• Nie Znaleziono Wyników

Awers i rewers : dwa odczytania "Między ustami a brzegiem pucharu..." Marii Rodziewiczówny

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Awers i rewers : dwa odczytania "Między ustami a brzegiem pucharu..." Marii Rodziewiczówny"

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

Barbara Szargot

Awers i rewers : dwa odczytania

"Między ustami a brzegiem

pucharu..." Marii Rodziewiczówny

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 91/2, 90-105

(2)

bów dochodzi do uw olnienia z obsesji otchłani i grobu, przezw yciężenia paradyg­

m atu rom antycznego, które było korzystne dla rozw oju je g o pisarstw a. Proces ten zm ierzał - w edle badaczki - od ekspresji problem atyki narodow ow yzw oleńczej, kontynuującej konw encję rom antyczną, ku zajęciu się zagadnieniam i bardziej uniw ersalnym i, zw łaszcza historiozoficznym i45.

W oparciu o przytoczony i zanalizow any m ateriał sądzę, że tem at tragicz­ nych losów narodu polskiego bliski był poecie na przestrzeni całej biografii tw ór­ czej. Ś w iadczą o tym najw ym ow niej końcow e sonety cyklu N a d głąbiam i, u zna­ w anego ja k o całość przede w szystkim za przejaw h isto riozo ficzn ych zaintere­ sow ań A snyka i ich najdoskonalszy artystycznie w yraz. „P rzezw y ciężenia” czy porzu cenia problem atyki narodow ej nie byłabym też skło nn a uznać za sym ptom ew olucji czy rozw oju. Jej ciągła obecność w tw órczości i autora M em nona, i K o­ nopnickiej stanow i - m oim zdaniem - nie tylko św iadectw o erudycji obojga naj­ w ybitniejszych poetów postyczniow ych, ich w yostrzonej św iadom ości n arodo­ wej, ale także intuicji w zakresie w yboru tradycji, k tó rą ze w zględów patrio­ ty c z n y c h o ra z a rty sty c z n y c h n a le ż a ło i w a rto b y ło k o n ty n u o w a ć . W m oim odczuciu naw iązanie przez nich do w ybitnej, naw et w skali europejskiej, tw ór­ czości rodzim ej m iało w iększy w alor m oralny i estetyczny niż np. odw oływ a­ nie się do dokonań poetyckich w spółczesnych im p oetów zachodnich (naw et w przypadku A snyka chyba niezbyt odkryw cze i udane). E tyczny aspekt takie­ go w yboru, zw iązanego w dobie nocy postyczniow ej (zw łaszcza w K rólestw ie) z o graniczeniem zasobu środków w yrazu narzuconym przez cenzurę i z ryzy­ kiem posądzenia o epigonizm , um ieli zauw ażyć i docenić czytelnicy, przyzna­ jąc K onopnickiej nobilitujący tytuł „w ieszczki p o k o len ia” , A snykow i zaś - „naj­ w ybitniejszeg o poety epoki” .

(3)

B A R B A R A SZARGOT

AW ERS I R EW ERS

DWA O DC ZY TA N IA „M IĘDZY USTAMI A BRZEGIEM PU C H A R U ...” MARI I RODZIEW ICZÓW NY

Po latach zapom nienia obserw ujem y trium falny pow rót R odziew iczów ny. Liczne jej utwory, o których m ało kto ju ż pam ięta, niejako pow tórnie debiutują na rynku księgarskim . U derzająca je st przy tym skrom na ilość opracow ań pośw ię­ conych ow ym tekstom - niektóre z nich doczekały się zaledw ie kilkuzdaniow ych recenzji. Taką pow ieścią, niem al całkow icie nie zbadaną przez literaturoznaw co w, jest M iędzy ustam i a brzegiem pucharu..., co dziw i w obec znacznej popularno­

ści tego utworu, wielokrotnie wznawianego, adaptow anego do potrzeb sceny i dw u­ krotnie ekranizow anego.

W pow szechnym odczuciu M iędzy ustami a brzegiem pucharu... stanowi w zor­ cow y p rzy k ład tego , co E dw ard B alcerzan nazw ał lite ra tu rą k o n iu n k tu raln ą (U m berto Eco nazw ałby j ą „dem agogiczną” '):

ilekroć literatura „zgaduje” oczekiwania czytelników i całość tekstu poświęca zaspokojeniu tych w łaśnie oczekiw ań [...], tylekroć powstaje twórczość k o n i u n k t u r a l n a 2.

O dczytuje się om aw iany tekst jako pochlebstw o pod adresem Polaków (i je d ­ nocześnie paszkw il na Niem ców ).

O doskonałości pow ieściow ej Polski m oże św iadczyć chociażby szczegó l­ na realizacja toposu starc a-m ło d zień c a3. W szystkie realizacje tego toposu w y ­ m ieniane przez C urtiusa m ają cechy w y ją tk u 4. U R odziew iczów ny je s t inaczej: „P aństw o tu w szyscy m acie w ygląd n a d w i e k po w ażn y ” (s. 6 0 ) 5 - mówi Wen- tzel, pro tag o n ista utw oru. P olska je s t krajem zam ieszk any m w yłącznie przez m łodzieńców -starców . P raw a natury u leg ają zaw ieszeniu: staruszka Tekla je st żyw otna i poryw cza, a m łoda Jadw iga, pow ieściow a a m a n tk a -ro z w a ż n a i zim ­

1 U. E c o , Superm an w literatu rze m asow ej. Przełożyła J. U g n i e w s k a . Warszawa 1996, s. 18.

2 E. B a 1 c e r z a n, P rzez znaki. Poznań 1972, s. 257.

3 Zob. E. R. C u r t i u s , L iteratu ra europejska i łaciń skie średn iow iecze. Przełożył A. B o ­ r o w s k i . Kraków 1997, s. 107-114.

4 Ibidem.

5 Cyt. z: M. R o d z i e w i c z ó w n a , M iędzy ustam i a brzegiem pucharu... Wyd. 4. K raków - W rocław 1986. Z „ P ism " M arii R odziew iczów n y. Pod redakcją A. M a r t u s z e w s k i e j . Podkre­ ślenia w cytatach - B. Sz.

(4)

n ok rw ista („To w styd w t w o i m w i e k u ” - s tw ie r d z a jej b abka, s. 116). W pro­ w a d zen ie o m aw ianego toposu do analizo w an eg o tu utw o ru m a dw a cele: po pierw sze - ukazuje doskonałość Polaków , po drugie - ich odm ien no ść od reszty św iata (głów nie zaś od N iem ców ).

Innym przykładem doskonałości powieściow ej Polski je st sielskość m ieszkań- ców -ziem ian, która sprawia, że m im o swej dem onstrow anej „starożytności” Pol­ ska m a cechy arkadyjskie. Przedstaw ienie „starej A rkadii” to odw rócenie toposu znanego z literatury rom antycznej. M am y z nim do czynienia np. w K rólu-D uchu Juliusza Słow ackiego6. Jednak w utworze Słowackiego ahistoryczność Arkadii od­ czytuje się jako stagnację i dążenie ku śmierci. Natom iast u R odziew iczów ny szczę­ śliw e „tu” je st zarazem gorszym „teraz” 7.

Polak przy takiej interpretacji utw oru to niezłom ny patriota, chętnie pośw ię­ cający się dla ojczyzny. R óżna je st skala tych pośw ięceń: m ożna (jak Jan) okale­ czyć się, by uniknąć służby w pruskiej armii, m ożna (jak Jadw iga) zaręczyć się z nie kochanym m ężczyzną „przez obow iązek Polki” (narzeczony je st bankrutem i posag dziew czyny m ógłby uratow ać polską ziem ię). Polskim życiem rząd zą ho­ nor i cnota. O dw rotnie w N iem czech - panują tam urzędow y pruski dryl i oby­ czajow e rozpasanie. Pod każdym w zględem Polacy są lepsi. Nic dziw nego, że Wentzel Croy-Diilm en ulega fascynacji krajem swej matki i pow raca na łono oj­ czyzny i rodziny. Przy tym sposobie czytania będzie M iędzy ustam i a brzegiem

pucharu... po prostu konw encjonalnym antykiem: nudnym , acz ze w zględu na swój

w iek szacow nym .

