• Nie Znaleziono Wyników

Pimko w pełni sił

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pimko w pełni sił"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Magdalena Lubelska

Pimko w pełni sił

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (39), 175-182

(2)

Przechadzki

Magdalena Lubelska

Pimko w pełni sił

Zanosi się na to, że m iejsce leka rzy w sta rej anegdotce na tem a t najpopularniejszego zaw odu niedługo zajm ą reform ato rzy szko ły. R zeczyw iście, d y sku sje w ybu cha ją bardzo często i z różnych okazji. M oja dzisiejsza w yp o w ied ź w y n ik a z o ka­ zji polem iki. Ściślej — będzie to kłótnia totalna z W ojciechem Pa- stern ia kiem jako a utorem ksią żki pt. «Przygotow anie do odbioru dzieła literackiego», w y d a n e j p rzez O ssolineum w nakładzie 5000 egzem plarzy. U pow ażnia m nie do te j k łó tn i nie ty lk o fa k t, że w ym ieniona książka, choć znalazła czyteln ika chętnego, bardzo m n ie zawiodła, ale rów nież i to, że — ja k się okazało — m a m y z auto­ rem te j pracy bardzo w iele w spólnych lektur, jednakow o aproba- ty w n ie ocenianych — a w poglądach na spraw y ogólniejsze ro zm i­ ja m y się kom pletnie.

Nad szkołą do dziś ciążą czte ry przesądy. W edług pierw szego — szkoła jest czym ś przejścio w ym , przyg o to w u je do czegoś w p r z y s z ­ łości. W ychodząc z tego założenia, podporządkow uje się bardzo różnorodne osobowości uczniów bliżej nie określo n ym celom p r z y ­ szłości, m in im a lizu je się znaczenie czasu teraźniejszego, stw arza się ilu zję p r z y g r y w k i do czegoś, co m a nastąpić i je st w ażn iejsze od tego, co jest. Przesąd drugi polega na założeniu, że szkoła po­ w inna coś z ucznia zrobić. To zna czy ukszta łtow ać go w ed ług ja ­ kiegoś w zoru. Często m ó w i się o ty m ta k ogólnie, że szkodliw ość zasady polega nie ty lk o na m o szc zen iu sobie praw a do w ie d zy, ja k i w zór osobowy jest dla człow ieka n a jlepszy, ale na przeko na ­ n iu ucznia, że w zór osobow y le ż y gdzieś poza n im ; że zm iana na

(3)

P R Z E C H A D Z K I 1 7 6

lepsze polega na dopasowaniu się do jakiegoś zew nętrznego wzoru. T en sposób staw iania sp ra w y nie je st jednozn aczny z docenianiem środow iska społecznego i tra dycji. Docenić — to nie zna czy m ałpo­ wać. Przesąd trzeci — szczególnie głęboki — zakłada, że na uczy­ ciel, w p rzeciw ień stw ie do ucznia, je s t ju ż gotow y, p e w n y , w s z y ­ stkow ied zą cy. Cała organizacja nauczania zresztą podporządkow ana jest paradoksalnie trosce o fo ru m dla ujaw nienia a u to ry te tu na uczy­ ciela. (Co w połączeniu z n isk im p re stiże m zaw odu poza szkołą daje w ych o w aw cze a n ty e fe k ty ). N a jw iększą ofiarą tego przesądu są sam i uczniow ie. Nie sp o tyka ją w szkole człow ieka, k tó r y trochę w ięcej od nich przeczytał, w idział, p rzem yśla ł i pragnie ty m po­ dzielić się z in n ym i, ale sp o tyka ją «panią od historii», «pana od biologii» — stra żn ikó w garści fa k tó w i interpretacji. Z ty m zw ią­ za n y jest przesąd czw a rty — przekonanie, iż sprawna aranżacja m etodyczna za im itu je m yślen ie, proces poznaw czy. T e o re ty k d y ­ d a k ty k i nie dopuszcza do siebie m yśli, że nauczyciel m ó g łb y za­ prezentow ać uczniom sw oją a u ten tyczn ą np. niesolidarność z p e w ­ n y m i p u n k ta m i program u, albo nie u k ry w a ć sw o jej oziębłości, p o w ied zm y w obec K ru czko w skieg o w sporze ze Słow ackim . Nie, od ta kich « w yb rykó w » je st uczeń. N auczyciel zaś m a do odegra­ nia rolę dew ota, k tó ry jednakow o kadzi M orsztynow i, Paskowi, K rasickiem u, K aw alcow i. T e o re ty k d y d a k ty k i u czy nauczyciela, ja k w m ó w ić u czn io m n ieśw ie ży towar.

