• Nie Znaleziono Wyników

Tak zwany "Heinrech" w autografie "Ksiąg Pielgrzymstwa Polskiego" Adama Mickiewicza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tak zwany "Heinrech" w autografie "Ksiąg Pielgrzymstwa Polskiego" Adama Mickiewicza"

Copied!
49
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Łempicki

Tak zwany "Heinrech" w autografie

"Ksiąg Pielgrzymstwa Polskiego"

Adama Mickiewicza

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 38, 191-238

(2)

I AK ZWANY „ I I E IN R E C H “ W A U T O G R A F IE

„K SIĄ G PIELGRZYMSTWA P O L S K IE G O

44

ADAMA M ICK IEW ICZA

1

I. T a j e m n i c z y „H e i n г e с h “

W tekście p ierw o tn y m „K siąg N aro d u i P ielgrzym stw a P olsk ie­ go“ , ogłoszonym w r. 1905 przez prof. K allen b ach a", zn ajd u je się p rzy końcu (s. 48— 49) u stęp o takim brzm ieniu:

Te są X ię g i narodu i p ielg rzy m stw a p o lsk ieg o n iew y m y ślo n e, ale zeb ra ­ n e z d ziejó w narodu p o lsk ieg o i z op ow iad ań i z n au k p ielgrzym ów , lu d zi p o ­ b o żn y ch i p o św ięco n y ch za ojczyznę.

[A szczeg ó ln iej z nauk P olaka, k tóry się n a z y w a ł O leszk iew icz i um arł n ied a w n o , i z nauk X ięd za S ta n isła w a , który ż y je dotąd i z nauk in n y ch lu d zi P o la k ó w , i z k sią g xięd za, który się n a zy w a L a m en a is i z ust człow iek a, k t ó ­ r y s i ę n a z y w a H e i n r e (i) c h, a n iek tó re rzeczy z ła sk i B ożej] 3.

1 (P isa n e w la ta ch 1928— 29. O głoszone ty lk o w S p r a w o z d a n i a c h z p o s i e ­

d z e ń P. A. U. 1929 — jak o streszczen ie w fo rm ie referatu .

W tej p ostaci artykuł n ie b ył ani w y g ło sz o n y , an i d rukow any. A utor za­ m ierza ł go rozszerzyć i w yk oń czyć, po d alszych stu d ia ch nad osobą m isty k a n iem ieck ieg o . M oże ch ciał w o g ó le nap isać „G lossy do III części D zia d ó w “ — ja k o ty m św ia d czy zostaw ion a przy b ru lion ach „ H ein rech a “ notatka.

- K s i ę g i N a ro d u P o lsk ie g o i P i e l g r z y m s t w a P olsk ieg o . T ek st p ierw o tn y .

Z au to g ra fu A. M ick iew icza w y d a ł J ó zef K a l l e n b a c h . Paryż, W ydaw n. M uzeum A. M ick iew icza, 1905. — A u tograf tego te k s tu zn ajd u je się w M uzeum M ick iew iczo w sk im .

3 U stęp ten zn ajd u je się na s. 72-ej au tografu . U K allen b ach a obie części tego ustęp u , (które o d d zieliliśm y tutaj p rzez a capite) są p rzed zielo n e od sie b ie k ilk u in n y m i ustępam i. N ie u leg a jed n a k w ą tp liw o śc i, że n ależą do s ie ­ bie, p o w in n y sta n o w ić jedną całość. D ruga część je st ek sp lik a cją p ierw szej, a M ick iew icz d op isał ją — po c h w ili za sta n o w ie n ia — jako u zu p ełn ien ie tej p ierw szej części. D o druku d ostała się ty lk o część p ierw sza; ta druga została p o m in ięta , gdyż w y d a ła się p oecie za p ew n e zb yt szczegółow ą, zb yt im ien n ą.

(3)

192 ST A N ISŁ A W ŁEM PIC K I

Podaje tu M ickiewicz jak b y ż y w e ź r ó d ł a swego dzieła, tj. nazw iska ty ch osób, k tó re m u były n atchn ien iem do nak reślen ia now ego ry su dziejów ludzkości i P olski oraz kodeksu drogow skazów dla braci-pielgrzym ów .

Pierw sze trz y z tych nazw isk: Oleszkiewicza, ks. S tanisław a Chołoniew skiego i ks. de L am m enais (autora ,,Essai su r l ’indifférence en m atière de relig io n “) są badaczom tw órczości poety dobrze znane. Oleszkiewicz „pow itał go pierw szy w im ię boże“ w P etersb u rg u , ks. S tanisław dał m u w Rzym ie „w iele chw il szczęśliw ych i nowy w idok św iata, ludzi i n a u k “ ; księdza de L em ennais znał przede w szystkim z jego dzieł, czytanych jeszcze w Rzym ie, pozatem zetknął się z nim osobiście w P a ry ż u w r. 1831 i w idział jego łzy (jedyne francuskie łzy), w y la n e nad Polską. W szyscy trzej w p ły n ęli n a poetę silnie, byli jego duchow ym i przew odnikam i w okresie przejść relig ijn y ch i m oralnych, w latach petersbursko-rzym sko-drezdeńskich.

K im je st ów czw arty w ym ieniony, t a j e m n i c z y „ H e i n - r e c h “ ? M ickiewicz w m om encie k reśle n ia w spom nianego ustęp u nie pam iętał dokładnie jego nazw iska, gdyż — jak ju ż skonstatow ał K allenb ach — napisał n a jp ie rw nazw isko „H einreich “ , potem p rz e ­ k re ślił środkow e „i“ , zostaw iając „H ein rech “ . T aki stał rzeczy m ożna isto tn ie stw ierdzić na podstaw ie f o to g ra fii1 ręk o p isu (przekreślenie „i“ je s t bardzo w yraźne); niew ykluczona je s t atoli i lekcja inna: M ickie­ wicz napisał nazw isko „ H e in re it“ (zam iast „ H e in re ith “), poczem sk re ­ ślił „ i“ , pozostaw iając „ H e in re t“ 2. W każdym razie faktem jest, że poeta zaw ahał się tu ta j i że nazw isko 3 nie je st podane w yraźnie.

Badacze „K siąg N arodu i P ielgrzym stw a P olskiego“ nie dali do­ tąd rozw iązania w spom nianej zagadki; niek tórzy nie czynili zresztą usiłow ań w ty m kieru n k u. U w aga prof. S tanisław a Pigonia, że ów

1 O trzym ałem ją za ła sk a w ą p om ocą p. dra S ta n isła w a K oczorow skiego w P aryżu, k tórem u serd eczn ie tutaj d zięk u ję.

2 M ick iew iczo w sk ie „t“ je s t p isa n e bardzo p od ob n ie do „ch“ ; litera „t“ u M ick iew icza przypom ina d zisiejsze p isa n e g o ty c k o -n ie m ie c k ie „t“, z tym do­ datk iem , że p oeta zaczyna je od w y d a tn eg o zaok rąglen ia, a kończy — zam iast p rzek reślen ia — kolan k iem , p rzyp om in ającym dolną część lite r y „h“. D ukt p is­ m a p o e ty nastręcza w ie le tak ich złu d n ości. J ed en z p ro feso ró w lw o w sk ich , do­ bry czy teln ik au tografów , którem u — b ez u p rzed zen ia p ok azałem autograf, od ­ czytał tu n azw isk o „H einret“ lub „H ein ru t“. N ie u p ieram się jednak przy tej lek cji, dopuszczając p o m y łk ę czy błąd p a m ięci M ick iew icza.

3 Bo n ie przypuszczam ani na c h w ilę , aby to b y ło im ię (H einrich). W y­ m agało by to już znacznej zażyłości, jak np. z ks. S ta n isła w em . Z resztą M ick ie­ w icz p isze: „który n azyw a się...“.

(4)

T. ZW. „H EIN R EC H “ W „K SIĘG A C H PIELG R ZY M STW A “ 1 9 3

„H einreah, postać nieznana, zapew ne jak iś Niemiec, poznany w D re ź ­ nie 1832 r . “ 1 — je st jed y n ym — ja k dotychczas — pozytyw nym sta ­ now iskiem w tej spraw ie.

I rzeczyw iście! T ajem niczy „H ein rech“ — to z pew nością с u- d z o z i e m i e c , gdyż M ickiewicz w pom ienionym u stępie w yliczył n a jp ie rw Polaków : O leszkiewicza i Chołoniew skiego, kończąc słow a­

mi: „i z n a u k inn y ch ludzi — P olak ów “ , a potem dopiero przeszedł do n ie-P olak ó w , do obcych, zaczynając słowami: „i z ksiąg księdza, k tó ­ ry się nazyw a L am enais...“ . Je śli zaś „H einrech “ jest cudzoziemcem, to ze w zględu na brzm ienie nazw iska i okoliczności (pobyt poety w Niemczech) u znać go należy za Niemca.

N atu raln ie, że ta zagadkow a postać m oże być tylko osobistością w s p ó ł c z e s n ą , a nie jak im ś pisarzem z la t daw nych, n ie jakim ś filozofem czy m istykiem epok m inionych znanym poecie z książek. W całym bow iem ustępie jest m owa tylko o osobach w spółczesnych poecie. Z resztą poeta używ a tu ta j w y raźn ie czasu teraźn iejszeg o („k tó ry się n a z y w a H ein rech “), gdy np. o nieżyjącym ju ż Olesz- kiew iczu w ypow iada się w czasie przeszłym („który się n a z y w a ł O leszkiew icz“).

Czy n ależy jed n a k — na podstaw ie brzem ienia tek stu — p rzy ją ć znajom ość bezpośrednią, osobistą, tj. kom unikację ustną? „...I z ust człowieka, k tó ry się nazyw a H ein rech “ — pow iada sam M ickiewicz. Takie zetknięcie osobiste zupełnie nie je st w ykluczone, owszem — zdaniem naszym — w ielce praw dopodobne; w olno jed n ak zauw ażyć, że dosłow ne p rzyjm o w anie tej lokucji „z u s t“ nie jest rzeczą koniecz­ ną. P o eta m ógł po p ro stu w y razić się m etaforycznie, aby nie p o w ta ­ rzać tak ich określeń jak: „z n a u k “ , „z ksiąg“ . J a k w stosunku do ks. L am ennais, tak i tu ta j m iał m oże na m yśli w pływ przez książki, przez lek turę.

