• Nie Znaleziono Wyników

Naszym żołnierzom

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Naszym żołnierzom"

Copied!
88
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

111

m m ?

(4)
(5)

Zebrał

R om an Hernięz.

W YDAW NICTW O DZIEŁ LUDOW YCH MIARKA, S P . Z OQR. P O R . W M IKOŁOW IE.

(6)

i r u

■*0m

GEHE

! i? l i i f

(7)

S p is rzeczy.

Str.

Pozdrowienie - Henryk Z b ie r z ch o w s k i... 5

Smutny list — Roman H e r n ic z ... 8

T ęsknota — Luna v. M a r e s ...10

List w okopy — Roman H e r n i c z ... 11

A gdy będziesz wracać - Halina H ohendlingerówna . . 13

Żołnierz — Henryk Z b i e r z c h o w s k i ... 14

Na warcie — J ó z ef R e l i d z y n s k i ... 15

Już ją widzieli idącą — Edward Słoński . . . . 16

List matki — Jerzy B a n d r o w s k i ...18

A gdy odejdziesz — Luna v. M a r e s ... 19

Poległym — Melania M ed lin g eró w n a ... 20

Tęsknota — Helena H o h e n d lin g e ró w n a ... 21

L ist żołnierski — St. P o r a y ... 22

Jaś Krzywda — Jó zef M i r s k i ...23

Na zgliszczach — E, S ł o ń s k i ... 27

Krwawe miłowanie — Roman H e r n i c z ...27

Ostatnie chwile — Roman Hernicz . . . . . . 43

Życzenie moje — Władysław Szym ański . . . . 53

Szpitalnej siostrze — Kazimierz W iślański . . . 64

Testam ent żołnierza — K- B u k o w s k i...55

N a pożegnanie — J ó zef M ą c z k a ... 56

List z niewoli — Wilhelm H a b e r ... 57

List — Stanisław W a lla w s k i..., 5 9 W szpitalnej celi — M. F u x ... 60

(8)

Słow a serdeczne — Rajmund B e r g e l ... 61

Atak — Artur Ć w ik o w sk i...62

,N a wedecie — Franciszek Henryk Halski . . . . 64

List żołnierza — M. F u x ... 66

Ballada o żołnierzu — Artur Ćwikowski . . . . 67

Przyjdź przyjacielu — T . K r a j e w s k i...68

Jesteśm y przy was m yślą Z. B a l i c k i ...69

List z pola w ojny — W. D zierżanowski . . . . 70

Przeczucie — Artur Prędski ... 72

Z mojej lutni — Artur P r ę d s k i ... 73

Ostatnie pozdrowienie — Artur P r ę d s k i...74

Dwie pieśni żołnierskie ... 75

Matuli mojej — Józef M ą c z k a ...79

(9)

liii

Pozdrowienie.

W am , k tó ry c h żm uda nie uśm ierca, C oście ze stali i k am ien ia — Ś lem y k a w a łe k sw e g o se rc a , Ś lem y w a m b ra tn ie p o zdrow ienia.

Ż ołnierze, b ra c ia w y najszczersi, W obozie, lub strzeleck im ro w ie — Ziem ia w a s tuli do sw e j piersi, Ziem ia w a m słu ż y z a w e z g ło w ie . . , W ieczni w ę d ro w c y i podróżni,

Idziecie n ap rzó d w k rw a w y c h b itw a c h — W ie m y co w a m je ste śm y dłużni,

B ło g o sła w im y w a s w m o dlitw ach.

Je ste śc ie n ib y w iz y a św ięta,

W łunach i sin y ch a rm a t dym ie — U czy m y n a sz e pacholęta,

Z czcią w y p o w ia d a ć w a sz e im ię , . ,

(10)

Z rozum ieć i u w ie rz y ć tru d n o , Że ty le m oże p rz e n ie ść c z ło w ie k . . . L ecz chociaż ty le stru n uśm ierca, W o jn a ta, bezlitosna, k r w a w a , . . Je d n a k nie m oże zab ić se rc a , A se rc e m a sw e w ła s n e p r a w a . . . 1 chociaż s ta łe ś się żołnierzem , C hociaż ig ra sz k ą tobie boje — S e rc e ci bije pod puklerzem

A w se rc u w sz y stk ie sm u tk i tw o je . . . A w se rc u sk o ro ty lk o zgaśnie G niew u m o rd e rc z a b ły sk a w ic e , S ą jakieś d obre, ciche jaśnie, N ie w y p łak an y ch łez łz a w n ic e . . .

G d y o c z y się n a p a trz ą zgonom G d y k a ż d y dzień je s t dniem urodzin D la ty c h , co uszli śm ierci szponom Z n asz t y żo łn ierzu sm ę te k g o d zin ? Z n asz ż a ło ść o w y c h n o c y ciem nych G d y w ś c ie k a się jesien n a s ł o t a , . . A w s k ry tk a c h s e rc a p otajem nych, P o c z y n a ż a rz y ć się tę s k n o ta ..#

(11)

M yśli, jak p tak i n a w y ra ju , Z ry w a ją się g ro m ad ą c a łą — L e c ą c do ro d zin n eg o k raju ,

D o w s z y stk ic h , k tó ry c h się k o ch ało . . .

G d y w b ezsenności, pod p o w iek ą W zw ą tp ie n ia i ro z p a c z y chw ili, N iew y p łak an e łz y cię pieką, A g ło w a się n a p iersi c h y li. . .

W tęsk n o cie z a ro d zin n ą strzech ą,

G d y d u sza rw ie się do s w y c h rodzin — T a k sią ż k a będ zie w am pociechą,

O sło d ą długich, p rz y k ry c h godzin . . .

W ięc b ierzcie s z c z e rz e i z o c h o tą T o co w a m b ra c ia z s e rc a dajem , K siążka t a będzie n itk ą złotą,

Ł ą c z ą c ą w a s z ro d zin n y m k rajem . . . H e n r y k Z b i e r z c h o w s k i .

(12)

Smutny list.

M o j e m u b r a tu . I.

0 b racie mój drogi — w niew oli — J a 'odczuw am se rd e c z n ą T w ą m ękę, W iem — jak d uszę p rz y g n ia ta i boli, Że łańcuchem zw ią z a n o ci rę k ę . . . Że nie m ożesz iść w ięcej n a boje,

B o C ię zd rad n ie w ró g c h w y cił w n iew o lę — B racie — w sm u tk u tonie se rc e m oje, J a rozum iem , o d czu w am tw ą d o l ę . . .

II.

P o m n ę dzień ó w p a rn y , sie rp n io w y , Ś w ia t to n ął w k się ż y c a p o św iacie —

— P o m n ę — ro z k a z z a w o ła ł cię n o w y , A b y ś w pole p o szed ł mój b r a c i e . . . G d y ś w y ru s z a ł n a z a ju trz —• o św icie — P ła k a ły dusze w nas b ra tn ie —

U k ry w a liśm y łz y n asze sk ry c ie — R zuciłem sp o jrzen ie ostatn ie, A p ociąg r u s z y ł . . .

III.