W szy stk ie te przesą dy sp o tka łem w książce Pasterniaka. W spra­ w ie odbioru dzieła literackiego uznaje on tr z y p ew niki: 1) że od­ biór u czn io w ski je st za w sze n iedojrzały; 2) że odbiór nauczyciela jest zaw sze d o jrza ły ; 3) że najw a żn iejsza w uczeniu odbioru sztu ­ ki je st znajom ość odpow iednich d y r e k ty w d y d a k ty c zn y c h . Żaden z ty c h trzech p e w n ik ó w nie jest dla m nie o czyw isty. Ta różnica poglądów w y n ik a z o d m ien n ych za p a tryw ań na tem a t pracy nau­ czycielskiej, je j celów, a ta kże z innego sto su n k u do ucznia. W o j­ ciech P asterniak pisze: « J e d n ym z najgorszych w zorów je s t bliżej nieokreślone podejście '■intuicyjne i tw órcze’ n iek tó ryc h polonistów , nie kierujących się w sw e j pracy ściśle sp recyzo w anym i d y r e k ty ­ w am i, pracujących n a jzu p e łn ie j dowolnie. T en s ty l pracy nad dzie­ łem literackim nie s łu ży w yrab ia niu rzete ln e j w ie d zy o nim , a kształci p o sta w y p łytk ie g o k r y ty c y z m u czy n a w et k ry ty k a n c tw a , świadczącego rzekom o o w rażliw ości i sam odzielności m yślenia m ło­ dzieży. W te n sposób łatw o n a w et uczniów zainteresow ać, ale nie

(4)

1 7 7 P R Z E C H A D Z K I

m ożna osiągnąć pożądanych celów kształcenia i wychowania» (s. 55). K rótko i b e zd y sk u sy jn ie . Choć z pozoram i argum entacji «N iektórzy d y d a k ty c y litera tu ry a za n im i n iek tó rzy nauczyciele p ra k ty c y przeciw staw iają in te le k tu a ln y odbiór dzieła literackiego odbiorowi em ocjonalnem u sądząc, że odbiór em ocjonalny jest najbardziej po­ żądany, g d y ż oddaje — ja k to się m ó w i — sprawiedliwość dziełu literackiem u. S tanow isko takie jest błędne nie ty lk o z psycholo­ gicznego p u n k tu w idzenia, jest ono rów nież niezgodne z podsta­ w o w y m założeniem m arksisto w skiej e s te ty k i o racjonalnej postaw ie odbiorcy» (s. 24). I jeszcze: «proces czytania le k tu ry pow inien p rze­ biegać w postaw ie estetyczno-badaw czej» (s. 32).

