-■
>r - :
£>£3 £ _
X ' S Z te S i JM voS 2
Polacy w świetle nowszej literatury niemieckiej, przez
Stanisława Tomhowicza . . . .
5, _
POLACY
¥ Ś w i e t l e h o w s e e j l i t e r a t e r t
r i-ie n a lcc ^ z le j-
W dziwnych żyjemy czasach, a to czego świadkiem nasze p o k o lenie, zdolnem jest zachwiać wszystkiemi pojęciami, k tóre c z łow ie ko
wi, ja k o istocie moralnej i rozumnej, winny być święte. Na to przez w ieków kilkadziesiąt pracowała ludzkość, a przez dziewiętnaście chrze- ściaństwo, wysilały się umysły uczonych, praw odaw ców , apostołów religii i oświaty, aby dziś zwyciężyły w świecie cywilizowanym te wzniosłe i uszlachetniające ludzi idee, że religia jest poetyczną m rz o n ką; moralnością—dobrze zrozumiany egoizm tylko; polityka— sztu k ą wzmagania sią cudzym kosztem; prawo-—pokryw ką przewagi m ocniej
szego, a oświata— narzędziem do wyzyskiwania prostaczków i p a n o w a nia nad słabszymi; że celem ludzkości—używanie, zakonem jej— in te res i prawo mocniejszego, a objawem życia— walka o byt.
Młody człowiek wychodzący ze szkół, gdy zaczyna oczy o tw ie rać na świet szeroki,-ma prawo powiedzieć, że go oszukiwano, przez tyle łat ucząc go o wzniosłej roli chrześciaństwa w dziejach i o d o brodziejstwach cywiłizacyi, która zbliżyła różne warstwy ludzkości i różne narody do siebie, ułatwiła wymianę myśli, niesienie ulgi c ie r piącym, złagodziła obyczaje, rozszerzyła światło i obdarzyła cz ło w ie
ka wolnością i do wyższego podniosła go poziomu. W sz a k ż e to wszy
stko frazesy, a w praktyce wydelikatniały tylko potrzeby człow ieka, oraz sposoby ich zaspokojenia—rany ludzkiego rodzaju zostały za g o -
najmozolniejszy i najkosztowniejszy, ale dla nas obecnie jedyny. Ma on jednak pomimo tych niedogodności wiślkie zalety, k tó re m i .prze
wyższa wyjątkowe praw odaw cze rozporządzenia i sposoby. P rz y m u - sowa zamiana służebności jest bro n ią’obosieczną, której cjjftua zależą od ręki nią władającej, a w każdym razie nosi na so b h ^ fe c h ę nowego szafunku własnością. D obrow olne natomiast i zgodne rozwiązanie ta k głęboko zakorzenionego stosunku, podnosi moralnie obiedwie strony, stawia włościan na stanowisku ludzi dojrzałych, zdolnych bez opieki i obcej pomocy stanowić o przedmiocie ś c iśtó z ich losem i przyszłością połączonym, a tern samem rozwija w nich żoyt długo tłumione uczucie samodzielności. Kto się zblizka przypatrzy dziszejszym włościanom, ten przyzna, że uczucie to znaczne m ię d ^ f nimi robi postępy. Wszelki k ro k wsteczny na tej drodze pożądanynpme jest. W łościanin, który po długiem wahaniu i uciążliwym targu podpisuje umowę o zamianę służebno
ści i następnie urządza swoj(pf gospodarstwo odpowiednio do nowych w arunków , występuje stanowczo z szeregu łudzi wyglądających no
wych nadań i uposażpń od. hojnego rogu wszechwładnego państwa, a staje w zastępie tych, co posiadając jasno określoną własność, bronią jej praw indywidualnych, ze wszystkiemi tej zasady następ
stwami. Nie oułądajmy się przeto na wydanie przepisów przeciąć mających gordyjski węzeł służebności; uznając owszem korzyści m e tody przez rząd przyjętej, czuwajmy i chwytajmy k a ż d ą sposobność rozwiązania go wspólnemi naszemi i włościan usiłowaniami.
■
/
Ludw ik Górski.
W ŚW IETLE NOWSZEJ LITERATURY NIEM IECKIEJ, 9 jone, może powiększyły się jeszcze przynajmniej chwilowo w naszej
epoce. W ynalazki ułatwiają zbrodnię; d ru k pomaga do rozszerzania fałszu; zniesiona niewola, ale został proletaryat ulegający panowaniu kapitału; powstało nowe pojęcie wolnos'ci sumienia, a została nietole- rancya i wojny religijne kwitną w najlepsze. Ulepszono s'rodki kom u- nikacyi, a państwa murem chińskim pasportów i ceł odgraniczają się od siebie. Chrzes'ciańska nauka poucza o braterstwie ludzi, a socya- lizm jątrzy je d n e warstwy społeczne przeciw drugim; poucza o bra te r
stwie narodów, a szczepowe nienawiści wywołują walki o s'mierc lub życie,łjsystemy wytępienia przeciwnika, nie ustępujące starożytnym woj
nom i napadom w okrucieństwie użytych środków... Boć wszystko się zmienia, a grubą broń dawnych zastąpiły narzędzia wyrafinowane, ale nie usunęły w bezwzględności i zaciętości namiętnej...
Na ten tem at snuć można myśli długo, gdy się zacznie rozpam ię
tywać dzisiejszy stan społeczeństwa w Europie, a zwłaszcza jeżeli się j e s t — polakiem...
...Czemuż przypisać nienawiść do nas Niemiec, przodujących pod wielu względami w pochodzie cywilizacyi europejskiej, czemuż postę
powanie Prus, państwa prawnego i kraju bojaźni Bożej?
A by tę zagadkę wyjaśnić, nie wystarczą nasze narodow e wady i winy. Jest B óg dziejów i sprawiedliwość historyczna; ale to nie wy- tłómaczy zawziętości narodu cywilizowanego przeciw drugiemu, t a k że tą samą oświatą żyjącego.
Jest w cha rakterach dwóch narodów jakiś pierw iastek wrogi, k tó- ' r y °d wieków ze sobą waśnił sąsiadów wbrew ich interesowi, sprawiał, że zamiast łączyć się we wspólnych celach i wspólnej obronie przeciw wrogom cywilizacyi, one od początku swej historyi walkę ze sobą prowadzą. Jest w pojęciach jakieś przeciwieństwo zasadnicze, które wszelkie niemieckie teorye prawne, polityczne i filozoficzne, przeciw nam zawsze w praktyce zwracało. Religijne nawet przekonaaia, nie
nawiść zawsze wzajemną wywoływały. Z pogańskimi słowianami wal
czyli niegdyś niemcy w imię katolicyzmu — z katolikami dziś walczą w imię protestantyzmu.
Nie będę przechodził spisu grzechów niemieckich względem P o l ski i Słowiańszczyzny, od wojen północnych sasów z nadłabskimi le- chitami, a dwu Gazonów margrabiów wschodnich Luzacyj z Mieczy
sławem i Bolesławem Chrobrym; od zdrad krzyżackich i praktyk elek
cyjnych, aż do agitacyi za podziałem Polski, rozpoczętej już przez W ielkiego Kurfürsta i fałszowanej monety F ryderyka Wielkiego, i wszystkiego, co potem nastąpiło. Również nie czas tu i nie miejsce ro z b ie rać doktryny filozoficzne, bezwzględną logikę heglowską i teQ.
ryę państwa, jako zapalającego w sobie najwyższe ideały człowieka, szukającego ładu w ustroju świata, a wyzutego z pojęcia o Bogu o s o bowym i wyższym porządku rzeczy. Systemy te, krzywiąc za p atry wanie na cel i praw a państwa, przysposobiły umysły do spokojnego patrzenia na wiele krzyw d i do usprawiedliwienia ich nawet przed s u mieniem krzywdzicieli. Poznanie ich rzuca wiele światła na politykę dzisiejszą P r u s względem nas, ale tę pracę podjęli już inni.
