• Nie Znaleziono Wyników

Guliwer. Kwartalnik o książce dla dziecka, 2008, nr 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Guliwer. Kwartalnik o książce dla dziecka, 2008, nr 2"

Copied!
133
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

GULIWER 2 2008

KWARTALNIK O KSIĄŻCE DLA DZIECKA

• Krystyna Heska-Kwaśniewicz: O tytułach książek, krajobrazie

i poszukiwaniu domu 23

• Izabela Mikrut: Sentymentalizm rozświetlony humorem.

0 zabiegach komizmotwórczych w Ani z Zielonego Wzgórza

w przekładzie Rozalii Bernsteinowej 32

RADOŚĆ CZYTANIA

• Hanna Dymel-Trzebiatowska: Nowości zza Bałtyku 41

• Zofia Ożóg-Winiarska: Symboliczny obraz słonecznika w poezji

dla dzieci 45

• Sylwia Gajownik: Cela w świecie książek i zabaw 52 PRZEKRACZANIE BAŚNI

• Alicja Baluch: O ikonicznym charakterze literatury dziecięcej 57

• Dorota Karecka: Hatifnatowie, tajemnica, rytuały 62 NA LADACH KSIĘGARSKICH

• Barbara Pytlos: Wieczorynki z Wielką Kaczką (A. Onichimowska:

Wieczorynki z Wielką Kaczką) 69

• Barbara Pytlos: Miki Mol (Richard A. Antonius: Miki Mol

1 zaczarowany kuferek czasu, Miki Mol i Straszne Płaszczydło,

Miki Mol i kolczaki) 71

• Izabela Mikrut: W krainie czarów? (Gianni Rodari, Anna Laura

Cantone: Alicja w obrazkach) 73

• Izabela Mikrut: Kroplówka z humorem (Marta Madera: Kroplówka

z marzeniami) 74

• Joanna Wilmowska: Duch Przyjaźni (Louise Arnold: Niewidzialny

Przyjaciel, Szkoła Duchów) 76

kwiecień - maj - czerwiec 2008

W numerze:

• Jan Malicki: Podróże „Guliwera”

WPISANE W KULTURĘ

• Magdalena Kulus: Wyspa Ani

• Grażyna Lewandowicz-Nosal: Modlitwy Ani

• Joanna Malicka: Ania Prababka Pippi

5 10 17 3

(3)

• Joanna Wilmowska: Patchwork baśniowy (Lyn Gardner:

Wiejemy do lasu)

• Marta Nadolna: Zapiski myszki z ryjkiem (Roksana Jędrzejewska- -Wróbel: Florka. Z pamiętnika ryjówki)

• Sylwia Gajownik: Wieśniacy kontra miastowy (Krystyna Śmigielska:

Skarb z leśnego grobowca)

• Magdalena Kulus: Świat według Tywonki (Danuta Parlak:

Tajemnicze notesy Tywonki)

• Krystyna Heska-Kwaśniewicz: O związku mlecznej drogi z mlecznymi zębami (Renata Piątkowska: Lemoniadowy ząb)

• Grażyna Lewandowicz-Nosal: Językowe zabawy i nie tylko (Małgorzata Iwanowicz: Bajkowy słownik wyrazów podobnych i przeciwstawnych dla dzieci, Joanna Olech: Trudne słówka, niepoważny słowniczek rodziny Miziołków, Agnieszka Frączek:

Banialuki do zabawy i nauki)

• Agnieszka Sikorska-Celejewska: Wilki jak małe dzieci (Pija Lindenbaum: Nusia i wilki)

• Monika Rituk: Podbój kosmosu (Lucy i Stephen Hawking:

Jerzy i tajny klucz do wszechświata)

• Barbara Pytlos: Książka dla nastolatki (Barbara Kosmowska:

Puszka)

• Monika Rituk: Uroki dojrzewania (Marta Fox: Kaśka Podrywaczka)

• Barbara Pytlos: Świat Andrzeja Żaka (Andrzej Żak: Władca Czasu - Archipelag, Olimpiada zwierząt)

• Joanna Wilmowska: Droga do nieba (Brian Keaney: Tajemnica drabiny Jakuba)

• Bogna Skrzypczak-Walkowiak: Przypadki Erica S. (Eric-Emmanuel Schmitt: Przypadek Adolfa H., Moje życie z Mozartem)

Z LITERATURY FACHOWEJ

• Agnieszka Sikorska: Wokół ksiąg zbójeckich (Grzegorz Leszczyński:

Magiczna biblioteka. Zbójeckie księgi młodego wieku) Z RÓŻNYCH SZUFLAD

• Agnieszka Kapustka: Korczakiada

• Agata Dąbek: Niezwykła przygoda z książką - czyli I Międzynarodowy Festiwal Czytania nad Olzą

• Wykaz książek zgłoszonych do konkursu „Nagroda Literacka”

im. Kornela Makuszyńskiego 2008”

• Jolanta Sładek, Magdalena Tomecka: Moją pierwszą miłością jest teatr, a drugą ilustracja

MIĘDZY DZIECKIEM A KSIĄŻKĄ

• Agnieszka Jakutajć-Zalewska: Lecznicza moc lektury. Słowo o biblioterapii

78 80 82 84 86

87 89 91 93 95 97 9 101

104

107 109 115 116

118

ABSTRACT 129

(4)

PODRÓŻE „GULIWERA”

Zbliżają się wakacje i czas wielkiego czytania. Pytanie, jaką książkę polecić młodej osobie, często jest pytaniem miażdżącym. Bo cóż odpo­

wiedzieć? Że musi być dostosowana do wieku młodego człowieka, że musi być atrakcyjna pod względem literackim i estetycznym, że musi preferować wartości etyczne powszechnie akceptowane, że musi...

Ale ten poziom odpowiedzi człowieka doświadczonego i wprawione­

go w szlachetną sztukę czytania nie jest wystarczający. Są bowiem książki spełniające wszystkie te warunki, a jednak są pozycjami mar­

twymi, godnymi zainteresowania niemal wyłącznie koneserów, krytyków literackich, ludzi szukających antropologicznych uniwersaliów. To inny jeszcze świat ludzkich fascynacji, jakże odległy od pasji każdego mło­

dego czytelnika. Młody człowiek musi dokonywać wyborów. Najlepiej samodzielnie; nierzadko metodą prób i błędów. Pierwszego zdania prze­

czytanego, które zachęci do lektury lub doń zniechęci. Jeśli mógłbym sparafrazować słowa naszej Noblistki wygłoszone w Sztokholmie w pa­

miętnym dla nas roku, to mógłbym rzec: „Najtrudniejsze jest pierwsze zdanie, za nim są następne: drugie, trzecie, czwarte - równie trudne”.

Ta delikatność relacji między tekstem a czytającym jest niezwykle ważna. Po pierwsze - nie zrazić. Po wtóre - nie zniechęcić. I tutaj wi­

działbym wielką szansę wakacyjnej lektury. Oczywiście każdy ma swo­

je metody stymulowania i podtrzymywania chęci poznawania dalszych losów bohatera, sposobó w budow ania akcji, dope łn ia n ia fabuły 0 własne przemyślenia. Przenikania świata realnego, rzeczywistego 1 świata fikcji. Sądzę, że kluczem może być autorytet przewodnika, ro­

dziców opowiadających i dyskutujących na równych prawach o lektu­

rze, tak samo jak o wszelkich innych problemach codzienności. Dziec­

ko jest integralną cząstką owej małej społeczności. Jego głos jest rów­

nie istotny, jak każdego innego członka rodziny. A wtedy sakramentalne słowa „nie garb się”, gdy padają pytania trudne lub niewygodne, odchodzą w odległy krąg zapomnienia. W moim odczuciu - to pierwszy warunek budujący więź, ale i autorytet przewodnika po świecie lektur oczekiwa­

nych. Drugi krąg - to niedopowiedzenie, nastrój oczekiwania, zagadki nie do końca rozstrzygniętej i owo pytanie - inspiracja: „Jak myślisz, kto?” i dopełnienie - „uda się?”.

Wreszcie trzeci - „mnie się podobało, bo ..., a tobie?”.

Czas wakacji sprzyja odświętności nie tylko miejsca, w którym prze­

bywamy, czasu - który razem spędzamy, ale i jakości rozmów.

(5)

Odległy staje się świat wrzeszczących i okładających się słowami niegodnymi polityków, dziennikarzy, sąsiadów. Przestajemy postrzegać serwisy informacyjne jako kronikę wypadków i zdarzeń tragicznych. Po­

wraca świat normalności, gdzie ludzie spotykani na naszej drodze są ubrani barwnie i fantazyjnie, gdzie do napotkanego człowieka uśmiecha­

my się, a on także odpowiada uśmiechem, gdzie słowo doń kierowane staje się elementem „gry rozmownej”, lekkiej, przyjaznej, sympatycznej, nigdy maczugą, kamieniem, pociskiem.

W ten wakacyjny świat odświętności wpisuje się też lektura książki, fascynacja innymi wartościami niż atakująca nas zewsząd codzienność, stająca się z jednej strony - celem samym w sobie, z drugiej zaś - kontekstem tego, co ponadczasowe, uniwersalne, godne określenia mia­

nem człowieczeństwa.