1 w a lc z y łe ś p rzez długie ty g o d n ie

I B óg d o b ry cię d a rz y ł o pieką, O b o w iązek spełniając sw ó j godnie — P o d ą ż a łe ś w c ią ż w d rogę d a le k ą . . .

(13)

9 M y śm y listy ci z s e rc a pisali,

S io s try s ia ły tę s k n o t s w y c h k w ia tk i — I z a to b ą p ły n ę ły w oddali

L z y g o rą c e kochanej T w ej m a tk i. . . IV.

A dziś p rz y s z ła w iad o m o ść z daleka, C o p rz y g n ia ta n am d u sze i boli — J a k i sro g i los ciebie ta m czeka, Ja k i los ciebie c z e k a w niew oli ■

— Ale w y tr w a s z te m ęki, k a tu sze, I g d y w zejd zie sło n eczk o pokoju — U jrzy sz zn o w u ta k blizkie ci dusze, I n ag ro d a p rzy jd zie tw e g o znoju . . .

V.

I p o w ró cisz w dom ow e sw e progi, (P e w n ie dzisiaj już śnisz te miraże.) I z o b a c z y sz ro d z in n y św ia t d ro g i — I w y b la d łe sió str, m atk i T w ej tw a rz e — A g d y sp y ta sz b ra c isz k u mój m iły, C zem u chw ila z d a w a ła się d obą — R zek n ą s io s try : — M y śm y tęsk n iły , Za to b ą — z a to b ą — z a to b ą —

A dziś p rz e z la sy d alekie i g ó ry

P o p rz e z m o rza, dalekie p rz e strz e n ie — W kraj niew oli tw e j sm u tn y , p o n u ry T o b ra te rs k ie p rzy jm p o zdrow ienie.

R o m a n H e r n ic z .

(14)

Tęsknota.

M ężowi swemu.

W o jak u T y mój D rogi, m e se rc e ścisk a żal — p o szed łeś n a bój srogi, w nieznaną, g łu ch ą d a l . . . D nie p ły n ą w cichym sm utku,

w tęsk n o cie błędnej w c i ą ż . . . łk a d u sza p o cichutku — p y ta ją c : gdzie m ój m ą ż ? — D aleko jed n ak trw o g a i obce s ą m i łz y — bo m odlę się do B oga, a b y ś p o w ró cił T y !

I w iem — że n a sz y c h w ro g ó w — c z ek a k lęsk a, — s r o m

— T y w ró c isz do s w y c h p ro g ó w , i w tw ó j o jc z y s ty dom.

L u n a v. M a r e s.

□ □

(15)

11 List w okopy.

0 p rzy jacielu mój — w strzeleck im ro w ie dziś ślubobow anie czy n ić T obie m u s z ę . . . posłuchaj za te m c'o w sm u tk u Ci pow ię w iedz, że o tw ie ra m ci m ą sm u tn ą d u s z ę . . . w y z n a ją c — jestem dzisiaj pełen w in — sm utnej O jczy zn y — n ajsm u tn iejszy sy n . . . G dy T y w obliczu bezlitosnej śm ierci,

pędzisz dnie ciężkie, — zn o sząc tru d i znoje . . . W ierzaj! — M am se rc e ro z d a rte na ćw ierci, że fa nie m ogę z T o b ą iść na boje —

1 pali duszę, nęka ból — i w s ty d — Że tu pleśnieję — g d y tam płonie św it!

Ale mi w ie rz a j! — C hoć m iecz w m oim ręku, Nie b ły sn ą ł w w a lc e drogi p rzy jacielu —

— To jednak w pieśni m oich ja sn y m dźw ięku, Nieść chciałem sło w o se rd e c z n e dla w ielu — Iżb y tę s k n o ty i m ąk w a s z y c h pleśń,

Znaczyła, ja sn a i sło n eczn a pieśń

P rz e to p rzy jm sło w a m oje sm utne z serca, K tóre ci dzisiaj w y z n a ję w p o k o rz e —

P r a w d a ? — Że czasem w d uszę ci się w w ie rc a , C ichy jęk . . . L e c z p o d ó w c z a s m orze

P ły n ie ci z o c z u . . . T o z o jc z y sty c h pól, W iern ie w spom nienie, — b u d zące żal i b ó l , . ,

(16)

Z k raju T w o jeg o — drogi przy jacielu — D u sza się tw o ja w spom nieniam i pieści, W sz a k z o sta w iłe ś ta m najb liższy ch w ielu . . . I w te d y n iepom ny n a te n k r w a w y bój, Śni ci się w d u sz y k ra j o jc z y s ty t w ó j . . . P rz y jm ż e 'odemnie, d ru h u mój se rd e c z n y Co ci p rz y n o sz ę . . . K w ia tó w w o n n y c h pęk . . . S ło w o o jczy ste, b u d zi s n y o d w ieczn e

— R odzinnej pieśni Ci p rz y n o sz ę d źw ięk — Jej echem — je st nasz ś w ię ty , w ielk i bój — P r z y w a s je ste śm y — p rzy jacielu m ó j . . . Z aczem mi w ie r z a j! — C hoć m iecz w moim

ręku,

Nie b ły sn ą ł w w a lc e drogi p rz y ja c ie lu — T o jed n ak w pieśni m oich ja sn y m dźw ięku, N ieść chciałem sło w o se rd e c z n e dla w ielu — Iżb y tę s k n o ty i m ąk w a s z y c h pleśń,

Z n iszczy ła ja sn a i ro d zin n a pieśń.

R o m a n H e r n ic z ,

(17)

A gdy będziesz wracać.

A g d y b ęd z ie sz w ra c a ć S tachu, W p ro g i m ojej c h a ty —

N a p rzy jęcie — jak p rz y św ięcie — W ło żę stró j b o g a ty —

W ięc n a m ojej jlasnej g ło w ie Co o szczęściu m a r z y . . . B ęd ą w ień ce •— a rum ieńce, N a ra d o sn ej t w a r z y . . . W b a rw n e w stę g i p o p rz y stra ja m

J a k b y w tę c z ę c a ły

Zw ój w a rk o c z y — a m e oczy , W szczęścia łez k r y s z t a ł y . . .

I p rz y stro ję się w e k w ia ty , K w itnące n a l a n i e . . . J a k kob ierce, a m e serce, W w ieczn e m iłow anie

S ta c h u W w ieczn e m iło w a n ie . . .

H a l i n a H o h e n d l i n g e r ó w n a .

Ot ° 1|o§ —

(18)

N iech w k sięg ach w ie d z y sz p e ra rabin, N au k a — to je st w y m y s ł d y ab li — M ą d ro śc ią m oją je st k arab in I klinga ukochanej! s z a b li. . .

Nie dbam o s z a rz e — ni o gw iazd k i, C o k ied y ś m i p rz y s tro ją k o łn ierz — W y piszcie k le c h y i p o w iastk i, J a biję się — jak bije ż o ł n i e r z ...

Nie tęsk n ię do k a w ia rn i g w a ru G dzie m ieszk a b a n d a d ziw o ląg ó w — G ard zę z ap ach em b u d u aru

G dzie am o r psoci w ś ró d s z e z lą g ó w . . . Nie n ęcą m nie z a lo ty babin

K obietę z d ra d n ą — b ie rz ją d yabli — K och an k ą m oją je st: k arab in

I klinga ukochanej s z a b li. . .

