GULIWER 2 2008
KWARTALNIK O KSIĄŻCE DLA DZIECKA
• Krystyna Heska-Kwaśniewicz: O tytułach książek, krajobrazie
i poszukiwaniu domu 23
• Izabela Mikrut: Sentymentalizm rozświetlony humorem.
0 zabiegach komizmotwórczych w Ani z Zielonego Wzgórza
w przekładzie Rozalii Bernsteinowej 32
RADOŚĆ CZYTANIA
• Hanna Dymel-Trzebiatowska: Nowości zza Bałtyku 41
• Zofia Ożóg-Winiarska: Symboliczny obraz słonecznika w poezji
dla dzieci 45
• Sylwia Gajownik: Cela w świecie książek i zabaw 52 PRZEKRACZANIE BAŚNI
• Alicja Baluch: O ikonicznym charakterze literatury dziecięcej 57
• Dorota Karecka: Hatifnatowie, tajemnica, rytuały 62 NA LADACH KSIĘGARSKICH
• Barbara Pytlos: Wieczorynki z Wielką Kaczką (A. Onichimowska:
Wieczorynki z Wielką Kaczką) 69
• Barbara Pytlos: Miki Mol (Richard A. Antonius: Miki Mol
1 zaczarowany kuferek czasu, Miki Mol i Straszne Płaszczydło,
Miki Mol i kolczaki) 71
• Izabela Mikrut: W krainie czarów? (Gianni Rodari, Anna Laura
Cantone: Alicja w obrazkach) 73
• Izabela Mikrut: Kroplówka z humorem (Marta Madera: Kroplówka
z marzeniami) 74
• Joanna Wilmowska: Duch Przyjaźni (Louise Arnold: Niewidzialny
Przyjaciel, Szkoła Duchów) 76
kwiecień - maj - czerwiec 2008
W numerze:
• Jan Malicki: Podróże „Guliwera”
WPISANE W KULTURĘ
• Magdalena Kulus: Wyspa Ani
• Grażyna Lewandowicz-Nosal: Modlitwy Ani
• Joanna Malicka: Ania Prababka Pippi
5 10 17 3
• Joanna Wilmowska: Patchwork baśniowy (Lyn Gardner:
Wiejemy do lasu)
• Marta Nadolna: Zapiski myszki z ryjkiem (Roksana Jędrzejewska- -Wróbel: Florka. Z pamiętnika ryjówki)
• Sylwia Gajownik: Wieśniacy kontra miastowy (Krystyna Śmigielska:
Skarb z leśnego grobowca)
• Magdalena Kulus: Świat według Tywonki (Danuta Parlak:
Tajemnicze notesy Tywonki)
• Krystyna Heska-Kwaśniewicz: O związku mlecznej drogi z mlecznymi zębami (Renata Piątkowska: Lemoniadowy ząb)
• Grażyna Lewandowicz-Nosal: Językowe zabawy i nie tylko (Małgorzata Iwanowicz: Bajkowy słownik wyrazów podobnych i przeciwstawnych dla dzieci, Joanna Olech: Trudne słówka, niepoważny słowniczek rodziny Miziołków, Agnieszka Frączek:
Banialuki do zabawy i nauki)
• Agnieszka Sikorska-Celejewska: Wilki jak małe dzieci (Pija Lindenbaum: Nusia i wilki)
• Monika Rituk: Podbój kosmosu (Lucy i Stephen Hawking:
Jerzy i tajny klucz do wszechświata)
• Barbara Pytlos: Książka dla nastolatki (Barbara Kosmowska:
Puszka)
• Monika Rituk: Uroki dojrzewania (Marta Fox: Kaśka Podrywaczka)
• Barbara Pytlos: Świat Andrzeja Żaka (Andrzej Żak: Władca Czasu - Archipelag, Olimpiada zwierząt)
• Joanna Wilmowska: Droga do nieba (Brian Keaney: Tajemnica drabiny Jakuba)
• Bogna Skrzypczak-Walkowiak: Przypadki Erica S. (Eric-Emmanuel Schmitt: Przypadek Adolfa H., Moje życie z Mozartem)
Z LITERATURY FACHOWEJ
• Agnieszka Sikorska: Wokół ksiąg zbójeckich (Grzegorz Leszczyński:
Magiczna biblioteka. Zbójeckie księgi młodego wieku) Z RÓŻNYCH SZUFLAD
• Agnieszka Kapustka: Korczakiada
• Agata Dąbek: Niezwykła przygoda z książką - czyli I Międzynarodowy Festiwal Czytania nad Olzą
• Wykaz książek zgłoszonych do konkursu „Nagroda Literacka”
im. Kornela Makuszyńskiego 2008”
• Jolanta Sładek, Magdalena Tomecka: Moją pierwszą miłością jest teatr, a drugą ilustracja
MIĘDZY DZIECKIEM A KSIĄŻKĄ
• Agnieszka Jakutajć-Zalewska: Lecznicza moc lektury. Słowo o biblioterapii
78 80 82 84 86
87 89 91 93 95 97 9 101
104
107 109 115 116
118
ABSTRACT 129
PODRÓŻE „GULIWERA”
Zbliżają się wakacje i czas wielkiego czytania. Pytanie, jaką książkę polecić młodej osobie, często jest pytaniem miażdżącym. Bo cóż odpo
wiedzieć? Że musi być dostosowana do wieku młodego człowieka, że musi być atrakcyjna pod względem literackim i estetycznym, że musi preferować wartości etyczne powszechnie akceptowane, że musi...
Ale ten poziom odpowiedzi człowieka doświadczonego i wprawione
go w szlachetną sztukę czytania nie jest wystarczający. Są bowiem książki spełniające wszystkie te warunki, a jednak są pozycjami mar
twymi, godnymi zainteresowania niemal wyłącznie koneserów, krytyków literackich, ludzi szukających antropologicznych uniwersaliów. To inny jeszcze świat ludzkich fascynacji, jakże odległy od pasji każdego mło
dego czytelnika. Młody człowiek musi dokonywać wyborów. Najlepiej samodzielnie; nierzadko metodą prób i błędów. Pierwszego zdania prze
czytanego, które zachęci do lektury lub doń zniechęci. Jeśli mógłbym sparafrazować słowa naszej Noblistki wygłoszone w Sztokholmie w pa
miętnym dla nas roku, to mógłbym rzec: „Najtrudniejsze jest pierwsze zdanie, za nim są następne: drugie, trzecie, czwarte - równie trudne”.
Ta delikatność relacji między tekstem a czytającym jest niezwykle ważna. Po pierwsze - nie zrazić. Po wtóre - nie zniechęcić. I tutaj wi
działbym wielką szansę wakacyjnej lektury. Oczywiście każdy ma swo
je metody stymulowania i podtrzymywania chęci poznawania dalszych losów bohatera, sposobó w budow ania akcji, dope łn ia n ia fabuły 0 własne przemyślenia. Przenikania świata realnego, rzeczywistego 1 świata fikcji. Sądzę, że kluczem może być autorytet przewodnika, ro
dziców opowiadających i dyskutujących na równych prawach o lektu
rze, tak samo jak o wszelkich innych problemach codzienności. Dziec
ko jest integralną cząstką owej małej społeczności. Jego głos jest rów
nie istotny, jak każdego innego członka rodziny. A wtedy sakramentalne słowa „nie garb się”, gdy padają pytania trudne lub niewygodne, odchodzą w odległy krąg zapomnienia. W moim odczuciu - to pierwszy warunek budujący więź, ale i autorytet przewodnika po świecie lektur oczekiwa
nych. Drugi krąg - to niedopowiedzenie, nastrój oczekiwania, zagadki nie do końca rozstrzygniętej i owo pytanie - inspiracja: „Jak myślisz, kto?” i dopełnienie - „uda się?”.
Wreszcie trzeci - „mnie się podobało, bo ..., a tobie?”.
Czas wakacji sprzyja odświętności nie tylko miejsca, w którym prze
bywamy, czasu - który razem spędzamy, ale i jakości rozmów.
Odległy staje się świat wrzeszczących i okładających się słowami niegodnymi polityków, dziennikarzy, sąsiadów. Przestajemy postrzegać serwisy informacyjne jako kronikę wypadków i zdarzeń tragicznych. Po
wraca świat normalności, gdzie ludzie spotykani na naszej drodze są ubrani barwnie i fantazyjnie, gdzie do napotkanego człowieka uśmiecha
my się, a on także odpowiada uśmiechem, gdzie słowo doń kierowane staje się elementem „gry rozmownej”, lekkiej, przyjaznej, sympatycznej, nigdy maczugą, kamieniem, pociskiem.
