• Nie Znaleziono Wyników

Rzekoma bytność legatów papieża Leona IX na Rusi w r. 1054

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rzekoma bytność legatów papieża Leona IX na Rusi w r. 1054"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

R ZEK O A A BYTNOŚĆ

legatów papieża Leona IX na Rusi

w r. 1054.

Przed kilkudziesięciu laty wyłoniło się w zagranicznem a n a­ stępnie w polskiem dziejopisarstw ie kościelnem mniemanie, że legaci Leona IX papieża, w ysłani do C arogrodu w r. 1034 celem zała­ tw ienia spraw y tam tejszego arcybiskupa, Michała Cerularyusza, w pow rotnej drodze do Rzymu zboczyli n a Ruś, a naw et dotarli do samego stołecznego Kijowa. T e odw iedziny Rusi przez legatów papieskich mają być jednym z dowodów, że ówczesny W Ks. Kijowski, Izasław i cała Ruś chrześcijańska należeli w epoce Mi­ chała C erularyusza—do Kościoła katolickiego. O ile wiem, to pierw szy A ugustyn T heiner w ynalazł ten fakt w przeszłości Rusi i spożyt­ kow ał go dla celu apologetycznego x). Za nim poszli inni historycy niemieccy, polscy i rosyjscy: między in. późniejszy biskup, H erm ann Józef S c h m id t2), biskup E dw ard Likowski 3), dr. Juliusz Pełesz,

0 T h e i n e r : D ie n eu e ste n Z ustande d. kath. K irche b eid er R itus in P o le n u. B u sslan d etc. A u g sb u rg 1841. str. 12— 13.

2) H e r m a n n j o s e p h S c h m i t t , H a rm o n ie d. m o rg en l. u. abendl. Kir­ che. W iirzb u rg 1863, str. 456.

•) H istorya U nii k o śc io ła ru sk ieg o z k o śc io łe m rzym skim . Poznań 1875, str. 17.

(3)

późniejszy biskup ob. gr.-kat. w Galicyi 1), E. Gołubińskij, duchow ny praw osław ny w Moskwie 2), a ostatnio w roku zeszłym dr. W ład. A braham 3). Mniemanie swoje opierają uczeni historycy na znanem z Baroniusza spraw ozdaniu o przebiegu legacyi carogrodzkiej, na- pisanem przypuszczalnie przez kard. H um berta, który w łaśnie stał na czele owego poselstw a papieskiego.

Otóż w niniejszym szkicu mam zam iar wykazać, że legaci Leona IX do C arogrodu w r. 1054, wcale na Rusi nie byli.

Naprzód kilka słów o samym spraw ozdaw czym dokumencie kard. H um berta. Rękopis tego dokum entu odnalazł kard. Baro- niusz w Bibliotece W atykańskiej i, aby nie zaginął, ogłosił poraź pierw szy w swoich A nnałach pod r. 1054. Uczony historyk nie wspomina, niestety, z jakiej epoki pochodził ów rękopis, czy był-to mianowicie oryginał H um berta z XI w., czyli też odpis późniejszy i z jakiego czasu. Pom inął tę spraw ę rów nież uczony krytyk Ba­ roniusza, O. A ntoni Pagi 4). T o też dotychczas niema pewności, czy autorem tego dokum entu był sam kardynał H um bert, czy też ktoś inny. O autorstw ie H um berta wnosi Baroniusz stąd, że dokument ten znajdował się w jednym woluminie z polemiczno- teologiczną rozpraw ą tegoż H um berta przeciw Grekom. Nie je st jednak pew ny swego zdania („ut existim atur"). Z wewnętrznej formy dokum entu możnaby wnosić, że w yszedł on z pod obcego legatom carogrodzkim pióra. Zaw iera on bowiem ogólnikowe zesta­ wienia kilku ważniejszych momentów z pobytu legatów w Ca- rogrodzie, a pomija milczeniem wiele szczegółów, któreby się zda­ w ały gw ałtem cisnąć pod pióro spraw ozdaw cy naocznego, zwłasz­ cza przyw ódzcy poselstw a, jakim był domniemany autor dokumentu, kard. H um bert. Pow tóre, autor zapiski odzyw a się wszędzie o lega­ tach, ja k o osobach trzecich i niczem nie zdradza swej przynależności do grona legatów papieskich. Co do czasu pow stania tego doku­ m entu, to nie ulega w ątpliw ości, że został on napisany w drugiej połowie r. 1054, jeszcze za życia ces. K onstantyna IX M onomacha (f w listop. t. r.), gdyż autor mówi o tymże cesarzu, jako o osobie jeszcze działającej: „Itaque commotus (cesarz) amicos et affines

') G esch ich te d. U nion d. R u th en isch en K irch e m it R om . W ie n 1873, t. I, 174, 175.

2) Istoria ruskoj C erkw i. M oskw a 1901, t. I, str. 594 nast. 5) Z J d ziejó w k o ścio ła L w ó w 1904, t. I, str. 22.

4) B aranii, A n n a le s cum Critica Pagi. L u cca e 1745, t. 17, str. 95 u stęp „Incipit-.brevis et su ccin cta C om m em oratio eorum , qu ae,..“; T o ż sam p u W ПГа, A cta et scrip tą etc. M arpurgi 1861.

(4)

ipsius (Cerularyusza) honoribus privavit... contraque ipsum usque

nunc graves iras retinuit." Całość treści dokum entu robi wrażenie,

jakgdyby został napisany przez osobę postronną podług opowiadania legatów.

Ustęp dokum entu, służący historykom naszym za dowód byt­ ności legatów L eona IX na Rusi, brzmi tak: „...Verum im perator, post nuntios rom anos directis suis, exem plar excommunicationis veracissimum a civitate R ussorum sibi remissum accepit civibus- que exhibuit ac tandem Michaelem falsasse chartam legatorum com perit atque convicit. Itaque commotus..."

