• Nie Znaleziono Wyników

Rodzina Chrześciańska, 1902, R. 1, nr 5

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rodzina Chrześciańska, 1902, R. 1, nr 5"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Rok I. K atow ice, N iedziela, 29-go C zerw ca 1902 r. Nr. 5.

Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.

"Wychodzi raz na tydzień w Jfiedzielę.

»R odzina chrześciańska« kosztuje razem z » G órnoślązakiem <* kw artalnie 1 m a r k ę 6 0 f e n . Kto ch ce sam ą »Rodzinę chrześciańską*

ab on ow ać, m oże ją so b ie zap isać za 5 0 f e n . u pp. agen tów i w prost w A dm inistracyi » Górnoślązaka* w K atow icach, ul. Młyńska 12.

=86=

Na N iedzielę 6 po Św iątkach

Ewangelia u Marka świętego

w Rozdziale VIII.

O n ego czasu: G d y wielka rzesza była z Jezusem, a nie mieli co by jed li; w ezw aw szy uczniów swoich, rzekł im: żal mi ludu, iż oto ju ż trzy dni trwają przy mnie, a nie mają coby jedli. A jeśli je opuszczę głodne do domów ich, ustaną na drodze; bo niektórzy z nich z daleka przyszli. I odpowiedzieli mu ucznio­

w ie je g o : skądże ich będzie m ógł kto tu na puszczy nakarmić chlebem ? I zapytał ich:

W ie le chleba macie? K tó rzy rzekli: S ie­

dmioro. I rozkazał rzeszy usieść na ziemi.

A w ziąw szy siedmioro chleba, dzięki czyniąc łamał i dawał uczniom swoim, aby przed nie kładli; i kładli przed rzeszą. Mieli też i tro­

chę rybek; i te błogosław ił i kazał przed nie położyć. I jedli i najedli się; i zebrali co zbyło z ułomków siedm koszów. A było tych co jedli, około czterech tysięcy; i rozpuścił je.

Nauka z tej Ewangelii.

Cudo, o którem nam dzisiejsza wspomina Ewan­

gelia święta, zdziałał był Pan Jezus w trzecim roku swojego nauczania, nie długo po owem cudownem rozmnożeniu pięciorgo jęczm iennego chleba, którym pięć tysięcy ludu nakarmił. Uzdrowiwszy potem głu ­ choniemego nad jeziorem Genezaret, udał się na pu­

szczę, ju ż to aby się schronić przed wychwalającym go ludem, już też, aby na ustroniu wśród modlitwy, według swojego zwyczaju, rozmawiać z Ojcem swoim niebieskim. Nie długo przecie zostawał na osobno­

ści, bo lud, chciwy słuchania Go, wynalazł Go i na puszczy, i przez trzy dni ani na krok nie odstępo­

w ał; tak był głodny tego pokarmu duszy! T ym cza­

sem zabrakło i pokarmu dla ciała. Nie mówi Ew an­

gelia, aby lud to sam spostrzegł, nie: on wcale na to nie zważał, zatopiony w nauce Zbawiciela. Sarn Jezus Chrystus odzywa się do swoich A p o sto łó w 1

»żal mi tego ludu, iż oto ju ż trzy dni trwają zemną, a nie mają, coby jedli. A jeśli je rozpuszczę głodne do domów ich, ustaną na drodze, bo niektórzy z nich z daleka przyszli.«

O ja k dobry, ja k litościwy, ja k pamiętny na swoje wierne, ten Pan Jezus, Zbawiciel nasz! Gdy sam po czterdziestodniowym poście łaknął, nie użył cuda do uspokojenia swojego głodu; ku zasileniu zaś rzeszy rozmnaża wszechm ocnością swoją sie- dmiorgo chleba i trochę rybek; a było tych co jedli, około czterech tysięcy. I najedli się wszyscy, i oto jeszcze każą zbierać ułamki, i uzbierano siedm ko­

szów! aby się nic nie zmarnowało!

Chrześcianinie, Katoliku! idź i czyń podobnie Nie cuda, nie, bo to nie w twojej m ocy; ale czyń uczynki miłosierne, dawaj jałmużnę potrzebu­

jącym . Zaiste choćby ten obowiązek przybywania w pomoc bliźnim naszym nie był tak często i z ta- kiem zaostrzeniem w księgach Pisma śvv. wzmianko­

wany, toć ju ż sam wyrok Sędziego świata winien pouczyć każdego, że jałm użną przybywanie w po­

moc bliźniemu, nie jest to rada tylko, uczynek li dobrowolny, ale każdemu nakazany. Bo czyż nie wyrzekł tego jak najdobitniej Zbawiciel? Posłu­

chajmy słów Jego: A gdy przyjdzie syn człowieczy w majestacie swoim, i w szyscy Aniołowie z nim, tedy siędzie na stolicy majestatu swego, i będą zgro­

madzone przedeń wszystkie narody, i odłączy je je ­ dne od drugich, jako pasterz odłącza owce od kozłów. I postawi owce po prawicy swojej, a kozły po lewicy. Tedy rzecze Król tym, którzy będą po prawicy jeg o : »pójdźcie błogosławieni Ojca mego, otrzymacie królestwo wam zgotowane od założenia świata. Albowiem łaknąłem, a daliście mi jeść; pra­

gnąłem, a daliście mi pić; byłem gościem a przy­

jęliście mnie; nagim, a przyodzialiście mnie«. Tedy

(2)

mu odpowiedzą sprawiedliwi, mówiąc: Panie! kiedy- ieśm y cię widzieli łaknącym, a nakarmiliśmy cię?

pragnącym, a daliśmy pić? kiedyśmy cię też widzieli gościem, i przyjęliśmy cię? A lbo kiedyśmy cię wi­

dzieli niemocnym, albo w ciemnicy, i przyszliśmy do ciebie? A odpowiadając Król, rzecze im: Zapra­

wdę powiadam wam, pókiście uczynili jednemu z tych braci mojej najmniejszych, mnieście uczynili. Tedy rzecze i tym, którzy po lewej będą: idźcie odemnie przeklęci, w ogień wieczny, który zgotowany jest djabłu i aniołom je g o ! Albowiemem łaknął, a nie daliście mi je ść ; pragnąłem, a nie daliście mi pić;

byłem gościem, a nie przyjęliście mnie; nagim a nie przyodzialiście mnie; niemocnym i w ciemnicy, a nie nawiedziliście mnie. T edy mu odpowiedzą i oni, mówiąc: Panie! kiedyżeśmy Cię widzieli łaknącym, albo pragnącym, albo gościem, albo nagim, albo nie­

mocnym, albo w ciemnicy, a nie służyliśmy Tobie?

