• Nie Znaleziono Wyników

Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1937, R. 4, z. 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1937, R. 4, z. 2"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

LOTOS M I E S I Ę C Z N I K

S y n t e z a W i e d z y E z o t e r y c z n e j

TREŚ< ZESZYTU:

G łów ne p r a w d y ... prof. W in cen ty L utosław ski S n y w i e s z c z e ...K. Chodkiewicz

M oralne p o dstaw y ideologii polskiej . D r Stefania T ataró w n a R en esan s a s t r o l o g i i ... J. K. H adyna O pozorności gran ic śmier.ci . . . M. H. Szpyrk& w ia A k w a m a r y n a ...M. F lo rk o w a

P y t a n i a i o d p o w i e d z i : C zy teo ria dziedziczności nie sprzeciw ia się tezom in k a r n a c y jn y m ? ... 70 Przepow iednie na rok 1937 ... 71 K r o n i k a : D ośw iadczenia M iędzynarodow ego In sty tu tu B a­

dań Psy ch iczn y ch ; C zy należy palić u m a rły c h ? ; C hrzest;

P ie rw sz a k o b ieta kap łan k ą m agii lam aistycznej.

Luty 1 9 3 7 :: a a K RAK Ó W a a Z e s z y t 2

(2)

J u ż w y s z ł y z d r u k u :

JERZY GARUDA

P o d powi e r z c hn i ą ż y c i a

pow ieść oku lty sty czn a — z przedm ow ą Józefa S w itk o w sk ieg o jako dodatek do „Lotosu“ za I. k w a rta ł 1937.

C ena w prenum eracie 4 zl + 50 g r porto;

poza p ren u m eratą 5.60 zl + 50 gr porto.

P ren u m erato ro m „dodatków “ po w ieść tę w y sy ła m y rów nocześnie z hin.

num erem Lotosu i p ro sim y o w płacenie należności załączonym blank. PKO.

LUDWIK SZCZEPAŃSKI

Cuda w s p ó ł c z e s n e

J e s t to trzeci tom encyklopedii okultyzm u w spółczesnego. Str. 204.

C ena 4 zł + 50 gr porto.

M ożna n ab y ć w Admin. „L otosu“.

Elementarny kurs astrolog; urodzeniowej

P ro sp e k ty w y sy ła się na żądanie bezpłatnie.

C ena 6 zł + 50 gr porto.

D o n abycia w A dm inistracji „L otosu“.

K om unikaty i o d p ow ied zi redakcji.

Z a u w a ż o n e b ł ę d y . W p o p rz e d n im n rze „L o to su “ n ależy p o p ra w ić : n a s t r . 39 p ie rw szy w iersz od dołu — z a m ia s t „Isto tę N a j n i ż s z ą “ pow in n o być:

„Isto tę N a j w y ż s z ą “. — S tr. 40, 2gi w iersz od g ó ry : z a m ia s t sło w a: n a s z e g o (d w a razy uży teg o w ty m w ierszu ) p o w in n o być: n o w e g o .

P a n i P. B. N a d e s ła n y n a m a r ty k u ł p. t. „A nalogje z jaw isk w e wszech- św iecie“ w y d ru k u je m y później.

C e n a „ d o d a t k ó w k w a r t a l n y c h “, ja k ju ż p o p rzed n io z a z n a ­ czy liśm y , w a h a ć się będzie ‘w g ra n ic a c h od 1—4 zł — zależn ie od obję­

to ści k ażd o razo w eg o d o d a tk u . C ena p o za p r e n u m e r a tą 40% w yższa. —- P rz y p o m in a m y , że im w ięk sza liczba p re n u m e ra to ró w , tern ce n a k siąż k i m oże być n iższa. G d y byśm y n p . zy s k a li jeszcze 100 ab o n e n tó w , cen a n a p ow ieść „P o d p o w ie rz c h n ią ży cia“ w y n io słab y z a m ia s t 4 zł — ty lk o 3 zł, dw ieście a b o n e n tó w w ięcej o b niżyłoby cen ę o 2 zł itd . M am y n ad z ieję , że w ciąg u ro k u zdo b ęd ziem y w ięk szą ilość ab o n en tó w , a w ted y i ceny in a czej się ułożą, te rn w ię­

cej, że w szyscy a u to rz y p r a c u ją d la „L o to su “ z u p e łn ie b ezin tereso w n ie.

W ARUNKI PRENUM ERATY „LOTOSU“.

B e z d o d a t k u : ro czn ie 10.— zł w Ameryce półn. — 3 dolary pó łro czn ie 5.50 „

k w a r ta ln ie 3.— „ miesięcznie 1.— „

K o n to P . K. O .

409

.

940

.

Adres R edakcji: Kraków, ul. Grodzka 58, m. 5. Telefon 133-62.

(3)

Rocznik IV Z eszy t 2

M iesięcznik p o św ięco n y ro z w o jo w i i k u ltu rz e życia w ew n ę trzn e g o , o ra z w a rto ścio m tw ó rc z y m p o lsk ie j m yśli tra n s c e n d e n tn e j.

S Y N T E Z A W I E D Z Y E Z O T E R Y C Z N E J

O r g a n : Tow . P arap s y c h ic z n e g o im . J u lja n a O chorow icza w e Lw ow ie i O g n isk a B a d a ń E zo tery czn y ch i M eta p sy c h iczn y c h w K rak o w ie

R e d a k c ja : J. K. H a d y n a , K rak ó w , ul. G ro d zk a 58, m . 5.

U m ieszczając po n iższy b ila n s naszeg o sędziw ego filozofa po lsk ieg o , za ­ zn a czam y , że aczk o lw iek ró żn im y się w n ie k tó ry c h p u n k ta c h z S zan. A u to ­ re m (w ja sk ra w s z y c h w y p a d k a c h za zn acz am y sw e o d m ien n e stan o w isk o w o d sy łac zach do o d n o śn y ch u stęp ó w , a co do in n y c h p o zo sta w iam y Czy­

te ln ik o m ocenę) — to je d n a k sąd zim y , że te zy te w zb u d zą n ie w ą tp liw ie żyw e z a in te re so w a n ie w śró d n a sz y c h C zytelników , szczególnie u ty ch , k tó ­ rzy ju ź to byli Jego s łu ch a czam i, ju ż to e 1 s a m i, w zg lęd n ie k o w a l a m i

— tern w ięcej, że A u to r u s iłu je w y razić ja sn o i n ie d w u z n aczn ie to, co za p raw d ę u w a ż a dziś, w połow ie sied e m d ziesiąte g o czw arteg o r o k u życia, po p rzeszło sześćd ziesięciu la ta c h p ra c y b ad a w cz ej i z b ie ra n ia d o św iad czeń ; po 55 la ta c h w y k ład ó w p u b liczn y ch , ro zp o częty ch w 1882 r. n a p o litec h n ice w R ydze; po p rzeszło 52 la ta c h d z iałaln o ści p iśm ien n ic zej, rozpoczętej w 1885 r. przez ro zp raw ę ch e m icz n ą; po 48 la ta c h w yższego n a u c z a n ia , roz­

poczętego w 1889 r. n a u n iw e rs y te c ie w K a z a n iu ; po 50 la ta c h d ziałaln o ści n au k o w ej m ię d zy n aro d o w ej, rozpoczętej przez w y d an ie w 1887 r. d zieła

„ E rh a ltu n g u n d U n te rg a n g d e r S ta a ts v e rfa s s u n g e n “ itd. (zain tere so w an y c h o d sy ła m y do jego a u to b io g ra fji p. t. „ J e d e n ł a t w y ż y w o t “, w y d a n e j przez k sięg . H o esick a w W arszaw ie). N a m a rg in e s ie za zn acz am y jeszcze, że w s z e c h ś w i a t o w ą sław ę d ało a u to ro w i dzieło w y d an e w r. 1897 p. t.: „ T h e O r i g i n a n d G r o w t h o f P l a t o ' s L o g i c“. — W dziele p. t. „L u d z ko ś ć O d r o d z o n a", w y d an em w 1910 r. m . i. szczegółow o p rzep o w ied ział w o jn ę w sz ech św iato w ą, k lę sk ę N iem iec i n iep o d leg ło ść P o lsk i. (Red.).

Poniżej pragnę dać bilans moich w y siłk ó w , czynionych, a b y poznać p raw dę.

O czyw iście w a rto ś ć tego bilansu zależy od w arto ści mojej osoby, i m a zna­

czenie ty lk o dla tych, co ufają moim zdolnościom poznania p ra w d y i mojej rzetelności w w y rażen iu tego, co za p ra w d ę uznałem .

„Porwać ogień strzeżony, zanieść w ojczyste strony to c e l. .

S t. W ysp ia ń ski

P r o f. d r W in c en ty L u to s ła w s k i ( K r a k ó w )

Główne prawdy

45

(4)

1. B ó g j e s t . C złow iek go w zupełności zro zu m ieć ani o kreślić nie m oże, i nie rozum ow aniem zbliża się do pojęcia sw e g o S tw ó rcy , ty lk o głó w ­ nie modlitwą. N ajw iększą różnicę m iędzy ludźmi stanow i, czy kto się modli, czy nie. Kto stale się modli o św iatło, z aw sz e je zysjcuje i ro zszerza h o ry ­ zo n ty sw ej m yśli. Kto poznaje Boga je st zupełnie innym człow iekiem niż ten, co B oga nie zna.

Bóg jest duchem , k tó ry je st i p ierw szą przy czy n ą w sz y stk ie g o co jest, n a w e t z la — i o stateczn y m celem istnienia.

W całej literatu rze m istycznej najdoskonalszym w y ra z em poznania Boga j^ st w ie rsz M ickiew icza W i d z e n i e . J e s t t o s z c z y t p o e z j i i f i l o ­ z o f i i p o l s k i e j , n a j w i ę k s z e o b j a w i e n i e i s t o t y B o g a .

2. J e s t w iele duchów złych i dobrych, k tó re na człow ieka działają. Od woli naszej zależy p rzy ciąg ać duchy dobre, i odganiać zte. L ecz zle duchy umieją s tw a rz a ć pokusy ponętne, nie tylko zm y sło w e, k tó ry m człow iek często ulega. N ajskuteczniejszą b ronią p rzeciw k o złym pokusom je st m odlitw a o św iatło , siły, radość, zdrow ie, czystość, w olność.