Po ty ch k ilk u w y jaśnien iach , pozwolę sobie p rzedstaw ić m oją prób ę rozw iązania zagadki tajem niczego „H einrecha“ .

W latach 1824— 1830 pojaw iło się w Lipsku kilka sporych dzieł o n astęp u jący ch ty tu łach : 1) „D er Schlüssel zu H im m el un d Hölle oder U eber m oralische K ra ft u n d P a ssiv itä t“ (Leipzig 1829, s. V III + 403), 2) „Pisteodicee oder R esu ltate fre ie r F o rschung ü b e r G eschichte, P h i­ losophie un d G lau b en “ . (Leipzig 1829, s. V III + 459), 3) „G eschichte

1 W yd an ie K s ią g w B ib lio te c e N a r o d o w e j S. I. T. 17, str. 128. 15 P a m i g tn ik Li te ra c k i XXXVIII

(5)

194 S T A N ISŁ A W ŁEM PIC K I

un d K ritik des M ysticism us a lle r V ölker un d Z eiten “ . (Leipzig 1830, V III + 532), 4) „U eber die W a h rh e it“ . (Leipzig 1824, s. X II + 409), i 5) „Von den G ru n d feh lern d er E rzieh un g un d ih ren F olgen“ (Leipzig 1828, s. X + 430).

A utorem tych prac, o ty tu ła c h n iew ątpliw ie zastanaw iający ch, b ył J a n K r y s t i a n A u g u s t H e i n r o t h , d o k tor m ed y­ cyny, królew ski saski radca n ad w orny, profesor psych iatrii w u n iw e r­ sytecie lipskim , lekarz tam te jszy c h in sty tu cy j h u m an itarn y ch , czło­ n ek w ielu tow arzystw n aukow ych itd. Nazwisko H einro th a jest dzi­ siaj w piśm iennictw ie filozoficznym niem ieckim niem al że zapom nia­ ne; kom plet dzieł jego należy n a w e t w b ibliotekach niem ieckich do rzadkości \ N atom iast w h isto rii p sy ch iatrii znany jest J. K. A. H ein­ ro th po dzień dzisiejszy z głębokiego tra k to w a n ia tej n auk i i z orygi­ n a ln y ch swoich poglądów.

B ibliografia w ym ienia długi szereg jego p rac z dziedziny tra k to ­ w an ia chorób um ysłu i duszy, ja k np. „L ehrbu ch d er S e elen stö ru n ­ gen und ih re r B eh an dlu n g“ (2 tom y, Lipsk 1818); „L ehrbuch d er S eelen gesun d h eitsk un d e“ (2 tom y, L ipsk 1824— 25); „System d er psy- chisch-gesichtlichen M edicin“ (Lipsk 1825); „U eber die Lüge, ein B eitrag zur S e e le n k ran k h e itsk u n d e “ (Lipsk 1834) itd. Z ajm ow ał się tak że antropologią („L ehrbuch d er A nthropologie“ , L ipsk 1822, 1831), psychologią („Die Psychologie als S e lb ste rk e n n tn issle h re “ , L ipsk 1827), psychologią k ry m in a ln ą („G rundzüge der C rim inalpsychologie o der die Theorie des Bösen in ih re r A nw endung auf die C rim inal- rec h tsp fleg e “ , B erlin 1833), pedagogiką itd. Był pisarzem niezw ykle płodnym , niesłychanie pracow itym , w y d ającym nieraz w jed n y m ro ­ k u po kilka dzieł, św iadczących o ogrom nym zasobie w iedzy i bogac­ tw ie m yśli autora.

H einroth żył w latach 1773— 1843. W iększość życia swego spę­ dził w Saksonii, w Lipsku." N a jb u jn ie jsz y okres jego tw órczości oraz autorskiego rozgłosu przy p ada w łaśn ie na czas około r. 1830 i kilk a la t następnych.

Tego to filozofa, p sy ch iatrę i m yśliciela lipskiego uw ażam za osobistość i d e n t y c z n ą z m i c k i e w i c z o w s k i m „H e i n - r e с h e m “. Poeta m ógł poznać go osobiście w czasie swoich p rze ­ jażd żek przez Saksonię, a w ięc podczas krótkiego zatrzym ania się w sam ym Lipsku, czy też w czasie dłuższych pobytów w D reźnie. W ie­

1 Z trudem u d ało się nam zło ży ć taki k o m p let z k ilk u b ib lio tek n ie m ie c ­ k ich.

(6)

T. ZW. „H EIN R EC H “ W „K SIĘG A C H PIE LG R Z Y M STW A “ 19 5

m y z k orespondencji, że w L ipsku baw ił M ickiewicz z'k o ń cem lipca 1831 (przez kilk a dni), zanim przedostał się w Poznańskie; D rezno od­ w iedził trz y k ro tn ie : 1) w lecie 1829, zanim przez B aw arię i Szw ajca­ rię udńł się do W łoch, 2) w sierp n iu 1831 (po Lipsku), i 3) w r. 1832, od m arca do czerw ca, po w ycofaniu się z Poznańskiego, to jest w tzw. okresie drezd eń sk im swego życia. K iedy przypaść mogło zetknięcie się osobiste z H ein ro th em — oznaczyć trudno . Szczupła k o resp o n­ dencja M ickiew icza z tego o k resu nie zaw iera żadnych w zm ianek o sa­ skim m yślicielu. Nie je st w ykluczone, że spotkali się w 1831 r. w sa­ m ym Lipsku; ró w n ież m ożliw e jest, że tak ie spotkanie nastąpiło w D reźnie w r. 1832 w jed n y m z salonów polskich lub to w arzystw niem ieckich. W obec bliskości D rezna i Lipska, wobec w ęzłów łączą­ cych H ein ro th a z dw orem saskim , w y d a je się rzeczą w ielce praw d o ­ podobną, że znakom ity lekarz lipski odw iedzał niejed n o k ro tn ie sto­ licę saską, m oże m iew ał tam jiakieś odczyty itp.; przeglądnięcie w spół­ czesnych czasopism drezdeńskich dostarczyło by pew niejszych info r- m acyj w ty m k ieru n k u . Takie zetknięcie się osobiste polskiego poety z H ein ro th em mogło silnie oddziałać n a M ickiewicza; nie inaczej p rze­ cież było z O leszkiewiczem , X. C hołoniew skim , a później z Tow iań- skim . B ezpośrednie działanie na siebie niezw ykłych osobistości b y ­ w ało po w szystkie czasy n ajpo tężn iejszy m środkiem propagow ania i recy p ow an ia now ych idei.

A tera z kw estia w pływ u przez lekturę! W czasie pob ytu Mic­ kiew icza w L ipsku i w D reźnie, w y d an e dopiero co filozoficzne dzie­ ła H ein ro th a b y ły zapew ne głośne i żyw o dyskutow ane. W ątpić nie m ożna, że p race o tak ich ty tu łach, ja k „H istoria i k ry ty k a m i s t y ­ c y z m u w szystkich czasów i lu d ó w “ , jak ,,K l u c z d o n i e b a i p i e k ł a w c z ł o w i e k u “ , ja k „Pisteodyoea czyli re z u lta ty w olnych b ad ań n ad h i s t o r i ą , f i l o z o f i ą i w i a r ą “ , — m u- ciały zw rócić n a siebie uw agę naszego poety, k tó ry w y jech ał już z R zym u z głow ą napełnioną ideam i Chołoniew skiego i L am en n ais’go. Znalazłszy tak ie książki na półkach księgarskich, kto jak kto, ale Mic­ kiew icz praw dopodobnie sięgnął po nie.

Je śli poeta w pierw szym rzucie „K siąg“ , kreślon ym z widocz­ n ą gorączką i tw órczy m pośpiechem , w rzucie ro jący m się od błędów , pom yłek i niedokończonych w yrazów , — nazw isko H ein ro th a p rz e k rę ­ cił na H ein rech a czy H einreita, jeśli w ogóle nie p am iętał go w tej chw ili — dziw ić się nie m ożna. P o eta m iał podobno pew ną p rzy ro ­ dzoną tru d n o ść do nazw isk obcych; zresztą am nezje takie p rzy naz­

(7)

196 ST A N ISŁ A W ŁEM PICKI

w iskach nie daw no poznanych (zwłaszcza obcych) — są rzeczą noto­ ry czn ą i każd y z nas ich doświadczał.

Pokrew ieństw o poglądów relig ijn o -m o raln y ch H ein ro tha, w yło­ żonych w dwóch n ajw ażn iejszy ch jego dziełach, — z ideam i m ickie­ wiczowskim i, zaw arty m i nie ty lk o w „K sięgach N aro du i P ielgrzym - stw a Polskiego“ , ale i w „III części D ziadów “, dowodzi, że M ickiewicz z ty m i poglądam i zapoznał się isto tnie i że w jego drezdeńskiej tw ó r­ czości odegrały one pew ną rolę.

II. N a u k a J. K. A. H e i n r o t h a o n i e b i e i p i e k l e w c z ł o w i e k u

1. F i l o z o f i a H e i n r o t h a . Stanow isko filozoficzne H einrotha nie łatw e je st do określenia. W yrósł on, podobnie, ja k w ie­ lu w spółczesnych m u czy nieco daw niejszych filozofów, w kręgu tran scen d en taln eg o idealizm u K a n ta , na k tó ry m u g ru n to w ała się też w znacznej m ierze pojęciow a stro n a jego poglądów . E ty k a H ein- rothow ska, jego n au k a m oraln a — o k tó rą nam przed e w szystkim chodzi — o p arta je st nato m iast, w zasadniczych swoich podstaw ach, na nauce Fichtego o m oralności i jej zw iązku z w olnością i działa­ n ie m 1). Na fundam encie e ty k i Fichtego b u d u je jed n ak lek arz liipski swój w łasny pogląd na św iat, życie i zadania człowieka. Nie idzie ślepo za poprzednikam i; sam pow iada w e w stępie do „Pisteod ycei“, że je st eklektykiem , że m a w iele p u n k tó w w spólnych zarów no z rac jo ­ n alistam i, jak i z su p ra n a tu ra lista m i. „Bo jed n i nie m ogą obejść się bez drugich, w edle przek on an ia autora. Ż adna skrajn o ść nie trzym a się środka, a t y l k o w ś r o d k u leży p ra w d a “ .