Tedy im odpowie, mówiąc: Zaprawdę powiadam wam, pókiście nie uczynili jednemu z tych najmniej­

szych, aniście mnie uczynili. I pójdą ci na mękę wieczną, a sprawiedliwi do żywota wiecznego.

O! zaprawdę, woła tu święty G rzegorz Nazyański, słowa te przejmują mnie bojaźnią i strachem, bo czyż wyraźniej i ostrzej m ógł Pan Jezus wykazać obowią­

zek dawania jałmużny, jak gdy na zaniedbujących go wydaje wyrok wiecznego potępienia?

Już w starem przymierzu wystawia nam Pan B óg Joba jako wzór szczodrobliwości dla ubogich, i ten odzywał się do wszystkich co go znali: jeślim odmówił ubogim, czego chcieli, i oczom wdowinym kazałem czekać; jeślim jadał sztukę moją sam, a nie jadła sierota z n ie j; bo od dzieciństwa mego rosło ze mną użalenie; i z żywota matki mojej wyszło ze mną; jeślim gardził ginącym przeto, że nie miał sukni, i ubogim bez odzienia; jeżeli mi nie błogo­

sławiły boki jego, i od wełny owiec moich zagrzał się. Tak się odzywał do wszystkich Job, a nikt mu prawdy zaprzeczyć nie mógł.

I Ojcowie Kościoła w swoich pismach gorąco obstają za obowiązkiem dawania jałm użny; święty Am broży naucza: że nie większą popełnia zbrodnię wydzierca cudzego dobra ja k ten, co z tego co mu zbywa, nie udziela potrzebującym. Słuchaj! ten chleb, który ty chowasz, należy się zgłodniałym ; szaty, które w skrzyniach zamykasz, n agim ; pienią­

dze, które w ziemię zakopujesz, je st to wykup dla nieszczęśliwych; tylu więc odzierasz, ilu nie wspie­

rasz twoją obfitością.

Temi nie mai samemi słowami wyraża się i święty Augustyn, a Chryzologus święty tak pisze:

K ogo oskarżać będzie głód ubogiego, ten żadnej nie znajdzie wymówki; przyjdzie nań dzień opłakany, gdy na Sądzie nie będzie miał za obrońców ubogich.

W ielu uznaje dawania jałm użny za święty obo­

w iązek; cóż potem, kiedy im nie zbyw>a na w y­

mówkach. W spierałbym ubogich, ale nie mam na zbyciu; dzieci wiele, trzeba o nich pamiętać. A kie­

dyż będziesz miał na zbyciu? Co dzień więcej zbie-

j rasz i co dzień jeszcze więcej pragniesz. A le słu­

chaj świętego Chryzostoma? kto tylko goni za skar­

bami ziemskiemi, ten się nie ma czego spodziewać w niebie. Po cóż spogląda na niebo, kiedy tam nic nie w łożył? Co włożysz w ręce ubogich, to skła­

dasz w ręce Chrystusa: On ci obfity procent wy­

płaci. Mówisz, że musisz pamiętać o dzieciach; do­

brze — lecz, w edług napomnienia św. Hieronima, policz też i duszę twoją za jedno pomiędzy dzieci, i nie pozbawiaj jej miłosierdzia sp ad k u ; kto ma je ­ dnego syna, niech sobie wystawia, że ma dwóch;

kto dwóch, że ma trzech; a kto dziesięciu, że ma jedenastu; a tym drugim, trzecim albo jedenastym , niech będzie Jezus Chrystus, który w osobie ubo­

giego, o jałm użnę prosi, mówi święty Augustyn. Jak nierozsądnie postępujesz sobie, tylko i tylko o zbio­

rach dla dzieci m yśląc! N ieszczęśliwy! gdy kiedyś ubożuchny i bez obrońcy stać będziesz przed sądem Najwyższego, może wtedy dzieci twoje kłócić się będą o pozostałość. Pójdziesz u nich w zapomnie­

nie; a jeśli cię wspomną, to z narzekaniem, żeś im jeszcze za mało zostawił. C hceszże uratować twoją duszę, a dzieciom najlepszy pozostawić spadek, w pa­

jaj w nie miłość ku ubogim i zostaw im w spu- ściznie jałm użną wyjednane błogosławieństwo Boskie.

A le któżby wystał, gd y ubogich tak wielu, a wielu niegodnych w sparcia? Prawda; bo mało dobrodzie­

jów ! a zresztą, któż nakazuje ci wszystkich wspierać?

wspieraj co możesz, a uczynisz zadość. Godni mają pierwszeństwo, ale i niegodnych nie wykluczaj. L e­

piej, że cię dziesięciu niegodnych oszuka, aniżelibyś jedn ego godnego miał od siebie z niczem oddalić.

Między owemi czterema tysiącami, które Pan Jezus nakarmił, może, że i niejeden był niegodny, a prze­

cież go nie wykluczył.

W reszcie, jeżeli tylko domowym godnym chcesz udzielać wsparcia, i takich łatwo znajdziesz. Oni ci się nie będą narzucali sami, szukać ich musisz, a przez to większą będziesz miał zasługę. Kto pro­

szącym udziela, mówi święty Agustyn, dobry uczy­

nek czyni; ale błogosławiony ten, co potrafi w ukry­

ciu znaleść potrzebującego. Bądź miłosierny, jak możesz, mówił stary Tobiasz do swego syna; masz wiele, daj wiele; masz mało, daj mało; a jeżeli, po­

wiada święty Grzegorz Nazyański, nic nie masz, to zapłacz z nieszczęśliwym, bo serdeczne politowanie wielkiem jest wparciem dla nieszczęśliwego. Jak jeszcze wiele ma świat wymówek! ale pominąwszy je pytam się: jaką wymówkę będą mieć ci, co nie mają ani ojca, ani matki, ani żony, ani dzieci, marnują na zbytki to, co albo posiędą, albo zarobią, a ubogiemu i dobrego słowa nie dadzą? O ! zaiste usłyszą owe okropne słowa: »idźcie odemnie przeklęci na ogień w ieczn y!«

(3)

35

Na dzień św iętych Apostołów

Piotra I Pawła,

Na mocnej skale został postawiony K ościół Chrystusa, niczem nie zwalczony;

N igdy opieki B ó g mu nie odbiera,

Prawdę mu oddał, na prawdzie się wspiera.