3. Jeste m duchem w cielonym , różniącym się od ciała, i nie zw iązanym nierozerw alnie z ciałem . C iało je st w ięzieniem , ograniczającem siły ducha, lecz zarazem n arzęd ziem działania w doczesności. D oczesność je st cząstk ą w ieczności, w y znaczonem nam p rzez B oga polem czynu. W tern, że n apraw dę jestem , gd y w zupełności rozum iem , co to znaczy, tkw i i to, że byłem przed poczęciem m ego ciała i że będę po śm ierci ciała.

4. W sz y stk o to, co znam jako rzeczy w isto ści duchow e, je st w jaźni, a nie w ciele. W ięc w m yśleniu m ózg nie m oże m ieć udziału, ani serce w uczuciach.

M ózg je st organem pośredniczącym m iędzy jaźnią a św iatem zew nętrznym , w ięc służy, a b y d o starcz a ł św iadom ości w ra ż eń zm y sło w y ch i a b y w y k o n y ­ w ał ru ch y ciała zgodnie z w olą jaźni. Sam e w ra ż en ia są w jaźni, w ię c nie oko widzi, ty lk o jaźń, nie ucho sły szy , tylko jaźń. Z tego w y nika, że po śm ier­

ci będziem y w idzieć, sły sz e ć ta k jak za życia. W ęch, sm ak, doznania p łcio w e w w y ż sz y m stopniu od stan ó w ciała zależą, niż w zro k i słuch. W ięc choć t one skupiają się w jaźni, dopóki jaźń jest w cielona, to b ra k ciała na nie inaczej w p ły n ie, niż na w ra ż e n ia w zro k u i słuchu, d otyczące p rzedm iotów poza naszem ciałem i od ciała niezależnych. Ale jaźń z ciała w yzw olona m yśli, czuje, chce, pam ięta i działa. C h arak ter człow ieka nie m oże ulec zm ianie nagłej p rzez śm ierć. C hciw y pozostanie chciw ym , ciek aw y ciekaw ym , za ­ zd ro sn y zazdrosnym . Sm akosz będzie łak n ął sm aków i zapachów , k tó ry ch bez ciała nie będzie m ógł p o zy sk ać i to będzie dla niego m ęką. Pijacy, pala­

cze, rozpustnicy b ęd ą cierpieć m ęki Tantala. W ięc dobrze je st za ży cia się w yzw olić od ty c h pożądań, a ukochać n ato m iast id e a ły duchow e.

5. Celem życia w obecnej dobie je st stopniow e p rz eo b rażan ie licznych plem ion na znacznie m niej liczne naro d y . Plem ię — to grono ludzi m ających w spólne pochodzenie. N aród to zespół ludzi m ających w spólne pow ołanie czyli posłannictw o. Św iadom ość n aro d o w a jest now ym w ęzłem m iędzy ludźm i i łą c zy plem iona w narody.

6. D o polskiego narodu n ależy 25 plemion, k tó re w ciągu h istorii się z Pol­

sk ą zespalały. P o lacy chętnie uznaw ali obcych za sw oich, nie tylko Rusinów ,

(5)

B iałorusinów , K aszubów , Ł użyczan, Litw inów , Ł otyszów , ale także W ęgrów , R um unów , O rm ian, T a ta ró w , T urków , C yganów , Żydów . W szy stk ie te ludy można k ochać jak o plem iona polskiego narodu.

7. P o lsk a m a p ra w o żąd a ć od E uro p y conajm niej gran ic 1772 r. — z do­

datk iem G dańska, P ru s W schodnich, Śląska O polskiego i Śląska C ieszy ń sk ie­

go całego. N adto na w z ó r unji z Rusią, P ru sam i, K urlandią, L itw ą — P olska z aw rze jeszcze daleko ściślejszą unię z C zecham i, W ęgram i, Rum unją. T o pań­

stw o od D unaju i m orza C zarnego do zatoki finlandzkiej pow inno mieć jedno­

lite w ojsko, flotę i lotnictw o dla o b rony p rzed M oskw ą i Niemcami. Estoń­

czycy, Ł otysze, Litw ini, B iałorusini, Rusini, Rum uni, Czesi, Słow acy, W ęg rzy pow inni w ścisłym zw iązku z P olską w y tw o rz y ć jedno państw o, w k tó rem k a żd y lud będzie m iał najdalej idącą sw obodę kulturalnego rozw oju, a w sz y s t­

k ie razem będą się m iędzy sobą porozum iew ać po polsku w e w spólnem w oj­

sku i w e w spólnym parlam encie. W tern pań stw ie k ażd y o b y w atel będzie m iał o tw a rtą drogę do najw y ższy ch urzędów — i P o lacy nie będą pod żadnym w zględem uprzy w ilejo w an y m i. Stolicą W ielkiej P olski utw orzonej p rzez p o ­ w y ż sz e dziesięć ludów , powinien zostać K raków .

8. Stan ludzkości o b ecny m ożna jedynie w y tło m a c zy ć p rzez k atastro fę przed h isto ry czn ą, zw aną w trad y cji religijnej upadkiem człow ieka czyli g rz e ­ chem pierw orodnym . R ozpanoszenie się zła, rozpow szechnienie pokus nie odpow iada planow i B ożem u i przeznaczeniu człow ieka. To, co znam y jako id eały społeczne spraw iedliw ości, m iłosierdzia, w zajem nej pom ocy, p ra w d z i­

w e j o św iaty , tolerancji, w olności indyw idualnej, b ra te rstw a ludzi i ludów — istnieje na innych św iatach, gdzie nie m a złodziei, oszustów , rozpusty, pijań­

stw a, m o rd erstw a, g łupoty m as i przew rotności przyw ódców .*)

G rzech p ierw o ro d n y je st w in ą w szy stk ich dziś ży jący ch ludzi, k tó rzy w m inionych ży w o tach sto p n io w o c o raz śm ielej się buntow ali przeciw ko p ra ­ w u Bożem u. Pokonanie z ła i p rzyw rócenie p raw a B ożego, czyli stw o rzen ie K rólestw a B ożego na ziemi je st naszym obow iązkiem .

9. N ajpotężniejszym środkiem w iodącym do te g o celu jest Kościół k a to ­ licki. N aiw ażniejszem zadaniem je st p o w ró t w szy stk ich chrześcijan do j e d n e - g o K ościoła, co bez w zajem nych u stęp stw nie da się przep ro w ad zić. Dopiero g d y się chrześcijanie pogodzą i zjednoczą, b ęd ą oni mogli n aw ró cić na c h rze­

ścijań stw o w y zn aw có w innych w iar.

10. Najsilniejszym argum entem w obronie jednego p o w s z e c h n e g o K ościoła są ż y w o ty Ś w ięty ch i cuda p rzez nich w ciągu w iek ó w czynione.

W ciągu m ego życia m iałem sposobność poznać kilku Ś w iętych, dotąd nie kanonizow anych, jak k a rd y n a ł M ercier i Ojciec Foucauld. W śród P olaków w sp ó łczesn y ch znałem b ra ta A lberta, księdza Blizińskiego, o jca H onorata, M atkę Ledochow ską, k tó rz y mi się w y d aw ali najw ięcej d o teg o ideału czynnej św ięto ści zbliżeni. M odlitw om za mnie dw óch p ierw szy ch Ś w iętych b ard zo w iele zaw dzięczam . Liczne ich listy przechow uję jak najcenniejszą relikw ię.

O ile n iek tó re czy n y innych duchow nych m ogły mnie od K ościoła o d stręczać, to p rzy k ład w y ż ej w ym ienionych z w iązał mnie z Kościołem nierozerw alnie.

*) S zkoda, że a u to r n ie p rz y ta c z a p o d staw , n a k tó ry c h o p a rt s w o ją w iarę w is tn ie n ie ta k ic h św iató w — i że n ie w y ja ś n ia celu ich istn ie n ia .

47

y

(6)

N aw rócenie się m oje do K ościoła dn. 12 listopada 1900 r. po blisko 20 latach n ie w ia ry od s ty cz n ia 1881 r. u w ażam za cud, k tó ry zaw dzięczam m odlitw om biskupa B aranow skiego. On, jako biskup djecezji Sejneńskiej, w k tó rej się urodziłem , w y k a za ł n iesłychaną w yro zu m iało ść i cierpliw ość, usiłując mnie ośw iecić i z błędnej drogi sprow adzić. Z acząłem dopiero po cudow nem n a w ró ­ ceniu badać teologję katolicką, a szczególniej ż y w o ty W ielkich Św iętych. Sam fakt naw rócenia b y ł aktem woli, bez udziału rozum u. B y ła to w ola ścisłego zw iązku z n ajw iększą na ziemi org an izacją ludzi dobrej woli. D opiero p o sta­

n o w iw szy ten zw iązek, zacząłem badać, w co ci ludzie w ierzą. M oja w iara nigdy ślepą nie b yła, zaw sze w y m a g ała potw ierdzenia intuicyjnych przeczuć p rzez rozum ow anie i ścisłą w iedzę.

11

.

W polityce by łem zaw sze republikaninem i przeciw nikiem p ra w d y n a­

sty czn y ch . G dym osiadł w K rakow ie w 1900 r. zostałem p rz y ję ty do Ligi N arodow ej p rzez Z ygm unta Balickiego i na jego zlecenie p rzeprow adziłem w Poznaniu p ie rw szy zaczątek tajnej organizacji narodow ej, do k tó rej w ó w ­ c za s w 1900 r. w ciągnąłem B ern ard a C hrzanow skiego, Zofję Sokolnicką i kilku innych. Ale w m iarę jak bliżej poznałem R om ana D m ow skiego i p rzekonałem się o jego indyferentyzm ie religijnym , o niesłychanej jego ignorancji filozoficz­

nej, o raz o b rak u jakichkolw iek stały ch przekonań m etafizycznych, zacząłem się oddalać od endecji. Jed n ak endecja mnie zaw dzięcza udział w niej moich b ra c i i wielu m oich uczni. D opiero w czasie w ojny w P a ry ż u , gdy D m ow ski i H aller w y łączn ie opanow ali tw o rz ą ce się niezależnie od nich polskie w ojsko — stra ciłem zupełnie zaufanie d o teg o kierunku, k tó ry p rz e z kilka­

naście la t popierałem . O dtąd z co raz to w iększą stanow czością zw alczałem w szelkie stro n n ictw a i żąd ałem j e d n o ś c i n a r o d o w e j w licznych moich w y k ła d ac h w blisko 200 m iastach Polski.