N iejeden w ró g m iał n a m nie chrapkę, A te ra z ję c z y w piekle n a dnie . . . Z śm iercią się b a w ię w ciuciubabkę, W ięc m oże w k ró tc e m ię d o p a d n ie . . . K siądz niech m nie g rzeb ie, albo rab in — Ż o łn ierza się nie czepią d y ab li —

L ecz w g ró b połóżcie mi k arab in I klingę ukochanej szabli.

H e n r y k Z b i e r z c h o w s k i .

(19)

Na warcie.

15

W noc ciem ną i śnieżną, sa m o tn y n a w a rc ie C hoć sen go w ra z m o rz y , p o d stęp n ie, z d ra ­

dziecko —

S tra ż p e łn i niezłom nie, s tra ż pełni u p arcie, Ż o łn ierzy k m łodziutki i w ą tły , jak d z ie c k o . . . W ia tr w y je i ś w is z c z ę . . . jak g d y b y s z a ta n y , N a sa b a t się zb ieg ły z d ale k a i z b liz k a . . . On stoi — i c z u w a — w p a trz o n y , w słu c h a n y , J a k w ziem ię w ro ś n ię ty — k a ra b in sw ój ściska.

K to id zie? — S tó j! — H a s ło ? — C z y w ic h r to s te p o w y ?

C z y w ró g się p o d k r a d a . . . Ż o łn ie rz y k się z m ie r z a . . .

P o latach — po ty lu — n a ziem i k r e s o w e j. . . S tra ż stoi niezło m n a — polskiego żo łn ierza.

J ó zef R e l i d z y ń s k i .

(20)

Już ją widzieli id ą c ą ...

Ju ż fą w idzieli idącą,

Ż ołnierze nasi w o k o p ach . . . K oro n ę m iała n a głow ie,

I k re w z a k rz e p łą n a s to p a c h . . . Ju ż ją w idzieli idącą,

W p rz e d śm ie rtn y c h sw o ich tęsk n o tach , Ci, k tó rz y z ra n um ierali,

W poleskich b o ra c h i b ło ta c h . . . W idzieli ją i m ów ili,

Źe tę d y d ro g a jej b ie ż y — K ędy rz ą d m ogił żo łn iersk ich

B ez k rz y ż ó w , — g dzieś w polu l e ż y . . . W idzieli ją i m ów ili,

Że z łun w y ro s ła c z e rw o n y c h — Z żo łn iersk ich g ło d ó w i chłodów , I z za słu g n iezap łaco n y ch . . . W idzieli ją i m ów ili,

W ieść co ra z prędzej się s z e r z y . . .

— C z y ż n a p ra w d ę w y ro s ła , Z s e rc ty c h z a b ity c h ż o łn ie rz y ? —

(21)

17 W ie ść co raz prędzej się sz e rz y ,

Idzie po w io sk ach i d w o ra c h — Ju ż ją w idzieli idącą,

B a rtn ic y i d rw a le w b o r a c h --- G rajkow ie i p astu sz k o w ie

Ju ż dla Niej — k ie d y s z ła tęd y , W sp alo n y ch c h a ta c h śpiew ali S w e nieuczone k o l ę d y . . .

I tam — gdzie jeszcze n ad ra n e m — Ś m ierteln e ś w is ta ły kule —

W ieczo rem s ta r y pasiecznik Spokojnie obchodził u l e . . . I tam gdzie w c z o ra j śm ierć b y ła Dziś pieśń pod niebo się w z b ija:

— B O G A R O D ZIC A — D Z IE W IC A BO G IEM S Ł A W IO N A MARYA.

E d w a r d S ło ń s k i.

2

(22)

List matki.

P isz, choć n iew iele — le c z c z y je s te ś z d ró w P ro sz ę , pisz codzień, p o w ta rz a j b e z k o ń c a . . . W iesz, żem tu z tro sk i, p rz e z c a ły dzień m rą c a , C hoć k a rte c z k am i, dziecko, do m nie m ó w . . . Z a to b ą id ą rz e w n e m o d ły sió str,

I m a tk i idzie p łom ienna m o d litw a — W ierzę, że mi cię nie z a tra c i b itw a,

Że w ró c isz c a ły z ty c h w o je n n y c h m u s t r . . . C zasam i d u szę o p ro m ien ia blask',

S y n u s iu ! — D la cię — i dla ty c h t y s i ę c y . . . B ra c i po b r o n i. . . p ro sz ę najgoręcej,

N ajśw iętszej P a n n y m iło sie rn y c h łask.

J e r z y B a n d r o w s k i .

O 0

n

(23)

19

A gdy odejdziesz. . . Z ab io rą mi ciebie — chłopaku t y mój, Z ab io rą daleko odem nie —

Z abiorą cię w k rw a w y , o k ru tn y ten bój, M nie sm utki z o s ta n ą i ciem nie

O dejdziesz daleko g dzieś — w m ro ź n ą dal — G dzie p rz e z n aczen ie cię w o ła —

M nie sm u tek zo stan ie, tę sk n ic a i żal I p u stk a szalo n a d o k o ła . . .

O d ezw ie się w d u sz y cierpienie i ból, I trw o g a i lęk n iesp o k o jn y —

P o le c ę ja m y ślą do k rw a w y c h ty c h pól G dzie o rk a n szaleje dziś w o j n y . . .

Nie w olno nam jed n ak ro z p a c z n y ch lać łez W ojaku mój b lad y , p rz e sm u tn y —

M oże ty c h cierpień — nadejdzie już k re s I los już się zm ieni o k r u t n y . . .

A jed n ak g d y w sp o m n ę, że p ójdziesz g dzieś

w dal — 1

N a dnie ro z sta n ia w ieczn e — M em se rc e m w s tr z ą s a g łu c h y żal I p ły n ą łzy se rd eczn e.

L u n a v, M a r e s . 2*

(24)

P o l e g ł y m .

T y m , k tó rz y boje to czy li z a ż a rte , I k re w ofiarn ie z a w o ln o ść od d ali — I legli cisi, n ieznani — h en w dali — P rz y jm y w p am ięci g ro b y n ie z a ta rte. — T y ch , k tó ry c h k ry je w o je n n a m ogiła — Co w niej m ia st k rz y ż a , d w a s te rc z ą p a łasze — T y c h b ło g o sław ić w in n y m y śli n asze,

Aby ich pam ięć w n a sz y c h se rc a c h ż y ł a . . . T y ch , k tó ry c h w ielkie, ja sn e p o św ięcenie, C iężarem padło na m ę c z e ń s tw a szale -—

T y c h k ie d y ś im ię b ły śn ie w św iętej ch w ale, T y c h w ielbić będzie p rz y s z łe p o k o le n ie ...

T y m , k tó rz y boje to czy li z a ż a rte — R y jm y w pam ięci g ro b y n ie z a ta rte.

M e l a n i a M e d l i n g e r ó w n a .

(25)

21

T ę s k n o t a .

I.

