• Nie Znaleziono Wyników

Ukrywanie się w obozie pracy i tułaczka w poszukiwaniu kryjówki - Mosze Frank - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Ukrywanie się w obozie pracy i tułaczka w poszukiwaniu kryjówki - Mosze Frank - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

MOSZE FRANK

ur. 1930; Zamość

Miejsce i czas wydarzeń Zamość, II wojna światowa

Słowa kluczowe Zamość, Dębowiec, II wojna światowa, ukrywanie się, tułaczka, pomoc Polaków, rodzina Zacharowów, pobyt w folwarku, fałszywa tożsamość

Ukrywanie się w obozie pracy i tułaczka w poszukiwaniu kryjówki

Dowiedziałem się, że jest niedaleko Karolówka, obóz Żydów, i wkradłem się do tego obozu. Nie każdy mógł być w obozie, dzieci nie mogły być. Wtedy były tam jeszcze jakieś dzieci. Któregoś ranka przyszli Niemcy, wzięli wszystkich. Część zabili tam, część wzięli. Później dowiedzieliśmy się, że wywieźli ich do rotundy, po wojnie się dowiedziałem o tym. Wtedy rano przyszły psy, powąchały mnie i poszły.

Od tej pory zacząłem się wałęsać. Były tam dwie wioski, Janowice i Chyże. Było bardzo niebezpiecznie, ale potrzebowałem jeść i wchodziłem do rozmaitych Polaków, tak rozwinąłem instynkt, że patrzyłem tylko i widziałem, czy to jest człowiek dobry, czy zły. W nocy to zawsze wchodziłem w sterty słomy czy siana, i tak się wtulałem.

Przyszedł grudzień i zaczęło być bardzo zimno, był bardzo duży wiatr. Musiałem przechodzić blisko domów, a tam miałem do czynienia z psami. I później się wkradałem, gdzie mogłem, gdzie były konie czy krowy, to był bardzo dobry hotel dla mnie. Później tego też nie było, zaczęło być bardzo zimno i zacząłem marznąć.

Wtedy w nocy postanowiłem, że idę do Zamościa. Ale przecież trzeba przejść przez miasto, czekałem, aż będzie późno, jakoś o ósmej, i wtedy – to było na głównej ulicy – wkradłem się prędko do fryzjera Zacharowa. Tam u niego Niemcy się strzygli. I on mnie trzymał. – Nie bój się. Ja wiem, że ty jesteś Senderowej wnuk. Senderowa to była moja babcia i oni byli zżyci bardzo. Jego żona zdjęła mi wszystkie ubrania, wszystko było z wszami. To było coś okropnego. Nawet jak chciałem wejść do kogoś, to dali mi jeść, ale bali się, przecież byłem zawszony. I też nie można było, były wszędzie afisze – za pomoc Żydowi, nawet danie wody, oni zabijali całą rodzinę. Tak że można to zrozumieć. To nie jest taka prosta rzecz. I wtedy ona mi dała inne ubrania i dała mi też krzyż. Powiedziała mi, jak się przeżegnać. Posłała mnie do kogoś, kto mieszkał niedaleko mojej babci. On był bardzo bogaty. Jak przyszedłem, on mnie poznał i nie chciał mnie przyjąć, posłał mnie gdzie indziej. Ci inni byli antysemitami. To poszedłem tam i powiedziałem, że ja jestem z Mokrego i tak

(2)