W ten wakacyjny świat odświętności wpisuje się też lektura książki, fascynacja innymi wartościami niż atakująca nas zewsząd codzienność, stająca się z jednej strony - celem samym w sobie, z drugiej zaś - kontekstem tego, co ponadczasowe, uniwersalne, godne określenia mia
nem człowieczeństwa.
A po latach we wspomnieniach naszych dzieci z wakacji z książką i rodzicami pozostanie stwierdzenie naszej córki lub syna: „miałam (mia
łem) szczęśliwe dzieciństwo”.
Jan Malicki
WPISANE W KULTURĘ
Magdalena Kulus WYSPA ANI
Kanada (...), kraj licznej polskiej e m igracji zarobkow ej je s t mało zn a n y p o lskie m u czytelnikow i.
Z powieści i nowel Jacka Londona znamy folklor poszukiwaczy złota, którzy w końcu X IX wieku poko
nywali przeciwności surowej kana
dyjskiej północy. Nieco później Wa- Sha Quon Asin - Grey Owl - Sza
ra Sowa opowiadał młodzieży o ży
ciu Indian i zwierząt, zwłaszcza bo
brów. Najbardziej zbliżył Kanadę do Polski Arkady Fiedler, polski pod
różnik, który reportażami ze swej podróży z lat trzydziestych objął szeroko życie Kanadyjczyków i pięk
no ich o jc z y z n y 1 - pisała Maria Anna Jarochowska. Można jednak śmiało powiedzieć, że polscy czy
telnicy mogli poznać Kanadę rów
nież dzięki Lucy Maud Montgome
ry. Autorka Ani z Zielonego Wzgó
rza szczegółowo opisała najmniej
szą z kanadyjskich prow incji - Wyspę Księcia Edwarda.
Jej powierzchnia to zaledwie 2184 mile kwadratowe. Latem je j łąki, pola i lasy tworzą bogaty ko
bierzec o licznych odcieniach zie
leni, kontrastujących z czerwoną ziemią. Kwietne ogródki otaczają schludne, malowane, drewniane domki. W dolinach szemrzą stru
myki, wpadające do dużych stawów.
Łagodnie falujące wzgórza i malow
nicze rzeki schodzą ku jasnym , piaszczystym plażom nad błękit
nym Oceanem Atlantyckim2 - czy
tamy we wstępie do Pamiętników Montgomery. W Ani z Zielonego Wzgórza odnajdziemy liczne opi
sy tej malowniczej krainy. Na sa
mym początku pow ieści m ało
mówny Mateusz rusza po Anię na dworzec - podróż ta jest pretek
stem do przybliżenia czytelnikowi przyrody i topografii Wyspy Księ
cia Edwarda. Śliczna była ta dro
ga, wijąca się pom iędzy dwoma szeregam i wygodnych domków;
miejscami przecinała laski sosno-
we o balsamicznym zapachu żywi
cy lub jakąś dolinkę, gdzie wycią
gały swe gałęzie dzikie śliwy osy
pane puszystym kwieciem. Powie
trze nasycone było zapachami nie
zliczonych sadów jabłoniowych, łąki gubiły się w dali na horyzoncie w purpurze i opalu (...)3- pisze Montgomery. Autorka była do wy
spy bardzo przywiązana.
Swój zachwyt wyrażała ustami rudowłosej sieroty. Ania jadąc do swojego nowego domu mówi: Ta wyspa to wspaniały, kwitnący ogród!
Już ją kocham i jestem taka szczę
śliwa, że będę tu mieszkała. Sły
szałam zawsze, że Wyspa Księ
cia Edwarda to najpiękniejsze miej
sce na świecie (...)4.
W A ni z Zielonego W zgórza została opisana przede wszystkim wioska Avonlea zbudowana na trój
kątnym małym półwyspie, wcinają
cym się w Zatokę Świętego Waw
rzyńca, i z dwóch stron otoczona wodą5. Jej pierwowzorem była ro
dzinna wieś Montgomery - Caven- dish. Odnajdziemy w niej wszyst
kie ulubione miejsca Ani. Jednym z nich jest Biała Droga Rozkoszy, czyli Aleja. Tak mieszkańcy nazy
wali odcinek drogi, nad którym sklepiały się dwa rzędy wielkich, rozrośniętych (...) jabłoni, przed wielu laty zasadzonych przez jakie
goś starego dziwaka rolnika6. Jest tam również Jezioro Lśniących Wód i Aleja Zakochanych. W po
wieści: Aleja Zakochanych zaczy
nała się za sadem Zielonego Wzgó
rza i wiła się poprzez las tak dale
ko, ja k sięgała posiadłość Cuth- bertów. Była to droga, którą zwy
kle chodziły krowy udające się na pastwiska i którędy zimową porą zwożono drzewo do kuchni. W rze
czywistości istnieje ona do dziś.
Pastwiska zamieniono dziś w pola golfowe, a Aleję Zakochanych po
zostaw iono... zakochanym. Wy
marzone miejsce na romantyczny spacer, ustronne ławeczki i pokry
te mchem zwalone pnie aż kuszą,
b y poddać się czarow i m iejsca i zapomnieć na chwilę o panują
cych tu w iktoriańskich obycza- ja c h 1- czytamy w jednym z arty
kułów poświęconych wyspie. W ro
dzinnej wiosce Montgomery znaj
duje się także Las Duchów, które
go tak bardzo bała się nastoletnia Ania. Las, choć niewielki, faktycz
nie sprawia wrażenie wymarłego.
Wysokie, gęsto rosnące drzewa nie dopuszczają światła do poszy
cia, tylko połamane gałęzie i zsza
rzała ściółka8- relacjonuje miłośnik Wyspy Księcia Edwarda. Wytrwa
ły podróżnik na pewno odnalazłby
w Cavendish również Ścieżkę Brzóz.
Była to wąska ścieżka, wijąca się wokół pagórka pośród lasu pana Bella, gdzie światło wdzierając się poprzez szmaragdową ścianę liści było czyste ja k diament. Z obu stron okalały ją młode brzózki o białych pniach i gibkich gałęziach. Papro
cie, astry i dzikie konwalie rosły tu w wielkiej ilości. Powietrze przesy
cone było delikatnym, żywiczym zapachem, muzyką tonów ptasich, szmerem i śmiechem wietrzyka pośród koron drzew9- tak opisuje ją Montgomery w Ani z Zielonego Wzgórza. Wszystkie te miejsca - ukochane przez autorkę - stały się dla tysięcy młodych czytelniczek najpiękniejszymi zakątkami na zie
mi. Wiele z nich „oczyma wyobraź
ni” spacerowało razem z Anią po czerwonych drogach wyspy.
W swojej najpopularniejszej po
wieści autorka opisuje również buj
ną roślinność, jaka otaczała domy bohaterów. Wokół zabudowań w Avon- lea rosły irysy i narcyzy, róże i piwo
nie. Zielone Wzgórze otoczone było wysokimi wierzbami i równo przy
ciętymi topolami. Kiedy Ania obu
dziła się pierwszego ranka po przy- jeździe do Cuthbertów, ze swojej facjatki zobaczyła krajobraz zapie
rający dech w piersiach: Po obu stronach dworku roztaczały się sady, je d e n pełen jabłoni, drugi drzew wiśniowych (...). Trawniki były żółte od kwitnących mleczów.
W ogrodzie poniżej bzy uginały się pod olbrzym im i kiściam i fioleto
wych kwiatów. (...) Poza ogrodem, hen ku dolinie, ciągnęły się zielo
ne łąki, pełne soczystej koniczy
ny. Tam właśnie płynął strumyk i ro
sły młode brzózki. Ich smukłe, białe pnie wznosiły się ponad bogate poszycie - p u szyste paprocie, mchy i przeróżne zioła (...)10. Mo
żemy więc uznać, że Wyspa Księ
cia Edwarda jest wyspą intesyw- nych kolorów , które z m ie n ia ją się w zależności od pory roku.
Rys. Bogdan Zieleniec
Montgomery potrafiła doskonale nakreślić piórem piękno swojej małej ojczyzny. Znała gatunki ro
ślin i nie ograniczała ich opisów.
Jednym z nich jest opis ogrodu Barrych: Otaczały go rozłożyste, stare wierzby i wielkie, wysokie sosny, pod którymi tuliły się kwia
ty nieznoszące nadmiaru słońca.
(... ) K w itły tam różowo stokrotki i wielkie, wspaniałe, karmazynowe piwonie; białe narcyzy o upajającej woni i cierniste różyczki polne;
czerwone, niebieskie i białe orliki i liliow e dzwonki; kępy piołunu, wstęga trawy i mięty; purpurowe bratki, żonkile i mnóstwo słodkiej koniczyny o delikatnym, wonnym, puszystym kwieciu; szkarłatna szał
wia, wystrzelająca swymi płomien
nymi lancami ponad wymuskane białe pelargonie11. Co ciekawe, ni
gdy nie słyszy się, by młodzi czy
telnicy narzekali na opisy przyro
dy, które pojawiają się w książkach Montgomery. Są one tak wkompo
nowane w treść, że stanowią jej integralną część i nie nudzą na
stolatków.