12. Znałem z bliska w ielu o k u lty stó w — szczególniej Sedira, B ław ack ą, S tein era, D ram ard a, E. B utlera z A pplegate w Kalifornji. P rze c zy tałe m ty siące tom ów tej literatu ry , sięgając w stecz do Eliphas Levi, F a b re d ’Olivet, G iordano B runo, R ajm onda Lulla, Apulejusza. W iem z całą pew nością, że tajem na w iedza żadna istnieć nie może*), bo w szelk a w ie d za d ąży z n a tu ry rz e cz y d o rozpow szechnienia. T ak że w tajem niczenie takie, jakie b y w a p rzed ­ staw ian e p rzez okultystów , istnieć nie m oże, gd y ż w szelk ą w iedzę się zyskuje powoli i stopniow o z wielkim w ysiłkiem , a nagłe w zbogacenie przekonań może tylko polegać na ślepej w ierze. W iedza o p raw d ziw y m b ycie jest przedm io­

tem fUozofji, a okultyści unikają stu d jó w flozoficznych i przew ażnie w cale nie znają takich wielkich myślicieli, jak Plato n , A rystoteles, P lotyn, Augustyn, Tom asz, K artezjusz, M aine de B iran, Naville, S ecretan , B o utroux i ty m podobni.

O kultyzm sze rz y fałszyw e m niem anie, że jest jak aś k ró tsz a tajem na d ro g a 1) poznania p ra w d y , niż m ozolne badanie pism w ielkich m yślicieli. W ten sposób

*) W ied za ta je m n a je s t „ ta je m n ą “ ty lk o d la kogoś, k to je j zro zu m ieć n ie p o tra fi, ta k sam o , ja k n p . w yższa m a te m a ty k a d la u m y s łu bez u z d o ln ie n ia m a te ­ m a ty czn e g o . W tern zn a czen iu a u to r m a słu szn o ść; n ie p o d aje je d n a k p o d staw sw ego tw ie rd z e n ia , ja k o b y i w ta je m n ic z e n ie n ie is tn ia ło . Ł atw o zro zu m ieć, że w ta je m n ic z e n ie „nie is tn ie je “ d la kogoś, k to p rzez n ie n i e p rzeszedł.

‘) J e s t tu to sam o , co pow yżej: ta je m n a d ro g a może ,,nie is tn ie ć “ d la kogoś, k to n ig d y n a n ie j n ie był. Czy w ied zie do te j d ro g i „m ozolne b a d a n ie p ism m y ś li­

cieli“, s a m i b ad a cze ty c h p is m m o g ą odpow iedzieć.

48

(7)

p ow stała ogrom na lite ra tu ra o ty ch urojonych praw d ach , k tó ra dla znaw cy praw dziw ej filozofii je st zab aw k ą, m ogącą im ponow ać ty lk o ignorantom . P o­

dobne p rz y k ła d y k o n tra stu m iędzy lite ra tu rą i życiem istnieją też w innych zakresach. M iłość rom antyczna, łą c zą c a dwoje osób na zaw sze, bez najlżejszej chm urki na horyzoncie ich w spólnego życia — w życiu n i e istnieje, choć m ożna sp o tk ać całą skalę ogrom ną stosunków płciow ych na różnych pozio­

mach. Jed n ak lite ra tu ra m iłości urojonej m a sw e znaczenie i n a w et w y w ie ra w pływ n a życie. P rzy jem n o ść czytania urojeń o k u lty sty czn y ch je st b ard zo podobna do przyjem ności czy tan ia ro m an ty czn y ch pow ieści. O ba gatunki lektu­

ry o d w o d zą nas od życia i o słabiają sp raw n o ść w pełnieniu rzeczy w isty ch obow iązków . U tw o ry P eladana, P ap u sa i t. p. o szałam iają czytelników i stoją w takim stosunku do pow ażnej w iedzy filozoficznej jak opow iadania Conan D oyla d o rzeczy w istej znajom ości przestęp có w i sposobów w y k ry c ia m o ty ­ w ó w zbrodni.

13. Od okultyzm u jako parodji m etafizyki trz e b a odróżnić p raktyczne uzdolnienia do jasnow idzenia w czasie i p rzestrzen i, k tó re tło m aczą m ożliw ość w ró żb i przepow iedni. T u taj pom agają pew ne tradycjonalne zabiegi. Miałem liczne dow ody zdum iew ająco trafnego w różenia z ręki, z k a rt, z kom binacyj astrologicznych. W e w szy stk ich ty ch w y p ad k ach rzekom a w iedza w ró żb iarza nie osiąga ścisłej pew ności naukow ej. Ludzie nauki p raw ie nigdy nie zajm o­

w ali się tem i zjaw iskam i, poza medjum izm em , k tó ry do starczy ł m ateriału dla badań m etapsychicznych. Ale uczeni, k tó rz y w k ro c z y li na to pole, jak C rookes, Richet, O liver Lodge, O chorow icz — nie byli w stanie zasto so w ać całej ścisło­

ści badań fizykalnych do tego z ak resu i zdradzali nieudolność zrozum ienia zjawisk, któ re o b serw o w ali, bo nie mieli uzdolnienia m etafizycznego i p rz e ­ w ażnie ignorow ali istnienie duszy, a usiłow ali psychiczne zjaw isk a tłum aczyć tylko m aterialnie. Psychologia lub m etapsychika b e z d u s z y je st niedo­

rzecznością.’) Q n

, A u to r n ie zn a w idocznie p ra c m n ó stw a u czo n y ch a n g ielsk ic h , fra n c u s k ic h , n ie m ie ck ich w ło sk ich , a m e ry k a ń s k ic h i p o lsk ich , sk o ro pisze, że „lu d zie n a u k i nie z a jm o w ali się term z ja w is k a m i“ (jasn o w id zen ia). W y m ien ić w y sta rc z y ty lk o , , R ic h et a „ T ra itś de m e ta p s y c h iq u e “ i J. O chorow icza „L a su g g e s tio n m e n ­ tale c n o tia ż ic h obu n aró w m z C rookes em i Lodge’m p o m a w ia a u to r o „n ie­

udo ln o ść z ro z u m ie n ia z jaw isk " i o b r a k „u z d o ln ien ia m e tafizy czn eg o " Czyżby ró w n y m b ra k ie m u zd o ln ie n ia cieszyli się p ro feso ro w ie szkól ak a d em ic k ich , w sp ó ł­

p ra c u ją c y np. w j e d n e m ty lk o z liczn y ch czaso p ism p a ra p sy c h ic z n y c h , ja k

■ B la c h e r w R ydze, E. B le u ler w Z u ry c h u , F. C az zam alli w M edjolanie, G E n tz we W ie d n iu , O. F is c h e r w P rad ze, E. H o ffm an n w e W ied n iu . O. K ra u s w P rad ze, E. L isz t w e W ied n iu , A. L u d w ig we F re is in g , A. M esser w G iessen. W. M ik u sk a d S tia w n ic y , H. T h irrin g w e W ied n iu , J. V erv ey en w B onn. T. W e re id e w Oslo, t.h, W in te r w K op en h ad ze, K. Z im m e r w B erlin ie i in n i? (Ś w itkow ski)

T rzeb a, b ęd ą c c h rz e śc ija n in e m n ie ty lk o z n azw y , ale w d u ch u , szan o w ać zaw sze w ia rę cudzą.

K iedy w chodzę do ja k ie jś ś w ią ty n i o b n aż am za w sze głow ę, a jeżeli w stę p u ję d o m a h o m e ta ń s k ie g o m e czetu , z d e jm u ję s a n d a ły z nóg. To znaczy : choć w asza w ia ra n ie je st m o ją w ia rą , sz a n u ję ją , ta k ja k sz a n u ję m odły, k tó re w znosicie do n ie b a i p ra g n ie n ia w asze, ab y żyć dobrze. — N ie godzi się n ig d y o d m a w iać p o szan o w an ia cu d z y m p rzek o n a n io m . C h ry s tja n iz m n ie n a k a z u je n a m tego b ra k u u z n a n ia . T ylko fa n a ty c y tw ie rd z ą p rzeciw n ie. — Jeżeli bow iem „ je st w iele m ieszk ań w D om u O jca“, m u s i b y ć i w iele dróg, p ro w ad ząc y ch do nich.

L a fcad io H earn . 49

(8)

K . C h o d k ie w ic z (L w ó w )

Sen a rzeczywistość

R o z d z i a ł VII.

Sny wieszcze.

P rz y s tę p u je m y d o n a jc iek a w sze j g ru p y snów . B ędą to tzw . sn y w iesz­

cze a lb o w ró ż e b n e, tj. sny, k tó re w y ch o d zą p o z a ra m y czasu i to nie w p rz e ­ szło ść ale w p rz y szło ść i z aw ia d a m ia ją n as o w y p a d k ac h , ja k ie się d o p ie ro z d arzą w p rzy szło ści. M ówią o n e o ty c h w y p a d k ac h albo, j a k zw ykle, sy m ­ b o la m i w sw ej zaw iłej sym b o lice św iadom ości k sięży co w ej, a lb o n a w et n ie ­ k ied y w p ro st, p rz e d sta w ia ją c d a n y o b ra z lub z d arze n ie tak , j a k się nam o n o n a p ra w d ę i w rzeczy w isto ści p o p ew n y m czasie p o ja w i. Są to rzeczy n a p ra w d ę dziw ne i n iezw ykłe i n a jtę ż s z e m ó zg i u czo n y ch p o z y ty w n e j w ie­

dzy s to ją w obec ty c h z a g a d e k b ezrad n i. S p ró b u jem y , j a k zw ykle, zeb rać n a jp ie rw s z e re g ta k ic h ciek aw y ch i z u p ełn ie w ia ro g o d n y c h fa k tó w a p o te m p rz y s tą p im y d o ich o c en y i p ró b y ro zw iązan ia. D la p rz e jrz y sto śc i nad am y p o szc z eg ó ln y m sn o m n u m ery p o rz ą d k o w e.