Otóż ta „civitas Russorum " ma być m i a s t e m r u s k i e m, czyli oczywiście Kijowem, jak się domyśla i domysł swój uzasadnić próbuje Theiner. Tym czasem przy bliższem badaniu rzecz się przed­ staw ia zgoła inaczej. Już na pierw sze wejrzenie ta nieokreślona jakaś civitas R usso ru m budzi pew ną podejrzliwość, która przera­

dza się niebawem w uzasadnione pow ątpiew anie, a w końcu w mo­ ralną pewność, że civitas R ussorum —to coś bardzo dalekiego od Rusi, i że zatem legaci L eona IX w r. 1054 wcale na Rusi nie byli.

Zacznijmy od okoliczności zew nętrznych rzekom ego faktu. Legacya papieska, takiego zwłaszcza papieża jak Leon IX, w ysłana w czasach tak ciężkich dla Stolicy A postolskiej, jakimi były lata 1053—1054, do odległej i na poły barbarzyńskiej wówczas Rusi, nie byłaby w ydarzeniem powszedniem; w iedzianoby o niej we W łoszech, znalazłaby uwzględnienie w tak obfitych podówczas kronikach włoskich. Tymczasem o tej legacyi nie wiedzą nic w spół­ cześni lub bliskocześni kronikarze zachodni i wschodni, którzy bardziej lub mniej obszerne zamieszczają w spom nienia o tej samej legacyi carogrodzkiej. A więc ani В o n i z o (f 1089) х), ani Lam bert z H ersfeldu (J 1077) 2), ani naw et W ibert, żywociarz Leona I X 3), chociaż taki Bonizo, biskup Sutri pod Rzymem, żył w wirze ów ­ czesnych w ypadków politjrczno-kościelnych we W łoszech, a W i­ bert znał dokładnie wszystkie szczegóły pryw atnego i publicznego życia Leona IX i obu jego następców, z których drugi, Stefan X, należał sam w r. 1054 do tej właśnie legacyi carogrodzkiej. Sw ą

Vita Leonis, w której mówi o poselstw ie carogrodzkiem, ukończy!

w kilka lat zaledwie po śmierci Leona IX i po odbytej legacyi

1) В o n i z o n i s, Eppi Sutr. D e p e r se c . E ccl. ad A m icum , lib. V . u W a t­ t e r i с h a. P o n t. Rom. V ita e, L ip sk 1862, t. I, str. 104.

2) L a m b . H e r s f . A n n ales, an. 1054 ( P e r t z , M. G. V II S S . V . s t r . 156). 3) W i b e r t , L e o n is IX Vita, ib. II, n. 9. u W a 11 e r i с b a, 1. c. str. 163,

(5)

kard. H um berta. Rów nież nie wie nic o w ypraw ie legatów papie­

skich na Ruś Leon z O st3d, który w swej Kronice Kassyńskiej

(koniec w. XI) zamieszcza kilka ciekawych szczegółów, dotyczą­ cych w ypraw y legatów do C arogrodu i pow rotu ich ztam tąd x). Podobnież milczą o tem kronikarze bizantyjscy, oraz ruski „Nestor". W praw dzie N estor nie w spom ina rów nież i o Cerularyuszu. Ale o ile da się wytłum aczyć w Nestorze przemilczenie o C erularyuszu, o tyle niezrozumiałem byłoby milczenie jego o bytności legatów papieskich w Kijowie. W praw dzie bytność legatów Leona IX na Rusi przypadałaby na czas, kiedy mnich peczerski nie działał jeszcze na świecie, ale byłby to w ypadek tak niezw ykły dla Kijowa i Rusi, że kiedy „Nestor" zaczął pisać swój Latopis w pierwszych latach XII w., tradycya o legatach żyłaby jeszcze w całej pełni w Kijo­ wie i tak pow ażny kronikarz, jak „Nestor", nie mógłby jej po-* minąć.

Jak w kronikach ówczesnych, tak podobnież w listach Leona IX do cesarza K onstantyna IX Monomacha i Michała C erulary usza2), danych na ręce legatów , a będących jednocześnie rodzajem instrukcyi dla tychże, niema naw et cienia myśli o Rusi. O drębnych znowu pism, dotyczących Rusi, nie znajdujemy, a wszakże istniećby powinny, lub przynajmniej jakiekolw iek ich ślady, bo nie było zwyczaju w y­ syłać legatów papieskich bez żadnych listów lub instrukcyj. Zaś puściwszy się raz w drogę z listami Leona IX do cesarza i do C erularyusza—legaci nie otrzymali posłannictw a d o d a t k o w e g o na Ruś, gdyż nie mieli go od kogo otrzymać. Zanim bowiem przy­ byli do C arogrodu (24-go czerwca r. 1054), Leon IX żyć przestał (t 19-go kw ietnia r. 1054), następca zaś jego, W iktor II, dopiero w październiku tegoż roku zgodził się w Moguncyi na przyjęcie godności papieskiej, a przybył do Rzymu zaledwie w roku n astęp­ nym i objął rządy dnia 13-go kw ietnia 3), kiedy legaci Leonowi oddaw na już byli powrócili z Carogrodu.

Przypuszczenie, że legaci samowolnie obrali drogę pow rotną przez Ruś, a to z obaw y przed stronnikami Cerularyusza, nie w y­ trzymuje krytyki. Albowiem lo w chwili wyjazdu legatów z C aro­ grodu (koniec lipca 1054 r.) stronnictw o Cerularyusza nie było jeszcze zorganizowane poza Carogrodem i w danej chwili agitacya jego zwracała się głównie do biskupów, zgromadzonych w stolicy,

') L e o O s t i e n s i s , C hronicon s. M onasterii in C assino, lib. II, cap. 88 (w yd. A n g e lo de N uce, P aryż 1668, str. 181).

2) В a r o n i u s, 1. c. pod r. 1054, str. 89.

(6)

do duchow ieństw a i ludu miejskiego. Pierw sze zaś w ystąpienie C erularyusza nazew nątrz stolicy — do patryarchów i m etropolitów wschodnich, nie wszędzie znalazło uznanie (Piotr Antyocheński), a więc i niebezpieczeństw a żadnego dla legatów nie było. 2° W ła­ dza cesarska stała w yraźnie i jaw nie po stronie legatów’ i wszelkie niebezpieczeństw o łatw o od nich odwrócić mogła, co też uczyniła, jak poniżej zobaczymy. Zresztą, legaci nie mieli praw a samowolnie przekraczać zakresu powierzonej im misvi, to znaczy—władzy ko­ ścielnej, mocą której w imieniu papieża poza Rzymem działali. Bywały wypadki, że za tego rodzaju samowmlne przekroczenia, pa­ pieże pociągali swoich legatów do surowej odpowiedzialności. W tym zaś w ypadku o czemś podobnem nie słychać.