P ła c z ą o c z y m oje czarn e,

O dkąd ciebie n iem a p rz y m nie . . . Jak ie ży cie to je st m a rn e — P ła c z ą o c z y m oje c z a rn e . . .

K iedy w z ro k ie m cię og arn ę, I u to n ę w słó w ty c h h y m n ie — P ła c z ą o c z y m oje c z arn e O dkąd ciebie niem a p rz y m nie

II.

Je d n a dla m nie je st pociecha, G dy nadch o d zą tw o je lis ty — S zczęście zn o w u się uśm iecha, Je d n a dla m nie Jest pociecha. —

L ecz ra d o sn e m ilkną echa;

G d y p rzy p o m n ę kul p o ś w is ty — Je d n a dla m nie je s t pociecha, G d y n ad ch o d zą tw o je listy . —

III.

C zek am ciebie co godzina,

C z y nie w ra c a s z jeszcze do m n ie? — J e sz c z e dal cię k ry je sina,

C zekam ciebie co g o d z in a . . .

(26)

O ch — z a to b ą tw a d z ie w c z y n a S tach u , tę sk n i ta k o g ro m n ie —

C zek am ciebie c'o g odzina —

C z y nie w ra c a s z jeszcze do m n ie ? — P ła c z ą o c z y m oje c z arn e

O d k ąd ciebie niem a p rz y m nie.

H a l i n a H o h e n d l i n g e r ó w n a .

L ist żołnierski.

N a ściern isk u b ia ła k a r ta leży, P o d k o w a m i w d e p ta n a do z ie m i. . . D w iem a łzam i sp lam io n a k rw ą w e m i P o p lam io n a k rw i k ro p lam i ś w ie ż e j. . .

— „T ak im stęsk n io n z a o c z y m a tw e m i“

(N a tej k a rc ie p isał k to ś z żo łn ierzy )

— I o t k a r t a n a ściern isk u l e ż y . . . . . . T ak im stęsk n io n z a to b ą kochanie, I za tw o ich p o c ału n k ó w b u rzą,

A tu jeszcze d łu g ą w o jn ę w ró ż ą ..

T u się k a r ta k rw i sp lam iła ró ż ą — W tern się m iejscu u rw a ło pisanie. —

— L istu te g o o n a nie d o stan ie.

S t . P o r a y .

(27)

Jaś Krzywda.

B A L L A D A .

W zięli chłopcy ło p a ty , o sk ard y , Jęli k o p ać i sy p a ć w te tro p y , Jęli kop ać i s y p a ć w te tro p y ,

R o w y , szań ce — i sc h ro n n e o k o p y . . . R zecze k a p ra l: P o d ty m s ta ry m d w o re m Co ta m s te rc z y zw ęg lo n y m upio rem — P rz y s z ło b ra ć n a m p o z y c y ę niezłom ną, Tej nam ziem i m ścić k rz y w d ę o g r o m n ą . . ; Zim ię sk u tą w lo d o w e ob ro że,

R ozkopuje J a ś K rz y w d a i p o rz e — W tw a r z y m o c m a p rzed ziw n ie za w z ię tą, J a k ą ś tw a rd ą , i z b o żn ą — i ś w i ę t ą . . . Kopie K rz y w d a w se rd e c z n y m m ozole Aż m u ż y ły k rw ią z b ieg ły na czole — Aż n a licu chłopięcem i bladem

P o t k ro p listy , p o sy p a ł się g r a d e m . . . N iep rzerw an ie w c ią ż czy n i sw e dzieło, Aż m u lico się o gniem z a jęło — Nie sfolguje znaczonej ro b o ty ,

Aż se rd e c z n e g ra ć ję ły w nim m ł o t y . . .

(28)

A co sp o jrz y w stro n ę te g o d w o ru — D w ó r doń m ó w i: — M ścić P o lsk i hon o ru — A co ra d ie m o ziem ię u d e rz y ,

Z da się tr ą c a o k o ści r y c e r z y . . . S e rc e sła b e w nilu z ż y m a się, kole, L e c z nie z e lż y Ja n K rz y w d a w m ozole — O c z y k rw a w ą za c h o d z ą zasło n ą,

O n zajm uje się p ra c ą z n a c z o n ą ...

Aże zeń dech j u ż o sta tn i ulata, Z m a rtw y c h rą k się u su w a ło p a ta — Aż tej ziem i, uk o p ał ju ż ty le —

Że p ad ł — w w ła sn e j w y p o c z ą ć m ogile.

J ó z e f M i r s k i .

(29)

Na zgliszczach.

T e pola, k tó re d ep tał I ogniem o ra ł w ró g — C habram i i rum iankiem Z asieje z w io sn ą B ó g —

P o ro sn ą w o n n em zielem Ż ołnierskie g ro b y w k rą g , Z ad zw o n ią o stro kosy, W śró d n asz y c h pól i ł ą k . . .

I c h a b ry i rum ianki — W ień czące k a ż d y g ró b — Żołnierzom co polegli.

Pokłonią się do stó p . . . P o k ło n ią się niziutko,

T y m sm u tn y m g ro b o m w k rą g , O d tej p o d artej ziem i

O d ty c h zd e p ta n y c h ł ą k . . . T e dom y, k tó re b u rz y ł

M o rd e rc z y m ogniem w ró g — P o w o li o d b u d o w a ć

P o m o ż e d o b ry B ó g . . .

(30)

Na zgliszczach, co w y sty g ły W e mgle jesiennych s ł o t , . . Zadzwoni lekka kielnia Uderzy ciężki m ło t. . .

Tak stare nasze smutki, Radość, łzy i śmiech —

W niesiemy w nowe kąty, W podcieniu nowych strzech . . . Piastowym obyczajem

Gościowi u sw ych wrót — Pod lipą postawiony, Sycony z plastrów miód I opowiemy, kreśląc Na czołach krzyża znak — O tej, co nie zginęła — A której w ciąż nam brak.

E. S ło ń s k i.

(31)

Roman Hemicz

Krwawe miłowanie

(32)
(33)

J |> o strasznej b itw ie, dano znak o d p o c zy n -

~~1 ku. T rw a ł on kilka dni. P r z y g o to w y ­ w an o się do now ej b itw y , do n o w y ch , k rw a ­ w y c h zm agań — które m ia ły ca łą kam panię górską rozstrzygnąć.

Porucznik S trzetelsk i z e r w a ł się w c z e s ­ nym rankiem z im p ro w izo w a n eg o łoża. Ja­

kieś d ziw n e sn y, p rzy g n ia ta ły go b o lesn y m ciężarem , o d b ierały mu spokój. U brał się szyb k o — i w y s z e d ł na ulicę n iezn anego, św ież o ok u p ow an ego m iasteczk a. P osteru n ­ k ów je szcze nie ściągn ięto, na placach, m o­

stach, w w ą sk ich ulicach sp ostrzed z m ożna b y ło żo łn ierz y z bronią w ręku — ale zm rok nie p ozw a la ł rozróżn iać b arw m undurów . W ygląd ali w s z y s c y jak słu p y — a jedyn ie m ożna b y ło ro zezn a ć b ły sk ich broni.

(34)

R az po raz z a r y s o w a ły s ię kontury d r z e w o g o ło co n y ch z liści i sza r y ch s z e r e ­ g ó w d o m o stw z p ozam yk an em i okiennicam i.