M ontgom ery pisała nie tylko o dzikiej roślinności i pięknych ogro
dach. W Ani z Zielonego Wzgórza możemy odnaleźć też wzmianki o uprawach rolnych. Jak pisze Ja- rochowska, rolnicy z Wyspy Księ
cia Edwarda otrzymali w spadku po swych przodkach głębokie przy
wiązanie do ziemi, które nauczyło ich starannej pielęgnacji gleby i tro
ski o zachowanie je j urodzajności na długie lata12. Szczególnie po
wszechna jest na wyspie uprawa ziemniaków. Kiedy Diana odwiedza Anię z oficjalną wizytą, pyta, czy Mateusz zwiózł już kartofle na sta
tek. W swoich pamiętnikach Montgo
mery pisze o konieczności uczestnic
twa w wykopkach. Nie sądzę, by ktokolwiek był w stanie wznieść się na takie wyżyny cnoty, aby polu
bić wykopywanie ziemniaków. Ja tego nienawidzę!13 - twierdzi. Ale pod tą samą datą opisuje piękny, jesienny krajobraz, który miała oka
zję podziw iać podczas tej nie
wdzięcznej pracy: (...) głębokie, błękitne morze, szafirowy staw, klo
nowe i brzozowe zagajniki, okry
wające się właśnie purpurą i zło
tem, żółte ścierniska i brunatnie
jące łąki14.
Autorka wielokrotnie opisywa
ła jesienną przyrodę. W Ani z Zie
lo nego W zgórza p o ja w ia ją się głównie opisy wiosny i właśnie je sieni - widocznie dla Montgomery te pory roku były najbardziej inspi
rujące. Jesienią na Wyspie Księ
cia Edwarda brzozy w kotlinie zło
ciły się jak światło słoneczne, a klony (...) mieniły się najwspanialszą pur
purą. Dzikie wiśnie (...) przystroiły się w najcudniejsze ciemnoczerwo
ne i brunatnozielone odcienie, gdy tymczasem świeża, powtórna zie
leń pokryła łąki i pola15. Rankami w dolinach pojawiały się mgły - m gły te m ieniły się wspaniałymi barwam i: ametystową, perłową, srebrną, różową i niebieskawą16.
Pola pokryte były rosą, w lesie le
żały stosy zwiędłych liści, a pomiędzy drzewami słały się zeschnięte, bru
natne paprocie17. Kanadyjską wio
snę określała autorka jako piękną, ale kapryśną i ociągającą się. Opi
sywała drobne, kędzierzawe listki paproci, kw itnące p rzylaszczki oraz różowe i białe pierwiosnki.
W Ani z Zielonego Wzgórza zo
staje też opisana zima na wyspie, ale jest to opis wyjątkowo skrom
ny jak na Montgomery. Bohaterka podziwia przyrodę w wigilijny pora
nek: (...) brzozy i dzikie wiśnie osy
pane były perłowym szronem; na zaoranych polach bruzdy pokryły się śniegiem18.
Ważnym elementem wyspy jest wybrzeże - wszak leży ona nad Zatoką Św. Wawrzyńca. Montgo
mery lubiła spacerować nad mo
rzem i opisywała je w swoich pa-
miętnikach: Morze było srebrzysto- szarą płaszczyzną. (...) Mogłabym siedzieć tam godzinami, wpatrzo
na w morze z szybującymi nad nim mewami19. Ania Shirley podziwia
ła je podczas podróży do domu pani Spencer: Wybrzeże morskie było dzikie, zarośnięte i puste. Po prawej stronie rosły gęste, karło
wate jodły, których nie zdołały zła
mać lata walki z wichrami morski
mi. (...) U stóp skał leżały stosy kam ieni wypłukanych przez fale morskie i błyszczały małe, piasz
czyste zatoczki, usiane lśniącymi kamyczkami (...). Dalej rozpoście
rało się morze, błyszczące i szafi
rowe (...). Ania często słuchała od
głosu fal na swojej facjatce.
Montgomery w swej powieści nie tylko opisuje przyrodę Wyspy Księcia Edwarda, ale też wymie
nia poszczególne miejscowości, które na niej się znajdują: Carmo-
dy, Białe Piaski czy Charlottetown.
Z ła tw o ścią odnajdziem y je na mapie (mapa taka znajduje się w polskim wydaniu pamiętników autorki).
Wyspa Księcia Edwarda - tęt
niąca życiem, pełna przyjaznych, dobrych ludzi, kolorowa i sielska - przypomina raj utracony. Czytelni
cy marzą, by jak Ania i inne boha
terki Lucy Maud Montgomery od
krywać to magiczne miejsce, cho
dzić na długie wędrówki i podziwiać tamtejszą przyrodę. Wyspa jest miej
scem bliskim tysiącom ludzi na całym świecie. Opisana przez ko
goś, kto ją kochał, na zawsze za
gościła w literaturze i sercach czy
telników.
1 M. A. Jarochowska: Kanada. Kraj i ludzie.
Poznań 1961, s. 5.
2 L. M. Montgomery: Pamiętniki 1889-1897.
Krajobraz dzieciństwa. Warszawa 1998, s. 1.
3 L. M. Montgomery: Ania z Zielonego Wzgó
rza. Warszawa 1991, s. 20.
4 Tamże, s. 20.
5 Tamże, s. 8.
6 Tamże, s. 23.
I Wyspa Księcia Edwarda. http://www.pinez- k a . p l / i n d e x . p h p ? o p t i o n = c o m _ c o n - tent&task=view&id=1111 [dostęp: 15.05.2008].
8 Tamże.
9 L. M. Montgomery: Ania z Zielonego Wzgó
rza, s. 108.
10 Tamże, s. 35-36.
II Tamże, s. 81-88.
12 M. A. Jarochowska: op.cit., s. 142.
13 L. M. Montgomery: Pamiętniki 1889-1897.
Krajobraz dzieciństwa, s. 16.
14 Tamże.
15 L. M. Montgomery: Ania z Zielonego Wzgó
rza, s. 120.
16 Tamże, s. 188.
11 Tamże.
18 L. M. Montgomery: Ania z Zielonego Wzgó
rza, s. 198.
19 L. M. Montgomery: Pamiętniki 1889-1897.
Krajobraz dzieciństwa, s. 33.
Grażyna Lewandowicz-Nosal MODLITWY ANI
Bohaterkę powieści L. M. Mont
gomery, je d e n a sto le tn ią sierotę Anię Shirley, poznajemy czekającą na stacji kolejowej na przyjazd opiekuna. W dokładnym portrecie nakreślonym przez autorkę poja
wiają się dwie wyróżniające dziew
czynkę cechy - te m p e ra m e n t i wyobraźnia. Te cechy pozwalają jej cieszyć się życiem bez wzglę
du na okoliczności. W pierwszy poranek na Zielonym Wzgórzu, za
raz po przebudzeniu Ania uklękła i spoglądała w ten jasny czerwco
wy poranek oczami błyszczącymi z zachwytu1. Wzrokiem ogarniała rozpościerającą się przed nią prze
strzeń, spojrzeniem pełnym uwiel
bienia dla piękna wchłaniała chci
wie wspaniały krajobraz. Biedne dziecko widziało w swym życiu tak mało pięknych widoków. A to, co ujrzała w tej chwili, przechodziło je j najbujniejsze nawet marzenia! Klę
czała, z a p o m n ia w s z y o całym świecie, zapatrzona tylko w te cuda wokoło siebie (...)2. Można ten frag
ment potraktować jako pierwszą modlitwę Ani, niemą modlitwę uwiel
bienia, pełną podziwu dla Stwórcy.
Wskazuje na to klęcząca postawa dziewczynki, jej zachwyt dla tego, co stworzone, jak i to, że w swojej adoracji zapomina o otaczającej ją rzeczywistości. To bardzo natural
ne zjawisko - podziw dla tego, co piękne. Ania w chłania w siebie piękno. Kolejna odsłona, prowa
dząca do zrozumienia religijności bohaterki, ma miejsce tego same
go dnia wieczorem. Maryla prosi Anię, aby zmówiła modlitwę i po
łożyła się spać. W odpowiedzi sły
szy, że dziecko nigdy się jeszcze nie modliło. To stwierdzenie wzbu
dza zdumienie opiekunki. Drąży temat dalej i pyta kto to je s t Bóg?.
