WStĘP
W trakcie ponaddwudziestoletniej pracy misyjnej na terenie Oceanii, podczas której gromadziłem materiały dotyczące życia rdzennych ludów tej części świata, kil‑
kakrotnie przyszło mi zatrzymać się w Australii. Każdy z dłuższych pobytów wyko‑
rzystywałem do kontaktów z Aborygenami i do obserwacji ich sposobu życia. takim trybem poznałem, lepiej lub gorzej, kilka wspólnot z północnego wybrzeża (okolice Darwin), ludy centralnych partii kontynentu (głównie Arandów, Luritja i Warlpiri), a także plemiona północnej części Jorku oraz Wysp Cieśniny torresa. W wypad‑
ku tych ostatnich miałem możność metodycznej, bo kilkuletniej pracy badawczej.
W ostatnim czasie koncentruję się na badaniach niewielkiej, lecz bardzo interesują‑
cej grupy Gumbaynggirr z miejscowości Yarrawarra na północnym wybrzeżu Nowej Południowej Walii.
Niniejsza książka jest próbą zebrania i usystematyzowania wiedzy zdobywanej z autopsji, począwszy od przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłe‑
go wieku.
Porównując owoce kolejnych wizyt w Australii, nie mogłem nie zauważyć postę‑
pującego rozkładu tradycyjnych wspólnot aborygeńskich. Ci sami ludzie, których przy pierwszej wizycie zapamiętałem jako żyjących w uznawanym za swój świecie starych norm, odwiedzeni po kilku latach byli zupełnie inni. Alkoholizm i prosty‑
tucja, narkomania i przestępczość, wreszcie plaga samobójstw – to tylko niektóre z dość powszechnych przygnębiających objawów przeobrażeń aborygeńskiej społecz‑
ności Australii. Oderwani od swoich tradycyjnych terytoriów, pozbawieni duchowego kompasu, skazani są na nieuchronny rozpad odwiecznych więzi, które przez tysiące lat trzymały ich razem i które nadawały im poczucie tożsamości.
Procesy rozkładu są widoczne nawet tam, gdzie ludność aborygeńska żyje na swoim starym, odwiecznym terenie. Ziemia, przecięta siecią autostrad, kolei i linii wysokiego napięcia, naszpikowana kopalnianymi hałdami, przydrożnymi barami lub reklamowy‑
mi tablicami, przestaje być dla nich czytelnym znakiem Czasu Snu. Na takiej ziemi trudno jest wytrzymać aborygeńskim synom natury, nic dziwnego zatem, że piją lub narkotyzują się, by zagłuszyć swój ból.