Ż e w swej nauce zgodnym zawsze bywa, D o cnoty, życia dobrego nas wzywa, Z e ju ż od dawna tenże sam zostaje, Po tem go każdy człek dobry poznaje.

N igdy się zmianą czasów nie uwodzi,

Kto czyni na wspak, z błędu w błąd przechodzi;

Co Chrystus podał, powinno statecznie B yć naszem prawem i trwać dla nas wiecznie.

B yć niezachwianem : jest to chwałą prawdy, W łasne mniemanie, boć nie pewne zawdy.

C o raz jest prawdą, mocno się gruntuje, L ecz się mniemanie do czasów stosuje.

Niech się na K ościół moc piekielna wzrusza, Niech się szyderca na niego obrusza,

Niech go wystawia na cel wiecznej wzgardy, Zn iszczy B ó g zam ysł bezczelny i hardy.

O ! trwajcie zawsze w tej K ościoła wierze, Nikt wam klejnotu tego nie zabierze, Kto słowo Boskie w swojem sercu nosi, Taki naukę Jego wszędzie głosi.

r

Święty Piotr i Paweł.

Dzisiaj święto wielkie, święto znakomite; dzisiaj pamiątka owych dwóch wielkich Apostołów, którzy przed wszystkiemi innymi skutecznie działali ku roz­

szerzeniu prawdy, ku głoszeniu prawd Ewangelii świętej, ku rozszerzeniu chrześciaństwa. Oni to nauką i czynami, życiem i śmiercią okazali światu moc teJ wiary i miłości, którą głosili i krzewili.

Piotr święty, ubogi rybołówca, na głos Zbaw i­

ciela opuszcza sieci i idzie za Chrystusem. Odtąd cały w Chrystusie żyj e ; je g o wiara w Chrystusa nie zna żadnych granic. Na widok Zbawiciela swego rzuca się w morze i idzie po wodzie. On jeden w y­

znał, iż Chrystus jest synem B oga żywego, i stąd iotrem nazwany, czyli opoką, na której Chrystus postawił swój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą. A lubo ciężko upadł, gdy swego Pana się zaprzał; opłakiwał niebawem długo i gorzko swój i

tak wielki grzech, i chętnie ponosi śmierć męczeńską w Rzymie, ukrzyżowany głową na dół, za wyraźną i

je g o prośbą, gdyż się czuł niegodnym naśladować śmierci Zbawiciela swego.

Paweł święty, ten wielki prześladowca i po­

gromca wszystkich wiernych Chrześcian, ten nieu­

błagany i srogi nieprzyjaciel K ościoła Bożego, nagle jasnością wielką i głosem Chrystusowem o ziemię powalony przemienia się w naczynie wybrane ku opowiadaniu Ewangelii wszystkim narodom. Z wroga zaciętego udaje się obrońcą prawdy, a mocą swej mądrości i nauki wielkiej, oświeconej łaską Bożą, pozyskał miliony Chrystusowi. Ciągle żałuje za swój grzech, za swą przewrotność; ciągle pracuje około nawracania narodów; ciągle naucza, działa i cierpi, póki w jednym dniu i na jednem miejscu w Rzymie z Piotrem św. (29 czerwca roku 68) nie położył głow y sw o jej; mieczem ścięty za tę wiarę w Chry­

stusa, którą ciągle głosił wszystkim narodom ziemi.

Otóż to wiara żywa! miłość dzielna! życie pełne czynów nadludzkich owych dwóch naczelników K o­

ścioła naszego: Piotra i Pawła świętego! Otóż to poświęcenie bez granic za prawdę, dla dobra swych braci! Oni są ja k wielkie dwa słońca, przyświeca­

ją ce ciągle w K ościele Bożym.

To są kamienie probiercze poświęcenia, na któ­

rych my sił naszych doświadczać powinniśmy. Bo gdzie nie ma poświęcenia, tam nie ma miłości, tam myśl Chrystusa ginie, tam Chrześciaństwo upada;

bo Chrystus się poświęcił za wszystkich i dla wszy­

stkich.

Poświęcajmy się przeto jedni dla drugich, na­

śladując Chrystusa i owych dziś uroczystujących A p o ­ stołów, Piotra i Pawła świętego; a tylko przez tę cnotę poświęcenia się prawdziwego dla dobra wspól­

nego nigdy nie zaginiemy.

e to

pierwsi ehrześcianie.

Obrazek z początku dziejów kościoła.

? 11.

Rzym .

(C iąg dalszy).

Amfiteatr był to zwykle olbrzymi gmach, zbu­

dowany tak, że do koła siedzieli w idzę; a że w kilka piętr były siedzenia, więc m ogło się w takim teatze I pomieścić do 80000 ludzi. Nad teatrem rozpinano dach z czerwonego płótna, co nadawało całemu ze­

braniu krwawą barwę.

W samym środku na dole było obszerne miejsce, wysypane czerwonym piaskiem, i tutaj to musieli gladyjatorzy mordować się nawzajem. O to nie pytano, czy czasem brat się nie bił z bratem, albo syn z ojcem; na to go pan żywił i na to go

(4)

byłby wolał całować po ręku przeciwnika.

Do walki występowali nago, i krótkie mieli tylko miecze, bo głównie chodziło o pokazanie zręcz­

ności i siły ciała. Kiedy zaś jeden z napastników otrzymał ranę i padł na ziemię, wtedy przeciwnik je g o z wy ciężki następował mu nogą na piersi i obra­

cał się do ludu, w yczekując rozkazu, czy każe dobić przeciwnika, czy mu też życie darować? Jeśli lud wielkim palcem pokazywał na dól, wtedy gladyjator musiał dobić przeciwnika, a tego rzeczą było, w ko­

naniu ułożyć się zgrabnie, bo lud chciał się nacie­

szyć widokiem konania. W tedy gdy skonał, wywle­

czono jeg o ciało hakiem z areny, aby nie zawadzało drugim gladyjatorom. I cóż powiecie, że czasami kilka set par mordowało się nawzajem.

Po części byli tam niewolnicy słowiańscy, któ­

rych sąsiedzi napadli i gwałtem uwozili, aby ich sprzedać Rzymianom, albo też tacy, którzy w woj­

nach z Rzymianami do niewoli się dostali.

