Polemiki
Henryk MARKIEWICZ
Uwagi fachowca (w swych intencjach) o tym, jak intelektualiści bronią humanistyki
P rzeciw staw ienie fachowca i in te le k tu a listy w ystępujące w tym ty tu le p ocho
dzi od R ich ard a R o rty ’ego, którego poglądy przytacza M ichał Paweł M arkow ski w arty k u le Humanistyka: niedokończony projekt1. Fachow iec sądzi, że dążenie do praw dy obiektyw nej jest skuteczne, m arzy o przeczy tan iu w szystkich książek ze swojej dziedziny, uważa przy tym , że „tworzą one zbiór adekw atnie opisujący rze
czyw istość”. In te le k tu a lista - wręcz przeciw nie: w praw dę obiektyw ną nie wierzy, dąży tylko do rozregulow ania własnej dyscypliny i w tym celu chciałby przeczytać jak najw ięcej różnych książek; efektem tej le k tu ry nie jest poszerzenie wiedzy, lecz w rażliw ości i w yobraźni.
M niejsza o k arykaturalność niek tó ry ch spośród tych w yznaczników fachowo
ści (np. tego, że fachowiec jest przek o n an y o adekw atności w szystkich książek ze swej dziedziny), m niejsza o to, że w rezu ltacie tej operacji fachowiec okazuje się kim ś pośledniejszym od in telektualisty. M niejsza w reszcie o to, że obaj u p o d ab n ia ją się do „uczonego gap a” W agnera z Fausta, który „dużo już wie, lecz chciałby w iedzieć w szystko” .
C h arakterystyka in te le k tu alisty jednak dobrze ukazuje stanow isko, z jakiego niem al wszyscy referow ani przez M arkow skiego autorzy p ró b u ją b ronić h u m a n i
styki. A obrony ona potrzeb u je - jest pow szechnie deprecjonow ana i d yskrym ino
w ana (także finansow o)2. O brona ta stara się dowieść, że h u m a n isty k a m a ważne, 1 M.P. M arkow ski Humanistyka: niedokończony projekt, „Teksty D ru g ie ” 2011 n r 6.
L okalizacja cytatów w tekście.
2 D yskrym inacji zazn ają zresztą i nieh u m an isty czn e b a d an ia podstaw ow e, o czym pisze m .in. A ndrzej Jajszczyk, d y rek to r N arodow ego C e n tru m N au k i, w artykule
Badania podstawowe, ale nie bezużyteczne, „G azeta W yborcza” z 18.07.2012.
2 9 5
2 9 6
P o le m ik i
społeczne u zasadnienie. (Przy czym obrońcy ci ani raz u nie w spom inają, że h u m anistyka jest po części sam a sobie w inna owej deprecjacji, a to ze w zględu na h erm etyzm języka, prow okacyjną paradoksalność niek tó ry ch tez, m asochistyczne negow anie poznaw czych w artości w łasnych tw ierdzeń).
N ajsłabiej b ro n i h u m an isty k i Stanley Fish. Odpow iedź jego jest dwoista. W w er
sji słabszej głosi on, że „hum anistyka jest dobrem autonom icznym , niepow iąza
nym z żadną celow ością” (s. 20), w w ersji m ocniejszej, że studiow anie lite ra tu ry i sztuki dostarcza n am narzędzi, dzięki którym m ożem y nie tylko przeżywać „chwile estetycznego zachw ytu”, ale także p o trafim y „rozm aw iać o tym , co uznajem y za w ażne dla nas i n am podob n y ch ” (w tekście nierenom ow anego autora tę drugą odpow iedź uznalibyśm y za w ykręcanie się byle jakim ogólnikiem ). Jak w idać, Fish p rze d m io te m h u m a n isty k i czyni tylko lite ra tu rę i sztukę, pom ijając dyscyplinę par excellence hum an isty czn ą, jaką jest historia.