2. S t o s u n e k d o m i s t y k i i c h r z e ś c i j a ń s t w a . Mimo pow ołania się na su p ra n a tu ra listó w , nie uw aża się H ein- ro th b y najm n iej za m istyka. Całą, w ielką książkę pośw ięcił h isto rii i k ry ty c e m istycyzm u w szystkich czasów. M istycy są dla niego rzeszą m y ś l i c i e l i g r z e s z n y c h ; m arząc o zbli­ żeniu się do Boga, o złączeniu się z bóstw em w ta je m n i­ czej ekstazie; d ają św iadectw o swej ludzkiej pysze, k tó ra ośm ie­ la się sięgać do niebios, do najw yższego Stw órcy, staw iać n ie ja ­ ko obok niego, rów n ać się z nim , nieosiągalnym i nieporów nanym . M istycy szukają rzeczy ziem skich w niebie; szu kają pożyw ienia dla

1 „Der sittlic h e T rieb geh t a u f T ä tig h eit und F reih eit, der sin n lich e au f R uhe und G en u ss“, R ehm ke, G r u n d r i s s d e r G e s ch ich te d e r P h il o s o p h ie , 2 A u fl. L eip zig 1913, s. 246.

(8)

swoich zm ysłów i sw ojej fan ta zji t a m gdzie go dla nich nie ma. Bóg, czy św ięty, je s t dla nich przedm iotem takiej miłości, k tó re j pod­ staw ą je st żądza, choćby nie w iem ja k głęboko u k ry ta . „Ten ducho­ w y p ożar m iłości i jego ekstazy, na k tó ry ch szczycie stoi m istyczne połączenie, — je s t jed n ą z n ajgorszych złud, jed n y m z n a jb a rd zie j chorobliw ych stan ó w ducha, w jak i człowiek popaść może. T en stan relig ijn ej bierno ści m ożna k ró tk o nazw ać relig ijn y m obłędem , chociaż człow iek tak i m a jeszcze pełnię św iadom ości i nie jest jeszcze pozba­ w iony ro zu m u “ \ M istycyzm czyni człowieka straconym dla życia, pog rąża go w niew olę duchow ą, n ajstraszn iejszą ze w szystkich, gdyż w tedy człow iek sam p ęta sobie te swoje siły duchow e, przy k tó ry ch pom ocy m oże — zgodnie z w olą Boga i dostojeństw em tego k ró lestw a, do którego n ależy — w znosić się ku górze, z ciem ności ku św iatłu, z m ocy szatana k u Bogu“ 2. M istycyzm zabija w olność ducha, k tó ra je st najw yższą w artością człowieka.

H ein roth nie chce, aby go ktoś poczytyw ał za m istyka. J e s t on c h r z e ś c i j a n i n e m , w yrosłym niew ątpliw ie w głębokich t r a ­ dycjach relig ijn y ch (protestanckich?); w młodości p rag n ą ł pośw ięcić się teologii i zaw odow i duchow nem u, a teologia intereso w ała go żywo przez całe życie. E w a n g e l i a C h r y s t u s o w a jest dla niego skarbcem najw yższej m ądrości, najlepszą reg u la to rk ą życia. Dzieła jego (naw et ściśle psychiatryczne) przepełnione są cytatam i z Pism a św., a w ykład jego przechodzi często w nam aszczoną prozę, p raw ie b iblijn ą, lub u b ie ra się w szatę pięknych poetyckich obrazów.

3. P y c h a i p o k o r a . P y s z e m istyków i pysze w ogóle przeciw staw ia m yśliciel lip sk i p o k o r ę c h r z e ś c i j a ń s k ą w zględem Boga, tę pokorę, k tó ra n ajp ięk n iejszy swój w yraz z n a jd u je w k o r n e j m o d l i t w i e . „Gegen den Stolz a b e r sc h ü tz t uns nichts besser als D em uth; u n d D em uth, dieses edelste G ew ächs des M enschenherzens, e n tw ic k e lt un d erschliesst sich am re in ste n i m G e b e t ; den n w as w ä re ein G ebet ohne U n terw erfu n g ? Was sich des G ebets schäm t, schäm t sich d e r D em uth, und w e r sich d er D em uth schäm t, in dessen H erzen le b t noch die ganze B ru t d er S elbstigkeit,

1 Obok p ierw szeg o ty p u m isty k a , pożądającego łączn ości z b ó stw em (czy św ięty m i) w y ró żn ia jeszcze H ein roth typ drugi, w ieczn eg o sam oosk arżyciela i p o ­ k u tn ik a , w p atrzon ego w sw o je grzech y; je s t to jak b y n e g a ty w do tam tego, z a ­ sad ą zaś jego sta n ó w p sy ch iczn y ch je s t obaw a, u cieczk a przed b óstw em . H e in ­ roth ok reśla ten drugi rodzaj jako relig ijn ą m elan ch olię. Zob. o tym : D er

S chlü ssel z u H i m m e l itd. s. 256— 257.

2 Gesch ichte... des M y s t i c i s m u s itd., s. 531— 532.

(9)

198 S T A N ISŁ A W ŁEM PICKI

wie die B rut der S chlangen im v erbo rgen en N este“ \ Je d y n ie k o rna m odlitw a u trz y m u je nas w bliskości Boga, w zw iązku z Bogiem 2.

4. N a u k a o s i l e m o r a l n e j c z y l i o n i e b i e w c z ł o w i e k u . Z tak im stanow iskiem H ein ro th a w obec m isty ­ ków, z tak im o strym przeciw staw ien iem pysze — ew angelicznej p o ­ kory, łączy się dalej pogląd jego na znaczenie: ś w i ę t o ś c i m i ­ ł o ś c i i o f i a r y . P o g ląd te n da się należycie u w y d a tn ić na tle całej jego n au k i o o d r o d z e n i u d u c h o w y m człowieka, rozw iniętej w zasadniczym dziele „O niebie i piekle w człow ieku“.

W każdym z nas u ja w n ia ją się dw ie siły: 1) s i ł a f i z у с z- n a czyli n a tu ra ln a , będąca koniecznością i przym usem , u zależn iają­ ca człowieka od czynników zew nętrznych, od w aru n k ó w i przym usów , idących z zew nątrz, od n a tu ry i życia, oraz 2) s i ł a d u c h o w a (po p ro stu d u c h ) , polegająca cała n a w ew nętrzności, będąca w istocie swej czystą wolnością, m ożnością sam ookreślania się (der S elb stb estim ­ m ung) 3. Ta „geistliche K ra ft“ człowieka, bezw zględnie w olna, tw ó r­ cza, inicjatyw a, p rzejaw ia się n a zew nątrz jako w ola, jako królew ska, p an u jąca istota. W olny duch ludzki, jeśli m a się stać siłą rzeczyw istą i płodną — m usi być jed n a k s i ł ą m o r a l n ą czyli m usi opierać się n a p ierw iastk ach św iętych, n a ś w i ę t o ś c i . M yśl człowieka, k tó ra je s t budow niczką św iata, ta k samo ja k w ola ludzka, m a być p rzen ik n ięta św iętością. Z asadą tej św iętości (Prinzip der H eiligkeit, T rä g er des Geistes) je st m i ł o ś ć (die einw ohnende Liebe). Bóg je st m iłością i m y stw orzeni jesteśm y do miłości. M iłość — to „das b elebende P rin zip des L eb en s“ . „W yjm ijcie m iłość z stw orzenia, a w yrw iecie m u życie... odbierzcie m iłość tw órcy a pozbaw icie go ży­ cia“ \ „Tylko siła m iłości kocha, i ona jest sercem , duszą ducha, w przeciw nym w y p ad ku duch je st bezduszny i n ież y w y “ s.

1 D e r Sch lü ssel z u H i m m e l, s. 181.

2 Z najdujem y się tu zatem od razu na p latform ie, p ok rew n ej głęb ok im nastrojom tzw . „rzym sk iej“ lir y k i relig ijn ej M ickiew icza:

K iedy rozum ne, g rom ow ład n e czoło

Z g i ą ł e m p r z e d P a n e m , jak chm urę przed słońcem : Pan je w zn ió sł w niebo, jak o tęczy koło,

I u m alow ał prom ien i ty sią cem .

(R o zu m i w ia ra )

P rzyp om in ają się strzeliste k o n fesje R o z m o w y w ie c z o r n e j, zb liżam y się do korn ego in troibo ks. P iotra p rzed w ie lk ą scen ą W idzenia .

3 D e r S chlü ssel z u H i m m e l, s. 20— 30. 4 Ib id e m , s. 36—38.

(10)

T. ZW. „H EIN R EC H “ W „KSIĘG AC H PIE LG R Z Y M STW A “ 1 9 9

Z p rzy jęcia tej filozofii miłości, jako jedynej zasady czynnego i św iętego życia m oralnego, — płynie potępienie tych w szystkich sy­ stem ów filozofii nied aw n ej i współczesnej, któ re opierały swój po­ gląd na św ia t n a pierw iastk ach in telektualn ych , rozum ow ych. Z ta ­ kiego stanow iska w ypływ a o stry sąd o „B osco-Fichtem “ , k tó re m u zaw dzięczał zresztą H ein ro th pojęcia czynności i pasyw ności w swej n auce m o raln ej, i o H eglu, m istrzu now ożytnego form alizm u, któreg o d ialek ty k a dziejów nie pozostała bez w pływ u na drezdeńskiego p isa­ rza.