1. C zte rn a s to le tn ie j córce p a ń s tw a K. g d y sp ę d z a ła w ak acje w do m u rodziców , p rz y ś n ił się r a z W ieczó r W ig ilijn y , podczas k tó re g o n a g le u m ie ra je j m a tk a . B udzi się z łk a n ie m i n a z a p y ta n ie z a n iep o k o jo n e j m a tk i opo­

w ia d a jej tre ść sn u . W a k a c je się k o ń czą i p a n n a K. w ra c a do szkół do m ia s ta C., gdzie m ieszk a u k rew n y ch . F a ta ln y s e n n ie p rz e s ta je j ą tra p ić . Z b liża ją się ś w ię ta Bożego N aro d zen ia i p o w ró t n a ferje do dom u. D ręczona s m u tn e m p rzeczu ciem p a n n a K. p y ta k re w n e j, ja k n ależy p o stąp ić, g dy k to ś n a g le u m ie ra i n ie m a ju ż cz asu n a sp ro w a d z e n ie k a p ła n a . W y ja ś n ia jej, że trz e b a w ted y w zbudzić w sobie żal serd eczn y . W reszcie p a n n a K. w ra c a do d o m u . N ad ch o d zi w ieczó r w ig ilijn y i m ija p o m y śln ie. G ospodyni, osoba o ty ła, k r z ą ta się, p ra g n ą c , żeby w szy stk o było w p o rz ą d k u , w k o ń cu u d a je się n a spoczynek, lecz po ch w ili p rz y w o łu je córkę, s k a rż ą c się, że czu je się b ard zo źle. Z d e jm u je ze śc ia n y k ru c y fik s i c a łu je go, w zb u d za w sobie n a p ro śb ę có rk i żal serd eczn y i za ch w ilę u m ie r a n a s k u te k ch o ro b y serca. (Z a­

g a d n ie n ia M etap sy ch iczn e, R. 1924, str. 34.)

2. W e d łu g k ro n ik i flo re n ty ń s k ie j za p a n o w a n ia W a w rz y ń c a M edici pew ie n m ło d zien iec m ia ł w n ocy d ziw n y sen. Oto zn a jd o w a ł się n a P iaz za d e lla S o g n a ria p rzed sły n n y m lw em k a m ie n n y m i d la sw a w o li w łożył rę k ę do jeg o o tw a rte j paszczy. I lew go u g ry zł. N a z a ju trz m ło d zie n iec ten , p rz e ­ ch odząc w to w a rz y s tw ie p rz y ja c ió ł p rzez te n plac, o p o w ied ział im z u ś m ie ­ chem sw ój sen. K iedy zaś z a trz y m a li się p rzed k a m ie n n y m lw em , m ło d zie­

niec w śró d śm ie ch u to w arzy szy , w łożył m u rę k ę sw o ją do p aszczy w o łając w esoło: „No u g ry ź m ię b est jo !'4 K u n ie o p isa n e m u sw e m u zd u m ie n iu p r z y ja ­ ciele u sły szeli w tej ch w ili p rz e ra ź liw y jego k rz y k , poczem tru p io b la d y p a d ł n a ziem ię. O k azało się, że w p aszcz y lw a za g n ieźd z ił się s k o rp io n , k tó ry m ło d zie ń ca u k łu ł. W k ilk a d n i p ó źn iej u k ą sz o n y w y zio n ął du ch a...

3. P re z y d e n t S tan ó w Z jednoczonych, A b ra h a m L in co ln , pew n eg o p o r a n ­ k a z a p y ta ł sw ej żony, czy w ierzy w sny. „W cale n ie 44 — b rz m ia ła je j od p o ­ w iedź. „W obec tego - rz e k ł L in co ln — o p o w iem ci d ziw n y sen, ja k i m ia ­ łem te j nocy. O to śn iło m i się, że schodzę ja k ie m iś sc h o d a m i co raz niżej i niżej, aż n are sz c ie z n a la z łe m się w k ap licy . U jrz a łe m w n ie j w sp a n ia ły k a ta f a lk a n a n im n ieboszczyka. D okoła s ta ły w a r ty a k a p lic a n a p e łn ia ła się co raz w ięcej lu d ź m i. Z ew sząd ro zleg ał się płacz.

.»Któż to u m a r ł? “ — z a p y ta łe m jednego ze sto ją c y c h n a w arcie żo łn ierzy . O dpow iedział m i: „To n a sz k o c h a n y p re z y d e n t p a d ł z r ę k i m o rd e rcy !"

50

(9)

W t y d z i e ń p ó źn iej (14 k w ie tn ia 1865) a k to r B o o th strz e lił w W a­

s z y n g to n ie d o L in co ln a i położył go tru p e m . K iedy za w iad o m io n o o tern w dow ę, w y b u c h n ę ła p ła czem i z a w o łała: „O Boże, jego sen, jego se n !“.

4. P a n i E. S. z L ip sk a o p o w iad a n a s tę p u ją c y s e n : „W m ie s ią c u lu ty m b y ła m b ard zo z a p ra c o w a n a . W no cy n a 3 lu teg o śn iło m i się, że m a m p rze­

cięty ró w n o w ierzch o łek p raw eg o k ciu k a. K rw i n ie w id ziałam , s tra c iła m ty lk o czucie w g ó rn y m członie p alca.

Ju ż od r o k u z ro b iłam to n ie m iłe d o św iadczenie, że s n y m oje s ą p rze­

s tro g ą i po o b u d ze n iu się o św iad czy łam m a tce, że w obec tego s n u m u szę się m ieć w n a jb liż sz y m czasie m ocno n a baczności.

D nia 8 lu teg o w y c in a ła m sobie sk ó rę p rzy p az n o k ciac h i sk ale czy ła m się p rz y te m lekko. D nia 11 lu teg o n a s tą p iło za k a ż e n ie k rw i n a p ra w y m k c iu k u i to ta k d alek o , że m u s ia n o p rzep ro w ad z ić o p erac ję i do dziś m a m n a ty m p a lc u bliznę, k tó r a o d p o w iad a z u p e łn ie sk a le c z e n iu w id zian em u we ś n i e '. (Dr. G. L o m er „D ie W e lt d e r W a h r tr ä u m e “ s tr. 81.)

5. P a n K aro l Ł. z N ow o g ró d k a pisze: „ P rz e g lą d a ją c „I. K. C.“ z d n ia Z I m a rc a 1934 n a tr a f iłe m n a c ie k a w ą n o ta tk ę pt. „S n y “. P u b u d z iło m n ie to do p r z e s ła n ia R ed a k cji o p isu dziw nego s n u proroczego, k tó ry się p rz y ­ tr a f ił d w a la ta te m u m o jej żonie (i częściow o m nie), któ reg o je d n a k n ie p o d ałem b y ł w sw o im czasie do w iadom ości szerszego ogółu, p o n iew aż z w ią­

z a n y był ściśle z b o le sn ą d la n a s ś m ie rc ią rod zo n eg o b r a ta m ego śp. ks. b i­

s k u p a p iń sk ie g o Z y g m u n ta Ł. D ru g a ro czn ica jego zg o n u m in ę ła w łaśn ie 26 m a rc a . M ieszk ając s ta le w N o w o g ró d k u , k o resp o n d o w ałem z b isk u p em Z y g m u n tem , p rz e b y w a ją c y m w P iń s k u , s ta le je d n a k s to su n k o w o m ało, gdyż obaj b y liśm y zaw sze m o cno zajęci. W zim ie 1932 r. n ie m iałe m od niego przez d łu ż sz y czas w iad o m o ści, w ied zieliśm y tv lk o oboje z żoną. że je st n a jz u p e łn ie j zdrów i w p o g o d n em ja k zw y k le u sp o so b ien iu . O koło 11 m a rc a p rzy śn iło m i się. że j a d ę k o l e j ą i w idzę Z y g m u n ta a p o n a d to dużo b lisk ich , ale n i e ż y j ą c y c h ju ż osób z ro d zin y . Żona zaś m o ja po p rz e ­ b u d ze n iu się tego sam eg o r a n k a o p o w ied z iała m i i z a ra z p o te m m o jej k u z y n ­ ce, b ard zo w y ra ź n y a p rz y k ry sen , ja k i m ia ła . Oto p rz y ś n ił się je j b is k u p Z y g m u n t, o w in ię ty w ja k ie ś b i a ł e s z a t y i nieży jący , poczem za ra z n a s tą p ił jeg o p o g rzeb : tr u m n a ze zw ło k am i b isk u p a s ta ła w k ościele n a z i e m i , b y ła k o lo ru s z a r e g o , d o k o ła b y ł tłu m k le ru , w szy scy w bieli, i o d p ra w ia n o n ab o żeń stw o , ale ja k b y p raw o sław n e. N ie p rz e ję liśm y się z u ­ p e łn ie tem i sn am i, dziw iło n a s ty lk o , że oboje teg o sam eg o r a n k a p rz y ś n i­

liśm y Z y g m u n ta i to b a rd z o w y raźn ie . Z a zn acz ałem p rz y te m ża rto b liw ie, że cz ek a m ię w id o cz n ie ja k a ś podróż, gdyż n ie ra z p rzed p o d ró żą, k tó re j zu p e łn ie n ie oczek iw ałem , śn iła m i się ja z d a p o ciąg iem . N aw iasem m ów iąc, b ard zo rz a d k o w y p a d a ło m i w y jeżd żać z N ow ogródka.