C iem n ość o ta cza ła je sz c z e w ie ż e k o ­ ścieln e — i r o z p ły w a ła się na w sch o d zie.

P oru czn ik S trzetelsk i nie zd a w a ł sob ie sp ra w y dokąd idzie — k o go szuka — i c z e ­ go pragnie...

B łą k a ł się po ulicach m iasta — a ż zn a­

lazł się na d w orcu. Ś w ie ż o uporządkow ano linie k olejo w e. M ógł za tem pojechać.

N araz rozjaśniło mu się w m ózgu.

P rzy p o m n iał sob ie w io sk ę sąsiednią.

I naraz u czuł d ziw n y ból.

„ J e sz c z e mi się w oczach palą T w o je W łosy, z ło te w ło s y , - Jaśn iejące cudną falą“.

C óż to ? — T ęsk n o ta? ...

B y ł z ły na sieb ie. K iedy w sia d ł do pociągu, op a n o w ało g o niezm iernie d ziw n e u czucie, k tórego w żad en sposób nie m ógł sob ie w y tło m a c z y ć .

W zm roku poranku m a ja czy ło mu się jedyn ie jakieś w sp om n ien ie, które m iew a się czasam i w ch w ilach bardzo zły ch . S ied zą c

(35)

31 W w a g o n ie , m ia ł u c z u c ie , ja k g d y b y b y ł w p rz e d z ia le , k t ó r y d o p ie ro c o o p u ś c ili ta je m n i­

c z y p o d ró ż n i, ja k g d y b y w s p o m n ie n ie ty c h , k t ó r z y p r z e d z ia ł o p u ś c ili — z n a jd o w a ło się je s z c z e p o m ię d z y ś c ia n a m i i g in ę ło d o p ie r o w ś w ie tle d z ie n n e m .

B ezradnie patrzał w okno. A le nie w i­

dział nic w ięcej, — jak ty lk o n ieskoń czoną liczbę p ociągów , — a obok m ok rych szy n , nieporuszalne tw a r ze posterun k ów , m ilczą ­ cych i cichych...

P o w o li zap ełn iał się przedział...

Strzetelsk i patrzy błędnie w o k o ło . Ż oł­

nierze oparli ręce na karabinach — i opuścili g ło w y . R ozchodzi się od nich odór przejm u­

jący. Spodnie i buty, oblepione grubym pokładem glin y p rzyschn iętej, — tak, ż e nogi ich w yg lą d ają jak słu p y, w y c ią g n ię te z bagna i na p ow ietrzu w y su sz o n e . P ła s z c z e szerokie, nadające całej ich p ostaci niefo- rem ne k szta łty — tw ard e są od p rzysch n ię­

tych do nich brudu i w ilg o ci.

T w a rze szarym p y łem p ok ryte — o c z y zaczerw ien ion e od zm ęczen ia...

W y szli co dopiero z ok opów .

(36)

Zapach, k tó ry od nich w ieje, p rzyp om i­

na p oru czn ikow i S trzetelsk iem u odurzające p o w ietrze, w ieją ce jesien ią od upraw nej z ie ­ mi. — P rz eję ci całk iem ty m zapachem ziem i, mają zn ow u za g r zeb a ć się w ziem i; ręce ich, k tóre w ziem i ciągle grzebią, są ch rop ow ate, jak k orzenie. Skupiają się w s z e lk ie ludzkie u czucia, w tern b ezgran iczn em p o św ięcen iu , p ozw alają się oblepiać rodzinną ziem ią. Idei ob ron y nie da się n iczem piękniej p rzed sta­

w ić. S trzetelsk i sied zi w w a g o n ie, a koro­

w ó d sm u tn ych i ża ło sn y ch m y śli rozsad za mu m ó zg — i ser ce napełnia szlochaniem .

Ci co p ow ró cą do d o m ó w — m y ś le ć będą o s w y c h to w a r z y s z a c h , k ied y ponad grobam i ła n y d o jrzew a ć będą, — i p ow ieje zn ó w od la s ó w o rzeźw ia ją ce p ow ietrze.

N araz p ociąg stanął.

S trzetelsk i m u siał p rzecisk ać się p rzez tłum kobiet w iejsk ich — z koszam i, k u p ców i żo łn ierz y .

D zień pochm urny i ciem n y — ale te b arw n e m undury, te b ły s z c z ą c e bronie, o c z y p ełn e ognia, z d a w a ły się d u szę mu rozja­

śniać.

(37)

33 Ale pośród całej w r z a w y ogarn ęło S trzetelsk ieg o takie u czucie, jak iego d ozn a­

w a ł w w agon ie. W p ow ietrzu uczuł co ś p rzygn iatającego — jak g d y b y zapach k w ia ­ tó w , gnijących już w kaplicy.

W łó c z y ł się po w io s c e . — S zu kał.

C zego to w ła ś c iw ie sz u k a ł? — N ie m ógł sob ie jasno u św iadom ić. Z daleka d o­

la ty w a ł go huk arm at. D a w a ł się s ły s z e ć jako jakiś od dalony pomruk. Na niebie coraz to c ięż sze chm ury p rzy g n ia ta ły p ow ietrze.

S trzetelsk i drgnął naraz.

W oknie ujrzał S tefę. Z uśm iechniętą tw arzą patrzała na S trzetelsk ieg o.

— P anno S tefo !

S e r c e rozrad o w ało się w nim. U ś w ia ­ domił sobie, że p rzecie u m yśln ie tu do niej p rzyjechał. T ęsk n o ta za nią p rzy g n a ła go tu.

T era z b ły sk a w icz n ie przypom niał mu się k orow ód w y p a d k ó w .

P o k ilk u dn iow ych k r w a w y c h w alk ach , cudne z w y c ię s tw o , op anow anie w io sk i, od­

p o czy n ek — poznanie S te fy — ta p ierw sza cudna sp o w ied ź dusz — a p otem w kilka g o ­ dzin w y m a r sz do są sied n iego m iasteczk a.

(38)

I jak ież to sz c z ę ś c ie , że tam zarząd zon o k ilk u d n io w y o d p oczyn ek .

Jak to dobrze się z ło ż y ło , ż e m ó g ł tu w p a ś ć i sp ojrzeć w te jasne, cudne, sło n e czn e o c z y S te fy . — S łu ch a ć ch ciał jej g ło su , co kojącą falą kładł się na jego chorą duszę.

Zanim się rozejrzał — sta ła p rzy nim S tefa.

— Jak że się m em u w o ja k o w i p o w o d zi?

— p y ta ła tro sk liw ie.

P oru czn ik a S trz ete lsk ieg o ogarn ął sm u­

tek i żal, że b ęd zie m u siał op u ścić tę cudną d ziew c zy n ę.

— Skąd ten sm u tek ? — za p y ta ła , g d y chm ura o k ry ła tw a r z S trz ete lsk ieg o .

— T o, ż e panna S tefa b ęd zie d ale­

ko, ż e :

„ T y p ójd ziesz górą, T y p ójd ziesz górą, A ja doliną“. —

nucił S trzetelsk i lu d o w ą piosnkę łz a w y m głosem .