M ożliw e jest jednak także odm ienne spojrzenie na utwór. Tej w łaśnie „od­ w rotnej stronie m edalu” chciałabym się przyjrzeć. N ie zam ierzam przeczyć temu, że om aw iana powieść opowiada o „marnotrawnym synu ojczyzny” 8. Pytanie brzmi: której? Wentzel nie je st po prostu degeneratem -odszczepieńcem , co „za fraczek oddał p as”, je st w połow ie N iem cem . W dodatku - wedle kanonów patriarchal- nych - w lepszej połow ie, bo „po m ieczu” .

G dy rozpatrujem y utw ór zgodnie z tezą patriotyczną, ojciec W entzla praktycz­ nie nie istnieje i nie pow inien m ieć żadnych praw. Dla bohaterów pow ieści fakt, że ojciec N iem iec chce, by jeg o syn także był N iem cem , je st czym ś m oralnie na­ gannym , obrzydliw ym . R alf Croy-Diilm en jest przy tym uw ażany za zbrodniarza, „żonobójcę” .

Tym czasem ojciec W entzla zabrał po prostu żonę do sw ego m ajątku i nie do­ trzym ał następujących przyrzeczeń: „M iał Jadw inię co rok nam na św ięta przy­

6 J. S ł o w a c k i , K ról-D uch. W: D zieła w ybrane. Pod redakcją J. K r z y ż a n o w s k i e g o . Wyd. 3. T. 2. Opracował J. K r z y ż a n o w s k i . Wrocław 1987, s. 323.

7 Zob. J. A b r a m o w s k a , Topos i niektóre m iejsca w spóln e badań literackich. W antologii: P roblem y teo rii literatury. Wyboru dokonał H. M a r k i e w i c z . Seria 3. W rocław 1988, s. 146-147: „w X V I w. funkcjonują w formie stopizowanej dwa pokrewne mity natury: W iek Złoty i Arkadia. Pierw szy oparty jest na strukturze czasowej: doskonalsze n i e g d y ś przeciw staw ia gorszem u te­ raz. Z kolei topos arkadyjski odw ołuje się do kategorii przestrzennych: szczęśliw a enklawa zostaje wyodrębniona od złej reszty świata. [...] Ta zauważona przez badaczy staropolszczyzny niespójność w obrazie wsi wynika w łaśnie ze skrzyżowania struktur dwu toposów - szc zęśliw e tu jest bow iem zarazem gorszym t e r a z”.

8 Termin K. C z a c h o w s k i e g o {M aria R o d ziew iczó w n a na tle sw o ic h p o w ie ś c i. Poznań [1935]).

(5)

w ozić, syna, je ś li będ zie, oddać na w y ch o w an ie” (s. 57). W ym agania ro d z i­ ców Jadw ini były przesadne - chcieli, by R alf dobrow olnie w yrzekł się w pływ u na w ychow anie syna (co więcej, by pozbaw ił go m atki, w chw ili bow iem sk ła­ dania ślubu nie m ożna było przew idzieć jej śm ierci). Trudno się dziw ić, że R alf w arunków nie dotrzym ał. Pewnym zadośćuczynieniem z jeg o strony było zapew ­ ne nadanie synow i im ienia dziada po kądzieli (nie m usiał tego czynić, bo m at­ ka osierociła 3-dniow e dziecko i ostateczna decyzja co do jego im ienia należała do ojca).

O jciec W entzla je st znany nam głów nie poprzez sw oje imię. R alf to Rudolf, czyli „w ilk” 9. W ilk je s t zaś nie tylko sym bolem ciem ności, dem ona i szatana (co byłoby zgodne z propolskim odczytaniem pow ieści). W ilk to także „w ierna m ę­ ska przyjaźń” l0. W ażne dla nas je st słow o „m ęska” , opozycja Polski i N iem iec zasadza się bow iem , w dużej m ierze, na kontraście m iędzy m ęskością a kobieco­ ścią. N iem ieccy krew ni W entzla u w a żają go za N iem ca, poniew aż m y ślą k a ­ tegoriam i patriarchalnym i. Polacy zaś, u których „kobieta zaw sze p rzew o dzi” (s. 64), żyją w ustroju m atriarchalnym .

W arto spojrzeć na historię W entzla z m ęskiego, niem ieckiego punktu w idze­ nia. O pow ieść składa się z trzech segm entów.

F aza pierw sza trw a od urodzenia W entzla do pojedynku z baronem W ilhel­ mem. To okres, gdy protagonista całkow icie i bezw arunkow o aprobuje sw ą nie- m ieckość:

P rzodk ow ie m oi w a lczy li pod Barbarossą, byli tak rdzennie G erm anam i, jak góry Schw arzw aldu i Sprewy. Każdy z nich służył krajowi dłonią, głow ą, m ieniem , w szystkim . [s. 9 -1 0 ]

B ohater przyw ołuje w yłącznie m ęskie atrybuty - ręka to sym bol władzy „bo­ skiej, m onarszej, ojcow skiej”, głowa natom iast sym bolizuje m ęskość (stanow i bo­ wiem siedlisko rozum u) “ . W entzel, którem u bliskie jest m yślenie patriarchalne (czyli niem ieckie), w stosunkach z kobietam i przyjm uje pozycję władcy. H onor i p atriotyczn a dum a są dla niego w ażniejsze od m iłostek: „pojedynku tego nie oddałby za uścisk hrabiny A urory!” (s. 16) - m ow a oczyw iście o pojedynku z ba­ ronem W ilhelm em , który w ypom niał W entzlowi polskie pochodzenie. N iem iec­ ki m ężczyzna zajm uje się honorem , polityką, w ojną, a czas w olny pośw ięca ko­ bietom . Te zaś ze zrozum ieniem to przyjm ują i są ze sw ego losu zadow olone.

Polskość W entzla je s t w N iem czech dostrzegana. W oczach w rogów uchodzi on za „m ieszańca” (s. 9), „m etysa” i „polskiego w archoła” (s. 21). Przyjaciele uwa- ża ją jeg o polskość za „genetycznie zakodow aną” chorobę. Wentzel nazywa j ą „pię­ tą A chillesow ą” bądź też „chorym fragm entem ” . Sym ptom y tej choroby (oprócz w spom nianego ju ż w archolstw a) w ylicza doktor Voss: „Pan hrabia je st niecierpli­ wy, nierozsądny i nielogiczny... Typowy Słow ianin” (s. 26). Jest to więc choroba duszy i... rozumu.

Z takim obciążeniem staje Wentzel przed Jadw igą C hrząstow ską. To dziew ­ czyna rozpoczyna znajom ość, w dodatku dość obcesow o:

9 Zob. J. B u b a k , K się g a naszych imion. W rocław -W arszaw a 1993, s. 2 7 0 -2 7 1 . Zob. też W. K u p i s z e w s k i , D la czeg o Agnieszka, a nie Inez? Warszawa 1991, s. 138.

10 W. K o p a l i ń s k i , S łow nik sym boli. Warszawa 1990, s. 462, 4 6 3 , 465. " Ibidem , s. 3 50, 97.

(6)

dostrzegając hrabiego rzuciła się ku niemu.

- Proszę mnie odprowadzić do dom u! - rzekła zdyszana w s u w a j ą c r ę k ę p o d j e ­ g o r a m i ę . [s. 8]

Pomocy potrzebowała, była bowiem napastowana, ale czego innego mogła ocze­ kiwać błąkając się nocą po ulicach. Szła po lekarstwo, wiem y jednak, że w Berlinie przebywała nie tylko z chorym opiekunem, ale także z bratem . Nie m usiała więc nocą wychodzić, m ógł j ą zastąpić Jan. Całe wydarzenie staje się podejrzane, a obraz „uciśnionej cnoty” - bardzo wątpliwy.

Zauw ażm y, że to Jadw iga je st pierw szą przyczyną walki. D opiero gdy Wen- tzel wyzywa barona W ertheima na pojedynek w obronie jej honoru, w ybucha awan­ tura, podczas której baron obraża dum ę p atriotyczną W entzla. M im o gorliw o­ ści, z ja k ą bohater ten broni cnoty dziewczyny, pozostaje ona niew zruszona: „Gdy pan przyjm ie jak o obrazę, jeśli cię kto nazwie Prusakiem , [...] ja panu zapłacę!” (s. 14). Ceną, którą W entzel musi zapłacić za zdobycie w zględów pięknej panny, je s t zaparcie się sam ego siebie, swojej niem ieckości. W czasie „spow odow ane­ go” przez Jadw igę pojedynku Wentzel zostaje ranny w głow ę (sym bolizującą, przy­ pom nę, m ęskość). Jest to początek psychicznej kastracji, jak iej zostaje poddany bohater. O braz ten zdum iew ająco przypom ina fragm ent P erzivala W olfram a von Eschenbacha:

strażnik Graala Am fortas zamiast okazywania pokory, jak przystało na rycerza graalow ego, oddał się w służbę damie Orgeluse [...]. Podczas jednej z przygód został zraniony w sw e m ę­ skie części zatrutą w łóczn ią przez pogańskiego rycerza [...]. Rana A m orfasa nie chciała się zagoić i je g o m oc rozpraszała się, a królestwo Amorfasa ulegało d e w a sta cji12.