A po latach we wspomnieniach naszych dzieci z wakacji z książką i rodzicami pozostanie stwierdzenie naszej córki lub syna: „miałam (mia­

łem) szczęśliwe dzieciństwo”.

Jan Malicki

(6)

WPISANE W KULTURĘ

Magdalena Kulus WYSPA ANI

Kanada (...), kraj licznej polskiej e m igracji zarobkow ej je s t mało zn a n y p o lskie m u czytelnikow i.

Z powieści i nowel Jacka Londona znamy folklor poszukiwaczy złota, którzy w końcu X IX wieku poko­

nywali przeciwności surowej kana­

dyjskiej północy. Nieco później Wa- Sha Quon Asin - Grey Owl - Sza­

ra Sowa opowiadał młodzieży o ży­

ciu Indian i zwierząt, zwłaszcza bo­

brów. Najbardziej zbliżył Kanadę do Polski Arkady Fiedler, polski pod­

różnik, który reportażami ze swej podróży z lat trzydziestych objął szeroko życie Kanadyjczyków i pięk­

no ich o jc z y z n y 1 - pisała Maria Anna Jarochowska. Można jednak śmiało powiedzieć, że polscy czy­

telnicy mogli poznać Kanadę rów­

nież dzięki Lucy Maud Montgome­

ry. Autorka Ani z Zielonego Wzgó­

rza szczegółowo opisała najmniej­

szą z kanadyjskich prow incji - Wyspę Księcia Edwarda.

Jej powierzchnia to zaledwie 2184 mile kwadratowe. Latem je j łąki, pola i lasy tworzą bogaty ko­

bierzec o licznych odcieniach zie­

leni, kontrastujących z czerwoną ziemią. Kwietne ogródki otaczają schludne, malowane, drewniane domki. W dolinach szemrzą stru­

myki, wpadające do dużych stawów.

Łagodnie falujące wzgórza i malow­

nicze rzeki schodzą ku jasnym , piaszczystym plażom nad błękit­

nym Oceanem Atlantyckim2 - czy­

tamy we wstępie do Pamiętników Montgomery. W Ani z Zielonego Wzgórza odnajdziemy liczne opi­

sy tej malowniczej krainy. Na sa­

mym początku pow ieści m ało­

mówny Mateusz rusza po Anię na dworzec - podróż ta jest pretek­

stem do przybliżenia czytelnikowi przyrody i topografii Wyspy Księ­

cia Edwarda. Śliczna była ta dro­

ga, wijąca się pom iędzy dwoma szeregam i wygodnych domków;

miejscami przecinała laski sosno-

(7)

we o balsamicznym zapachu żywi­

cy lub jakąś dolinkę, gdzie wycią­

gały swe gałęzie dzikie śliwy osy­

pane puszystym kwieciem. Powie­

trze nasycone było zapachami nie­

zliczonych sadów jabłoniowych, łąki gubiły się w dali na horyzoncie w purpurze i opalu (...)3- pisze Montgomery. Autorka była do wy­

spy bardzo przywiązana.

Swój zachwyt wyrażała ustami rudowłosej sieroty. Ania jadąc do swojego nowego domu mówi: Ta wyspa to wspaniały, kwitnący ogród!

Już ją kocham i jestem taka szczę­

śliwa, że będę tu mieszkała. Sły­

szałam zawsze, że Wyspa Księ­

cia Edwarda to najpiękniejsze miej­

sce na świecie (...)4.

W A ni z Zielonego W zgórza została opisana przede wszystkim wioska Avonlea zbudowana na trój­

kątnym małym półwyspie, wcinają­

cym się w Zatokę Świętego Waw­

rzyńca, i z dwóch stron otoczona wodą5. Jej pierwowzorem była ro­

dzinna wieś Montgomery - Caven- dish. Odnajdziemy w niej wszyst­

kie ulubione miejsca Ani. Jednym z nich jest Biała Droga Rozkoszy, czyli Aleja. Tak mieszkańcy nazy­

wali odcinek drogi, nad którym sklepiały się dwa rzędy wielkich, rozrośniętych (...) jabłoni, przed wielu laty zasadzonych przez jakie­

goś starego dziwaka rolnika6. Jest tam również Jezioro Lśniących Wód i Aleja Zakochanych. W po­

wieści: Aleja Zakochanych zaczy­

nała się za sadem Zielonego Wzgó­

rza i wiła się poprzez las tak dale­

ko, ja k sięgała posiadłość Cuth- bertów. Była to droga, którą zwy­

kle chodziły krowy udające się na pastwiska i którędy zimową porą zwożono drzewo do kuchni. W rze­

czywistości istnieje ona do dziś.

Pastwiska zamieniono dziś w pola golfowe, a Aleję Zakochanych po­

zostaw iono... zakochanym. Wy­

marzone miejsce na romantyczny spacer, ustronne ławeczki i pokry­

te mchem zwalone pnie aż kuszą,

b y poddać się czarow i m iejsca i zapomnieć na chwilę o panują­

cych tu w iktoriańskich obycza- ja c h 1- czytamy w jednym z arty­

kułów poświęconych wyspie. W ro­

dzinnej wiosce Montgomery znaj­

duje się także Las Duchów, które­

go tak bardzo bała się nastoletnia Ania. Las, choć niewielki, faktycz­

nie sprawia wrażenie wymarłego.

Wysokie, gęsto rosnące drzewa nie dopuszczają światła do poszy­

cia, tylko połamane gałęzie i zsza­

rzała ściółka8- relacjonuje miłośnik Wyspy Księcia Edwarda. Wytrwa­

ły podróżnik na pewno odnalazłby

(8)

w Cavendish również Ścieżkę Brzóz.

Była to wąska ścieżka, wijąca się wokół pagórka pośród lasu pana Bella, gdzie światło wdzierając się poprzez szmaragdową ścianę liści było czyste ja k diament. Z obu stron okalały ją młode brzózki o białych pniach i gibkich gałęziach. Papro­

cie, astry i dzikie konwalie rosły tu w wielkiej ilości. Powietrze przesy­

cone było delikatnym, żywiczym zapachem, muzyką tonów ptasich, szmerem i śmiechem wietrzyka pośród koron drzew9- tak opisuje ją Montgomery w Ani z Zielonego Wzgórza. Wszystkie te miejsca - ukochane przez autorkę - stały się dla tysięcy młodych czytelniczek najpiękniejszymi zakątkami na zie­

mi. Wiele z nich „oczyma wyobraź­

ni” spacerowało razem z Anią po czerwonych drogach wyspy.

W swojej najpopularniejszej po­

wieści autorka opisuje również buj­

ną roślinność, jaka otaczała domy bohaterów. Wokół zabudowań w Avon- lea rosły irysy i narcyzy, róże i piwo­

nie. Zielone Wzgórze otoczone było wysokimi wierzbami i równo przy­

ciętymi topolami. Kiedy Ania obu­

dziła się pierwszego ranka po przy- jeździe do Cuthbertów, ze swojej facjatki zobaczyła krajobraz zapie­

rający dech w piersiach: Po obu stronach dworku roztaczały się sady, je d e n pełen jabłoni, drugi drzew wiśniowych (...). Trawniki były żółte od kwitnących mleczów.

W ogrodzie poniżej bzy uginały się pod olbrzym im i kiściam i fioleto­

wych kwiatów. (...) Poza ogrodem, hen ku dolinie, ciągnęły się zielo­

ne łąki, pełne soczystej koniczy­

ny. Tam właśnie płynął strumyk i ro­

sły młode brzózki. Ich smukłe, białe pnie wznosiły się ponad bogate poszycie - p u szyste paprocie, mchy i przeróżne zioła (...)10. Mo­

żemy więc uznać, że Wyspa Księ­

cia Edwarda jest wyspą intesyw- nych kolorów , które z m ie n ia ją się w zależności od pory roku.

Rys. Bogdan Zieleniec

Montgomery potrafiła doskonale nakreślić piórem piękno swojej małej ojczyzny. Znała gatunki ro­

ślin i nie ograniczała ich opisów.

Jednym z nich jest opis ogrodu Barrych: Otaczały go rozłożyste, stare wierzby i wielkie, wysokie sosny, pod którymi tuliły się kwia­

ty nieznoszące nadmiaru słońca.

(... ) K w itły tam różowo stokrotki i wielkie, wspaniałe, karmazynowe piwonie; białe narcyzy o upajającej woni i cierniste różyczki polne;

czerwone, niebieskie i białe orliki i liliow e dzwonki; kępy piołunu, wstęga trawy i mięty; purpurowe bratki, żonkile i mnóstwo słodkiej koniczyny o delikatnym, wonnym, puszystym kwieciu; szkarłatna szał­

wia, wystrzelająca swymi płomien­

(9)

nymi lancami ponad wymuskane białe pelargonie11. Co ciekawe, ni­

gdy nie słyszy się, by młodzi czy­

telnicy narzekali na opisy przyro­

dy, które pojawiają się w książkach Montgomery. Są one tak wkompo­

nowane w treść, że stanowią jej integralną część i nie nudzą na­

stolatków.

