• Nie Znaleziono Wyników

Rodzina Chrześciańska, 1904, R. 3, nr 28

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rodzina Chrześciańska, 1904, R. 3, nr 28"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Rok HI. Katowice, Niedziela, 17-go Lip ca 1904 r. Nr. 28

Rodzina chrześciańska

Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.

Wychodzi raz na tydzień w JYiedziełę.

* ___ ___ : ---

Bezpłatny dodatek do „Górnoślązaka" i „Straży nad Odrą“.

Na Niedzielę V III. po Ziel. Św iątkach.

Ewangelia u święt. Łukasza

w Rozdziale X V I.

Onego czasu : Mówił Jezus uczniom swoim tę przypowieść: B ył niektóry człowiek bogaty, który miał włodarza, a o tym było doniesione do niego, jakoby rozproszył dobra jego. I wezwał go, i rzekł m u : Cóż to słyszę o tobie ? Zdaj rachunek włodar- stwa tw ego: albowiem już włodarzyć nie będziesz mógł. I mówił włodarz sam w sobie: Cóż uczynię, g d jż Pan mój odejmuje mi włodarstwo: kopać nie umiem, żebrać się wstydzę. Wiem, co uczynię: że gdy będę złożon z włodarstwa, przyjmą mię do do­

mów swoich. Wezwawszy tedy każdego z osobna dłużnika swego, mówił pierwszemu: Wieleś winien Panu memu: A on odpowiedział: Sto bar}ł oiiwy.

I rzekł mu : Weźmij zapis twój, a siądź natychmiast, napisz pięćdziesiąt. Potem drugiemu rzek ł: A ty wieleś winien ? A on rzek ł: Sto beczek pszenicy.

I rzekł mu : Weźmij zapis twój, a napisz ośmdziesiąt.

I pochwalił Pan włodarza niesprawiedliwości, iż roz­

tropnie uczyn ił: bo synowie tego świata roztropniejsi są w rodzaju swoim nad syny światłości. A ja wam powiadam: Czyńcie sobie przyjacioły z mamony nie­

sprawiedliwości, aby, gdy ustaniecie, przyjęli was do wiecznych przybytków.

(Z podróży i przechadzek po Finlandyi.)

^ Skreślił Stanisław Bełza.)

• O kraju nasz kraju, ty nasza Ojczyzno, Niech głośno rozbrzmiewa twe imię kochane.

Bo na świecie całym, ni gór takich niema, Ani doiin takich, ani takich brzegów, Któreby nam droższe były nad północy Kraj ojców naszych.

* *

*

Biednyś ty nasz kraju i zawsze nim będziesz Dla tych, którzy tylko samo złoto cenią,

Choć więc obcy dumnie mimo nas przechodzą, My zawsze ten kraj swój serdecznie kochamy, A ziemia ta dla nas, z lasami, skałami

| Jest złotym krajem*.

(Pieśń fińska.)

I.

Tak nazwana * Strona wyborska*, należy do młodszych i uboższych dzielnic Petersburga. Kiedy Piotr Wielki, upodobawszy sobie ujścia Newy do morza, tam gdzie wspaniała ta rzeka, skręciwszy się gwałtownie na północ, tworzy większe i mniejsze wyspy, zamyślił wybudować stolicę, «Strona* ta, była bagnistą puszczą leśną, tu i owdzie tylko zasiana drewnianemi chatami, śladem życia i uczucia w tych miejscach. Pierwotne miasto zabudowywało się na wyspy porzucone nieco na zachód, i tam d o k o ł a

dumka reformatora układało w mniej lub więcej pra­

widłowe dia oka linie, a choć z czasem przekroczyło rękawy Newy, zagarniając przeważnie na południu coraz więcej pod siebie terenu, do tej północnej

«Strony* czuhońskiej niechętnie zaglądało, jakby przewidując, źe przyszłość jego i potęga nie mają z nią wiele wspólnego.

Ale przewidywaniom i rachubom ludzkim twarda konieczność nierzadko w drogę wchodzi, więc stało się, że pęczniejący z rokiem każdym gród, zmuszony został zapoznać się z tą «Stroną* bliżej, i nadmia­

rem swojego życia, użyźnić zapuszczone jej tany.

Padły więc pod toporem lasy, osuszono bagna i błota, i dziś, tam gdzie wczoraj jeszcze nawoływały się na schadzki leśne zwierzęta, pędzi «izwoszczyk» z za- rumienionemi od nieproszonych pocałunków mro­

źnego wiatru, pięknościami północy, a tam, gdzie stała uboga fińska chata, pod cieniem zawalającego się od starości dachu kryjąca mniej wesela uśmiechów, niż gorzkiej niedoli łez, dźwiga się olbrzymia fabryka, zuchwale ku szarym obłokom przemawiająca językiem gęstego dymu.

Tylko, że gdy wszystko, co bogatszego miał Petersburg, znalazło już dla siebie plac gdzieindziej, a pałace miejscowych magnatów, nie przysiadły się tam do kominów fabrycznych, przeto stało się, źe

«Strona* ta, wyssała ze stolicy, nie je śmietankę, lecz fusy, i będąc w niej dzielnicą najmłodszą, jest jednocześnie też i najuboższą. Robotnicy, spoży­

wający czarny swój chleb w zamian za siły zużywa­

jące się w tych fabrykach, zaludniają ją też w zna­

cznej ilości, drobnych sklepików właściciele i ludzie rzemiosła, pomnażają ich szeregi, nadając odrębny

(2)

charakter tej całej «Stronie*, mało licujący z luksem starszych, szczęśliwszych i bogatszych <Stron*. Przed­

mieście? Nie, nie jest to przedmieście Petersburga, jest to niewielkie prowincyonalne miasto, samo w sobie i samo dla siebie. Odcina je od niego Newa, odcina cała suma warunków socyalnych, w jakich żyje, odmienność atmosfery, jaka sięn adn iem unosi.

W nurtach wody, oddzielającej «Stronę wyborską*

od pozostałych dżielnic stolicy, utor.ęły. zamożność i wspaniałość tych dzielnic. Z jednej i z drugiej nie przedostało się tu nic.

Ten charakter, oddalonej tej od środka Peters­

burga «Strony*, sprawia, że rzadki tylko stały mie­

szkaniec tego miasta zagląda do niej i do tego cza­

sami, obcy zaś, kiedy się nad Newą znajdzie, w tym tylko razie wkracza na to jej wybrzeże, gdy go in­

teres lub ciekawość ciągną dalej na północ. Dworzec też «Strony W yborskiej*, jeden z najokazalszych jej budynków, jest jednocześnie i najbardziej w niej za- interesującym gmachem, dokoło niego koncentruje się wielkomiejskie życie, w

pełnem oryginalności jego wnętrzu, widzi się to, co życia tego wyraźnym jest śladem. Dalej brudno, ubo­

go, martwo, — choć koła fabryczne zgrzytają ci nad uchem, a zapracowane po­

stacie snują ci się przed oczyma.