Zresztą teorye te i systemy mogą wpłynąć na umysły ludzi u c z o nych i kierowników polityki, nie tak łatw'o przeobrażą jednak pojęcia mas ludu, mającego bądź co bądź instynkta moralne, wyrobione przez wieki chrześcijańskiego wychowania; usprawiedliwić mogą krzywdy, ale nie pobudzić do krzywdzenia. Na to, aby teorya przeszła w czyn, w działanie wprost przeciwne wszelkim lepszym popędom; na to, aby człowiek, naród, państwo cywilizowane, mogły z zastraszającą b rutal
nością deptać prawa, zasady i tradycye cywilizacyi; aby, postanow iw szy zgermanizować i sprotestantyzować lub wytępić lud kilkomilionowy,
mogły dążyć do tego celu wszelkiemi drogami i znaieść poparcie mas
— na to trzeba przerobić zasadnicze wyobrażenia narodu; a do tego tylko dojść można długą usilną nad nim pracą, popularyzowaniem te-
oryj przewrotnych, konsekwentnem zamąceniem wyobrażeń.
Chcemy więc zastanowić się nie nad wielkiemi systemami, ale owszem, zwrócić uwagę na niektóre drobne, a przecież tak skuteczne środki dzisiejszej polityki pruskiej wobec polaków. Mówić będziemy nie o tem, co w ogóle ją przygotowało i umożebniło, ale o tern, co w szczegółach ją ułatwiło i do niej się przyczyniło w ciągu ostatnich lat kilkunastu, o drobnych kilku, ale tak dzielnych psychologicznych sprzymierzeńcach czy narzędziach wrogiej nam idei.
Znany jest aksyomat, że F rancyę zwyciężył w r. 1870 niemiecki nauczyciel ludowy. Z takiem samem prawem możnaby powiedzieć, że dzisiejszymi ciemiężycielami polaków w Prusiech, są niemieccy pu
blicyści i pisarze ludowi. Oni to, przeważnie zachęcani i zasilani przez rząd, pracowali tak skutecznie nad wykopaniem tej przepaści, k tó ra dziś niemców od polaków dzieli w Prusiech. O dziennikarzach nie będziemy mówili: zbyt obszerne to a niewdzięczne zadanie. Z r e
sztą dzienniki polskie utrzymują jaką tak ą kontrolę nad tem, co się w niemieckich o nas pisze. Ale nie tak dokładną zdają one czytelni
kom, a może i sobie samym sprawę z doniosłości ruchu literackiego, w k siążk a ch się objawiającego.
Z wszechstronnością bowiem, k tó ra im zaszczyt przynosi, nie
mieccy pisarze już oddaw na wiele zajmowali się sprawami polskiemi, a zajmowali w dwóch kierunkach. Cały już jest zastęp uczonych, k tó -
W ŚWIETLE NOWSZEJ LITERATURY NIEM IECKIEJ. 1 8 dzieć nie można, nie wiedząc nawet, komu część nas obchodząca b ę dzie powierzoną.
W o b e c tego kierunku wydawnictw, moralnie i materyalnie po • pieranych z góry, pamflety na Galicyę i polaków zmuszone są ukazy
wać się samopas, prowadzić niejako wojnę partyzancką. Niemniej przeto są liczne, owszem znajdują silne poparcie w antyaustryackiem stronnictwie niemieckiem w Austryi, w ta k nazwanej opozycyi fakcyjnej, której wszelka broń przeciw słowianom jest dobrą i pożądaną. Zresztą gdy dość jest na świecie niemców słowianom wrogich, muszą książki te opłacać się wydawcom. K ierunek ten kilka sobie obrał dróg, czy kanałów . Jednym są naturalnie dzienniki, ale potężniejszym daleko beletrystyka. Dziś gdy spór niemiecko-słowiański skoncenrtował się, i widome kształty przybrał na siebie w Czechach, czesko-niemiecka wojna dom owa stanowi ulubiony tem at dzienników politycznych, z których niekiedy wydostaje się na półki księgarskie w postaci b ro szur i książek.
Jedną z ciekawszych jest książeczka Der K a m p f um die Sprache H e n ry k a Tewelesa, wydana w roku przeszłym, a powstała z fejletonów k tó reg o ś czesko-niemieckiego pisma, podobno A utor jest zagorzałym apostołem niemczyzny, ta k zagorzałym, że w swojem za
ślepieniu nawet w ułomnościach narodowych upatruje tytuł do chwały niemieckiej. Czy kto zna brzydszy, niezgrabniejszy układ ust, j a k n ie miecki, zwłaszcza austryacki? Sposób mówienia jest chyba najsłabszą stroną pięknych wiedenek, które zresztą tyle mają wdzięku i tak p r a wdziwie piękne przedstaw iają typy. P a n Teweles w tym właśnie s p o sobie mówienia widzi chlubę narodu. W szystkie narody wymawiają brzydko: francuzi mówią zbyt płytko, włosi zbyt szerokim językiem, nie wspominając o szepleniących anglikach: jedni niemcy mówią j a k się należy, bo jedni oni mają naturalny układ ust: der Deutsche allein besitzt dte richtige Mundstettung. A nam się zdawało, że aż zbyt n a turalny! Oczywiście, że i język niemiecki będzie najpiękniejszym na świecie. W łoski jest zbyt miękki, przypomina chińszczyznę; pom ię
dzy wszystkiemi zbyt twardemi i zbyt miękkiemi, język niemiecki j e den obrał drogę środkową, utrafił na miarę właściwą.
J a k przy takim szowinizmie obejdzie się autor ze słowianami, d o myśleć się łatwo. Jeszcze my nie mamy prawa skarżyć się zbytecznie.
Na polaków stosunkowo łaskawy. „Któż bez współczucia, mówi na wstępie, może słuchać o sposobach, ja kienii się dziś walczy z polskim językiem? Jednym z ostatnich był zakaz mówienia między sobą na ulicy po polsku, w ydany polskim uczniom szkół średnich. Jaki będzie koniec tej walki? Prusy, najpotężniejsze to niem ieckie państwo, nie
POLACY
zdołały w ciągu stu lat poradzić sobie z polakami. W Austryi polacy już od n.inisteryum Herbst-Giskra uzyskali stanowisko uprzywilejo
wane, którego użyli i używają odtąd nietylko do podniesienia n a r o d o wości, ale ta k ż e do pognębienia równych im liczbą rusinów. Ale c h o ciaż naród uległ podziałowi, literatura jego kwitnie i zwraca uwagę świata; ma on artystów, jak Matejko i Siemiradzki, którzy w najszla- chetniejszem współzawodnictwie mogą znajpierwszymi pójść o lepsze.“
Z a to z czechami autor obchodzi się srogo; drwi z wszystkiego, co jest czeskiem, przytacza najrozmaitsze anegdoty, aby narodowość tę podać w pośmiewisko, nie może strawić czeskiej niemczyzny, cz es
kiej wymowy, a już czeski język spokoju mu nie daje. Aby okazać, że właściwie tego języ k a nie ma wcale, przytacza i wyśmiewa wszy
stkie te tyle wyśmiane już wyrazy z niemieckiego zapożyczone, jak sichrhaiclampa, forhanki ( Vorhänge), szporherd (Sparkerd), orringle, szlafszuchy, knofliki i liszprify (Liebesbriefe). Celem książki, ja k już tytuł wskazuje, jest wojna nazabój przeciw czeskiemu językowi i n a rodowi.
W o jn a ta dom owa nie natchnęła dotąd żadnej jeszcze ep o p e i—
w poezyi echo jej słychać co najwięcej w utworach kilku austryackich liryków, najnowszej daty. Tytuły ich książek zwykle bardzo w o jo wnicze, a co dziwniejsza, nawet nazwiska autorów brzmią groźnie.