M ontgom ery pisała nie tylko o dzikiej roślinności i pięknych ogro­

dach. W Ani z Zielonego Wzgórza możemy odnaleźć też wzmianki o uprawach rolnych. Jak pisze Ja- rochowska, rolnicy z Wyspy Księ­

cia Edwarda otrzymali w spadku po swych przodkach głębokie przy­

wiązanie do ziemi, które nauczyło ich starannej pielęgnacji gleby i tro­

ski o zachowanie je j urodzajności na długie lata12. Szczególnie po­

wszechna jest na wyspie uprawa ziemniaków. Kiedy Diana odwiedza Anię z oficjalną wizytą, pyta, czy Mateusz zwiózł już kartofle na sta­

tek. W swoich pamiętnikach Montgo­

mery pisze o konieczności uczestnic­

twa w wykopkach. Nie sądzę, by ktokolwiek był w stanie wznieść się na takie wyżyny cnoty, aby polu­

bić wykopywanie ziemniaków. Ja tego nienawidzę!13 - twierdzi. Ale pod tą samą datą opisuje piękny, jesienny krajobraz, który miała oka­

zję podziw iać podczas tej nie­

wdzięcznej pracy: (...) głębokie, błękitne morze, szafirowy staw, klo­

nowe i brzozowe zagajniki, okry­

wające się właśnie purpurą i zło­

tem, żółte ścierniska i brunatnie­

jące łąki14.

Autorka wielokrotnie opisywa­

ła jesienną przyrodę. W Ani z Zie­

lo nego W zgórza p o ja w ia ją się głównie opisy wiosny i właśnie je ­ sieni - widocznie dla Montgomery te pory roku były najbardziej inspi­

rujące. Jesienią na Wyspie Księ­

cia Edwarda brzozy w kotlinie zło­

ciły się jak światło słoneczne, a klony (...) mieniły się najwspanialszą pur­

purą. Dzikie wiśnie (...) przystroiły się w najcudniejsze ciemnoczerwo­

ne i brunatnozielone odcienie, gdy tymczasem świeża, powtórna zie­

leń pokryła łąki i pola15. Rankami w dolinach pojawiały się mgły - m gły te m ieniły się wspaniałymi barwam i: ametystową, perłową, srebrną, różową i niebieskawą16.

Pola pokryte były rosą, w lesie le­

żały stosy zwiędłych liści, a pomiędzy drzewami słały się zeschnięte, bru­

natne paprocie17. Kanadyjską wio­

snę określała autorka jako piękną, ale kapryśną i ociągającą się. Opi­

sywała drobne, kędzierzawe listki paproci, kw itnące p rzylaszczki oraz różowe i białe pierwiosnki.

W Ani z Zielonego Wzgórza zo­

staje też opisana zima na wyspie, ale jest to opis wyjątkowo skrom­

ny jak na Montgomery. Bohaterka podziwia przyrodę w wigilijny pora­

nek: (...) brzozy i dzikie wiśnie osy­

pane były perłowym szronem; na zaoranych polach bruzdy pokryły się śniegiem18.

Ważnym elementem wyspy jest wybrzeże - wszak leży ona nad Zatoką Św. Wawrzyńca. Montgo­

mery lubiła spacerować nad mo­

rzem i opisywała je w swoich pa-

(10)

miętnikach: Morze było srebrzysto- szarą płaszczyzną. (...) Mogłabym siedzieć tam godzinami, wpatrzo­

na w morze z szybującymi nad nim mewami19. Ania Shirley podziwia­

ła je podczas podróży do domu pani Spencer: Wybrzeże morskie było dzikie, zarośnięte i puste. Po prawej stronie rosły gęste, karło­

wate jodły, których nie zdołały zła­

mać lata walki z wichrami morski­

mi. (...) U stóp skał leżały stosy kam ieni wypłukanych przez fale morskie i błyszczały małe, piasz­

czyste zatoczki, usiane lśniącymi kamyczkami (...). Dalej rozpoście­

rało się morze, błyszczące i szafi­

rowe (...). Ania często słuchała od­

głosu fal na swojej facjatce.

Montgomery w swej powieści nie tylko opisuje przyrodę Wyspy Księcia Edwarda, ale też wymie­

nia poszczególne miejscowości, które na niej się znajdują: Carmo-

dy, Białe Piaski czy Charlottetown.

Z ła tw o ścią odnajdziem y je na mapie (mapa taka znajduje się w polskim wydaniu pamiętników autorki).

Wyspa Księcia Edwarda - tęt­

niąca życiem, pełna przyjaznych, dobrych ludzi, kolorowa i sielska - przypomina raj utracony. Czytelni­

cy marzą, by jak Ania i inne boha­

terki Lucy Maud Montgomery od­

krywać to magiczne miejsce, cho­

dzić na długie wędrówki i podziwiać tamtejszą przyrodę. Wyspa jest miej­

scem bliskim tysiącom ludzi na całym świecie. Opisana przez ko­

goś, kto ją kochał, na zawsze za­

gościła w literaturze i sercach czy­

telników.

1 M. A. Jarochowska: Kanada. Kraj i ludzie.

Poznań 1961, s. 5.

2 L. M. Montgomery: Pamiętniki 1889-1897.

Krajobraz dzieciństwa. Warszawa 1998, s. 1.

3 L. M. Montgomery: Ania z Zielonego Wzgó­

rza. Warszawa 1991, s. 20.

4 Tamże, s. 20.

5 Tamże, s. 8.

6 Tamże, s. 23.

I Wyspa Księcia Edwarda. http://www.pinez- k a . p l / i n d e x . p h p ? o p t i o n = c o m _ c o n - tent&task=view&id=1111 [dostęp: 15.05.2008].

8 Tamże.

9 L. M. Montgomery: Ania z Zielonego Wzgó­

rza, s. 108.

10 Tamże, s. 35-36.

II Tamże, s. 81-88.

12 M. A. Jarochowska: op.cit., s. 142.

13 L. M. Montgomery: Pamiętniki 1889-1897.

Krajobraz dzieciństwa, s. 16.

14 Tamże.

15 L. M. Montgomery: Ania z Zielonego Wzgó­

rza, s. 120.

16 Tamże, s. 188.

11 Tamże.

18 L. M. Montgomery: Ania z Zielonego Wzgó­

rza, s. 198.

19 L. M. Montgomery: Pamiętniki 1889-1897.

Krajobraz dzieciństwa, s. 33.

(11)

Grażyna Lewandowicz-Nosal MODLITWY ANI

Bohaterkę powieści L. M. Mont­

gomery, je d e n a sto le tn ią sierotę Anię Shirley, poznajemy czekającą na stacji kolejowej na przyjazd opiekuna. W dokładnym portrecie nakreślonym przez autorkę poja­

wiają się dwie wyróżniające dziew­

czynkę cechy - te m p e ra m e n t i wyobraźnia. Te cechy pozwalają jej cieszyć się życiem bez wzglę­

du na okoliczności. W pierwszy poranek na Zielonym Wzgórzu, za­

raz po przebudzeniu Ania uklękła i spoglądała w ten jasny czerwco­

wy poranek oczami błyszczącymi z zachwytu1. Wzrokiem ogarniała rozpościerającą się przed nią prze­

strzeń, spojrzeniem pełnym uwiel­

bienia dla piękna wchłaniała chci­

wie wspaniały krajobraz. Biedne dziecko widziało w swym życiu tak mało pięknych widoków. A to, co ujrzała w tej chwili, przechodziło je j najbujniejsze nawet marzenia! Klę­

czała, z a p o m n ia w s z y o całym świecie, zapatrzona tylko w te cuda wokoło siebie (...)2. Można ten frag­

ment potraktować jako pierwszą modlitwę Ani, niemą modlitwę uwiel­

bienia, pełną podziwu dla Stwórcy.

Wskazuje na to klęcząca postawa dziewczynki, jej zachwyt dla tego, co stworzone, jak i to, że w swojej adoracji zapomina o otaczającej ją rzeczywistości. To bardzo natural­

ne zjawisko - podziw dla tego, co piękne. Ania w chłania w siebie piękno. Kolejna odsłona, prowa­

dząca do zrozumienia religijności bohaterki, ma miejsce tego same­

go dnia wieczorem. Maryla prosi Anię, aby zmówiła modlitwę i po­

łożyła się spać. W odpowiedzi sły­

szy, że dziecko nigdy się jeszcze nie modliło. To stwierdzenie wzbu­

dza zdumienie opiekunki. Drąży temat dalej i pyta kto to je s t Bóg?.