A teraz rozważm y sytuacyę osób, misyę papieską składają­ cych. W ysokie godności kościelne, jakie piastow ali legaci Leona IX, nie pozw alają przypuszczać, aby oni podejmowali misyę pa­ pieską r ó w n o c z e ś n i e do c e s a r z a c a r o g r o d z k i e g o i do nieznanego, na krańcach ówczesnego św iata przebyw ającego, k s i ę ­ c i a r u s k i e g o . O d czasów’ K onstantyna W., stanow isko legatów papieskich w Nowym Rzymie było uważane za szczególnie ważne. Bywali oni pełnomocnikami Stolicy A postolskiej przy boku cesarza i nosili tytuł Apokryzyaryuszów (od greek, apokrinomai; odpow ia­ dało to łacińsk. Responsales). W yposażeni byli w znacznie większą wdadzę, niż późniejsi nuneyusze papiesc}’. Ze względu na ważność i trudność tego stanow iska w Carogrodzie, dobierano na nie ludzi szczególnie zdolnych i ze sprawTami Kościoła jaknajlepiej obezna­ nych. Bywali to najczęściej kardynałow ie, a często zdarzały się w y­ padki, że apokryzyaryusze carogrodzcy zostawmli następnie papie­ żami, jako najlepiej i u źródła obeznani ze sprawami wielkiej po­ lityki św iata i K o ścio ła1). W prawrdzie po w znowieniu cesarstw a zachodnio-rzymskiego w K arolu W . zmniejszyła się wrażność apo­ kryzyaryuszów’ carogrodzkich w teoryi, ale w’ praktyce pozostała daw na tradycya, i w trudniejszych zwłaszcza spraw ach, jaką była w łaśnie spraw a C erularyusza, posyłano do C arogrodu najtęższych ludzi, jakich miano w Rzymie do rozporządzenia.

Otóż te w łaśnie przym ioty osobiste posiadali legaci Leona IX do Carogrodu. Na.„czele poselstw a stał H um bert, biskup Silvae Candidae, kardynał, uczony teolog i polemista, wielokrotnie uży- wrany przez L eona IX do spraw najtrudniejszych, a tjTm razem właściw y apokryzyaryusz Stolicy Ap. w7 Carogrodzie. Obok niego

ł) T h o m a s s i n : V e tu s et n ova E cclesia e disciplina, p I. lib. II, с. 101

(7)

stał F ryderyk, brat toskańsko-lotaryńskiego księcia G ottfrieda, z któ­ rym czas jakiś walczył, bo go się lękał, cesarz H enryk III. F ry ­ deryk był wielkim kanclerzem Kościoła Rzymskiego, a z czasem, po ciężkich przejściach osobistych, został kardynałem i papieżem Stefanem X. Trzecim legatem był Piotr, arcybiskup Amalfi. Zwrócić zaś należy uw agę na to, że godność kardynalska za czasów właśnie L eona IX niezmiernie wzrosła. Dawni duchowni, incardinati w Rzy­ mie, stali się w tym czasie w zakresie spraw świeckich, prawdzi-

W3rmi książętami Kościoła, w hierarchii zaś kościelnej zajęli pierwsze

miejsce przed wszystkimi arcybiskupami, m etropolitam i i patryar- chami.

W obec tego trudno przypuścić, aby legaci Leona IX z tym charakterem osobistym i kościelnym, jaki posiadali, otrzymywali misyę trzeciorzędną na Ruś r ó w n o c z e ś n i e z Carogrodzką, naj­ ważniejszą, jak a była do spełnienia w ówczesnem położeniu K o­ ścioła.

M ogłoby to jeszcze się zdarzyć, gdyby c e l m i s y i ruskiej był rów norzędny pod względem ważności z celem misyi carogrodz­ kiej. Ale w d a n y m w ypadku nie widzimy7 tego. Misya carogrodzka miała dwya cele ściśle określone: załatwić nadzwyczaj ważny i dla jedności Kościoła nadzwyczaj niebezpieczny zatarg pomiędzy łacin- nikami a grekam i w Carogrodzie ^ jak rów nież wyjednać zbrojną pomoc cesarza bizantyjskiego przeciw Normanom, łupiącym W ło­ chy południow e i zagrażającym Rzymowi. Byłyto dwie spraw y pierw szorzędnej wagi dla Stolicy Apostolskiej.

Zaś dzieje ówTczesnej Rusi nie wykazują żadnego, w przybli­ żeniu naw et, podobnie ważnego celu dla misyi papieskiej. W p raw ­ dzie historycy nasi, np. dr. A braham , (1. c.), tłumaczą sobie przy­ puszczalną podróż legatów L eona IX na Ruś chęcią „nakłonienia tego wielkiego odłamu kościoła greckiego do porzucenia patryarchy i utrzym ania jedności", ale pogląd ten słabnie .wobec faktów. Na­ przód bowiem ekskomunika, którą legaci rzucili na Cerularyusza i po której natychm iast opuścili C arogród, nie oznaczała jeszcze zerw ania łączności kościoła carogrodzkiego z Rzymem. W szak tego rodzaju ekskomuniki nie były rzadkością w dziejach Kościoła, zwłaszcza wschodniego, a przecież nie zawsze były one zerwaniem łączności z Rzymem i nie zawsze do niego prowadziły. Powtóre, Cerularyusz dopiero po wyjeździe legatów z Carogrodu odbył do­ raźny synod z biskupami, będącymi podówczas w Carogrodzie i roz­

3) C el ten w y m ien ia ją legaci w p iśm ie ek sk om u n ik acyjn em (ob. W i l l , 1. c. str. 153),