Wentzel także słabnie. N ie je st w stanie opierać się dom inacji kobiet, skut­ kiem czego „traci w ładzę w swym królestw ie”.

Drugi etap to pow olne „w ylęganie się” choroby W entzla. F aza ta obejm uje dw a pobyty w Polsce. W czasie pierw szego z nich bohater uśw iadam ia sobie róż­ nice kulturow e dzielące Polskę i Niem cy. N iem cy to arystokraci - posiadacze pałaców w m ieście i „zbójeckich zam ków nad R enem ” (s. 146). Polacy to ziem ia­ nie. O pisy ich siedzib zestaw iane są kontrastow o. Z jednej strony blichtr, bogac­ two, jasność, w ytw orna służba; z drugiej surowość, półm rok, stary sługa. Pow ie­ ściow e Prusy to m iasto, a Polska - wieś, co w iąże się z opozycją kultura-natura. W idać to w kontrastow ych opisach W entzla i Jana (s. 54), z których jed en je st nazyw any patrycjuszem , a drugi wieśniakiem . Z godnie ze św iatopoglądem R o­ dziew iczów ny to w łaśnie wieśniak jest tym lepszym. W pow ieściow ej Polsce klu­ czow ym i pojęciam i są „w iara” i „tra d y cja” . T rad ycja i h o n o r to w y znacznik i polskiego życia. Protagonista zostaje uznany za Polaka, gdy postanaw ia bronić sw ojego honoru w pojedynku (a nie przed sądem). Prawo nie m a w Polsce uzn a­ nia: „skończył kurs praw a niepotrzebnie” (s. 106), mówi babka O strow ska o Wen- tzlu. Przeciw nie Prusy - są krainą praw a i porządku (stąd decyzja bohatera co do kierunku studiów).

P ierw sza w izyta w Polsce kończy się znam ien n ą reflek sją hrabiego C roy- -D ülm ena: „Żeby ojciec mój dotrzym ał obietnic danych rodzinie żony, byłoby inaczej, m oże lepiej” (s. 73). A, przypom nę, dotrzym anie tych obietnic rów na­

(7)

łoby się zgodzie na w ynarodow ienie syna. D rugi pobyt w Polsce to stopniow e o c z a ro w a n ie p o lsk o śc ią i, ró w n ie ż sto p n io w e, d ziec in n ie n ie : „B abciu! [...] - j a k d z i e c k o odpow iem . Proszę mi darow ać ten raz ostatni” (s. 129). Równie pokorny je s t Wentzel wobec Jadwigi, sam wyznaje: „Lękam się okropnie pani [...]” (s. 137).

P rze m ia n a b o h atera w chodzi w fazę tak gw ałto w n eg o p rz y sp ie szen ia, że babka daje m u now e imię: „G dzie W acław?” - zw raca się do Jana i w y ja śn ia - „Pytam o n a s z e g o N i e m c a ” (s. 127). To oksym oroniczne określenie pada z ust nienaw idzącej Prusaków O strow skiej, co św iadczy o tym, jak bardzo zm ienił się bohater. Istotny je st fakt zm iany im ienia. W raz z nim zm ienia się osobow ość pro- tagonisty. W entzel-W acław w yznaje babce: „teraz ju ż ja bym w B erlinie nie w y­ żył. T ęskno mi do M ariam pola. [...] Pokochałem was w szystkich [...]” (s. 129). Ta pokora i chęć zbliżenia się do Polaków przynosi skutek: „W ypiliśm y [...] bra­ terstw o i przechrzciliśm y go po naszem u na W acława” (s. 148). Od tej pory nie istnieje ju ż W entzel, lecz jed y n ie Wentzel-W acław, który w yjeżdża do N iem iec praw ie Polakiem . Protagonista jest poddany działaniu dw óch sił. Z jednej strony ulega fascynacji A nim ą (ucieleśnioną w postaci Jadw igi). To zauroczenie (jak ju ż w iem y) je s t zg ub ne dla je g o m ęskości. Z drugiej strony b oh ater ulega babce, która staje się dla niego substytutem nieznanej matki. N iem iecka krewna ojca, ciot­ ka Dora, istota raczej „czująca” niż „rozum ująca”, dobrotliwa, oddana religii i opie­ ce nad siostrzeńcem , reprezentuje pozytyw ne cechy archetypu, babka O strow ska - będąca w ciągłej łączności ze zm arłą córką (która n a w ie d z a ją w snach) i obez­ w ładniająca m łodzież, tak że zostaje ona pozbaw iona wszelkiej inicjatywy - j e ­ go m roczną stronę. O bie „babki” stanow ią więc części, opisanego przez Carla Gu- stava Junga, obrazu „W ielkiej M atki” . Istotne przy tym , że „w różką” jest nie­ m iecka krew na, podczas gdy Polka spełnia funkcję „w iedźm y” l3. O bezw ładniony (przez sw ą ranę i oczarow anie postacią Anim y) W entzel podąża za wiedźmą. Tym sam ym ostatecznie pozbaw ia się nadziei na m ęską dojrzałość.

Trzecia faza to apogeum choroby. W entzel je st ju ż całkow icie zdziecinniały. Jest to zresztą charakterystyczna cecha zakochanego Polaka:

- A to dopiero bieda z tą m iłością! Popatrz na Jasia, to się w yleczysz. Idiota zrobił się z chłopca. Ani do tańca, ani do różańca. N os mu trzeba ucierać, [s. 187]

Po po jedynku z G łębockim choroba dochodzi do ostatniego stadium . Prze­ śledźm y przebieg walki. Pojedynek w ykazuje cechy obrzędow e - m am na m y­ śli to, że G łębocki strzela trzykrotnie. Te trzy strzały zam ykają w sobie całą do­ tych czaso w ą przeszłość W entzla-W acław a (bo trójka to pełnia). Pojedynek jest m om entem śm ierci protagonisty. Pojaw ia się kilka tego sygnałów. Po pierw sze, przed w alk ą W entzel ma „przeczucie śm ierci” . Po drugie, Jan mówi: „To mord, taki pojedynek” . Po trzecie, kiedy raniony bohater pada, narrator stwierdza: „Żył jeszcze; gdy Jan się pochylił do twarzy, w yszeptał niew yraźnie: »do M ariam pola« - i stracił przytom ność...” (s. 216). W ostatnim przebłysku św iadom ości Wentzel prosi w ięc o zaw iezienie do „krainy m atki” (naw et w ięcej, jak o że M ariam polem w ład a babka, pełniąca funkcję „W ielkiej M atki”). Do przytom ności w raca Wa­ cław C roy-D ulm en jak o zupełnie inny człow iek. Nie tylko porzuca narodow ość

(8)

niem iecką, ale przestaje się liczyć z uczuciam i swej niem ieckiej rodziny. Z głup­ kow atą radością oznajm ia staruszce, ciotce Dorze, że gdyby Jadw iga kazała, znisz­ czyłby ich rodow ą siedzibę.

Na pytanie Wentzla: „czy ja wiem , co się ze m ną dzieje od kilku miesięcy! O błęd czy czary!” (s. 137), odpow iadam - jedno i drugie. O obłędzie ju ż pisałam, do czarów powrócę.

Spójrzm y trzeźw o na przedstaw ioną w pow ieści Polskę. Kraj je st okropnie zaniedbany i niechlujny. O sady brudne, kariolki bez resorów, oberża niskiej kla­ sy. Pierw sze w rażenie je st odpychające: „kraj obcy, nieprzyjaźni ludzie, nieznane stosunki, niezrozum iały języ k ” (s. 50). W w ydaniu ludow ym języ k ten nie jest polszczyzną, lecz: „żargonem , którego ani rodow ity N iem iec, ani Polak z innych stron nie potrafiłby zrozum ieć. Był to bigos słow iańsko-germ ański, przeraźliw y” (s. 50). W dodatku Polakom brak ogłady tow arzyskiej:

Popatrzył na pocztow e konie i zamiast iść przyjmować gości, zaw rócił na folwarczny dziedziniec.