Przekraczasz progi tego «dworca* i spostrze­

gasz, że nietylko jesteś w zasobniejszym, ale i w nieco odmiennym święcie.

Twarze inne wchodzą ci ciągle w drogę, języki inne bezustannie wpadają ci do ucha.

Po wielkiej sali, zawie­

szonej reklamami *Imatry*, zastawionej stołami, na których zaimprowizowani wekslarze zmieniają ruble i kopejki rosyjskie na marki i penni finlandzkie, biegają chłopcy z szafkami gazet w rękach. Gazety szwedz­

kie i fińskie. Więc «Neya Pressen* i «Hufvudstads-

bladet*, więc «Uusi Suometar* i «Paivałehti».

Przez ciekawość kupujesz gazety, oglądasz je na wszystkie .strony, widzisz, że rozmiarami swemi zbliżają się one do wielko europejskich dzienników, że zadrukowane są łacińskiemi i gotyckiemi czcion­

kami. Widzisz i więcej, że ustawione na nich w re­

gularne szpalty, jak szeregi wojska, litery, nie prze­

mawiają do ciebie żadnym głosem, że to, co masz przed oczyma, jest dla ciebie pustym dźwiękiem.

Jeszcze «Ńeya Pressen* szwedzka, przywodzi ci na myśl «Nową Prasę*, ale nic zgoła nie znaczą wszyst­

kie lingwistyczne twoje nocye, gdy starasz się odga­

dnąć, jakie pojęcie zamyka się w fińskim tytule:

«Paiva lehti*. Nic dziwnego, wyraz ten ma zna­

czyć: «Dziennik Codzienny*, i prócz węgierskiego, z żadnym europejskim językiem żadnej wspólności nie ma.

A by się o tem lepiej przekonać, bierzesz do ręki od narzucającego ci się chłopca, małą książeczkę z napisem u góry «Kylakirjaston Kuvalethi« {Biblio­

teka obrazkowa wiejska) i przesylabizowawszy cała

jj stronę, chowasz ją do swej torby podróżnej, bo sko­

rzystać z niej, jako żywo nie możesz nic.

Od Walkeasaari, piątej stacyi za Petersburgiem zaczyna się Finlandya, wychodzisz więc na kory­

tarz swego wagonu, aby się przyjrzeć obrazom jej nieco bliżej.

Spostrzegasz, że jesteś w gęstym lesie.

Na prawo i na lewo iglaste, rozmaitych wyso­

kości drzewa, tu i owdzie porozrzucane bezładnie głazy, przed tobą biała, długa, o jednej linii szyn, droga, a nad tobą szare niebo. Wody ni śladu, ludzkich chat bardzo mało, gęste tylko drewniane stacyjne dworki, przed któremi snują się dziewczęta z jagodami, urozmaicają krajebraz. Urozmaicają nie­

wiele, i doznajesz wrażeń spokoju co prawda z je ­ dnej strony, ale melancholii i ciężkości na duszy, z drugiej.

Świat nowy, smutny, biedny, wyciska na tobie swój ślad i jest ci też tęskno i smutno, gdy mkniesz po nim szybko na skrzydłach pary, ciągnącej cię na

tę tajemniczą północ, nie­

wiadomo doprawdy po co.

Kraj, którym jadę, jest szerokiem międzymorzem.

Weźcie mapę, to się prze­

konacie o tem. Po jednej stronie graniczy on z za­

toką fińską, po drugiej z jeziorem Ładoga, wielkiem jak morze, i jak morze burzliwem. U wrót Wybor- ga międzymorze się koń­

czy, zaczyna się rozległy półwysep, ostro wsunięty w wody Bałtyku. To wła­

ściwa Finlandya, ojczyzna Wajnamojnena i Kalevali, poetyczny kraj tysiąca je­

zior i tysiąca wysp.

Uczucie zaciekawie­

nia, jakie ten nieznany kraj w tobie, budzi, rea­

guje przeciwko uczuciu melancholii, a reaguje tak silnie, że gdy opuszczasz wagon kolei, z którym nie rozłączałeś się na dłużej przez kilka godzin, jesteś cały, że się tak wyrażę, uchem i okiem.

Patrzysz i słuchasz, ale rozumiesz dobrze to tylko, co drogą wzroku dostaje się do twego mózgu;

świat żyjący, wchodzi o tyle tylko w styczność z tobą, o ile wyodrębniwszy się z językowej wyłączności swojej, odezwie się do ciebie zrozumiałym przez zna­

jących główniejsze europejskie mowy, głosem.

Przybyliśmy zatem już do Wyborga, miasta je­

dnego z najstarszych i najciekawszych w całe Fin- landyi. Jeżeli zajrzymy do jego metryki, to się prze­

konamy, że w całym tym szerokim i długim kraju, starszem od niego jest jedno tylko Abo.

Kiedy nawróceni na wiarę Chrystusa Szwedzi, z gorliwością neofitów chcieli skaptować sobie względy Rzymu, zwrócili wtedy oczy swe na Finlandyę, po­

gańskim bożkom składającą hołdy. Mając na pół- drodze do tego kraju wyspy Alandzkie, najpierw na nich położyli zbrojne ręce, a później, gdy już byli ich pewni, korytem A uiy przedostali się na wschodni ląd. Wtedy to u ujść do morza tej rzeki, wybudo­

wali pierwszy zamek, nadali mu nazwę Abo, i ztąd już, niby z oszańcowanego obozu, zbrojne swe hufce Na morzu.

(3)

na mord i krew posyłali na północ i wschód. Działo się to około 1 157 roku, i rok ten też jest początkiem miasta Abo, najstarszego ze wszystkich miast w tym kraju, jedynego, któremu pod względem wieku ustę­

puje Wyborg. Ale ustępuje zaledwie o lat 140 i inne wszystkie jakie spotykamy tu miasta, są już młodsze od niego i to o kiika

nawet setek lat.

Nieco młodszy od Abo jest Wyborg je ­ dnak wypadkową ta­

kich sam ych, jak Abo zamiarów.

Takich samych. Jak chęć rozprzestrzenie­

nia na wschodnich wybrzeżach Bałtyku nauki chrześciańskiej, a w ślad za tem i po­

litycznej supremacyi Szwecyi, przerzuciła w XII wieku zbrojne jej hufce nad brzegi Aury i kazała im w lem miejscu uforty­

fikować się pod obron­

nym zamkiem, które­

mu nazwę Abo na­

dali, tak ta sama chęć, popchnęła je później dalej na wschód, tam, gdzie zatoka fińska

wrzyna się głębokim klinempw ląd.