Oto parę przykładów. Wehr zmd W affen. Deutsche Dichtungen des ju ngen Oesterreich, von A d o lf Hagen 7md Julitis Fels. Obaj ci to
warzysze poetyczno-politycznej broni, wydobyli już kilka zbiorów pie
śni z Austryi lub o Austryi. Pokrewnym jest im Adolf Stark, który niedawno ogłosił zeszyt poezyi pt. Zu Schutz und Trutz Cała ta ono- rr.atopeja k a rte k tytułowych, nie przeszkadza, że treść książek jest w ogóle dość niewinna. Jak katarynki grające N u r f ü r N a tu r albo Gasparone, tak wszystkie te poemata nakręcone są na jednę m elodyę haseł wojennych przeciw słowianom i klerykałom, przepow iadają A u stryi że zwycięży:
Trotz Slaven und trotz Finsterlingen;
do czego możnaby dodać tylko tę poprawkę, że, naszem z d a n ie m , zwycięży nie „pomimo,“ ale przez słowian i obskurantów. Krzyki na
„zuchwałe plemiona słowiańskie“ tym tak wiele szkodzić nie mogą wobec konieczności dziejowej, której siła jest większą od wpływu trzeciorzędnych poetów. Klasa krzykaczy i burzycieli dość jest w A u stryi nieliczna, lubo hałaśliwa. Gdy zaś większość składa się ze spo
kojnych obywateli chcących żyć i pracować uczciwie, przeto p rz y puszczam, że same okładki takich zbiorów poezyi, te najeżone bagne-
W ŚW IETLE NOWSZEJ LITERATURY NIEM IECKIEJ. 1 5 ty wyrazów Wehr u. W affen, Schuh u. Trutz, Fels, Stark, muszą na publiczność odstraszająco działać.
Zdaje się, że poetyczniejszemi od czeskich, są stosunki galicyj
skie i polskie w ogóle, natchnęły bowiem kilku powieściopisarzy, k tó rym pewnego talentu odmówić nie można, choćby się im i nie przy
znało prawa do tego rozgłosu, który podobno głównie zawdzięczają przedmiotom z życia naszego branym i fantastycznie a złośliwie prz e
kręcanym. Sacher-Masoch i Franzos zbyt są znani u nas i osławieni, aby warto było jeszcze ekspensować na nich niechęć swoję. G wiazda ich z fałszywych złożona brylantów, trochę już zbladła podobno, a miejmy nadzieję, że za lat 5o nic o nich ludzkość nie będzie w ie
działa, chyba tylko, że było to dwóch oszczerców, którzy cudzym k o sztem się zbogacali.
Jeżeli w Austryi, dzięki bezstronnemu jej rządowi, a ściślej m ó wiąc, dzięki szlachetnej sprawiedliwos'ci Monarchy, nadającej ,,to n “ sferom wysokim i najwyższym, można o bezstronności lub stromi oś ci wobec nas piśmiennictwa sądzić wedle tego, czy ono jest przez rz ąd popieranem lub nie— to całkiem przeciwne kryteryum wypada p o s ta wić dla Prus i Niemiec. Tutaj każda wycieczka przeciw pola
kom może z góry być pewna subwencyi. jeżeli nie jest już na zamówienie sporządzona, a oprócz tego przynosi obecnie autorow i chwałę spełnionego czynu patryotycznego i na pokup śmiało liczyć może. Że w tych w arunkach powstałe pisma o nas, naw et prace nau.
kowe, bywają zwykle pamfietami, czyż kogo dziwić będzie?
Ztąd cała armia tych literackich rycerzy idei antysłowiańskiej, i całe szeregi prac, których same tytuły często już zdradzają tenden- cyę germanizatorską i aneksyjną. Głos uczciwy o polakach jeśli się odezwie, to z pewnością z łona zaciętej opozycyi, z pośród centrum sfer katolickich i niezawisłych. T ak jest dziś—ale na szczęście nie z a wsze tak bywało.
Literatura to w ogóle bardzo bogata. Z tego, co w P ru siech i N iem czech o rzeczach polskich i o sprawie polskiej napisano od p o c z ątk u bieżącego wieku, biblioteka dałaby się zebrać. Z wszechstron
nością, która narodowi zaszczyt przynosi, zajmowali i zajmują się n i e mieccy pisarze wszystkiemi prawie objawami życia i ducha naszego:
historyą, prawem, sztuką, literaturą, opisaniem kraju, polityką, stosun
kami religijnemi i społecznemi. Z punktu widzenia polskiego można całą tę rozległą literaturę podzielić na dwa okresy, których granicę stanowi r. l8 6 3, a właściwie epoka lat kilkunastu od 1846 do 1863.
W całej pierwszej połowie naszego wieku, przeważa usposobienie nie- tylko przedmiotowe, ale często nawet sprawie polskiej przychylne.
Po ostatniem nieszczęsnem powstaniu—zwrot na całej linii, wojna z a
POLACY
cięta, na śmierć. N ie zadają kłamu temu podziałowi rzadkie w yjątki zdarzające się i dziś, ja k np. Nitschmann (autor książki: Geschichte der polnischen Litteratur z przed lat paru) albo Kurtzmann (autor history
cznego wstępu do wydanego świeżo katalogu biblioteki R acz y ń sk ic h w Poznaniu), ani tych kilku uczonych w szerszym stylu, ja k Roepell.
Caro, Essenwein, którzy wprawdzie nie są zapewne wielkimi Polski przyjaciółmi, ale ja k o uczeni poważni, starają się utrzymać na s t a n o wisku nauki przedmiotowej. Mała ta garstka, w porównaniu z całym wielkim zastępem pisarzy drobniejszych, popularnych, dziennikarzy, współpracowników poznańskich naukowych a właściwie politycznych wydawnictw ^Zeitschrift f ü r Geschichte u nd Landeskunde der Pro
vinz Posen, zamienionej na Zeitschrift der historischen Gesell
schaft f ü r die Provinz Posen), autorów opisów, monografij, przewodników, broszur itd., pisarzy nieskończenie mniej w ar
tych, ale w praktyce więcej wpływających na opinię, bo ruchliwszych, przystępniejszych, ogólniej czytanych. Otóż cała ta rzesza drobnych, ale tak skutecznych ujadaczy, od lat 2o stanowczo przeciw nam s ta nęła. Ale początek tego zwrotu dużo wcześniejszy.
Do końca panowania F ry d ery k a W ilhelm a III, wiał w Niemczech wiatr dla nas przychylny. I pierwsze lata panowania następcy jego cechował podobny kierunek. Rewolucyiną epokę 1846— 1848 n a z n a czyła cała literatura polskiej sprawie przyjazna. Pod wpływem prądu ogólnego, rząd pruski zaczął skłaniać się do daleko idących ustępstw.
W te d y w kołach mieszczańskich niemieckich, w poznańskiem, obudził się strach przed widmem przewagi żywiołu szlachecko-katolickiego.
Jednym z przywódzców tej reakcyi, papierowym przynajmniej jej a p o stołem, stał się H enryk W uttke, człowiek namiętny i zjadliwem o b d a rzony piórem. Ciekawym pod tym względem dokumentem jest b r o szura jego: Polen und Deutsche, napisana pod wrażeniem strachu, że ustępstwa pójdą za daleko. Ogłoszona r. 1846, doczekała się w d w óch latach aż trzech wydań. Znanem mi jest trzecie.