[...] Stary poprow adził N iem ca do środka, gdzie u okna siedział m łody człow iek , blon­ dyn, i gw iżdżąc robił naboje do strzelby, [s. 53]

Ten sposób odnoszenia się do gości je s t w M ariam polu pow szechny. Jan, co praw da, zaczyna w krótkim czasie zachow yw ać się nieco lepiej, ale za to bab­ ka i Jadw iga są, łagodnie m ówiąc, nieuprzejm e. Jeśli ocenić Polaków jak o gospo­ darzy, nie sposób dać im dobrej cenzurki.

W pow ieściow ej Polsce, jak ju ż w spom inałam , panuje m atriarchat. Przyjrzyj­ my się raz jeszc ze poddanym -m ężczyznom . W entzel p rzy by w a do M ariam po- la w krótce po śm ierci sw ego dziada - W acława O strow skiego. C harakterystycz­ ne je s t to, że nikt nie w spom ina pustki, jak a pow inna pozostać w dom u i m ajątku po odejściu seniora rodu, który we w spom nieniach też w łaściw ie nie występuje. N aw et gdy się m ówi o zam ążpójściu matki W entzla, choć głos jej ojca pow inien być ważny. R ów nież kiedy W acław O strow ski pojaw ia się w snach żony, nie m a m ożliw o ści in dyw idualnego w y p ow ied zenia się: „A d ziś w e dw oje p rz y ­ szli z ojcem [tj. m atka W entzla i Wacław] i wołali: »Pilnuj go, strzeż!«” (s. 173).

Z kolei W acław C hrząstow ski, brat Jadwigi, opisyw any jak o jedyn y w Polsce m ężczyzna z krwi i kości (tzn. nie kaleka i całkiem zdrow y na um yśle), w czasie pow ieściow ym ju ż nie żyje, zginął bow iem na wojnie. Zostały tylko niedobitki, reprezentow ane przez Jana C hrząstow skiego i A dam a G łębockiego.

Jan jest całkow icie podporządkow any kobietom i zadow olony ze swego losu. Według jego słów - „siostra rozumniejsza ode mnie. Czem uż mam jej nie słuchać?” (s. 64). M a on przy tym wiele cech dziecka: jest gadatliwy, wesoły. Jadw iga ro­ bi w rażenie dużo od niego starszej. Babka, jak ju ż w spom inałam , uważa, że trze­ ba m u „w ycierać n o s” . Raz tylko „urasta z ucznia na m en to ra” (s. 169), kiedy poucza siostrę o konieczności zerw ania z polskim narzeczonym , ale wtedy m ó­ wi to, co pouczana chce usłyszeć. Dlatego, w yjątkow o, słow a jeg o traktow ane są pow ażnie. Zw ykle Jan nie m a w dom u nic do pow iedzenia: „M oje panie okrzy­ czały m nie m azgajem i błaznem , więc się boję ze zdaniem w ystąpić” (s. 103).

N a rozkaz babki jed zie do Berlina i znosi tam straszliw e katusze: „Dano mu sporo siekaniny i słodką zupę na pociechę” (s. 78). Jest zw iązany z naturą tak m ocno, że w zetknięciu z m iastem staje się, przez swój brak obycia, po prostu śm ieszny. Oto Jan w Berlinie:

(9)

O byczajem wieśniaka gapił się w okna m agazynów, czytał afisze na rogach ulic, zabłą­ dził parę razy, raz wpadł pod konie i nareszcie po w ielu przygodach dobił Pod Lipy. [s. 74]

W ieczór też nie był udany:

Poszedł wieczorem do teatru, [...] sztuki mało pojął, [...] ziew ał jak na niem ieckim kaza­ niu. [s. 77]

R zeczyw iście nie zrozum iał sztuki - tak bow iem opow iada o niej w domu:

- B yłem w teatrze w Berlinie [...], dawali jakiś straszny dramat, było pełno trupów. - Tytułu nie pamiętasz?

- Zapomniałem: H am let czy O tello, [s. 101]

Ta recenzja nie w ynika z braku zrozum ienia Jana dla literatury. Lubi on i ro­ zum ie A n h elleg o , którego czyta mu siostra. Po prostu w szelka „cudzoziem szczy­ zna” je st m u obca. Jan, przeciętny Polak, reprezentuje gatunek „szczęśliw ego pro­ staczka” , w olnego od jakiegokolw iek przerafinow ania.

Od pow rotu pow strzym uje go lęk przed babką. G dyby był tylko bezradny, nie byłoby najgorzej. Jan pije na um ór i flirtuje z aktoreczkam i za kulisam i (postępu­ je w ięc tak jak, w ielokrotnie w powieści krytykow ana, arystokracja niem iecka).

W cale też nie m a zam iaru przyznać się do sw ego zachow ania rodzinie i w ra­ ca do dom u udając świętoszka. W dodatku wyjazd Jana je st okazją do udow od­ nienia, ja k m arny z niego gospodarz. Z astępująca go przez tydzień Jadw iga nad­ rabia jeg o 7-letnie zaniedbania (charakterystyczne są te dw ie m agiczne siódem ­ ki sym bolizujące, z jednej strony, ogrom nieudolności Jana: aż 7 lat, a z drugiej - spraw ność Jadw igi: tylko 7 dni).

U jarzm ienie W entzla m ożna połączyć, jak ju ż pisałam , z raną głowy. W p rzy­ padku Jana okaleczona jest ręka (symbol „władzy boskiej, monarszej, ojcow skiej”). Fakt, że je st to ręka prawa, czyni ranę jeszcze bardziej znaczącą (sym bolizuje ona bow iem m ęskość, spraw ność i s iłę ) l4. Jan, przestrzelając sobie praw ą rękę, doko ­ nał więc szczególnego aktu sam ookaleczenia. Ważne je st także to, że jeg o p ra­ wa ręka je st nie tylko bezw ładna, ale i uschnięta, sparaliżow ana - to sym bol kary za przestępstw o 15. O kaleczenie Jana ma więc charakter hańbiący. Znakom icie tłu ­ m aczy przy tym jeg o zniew ieścienie. Zam iast prawej ręki C hrząstow ski używ a le­ wej, która sym bolizuje „stronę żeńską, księżycow ą, m agiczną” l6. Jan jest w e w ła­ daniu kobiet i jednocześnie m a cechy kobiece. Ale nie tylko:

Podał bez wahania rękę.

- Lewą!? - uśmiechnął się Croy-Dulmen.

- Prawą mam uschniętą, bezwładną, ale lew a jest szczera i wierna - odparł - m oże jej pan zaufać, [s. 62]

W przypadku Jana nastąpiło praw dziw e pom ieszanie funkcji stron prawej i le­ wej, obu rąk. To także je st znaczące - dow odzi niem ożności panow ania nad sobą, braku um iejętności używ ania rozum u 17.

14 Zob. K o p a 1 i ń s k i, op. cit., s. 336. 15 Zob. ibidem , s. 352.

16 Ibidem , s. 336. Zob. też R. C a il l o i s , D ynam ika asym etrii. „Literatura na Ś w iecie” 1975, nr 1, s. 177, 1 8 8 -1 8 9 (tłum. J. K r z y w i c k i ) .

17 Zob. ibidem .

(10)

W tej sytuacji w arto się przyjrzeć Adam ow i G łębockiem u - narzeczonem u Jadwigi. Jest on przeciw ieństw em Jana. Chmurny, m ilczący, poważny. W jego sto­ sunku do Jadzi uderzające jest silne poczucie własności. Inaczej niż obydwaj w cze­ śniej om aw iani m ężczyźni - nie został zraniony w żadne istotne m iejsce. Nie chce też tańczyć, jak mu panie zagrają. Dlatego zostaje przez babkę O strow sk ą nazw a­ ny w ariatem . Nie chce się podporządkow ać, czyli je st niespełna rozum u. Charak­ terystyczne, że m ow a tu o jedynym z całej tej trójki zupełnie nie okaleczonym m ężczyźnie, przy tym o osobie najbardziej skrzyw dzonej. I pełnej godności. W chw ili zerw an ia G łębocki „Im pono w ał sw ą o lb rzy m ią p o tę g ą c h a rak teru ” (s. 174). N ie m a w jeg o postępow aniu jakichkolw iek „czułostkow ych” wahań:

- Ja nie zapominam!

[...]

- Spraw iedliw ość tam, gdzie ból! [...]

