się na takie zapytanie i rzekł:

»Moźecie ich dostać po różnych cenach, po jed n em , dwa i trzy talary*.

»

0

, dla B o g a U odpow iedział B artek, to mi tu rzu ćcie je d n ę za talara*.

* *

*

K u b a zaprosił sw e go k o le g ę na piwo i ko ­ niecznie przem uszał go, żeb y pił więcej.

»Już ci dziękuję«, rzekł kolega, »nie mam pra­

gnienia*.

sjeżelib yśm y tylko w tenczas pili, g d y mamy pragnienie«, od p ow ied ział K u ba, »jakażby b yła ró­

żnica między' ludźm i a zw ierzętam i?*

* *

*

»No, moja kobieto, g d zież się p odziała cała paczka herbaty, którą w czoraj waszem u chorem u m ężow i p rzyn io słem ; nie podobna przecię, żeb yście ją ju ż spotrzebow ali*.

»Ale, bo to proszę pana doktora, mój w ypalił ją w fajce, nie m ając tytoniu*.

* *

U chorego.

D o k t ó r do ch o re g o : »Trudna rada, nie ma ju ż dla ciebie pom ocy, m usisz iść do w ieczn o ści*.

C h o r y : »To w łaśnie dla tego pow inien się pan doktor jak najw ięcej starać, ab y mnie w yleczyć, bo w takim stanie jak jestem, to ja tam w żaden sposób nie zajdę*.

* *

*

D o zo rca w chodzi do w ięzienia i m ówi do z ło ­ d z ie ja : »Dalej stąd, m ożesz w ych od zić*.

Z ł o d z i e j : »N iech pan w przód w ych od zi, bo ja tu w domu u siebief.

Zadanie konikowe.

nie cliy nie ta do za bło

śpią patrz u- strze świe nia wi leć

Li za się co bi przez zdy

skąd ce i na a gwia bież po

od g o rz u . nim z nim nie sa ku

g ° traw on czntem cim sa cznie ta

nia po mój bu w y ser ni Li

hop 0 ka nas ko dzim kwi de

Z a dobre rozw iązan ie p rzezn aczon a nagroda.

J L

Rozwiązanie szarad z nr. 29-go:

I. N i - c e - a . II. T e - ł e - g r a - f y . III. K r o k - o - d y l . R ozw iązanie nadesłali: p. Jadw iga B ad ura z Ro- ździenia, i pp. J ó ze f N ow ak z M iasteczka, Em a­

nuel Labisch i L eo n P iech a z Z aborza.

N agrod ę otrzym ał p. J ó ze f N owak.

R ozw iązan ie trzeciej szarad y n ad esłał pan Jan S zu lc z Poznania.

Nakładem i czcionkami » Górnoślązaka*, spółki wydawniczej z ograniczoną odpowiedzialnością w Katowicach.

Redaktor odpowiedzalny: A dolf Ligoń w Katowicach.

Cytaty

Powiązane dokumenty

dlitwie, pokucie i wszelkich cnotach chrześciańskich. Przeto ów kierunek, który dał ^Antoni św., coraz więcej znalazł zwolenników. B ył na modlitwie częsty,

Trudno, a prawie niepodobno jest nie wzruszyć się na widok ludzi, którzy aby dostąpić królestwa niebieskiego, opuszczają świat, a gardząc wszyst- kiemi je g o

Przyjęcie Sakramentu małżeństwa nazywa się ślubem dla tego, że najgłówniejszym obrzędem tej świętej czynności jest wykonanie ślubu czyli przy­. sięgi

Miasto Naim leżało w dolnej Galilei, między Górami Tabor i Hermon, w pięknej bardzo okolicy. Szedł właśnie do niego z Kafernaum Zbawiciel, gdzie był uzdrowił

I na onego ślepo narodzonego ślepotę, i na Łazarza śmierć był przepuścił, nie dla żadnego grzechu jego, ani rodziców jego, ale jako sam powiedział dla

Faryzeuszowie cieszyli się, że Sadduceuszowie zawstydzeni odeszli; ale tego nie mogli znieść na sobie, że Pan Jezus ich zawstydził; zeszli się tedy pospołu i

Więc rozległy się straszne okrzyki tego ludu, domagającego się, aby chrześcian rzucano w cyrkach, w czasie publicznych igrzysk, lwom na pożarcie!. Tak się też

bierz sukienkę białą, w której nieskalanej masz się stawić przed sąd Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyś otrzymał życie wieczne. Bracia, przypatrzmy się