W odpowiedzi słyszy w yrecyto­

waną, szybko i płynnie, gotową ka­

te ch izm o w ą regułę Bóg je s t to duch, nieskończony, wieczny i nie­

zmienny, najwyższa doskonałość i prawda, wszechmocny, wszystko­

wiedzący, rozumny, sprawiedliwy i dobry3. Wypowiedź nieco uspo­

kaja Marylę, ale poucza ona Anię, że to brzydko nie modlić się każ­

dego wieczora. Wyraża też oba­

wę, że Ania jest bardzo niedobrym dzieckiem. Te stwierdzenia nie ro­

bią na dziewczynce najmniejsze­

go wrażenia. Ona nie zajmuje się Bogiem od chwili, gdy usłyszała, że Bóg umyślnie dał jej rude wło­

sy. Posiadanie rudych włosów Ania traktuje jako przekleństwo, jako wyraz największego upokorzenia, czy wię c można zajm ow ać się kimś, kto jest odpowiedzialny, i to umyślnie, za największe życiowe nieszczęście? Oczywiście nie. Jak Bóg Kubie, tak Kuba Bogu. Dodat­

kowy argument, niepozbawiony racjonalno ści, ja ki przedstaw ia dziewczynka, to fakt, że była zbyt zmęczona, aby odmawiać wieczo­

rem pacierz. Ania tłumaczy Mary­

li: wieczorami bywałam zbyt zmę­

czona, aby móc się jeszcze trosz­

czyć o pacierz. Od ludzi, którzy

(12)

muszą cały dzień piastować bliź­

nięta, nie powinno się wymagać, aby pamiętali jeszcze o modlitwie.

Czy pani nie je st tego samego zda­

nia?4. Maryla po raz kolejny docho­

dzi do wniosku, że trzeba się za­

jąć religijnym wychowaniem Ani, więcej należy do niego przystąpić bezzwłocznie, nie ma czasu do s tra c e n ia 5. P rosi, aby dziecko uklęknęło. Ania spełnia jej prośbę, ale zadaje pytanie - dlaczego, dla­

czego trzeba klękać do modlitwy?

I kontynuuje - gdybym ja szcze­

rze pragnęła się pomodlić, wiem, co bym uczyniła. Poszłabym sama, samiutka na wielką, piękną łąkę albo lepiej jeszcze do dużego, ciem­

nego lasu i patrzyłabym na obłoki, het, w górę, w te cudne, bezgranicz­

ne, błękitne niebiosa. Wtedy po pro­

stu odczułabym modlitwę (...)6. Dla Ani, w przeciwieństwie do Maryli, modlitwa wiąże się ze spontanicz­

nością, sam otnością, z przeży­

ciem piękna, z przyrodą, przestrze­

nią - tylko tak można się modlić, a właściwie - odczuwać modlitwę.

Są to zdania doskonale charakte­

ryzujące postawę re lig ijn ą Ani, choć trzeba pamiętać, że wypowia­

da je pełna temperamentu jedena­

stoletnia dziewczynka o bujnej wy­

obraźni i marzycielskim usposo­

bieniu. Maryla dalej czuje się za­

kłopotana, rezygnuje z próby na­

uczenia Ani prostej, dziecięcej modlitwy. Jako osoba inteligentna zdaje sobie sprawę z tego, że na­

iwny pacierz, ułożony dla maleństw w białych koszulkach, szepczących go u kolan kochających matek, był nieodpowiedni dla tego piegowate-

go stworzenia nieznającego Bożej miłości ani też nie troszczącego

Rys. Leonia Janecka

się o nią, skoro mu je j nigdy nie ofiarowano za pośrednictwem mi­

łości ludzi, i prosi, aby dziewczyn­

ka sama się pomodliła. Jednocze­

śnie wskazuje dwa podstawowe ro­

dzaje modlitwy - modlitwę dzięk­

czynienia i modlitwę prośby - po­

dziękuj Bogu za wszystkie dobro­

dziejstwa, jakich doznałaś, i proś Go pokornie o spełnienie twoich życzeń1. Ku zdumieniu Maryli Ania rozpoczyna swoją spontaniczną, oryginalną, pełną ufności modlitwę - dziękuje za piękno stworzenia, a w prośbach ogranicza się do dwóch życzeń - pragnie zostać na Zielonym Wzgórzu i prosi Boga, aby uczynił j ą piękną, gdy dorośnie.

Klam rą spinającą spontaniczną modlitwę Ani są dwa sztuczne, ru­

tynowe wyrażenia. Dziewczynka rozpoczyna od słów Litościwy Oj­

cze Niebieski - bo tak mówią księ­

(13)

Rys. Małgorzata Zachorowska

ża w kościołach, i kończy epistolar- nym - pozostaję z szacunkiem Two­

ja Ania Shirley. Później przypomi­

na sobie, że powinna na zakończe­

nie powiedzieć amen, bo znowu tak mówią księża w kościołach. W mo­

dlitwie Ani widać różnicę między nie- wyuczoną treścią a gotowymi ka­

techizmowymi wyrażeniami. Ory­

ginalność wieczornego pacierza sprawia, że Maryla postanawia na­

uczyć ją prawdziwego pacierza, po­

życzyć modlitewnik dla młodzie­

ży i posłać do szkoły niedzielnej.

Zdaniem Maryli je st to prawie zu­

pełna poganka. Czy uwierzyłbyś, że się nigdy w życiu nie modliła?8 - za­

daje retoryczne pytanie Mateuszo­

wi. Brak religijnego wychowania jest dla Maryli jeszcze jednym ar­

gumentem, aby zatrzymać Anię na Zielonym Wzgórzu, dodajmy, że ar­

gumentem bardzo ważnym. Edu­

kację religijną dziewczynki potrak­

tuje Maryla w kategoriach swoistej misji. Dzień, który zadecyduje o dal­

szym życiu Ani, został spięty przez autorkę klamrą modlitwy - poran­

ną modlitwą uwielbienia i wieczorną modlitwą dziękczynienia i prośby.

Następnego dnia Ania dowie się, że zostaje na Zielonym Wzgó­

rzu. Rozpocznie też swoją eduka­

cję religijną. Maryla nie życzy so­

bie modlitw, jakie słyszała poprzed­

niego dnia wieczorem. Sama Ania zdaje sobie sprawę, że był to dziw­

ny pacierz, ale nie miałam jeszcze żadnego doświadczenia. Nie moż­

na wymagać, by ktoś modląc się po raz pierwszy w życiu robił to pięknie, prawda?9. Okazuje się, że przed snem Ania wymyśliła inną, jej zdaniem piękną, długą modlitwę, ale rano nic z niej nie pamiętała.

Nic nie szkodzi, jest na to rada, Ania ma się nauczyć na pamięć modlitwy „Ojcze nasz”. Uzna ją za piękną. Co prawda słyszała te sło­

wa ju ż raz w niedzielnej szkole Domu Sierot, ale wówczas nie po­

dobały jej się, gdyż pastor odczy­

tywał zdania głośno, skrzekliwym i żałobnym tonem. Czułam wprost, że on uważa modlitwę za nieprzy­

jem ny obowiązek10. Modlitwa wy­

wiera na Ani wrażenie poezji, mimo że nią nie jest, i brzmi dla niej jak muzyka. To bardzo piękne porów­

nania.

Ogromne wrażenie sprawi na Ani reprodukcja obrazu „Chrystu­

sa błogosławiącego dzieci” , jaki wisi w bawialni na Zielonym Wzgó­

(14)

rzu. Posłana przez Marylę po ob­

razek z modlitwą „Ojcze nasz”, za­

tonie w kontemplacji przedstawio­

nej sceny. Utożsami się z jednym z dzieci i będzie o tym tak suge­

stywnie opowiadać, że zaskoczo­

na M aryla w ysłucha je j relacji.

Szybko jednak opiekunka uzna to za brak szacunku. W odpowiedzi usłyszy, że Ania nie miała nic złe­

go na myśli, że przecież czuje sza­

cunek. Maryla wierzy Ani, ale nie pierwszy i nie ostatni raz zasko­

czy ją bezpośredniość czy też, jak to sama określi, bezceremonial- ność wychowanki w stosunku do spraw wiary i religii.

Trzecią prośbą, z jaką zwraca się Ania do Boga, je st modlitwa o sukienkę z modnymi, bufiastymi rękawami. Widząc skromne, prak­

tyczne sukienki, jakie uszyła jej Maryla, Ania powie: tak bardzo się cieszyłam, że może jedna z nich będzie biała z bufiastymi rękawa­

mi - szepnęła smutnie. - Modliłam się nawet o to, chociaż nie bardzo wierzyłam w skuteczność m ojej prośby. Nie przypuszczałam, żeby Pan Bóg miał czas zajmować się sukienką biednej sieroty. Wiedzia­

łam, że to zależy tylko od Maryli.

Szczęściem, potrafię sobie wy­

obrazić, że jedna z nich je s t ze śnieżnobiałego muślinu, prześlicz­

nie przybrana koronkami z trzema bufami na każdym rękawie11.

Wątek modlitwy będzie się jesz­

cze kilkakrotnie przewijał w powie­

ści, zawsze w momentach waż­

nych dla bohaterów.

Po scenie, w której Ania prze­

prosiła panią Linde za niestosow­

ne zachowanie, dziewczynka wraz z Marylą wraca na Zielone Wzgó­

rze. Ania jest szczęśliwa, że idzie do domu, stwierdza, że kocha Zie­

lone Wzgórze, choć przedtem nie kochała żadnej miejscowości i do­

daje teraz potrafiłabym się modlić i nie wydawałoby mi się to wcale tru d n e 12. Maryla poucza dziew ­ czynkę, że nie powinna uważać, że trudno jest odmawiać modlitwę.

W odpowiedzi usłyszy znamienne zdanie kiedy recytować modlitwę nie je s t wcale to samo, co modlić się13. Po raz kolejny widać, że dla Ani modlitwa pozbawiona uczuć, emocji, „recytowana” z pamięci, rutynowo, bo tak trzeba, czy wy­

pada, nie jest prawdziwą modlitwą.