Powtórzyła się^ i tu stara ^dziejowa historya, apetyt przyszedł z jedzeniem, mając już w garści cały finlandzki zachód przymykający do morza, zapra­

gnięto jej skropionego niezliczonemi jeziorami wnę­

trza, a źe, żeby to wnętrze posiąść, trze­

ba było usadowić się bliżej do niego, więc usadowiono się w Wyborgu. I z Wy- borga już jak z Abo, robiono zbrojne wy­

cieczki dokoła, póki jak szeroki i długi cały ten kraj, nie wyrzekł się swojej niezależności i swoich bogów.

Tam więc i tu, za­

miary były takie sa­

me, ale i takie samo ich wykonanie. I w Wyborgu i w Abo każdy krok naprzód Szwedów w głąb kra ju, znaczył się pożo­

gą i krwią. Słowa miłości i przebacze­

nia Chrystusa, do tę­

pych mózgownic i zakamieniałych pogańskich serc, przedostawały się, ku większej zapewne radości nie- ba, na ostrzach zbroczonych mieczów i dzid.

Stare, ponure zamczysko szwedzkie u Abo- skiego mostu, od wieków było sercem całego Wyborga.

Było i jest, dzięki położeniu swemu, na nie­

wielkiej wyspie, w środku cieśniny łącząceej zatokę fińską z tak nazwaną «Salakka Lachti», prostokątnym

Krajobraz liński

Wyborg-.

basenem, przeprowadzającym dziś wody tej zatoki, drogą kanału sajmariskiego, do całego nieomal wnę­

trza Finlandyi.

Kiedy w roku 1293 Torkel Knutson przypłynął tu z silną flotą, na wyspie tej wzniósł w górę obronne mury. YVtedy dokoła nich zawrzało życie, pobudo

— wały się domy, i ztąd niby z ogniska, po ' częły rozpryskiwać

się długiemi promie niam i, odżywiające oświecające okoli czny kra] prądy. Cią­

gnęła wtedy ku sobie wszystkich ta mała wyspa, kto tylko po­

żądał opieki, — pod 1 cieniem jej zamczy­

ska wschodziły na­

siona nieznanej w tym świecie wiary i zachodniej cywiliza- cyi.

Z e zmianą czasów, rolę tę zamku prze­

jęły inne instytucye, grupujące się dokoła niego, miasto roz­

szerzyło się i poszło dalej na południe i wschód, ale jak przed wiekami, tak i dziś, ta wyspa i ten zamek, niby magnes potężny ciągną ku sobie wszystkich. Dlaczego wczoraj? — powiedzie­

liśmy to wyżej, czemu dziś, powie to sobie każdy, komu nietajna pizyciągająca siła martwych, a przecież wiecznie żywych, pomników historycznych zdarzeń, i

bohaterskich legend.

Ale nietylko zda­

rzeń i legend — i estetyka ma w tem zasługę swoją. Dzię­

ki tem u, że wyspa, na której się ten za­

mek wznosi, leży w środku wązkiej cie­

śniny, źe na lewo od niej masz wody za­

toki fińskiej, a na prawo kanału saj- mańskiego, źe uloko­

wawszy się na naj­

wyższym jej punkcie, jakim jest właśnie szczyt zamkowej wie­

ży, widzi się dokoła krajobraz niezwykły, na poły wodny, na poły lądowy, uroz­

maicony, o ile o pier­

wszy chodzi statkami parowemi i łodziami ożywiającego go malowniczo, o ile zaś o drugi, kę­

pami rozłożystych drzew na północy, świątyń i domów na połuduiu — dzięki temu powtarzam właśnie, mała ta wyspa ciągnie ku sobie i tych, dla których przeszłość, legendy i wspomnienia niegodne są za­

stanowienia chwili, i jak dla Bismarka przyrzeczenia królów pruskich niewarte są feniga.

I ci nawet, kiedy tu na szczycie tej wieży się znajdą i powiodą okiem dokoła, nie mogą oprzeć

(4)

Się wstrząsającym wraieniom, jakich na widok piękna j przyrody doznaje każda czująca istota, i ci nawet | przyznać muszą, że wyspa ta dziś tak jak i dawniej jest sercem miasta, do którego spływała jego krew.

Kto rozpoczął zwiedzanie Finlandyi od Abo lub od Helsingforsu, i zanim tu nogę postawił, wi­

dział już i skaliste archipelagi morskie tego kraju i poszarpane od nadmiaru wód jego wnętrze, ten, gdy z latu ptaka przyjrzy się Wyborga figurze, przy­

zna wprawdzie, źe jest ona dziwaczną i niezwykłą, ale doda równocześnie w duchu, że w tym kraju dziwaczniejsze jeszcze oglądał. Po wybrzeżach saj- mańskiego jeziora, potarganych w niepodobny do uwierzenia sposób, po Punka-Harju, figlu przyrody splatanym ku ludzkiemu zdumieniu połączonemi si- j

łam i: wody, lądu i ognia, cóż jest w stanie wprawić kogo w tym osobliwym kraju w podziw? ale po kraj­

obrazach Europy, gdzie nie ma jak w Finlandyi po­

mieszania żywiołów, gdzie ląd stały jest lądem a woda wodą, gdzie jeden drugiej nigdzie w drogę nie wchodzi, to, co się w tem mieście z wysokości ogląda, uderzyć musi oryginalnością swoją i dzi- wacznością.

W miejscu, gdzie od sześciu wieków wznosi się W yborg, zatoka fińska, wcisnąwszy się dwu- nastowiorstowym klinem w ląd, pokrajała go, niby papieru szmat, zabrawazy mu wszystko, co się tylko zabrać dało.

Przedewszystkiem, rozdzieliła go na dwie części i wąskim pasem wodnym posunęła się na wschód, ale nie poprzestawszy na tem, jakby dla igraszki, temu czego pochłonąć nie zdołała, nadała kształty fantazyjne i powiem śmieszne. Mamy więc na po- i łudmo-w-ichi>dzie regularny półwysep, na któiym j

usadowiło się właściwe miasto, ale już w równoległej od niego linii wrzyna się w wodę, wąski i długi język, zamykający basen wodny, brzegiem którego bie­

gnie linia kolei do Helsingforsu.

(Ciąg dalszy nastąpi.)

We wielkiej nędzy-

(Dokończenie.)

Na ostatniej stronnicy dziennika umieszczor.e było ogłoszenie zawiadamiające publiczność o sprze- darzy drogą sądową —• przymusową całej majętności kupca pana S. w N. Wiadomość ta przeraziła W ła­

dysława, to zaś, iż przybrani rodzice nic mu o tem nie donieśli, mocno go zabulało — poznał biedny, źe nie ma rodziców, że to są tylko przybrani, a jako tacy nie uwiadomili go o tem, niechcąc zapewne ud niego żądać pomocy. To d«’ie łzy dopiero przytłu­

miły w nim to bolesne uczucie, a jego serce szla­

chetne wskazało mu drogę obowiązku.— Opuściwszy j kawiarnię, udał się natychmiast do domu, zapakował potrzebne mu ubranie i bieliznę, zabrał dość znaczną ilość banknotów i monety złotej i kazał się wieść na dworzec kolei.