Z kolei Odo M a rq u a rd pow iada, że n a u k i hum an isty czn e „pow inny spełniać funkcję kom pensacyjną wobec n eu tra liz ac ji naszego historycznego (a więc i jed
nostkowego) dośw iadczenia, jaka jest efektem ekspansji n au k eksperym entalnych oraz hom ogenizacji globalizacji tego dośw iadczenia, zam azujących jego niepow ta
rzaln y c h a ra k te r” (s. 15). C ytuję, bo nie jest to dla m n ie w p e łn i jasne. Ja k im spo
sobem owa hom ogenizacja, elim inując sprzeczne p u n k ty w idzenia, pow oduje w ie
loznaczność jako podstaw ę in te rp re ta c ji rzeczywistości? G dyby ta k było, zbędna byłaby zachw alana przez M a rq u a rd a kom pensacyjna fu nkcja h u m a n isty k i po le
gająca na „m nożeniu opowieści o lu d z k im dośw iadczeniu i in te rp re to w an iu ich na różne sposoby” (s. 16).
Nazywa to au to r h erm e n eu ty k ą ro zu m ian ą jako sztuka u k ła d an ia opowieści (s. 15). To ostatnie sform ułow anie jest propozycją te rm inologiczną co najm niej dziw aczną. D ziw ne jest też podciąganie p o d te rm in „n a rra cja” czy „opow iadanie”
w szelkich w ypow iedzi św iatopoglądow ych, także i tych, w k tórych n arrac ja w p o w szechnie p rzyjętym ro zu m ien iu tego te rm in u jest nieobecna, np. w n eo lib eral
nym p o stulacie pom nażania dochodu narodowego.
N asuw a się tu dalej pytanie, czy w szystkie te „n a rra cje” są rów noupraw nione?
Czy nie m a w śród n ic h takich, k tórym i nie w arto się zajm ow ać albo zajm ując się - p otępić je i odrzucić? A jeśli są rów noupraw nione? Czy ta k i „polim orfizm d u ch o w y” - jakby pow iedział Brzozowski - nie prow adzi do relatyw izm u, by nie rzec - indyferentnej bierności, a naw et nihilizm u? Czy jest więc korzystny dla m o raln e
go d o b ro stan u jednostki, czy jest społecznie użyteczny?
Sam M arkow ski zaczyna z daleka: ta k szeroko k o n stru u je pojęcie p o lityczno
ści, by dowieść, że h u m a n isty k a jest rów nież polityczna, jak zresztą w szystko, co dzieje się w p rz e strz e n i p u b lic zn e j. Ale arg u m e n t to niecelny, bo przecież nie wszystko, co dzieje się w ta k upolitycznionej p rze strzen i publicznej jest społecz
nie korzystne.
W dalszym ciągu M arkow ski tw ierdzi zdecydow anie, że żaden „język” nie od
pow iada rzeczyw istości lepiej niż inne - z czego czytelnik m ógłby w yprow adzić w niosek, że np. teoria system ów L u h m a n n a nie jest lepsza od w ierzeń scjentolo-
gów. Z ad a n iem h u m a n isty k i - głosi M arkow ski - jest p rzekształcanie społecznego im a g in a riu m przez krytykę istniejącego już „słow nika” (jak w iadom o w te rm in o logii R o rty ’ego „słow nik” to język, za pom ocą którego objaśniam y świat); o tw o
rze n iu nowych słow ników M arkow ski n ie w spom ina. Tak ro zu m ian e n a u k i h u m a nistyczne „niczego nie uspraw niają, w ręcz przeciw nie, k o m p lik u ją p roste m yśle
nie o lepszym życiu, osłabiają zdrow y rozsądek, k tóry wie, jak być p ow inno” (s. 14;
odnoszę w rażenie, że zdrow y rozsądek to jakaś bęte noire M arkow skiego).
