• Nie Znaleziono Wyników

"Bohdan Chmielnicki", tragedya Niemcewicza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Bohdan Chmielnicki", tragedya Niemcewicza"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Ignacy Chrzanowski

"Bohdan Chmielnicki", tragedya

Niemcewicza

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 5/1/4, 437-459

(2)

N otatki. 4 3 7

spodoba. S. Opatrzę iy dobrze. R . D ay sam noże. R. Ju ż są gotow e. R . D a y sam serw ety. S. Y ty są nagotowane. R. W staw tez salsyrkę. S. N asip yę pierw ey solą. R. W y m y i kupky. S. D aw nym inź w ym ył. R. P rzynieś talierzow. S. N a ław ie leżą. R. Y koss z łysskam i. S. Otho w isi na kołku. R . P ostaw prawdę ( — Stell den scłm sselrinck). S. Co chcess w ięcey. R. Terazsye ucz obiczaiow. S. K torichsye uczyć mam obiczaiow. R. K tóre przy stołe (sic) mass mieć. S. P rossęćye naucz mye. R . TJczynyę to rad. S. B ędę na to mieć baczność. R . A le m y nyeprzym aw iay. S. Słowkac iednego nye rzeknę. R . Naprzód pa- zn ogcye ochędoź. Po tym ręce umyi. W n et po tym mow bened icite.

Deus Pater noster coelestis benedicat nobis filiis suis et his quae iam sumus sumpturi per Christum Iesum dominum nostrum. Amen.

Po tym chędogo siądź. Potraw y byerźy palcy. W garsć stuk n yebierzy. N y eb y w a y p irw ssy w iedzeniu. P yrw ey pyć nyepoczynay. N yepodpyray sy e łokćyem . Syedź prosto. A ni rąk nyerossyrzay. N y e p yi łakom ye. A ni gyed z łakomye. Co przed tobą je s t to b yerzy. Na talyrzu nye m yeszkay. Na yn sse nyepatrź. K yed y p y iess utrzy usta. N ie ręką ale chustką. U kąssonego nyem aczay powtore. Palców nye- lizy. A ni kości gryźi. K ażdy kęs nożem kray. U s t nye tłu sćy. P alce często ućiray. W n osie n ye dłup. Milcz p okyćye kto n ye pyta. Gryedz coćsye chce. K y ed y ś sy e naiadł wstań. P otym ręce umyi. Przybiranye stołow e zbierzy. B ogu miłemu podziękuy. Qui nos crea­ vit, redem it et pavit huic gratias agim us sempiternas per Iesum Christum dominum nostrum.

Na ostatniej stronie wiersz: Joannis Sylvestris Pannonii ad

Michaelem Gezthi puerum bonae spei Decastichon. Pod tem : Cra-

coviae apud Hieronymum Vietorem. Anno MDXXVII. Mense Augu­

sto. Cum gratia et privilegio.

Zdania łacińskie drukowane kursywą, niemieckie, polskie i wę­

gierskie gotyckim drukiem, z wyjątkiem kreskowanego polskiego „ś“.

Druk w 8 -ce obejmuje 38 kart. Arkusze A—H po 4 karty,

ostatni I ö kart.

Estreicher (Bibliografia polska XVIII, 171) wymienia w skró­

ceniu tytuł tego wydania, nie zna jednakże żadnego egzemplarza

przechowanego w znanych bibliotekach. I z następnych wydań tylko

sporadyczne egzemplarze się dochowały. Por. 1. c.

X . K azim ierz MiashowsM.

„^Bohdan Ghmielmeki“, tragedya jiietn cew icza.

W Bibliotece Polskiej w P a ry ż u , wśród licznych autografów

i odpisów poezyi Niemcewicza, znajduje się odpis napisanej w roku

1817 tragedyi „Bohdan Chmielnicki“ . Ponieważ utwór to dotych­

(3)

4 8 8 N otatki.

czas nieznany, podaję g o , akt za a k te m , scena za s c e n ą , bądź

w streszczeniu, bądź w dłuższych wyjątkach.

„Osoby: Bohdan Chmielnicki, hetm an zaporoski; Bohun, pier­

wszy atam an, przyjaciel jego; Kisiel, wojewoda kijowski; Sieniaw-

ski, syn wojewody ruskiego ; Rozanda, córka hospodara wołoskiego,

synowa Chmielnickiego ; Helena W iśniowiecka , branka Chmielnic­

kiego ; N iczaja, Złotoreńko , H ła śk o , Podobajło — atam ani ; m ały

syn Chmielnickiego, nie mówiący. — Scena w Czechryniu nad

Dnieprem“ .

A k t I. „Teatrura w ystaw ia skały naddnieprskie“.

S c e n a 1. R o za n d a (sama).

Jak że m iłem je s t dla m nie to d zikie u stronie! Tu rozpacz lżej spoczyw a na nieszczęsn em łonie. Ten lot orłów, te sk a ły strome, niedostępne, Te nieprzejrzane lasy, cienie ich posępne, Szum Dniepru, co się głu ch o o sk a ły rozbija, J ak słodko mym dumaniom i d u szy mej sp rzyja !

W sz y stk o ciche, jak w ieczność ! L ecz skądże ta trw oga ? Skąd te sm utne przeczucia ?

Wchodzi Helena (scena 2.), przed którą skarży się Rozanda,

źe życie jej „wiecznym będzie smutkiem i żało b ą“, bo „Stefan juź

zabity : p o le g ł, ja k dzielny ry c e rz , ranam i okryty, w wzniesionej

pod Źółtemi W odami mogile“.

I

Helena się smuci — na m y ś l, źe

i Sieniawski zginął już może w krw aw ej w alce; Rozanda ją pocie­

sza: „Me nieszczęście spełnione, a twoje niepew ne“, poczem mówi

„tonem przeczucia i wieszczby“ te słow a:

...T y zostaniesz wolną, T y się w rócisz do sw oich. Z tw ego jeszcze rodu W y jd ą królow ie, wodze m ożnego narodu !