(8)

pisał listy do patryarchów wschodnich, naw ołując ich do zerwania z Rzymem, co zresztą na razie pozostało bez s k u tk u x) i dopiero potem w ykreślił (jeśli to praw da, że wykreślił) imię papieża z dy- ptychów kościelnych, czemby był ostatecznie zerw ał jedność ko­ ścielną. Na pseudosynodzie carogrodzkim w lipcu 1054 r., me­ tropolita ruski nie z a s ia d a ł2), ani się doń Cerularyusz z propozy- cyami swemi nie zwracał. Legaci zatem w chwili wyjazdu z Ca­ rogrodu w kilka dni po rzuconej ekskomunice nie mieli jeszcze tytułu obawiać się zerw ania jedności całego kościoła wschodniego z Rzymem, a tem mniej nie mogli uprzedzać wypadków' i sam o­ wolnie jechać na dalekie krańce świata, by zabezpieczać rzecz, która w owTej chwili nie potrzebow ała jeszcze zabezpieczenia. P rze­ cież wiadomo dziś, a w swoim czasie m usiało też być wiadomo legatom, że kościół ruski od początku swego istnienia pozostaw ał w jedności rzymskiej, ówczesny zaś W . książę kijowski nie daw’ał pow odu do obaw. Jak dziad jego, W łodzim ierz W., a szczególniej jak ojciec jego, Jarosław', tak podobnież W . ks. Izasławq który śwueżo wówczas objął tron po ojcu (w lutym 1054 r.), oddaw na hołdow ał zachodnim dążnościom polityczno-kościelnym. Ojciec jego przed kilku zaledw ie laty (r. 1051) w yniósł na godność m etropolity kijowskiego bogobojnego H ilaryona bez wszelkiego współudziału patryarchy carogrodzkiego 3), czem dostatecznie w ykazał chęć utrzy­ mania niezależności kościelnej w swojem państw ie od patryarchy. Być może naw et,—czego się domyśla sam dr. A braham (1. c.)—pow o­ dował się w tem stronieniu od Carogrodu głuchemi wieściami o nie- praw idłow em zachowyw aniu się ówczesnego patryarchy względem Rzymu. W . ks. Izasław był ożywiony duchem swego ojca, polityki jego się trzym ał i ta właśnie polityka obudziła w końcu reakcyę duchow nych-greków na Rusi i była głów nem źródłem osobistych i państwowycji jego niepowodzeń. Przez całe panow anie Izasława żył i rządził kościołem ruskim ten sam H ilaryon (f około r. 1071), ustanowńony niezależnie od C arogrodu 4). Należy zaś przypuszczać,

!) Ob. H e r g e n r ó t h e r : P h otiu s, patr. v. C on stan tin op el. R eg en sb u rg 1869, t. 3, str. 760 ust., 767 ust.

2) U ch w a ły te g o syn od u i p o d p isy m etro p o litó w : ob. L e o A l l a t i u s D e lib ris eccl. G raecor. P aryż 1645, str. 161— 181.

3) N e s t o r : L atopis n. 57 (B i e 1 o w s к i, MP. I, 704); P o r . w y w o d y Gfrorera, P a p st G regoriu s V II, S ch affh au sen 1859, t. 2 ,4 9 2 —510; E. G o ł u b i ń -skij, Istoria ruskoj C erk w i, M oskw a 1901, t. I, 297 nst

4) Istn ien ie E frem a na sto lic y m etrop. kijów , o k o ło roku 1055 ( G o l u - b i ń s k i j , 1. c. str. 286) je s t n iem o żliw e (P or. tam że, str. 685 i nast.) P or.

(9)

że legaci L eona IX coś nie coś wiedzieli o usposobieniu Izasława dla C arogrodu i nie mogli żywić obaw o praw ow ierność Rusi. Jak ­ kolwiek było, w każdym razie nie licowałoby z ich pow agą w yprze­ dzać wypadki i zastrzegać się na dalekiej Rusi przeciw przypusz­ czalnym niebezpieczeństwom, mogącym kiedyś wyjść z Carogrodu.

Rozważmy teraz okoliczności czasu.

D ata śmierci cesarza K onstantyna IX M onomacha nie pozwala przypuszczać możliwości podróży naszych legatów z C arogrodu do Kijowa. Z relacyi kard. H um berta wynika, że legaci po zło­ żeniu aktu ekskomuniki na W . O łtarzu u ś. Zofii w sobotę dnia 16-go lipca (XVII kal. Aug.) wyjechali z C arogrodu w poniedziałek dnia 18-go lipca (XV kal. Aug). Cofnięci z Solem bryi przez cesarza, przybyli ponow nie do K onstantynopola dnia 20-go t. m. (XIII kal. Aug.), ale skoro tylko okazał się podstęp Cerularyusza, który za­ mierzał rzucić na legatów sfanatyzow any przez się motłoch caro­ grodzki, cesarz w ypraw ił czemprędzej legatów z m iasta ponow nie i ostatecznie. Najwcześniej zatem mogli oni opuścić m iasto osta­ tecznie w dniu 21 lub 22-im lip c a 1). Jeśli się zważy, że podróż ich z Rzymu, a względnie z Monte Cassino, dokąd wstępowali po bło­ gosław ieństw o braci, do C arogrodu (drogą lądową, jak później obaczymy), trw ała pięć miesięcy (od drugiej połow y stycznia do 24-go cze rw ca 2), to będzie można słusznie przypuścić, że podróż z C arogrodu do Kijowa, owej Civitas R u sso rum , gdzie mieli do- pędzić legatów w ysłańcy cesarscy i wziąć od nich autentyczny akt ekskomuniki na Cerularyusza, m usiałaby trw ać podobnież parę lub naw et kilka miesięcy. D odajm y do tego czas, jaki zużyćby musieli w ysłańcy cesarscy na drogę pow rotną z Kijowa do Carogrodu, a przyjdziemy do przekonania, że od ostatniego wyjazdu legatów z C arogrodu, t. j. od 21—22-go lipca, do pow rotu w ysłańców ce­ sarskich do C arogrodu upłynąćby musiało co najmniej cztery lub pięć miesięcy. Ponieważ zaś K onstantyn IX M onom ach umarł w listo­ padzie r. 1054, Indictione VII, ja k za K uropalatą podaje Baroniusz 3),

G f r o r e r . P apst G regorius V II and se in Z eitalter. Schaffhausen 1859 t. 2, str. 5 2 !— 522.