Ja k że ż je d n a k p rzejaw ia się w człowieku owa m i ł o ś ć w szy­ stko ożyw iająca? Isto tą jej je st i d e a s a m o o f i a r y : die S elbst- en täu sseru n g , S elbst-A ufopferung, die B eschränkung sein er Selbst, die V erzich tleistu n g auf s e lb s t1. Miłość to pośw ięcenie się za d ru ­ giego, za bliźnich, to dobrow olna rezygnacja z tego w ybujałego e g o - t y z m u, k tó ry nie chce się sam ograniczać, a je st zasadą w szelkiego grzechu. „Tylko przez m iłość ujaw n ia się życie... U m arłym i je ste ś­ my, jeśli nie kocham y dostatecznie, a nie kocham y dostatecznie, jeśli nie jesteśm y zdolni do pośw ięcenia się“ 2. Siła duchow a, m o raln a człow ieka polega zatem na p o ś w i ę c e n i u s i ę . „Die Liebe, w e n n sie diesen N am en v erd ien en soll, w ill n ich t haben, n u r g eb en “ 3. „Solange du auf das „h ab en “ g estellt bist, so lange es d er G ru n d und Z ie l-P u n k t deines H an d eln s ist, bist du auch nicht au f dem m o ra li­ schen S ta n d p u n k te , du b ist blosse N atur, du h ast dich n ich t zum G eiste e rh o b e n “ 4.

Siła m oralna, polegająca na miłości i pośw ięceniu, — to jak b y s i ł a ś w i a t ł o ś c i (die L ichtk raft) w człowieku. Przeciw działa jej siła biegunow o różna, s i ł a c i ę ż k o ś c i (die S ch w erk raft), odciągająca nas od Boga, ściągająca nas ku dołowi, k u ziemi, k u grzechow i. „Przez siłę św iatłości w zbijam y się ku górze, zrzucając z siebie p ę ta siły ciężkości. K ażde w yrw anie się z tych pęt je st w zno­ szeniem się ku czystem u, ku św iatłu, ku Bogu. A lbow iem prom iennie

1 Ib id. s. 39—40.

2 „Bez m iło ści n ie m ógłb y w o g ó le istn ieć Stw órca, ona jest jego racją b y ­ tu i istotą, jego n a jw ew n ętrzn iejszą św iętością, ona jest tym p ierw ia stk iem , który S tw ó rcy d aje św ięto ść, czyn i go w szechdobrocią, po prostu czyni go stw ó r ­ cą. A lb o w iem bez m iłości n ie ty lk o n ie b yłb y stw órcą, ale n iszczy cielem , co w ięcej n ie m ógłb y b yć n a w e t n iszczycielem , ale — by w o g ó le n ie is tn ia ł“ (Der

Sch lü s sel, 41).

3 D e r Schlüssel..., s. 42.

(11)

200 S T A N ISŁ A W ŁEM PICKI

jest w sferze, k u k tó rej się w zb ijam y , a skoro tam dotrzem y, ow ionie n a s świeży, rzeźw iący pow iew życia... J e s t to oddech Boga, jest to życie, k tó re z Boga czerpiem y, kied y n a skrzydłach siły m o ralnej (miłości, ofiary) w znosim y się w św ietlan ą sferę w olności“ \

Człowiek ożyw iony ofiarną, pełną w yrzeczenia się i pokory m iłością: m iłością do B o ga-S tw órcy i do bliźnich-ludzi, a w ięc z n a j­ du jący się pod w ładzą siły m o raln ej, — to c z ł o w i e k i d e a l n y (der Ideal-M ensch), to c z ł o w i e k b o ż y (der göttliche M ensch), tj. oddany i posłuszny Bogu. W sercu takiego człowieka — zn a jd u je się p r a w d z i w e n i e b o 2.

5. N a u k a o p a s y w n o ś c i c z y l i o p i e k l e w c z ł o w i e k u . Ja k że ż inaczej w ygląda człowiek, w k tó ry m działa siła ciężkości (die S ch w erk raft), k tó ry zn ajd u je się pod jej przew agą! J a k zasadą siły m oralnej jest sam a wolność, sam oograniczanie się »przez św iętość, m iłość i pośw ięcenie dla innych, — tak znowu siła ciężkości jest sam ą biernością, p a- s y w n o ś c i ą (de P assiv ität), jest zaham ow aniem w olności ducha, przejściem w stan b ierny , w uleganie w pływ om zew nętrznym , w poddanie się św iatu , n a tu rz e, popędom z m y sło w y m 3. H einroth czerpie tu ta j z ety ki Fichtego, u chrzęści jan iając jed n a k jego poglądy, dopełniając je po m yśli w łasnej sw ojej do k try ny. N aprzeciw m o ral­ ności, k tó ra m a n a celu „czyste, w iecznie czynne „ ja “ lu d zk ie“ , staw ia św iat zm ysłowy w człowieku, n a tu rę , św iat in sty n k tó w i popędów , m ający na celu u trzym an ie b y tu , spoczynek, użycie \ P rzeciw w ol­ ności i czynności staje tu ta j pew nego rodzaju niew ola (die K n e c h t­ schaft) i lenistw o (die T rä g h e it)5.

Pasyw ność — to, w edle H ein rotha, nie tylko w rodzony czło­ w iekow i opór przeciw ko dobrem u, to nie tylko panow anie popędów w człowieku i m agnetyczna sugestia zmysłów, — ale to przed e w szyst­ kim ów u trw alo n y stan w ew n ętrzn eg o przyw iązania do złego, w alka przeciw ko obowiązkowi, do któreg o prow adzi nas siła m o ralna ".

„To przyw iązanie do niepow ściągliw ości, do niekrępow ania się niczym — oto czynnik, k tó ry płodzi najstraszliw sze objaw y na św

ie-1 D er Schlüssel..., s. 44. 2 Ib id e m , s. 176— 196. 3 Ib id em , s. 201— 215. 4 Ibid em , s. 217 nst. 8 Ibid., s. 210, 219—223, " Ibid., s. 230— 231.

(12)

T. ZW. „H E IN R EC H “ w „K SIĘ G A C H PIE LG R Z Y M STW A “ 201 cie... To je st ta ucieczka przed p raw em , przed św iętym , boskim p rz y ­ kazaniem , k tó ra człow ieka p rzy w ią z u je tylko do państw a b y tu i po­ zornego życia, gdzie nie p a n u je żad n a w ięź, żadne praw o, św iętość ni dobro, do tego państw a, k tó re Pism o św. nazyw a państw em sza­ ta n a “ . Im bard ziej w y łam uje się człow iek spod p raw a boskiego, ty m głębiej popada w sidła złego ducha, którego jedn ak że najw ięcej w y p ie ra ją się ci, co n ajp ew n iej zo stają w jego m ocy“ \

Nie będziem y tu ta j streszczać w yw odów H einroth a o rod zajach „pasyw ności“ i w a ru n k a ch jej p o w staw an ia w człowieku, nie będzie­ m y roztaczać całej jego rozległej teo rii grzechu. R ozróżnia on za­ sadniczo trz y ro d zaje pasyw ności: pasyw ność uczucia, in te le k tu i woli, k tó ry m odpow iadają trz y p ro d u k ty : nam iętność, obłęd i w y ­ stępek 2. O pisuje na w ielu m iejscach niszczącą rolę tej pasyw ności, tj. po pro stu grzechu, w w e w n ętrzn y m i zew nętrzny m życiu człowie­ ka; szczegółowo uw zględnia jej w p ły w na stosunki tow arzysko-spo- łe c z n e 3. Podciąga zaś pod ru b ry k ę pasyw ności w szystkie trap iące człowieka żądze i nam iętności, w zlo ty i upadki, przyw iązania i u m i­ łow ania ziem skie, k tó re p row adzą go do grzechu, od dalają od Boga i oddają w ręce złego ducha. P a li człow ieka w ieczna tęsknota, w iecz­ na żądza posiadania i osiągania, k tó ra nigdy nie doznaje ukojenia, naw et w tedy, gdy dopnie pew nego celu. Przeciw nie, w zm aga się ona, ja k niezaspokojone pragn ien ie. N ależy tu żądza użycia i zysku, żądza zaszczytów i sław y, żądza w ładzy, błyszczenia, trw o nienie itd .4. W przenikliw ych obrazach k reśli m yśliciel niem iecki stany duchow e takich niew olników żądzy (solcher Siichtlinge). Osobne analizy po­ święca tzw. pasyw ności re lig ijn ej, tj. szałowi m istycznem u i tzw. relig ijn ej m elancholii, jak ró w n ież fanatyzm ow i i przesadnej skłon- nośic do dociekań (V ertiefung u n d G rübelei). N ajw ięcej m iejsca za­ jęły najczęstsze, n a jja sk ra w ie j u d erzające w ystępki ludzkie 5.

W całym ty m w ielkim p rzeglądzie ludzkich błądzeń i zboczeń, w tej galerii stan ó w i typ ó w psychopatycznych, in terp reto w an y ch zawsze ze stanow iska dem onologicznego, ze stanow iska grzechu, k tó ry jest ich podstaw ą, — jednoczy się w dziw nym zespole wiedza i do­

1 D e r Schlüssel..., s. 230. 2 Ibid., s. 251 nst. 3 Ibid..., s. 248 nst. 4 Ibid., s. 252. 5 s. 253 nst.

(13)

202 S T A N ISŁ A W ŁEM PICKI

św iadczenie p sy ch iatry z żarliw ością m yśliciela-m oralisty, p ro p a g u ją ­ cego swą w łasną doktrynę.

Na osobną uw agę zasługują u H einro tha u stępy, t r a k t u j ą ­ c e o d u m i e i p y s z e .