K ilka tu — m o im zdaniem '■— nieporozum ień. N ieporozum ieniem

jest ta ki n ie u fn y i dem agogiczny stosunek do nauczyciela, stosu­ n e k likw id a torski wobec emocjonalnego odbioru (któ ry notabene z w y k le nie jest odbiorem czysto em ocjonalnym , skoro uczeń m ów i o sw oim p rzeżyciu) oraz sama koncepcja postaw y badawczej. Oto ja k ją P asterniak rozum ie: «Postawa estetyczno-badaw cza jest po­ staw ą estetyczn ą rozum iejącą, skierowaną w ró w n y m stopniu na zbadanie, ja k i przeżycie dzieła. Postawa badawcza — ja k m ów i współczesna psychologia — je s t naturalną postaw ą człowieka» (s. 32). Choćby nie w ie m ja k długo ciągnąć ten cytat, masło będzie maślane. A le m niejsza o to. M oże to skrót m y ślo w y a polonista wie, 0 co chodzi. Otóż to, jeśli ja dobrze ro zum iem postaw ę badawczą (przem yśliw anie szczegółow ych problem ów zw iązanych ze sposobem istnienia, budową i fu n kcjo n o w a n iem dzieła) — nie jest ona wcale ideałem szkolnego w ykształcenia. To, co m ów ię, nie jest m ało­ dusznością profesjo n alisty strzeżącego tajem nic swego zawodu, lecz w y n ik a z pojęcia trudności podejścia badawczego i jego p rze k a zy ­ wania. A cóż dopiero, jeśli nauczyciel m u si im itow ać postaw ę ba­ dawczą wobec całej o b jętej program em nauczania historii litera­ tu ry . Przecież je j nie zbadał. Niem ożliw ością jest n a w et jednakow e oczytanie w stanie badań na te m a t różnych epok literackich. Dla­ tego z uporem u pom inam się o prawo nauczyciela do a u te n ty c z­ ności —■ jeśli napraw dę coś bada, niech to pokaże, ale o całej resz­

cie niech rozm aw ia z uczn iem jako czyteln ik, a nie jako badacz. 1 niech założy, że ta rozm ow a m oże i jego czegoś nauczyć. W całej książce P asterniaka nie m a cienia te j nadziei. I o to m a m p reten sję do pedagoga, że deklarując partnerstw o, deklaruje je z w yższością. W praw dzie P asterniak pisze o konieczności rozum ienia ucznia, sza­

(5)

PRZECHADZKI 1 7 8

c u n k u do niego, gw a ra n tu je m u praw o sw obodnego w ypow iadania się, w a lo ry zu je n a w e t jego k r y ty c y z m — je d n a k nie n a leży napa­ w ać się tą chw ilow ą słabością autora, bo jednocześnie czytam y: «warto tu ta j zaznaczyć, b y u n ikn ą ć e w e n tu a ln y c h nieporozum ień, że niedopuszczalna je st ja k a k o lw ie k przesadna, pow ierzchow na k r y ­ ty k a a rcyd zieł' historii lite ra tu ry (...)» (s. 46). W ty m m iejscu z w dzięcznością p rzyp o m n ę jednego z ulub io n ych autorów P aster- niaka, choć bez zro zum ienia cytow anego, m ianow icie Jerom e S. B runera, k tó r y n a u czył m n ie tego, że jeśli dziecko odpowiada ew id en tn ie źle na ja kieś p yta n ie, rolą nauczyciela jest odgadnąć, na ja kie p y ta n ie ono odpowiada. C y tu ję to z sym patią, choć i z pa­ m ięcią o ty m , że B ru n e r ja k ka żd y w ie lk i nauczyciel co k ro k m a w ątpliw ości, z ulgą te ż oświadcza, że całe szczęście, iż w obec jed ­ n e j sp ra w y istn ieje w iele p u n k tó w w idzenia. Podczas g d y P aster- n iak pisze: « Z b y tn ie za u fa nie do tzw . sam odzielności ucznia je st błędem , k tó r y w nauczaniu litera tu ry w y s tę p u je dość często» (s. 68). R ów nie bez w ą tp liw o ści zakłada: « jed n y m z n a jisto tn iejszyc h za­ dań d y d a k ty k a , nauczyciela p o lo n isty je s t św iadom e kierow anie uczuciam i m ło d zie ży », dalej tw ierd zi, iż tw órcza praca nauczyciela «to praca spraw na, pozw alająca osiągnąć n a jw y ższe w y n ik i, najbar­ d ziej pożądane k ie ru n k o w e i in stru m e n ta ln e z m ia n y osobowości uczniów » (s. 169). W id e n ty c z n y m tonie u trzy m a n e są fra g m e n ty stron: 7, 119, 120. Razi m n ie nie ty lk o obcesowość sform ułow ań, ale zatrw aża obraz szko ln e j rzeczyw istości: niedojrza ły, in fa n ty l­ n y uczeń — stero w a ny, u ra b ian y p rzed m io t m a n ipulacji n auczycie­ la, k tó r e m u — b y nie oszalał od w ła sn ej pom ysłow ości — n a leży założyć ciasny k a fta n teorii d y d a k ty c zn y c h , g w a ra ntu jących «osz­

czędność i w yd a jn o ść procesu d yd a ktycznego» (s. 18).