- Ja też i na pani się zem szczę. A teraz żegnam. Z ałatw iliśm y interes. Zostały rachunki, które podsum ujemy później, [s. 174-175]

Brak tu tak charakterystycznej dla Wentzla i Jana pokory. Nie, Głębockiego nie udało się Jadzi „w ym ustrow ać” (s. 168). Postać ta, m im o swej dem oniczności, ma w sobie coś godnego szacunku. Zauw ażyć należy rycerskie, m im o w szystko, zachow anie A dam a, który w taki sposób doprow adza do pojedynku, że form alnie biją się z W entzlem o obrazę tegoż, a nie o Jadwigę. Nie drży też G łębockiem u ręka i pom im o że dw a razy zawodzi piston, za trzecim razem bohater ten m ierzy dobrze i o m ały w łos nie w ypraw ia W entzla-W acława na tam ten świat. Z dum ą znosi uw ięzienie i nie chce korzystać z wyproszonej przez ryw ala łaski.

Po dokładniejszym przyjrzeniu się postać narzeczonego Jadwigi w yraźnie zys­ kuje. Jawi się on nam jak o jed yny w żeńskim św iecie nie podporządkow any i n ie­ złom ny m ężczyzna. Stąd biorą się jego nieszczęścia. W om awianej powieści szczę­ śliw y m oże być tylko m ężczyzna o m entalności niew olnika, zdziecinniały i sfe­ m inizowany. Taki ja k Jan C hrząstow ski, który następująco zw raca się do siostry: „Daj mi tę baw ełnę, zw inę najporządniej” (s. 114). Stanowi to zdanie ciekaw ą re­ plikę rzym skich pochw alnych napisów nagrobnych: „B yła cicha, w ełnę przędła” . Św iat polski to św iat zm ienionych ról. Jedynym spraw iedliw ym je st Głębocki. Kto jedn ak ma bronić patriarchatu, jeśli nie on, noszący imię praojca Adama.

Polski m atriarchat doby popow staniow ej nie je st w ym ysłem R odziew iczów ­ ny. Piotr Chm ielowski w swoich Autorkach polskich X IX wieku stwierdza, że w w y­ niku pow stań, w których kw iat m ężczyzn w yginął (lub m usiał w yem igrow ać), był w kraju nadm iar kobiet stanu wolnego (panien i wdów). Jednocześnie, poniew aż zniknęli najlepsi spośród m ężczyzn, w łaśnie kobiety stanowiły elem ent bardziej wartościowy. D latego w ytw orzył się swoisty m atriarchat, połączony z niechęcią części panien do zam ęścia (trudno było bowiem znaleźć interesującego partnera)18. W edług Ericha From m a, m atriarchat był ustrojem pierw otnym (patriarchat je st skutkiem grzechu E w y )l9. „W tórny”, polski m atriarchat m a specyficzne oblicze - nie je s t dem okratyczny (co From m uw aża za cechę konieczną tej form y rzą­

18 Zob. T. Ż e l e ń s k i ( B o y ) , Rom ans G abryelli. W: Pism a. T. 3. Warszawa 1956, s. 2 1 4 — 215.

(11)

d ó w 20), panują w nim hierarchia i rygor charakterystyczne dla patriarchatu. Po­ za tym definicja m atriarchatu spraw dza się w powieści:

Kultura matriarchalna charakteryzuje się akcentowaniem w ięzi krwi, przywiązania do gle­ by oraz biernej akceptacji w szystkich zjawisk przyrody. S p ołeczeństw o patriarchalne, na od­ wrót, cechuje poszanowanie dla ustanowionego przez człow iek a prawa, przewaga m yśli racjo­ nalnej oraz podejm ow ane przez ludzkość starania, aby przeobrazić zjawiska przyrody 21.

Dlatego zasadą polskiej Arkadii staje się pogarda dla prawa. Przy w szystkich zaletach m atriarchatu za niezaprzeczalne trzeba uznać, że dla m ężczyzn lepszy jest patriarchat. B ohaterow ie M iędzy ustam i a brzegiem pucharu... nieustannie ulega­ j ą „niew iast sam ow oli” 22, w skutek czego w hierarchii społecznej przypada im ro­

la dziecka.

Przyjrzyjm y się polskiem u ustrojow i społecznem u. N a sam ym szczycie znaj­ duje się bóstwo. Polacy w yznają katolicyzm , którego cechą szczególną jest silny kult m aryjny (często w polskiej religijności M aryja staje się niejako bóstw em na­ czelnym , jest to skądinąd zgodne z opisanym przez Eliadego m echanizm em za­ stępow ania naczelnego bóstw a przez inne postacie re lig ijn e 23). N azw a m ajątku O strowskich to „M ariam pol”, co m ożna rozbić na człony „M ariam ” oraz „poi” i tłu­ m aczyć jako: państw o M arii (jest to oczyw iście etym ologia naiw na, ale R odzie­ w iczów na, choć dbała w kwestii nazw, nie była onom astą). Funkcje kapłańskie n a le ż ą do kobiet. W entzel spo w iad a się przed b ab k ą i J a d w ig ą (nie m a sło ­ w a w powieści o spowiedzi przed księdzem ) i to one odpuszczają m u grzechy i na­ zn aczają pokutę. H ierarchia w śród kobiet zależy od wieku. N a czele rodu stoi Tekla O strow ska (zgodnie z re g u łą o p isan ą przez A nnę M a rtu s z e w s k ą 24). To ona decyduje o w szystkim i to ona w razie niepow odzenia bierze w inę na siebie. Stojące niżej panienki rządzą ju ż tylko m ężczyznam i. Dlatego często w ygłaszają kazania na tem aty obyczajow e i patriotyczne. W szczególny sposób okazują sw ą przew agę przy zaw ieraniu zw iązków m ałżeńskich. Panienki odrzucają konkuren­ tów, zm uszając ich do ponaw iania ofert (naw et kilkakrotnego). Cesia, narzeczona Jana, jeszcze w przeddzień ślubu straszy cofnięciem słowa, am ant do końca nie m a też pew ności, czy jest kochany. B rutalnie zostaje natom iast uświadom iony, że to zw iązek z żeńską stronąjego rodu je st dla w ybranki w ażniejszy: „C esia mi m ó­ wiła, że gdybym nie miał takiej siostry, to by mi nigdy życia nie pow ierzyła. I ma rację” (s. 148).

A jak się ma spraw a z N iem kam i? Są to kobiety żyjące w św iecie m ęskim i przyjm ujące na siebie role, jakie im wyznaczono. Porządek społeczny jest uprosz­ czony: m ężczyźni stoją ponad kobietam i, ale w ew nątrz tych grup brak różnic.

N ajstarsza z kobiet, Dora von Eschenbach, ciotka W entzla, pełni funkcję słu­ żebną wobec wszystkich. Nie m iała nic do pow iedzenia w sprawie m ałżeństw a bra­

20 Ibidem , s. 199-200. 21 Ibidem , s. 198.

22 S o fo k 1 e s, Antygona. W: A j s c h y l o s, S o f o k l e s , E u r y p i d e s , A ntologia tra g ed ii g rec­ kiej. Wybrał i opracował S. S t a b r y ł a . Kraków 1975, s. 328 (tłum. K. M o r a w s k i ) .

23 M. E l i a d e , Traktat o h isto rii religii. P rzełożył J. W i e r u s z - K o w a 1 s k i. Łódź 1993, s. 56.

24 A. M a r t u s z e w s k a , Jak szum i D ew a jtis? Studia o p o w ieśc ia c h M arii R odziew iczów ny. Kraków 1989, s. 1 6 2 -1 6 3 .

(12)

ta, choć „błagała go na klęczkach” (s. 21), by swój zam iar porzucił. Po śm ierci R al­ fa ro b i, co m oże, by w y ch o w ać je g o dzieck o. N iestety , je d y n y m spo so b em w płynięcia na bratanka je st odw oływ anie się do w yższej instancji (też m ęskiej) poprzez modły.

M łodsze pokolenie reprezentuje A urora C arolath. N arrator p rz e d s ta w ia ją jak o piękność o „złotych w łosach” i „sfinksow ych oczach” (s. 6-7 ). Rozum hra­

biny nie odpow iada klasą jej urodzie, choć nie brakuje jej w yrobienia tow arzy­ skiego i znajom ości form światowych. N arrator pokazuje głupotę bohaterki dość bezw zględnie, stw ierdzając w pew nym m om encie: „Pierw szy raz i zapew ne j e ­ dyny zrobiła hrabina A urora tak trafną uw agę” (s. 28). Przy tych brakach m usia­ ła m ieć hrabina jakiś niepospolity urok, skoro jej zw iązek z W entzlem trw ał 7 lat (a siódem ka sym bolizuje pełnię). M artuszew ska nazyw a A urorę postacią typową, „rozpustną kobietą”, a naw et K obietą F ataln ą25.