Jest to namiętna i zręczna odezwa do najpodlejszych n a m ię tn o ści natury ludzkiej. Autor nie cofający się przed użyciem żadnej b r o ni do celu prowadzącej, przedstawia rodakom całą grozę położenia, jakie sobie gotują. Polacy— wszak to dzicz i barbarya, zostająca pod strasznem kierownictwem głupich i egoistycznych m ożnowładzców i straszniejszem jeszcze — fanatycznego duchowieństwa katolickiego;
inteligencyi żadnej tam nie ma; oni nawet swoim językiem dobrze m ó wić i pisać nie umieją; w interesie ludzkości i oświaty leży, aby ja k najdłużej jeszcze jęczeli pod jarzmem niemieckiem. N a ród ten nic nie umie, tylko używać i m azura tańczyć. Cała historya jego jednem pasmem lekkomyślności, nieładu i dzikości z okrucieństw em połączo*
W ŚW IETLE NOW SZEJ LITERATU RY NIEM IECKIEJ. 1 7 nej. Podział Polski był aktem słusznej obrony. W sz a k ci zbrodnia
rzy zawsze tylko nienawidzili nas i krzywdzili, żeby wspomnieć tylko o Grunwaldzie? W ię c lepiej, żeby niemcy byli gnębieni przez pola
ków , niż żeby polacy słuchali niemców? Każdy niemiec przemawia
jący za polakami, jest niecnym zdrajcą swojego narodu. Wszelkie skrupuły są tu s'mieszne. Jakie polacy mają zasługi w dziejach? Byliż przedmurzem Europy? Bynajmniej. Nie oni bronili od mongołów, tylko niemcy; nie oni oswobodzili W iedeń, tylko niemcy. Rycerskość ich, to czcza przechwałka.) Mówicie, że większość ludności jest pol
ską. Gdzież oni są? NaWet dobrze mówić i pisać po polsku nie umieją.
Nazwy miast są niemieckie. Prusy nie będą przecież wskrzeszać na
rodowości nieistniejącej. Kraj to zaiste niemiecki. A jeżeli polakom w nim nie dobrze, to niech się wynoszą chociażby do Paryża.
Oto treść pisma, będącego, ja k dziś widzimy, dokładnym p r o g r a mem pruskiej względem nas polityki, aż do najdrobniejszych szcze
gółów. W ów czas jednak rzecz nie musiała wydać się naturalną, s k o ro wywołała nawet ze strony niemieckiej gwałtowną polemikę, i na nieprzyjemności naraziła autora. Powoli jed n ak gra ta na najdrażliw szych strunach uczuć narodowych, naszpikowana fałszami i niemoral- nością, nie chybiła celu, tembardziej, że autor snać niezadowolony jej niedość szybkim skutkiem , poparł ją dziełem mającem wszelkie ze
wnętrzne pozory przedmiotow ości i gruntowności naukowej.
W r. 1864 wyszło w poważnym formacie czwórki, duże dzieło pt.: Städteltich des Landes Posen. Jest to kodeks dyplomatyczny czyli zbiór podań i przywilejów, oraz sczegółowa historya miast tak zwanego Księztwa Poznańskiego. Ośmnaście lat— to długi przestwór czasu w życiu człowieka; znakomicie może on wpłynąć na uspokoje
nie namiętności i spoważnienie sądów. T a k miałoby się ochotę m y śleć, czytając w dodanym poglądzie na całość dziejów tego kraju z d a nia: iż za polskich rządów ks. Radziwiłła dobrobyt kraju znacznie się podniósł; że wiele mu natomiast zaszkodziła niesumienna i niezręczna b iu ro k ra cy a pruska; że polska inteligencya przeszkadzała starannie wszelkim okrucieństw om w r. 1848, gdyż natura polska wogóle do okrucieństw a nie jest skłonną, a wykształcony polak umie naukę i r o zum cenić ,,niestety“ więcej niż niemiec; że reakcya r. 1848 ro z d m u chała unvernünftige Polenhass; że W ielkopolska bądź co bądź jest krajem o ludności mięszanej, a niemcy winni pamiętać, że i polacy m ają tam stare prawa.
rze dziś na to z niemcami konkietują, aby jutro wyprawić im ,,polskie nieszpory“) I wy chciecie jeszcze być dla tych sprawiedliwymi, któ-
Z. 26 5 2
POLACY
Cóż, kiedy frazesy takie blichrenr są i niekonsekwencyą, wobec całego ducha tej niby historycznej elukubracyi. Niepoprawny d e m o k ra ta i hberał z r. 1848, ubolewa wprawdzie, że dzisiaj państwa stały się instytucyami do ciemiężenia ludów, ale sam pośrednio zachęca niemców do ciemiężenia polaków i, lubo w spokojniejszej formie, po
wtarza wszystkie daw ne wycieczki i fałsze, nie cofając się przed naj- jaskrawszemi sprzecznościami. W szystkiego złego na świecie winni polacy— oczywiście w pierwszym rzędzie panowie i jezuici, ale i chłop polski tyle wart co oni. Das AUpolakenthum odznaczało się zawsze uciskiem i nietolerancyą religijną. Polacy zrobili z Poznańskiego raj opryszków i włóczęgów. Podział Polski był rzeczą chw alebną. Z g n ę bienie ostateczne polskości w r. 1864, było początkiem rozkwitu Księ- ztwa. Co było w dawnej Polsce dobrego, zawdzięczano niemcom.
Niemcy dobroczyńcami i właściwymi panami tej ziemi W ielkopolskiej, do której praw swoich świętych winni bronić choćby orężem. K a ż d y niem iec mający nieco wyrozumiałości dla polaków, albo co gorzej słowo nagany dla germanizatorskiej partyi, to zdrajca godzien pręgie
rza. N a napiętnowanie go nie ma dość obelżywych wyrażeń. Oto próbka: Löwenberg wird bezeichnet als Verfasser des Schandbuches:
Materialen zur Geschichte der polnischen Landestheile unter freies sicher Verwaltung 1&6-I. Leider haben wir Deutsche allerdings unter uns viele rändige Subjecte itd. Dla niego patryotyzmu niemieckiego brak naw et w kolonistach niemieckich Fryderyka W ielkiego, gdyż chrzcili w Księztwie nowe osady nazwami polskiemi, ja k gdyby niezbędną końców ką dla nazw miejscowości, było wyłącznie owo lub ewo. Nawet oburza się w końcu na rząd pruski za to, ż e p o r . l8 5l próbował oprzeć się a u f Junker und P fa ffe n , przez co dźwignął żywioły podłe, a roz
powszechnił „szpiegostwo, kościelne ogłupianie i przywileje szlachty.*
W u ttk e m u tedy przypadł w udziale ten zaszczyt nie do pozazdro
szczenia, że stał się on ojcem całej dzisiejszej bandy literatów, publi
cystów i polityków skaczących na pochyłe drzewo podbitej narodo
wości, nadużywających nauki do niskich tendencyjnych celów, ro s n ą cych w popularność tanim kosztem cudzej krzywdy i nieuczciwego pa
tryotyzmu. Przyczyniły się do tego zapewne nieszczęśne wypadki roku 1863, ale faktem jest, że rok ukazania się Stddtebućhu stanów'
przełom w całym tym rodzaju piśmiennictwa niemieckiego.
P o d c z a s gdy przedtem ukazuje się bardzo wiele popularnych książek i wydawnictw niemieckich, mających na celu zbliżenie się d w ó c h narodów, przez odkrycie niemcom pięknych s tr o n życia i lite
ra tu r y polskiej (August W oycke: Sitten-und Charakterbilder aus Polen u. Lithuanien, Berlin 1802), mieszczących takie zdania, jak „cierpieć
W Ś W lE fL E NOWSZEJ LITERATURY N IEM IECKIEJ. 19 i walczyć, zdaje się być losem przypadłym w udziale temu n ieszczę
śliwemu narodowi1' (Grüner: Geschichte Polens nach Chodźko’s Vor- gang, 1862),g dynaw et tacy rycerze niemieckos'ci, ja k Emil Oehlschläger przyznają polakom pew ne zasługi, i stwierdzają, że np. czasy Jagiello
nów były złotym wiekiem dla miasta Poznania, {Posen, ein Ülustrirter puh*er itd , 1861), z rokiem 1864 ton całego te g o pis'miennictwa się zmienia, przybiera cechę szorstką, obelżywą i p o g ardliw ą , k tó ra do dziś dnia stanowi podstawę głosów niemieckich, a zwłaszcza pruskich 0 nas, stała się rzeczą modną i popłacającą, rzeczą ,,dobrego tonu“
teutońskiego.