C zy nie za ostro? M yślę, że w k a ż d y m razie nie ostrzej n iż pachnie siano, k tó r y m ra z po raz w y k rę c a się P asterniak, za rysow u jąc ho­ r y zo n t idealnej s y tu a c ji odbioru dzieła w szkole. A u to r pisze, «że odbiór w tra kcie n a u k i szk o ln e j p o w in ien zb liży ć się do poziom u optym alnego» (s. 19). A ż e b y to osiągnąć, nau czyciel p ow in ien k szta ł­ to w ać «sytuację m o żliw ie najbliższą sy tu a c ji o p tym a ln ej» (s. 58). T a ką zaś za p e w n i «optym alna strategia odbioru lek tu ry» (s. 59), k tó rą z kolei w a ru n k u je w yw o ła n ie « o p tym a ln e j sy tu a c ji rezonan­ sow ej» (s. 70), p r z y p om o cy « k o n stru k c ji o p ty m a ln y c h d y r e k ty w d y d a k ty c zn y c h » (s. 71). C zy ta m dalej: «W fazie p rzyg o to w a n ia do czyta n ia le k tu r y sytu a cja problem ow a posiada ró żn y — m ię d zy in n y m i w zależności od ontologicznych w łaściw ości dzieła literac­

(6)

1 7 9 P R Z E C H A D Z K I

kiego — poziom nieokreśloności. N a leży przyjąć, że pow inien to być poziom o p tym a ln y , u m ożliw iający podjęcie czytania le k tu r y szkolnej» (s. 162). Z resztą magia słowa «optym alny» unosi się nad całą książką i ra zem ze słowami: «pewien», «odpowiedni» — za­ stęp u je tru d k ło p o tliw ych w yjaśnień; niedaleko szukać: «W ybór o p tym a ln e j d y r e k ty w y jest ściśle pow iązany z w y b o re m określo­ n ych treści nauczania. Na p rzyk ła d zastosowanie odpow iednich d y ­ r e k ty w d y d a k ty c zn y c h interpretacji dzieła literackiego w ym aga w y ­ boru —- ju ż na poziom ie m e ry to ry c zn y m — p e w n y c h reguł in te r­ pretacji k u ltu ro w e j oraz pew nego kon tekstu» (s. 162). I ta k w ko­ ło M acieju.

Zadaję sobie pyta n ie, co w y n ik a z tej ksią żki dla nauczyciela? Otóż w y n ik a z całą pewnością, że przeprow adzenie zadow alającej lekcji z ję z y k a polskiego jest praw ie niem ożliwością. Zaw sze o c zyta n y w P asterniaku w izy ta to r m oże w y tk n ą ć zbudow anie niew łaściw ego drzew a celów, nieuw zględnienie m acierzy preparacyjnych d y r e k ty w d y d a k ty c zn y c h , nega tyw n ą transform ację, nied o sta tek przyg o to w a ­ nia pośredniego m etacelów i m etaum iejętności itp. S p e c ja listyc zn y

ję z y k , acz n ie m iły w czytaniu, sam w sobie nie b y łb y jeszcze zdrożnością. Sta je się nią, g d y słu ży zam askow aniu jałowości, nie u m o ty w o w a n yc h racji, b raku konkretów . S w oje propozycje d y ­ d a ktyczn e w całej książce autor k o n k re ty zu je ty lk o dwa razy. R az p o ka zu je w zorzec drzew a celów bezpośredniego przygotow ania do czytania «Ł yska z p okładu Idy» G ustaw a M orcinka. W ygląda to ta k (s. 105).