H einroth odróżnia trz y ro dzaje tego uczucia: próżność (der D ünkel), pychę (die H offart) i dum ę (der Stolz). W szystkie trzy g ru n ­ tu ją się na egotyzm ie (die Selbtigkeit), na sam olubstw ie, a różn ią się od siebie tylko jakościowo. P różność jest fałszyw ym m niem aniem o w łasnej sile i możności, pycha — n adm iernym dążeniem do w y n ie ­ sienia się przy m arn y ch w istocje siłach, k tó re b y n ajm n iej nie dorosły do dalekosiężnych zam iarów ; oba te uczucia obnoszą się śm iesznie ze sw oją słabością, poczytując ją za siłę, z tą tylko różnicą, że próżność w głupim swoim egotyzm ie chełpi się, że coś posiada, gdy znowu pycha, w głupim zaufaniu do siebie, m yśli, że m oże zdobyć, m oże osiągnąć. Obie są sp ętan e i u jarzm io n e przez grzeszny egotyzm , obie są stan am i bierności i pasyw ności \ Nie inaczej ma się spraw a z dum ą (der Stolz), n aw et z tzw . „szlachetną du m ą“ , k tó ra uchodzi za coś do­ datniego. W praw dzie dum a opiera się n a czymś isto tn ie posiadanym , np. dum a a rty sty na isto tn y m talencie, dum a k u pca n a pieniądzach, szlachcica n a szeregu przodków , w praw dzie w y stę p u je tu poczucie rzeczyw istej siły, rzeczyw istej możności, rzeczyw istego celow ania; ale czyż z każdej dum y, choćby „n ajszlach etn iejszej“ , nie przeziera ró w ­ nocześnie ludzki egotyzm , spragniony paszy z zew nątrz, żądny użycia, cierpiący z pow odu jego b rak u , a więc w istocie swej słaby i bezsilny. Tam zaś, gdzie jest ten egotyzm , nie ma m iejsca na m iłość i pośw ię­ cenie. A zatem dum a — to także objaw p a sy w n o śc i2.

Co w ięcej, zarów no dum a, ja k stokroć gorsza od niej pycha, m a­ ją sw e w spólne źródło w n i e w i e r z e . Dopóki człow iek ma w iarę w Boga, tę w iarę dziecięcą i ufną, nie może popaść w pychę; bo istotą w iary je st zapom nienie o sobie, zaparcie się siebie. Gdy w iarę straci, popada w sam oubóstw ienie, w zabobon, w oddaw anie czci istocie nieboskiej, i oto tu ta j leży początek w szelkiego poganizm u. W tedy w duszę jego w kracza pycha, owo zaufanie i budow anie na Własnej rzekom ej potędze, k tó re — jak w szelka pasyw ność — jest chorobą, zrodzoną z grzechu 3.

1 D e r Schlüssel..., s. 260— 261. 2 Ibid., s. 261—262.

(14)

T. ZW. „H EIN R EC H “ w „KSIĘG AC H PIE LG R Z Y M STW A “ 203 H einroth potępia bezw zględnie w szelkie tak daw ne jak w sp ół­ czesne objaw y pychy i dum y, em ancypacji człowieka spod ry g o ­ rów boskich, p rób y w zbijania się ku boskości (eigene E rh eb u n g zur G öttlichkeit), czyli w p ro st sam oubóstw ienia (der S elb st-V erg ö ttli­

chung) \

O statecznym zam knięciem rozw ażań o pasyw ności je st teza: ,,Nie ulega w ątpliw ości, że w człow ieku może i s t n i e ć p i e k ł o , którego podstaw ą i siedzibą, istotą i m otorem działającym jest p a- s y w n o ś ć, tj. sta n grzechu, podobnie jak s i ł a m o r a l n a otw iera w człow ieku nieb o“ 2.

6. O d r o d z e n i e g r z e s z n i k a . „Piekło“ i „niebo“ stoją zatem przeciw ko sobie. Pierw sze m oże być zwalczone tylko przez d ru ­ gie. Je d y n ie „siła m o ra ln a “ zdolna je st pokonać zgubną pasyw ność; ona jedynie jest w m ożności w yprow adzić ducha ludzkiego z ciem no­ ści k u św iatłu, z mocy szatańskiej ku Bogu. Z ty m w iąże się fin aln e zagadnienie książki H einrotha, jej część ostatnia, syntetyczna, tj. za­ gadnienie o d r o d z e n i a , o d m ł o d z e n i a c z ł o w i e k a d o n o w e g o ż y c i a .

Aby to odrodzenie człowieka, czyli — ja k m ówi Pism o św. — odnow ienie Ducha Św iętego 3, było możliwe, m usi n a jp ie rw zstąpić na człowieka ł a s k a b o s k a , podobna, słońcu, k tóre na w iosnę budzi do życia ziarna, zioła i kw iaty. Łaska ta — k tó ra nie je s t n i­ czym innym , jak tylko m iłością Stw órcy ku człowiekowi, — m oże je d ­ n a k zejść na nas tylk o wówczas, jeśli objaw iam y skłonność do jej przyjęcia, jeśli się jej otw arcie nie przeciw staw iam y. K lasycznym przykładem jest tu ta j dla H ein rotha przypow ieść b ib lijn a o synu m arnotraw nym . Dusza syna m arnotraw nego zebrała w szystkie siły w sobie, otw orzyła się ku ojcu m ożnem u i spraw iedliw em u i szła w jego stronę. A gdy ojciec spostrzegł to z daleka, w yszedł n a p rz e ­

1 D er Schlüssel..., s. 188 i inne. 2 I b id e m , s. 324— 325.

3 Bo to jest, w e d le H einrotha, to samo. Oto jego słow a: „D uch św ię ty m ieszk a w nas, w naszej sile m oralnej; gdy dopuszczam y grzech do sieb ie, gdy popadam y w pasyw n ość, u ciek a on od nas, aby często już n igd y n ie w rócić, je ś li u sta w iczn ie odrzucam y jego w iern e w sk azów k i, tj. głos gen iu sza w sobie. A le oto czym jest, co m oże, siła m oralna? M oże ona zn ow u p rzy n ieść nam niebo, utracone przez p a syw n ość, m oże w rócić w n ętrzu n aszem u u tracon y pokój, pojed n ać nas z nam i sam ym i, uzgodnić w ew n ętrzn ie, w sk a za ć nam z n a jw ięk szą dokładnością i p ew n ością w ła ściw ą drogę ow ocnego życia. Jak ież to w ię c źródło cu d ów nosim y zam k n ięte w n as sam ych!... (Der S ch lü s se l“, s. 336).

(15)

204 ST A N IS Ł A W ŁEM PICKI

ciw, ucałow ał syna i ożywił jego budzące się s e r c e 1. Co w ięcej, po­ w iada H einroth, człowiek m oże n aw et — jeśli takie w y rażen ie nie jest zuchw alstw em , — w y m u s i ć niejako na Bogu jego łaskę, jeśli Go o n i ą p r o s i , m ianow icie przez m o d l i t w ę , jeśli ty lk o ta m odlitw a pochodzi z w iary , tj. jeśli je st p raw dziw ą m odlitw ą. T a­ ka m odlitw a je st ju ż dowodem , że pozostajem y w w olnym obcow aniu z B o g ie m 2.

Samo zejście łaski bożej nie w ystarcza atoli do odrodzenia. Przez nią spływ a tylko n a bezsilnego do niedaw na grzesznika now a siła, będąca dopiero k ap itałem do pom nożenia i oprocentow ania ja k ta le n ty biblijne. C ałkow itego odrodzenia w ew nętrznego dokonać m usi nasza w ł a s n a p r a c a , bo to jest zgodne z ludzką w olno­ ścią, z ludzką m ożnością sam ookreślania się 3. J a k ą drogą m a więc dążyć do odnow ienia się człowiek, k tó ry ju ż przejrzał? H ein ro th po­ sług u je się tu ta j analogią z letarg iem , bo grzech — to przecież le ta rg duszy. Człowieka, pogrążonego w letargu , leczy się przez bezw zględ­ ny spokój, przez oddalenie od niego w szelkich podniet (E ntziehung alles R e iz en d e n )4. Takim spokojem , takim odsunięciem w szelkich p o d n iet je st dla chorego duchow o grzesznika p o k o r n a o f i a r a , o fiara zarów no w ew n ętrzn a, jak i zew nętrzna. „O fiary są potrzebne, nap rzó d w ew n ętrzn e ofiary, złożone na ołtarzu życia w ew nętrznego, jeśli pasyw ność (grzech) m a zniknąć, jeśli świeże, nowe życie m a w n as zak w itn ąć“ 5. O fiarę złożyć m uszą w szystkie w ładze ducho­ we: uczucie, in te le k t i wola, a stanie się to w jak ie jś jasnej, pełnej spokoju godzinie. W szelki cel egoistyczny, w szelkie p ragnienie oso­ bistej korzyści m uszą być teraz w yelim inow ane z m otyw ów naszego działania, a na ich m iejsce w stąp i poczucie obow iązku i żyw a r e li­ gijność będąca tym źródłem , z którego czerpie sw e pożyw ienie siła m oraln a ". W parze z ofiarą w ew n ętrzn ą idzie ofiara zew nętrzna, tj. tak ie ułożenie dalszego życia naszego, aby było ono życiem m i­ łości, w yrzeczeniem się siebie, w yzbyciem się osobistych am bicyj, a uszczęśliw ianiem (das Seligm achen) drugich. Z m iłością dla b liź ­

1 D er Schlüssel..., s. 340. 2 Ibidem,..., s. 342. 3 Ibidem..., s. 342—343. * Ib id e m , s, 344—345. 6 Ibidem , s. 350. * Ib id e m , s. 358—359.

(16)

T. ZW. „H EIN R EC H “ w „K SIĘG A C H PIE LG R Z Y M STW A “ 205 n ich m uszą się zaś łączyć uczynki, gdyż życie bez uczynków — m artw e jest \

W ten sposób — przy pomocy łaski bożej, a przez w łasną p rac ę - ofiarę, zrzucam y z siebie c z ł o w i e k a s t a r e g o , g r z e s z n i ­ k a s t a r e g o , a przyodziew am y c z ł o w i e k a n o w e g o , b o ­ ż e g o .

7. D e m o n o l o g i a i a n g e l o l o g i a H e i n r o t h a . O duszę człowieka toczą n ieu sta n n ą w alkę niebo i piekło. Obie te w rogie potęgi w y stę p u ją — w edle teorii H einrotha — zupełnie re a l­ nie, ta k ja k rea ln y m i niezaprzeczonym jest ich istnienie. In te rw e n c ja d obrych i złych duchów w dziele uw iedzenia lub ocalenia człow ieka je s t czym ś rzeczyw istym , po ty siąckroć stw ierdzanym przez nas sa­ m ych. Przecież i Syna Bożego, najśw iętszego z ludzi, kusił szatan na górze w r z e c z y w i s t e j postaci; H einroth w ybucha oburzeniem n a ty ch in te rp re ta to ró w Biblii, któ rzy ośm ielają się tę arcy w ażn ą sce­ nę kuszenia kom entow ać jako w izję C hrystusow ą, jako koszm ary w yob raźn i, trap iące Z baw iciela w chw ili łam an ia się i r o z te r k iэ.