W niespełna pół godziny zadzwoniono, zaświ- snęły piszczałki i czarny kolos ruszył się wśród roz­

maitych bolesnych > bywaj zdrów !« —• »bywaj żdiowa!*

do widzenia*, — naprzód zwolna aby potem lotem , błyskawicy pędzić przez pola, łąki, góry. W jednym ’ z wagonów siedział nasz Władysław, widocznie nie­

spokojny i rozmaitemi miotany uczuciami — niecier­

pliwy — pędził do rodzinnego miasta N., do rodzi­

ców ukochanych — do Maryni!

Niebo ciemnemi pokryło się chmurami, niby za­

słoną i usunęło widokowi ludzi zbawienne i ciepłe promienie słońca — zmrok zapadał, gdy Władysław stanął u celu swej podróży, w mieście rodzinnem.

W innym czasie byłby się rozglądał po znanych sobie ulicach, szukając okiem zmian, ubytku lub przybytku kamienic i zabudowań publicznych — dzisiaj jednakże wzrok jego obojętnie bujał w prze­

strzeni, pędził szybkiemi kroki ku domowi ulubio­

nemu, w którym kiedyś pozostawił ukochanych i dro­

gich sercu swemu w szczęściu i radości, dzisiaj zaś miał tam zastać smutek i rozpacz.

Gdy się zbliżał do domu swoich p r z y b r a n y c h

rodziców, jakieś nieznane mu dotąd uczucie boleści i radości naprzemian opanowało jego serce^ bo­

leści, iż w tak smutnem położeniu miał zastać uko­

chanych sw oich; — radości, iż będzie im’ w stanie dopomódz i choć w części wypłacić im się za do­

brodziejstwa, które mu prawie od dzieciństwa szczerze wyświadczali.

Stanął nareszcie przed znanym sobie domem — krople zimnego potu okryły wysokie jego czoło, gdy

| ujrzał pieczęci sądowe na drzwiach sklepu; wejrzał na okna pierwszego piętra, dwa z nich rzucały na ulicę jasną smugę światła. — Jednym pędem wsko­

czył na wschody, po których tyle razy stąpał, — za­

dzwonił. Jaluś nieznany mu stary służący otworzył;

W ładysław nie czekając na odpowiedź »czy państwo w domu«, przebiegł około zdumiałogo starca, prze­

leciał przez znany sobie ganek i zatrzymał się u drzwi familijnego pokoju. Był to ten sam pokój, do któ­

rego na prośbę Maryni wprowadziła go kiedyś Kasia, w którym go tak mile i serdecznie przyjęto. Otwo­

rzył drzwi. W jasno oświetlonym pokoju siedział pan S. z żoną i córką przy stole.

Pryy ukazaniu się młodego człowieka, ustąpił chwilowo smutek z ich twarzy i razem z ich piersi wydobył się okrzyk radości.

Któż zdolen opisać lub odmalować następną scenę wspólnego przywitania się wśród łez i gorą­

cych uściśnień dłoni po tak długiem niewidzeniu się? O! próżna pokusa! Płody najlepszego pióra i najsztuczniejszego pędzla byłyby lichem odcieniem rzeczywistóści. Takie chwile może pojąć i odczuć kto je już przeżył — może je tylko wyobrazić sobie czułe i kochające serce żywa wyobraźnia. Dla tego i my rzucamy zasłonę na naszych znajomych, pozostawiając scenę tę czytelnikom naszym, którzy ją sami w duszy i w sercu lepiej odmalują i lepiej odczują.

Po przejściu pierwszej radości z powodu przy­

bycia swojego opowiedział Władysław cel swojej po­

dróży i w jaki sposób się o smutnem położeniu do­

wiedział. Teraz opowiedział mu pan S. Cały stąn rzeczy i nadmienił w końcu, źe wskutek bankructwa jednego z banków, cały utracił majątek, a w do­

datku, nie mogąc spłacić swoich dłużników, był zmu­

szony uwiadomić sąd o tem i ogłosić konkurs.

»I o tem mnie nie uwiadomiliście!* — zawołał boleśnie Władysław, łzy mu się puściły z oczu, a złożywszy ręce nabożnie i wzniósłszy swe oczy i tam, gdzie mieszka nieskończenie dobry Ojciec sie­

rót wszystkich, rzekł: >0 dzięki Ci Ojcze niebieski, iż pozwoliłeś mi się o tem pomimo tego dowiedzieć i dałeś mi możność odpłacenia choć w części zacią­

gniętego długu*.

I w milczeniu, szepcąc tylko cichą dziękczynną modlitwę, stał chwil kilka. Państwo S. tak tą sceną byli wzruszeni, iż wszyscy mimowoli padli na kolana i gorące wspólne zanieśli modły do Stwórcy wszech­

świata, który nikogo ze swoich wyznawców nie opuszcza.

(5)

221

Ochłonąwszy W ładysław ze wrzuszenia, jakie przez chwilę nim owładnęło, przystąpił do pana S., uchwycił obie jego dłonie i rzekł głosem wibrującym ze wzruszenia:

»Ojcze! pozwól mi i nadal tem słodkiem wołać cię imieniem i bądź i teraz prawdziwym mi ojcem.

— Pozwól, aby ten, któregoś z nędzy wydobył, do serca prz)'garnął i wychował, który za tem, czem dziś jest i wszystko co posiada, tobie zawdzięcza — ftby ten mógł choć w cząstce maleńkiej przyczynić się do szczęścia i spokoju ukochanych swoich przy­

branych rodziców i okazać przez to, iż nigdy nie za­

pomni tego, co dla niego uczynili. Ojcze mój, roz­

porządzaj mną i wszystkiem co posiadam, gdyż ja do ciebie należę*.

Po tych słowach wydobył z kieszeni swego tu- żurka pugilares z banknotami i złotem i wręczył

go panu S. »

Pan S. stał rozczulony nie mogąc ani słowa wymówić, otrząsnąwszy się ze wzruszenia przycisnął W ładysława do serca.

»I syn mój rodzony nie mógłby inaczej sobie postąpić - - przyjmuję więc tę pomoc od ciebie jak od syna — niech cię B śg ma w swej opiece i sto­

krotnie ci to wynagrodzi*.

Mocno wzruszony wyszedł z pokoju.

W ładysław ucałowawszy ręce ściskającej go pani S. zbliżył się do Maryni, która z wlepionemi nań oczyma stała wstydliwa przy małym stoliku, uchwycił jej dłoń, uczuł lekkie drżenie i uściśnienie

— podała mu czoło do pocałowania i wielce zawsty­

dzona uciekła...