Częściej przecież straszniejsze bywały wido­

wiska! Przeciw gladyjatorom w amfiteatrze ustano- wiononym, wypuszczano lwy, hieny, pantery i tym podobne zwierzęta drapieżne. C zy dzikie zwierzęta szarpały niewinne ofiary na sztuki, czy się też udało któremu z gladyjatorów powalić oszczepem zwierzę, zawsze publiczność z równą ochotą klaskała na znak zadowolenia. A między tą publicznością znajdo­

w ały się niewiasty i dzieci, które z rozkoszą przypa­

trywały się ohydnym igrzyskom i klaskały w dłonie, gdy nieraz w najokropniejszy sposób ginęło nawet kilka tysięcy ludzi przy jednem przedstawieniu!

A teraz nam się zastanowić trzeba, ja k mogło społeczeństwo ludzkie tak się upodlić, żeby nawet śmiertelnego człowieka za boga ogłaszać, a co gor­

sza, zbrodnie ubóstwiać; ja k m ogło się tak opętać, żeby jeden drugiego tak nienawidził; jak mógło się nad krwią wylaną nieszczęśliwych ludzi tak weselić?

Człowiek obdarzony wolnością działania tak długo jest szczęśliwym, dopóki tej wolności na dobre używa, dopóki pilnie uważa, na co stworzony i jaki je g o koniec. Człowiek na to jest stworzony, aby B o ga znał, wiernie mu służył i przez wypełnienie tych obowiązków na zbawienie sobie wieczne zarobił.

Tak było zaraz od początku z człowiekiem, tak je st i zawsze. B ó g sam dał się człowiekowi poznać;

B ó g sam dał człowiekowi przykazania. T ak długo był człowiek szczęśliwym, póki znał B oga i wiernie mu służył. Skoro zgrzeszył, znał jeszcze wprawdzie Boga, ale chciał się skryć przed oblicznością Jego, chciał się od niego oddalić coraz więcej grzesząc.

Coraz więcej zaciemniali sobie ludzie pojęcie o Bogu, i doszli na koniec do tego, że rzeczy stworzone, po­

sągi, malowania, często rzeczy bardzo szpetne, uwa­

żali za bogów. Bogowie ci mieli niby nad ludźmi w ładzę, mogli im pomódz, albo zaszkodzić, ale z dru­

giej strony sami byli zawiśli od fatum, t. j. losu, czyli przeznaczenia.

głębiej, a kto z nim razem nie zabrnął, temu trudno wierzyć, ja k mógł człowiek przy zdrowych zm ysłach tak podupaść. Poganie więc w czasie o którym mó­

wimy, doszli do ostatecznego szaleństwa, ubóstwiając na rozkaz swego cezara często rzeczy najpodlejsze.

Cezar, to geniusz Romy, czyli bóg państwa; tego tylko poganie słuchali, przed nim jedynie drżeli;

stąd doszli do tej wszystkiej sromoty.

C zy może jeszcze społeczeństwo jakie dojść do podobnej sromoty? A czemużby nie? Skoroby lu­

dzie zabrnęli tak głęboko w grzechy, ja k zabrnęli poganie, skoroby do tyła się wbili w pychę, żeby hardo krzyknęli; »nie masz Boga!* wyparliby się wprawdzie B oga prawdziwego, a natomiast musieliby służyć bałwanom własnych namiętności; musieliby prędzej czy później uznawać jakiego tyrana za j e ­ dynego pana ciała i duszy. A przecież człowiek nie jest Bogiem, nie jest najwyższą istotą, tylko jest stworzeniem i sługą B o ga; jest to przyrodzeniem człowieka, żeby służyć Bogu, a grzech y przeciw przyrodzeniu karze B ó g zazwyczaj ju ż na tym świe- cie i prędko poniża tych, którzy do tyła poszaleli, że siebie samych bogami nazywają. A le wróćmy do Rzymian i Nerona.

Pewnego pięknego dnia wiosennego wymyślił cezar-bóg dla ludu osobliwy rodzaj zabawy, za którą spodziewał się tym większego przywiązania i w dzięcz­

ności. Bo lud stracił ju ż wszelkie poczucie g o ­ dności i swych praw, nie troszczył się o nie, byle mu cezar dostarczył chleba, oliwy, wina i zabaw, był gotów każdej chwili cześć boską mu oddawać.

W porcie, który zwano Ostyą, zebrała się niezmie­

rzona ilość łodzi i statków uroczyście przystrojonych, ustawionych w wielkim półkolu. Lud zapełnił tłu­

mnie wszystkie łodzie, patrząc naprzeciwko, gdzie na wielkim pływającym pomoście ustawiono kilka set niewolników. Biedni przeczuwali, co ich czeka, i dla tego wybladłe ich twarze św iadczyły o w e­

wnętrznej trwodze. W zrok wytężony mieli na łódź cezara, który sam w przepysznej łodzi, w licznem otoczeniu niewiast i dworaków przybył do portu.

W reszcie Neron ziewnął i dał znak. Podcięto liny, które pomost z niewolnikami podtrzym ywały i nie­

szczęśliwi poczęli tonąć. K rzyk rozpaczy wzniósł się do nieba; poczęli się ratować niektórzy i chcieli p o­

płynąć do łodzi gdzie lud był zgrom adzony, ale krą­

żący na drobnych łodziach siepacze Nerona topili ich ogłuszając wiosłami. Straszliwemu temu wido­

wisku, od którego by nam w łosy powstawały na głowie, przypatrywał się lud z rozkoszą i klaskał w dłonie, a wdzięcznym był cezarowi za wyprawie­

nie tak pięknej zabawy.

W tem od stron G recyi przypływał okręt w stronę portu. Na je g o pokładzie stało między wielu ciekawymi dwóch mężów, których strój i twarz zdradzały hebrejskie pochodzenie. Jeden z nich, młodszy wiekiem, ognistem okiem patrzał na stra­

szliwą scenę, która się przed je g o oczym a odgry-

(5)

37

wala, a na jeg o obliczu malował się wyraz oburze­

nia. Drugi, starszy ju ż o wiele wiekiem, o poważnej siwej brodzie, patrzał ze łzą współczucia na okropny obraz i widocznie modlił się do Boga, aby mu do­

pom ógł nawrócić tych wszystkich, którzy dzisiaj kla­

szczą i cieszą się ze śmierci niewinnych i pouczyć ich, że i niewolnik je st naszym bratem i bliźnim.

Pierwszym z dwóch mężów był św. Paweł, apo- stół pogan, który pieszo obszedł trzy razy całą małą A zyą i znaczną część Europy; drugi był św. Piotr, książę apostołów i głow a Kościoła. Przybyw ał on po drugi raz do Rzymu, po krótkiem wydaleniu a spotkawszy w Koryncie św. Pawła, zabrał go z sobą.