W iele światła rzuciłby na to przegląd prasy niemiecko-poznań- skiej, nawet literatury niby naukowej, grupującej się około towarzy
stwa historisch Gesellschaft w Poznaniu, które w o rganie swoim, już wspomnianej Zeitschrift, naiwnie za cel swój ogłasza, przekonać tych dość licznych niemców, co się nie mogą w P ozn ań sk iem aklimatyzo- wać, iż jest to kraj tak niemiecki, że mogą się w nim czuć, jak u sie
bie (fałsze mają to do siebie, iż wojujący niemi wikłają się w sprzecz
ności). Ale może najlepszą ilustracyą przemiany, k tó ra w owej epoce zaszła, będzie zestawienie dwóch książek podobnych do siebie celem 1 układem , a przecież ta k różnych, jak różne są dwie epoki, w k tó rych powstały,
Zapewne z zachętą i pod opieką rządu, pojawiały się w P ru sac h od czasu do czasu zbiorowe wydawnictwa, mające na celu budzenie i wykształcanie wśród młodzieży i szerokich warstw ludności patryo- tyzmu pruskiego. Już same tytuły mają być rodzajem propagandy, a liczne i staranne drzeworyty, przedstawiają po większej części, c h w a lebne zdarzenia monarchii pruskiej, zwycięztwa, bitwy i czyny F r y d e ryka Wielkiego. Jednem z dawniejszych było: Das Vaterlandshuch czyli Illustrirte H aus-und Schulbibliothek zur Erweiterung der H ei- matskunde sowie zur Erweckung vaterländischen Sinnes, którego / części "VI tom drugi, ułożony przez F ryderyka Körnera, nauczy- j cielą szkoły realnej w Halli, wyszedł r. 1857 i zawiera Vaterländische / Bilder aus Schlesien u. Pośen. Naturalnie od początku do końca jest 1 to apoteoza ducha niemieckiego, zasług narodu niemieckiego w d zie
jach i stosunkach teraźniejszych, apostolstwo germanizacyi,która ludom wynarodowionym przynosi wszystkie dobrodziejstwa korzyści i słody
cze kultury niemieckiej, a jest prądem tak potężnym, że nic mu się oprzeć nie zdoła. Za polskich czasów w W ielkopolsce była dzicz i ciemnota Afryki środkowej; całe światło i ogładę swoję zawdzięcza kraj ten niemieckim kulturträgerom. To wszystko jest, i było nieuni- knionem w książce tego rodzaju. Ale jak że autor waży wyrazy, aby
nie być niesprawiedliwym; jak oględnie i łagodnie krytykuje stosunki pol
skie; ja k unika wszystkiego, coby mogło drażnić i upokarzać; ja k o b o k całego patryotyzmu teutońskiego znajduje nawet słowa pochwały lub obrony dla spotwarzonego charakteru polskiego., „Starym obyczajem, jest polak z klas niższych nader ugrzecznioriym, przytem je d n a k p rz e kornym też i upartym. Błędem wszakże wielce rozpowszechnionym jest mówić o służalczem usposobieniu polaka, o tem, że skrzyżow a
wszy ręce na „ ż o łą d k u 1' skłania się nizko aż prawie do ziemi, p o k o r nie wznosząc wzrok do tego, kogo wita, i w tysiącznych zapew nie
niach objawia płaszczącą się uniżoność. Owszem, wita on, ja k każdy inny człowiek, jedynie zdjęciem czapki i katolicką znaną formułą:
Niech będzie pochwalony Jezus C h ry stu s.. Tylko wobec księży s k ł a nia się niżej i mówi — nie czyniąc tego wszakże — „upadam do n ó g ‘!.
R azom podlega tylko parobek, i grubą przesadą jest, jeżeli opowiadają, że mąż żonę bije i gorzej się z nią obchodzi, niżeli się to dzieje w n iż szych warstwach niemieckiego ludu... Chwalebnemi przymiotami p o laka są: gościnność, usposobienie religijne, natura niezmordowana, do~
broduszność. Niech się upije niemiec, zaraz z tego bitka; polak pocL dobrą datą nazywa każdego serdecznym bratem, ściska go i c a łu j £ ‘^
Nie cofnie się autor i przed uznaniem dla „patryotycznego" hr. E d w arda Raczyńskiego, i przed naszkicowaniem barwnego obrazu ruchu i życia, jakie pulsowało za dawnych polskich czasów na rynku i ulicach poznańskich w czasie jarm arku świętojańskiego. N ie waha się przy
znać, że w katedrze gnieźnieńskiej „spoczywa niejeden bohater wiary i książę kościoła, że stoi tam niejeden pomnik grobowy, przed którym polak żałośnie wspomina bohaterskie czasy p rz o d k ó w “ .
Przypatrzmy się teraz drugiemu takiem u nowszemu w ydaw ni
ctwu. Nosi ono tytuł podobny „Unser deutsches L a n d u. Volk, v ater
ländische B ild e r “ i t. d. tylko i w samym tytule ju ż znacząca odmiana:
„Illustrirte H aus- und Schulbibliothek zur Pflege vaterländischen S in
n es“ . Jeszcze przed ćwierć wiekiem mówiło się o „budzeniu“ p a tryotyzmu, dziś już go się tylko „pielęgnuje“ . T om 8-my zawierający Szlązk i Poznańskie, wyszedł r. 1884, opracowany przez d-ra Karola j.Burmanna. Książka ta, to najlepsze świadectwo, że posiew nienawi
ści rzucony przez W uttkego, zeszedł i przyjął się. W u ttk e lżył i oczer
niał. Burmann przyjmuje już to wszystko za dobrą monetę, oszczer
stwa za prawdę, fałsze oczywiste za rzecz udowodnioną. Oto p o k r ó t
ce ich przegląd.
[ ' C harakter polski odznacza się samemi wadami i przywarami.
T a k było już za czasów piastowskich, i to było przyczyną g erm aniza- cyi Szlązka. Do dziśdnia chłop polski na Górnym-Szlązku — to s te k
W ŚWIETLE NOWSZEJ LITERATURY N IEM IECKIEJ. 21 uporu, lenistwa, pijaństwa, gburowatości, ciemnoty i zabobonności.
Ztąd germanizacya krajów polskich, to takie dla ludnos'ci dobrodziej
stwo, iż np. sami polacy szlązcy uważają się za prusaków , a polaków wlas'ciwych za największych wrogów swoich (str. 2 71)/])Polskim r z ą dom zawdzięczają kraje wszystkie swoje nieszczęścia, bo polacy z a w sze sprzysięgali się na ich .szkodę z ultramontanizmem i jezuityzmem.
Jeden z przykładów: „Książę Bolesław (wnuk Krzywoustego) p o w o łał do Głogowa prałatów i kanoników, i przez tę fundacyę mimowol
nie zatam ow ał wzrost i rozkwit miasta, polscy bowiem kanonicy“ itd,..
a dalej: „historyk Curaus nadmienia, że w owym czasie kapłani chrześ- ciańscy byli żonaci, zakonów na Szłązku było niewiele, kom unia św.
daw aną była pod dwoma postaciami i z nią {sic) nie urządzano ż a d nych uroczystych pochodów “ (str. 353). Polacy zresztą zawsze sta
wali po stronie złej sprawy, a niemcy w k rajach polskich po stronie honoru i własności; niemcy wprowadzili łagodne obyczaje i podnieśli kraj, zdobyli go looo-letnią pracą, tak, że dziś „żyje się w Poznań- skiem, j a k w każdym innym niemieckim k ra ju “ (str. 372). Są wpraw- dzie tacy, co tego nie przyznają, ale niech pamiętają, że od r. 1849 Poznańskie naw et nazywać się polskim krajem nie może. Słusznie i przedtem nie mogło: wszakże to ziemia niemiecka. „Niemcy mają stare prawo do swojej ziemi Tysiąc lat walczą o odzyskanie swo
ich wschodnich stron, k tóre lud słowiański zalał był i z a d e p ta ł” . T a k powiedział mówca na zgromadzeniu rewolucyjnem w Pile, i tak p o wtarza za nim autor, dodając z radością, że od r. 1866 nietylko słusz
nie, ale i prawnie kraj ten do rzeszy niemieckiej wcielonym został (str.