Z tym w szystkim nie daje się pogodzić inna myśl M arkow skiego - że bywają lepsze i gorsze „słow niki”, a lepsze są te, któ re odpow iadają „naszym prześw iad
czeniom , naszym przek o n an io m , naszym m a rz en io m ” (s. 21). C zyli - naszem u dotychczasow em u słownikowi! Byłyby to więc słow niki p etryfikujące, słowniki, które odbiorca już u p rze d n io uznał za swoje! G dzie tu m iejsce dla „dyspozycji kry ty czn ej”, dla przek ształcan ia „społecznego im a g in a riu m ”? (M im ochodem za
uważmy, że te rm in „im a g in a riu m ”, w ystępujący u M arkow skiego jako synonim języka i d y skursu nie pasuje tu do w ielu w ypow iedzi św iatopoglądowych, w k tó rych obrazow ości nie m ożna się dopatrzeć).
Staw ką takiego czytania jest poznaw cza tautologia: znam to tylko, co już znam , i nic innego poznać nie m ogę, bo nie chcę. Jest to także tau to lo g ia osobista: czytam to tylko, co znam , bo taki jestem i nigdy nie będę in n y (od E m ersona do inż. M am o n ia prow adzi droga k ró tk a i niezaw iła).3
I któż to mówi? A no sam M ichał M arkow ski (W moim miejscu stoi ktoś inny,
„Tygodnik Pow szechny” z 1.07.2012).
Jednoznaczną w swej apologii h u m a n isty k i odpow iedź daje M a rth a N ussbaum :
„H um an isty k a m oże i pow inna kształtow ać obyw ateli p o trzebnych współczesnej d em okracji, ta k ic h m ianow icie, któ ry ch cechuje krytyczne m yślenie, zdolność p rze k ra cza n ia lokalnych uw arunkow ań, em patyczne nastaw ien ie wobec innych osób” (s. 16). Zapew ne każdy się z tym zgodzi, tylko że podobnej odpow iedzi u d zie
liłby praw dopodobnie już M ichel M ontaigne. To sam o m ożna pow tórzyć o arg u m e n tac ji A n th o n y ’ego K ronm ana, że rolą h u m a n isty k i jest „w skazywanie sensu w świecie jego pozbaw ionym ”.
W spom niane tu w ypow iedzi m ają cechy w spólne, na któ re z kolei chciałbym zwrócić uwagę.
1. W iększość z n ic h dla oznaczenia m niej więcej tego sam ego przed m io tu , który daw niej nazyw ano św iatopoglądem , w izją św iata, ideologią, ideologem am i, w prow adzają te rm in y inne, naruszające pow szechnie p rzyjęte ich znaczenie - n arrac ja (M arquard), słow nik (Rorty), język, dyskurs, im a g in a riu m (M arkow ski). N ie ułatw ia to rozmowy.
2. Ż aden z autorów n ie d efiniuje dyscypliny „ h u m an isty k a”. M arkow ski nazw ał
by m oże ta k ie zajęcie z przekąsem „ulubioną rozryw ką um ysłów taksonom icz
Skąd tu E m erson - nie w iem . P rzychodzi m i na m yśl tylko taki cytat: „N igdy nie
czytaj książki, która nie m a przy n ajm n iej ro k u ”. Ale on tu przecież nie pasuje.
2 9 7
2 98
P o le m ik i
nych (s. 16). R ezu ltat jed n ak jest ta k i, że np. dla Fisha h u m a n isty k ą jest tylko zajm ow anie się lite ra tu rą i sztuką. Wszyscy pozostaw iają poza zakresem swych rozw ażań dyscypliny zajm ujące się niejęzykow ym i w ytw oram i i działaniam i k ulturow ym i (np. archeologia, h isto ria gospodarcza) i dyscypliny zajm ujące się tw oram i k u ltu ry n iezaw ierającym i w ypow iedzi św iatopoglądow ych (np. ję
zykoznaw stwo czy m uzykologia)4.
3. N ik t nie zastanaw ia się n a d p odobieństw am i i ró żn icam i m iędzy h u m a n isty k ą a n au k a m i społecznym i, które w nie m niejszej m ierze w ytw arzają wypow iedzi św iatopoglądowe.