W id zę dla ciebie szczęścia otwarte przestrzenie. Co do mnie, n iezgłęb ion e srogie przeznaczenie,

D ając mi duszę w ytrw ałą, N a w ieczn y sm utek skazało. W ierz mi, próżno człek śm ierteln y

Z

wolą losów w alczyć pragnie : J eg o m ęstw o, statek d zielny Srogich dopuszczeń nie n agn ie ! Od p rzyjścia na św ia t d ziecięcia J e s t ja k iś urok, są ja k ieś zaklęcia, Co temu darzą c ią g łe powodzenia, Innem u — boleść, cierpienia.

I opowiada Rozanda Helenie swe przygody: dziad jej „stracił

życie z rozkazu su łtan a“ , m atka „w popędliwej zazdrości sztyletem

przeszyta“, narzeczony u m arł;

(4)

N otatki.

439

J eszcze p ły n ę ły po nim łez moich potoki,

Siedziałam , nędzna, nocą ogarniona ciem ną, Gdy ojciec staw a przede mną :

„Córko — rzecze — lituj się krainy m ultańskiej ! „N aw ała ordy pogańskiej,

„Siedm iogrodzianie, nieludzkie Tatary „Grożą najazdem, grożą srogim i pożary ! „Mnie zimna starość już nęka:

„N ie zdoła więcej niedołężna ręka, „Jak dawniej, ciskać wśród Scytów

„Szparkich dzirytów .

„M ożny sąsiad, Chmielnicki, bojami w sław ion y „Swej nam użycza obrony ;

„L ecz chce, b y ślu by, moim zmuszone rozkazem, „Syna jego i ciebie p ołą czy ły razem ;

„Poddaj s ię : losy nasze od tego z a w is ły ! “ N a te okropne słow a od rętw iały zm ysły...

P rzestra ch !... Lecz po cóż w ięcej? W ie dobrze św ia t cały, Jak mię z progów ojcow skich Chm ielnicki zu ch w ały

P rzyw lók ł przed św ięte ołtarze. Próżno w zbrojnych szyków gwarze, W tej srogiej ch w ili, w tej okropnej nocy W zyw ałam N iebios i ludzi pomocy!

Na jęk i, płacze, śm iech druhów b ezw styd nych — T akie to b y ły św iad ki tych ślubów ohydnych !

Helena płacze : oto już od czterech lat znajduje się w niewoli,

której jedyną osłodą — Maryna (żona Chmielnickiego), ale, „póki ty­

mi zostaniesz życzliwą, nigdy się nie odważę nazwać nieszczęśliwą“.

Nagle „słychać za teatrum przeraźliwe wołania kobiet“, Helena

i Rozanda uciekają.

S c e n a 3. Wchodzi chór dziewic i starców, z których jeden

oznajmia, że ku hańbie Zaporoża porwano Chmielnickiemu żonę ;

Gdzież dni naszej młodości, gd zie szczęśliw e czasy, G dy dzid w znoszące się la sy

Spych ały z koni T atary! W szystk o osłab ił w iek stary !

A ch ! g d y b y dłoń ta m ogła bułat dźw igać, W alczyć i śc ig a ć,

N ie w ażyłb y się jeden z niecnych wrogów Skazić tych progów !

Chór dziewic.

W id ziałyśm y, n ieszczęśliw e, Zemdloną na ręku jego, Lecz, jak gołębie pierzchliw e,

(5)

440

N otatki.

Gdy w chmurach orła postrzegą, Po jask in iach n ied ostęp nych, Pod głazam i sk a ł posępnych Poczet d ziew ic rozproszony Szukał uchrony.

Chór starców.

Jak lew zgłod n iały, co się we krwi brodzi, N a niew in ną spada trzodę,

Tak tę bezbronną słobodę P o d ły C zapliński nachodzi. N ie b yło mołodców n a szy c h , W nas w iekiem s iły zw ątlone: P orw ał najezdnik mimo jęk ów naszych

Bohdana żonę.

Chór dziewic.

O, n u rty Dniepru p ien iste, O, ciche lasy, w y, błonia zielone, I w y, w ody przezroczyste, — W sz y stk o płaczem napełnione ! N iem asz juź naszej M aryny:

C zapliński, skalan niegodnem i ozyny, G łu ch y na nasze i jęk i i żale, N ieszc zęsn ą porwał zuchw ale !

S c e n a 4. R o z a n d a , zw racając się do c h ó ru , przepowiada

straszliw ą wojnę ; chóry opuszczają sc e n ę , a Rozanda pow tarza :

„Ten gw ałt bezwstydny zniszczył pokoju nadzieje“. Ukazuje się

Helena :

W ięc nam ostatn ia w troskach pociecha odjęta: Ta, co srogość Bohdana ła g o d zić umiała, Co z łz y naszem i nieraz łz y sw oje m ieszała, M aryn a!... Jak czyn podły, jak spełnion n iegod nie:

Roz.

Skutkiem praw pogw ałcon ych są bezkarne zbrodnie.

S c e n a 5. Niczaja wróży wojnę, poczem oznajmia, źe z w ierz­

chołka skały widziano powracającego rycerza (Bohuna); spieszą na

jego spotkanie Helena i Rozanda, a Niczaja ( s c e n a 6.) m ów i:

Przebóg ! Ileż g w a łty m ożnych, Ileż sro g ie u cisk i ich rządców bezbożnych K lę sk ze sobą prowadzą! A ch ! czemuż dwa ludy, Co w spólne m ieć pow inny k orzyści i trudy,

Szarpią sw e w nętrza ?

Zwraca się teraz Niczaja do wchodzącego Bohuna ( s c e n a 7.),

m ów iąc, że na zemstę niedługo trzeba było cz ek ać, bo już

(6)

wybu-441

chla wojna z Lachami, już „trzy zwycięstwa zyskane, świetne, zna­

komite, już poległy tysiące za jednę kobietę“ ; na co Bohun :

W smutnej pamięci długo potomność zachowa Bój Korsunia, P iław ców i k lęsk i Batowa.