W p a rę d n i po ty c h s n a c h n aszy ch , b ęd ą c w k ościele n a n ab o żeń stw ie, d o w ied z iałe m się od b. p re fe k ta g im n a z ju m , w k tó re m p racu ję, że b isk u p w P iń s k u n ag le ciężko zach o ro w ał. O trzy m ałem też w k ró tce p o tw ie rd zen ie te j s m u tn e j w iad o m o ści od d ru g ie g o b r a ta m ego z P iń s k a . P rz y s y ła ł on p o te m s ta le b iu le ty n y o s ta n ie zd ro w ia b is k u p a , za zn acz ał je d n a k , żo n a s tą ­ p iła po o p e ra c ji p o o ra w a . O boje z żo n ą b y liśm y te d y d o b rej m y śli N iestety . 26 m a rc a o trz y m a liś m y d epeszę, z a w ia d a m ia ją c ą o zgonie n ie o d żało w an ej p am ięci b is k u p a .

N a po g rzeb w y ru sz y liś m y oboje z żoną. P rz y b y liśm y do P iń s k a p rzed s a m ą e k s p o rta c ją . W sali s e m in a ry jn e j, gdzie s ta ł k a ta fa lk , u d erzy ło n as o d razu , że b is k u p Z y g m u n t leży w tru m n ie w b i a ł y c h sz a ta c h z b i a ł ą in f u łą n a głow ie. N a z a ju trz ra n o p rzed p o g rzeb em , k ie d y p rz y sz liśm y z żoną d o k o ścio ła, u jrz e liśm y d o sło w n ie ja k b y p o w tó rzen ie s n u m o jej żony:

tr u m n a s z a r e g o k o lo ru , n a jz u p e łn ie j p ro s ta i s k ro m n a , s ta ła p raw ie że n a z i e m i (n a b ard zo n is k ie m p o d ju m zg odnie z życzeniem zm arłeg o p a ste rz a ). W p re z b ite rju m p rz y tr u m n ie od b y w ało się n ab o ż eń stw o w ed łu g w s c h o d n i e g o o b rz ą d k u , poczem n a s tą p iło żało b n e n ab o ż eń stw o ł a c i ń- s k i e p rz y u d z ia le k ilk u n a s tu b isk u p ó w w b i a ł y c h s z a ta c h i b ard zo licznego k le r u (k sięży i alu m n ó w ) w b ia ły c h k o m żach . Z aśw iad czy ć p r a w ­ dziw ość tego, co p o d aję, m oże k ilk a osób, k tó ry m żona s e n sw ój ze szczegó­

ła m i o p o w iad a ła. (K u ry e r M eta p sy c h iczn y 15/34.)

51

(10)

6. P a n E u g e n ju sz S. z G ab in a podaje: „K ilk a l a t przed w y b u ch em w ojny św iato w ej m ia łe m sen, k tó ry n ie w iem dlaczego, u tk w ił m i u p o rczy w ie w p am ięci z c a łą d o k ła d n o śc ią, ta k d alece, że n ie m o g łem się pozbyć sam ego o b ra z u i z a d a w a łe m sobie p y ta n ie , czem u sen m n ie p o p ro s tu p rz e ś la d u je ? Ś niło m i się, źe w ęd ro w ałem po ró żn y ch n ie z n a n y c h m i o k o licach a k r a j­

obraz, k tó ry m i u tk w ił w p am ięci p rz e d s ta w ia ł się n a s tę p u ją c o : O tw a rta p e rs p e k ty w a w śró d pól bez ko ń ca, z a s ła n a złożonem i w p ó łk o p k i s n o p am i zboża; w śró d ty c h pól łą k a zielona, przez k tó r ą p ro w ad zi w y d e p ta n a ścieżk a do d o m u s ta re g o , m u ro w an eg o , o b d rap an e g o ; p o o d ry w an y ty n k u p ra w e j k raw ęd zi w k sz ta łc ie tr ó j k ą ta u tk w ił m i w y raźn ie w p am ięci, n a tle któ reg o w y raźn ie ry s o w a ła się lite r a H. P rzed dom em , w p ro st d rzw i w chodow ych ro s ła ro zło ży sta lip a, z a k ry w a ją c g ałęzia m i p ra w ie c a ły d ach . P o d ś c ia n ą do m u ła w eczk a, n a k tó re j sie d z ia ł s ta ru s z e k z d u żą , s iw ą b ro d ą a p rzy n im s ta ł a d ziew czy n a b o sa w czerw o n ej spódniczce, tw a r z ą do s ta r u s z k a a ple- cy m a do m n ie odw rócona. T w arzy je j n ie w id ziałem , b y ła b lo n d y n ą.

P odczas h u r a g a n u w o jn y je c h a łe m p o ciąg iem w o jsk o w y m w p a tru ją c się w k ra jo b ra z y w okolicy K rasn eg o w M ałopolsce. R a p te m z d rę tw ia łe m : n ie ­ d alek o to r u sp o strzeg łem t e n s a m d o m , o z n a c z o n y l i t e r ą „H.‘‘

ze s ta ru s z k ie m i d ziew czy n ą, te n s a m o b raz w śró d p ó l z a sła n y c h k o p am i zboża, k tó ry m ię ta k d łu g o p rześlad o w a ł! P o cią g p o m k n ą ł d alej a ja i te ra z często m y ś lę o ty m o b razie.“ (K u rje r M eta p sy ch iczn y 3/35.)

7. Th. F lo u rn o y , p ro fe so r u n iw e rs y te tu gen ew sk ieg o , p o d a je w sw em d ziele: „E sp ritso M ed ju m s“ n a s tę p u ją c y c iek aw y w y p ad ek : „N ie jak a p an i B u sco relet, z n a n a m i osobiście, w ró ciła w s ie rp n iu 1883 r o k u do Genew y z K a zan ia, gdzie b y ła p rzez trz y la ta n a u c z y c ie lk ą d w u dziew cząt u ro d zin y M oracjew ów . K o resp o n d o w a ła z tą ro d z in ą d alej a ta k że z n ie ja k ą p a n ią N iczynow , k ie ro w n ic z k ą in s ty tu tu n au k o w eg o w K azan iu , gdzie w stąp iły p a n n y M oracjew po odjeździe sw o jej n au c zy cie lk i.

W n o cy z 9 n a 10 g r u d n ia tegoż ro k u m ia ła p a n i B u sco relet sen , o k tó ­ ry m d o n io sła z a ra z ra n o p an i M oracjew , liste m z d n ia 10 g ru d n ia . Oto w ie rn y te k s t: „ P a n i i ja s z ły śm y d ro g ą p rzez w ieś, n a g le w y p rzed ził n a s powóz, z k tó re g o k to ś zaw o łał. P o d szed łszy do pow ozu u jrz a ły ś m y p a n n ę Olgę Popow , le ż ą c ą w p o p rzek n a p o d u szk ach , u b r a n ą b iało, w czepku z żó łtem i w stą ż k a m i. P o w ied ziała n a m : Z a w o ła ła m w as, by pow iedzieć, że p a n i N iczynow o p u ści in s ty tu t d n ia 17-go teg o m iesiąc a. P o tem powóz o d je ch ał.“

W ty d z ień p ó źn iej, n a trz y d n i p rzed n a d e jś c ie m lis tu do K a zan ia, p rze­

p o w ied n ia s e n n a z iśc iła się w sposób tra g iczn y . D n ia 16 z m a r ła p a n i N iczy­

now n a z a ra ź liw ą chorobę a zw ło k i je j w yw ieziono, p rzez ostro żn o ść, z in s ty ­ tu t u z a ra z n a z a ju trz . N ależy dodać, że za ró w n o li s t p a n i B u sco relet, ja k też odpow iedź z R osji, k tó re m i w ręczono, m a ją p ieczęcie pocztow e z d a ta m i, k tó re p o d ałem .“ (C y tu ję w e d łu g s k r ó tu z M a e te rlin c k a „Gość n ie z n a n y “ , s tr. 9 2 -9 3 .)

8. In n y sen p roroczy stw ierd z o n y p rzez k o m isję an g ielsk ie g o T o w a­

rz y stw a B a d a ń P sy c h icz n y ch i o p u b lik o w a n y w jego P r o c e e d i n g s (Tom XI, s tr . 493), p rz e d s ta w ia się n a s tę p u ją c o : P a n i A n eta Jo n es, żona h a n d la r z a ty to n iem z u licy Old G rav el L a n e (L ondyn), k tó re j za ch o ro w ało dziecko, ś n iła w p o c z ą tk a c h w rześn ia, że p rzed je j m ie s z k a n ie m z a trz y m a ł się k a r a w a n z trz e m a tru m ie n k a m i. Dwie b y ły b ia łe a trz e c ia ja sn o b łę k itn a i n a jw ię k s z a ze w sz y stk ich . W o źn ica w ziął w ię k sz ą z b ia ły c h tru m ie n e k , położył u je j s tó p a p o te m o d je ch ał z d w o m a p o zo stałem ). P a n i Jo n es opo­

w ie d z ia ła se n m ężow i i je d n e j z sąsiadek., p o d k re ś la ją c zw ła szc za ja sn o - b łę k itn ą b arw ę trz ecie j tru m ie n k i.

D nia 10 w rz e ś n ia p rz y ja c ió łk a p a n i J o n e s w y d a ła n a ś w ia t dziecko, k tó re z m a rło 29-go tegoż m ie sią c a . N astęp n eg o p o n ie d z ia łk u , d n ia 2 p a ź ­ d z ie rn ik a z m a rł ró w n ież s y n e k p a n i Jones. P o stan o w io n o p o ch o w ać dzieci jed n o cześn ie. R a n k ie m o b ran eg o n a p o g rzeb d n ia o św iad czy ł Jo n eso m p a s to r, że w s ą sie d z tw ie z m a rło jeszcze trzecie dziecko, p rzeto zo sta n ie za n iesio n e do k o ścio ła ra z e m z d w o jg iem p o p rzed n ich . P a n i Jo n es p o w ie­

d z ia ła do m ę ż a : T ru m ie n k i d zieck a naszeg o i d z ie c k a p rz y ja c ió łk i s ą białe, je śli te d y trz e c ia będzie ja sn o b łę k itn a , u z n a m to z a sp ra w d z e n ie się pro-

(11)

ro ctw a! I w sam e j rzeczy trz e c ia tru m ie n k a b y ła b łę k itn a . P rz y tern w ielkość tr u m ie n o d p o w ia d a ła z u p e łn ie w izji sen n ej. P ie rw sz a z a w ie ra ła zw łoki d zieck a n ajw c ześn iej zm arłeg o , d ru g a m ieściła szesn asto m iesięc zn eg o s y n k a Jonesów , a trzecia, n a jw ię k sz a , b łę k itn a , d zieck o sześcio letn ie“ .

