• Nie Znaleziono Wyników

Szklana szafa - Mila Piasecka - pdf, ebook – Ibuk.pl

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Szklana szafa - Mila Piasecka - pdf, ebook – Ibuk.pl"

Copied!
47
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Mi M il la a P Pi ia as se ec ck ka a

S S z z k k l l a a n n a a s s z z a a f f a a

Copyright by Mila Piasecka & e-bookowo 2009 Grafika i projekt okład

ki: Mila i Marcin Piaseccy

ISBN 978-83-61184-47-8

www.e-bookowo.pl Kontakt: wydawnictwo@e-bookowo.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości be z zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2009

(3)

Sen Pierwszy – Ten, którego nie pamiętasz... 4

Sen Drugi – Izaak ... 6

Sen Trzeci – Jakub ... 7

Sen Czwarty – Calypso ... 8

Sen Piąty – Sasza ... 10

Sen Szósty- Ślady... 11

Sen Siódmy- Poduszka Calypso ... 12

Sen Ósmy – Dworzec kolejowy nocą ... 13

Sen Dziewiąty – Jaskinia ... 14

Sen Dziesiąty – Pod stołem ... 15

Sen Jedenasty – Zegarek i lustro... 16

Sen Dwunasty– Winda ... 48

Sen Trzynasty – Granica ... 18

Sen Czternasty- Pomiędzy udami jest łąka... 53

Sen Piętnasty – Korytarz ma oczy wilka ... 65

Sen Szesnasty – Filiżanka z małym uszkiem ... 70

Sen Siedemnasty – Biały obrus ... 75

Sen Osiemnasty- Ciało to tchórz ... 24

Sen Dziewiętnasty- Droga w lesie ... 84

Sen Dwudziesty – Zerwana pajęczyna ... 92

Sen Dwudziesty Pierwszy – Katalog twarzy... 98

Sen Dwudziesty Drugi – Katalog filmów ... 101

Sen Dwudziesty Trzeci– Katalog smaków ... 105

Sen Dwudziesty Czwarty – Mama pająków ... 107

Sen Dwudziesty Piąty – Czego nie zdążyłaś ... 114

Sen Dwudziesty Szósty – Małże ... 122

Sen Dwudziesty Siódmy – Przedział dla niepalących, druga klasa ... 124

Sen Dwudziesty Ósmy – Kawałek światła na białej pościeli... 129

Sen Dwudziesty Dziewiąty - W tym płaszczu mieszka kot ... 135

Sen Trzydziesty – Kaizen ... 143

Sen Trzydziesty Pierwszy – Wąskie łóżko na kółkach ... 150

Sen Trzydziesty Drugi – Różowa fasada kamienicy ... 155

Sen Trzydziesty Trzeci – Zamknięte skrzydła tryptyku ... 160

Sen Trzydziesty Czwarty – Miętowe cukierki ... 164

Sen Trzydziesty Piąty – Na brzegu kałuży ... 171

Sen Trzydziesty Szósty – Linie prostopadłe... 176

Sen Trzydziesty Siódmy – Światłem się upić i ciszą ... 181

Sen Ostatni – Ten, który Zapamiętałaś ... 192

(4)

SE S EN N PI P IE ER R W W SZ S ZY Y

TE T E N N , , KT K ÓR R EG E G O O NI N IE E PA P AM M I I ĘT Ę TA AS SZ Z

PIĘĆ M ILIMETRÓW DROGI

Świat zapieczętowany snem wygląda jak niewielka łódź podwodna. Za- nurzasz się na głębokość własnej pamięci. Głębokość bieli. Słyszysz ruch własnych mięśni próbujących unieść głowę. O milimetr. Dwa. Pięć. Pięć mi- limetrów drogi. Tam lub tutaj. Wiesz, że za szkłem jest też biało. Tamta biel jest ostra i ziarnista. Można się w nią zanurzyć, tak by przekroczyć granicę barwy. Przenicować ziarnistość w czerwień. Czerwień nasącza oczy i skórę.

Czerwień dojrzewa i odpada płatami fioletu. Zmienia się w glinę. Każda biel kończy tak samo.

PRZECHOWALNIA

Nie możesz tego zobaczyć. Wyobraź więc sobie szklaną szafę. Zamkniętą.

Widzisz w niej siebie. Wewnątrz i na zewnątrz jednocześnie. Wszystko co jest poza, jest w środku. Twoje sny. Horda impulsów elektrycznych zakneblowa- na plastrem ciała. Twoje słowa. Warstwa sadzy ścierana z parapetu. Nie bę- dzie niczego nowego? Czy to, czego nie widać, nie istnieje? Możesz zadawać pytania, ale nie licz na odpowiedzi.

Mieszkasz tu. Jak długo? Nie możesz pamiętać. Zanim zatrzasnęli drzwi, uchyliłaś oczy. Co zobaczyłaś? Wahałaś się? Czy dlatego zostałaś pomiędzy?

Podarowano ci biel szpitalnej pościeli, plastikową rurkę i kilkanaście kabli.

Oczekiwałaś czegoś więcej? O zmierzchu uciekło kilka pająków. Ukryły się w żółtej szufladzie. Nigdy nie umiałaś ich zabić. Kiedy próbowałaś je łapać, gubiły nogi. Pamiętasz tę kobietę? Nazywałaś ją mamą pająków. Miała białe włosy i pełno kalendarzy sprzed dziesięciu, dwudziestu lat. Nie ma jej tutaj.

Wynieśli ją nogami do przodu ubraną w pajęczyny.

(5)
(6)

SE S EN N DR D R UG U GI I IZ I ZA AA AK K

BALONOWA KULA

Śniłaś o chłopcu. Miał cztery lata. Szare tunele oczu. I ukrytą w nich duszę. Wziął cię za rękę. Jednym gestem pokonał twój strach. Gdybyś umia- ła, wytatuowałabyś tę pamięć na swoim nadgarstku.

Patrzysz w górę. Migawka światła przecedzona przez sito chmur. Stoisz w deszczu. Czekasz, aż słowa przyjdą same. Są. Unosisz brwi. (Nerwowy tik pomiędzy przystankami). Czerwone gęby tramwaju szczękają prosto w ciszę.

Zrywają się gołębie. Potem ludzie z ławki. Izaak zlizuje deszcz. (Tak, na imię ma Izaak)

– Niebo jest ogromną balonową kulą, prawda?

– Tak, kochany

– A co się stanie jeśli balon pęknie?

Zasłaniasz się uśmiechem. Dlaczego nie umiesz odpowiadać na takie pytania? Myślisz, że znasz ból i rozkosz? Połykasz kęsy powietrza. Udając, że jesz.

LEKCJA GRAMATYKI

Jak masz nauczyć się mówić, kiedy nie wiesz, co to jest czas? Jeśli za-

mkniesz przestrzeń, czy czas zniknie? To, co płynie, mieści się w twoim języ-

ku. Używasz czasów przeszłych, więc możesz mieć poczucie winy. Używasz

czasów przyszłych, więc ściskasz w garści nadzieje.