U fn i w bogatych zbrojaeh, w sw ych hełm ach złocistych , W sw ych n atolskich biegunach, w sw ych spiżach o g n isty ch , S ta ły obozy Lachów, przepychem w ytw orne,

N iedośw iadczone wodze, rycerstw o niesforne, N a biesiadach, puhary spełniając bezdenne, Przepędzali dni całe i nocy bezsenne

;

bronili się wprawdzie dzielnie pod wodzą Wiśniowieckiego, ale ule­

gli, i oto „hetmani w ręku naszych: dzielny Kalinowski, Sieniąwski,

O drzyw olski, dumny Kazanowski, Czarniecki“. Niczaja odzywa się,

że, jeżeli tak, to czas już poniechać wojny; a i Bohun tego samego

je st zdania:

...wpośród najazdów, wśród krwaw ego boju Zaw sze m yśl się zw racała do słodycz pokoju, Do mej skromnej zagrody, do zabaw rolniczych. N ie znam ja górowania upragnień zw odniczych : Czcić króla, słuchać, rada co powie zebrana, Oprócz prawa innego nie uznawać pana, W oln ą ręką prowadzić p łu g po w łasnej roli : W tem me w szy stk ie życzenia !

Pomimo t o , dzięki Czaplińskiem u, wojna zapewne trw ać bę­

dzie, chociaż on, Bohun, nie będzie szczędził starań o pokój.

Helena ( s c e n a 8.) boleje nad hańbą wojsk polskich i wciąż

się niepokoi, a Bohun nie chce wyznać jej prawdy.

W s c e n i e 9. Rozanda pociesza Helenę: oto przybywa już

poseł polski dla zaw arcia pokoju. Jakoż słychać jakąś wrzawę; He­

lena »idzie w bok teatrum i patrzy“ :

Jak iż tuman nad hufcy zbrojnymi powstaw a ? Któż je st mąż ten zakrwawiony,

Tłumem w odzów otoczony? Jak sroga jego postawa, Ja k i z oczu ogień żarzy!

A ch ! jakże zniosę surowość twej twarzy ? O, dolo moja p łaczliw a!

Patrzaj: Chm ielnicki p rzyb yw a!... Patrz na ubiór, na farbę tych znaków ! W idzę mych ziomków, ach! widzę Polaków !

„W dalszej odległości teatru widać z jednej strony na Dnie­

prze bielące się żagle czajek, z drugiej — tłumy powracającego woj­

ska i jeńców “ .

(7)

4 4 2 N otatki.

Wchodzi chór Zaporożców i Zaporożek ( s c e n a 10.) i śpiew a:

Patrz, na w ilg o tn ej przestrzeni, Grdzie słońce igra złotym i promieni, Jak się zniżają i podnoszą n agle

R ozp ięte ża g le !

Chór starców.

J e stto nasza m łodzież śm iała, Chlubna z św ietn eg o powrotu Od żyzn ych brzegów Meotu Do czarnego H elespontu ; Synop, m ury Trebizontu, K rw i potokiem w szystk o z la ła

,

W n iep ow ściągn iętym zawodzie Ł am iąc zapory i tamy,

Otarła szparkie sw e łodzie 0 Stam bułu p yszn e bramy.

Tam, wśród n iew ia st potrwoźonych, W śród b lu źn ierstw późno zionionych, P atrząc na mordy, na o gn isk pożogi,

B lad ł tyran srogi.

Chór dziewic.

Jak łupami obciążone

Przez w ody Dniepru spienione Postęp ują pow oli! W yp ogodźcie lice:

D la w as te skarby wiozą, o dońskie dziew ice !

Jeden ze starców.

Ileż dzień jed en tryum fów jednoczy, Cóż to za w idok uderza me oczy ! Ja k ież ja sły s z ę zw yciężonych jęk i ! Cóż są tych ch orągw i pęki,

Te kosztow ne szaty, bronie 1 te stad n atolskich konie?

Cóż są na dzidach naszych zaw ieszone wieńce, Te liczn e jeńce,

Co, choć im d usze ciężk ie tłoczą żale, P atrzą zuchw ale ?

Chór cały.

P om ściły nieba ukraińską ziem ię : Pokonane L achów plemię !

D dzie słońce w schodzi, g d zie płom ień swój gasi, P rzem ogli n asi!

(8)

N otatki.

Jeden ze starców.

Tobie, Chm ielnicki, co w stepach schw ytane Uśm iercać um iesz b iegu ny,

Wam, Złotoreńko, Bohuny,

N iechaj cześć będzie : w yście to sprawili^

Ż e ś m y w s t a r o ś c i d o ż y li,

Iż lud, co duma cisn ęła zaw zięta, S ta rg a ł sw e pęta !

Chór dziewic.

O, dumna ślepoto człeka ! Wodzu, orężem w sław ion y !

C ieszysz się, szczęściem twojem upojony, A nie w iesz, jaka żałoba cię czeka !

Je d n a z dziewic.

N ie w yjd zie na tw e spotkanie

Z słodkim uśmiechem żona ukochana :

O h y d n ą z d r a d ą p o r w a n a ,

Osierociła tw e sm utne m ieszkanie !

Chór starców.

Jak lw ica, której porwano płód drogi, H irk ań sk ie la sy napełnia swym rykiem,

Tak ty nad podłym m iejsc tw ych najezdnikiem W yziew ać będziesz żale i gniew srogi.

Jeden ze starców.

W idzim , ach ! widzim , ile mężów dzielnych Za tę okropną urazę,

Za tę czci n iew ieścich zmazę P olegnie w bojach śm iertelnych:

Chór cały.

Idźm y ! D zieln ego niechaj wojownika Starcy, dziewice, lud cały spotyka ! Idźm y gn iew jego koić zap alczyw y

Słodkim i śp iew y.

A k t II. „Stepy, na boku dom Chmielnickiego“.