’) „ Im p e r a to r .. a S o lem b ria litteris su is e o s rev o ca v it X III kal A u gu sti. Quo etiam die festin a n tes regressi... Q uos... M ich a el. conabatur ad d u cere in ecclesia m S. S o p h ia e seq u en ti die... Q uod im p erator p r a e c a v e n s ., ju ssit ip so s n u n tio s con festim arrip ere iter. Q uod et factum est.“

2) Ob. daty listó w danych im z B en ew en tu p rzez L eo n a IX do cesa rza i C erularyusza, u B aron iu sza-P agi, l. c. i u J a f f e g o , R eg e sta P. R om . B ero- lini 1851, n. 3285, 3288. P o r. W a t t e r i c h , 1. c. t. I. str. 162, o d sy ł. 3.

(10)

przeto w ysłańcy cesarscy, powróciwszy z Rusi, pow inniby już nie zastać przy życiu swego cesarza. Tym czasem wiem y zrelacy iH u m - berta, że cesarz po pow rocie swoich w ysłańców miał jeszcze dosyć czasu na to, aby porów nać przyniesiony przez nich akt ekskom u­ niki z aktem, który mu był przedstaw ił Cerularyusz, aby osądzić fałszerstw o tego ostatniego, aby wezwać w zburzonych przez C eru­ laryusza przedstawicieli m iasta i przekonać ich o podstępie i kłam­ liwości ich biskupa, aby uspokoić tym sposobem wzburzoną opinię stolicy, a w dalszym ciągu ukarać Cerularyusza przez usunięcie w szystkich jego stronników i krew nych z urzędów dworskich, a przeciw niemu samemu jeszcze przez długi czas potem gniew zachowywać („usque nunc graves iras retinuit"). P o te m wszystkiem ces. K onstanty IX miał czas przebyć długą chorobę przedśm iertną, zanim umarł w listopadzie. Sądzę, że tego w szystkiego niepodo­ bna pomieścić w szczupłych ramach jakichś trzech miesięcy, dzie­ lących ostateczny wyjazd legatów z C arogrodu od śmierci K on­ stantyna.

Natomiast, przeciwnie, z toku myśli i w yrażeń, użytych przez autora omawianego tu dokum entu, wynika, że pomiędzy ostatecz­ nym wyjazdem legatów z C arogrodu a pow rotem posłów cesarskich z pogoni za nimi, p r z e s z ł o b a r d z o n i e w i e l e c z a s u .

Z Commemoracyi H um berta widać, jak szybko następow ały po sobie w y p a d k iJ): odjazd legatów , (21—22-go Lipca), złość Ce­ rularyusza, podburzenie przezeń tłumu i publiczne spalenie eksko­ muniki (24-go Lipca) 2), w ydanie przez cesarza na pastw ę motłochu dwóch tłumaczów łacińskich, którzy pośredniczyli pomiędzy legatami a grekami i,tym czasow e uczynienie zadość ulicy, a jednocześnie wysłanie ludzi cesarskich wślad za legatam i papieskimi, aby przy­ nieśli od nich autentyczny akt tejże ekskomuniki, przedstaw ienie tego aktu reprezentantom tłumów i przekonanie ich o fałszerstwie i podstępie Cerularyusza. Z tego widać, że cesarz otrzym ał auten­ tyk aktu ekskom uniki w tedy, kiedy jeszcze nie ochłonęły tłumy z oburzenia przeciw legatom. G dyby zaś wysłańcy cesarscy

do-28, w w yd . D u F resn e — D u C ange. P a ry ż 1867 t. 2, str. 262). — P o r . H erm . J o s. Schm itt: H a rm o n ie d. m org. u. abend. K irche. W tirzb u rg 1863, str. 388.

*) „P orro v esan u s M ichael, d o len s suas non p r o c e d e r e in sid ia s, c o n ci­ tavit im p eratori se d itio n e m v u lg i nuxim am .. U n d e im p era to r coactu s in ter­ p retes latinorum .. c a e so s et d eten tos M ichaeli tradidit, sicq u e tum ultus ille con q u ievit. Verum (to verum b. zn am ien n e) im p era to r p o st n u n tio s rom an os

directis su is i t. d. ja k w y żej w tek ście.

(11)

piero w Kijowie dopędzili legatów i stam tąd dopiero przynieśli pożądany autentyk, przejśćby musiało najmniej kilka miesięcy, a w tym przeciągu czasu w zburzenie tłum ów z pew nością m usia­ łoby ustać, gdyż wiemy z psychologii tłumów, że sztuczne ich pod­ niecenie, jakiem właśnie było podniecenie carogrodzian, w ybucha gwałtownie pod w rażeniem chwili, ale też rów nie gw ałtownie prze­ chodzi. Skoro zatem trw ało ono jeszcze do pow rotu w ysłańców cesarskich, pow rót ten musiał nastąpić niedługo po odjeździe lega­ tów papieskich. W idocznie przeto w ysłańcy cesarscy dopędzili legatów nie w Kijowie, lecz- w innem jakiem ś znacznie bliższem Carogrodu mieście. Przytem w yraz Verum im perator... je st tu b ar­ dzo znamienny; znaczy on w tem miejscu tyle, co polskie z a ś , a l e i łączy dw a fakty: bezprawia Cerularyusza po wyjeździe lega­ tów papieskich i w ysłania ludzi cesarskich w pogoń za legatami. Oznacza on zatem bezpośrednią łączność obu akcyj, a tem samem i krótko trw ałość dzielącego je czasu. W ysłańcy cesarscy mogli opuścić C arogród po spaleniu ekskomuniki przez Cerularyusza (24-go Lipca), czyli w kilka dni po wyjeździe legatów, a zatem kil­ kudniow a przestrzeń, jak a dzieliła w ysłańców cesarskich od legatów papieskich, nie mogła być tak wielka, aby się spotkali aż dopiero w Kijowie.