Przygoto wać uczniów do czytania «Łyska z pokładu Idy» G. Morcinka

w postawie es tetyczno-badawczej

I I

Przygotować uczniów do prze- Przygotować uczniów do badania

życia utworu interpretacji utworu

Ί- i I ( i , ( ,

Nawiązać do \ O dtw orzyć z Podać nie- | S tw o rzy ć j Wyjaśnić

doświadczeń ! magnetofonu zbędne wia- \ sytuacją \ sposób

roz-tych uczniów, najbardziej domości o problem ową I wiązania p ro

-któ rzy byli dram atyczny pracy w d a w - i w yzn aczyć I blemu

ogól-w kopalni, fragment ut- nej kopalni cel czytania | nego i p r z y

-a t-akże tych, woru węgla, umoź- w postaci | gotowania się

którzy obserwo- liwiając ro- problemu do p ie rw sz e j

w ali bohaterskie zumienie ogólnego lekcji do

zachowania się utw oru przeczytania

zw ierząt lub o u tw oru

(7)

.P R Z E C H A D Z K I 180

W k o m e n ta rzu p o m ija m fa k t, że kolu m n a 4 i 5 tego jednego w łasnego p rzy k ła d u P asterniaka jest rejteradą z teren u ko n kretu , ale nie m ogę przejść do p o rzą d ku dziennego nad ty m , że jest to idealny, zd a n iem autora, sposób przygotow ania uczniów do od­ bioru lite ra tu ry — zw łaszcza że teo retycznie cały czas obstaje P asterniak p r z y m a k sim u m racjonalności i postaw ie estetyczn o - -badaw czej. P r a k ty k i podobne do w y ż s z e j zadem onstrow anej zna­ kom icie k o m e n tu je B runer, pisząc o hum anizacji w ie d zy (czyli do­ cieraniu do uczuć, fa n ta zji i św iata w artości odbiorcy) w te n spo­ sób: «W poprzednim p o kolen iu p ostępow i pedagodzy domagali się przeniesienia n a u k i ze sfe r y p u s te j abstrakcji w dziedzinę a u ten ­ ty c zn y c h dośw iadczeń dziecka. Tę słuszną ideę sprowadzono do ba­ n aln ych h isto r y je k o dom u, p o tem o za p rzy ja źn io n y m listonoszu i w ę d ro w n y m handlarzu, o n a jb liższy m środow isku spo łecznym itd. Nie mogą te historie w żaden sposób ryw alizow ać z p ra w d ziw ym i d ram atam i i ta jem n ica m i dziecka». J a k dalece m ożna odejść od sensu m ąd rej ksią żki B runera («W poszu kiw a n iu teorii naucza­ nia»), św ia d czy n a stę p n y p rzyk ła d «tw orzenia sytuacji m o ty w a c y j­ nej» z pracy P asterniaka. C ytu ję: «Przed om aw ianiem np. u tw o ru podnoszącego p ro b lem opieki nad lu d źm i starszym i, uczniow ie b a- d a j ą , ja k spraw a ta w ygląda w ich m iejscowości» (s. 138). W y ­ daje m i się, że w iz y ta w do m u starców przed lekturą, d a jm y na to, «M iłosierdzia gm iny» K o n op n ickiej — je st p r z y k r y m nieporo­ zu m ien iem . Rolą u tw o ru literackiego jest poszerzenie św iata w e ­ w nętrznego, przygo to w a n ie do rozum ienia rzeczyw istości, a nie stanow ienie «przypisu» do te j rzeczyw istości. Zadam jedno p y ta ­ nie: ja k w edług re ce p ty Pasterniaka czytać D ostojew skiego? Gdzie pójść?

P asterniak ta k pisze o sw oich propozycjach: «Te i podobne c zy n ­ ności m ają isto tn y w alor w ych ow aw czy. P rzyg oto w ują uczniów do pełnienia w a żn ych ról społecznych a głów nie do roli świadom ego i tw órczego odbiorcy dzieł literackich, rozum iejącego ich genezę, str u k tu rę i fu n k c je » (s. 138). Rozum iejącego? C hyba ta k, ja k ten m ło d y in ży n ie r piszący do «Polityki» (1977 n r 37), dla którego w s zy stk o co p o w y że j serialu « D yrektorzy» — jest w y d u m a n e (d u m n y technokrata u ży w a tego słow a bez cydzysłow u!). S e n ty ­ m e n ta ln y gust pedagogiczny P asterniaka k o n k re ty z u je się p ełn iej, g d y autor dem o n stru je cudze w zorow e sposoby p rzygotow ania ucznia do le k tu ry . N a stronie 175 d o sta jem y relację n a u czycielki