S c e n a 1. „Chmielnicki wpada zapalczywy z domu swego,

z pałaszem w ręku , przebiega teatr, potem chowa pałasz do po­

chew “. Rozpacza po stracie Maryny:

M ilczą wody i lasy, góry i pustynie, Głos mój narzekający w sam otności g in ie !

(9)

4 4 4 JNotatki.

O! n iegod n y C zapliński, o! zdrajco, niewiaro, O! w ypuszczona z p iek ieł ohydna poczw aro!... ... Zwołam S cytów hordy, N apełn ię P olsk ę całą okropnym i mordy !

Pam ięć ma w w nukach n aszych zachowa się groźno ; Poznacie C hm ielnickiego, lecz poznacie późno !

W s c e n i e 2. Bohun pociesza atam ana i roztkliwia go na

chwilę :

Jak aś nieznana rzew ność w mem się sercu w znosi.

( zakrywając oczy)

Owoź p ierw sza łz a w życiu , co twarz moję rosi !

(po chwili z zapałem)

A le cóż ? Ja, C hm ielnicki, w gn iew ie spraw iedliw ym Tym łzom niew ieścim , tym uczuciom tk liw ym Mam się poddawać? Zal ten niegodnym je st m ęża; N ie łez, nie narzekania potrzeba, — oręża!...

(ogromnym głosem)

D rżyjcie, ciem iężyciele ! zwiodę bój zażarty, Oręż ten, ze k rw i Lachów jeszcze nie otarty, N a w ytęp ien ie w asze podniosę do g ó r y !

(wychodzi)

W s c e n i e 3. Bohun (sam) przewiduje groźną wojnę, ale po­

ciesza się jeszcze tem, źe poseł polski idzie „z warunki dla nas ko ­

rzystnym i“ .

Wchodzą Rozanda i Helena ( s c e n a 4.). Helena wciąż się n ie ­

pokoi i rozpacza ; Bohun, chcąc ją widocznie przygotować do sm u­

tnej w iadom ości, m ó w i , że jeńców polskich zaprzeda Chmielnicki

w jasyr, ale o Sieniawskim — ani słowa. Helena ( s c e n a 5.)

przeczuwa coś złego , wyznając R ozandzie, że niepokoi ją dziwne

milczenie Bohuna.

Ukazuje się Chmielnicki ( s c e n a 6.) i posądza Rozandę i He­

lenę , że one to ułatw iły porwanie Maryny. Nawzajem Rozanda

gorzko mu wymawia swoje nieszczęście (małżeństwo z jego synem),

na co Chmielnicki:

N ieszczęście w tobie samej, lecz, zapam iętała, N ie w iesz, jaka cię czeka i w ielkość i chw ała. P ła czesz jeszcze po sm utnym Lacha tw ego zgonie, G ardzisz mym synem , że się n ie rodził na tronie : Lecz sy n żołnierza w ie już, jak podbijać kraje ! Człek się nie rodzi wielkim , lecz się w ielkim staje !

(do Heleny)

W yzn aj, g d zie się obraca żona n ieszczęśliw a,

D okąd ją zbrodniarz uwiódł, g d zie ją przechow yw a, — A lbo w proch cię obrócę ! Podła niew olnico,

(10)

N otatki. 4 4 5

Podnosi rękę, Helena i Rozanda uciekają, a hetm an zaporoski

( s c e n a 7.) wywodzi żale:

N ie spotkała m nie żona w czułości niezmiennej, N ie otarła m ych skroni z kurzaw y wojennej, N ie radość, ale głu ch e znalazłem m ilczenie;

ostrzegały go wróżby przed wojną:

Z górnych obłoków lotem b łyskaw ice Ciska się orzeł, z gniazda śnieżną gołębicę Ze sz cz y tu domu mego szponami porywa : C hwytam łuk, w artką strzałę uderza cięciwa,

L eci, lecz nie wiem , w lotnych czy u tk w iła ptakach ; Pióra tylk o w powietrznych rozw iały się szlakach. W tym to drapieżnym orle, w ptaszynie m iłosnej Poznaję dzisiaj godło stra ty mej żałosnej ;

lecz na nic się nie przydadzą żale: tu trzeba czynu, — w ojny

Bohun ( s c e n a 8.) oznajmia Chmielnickiemu, że już idą jeńcy

polscy, a wśród nich Sieniawski; na rozkaz Chmielnickiego Bohun

wychodzi, aby znakomitego jeńca przyprowadzić, a Chmielnicki :

W iążą mnie z ojcem jego gościnn ości prawa. Ach ! g d y b y in n i b y li męża tego godni, Polska b yłab y siln ą i my z nią swobodni.

I

zdobywa się hetm an wobec Sieniawskiego ( s c e n a 9.) na

wspaniałomyślność :

Ten dom_ jest twoim, — skromny, blaskiem nie uderza, L ecz prostotę rolnika, otwartość żołnierza

Znajdziesz w n im ...

Sieniawski wstawia się za innymi jeńcami, ale Chm ielnickie

W każdym z tych jeń ców ujrzę w roga lub mordercę ; W sz y sc y z nich — albo sami, ich bracia, ich sy n y — B y li przyczyną n ęd zy i też U krain y

K arm ili nas pogardą, dobrze ludziom pomną. G dy niegod ny C zapliński słobodę mą skromną W ydarł mi, zd jęty żalem na g w a łty nieznośne, N iosłem z pokorą przed sejm sk argi me żałosne. R olnik i żołnierz razem, schow any w tej dziczy, Po pierw szy raz ujrzałem blask dworu zw odniczy I te pochlebców tłum y, co tron otaczały,

I ten grożący królom zbiór posłów zuchw ały. W chodzę ; jakież przyjęcie w zbudziła ma sm ętność ? W sędziw ych rady panach zim na obojętność, Zarozumiała m łodzież, dumna sw ym wytworem ,

(11)

4 4 6 N otatki.