Z podobną sceną czytelnik ma do czynienia dwa rozdziały dalej. Ania jest szczęśliwa, bo zaprzyjaźniła

Rys. Małgorzata Zachorowska

(15)

się z Dianą, dziewczynki złożyły sobie uroczystą obietnicę, że będą wiernymi przyjaciółkami. Po po­

wrocie do domu Ania zapewnia Ma­

rylę, że ze szczerą chęcią odmó­

wi wieczorną modlitwę. Kiedy pani Barry pozwoli Ani znowu spotykać się z Dianą, ta czuje się tak szczę­

śliwa, że postanawia ułożyć sobie nową modlitwę wieczorną, aby po­

dziękować Stwórcy za to, co ją spotkało14. Czytelnik nieodmiennie ma wrażenie, że edukacja religijna sobie, a indywidualna modlitwa Ani i jej rozmowy z Bogiem sobie. Szcze­

gólną cechą jest dziękczynienie. Na modlitwie Ania umie dziękować.

Przede wszystkim jest to wdzięcz­

ność Bogu za piękno stworzenia, za piękny, cudowny świat, za np.

mroźny poranek, kiedy szron po­

bielił drzewa, świat wygląda tak, ja kb y go Bóg stworzył dla swojej przyjemności15. Dziękczynienie to bardzo charakterystyczny rys mo­

dlitwy Ani.

Modlitwa ma pomagać w nie­

szczęściu. Po fatalnym w skut­

kach podwieczorku Ania prosiła panią Barry o możliwość dalszego spotykania się ze swoją przyja­

ciółką. Zdecydowana odmowa wy­

wołuje taki komentarz dziewczyn­

ki: teraz nie pozostaje mi nic inne­

go, ja k modlić się. Lecz nie mam wielkich nadziei, czy to pomoże, Marylo. Wątpię bardzo, czy sam pan Bóg potrafiłby coś wskórać u tak upartej osoby16. Jak widać, Ania trzeźwo patrzy na bożą moc, z jej perspektywy świat Boga i lu­

dzi to dwie odrębne rzeczywisto­

ści rządzące się swoimi prawami.

Nieco podobna scena rozegra się na rzece. Ania płynąc w łódce, zorientuje się, że łódka jest dziu­

rawa, przecieka, a ona sama może się utopić. Opowiadając o całym zdarzeniu pani Allan powie: zaczę­

łam się modlić bardzo gorąco, lecz nie przymykałam oczu, wiedziałam bowiem, że jest tylko jeden sposób ratunku: zbliżyć się do pali u mo­

stu, tak żebym zdążyła się wdrapać na jeden z nich. (...) Trzeba było się modlić, ale jednocześnie zrobić to, co należało do mnie: uważać i mieć oko zwrócone na wszystko. Powta­

rzałam bezustannie: Kochany Boże, pozwól, niech tylko łódka przybliży się do pali, a ja już zrobię resztę!11.

Kiedy Ani udało się wdrapać na pal, martwiła się, że w tej sytuacji nie mo­

gła ułożyć pięknej modlitwy, a cała sy­

tuacja była daleka od romantyzmu. Nie­

mniej odmówiła modlitwę dziękczynną i więcej nie zawracała Bogu głowy, li­

czyła na pomoc ludzi. Najgorsze było za nią, po co więc dalej anga­

żować Boga, kiedy trzeba liczyć na siebie i innych.

Dziewczynka doświadcza też i trudności w modlitwie. Trudno się modlić, kiedy jest się pełnym zło­

ści - tak było w chwili, gdy Maryla nie zgodziła się na wyjazd Ani na koncert do Białych Piasków. Ania komentuje ten fakt do Diany w taki sposób: strasznie byłam rozcza­

rowana, Diano. Byłam tak zgnębio­

na, że ułożywszy się do snu, nie chciałam zmówić modlitwy. Lecz potem żałowałam tego i pośród nocy wstałam, żeby się pomodlić18.

(16)

Ponownie m odlącą się Anię odnajdujemy, gdy ma już 16 lat, jest więc o 5 lat starsza i właśnie do­

wiedziała się, że doskonale zdała egzaminy do seminarium. Tego dnia w ieczorem uklękła u otw artego okna i w srebrnym świetle wielkie­

go księżyca wyszeptała modlitwę pełną dziękczynień i gorących ży­

czeń, płynących wprost z duszy.

W yrażała ona w dzięczność za czas miniony i pokorne prośby na przyszłość19.

I wreszcie ostatnia modlitwa Ani z Zielonego Wzgórza. Ma ona miej­

sce w noc po śmierci Mateusza.

Ania nie może płakać nawet wów­

czas, gdy w nocy klęczy przy oknie, modli się i patrzy na gwiaz­

dy ponad wzgórzami. To dla niej czas szybkiego dojrzewania, do którego potrzebny jest prawdziwy ból, a taki przyniosła śmierć uko­

chanego opiekuna.

Równie interesujący jest stosu­

nek Ani do kościoła i zajęć w szko­

le n ie d z ie ln e j. W domu s ie ro t uczyła się katechizmu i modlitwy, ale nie pociągało jej to zbytnio.

Trudno więc się dziwić, że pierw­

szy pobyt na niedzielnym nabo­

żeństwie w Avonlea też nie wzbu­

dzi entuzjazmu. Wyposażona w rady i pouczenia Maryli, jak ma się zacho­

wać, Ania wyrusza do kościoła.

Po drodze uplecie wianek i przy­

stroi nim swój kapelusz. Na zaję­

ciach w szkole niedzielnej odpo­

wiada dobrze i szybko, wszystko dzięki staraniom Maryli, należy więc sądzić, że opiekunka solid­

nie podeszła do sprawy religijnego wychowania podopiecznej i wtło­

czenia do jej głowy katechizmo­

wych reguł. Choć nie wiadomo tyl­

ko, czy rozumiała wiele z tych pytań i odpowiedzi20. Więcej o pobycie w kościele dowiemy się z relacji Ani.

W odpowiedzi na pytanie, jak po­

dobała jej się szkoła niedzielna, Maryla usłyszy - wcale mi się nie

Rys. Leonia Janecka

podobała! Jest okropna!21. Kierow­

nik szkoły niedzielnej, pan Bell wyrecytował bardzo długą modli­

twę. Ania nudziła się, nie słuchała go, bo on nie mówił do mnie, mówił do Boga i sam nie wydawał się być tym bardzo zainteresowany22. Rów­

nież zajęcia w klasie nie podobały się Ani, a także samo nabożeństwo prowadzone przez pastora. Kaza­

nie było zbyt długie i nieinteresu- jące, a pastor, zdaniem Ani, nie m iał ani źd ź bła w yobraźni. Na

(17)

szczęście dziewczynka, sama ob­

darzona bujną wyobraźnią, najpierw ułożyła sobie modlitwę dziękczy­

nienia, a potem to już pozwoliła myślom bujać do woli. Maryla czu­

je, że powinna skarcić Anię za zbytnią szczerość i śmiałość w wy­

powiadaniu swoich poglądów na poważne sprawy kościelne, gdyby nie to, że poglądy dziewczynki od­

powiadają krytycznemu myśleniu osoby dorosłej. Mamy tu do czy­

nienia z pewnym elementem za­

kłamania - dorosły ma takie same poglądy ja k dziecko, ale z racji swojego wieku boi się je ujawniać.

P rzyw ołać w ypada k la s y c z n ą baśń, w której to dziecko woła, że król jest nagi. Więcej w Ani z Zie­

lonego Wzgórza nie spotkamy już bohaterki w kościele, nie wiemy zatem, czy i jak zmienił się jej sto­

sunek do szkoły niedzielnej i do nabożeństw. Natomiast dalej nie waha się wypowiadać swojego zda­

nia o pastorach wygłaszających próbne kazania po odejściu stare­

go pastora Bentleya. Polubi nowe­

go pastora Allana, gdyż: kazanie miał zajmujące i modlił się z prze­

jęciem, a nie czynił tego jedynie z przyzwyczajenia23. Pokocha też pastorową, która stanie się jej przy­

jaciółką i powiernicą. Odtąd Ania będzie spędzać długie wieczory na herbatkach i pogawędkach u pani Allan.

W powieści rozpoczynającej cykl przygód Ani Shirley ukaże Mont­

gomery trzy rodzaje m odlitwy - dziękczynienia, prośby i uwielbie­

nia. Typowe modlitewne pory to poranek i wieczór. Ania modli się

w pozycji klęczącej przy oknie swojego pokoju. Modli się raczej spontanicznie, własnymi słowami, choć można przypuszczać, że odmawia też i modlitwy katechi­

zmowe. Jej stosunek do Boga jest daleki od zaufania i uwielbienia. Do­

świadczone przez los dziecko wie, że najbardziej powinno polegać na sobie samej, swojej wiedzy, umie­

jętności przewidywania i na innych ludziach. Do Boga trzeba się mo­

dlić, ale On jest daleko, a już na pewno nie ma czasu na zajmowa­

nie się biedną sierotą. Trzeba też pamiętać, że Montgomery opisuje nastoletnią dziewczynkę, w cho­

dzącą w wiek dojrzewania, z jej emocjami, szybko zmieniającymi się nastrojami, jeżeli do tego do­

damy wyobraźnię, w jaką bohater­

kę wyposażyła autorka powieści, to trudno się dziwić, że tak, a nie inaczej wygląda modlitwa Ani. Jest zupełnie inna niż modlitwa Stasia Tarkowskiego, który modlił się z więk­

szą ufnością w bożą opiekę i po- moc24.