9. N iew y czerp an e w te j m a te r ji P re e c e d in g s (Tom XI, str. 505) p o d ają n a s tę p u ją c y w y p ad ek , za n o to w a n y p rzez d r a A lfre d a C oopera. Oto opis:

„D w a ty g o d n ie p rzed ś m ie rc ią h rab ieg o L. u d a łe m się w c h a ra k te rz e le k a rz a do k s ię c ia H am ilto n a . Po k o n s u lta c ji p rzeszliśm y do s alo n u , gdzie była k sięż n a, a książę s p y ta ł m n ie, ja k się m a h ra b ia . „ J a k i h r a b ia ? “ — zaw o ­ ła ła k sięż n a, a ja o d p a rłe m , że idzie o h rab ieg o L. „To d ziw n e“ — rzek ła po ch w ili — „ale m ia ła m w czo raj w strz ą s a ją c e w idzenie. D opieroco leg łam do łó ż k a i n ie zd o ław szy jeszcze z a sn ąć u jr z a ła m is tn ą scenę te a tr a ln ą . H ra b ia L. leżał bez d u szy n a k rześle a n a d n im p o ch y lał się człow iek r u d o ­ bro d y . T u ż obok s ta ła w a n n a a n a d n ią w is ia ła czerw o n a la m p k a .'

O d p arłem , że m a m w leczen iu h ra b ie g o Ł., k tó ry n ie ty lk o n ie um rze, a le p rzy jd zie do sieb ie za d n i p arę. S ta n jego zd ro w ia p o p ra w ił się w istocie i po ty g o d n iu był ju ż n ie m a l zdrów . A le n im m in ą ł ty d z ień zaw ezw an o m ię n ag le. Z a p a le n ie o g arn ęło o b a p łu ca.

W ezw ałem n a n a r a d ę s ir W illia m a J e n n e ra , ale ch o ry z m a rł w k ró tce.

W z iąłe m do p ie lę g n o w a n ia d w u lu d zi z in firm e rji, ale je d e n z n ic h za ch o ­ ro w ał także. U jrzaw szy zastęp cę, k tó reg o m i p rz y sła n o , p rz e k o n a łe m się o p raw d ziw o ści proroczego s n u księżn y . B ył p o ch y lo n y n a d h ra b ią , obok s ta ła w a n n a a w yżej p ło n ę ła czerw o n a la m p k a . R zadko s p o ty k a się czerw o­

n ą la m p k ę w ła zien c e i to w łaśn ie p rzy p o m n iało m i o p o w iad a n ie księżny, k tó re o 2 ty g o d n ie u p rzed z iło śm ie rć h rab ieg o L "

10. S te fa n de G rellet w sw o ich p a m ię tn ik a c h o p o w iad a o n a s tę p u ją c y m śn ie: „T rzy n ie sp e łn a m iesiąc e p rzed w k ro czen iem F ra n c u z ó w do R osji, m ia ła żona g e n e ra ła T u c zk o w a sen , w k tó ry m u jr z a ła się w h o te lu n ie z n a ­ nego m ia s ta . N agle w szedł o jciec jej, w io d ąc z a ręk ę je d y n eg o s y n a g e n e ­ ra ło w e j i p o w ied ział: Skończyło się szczęście tw oje, m ą ż tw ój p a d ł pod B o ro d in em . S en te n p o w tó rzy ł się t r z y r a z y . P rz e ra ż o n a w ielce zb u d z iła m ęża i s p y ta ła , gdzie je st B orodino. S zu k ali n a m a p a c h oboje, ale n ie z n a le ­ źli te j m iejscow ości.

T u ż p rz e d w k ro czen iem F ra n c u z ó w do M oskw y z o sta ł g e n e ra ł T uczkow za m ia n o w a n y k o m e n d a n te m rezerw . P ew nego r a n k a w szedł ojciec g e n e ­ rało w ej do p o k o ju hotelow ego, gdzie chw ilow o m ieszk ała. W iódł za ręk ę je j s y n a, b y ł s m u tn y , ja k im go w id z ia ła w e śn ie i p o w ied ział: „M ąż tw ój p a d ł pod B o ro d in em ". U jrz a ła się w ty m s a m y m p o k o ju , co w e śn ie, p o śród ty c h s a m y c h p rzed m io tó w , a m ąż jej z g in ął rzeczy w iście w b itw ie n a d rz e k ą B o ro d in em , od k tó re j n az w an o ta k m a łą w io sk ę.“ (C y tu ję z M aeterlin c k a

„Gość n ie z n a n y “ s tr. 149.)

W sz e re g u p o d a n y ch tu sn ó w w idzim y c zy n n ik now y, k tó ry nie d ziałał w om aw ian y ch p o p rz e d n io g ru p a c h . J e s t to c zy n n ik przy szło ści. Sen p o d a je fa k ta , k tó re się d o p ie ro m a ją zd arzy ć , o k tó ry c h d a n a o s o b a nie wie, ba, o k tó ry c h n a w et nie m o g ła b y p rzy p u szczać, że się z d arzą , b o nie są u w a ­ ru n k o w an e ż ad n y m p rz y czy n o w y m zw iązkiem . M o żn a b y p ró b o w a ć n ie k tó re z ty ch sn ó w w ep ch n ąć w inne szu flad k i, p o d c ią g n ą ć p o d g ru p y p o p rz e d n ie , będzie to je d n a k tru d n e i p rzew ażn ie n iew y k o n aln e. W eźm y se n N r. 1.

C ó rk a śni o śm ierci m a tk i za k ilk a m iesięcy, w sam w ie cz ó r w ig ilijn y i sen sp ra w d z a się. P r z y p a d e k ? D ziw ny p rz y p a d e k , k tó r y w y b iera z p o śró d 120 dni m ięd zy snem a śm iercią w łaśn ie w ie cz ó r w ig ilijn y ! A lbo m oże s u g e s tja ? C ó rk a z a s u g e ro w a ła m a tk ę , b y u m a rła w te n w łaśnie d zień a nie inny!

A u to s u g e s tja m a tk i? Sen z g ru p y sn ó w psy ch iczn y ch ? C ó rk a w iedziała, że m a tk a je s t c h o ra na serce , o b a w iała się te j śm ierci i stą d te n sen . N o ale co w tym w y p ad k u z ro b ić z ow ym w ieczo rem w ig ilijn y m ? T o sam o j e s t ze

(12)

sn em N r 2. S k ąd p o d św iad o m o ść m ło d e g o F lo re n ty ń c z y k a m o g ła w iedzieć, że s k o rp io n m a g n ia z d o w p aszczy k a m ie n n e g o Iwa. Tu ra c ze j ów sen s p o ­ w o d o w ał śm ierć, g d y ż bez te g o sn u m ło dzieniec nie b y łb y p ra w d o p o d o b n ie w k ła d ał ręk i d o p aszczy lw a. W śnie N r. 3 zd ro w y z u p ełn ie p re z y d e n t d o w ia ­ d u je się, że będzie z a m o rd o w an y i w idzi k a ta fa lk , n a k tó ry m będzie leżał i w a rty h o n o ro w e , k tó re b ęd ą o ta c z a ły k a ta fa lk n a ty d zień p rz e d sam ym fa k te m . N ie o b aw iał się zam ach u , nie m ó g ł m ieć o nim ż ad n e j w iadom ości, c h y b a żeb y sam m o rd e rc a te le p aty c z n ie p o d su n ął m u w czasie sn u m yśl zam achu. W w y p a d k u N r. 5 p rz y p a d e k je s t w y k lu czo n y , b o w cało ści o b ra z u se n n e g o zach o d zi c ały s z e re g czyn n ik ó w , z g o d n y ch z o b ra z em rzeczyw istym a nie je d e n o d e rw a n y szczeg ó ł. B iałe sz a ty b is k u p a i k le ru , k o lo r tru m n y , p o ło ż e n ie tru m n y (n a ziem i) i n a b o że ń stw o p ra w o sław n e , te g o w sz y stk ie g o razem nie m o żn a u zn ać z a w ynik k o in c y d e n cji. A i te le p a tję trz e b a w y łą ­ czyć, b o w chw ili s n u je sz c z e b isk u p nie był c h o ry i nie p rz e cz u w a ł sw ej śm ierci. Jesz cz e ciek aw szy je s t w y p a d ek ze z ra n ie n iem p alca. T u ju ż i p rz y ­ p a d e k i d ziałan ie p o d św iad o m o ści m usim y w yłączyć, b o sen j e s t n ie sa m o ­ w icie d o k ła d n y i zu p ełn ie niesy m b o liczn y . P o d a je z ra n ie n ie ta k ie , ja k ie f a k ­ ty c z n ie n a stą p iło , a k tó re g o n ik t w ż ad e n sp o só b nie m ó g ł przew id zieć ani p rzy p u szczać. Sen N r. 6 w k ra c za w y ra ź n ie w p rz y szło ść i to na k ilk a lat.

P o d a je o b ra z z p rz e strz e n i, ja k i śn iący z o b a c z y za k ilk a la t. I to p o d a je nie sym b o liczn ie, ale w p ro s t z fo to g ra fic z n ą d o k ła d n o śc ią . J e s t to ciekaw e ja sn o w id z e n ie ta k w p rz e strz e n i j a k o też i w czasie i to n a p rzy szło ść. P r z y ­ p a d e k m usim y w y k lu czy ć w obec p o stac i s ta rc a , d ziew czyny i lite ry „H ", b o inne szc z eg ó ły p o w ta rz a ją się i p rz y in n y ch d w o rk ach . T e le p a tja m usi też być w y k lu czo n a, bo k to m iał n a d ać te n o b ra z , p s y c h o m e trję m usim y też w y łączy ć z p o w o d u d u żej o d le g ło ści śp ią c e g o o d s a m e g o o b je k tu snu.