N atrząsała się nad mą p ostacią, ubiorem ; Ta twarz, spalona słońcem , pokryta kłopotem, P ły tk ic h żartów i śm iechu sta ła się przedmiotem. Żądam słu sz n o śc i: oni m dłe w skazują prawa; G łos podnoszę : lecz g ło s ten p rzytłu m iła wrzawa. W ten czas to cicha zem sta zajęła mą duszę, A g d y ciężk iego żalu dręczą m nie katusze, D o tk n ięty sm utkiem moim, ojciec twój przychodzi I łagod ną sw ą mową frasunki me słodzi,

B ierze mnie w dom swój, c iesz y ; lecz dobroć jed nego M ogłaź z a g ła d z ić k rzyw d y narodu całego ?

K ażd y czynów sw ych w eźm ie nagrodę bezpieczną :

B ód twój — czu łą mą w dzięczność, L achy — zem stę w ieczn ą....

Sieniaw ski.

Wspomnij, — i w tobie sam ym p łyn ie krew słow iań sk a! C zyliż nienaw iść, zemsta i ciężkich k lęsk brzemię B ędą w iecznie u ciskać w spólną w szy stk im ziem ię? P rz y sze d ł czas pojednania...

N ie , odpowiada Chm ielnicki, dzięki Czaplińskiemu przyszedł

czas wojny. Wchodzi Zaporożec i wręcza hetmanowi list z wiado­

m ością, że poseł królewski jedzie. „Szanuję k ró la, ale lękam się

królików“ : przecie on w ie, że Radziwiłł, Potocki, a nadewszystko

Wiśniowiecki grom adzą już w ojska:

Mamże czekać, aż ci w sz y sc y boju tow arzysze Otoczą mię wokoło ? Ach ! g d y jeszcze żyję,

Zetrzeć trzeba do szczętu tę stu g ło w ą żmiję !

(

wychodzi

)

Sieniawski pozostaje sam (sc e n a 10.) i pyta żałośnie : „Gdzie­

żeś, luba H eleno?“ Wbiega Helena ( s c e n a 11.), lecz pod hełmem

nie poznaje Sieniawskiego, przez niego także niepoznana (!!); w re­

szcie Helena, „przybliżając się więcej“, w oła:

A ch ! cóż je s t ta przepaska, ręką moją tkana ?

S ieniaw ski.

T y ś to, H eleno moja?

(rzucają się na łono jedno drugiego)

H elena.

O

słod kie spotkanie !

N iech już w szelk ie strapienie, niech żałość u stan ie : Ojciec mój i ty żyjesz !...

Radością sw ą dzieli się Helena z chórem branek polskich

( s c e n a 12.); branki się r a duj ą , a chór jeńców zachęca do walki

z „buntow nikam i“. Jeden z jeńców śpiew a:

Ileż obelg niepom szczonych Z adały te dzik ie hordy !

(12)

Notatki. 4 4 7

L ezą po stepach zgładzone przez mordy S tosy cia ł niepogrzebionych. Splam ił najezdnik srogi Ś w iątyń Pańskich czy ste progi, W yw rócił B oga ołtarze,

A g d y w okropnym pożarze Czerwienią się okolice, N ieszczęsne nasze dziew ice, W iedzione w ja sy r przez ten naród dziki Przerażają powietrze żałosnym i krzyki.

Jeńcy znów do broni n a w o łu ją , lecz Sieniawski hamuje ich

zapał. Poczem śpiewa chór branek:

A ch ! któż nam sk rzydeł udzieli, B yśm y, jak lotna ptaszyna, Co p łynn e szlaki piórami przecina,

W ojczystych progach stanęli. C ztery lat mija, jak z tego w ięzienia Gorzkie łz y nasze i ciężk ie w estchnienia

Szlem y ku lubej rodzinie;

W cichych puszczach g ło s nasz gin ie. A ch ! kiedyż skończym niedolę ? K ied yż cię ujrzym, obfite Podole, I w ody D niestru, ich brzegi sk aliste

I Zbrucza sm ugi k w ieciste? K ied y ż nas ojciec, matka ulubiona

P rzytu lać będą do łona ? A ch ! kiedyż wolno nam będzie W tow arzyszek naszych rzędzie

W k w iecisty ch spletach

[sic]

prowadzić w esoło Godowe koło?

A k t III.

S c e n a 1. Bohun oznajmia Chmielnickiemu, źe dotychczas na

ślad Maryny nie natrafiono, że natom iast jadą już posłowie, a wśród

nich Kisiel,

ludow i naszemu p rzychylny : Nieraz w radzie za krzywrdy nasze g ło s podnosi, W spólny wiarą, jednego B oga z nami g ło si.

Chmielnicki.

J e ś li jednego Boga, jednych św ięty ch w zyw a, D laczegóż Lachom słu ż y i u nich przebywa? A le w y n io sły , dumny dostojeństwem próżnem, W oli św iecić na dworach i k łaniać się możnym,

(13)

448

N otatki.

W oli b urzyć obrady, niep rzyjaznych spychać, N iź li w olnem powietrzem w ty c h stepach oddychać.

B ohun.

N ie takim K isie l : j e s t on z lu dzkości sw ej głośn ym .

C hm ielnicki.

Dość, źe j e s t Lachem : je s t mi ohydnym , n iezn ośn ym ;

on go naw et na oczy widzieć nie chce ; a gdy Bohun przekłada m u,

źe „prawo narodu posłów odrzucać nie k aże“, on na to: „Na ostrzu

miecza mego praw a te odw ażę“ ; ale w k o ń cu , przekonany przez

Bohuna, przyzwala, chociaż nie ręczy za siebie: „Hamuj się, duszo

moja !u

Wchodzi Kisiel ( s c e n a 2.) i oznajmia Chmielnickiemu, źe

król przebacza mu wszystko i daw ną łaskę przywraca;

N iech U kraina, odtąd pełna bezpieczeństw a, W róci do króla, swobód, praw i p osłuszeństw a.