Tym czasem słońce pochyliło się ku zachodowi;

za chwilę utonie w je g o modrej fali; lud nasycił się widokiem ohydnym i wraca ku miastu, cezar ju ż ruszył przodem.

A le dzisiaj z nim razem wchodzi do miasta Piotr św., a gdy on przyszedł do Rzymu, więc tron cezarów musi upaść i bożek Jowisz na kapitolu, przed którym Rzymianie czołem biją, upadnie. Na tronie cezarów-bogów osiędą następcy Piotra-rybaka, a na szczycie kapitolu zabłyśnie krzyż.

Dzisiaj on jeszcze godłem hańby; tylko niewol­

nicy na nim konają, ale zaledwie 300 lat minie, ten krzyż zdobić będzie chorągwie wojsk, wieże kościo­

łów, piersi pobożnych i walecznych.

Bo przeciw B ogu nie w alczyć śmiertelnym lu­

dziom. Chwilowo zdawać się może, że oni woli Bożej sprzeciwiać się nie mogą, ale to tylko trwa zwykle chwilę.

(C iąg d alszy nastąpi).

Czwarte: „Czcij ojca Twego“.

W ind3rjskiem mieście A kgab, którego mie­

szkańcy są po największej części mahometanie, osiadł mistrz blacharski Ragul, który z jednym swym synem przyemigrował z Francyi. B ył to człowiek pracowity, znający się na swym rzemiośle, rzetelny 1 sumienny, to też nie tylko w krótkim czasie pię­

knego dorobił się mająteczku i szanowany był nie tylko od Europejczyków, ale i od Turków.

C d y syn się ożenił, oddał mu starzec cały warsztat i dom, a sam zastrzegł sobie tylko jeden pokój na mieszkanie, wolne utrzymanie i kilka tala­

rów miesięcznie na nieprzewidziane wydatki.

Z początko wszystko szło, jak z płatka. Miasto położone w bagnistej okolicy, nawiedzione przez częste powodzie, ma piętrowe domy, w których tylko piętrowe pomieszkania są suche i zdrowe, dolne zaś wilgotne i niedogodne. T o też syn i żona zamie­

szkali na dole, gdzie był i warsztat, a staremu ojcu

dali izbę na piętrze, wszelką też miał staruszek wygodę, a synowa była słodziutka ja k cukier.

Jednakże niedługo to trwało. Nastała drożyzna i zastój w handlu i przemyśle, synowa miała brata, któremu się źle powodziło, więc go wspierała, ale nie była tyle rzetelną, aby się z tem zwierzyć mę­

żowi, lecz wspierała go tajemnie. Gniewało ją też to nie mało, gdy widziała, jak mąż regularnie wy­

płacał ojcu szczupłą pensyjkę. — Na co mu te pieniądze? gderała, czyż staremu u nas bieda?

Takie gadaniny gniewały męża i odpowiedział, że co mają, to mają z łaski ojca, że zresztą te pie­

niądze, które ojcu płacą, nie giną, bo ich ojciec nie traci i nie marnotrawi, ale im kiedyś w spadkobier- stwie zostawi.

A le jakto zwykle bywa, z czasem złośliwa żona tak męża przerobiła, że ten mimowolnie z dnia na dzień stawał się dla ojca obojętniejszym. Bolało to staruszka, ale nie narzekał na syna, spodziewając się, że się w nim znowu serce odezwie. I doczekał się ojciec zmiany, chociaż serce się nie odezwało, ale ktoś inny. A było to tak.

Staruszek cierpiał na reumatyzm, przez kilka tygodni nawet musiał po większej części leżeć w łóżku. Przykro było synowej, że tylekroć dzien­

nie biegać musiała po schodach, aby chorego doglą­

dać, w ięc starzec zgodził się na to, aby łóżko jeg o zniesiono na dół, chcąc im zachodów i niewygody oszczędzić.

Choroba nieco ustąpiła i już kilka tygodni upłynęło, o przeprowadzeniu ojca do góry nie było mowy. Synowa przeniosła na górę swoją sypialnię i bardzo jej się tam spodobało, a chorego staruszka zostawili na dole w zaduchu i wilgoci, która na wschodzie daleko jest szkodliwszą, ja k u nas. I teraz ojciec nie narzekał, ale myślał sobie, iż w ten spo­

sób prędzej rozstanie się z tem nędznem życiem.

Nie tak zapatrywali się na to sąsiedzi Turcy, którzy byli oburzeni na nieczułe dzieci i poszli do kadego (sędziego) z prośbą, aby staruszka wziął w obronę. Sędzia u Turków daleko większą ma władzę, ja k u nas — nie pisze on protokołów i wy­

roków, ale na krótkim toporzysku osądza winowajcę i karę mu wymierza. I nasz sędzia Akgabu znany był ze swej sprawiedliwości, ale też i surowości — kto przewinił z rozmysłem, mógł napewno liczyć na bliższą znajom ość z trzciną bambusową i więzienie, obostrzone postem.

Pewnego dnia z rana przybyło do domu Ragula dwóch zbrojnych kawasów (policyantów) i wezwali syna, aby niezwłocznie udał się z nimi do sędziego

— dla czego, to ju ż pan sędzia wyjaśni, dodali.

Jeżeli już to zaproszenie rano, niekoniecznie przyjemne, strachem przejęło syna, to tem więcej przeraził się, gdy obok sędziego, na którego twarzy gniew srogi się malował, ujrzał dwóch murzynów, igrających trzcinami bambusowymi, jak gdyby ich ręka świerzbiała i mieli ochotę rozpocząć młóckę.

Czyś ty chrześcianinem ? — krzyknął sędzia.

(6)

— T ak jest — jestem chrześcianinem ; odpo­

wiedział syn nieśmiało, bo nie wiedział, co z tego będzie. C zy go chciano zmusić do odstępstwa?

— A więc pokaż, czy umiesz się przeżegnać!

— zawyrokował sędzia. Syn rozpoczął:

— W imię O jca i Syna...

— Stój chrześcianinie! przerwał sędzia. Po­

wtórz to!

— W imię O jca i Syna.

— Dobrze! Gdzie więc miejsce Ojca?

— Tu u góry (pokazując na czoło).

— A gdzie miejsce Syna.

— Tu na dole, (pokazując na piersi).