384). T e ra z jeżeli polacy śmią jeszcze skarżyć się, że sentymentalni niemcy i cudzoziemcy pow tarzają za panią m atką pacierz, że złamane zostały traktaty, przyrzekające zachowanie narodowości i języka pol
skiego, niedotrzymane prócz różnych innych przywilejów królew skie zapewnienia opieki nad religią i Kościołem, że narodow e ich życie ulega uciemiężeniu i zagładzie, polski język zdławiony, i najświętsze prawa zdeptane, można to traktow a ć poprostu, jako obrazę Majestatu.
„ K to nie chce uznać poznańskiego, jako prowincyi wewnętrznie i ści
śle do pruskiej monarchii należącej, kto ten stosunek'podaje w wątpli
wość i zachwiewać go próbuje, dla takiego ma k o d ek s karn y nazwę zdrajcy kraju, i karę ciężkiego więzienia“ (str. 382). Ci poczciwi, sentymentalni niemcy, bywali nieraz zbyt pobłażliwymi; ztąd próby po- lonizacyi kraju tego powtarzające się od kilkuset lat, a p rz ep ro w a d z a ne przez polaków z tak ą zawziętością, że już w X V II wieku „wielu niemców, aby ujść prześladowań, musiało przybierać polskie nazwiska,
obyczaj i m ow ę“ (str. 379). T e ra z nareszcie przyszedł czas o p am ięta
nia; ,,oby raz polacy zrozumieli, że pozn ańskie jest krajem o ludności roięszanej, w którym pod niemieckiem berłem m ieszka niemiec w r ó w nouprawnieniu z polakiem “ (str. 384). T ego pojednawczego, u g o d o wego tonu, najznakomitszą ilustracyą jest dalszy ustęp, w którym a u to r gorąco domaga się zniemczenia wszystkich nazw miejscowości, a żądanie to motywuje za pomocą dziwnie przekonywującego rozum o
wania: niemcy nie mają śmiertelnych nieprzyjaciół nad polaków ;naw et francuzi nie są na nich tak zawzięci. Hasłem polaków zemsta i n ie n a
wiść, objawiające się w jadzie, jakim zionie polska poezya i dzienni
karstw o. „Przeciw takiej złości, cóż mamy czynić my niemcy? Czy będziemy dalszemi ofiarami okupywać zgodę? Czy raczej nie w ypada nam wyrzec się wszelkiej zgody. Gdyby państwa rozbiorowe okazały się najbardziej wspaniałomyślnymi, gdyby przywróciły całe państwo Jagiellonów, polak i tak nie zadowolniłby się, ale ustawicznie starałby się jeszcze oderw ać członki ciała niemieckiego. Jeżeli więc nie ch c e
my popełnić na sobie samobójstwa, musimy przeciw zakusom polskim występować gdzie tylko się da, siłą i przemocą. Dłaczegóż-byśmy więc w prawowicie nabytej ziemi niemieckiej (jak to już wyżej okaza- ue było) męczyć się mieli nazwami miejscowości, trudnemi do wymó
wienia, dla niektórych niemożliwemi? Czy nie jest sprawiedliwem, abyśmy polskie nazwy tej prowincyi pisali pisownią niemiecką, albo przez wykreślanie z nich zgłosek dla niemieckiegn języka je dogo- dniejszemi czynili, albo na niem ieckie je tłórnaczyli, albo i wprost za
miast polskich wprowadzali nazwy niemieckie? T a k ie przekształce
nia dokonano niejednokrotnie ostatniemi laty w Poznańskiem i P r u sach zachodnich. Często z oporem ludności miejscowej, dodaje a u tor z nietajonem zadowoleniem, z pogwałcenia oporu polskiego; u b o lewa tylko nad zdrożną ciemnotą niektórych niemców, sprzeciwiają
cych się śmiesznej germanizacyi. T a k podobno reprezentacya miasta Inowrocławia („Inowrazlaw“) oświadczyła się przeciw zamianie ^ na s w pisowni tej nazwy (str. 400 — 401).
N a tak ą argumentacyę i takie przedstawienie rzeczy, co tu p o wiedzieć? Ze złą wiarą i tego rodzaju fałszami, dyskusyi być nie m o że. Sam autor się zdradził przy końcu, gdy ja k o ostatnie działo na poparcie swoich twierdzeń wysunął pogróżkę: zdrada stanu, kryminał!
Nie o argumenta tu chodzi, tylko o cel z góry wytknięty. N ie p r z y ja ciele lubią zarzucać zgromadzeniu jezuitów zasadę: cel uświęca ś r o d ki. Ludzie tego kalibru, co nasz d-r Burmann i mistrz jego W u ttk e , idą dużo dalej, kierując się istnie luterską zasadą: sic voło, sic jubeo.
W ŚW IETLE NOWSZEJ L1TERATÜBY N IE M IE C K IE J. 2 3
S ’i l y avail encore des ju g e s d Berlin, jedynym argmnentiim ad komi
nem byłoby na pogróżkę odpowiedzieć groźbą oskarżenia autora o d ą żenia podburzające przeciw sobie narodowos'ci, o socyalistyczne nawet tendencye, któreby w dziele tem łatwo było wykazać. W celach ger- manizacyjnych usiłuje ono w kilku miejscach rozdwoić warstwy po l
skiego społeczeństwa; podjudza niższe klasy przeciw szlachcie; przy- czem kłamliwie wmawia w chłopów polskich, że ze stanu rzeczy pod rządem pruskim są zupełnie zadowoleni, a każ dą zmianę odepchnęliby z niechęcią (str. 394—396, 408, 414). T o już cynizm, albo naiwnos'c przechodząca wszelką miarę.
Osobliwa to rasa ludzi—pisarze i pseudo-uczeni tego kraju! My
ślą, że się przysługują ojczyźnie i sprawie narodowej niemieckiej, szer
mując bronią fałszu. W dalszej konsekwencyi gotowi jeszcze udow o
dnić, że Polski nigdy nie było, że to czysta fikcya garstki zapaleńców;
albo, że na początku były Prusy, potem z krzywdy ich i z rozboju, oraz wiarołomstwa, powstało ja k ie ś niby państewko polskie, żyło jakiś czas kosztem Prus, aż uznało samo, że nie ma żadnej prawnej p o d sta
wy, i z radością zlało się napowrót z macierzą. Aniby nas takie tw ier
dzenie bardzo zdziwiło. W s z a k w najpoważniejszych dziełach h is to rycznych niemieckich można spotkać się ze zdaniem, że nauka Chry stusowa stała się prawdziwym chrystyanizmem, dopiero przez przystą
pienie do niej plemion germańskich, i wlanie w nią ducha g erm a ń sk ie
go. Słowem, nie Chrystus jest założycielem chrześciańsswa, tylko niemcy. B ez nich nic porządnego na świecie powstać nie może. P o dobnie chińczycy wyobrażają sobie, że są środkiem ziemi i osią św ia
t a . O! pycho, można zawołać, jak a z m fwmes wołał Horacy, quo non mortalia pedora co gis!