(8)

181 P R Z E C H A D Z K I

przygo to w u ją cej uczniów do czytania «Niepokonanego» H em ingw aya. N auczycielka w ciągu połow y jed n ej lekcji zrobiła co następuje: 1) zapoznała uczniów z sy lw e tk ą pisarza; 2) w yjaśniła tru d niejsze słowa u tw oru; 3) próbowała w zbudzić podziw i sym patię dla p i­ sarza; 4) ukazała uczniom potrzebę kształtow ania takich cech cha­ ra k te ru , ja k odwaga, hart ducha, nieugiętość, w ytrw ałość; 5) obej­ rzała z uczniam i przygotow aną w cześniej w y sta w k ę dzieł H e­ m ingw aya i prac o nim ; 6) poleciła rozwiązanie k r zy ż ó w k i z u k r y ­ ty m hasłem: H em ingw ay i corrida (robiąc p rzy okazji ćwiczenia ortograficzne); 7) poinform ow ała uczniów , że pisarz b y ł człow ie­ kiem n iepo ko nan ym i pracow itym ; 8) spraw dziła w iadom ości — a w drugiej części lekcji zrobiła ćwiczenia słow nikow e, s ty lis ty c z ­ ne, m . in. dotyczące zw ią zkó w frazeologicznych ze sło w em «nie­ p o k o n a n y ».

W ojciech P asterniak ko n klu d u je, ja k się spodziew am y: «W p r z y ­ to czo nym fragm encie sprawozdania z lekcji różne czynności pełnią jednocześnie kilka fu n kcji: tw orzą sytua cję m otyw a cyjn ą , służą orientacji w a k tu a ln e j sytu a cji d yd a k ty c zn e j, p rzygotow ują m e r y ­ torycznie i sprawnościow o do czytania» (s. 177). A ja m yślę, że nie ty lk o nie przygotow ują, ale dezorientują. Ta rzekom a sytuacja m o ty w a c y jn a m a ty le wspólnego z opow iadaniem co w y k ła d na tem a t schorzeń kręgosłupa przed czytaniem «Garbusa». Cały czas jed n a k sugeruje zbliżanie się do tek stu . U czniowi zostaje w głowie po ta k ie j lek c ji m nóstw o za tru d n ień (obliczyłam , że co trz y m i­ n u ty robi coś innego — c zy m ożliw e, aby klasa obejrzała w ciągu trzech m in u t w y s ta w k ę o H em ingw ayu?), świadomość tem pa i uroz­ maicenia naw et, ale bardzo nieglębokie m yśli — i to m u n ie ste ty zostanie jako tło późniejszej lektu ry. L ekcję tę oceniam jako sp e k ­ takularną, sztuczną, zachęcającą do w yścigu pseudopom ocy n a u ko ­ w y c h (jak w ty m w y p a d k u krzyżów ka). W kontekście ty c h p r z y ­ kładów oraz propozycji sy tu a c ji problem ów in icjujących lek tu rę (np. kto jest g łó w n y m bohaterem «Pana Tadeusza»? lub: kto jest w in n y śm ierci Tadeusza w opowiadaniu O rzeszkow ej) dość czcze w yd ają się p ersw azje nakierow ane na podnoszenie w ie d zy teore- tyczn o litera ckiej przez nauczycieli, skoro kon kretn e p rz y k ła d y pro­

blem ów wcale tego nie w ym agały.

P asterniak u tr z y m u je jed n a k — i tu się zgadzam y, że to bardzo ważne. W zw ią zk u z ty m c zyte ln ik dostaje w p rzypisie kaw ałek listy le k tu r dla stu d en tó w III ro ku polonistyki. A u to r życzliw ie

(9)