— A czemu w domu twoim dzieje się prze­

ciwnie? Czemu ojca umieściłeś na dole, a ty sam zamieszkałeś u g ó r y ? ... Milczysz? W ięc przyznajesz się do winy. Słuchaj teraz: pójdziesz natychmiast do domu i jeżeli do wieczora w domu twoim nie będzie tak, ja k to wyznajesz przy przeżegnaniu się, to jutro z rana znowu będziesz tu przyprowadzony i z temi tu oto dwoma się zapoznasz. (Przy tych słowach wskazał na murzynów, którzy swe trzciny ju ż trzymali w pogotowiu). T ak samo będzie, jeżeli kiedykolwiek usłyszę jaką skargę na ciebie, że z ojcem źle się obchodzisz. Rozumiesz?

Nie potrzebuję dodawać, że syn czemprędzej zastósował się do wyroku sędziego. Odtąd było w domu, jak w niebie. O jciec nie robił dzieciom żadnych wyrzutów, ale był dla nich jak dawniej miłym i uprzejmym, a syn tak się z nim obchodził, że ju ż się nie potrzebował żegnać przed sędzią pogańskim.

Ualka z pijaństwem.

n.

Dwa razy na tydzień zbierał O. Teobald takie zgromadzenia i w ciągu ośmiu miesięcy, nie ru­

szywszy się z C ar ku, zapisał w swojej księdze 150 tysięcy takich, którzy na zawsze wyrzekli się pi­

jaństwa.

W ieść o tem rozeszła się po całej Irlandyi, za­

częto odprawiać do Córki pielgrzymki, w celu przy­

łączenia się do zwolenników wsławionego zakonnika.

Gdy już O. Mathew uznał, że grunt do działania przygotowany w kraju, zaczął go objeżdżać. Zaraz w Limerick, mieście słynnem z licznych gorzelni, stokilkadziesiąt tysięcy osób złożyło przyrzeczenie w ręce apostoła trzeźwości, a większą część gorzelni właściciele gorzelni dobrowolnie pozamykali.

W Dublinie jeszcze większe czekało go powo­

dzenie; kilkakroć tysięcy wyrzekło się rozpalających napojów, w ciągu zaś jedn ego roku zamknięto w tem mieście 237 szynkowni. Niebawem też zmniejszyła się liczba zbrodni o dwie trzecie, a za to wkładki w kasach oszczędności wzrosły w dwójnasób.

Księga O. Mathew, w której zapisywani byli Irlandczycy, wyrzekający się pijaństwa, wskazuje naj stępujące liczby: W roku 1838 150000, w roku 1839 710000, w roku 1840 1 220000, w roku 1841 1 108000, w r. 1842 1162000, w roku 1843 800 000, w roku 1844 410000. Pozyskał więc trzeźwości blisko sześć milionów osób czyli prawie całą katolicką ludność Irlandyi. Zdarzały się wprawdzie odstępstwa, lecz nader rzadkie; O. Mathew sam świadczy, iż na pięćset osób, zaledwie jedna łamała dane przyrze­

czenie, a były i takie, które później ze skruchą do trzeźwości wracały, po chwilowym upadku.

W roku 1842 i 1843 zwiedził nasz apostół Anglią i Szkocyą, gdzie objechał wszystkie ręko­

dzielnicze miasta. Przyjmowano go wszędzie z nieo­

pisanym zapałem i uniesieniem, jako największego dobroczyńcę i zbawcę. W ielkie place w Londynie nie m ogły pomieścić gromadzących się tłumów;

różnice religijne zdawały się znikać, najzagorzalsi protestanci garnęli się tak samo do tego męża B o­

żego, jak gorliwi katolicy, pół miliona osób zostało pozyskanych dla wstrzemięźliwości w tej krótkiej podróży.

O. Mathew rozumiał to doskonale, że chcąc lud prosty utrzymać w trzeźwości, trzeba przedewszy- stkiem usunąć sposobność do picia; trzeba konie­

cznie w zamian za pijatyki i gorszące tańce, podać ludowi możność godziwej rozrywki i skromnej za­

bawy. Urządzał więc dla ludu towarzyskie zebrania, połączone z przyzwoitą zabawą; sposób ten bronie­

nia szerokich warstw ludowych od pijaństwa okazał się bardzo skuteczny i piękne wydał owoce. Ró­

wnież zbawiennie działały książki i różne druki, które hojnie zacny kapłan rozrzucał pomiędzy robotników.

Jednakże zabawy i te książki, oraz rozdawane medale i odbywane podróże pociągały za sobą zna­

czne bardzo koszta, tak, że pod koniec życia O. Mathew znalazł się w kłopotąch pieniężnych.

Lecz skoro tylko wieść o tem dostała się do publi­

czności, posypały się tak wspaniałe i liczne datki, że odrazu pokryły wszystkie długi: mianowicie bo­

gaci protestanci, gdyż katolicy w Irlandyi są po w ięk­

szej części biedni, składali znaczne sumy, przejęci czcią i podziwem dla katolickiego zakonnika.

Tak więc szlachetny apostół wstrzemięźliwości, mógł spokojnie dokonać pełnego wielkich zasług, ale skróconego niesłychanemi trudami, żywota, pozo­

stawiając po sobie wspaniałe dzieło gorącej miłości bliźniego.

Piękny pomnik miłości bliźniego wystawił so­

bie także na potomne czasy u nas na Śląsku, nieo­

dżałowanej pamięci ks. kanonik Ficek przez zapro­

wadzenie towarzystwa wstrzemięźliwości i przez wy­

budowanie kościoła Piekarskiego.

Ks. Ficek cały przejęty powołaniem kapłańskim i duchem apostolskim, całe życie swoje poświęcił chwale Bożej i pracy około zbawienia dusz ludzkich.