— N ie! N ie! Ja P a n a nie zo sta w ię , nie op u szczę.

Z aśm iała się n a w et sw a w o ln ie.

(39)

85

— Jakam ja d ziw na...

W czoraj poznałam ry c erz a , a d ziś, mu już m iło ść p rzysięg am .

N a sta ło k ło p otliw e, cią żą c e m ilczen ie.

O ddalony pom ruk h u k ów arm atnich przedarł p o w ietrze.

— Jak że to p ię k n e ! — S zk od a, ż e ja nie um iem w a lc z y ć ... i

— D z ie ck o ! W ielk ie d zieck o ! — m ó ­ w ił S trzetelsk i.

P o d a ła mu m alutką, aksam itną dłoń.

— P rzep rosić.

C h w y cił ręk ę i u ca ło w a ł ją gorąco.

S tan ęli tuż obok sieb ie, a o c z y ich w ż a r ły się w wzajem nym ] z a c h w y c ie i od­

daniu.

S tefa zapom niała, że ż y je w w io s c e , którą co dopiero w r ó g op uścił i do której lada ch w ila w r ó c ić m o że.

S trzetelsk i zapom niał, ż e stoi na p o ste­

runku, że pow inien już op uścić w io sk ę , bo kto w ie , jakie w y p a d k i się ro z e g r a ły w po­

bliżu.

N ie w ie d z ia ł o tern — a raczej nie chciał w ie d z ie ć , że g o tó w w jutrzejszej bit­

w ie zginąć.

3*

(40)

Z a p an ow ało m ilczen ie.

— M oże pan w e jd z ie ? — P ro szę...

P rz y g o tu ję herbatę... Mam zn a k o m ity k o­

niak — rz ek ła S tefa.

M achinalnie w s z e d ł za nią. P o ch w ili zn aleźli się w s y m p a ty c z n y m pokoiku. S te ­ fa szy b k o w z ię ła się do robienia h erbaty.

P o d c z a s tej czy n n o ści o p ow ia d a ła w e s o łe ep izo d y z ch w il, jakie p r z e ż y ła p o d czas in- w a z y i n ieprzyjacielskiej.

R az poraź p o d cza s opow iadan ia sp o­

glądała na S trz ete lsk ieg o i w z r o k jego — ogrom nie ją niepokoił.

T aki b y ł b ły sk d z iw n y w jeg o oczach.

L ęk ała się te g o w ejrzen ia. S tefa p o sta w iła napój na sto le — i rzek ła :

— A teraz pan K azim ierz g rzeczn ie bierze filiżankę i pije...

— A panna S tefa o p o w ie bajkę — pro­

sił S trzetelsk i. K onieczn ie jakąś bajkę... B o r z e c z y w is to ś ć taka zła... T aka brutalna...

W ięc bajki m ów ... P r a w m i baśnie d ziw n e.

Ja b ęd ę słuchał...

I S tefa p ra w iła mu bajki... O paziu, o k rólew n ie, o m iłości, o straceniu... T y le b a ­ jek, ty le smutku...

(41)

37 Zapom nieli o srogiej r z e c z y w is to ś c i i dusze unieśli w b łęk itn e k rain y sn ów ...

I tak m ijały dnie. J e s z c z e 2 ty g o d n ie m ieli zostać. S trzetelsk i k o r z y sta ł z każdej w olnej chw ili, a b y się p rzed ostać do S te fy . Z dniem k ażd ym u czu cie rosło w jego du­

szy ... U czu cie sy m p a ty i — przyjaźn i, od­

dania — zm ieniło się p otem w b ezp am iętną m iłość...

K ied y sob ie to jasno u św iad om ił, ogar­

n ęła go nieopisana trw oga...

W ied ział, ż e S tefa — jeg o b y ć nie m o ­ że, że dziś, jutro, on zn ow u pójdzie w k rw a ­ w y w ir w alki...

A S tefa o nim zapom ni...

A le po ch w ili za p rzecza ł sam sobie...

Z a m ig otały przed nim jej o c z y , jak się gorącą m iło ścią w p a tr y w a ły w n iego, p y ta ­ jąc: c z e g o mu p otrzeb a?

U jrzał w m y ślach S tefę, jak p rzy ż e ­ gnaniu o c z y o p erla ły się łzam i — a usta d rg ały w cich y m smiutku...

Jasno u św ia d o m ił sob ie, ż e S tefa ż y w i dla niego u czu cie silnej m iłości.

(42)

S kąd ta m iło ść ku nim p r z y sz ła — jak ich n araz o p a n o w a ła — te g o nie um iał so ­ bie w y tło m a c z y ć . P r z y c h o d z ił do S te fy z d uszą p ełn ą łe z , a ona starała się go rozpo­

g od zić i p ra w iła mu bajki o jasn ych , dobrych

rzeczach ... i

C zuł ty lk o w y r a źn ie , ż e trudno mu b ę­

d zie z o s ta w ić S tefę, i tę w io s k ę p ełną słoń ­ ca — i p ójść zn o w u w k r w a w e boje, z k tó­

rych już niem a pow rotu...

S trzetelsk i p rzy jeżd ża ł stale autom obi­

lem do S te fy . W y c z e k iw a ła go w oknie, w g o rą czce tę sk n o ty , a k ie d y u s ły s z a ła echo trąbki autom obilow ej — ra d ość jej nie m iała granic.

W te d y sk ła d a ła rę ce i c ie s z y ła się jak dzieck o. — S k a k a ła sw a w o ln ie , — nuciła w e s o łe piosnki i sze p ta ła K a zim ier zo w i:

— S tefa się c ie s z y ! — O grom nie się c ie s z y panem K azim ierzem .

I tak w m iłow an iu p ły n ę ły im dnie.

II.

A larm ! — żo łn ierze p o zry w a li się na­

gle, p o w sta ł g w a r, k rzyk , chaos,

(43)

39 Na sp ienion ym koniu p rzy jech ał adiu­

tant z rozkazäm i.

Z daleka sły c h a ć już b y ło huk arm at, i grzech ot karabinów; m a sz y n o w y c h .

S trz ete lsk ieg o zbudził ten k rzyk .

— Co się s ta ło ?

— N iep rzyjaciel zajął w ie ś N... pono­

w nie.

S trzetelsk iem u w o cza ch pociem n iało.

Czuł, ż e słabn ie, — rę ce mu d rża ły , nogi pod nim ch w ia ć się p o c z ę ły — oparł się o d rze w o — i p rzera źliw y m g ło sem p y t a ł:

— Z ajęli? — K ied y ? — Jak to się s ta ło ?

— N a g ły m szturm em w n o cy , kilka batalionów! sk ry ło się w lesie.

W śró d p o tw o rn y ch w iz y i, — jakie b o ­ lesn ym ciężarem p rzy g n ia ta ły m ó z g S tr z e ­ telsk iego — w id n ia ł obraz S te fy , — jak p rze­

straszonemu o cz y m a p a trzy na w k ra c za ją ­ cy ch n iep rzyjaciół, — jak nieludzkim , roz­

p a czliw y m g ło sem b la ga p om o cy.