W odpowiedzi słyszy w yrecyto
waną, szybko i płynnie, gotową ka
te ch izm o w ą regułę Bóg je s t to duch, nieskończony, wieczny i nie
zmienny, najwyższa doskonałość i prawda, wszechmocny, wszystko
wiedzący, rozumny, sprawiedliwy i dobry3. Wypowiedź nieco uspo
kaja Marylę, ale poucza ona Anię, że to brzydko nie modlić się każ
dego wieczora. Wyraża też oba
wę, że Ania jest bardzo niedobrym dzieckiem. Te stwierdzenia nie ro
bią na dziewczynce najmniejsze
go wrażenia. Ona nie zajmuje się Bogiem od chwili, gdy usłyszała, że Bóg umyślnie dał jej rude wło
sy. Posiadanie rudych włosów Ania traktuje jako przekleństwo, jako wyraz największego upokorzenia, czy wię c można zajm ow ać się kimś, kto jest odpowiedzialny, i to umyślnie, za największe życiowe nieszczęście? Oczywiście nie. Jak Bóg Kubie, tak Kuba Bogu. Dodat
kowy argument, niepozbawiony racjonalno ści, ja ki przedstaw ia dziewczynka, to fakt, że była zbyt zmęczona, aby odmawiać wieczo
rem pacierz. Ania tłumaczy Mary
li: wieczorami bywałam zbyt zmę
czona, aby móc się jeszcze trosz
czyć o pacierz. Od ludzi, którzy
muszą cały dzień piastować bliź
nięta, nie powinno się wymagać, aby pamiętali jeszcze o modlitwie.
Czy pani nie je st tego samego zda
nia?4. Maryla po raz kolejny docho
dzi do wniosku, że trzeba się za
jąć religijnym wychowaniem Ani, więcej należy do niego przystąpić bezzwłocznie, nie ma czasu do s tra c e n ia 5. P rosi, aby dziecko uklęknęło. Ania spełnia jej prośbę, ale zadaje pytanie - dlaczego, dla
czego trzeba klękać do modlitwy?
I kontynuuje - gdybym ja szcze
rze pragnęła się pomodlić, wiem, co bym uczyniła. Poszłabym sama, samiutka na wielką, piękną łąkę albo lepiej jeszcze do dużego, ciem
nego lasu i patrzyłabym na obłoki, het, w górę, w te cudne, bezgranicz
ne, błękitne niebiosa. Wtedy po pro
stu odczułabym modlitwę (...)6. Dla Ani, w przeciwieństwie do Maryli, modlitwa wiąże się ze spontanicz
nością, sam otnością, z przeży
ciem piękna, z przyrodą, przestrze
nią - tylko tak można się modlić, a właściwie - odczuwać modlitwę.
Są to zdania doskonale charakte
ryzujące postawę re lig ijn ą Ani, choć trzeba pamiętać, że wypowia
da je pełna temperamentu jedena
stoletnia dziewczynka o bujnej wy
obraźni i marzycielskim usposo
bieniu. Maryla dalej czuje się za
kłopotana, rezygnuje z próby na
uczenia Ani prostej, dziecięcej modlitwy. Jako osoba inteligentna zdaje sobie sprawę z tego, że na
iwny pacierz, ułożony dla maleństw w białych koszulkach, szepczących go u kolan kochających matek, był nieodpowiedni dla tego piegowate-
go stworzenia nieznającego Bożej miłości ani też nie troszczącego
Rys. Leonia Janecka
się o nią, skoro mu je j nigdy nie ofiarowano za pośrednictwem mi
łości ludzi, i prosi, aby dziewczyn
ka sama się pomodliła. Jednocze
śnie wskazuje dwa podstawowe ro
dzaje modlitwy - modlitwę dzięk
czynienia i modlitwę prośby - po
dziękuj Bogu za wszystkie dobro
dziejstwa, jakich doznałaś, i proś Go pokornie o spełnienie twoich życzeń1. Ku zdumieniu Maryli Ania rozpoczyna swoją spontaniczną, oryginalną, pełną ufności modlitwę - dziękuje za piękno stworzenia, a w prośbach ogranicza się do dwóch życzeń - pragnie zostać na Zielonym Wzgórzu i prosi Boga, aby uczynił j ą piękną, gdy dorośnie.
Klam rą spinającą spontaniczną modlitwę Ani są dwa sztuczne, ru
tynowe wyrażenia. Dziewczynka rozpoczyna od słów Litościwy Oj
cze Niebieski - bo tak mówią księ
Rys. Małgorzata Zachorowska
ża w kościołach, i kończy epistolar- nym - pozostaję z szacunkiem Two
ja Ania Shirley. Później przypomi
na sobie, że powinna na zakończe
nie powiedzieć amen, bo znowu tak mówią księża w kościołach. W mo
dlitwie Ani widać różnicę między nie- wyuczoną treścią a gotowymi ka
techizmowymi wyrażeniami. Ory
ginalność wieczornego pacierza sprawia, że Maryla postanawia na
uczyć ją prawdziwego pacierza, po
życzyć modlitewnik dla młodzie
ży i posłać do szkoły niedzielnej.
Zdaniem Maryli je st to prawie zu
pełna poganka. Czy uwierzyłbyś, że się nigdy w życiu nie modliła?8 - za
daje retoryczne pytanie Mateuszo
wi. Brak religijnego wychowania jest dla Maryli jeszcze jednym ar
gumentem, aby zatrzymać Anię na Zielonym Wzgórzu, dodajmy, że ar
gumentem bardzo ważnym. Edu
kację religijną dziewczynki potrak
tuje Maryla w kategoriach swoistej misji. Dzień, który zadecyduje o dal
szym życiu Ani, został spięty przez autorkę klamrą modlitwy - poran
ną modlitwą uwielbienia i wieczorną modlitwą dziękczynienia i prośby.
Następnego dnia Ania dowie się, że zostaje na Zielonym Wzgó
rzu. Rozpocznie też swoją eduka
cję religijną. Maryla nie życzy so
bie modlitw, jakie słyszała poprzed
niego dnia wieczorem. Sama Ania zdaje sobie sprawę, że był to dziw
ny pacierz, ale nie miałam jeszcze żadnego doświadczenia. Nie moż
na wymagać, by ktoś modląc się po raz pierwszy w życiu robił to pięknie, prawda?9. Okazuje się, że przed snem Ania wymyśliła inną, jej zdaniem piękną, długą modlitwę, ale rano nic z niej nie pamiętała.
Nic nie szkodzi, jest na to rada, Ania ma się nauczyć na pamięć modlitwy „Ojcze nasz”. Uzna ją za piękną. Co prawda słyszała te sło
wa ju ż raz w niedzielnej szkole Domu Sierot, ale wówczas nie po
dobały jej się, gdyż pastor odczy
tywał zdania głośno, skrzekliwym i żałobnym tonem. Czułam wprost, że on uważa modlitwę za nieprzy
jem ny obowiązek10. Modlitwa wy
wiera na Ani wrażenie poezji, mimo że nią nie jest, i brzmi dla niej jak muzyka. To bardzo piękne porów
nania.
Ogromne wrażenie sprawi na Ani reprodukcja obrazu „Chrystu
sa błogosławiącego dzieci” , jaki wisi w bawialni na Zielonym Wzgó
rzu. Posłana przez Marylę po ob
razek z modlitwą „Ojcze nasz”, za
tonie w kontemplacji przedstawio
nej sceny. Utożsami się z jednym z dzieci i będzie o tym tak suge
stywnie opowiadać, że zaskoczo
na M aryla w ysłucha je j relacji.
Szybko jednak opiekunka uzna to za brak szacunku. W odpowiedzi usłyszy, że Ania nie miała nic złe
go na myśli, że przecież czuje sza
cunek. Maryla wierzy Ani, ale nie pierwszy i nie ostatni raz zasko
czy ją bezpośredniość czy też, jak to sama określi, bezceremonial- ność wychowanki w stosunku do spraw wiary i religii.
Trzecią prośbą, z jaką zwraca się Ania do Boga, je st modlitwa o sukienkę z modnymi, bufiastymi rękawami. Widząc skromne, prak
tyczne sukienki, jakie uszyła jej Maryla, Ania powie: tak bardzo się cieszyłam, że może jedna z nich będzie biała z bufiastymi rękawa
mi - szepnęła smutnie. - Modliłam się nawet o to, chociaż nie bardzo wierzyłam w skuteczność m ojej prośby. Nie przypuszczałam, żeby Pan Bóg miał czas zajmować się sukienką biednej sieroty. Wiedzia
łam, że to zależy tylko od Maryli.
Szczęściem, potrafię sobie wy
obrazić, że jedna z nich je s t ze śnieżnobiałego muślinu, prześlicz
nie przybrana koronkami z trzema bufami na każdym rękawie11.
Wątek modlitwy będzie się jesz
cze kilkakrotnie przewijał w powie
ści, zawsze w momentach waż
nych dla bohaterów.