* *

*

Od czasu w którym Władysław opuścił miasto N. i swoję rodzinę, aby się udać na swe stanowisko, upłynęło pięć miesięcy. — Urzędnik, który okradł kasę banku, w którym był umieszczonym kapitał pana S., został odkrytym, schwytanym, pieniądze mu odebrano i oddano właścicielom tychże. Tak więc z dobrobytem wrócił w dom państwa S. spokój. Je­

dna tylko lekka nad nim ciążyła chmurka. Marynia, ciągle zamyślona, smutna, za czemś tęskniąca nie­

pokoiła rodziców. Zapytana coby jej było, odpowie­

działa regularnie, źe jej nic nie jest, że zresztą samą nie wie, czemu tę zmianę swojego usposobienia przypisać. Kilku młodych ludzi, kręcących się około niej z myślą pojęcia jej za żonę, a z nią dość zna­

cznego posagu, traktowała lekko, odbierając im na­

dzieję wszelką.

I u Władysława spostrzegano wielkie zmiany.

W pracowni swej przesiadywał całe godziny w głę­

bokiej zadumie — unikając ludzi i towarzystwa;

najchętniej pozostawał sam ze swemi myślami. Poko­

chał on czystą pierwszą miłością Marynię, nie śmiał jednakże wypowiedzieć jej tego, lękając się zrazić ku sobie siostrzyczkę jeźliby nie podzielała gorących jego uczuć. — Po długim jednakże wachaniu i walce j wewnętrznej postanowił zdobyć się na odwagę i wy- I znać swoją gorącą miłość.

Przyjechawszy do domu swoich przybranych rodziców, zastał samą tylko panią S. — Pan S. wy­

jechał na dwa dni, Marynia zaś przechodziła się po ogiodzie. Po przywitaniu się, poznała pani S., iż W ładysław z ważnym jakimś przyjechał interesie.

»Władysławie, ty się zmieniłeś, czyś ty nie j chory? a może ty masz co na sumieniu z czem się i przed nami ukrywasz, chodź, zrzuć ten ciężar z serca, podziel się nim zemną, a będzie ci lżej.*

I przyciągnęła go do siebie. W ładysław uca­

łował jej ręce i uściskał kolana, a potem wyznał, w jakim przybył iyteresie.

W początku tego wyznania wsunęła się lekko i cicho do pokoju Marynia, nie chcąc zaś przerywać tego jej sercu miłego opowiadania, stanęła w kąciku i była świadkiem całej rozmowy.

Gdy nareszcie Władysław się zapytał, czy pani S. zezwala na ten związek i odebrał odpowiedź, iż to oddawna było życzeniem jej i męża, źe teraz tylko to zależy od Maryni, gdy w końcu pani S. wska- zawszy ogród, kazała Władysławowi iść i odszukać tam córkę, i jej oświadczyć się — wyskoczyła Ma­

rynia ze swego kącika, chciała coś powiedzieć, lecz zawstydziwszy się ukryła zarumienioną twarzyczkę na łonie swej ukochanej matki.

Pani S. uchwyciwszy w swe dłonie głowę córki, podniosła ją w górę a patrząc jej w oczy zapytała z uśmiechem :

»Toś ty słyszała, o czem W ładysław mówił ze mną?«

Zarumieniona twarzyczka Maryni jeszcze szkar- łatniejszą przybrała barwę — widocznie była zakło­

potaną coby na to odpowiedzieć. W ładysław jednakże, mając poniekąd dowody wzajemności, żbliżył się do niej i zaw ołał:

s-Maryniu, tyś pierwsza zlitowała się nad bie­

dnym sierotą, płaczącym kiedyś na rogu ulicy — nie mającym nikogo na całym świecie, ktoby się nim zająć zechciał. Tyś go wyrwała nieszczęściom, i ty uprowadziłaś go z brzegu przepaści brudów i zbrodni w które byłby niechybnie popadł. On tobie zawdzię­

cza wszystko. Maryo podaj mi dłoń twą i bądź mi i nadal aniołem opiekuńczym, bądź mi gwiazdą przy­

świecającą w ciemnościach tego życia — ja ci za­

wdzięczam wszystko i tylko od ciebie dalsze moje zależ5'’ szczęście.*

Marynia otarła gwałtem się do oczu cisnące łezki, stała opromieniona radością, ale z twarzy jej ustąpił rumieniec, na miejscu jego ukazała się sło­

wami Władysława wywołana powaga i nieograniczona radość. Podała mu maleńką swą rączkę, którą W ła­

dysław gorącemi okrył pocałunkami.

W niespełna sześć miesięcy odbył się ślub W ła­

dysława z Maryą. Miasteczko i cała okolica zbiegła się do parafialnego kościoła, aby oglądać raz jeszcze tę piękną młodą parę, słynącą z pobożności i szla­

chetności. Liczne błogosławieństwa towarzyszyły młodej Maryi do ołtarza, gdyż nie jednej rodzinie obiarła łzy niedoli i uśmierzyła nędzę.

* *

*

Dzień był dżdżysty, zimny, jak zwykle w jesieni

— wiatr silny wkradając się choćby najmniejszymi otworami mieszkań ludzkich dął i gwizdał przera­

źliwie. Niebo ołowianemi pokryte chmurami pomno­

żyło ciemność wieczorną.

W pięknie umeblowanym i jasno oświeconym pokoju siedziało troje osób. Mężczyzna z lekko po­

srebrzonym włosem, dwie kobiety, jedna z nich w średnim wieku, druga młoda i piękna, trzymała na swym łonie 4-letniego chłopczyka. Starsza szybko rękami poruszała druty przy robieniu pończochy, przed młodszą leżało widocznie co dopiero odłożone jakieś szycie.

»Czy się tylko Władysławowi co nie przyda­

rzyło, gdyż nigdy tak późno do domu nie wracał*, rzekła młodsza.

»Że też to wy kobiety, zawsze nie potrzebne jakieś wywołujecie strachy i mary,* — odezwał się starszy pan, — »dosyć będzie czasu wtenczas się

(6)

smucić i straszyć, jak będzie o co. Tyś szczęśliwa z twoim mężem, przy każdej modlitwie Bogu za niego dziękować powinnaś. Znam dostatecznie jego charakter, i mogę was zapewnić, że nie pójdzie nigdzie w miejsca podejrzane, gdzie roznamiętniony tłum ; hazardową zajęty grą. — A na ulicy przecież nic mu złego się stać nie może. — Widocznie wstrzy­

mały go in te re s...*

Jeszcze nie dokończył tych słów, gdy w drzwiach ukazał się młody, przystojny mężczyzna. Młody chło­

piec, siedzący dotąd spokojnie na łonie pospieszył j

na spotkanie ojca, który popieściwszy go przywitał z uszanowaniem starszego pana i panią a potem uściskał i ucałował serdecznie młodszą.

Nie potrzebuję pewno objaśniać, źe byli to nasi znajomi z N., pan S. z żoną i WTładysław z Maryą i ze synem swym Zacheuszem.