P ow tóre, odnośnie do tejże okoliczności czasu zauważyć trzeba, że wypadki rzymskie nagliły legatów d o ś p i e s z n e g o p o w r o t u - W iadom ość o śmierci L eona IX doszła legatów dopiero w Caro- grodzie (po 24-ym Czerwca). Łatwo pojąć, jak pilno musiało być do pow rotu do Rzymu takim osobistościom, jak H um bert, w pły­ wowy kardynał w kuryi rzymskiej i apokryzyaryusz, który miał przynieść do Rzymu odpowiedź cesarską w spraw ach normandz- kich, albo taki Fryderyk, W ielki K anclerz Kościoła Rzymskiego. W ręku tego rodzaju dygnitarzy kościelnych skupiało się zazwy­ czaj wiele nici bieżących spraw politycznych i kościelnych, a cóż dopiero w epoce opróżnienia Stolicy Apostolskiej po Leonie IX, kiedy z jednej strony mogli nanowo podnieść głowę Normanowie i Saraceni, a z drugiej — w alka stronnictw politycznych szarpała społeczeństw o duchow ne i świeckie Rzymu i w wysokim stopniu m usiała utrudniać w ybór now ego papieża. Legaci carogrodzcy m u­ sieli chyba rozumieć, że w takich w arunkach przyniesione przez nich w iadom ości mogły zaważyć naw et na losach przyszłych w y­ borów papieskich, a w każdym razie mogli przypuszczać, że obe­ cność ich w Rzymie—na tle ogólnej niepew ności i bezradności ów ­ czesnego Rzym u—mogła być dla spraw y Kościoła potrzebna.

(12)

znajdujemy w yraz nadzwyczajnego pospiechu legatów w powrocie do Rzymu. W szyscy oni mówią, że legaci „pośpiesznie wrócili" (alacres sunt reversi). T rudno zaś przypuścić, aby ów pośpiech wyrazili legaci przez nadłożenie sobie trzykroć dłuższej drogi po­ wrotnej przez Ruś do Rzymu. I owszem, w yrażenia tychże kroni­ karzy zdają się mówić, że legaci nasi powrócili w prost z Caro­ grodu do Rzymu, bez żadnej pośredniej misyi gdziekolwiekbądź. H um bert np., mówiąc o pierwszym wyjeżdzie legatów z Carogrodu, powiada: „alacres caeperunt reverti“ (zaczęli spiesznie p o w racać)1). Czasownik reverti oznacza czynność pow rotną do miejsca, do stanu, z którego się wyszło, a przeto w danym razie—z C arogrodu do Rzymu — nie do Kijowa. Co więcej, wyraz Hinc, rozpoczynający zdanie powyższe, ma znaczenie m i e j s c o w e nie zaś p r z y c z y ­ n o w e , i znaczy s t ą d , z t e g o m i e j s c a , z t e g o m i a s t a . . . po­ wrócili do Rzymu. Przenośne znaczenie w yrazu hinc, (dlatego, z tego powodu), byłoby w danem miejscu niezrozumiałe. T o hmc ma tutaj to samo znaczenie, co wyraz łnde w zdaniu poprzedzającem, gdzie oznacza świątynię, z której legaci wyszli (Inde mox egressi...).

Jeśli się wiec w powyższem oświetleniu zestawi te dwa w y­ razy jednego zdania (hinc—reverti), to niepodobna się oprzeć w ra­ żeniu, że autor miał na m jrśli bezpośredni pow rót legatów z Kon­ stantynopola do R zy m u 2). T en bezpośredni pow rót z Carogrodu do Rzymu stw ierdza już najwyraźniej wyżej w spom niany В o n i z o: „dehinc episcoporum negotio... citissime saedato, amplissimis donis donati portantesque beato P etro perm axim a donaria, ad propria

repedabant“ 3), to znaczy: powracali drogą lądową d o s w e g o

k r a j u , d o s i e b i e (ad propria).

Na tych-to zapewne danych oparł swe zdanie biskup Ludw ik Donio d’A ttichy, autor żyw otów kardynałów kościoła rzymskiego. Mówi on wyraźnie, że delegaci Leonowi, otrzym aw szy w K onstan­ tynopolu wiadom ość o śmierci papieża, „śpiesznie powrócili do Rzymu" 4).

') T o ż sam o L e o n z O styi, Ob. cytatę p oniżej.

T e n sam sp o só b m ów ien ia ma W ib ert w Ż yciu L eo n a IX, lib. II. nr. 9, u W a t t e r i c h a I c. str. 163, ale zn a czen ie je g o d o w o d o w e je s t w tym razie m n iejsze, g d y ż ca ły u stęp o legatach w C aro g ro d zie w z ią ł niem al d o sło ­ w n ie z Commemoratio H um berta. Jako jednak w yp ad k om w s p ó łc z e s n y , i on w tym ra zie m a p e w n e zn aczen ie.

3) В o n i z o: A d A m icuin 1. c.

4) F lo r e s h istoriae Sacri C ollegii S. R. E. Cardinalium. P arisiis 1660, str. 3: „Inter h a ec L e o n is p ap ae obitus nuntio a le g a tis a ccep to , cum R om am v ersu s festinato co n ten d eren t ..co m es T eatin u

(13)

s...1-Już z powyższych dowodów n e g a t y w n y c h zdaje się w yni­ kać, że legaci Leonowi nie zbaczali do żadnego „miasta ruskiego", lecz w prost z C arogrodu powrócili do Rzyinu. Jeszcze bardziej umo­ cnią nas w tem prześw iadczeniu dowody p o z y t y w n e , które w tej chwili poruszymy.

K iedy legaci po rzuconej ekskomunice (dnia 16-go Lipca) opu­ ścili C arogród (18-go Lipca), arcp. Michał nastaw a! na cesarza, aby naw rócił z drogi legatów, z którym i pragnął jakoby teraz wejść w układy, dotychczas bowiem naw et rozm ow y z nimi unikał. Zna- glony prośbam i C erularyusza, cesarz posłał w ślad za legatami, aby ich wrócić z drogi. List cesarski zastał ich w Solem bryi (20-go Lipca). Legaci tegoż dnia pośpiesznie zawrócili do Carogrodu.