Po scenie, w której Ania prze
prosiła panią Linde za niestosow
ne zachowanie, dziewczynka wraz z Marylą wraca na Zielone Wzgó
rze. Ania jest szczęśliwa, że idzie do domu, stwierdza, że kocha Zie
lone Wzgórze, choć przedtem nie kochała żadnej miejscowości i do
daje teraz potrafiłabym się modlić i nie wydawałoby mi się to wcale tru d n e 12. Maryla poucza dziew czynkę, że nie powinna uważać, że trudno jest odmawiać modlitwę.
W odpowiedzi usłyszy znamienne zdanie kiedy recytować modlitwę nie je s t wcale to samo, co modlić się13. Po raz kolejny widać, że dla Ani modlitwa pozbawiona uczuć, emocji, „recytowana” z pamięci, rutynowo, bo tak trzeba, czy wy
pada, nie jest prawdziwą modlitwą.
Z podobną sceną czytelnik ma do czynienia dwa rozdziały dalej. Ania jest szczęśliwa, bo zaprzyjaźniła
Rys. Małgorzata Zachorowska
się z Dianą, dziewczynki złożyły sobie uroczystą obietnicę, że będą wiernymi przyjaciółkami. Po po
wrocie do domu Ania zapewnia Ma
rylę, że ze szczerą chęcią odmó
wi wieczorną modlitwę. Kiedy pani Barry pozwoli Ani znowu spotykać się z Dianą, ta czuje się tak szczę
śliwa, że postanawia ułożyć sobie nową modlitwę wieczorną, aby po
dziękować Stwórcy za to, co ją spotkało14. Czytelnik nieodmiennie ma wrażenie, że edukacja religijna sobie, a indywidualna modlitwa Ani i jej rozmowy z Bogiem sobie. Szcze
gólną cechą jest dziękczynienie. Na modlitwie Ania umie dziękować.
Przede wszystkim jest to wdzięcz
ność Bogu za piękno stworzenia, za piękny, cudowny świat, za np.
mroźny poranek, kiedy szron po
bielił drzewa, świat wygląda tak, ja kb y go Bóg stworzył dla swojej przyjemności15. Dziękczynienie to bardzo charakterystyczny rys mo
dlitwy Ani.
Modlitwa ma pomagać w nie
szczęściu. Po fatalnym w skut
kach podwieczorku Ania prosiła panią Barry o możliwość dalszego spotykania się ze swoją przyja
ciółką. Zdecydowana odmowa wy
wołuje taki komentarz dziewczyn
ki: teraz nie pozostaje mi nic inne
go, ja k modlić się. Lecz nie mam wielkich nadziei, czy to pomoże, Marylo. Wątpię bardzo, czy sam pan Bóg potrafiłby coś wskórać u tak upartej osoby16. Jak widać, Ania trzeźwo patrzy na bożą moc, z jej perspektywy świat Boga i lu
dzi to dwie odrębne rzeczywisto
ści rządzące się swoimi prawami.
Nieco podobna scena rozegra się na rzece. Ania płynąc w łódce, zorientuje się, że łódka jest dziu
rawa, przecieka, a ona sama może się utopić. Opowiadając o całym zdarzeniu pani Allan powie: zaczę
łam się modlić bardzo gorąco, lecz nie przymykałam oczu, wiedziałam bowiem, że jest tylko jeden sposób ratunku: zbliżyć się do pali u mo
stu, tak żebym zdążyła się wdrapać na jeden z nich. (...) Trzeba było się modlić, ale jednocześnie zrobić to, co należało do mnie: uważać i mieć oko zwrócone na wszystko. Powta
rzałam bezustannie: Kochany Boże, pozwól, niech tylko łódka przybliży się do pali, a ja już zrobię resztę!11.
Kiedy Ani udało się wdrapać na pal, martwiła się, że w tej sytuacji nie mo
gła ułożyć pięknej modlitwy, a cała sy
tuacja była daleka od romantyzmu. Nie
mniej odmówiła modlitwę dziękczynną i więcej nie zawracała Bogu głowy, li
czyła na pomoc ludzi. Najgorsze było za nią, po co więc dalej anga
żować Boga, kiedy trzeba liczyć na siebie i innych.
Dziewczynka doświadcza też i trudności w modlitwie. Trudno się modlić, kiedy jest się pełnym zło
ści - tak było w chwili, gdy Maryla nie zgodziła się na wyjazd Ani na koncert do Białych Piasków. Ania komentuje ten fakt do Diany w taki sposób: strasznie byłam rozcza
rowana, Diano. Byłam tak zgnębio
na, że ułożywszy się do snu, nie chciałam zmówić modlitwy. Lecz potem żałowałam tego i pośród nocy wstałam, żeby się pomodlić18.
Ponownie m odlącą się Anię odnajdujemy, gdy ma już 16 lat, jest więc o 5 lat starsza i właśnie do
wiedziała się, że doskonale zdała egzaminy do seminarium. Tego dnia w ieczorem uklękła u otw artego okna i w srebrnym świetle wielkie
go księżyca wyszeptała modlitwę pełną dziękczynień i gorących ży
czeń, płynących wprost z duszy.
W yrażała ona w dzięczność za czas miniony i pokorne prośby na przyszłość19.
I wreszcie ostatnia modlitwa Ani z Zielonego Wzgórza. Ma ona miej
sce w noc po śmierci Mateusza.
Ania nie może płakać nawet wów
czas, gdy w nocy klęczy przy oknie, modli się i patrzy na gwiaz
dy ponad wzgórzami. To dla niej czas szybkiego dojrzewania, do którego potrzebny jest prawdziwy ból, a taki przyniosła śmierć uko
chanego opiekuna.
Równie interesujący jest stosu
nek Ani do kościoła i zajęć w szko
le n ie d z ie ln e j. W domu s ie ro t uczyła się katechizmu i modlitwy, ale nie pociągało jej to zbytnio.
Trudno więc się dziwić, że pierw
szy pobyt na niedzielnym nabo
żeństwie w Avonlea też nie wzbu
dzi entuzjazmu. Wyposażona w rady i pouczenia Maryli, jak ma się zacho
wać, Ania wyrusza do kościoła.
Po drodze uplecie wianek i przy
stroi nim swój kapelusz. Na zaję
ciach w szkole niedzielnej odpo
wiada dobrze i szybko, wszystko dzięki staraniom Maryli, należy więc sądzić, że opiekunka solid
nie podeszła do sprawy religijnego wychowania podopiecznej i wtło
czenia do jej głowy katechizmo
wych reguł. Choć nie wiadomo tyl
ko, czy rozumiała wiele z tych pytań i odpowiedzi20. Więcej o pobycie w kościele dowiemy się z relacji Ani.
W odpowiedzi na pytanie, jak po
dobała jej się szkoła niedzielna, Maryla usłyszy - wcale mi się nie
Rys. Leonia Janecka
podobała! Jest okropna!21. Kierow
nik szkoły niedzielnej, pan Bell wyrecytował bardzo długą modli
twę. Ania nudziła się, nie słuchała go, bo on nie mówił do mnie, mówił do Boga i sam nie wydawał się być tym bardzo zainteresowany22. Rów
nież zajęcia w klasie nie podobały się Ani, a także samo nabożeństwo prowadzone przez pastora. Kaza
nie było zbyt długie i nieinteresu- jące, a pastor, zdaniem Ani, nie m iał ani źd ź bła w yobraźni. Na
szczęście dziewczynka, sama ob
darzona bujną wyobraźnią, najpierw ułożyła sobie modlitwę dziękczy
nienia, a potem to już pozwoliła myślom bujać do woli. Maryla czu
je, że powinna skarcić Anię za zbytnią szczerość i śmiałość w wy
powiadaniu swoich poglądów na poważne sprawy kościelne, gdyby nie to, że poglądy dziewczynki od
powiadają krytycznemu myśleniu osoby dorosłej. Mamy tu do czy
nienia z pewnym elementem za
kłamania - dorosły ma takie same poglądy ja k dziecko, ale z racji swojego wieku boi się je ujawniać.
P rzyw ołać w ypada k la s y c z n ą baśń, w której to dziecko woła, że król jest nagi. Więcej w Ani z Zie
lonego Wzgórza nie spotkamy już bohaterki w kościele, nie wiemy zatem, czy i jak zmienił się jej sto
sunek do szkoły niedzielnej i do nabożeństw. Natomiast dalej nie waha się wypowiadać swojego zda
nia o pastorach wygłaszających próbne kazania po odejściu stare
go pastora Bentleya. Polubi nowe
go pastora Allana, gdyż: kazanie miał zajmujące i modlił się z prze
jęciem, a nie czynił tego jedynie z przyzwyczajenia23. Pokocha też pastorową, która stanie się jej przy
jaciółką i powiernicą. Odtąd Ania będzie spędzać długie wieczory na herbatkach i pogawędkach u pani Allan.