Ale Chmielnicki nie bardzo obietnicom królewskim w ierzy;

zresztą

P rzysięgam na

żywego

Boga, N a te pieczary, k ęd y św ię ta m ieszka trwoga, Że nie p ow ściągn ę zem sty, nie złożę oręża, A ź obrażonej sła w ie żołnierza i męża U cz y n ic ie zadosyć ! ...

G dzież j e s t Maryna, k ęd y zb iegła z n ią poczwara?

Kisiel ponaw ia obietnice :

U sta n ie g w a łt nieludzki, co w as d ziś uciska, Ju ż się dum ny nie targn ie na wasze sie d lisk a ; Czas przestać wojen, co są bratnich ludów skazą, Zapom nieć daw n ych uraz.

Chmielnicki.

Ach ! zow iesz urazą Srogą niew olę, k rzyw dy, — cóż obelgą będzie ? O, Boże sp raw ied liw y ! hamuj mię w zapędzie ! M ałą zow iesz urazą w sz y s tk ic h k lęsek brzemię, W yd arcie nam skropionej w łasn ym potem ziem ię ? Szczupłe w stepach sw obody ubogich rolników Łupem w yn iosłych panów, ch ciw ych urzędników, B łahoczesne św ią ty n ie ogniem pochłonione. W ład yk i ich przy P ań sk ich ołtarzach zhańbione, Śm iercią, mieczem karane najm niejsze zatargi ! Ł z y nasze zw iecie buntem , a zu chw alstw em sk a rg i !

(14)

N otatki.

449

Spuść oczy w ciem nych lochów okropne w ięzienie :

Czyjeź tam ? — Zaporożców u sły sz y sz jęczenie! Nalewajko, na ostrym palu zionąc duszę,

U czy, co w asza ludzkość, — ja innej nie tuszę !

(z zloéliivem natrząsaniem)

T e to małe urazy darować nam snadno?

Kisiel.

... Z obu stron grzeszono,

Z obu stron w łasn e piersi na próżno krwawiono ; M yśm y na k rzyw dy wasze zb yt głu ch ym i b yli, W y zbytkiem zuchw ałości nieraz przew inili. K łótn ie m iędzy sw oim i m ogły się ugodzić, Lecz pocóź hordy Krym u na P olsk ę w yw odzić? D laczegóż obcych m ieszać w domowe zatargi ?

C hm ielnicki.

Rozpacz w szy stk o wym aw ia, g d y wzgardzone sk argi ! C iśnieni w tych tu stepach od przeważnej siły , Dom y nasze, św iątyn ie i przodków m ogiły, R odzinne błonia, gaje i strum ienie czy ste O puściliśm y, sm utni, m ieniąc, że sk a liste W y sp y , porohy D niepru dadzą nam schronienie ; Strome góry, wód b ystrych huczące strum ienie Zdaw ały się nas bronić. Cóż wam m ógł zaszkodzić Lud w ygn an y, co przestał szyków sw ych w yw odzić? Lecz i te dzikie w ysp y, głu ch ych lasów cienie, Co mówię ! to powietrze, te słońca promienie

Jeszcze w zbudzały chciw ość : duch w asz niespokojny I w te ustronia poniósł w szy stk ie k lęsk i wojny, Srogim prześladowaniom nie znajdując tam y. D ziw isz się , że na pomoc Tatarów w zyw am y? A ch ! w rozpaczy, b y z ciężkiej uw olnić się nędze, W sz y stk ie podziemne duchy, w szy stk ie p iekieł jędze B y lib y śm y w ezw ali, karząc w asze zbrodnie,

W ied lib yśm y ich węże, ich m ściwe pochodnie.

Kisiel.

Żądze tej srogiej zem sty zostały spełnione, Lecz będąż tylko nasze krzyw dy wym ienione? W spomnij, skąd Zaporożców w szczęły się szeregi: Skazani winowajcę, w łasn ych domów zbiegi, N ie znając praw ni rządu, gardząc p łu g rolniczy Ż y ły z srogich najazdów i krwawej zdobyczy. Tarcza polskiej p otęgi chroniła w as w szędy ! Ueźkroć, szerząc w asze zuchw ałe zapędy,

(15)

4 5 0

Miecz i ogień roznosząc po morzach bezdennych, Ś c ią g n ę liśc ie na P olsk ę broń ludów ościen nych ! A ch ! g d y b y krw ie swej za w as P olacy n ie leli, Pod jarzmem Bisurm anów ju żb y ście jęc zeli !

Chm ielnicki.

G d yby w as lud ten nie w sparł potężnym zagonem, M ożebyście, zuchw ali, nad W o łg ą i Donem

N ie przew odzili ty le ; w u słu gach dwóch ludów G dzież b yło więcej cierpień, śm iałości i trudów ? G d yście w y czas tra w ili na hucznych biesiadach, M y w nocy, na podsłuchach, na czatach, na zwiadach, Okryci nędzną burką, osypani szronem,

W sp arci na dzidach n aszych, z okiem niezmruźonem Ś led ziliśm y wśród wrogów, u lew y i sło ty

K ażd y ruch nieprzyjaciół, każde ich obroty,

Lub, idąc za gw iazd b iegiem w pędach n iew strzym an ych , R ozn osiliśm y trw ogę po krajach nieznan ych .

D osyć słów , — w oli niebios chciejm y to zachować, C zyli m y słu ż y ć będziem , czyli w y panować. Ja nie składam oręża, nie wchodzę w um ow y: Zbrojny c a ły Zaporoź i w alczyć gotow y !

Kisiel grozi, źe „na głos ojczyzny, k ró la“ staną do boju ty­

siące, „świetne pysznym orężem “.

C hm ielnicki.

M ęstw o nie w pysznej zbroi, nie w blasku p ostaw y : I przez p ierzyste h ełm y i przez puklerz zło ty Przejdą hartowne d zid y i źelazue g ro ty !