P R Z E C H A D Z K I 1 8 2

go jed n a k poucza, a by om ijał teorie pseudonaukow e, obce ideolo­ gicznie (s. 21). Nie tai ta kże n isk ie j opłacalności przedzierania się p rzez gąszcz literaturoznaw stw a. Pisze: «W spółczesne literaturo­ zn a w stw o nie jest jed n o lite pod w zg lęd em m etodologicznym , co nie jest w y ra ze m jego siły, lecz słabości. M etod y badań nie są w yraźnie sprecyzow ane» (s. 72). A le jako osoba w tajem niczona przew iduje: «Można m. in. spodziewać się, że d u ży p o ż y te k w u spraw nieniu procesu edukacji p o lon istycznej przyniosą ta kże now e ten d encje m etodologiczne w s a m y m litera turozn aw stw ie, w yrażające się zw łaszcza w m o d e lo w y m podejściu do zagadnień, k tó r y m i za jm u je się ta nauka. (...) D uże nadzieje m ożna ta kże wiązać z badaniam i na tem a t k o m u n ik a cji ję z y k o w e j i literackiej, a także z badania­ m i k u ltu r y a rty sty c zn e j, prow ad zo nym i p rzez poznański ośrodek

n a u k o w y pod k ie ru n k ie m J. K m ity » (s. 22). Nic, ty lk o pogratulo­ wać rozeznania i podziw iać śm iałą decyzję sam odzielnej orki na ugorze dzisiejszego teoretyczn eg o bezhołowia. Bo p óki co, autor m u si w szy stk o ustalić sam. I ustala np., że co u tw ó r to inna onto- logia. P atrz strony: 141, 156.

W końcu chciałabym zrobić to, co lubi w ie lu recenzen tów — po­ prosić autora o w yja śn ien ie takiego np. zdania: «P rzygotow anie po­ średnie jest sw o isty m p o d u kład em regulacji p ro sp e k ty w n e j i ozna­ cza ogół właściw ości w ykszta łcen ia i osobowości ucznia, które n a jle­ p iej w p ły w a ją na doskonalenie jego celów i sposobów pracy nad dziełem literackim » (s. 80). Próśb takich m ia ła b ym w ięcej, z braku m iejsca na te j jed n e j poprzestanę.

P odsum ow ując: najbardziej niepokojące w te j książce w ydało m,i się nie ty le n a w e t to, że je j autor nie spełnia obietnic, iż napisze w prow adzenie do odbioru dzieła literackiego w szkole średniej i w y p ro w a d zi teorię d y d a k ty k i z je j przednaukow ego sta d iu m — ile to, że sw oją sc je n tystyc zn ą szatą m oże zniew olić m n ie j odpor­ n y c h nau czycieli i bardziej gorliw ych adm inistratorów szkoły, sprawić, że ich pedagogiczny w y s iłe k będzie sform alizo w any i nie­ a u ten ty czn y .

Cytaty

Powiązane dokumenty

w pobliżu Województwa Trudno po- i mnieiszych. imponujqca, nie - obraz~m bard~o 1uz po:waznych, ~- rzędnlków Wydziału Aprowlzac)i, do mniej jednak daje doskonały obraz I

1. Wykonanie wstępnej dokumentacji fotograficznej, rysunkowej i opisowej stanu zachowania kolumny w miejscu ekspozycji. Kontynuacja prac dokumentacyjnych do momentu

Zdarza się też użycie zaimka sam w bezpośrednim zwróceniu się do rozmówców zamiast zaimka wy (w odniesieniu do liczby mnogiej):.. Już sami mi nie zrobicie tej krzywdy,

Zdjęcia te musiały służyć jako materiał żródłowy do wykonania barwnych fotoplanów (w skali 1:20) rozwinięcia malowidła ze sklepienia kolebkowego w kościele O.O.

Centrum Wynajmu Nieruchomości 5 S.A ul. Kościuszki lc, 44-100 Gliwice, do Burmistrza Janowa Lubelskiego o wydanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach dla przedsięwzięcia

Badania potw ierdziły m ożliw ość zastosow ania układu pom iarowego do pom iaru bezsty- kowego częstotliw ości drgań, a także pom iaru siły (z w arunkiem

sto uzależniony bywa od okazji, pozwa- lających uniknąć ingerencji cenzury; po- tem, gdy Błoński powtórnie przebywa we Francji, tempo znów się ożywia, ale wigor listów

Za ska ku ją cy jest też wy nik in ter ne to wych ser wi sów plot kar skich, któ re oka zu ją się do brym me dium, pozwalającym do - trzeć do użyt kow ni ków z okre ślo