(7)

JA J AK KU UB B

TW ARDOŚĆ I M IĘKKOŚĆ I CIEPŁO

Był na wyciągnięcie ręki. Nie mogłaś poczuć nawet oddechu. Był jak kaleki anioł. Nie umiał nazwać swojego bólu. Huśtał się na linie pomiędzy granicami. Zawsze pośrodku.

Kim był? Ten sen. Nie zmyłaś go. Zrósł się z twoim naskórkiem jak brud. Śnił ci się anioł. Patrzyłaś jak splatał w sobie łagodność z pasją sza- leństwa. Pragnął zostać człowiekiem. Pragnął? A może musiał? Patrzył, by poznać. Twardość. Miękkość. Ciepło. Dotyk. Dla muśnięcia palców gotów był odrąbać sobie skrzydła.

Każdy ma jakąś obsesję. Ta najnudniejsza to normalność.

(8)

SE S EN N C C ZW Z W A A RT R TY Y C C A A LY L Y PS P SO O

NACZYNIE, Z KTÓREGO W YLEWA SIĘ BEZMIAR

Śniłaś, że jesteś i jednocześnie cię nie ma. Byłaś wszechwiedzącym nar- ratorem, który nie istniał. Śniłaś kobietę. Średniowieczne niderlandzkie miasto. Antwerpia? Zmieszane i ubarwione. Kolejna wersja Walki karnawału z postem? (Bruegel przewraca się chyba w grobie).

Okrągłym ruchem kamery z wieży kościelnej objęłaś błazeński rynek.

Jadącego beczką na niebieskich płozach spaślaka i człowieka szczura

o wyblakłych oczach, przeżartych głodem. Pomiędzy nimi ludzki ul. Beznodzy

żebracy, dzieci, kobiety klaszczące wielkopiątkowymi klekotkami. Raz na ja-

kiś czas kontrapunkt. Błazeńska trupa rodem z cyrku Milano. Biegający w

kalesonach profesor od literatury średniowiecznej. Ty pojawisz się tylko po

to, by mylić się z innymi. Jesteś kobietą bez twarzy. Tak, jakby przeniesiono

cię żywcem z Melancholii Chirico. Śledzą cię głosy i oczy. Próbują wygrzebać

choćby włos prawdy. Nie potrafią, więc zadowalają się każdą garstką kłam-

stwa. Szukasz kryjówki. Na skraju miasta rośnie zmurszała wierzba. Wcho-

dzisz w otwarty pień. Chciałabyś zrosnąć się z drzewem. Nie umiesz już tylko

być. Jest w tobie siła niedosytu. Zdumienie węszącej łasicy, unurzanej w

lepkim soku krwi. Jesteś pustym naczyniem, z którego wylewa się bezmiar.

(9)
(10)

SE S EN N PI P I ĄT Ą TY Y S S A A SZ S ZA A

NA PROGU

Stał, próbując włożyć klucz do dziurki. Zawsze robił to po ciemku. Zaw- sze mamrotał. Zawsze mu się udawało. Gorzej było ze schodami. Kilka razy poleciała krew. Raz kał. Nigdy po sobie nie sprzątał. Wiedział, że zrobi to ona.

Zimą palił w piwnicy. Najpierw papieros. Potem rąbanie drewna i łopata wę- gla lub dwie. Tak, żeby napchać. Rano pił lurę za pięć złotych. Słodzoną.

Brał reklamówkę. Zwijał w rulon. I osiem godzin z głowy. Piątki były inne.

Wracał po północy. Stał próbując włożyć klucz do dziurki. Zawsze robił to po

ciemku. Zawsze mamrotał. Zawsze mu się udawało. Tak, wiedział, że był pi-

jakiem. Dobrze mu z tym było.

(11)

SE S EN N SZ S ÓS ST T Y Y ŚL Ś LA AD D Y Y

ZIEM NIAKI PIECZONE W POPIELE

raz jeszcze zmieściłaś się w swojej dłoni ile wiary można upchać w pięści?

odkąd porzuciłaś słowa

przestałaś wątpić w poczucie humoru Boga

rzeczy wielkie mieszczą się w prostym uniesieniu powiek słowo wieczność nie znaczy więcej niż popiół

pokrywający skorupki pieczonych ziemniaków

słowo wolność

więzi w krtani kilka drgań więcej niż słowo śmierć

czy to nazwałaś językiem?

milczysz

wygrzebujesz z popiołu ziemniaki

parząc sobie usta zwęgloną skórką

CIAŁO

(12)

S S E E N N SI S ÓD D M M Y Y

PO P OD D US U SZ ZK KA A C C AL A LY YP PS SO O

ŚW IAT DO PATRZENIA

Palce światła wplątane w szarą pierzynę chmur. Poduszka Calypso. Nie- bieska w żółte koty. Gnieździ się na niej kilkadziesiąt włosów. Zaschnięte krople śliny. Resztki perfum. Jakub zanurza twarz w niebiesko żółtą mię k- kość. Próbuje strzepać z niej opiłki Calypso. Wypada trochę wiór. Półprzeźro- czyste postaci. Stłumione głosy. Słychać trzask zamykanych drzwi. Kroki jak zwierzęta. Skradają się po omacku. Węszą.

Jakub odkrywa szczelinę. Świat do patrzenia. Bez muzyki. Z ujadającym

psem w tle. Czuje kwaśny odór potu. Kobieta w niebieskiej podomce rozma-

wia z Calypso. Rozmawia? Dopiero teraz zauważył, że patrzy w innym kie-

runku. W niebieski ekran. Jej twarz przypomina maskę z gipsu. Zabandażo-

wała wszystkie emocje. Jest niema. Tak jak Calypso. Nie. Calypso mówi nie

otwierając ust. Co powiedziała? Jakieś głupstwo. Że jest przeziębiona. Że jest

ciepło na dworze. Dostała to, czego się domyślała. Garść piasku rzuconego w

wodę. Cofnęła się w stronę drzwi. Biegła bezszelestnie. Po trzy schody w gó-

rę. Na dachu zobaczyła cień Jakuba. Próbował wydostać się z jej snów.

(13)

SE S E N N ÓS Ó SM M Y Y

DW D W OR O RZ ZE EC C KO K OL LE E JO J OW W Y Y N N OC O Ą

NA KARTONACH

Dokąd szedł Jakub? Tamtej nocy nie mógł spać. Krążył, węsząc jak

głodne zwierzę. Poszedł na dworzec. Jeszcze raz. Który raz? Bezdomni

wreszcie odetchnęli. Przykryci grubą pierzyną odoru, kartonami, warstwą

pamięci sprzed. Czekali na sny. Na most. Spotkać anioła w nocy na dwor-

cu. Zdarza się. Niejednemu. Jakub wiedział, że tej nocy zobaczy go przy-

najmniej jeden z nich.

(14)

SE S EN N D D ZI Z I EW E W I ĄT TY Y JA J AS SK KI I NI N IA A

PO DRUGIEJ STRONIE ŚCIANY

Po drugiej stronie ściany mieszka Sasza. W jego jaskini ściany zmie- niają kształty. Potrafią też gadać. Sasza wychodzi w soboty około południa.