Kisiel przekłada, źe lepszy pewny pokój od zawodnej nadziei

zw ycięstwa; jakież wieziesz warunki pokoju? pyta Chmielnicki (tu

wchodzi Bohun). Kisiel odpowiada, że król

....lud ten zaporoski za w oln y uznaje,

Chce, a b yście w obrządkach, od w as w yznaw anych, B y li pew ni ; b y nadto dwóch m ężów w ybranych W św ietn ym senacie polskim chlubą tą niem ałą Obok dostojnych ojców m iesce sw e trzym ało. M oźeszźe w ięcej żądać ?

C hm ielnicki.

Tak je st, żądam w ięcej !

Chcę, b y sp raw cy mej k rzyw d y, n ieszczęścia ty s ię c y — W iszn iow ieck i, C zapliński — b y li w ydanym i,

B y porwana m i żona sposoby niecnym i N azad b y ła wróconą !

(16)

Notatki. 4 5 1

Obietnicy Kisiela , że, co do Czaplińskiego, stanie się zadosyć

sprawiedliwości, Chmielnicki nie wierzy; wreszcie, za nam ową Bo*

huna, ulega:

B az jeszcze rad tw ych słucham i będę cierpliwym , Lecz, je ś li się zawiodę, biada n ieszczęśliw ym !... Przyjmuję rozejm !

Kisiel nie posiada się z radości. Wchodzą trzej żołnierze : je ­

den z chorągwią, drugi z dwoma srebrnymi kotłami, trzeci z buń-

czukiem; te wszystkie oznaki, mówi Kisiel,

Są dla cieb ie przysłane ; bierz w ięc z łask i Pańskiej Te znaki w Zaporozie

[sic]

godności hetm ańskiej,

N iech ci d alszego szczęścia staw ają się źródłem,

(wijchodzi)

Chmielnicki, pozostawszy sam na sam z Bohunem ( s c e n a 3.),

wyznaje, że jeszcze nie wierzy: „patrzy długo w niebo“ :

Ta chmura czarnych kruków, co się w niebo snuje, U krainie, m nie raczej, n ieszczęście rokuje,

(wychodzi)

Bohun ( s c e n a 4.) za p ew n ia, że on na zawsze dochowa oj­

czyźnie wierności.

W s c e n i e 5. Helena pyta Bohuna, czy to już naprawdę b ę ­

dzie pokój, na co Bohun: „Pokój w rękach Polaków “. Poczem

śpiewa chór zaporoski:

Z jasn ego niebios sklepienia Zstąp, m iły ludziom pokoju,

Z agładź co prędzej ślady spustoszenia Srogiego boju !

Z azieleńcie się, n iw y U krainy, I w y, naddnieprskie żyzne okolice, P ły ń cie wesoło, czy sty ch wód krynice, Skrapiajcie nasze dziedziny !

Z stąp z niebios, św ię ty pokoju, Pogódź na zaw sze dwa bitne narody, Podnieś zburzone w śród boju

Poziome w ioski i w yn iosłe grody, Oddal ucisk i, niewolę !

D osyć nieszczęsnej juz z oręża ch w ały : Daj nam w niw ach plony hojne, Daj w przygodach um ysł śm iały, C zyste sum nienie i serce spokojne ! Cóż więcej w życiu, o Ty, w ielki Boże !

(17)

452

N otatki.

A k t IV .

Z rozmowy Heleny i Rozandy ( s c e n a 1J dowiadujemy się,

że widoki pokoju zniknęły; z za sceny słychać głos Chmielnickiego:

Poniósł, niegod ny, karę za zdradne zwodzenia ! U spokoję ja wkrótce te tłu m y b urzliw e!

Sieniawski ( s c e n a 2.) opowiada , co się stało : oto Chmiel­

nicki, rozdrażniony, źe żony nie odzyskał, skazał na śmierć posła

polskiego, Śmierowskiego, który, z rezygnacyą idąc n a śmierć, zw ró­

cił się do ludu z temi słowy:

... N iew in n y umieram !

P rzynosiłem wam pokój, śm ierć za to odbieram. N iech ten, co sp raw y lu dzkie w św ię te j w azy szali, U karze zbójcę m ego, lecz n iech w as ocali !

I

tu padł, przeszyty strzałam i siepaczów Chmielnickiego.

W pada Chmielnicki ( s c e n a 3.) i posądza Helenę i Sieniaw -

skiego, źe spiskują przeciwko niemu ; na co Sieniawski :

M y lisz się : od Polaków , acz w ciężkim ucisku, Bój się otw artej broni, nie lękaj się spisku.

W chodzącemu Bohunowi ( s c e n a 4.) oznajm ia Chmielnicki, że

teraz musi ju ż wojna wybuchnąć; on naw et cieszy się z tego, p ra ­

gnie bowiem „utworzyć niepodległe państwo Ukrainy“.

B o hun.

Z astanów się , zaklinam ! daj ch w ilę rozwadze !

C hm ielnicki. -

G niew u mego p iekielne nie w strzym ają władze.

B o h u n .

W tym g n iew ie zg in ą ć może U kraina cała.

C hm ielnicki.

Ten, co w ieczn ie rozważa, n ic n ig d y nie zd ziała! Zawsze tw e uprzedzenie źle kroki me sądzi.

B o h u n .

Do przyjaźni — upomnieć, g d y przyjaciel błądzi.

C hm ielnicki.

Te upom nienia bardziej ją trzą g n ie w y moje : W strzym aj się, — odtąd zem sta, n ien aw iść i boje Są mym żyw iołem . N iechęć ku L achów im ieniu

(18)

N otatki. 4 5 3

N iech się stan ie dziedziczną naszemu plem ieniu ! Niechaj im będzie B ogiem , prawidłem, w yznaniem ! N iechaj sędziw e starce przed ciężkiem skonaniem Oddają ją, jak swojej w łasności ostatek !

Niech tę nien aw iść dzieci sączą z piersi matek ! N iechaj, ze krw ią ich krążąc, w zrastając z latami, Ohydną L achów ziem ię napełnią klęskam i !