W id ział w io s k ę w płom ieniach — ból k o n w u lsy jn y nim w strzą sn ą ł. P a d ł rozkaz.

G otow an o się do w alk i — do odparcia w r o ­ g ó w .

(44)

D an o znak w y m a r szu .

R eflek tory o ś w ie tla ły okolicę.

N araz padł rozk a z:

„R o zw in ą ć się w le s ie “.

R o z p o częła się w a lk a u ciążliw a . W S trzetelsk im naraz k rew zagrała.

Ż eb y ty lk o do sztu rm u ! — Ż eb y nie le ­ ż e ć w tern okrutnem napięciu n e r w ó w i słu ­ ch ać te g o p rze ra źliw eg o k oncertu dział.

T rąbka do szturm u.

Z w a ł cielsk — k rzy k — w ir — p ostęk ziem i — ś w is t kul...

C iem no w oczach ...

J ezu s M arya l!

W r o g o w ie uciekają w popłochu. — C haos. — T y lk o jęki konających, rozdziera­

ją p o w ietr ze.

S trzetelsk i leci ze sw o im oddziałem p rzez w ie ś. W y ra ź n ie z a r y so w u je się przed nim w k rw a w e j m gle dom S te fy .

Już stanął. K azał za trzy m a ć się oddzia­

ło w i. S am zb liż y ł się ku d om ow i. P r z e r a ­ ziła go cisza.

W s z e d ł w ciem n y przedsionek.

(45)

41 U s ły s z a ł naraz jakiś rozd zierający g ło s.

D och od ził go z pokoju. P o t zim n y go oblał.

T o S tefa.

D zik iem , Żelaznem uderzeniem rąk w y ­ w a lił d rzw i m ieszkan ia. — O czom jego p rzed staw ił s ię w id o k stra szn y .

S tefa w iła się w objęciach oficera n ie­

p rzy jacielsk iego , k tó ry d ziką brutalnością chciał ją p o w a lić i sk ręp o w a ć.

K ied y w d rzw ia ch u kazał się S trz ete ł- ski, z e r w a ł się k ozak od S te fy i zanim S trz e- telski zd o ła ł się rozejrzeć — w y s tr z e lił z b row ninga.

S trzetelsk i jęknął głucho i padł na z ie ­ m ię n ie ż y w y . — O ddział S trz ete lsk ieg o , za ­ niepokojony jeg o n ieob ecn o ścią w y s ła ł plu­

to n o w eg o . — K ied y zo r y en to w a n o się, u ch w y co n o k ozak a i w y p ro w a d zo n o go na stracenie.

W m ieszkaniu zo sta ła S tefa . — Zanim zd ołała sob ie u przytom nić co z a sz ło — m i­

n ęła d łu ga ch w ila. Jakiś ch aos p o tw o rn ych m yśli i w iz y i zap ełn iał jej g ło w ę . N ie um iała sobie jasno s k r y sta liz o w a ć co się z nią d zie­

je. C zuła ty lk o jakiś ż r ą c y ogień w m ózgu.

(46)

rzała trupa S trz ete lsk ieg o . L eża ł z sk rw a ­ w io n ą g ło w ą , spokojnie, z jakim ś n ieza g a - sły m b ły sk iem w oczach.

U sia d ła p rzy trupie, w z ię ła jego ręce uznojone trudem w a lk i c a ło w a ła je...

B ezg ran iczn a rozpacz ją ogarn ęła. — U g in a ła się pod cięża rem m ęki. B ól zm ienił się W obłęd.

W y b u c h ła n araz długim , ob łąk an ym śm iechem 1. R o zp lotła w ło s y , g ła sk a ła z w o ­ jami trupa.

N araz z e r w a ła się. Z a czę ła r o z r y w a ć s w e ciało, k r z y c z ą c :

— S e r c e w y d r z y jc ie .

B ól ją opętał. — W y b ie g ła na próg.

Chłód n o c y ją o rz e ź w ił. T r w a ło to ch w ilę, zn ow u ją rozp acz ogarnęła.

P rzed nią czarna noc...

G dzieś w y je p ies przed op uszczon ą chatą. S ły c h a ć od dalon y g łu c h y pom ruk hu­

k ó w arm atnich.

Na progu sto i S tefa.

P rzed nią głucha, ciem n a noc.

(47)

Roman Hernicz

Ostatnie chwile

(48)
(49)

I.

Ź w irsk i leża ł na polu b ez m y śli, — b ez czucia, b ez w o li. O c z y p rzy sło n ięte m głą, nie w id z ia ły n iczeg o , na w s z y s tk o b y ły ślep e.

T ylk o huk gran atów , ś w is t szrapneli, g rz e­

chot k arab in ów m a sz y n o w y c h , rozpaczn e, ch aotyczn e o k rzy k i, trąbka do szturm u — w tern co ś niepojętego, jakiś n iezrozu m iały grom, ok rzy k — a p otem cisza...

Ź w irski leża ł na polu — a zb iela łe usta sze p ta ły żarliw ie m o d litw ę: „Zmiłuj się nad nam i“.

T en szep t sze d ł cią gle z ch orych, sp iek - ły ch gorączk ą u st jego. N araz u czu ł, że go podnoszą jak ieś rę ce — k ładą na w ó z , w usta w są cz a ją mu napój o ż y w c z y . P o w o li

(50)

spojrzał sła b y m w zro k iem .

L eża ł na w o z ie . O bok tylu rannych.

S ły s z a ł w y r a ź n ie ich jęki. Ł k ało w nim serce, ż e im pom ódz nie m oże. S am bólu nie czuł, m im o, ż e kula tk w iła mu w piersi.

K ied y go ocu con o — le ż a ł w w a g o n ie k olejo w y m . T era z już w y r a ź n ie u św iad om ił sob ie p oło żen ie. Z am a ja czy ła mu się w alk a.

P am ięta. — L eża ł w ro w ie i strzelał. C elo ­ w a ł z zim ną k rw ią. P ad ali w r o g o w ie . N a­

raz uczuł k łu cie w piersiach. N ie zasta n a ­ w ia ł się nad tern.

S trz ela ł dalej. W te m trąbka w o ła do szturm u. W staje. Czuje ból — taki okrop­

n y ból w piersiach. Zrobił kilka k rok ów i padł. Co się p otem sta ło nie pam iętał.

P óźn iej zn a la zł się w w a g o n ie kolejo­

w y m i m y ś la ł nad sobą. P o jed zie do szp i­

tala, i tak go uratują. B ęd zie ż y ć — b ęd zie ż y ć .

R a d o w a ła się w nim d usza, p rzeczu ­ ciem dni, które nadejdą. W ró ci do zd row ia

— pójdzie zn ow u w pole i z e m ści się na w rogu . D rżą cą ręką od słon ił piersi i u ca­

ło w a ł k r z y ż y k . U st nie m ó g ł o d erw ać. B la ­

(51)

47 da tw a rz rozprom ieniła mu się uczuciem szc zęśc ia . Z k rz y ż y k ie m na ustach, zasn ął cichym snem .

II.

— C z y panu lep iej? — Jak się pan czu je? — G orączka u sta ła ?