Zakłada przesiąknięte potem adidasy. Zabiera drobne na taksówkę. Najczę- ściej pożyczone. Resztę przeznacza na usprawiedliwienia. Siada zawsze przy stoliku pod ścianą. Zamawia duże piwo. Potem kolejne trzy. Potem wódkę.

Jeśli nie ma pieniędzy na taksówkę kończy na czterech piwach. Wtedy włą- cza stare płyty. Robi sobie dobrze zwinięty w brudnym prześcieradle nocy.

OKRUCH

Sasza zamknął okno. Zaczepił się na okruchu. Oswojonym. Brudnym

zapachem własnego ciała. Nie wynurzał się bez fizjologicznej potrzeby. Wie-

rzył, że cała reszta jest na tyle mała, że zmieści się w opakowaniu telewizo-

ra. Wiedział, że nikt nie zanurzy rąk w jego włosach. Tak, jak nikt nie zoba-

czy nieba przez okna jego oczu.

(15)

SE S E N N DZ D ZI IE ES SI I ĄT Ą TY Y PO P OD D ST S TO ŁE EM M

JEDNODNIÓW KA

Izaak. Izaak. Jesteś. Nareszcie. Calypso delikatnie sczesuje resztki snu na poduszkę. Pamięta rozmowę przez telefon.

– Co robisz? - zapytała – Klęczę – odpowiedział – Co?

– Klęczę i za chwilę wczołgam się pod stół.

– Po co?

– Bawię się z jednodniówką!

– Z kim?

– Z jednodniówką. To taki owad. Żyje tylko jeden dzień. To bardzo krót- ko, dlatego postanowiłem pokazać mu świat pod stołem.

– Dlaczego pod stołem?

– Bo gdyby zobaczył coś więcej byłoby mu żal umierać i resztę swojego życia spędził by żałując.

– Myślisz, że nie wolałby zobaczyć nieba?

– Nie wiem, przecież on nie mówi. Ale mogę otworzyć mu okno. Niech sam zdecyduje.

– I co? Wyleciał?

– Nie, wspina się po nodze stołu. Resztę życia spędzi na spadaniu.

OLBRZYM I LILIPUT

Jedno spojrzenie. Zamyka cię w garści. Podnosi cię do ust i smakuje.

A potem wypluwa, bo łaskoczesz go w podniebienie.

(16)

SE S E N N JE J E DE D EN N A A ST S TY Y ZE Z EG GA A R R EK E K I I LU L U S S T T RO R O

TW ARZ

Wiedziała, że jest. Że nic nie odbierze jej poczucia własnej odrębności.

Dlaczego przykryli ją po same uszy? Czy nic nie wiedzieli? Odcięli zawór światła i dźwięków. Zostawili metalowe łóżko. Wypolerowane kafelki. Jak długo można wdychać zapach środków dezynfekujących? Codziennie rano szukała swojego odbicia w lustrze. Chciała przypomnieć sobie twarz. Nic więcej.

ZEGAREK SPIESZY

Myślisz o tym, jak przestrzeń zwodzi czas. Ukryta w znajomych przedmiotach, wydajesz się tracić poczucie prędkości. Uparcie przestawiasz zegarek. Tak, by nie poddać się tyranii wskazówek. Czym jest jutro kiedy nie ma dzisiaj? Czym jest dzisiaj bez wczoraj?

BRZĘCZENIE I UL

Żłobienie pomiędzy oczami przypomina czas. Czujesz jak igra z nim twoja skóra. Listopad uderza w twarz intensywnością światła. Jest nagi.

Nocą stracił swoje złoto. Owdowiałe drzewa wypuszczają z palców zmrok.

Przypominają ludziom by odłożyli swoje zabawki na później. Czas powrotów

do gniazd, do jaskiń, do mauzoleów. Czas smażenia kotletów, lepienia cia-

sta i marzeń. Calypso złapana w sidła siebie. Nie może przyjść do stołu. Nie

należy do ula.

(17)

SE S EN N D D W W U U NA N AS ST TY Y W W IN I N DA D A

CZARNA KROPKA I SKRZYPIENIE LIN

Znów ten sen. Mały długowłosy mężczyzna w meloniku. Jedzie windą.

Jest przeszklona, więc patrzysz jak odrywa się od twojego pola widzenia.

Odruchowo stajesz na palcach. Widzisz, że inni robią to samo. On dalej gna

w górę. Coraz mniejszy. Wychodzisz na ulicę. Wciąż słyszysz skrzypienie

lin. Robisz krok do przodu i wtedy dopiero dostrzegasz, że cała ulica zawa-

lona jest karteluszkami. Podnosisz jedną. To koperta. Brak adresata

i nadawcy. Jedna linijka wypisana maczkiem na środku – list znaleziony na

śmietniku. Podnosisz głowę. Nad tobą czarna kropka i prawie niesłyszalne

skrzypienie lin. Winda się nie zatrzymuje. I nagle. Tuż przed twoim ode j-

ściem gwałtownie opada w dół. Jest pusta.

(18)

S S E E N N TR T RZ ZY YN N A A ST S TY Y GR G R AN A NI I C C A A

gdzie jest granica?

w wypchanej kieszeni mózgu ruch ziemi

kurczy się i cichnie

prawie niewidoczny śledzi ruchy gałki ocznej milczy

rzeczywiście

„człowiek żyje pośrodku między Bogiem a nicością”

pozbawieni twarzy chłopcy

wygrzebują resztki nieba z foliowych worków na dworcu dziewczyny zeskrobują je ze swoich ud

sklejają spermą skrzydła aniołów tak by nie mogły uciec

a ty?

wolisz zostać w łóżku

(19)
(20)

SE S EN N C C ZT Z TE ER RN N AS A ST TY Y

PO P OM M I I Ę Ę DZ D ZY Y UD U D A A M M I I JE J E ST S T ŁĄ Ł Ą KA K A

CZERWONY PAJĄK

wiatr zlizywał zapach z obręczy ramion i kolan na łodydze brzucha zmienił się w pestkę czasu dotykał

tak jak palce drzew

wilgotne od mgły, odurzone niebem zatrzymał się na łódce stopy

żeglował nią czerwony pająk mikroskopijny półbóg

zbudzony oddechem skóry THE PILLOW BOOK

„Są dwie rzeczy, które są niezawodne – rozkosze ciała i literatury.” Gdy-

byś mogła zbić szkło napisałabyś palcem swoje imię, a potem zlizała z niego

smak.

(21)

SE S EN N PI P Ę T T NA N AS ST TY Y

KO K OR R Y Y TA T AR RZ Z M M A A OC O C ZY Z Y W W I I LK L KA A

WĘSZĄ

Korytarze szpitalne. Nie powinno ich w ogóle być. Wystarczą same oczy.

Oczy wilka. Upojone łatwym łupem. Fetorem rozkładającej się krwi. Napuch- niętymi worami pod dziurą oczodołów. Węszą. Stukają drewniakami. Na wy- padek gdyby sny zabrały im pracę.

PAZNOKCIE PRZYPOMINAJĄ JEJ, ŻE ŻYJE

Na oknie dwa łyse pręciki zaczepione na łodygach. Wszystkie płatki straciły nocą. Calypso przygląda się stopom. Paznokcie przypominają jej że żyje. Są długie, szare, uczą pokory. Impulsy elektryczne rozpierzchnięte w wehikule czasu. Napięte w łuk mięśni. Wystrzelone w proch.