przenocowałem. U mojej cioci – oni mieszkali na wyższym piętrze, a na dole byli lokatorzy – była jedna, która nazywała się Chromiak, a druga Sokołowska. Ja tam poszedłem do nich. Oni byli dobrymi przyjaciółmi, mieszkali u mojej cioci. Dali mi jeść i widzieli, że jestem w bardzo złym stanie. Posłali mnie jakieś osiem kilometrów od Zamościa, między Zamościem a Dębowcem, był tam folwark. Folwark przejęli Niemcy, ale wszyscy, co pracowali tam, zostali. Ich stan był dość dobry. U tego Niemca mieli jedzenie i wszystko. Miałem powiedzieć tę samą opowieść, że jestem z Mokrego. Złapałem jakieś sanie, to były już mrozy i kurzawy, i pojechałem jakieś osiem kilometrów, potem było jeszcze półtora kilometra do tego folwarku. Spadł śnieg, nie wiedziałem, gdzie to jest, zacząłem błądzić. Przejeżdżały jakieś sanie, znaleźli mnie i przywieźli do folwarku. Było tam dużo dzieci, dzieci były razem, a dorośli pracowali. Dzieci się modliły, mój akcent nie był taki najlepszy i też nie umiałem, mogłem tylko przeżegnać się, nic nie wiedziałem. Byłem tam tydzień, to był jakiś tydzień raju, żebym zobaczył, że jest też inne życie. Chcieli mnie umyć, a ja nie chciałem, przecież jestem Żydem. Starali się, by mi pomóc, nawet jedna powiedziała, że powiedzą folksdojczowi, żeby on się starał znaleźć moich rodziców. To było bardzo niewygodnie dla mnie, bo jeżeli zaczynają dużo pytać, to to nie jest dobrze dla mnie. Wieczorem wszyscy odmawiali pacierz, ja wszystkiego uczyłem się. Były piosenki, rozmaite zwyczaje, tego nie wiedziałem, to zawsze musiałem milczeć. To nie jest takie proste, bo zaczynają pytać – gdzie to jest, a jak to jest, gdzie ty byłeś, czy ty znasz to, czy znasz to. A ja nie znałem. Za tydzień ci, co opiekali się mną, powiedzieli, że oni wiedzą, że ja jestem Żydem, dali mi jedzenie, jakieś ubranie i kazali iść dalej. I wtedy pierwszy raz powiedziałem: – Przecież jestem tym samym dzieckiem. Co się stało? Przecież się nie zmieniłem. Dlaczego nikt mi nie patrzy w oczy? Przecież ja się nie zmieniłem, jestem tym samym człowiekiem.

I wtedy szedłem jakieś siedem kilometrów po śniegu i przyszedłem do wioski Dębowiec. Już więcej troszeczkę miałem doświadczenia, poszedłem najpierw do jednego, ale był śnieg i nie potrzebowali pastucha. Później byłem u jednego, który się nazywał Nowogrodzki, oni robili kamasze, jego zięć też. Mieli małego synka i potrzebowali, by ktoś kołysał tego synka. Oni bardzo dużo zarabiali, ale kiedy przyszła niedziela, to wszystko przepijali. Później już nie potrzebowali pomocy.

Data i miejsce nagrania 2009-09-18, Tel Awiw

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski

Redakcja Justyna Molik

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wcześniej nie [było wiadomo], to było pewne zaskoczenie, że to w Lublinie się w zasadzie zaczęło. Data i miejsce nagrania

Zamość już był Judenrein, już był koniec tych z getta z Izbicy też.. Koło tego śmietniska było jakieś pole kapusty, to ja w nocy złapałem jedną kapustę i tak siedziałem

Ja opowiedziałem im, że mam wujka i dwóch kuzynów, powiedzieli, żebym poszedł i przyprowadził ich, to oni wtedy wezmą też mnie. I ja taki byłem zapalony, z tym

Później oni zaczęli się kłócić, wykorzystałem okazję i uciekłem, schowałem się w okopach.. Oni później przyprowadzili Niemców i zaczęli

Potem zacząłem się szwendać znowu, powiedzieli mi, że jest jedna znajoma na ulicy Szczebrzeskiej, która znała moją babcię i wszystkich. Ale byli tam sąsiedzi, wiedzieli, że jest

[Rynek] bardzo się zmienił, bo tu kiedyś nie było chodników, tylko na błocie były dwie cegły i deski położone i po deskach chodzili – na Chełmską ulicę, na Uchańską

Słowa kluczowe Zamość, dwudziestolecie międzywojenne, rodzina, ojciec, Jakow Lejb Frank, matka, Szprynca Frank, dziadkowie, skład desek, praca

Tym bardziej, że negocjacje były bardzo ciężkie i do samego końca nikt z nas nie wiedział, jak naprawdę to wszystko się skończy.. Negocjacje były wielokrotnie przerywane,