Co najbardziej jest dla rodu ludzkiego upokarzające, to, że fał
sze,- przechwałki i oszczerstwa, byle tylko wytrwale i zuchwale po
wtarzane, zwykle celu nie chybiają, i znajdują swoję publiczność. T a k też śmiałe twierdzenia W u ttk eg o i towarzyszów, rozpowszechniane dziennikami, a schlebiające szowinizmowi niemieckiemu, przyjęły się i znalazły echo w beletrystyce niemieckiej. Oto parę p rz y kładów.
W r. 1876, w ciągu większego cyklu zatytułowanego „Die Ahnen“ , wyszła powieść Gustawa F reytaga „Marcus König“ . A u tor—
nawiasem mówiąc, urodzony w południowej polskiej części ks. P o
znańskiego—przyswoił sobie snać zupełnie wyobrażenia wyżej n a p i ę tnow ane o historyi polskiej i stosunkach polsko-niemieckich. R o d z i
na K önigow zamieszkała w Toruniu; są to bez wyjątku obrońcy sp ra
POLACY
wy niemieckiej sro d z e przez polaków zagrożonej i narażonej. Ojciec bohatera powieści pada ich ofiarą, Po la cy skazują go na stracenie;
idąc na rusztowanie, przekazuje synowi zemstę. Ostatnia wola ojca, głęboko wryta w serce chłopca, staje się odtąd celem jego życia; z e m sta jest treścią całej powieści, a dla um otywowania jej, wymyślono na karb polaków najrozmaitsze zbrodnie i niegodziwości. Rzecz odby
wa się w epoce urodzin luteranizmu, więc naturalnie „popi i p o lacy “ odgrywają tam o hydną rolę, winni wszystkiemu złemu; walka przeciw nim wystawiona jako szczyt idealizmu i zasługi. Na odmalowanie nas, autor zapożyczył barw z palety W u ttk eg o , a co najzabawniejsze, że książę A lbre cht brandenburski, którego my uważamy za najzdradliwsze- go i najniesumienniejszego naszego wroga, przedstawiony tu został jako zdrajca i wiarołomca wobec Niem iec,dla te g o ,ż e p o d d a ł się zwierzch
nictwu Polski. W ten sposób możemy się pocieszyć, że zostaliśmy przez samychże niemców pomszczeni. Niecny A lb re c h t dostał się we dwa ognie, pod dwie wpadł klątwy. T a k zdrajcom bywa! a do kolebki państwa pruskiego piętno wiarołomstwa podwójnie się przyczepiło.
W inny znów zupełnie sposób zużytkował polskie motywa W i l helm Goldbaum, zaledwie w rok po ukazaniu się powieści powyższej.
Ja k samo nazwisko wskazuje, jest to żyd. Które miasto miało zasz
czyt być miejscem urodzenia jego, nie wiem. Może Czerniowce.
W każdym razie pochodzić on musi z Halb-Asien i należeć do r o d z i ny duchowo z zacnym Karolem Emilem Ik a n z o se m sp okre w nionej.
Jest to człowiek dość, lubo powierzchownie, wykształcony, obdarzony niejakim talentem pisarskim i zmysłem spostrzegawczym. T e w yzy
skuje, nie zadając sobie wiele trudu dla prawdy i dokładności. Szereg lat przebył na Bukowinie, i na Podolu, i Wołyniu, podobno jak o nau
czyciel domowy. Stosunki więc polskie mógł poznać, rossyjskich też liznął nieco, wśród żydowskich wzrósł i w yc how ał się. T e w iadom o
ści zużytkował w szeregu szkiców i obrazków życia współczesnego, zatytułowanym „Entlegene Culturen“ , a wydanym w bibliotece sto w a rzyszenia „Allgemeiner Verein für deutsche L ite ra tu r“' w Berlinie.
K siążka rozpada się na trzy działy: „Russisch, Polnisch, Jüdisch“ . Mo- żnaby się dziwić, dla czego pisząc dla publiczności niemieckiej, objął także kulturę polską mianem „odległej“ , ale wobec tego, co się dziś w Prusiech dzieje, możemy tylko być za tę dystynkcyę wdzięczni, p r a gnąc, aby kultura nasza pod względem moralnej wartości nigdy się do pruskiej nie zbliżyła.
Goldbaum w ogóle nie ma do nas złości. Cały jed n ak sposób mówienia o stosunkach naszych, nacechow any jest lekcew ażeniem
W ŚW IETLE NOWSZEJ LITERATURY NIEM IECKIEJ. 2 5 i tonem drwinkującyrn, właściwym umysłom płytkim, gdy rozprawiają o rzeczach, których nie rozumieją. Żyda liberała oczywiście nic tak nie drażni, ja k widok miłości ojczyzny i szczerej religijności. Polski patryotyzm winien, że polacy nie mieli prawdziwych poetów, bo
„praw dziw y poeta nie jest narodowym w tern ciasnem pojęciu, w ją - kiem narody kopce graniczne między sobą usypują“ ; dla tego od 1830 roku upadła poezya polska; „ O d a do młodości“ była jej śpiewem ła będzim. Jednostronny patryotyzm podkopuje siły żywotne, oddaje n a rody na łup pierwszej lepszej potęgi: „P oiacy wpadli w sidła Rzymu, stali się paziami jego i żołd ak a m i“ . Wszystkiemu złemu w Polsce winna przewaga Kościoła i winni jezuici. Jeżeli tak jest w istocie, to dziwne światło na niemców rzuca zupełny ich brak wdzięczności dla tych dwóch potęg, które ich politykę zaborczą tak bardzo u łatw i
ły. Dalej ośmielamy się sądzić wbrew autorowi, że ciasny i jedno
stronny patryotyzm, niezawsze bywa szkodliwym dla poezyi; przynaj
mniej w niemieckiej natchnął Gleimów, K ornerów i Kleistów, na k tó rych odsądzenie od wielkości i zasługi, może nie wszyscy niemcy-by się zgodzili. A dalej zwrócimy nieśmiało uwagę, że po „Odzie do m łodości“ i po r, 1830 powstało w polskiej literaturze parę poematów dość znośnych, ja k np. wszystkie prawie utwory Słowackiego i K ra sińskiego, Zaleskiego, a mianowicie wyszedł także jeden niezły p o e m at Mickiewicza p. t. „Pan T adeusz“ tłómaczony nawet na niemieckie już kilkakrotnie. Goldbaum zdaje się zupełnie o nim nie wiedzieć, a przecież poważa się uczyć publiczność niemiecką, kto był Mickie
wicz, F redro, Krasiński, Goszczyński w szeregu literackich „popiersi“
czyli portretów. Nie jedyny to zresztą dowód jego ignorancyi, d o praw dy imponującej. Pisze rozprawę o „H omerze w P olsce“, a nazy
wa Siemieńskiego uporczywie Ludwikiem i robi zeń profesora uniwer
sytetu Jagiellońskiego. A utorowi „Nieboskiej“ oraz „Irydyonowi“
zaprzecza tytułu poety, ale za to robi zeń rycerza nihilizmu, tak jest — nihilizmu! (str. 238). Mówi o arcybiskupach kamienieckich itd. Ależ naw et w znajomości literatury niemieckiej, można-by mu wytknąć p a rę usterek. Nie warto dłużej o tern mówić, tak samo, ja k zastanawiać się nad szeregiem „Sylwetek z miasta i ze wsi“ , w których autor p ró buje naszkicować rodzaj „ P ortre tów N ie-Van-D ycka“ , a maluje między innemi np. typ polki-darwinistki, złej matki, złej córki, z dobrem wprawdzie sercem, lecz fantastycznej prawie, aż do złośliwości, i my
śli, że jest drugim Zolą, gdy fotografuje same strony ujemne. Nawet tam, gdzie prawdę mówi, naw et gdy mówi o stronach sympatycznych polskiego charakteru, lub słusznych aspiracyach i szlachetnych nadzie-
jach, czyni to z jak ąś ironią i przekąsem. W idzi w nas fatalistów, k t ó rzy spokojnie patrzą, gdy inne narody się rozszarpują i walczą do u p a dłego o ideały, gdyż polakom przez Chrystusa zapew nioną zoztała i bez ich przyczynienia się nieśmiertelność. ,,Na spodzie tego zapa
tryw ania na świat, leży rys brutalnie słowiański, jakieś bezmiłosierne aprts nous le delugeu. Do tych drwin ,,z jałowych marzeń o nieśmier telności politycznej^ powraca po kilka razy; lirykę polską patryotycz- ną, nazywa rzemieślniczem rzępoleniem po uczuciach zemsty i „sk w ie r
czeniem“ o litość, które niegdyś świat rozczulało, ale przez nudną mo notonność przestało już działać. I znów pow raca kilkakrotnie do t e go „skow yczenia“ i rzekomo śmiesznego lamentu.