Szukanie znaków. Potwierdzenia. W lustrze. Na ulicy. W łóżku. Maszy-

na do życia rozrywa hausty powietrza. Zgrzyt uszkodzonego trybiku. Obrazki

pozbawione patrzenia unoszą się jak balony. Potem spadają. Czerwone

szmatki. Pozbawione kształtu. Bezgłośne.

(22)

SE S EN N SZ S ZE ES SN NA AS ST T Y Y

FI F I LI L ŻA AN NK KA A Z Z M M A A ŁY Ł Y M M US U S ZK Z KI IE EM M

PRZEDM IOTY ŻYJĄ DŁUŻEJ

Filigranowa. Jak dłonie tamtej kobiety. Nawet nie zbiło się uszko. Na stole komórka z nieodebranymi połączeniami. Pościel zwinięta w supeł. Na- pęczniała zapachem. Zatrzymałeś serce. A reszta? Pudełko martwych przed- miotów. Martwych? Żyją dłużej niż ludzie. Czy mają dusze?

MLEKO W PROSZKU

Przeżuwasz. Słodko. Kawałek ciasta przyklejony do spojrzenia. Jutro zajrzysz w lustro i zobaczysz cień. Chcesz pamiętać. Szarość wymieszana ze światłem. Szelest liści kasztanowców. Fioletowy szal przerzucony niedbale przez ramię. Jesteś tym kim się pamiętasz. Jesteś swoją skrzynką z listami do życia.

Ekscytacja. Worek szczęścia. Mleko w proszku. Buzia umazana

w słodkiej papce chowa się w szafie. Chcesz upojenia. Dostajesz deszcz. Wy-

chodzisz na balkon i myjesz twarz w zimnych strugach. Patrzysz na inne

dzieci idące sznurkiem w kierunku plebani. Worek szczęścia. Balonik. Nie-

zawiązany wyrywa się i przelatuje ci za uchem. Bierzesz do ręki sflaczałą

szmatkę. Próbujesz napełnić powietrzem. Nie udaje ci się, więc uznajesz, że

z balonu uleciało życie. Wyciągasz kubek i nasypujesz trzy czwarte mleka

w proszku i jedną czwartą mleka z butelki. Napełniasz buzie słodką śliną

i strzykasz nią przez okno.

(23)

SE S EN N S S I I ED E DE EM M N N AS A ST TY Y BI B IA ŁY Y OB O B RU R US S

MAGIEL

Lubiłaś zapach gęstej, gotującej się bieli. Chodziłaś tam zanosić biały obrus. Kobieta w swetrze, przerabianym z innego, cieńszego swetra, jednym ruchem zarzucała obrus na stół. Ten obrus był światkiem. W splotach włó- kien mieściły się głosy. Ich głosy. Nie znające sprzeciwu. Mierzące prosto w korzeń bólu. Celnie. Tak by nie zrobić plam.

ZM YWANIE

Calypso nie śpi do trzeciej w nocy. W piżamie w różowe pudle podlewa ostatni kwiatek. Potem patrzy w lustro. Sprawdza czy jeszcze żyje. Jest jak wydrążony owoc. Z jedną pestką w środku. Jednym zdaniem. Jesteś jak dzi- ki zwierz - sama umiesz opatrzyć swoje rany. Lekko uchylone drzwi pozwala- ją na przeciąg pamięci. Obrazy i słowa zerwane ze snu. Rozrzucone jak liście.

On wchodzi. Dotyka jej ust. Bierze plecak i zamyka drzwi. Ona nie wsta- je. Patrzy. Zamyka oczy ciszą. Zajmuje się tym, co mechaniczne. Zmywa. Na- czynia. Podłogę. Makijaż. Przestaje ścielić łóżko.

MODLITWY

Potrzebowałaś wiary. Nie mogłaś już patrzeć jak odmawia modlitwy.

Dzień w dzień. Modliła się za ciebie. Nie pamiętałaś jej dłoni. Zapachu odde-

chu. Miękkości piersi. Dwa piętra schodów wyznaczały granice. Granica koń-

czyła się rzeką. Mętną. Z zarośniętą trzcinami linią brzegową. Umiałaś prze-

cież pływać. A jednak wciąż szukałaś wysuszonej kłody. Ściany domu roz-

miękały w brudną breję i przeciekały przez twoje ciało.

(24)

SE S E N N OS O SI IE EM M N N AS A ST TY Y CI C IA ŁO O T T O O TC T CH H ÓR Ó R Z Z

DOŚĆ DOBRE

Godzinami malowałaś paznokcie. Po co? Twoja walka o piękno była z góry skazana na porażkę. Zabawne, ile razy popełniasz ten sam błąd?

Chcesz idealnie. I co wyczołguje się z twojej otoczki lukrowanego chcie jstwa?

Dość dobre. Dość by nie umrzeć? Ciało. Największy tchórz człowieka. Nigdy nie spojrzy sobie w oczy.

OGLĄDAJĄC TWARZE

Jakub oglądał twarze kobiet. Znał je na pamięć. Tego dnia otworzył al- bum na chybił trafił. Zobaczył twarz kobiety przypominającą zaorane pole.

Stara trzymała za włosy inną. Młodą i piękną. Na jej twarzy oprócz przeraże- nia widać było niezrozumiałą zgodę. Stara kobieta pochylała się nad nią, ale nie patrzyła jej w oczy. Jakub nie znał tego obrazu. Jak to możliwe, że nigdy wcześniej go nie zauważył?

RANO

Wchodzisz w przebudzanie. Rano. Znane milimetry czasu i przestrzeni.

Wciąż nowe. Odczuwanie. Leniwe ciepło i ożywczy chłód. Woda. Zmywasz gęstość nocnego powietrza. Otwierasz okno. Wiatr zmienia barwę światła.

Zamyka pory skóry. Najeżone ciało szykuje się do ataku. Jeszcze nie teraz.

Najpierw kawa. Patrzysz. Znów jesteś tylko patrzeniem. Zarys gór przypomi-

na soczystość kobiecego ciała. Pogodzenie. Że wszystko się staje. Żyje, więc

się zmienia. Tu. Teraz. Nowe.

(25)
(26)

SE S EN N DZ D ZI I E E W W I I ĘT Ę TN NA A S S TY T Y DR D R OG O GA A W W LE L ES SI IE E

SREBRNI ŚW IĘCI

Śniłaś las. Oblany mgłą i światłem. Śniłaś trawę. Wilgotną od kropli.

Miękką. Śniłaś zapach budzących się liści. Odurzona intensywnością barw, zanurzałaś się w cieniu. Powoli. Oddając się drzewom. Srebrnym bukom.

Świętym.

POCZTÓWKI Z LATA

Góry. Sutereny nieba. Wyrwane z czasu. Ze słów. Skały. Ich kształty ob- rysowane pięciolinią palców. Zamknięte peleryną z rzęs. Wiwatujący Koście- lec. Obłe misy Granatów. Pięść Mnicha. Tyle razy obejmowałaś martwy ka- mień.