Otóż Solem bria (Selimbria) leżała na zachód od Carogrodu, na północno-zachodniem wybrzeżu Propontydy, na wielkiej drodze, łączącej K onstantynopol z Tessaloniką. G dyby legaci dążyli z C a­ rogrodu do Kijowa, lub na Ruś wogóle, to, zważywszy pośpiech, do jakiego bydi obowiązani, obraliby najkrótszą drogę północną, która biegła na zachodniem w ybrzeżu m orza Czarnego na Mezem- bryę i dalej. Skoro ich zaś spotykamy, jadących przez Solem bryę, to mamy praw o wnosić, że legaci po pierw szym swym wyjeździe z C arogrodu mieli zamiar udania się w prost na Zachód ku Rzy­ mowi. Nie widzimy zaś, aby w ciągu jed n o —lub dwudniow ego pow tórnego ich pobytu w K onstantynopolu zaszło coś takiego, coby ich skłaniało do porzucenia pierw otnego zamiaru udania się na zachód, a zmuszało do podróży na północ. Przypuszczać więc możemy, że kiedj' po kilku dniach opuścili ponownie i ostatecznie K onstantynopol, obrali tę samą drogę co poprzednio, drogę za­ chodnią na Solem bryę i dalej nad brzegi A dryatyku.

Że tą a nie inną drogą w racali oni do Rzymu, przekonywam y się najdowodniej z zapiski, którą znajdujem y w Kronice Kassyń-

skiej L eona z Ostyi. Kronikarz ten zaznacza, że kiedy legaci, ob­

darzeni przez cesarza wielkimi podarunkam i dla św. P iotra i dla klasztoru Kassyńskiego, „przechodzili przez ziemie Trasim unda, hrabiego T eaty, pojmał ich Trasim und i, odebraw szy im wszystko co mieli przy sobie, w końcu ich wypuścił. I w ten sposób F ry­

deryk pow rócił do Rzymu" *)• '

L e o O s t i e n s i s C hronicon S. M onasterii in C assino, lib. 2, cap. 88, (w w y d . A n g e lo d e N uce. P aryż 1668, str. 301): „Quos p r o sp e r e revertentes T rasim undus T eatinus C om es per terram suam tran seu n tes cep it et u n iv ersa quae fereb an t cum m agna injuria a n feren s tandem dim isit. A tque itaque F ride- rięus R om am re v e r su s e st,“

(14)

Otóż, ziemie hrabiego T eaty stanow iły niew ielką prow incyę w łoską nad A dryatykiem w kierunku południowo-w schodnim od R z y m u 1). Przez T aetę biegła droga nadm orska od Brindisi i Bari poprzez A bruzze i Sabiny na Tivoli do Rzymu. Zaś, skoro legaci przechodzili przez prowincyę T eatyńską do Rzymu, to musieli oczywiście dostać się do niej albo od południa (od Bari) albo od wschodu, od któregoś z portów adryatyckich, może naw et z sa­ mego A ternum (dziś miasto nadbrzeżne Pescara). Jestto tem p raw ­ dopodobniejsze, że zwykła droga lądow a od Rzymu do K onstanty­ nopola biegła przez Bari morzem do D yrrhachium (Durazzo), a stąd przez A chrydę, O strobus, Christopolis, Tessalonikę i Solim bryę. T ą też drogą musieli dążyć nasi legaci. D roga m orska przez morze Śródziem ne była dalsza i ze względu na korsarzji normandzkich i saraceńskicli mniej bezpieczna.

G dyby legaci wracali do Rzym u z Rusi, przechodzenie ich przez T eatę byłoby niewytłumaczone. W tym razie przy znanym ich pospiechu obraliby z pew nością najprostszą drogę, a ta z Ki­ jow a i Rusi szła na W ęgry i W łochy północne, nie zaś na ziemie hrabiego T eaty. W obec tego, zdaje się nie ulegać wątpliwości, że legaci Leonow i powrócili z Carogrodu w prost do Rzymu drogą na Solim bryę, Tessalonikę i D yrrhachium , nie zaś na Ruś i Kijów.

Lecz jeśli tak, to co ma znaczyć owa H um bertow a „civitas

Russorum ?" ,

W obec tego, że w szystko przem aw ia przeciw bytności legatów Leona IX na Rusi, pozostaje jedno tylko przypuszczenie, a miano­ wicie, że .wyrażenie „civitas R ussorum " musi być jakąś omyłką przepisywacza, musito być nazw a jakiejś innej miejscowości o po- dobnem brzmieniu. I rzeczywiście, na drodze między K onstantyno­ polem a Tessaloniką, znajdowały się trzy miejscowości, których nazwy mogły się nadaw ać do podobnego przekręcenia. Pierw szą z nich była t. zw. Rhegion (Rhesion, Rhision), miejscowość, poło­ żona o jakieś dwie mile na zachód od K onstantynopola nad brze­ giem niewielkiej zatoki. O jakieś kilka w iorst dalej ku zachodowi w kierunku Solim bryi znajdow ała się druga miejscowość tejże nazwy. Późniejsi G recy nazywali je Z eu g m a , Z eugm io, T urcy —

Zecmen 2), dzisiejsze Czekmeege. T rzecią podobną miejscowością było

położone znacznie od powyższych dalej ku zachodowi starożytne

Toper (Topir), średniowieczne Rhusion (Rhusium) w górach

Ro-*) M. T e a te nad r z e c z k ę A ternus, d z is ie js z e m. C hieti nad^r. P e sc a r a . г) D u C a n g e : H istoria Bizantina, pars II, C onstantinopolis C hristiana, Jib. I. n. X V , n. X V II L u tetiae P arisiorum 1780, str. ЬЗ.