R zeczyw iście, w początkow ych partiach pow ieści opis zdaje się sugerow ać, że bohaterka ta ma znaczną w ładzę nad kochankiem . Wentzel nazyw a j ą Lorelei - im ieniem rusałki Renu wiodącej żeglarzy ku zgubie. A urora, tak jak Lorelei, usi­ łuje „spętać” najdroższego:

złote sw e w łosy okręciła mu koło głow y i szyi i zaciskając te czarodziejskie, jedw abne pęta, szeptała w pocałunkach:

- Och, a ja cię tak kocham... ubóstwiam... nie dam nikomu, nigdy! [s. 7]

Bardzo sugestyw ny je st ten obraz dom inacji, zarów no fizycznej (duszenie), ja k i duchow ej (nie odda W entzla, bo on do niej należy). A urora to nie tylko ru­ sałka, ale także syrena (m a „uśm iech syreny”, s. 27), jej moc uw odzenia je s t więc podw ójna. D odajm y do tego jeszcze „sfinksow e oczy” . B ohaterkę porów nuje się do potw orów (sfinks, syrena) m ających skłonność do pożerania ludzi. Z askakuje przy tym bezradność hrabiny, od początku traktowanej przez kochanka ja k dziec­ ko i obsypyw anej „stosam i cukierków ”, w dodatku, ja k na dem ona, niezw ykle cnotliw ej (A urora żyje z W entzlem w stałym zw iązku i „zdradza” go w yłącznie z w łasnym m ężem ). Przy końcu powieści bohaterka ta ostatecznie traci dem onicz- ność, staje się po prostu porzuconą kobietą. Jej zachow anie tłum aczy „syrenia natura” . A urora uw odzi m ężczyzn, ale nie chce ich zabijać, przeciw nie, chce się cieszyć ich m iłością, chce się z nimi bawić. Jest to całkow icie zgodne z naturą syren26. Chęć zabawy i swoista głupota są dla nich charakterystyczne. Syrena, z któ­ rą hrabinę utożsam ia się w utworze, nie ma w sobie nic dem onicznego, przeciw ­ nie - Lorelei zostaje uw ięziona na skale przez diabła za to, że odrzuciła je g o za­ lo ty 27. Jako ta, która oparła się zalotom diabła - je st więc Lorelei przeciw ieństw em spółkującej z szatanem czarownicy. Interesujące przy tym w ydaje się, że A uro­ ra nie śpiew a, w odróżnieniu od Wentzla. Czyli je st syreną uw odzoną śpiewem! D ziecinnej A urory p ozbyw a się W entzel-W acław z łatw ością: „M iałem scenę z piekła żyw cem wziętą, nim jej w ytłum aczyłem , żeby swe praw a przekazała ze m nie na m ęża” (s. 190-191). Ciekawe jest to „przekazanie praw ”, m a ono bow iem charakter przejścia w niew olę do now ego pana: „A dm irał j ą zabrał praw ie prze­

25 Ibidem , s. 102, 196.

26 Zob. Z. D r a p e l i a, O d L ew iatana do Jorm ungandra. Gdańsk 1976, s. 65. 27 Zob. ibidem , s. 66.

(13)

m ocą na sw ą fregatę. Gdzieś żeglują szczęśliw ie” (s. 190). Tak przy bliższym przyj­ rzeniu się w ygląda dem onizm hrabiny.

O czarach m ówi się w pow ieści dużo i często. O bszar ich działania zostaje ściśle określony:

- [...]. O czarowali go w Polsce. To kraj w półdziki. Mają tam gusła, rzucają uroki, dają pić zioła jakieś! Słyszałam o tym od pow ażnych ludzi. Czarna magia, szatańskie sprawki! Cs- 21]

O skarżenia są poważne. W innych też się wskazuje - to szatan i Polki. Wobec takich w rogów nie ostoi się wola Wentzla, mimo buńczucznych zapewnień: „Nie boję się polskich czarów! [...] Nie pójdę śladem ojca!” (s. 21-22). W tyradzie ciotki Dory wyraźnie brzmi oskarżenie o czary erotyczne. W św ietle poprzednich rozw a­ żań wiem y już, że staw kąjest nie tylko wzajem ność ukochanego, ale przede w szyst­ kim władza.

C zary m iłosne są stosow ane przez m łode kobiety, ale Tekla O strow ska także ma sw oje sekrety:

- J a , dziecko, zaw sze z umarłymi gadam. Moja Jadwisia przychodzi do mnie często. D aw ­ niej stawała nade mną blada i spłakana, m ów iła, że jej ciężko leżeć w obcej ziem i, że jej zim ­ no i ciem no. C zasem składała ręce i prosiła: „Mamo, pamiętajcie o moim sierocie!” A gdy on do nas przyjechał, to po raz pierw szy uśm iechała się do mnie i gdzieś z daleka posyłała od ust pocałunki. A dziś w e dw oje przyszli z ojcem i wołali: „Pilnuj go, strzeż!” A potem Jadwi- nia nogi moje objęła i prosiła: „Mamo, czego on smutny, ty w iesz. A jak on smutny, to mi w gro­ bie je szc z e ciężej i dusza spokoju nie ma. Mamo, nie dajcie zmarnieć memu sierocie...” Prze­ budziłam się i jeszcze słyszałam: „Matusiu, mój sierota sm utny!” Strach mnie zdjął. Chciała­ bym go zobaczyć zdrowego, [s. 173]

C elow o przytaczam w całości tę opow ieść Ostrow skiej - ze w zględu na jej znaczenie dla m oich rozważań. Babka ma moc przyw oływ ania duchów zm arłych i rozm aw ia z nimi. Jules M ichelet uw aża um iejętność przyw oływ ania zm arłych za je d n ą z istotnych um iejętności czaro w nicy28. Drugą, objaw iającą się we śnie bab­

ki, je st jasno w id zenie (Wentzel choruje, w czasie gdy babka w yraża troskę o jego zdrow ie). Pow róćm y do M icheleta - w edług niego kolejne cechy czarow nicy to: „ilum inizm , w ieszczy szał, który zależnie od stopnia nasilenia je st poezją, jasn o ­ w idzeniem , przenikliw ością, w ym ow ą naiw ną i chytrą, zw łaszcza zaś um iejętno­ ścią uw ierzenia we w szystkie w łasne zm yślenia” 29. Przenikliw ość je st niew ątpli­ wie cechą Tekli O strow skiej, m a ona także charakterystyczne dla w iedźm „urocz- ne o k o ” 30: „W entzel odetchnął, bo babka zw ró ciła w reszcie sw e św idrujące oczka z je g o tw arzy na Jana” (s. 113). Zarazem Tekla jest, przez swoje kontakty z ducham i, bardzo polska. Jak pisze M aria Janion, pow ołując się na M ickiewicza:

u Słow ian panuje kult duchów, [...] „przyzywa się duchy zmarłych, a ze w szystkich świąt sło ­ wiańskich najw iększym , najbardziej uroczystym było św ięto D ziadów ” 31.

Babka O strow ska i jej zm arła córka są niezw ykle przyw iązane do własnej zie­ mi. Eliade stwierdza:

2X J. M i c h e 1 et, Czarownica. Przełożyła M. K a 1 i s k a . Z przedm ow ąL . K o ł a k o w s k i e g o . Londyn 1993, s. 7 1 -7 7 .

29 Ibidem , s. 20.

30 Zob. H. S w i e n k o , M agia w ż y c iu człow ieka. Warszawa 1983, s. 249. 31 M. J a n i o n , Wobec zła. C hotom ów 1989, s. 43.

(14)

Cecha charakterystyczna społeczności tradycyjnych polega na tym , że uznają one za na­ turalne przeciw ieństwo pom iędzy obszarem, który zamieszkują, a nieznaną i nieokreśloną prze­ strzenią, która go otacza. Obszar, gdzie mieszkają, jest „św iatem ” (m ów iąc dokładniej: „na­ szym św iatem ”), kosm osem ; inna przestrzeń nie jest kosm osem , lecz czym ś w rodzaju „inne­ go świata”, przestrzenią obcą, chaotyczną, opanowaną przez upiory, dem ony i „obcych” [...]32.