Wzgórza Florencji. Nierealne jak niebieskie konie na obrazach Uccello.

Zapach pomarańczy i farb. On opowiada o Caravaggio. Ona zachwyca się Botticellim. Giotto i Pierro De la Francesco mieszają zaprawę w kotle czasu.

Chłód katedry. Plafony zamiast chmur.

Wenecja. Trzy kolory. Czerń. Koty, gondole i oczy weneckich kobiet. Zło- to. Bizantyjskie w katedrze św. Marka. Sierpniowe – we włosach spalonych słońcem. Czerwień. Pływające ściany i okiennice. Dostawcy warzyw. Wino.

Gdańsk. Świst gotyku w chmurach. Bramy pełne Vivaldiego i Bacha.

Tramwaj o czwartej nad ranem. Z mgły. Różowy, żółty i niebieski. Mantra fal.

Świt.

Wyrwane z wieczności przestrzenie olśnienia. Wiatr. Wychylający się

z kobaltu Krywań. Krople słońca w deszczu. Łóżko na werandzie. Freski nad

głową.

(27)

SE S EN N D D W W UD U D ZI Z I ES E ST TY Y ZE Z ER RW W AN A N A A P P A A J J ĘC Ę CZ ZY YN N A A

WYOSTRZENIE

Pajęczynę pamięci tworzą proste równoległe. Czy twoje sny były, czy są?

A jeśli są, to czy będą? Przestrzenie przecięte czasem. Wszystkie jednocześnie podane na tacy.

OPOW IEŚĆ

Jakub odezwij się. Mów. Dlaczego ciągle tylko patrzysz?

Powiedz mi w jakiej jestem opowieści?

Sam musisz sobie na to odpowiedzieć.

Jak? Jestem tylko patrzeniem. Moja pamięć jest suchym, pokruszonym liściem.

Przecież pamięć nie może paść martwa. To dzięki niej wchodzisz w moje sny.

Przypomnij sobie zapach rzeki. Rytm pociągu. Zacznij od rzeczy małych.

Zacznij od smaku kawy.

Pamiętam łaskotanie twoich włosów. Spadały na mój policzek kiedy spa- łaś.

Zanurz się w moich włosach. Pamiętasz, jak opowiadałeś mi o kluczu.

Poszukaj go tam.

JAKIEGO KOLORU SĄ CHMURY

(28)

S S E E N N DW D W UD U D ZI Z IE ES ST TY Y PI P IE E R R WS W SZ ZY Y KA K AT TA A LO L OG G TW T W AR A R Z Z Y Y

ZAGADKA DO PATRZENIA

Jakub ogląda twarze. Jest w nich to, co utracił. To, czego się nauczył.

To, czego nie może pojąć. Zachwyt. Rozpacz. Bezmiar. Zagadka do patrzenia.

TW ARZE

Rok 1465. Pierro della Francesca. Na przeciw siebie kobieta i mężczy- zna. Profil kobiety. Ślimak włosów. Perły. Pergamin skóry. Uwięzione kolory.

Wszystkie rzucone na pożarcie bieli. Profil mężczyzny. Czerwień. Na wpół

ślepa. Prawe oko wybito włócznią, podczas turnieju zorganizowanego, by

uczcić zawarcie pokoju. Kazał sobie wyciąć część nosa by poszerzyć pole wi-

dzenia. Czy patrzył na siebie w lustrze? Jego pałac zbudowany był ze zwie r-

ciadeł. Odbijały się w nim lewe profile. W srebrnej zbroi. Z księgą w drewnia-

nej oprawie. W rydwanie. Na tle niebiańskiego orszaku.

(29)

SE S EN N DW D W UD U D ZI Z IE ES ST TY Y D D R R UG U GI I KA K AT TA A LO L OG G FI F I LM L M ÓW Ó W

ZAPIS Z TAŚM Y

Opadanie światła. Czerń zamienia się w mglistą czerń. Biel w niebie- skość bieli.

Opadanie ciepła. Ciało zamienia się w drobinki czucia. Zimno przelewa się w stopy.

Opadanie snów. Nawlekasz na nitkę czasu paciorki obrazów i głosów.

KROPLA BIELI UW IĘZIONA W CZERNI

Jane Campion. Fortepian. Kropla bieli uwięziona w czerni. Ocean, z któ- rego kiełkuje ziarno. Unurzana w błocie krynolina. Nieme piękno. Z odciętym palcem dźwigającym muzykę. Muzyka, która zbawia do życia.

NIE JEST ZE SŁÓW

(30)
(31)

SE S EN N D D W W U U DZ D ZI IE ES S T T Y Y T T RZ R ZE EC CI I KA K A TA T AL LO OG G S S M M A A K K ÓW Ó W

SMAKI, KTÓRE ŚNIĄ CI SIĘ NAJCZĘŚCIEJ

Miód. Zlizywany z brzucha. Ma lekko cierpki smak. Jakby przełamany nutą pieprzu. Uwaga! Może wywołać przyspieszony oddech. Czasem jęk. Lub drżenie.

Wino. W kolorze dojrzałej krwi. Klarowne. Lekko słodkie. Nie pijesz je z kieliszka. Sączysz je prosto z jego ust.

Chleb. Orkiszowy z rodzynkami. Lekko ciepły. Smarowany owczym se-

rem z bazylią i pestkami z dyni. Zjadany na werandzie, tuż przed opadnię-

ciem zmierzchu.

(32)

SE S EN N D D W W U U DZ D ZI IE ES ST T Y Y C C ZW Z W AR A RT TY Y M M AM A M A A PA P AJ ĄK K ÓW Ó W

WYNIEŚLI JĄ NOGAMI DO PRZODU

Łapiesz skrawek. Łyk kawy. Przemysłowe ciastko. Kawałek ażurowej chmury nasyconej słońcem. Sunie. Trzymasz się tej chwili jak kłody. Hurto- we ilości spraw codziennych topią się i spływają brudną breją. Stygną. Jak powulkaniczne błoto. Zatrzymać. Najpierw myśli. Potem mechaniczność rąk i nóg. Dziś są twoje urodziny. Co czujesz? Ktoś poklepał cię po plecach. Za- dzwonił jakiś telefon. Ciarki sypią się z oczu. Co oznacza jedna data? Czy zdołasz przechować spojrzenie? Muśnięcie palców.

Co zmieścisz w kilku cyfrach?

Pamiętasz mamę pająków? Wynieśli ją nogami do przodu pięć dni po Bożym Narodzeniu. Miała złamaną nogę i rozległy wylew. W wigilię spadła z krzesła próbując wyjąć pudło z bombkami. Doczołgała się do okna. Przykle- iła do szyby jedno słowo. Sześć liter podświetlonych gwiazdkowym bałwan- kiem. Ostatnie dni grudnia nie przyniosły wiele światła. Ludzie ubrani w niewygodne złotka siedzieli przed srebrnym ekranem. Noc była cicha.

Prawie bez gwiazd. Na ulicy pojawił się jeden pijak, dwóch facetów z psem

i rodzinka szaraczków pośpiesznie kicająca w stronę zastawionego stołu te-

ściowej.