K usiciel (der V ersucher) i d ep raw ato r (der V erderber) zjaw ia się obok n as i w nas realn ie, chociaż go nie w idzim y ziem skim i oczyma. Scena k u s z e n i a odgryw a się pod słońcem w iecznie, codziennie w każdy m człowieku, jest ona typow ą, w ieczystą form ą w y stępow ania szatana w zględem u p atrzo n ej duszy ludzkiej. „Czyż nie czujem y, czyż nie odczuwam y, nie w idzim y, nie słyszym y codziennie zb liżają­ cego się, co w ięcej obecnego p rzy n as kusiciela, t e g o P r o t e u - s z a m i e n i ą c e g o s i ę w t y s i ą c z n y c h p o s t a c i a c h ? Czyż nie zbliża się on do nas raz w kształcie nęcącego użycia lub ko­ rzyści, to znowu jako budziciel rozm aitych afektów i nam iętności? M ógłby ktoś powiedzieć: „ależ ty m kusicielem , jesteś ty sam “ . Otóż n iep raw d a. Baczny o b serw ato r zauw aży z łatw ością, że w każdym tak im w ypadku... ulegam y jak ie jś w rogiej przem ocy, k tó ra w p ra w ­ dzie n ie przyb iera osobistej, w idzialnej postaci, ale k tó ra działa na n as tak , ja k tylko działać m oże jak aś osobista istota. W yrażenie: „podszepty złego d u ch a“ , m im o całej swej (pozornej) obrazow ości, nosi na sobie znam iona w ielkiej, żyw ej p ra w d y “ . W praw dzie zło jaw i się w naszym w n ętrzu , w praw dzie m y je sam i w ypow iadam y, ale

1 D e r Schlüssel..., s. 394—396. Jak tak ie życie w m iło ści m a w y g lą d a ć — w e d le H ein roth a — p rzed sta w im y w rozdziale o K s ię g a c h N a ro d u i P i e l g r z y m -

s t w a P o lsk ie g o . [R ozdziału tego autor n ie zdążył napisać, por. s. 238].

(17)

206 ST A N ISŁ A W ŁEM PICKI

czynim y to dopiero w tedy, gdy głos jego tajem n iczy posłyszym y, sam i n ie w iedząc skąd, od jak iejś siły stojącej poza n a m i1.

Tak samo jest z aniołam i. „Aniołowie p rzy stąp ili do Niego i służyli M u“ , pow iada Pism o św. Aniołowie to czyste, bezgrzeszne duchy, posłańcy boscy. I one zbliżają się do człowieka, w chodzą w człowieka. „K ażde czyste, św ięte uczucie, każda czysta, św ięta m yśl, każde czyste, św ię te postanow ienie — je s t takim aniołem “ . Cóż dziwnego, że dusza owego najczystszego (Chrystusa), po przezw ycię­ żen iu pokusy była p ełn a tych aniołów, że one go okrążały, w chodziły doń i w ychodziły zeń, obierając sobie za m ieszkanie jego piękną, czystą duszę“ 2.

Czasem zdaje się, jakoby H einroth w ahał się m iędzy rea ln y m a obrazow ym , m etaforycznym pojm ow aniem tych złych i dobrych du ­ chów; w rezu ltacie atoli zostaje prześw iadczenie, że zwłaszcza m o c s z a t a n a - k u s i c i e l a je st dla niego p o t ę g ą r e a l n ą , ja ­ w iącą się faktycznie, nieu stęp liw ą i groźną.

8. B a t a l i s t y k a s z a t a ń s k a . C h arak tery sty czn ą cechą dem onologii H einrothow skiej — obok realno ści in terw encyj złego d u ­ cha — jest pew na znam ienna m etoda postępow ania, u stalon a dla w y ­ stąpień szatańskich. M ożna by ją nazw ać m e t o d ą b i t e w n ą czy b a t a l i s t y c z n ą , gdyż posiada ona w sobie w szelkie elem en ty i akcesoria p ro cedu ry w ojenn ej, od atak u aż do ostatecznego zw ycię­ stw a czy klęski.

Z resztą n ie inaczej p ostępują w edle H einroth a — tak że potęgi dobre; „siła m o raln a“ używ a tych sam ych sposobów w alki, jakim i posługuje się „siła g rzech u “ \ „Bo leży to w ogóle w n a tu rz e siły zdo­ byw ającej, że zrazu tylko jak b y ukradkiem , pozornie uzy sk u je do­ stęp, potem w alczy o każdą piędź ziemi, i dopiero gdy dostateczny obszar został zdobyty, posuw a się naprzód z zw ycięską gw ałtow nością niw ecząc w szelki opór, dopóki całe m ienie nie stanie się jej bez­ sprzeczną zdobyczą“ \ Aniołowie i szatani różnią się tylko w celach, dla k tó rych p o dejm u ją w alkę o duszę człowieka, ale nie w sposo­ bach w alczenia.

Grzech (szatan) pu ka zrazu nieznacznie do b ram y naszej, a jed e n ak t w oli w ystarcza, aby go odeprzeć. Ale w szelka „moc zdobyw

ają-1 Ib i d e m , s. ają-19ają-1— ają-192. 2 Ib id e m , s. 192— 193. 3 Ib id e m , s. 180. 4 Ib id e m , s. 180.

(18)

T. ZW. „H EIN R EC H “ w „K SIĘG AC H PIELG R ZY M STW A “ 207

ca“ je s t w y trw ała, u p a rta i nie da się łatw o odstraszyć. Szatan w ra ­ ca znowu, a że „człowiek nie zawsze je s t rów nie czujny w sw ym w n ę trz u i gotow y do odparcia ataków w roga-uw odziciela, zwłaszcza gdy te n o p an uje s i ł ę w y o b r a ź n i , k tó ra w ciska się w n a j- w ew nętrzniejsze głębiny serca — to też grzesznik idzie w n et za tą słodką ponętą i — u p a d a “ \ A gdy się chwilowo podniesie i uspokoi w duchu — to w łaśnie w m om encie najw iększej pew ności przychodzi zły duch i znów odnosi zwycięstwo. W róg nie spoczyw a nigdy, nie zraża się klęskam i, atak i jego są coraz silniejsze, w y stęp u je ju ż z o tw a rtą mocą, w yzyw a do w alki, k o rzy sta z każdej słabości i w y ­ czerpania ofiary; n a ta rcia sta ją się częste, gw ałtow niejsze, opór coraz słabszy, aż w reszcie w jakim ś jedn y m g e n e r a l n y m , s z a l o ­ n y m a t a k u , zdobyw a duszę, zajm u je w szystkie jej szańce obronne, a „człow iek cały, napoły dobrow olnie, napoły bezw olnie, sta je się jego w łasnością i składa hołd poddańczy ty ran ow i-grzecho - w i“ 2. W róg p rzen ik a teraz n e rw y i żyły, zm ysły i członki ludzkie; nie m a odtąd p rzedstaw ienia, w rażenia, uczucia, popędu, ru ch u , k tó ry by nie należał do nowego pana. Oko i ucho, język i dotyk są jego sługam i, i dochodzi do tego, że ci w łaśnie ulegli niew olnicy grzechu ty ra n iz u ją te ra z człow ieka ja k jakiegoś jeńca w ojennego 3.

Nie ulega w ątpliw ości, że takie „batalisty czne“ ujm ow anie dzia­ łania szatańskiego (a po części i anielskiego) — nie jest jakim ś spe­ cjalnym w ym ysłem niem ieckiego m yśliciela. Leży ono jak b y w n a ­ tu rz e poglądów dem onologicznych chrześcijańskich, spotyka się je od czasów najd aw n iejszy ch u n iek tó ry ch Ojców i pisarzy Kościoła, u au torów relig ijn y ch i m istyków ró żnych czasów. W p rzed staw ie­ n iu H ein ro th a cała ta jrayja (czy фи/opiayîa) otrzym uje jed n ak jak ąś s z c z e g ó l n i e j s z ą o s t r o ś ć i w y r a z i s t o ś ć , jakieś skupienie szczegółów techniczno-w ojennych (ataki, odparcie, klęska, zw ycięstw o, szańce, b ram y , pobojowisko, jeńcy itd.), dając w re z u lta ­ cie obraz plastyczny i sug geru jący czytelnika 4.

9. „ O p ę t a n y “ a „ c z ł o w i e k b oż y “ . M om entem p o d k re­ ślonym silnie w dem onologii H ein ro tha — jest kw estia tzw. „o p ę t a- n i a “ . Jen iec szatański popada bow iem często w stan patologiczny, w sta n obłąkania czy szału, k tó ry jest następstw em grzechu. N a jtra f­

1 Ib id e m , s. 177— 178. 2 Ib id e m , s. 178. 3 Ib id e m , s. 178— 179.

(19)

208 ST A N ISŁ A W ŁEM PIC KI

niej (powiada H einroth) nazw ać go m ożna w tedy, ja k to czyniono daw ­ niej, „ o p ę t a n y m “ (der Besessene), „bo w członkach jego m ieszka teraz nieprzyjaciel, zatraciciel (der V erderber), k tó ry posiadł już d u ­ szę, a tera z przenosi sw ą siedzibę do ciała, gdzie m a jeszcze coś do zniszczenia; dusza n ie przedstaw ia ju ż dla niego w artości, bo jej ode­ b ra ł życie, odebrał jej w olność“ \

S tan takiego człow ieka jest najw yższym stopniem pasyw ności, objaw y jego są identyczne z objaw am i c i ę ż k i e j n e r w i c y c z y p s y c h o z y . H ein ro th -p sy ch iatra sta je tu w ięc na stanow i­ sku dem onologicznego tłum aczenia psychoz, zresztą nie w każdym w ypadku. U podstaw takich stanów chorobow ych leży — zdaniem jego — najczęściej grzech, dzieło szatana \

K onsekw encją tego rodzaju postaw ienia spraw y m usi być odpo­ w iedni pogląd na leczenie podobnych w ypadków .