W tej gorliwości o chwałę Boga i zbawienie łudz­

ił kie ubolewał on nad niedowiarstwem lekkomyślno­

(7)

39

ścią, obojętnością w wierze i zepsuciem obyczajów, które to największą częścią pochodzą z nieszczęśli­

wego nałogu pijaństwa. W iedząc o tem, jak w ró­

żnych krajach gorliwi mężowie, ja k : Justyn Edgward w Am eryce, ks. Teobald Mathew w A nglii i Irlandyi, a ks. Seling w Niemczech tysiące hołdowników pi­

jaństwa nawracali do wstrzemięźliwości, postanowił tedy ks. Ficek także wytoczyć wojnę na Górnym Śląsku przeciwko wszystkim palonym trunkom. A le bo też już był czas, aby temu nieszczęsnemu pijań­

stwu tamę położyć, które z początku najwięcej pa­

nowało między górnikami i hutnikami, lecz w prze­

ciągu czasu ja k zaraza rozlało się na Śląsk cały tak dalece, źe nie tylko mężowie i żony, młodzieńcy i dziewczyny, ale nawet i dzieci mniej więcej temu nałogowi hołdowały. W dzień wypłaty zarobku (Geldtag) w hutach i po kopalniach, mógłeś widzieć pijanych po drodze i w przykopach leżących, do Boskiego stworzenia niepodobnych, a nazajutrz w Niedzielę pijaków w karczmach pełno, którzy cały zarobek przepijali, podczas gdy w domu żona i dzieci były nagie i nie było co ugotować i czem się po­

silić. W takim opłakanym stanie znajdował się nasz ludek górnoślązki!

Już przeszło rok cały wzywał ks. Ficek przy­

czyny Matki Boskiej, tej »Ucieczki grzeszników*, o nawrócenie swoich nieszczęśliwych współziomków przez ową znaną modlitwę: »Pamiętaj o najdobro- tliwsza Panno . . . . < , którą wraz z parafianami co­

dziennie po M$zy świętej odmawiał a do Matki Boskiej Piekarskiej takie niejako zanosił prośby:

Ach, Najświętsza Panno w Piekarskim wizerunku, Uprośże ju ż pom oc dla zgubnego trunku!

Uproś dawną trzeźwość, a z nią chleba dostatek, Bo ju ż płacze z głodu dużo nędznych dziatek!

Tu okazało się na nowo, że Matka Boska ni­

kogo nie opuszcza, kto się z ufnością do niej udaje, albowiem ta Matka Najświętsza podała słudze swemu tę myśl zbawienną, aby teraz stanowczo wystąpił przeciw oparzę piekielnej, co ju ż zapowiedzianem było na uroczystość Najświętszej Maryi Panny Giomnicznej. A do zapowiedzenia tegoż na dzień O czyszczenia Panny Maryi dała przedewszystkim powód następująca okoliczność: Otóż przez pomyłkę czy też, że za mało na święta katolickie uważano, postawiono w kalendarzu na rok 1844 na sam dzień N. M. Panny Gromnicznej dnia 2 lutego jarmark w pobliskiem mieście Bytomiu. Ks. Ficek dowie- c ziawszy się dzień przedtem o znieważeniu święta, natychmiast postanowił zaprowadzić towarzystwo wstrzemięźliwości pod opieką Najśw. Panny Maryi romrucznej i nazajutrz ogłosił ten zamiar swoim parafianom. Bawił natenczas u ks. Ficka w Pieka- r a c i ks\ Reformat Szczepan Brzozowski. Z tym rozmówili się wieczorem o jutrzejszym rozpoczęciu Z W ^Can*a wyrzeczenia się pijaństwa i poczęli 11 a ać reguły i sposób zrzeczenia się gorzałki. Na- pisa także ks. Ficek list do ks. Selinga prosząc go,

aby mu podał sposób, jak iego on używa w zapro­

wadzeniu trzeźwości, co tenże gorliwy kapłan z ochotą uczynił, — i według podanego sposobu ks. Ficek dalej postępował. W sam dzień O czy­

szczenia N. M. Panny wystąpił O. Brzozowski z ka­

zaniem przeciwko kwaternicy piekielnej i wezwał lud do ślubowania trzeźwości. Udało się to przedsię­

wzięcie dosyć skutecznie, bo za pierwszem kazaniem zaraz kilka set ludzi wyrzekło się palonych napojów, która to liczba coraz więcej się powiększała. Za przyładem ks. Ficka poczęli zaprowadzać towarzy­

stwa trzeźwości najprzód proboszcze w Mysłowicach, w Bogucicach, w Bytomiu, i w W oźnikach, których w krótce naśladowali księża w dekanacie Bytomskim, Pszczyńskim i w innych. O, Brzozowski jeździł od parafii do parafii i wygłaszał ogniste kazania i w ten sposób zawierały się wszędzie towarzystwa trzeźwości.

Lubo zaraz na początku tej apostolskiej pracy rozmaite stawiano przeszkody ze strony właścicieli gorzelń i szynkarzy, chociaż księża ponosić musieli różne zniewagi i zelżywości, jednak zwycięstwo osięgli szlachetni bojownicy za przyczyną Matki Najświętszej, pod której opiekę oddano to nowo za­

łożone towarzystwo czyli bractwo i której obrazek zdobił świadectwo poślubienia trzeźwości.

W ięc z miłości ku Maryi wyrzekł się lud górno­

śląski szkodliwych zdrowiu rozpalających trunków i mimo wspomnianych przeszkód ju ż w przeciągu sześciu tygodni to nowe towarzystwo liczyło 30000 członków, a w przeciągu dwóch lat powiększyła się ta liczba na nieomal 200000. —

T o wspaniałe zwycięstwo było w ogólności za­

sługą całego ówczesnego duchowieństwa górnoślą­

skiego, ale największa zasługa należy się ks. Fickowi, który jak o jenerał stanął na czele tej wyprawy prze­

ciwko pijaństwu i swoich oficerów mocno zachęcał do boju.

T e zasługi ks. Ficka uznane zostały przez wiele godnych osób, którzy mu po części listownie za te prace dziękowali, po części do Piekar się zjeżdżali, aby mu osobiście podziękować.

Nie od rzeczy będzie nadmienić, że gdy król Fryderyk Wilhelm 1846 roku zwiedził kościół Pie­

karski a ks. Ficek wprowadzając go do niego wspo­

mniał, że tu zaczęła się wojna przeciwko pijaństwu, rzekł monarcha: »Ta rzecz godna jest pochwały i podziękowania!« — Także i pewien jenerał przy­

był z N ysy do Piekar, aby ks. Fickowi podziękować za ocalenie ludu od zupełnego upadku.

W ieść o wyrzeczeniu się Górnego Śląska od gorzałki lotem błyskawicy przeniosła się na północ i na południe. K rocie tysięcy stanęły wkrótce w Poznańskim pod chorągwią trzeźwości a głosy gorliwych pasterzy, wzywających do zrzeczenia się gorzałki, rozlegały się w Krakowskim i w Galicyi, w Morawie i w Czechach, aż tam do pozakarpatnich W ęgier, a w parafiach zawierały się towarzystwa trzeźwości, które sta i tysiące członków liczyły.