Z resz tą co w ted y z ro b ić ze starce m , d ziew czyną i j e j c ze rw o n ą sp ó d n icą ? W y p ad e k N r. 8 je s t jesz c z e b a rd z ie j c h a ra k te ry sty c z n y . M a tk a m o g ła b y e w en t. p rz e cz u ć śm ierć sw e g o dziecka, a le s k ą d o b ra z y d w óch in n y ch t r u ­ m ien ek , z ap o w ia d a ją cy c h d o k ład n ie w iek t r o j g a z m a rły c h dzieci. 1 d o te g o k o lo r b łę k itn y n a jw ię k sz e j tru m ien k i? T a k sa m o k p ią sobie z k o in c y d e n cji i te le p a tji o sta tn ie d w a w y p ad k i, p o d a ją c e d o k ła d n e fa k ta z tak iem i szcze­

g ó ła m i, ja k b y to nie był sen a n a jp ra w d ziw sz a rzeczy w isto ść. P ew n ie że d u żo w y p a d k ó w da się w y ja śn ić p rz y p a d k ie m . M o żn ab y w n io sk o w ać ta k :

„ Is tn ie ją niezliczo n e p ro ro c tw a , ta k ie , o k tó ry c h n ik t n ie w sp o m in a, g d y ż się n ie ziściły, a le ile ra z y k tó re ś się sp ełn i, a j e s t to n ieu n ik n io n y m w y n i­

k ie m ra c h u n k u p ra w d o p o d o b ie ń stw a , cały św iat w p a d a w p o d ziw i w y o b ra ź ­ n ia p rz e k ra c z a w szelkie g ra n ic e “ .1) T ak , ale trz e b a b y n a jp ie rw zb ad ać, czy p ro ro c tw a te i sn y są n a p ra w d ę ta k liczne, a p o d ru g ie o b ra z y te są ta k z ło ż o n e i w y p ełn io n e ty lu szczeg ó łam i, że d z ia łan ie te g o ta k w y g o d n e g o

„ p rz y p a d k u " m usi b y ć b e z a p e la c y jn ie o d rzu co n e.

P o o d rzu cen iu d z ia łan ia p rz y p a d k u , te le p a tji, su g e s tji, p o d sta w y p s y ­ c h iczn ej, p o d św iad o m o ści p o z o s ta je n am ju ż ty lk o je d n a d ro g a ro zw ażań . M usim y p rz y ją ć fa k t n a p o z ó r nie d o p rz y ję c ia , że g d zieś p o z a nam i, czy p rz e n ik a ją c nas, is tn ie je ja k a ś p rz e strz e ń in n a i ja k iś inny czas. J e s t to czas, w k tó ry m p rzeszło ść, te ra ź n ie js z o ść i p rzy szło ść m ie sza ją się ze so b ą, m ają

’) M aeterlin c k , „Gość n ie z n a n y '1 s tr . 104.

54

(13)

trw a łą k o e g z y s te n c ję , tw o rz ą h a rm o n ijn ą tró jje d n ię czasu. T ru d n e to je s t do p o ję c ia d la naszych m ó z g ó w w y k sz ta łc o n y c h na tró jw y m ia ro w e j g eo - in e trji i ch ro n o lo g ic z n ie b ie g n ą cy m czasie. M usim y się je d n a k z tern p o g o ­ dzić, b o n a u k a d o s ta rc z a nam n a to d o w o d ó w . Z d o św iad czeń p a ra p sy c h ic z ­ nych w y n ik a, że p o ję c ie czasu je s t b a rd z o p ły n n e. M ed ja w tra n sie m ie ­ s z a ją p rz y szło ść z te ra ź n ie jsz o śc ią i przy szło ścią, nie ro z ró ż n ia ją czasów i tern sam em s ta ją się m im o w o ln y m i p ro ro k a m i. J e s t m ed ju m n a w et b a rd z o tru d n o z o rje n to w a ć się p rz y ja sn o w id z e n iu w czasie i f a k t o g lą d a n y u seg re- g o w ać w n a le ży te m c h ro n o lo g ic z n ie m iejscu. T y lk o w y ją tk o w o tr a f i a ją się m e d ja , k tó re nie m ie sza ją p rz e sz ło ści z p rzy szło ścią i n ao d w ró t. F a k ta te s ą . j u ż d zisiaj d o b rz e stw ierd zo n e i k a żą n am się p o g o d z ić z o w ą tró j- je d n o śc ią czasu.

O tó ż, j a k ju ż p o p rz e d n io zazn aczy łem , m y w szyscy w czasie sn u s t a ­ je m y się tak iem i m e d ja m i i s a m o rz u tn ie u z y sk u je m y w ładze m ed ju m iczn e.

W y ch o d zim y ze siebie p o p ro s tu — ta k j a k to ro b ią m e d ja — w yższem i c ia­

łam i i u z y sk u je m y d o s tę p w s tre fy w y ższy ch w y m iarów , g d zie czas tra c i sw e ziem skie w łaściw ości a k o e g z y s te n c ja przeszło ści, te ra ź n iejsz o śc i i p rz y ­ szłości j e s t fa k te m d o k o n a n y m . W iad o m o ści tam z ac z e rp n ię te p rzen o sim y p rz y o b u d zen iu się d o św iadom ości d z ie n n ej. S ta je m y się m io m o w o ln y m i p ro ro k am i.

W iedza ścisła nie m o że nam ty c h fa k tó w n a u k o w o w y tłu m aczy ć, je s t tu b ezsiln ą, b o nie d y sp o n u je n a rz ąd a m i o b serw a c ji, k tó re b y m o g ły w k ro ­ czyć w te w yższe w y m ia ry p rz e strz e n i i czasu. D o p ie ro n a jtę ższ e um ysły m a te m aty k ó w z ac z y n a ją te o re ty c zn ie z ajm o w ać się ty m i w y m iaram i, dla o g ó łu innych u czo n y ch są o n e n a ra zie n ie d o stęp n e . W y ja śn ie n ia m usim y z atem szu k ać n a in n e j d ro d ze.

W ied za e z o te ry c z n a o d d aw ien d aw n a tw ierd ziła, że je s t p ew n e w yższe śro d o w isk o , w k tó re m o d b ita j e s t c ała p rz e sz ło ść św iata i zaz n a c zo n a je g o p rzy szło ść. Ś ro d o w isk o to nazy w a A k a s z ą. W a k a sz y te j o d b ite są ja k we film ie w szy stk ie z d arze n ia z życia je d n o ste k , n a ro d ó w , ras i św iatów i zazn aczo n e losy, k tó re ich jesz c z e c z e k a ją . J a k f a k t te n p o g o d z ić z w o ln ą w olą je d n o s te k czy n aro d ó w , to rzecz inna, na k tó rą o d p o w ie m y innym razem . P ew n e fa k ta z d zied zin y p a ra p s y c h o lo g ii i e zo tery zm u z d a ją się p o św iadczać, że k ro n ik a ta k a n a p ra w d ę istn ie je i że sięg a o n a n ie ty lk o w p r z e s z ł o ś ć , ale co ciekaw sze, w p r z y s z ł o ś ć . Te o b ra z y p rz y ­ szłości o ta c z a ją k a ż d e g o czło w iek a, czy u n o szą się n ad nim i p rz e z ja s n o ­ w idza, m e d ju m czy w czasie sn u m o g ą b yć o g lą d a n e i z m n iej lub w ięcej ścisłą d o k ła d n o śc ią z an o to w a n e . N a tern p o le g a ją w szy stk ie w ró ż b y i p rz e ­ pow iednie. O w e k a d z e n ia i dym y, k tó re m i się P y tj a o ta c z a ła , ow e k a rty , k u le k ry sz ta ło w e , fu sy o d k aw y , zw ierciad ła u ży w an e p rzez w ró ż b itó w są ty lk o śro d k ie m d o w p ro w a d ze n ia się w p ew ien s ta n tra n su , do „ w y jśc ia 1' ze siebie, b y się d o s ta ć w śro d o w isk o a k aśn e i o d c zy tać z a w a rte w nient o b ra z y . O b ra z y ta k ie , ty czące się przy szło ści, zw ie e zo te ry z m „ k l i s z a m i"

i są o n e ja k o b y m o d elem i p ie rw o w z o re m du ch o w y m te g o , co się n a świecie fizycznym stan ie.

P o n ie w a ż te m a t te n był w n aszej lite ra tu rz e e z o te ry c z n e j s to su n k o w o m ało o p ra c o w y w a n y , z a jm ę się nim tro c h ę o b sze rn ie j, zw łaszcza, że łączy o n się ściśle z d ziedziną snu. O tó ż tw ie rd z ą ezo tery cy , że k a ż d y fa k t, ja k i

55

(14)

nas sp o ty k a , m a w św iecie du ch o w y m sw ó j p ie rw o w z ó r, sw o ją kliszę. J e s t to ta k , j a k i w e fo to g r a f ji. B y p o w stał o b ra z p o z y ty w n y na p a p ie rz e, m usi n a jp ie rw byc n e g aty w n a klisza, z k tó re j o b ra z p o w sta je . M usim y sobie ty lk o te klisze w y o b razić j a k o co ś a stra ln e g o , d la o czu niew id zialn eg o . P rzy p u śćm y , że ja k iś fo to g ra f,w y n a la z c a o d k ry ł p ły ty fo to g ra fic z n e ze

* * * « , niew id zialn eg o . W idzim y, j a k p o w sta je na p a p ie rz e fo to g ra fic z n y m o d b itk a a m e w idzim y kliszy. B y łb y to d la n as d zisiaj cud a k to ś , k to b y u b rał ta k ie o k u la ry , p rz e z k tó re b y m ó g ł zo b ac z y ć o w ą n iew id zialn ą kliszę, m ó g łb y n5?1-'*U™n a p r? Ód Pow iedzieć, ja k i z niej o b ra z f o to g r a f np . za tydzień o d b ije . M y z aś bez ty c h o k u la ró w b y lib y śm y w ty m w y p a d k u bezsilni.