R atun k iem dla „opętanego“ przez grzech, przez pasyw ność, m o­ że być — ja k to zresztą w ynika z poprzedniego rozdziału — tylko o ż y w i e n i e d u c h a p r z e z s i ł ę m o r a l n ą , ów jedy ny , odm ładzający elem ent życia. N aturalnie, o ile jeszcze nie je st za- późno na taki ratu n ek , o ile nie nastąpiło całkow ite rozprzężenie fun k - cyj cielesnych i psychicznych. „Obudzić się m usim y z ogłuszającego snu, porw ać się na rów n e nogi i w yprostow ać się, oczy rozew rzeć sze­ roko i spojrzeć w św iatło i z niego czerpać pokrzepienie dla naszego omdlałego, chorego, um arłego serca“ 3.

W zw iązku z pow yższym i uw agam i przedstaw ia H ein roth w r y ­ sach ogólnych i zasadniczych s t a n d u c h a człowieka p a ­ sywnego, o p ę t a n e g o , zestaw iając go zaraz ze stanem d u ­ szy człowieka bożego, czy też grzesznika odrodzonego z upadku. „Złuda i pozór, błąd w pociągającej szacie suggestyw nych przek o n ań “ je st udziałem człowieka znajdującego się w m ocy złego ducha; od­ d any jest on cały tak zw anym „m o c n y m k ł a m s t w o m “ (kräftigen Lügen), kłam stw om , k tó re m u w szystko obiecują, a przez k tó re nie może zbudow ać sobie m ieszkania ani n a ziemi, ani w niebie 4. Ponadto, zasadniczym tłem życia duchow ego takiego człowieka jest uczucie w iecznego niezadow olenia, przechodzące jak b y w jakiś stan stały, n a tu ra ln y ; m a on poczucie wiecznej krzyw dy, a życie jest dlań

1 Ibid em , s. 179.

- Ib id e m , s. 179.

3 I b id e m , s. 182. 4 I b id e m , s. 184.

(20)

T. ZW. „H EIN R EC H “ w „KSIĘG AC H PIELG RZ Y M STW A “ 209 rod zajem brzem ienia, niespraw iedliw ie nałożonego; celów swoich nie osiąga nigdy, choć ciągle do nich zm ierza, nigdy też nie p rzestaje czuć pew nego ucisku dręczącego. Państw o, w k tóry m człowiek tak i b y ­

tu je , je st p ań stw em śm ierci \

Ja k że ż inaczej w ygląda c z a r u j ą c y w i z e r u n e k czło­ w ieka odrodzonego, czy też w ogóle c z ł o w i e k a b o ż e g o ! Jego czyste czy oczyszczone serce pełne je st ż y w e j w i a r y , a w ia ra ta s ta je się źród łem błogiego spokoju, pew ności życiow ej, w szelkiej nadziei, w szelkiej miłości. Z w iary dziecięcej, z synow skiej ufności do Boga, w y n ika ta p o k o r a c h r z e ś c i j a ń s k a , k tó ra — jak ju ż w yżej zaznaczono — jest głów ną jego cechą, a jak cudny kw iat o tw iera się w k o r n e j , u f n e j m o d l i t w i e 2. Tchnie od takiego człow ieka siła m oralna; siła ta „pożyw ienie swe czerpie z n ie ­ ba, podobnie ja k siła egoistyczna czerpie je z ziemi i z tego w szy st­ kiego, co człow ieka do ziemi p rzy w iązu je“ . U człowieka bożego nie w idzim y żadnej dum y ze zw ycięstw a nad szatanem ; owocem takiego zw ycięstw a je st ty lk o spokój i niebiańska harm onia 3.

A serce o tw a rte dla w iary , jest tak że dostępne d l a ś w i ę t e j p r a w d y , k tó re j b ram a była przedtem zam knięta przed nam i na spiżow e w rzeciądze... C zystem u sercu odkryw a się praw da, nie ta „ p ra w d a “ s t w o r z o n a w s z a l e p r z e z s a m e g o c z ł o ­ w i e k a , na k sz ta łt jakiegoś bożka; ale czysta, jasn a jak słońce p raw da, k tó ra w sk azu je drogę życia, praw dziw ego życia, co zw ycięża śm ierć, a u g ru n to w an e jest na opokach w iary \

Ta p raw d a nie jest człowiekowi dostępną, jak długo serce jego nie je s t p rze n ik n ię te siłą m oralną. P odstaw ą i g ru n tem jego b y ł p rzed tem ty lk o św iat; tylko na rzeczy i stosunki św iatow e duch jego m iał o tw a rte oczy. A choćby taki duch był bogato uposażony, głęboko badaw czy, n a w e t choćby się w zniósł w sfery nadziem skie, n a w e t je ś li­ by się w spiął, ja k P laton, do najsu b telniejszych idei, — to jed n a k będą to w szystko p ł o d y j e g o w y o b r a ź n i , syconej p ie r­ w iastk am i ziem skim i, św iatow ym i, któ ry m i m oże ją zaludniać 5.

„Serce m usi się otw orzyć; m usi ono Boga s z u k a ć , i n a ­ w zajem Ojciec m usi w yjść naprzeciw sercu dziecka swego do połow y

1 I b i d e m , s. 184. 2 I b i d e m , s. 184. 3 Ib i d e m , s. 181— 182. 4 I b i d e m , s. 184. 5 I b i d e m , s. 184— 185. 14- P a m i ę tn i k L i t e r a c k i XXXVIII

(21)

210 ST A N ISŁ A W Ł EM PIC K l

drogi. A do tego nie m a żadnej innej drogi, żadnego innego m o­ stu p o n a d n i e s k o ń c z o n ą p r z e p a ś c i ą (między człow iekiem a Bogiem), jak tylko jed n a w ia ra “ \

„W iara je st tym środkiem , przez k tó ry duch dostaje skrzydeł, ta k że w z n i e ś ć s i ę m o ż e p o n a d w s z e l k i e z i e m s k i e r z e c z y i c z y n y , i p r z e j r z e ć j e w s ł o ­ n e c z n y m , j a s n y m w i d z e n i u ; w ted y poznać może, ja k n iezupełna, jak jedn o stron n a je st ludzka w iedza, k tó ra chce ogarnąć w szystkość i jedność ze stanow iska m arnego ludzkiego „ ja “ \

III. P o g l ą d y H e i n r o t h a a „ D z i a d y “ d r e z d e ń s k i e P rzedstaw iw szy w istotnych p u n k tac h H einrothow ską n au k ę 0 człow ieku, zaw artą w dziele „o niebie i p iek le “ , m ożna teraz w skazać jej pokrew ieństw o z „D ziadam i“ drezdeńskim i.

J u ż z poprzednich w yw odów w ynika, że pokrew ieństw o to do­ tyczyć będzie zasadniczej koncepcji drezdeńskiego d ram a tu i n iek tó ­ ry ch elem entów tw orzyw a o znaczeniu pierw szorzędnym . Czyż chcie­ libyśm y zatem posunąć się aż tak daleko, aby poglądom H ein roth a przyp isyw ać d e c y d u j ą c y w p ł y w na po w stanie i c h a ra k te r III części „D ziadów “ ? Takie postaw ienie spraw y byłoby bezw ątpie- nia n ie tylko zbyt śm iałe, ale i niezgodne z praw dą.

III-cia część „D ziadów “ — nie była w yłącznie owocem okresu drezdeńskiego. Prow adziła do niej droga przez zespół rozm yślań 1 przeżyć poety w długim okresie p rzesilenia duchow ego, od P e te rs ­ b u rg a poprzez Rzym i Poznańskie aż do w y lew u n a tc h n ień drezd eń­ skich. W Rzym ie b u rzy ły się długo w M ickiewiczu m oce p rom etejskie; poeta był tam zrazu „poganinem “ dalekim od katolicyzm u, n a w e t po­ tęp iający m katolicyzm ; takie św iadectw o w ystaw ia m u Szym on C hlu- stin w liście z 31 listopada 1831. Stopniow o jed n ak zaczynają działać w p ływ y inne: w pływ ks. S tanisław a Chołoniew skiego, poznanie pism ks. L am en n ais’go, relig ijn a atm osfera dom u A nkw iczów , bu du jący p rzy k ład M arceliny Łem pickiej. W szystko to żłobiło w duszy poety drogi nowe. M ickiewicz spow iada się po w ielu latach, p rzy jm u je Sa- k ram e n ta , jedn a się z Bogiem i Kościołem. Z nane je st późniejsze nieco a bardzo doniosłe w y znanie poety, że ks. C hołoniew skiem u za­ w dzięcza „w iele pociechy, w iele chwil szczęśliw ych, now y w idok

1 Ib id e m , s. 185. 2 Ibid em .

(22)

T. ZW. „H EIN R EC H “ w „KSIĘG AC H PIELG R ZY M STW A “ 211 św iata, ludzi, n a u k “ . K ró tk i pobyt w P ary żu , w idzenie się z ks. Lam ennais — nie było zapew ne ró w n ież bez znaczenia.

Nie ulega w ątpliw ości, że ju ż w Rzym ie zaszły w duszy poety w ażne zm iany, że ju ż tu ta j budziły się w nim tęsk no ty religijn e, od­ żyw ała d aw na w iara, znaczył się nadchodzący przełom w dziedzinie relig ijn o -m o raln ej. T akie u tw o ry jak w iersz ,,Do M arceliny Ł em - pick iej“ lub „ A rcy m istrz“ są niew ątp liw ym dowodem takiego stan u ducha. W chw ili opuszczenia W łoch nie była to jed n ak dla M ickie­ wicza spraw a d efin ity w n ie załatw iona. Słusznie pow iada K allen ­ bach: „Z daje się, że dopiero po Rzym ie — w e F ran cji, może po tych łzach, k tó re tam poeta... u jrz a ł w oczach ks. L am m enais’go, r o z u m u l e g ł s i l e w i a r y “ .