Można też sądzić, że religij­

ność Ani zbiega się z religijnością samej L. M. Montgomery, która, zm uszana przez surow ą babkę jako dziecko do modlitwy, podkre­

ślała, że: coś się we mnie bunto­

wało (...). Zm uszać kogoś, aby wypowiadał słowa modlitwy w chwi­

li, kiedy nie je s t w odpowiednim nastroju - kiedy w środku czuje jedynie gorycz i niechęć!25. Tak jak Ania wyobrażała sobie niebo całe w kwiatach, czuła wstręt do utar­

tych, wąskich ścieżek myśli i eks­

presji, czym charakteryzowały się lekcje religii26, a jednak wyszła za

(18)

mąż za pastora i bardzo sumien­

nie, jak podkreśla autorka biografii Montgomery, pełniła swoje obo­

wiązki.

1 L. M. Montgomery: Ania z Zielonego Wzgó­

rza. Przekł. R. Bernsteinowa. „Nasza Ksiegarnia”

Warszawa 1973, s. 35, kolejne cytaty również z tego wydania.

2 Tamże, s. 36.

3 Tamże, s. 54.

4 Tamże, s. 55.

5 Tamże.

6 Tamże.

7 Tamże, s. 56.

8 Tamże, s. 57.

9 Tamże, s. 60.

10 Tamże, s. 62.

11 Tamże, s. 84.

12 Tamże, s. 81.

13 Tamże.

14 Tamże, s. 154.

15 Tamże, s. 149.

16 Tamże, s. 134.

17 Tamże, s. 230-232.

18 Tamże, s. 237.

19 Tamże, s. 271.

20 Tamże, s. 85.

21 Tamże.

22 Tamże, s. 86.

23 Tamże, s. 175.

24 O pięknie i istocie modlitwy Stasia pisała Krystyna Heska-Kwaśniewicz w artykule pt. Pu­

stynia, puszcza i miejsca święte w powieści Henryka Sienkiewicza. W: Dzieciństwo i sacrum 2. Studia i szkice literackie. Warszawa 2000, s. 7-11.

25 Gillen M.: Maud z wyspy Księcia Edwar­

da. Warszawa 1994, s. 24.

26 Tamże, s. 136.

Joanna Malicka

ANIA PRABABKA PIPPI Bezpośrednią inspiracją do po­

wstania poniższego tekstu była moja praca nad program em do spektaklu Ania z Zielonego Wzgó­

rza w reżyserii Jana Szurmieja, który został wystawiony w Teatrze

Zagłębia w Sosnowcu. Dziękuję mojemu tacie - Janowi Malickie­

mu - za umożliwienie upublicznie­

nia mojej refleksji nad książką oraz literaturą dziewczęcą i dziewczyńską szerszemu gronu czytelników.

Nieistniejący termin „literatura dziewczyńska” - w odróżnieniu od istniejącego „literatura dziewczę­

ca” - zawiera w sobie element bun­

tu, przekory i łobuzerstwa, a więc postaw tradycyjnie i stereotypowo przypisywanych dorastającym chłop­

com. Postaw, których nie tylko przez długie lata nie wolno było re­

prezentować dziewczętom i dziew­

czynkom, lecz których - z oczywi­

stych względów - nie wykorzysty­

wano w tworzeniu ich literackich portretów. W chwili narodzin i roz­

kwitu literatury skierowanej do młod­

szych czytelników, a więc mniej wię­

cej w połowie XIX wieku, skostnia­

ły system wychowania zakładał, że dziewczynki muszą wypełnić cały szereg ról społecznych, które pozwolą im w przyszłości, już jako dorosłym kobietom, „bezboleśnie”

wpisać się w ramy opresyjnego sytemu, w którym kobieta pozo­

staje bierna i pasywna, zamknięta w czterech ścianach w łasnego domu. Nic więc dziwnego, że po­

staci wychodzące spod piór pisa­

rek (rzadziej pisarzy) epoki około- wiktoriańskiej były dziewczętami doskonale wpisującymi się w ste­

reotyp: grzeczne i porządne, nie- łamiące usankcjonowanych norm społecznych, a nawet nieprzeży- w ające szalonych przygód czy podróży. Jeśli razem z rodzeń­

stwem wyruszały w podróż, to za­

wsze były „tymi rozsądnymi star­

(19)

szymi siostrami”, które temperowa­

ły szalone pomysły pozostałych dzieci (np. Dora z Pięciorga dzieci i „czegoś”). Dziewczęta rzadko by­

wały protagonistkami, a ich przy­

gody - jeśli już - skierowane były wyłącznie do grona „czytelniczek płci żeńskiej”. Słowem były to bo­

haterki niestarające się wkradać

Rys. Ingrid Vang-Nyman

w zarezerwowaną dla chłopców (symboliczną) przestrzeń, ale z dru­

giej strony nigdy nieprzekraczają- ce granicy „łobuzerstwa”. W po­

wszechnej opinii dopiero wybitna twórczość Astrid Lindgren zrywa z grzecznym wizerunkiem dziew­

czynki i w prow adza na salony

„łobuziary” - Pippi Langstrumpf, czyli Fizię Pończoszankę i rozbój­

niczkę Ronję.

Trudno się z tym w pełni zgo­

dzić. Powyższe stw ierdzenia to jedynie wycinkowe, by nie powie­

dzieć stereotypowe (sic!), spojrze­

nie na literaturę dziecięcą. Wystar­

czy tu przypomnieć niezbyt grzecz­

ną Alicję w Krainie Czarów z 1865 roku, której tytułowa bohaterka nie tylko przeżywa liczne przygody, ale

je s t zaprzeczeniem w szystkich teorii „wychowawczych” dominują­

cych w ów czesnym Królestw ie Brytyjskim (fakt, iż jest niegrzecz­

na i nie słucha dorosłych, nie tylko pozwala jej na przeżycie przygo­

dy, ale i w pewnym symbolicznym sensie ratuje życie, gdy sprzeci­

wia się woli królowej). Lecz oczy­

wiście to książka wybitna, wymy­

kająca się kanonom i daleko od­

biegająca od czytelniczej codzien­

ności dzieci w XIX i XX wieku. Rzad­

ko p ojaw iająca się, gdy mowa o lekturach skierowanych do naj­

młodszych, bo zawierająca całą gamę pułapek lingw istycznych, a wręcz intertekstualnych, filozo­

ficznych odniesień i intelektualnych zagadek przerastających kompe­

tencje dzieci. U dużo mniej odkryw­

czej Frances Hodgson Bumett (au­

torki m.in. Małej księżniczki i Ta­

jemniczego ogrodu) postaci dziew­

cząt rysowane są mocną i odważną kreską. Oczywiście bohaterki w koń­

cu pokonują swoje „wady” i wkra­

czają na drogę „bycia grzeczną dziewczynką”, ale przecież bywają

„humorzaste”, mają własne zdanie, nieutemperowane charaktery i za­

ciekle walczą z przeciwnościami losu. Może więc tylko w części ma rację Joanna Olech mówiąc:

Dziewczynki rebeliantki w litera­

turze dziecięcej pojawiły się do­

piero wraz z feminizmem - dają upust kobiecej frustracji. (...) Je­

śli ktoś powątpiewa w dyskrymi­

nację kobiet na przestrzeni wie­

ków - niech przestudiuje uważ­

nie literaturę dziecięcą, w której wszystkie stereotypy i społeczne

(20)

choroby ujawniają się w dwójna­

sób1.

Wygląda bowiem na to, że lite­

ratura dziewczyńska nie tylko ma znacznie starszy rodowód, niż się powszechnie uważa, ale i od daw­

na, niejako tylnymi drzwiami, prze­

mycała postawę daleką od opre- syjnej uległości. Być może pisarki - same niejednokrotnie wyzwolo­

ne jak na czasy, w których żyły - pokazywały między słowami mo­

del dziewczęcości, który wyraźnie odbiegał od modelu wychowania, w jakim same wyrastały. Burnett była podwójną rozwódką, w dodat­

ku utrzymującą się z własnych do­

chodów i z pracy! Książki dla dzieci nie były dla niej ani zesłaniem, ani ucieczką, ale nade wszystko dro­

gą do światowej kariery i popular­

ności na miarę Joanne Rowling (choć pisała też dla dorosłych, naj­

większe zyski przyniosły jej powie­

ści dla dzieci). Współczesna lek­

tura książek Burnett przefiltrowa- na jest z jednej strony poprzez lata banalizowania i infantylizacji prze­

kazu owych utworów, a z drugiej poprzez medialne powielanie ckli­

wego wizerunku postaci bohaterek jej powieści. Sara ma dla nas twarz słodkiej i mdłej Mary Pickford (do­

dajmy - grała dziesięciolatkę w wie­

ku dwudziestu pięciu lat, a w rolę Pollyanny wcieliła się w okolicach trzydziestki!), nierealnie uroczej Shirley Temple czy rysunkowej, wiel­

kookiej postaci z japońskiej mangi.