W powieści rozpoczynającej cykl przygód Ani Shirley ukaże Mont
gomery trzy rodzaje m odlitwy - dziękczynienia, prośby i uwielbie
nia. Typowe modlitewne pory to poranek i wieczór. Ania modli się
w pozycji klęczącej przy oknie swojego pokoju. Modli się raczej spontanicznie, własnymi słowami, choć można przypuszczać, że odmawia też i modlitwy katechi
zmowe. Jej stosunek do Boga jest daleki od zaufania i uwielbienia. Do
świadczone przez los dziecko wie, że najbardziej powinno polegać na sobie samej, swojej wiedzy, umie
jętności przewidywania i na innych ludziach. Do Boga trzeba się mo
dlić, ale On jest daleko, a już na pewno nie ma czasu na zajmowa
nie się biedną sierotą. Trzeba też pamiętać, że Montgomery opisuje nastoletnią dziewczynkę, w cho
dzącą w wiek dojrzewania, z jej emocjami, szybko zmieniającymi się nastrojami, jeżeli do tego do
damy wyobraźnię, w jaką bohater
kę wyposażyła autorka powieści, to trudno się dziwić, że tak, a nie inaczej wygląda modlitwa Ani. Jest zupełnie inna niż modlitwa Stasia Tarkowskiego, który modlił się z więk
szą ufnością w bożą opiekę i po- moc24.
Można też sądzić, że religij
ność Ani zbiega się z religijnością samej L. M. Montgomery, która, zm uszana przez surow ą babkę jako dziecko do modlitwy, podkre
ślała, że: coś się we mnie bunto
wało (...). Zm uszać kogoś, aby wypowiadał słowa modlitwy w chwi
li, kiedy nie je s t w odpowiednim nastroju - kiedy w środku czuje jedynie gorycz i niechęć!25. Tak jak Ania wyobrażała sobie niebo całe w kwiatach, czuła wstręt do utar
tych, wąskich ścieżek myśli i eks
presji, czym charakteryzowały się lekcje religii26, a jednak wyszła za
mąż za pastora i bardzo sumien
nie, jak podkreśla autorka biografii Montgomery, pełniła swoje obo
wiązki.
1 L. M. Montgomery: Ania z Zielonego Wzgó
rza. Przekł. R. Bernsteinowa. „Nasza Ksiegarnia”
Warszawa 1973, s. 35, kolejne cytaty również z tego wydania.
2 Tamże, s. 36.
3 Tamże, s. 54.
4 Tamże, s. 55.
5 Tamże.
6 Tamże.
7 Tamże, s. 56.
8 Tamże, s. 57.
9 Tamże, s. 60.
10 Tamże, s. 62.
11 Tamże, s. 84.
12 Tamże, s. 81.
13 Tamże.
14 Tamże, s. 154.
15 Tamże, s. 149.
16 Tamże, s. 134.
17 Tamże, s. 230-232.
18 Tamże, s. 237.
19 Tamże, s. 271.
20 Tamże, s. 85.
21 Tamże.
22 Tamże, s. 86.
23 Tamże, s. 175.
24 O pięknie i istocie modlitwy Stasia pisała Krystyna Heska-Kwaśniewicz w artykule pt. Pu
stynia, puszcza i miejsca święte w powieści Henryka Sienkiewicza. W: Dzieciństwo i sacrum 2. Studia i szkice literackie. Warszawa 2000, s. 7-11.
25 Gillen M.: Maud z wyspy Księcia Edwar
da. Warszawa 1994, s. 24.
26 Tamże, s. 136.
Joanna Malicka
ANIA PRABABKA PIPPI Bezpośrednią inspiracją do po
wstania poniższego tekstu była moja praca nad program em do spektaklu Ania z Zielonego Wzgó
rza w reżyserii Jana Szurmieja, który został wystawiony w Teatrze
Zagłębia w Sosnowcu. Dziękuję mojemu tacie - Janowi Malickie
mu - za umożliwienie upublicznie
nia mojej refleksji nad książką oraz literaturą dziewczęcą i dziewczyńską szerszemu gronu czytelników.
Nieistniejący termin „literatura dziewczyńska” - w odróżnieniu od istniejącego „literatura dziewczę
ca” - zawiera w sobie element bun
tu, przekory i łobuzerstwa, a więc postaw tradycyjnie i stereotypowo przypisywanych dorastającym chłop
com. Postaw, których nie tylko przez długie lata nie wolno było re
prezentować dziewczętom i dziew
czynkom, lecz których - z oczywi
stych względów - nie wykorzysty
wano w tworzeniu ich literackich portretów. W chwili narodzin i roz
kwitu literatury skierowanej do młod
szych czytelników, a więc mniej wię
cej w połowie XIX wieku, skostnia
ły system wychowania zakładał, że dziewczynki muszą wypełnić cały szereg ról społecznych, które pozwolą im w przyszłości, już jako dorosłym kobietom, „bezboleśnie”
wpisać się w ramy opresyjnego sytemu, w którym kobieta pozo
staje bierna i pasywna, zamknięta w czterech ścianach w łasnego domu. Nic więc dziwnego, że po
staci wychodzące spod piór pisa
rek (rzadziej pisarzy) epoki około- wiktoriańskiej były dziewczętami doskonale wpisującymi się w ste
reotyp: grzeczne i porządne, nie- łamiące usankcjonowanych norm społecznych, a nawet nieprzeży- w ające szalonych przygód czy podróży. Jeśli razem z rodzeń
stwem wyruszały w podróż, to za
wsze były „tymi rozsądnymi star
szymi siostrami”, które temperowa
ły szalone pomysły pozostałych dzieci (np. Dora z Pięciorga dzieci i „czegoś”). Dziewczęta rzadko by
wały protagonistkami, a ich przy
gody - jeśli już - skierowane były wyłącznie do grona „czytelniczek płci żeńskiej”. Słowem były to bo
haterki niestarające się wkradać
Rys. Ingrid Vang-Nyman
w zarezerwowaną dla chłopców (symboliczną) przestrzeń, ale z dru
giej strony nigdy nieprzekraczają- ce granicy „łobuzerstwa”. W po
wszechnej opinii dopiero wybitna twórczość Astrid Lindgren zrywa z grzecznym wizerunkiem dziew
czynki i w prow adza na salony
„łobuziary” - Pippi Langstrumpf, czyli Fizię Pończoszankę i rozbój
niczkę Ronję.
Trudno się z tym w pełni zgo
dzić. Powyższe stw ierdzenia to jedynie wycinkowe, by nie powie
dzieć stereotypowe (sic!), spojrze
nie na literaturę dziecięcą. Wystar
czy tu przypomnieć niezbyt grzecz
ną Alicję w Krainie Czarów z 1865 roku, której tytułowa bohaterka nie tylko przeżywa liczne przygody, ale
je s t zaprzeczeniem w szystkich teorii „wychowawczych” dominują
cych w ów czesnym Królestw ie Brytyjskim (fakt, iż jest niegrzecz
na i nie słucha dorosłych, nie tylko pozwala jej na przeżycie przygo
dy, ale i w pewnym symbolicznym sensie ratuje życie, gdy sprzeci
wia się woli królowej). Lecz oczy
wiście to książka wybitna, wymy
kająca się kanonom i daleko od
biegająca od czytelniczej codzien
ności dzieci w XIX i XX wieku. Rzad
ko p ojaw iająca się, gdy mowa o lekturach skierowanych do naj
młodszych, bo zawierająca całą gamę pułapek lingw istycznych, a wręcz intertekstualnych, filozo
ficznych odniesień i intelektualnych zagadek przerastających kompe
tencje dzieci. U dużo mniej odkryw
czej Frances Hodgson Bumett (au
torki m.in. Małej księżniczki i Ta
jemniczego ogrodu) postaci dziew
cząt rysowane są mocną i odważną kreską. Oczywiście bohaterki w koń
cu pokonują swoje „wady” i wkra
czają na drogę „bycia grzeczną dziewczynką”, ale przecież bywają
„humorzaste”, mają własne zdanie, nieutemperowane charaktery i za
ciekle walczą z przeciwnościami losu. Może więc tylko w części ma rację Joanna Olech mówiąc:
Dziewczynki rebeliantki w litera
turze dziecięcej pojawiły się do
piero wraz z feminizmem - dają upust kobiecej frustracji. (...) Je
śli ktoś powątpiewa w dyskrymi
nację kobiet na przestrzeni wie
ków - niech przestudiuje uważ
nie literaturę dziecięcą, w której wszystkie stereotypy i społeczne
choroby ujawniają się w dwójna
sób1.