Mówi się, jak o czymś pew nym , o całym cyklu „rzym skiej liry k i re lig ijn e j“ M ickiewicza. Czy słusznie? U tw ory te są niedatow ane, b ra k dotąd pew nych w iadom ości o czasie ich pow stania, b ra k auto­ grafów ; a kiedy jed en au to g raf się odnalazł („M ędrcy“), pokazało się, że w iersz ten „m yślany był w e F ran cji, a pisany w D reźn ie“ . Z a­ p y tać m ożna, czy i dw óch innych w ażnych . utw o ró w tego cyklu „rzym skiego“ , tj. w ierszy „Rozm owa W ieczorna“ i „Rozum i W iara“— nie należało by przenieść do czasów drezdeńskich...

Drezno — to ów m om ent w łaściw y stanow czego przełom u u Mic­ kiew icza, m om ent ostatniej w alki i przezw yciężenia pogańskiego p ro ­ m eteizm u przez chrześcijańską filozofię w iary, pokory i ufności w Bo­ gu. D ek laracją tego przezw yciężenia je s t III-cia część „D ziadów “ w tej postaci, w jakiej ją poeta ogłosił.

Otóż nasuw a się przypuszczenie, że — obok innych, d aw n iej­ szych i w spółczesnych w pływ ów — t a k ż e n a u k a H e i n r o t h a by ła dla M ickiewicza jed n y m z w ażnych elem entów w spom nianego przełom u, że znalazł w niej nie tylko p otw ierdzenie i rozw inięcie sze­ rokie, ale i nacechow aną głębokim prześw iadczeniem próbę uzasad­ n ien ia swoich w łasnych przekonań. W iele ustępó w książki (czy ksią­ żek) H ein roth a mogło niew ątp liw ie skłonić polskiego poetę do głębokiej zadum y i um ocnić na w ypracow anym w duchu stanow isku, a zarazem mogło w skazać m u pew ne drogi i form y koncepcji, w p ro ­ w adzić w tę koncepcję pew ne w ażkie elem enty k o n sty tuty w n e, pew ne m yślow e związki i w nioski, na któ ry ch oparła się w ew n ętrzn a s tru k ­ tu ra , a co za ty m idzie, i form alna stro n a utw oru.

Uchodzi za rzecz tra d y c y jn ie pew ną, że M ickiewicz nie okazyw ał żywszego zainteresow ania dla badań filozoficznych, dla dociekań r o ­

(23)

212 ST A N ISŁ A W ŁEM PIC K I

zum ow ych. P rzy tacza się n a dowód jego lekcew ażące w yrażenia 0 K ancie, o Heglu. T w ierdzenie ta k ie dom aga się — zdaniem n a­ szym — pew nej m odyfikacji. Bo m im o w y ra ź n ej niechęci do n ow ­ szej filozofii niem ieckiej, ten sam M ickiewicz rozczytyw ał się przecież (jak dowodzi korespondencja) w H eglu i S chellingu, zgłębiał dzieła m istyków i pisarzy relig ijn o -m o raln y ch ró żn y ch n arodów (Sw eden- borga, Boehm ego, S a in t-M artin a i in.), p rzesiad u jąc n ad nim i w b i­ bliotece drezdeńskiej, rozm y ślał n ad najgłębszym i problem atam i. P o eta m i a ł n iew ątp liw ie „głowę filozoficzną“ . A jeśli nie żyw ił zam iłow ań do su b teln y ch pojęciow ych dyskusyj, jeśli um ysł jego nie m iał w yszkolenia logiczno-dialektycznego, to rów nocześnie in tereso ­ w ały go zawsze w ielkie zagadnienia m etafizyczne, psychologiczne 1 etyczne, nęciły go nieodparcie rozległe, w ieczystą aktualnością nace­ chowane, śm iało u jęte rozw ażania o życiu i człow ieku, o jego celach i zadaniach, o stosunku do Boga i religii, do bliźniego i ludzkości. S fera zagadnień m oralnych czy m o raln o -religijnych , k tó re sam głę­ boko przeżyw ał, — oto w łaściw e koło ro zm y ślań i pracy w ew nętrznej poety.

Odnosi się to zwłaszcza do tego okresu życia M ickiewicza, o k tó ­ ry m m ów im y, a z jeszcze w iększą siłą w y stąp i w okresie tow ianizm u. A dodać trzeba jeszcze jedno.. R ozm yślania takie m iały dla poety ja k b y dwa oblicza: jedno zw rócone ku jego w łasnem u w n ętrzu, d rugie ku najw ażn iejszej poza nim sp raw ie, tj. ku dręczącej zagadce przyszłości Polski; a w łaściw ie obie te sfery w iązały się z sobą, i dla nich to w łaśnie w ażne p y tan ia relig ijn o -m o raln e były staw iane i roz­ w iązyw ane.

Pod tak im kątem w idzenia tra k tu je m y te oddźwięki, jak ie w um yśle M ickiewicza znalazł O leszkiewicz czy Chołoniew ski, L a­ m ennais, Boehm e czy St. M artin.

Nie inaczej było zapew ne i z H einrothem .

P oeta nie przedzierał się przez gęstw ę fu nd am entów jego filo­ zofii, nie szukał u niego d ialek ty k i pojęciow ej, ale szukał odpowiedzi, ja k ą czująca dusza m yśliciela niem ieckiego dać m ogła na m ęczące poetę zapytania. A postolstw o i zapał bijący z dzieł H einrotha, zw ła­ szcza z pięknych, gorących ustępów syn tetyczn ych, pom ieszczanych n a końcu rozdziałów , jasność i przystępność jego stylu, obrazow ość i poetyczność w ielu k a rt jego dzieł — w szystko to były czynniki, k tó re m ogły pociągać M ickiewicza i działać — m oże i podśw iadom ie — na niego w czasie m yślenia i p isan ia o łrD ziadach“.

(24)

T. ZW. „H E IN R EC H “ w „K SIĘG A C H PIE LG R Z Y M STW A “ 213 1. W a l k a n i e b a i p i e k ł a o c z ł o w i e k a

Zasadniczą ideę, w iążącą w szystkie części „D ziadów “ , podał sam M ickiewicz. J e s t nią „w iara w w pływ św iata niew idzialnego, duchow ego na sferę m yśli i czynów ludzkich“ ; idea ta — pow iada poe­ ta — „ro zw ija się postępow o w ró żn y ch częściach dram atu , p rzy b ie­ ra ją c odm ienne k ształty , stosow nie do odm ienności m iejsc i czasów “ . W szystkie części „D ziadów “ łączy nad to ze sobą osoba bo h atera, G u- staw a-K onrada-M ickiew icza. N a tle tej generalnej idei całego poe­ m atu, w y stę p u je idea p a rty k u la rn a III-ciej części „D ziadów “ . J e s t n ią n iew ą tp liw ie w alk a dw óch potęg: n i e b a i p i e k ł a o duszę K onrada-W ięźnia, przew o dn ik a i wieszcza narodu.

U tw ó r m a c h a ra k te r d ra m a tu m istycznego, chrześcijańskiego, pom yślanego p ierw o tn ie jako szereg scen, odbyw ających się w łaściw ie w duszy K onrada, scen jego „psychom achii“ , p rzery w an y ch kilku in­ nym i scenam i o ty p ie interm ed ió w , o ch arak terze nie ty lko obycza­ jow ym , ale n aw et w p rost satyrycznym . Tezę tę postaw iła m niej w ięcej należycie (chociaż bez w ykończenia w szczegółach) Zofia N iem ojew - ska; m ożna by ją p rzeprow adzić z jeszcze większą dokładnością.

W alczy zatem o W ięźnia niebo i piekło, jak w alczy wiecznie o każdego człowieka.

J e st to w łaśnie zasadnicza teza głównego dzieła H ein ro th a „o n ieb ie i piekle w człow ieku“ . Od człowieka samego zależy finaln e zw ycięstw o tej lub tam te j strony. „Aus dem f r e i e n M enschen k a n n alles w erden: ein E ngel o der ein Teufel. D er Sitz des H im ­ m els o der w ie d er H ölle ist d a s G e m ü t h. Von h ier aus v e r­ b re ite n sich L i c h t un d (Lebens) W ä r m e , oder F i n s t e r ­ n i s s u n d (Todten) K ä l t e ü b e r das ganze in n ere L eben des M en sch en “ . W olność człow ieka je st środkiem do dobrego lub do złego, m oże ona stać się dla niego rów nie dobrze k a rtą w stę p u do nieba ja k i do piekła.

Tę sam ą w alkę dw óch potęg w rogich o duszę ludzką, te sam e w a ru n k i i ew en tu aln o ści zw ycięstw a, głosi „Prolog“ do III części „D ziadów “ . O duszę śpiącego „W ięźnia“ toczą bój duchy dobre i złe (aniołow ie — duchy nocne), w y stęp u jące zupełnie realnie, um ieszczo­ ne znacząco po praw ej i lew ej stronie śpiącego. W m yśli W ięźnia p rze w aż ą się szale ich w pływ ów , a od tego w yn iku zależeć będzie ca­ łe jego życie.

Cytaty

Powiązane dokumenty

* W przypadku kryterium” obojga rodziców pracujących lub uczących się w systemie dziennym” wymagane jest złożenie oświadczenie przez każdego z

Ja nato- miast mam nadzieję, że już w przyszłym roku ponownie tłumnie zobaczymy się na starcie półmaratonu w Rudzie Śląskiej – podkreśla prezydent Grażyna

Układamy obrazki w rzędach obok siebie - wykorzystujemy 3 kartki w

Ocalał on krainę wyżyn i zapewniał amerykanom panowanie nad biegiem Hudsonu, który, jak widzieliśmy, stanowił, że tak po­ wiem, główną żyłę strategiczną

Zm arły związany ostatnio z ośrodkiem naukowym w Kolonii, był autorem licz­ nych prac poświęconych histori gospodarczej okresu późnego średniowiecza,

[r]

/leon_xiii/sapientiae.htm.. Doktryna religijna, podobnie, jak inne doktryny przyjmuje „jakiś” aksjomat, jednak jedynie principia religijne są nieweryfikowalne, np.:

Naczelna Rada Adwokacka zmienia sposób obliczania składki ną Fundusz Administracyjny Naczelnej Rady Adwokackiej z dotychczas stosowanej skład­ ki procentowej od wpływów