Państwo S. sprzedali swoję majętność w N.

i przenieśli się do zięcia i córki, gdzie zajmują drugą połowę pierwszego piętra, tak, że zacną tę rodzinę sień tylko przedziela.

Władysław należy do najzacniejszych i naj­

szlachetniejszych ludzi, powszechnie też szanowany, gdyż przykładne wiedzie życie i cnoty obywatelskie wcale mu nie obce. Marya szczęśliwa z dumą i spo­

kojna opiera się na ramieniu swego męża; a pan S.

często ze łzami powtarza: »Co uczynicie jednemu z tych maluczkich, toście mnie uczynili* — i słu­

szność ma Pismo św., przyjęcie W ładysława w mój dom, było najlepiej ulokowanym z wszystkich moich kapitałów, gdyż największe przynosiło i przynosi procenta. Oby go Bóg błogosławił i w długie lata nam zdrowym i szczęśliwym utrzymał.*

K O N I E C . --- ---

Poradnik gospodarczy.

Dojrzewanie zboża.

W ciągu lipca dojrzewa zboże jedno za dru- giem, i żniwa niebawem nadchodzą. U pilnego g o ­ spodarza nie czerwieni się mak i kąkol w pszenicy, nie sterczą strąki pszonaku w owsie i jęczmieniu, a żyto stoi ładnie, nie powalone, nie poplątane wyką ani ostrzycą; ciężkie kłosy falują z wiatrem na do­

brze uprawnych polach, a rolnik raduje się myślą 0 żniwach i o plonie obfitym. Aleć dużo jeszcze znoju kosztuje, zanim ten plon, co urósł z Bożej łaski 1 ludzkiej pracy, uda się zebrać szczęśliwie i scho­

wać sucho. Rzadkie to lata, w których żniwa bez deszczu się udadzą, wtedy zbiór szybko- idzie i po­

łowy trudu oszczędza. Gdy częściej deszcze prze­

szkadzają żniwom, trzeba umieć z każdej chwili sko­

rzystać, umieć zboże dobrze wysuszyć, bo inaczej pszenica się osypie i zrośnie, jęczmień na deszczu sczernieje, a owies zeźółknie.

Bardzo ważną rzeczą dla gospodarza w czasie żniw, jest umieć poznać naprzód pogodę lub słotę nadchodzącą, i nierazby wielu szkód można uniknąć, gdyby był na to sposób łatwy a pewny. Na dłuższy czas naprzód niepodobna jednak z pewnością pogody przepowiedzieć, a te przepowiednie, które drukują w kalendarzach, nie mają żadnej z g o ła wartości i nigdy też na nich polegać nie należy. Kto jednak umie spostrzegać i uważać na ziawiska przyrody: na wiatr, chmury, mgłę, to z pomocą barometru może dojść do pewnej wprawy, źe w swojej okolicy po­

trafi rozpoznać dzień naprzód, jaka będzie pogoda,

lub czy nie należy się spodziewać dłużsych d e s zc zó w ,

j j Kierunek wiatru w lecie jest zwykle najważniejszym;

u nas przy stale zachodnim wietrze, gdy b a ro m cte r

opada, należy się spodziewać sło ty ; wiatr w s c h o d n i

i wschodnio-północny, przynosi zazwyczaj dłuższą pogodę.

Jakakolwiek zresztą ma być w czasie żniw po­

goda, to jedno jest pewnym, źe najgorzej się o c ią g a ć

z robotą i odkładać na jutro. Skoro zboże doszło, żniwa rozpoczynać zaraz, nie zwlekając.

Najstosowniejszą porą zbioru jest, gdy ziarno

staje się, jak to nazywają świdowate; to jest jeszcze nie całkiem twarde, ale już nie mleczne; kruche jak wosk tak się na paznogciu łatwo rozłamuje. Zboże dojrzewa w lata wilgotne stopniowo, powoli, długo.

ii Naprzód liście obsychają i dolne części źdźbła żółkną, korzenie zasychają i przestają z ziemi c ią g n ą ć

soki pożyw ne; słoma z każdym dniem żółknie dalej ku kłosowi, wreszcie i kłos nabiera farby żółtawej, czasem u pszenicy czerwonawej. Z chwilą, kiedy

j korzenie zaschną, wszystkie części pożywniejsze, jakie jeszcze znajdują się w źdźble, wędrują ku górze do ziarna, które też wypełnia się i wykształca do reszty.

Ziazu wypełnione jest ziarno cieczą gęstą słodkawą, w której jest dużo cukru, potem ciecz ta bieleje i i wytwarza się w ziarnie coraz więcej prawdziwej gęstej mączki. Jednocześnie ziarno z zielonkowego, staje się źółtawem, środek jest jeszcze miękki, ale jędrny; nie da się już w palcach rozdusić, ale pod paznogciem się jeszcze ugina. T a właśnie chwila najsposobniejsza do rozpoczęcia żniwa. W lata wil­

gotne dojrzewanie zboża odbywa się powoli i długo, a ziarno wypełnia się ładnie, jest też ciężkie, o ile zboże nie wyległo, przeciwnie zaś, gdy lato jest zbyt suche, a i z roli wilgoć wyczerpana, to ziarno doj­

rzewa nagle; przysycha nieraz niedokształcone, i daje więcej pośladu. Zboże powinno dojrzeć i wyschnąć do reszty już w snopach, nie należy zatem nigdy czekać, aż dojdzie zupełnie do twardej dojrzałości na pniu. W takim razie łatwo bardzo przy zbiorze kruszy się i wypada z kłosa, szczególnie zaś żyto i owies. Ziarno zupełnie twarde, łatwo też bardzo zrośnie w polu także i w snopach. Ziarno śwido­

wate natomiast mocnie] siedzi w plewie i nie łatwo ij też wyrasta.

Pogrzeb Jasieńka.

Wykopali grób głęboki Na Jasiowe martwe zwłoki Oj zawodzi macierz, biedna, Co ostała sama jedna Na ten świat szeroki Na ten cały świat.

Przyśli chłopcy równieśnicy, Do Jasiow ej, do świetlicy, I zabrali drogie mary I dźwigęli je na bary.

I tłum smutny bladolicy Idzie wedle chat.

I śpiewają pieśń żałosną A ż ci od niei w duszy rosną Smutki, tęsknośc niesłychana, O zawodzi ukochana,

Której przysiągł miłość wiosną, Jaśko złoty ptak.

(7)

A dziewczyna, o dziewczyna, Jak poziomka jak malina,

Wybujała by topola, Co to stoi wedle pola, Krasna niby mak Halina, Krasna niby mak.

Toż na cmentarz jaśka niosą, Między krzewy zlane rosą, Gdzie mogiię wykopano Kładą trumnę malowaną, A za trumną id zieboso Matuś niby trup.

Pokropili, zaśpiewali, I paciorki poszeptali

W dół spuszczają w dół głęboki Jasieńkowe martwe zwłoki,

W ciszy głuchej zapłakali 1 spuścili w grób.