(33)

SE S EN N D D W W UD U DZ ZI IE E ST S TY Y PI P ĄT TY Y CZ C ZE EG G O O NI N I E E Z Z D D ĄŻ Ą ŻY ŁA Ś

CZY W YSTARCZY CI SNÓW?

Czy wystarczy ci snów, by wyśnić to, co nie zdążyłaś przeżyć? Albo to, co nie umiałaś przeżyć. Dlaczego 90 procent życia zamieniasz w poczekalnie?

Czekasz na cud, który nie istnieje. Na wakacje, które zawsze są za krótkie.

Na niedziele, które nigdy nie przypominają tych niedziel.

CZEGO NIE ZDĄŻYŁAŚ ZROBIĆ PRZED SNEM

Zanurzyć twarz w ciszę Kilimandżaro.

Zrobić orła na dziewiczej płachcie śniegu, tak, by poczuć igiełki na po- liczkach.

Zobaczyć ptaka z lotu ptaka.

Usiąść w ogrodzie oświetlonym świecami ukrytymi w lampionach z kolo- rowego szkła.

Powiedzieć to, co myślisz, tym, którym boisz się to powiedzieć.

Zaskoczyć błyskotliwą ripostą tych, którzy mają cię za nieszkodliwego dziwaka.

Wykąpać się nago w morzu i ogrzać rozgrzanym piaskiem.

Kochać się na stole bilardowym, w samolocie, w przymierzalni i kilku innych miejscach.

Tańczyć aż do obdartych stóp.

Pokazać jak bardzo kochasz, tym, którym pokazałaś to za mało.

Docenić każdy skrawek dnia, mimo szarej pierzyny nieba i żółtych zę-

bów.

(34)

S S EN E N DW D W UD U D ZI Z IE ES ST TY Y SZ S ÓS S T T Y Y M M A ŁŻ ŻE E

O CZYM MÓWIĄ LICZBY

Najstarszy znaleziony małż ma 446 lat. Z czego 144600 dni spędził w swojej skorupie. Resztę poświęcił na poszukiwanie pożywienia.

WIĘZIENIE Z PIASKU

Masz taki sen. Więzienie na pustyni. Brak śladów. Stóp. Słońca. Wody.

Leżysz w lepiance z gliny. Metr kwadratowy. Nic nie wiesz. Jak długo? Przez

kogo? Dlaczego? Jakaś kobieta w czadorze przynosi ci codziennie miskę zu-

py. Zawsze tę samą. Koperkową. Rozwodnioną. Mdłą. Nic nie mówi. Nie wi-

dzisz nawet jej ust. Kiedy pytasz, zatrzymuje na chwilę wzrok. W lepiance

mieszka z tobą kolonia robaków. Obserwujesz ich wijące się życie. Zosta-

wiasz im resztki zupy. Doceniają to. Wczoraj znalazłaś gniazdo larw. Są zwo-

jem nieustępliwego pędu życia. Potrzebujesz więcej zupy.

(35)

S S E E N N DW D W UD U D ZI Z I ES E ST TY Y SI S ÓD DM MY Y P P R R ZE Z ED DZ ZI I A A Ł Ł D D L L A A NI N IE EP PA A L L ĄC Ą CY YC CH H , ,

D D R R U U G G A A K K L L A A S S A A

OSTATNI W AGON

Wsiadasz do ostatniego wagonu. Idąc do toalety zatrzymujesz się przed zablokowanymi drzwiami. Za nimi linia torów zwężająca się w cienką nić.

Wydaje ci się, że nić naciąga się i nie ma końca. Ktoś na drzwiach napisał

Stairway to heaven. Czyżby?

(36)

SE S EN N D D W W UD U DZ ZI I E E ST S TY Y ÓS Ó SM M Y Y

KA K A W W A A ŁE Ł E K K ŚW Ś W IA I AT T ŁA Ł A N N A A BI B IA Ł EJ E J PO P Ś C C IE I EL LI I

ŻYCZENIE

A gdyby tak ostrym narzędziem zarysować ścianę szklanej szafy. Rysy zmieniły by jej uśpienie w zwykłą rozmowę z czasem. Czysta jest przecież niewidoczna. Trzeba światła i nachylenia kąta, by zamiast szkła zobaczyć skórę.

Patrzysz na pająka uwięzionego w oknie między dwiema szybami. Wy- grzewa się w szczelinie światła. Nieświadomy, że każda droga, którą wybierze kończy się śmiercią. Czy nie jest podobny do ciebie? Wepchnięta w sztywny pokrowiec ciała, próbujesz rozbić szybę mrugając powieką. Cała wypełniają- ca cię przestrzeń kurczy się w białą wymiętą poduszkę. Trzeba światła i na- chylenia kąta, by zamiast niej zobaczyć skórę. Trzeba człowieka, żeby z ka- wałka łóżka wykroić świat.

PORUSZASZ USTAM I I PATRZYSZ

Nie pozwól by zabrali ci siebie. Przesyp światło przez zapach. Obejmij

dźwięk. W swoich stopach ukryłaś pięć poematów. Są po to, by dotykały traw

- nie martwych łóżek. Zrób coś! Zobacz, poruszasz ustami i patrzysz jak ktoś

próbuje żyć za ciebie.

(37)

SE S EN N DW D W U U D D ZI Z IE ES ST T Y Y D D ZI Z IE EW W I ĄT T Y Y W W T T YM Y M P P ŁA Ł A S S ZC Z C ZU Z U M M IE I ES SZ ZK KA A KO K OT T

REZONANS MAGNETYCZNY

Zaglądają w poły twojego płaszcza. Czytają skórę. Nie mają w ręku skal- pela. Wystarczy komputer. Na wierzchu nieukrwiony naskórek. Cienka po- szewka kryjąca kolejne warstwy. Czym głębiej, tym więcej zakończeń nerwo- wych. Na końcu amortyzator z tłuszczu.

W pewnym laboratorium nie pozwolono małpom dotykania swoich dzie- ci. Nie mogąc poczuć mamy młode stawały się apatyczne. Z dnia na dzień umierała ich chęć poznawania świata. Zbierały się w bezładną gromadę i ko- łysały w przód i tył, uderzając głowami w ścianę. W tym samym laborato- rium udowodniono, że ból wywołany w jednym miejscu likwiduje ból w in- nym. Prosta zamiana. Skóra oszukuje duszę. Twoja skóra jest bezwzględnym kłamcą. Dotykasz zimnej, gładkiej tafli prześcieradła. Nie czujesz nic. A mi- mo tego wiesz, że twoje ręce są głodne, tak, jakby dotykały ciała mężczyzny.

WIADOMOŚCI W SALI ŁÓŻEK

Jakub przygląda się brudnej twarzy pięcioletniej dziewczynki. Błąkała się po ulicach chińskiego miasteczka. Szukała zgniłych resztek jedzenia.

Dwie noce wcześniej jej dom i rodziców przysypała ziemia. Ta sama, która

dała jej ryż i herbatę. Jakub nie zapełnia pustki słów. Wyłącza telewizor. Pa-

trzy na Calypso. Jest równie zbłąkana jak mała Chinka. Jej dom i ciało runę-

ło w sen. W sali łóżek pragnienia, owinięte w płaszcz skóry, padają z głodu.