Wygląda bowiem na to, że lite
ratura dziewczyńska nie tylko ma znacznie starszy rodowód, niż się powszechnie uważa, ale i od daw
na, niejako tylnymi drzwiami, prze
mycała postawę daleką od opre- syjnej uległości. Być może pisarki - same niejednokrotnie wyzwolo
ne jak na czasy, w których żyły - pokazywały między słowami mo
del dziewczęcości, który wyraźnie odbiegał od modelu wychowania, w jakim same wyrastały. Burnett była podwójną rozwódką, w dodat
ku utrzymującą się z własnych do
chodów i z pracy! Książki dla dzieci nie były dla niej ani zesłaniem, ani ucieczką, ale nade wszystko dro
gą do światowej kariery i popular
ności na miarę Joanne Rowling (choć pisała też dla dorosłych, naj
większe zyski przyniosły jej powie
ści dla dzieci). Współczesna lek
tura książek Burnett przefiltrowa- na jest z jednej strony poprzez lata banalizowania i infantylizacji prze
kazu owych utworów, a z drugiej poprzez medialne powielanie ckli
wego wizerunku postaci bohaterek jej powieści. Sara ma dla nas twarz słodkiej i mdłej Mary Pickford (do
dajmy - grała dziesięciolatkę w wie
ku dwudziestu pięciu lat, a w rolę Pollyanny wcieliła się w okolicach trzydziestki!), nierealnie uroczej Shirley Temple czy rysunkowej, wiel
kookiej postaci z japońskiej mangi.
Podobnie, lecz chyba jeszcze okrutniej, los obszedł się z Anią Shirley i jej autorką Lucy Maud
Montgomery. Współczesna recep
cja twórczości pisarki jasno poka
zuje, jak daleko w czytaniu serii o Ani odeszliśmy od zamierzenia autorki i ja k ogrom ny w pływ na
Rys. Ingrid Vang-Nyman
nasze dorosłe myślenie o tej książ
ce ma wspomniana wcześniej ba
nalizacja i infantylizacja wizerun
ku najsłynniejszej rudowłosej dziew
czynki na świecie.
Ania w tym roku (dokładnie 20 czerwca) skończyła sto lat. Z księ
garskich półek patrzy na nas słod
ka dziewczynka, o kasztanowych (nie zaś rudych) włosach i uroczej buzi, na której próżno szukać pie
gów. Okładki straszą pastelowymi, kiczowatymi obrazkami. Nawet na interesującej stronie poświęconej setnej rocznicy urodzin postaci,
przygotowanej przez Wydawnictwo Literackie, uśmiecha się do nas urocze dziewczątko w sukienczy- nie, na jaką z pewnością Maryli, Mateusza i Ani nie byłoby stać2.
Rys. Ilon Wikland
Wydaje się, że chodzi tu wyłącz
nie o kokietowanie młodego czy
telnika (lub jego rodzica). Tymcza
sem A nia u M o n tg o m e ry je s t dziewczynką z krwi i kości, może nie najpiękniejszą, ale obdarzoną niezwykłym charakterem, siłą woli i - co najważniejsze - wybitną in
teligencją. Jest brzydka, chuda i ruda, ma kompleksy, ale zacho
wuje pogodę ducha. Jest gadatli
wa, ma szalone pomysły, które nie zawsze wpisują się w tak zwane zasady dobrego wychowania. Jej
„umiłowanie piękna, przyrody”3, któ
re rzeczywiście w pewnym kon
tekście pojawia się w powieści, było sposobem na oswajanie bru
talnej rzeczywistości, sposobem na okiełznanie własnego strachu,
dokładnie takiego samego, jaki od
czuwała w dzieciństwie osieroco
na i porzucona pisarka. Montgo
mery nigdy nie ukrywała, że opo
wieść o losach Ani jest w pewnym sensie zakamuflowaną opowieścią 0 niej samej. Tym bardziej dziwi, że nie czyta się dziś jej powieści przez ten pryzmat, nie wykorzystu
je tego klucza. W swoich pamięt
nikach pisarka przecież jasno kon
testuje wiktoriańską etykę, wycho
wanie dziewczynek w świetle mo
ralnych i religijnych wartości. Wy
daje się, że wykoślawiony wizeru
nek Ani i Montgomery zawładnął nie tylko wyobraźnią umęczonych szkolnym analizowaniem lektury uczniów, ale i badaczy, którzy traktują Anię jako (o ironio!) uoso
bienie protekcjonalnych wyobra
żeń o tym , co n ajban alniejsze w literaturze dla dziewcząt. A prze
cież niezwykłość postaci Ani nie polega na tym, że z uśmiechem przechodzi przez życie czy radzi sobie z kłopotami. Ania ma siłę 1 odwagę, jasno wyraża własne zdanie, łamie konwenanse i regu
ły, ale nie dlatego, że nie potrafi ich dostrzec, ale dlatego, że stają się więzieniem dla zdrowego rozsąd
ku, szeroko rozumianej wolności i godności. Taką walką o godność jest na przykład ciągłe przeciwsta
wianie się poglądom pani Linde4, będącej wcieleniem wszystkiego, co skostniałe w odchodzącej w za
pomnienie kulturze wiktoriańskiej.
Ania całkiem po prostu nie ugina karku, jest krnąbrna jak Pippi, ale i ja k Pippi sympatyczna, wesoła
i - mimo wszystko - szczęśliwa.
I znów należy przypomnieć tu samą postać Montgomery, postać barw
ną, ale wciśniętą w wytarty frazes
„autorki książek dla dorastających dziewcząt”. Pisarka, na długie lata
Rys. Ilon Wikland
nim europejskie uniwersytety za
częły nadaw ać ty tu ły naukowe kobietom, studiowała i pracowała, miewała romanse i przelotne mi
łostki i w niczym nie przypominała uwięzionej w gorsecie konwenan
sów matrony. Wyszła za mąż w wie
ku 37 lat (co na początku XX wieku plasowało ją w gronie staruszek), być może z rozsądku, bardzo świa
domie wybierając życiowego part
nera, co w owym czasie musiało być aktem praw dziw ej odwagi.
Wystarczy zresztą spojrzeć na naj
popularniejsze z zachowanych zdjęć z Montgomerym, na którym pisar
ka zerka na fotografa spod zabaw
nie przekręconego kapelusza, wy
raźnie niewiele sobie robiąc z po
zycji, jaką zajmuje. Pamiętniki, któ
re zostawiła, nie są - wbrew temu, co pisze Agnieszka Sikorska - traf
nymi opisami lęków małej dziew
czynki czy zwykłym i religijnym i rozterkam i5, ale raczej świadec
twem dojrzewania do samoświado
mości, w całej rozciągłości i migo- tliwości tego słowa. Co więcej - uni
wersalność opowieści o Ani z Zie
lonego Wzgórza zamknięta jest nie tyle w opowieści o ścieraniu się z losem sieroty, ale w czymś dokład
nie odwrotnym - w łobuzerskim, dziewczyńskim wizerunku boha
terki. Montgomery pisała barwnie i zabawnie, była autorką błyskotli
wą, o ciętym języku i świetnym pió
rze. Autorka najnowszego przekła
du Agnieszka Kuc podkreśla, że Anię z Zielonego Wzgórza cechuje przede wszystkim humor i ironia, a nie ckliwość, dominująca, jej zda
niem, w klasycznym już dziś prze
kładzie R ozalii B ernsteino w ej.
Wydaje się, że nasza lektura Ani...
przesycona je st ową ckliwością, która przesłania nam wszelkie inne aspekty i samo bogactwo lektury.
W książce aż skrzy się od auto
ironii (romantyczne zachwyty Ani, s ko n tra sto w a n e n a ty c h m ia s to wym, bynajm niej nierom antycz- nym obrazem rzeczywistej sytu
acji, to ulubiony chwyt Montgome
ry), zabawnych kłopotów i sytuacji.
W oryginale - według Kuc - pisar
ka bawi się cytatami i nawiązania
mi. Słowem - daleka jest od słod
kiej sielanki, bijącej z okładek pol
skich wznowień powieści. Ckliwość wydaje się być dominantą kosz
marnych adaptacji filmowych i sce
nicznych (musical), a serial z Me
gan Follows w roli głównej to jedy
nie bezrefleksyjne przeniesienie
losów Ani na ekran telewizora.
I jeszcze jedno. W Ani... Montgo
mery odważnie kreśli pełnokrwiste, bardzo prawdziwe portrety kobiet - obok samej bohaterki jest to rów
nież Maryla, jak pisze Agnieszka Kuc, kobieta wyzwolona, znająca wartość edukacji, niebędąca wca
le surową starą panną, ale mającą swoje zdanie, mądrą, dojrzałą ko
bietą. Montgomery obdarza swoje bohaterki własnym zdaniem, po
glądami politycznymi, ba, pogląda
mi w ogóle. Czytanie tej powieści to niekłamana przyjemność rów
nież dla dorosłego czytelnika.