Każdy poszedł w swoją stronę, jeno dwie niewiasty one Wierna matuś i kochanka:

U mogiłki klęczą Janka, Niby mary potępione, Niby mary dwie.

I zawodzą wciąż i płaczą, Ż e go więcej nie zobaczą, Sokolika Jasiuleńka

Ą z bólu im serce pęka, Żałość duszę rwie prostaczą, Żałość duszę rwie.

R o z m a it o ś c i.

W yp ad k i na kolejach. W roku zeszłym stra­

ciło na kolejach amerykańskich życie skutkiem wy­

padków 321 pasażyrów i 3233 oficyalistów kolejowych, a 0973 pasażerów i 39004 oficyalistów odniosło mniej lub więcej ciężkie uszkodzenia c ia ła ! Jeżeli zwa­

żymy, że podczas całej dwuletniej wojny angielsko- boerskiej zginęło od kul i chorób ze strony angiel­

skiej 28434 ludzi — to przyznać należy, iż koleje amerykańskie i bez wojny krwią ludzką bardzo sza­

fują hojnie.

K ło p o t z cu d o tw ó rcą . Rząd carski, nie po­

gardzający żadnym środkiem prowadzącym do utrzy­

mywania ludu w ciemnocie, tak długo reklamował cud nadwornego — świętego — ojca Joana z Kron­

sztadu, aż mimowoli stworzył sobie nieoczekiwany kłopot. Oto wśród włościan gubernii astrachańskiej powstała sekta, która urzędowego cudotwórcę uznała za Boga... Odstępcy ci wielbią ojca Joana w Trójcy święt. jedynego i tłómaczą sobie jego pojawienie się na ziemi zbliżającym się końcem świata. Głową sekty jest włościanin Iwan Ponomarew, który we wsi Choroszewo zbudował dcm modlitwy na kształt cerkwi. Wśród zwolenników nowej tej nauki znaj­

duje się też niejaka Porfirya Iwanowa, którą inni sektanci poczytują za Matkę Boską. Jest to wło- ścianka z gubernii jarosławskiej. Podobnych wiel­

bicieli ojca Joana spotkano również i w gubernii kaluskiej. Sądząc z oddalenia tych miejsc, wznosić można, że kult nadwornego cudotwórcy musi być wśród ludu bardzo rozwinięty. Zarówno władza świecka jak duchowna zabrały się już energicznie do walki z »fałszywą nauką*.

Podróżny w koronie. Od kilku tygodni gości w Londynie władca jednego z państewek zachodnio- afrykańskich, król Alake z Abeskuty, który, na po­

dobieństwo królów z bajek, ukazuje się wszędzie ze złotą koroną na głowie, a*odzież jego stanowią prze­

różne barwne, kapiące od złota, przepyszne tkaniny jedwabne. Mieszkańcy Londynu mogą go codziennie obserwować w tym nadzwyczajnym stroju. Czarny władca, w otoczeniu okazałej świty, z niezmierną ciekawością zwiedza osobliwości stolicy angielskiej.

Jest on wielce popularny, to też wszędzie, gdzie się pokazuje, witany bywa z objawami sympatyi. Król Alake przybył do Anglii w celach handlowych. Z a j­

muje się on gorliwie badaniem roślin bawełnianych w swejem państwie; przywiózł też ze sobą wspaniałą kolekcyę przeróżnych rodzajów bawełny, rosnącej w jego kraju. Alake zamierza zwiedzić Bradford, Manchester, Liverpool i inne wielkie ogniska prze­

mysłowe.

Z e g a r Napoleona. W spuściźnie po zmarłej niedawno księżnej Matyldzie Bonaparte znajdował się budzik Napoleona I, dzieło słynnego zegarmistrza paryzkiego, Abrahama Bregueta. Zrobiony dla ce­

sarza w r. 18 w , zegarek ten jest z pozłacanego cy­

zelowanego bronzu i posiada ośm cyferblatów, z któ­

rych każdy ma swoje przeznaczenie. Wskazują one czas właściwy, czas średni, kwadry księżyca, dni, godziny, minuty, sekundy, miesiąc i rok. Zegarek bije kwadranse i godziny i zaopatrzony jest w mały termometr. Budzik ten towarzyszył cesarzowi w wy­

prawach do Rosyi, Niemiec i Francyi, a wreszcie na wyspę św. Heleny.

W ojna i — koty. Dama, przybyła niedawno i z Port-Artura do Petersburga, opowiada o niezwy-

kłem działaniu ognia kartaczowego na koty. »Kiedyś stałam przy oknie podczas mocnego bombardowania

— mówiła. — Przedemną był płaski dach, na którym znajdowały się cztery koty. Za każdym wystrzałem armatnim podskakiwały na parę łokci w górę i były nietyle przerażone, ile rozwścieczone. Wreszcie rzu­

ciły się na siebie z wściekłością tygrysów i zaczęły się gryźć i drapać, jak gdyby czyniły się wzajem odpowiedzialnymi za tę kanonadę. Było to tak za­

bawne, że pomimo tragiczności chwili, nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.*

Poszukiwacze skarbów. Nowa gałąź zarobku wytworzyła się ostatnimi czasy na wyspie Martynice.

Mieszkańcy wyspy przyszli do przekonania, że wul­

kan Mont Pelee przestał już być groźny i z wielkim zapałem zabrali się do kopania śród ruin miasta St.

Pierre, szukając pod gruzami przedmiotów wartościo­

wych, a przedewszystkiem pieniędzy i klejnotów.

Podobno grabarze 2naleźli już niejedną cenną zdobycz.

— Miasto St. Pierre, jak sobie czytelnicy przypomi­

nają, zalane lawą i zasypane popiołem w zaprzeszłym roku, było widownią jednej z największych tragedyi, jakie się rozegrały w dziejach ludzkości.

W ojna w kinematografie. Pewien przed­

siębiorca fotografii ruchomych w Paryżu, pragnąc dać amatorom widowisk kinematograficznych obraz potyczek nad rzeką Jalu, wpadł na pomysł genialny.

Oto wynajął kilkudziesięciu ludzi, wałęsających się bezczynnie po ulicach Paryża, zaprowadził do opusz­

czonych kamieniołomów pod Paryżem, tam poprze­

bierał ich w ubiory, przypominające mundury wojska rosyjskiego i japońskiego, a potem kazał im udawać bitwę, gdy tymczasem s a m robił zdjęcia fotograficzne.

Takim sposobem publiczność paryska ujrzała na płótnie kinematografów walki nad rzeką Jalu i, acz-

(8)

2 2 4

kolwiek twarze owych fotografowanych Rosyan i J a ­ pończyków zbyt mocno przypominały typy włóczę­

gów paryskich, obrazy miały wielkie powodzenie.