4. P rzede w szystkim zaś autorzy ci, m ów iąc o w ytw arzaniu w ypow iedzi św iato
poglądow ych, przy p isu ją hu m an isty ce funkcje, które spełnia przede wszyst
k im sam a lite ra tu ra i sztuka; h u m a n isty k a tylko je tra n sm itu je i in te rp re tu je .
„Być m oże lite ra tu ra i sztuka m ogą zm ienić czyjeś życie” - zauw aża trzeźwo Fish; k ursy lite ra tu ry i sztuki zrobić tego nie m ogą, bo „jedyna rzecz, której stu d e n t pow inien się nauczyć, to tech n ik a czytania i p isan ia o tym , co się p rze
czytało” (s. 21).
5. W tek stach M a rq u a rd a i M arkow skiego w ym iennie w ystępują „ h u m an isty k a”
i „n au k i h u m a n isty c zn e” . A utorzy am erykańscy używają określenia humanities - oznacza ono u n ic h zazwyczaj nie naukę, lecz kształcenie h u m an isty czn e - i ew entualny pożytek społeczny takiego kształcenia u zasadniają. H u m an isty ka jako działalność badaw cza, poszerzająca naszą wiedzę o pewnej dziedzinie, nie jest przed m io tem ich obrony. Co do M arkow skiego - nie m a on złudzeń, użyteczności społecznej tak ich b ad a ń n ie da się uzasadnić. H u m an isty k a n a ukowa jest więc skazana na byt niszowy. D odam : m ożna się obawiać, że nawet gorzej - na zaniknięcie, skoro uniw ersyteckie kształcenie h u m an isty czn e nie będzie do niej przygotowywać.
P ow tórzm y - obrona h u m a n isty k i podjęta przez in telek tu alistó w - h u m a n i
styki fachowców nie bro n i. N o - bo czy dyskusja o p ochodzeniu polskiego języka literackiego, spór o autentyczność Słow a o wyprawie Igora, analiza in te rtek stu al- ności Balladyny, system atyzacja w iersza polskiego, nie mówiąc już o stw ierdzeniu spółgłoskow ej w artości tzw. szwa in d o e u ro p e jsk ie g o (w ielkie odkrycie Jerzego Kuryłowicza), poszerza „granice czyjejkolw iek egzystencji o in n e m ożliw ości by
cia”? H u m an iści z praw dziw ego zdarzenia, tj. in te le k tu aliści, ad maiora nati sunt, niepraw daż?
Tak więc nie m ieszajm y zad ań kształcenia hum anistycznego i zad ań n a u k h u m anistycznych. In telek tu a liśc i lepiej lu b gorzej b ro n ią tylko kształcenia h u m a n i
stycznego. W edług m n ie - nie najlep iej, bo ogólnikowo, n ie sta ra n n ie, nie trosz
cząc się o konsekw encję i precyzję.
4 D ziw na jest rów nież teza M arq u ard a, że „n aro d zin y n au k h u m anistycznych były reakcją na trau m aty czn e dośw iadczenie w ojen religijnych, których zarzew iem były spory in te rp reta cy jn e dotyczące w ykładni Pism a Św iętego” (s. 16). W ięc Bocaccio, L orenzo Valla, E razm z R o tte rd am u , d ziałający przed owymi w ojnam i, nie u p raw iali hu m an isty k i?
Abstract
Henryk MARKIEWICZ
Jagiellonian University (Kraków)
S o m e rem ark s o f th e professional (as he intends) on h o w the intellectuals defend th e hum anities
In his e ssay th e au th o r discusses th e opinions o f W e ste rn intellectuals and o f Michał Pawet M arkow ski presented in the latter's article entitled "H um anistyka: n ied okoń czony p ro je ct” ["H um anities: an Unfinished Project") ["Teksty D rugie" 2011 n° 6]. H e claim s that firstly th ese authors limit th e meaning o fth e hum anities to the disciplines dealing w ith literature and art solely [excluding history o r linguistics, am ong o th ers]. Secondly - th e y justify only th e usefulness o fth e hum anistic university education, and not o f the hum anities as a research activity expanding th e know ledge o f certain areas o f culture.