Trudno nie zapytać, skąd więc tak niezasłużona opinia o Ani z Zie
lonego Wzgórza, przypominająca dopisywanie szczęśliwych zakoń
czeń baśniom braci Grimm. W y
daje się, że z powieścią stało się dokładnie to samo, co z literaturą pisaną przez kobiety. Syndrom „li
teratury kobiecej” , a więc banalnej, gorszej, ckliwej właśnie, odrzuca
nej i traktowanej a priori jako mniej w artościow ej. Ania z Zielonego Wzgórza nie jest oczywiście po
wieścią wywrotową, ale bez wąt
pienia ani przez moment nie ocie
ra się o sentymentalne „rozmem- łanie”! Wraz z kolejnymi tomami Ania nieco łagodnieje, ale we wszyst
kich tomach pozostaje osobą nie
konwencjonalną. Dlatego analo
gicznie do literatury kobiecej rozu
mianą literaturę dziewczęcą postu
luję zamienić na tę dziewczyńską, której prehistoryczne podwaliny dała właśnie Ania. Wartościujemy, bo nie czytamy. Dopiero „dorosła”
lektura tej powieści pokazuje w ca
łej rozciągłości, jak mylimy się po dziecinnemu ufając kalkom i sche
matom, wpajanym nam przy pierw
szej lekturze książki i niejako prze
noszonej z pokolenia na pokole
nie.
W arto tu na m arginesie raz jeszcze odwołać się do ciekawego wywiadu, który ukazał się w „Ga
zecie Wyborczej” przy okazji tego
rocznego Dnia Dziecka. Agniesz
ka W olny-H am akało rozm aw ia w nim z Joanną Olech o współcze
snej polskiej literaturze dla dzieci i - choć oczywiście sam temat roz
mowy jest zgoła inny - symbolem literatury dla dziewcząt (w domy
śle cukierkowej i ckliwej) jest wła
śnie Ania, przeciwstawiona najbar
dziej „chłopackiej” z polskich lek
tur szkolnych:
„O ile książki dla maluchów są uniseks, to po siódm ym -ósm ym
roku życia gwałtownie dzielą się na
„babskie” i „chłopackie”. Nic na to nie poradzimy - zanim do głosu dojdą hormony, dzieci nie cierpią płci przeciwnej i jej upodobań. Wia
domo, że chłopcy bez entuzjazmu czytają Anię z Zielonego Wzgórza, a dziewczynki Krzyżaków6.
A Ania... broni się sama, zwłasz
cza, gdy sięgają po nią świadomi czytelnicy. Szkoda, że w dosko
nałej antologii W poszukiw aniu małej dziewczynki nie ma o niej ani słowa. Lecz może jeszcze docze
ka się rzetelnej, feministycznej in
terpretacji.
1 A.Wolny-Hamakało, Polska Lindgren na cenzurowanym. Rozmowa z Joanną Olech, http:/
/ wyborcza.pl/1,75475.5263548. Polska_Lind- gren_ na_cenzurowanym.html, 13.06.2008.
2 por.: http:// ania.wydawnictwoliterackie.pl index.php, 13.06.2008.
3 A.Sikorska, Ludzie, książki, piękno i Napo
leon, czyli o „ Krajobrazie dzieciństw a" L. M.
Montgomery, „Guliwer'’, 2006, nr 4, s. 16.
4 Por. L. M. Montgomery, Ania z Zielonego Wzgórza, ttum. R. Bernsteinowa, Warszawa 1980.
5 A.Sikorska, Ludzie, książki, piękno i Napo
leon, czyli o „Krajobrazie dzieciństwa” L.M.Mont- gomery, „Guliwer” , 2006, nr 4, s. 16-17.
6 A.Wolny-Hamakało, Polska Lindgren na cenzurowanym. Rozmowa z Joanną Olech, http:/
/wvborcza.pl/1,75475.5263548.1-Polska_Lind- gren_na_cenzurowanym.html 13.06.2008.
Krystyna Heska-Kwaśniewicz O TYTUŁACH KSIĄŻEK, KRAJOBRAZIE I POSZUKIWA
NIU DOMU
Tytuły poszczególnych tomów cyklu o Ani z Zielonego Wzgórza, ja k i innych książek Lucy Maud Montgomery, zawsze kierują czy
telnika w stronę krajobrazu, który
jest piękny, pogodny i tajemniczy.
Jego emocjonalny charakter okre
ślają metaforyczne epitety typu:
szumiące topole, dolina tęczy, Złoty Brzeg, srebrny nów, wymarzony dom, błękitny zamek i inne. Nawet
„zielone wzgórze”, choć pozornie wydaje się zwyczajne, ma w so
bie coś czarodziejskiego. W jednym z listów do Gilberta Ania pisała:
Moje marzenia są złotozielone, szkarłatem żyłkowane, n a jp ię k
n iejsze z pięknych ...Puszczam wodze fantazji, wyobrażając sobie, że marzenia przybywają z tajem
niczej doliny, a rodzą się z ja kie goś mistycznego związku pomię
dzy najbardziej smukłą i zwiewną spośród brzóz i szemrzącym ru
czajem 1.
Ania ma bardzo refleksyjny stosunek do krajobrazu, czyta ukry
te w nim sensy, wyczuwa symbo
likę i pewną metafizyczność:
Za zagajnikiem i cmentarzem rozciąga się piękna dolina, prze
cięta połyskującą rudą wstęgą dro
gi, za którą przycupnęły białe dom
ki. Niektóre doliny są naprawdę piękne, właściwie trudno wyjaśnić dlaczego (...) Już sam ich widok napawa niezwykłą rozkoszą. Nie
co dalej na linii wzroku pojawia się moje błękitne wzgórze. Nazwałam je Górą Władcy Burz - wiesz, że uw ielbiam w ym yślać takie n a zw y (,..)2.
Zaskakuje w tym wypadku traf
ność odczucia metafory doliny, która może oznaczać żyzność, skupie
nie, szczęście i dobrobyt3.
Tytuły powieści kanadyjskiej pisarki pochodzą z marzeń boha
terek i są utkane z takiej samej m aterii: realnych znaków prze
strzeni, baśniowości i oniryzmu.
Zawierają one czytelny sygnał tek
stowy, pozwalający z jednej stro
ny na skojarzenia z konkretnym elementem pejzażowym typu: wzgó
rze, dolina, brzeg, topole, dom, gaj, zamek, gościniec, z drugiej - przy
dane im określenia niosą określo
ne asocjacje kolorystyczne i są to zawsze kolory pogodne, o bogatej symbolice, kreujące niezwykły na-
strój. Złoty, srebrny, zielony, tęczo
wy, błękitny to kolory życia, bogac
twa, szczęścia, wróżące pomyśl
ność losu bohaterek. W konwencji tytułów utrzymane są też nazwy ulu
bionych miejsc bohaterów: „Aleja Zakochanych”, „Las Duchów”, „Źró
dło Nimf” , „Aleja Wierzbowa”, „Doli
na Fiołków” , „Jezioro Lśniących
W ód” , „Ścieżka Brzóz” , „Chatka Ech”.
Wiążą one zawsze osobę z kon
kretną przestrzenią, dziewczęta opi
sywane przez L. M. Montgomery zawsze są „skądś”: Ania, Rilla, Pat, Emilka, Jana, nawet jeśli są siero
tami, zostają przypisane do wska
zanego w tytule miejsca, które oka
że się dla nich najważniejsze na ziemi. W wypadku Ani tytuły za
razem znaczą etapy jej życia: Zie
lone Wzgórze, Avonlea, Uniwersy
tet, Szumiące Topole, wymarzony dom, Złoty Brzeg i tak dalej. Jej życie zostało rozpisane na miejsca i krajobrazy zmienne o różnych po
rach roku. Ale one wszystkie będą odnoszone do Zielonego Wzgórza, stanowiącego dla Ani wzorzec kra
jobrazu doskonałego, bo zobaczo
nego w dzieciństwie, tak jak dom Maryli i Mateusza będzie dla dziew
czynki tym domem, do którego będzie m yślą wracała, gdziekol
wiek by zamieszkała. Do Gilberta pisze z Szumiących Topoli: (...) ten dom ma po prostu duszę i przypo
mina trochę Zielone W zgórze4- i to podobieństwo jest warunkiem akceptacji.
Kwestia przestrzeni w utworze literackim jest bardzo ważna, po
niew aż, ja k p isa ł Hans Meyer:
...przestrzeń nie sprowadza się w twórczości literackiej jedynie do danych o charakterze faktycznym, lecz przede wszystkim stanow i specyficzny element strukturalny, który wraz z innymi spokrewniony
mi z nim elementami, takim i ja k czas, perspektywa narracyjna, po
stać oraz porządek dzieła, uciele