Dopioro przypadek widzów rozczarował. Oto pod­

czas jednej z tych bitw fikcyjnych, utrwalonych w kinematografie, przyszło w zapale wojowniczem do walki prawdziwej na pięście i kolby fikcyjnych kara­

binów, Pobici pozwali przed oblicze sędziego na­

pastników i w czasie rozpraw sądowych ujawnił się podstęp przedsiębiorcy.

G łow a bandyty. W miejscowości Camorata koło Palerma w Sycylii znaleziono wbitą na pal głowę, pod którą znajdowała się kartka z napisem: »To jest głowa osławionego bandyty Varsalony«. W ia­

domość o tym fakcie wywołała sensacyę nietylko w Sycylii, ale w całych Włoszech.

Praktyczne rady.

W ażna rada co do chorych.

W pokoju, w którym chory leży, nie powinny ani drzwi skrzypieć, ani story lub zasłony łoskotu sprawiać. Zwłaszcza przed nadejściem nocy należy wszelkie podobne niedokładności usunąć, gdyż takie szmery mogą chorego rozdrażniać.

Środek na zaprószenie oka wapnem.

Zaprószenie oka wapnem sprawia okropny ból i łatwo może się stać przyczyną zagubienia wzroku.

Prosty środek usuwający ból natychmiast, zawiera się w zastosowaniu wody cukrowej. Rozpuściwszy cokolwiek czystego cukru w czystej wodzie, trzeba rozczynem tym oko dobrze wymyć. Wapno łączy się chemicznie z cukrem, przez co traci właściwość palącą.

W esoły kącik.

Bohater.

— No, bardzo ci się dostało od żony, żeś tak późno powrócił ?

— No, to mnie jeszcze nie znasz. Powiadam ci, do rana przesiedziałem na schodach, ale żona nie śmiała się pokazać.

Niespodzianka.

Mała dziewczynka wpada zadyszana do pokoju pełnego gości i jednym tchem pow iada:

— M amo! mamo! nasza kotka ma pięcioro bli­

źniąt, a ja nic o tem nie wiedziałam, że ona jest mężatką.

Optymistka.

Ona: — Jak jedno z nas umrze, zamieszkam w jakiem ustroniu wiejskiem wśród polnych kwiatów i zieleni.

O n: — Ależ moja droga, a jeżeli ty umrzesz pierwsza?

Ona: — O h! nie przypuszczajmy rzeczy tak strasznych.

S Z A . t t A . D A . .

Pierwsze z trzeciem to ułożysz Swojemi rękami,

Można ubrać i dołożyć Różnemi rzeczami.

Zrobisz z drzewa, z słomy, z siana, Z piasku lub kamieni,

Ale z wody nieslychano, Że to kto uczyni.

Drugie z trzeciem jest nam znany Jako płyn cuchniący,

Z ziemi i też z brzydkiej rany Nieraz wychodzący.

Jak długo świat istnieć będzie?

Któż na świecie to wie!

To czwarte wspak w tym względzie Dobrze nam odpowie.

Całość zaś męża nązywa, Co dla swego pana Sławę orężem zdobywa.

Czy też to wykona ?!

Cztery głoski skryśl z wszystkiego, To z tego wynika,

Że poznasz jemu równego, Ale przeciwnika.

Z a rozwiązanie powyższej szarady przeznacza- I my nagrodę.

Rozwiązanie szarady z nr. 2Ó-go.

M i— nu—ty.

Dobre rozwiązania nadesłali:

Marya Pawlica, Jedłownik, Jan Szulc, Poznań, Ryszard Bodynek. Świętochłowice, Jadwiga Badura, Roździeń, Józef Knop z Starego Zabrza, Albina Landkocz, Łubom, Karol Kołodziejczyk, Szarlej, Ja­

nek Wypich, Franciszek Twyrdy, Stanisław Pisar­

czyk, Jan Wieczorek, Król. Huta, Stefan Rybarek, Jan Kamiński, Świętochłowice, Walenty Przybyła, Zawodzie, Karol Mitko, Disteln.

Rozwiązanie łamigłówki z nr. 26-go:

Sta n —staw — sław a—ła w a —w al—w isla — naw ał łata— Iw an— ił.

_

Dobre rozwiązania nadesłali:

Franciszek Kołodziejczyk*, Szarlej, Marya Pa­

wlica, Jedłownik, fan Szulc, Poznań, Jadw iga B a ­ dura, z Roździenia, Karol Mitko, Disteln, Jan Werner z Lipin, Aug. W ójcik, Nowe Hajduki, Józef Knop, Stare Zabrze, Paweł Nawrat, Paulina Lewan­

dowska, Glaubenshuta, Stanisław Nowak, Mała Dą­

brówka, Franciszek Twardzik, Bottrop, Stefan Ryba­

rek, Jan Kamiński, Świętochłowice, Ryszard Bodynek, Świętochłowice, Jó zef Janocha, Kuźnica, Nikodem Qwaśny, Lubań, Fianc. Oslisło, Bottrop, Wojciech Kużaj, Bruch, Walenty Przybyła, Zawodzie.

I nagrodę, która przypadła temu, którego na­

zwisko oznaczone jest gwiazdką, jużeśmy wysłali.

N akładem i czcionkam i »G óm oślązaka«, spółki w ydaw niczej z ograniczoną odpow iedzialnością w Katow icach.

R edaktor odpow iedzialny: A ntoni W olski w K atow icach.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Chrystus Pan przed swojem wniebowstąpieniem obiecał był swoim apostołom zesłać Ducha św .: oni też wraz z Najśw. Panną udali się do wieczornika, gdzie

Narody które »stają się* znamionują się tem, że w tak ważnej chwili, która jest obudzeniem się ich świadomości i początkiem nagłego przypływu ich

Jak gdyby wycieńczona nadmiernym wysiłkiem ziemia, jak gdyby niechętna człowiekowi, stąpającemu za dumnie być może po jej powierzchni, lub nie umiejącemu cenić

Gdzie w jesieni pojawiła się na oziminach niezmiarka tam można się na pewno spodziewać na wiosnę rójki i szkód znacznych. Aby ich uniknąć choć trochę,

danych, a zwłaszcza liczne plemionia koczujących Arabów i mieszkańce pustyni i gór drwią sobie z jego władzy iluzyjnej i choć mu przy wstąpieniu na tron i

Naraz usłyszeli za sobą stąpanie, a gdy się obrócili, aby zobaczyć tego osobliwszego wędrowca, który prócz nich znajdował się w tem pustkowiu, ujrzeli

madziły, a gdy wicher wpadł do wieży i poruszył dzwon Piotrowy, tak, że się okropnym dźwiękiem odezwał, natenczas zdawało się, jakoby to był sygnał

Do domu moich chlebodawców ^przyjechałam dość późno, dla tego udałam się wprost do mojej sypialni, gdzie pomodliwszy się gorąco za ukochaną matkę, prędko