(15)

dopskich, dzisiejsze Keszan (Ruskój) na tejże drodze wzdłuż pół­ nocnego brzegu P ro p o n ty d y x). W ciągu wielu w ieków była tu stolica biskupia 2), a naw et czasowo m etropolitalna prowincyi R ho­ dopes 8). Godzi się przypuszczać, że w łaśnie jedna z tych miejsco­ wości wchodzi w grę w relacyi kard. H um berta. Pytanie tylko — która? N ajpraw dopodobniej trzecia, 1° dlatego, że odległość jej od C arogrodu doskonale się godzi z w ypadkam i carogrodzkimi, o k tó ­ rych tu była mowa; legaci bowiem, w yjechaw szy poraź w tóry z Kon­ stantynopola dn. 21—22-go lipca, mogli, jadąc pośpiesznie (alacres), przebyć tę przestrzeń, zanim dognali ich w ysłańcy cesarscy, którzy wyjechali z C arogrodu w kilka dni później; 2° zaś, co najw ażniej­ sza, nazw a Rhnsion je st mocno zbliżona do w yrazu R usso rum , zwłaszcza w drugim przypadku liczby mnogiej, R usionum —R usso­ rum. Przepisyw acz rękopisu mógł łatw o popełnić omyłkę i zam iast nieznanego sobie Rhusionum postaw ić więcej znane Russorum .

Że tu niem a m ow y o R usi ani o żadnem m i e ś c i e r u s k i e m , ja k tłum aczą nasi historycy w yrażenie civitas R u sso ru m , dowodem je st choćby natura i sposób używ ania w yrazu civitas w łacinie średniowiecznej. Civitas oznaczała w średnich w iekach m i a s t o b i s k u p i e p ar excellence 4), co doskonale się nadaje do stolicy biskupiej Rhusion, a je st niezrozumiałe w zestawieniu z wyrazem

Russorum . D latego zaś mówię, iż nie je st zrozumiałe w tem osta-

tniem zestawieniu, że—podług średniow iecznego sposobu nazyw ania m iast—civitas R ussorum m usiałoby znaczyć m i a s t o R u s s ę lub m i a s t o R u s s (pierwszy przyp. liczby pojedyńczej), podobnie jak

civitas L eu coru m 5) oznaczało miasto Lukkę, Iporeium c iv ita s6)

oznaczało miasto Iwreę, W angionum Urbs 7) było m iastem W

or-Ó „ T op iru s v e l T op eru s R h o d o p es civitas est in N otitia H iero clis, ubi R husium cognom inatur." —„T operus nunc R h u siu m “ (Le Quien. O riens Christia­ nus. P a risiis 1740, t I, str. 1200, n. IV). O p o ło żen iu R husionu m ó w i P ro co p iu s. D e A ed ific. lib. IV , c. 2: „T op eru s, urbs antiqua R h o d o p es, fere undique am ­ bita fluvio, colli arduo su b jacen s, non ita p rid em a S c la v e n is bai baris capta erat".

s) Gams: S e r ie s E p iscop oru m Eccl. Cath. R atisb on ae 1873, str. 428.

3) Na w yroku syn od aln ym , sk ład ającym z g o d n o ści p a try a rch ę Jana

C alecasa w r. 1347, p o d p isa n y jest „T h eod u lu s m etropolita R h o s ii11 (Le Quien, 1. с.).

4) Du Cange: G lossarium m ed. et infim ae latinitatis, t. 2: „ Civitas u rb s ep isco p a lis, cum ceterae Castra v e l oppida dicerentur."

6) „C elebratis er g o in se d e civitatis L eu coru m duobus diebus...", „do­ m in u s p apa a L eu co ru m urbe d igressus..." (A n selm i m on. R e m e n sis H istor. D ed ic. e c c l s. R em ig ii (Itinerar L e o n is IX ) u Wattericha, (1, c. str. 114, 117).

6) Wioerl: L eo n is IX Vita, lib. II, n. 2 ( WatteHch, 1. c. str. 149).

. ') Wibevfr. 1. c.: „Interea apud W a n g io n u m urb em .. fit... n on m od icu s

con ven tu s..." —

(16)

macyą, urbs M ediom atricorum — Metzern l) i t. p. A zatem civitas

R ussorum w rozumieniu naszych historyków je st w yrażeniem nie-

zrozumiałem i geograficznie błędnem; zastąpione zaś przez civitas

R usionum je st zgodne ze średniowiecznym sposobem mówienia

i geograficznie stwierdzonem, a w zastosow aniu do powyższych w yw odów — jedynie możliwem.

Streszczając w szystko, co tu pow iedziałem , twierdzę, że Hum- bertow a civitas R ussorum nie je st ani miastem ruskiem, ani k ra­ jem ruskim, lecz poprostu — miastem Rusion, leżącem na drodze z C arogrodu do brzegów A dryatyku. T em samem zaś i fakt b yt­ ności legatów L eona IX na Rusi w r.‘ 1054 je st wynikiem niepo­ rozumienia, które pow inno ustąpić.

Legaci L eona IX w r. 1054 na Rusi wcale nie byli.

27 S ty czn ia 1905 r.

X . W . S Z C Z Ę Ś N I A K .

ł) Tl iberf. 1. c. lib. II. n. 5. {Watterieh, 1 с str. 156): „Inde p e r urb em M ediom atricorum r e m e a n s...“ —

Cytaty

Powiązane dokumenty

In the Figures 5 and 6 the numerical results are presented using three interaction schemes The hydrodynamic values in heave for a twin section without wave interaction between the

6 W kontekście analizowanego problemu szczególnie interesujący jest tom drugi, w któ- rym Brunschvicg zawarł analizy intuicjonizmu Bergsona, odnosząc go do szerokiego kontek-

sne miejsce, był Leon Wasilewski' Warto więc się ptzyrzeć bliżej tej nieco zapomnianej postaci politycznej oraz rozwijanym przez niego koncep- cjom politycznym, w kt

„o rosyjsko-polskim filozofie prawa”, choć równocześnie zaznacza, iż jego ojciec był polskim ziemianinem” [w:] Leon Petrażycki und seine Schüler, Berlin 1965, s.

nienie filozofii prawa, której zainteresowanie skupiać się winno na ideach wyra ­ żonych w normach prawnych oraz na oddziaływaniu tych norm na świadomość społeczną

W kolejnym liście do tego samego cesarza Leon Wielki postawił problem właściwego sensu cesarskiej władzy: „C o zatem jest bardziej pożyteczne dla twojego zbawienia,

If it is considered that saying above, the basis of our mathematical description of the method of laying of the characteristic ratio, the maximum and the total loss for