(38)

SE S EN N TR T R ZY Z Y D D ZI Z IE ES ST T Y Y KA K AI IZ ZE E N N

ZARZĄDZANIE CIAŁEM

Zastanawiasz się, kto kogo posiada. Jeśli ciało posiada ciebie, jesteś więźniem. Jeśli jest odwrotnie, jesteś władcą papierowym. Elementem pro- stym w obsłudze, niezbędnym do budowy większego, lepszego. Jak w Japoń- skiej fabryce Toyoty, gdzie na ścianach wywieszono zasady filozofii kaizen.

Czy można nauczyć się zarządzania własnym ciałem? Spróbuj zmienić pozy- cje z horyzontalnej do wertykalnej. Resztę przeczytasz na ścianie fabryki.

Dziesięć zasad kaizen:

(39)

SE S EN N TR T R ZY Z YD DZ ZI IE E S S T T Y Y PI P IE ER R W W SZ S ZY Y W W ĄS Ą SK KI IE E ŁÓ Ł ÓŻ Ż KO K O NA N A K Ó ŁK Ł KA AC C H H

ŻUK W PUDEŁKU OD ZAPAŁEK

Wyobraź sobie małe, przenośne więzienie. Na przykład pudełko od zapa- łek. Może być całkiem przytulne. Jest ciepłe, suche, ma miękkie ściany.

Dźwięki dochodzą tu przytłumione. Są jak prześwietlona klisza, której obraz rozmókł od nadmiaru wyobraźni. Czas mierzony jest tu przez wibracje. Le k- kie drżenia to kilka sekund uwagi. Mocniejsze zlewają się w minuty. Gdy drżenia nabierają intensywności, wiesz, że otworzy się wieczko. Twoje więzie- nie obejmuje wtedy czyjaś dłoń. Ta dłoń ma moc czynienia zagłady, więc chociaż za nią tęsknisz, cieszysz się, że nie obejmuje ciebie, lecz jedynie twoje więzienie.

MONOLOG SASZY

(40)

SE S EN N TR T R ZY Z YD DZ ZI IE E ST S TY Y DR D R U U GI G I R ÓŻ ŻO OW W A A F F AS A SA AD D A A KA K AM M I I E E NI N IC CY Y

MARTW Y ŻUK

Znalazłaś w szufladzie martwego żuka. Leżał z podkurczonymi kończy-

nami między resztkami perfum, ukrytych w szklanych bransoletkach. Wy-

starczy jedno odwrócenie na grzbiet, żeby stał się pusty i bezbronny. Światło

zwabia go i niszczy. Jak bardzo różnisz się od tego żuka? Przecież tak łatwo

przychodzi ci poświęcić wszystko dla kilku świecidełek, z byle jakiej półki.

(41)

SE S E N N T T RZ R ZY YD D ZI Z I ES E ST TY Y TR T R ZE Z E C C I I

ZA Z AM M KN K NI I ĘT Ę TE E SK S KR R ZY Z Y D ŁA A TR T R YP Y PT TY YK KU U

SZARE ŻYŁKI NIEBIESKICH TONÓW

Pozbawiona powietrza farba zmienia barwę. Nasącza się szarymi żyłka- mi niebieskich tonów. Zjada samą siebie, ukrywając kolejne warstwy. Ca- lypso coraz rzadziej wsiadała do zgarbionego auta. Prawie nie otwierała granatowych drzwi, z miedzianym dzwonkiem z pastwiska zamiast kołatki.

Lubiła siadać na dachu. Patrzyła na ptaki i ludzi pędzących do gniazd. Za-

bierała ze sobą skrawki. Nierówno wydartą postać kobiety. Wariatki prze-

chowującej własne ekskrementy w puszkach po kawie. Trzymała je w kuchni

wraz z hordą kotów węszących z naprężonymi w górę ogonami. Poszarpany

róg z twarzą chłopca. Z domalowanym uśmiechem, obiecującym czekoladową

rozkosz, w przymkniętych do połowy puszkach po kleju. Zmięty zwitek

z zamazaną sylwetką zapaśniczki. Seryjną morderczynią staruszek. Z ode-

rżniętym pępkiem, w wypalonej dziurze brzucha. Kondukt szaleńców wysy-

pujących się z mrowisk z płyty betonowej. Brzęczący, lecz głuchy. Nieumieją-

cy płakać. Calypso czuła, że nienarodzone łzy będą się błąkać. Zbierała we

włosy deszcz, łudząc się, że poczuje ulgę. Skrawki nasiąkały wodą i zmieniały

się w przeźroczyste kule. Spadały z rzęs w płatki uszu lub w zagłębienia szyi.

(42)

SE S E N N TR T RZ ZY YD D ZI Z I ES E ST TY Y CZ C ZW W AR A R TY T Y M M I Ę T T OW O W E E CU C U KI K IE ER R KI K I

Z PERSPEKTYWY W IEWIÓRKI

Węszysz alejką parkową. Małymi kroczkami. Nerwowe oglądanie z per- spektywy wiewiórki. Udajesz, że zapomniałaś gdzie zagrzebałaś orzecha. Mi- jasz szablony twarzy. Ławeczki pełne dzieci i starców. (Kto jeszcze o tej porze chodzi po parku?) Siadasz na przeciw ciasno upchanej paczki siedemdziesię- ciolatków. Każdy ściska w ręku papierek, międląc w zwiędłych ustach mię- towy cukierek. Wolnym ruchem języka zlizują przebrzmiałą już słodycz. Czas odmierzany słodką śliną. Gra słońca z liściem otwiera szyfr pamięci. Przeciąg otwieranych szuflad mrozi ręce. Wciskają się mocniej w ławkę. Oparcie zlewa się w drewnianą podłogę. Już cieplej. Wrzesień nagrzał deski. Cukierek robi się coraz mniejszy. Oni coraz młodsi. Dziewczyna ma lat dwadzieścia. Chło- pak dziewiętnaście. Pszczeli blond i ciemny kasztan. Palce jak membrana.

Strącają delikatne dźwięki. Wsuwają się w siebie i płyną. Cukierek przypo-

mina przezroczystą meduzę. Rani w język. Paczka rozsypuje się. Ciekawskie

wiewiórki węszą. Czas zażyć pigułki. Włączyć telewizor. Wrzesień oblewa uli-

ce słońcem. Spotkają się jutro.

(43)

SE S EN N TR T RZ ZY YD D ZI Z IE ES ST TY Y PI P I Ą Ą TY T Y NA N A BR B RZ ZE EG G U U KA K A ŁU Ł U ŻY Ż Y

KIESZENIE

Okruchy czekoladowych ciastek. Koraliki wygrzebane z błota i szczelin chodnika. Kilka brudnych kawałków papieru. Kasztan. Świat, w którym mrok i ciepło zastyga w obraz.

Calypso stała z rękami w kieszeniach. Czekała na skrzypiące objawienie tramwaju. Zamknęła oczy. Gest wystarczający, by zaspane dłonie zacisnąć w pięści.