Klisze tak ie w św iecie duch o w y m istn ie ją ró w n ież p o z a naszem i oso- bam i, n iezw iązane z nam i i m o g ą być d o p ie ro p rz e z n as p rz y ję te i p rz e ­ n iesione n a p la n fizyczny. P o w ia d a S e d ir’), że k lisz e nie m o g ą u rz e cz y ­ w istniać się sam e, p o trz e b a im w sp ó łp ra co w n ic tw a czło w iek a, ale m a te rja nie m oże ró w n ież ro z w ija ć się sam a, trz e b a j e j ru sz to w ań , k tó re d o starcz ą j e j k lisz e.“

„K lisza u ra s ta lu b g in ie zależ n ie od te g o , czy lu dzie i m iejsca, k tó ry c h o n a d o ty k a , d o s ta rc z a ją j e j po ży w ien ia lu b g o je j o d m a w ia ją. O to nap rzy - k ła d k lisz a k ra d z ie ży p rz e ch o d z i k o ło m e g o d u c h a; nie m y ślałem p rz e d te m 0 z ło d z iejstw ie — p rzy ch o d zi m i o c h o ta d o te g o z ra c ji ja k ie g o ś z d arze n ia . J e śli j e j zad o ść uczynię, siły fizyczne i m yślow e, k tó r e m i słu żą do w y k o n a- nia k ra d z ie ży , z o sta n ę p o c h ło n ię te p rz e z kliszę, k tó r a o d d a li się n astęp n ie o d m e g o d u ch a n ieco siln ie jsz a niż p rzy szła. J e śli się o p rę p o k ilk u p o k u ­ sach — klisza p ó jd z ie nieco słab sz a."

W ciela ją c się, duch w y b iera so b ie p e w n ą d ro g ę i pew ne w a ru n k i życiow e. W y b iera tak ie, w k tó ry c h b y się n a jw ię ce j n auczył i n a jle p ie j sp łacił k a rm ic z n e długi. T en j e g o w y b ó r, te je g o m yśli b u d u ją klisze je g o p rz y s z łe g o życia. W chodzi w życie o to c z o n y tem i kliszam i i urzeczy w istn ia j e w życiu z m n ie jszą lub w iększą d o k ła d n o śc ią . O ile ich nie w ypełni, nie d a im fiz y c z n eg o życia, będ zie m usiał w n a stę p n e j in k a rn a c ji o d ro b ić to , co z an ied b a ł i d o te g o w g o rs z y c h w aru n k a ch . P o k a ż e m y to n a p rz y k ła d z ie.

P o sta n o w iłe m np . p rz e d w cieleniem się p rz e jść w ob ecn em życiu ciężką c h o ro b ę o k o ło 3 0 -g o ro k u życia. P o sta n o w ien ie to u fo rm o w a n e w a stra ln ą k liszę u nosi się w m o je j a u rze lu b w d a n y m czasie te n m ój p la n ściąg a w m o je p o b liż e lu źn ie b u ja ją c ą w s tre fie a s tra ln e j kliszę c h o ro b y . O t ó ż s e n j e s t t e r n z e t k n i ę c i e m , tern n aw iązan iem łączn o ści m iędzy m ną i kliszą celem fiz y c z n eg o j e j u rzeczy w istn ien ia. W e śnie m o g ę z o b a ­ czyć m o je klisze ja k o też i klisze in n y ch ludzi i s tą d te m ożliw ości snów p ro ro c z y c h czy w ieszczych.

Z azn aczy ć d alej w y p ad a, że p raw d ziw e sny w ieszcze są n a p ra w d ę b a rd z o rza d k ie . O m aw ialiśm y aż 7 ró żn y ch g ru p snów , z k tó ry c h sny w ieszcze stan o w iły m ałą zaledw ie cząstk ę. N ie n a le ży zatem p rz e sa d z ać 1 w k a żd y m śnie p o d ja k im k o lw ie k sy m b o lem w idzieć ja k ie ś p ro ro c tw o . T rz e b a w yelim in o w ać w szy stk ie in n e m ożliw ości, z an im ja k ie m u ś snow i p rz y z n a m y p ra w d z iw e z n aczen ie p ro ro c z e . O rzeczach ty ch po m ó w im y z re sz tą je sz c z e w n a stę p n y m ro zd ziale.

’) S iły M istyczne, s tr. 72.

(15)

Dr fil. S te fa n ia T a ta ró w n a (K ra kó w )

Moralne podstawy ideologii polskiej

C iąg d alszy . W iek XVII i XVIII.

W iek XVII nie będzie m iał w y b itn y ch p rzedstaw icieli w dziedzinie m yśli, jednak ci, co piszą, oddadzą podśw iadom ie najw yższe dążenia narodu w fo r­

m ie prostej, naiw nej nieraz, ale szczerej. B ędą w śró d p isarzy tacy , k tó rz y obniżą id eały XVI w ieku, w p ro w ad zą do p atrio ty zm u szow inizm , a pojęcie w olności skurczą, z w łasz cz a gdy chodzi o s p ra w y ducha (nietolerancja reli­

gijna). Ale nie o n i zostaną, nie oni w y c isn ą zasadnicze piętno, nie oni w ejdą do przy szło ści Zostaną tam takie postacie jak ks. Kordecki, k tó ry sw e czyste, p ro ste uczucia zbierze w pam iętnik, i w ejdą p ie w cy m esianizm u polskiego z K ochowskim na czele. Oni dadzą w spółczesnym ideał, oni dadzą m yśli p rze­

w odnie w ieku, a ten ideał będzie dalszym ciągiem poprzedniego. W alki, które tak licznie prow adzi ów czesna P olska, będą ro zg ry w an e z zapałem w tym przekonaniu, że p ro w ad zi się je dla w ielkiej sp ra w y , że broni się K rzy ża i jego id eałów p rzeciw k o W schodow i, że w a lk a ta k a je st czem ś w ielkiem i św iętem , a p rzeto p ro w ad zi się ją w p rzym ierzu z Bogiem.

O ks. K ordeckim m ów i M ickiew icz, że „łącząc prostoduszność, zapał i skrom ność, d ał p rz y k ła d w najw yższym stopniu słow iańsko-polskiej c n o ty '\

K siążkę jego n a z y w a „epopeą m oralną“. J e s t to pam iętnik człow ieka, k tó ry w id ział się opuszczony p rzez w sz y stk ie siły m aterialne, k tó ry w idział, że naró d od stąp ił od sw ej słusznej drogi, a ty lk o on sam trw a na posterunku z g arstec z k ą w ie rz ąc y c h i m ówi im, że „ sp raw a K ościoła i Polski, sp ra w a naszej ukochanej ojczy zn y polega te ra z na nas sam ych ty lk o '1. I w ierzy , że

„ ta sam a m oc, k tó ra leczy niew idom e cierpienia jednego człow ieka, w yleje się stąd , jak ze źró d ła życia i z d ro w ia na c a ły n a ró d “.

Nieliczne są te g ło sy w śró d obniżenia id eałó w w ieku, tak nieliczne, jak o b rońcy C zęstochow y, a przecież one zw y ciężają, one stoją na stra ż y pol­

skiego ducha i spraw iają, że n asza ideologia nie p rz e cz y sobie nigdy, że jej k ierunek nie zm ienia się, że n aw et w czasach najgorszych znajdzie sw oich w yznaw ców .

Id eał w olności ulegnie tak że pew nem u zw yrodnieniu, szczególnie w życiu, ale piśm iennictw o rozpocznie z ty m objaw em częścio w ą w alkę i będzie broni­

ło całości, k tó ra jest zagrożona p rzez n a d u ż y c i e w olności i będzie podno­

siło lam ent, że w idzi w tern nadciągającą zgubę.

C zy w iek XVIII, w któ ry m ta k silne b y ły p rą d y Zachodu, w iek, k tó ry w idział przew alenie się stareg o porządku przodującej kulturą Francji, w nosi do tej narodow ej s k arb n icy nowe, w ła sn e w a rto śc i? W nosi ich b a rd zo wiele, dając tym podstaw om , stw o rzo n y m p rzez w iek XVI, form ę odpow iednią do czasu i stosunków , a n ad ew szy stk o w idzi i stw ierd za, że m yśli nasze, które b y ły jeszcze w wieku XVI przed w czesn e, d o jrzały już w św iecie i doczekały się częściow o realizacji.

D ojrzały na Zachodzie i u nas. W św iecie p rzez to, że n iektóre z nich (w olność, m iłość człow ieka) stają się hasłam i, w imię k tó ry ch w alczy się

57

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dzięki w łaśnie symbolom, przedstaw ionym na ty ch tablicach, udało się ustalić jeg o p rzynależność do różokrzyżow ców.. Nie od rzeczy więc będzie

Stwierdzenie więc przejawów Bractwa (symbole, nazwy, idee itp.) przed tym okresem, jest jednoczesnym stwierdzeniem, że obydwie te daty nie odnoszą się do

Jeżeli bowiem losy n asze zależą od czynników charakterologicznych, oraz psycho-fizycznych, to jednakże są to czynniki p lastyczne, k tó re w pew nych granicach

wanie się tłumaczymy sobie w sposób obiektywny jako posuwanie się zdarzeń w tymże porządku i z tą samą szybkością. A może to być tylko pewien sposób

mieni na cerę stw ierdziła, że działanie to rzeczyw iście istnieje. O tóż uczeni postanow ili zap y tać się tu kwiatów, jak d ziałają różne prom ienie św

Saint-Martin nie neguje możliwości otrzymywania komunikatów ze światów niewidzialnych drogą nadzwyczajną. Utrzymuje on, że człowiek otoczony jest wieloma duchami i

Nie znać także zajęcia się francuską m yślą.. Piszę to poprostu, obrazow o, może dziecinnie i niedołężnie, ale to nie frazesy, tylko w yrażenie elem

W rezu ltacie doprow adziłoby to do ew olucji fizycznej, ogrom nie szkodliw ej dla rozw oju ciał niew idzialnych człowieka.. A jednak obydw aj mieli