Ź w irsk i p atrzał na M irecką nieustannie.

Nie m ó gł sob ie w y tło m a c z y ć pow od u. — Ale oczu nie m ó g ł o d erw a ć od niej. Jakby jakaś siła go p rzyk u w ała.

M irecka z d a w a ła się to sp o strzeg ać.

P r z e z tw a r z jej p rzeszed ł cień lęku. Z atrw o­

żona p o w ied zia ła je sz c z e kilka s łó w — i w y ­ szła.

Ź w irsk i ch ciał zd ać so b ie ze w s z y s t k ie ­ go sp raw ę. G orączka jednak przepalała mu m ózg. M ajaczył...

N ie m ó g ł sob ie jasno s k r y sta liz o w a ć uczucia, które go opanow ało...

Co go ona o b ch o d zi? — Czem u na in­

ne k o b iety z „ C z erw o n eg o K rzy ża ' nie zw raca ł u w a g i?

— D la c z e g o ?

(52)

rą czce. — C zuł żar w m ózgu, w piersiach — sercu.

A w ch w ilach p rzytom n o ści, m a ja czy mu się ona. M ęka b ez granic. C h ciałb y już p rzesta ć się m ę c z y ć . C h ciałby zam knąć o c z y na z a w sz e .

Z są sied n ieg o łó żk a idzie szloch an ie pa­

cier za : „Zmiłuj się nad nam i“. / - P r z e z m ó z g przech odzi ja sn y prąd św ia d o m o ści. P rzy p o m in a sob ie, — jak w ro w ie p o w ta rza ł m o d litw ę. I naraz o d z y ­ skuje św ia d o m o ść. S e r c e mu raźniej bije.

Zrozum iał. Zna już p r z y c z y n ę lęku.

T o o n a H ala — jego H ala — — i N araz czuje żar w m ózgu.

Z a czy n a k r z y c z e ć p rzera źliw y m , n ie­

p rzy tom n y m g ło s e m : H ala — H a la --- W d rzw iach staje p rzelękniona M irec- ka. — Z bliża się ku niem u z uśm iechniętą, dobrą tw arzą...

— Julku drogi, to ja — to ja — tw oja Hala.

Czuje n araz jej m ięk k ą dłoń na sw e m rozpalonem czo le.

(53)

Szybkim ,1 pędem p rzebiegają mu v m ózgu zd arzen ia ostatnich lat. K och ał ją — k och ał sza len ie — ż y c ie jej sw o je ch ciał od­

dać. D łu g o tr w a ło to m iłow an ie. A ż razu p e w n e g o g o opuściła. P o d ep tał s w e id ea ły . R ozpił s ię i w bagnie rozp u sty szu k a ł z a ­ pom nienia. D o w s z y s tk ie g o g n a ła g o tęsk n o ­ ta za nią. — A ż n a resz cie w y b u c h ła w ojna.

Z ostał p o w o ła n y do w ojsk a.

W s z y s tk o so b ie tera z jasno u św ia d o ­ m ił. Z rozum iał, że jest w m ieście, gd zie H a­

la m iesz k a ła — w szpitalu.

C u d ow ne spotkanie. D ob rze mu. C zu­

je jej dłoń na czo le. J est już p rzy to m n y.

Zdaje mu się, ż e osiąg n ął n iepojęte s z c z ę ­ ście. A le ten ból str a sz n y — ten ok rop n y ból w piersiach.

M ów ił mu lek arz, b y dał s ię op erow ać, a po w y c ią g n ię c iu kuli b ęd zie ż y ł.

Ź w irsk i d rży c a ły . A le dobrze mu.

P r z e c ie jej dłoń s p o c z y w a na jeg o czo le. — U sta b ełk o c ą cich y m sze p tem : — H alo —- H alo —— —

A ręka sięg a po k r z y ż y k czarniuteńki, po k r z y ż y k , k tó ry ona mu dala. A le tera z chce jej o w s z y s tk ie m p ow ied zieć. C hce jej

4

(54)

m ó w ić o m ę ce dłu gich lat. A le w piersiach ból.

M irecka lęk a się o Ź w irsk iego .

Ż w irsk i nie m ó g ł zła p ać oddechu. R zu ­ ca się k on w h lsyjn ie. N araz tw a r z mu jaśnie­

je b ladym u śm iech em szc z ę śc ia .. U sta blade, trupie, — zab arw iają się, — p rzybierają ż y ­

cie. ) -

N a ustach sw o ich uczuł ser d e czn y po­

cału nek jej ust.

J e sz c z e jeden szep t: H a l u ś --- A p otem brak oddechu, sp a zm a ty czn y sk urcz rąk — piana na u stach — i b ełk ot n ie w y r a ź n y i sze p t jakiś cich y...

B la d y trup z cichutkim u śm iech em s z c z ę ś c ia na tw a r z y .

(55)

Utwory pisane

przez żołnierzy polskich

(56)
(57)

Życzenie moje.

A gdy znowu pójdę w pole, Kędy grają w krąg kartacze — Niechaj na mym zimnym dole, Gdziebym usnął — nikt nie p łacze!

Gdy będziecie wracać z wojny, A w as o mnie będą p y ta ć . . . To powiedzcie, żem spokojny

Zasnął w grobie — gdzie zakwitać B zy mi b ę d ą ... A tak mówcie

Wszystkim, których w domum rzucił — I rodziców mych pozdrówcie,

I pocieszcie, żem nie w r ó c ił. . . I powiedzcie: gdym tułaczą Ziemię rzucał — to niezłomną Wolę miałem, niech nie płaczą Nigdy po mnie — niech zapomną.

W ł a d y s ł a w S z y m a ń s k i .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Kiedy mówią o Domu Pomocy Społecznej przemawia przez nie lęk okaza­ nia się niepotrzebną lub jak same określają „aby nie być ciężarem dla dzieci”.. W

„Biuletyn Instytu- tu Badawczego Europy Wschodniej". Co do potrzeb Muzeum, to pozostają one nadal bez zmian. Włodzimierz Antoniewicz Dyrektor Muzeum. W pierwszy Dzień Bożego

Oglądanie filmu „Pan Potem” – jest o chłopcu, który obiecywał pomóc siostrze, ale potem, bo teraz bawi się samochodem; obiecał pójść z babcią na spacer, ale zrobi to

V » Relacją woźna również sporządzić łt' sposób opisowy uwzględniając punkty schematu, ale nie rozdzielając opisu na poszczególne punkty.. 4.Obechy adres składającej

dem ia to .przecież nie zespół repetytorów.. N astaw ienie duszpasterskie nie m a nic wspólnego ze -spłycaniem teologii, ze sprow adzaniem jej zadań do

Dzisiaj nie myśl o niczem innem, tylko jedynie o tem, by kupić bilet – rewelacyjnie tani – i przyjść na rewję „Przez dziurkę od klucza!” Początek

5aWczasiezbi6rkipieniedzydziewczetazebrazy 125,36 zl, a chiopcy dwa razy nutej niz

Szacuje się, że w Polsce co piąte dziecko wychowywane jest w rodzinie niepełnej - przez jednego z rodziców (w sytuacjach, gdy dziecko rodzi się w związku