Do tego więc doszła literatura niemiecka, że tylko zgrzytać i drwić z nas umie. Przyczynił się ku temu zapewnie niemało żelaza ny kanclerz swojemi namiętnemi a gryzącemi przeciw polakom w y s tą pieniami. Siła i powodzenie mają w sobie coś zaślepiającego. A „w za
je m n a pom oc“ władz i opinii publicznej w Niemczech, jest istotnie rozczulającą! W roku 1848 piśmiennictwo popchnęło przeciw nam rząd jeszcze się wahający; potem rząd pchał naprzód prasę i plitycz' ną literaturę. Dziś nadeszła znowu chwila odwdzięczenia.
Polacy od lat już wielu są solą w oku kanclerzowi, który je d n a k nie wpadł na sposób pozbycia się ich radykalnego. Siedzieli oni s p o kojnie od lat dwudziestu; zdaje się nawet, że nastąpił zwrot w ich z a patrywaniach: zerwali stanowczo z wszelkiemi zamiarami rewolucyjne- mi. Może więc brakow ało pozoru do rozpoczęcia z niemi walki. Ale od czegóż uczeni niemieccy? Znalazł się filozof, który postanowił przyjść w pomoc rządowi nie dość dlań energicznemu. Właśnie d z ie sięć miesięcy temu, jak E dw ard Hartmann wystąpił w berlińskim t y godniku „G eg en w a rt“ z artykułem alarmującym „R ückgang des DeutschthumsW Zrobił on genialne spostrzeżenie, że narodowość n ie miecka topnieje, niknie, że teraz, po Sedanie, za panowania w ielkie
go B ism a rck a I, zwanego panowaniem cesarza W ilhelm a Zdobywcy, w epoce, kiedy państwo niemieckie światem trzęsie, narodowość nie
miecka zewsząd wypierana, cofa się. A najbardziej zagrażają jej polacy. D o nich trzeba się wziąć, i w granicach państwa, skoro dalej nie można, przemienić ich w niemców, albo niemcami zastąpić.
Zupełnie historya wilka i baranka z bajki: „Mącisz mi wodę“ .
Muszą niemcy dojść raz do tego, aby w o brębie ich granic nie było innej narodowości, prócz niemieckiej. P r a g n ie n ie i pomysł g o dne uczonego i filozofa. Niebawem ukazało się poparcie ze stro n y , z której najsłuszniej się go spodziewać należało, „Deutsche Bauern-
W ŚW IETLE NOWSZEJ LITERATURY N IEM IECK IEJ 2 7 Zeitung“ , organ socyalistycznego stow arzyszenia,,Allgemeiner B auern- Y e rein '1, ogłosiła na wiosnę artykuł Fryderyka Wissera, rozpowszech
niony potem w osobnej odbitce. Pod tytułem „D ie innere Kolonisa- tion‘‘ rozwija on program godzien wieku X IX . Na co zakładać kolo
nie? D aje się czuć w Niemczech przeludnienie? Jest przecież od t e go cały zachodni kraj polski, nie wiedzieć zkąd i poco mieszczący ludność polską. Tam skierować emigracyę z okolic przeludnionych, ludność zaś polską usunąć jako niepotrzebną. Usunąć namową, n a dziejami zysku, a wreszcie choćby siłą. T o trudno: żyć przecież nie- miec ma pierwsze prawo. Usunąć ich, czy do innych polskich krajów , czy w świat szeroki do Ameryki, Afryki i wysp Oceanii, ale pozbyć ich się koniecznie raz na zawsze.
Rzecz wydawała się absurdem. W parę miesięcy wyszły pruskie rozporządzenia banicyjne. W tedy dopiero światu, ale właściwie i nam samym, otwarły się oczy na doniosłość zamiaru, w którego praktyczne urzeczywistnienie do samego końca uwierzyć było trudno. Gdyby żył Szekspir, zapewne poprawiłby znany aksyomat, mówiąc, że zapraw dę dzieją się dziś niestety rzeczy, k tó re się filozofom śniły, ale tylko filo
zofom niemieckim. Polakom na własnej ziemi żyć nie wolno. Z b ru talnością zamykającą oczy na własne straty, rząd wypędza ludzi spo
kojnych, pracujących, zagospodarowanych, mających firmy handlowe, którzy przez zasiedzenie i służbę wojskową stali się obywatelami p a ń stwa; przyprawia ich o ruinę, rozrywa rodziny, rzuca w świat może ty- luż utworzonych przez się socyalistów i anarchistów, nie zw aża na nic, nawet na protesta współobywateli niemców' samych, naw et na n a j r o zumniejsze przedstawienia władz miejscowych. Są polakam i i katolika
mi—to dosyć.
Powiedzą nam, że to tylko dotyka obcych poddanych, „tylko“
34.000 osób. Nie łudźmy się: jest to dopiero jed en akt programu, m a
jącego n a celu zniemczenie bezwzględne całego polskiego terytoryum w granicach państwa pruskiego, programu, którego już kilka punktów wykonano, a którego spełnieniu aż do końca nie przeszkodzą perswa- zye, ani artykuły dziennikarskie, ani oburzenia parlamentów, ani żad
ne względy, chyba tylko siła okoliczności, czyli praw wyższych, w ięk
sza od „siły przed praw em 1'.
Nie pamiętam, kto na początku naszego wieku powiedział traf
nie, że jeżeli się raz postawi pojęcie państwa ja k o absolut na ziemi — wtedy tylko jednego k roku potrzeba, aby monarcha, a choćby pierw
szy minister tego kraju, swoję wolę, w najlepszej może nawet wierze, p rz e p ro w a d z a ł-ja k o logiczną konieczność tego absolutu. Podobnie
V C
'2 8 POLACY W ŚWIETLE NOWSZEJ LITERATURY NIEMIECKIEJ.
też, jeżeli rząd państwa raz potrafi sofistycznie wyrozumować sobie to niemoralne przekonanie, że naród ja k iś może być niepotrzebnym, wtedy nic praw ie nie przeszkadza mu powiedzieć, że niepotrzebnym jest jeszcze i drugi i trzeci i dziesiąty. D la niemców jesteśmy stanowczo
niepotrzebnym narodem. Ale któż wie, czy w krótce nie uznają, że niepotrzebnymi są i francuzi, rossyanie, włosi, hiszpanie, że prócz n ie m ców wszyscy są niepotrzebni. Tylko, że wtedy mogą naodw rót te wszystkie ludy powiedzieć sobie, że właściwymi niepotrzebnymi są niemcy. Tego odwetu im nie życzymy — możebności jego nie w i
dać jeszcze, chyba gdzieś na dalekim horyzoncie.
Ale Deus mir ab His — fo rtu n a variabilis. W Bogu miejmy na
dzieję, lecz na fortunę się nie spuszczajmy, tylko pracujmy nad sobą tak, aby nam nic nie mogli zrobić ci, którym jesteśmy niepotrzebni.
Ą wtedy będzie najlepszy dowód, że potrzebni jesteśmy.
Stanisław Tomkowicz.
Biblioteka Śląska w Katowicach Id: 0030000708990