Zm arła Jadwiga Ostrowska Croy-Diilmen jest więc niejako podwójnie „na tam ­ tym św iecie” (w zaśw iatach i na obcej, niem ieckiej ziem i). Fakt, że ciało jej prze­ byw a poza polskim „kosm osem ”, wydaje się dla niej bardziej dolegliw y od śmierci. Tradycyjne w yobrażenia ujaw niające się w tym fragm encie spraw iają, że ju ż bę­ dąc duchem opow iada ciągle o swoich ziem skich lękach.

Warto zauw ażyć jeszcze je d n ą rzecz. Jadw iga Croy-D iilm en w ielokrotnie na­ w iedza sw ą m atkę, zam iast leżeć w grobie, je st więc upiorem . Raz jeszcze odw o­ łam się do M arii Janion:

wampiryzm objawia się [...] jako stan wewnętrzny, a nie narzucony z zewnątrz, jako coś, co się rodzi w e wnętrzu osoby, co jest jej istotą, a nie w zięciem w posiadanie przez szatana. Wpraw­ dzie będzie M ickiew icz m ó w iło sercu szatańskim wampira [...], ale to znaczy po prostu z ł y m, nie o p ę t a n y m przez złego duch a!33

W niosek stąd, że Jadw isia m iała cechy w am piryczne. Jeśli jed n ak była tak po­ tężna, dlaczego poniosła klęskę? Kluczem do odpowiedzi je st ziem ia. Jadw isia by­ ła zbyt słaba jak o czarow nica, by udało jej się przyw iązać R alfa do swojej (lub on dysponow ał zbyt w ielką siłą). Sam a zaś z dala od ziem i swej matki żyć nie m o­ gła. Prawdziwe ujarzm ienie dokonało się dopiero w drugim pokoleniu, kiedy to ge­ netycznie przez m atkę osłabiony Wentzel spotkał się z dużo silniejszą od siebie Jadw igą C hrząstow ską.

N ikt oczyw iście nie nazyw a Jadw igi czarow nicą, pada natom iast określenie „czarodziejka”.

Polski erotyzm jest i w tym osobliwy, że słow o „czar” jest w tym sam ym ogrodzie co „cza­ ry”, a czarodziejka urocza jest jedną z postaci przeklętej czarownicy. U w odzen ie jest ulubioną zabawą istot z piekła rodem, wynalazkiem czartowskim . „O czarow ać to urzec słow em lub wzrokiem uszkodzić”, pisze Aleksander B ruckner34.

M ożna zatem od razu uznać Jadw igę za czarownicę. Spróbuję jed nak przyj­ rzeć się jej bliżej.

Kim je s t czarow nica? Oto definicja M icheleta:

Są czarownicam i z natury! Jest to talent w łaściw y kobiecie, zgodny z jej temperamen­ tem. Rodzi się ona wróżką. Przez regularny nawrót egzaltacji jest Sybillą. Przez m iłość jest czarodziejką. Przez sw oją subtelność, złośliw ość (często kapryśną i dobroczynną) jest czarow ­ nicą i kieruje losem , a przynajmniej uśmierza, oszukuje z ło 35.

Ta definicja nie daje nam rozstrzygnięcia. W edług M icheleta, każda kobie­ ta je s t w jak im ś stopniu czarow nicą, je st więc nią także i C hrząstow ską. W yróż­ nia się ona jed n ak cecham i szczególnym i: „G łos m iała głęboki, trochę ponury” (s. 1 1 ) - odpowiedni więc dla wiedźmy. Najbardziej zaś przeciw ko Jadwidze św iad­ czą jej oczy:

32 M. E 1 i a d e, Sacrum iprofan u m . Przełożył R. R e s z k e . Warszawa 1996, s. 23. 33 J a n i o n ,o p . cii., s. 44.

34 A. B a n a c h, Erotyzm p o polsku. Warszawa 1974, s. 5 5 -5 6 . 35 M i c h e 1 e t, op. cit., s. 15.

(15)

w daw nych czasach istniało przekonanie, że oko jest siedliskiem siły wewnętrznej, duszy [...], stąd przypuszczenie, że przez oko, wzrok, można oddziaływ ać na ludzi i rzeczy w sensie do­ brym, a częściej złym . C echy oka urocznego: układ oczu, w ielk ość, ostrość i przenikliwość spojrzenia [...], niejednakow e zabarwienie, kolor tęczów ek, źrenica zupełnie okrągła, itp .36

W łaśnie oczy Jadzi „odjęły mu [tj. W entzlowi] zręczność i siłę” . D la jej oczu po raz pierw szy w yrzeka się zasad:

Ha, żeby to jeszcze raz zobaczyć cudną siostrę Jana, posłyszeć głos, zajrzeć w mroczne głęb ie oczu! Dotąd nie zauw ażył, jakiego były koloru, tylko to czuł, że miały w sobie coś nie­ pojętego, co ciągn ęło i odpychało zarazem, [s. 61]

Nie tylko W entzel ulega ich urokowi: „Z twego pow odu, dla pięknych oczu, sąsiedzi głow y tracą” (s. 112). Erotyczny czar Jadwigi opiera się w dużej m ierze na chłodzie i złośliw ości (która jest je d n ą z w ym ienianych przez M icheleta cech czarow nicy). Tam gdzie są czary, musi też istnieć tajem nica. Tajem niczość należy do głów nych rysów Jadw igi. N ieustannie okryw a się ona zasłonam i.

Nie m ożna pom inąć w tej charakterystyce złow ieszczych opali noszonych przez bohaterkę.

Opal [...] nie jest obojętny, gdyż albo zachwyca i pociąga nieprzeparcie, albo przeraża i od­ trąca. Ewers porównał go do trucizny m ów iąc, że opal tym jest pośród szlachetnych kamieni, czym opium wśród trucizn37.

C harakterystyczną cechą opalu jest jego zm ienność - pozornie blady, może nagle błysnąć tęczą kolorów. Taką w łaśnie opalow ą istotą je st Jadwiga:

I n a g ie j a k c z a r e m , przeistoczyło się oblicze poważnej dziew czyny. Jakby słońce prze­ szło po nim, znikł surow y rysunek ust i ściągnięte brwi, i nieruchom ość twarzy, [s. 110]

Z now u czary! W ażne je s t to, że przem iana zachodzi w Jadw idze w czasie spełniania czynów sam arytańskich. Dodam, że nie je st to jedyny m om ent, kiedy Jadw iga zdradza sw ą opalow ą naturę. M imo określonego, piw nego koloru jej oczu, musi w nich być coś niezw ykłego. W entzel chce w jej oczy spojrzeć raz jeszcze, nie w iedząc jednocześnie, jakiego są koloru. Zupełnie jak b y zm ieniały barwę, tak ja k opal. Jeśli więc Jadw iga jest istotą opalow ą, jest także toksyczna. Przebyw a­

nie z nią m oże być niebezpieczne.

Zdolności sw oje w ykorzystuje Jadw iga do leczenia i uwodzenia:

na ław ie leżał biedny kaleka.

Dała mu tytoniu i p ocieszyła nadzieją wyzdrow ienia [...].

Oh, umiała być czarodziejką dla słabych i n ieszczęśliw ych! [s. 110]

B iegłość w leczeniu je s t oczyw iście jedn ym z w ażniejszych talentów czarow ­ n ic y 38. Jadw iga tę zdolność posiada - leczy z dużym talentem .

U m iejętność zdobyw ania m iłości m ężczyzny za p om o cą tajem nych sposo­ bów je st znana w szystkim Polkom. Posłużę się zdaniem Jana C hrząstow skiego: „W y bo coś dajecie na m iłość. C zary!” (s. 168). W jeg o przypadku wynik dzia­ łania czarów je st łatw o zauw ażalny - bohater ten zostaje całkow icie ujarzm iony przez kochankę. Podobny (choć o wiele bardziej krwawy) jest wynik zabiegów m a­

36 S w i e n ko, op. cit., s. 2 6 5 -2 6 6 .

37 K. K a r en , K am ien ie życia, czyli w m agicznym kręgu klejnotów. Warszawa 1991, s. 72. 38 Zob. M i c h e l e t , op. cit., s. 16-17.

(16)

gicznych Jadwigi. Przez jej czary W entzel odnosi rany w czasie pojedynku z W il­ helm em (skutkiem czego traci swój m ęski anim usz). Z m iana ta jest nieodw racal­ na; naw et wtedy, gdy Jadwidze zależy na zw ycięstw ie W entzla w pojedynku z Głę­ bockim , hrabia C roy-D ulm en zw yciężyć nie może.