(8)

Książę-Biskup W rocławski śp. Kardynał Mel­

chior Diepenbrok zaniósł bowiem prośbę do Rzymu, a O jciec święty Pius IX. wyniósł towarzystwo trzeźwo­

ści roku 1852, dnia 28 lipca na Bractwo kościelne i obdarzył je Odpustami.

Jak zachować się w czasie burzy?

Wiadom o, że piorun uderza tylko w wysoko położone punkty. Należy więc w czasie burzy trzy­

mać się zdała od wszystkiego, co ponad ziemię w y­

staje, a więc od drzew, masztów, murów, płotów it. d.

Płoty zaś druciane i żelazne są tem niebezpieczniejsze, że piorun przechodzi wzdłuż nich, a możliwość p o­

rażenia zachodzi nawet w odległości dwudziestu i więcej stóp. Ponieważ człowiek, znajdujący się na wolnej przestrzeni, sam tworzy punkt wystający, dla tego najlepiej jest położyć się na ziemi. A le i w tym wypadku zachodzi niebezpieczeństwo, gdyż piorun uderza czasami na ziemię, szczególnie wil­

gotną. W obec tego dla znajdującego się w czystem polu nie ma bezwzględnego bezpieczeństwa przed uderzeniem piorunu, ale w każdym razie jest ono większe, niż na wodzie, bo woda jest wybornym przewodnikiem elektryczności, a więc i piorunów.

Nie trzeba się zbliżać do rur gazow ych, wodocią­

gowych, a przedewszystkiem do kominów, gdyż te są bardzo dobrymi przewodnikami piorunów nie tylko dla tego , że sterczą nad powierzchnią dachu, ale i dla tego, że zacieka do nich woda deszczowa, która jest znakomitym przewodnikiem elektryczności.

Okna mogą być otwarte, ju ż chociażby z tego względu, że gdyby nawet piorun kogoś uderzył w pokoju, to na świeźem powietrzu przyjdzie on prędzej do przytomości, podczas gdy w przestrzeni zamkniętej następuje natychmiastowe uduszenie.

Pomimo to jednak nie należy siedzieć przy otwartem oknie.

Ubezpieczenie w m ałżeństw ie od gradobicia.

D o mężów pod pantoflem — z dobrą radą spieszę — Przesyłając im pilną i ważną depeszę,

Pan Ekonom Onufry ma żonę Barbarę,

C o mu, ja k najniewinniej, wciąż wymierza karę,

A ja k tylko nieborak próg domu przekroczy,

Basia z pięścią do niego natychmiast przyskoczy. — Z e życie takie było zbyt periculosum*) —

S ko czył zatem Onufry do głow y po rozum — A śmierć albo zwycięztwo stawiając na stawkę, Miał w sieni małą ręczną od ognia sikawkę — G dy Basia wykładała pięścią Ekonomią, On jej zaraz zalewał wodą fizyognomią, A chociaż jej nawzajem nigdy nie uderzył, Rewolucyą domową sikawką uśmierzył. —

Gdzie m ieszka Pan B óg?

Do szkoły elementarnej przyszedł razu pewnego ksiądz proboszcz miejscowy i rzekł pomiędzy innemi do pewnego chłopca, którego bystry talent powszech­

nie znano: »Otóż, moje dziecko, dam ci to jabłuszko (wziąwszy takowe z talerza), jeżeli mi powiesz, gdzie Pan B ó g mieszka?* Chłopczyk, schw yciw szy natych­

miast za talerz, podniósł go i rzekł: »A ja Księdzu proboszczowi dam ten pełen talerz jabłek, jeżeli mi Ksiądz proboszcz powie, gdzie Pan B ó g nie mieszka!*

*) W yraz łaciński, znaczy tyle co: » n ieb ezp ieczn ie* .

S Z A R A D Y .

I.

Pierwsze i trzecie zbrojnych gromada;

Drugie objaśnia — powód przedkłada.

A wszystko razem samo się chwali, Z nieudolnymi idzie pomalej.

II.

Pierwsze odszukasz pomiędzy głoskami, Drugie i trzecie zwiesz skromniej palkami.

Całość wśród lata myśl truje wesołą, Potu kroplami okrywa Tw e czoło.

Rozwiązanie szarad z nr. 4-go:

I. N a-b ój; II. K ę s-sę k .

Dobre rozwiązanie obu szarad nadesłali pp.

Karól Markowiak z Niemieckiej Przysieki, Ryszard Mocka z Królewskiej Huty, Jan Szulc z Poznania, Jan i Berta Badura z Roździenia.

Po jednej szaradzie odgadli pp. Tom asz Cober z Huty Wilhelminy, Jan Czech z W ielkiej W isły, Edward Twardenga z Chebzia.

T O

N akładem i czcionkam i »Góm ośIązaka*, spółki w ydaw niczej z ograniczoną o d p ow ied zialn ością w K atow icach.

R edaktor odpow iedzialny: A d o lf L igoń w K atow icack.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Trudno, a prawie niepodobno jest nie wzruszyć się na widok ludzi, którzy aby dostąpić królestwa niebieskiego, opuszczają świat, a gardząc wszyst- kiemi je g o

Przyjęcie Sakramentu małżeństwa nazywa się ślubem dla tego, że najgłówniejszym obrzędem tej świętej czynności jest wykonanie ślubu czyli przy­. sięgi

Miasto Naim leżało w dolnej Galilei, między Górami Tabor i Hermon, w pięknej bardzo okolicy. Szedł właśnie do niego z Kafernaum Zbawiciel, gdzie był uzdrowił

I na onego ślepo narodzonego ślepotę, i na Łazarza śmierć był przepuścił, nie dla żadnego grzechu jego, ani rodziców jego, ale jako sam powiedział dla

Faryzeuszowie cieszyli się, że Sadduceuszowie zawstydzeni odeszli; ale tego nie mogli znieść na sobie, że Pan Jezus ich zawstydził; zeszli się tedy pospołu i

Więc rozległy się straszne okrzyki tego ludu, domagającego się, aby chrześcian rzucano w cyrkach, w czasie publicznych igrzysk, lwom na pożarcie!. Tak się też

bierz sukienkę białą, w której nieskalanej masz się stawić przed sąd Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyś otrzymał życie wieczne. Bracia, przypatrzmy się

ścioła; goreje przy nich światło, i Kler zebrany od- prawuje tam jutrznią ku czci Świętych, których są te relikwije. Dyakon zaś w kościele będący, pyta