– Dziwka jedna. Całą noc chędożyła się, to teraz spać się jej zachciewa.

– Znasz ją?

– Z widzenia. Kto jej nie zna. Chodzi sobie wypacykowana jak lala. Ręce w kieszeni.

– Dałabym takiej wycisk. Zobaczyłaby piekiełka trochę, zdzirucha jedna.

Jak to właściwie jest? Nienawidzą cię, bo umiesz być taka sama? Czy dlaczego, że umiesz być inna? Co zapala iskrę? Buty w kwiatki? Pośladki w kształcie gruszki? Niespodziewany uśmiech czy przymknięcie powiek? Nie- nawiść jest ślepa jak miłość, lecz bardziej lojalna i wierna.

CZŁOW IEK BEZ PAM IĘCI

(44)

SE S EN N TR T R ZY Z YD DZ ZI IE E S S TY T Y SZ S ÓS ST TY Y LI L IN NI I E E P P R R OS O ST T OP O PA AD D ŁE Ł E

POCZEKALNIA NIE JEST POCZEKALNIĄ

Trzynastolatek leży pod ławką. Nieprzytomny od wódki i samotności.

Trzydziestoletnia kobieta leży na łóżku. Nieprzytomna od środków przeciwbó- lowych i samotności. Dwie poczerniałe twarze krzyżują się w kwadracie poko- ju. Wylewają wymiociny i łzy. Kilka dni później trzydziestoletnia kobieta leży pod ławką. Trzynastolatek na łóżku. Ich kroki krzyżują się dopiero następne- go dnia. Na klatce schodowej. Trzynastolatek nie jest już trzynastolatkiem.

Trzydziestoletnia kobieta nie jest już trzydziestoletnią kobietą. To co jest pod, wychodzi na wierzch. Strach ze swoimi rozbieganymi, świńskimi oczkami.

W waciaku przysłaniającym rozlane, sine ciasto policzków. Węszy ofiary.

Trzynastolatek ściska palce wbijając paznokcie w dłonie. Trzydziestolatka ściska nasiąkniętą śliną poduszkę. Otwierają drzwi kolejne i jeszcze kolejne.

Korytarz. Prowadzi do kolejnego korytarza. I jeszcze jednego i jeszcze. Trzy-

dziestolatka i trzynastolatek odkrywają nagle, że ten niekończący się obdra-

pany hol jest celem w samym sobie. Nie ma innych drzwi. Poczekalnia nie

jest poczekalnią. Jest całym życiem. Połkniętym w przelocie. Jeden kęs

zmiażdżony niecierpliwymi żuchwami. Nic więcej.

(45)

SE S EN N TR T R ZY Z Y DZ D ZI IE ES S T T Y Y S S I I ÓD Ó D M M Y Y Ś Ś W W I I AT A ŁE EM M SI S Ę UP U PI Ć I I C C IS I SZ Ą

WYSTARCZY

Światłem się upić i ciszą. Zaszurać w kotle codzienności. Czy udało ci się kiedyś posmakować zwykłość? Schodzącą z lasu mgłę umaczaną w mlecznym chłodzie. Łuk pleców wtulony w miękkość brzucha. Ciszę, która wyławia przestrzeń z czasu. Być cząstką wszechświata. Być. Wystarczy.

MALEŃKA POSTAĆ W W IELKIEJ CZAPCE Z DASZKIEM

Maleńka postać w wielkiej czapce z daszkiem biegnie połykając hausty powietrza i wiatr. Małe stopy przeskakują błotnistą miedzę. Nurkują w rzece trawy nasączonej zmierzchem.

Bawimy się, że ty jesteś pszczołą, a ja kwiatkiem. Musisz mnie zapylić.

Ale dlaczego kwiatek ucieka?

Kwiatek nie ucieka. To ziemia się porusza, a ty stoisz w miejscu.

Radości nie można się nauczyć. Radością trzeba się unurzać. Poczuć ją

całym brakiem i całą zachłannością. Tak, by zrozumieć, że nie jest niczym

innym, niż życiem.

(46)

SE S EN N OS O S T T AT A TN NI I

TE T EN N, , KT K T ÓR Ó R Y Y Z Z A A P P AM A M I ĘT TA ŁA Ś

WPÓŁ OTWARTE

Leżałaś z wpół otwartym snem. Sen kruszył się jak wysuszony liść. Two- rzył mozaikę z czasów sprzed. Przebudzałaś się niegasnącą pewnością. Wie- działaś, że musisz wybrać. Poczekalnia nie istnieje. Śmierć jest łatwiejsza, niż się wydaje. Ale to, co łatwe przynosi niedosyt. Czy jest coś gorszego, niż umrzeć z poczuciem niedosytu? Pamiętasz dom na wierzbie? Zawsze jest od- wrotnie. Rzeźba ma usta kobiety. Kamień bywa człowiekiem. Jest w tobie więcej życia, niż możesz udźwignąć. Jeśli twój sen przypomina zakorkowaną ulicę, czy zrobisz wszystko, by wysiąść z auta? Gdy otworzysz drzwi, zbiegną się wygłodzone duchy. Strach i brak będą żerować z naczynia twojego ciała.

Aż zdechną. Jak obżarty trutką szczur. Wystarczy garnuszek światła. Kilka

kropel.

(47)

O Autorce

Mila Piasecka poetka i pisarka, z wykształcenia filolog języka angielskie- go, absolwentka UAM w Poznaniu. Oprócz literatury zajmuje się również fo- tografią i tłumaczeniem literatury anglojęzycznej. Obecnie pracuje nad swoją drugą powieścią, zatytułowaną Rzeka.

Szklana Szafa jest jej debiutem literackim.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dobrym synonimem social media jest także wyrażenie sieci społecznościowe 3 , bądź też angielskie brzmienie Social Network Sites (SNSs) 4.. Portale te mogą mieć

Ponieważ działanie to jest bezprawnym utrudnianiem wykonywania zawodu lekarza oraz pozbawianiem go jego uprawnień jako pacjenta, Wielkopolska Izba Lekarska będzie nadal prowadziła z

Syrop zaleca się także zażywać po dodaniu do dobrze ciepłego naparu z kwiatów bzu czarnego lub kwiatostanów lipy (najlepiej na noc przed położeniem się do ciepłego

Wyniki badań przeprowadzonych przez Martę Piasecką w polskich szkołach w Oslo w interesujący sposób korespondują z wnioskami Romana Laskowskiego, będącymi wynikiem jego

Ze współczesnych utworów autorów polskich wybieramy natomiast te, które skupiają się na opisie stolicy Portugalii, przyczyniając się do budowania w polskiej literaturze

Andrzej Graca: Bez spiny… czyli nie ma czego się bać |

„Dlaczego Pana powieść nie jest homoseksualna?” Zmowa mężczyzn Jarosława Iwaszkiewicza – próba lektury2. Literatura, prawo i ten przeklęty homoerota we własnej osobie

Nie miałem czasu, poza tym, przy pierw- szej próbie, zraziłem się do tego listu, o co bardzo łatwo.. Zaraz wieczorem tego sa- mego dnia zacząłem czytać i… odłożyłem go