Jadw iga to polska „każda” - j e j typowość zaw iera się w imieniu: „O ne w szyst­ kie w idocznie Jadw igi” (s. 46). Zauważm y, że w św ietle naszych rozw ażań boha­ terk a m a im ię w yjątko w o d obrze dobrane: „Jadw iga [...] z n iem ieck ieg o [...] zw yciężczyni w w alce” 39. W jej im ieniu dodatkow o podkreślony je s t fakt, że to ona zw ycięża. W ażne je s t także, iż jej im ię m a p o ch o d zen ie n iem ieck ie, co sugeruje, że kultura niem iecka była w cześniejsza od polskiej (od N iem ców zapo­ życzyliśm y „typowo polskie” imiona). W Prusach panuje patriarchat, w Polsce m a­ triarchat, a w ięc, zgodnie z m oim i w yw odam i, polski m atriarchat je s t wtórny, zbudow any na patriarchalnym podłożu. Dlatego rządzą tu rygor i hierarchia, tak jak w patriarchacie. Polska rewolucja matriarchalna doprowadziła jedynie do zm ia­

ny w ładców na w ładczynie (czarow nice), nie naruszyła natom iast istniejącego porządku.

Nie od rzeczy byłoby zauw ażyć, że historia W entzla w dużej m ierze odpo­ w iad a znanym p rzedstaw ien iom m ęskiej m itycznej podróży do św iata kobiet (będącego je d n o cz eśn ie zaśw iatam i). P rzypom nę dzieje H eraklesa na dw orze Om fale: najw iększy heros Grecji zniew ieściał tam i chadzał w dam skich szatach. Jed n o c ześn ie je g o przyg oda je s t sym bolem m ity cznego p o łączen ia p ierw ia st­ ków m ęskiego i żeńskiego - osiągnięcia androgynicznej pełni. Dla H eraklesa p o ­ byt u O m fale był epizodem , który nie zaw ażył na dalszych losach bohatera. C za­ sem jedn ak podróż do krainy kobiet m oże mieć skutki tragiczne. Przykładem jest tu irlandzka historia Brana, który w raz z towarzyszam i dostał się do krainy kobiet. M ężczyźni korzystali tam z rozkoszy stołu i łoża. Gdy po roku pow rócili do Ir­ landii, nie zostali rozpoznani - ich czasy daw no minęły. Tow arzysz B rana po w y j­ ściu na brzeg rozsypał się w proch - tak jakby nie żył od dawna. Bran po opow ie­ dzeniu sw ych przygód pożegnał rodaków i o d p ły n ą ł40. Przytoczone mity m ają do krainy kobiet stosunek am biw alentny - ukazują j ą jak o raj poprzez obrazy an-

drogyne, spokoju i rozkoszy, wiecznej młodości i nieśmiertelności, ceną za to szczę­

ście jest jed nak niem ożność powrotu do zw ykłego św iata i odebranie m ęskości. D w oistość historii opow iedzianej przez R odziew iczów nę w ynika w ięc z d w o ­ istości m itu, do którego (praw dopodobnie nieśw iadom ie) odw ołuje się autorka.

Do w ażniejszych konfliktów w om aw ianym utw orze należy ten m iędzy „w ia­ rą i czuciem ” a rozumem . Pozostałych konfliktów je st wiele i przebiegają na ró ż­ nych poziom ach.

Pierw szy w ydaje się oczyw isty: przepaść m iędzy św iatem rozum u i praw a z jednej - a św iatem w ielkich uczuć z drugiej strony. Inny zasadza się na różnicy w odczytaniu faktów: konflikt m iędzy racjonalizm em a intuicjonizm em (czy irra­ cjonalizm em ). N iew ielka je s t różnica m iędzy fantazją a zabobonem . Z punktu w idzenia racjonalisty w szelkie opow iadania o polskich czarach, upiorach i w iedź­ m ach są pozb aw ione jak ieg o k o lw iek sensu. D latego Schoneich, naw et kied y uw aża zachow ania W entzla za dziwne, traktuje je jak chorobę i próbuje jej p rze­

39 K u p i s z e w s k i , op. cit., s. 92. 40 Zob. S a d o w s k i , op. c it.,s . 101.

(17)

ciwdziałać. Ciekawe, że właśnie ten racjonalista je st w powieści je d n ą z osób prze­ w idujących przyszłe wypadki. Jako pierw szy dostrzega groźbę wynarodowienia się W entzla, staw ia diagnozę i próbuje dobrać lekarstw o (w postaci interw encji hra­ biny A urory). Nie wątpi w m ożliw ość uleczenia bohatera, nie widzi w jeg o histo­ rii niczego anorm alnego.

Historia W entzla nie jest też szczególnie skom plikow ana dla intuicjonistki - ciotki Dory. W idzi ona działanie szatana i czarow nic. Szatan opętał „biednego R alfa” i doprow adził go do nieszczęścia. Po latach D ora je st św iadkiem takiej sa­ mej historii. O bserw uje W entzla-W acława w Berlinie i dochodzi do następującej refleksji: „A ch, nie był to ju ż chłopak!” (s. 218). Nie nazyw a go jed nak m ężczy­ zną. Jest jedyną, która zauw ażyła tę sm utną zm ianę, jak a zaszła w W entzlu. Umie też Dora odczytyw ać znaki z nieba:

burza zw aliła kaplicę w Diilmen...

- To fatalny om en - wyrzekła posępnie, trzęsąc lokami - to palec losu! [s. 219]

Ona jed n a widzi przyczynę zm iany bratanka:

- Zgubiony jesteś w takim razie! [...] - B oś oślepł z ich czarów! [s. 221]

Z acytuję jeszcze narratora:

Z tego wynika, że wyobraźnia ciotki Dory pracowała i za rozum, i za logikę, i za zdrowy sens. Um iała robić sto mil na godzinę, [s. 38]

„Pan hrabia je st niecierpliwy, nierozsądny i nielogiczny... Typowy Słow ianin” (s. 26) - tak m ów ił lekarz do Wentzla. M ożna więc uznać, że logika i racjonalizm nie są cecham i polskimi. W ręcz przeciw nie. Zauw ażm y, że kiedy babka O strow ­ ska opow iada o swoich snach proroczych, przeczuciach i w idzeniach, słuchają­ ca jej Jadw iga C hrząstow ska nie drwi. N ie dziw ią jej także „nadprzyrodzone” zdolności babki. Jan Chrząstow ski sądzi, że Polki „coś d ają na m iłość” . W yni­ ka z tego, że paradoksalnie (nie jedyn y to paradoks w pow ieści) ciotka Dora pre­ zentuje polski typ m entalności. Dlatego je st osobą, która, nie będąc Polką, widzi w yraźnie „praw dy żyw e” .

Taki w łaśnie: magiczny, nadprzyrodzony, charakter ma „rew ers” opow iedzia­ nej przez R odziew iczów nę historii.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Było bardzo wesoło i serdecznie i wydawało się nam wszystkim, że nigdy się już nie rozstaniemy.... W kilka tygodni później większość uczestników tego

- Ci, co chodzą do kościoła, uczą się, ale nic nie robią, żeby nadać lepszy ton i coś w mieście zainicjować twórczego, pozytywnego.. Boją się

To przecież nie jest tak, że ziemia, która jest naszą ojczyzną, staje się wolna, gdy wolność pewnego dnia do niej z zewnątrz zawita, niczym „majowa jutrzenka”?. Ziemia,

Takie zawężenie wynika przede wszystkim z potrzeby dysku- sji na temat rozwoju, przyszłości i tożsamości historii mówionej w naszym kraju (w Europie Zachodniej oraz

Centrum niniejszych badań jest natomiast całkowicie na nowo ukształtowany przez budowę linii kolejowej Semmering krajobraz w okre- sie od czasów budowy linii po początek

Piwnica ratusza w Bremie w pierwszej połowie XIX wieku, kiedy powstało to quasi-autobiograficzne opowiadanie (1827), mieściła zasoby najlepszych win reńskich, do których swobodny

"Osoba, której dane dotyczą, ma prawo żądania od administratora niezwłocznego usunięcia dotyczących jej danych osobowych, a administrator ma obowiązek bez zbędnej

W literaturze zagranicznej słusznie podnosi si ę, że w praktyce strategia cultural defence mo że być wykorzystywana w dobrej wierze, ale może być także nadużywana (Dundes