Podobnie, lecz chyba jeszcze okrutniej, los obszedł się z Anią Shirley i jej autorką Lucy Maud

Montgomery. Współczesna recep­

cja twórczości pisarki jasno poka­

zuje, jak daleko w czytaniu serii o Ani odeszliśmy od zamierzenia autorki i ja k ogrom ny w pływ na

Rys. Ingrid Vang-Nyman

nasze dorosłe myślenie o tej książ­

ce ma wspomniana wcześniej ba­

nalizacja i infantylizacja wizerun­

ku najsłynniejszej rudowłosej dziew­

czynki na świecie.

Ania w tym roku (dokładnie 20 czerwca) skończyła sto lat. Z księ­

garskich półek patrzy na nas słod­

ka dziewczynka, o kasztanowych (nie zaś rudych) włosach i uroczej buzi, na której próżno szukać pie­

gów. Okładki straszą pastelowymi, kiczowatymi obrazkami. Nawet na interesującej stronie poświęconej setnej rocznicy urodzin postaci,

(21)

przygotowanej przez Wydawnictwo Literackie, uśmiecha się do nas urocze dziewczątko w sukienczy- nie, na jaką z pewnością Maryli, Mateusza i Ani nie byłoby stać2.

Rys. Ilon Wikland

Wydaje się, że chodzi tu wyłącz­

nie o kokietowanie młodego czy­

telnika (lub jego rodzica). Tymcza­

sem A nia u M o n tg o m e ry je s t dziewczynką z krwi i kości, może nie najpiękniejszą, ale obdarzoną niezwykłym charakterem, siłą woli i - co najważniejsze - wybitną in­

teligencją. Jest brzydka, chuda i ruda, ma kompleksy, ale zacho­

wuje pogodę ducha. Jest gadatli­

wa, ma szalone pomysły, które nie zawsze wpisują się w tak zwane zasady dobrego wychowania. Jej

„umiłowanie piękna, przyrody”3, któ­

re rzeczywiście w pewnym kon­

tekście pojawia się w powieści, było sposobem na oswajanie bru­

talnej rzeczywistości, sposobem na okiełznanie własnego strachu,

dokładnie takiego samego, jaki od­

czuwała w dzieciństwie osieroco­

na i porzucona pisarka. Montgo­

mery nigdy nie ukrywała, że opo­

wieść o losach Ani jest w pewnym sensie zakamuflowaną opowieścią 0 niej samej. Tym bardziej dziwi, że nie czyta się dziś jej powieści przez ten pryzmat, nie wykorzystu­

je tego klucza. W swoich pamięt­

nikach pisarka przecież jasno kon­

testuje wiktoriańską etykę, wycho­

wanie dziewczynek w świetle mo­

ralnych i religijnych wartości. Wy­

daje się, że wykoślawiony wizeru­

nek Ani i Montgomery zawładnął nie tylko wyobraźnią umęczonych szkolnym analizowaniem lektury uczniów, ale i badaczy, którzy traktują Anię jako (o ironio!) uoso­

bienie protekcjonalnych wyobra­

żeń o tym , co n ajban alniejsze w literaturze dla dziewcząt. A prze­

cież niezwykłość postaci Ani nie polega na tym, że z uśmiechem przechodzi przez życie czy radzi sobie z kłopotami. Ania ma siłę 1 odwagę, jasno wyraża własne zdanie, łamie konwenanse i regu­

ły, ale nie dlatego, że nie potrafi ich dostrzec, ale dlatego, że stają się więzieniem dla zdrowego rozsąd­

ku, szeroko rozumianej wolności i godności. Taką walką o godność jest na przykład ciągłe przeciwsta­

wianie się poglądom pani Linde4, będącej wcieleniem wszystkiego, co skostniałe w odchodzącej w za­

pomnienie kulturze wiktoriańskiej.

Ania całkiem po prostu nie ugina karku, jest krnąbrna jak Pippi, ale i ja k Pippi sympatyczna, wesoła

(22)

i - mimo wszystko - szczęśliwa.

I znów należy przypomnieć tu samą postać Montgomery, postać barw­

ną, ale wciśniętą w wytarty frazes

„autorki książek dla dorastających dziewcząt”. Pisarka, na długie lata

Rys. Ilon Wikland

nim europejskie uniwersytety za­

częły nadaw ać ty tu ły naukowe kobietom, studiowała i pracowała, miewała romanse i przelotne mi­

łostki i w niczym nie przypominała uwięzionej w gorsecie konwenan­

sów matrony. Wyszła za mąż w wie­

ku 37 lat (co na początku XX wieku plasowało ją w gronie staruszek), być może z rozsądku, bardzo świa­

domie wybierając życiowego part­

nera, co w owym czasie musiało być aktem praw dziw ej odwagi.

Wystarczy zresztą spojrzeć na naj­

popularniejsze z zachowanych zdjęć z Montgomerym, na którym pisar­

ka zerka na fotografa spod zabaw­

nie przekręconego kapelusza, wy­

raźnie niewiele sobie robiąc z po­

zycji, jaką zajmuje. Pamiętniki, któ­

re zostawiła, nie są - wbrew temu, co pisze Agnieszka Sikorska - traf­

nymi opisami lęków małej dziew­

czynki czy zwykłym i religijnym i rozterkam i5, ale raczej świadec­

twem dojrzewania do samoświado­

mości, w całej rozciągłości i migo- tliwości tego słowa. Co więcej - uni­

wersalność opowieści o Ani z Zie­

lonego Wzgórza zamknięta jest nie tyle w opowieści o ścieraniu się z losem sieroty, ale w czymś dokład­

nie odwrotnym - w łobuzerskim, dziewczyńskim wizerunku boha­

terki. Montgomery pisała barwnie i zabawnie, była autorką błyskotli­

wą, o ciętym języku i świetnym pió­

rze. Autorka najnowszego przekła­

du Agnieszka Kuc podkreśla, że Anię z Zielonego Wzgórza cechuje przede wszystkim humor i ironia, a nie ckliwość, dominująca, jej zda­

niem, w klasycznym już dziś prze­

kładzie R ozalii B ernsteino w ej.

Wydaje się, że nasza lektura Ani...

przesycona je st ową ckliwością, która przesłania nam wszelkie inne aspekty i samo bogactwo lektury.

W książce aż skrzy się od auto­

ironii (romantyczne zachwyty Ani, s ko n tra sto w a n e n a ty c h m ia s to ­ wym, bynajm niej nierom antycz- nym obrazem rzeczywistej sytu­

acji, to ulubiony chwyt Montgome­

ry), zabawnych kłopotów i sytuacji.

W oryginale - według Kuc - pisar­

ka bawi się cytatami i nawiązania­

mi. Słowem - daleka jest od słod­

kiej sielanki, bijącej z okładek pol­

skich wznowień powieści. Ckliwość wydaje się być dominantą kosz­

marnych adaptacji filmowych i sce­

nicznych (musical), a serial z Me­

gan Follows w roli głównej to jedy­

nie bezrefleksyjne przeniesienie

(23)

losów Ani na ekran telewizora.

I jeszcze jedno. W Ani... Montgo­

mery odważnie kreśli pełnokrwiste, bardzo prawdziwe portrety kobiet - obok samej bohaterki jest to rów­

nież Maryla, jak pisze Agnieszka Kuc, kobieta wyzwolona, znająca wartość edukacji, niebędąca wca­

le surową starą panną, ale mającą swoje zdanie, mądrą, dojrzałą ko­

bietą. Montgomery obdarza swoje bohaterki własnym zdaniem, po­

glądami politycznymi, ba, pogląda­

mi w ogóle. Czytanie tej powieści to niekłamana przyjemność rów­

nież dla dorosłego czytelnika.

Trudno nie zapytać, skąd więc tak niezasłużona opinia o Ani z Zie­

lonego Wzgórza, przypominająca dopisywanie szczęśliwych zakoń­

czeń baśniom braci Grimm. W y­

daje się, że z powieścią stało się dokładnie to samo, co z literaturą pisaną przez kobiety. Syndrom „li­

teratury kobiecej” , a więc banalnej, gorszej, ckliwej właśnie, odrzuca­

nej i traktowanej a priori jako mniej w artościow ej. Ania z Zielonego Wzgórza nie jest oczywiście po­

wieścią wywrotową, ale bez wąt­

pienia ani przez moment nie ocie­

ra się o sentymentalne „rozmem- łanie”! Wraz z kolejnymi tomami Ania nieco łagodnieje, ale we wszyst­

kich tomach pozostaje osobą nie­

konwencjonalną. Dlatego analo­

gicznie do literatury kobiecej rozu­

mianą literaturę dziewczęcą postu­

luję zamienić na tę dziewczyńską, której prehistoryczne podwaliny dała właśnie Ania. Wartościujemy, bo nie czytamy. Dopiero „dorosła”

lektura tej powieści pokazuje w ca­

łej rozciągłości, jak mylimy się po dziecinnemu ufając kalkom i sche­

matom, wpajanym nam przy pierw­

szej lekturze książki i niejako prze­

noszonej z pokolenia na pokole­

nie.

W arto tu na m arginesie raz jeszcze odwołać się do ciekawego wywiadu, który ukazał się w „Ga­

zecie Wyborczej” przy okazji tego­

rocznego Dnia Dziecka. Agniesz­

ka W olny-H am akało rozm aw ia w nim z Joanną Olech o współcze­

snej polskiej literaturze dla dzieci i - choć oczywiście sam temat roz­

mowy jest zgoła inny - symbolem literatury dla dziewcząt (w domy­

śle cukierkowej i ckliwej) jest wła­

śnie Ania, przeciwstawiona najbar­

dziej „chłopackiej” z polskich lek­

tur szkolnych:

„O ile książki dla maluchów są uniseks, to po siódm ym -ósm ym

(24)

roku życia gwałtownie dzielą się na

„babskie” i „chłopackie”. Nic na to nie poradzimy - zanim do głosu dojdą hormony, dzieci nie cierpią płci przeciwnej i jej upodobań. Wia­

domo, że chłopcy bez entuzjazmu czytają Anię z Zielonego Wzgórza, a dziewczynki Krzyżaków6.

A Ania... broni się sama, zwłasz­

cza, gdy sięgają po nią świadomi czytelnicy. Szkoda, że w dosko­

nałej antologii W poszukiw aniu małej dziewczynki nie ma o niej ani słowa. Lecz może jeszcze docze­

ka się rzetelnej, feministycznej in­

terpretacji.

1 A.Wolny-Hamakało, Polska Lindgren na cenzurowanym. Rozmowa z Joanną Olech, http:/

/ wyborcza.pl/1,75475.5263548. Polska_Lind- gren_ na_cenzurowanym.html, 13.06.2008.

2 por.: http:// ania.wydawnictwoliterackie.pl index.php, 13.06.2008.

3 A.Sikorska, Ludzie, książki, piękno i Napo­

leon, czyli o „ Krajobrazie dzieciństw a" L. M.

Montgomery, „Guliwer'’, 2006, nr 4, s. 16.

4 Por. L. M. Montgomery, Ania z Zielonego Wzgórza, ttum. R. Bernsteinowa, Warszawa 1980.

5 A.Sikorska, Ludzie, książki, piękno i Napo­

leon, czyli o „Krajobrazie dzieciństwa” L.M.Mont- gomery, „Guliwer” , 2006, nr 4, s. 16-17.

6 A.Wolny-Hamakało, Polska Lindgren na cenzurowanym. Rozmowa z Joanną Olech, http:/

/wvborcza.pl/1,75475.5263548.1-Polska_Lind- gren_na_cenzurowanym.html 13.06.2008.

Krystyna Heska-Kwaśniewicz O TYTUŁACH KSIĄŻEK, KRAJOBRAZIE I POSZUKIWA­

NIU DOMU

Tytuły poszczególnych tomów cyklu o Ani z Zielonego Wzgórza, ja k i innych książek Lucy Maud Montgomery, zawsze kierują czy­

telnika w stronę krajobrazu, który

jest piękny, pogodny i tajemniczy.

Jego emocjonalny charakter okre­

ślają metaforyczne epitety typu:

szumiące topole, dolina tęczy, Złoty Brzeg, srebrny nów, wymarzony dom, błękitny zamek i inne. Nawet

„zielone wzgórze”, choć pozornie wydaje się zwyczajne, ma w so­

bie coś czarodziejskiego. W jednym z listów do Gilberta Ania pisała:

Moje marzenia są złotozielone, szkarłatem żyłkowane, n a jp ię k­

n iejsze z pięknych ...Puszczam wodze fantazji, wyobrażając sobie, że marzenia przybywają z tajem­

niczej doliny, a rodzą się z ja kie ­ goś mistycznego związku pomię­

dzy najbardziej smukłą i zwiewną spośród brzóz i szemrzącym ru­

czajem 1.

Ania ma bardzo refleksyjny stosunek do krajobrazu, czyta ukry­

te w nim sensy, wyczuwa symbo­

likę i pewną metafizyczność:

Za zagajnikiem i cmentarzem rozciąga się piękna dolina, prze­

cięta połyskującą rudą wstęgą dro­

gi, za którą przycupnęły białe dom­

ki. Niektóre doliny są naprawdę piękne, właściwie trudno wyjaśnić dlaczego (...) Już sam ich widok napawa niezwykłą rozkoszą. Nie­

co dalej na linii wzroku pojawia się moje błękitne wzgórze. Nazwałam je Górą Władcy Burz - wiesz, że uw ielbiam w ym yślać takie n a ­ zw y (,..)2.

Zaskakuje w tym wypadku traf­

ność odczucia metafory doliny, która może oznaczać żyzność, skupie­

nie, szczęście i dobrobyt3.

(25)

Tytuły powieści kanadyjskiej pisarki pochodzą z marzeń boha­

terek i są utkane z takiej samej m aterii: realnych znaków prze­

strzeni, baśniowości i oniryzmu.

Zawierają one czytelny sygnał tek­

stowy, pozwalający z jednej stro­

ny na skojarzenia z konkretnym elementem pejzażowym typu: wzgó­

rze, dolina, brzeg, topole, dom, gaj, zamek, gościniec, z drugiej - przy­

dane im określenia niosą określo­

ne asocjacje kolorystyczne i są to zawsze kolory pogodne, o bogatej symbolice, kreujące niezwykły na-

strój. Złoty, srebrny, zielony, tęczo­

wy, błękitny to kolory życia, bogac­

twa, szczęścia, wróżące pomyśl­

ność losu bohaterek. W konwencji tytułów utrzymane są też nazwy ulu­

bionych miejsc bohaterów: „Aleja Zakochanych”, „Las Duchów”, „Źró­

dło Nimf” , „Aleja Wierzbowa”, „Doli­

na Fiołków” , „Jezioro Lśniących

W ód” , „Ścieżka Brzóz” , „Chatka Ech”.

Wiążą one zawsze osobę z kon­

kretną przestrzenią, dziewczęta opi­

sywane przez L. M. Montgomery zawsze są „skądś”: Ania, Rilla, Pat, Emilka, Jana, nawet jeśli są siero­

tami, zostają przypisane do wska­

zanego w tytule miejsca, które oka­

że się dla nich najważniejsze na ziemi. W wypadku Ani tytuły za­

razem znaczą etapy jej życia: Zie­

lone Wzgórze, Avonlea, Uniwersy­

tet, Szumiące Topole, wymarzony dom, Złoty Brzeg i tak dalej. Jej życie zostało rozpisane na miejsca i krajobrazy zmienne o różnych po­

rach roku. Ale one wszystkie będą odnoszone do Zielonego Wzgórza, stanowiącego dla Ani wzorzec kra­

jobrazu doskonałego, bo zobaczo­

nego w dzieciństwie, tak jak dom Maryli i Mateusza będzie dla dziew­

czynki tym domem, do którego będzie m yślą wracała, gdziekol­

wiek by zamieszkała. Do Gilberta pisze z Szumiących Topoli: (...) ten dom ma po prostu duszę i przypo­

mina trochę Zielone W zgórze4- i to podobieństwo jest warunkiem akceptacji.

Kwestia przestrzeni w utworze literackim jest bardzo ważna, po­

niew aż, ja k p isa ł Hans Meyer:

...przestrzeń nie sprowadza się w twórczości literackiej jedynie do danych o charakterze faktycznym, lecz przede wszystkim stanow i specyficzny element strukturalny, który wraz z innymi spokrewniony­

mi z nim elementami, takim i ja k czas, perspektywa narracyjna, po­

stać oraz porządek dzieła, uciele­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Poeta za ­ wsze bardzo żywo i emocjonalnie reagował na to, co dzieje się w świecie otaczającym, rejestrował zachodzące w nim zmiany, za ­ w sze też, nawet w

pięcie staje się zbyt silne i czytelnik chce je zredukować - jest właśnie częścią twórcze­.. go procesu, czymś najbardziej osobistym 1 powodującym, że każdy odbiorca

ników w stolicy Tatr: na jp ierw wszyscy ludzie bardzo się nudzą; odliczam y dwie godziny na obiad, jedną na kolację, zostaje jeszcze dw a­.. naście godzin na siedzenie w

Wydaje się też, że ta opowieść-baśń jest też napisana dla tatusiów, bo słowo klucz wypowiedziane przez Pyzatą zdaje się wskazywać też innego odbiorcę. Pokazuje,

Zaznaczyć warto jednak, że smok jako bohater literacki współcześnie nie pojawia się już tak często w literaturze dla dzieci jak w minionych

je się bowiem zaledwie na jednej książeczce dla dzieci, która wydaje się na tyle ciekawa, że można na jej podstawie pokusić się o - choćby częściową -

w ie mają różne cele - nie któ rzy w ypraw iają się po skarb, inni po je dynku ją się z diabłem , jeszcze inni walczą o miłość.. Niechciany wyjazd ma zatem

trzebuje wskazówek i uzyskuje je, zaczyna też rozumieć, że tylko uważna obserwacja pozwoli na uchwycenie porządku (Pokazał m i tę i tamtą stronę. Różniły się