Bohun nie może złam ać uporu hetm ana, to t e ż , pozostawszy

sam ( s c e n a 5.), biada nad jego zaślepieniem. Boleją nad niem i Po-

dobajło i Złotorenko i Nababa i Niczaja i Hładko ( s c e n a 6.); ci

wszyscy potępiają hetmana.

Chmielnicki powraca na scenę ( s c e n a 7.) i wzywa ich wszy­

stkich na ucztę; przy stole wszyscy przemawiają za pokojem; h e t­

m an ham uje się z razu i przypomina współbiesiadnikom ciężkie

krzywdy, od Polski doznane, dodając, że zjednał już sobie dla swej

spraw y państw a ościenne:

W ybiła Lachom ostatn ia godzina, N aszem będzie dziedzictw em żyzn a Ukraina, H elespont i te kraje, gd zie p ow stają zorze ! Brandeburczyk zagarnie P ru sy i Pomorze,

Dom Rakuski — od Karpat, M oskwa — L itw ę całą, Tak karząc k rzyw d y nasze i dumę zuchwałą,

N iesłych an ą naukę św iatu będziem g ło sić, Jak lu d y szarpać w szm aty i pamięć ich znosić.

Bohun znów usiłuje przekonać Chmielnickiego, że powodzenie

w wojnie jest bardzo w ątpliw e, że przymierza z sąsiadami są za­

wsze niepewne,

A nadto sp rzysiężen ie na narodu zgubę, Z którym nieraz zw ycięstw a d zieliliśm y chlubę, Ś ciągn ie nam d łu g ie w ojny i n ieszczęścia różne - Prędzej czy później karze B ó g zw iązki bezbożne ! P rzyk ład państw ćwiertowania, tych bezbożnych dzielni, Któż w ie, czyli i na nas kied yś się nie spełni.

Rozdrażniony Chmielnicki przebija Bohuna sztyletem. Oburzeni

atam ani rzucają się na m ordercę, ale Sieniawski ( s c e n a 8.) za­

słania go w łasną piersią :

Łączą mnie z wodzem w aszym gościnności prawa : J e śli m ściw ym i ciosy pragniecie w eń godzić, P rzez me piersi do niego będziecie przechodzić ;

bierze go za rękę i wyprowadza.

Chór Zaporożców ( s c e n a 9.) żałuje B ohuna, grozi zem stą

Chmielnickiemu i zachęca do uczczenia nieszczęsnej ofiary uroczy­

stym pogrzebem.

(19)

4 5 4

A k t V .

„Teatrum w ystaw ia w ew nątrz izby Chmielnickiego, ozdobionej

po ścianach zbrojam i i buńczukami ; na boku stoi chorągiew i kotły

srebrne. N octt.

S c e n a 1. Chmielnicki, sam.

Spadła czarna zasłona z n ieszczęsn ych m ych oczy, Obraz ty łk o spełnionej zbrodni p iersi tłoczy, I ten , co na ty sią cz n e śm iał się m iotać roty, D rży d zisiaj i okropnej sum ienia zg r y zo ty Z n ieść nie zd o ła !... J ak kara zbrodni niedaleka N ajokropniejsza z w szy stk ich m ieszka w sercu człeka I więcej, n iż miecz ostry, niż srogie katusze,

U cisk a, d ręczy, szarp ie w inow ajczą duszę... P o le g łe ś w ięc, Bohunie, z ręki przyjaciela, A le n ied łu go znajdziesz śm ierci sw ej m ściciela : S p e łn iły się w y ro k i!... O, ślepy, zu ch w ały! Srogie w różby n ieszczęście me p rzepow iedziały: N iedaw no w okropnego snu d ziw acznych marach Zdało mi się, żem w ciem nych K ijow a pieczarach, G dzie blade lam py św iatło ciem nością stłum ione, W id z ia ł posępnych ja sk iń ścian y k rw ią zbroczone; Id ę dalej, g d zie ołtarz D ziew ice P rzeczystej, K ę d y lam py g orzały w św iatłości ognistej, Z trw ogą, z schylonem czołem uchylam kolano, A leć w idzę tw arz B oską łez strum ieniem zlaną. Przerażony widokiem , z strasznych m iejsc w ychodzę, L ecz i tu sm utne god ła ścigają po drodze,

Pow staje burza, piorun obłoki otwiera I niesioną przede mną chorągiew rozdziera. K oń pod jeźdźcem upada, łoskot grom u srogi

Przerw ał sen, lecz nie zm niejszył zdum ienia i trw ogi. Odtąd sm utne przeczucia i niedow ierzanie

Z atru ły ż y c ie moje.

S c e n a 2. „Słychać grzmot, ziemia się otwiera, i okrwawiony

cień Bohuna staje przed Chmielnickim“.

C hm ielnicki.

Co s ły s z ę !

Cień B ohuna.

Bohdanie ! Ju ż ze szranków w ieczności, zm ógłszy grobu g ła zy , Gdzie przyjaźń tylk o żyje, a niema urazy,

(20)

N otatki. 4 5 5

Chmielnicki.

0

, cieniu zb yt drogi ! Odpuszczaszźe mi moje zabójstwo zbrodnicze?

Cień B ohuna.

W krótce staniesz przed B oga prawego oblicze;

W przód nowych doznasz ciosów ! Gotuj u m ysł m ężny : Syn twój, Tymo te, p oległ....

Chmielnicki.

O, Boże potężny !

Przed zgonem w szy stk ic h n ieszczęść zw alasz na mnie brzem ię, Za życia jeszcze w idzę gasn ące me plemię !

Cień B ohuna.

M ściwym gniew em na ciebie Zaporoź się sroży.

Chmielnicki.

Groź mię

[sic]

życiem, nie śm iercią,... jedna p rzyszłość trw oży j O ty, co nieśm ierteln ych w id zia łe ś dziedziny,

Pow iedz, k ied y człek zejdzie z tej płaczu d olin y, Za życiem cóż go czeka ?

Cień B ohuna.

J est B óg spraw iedliw y, -— N ie badaj w ięcej! Czas się przybliża sti-aszliw y.

(znika)

Chmielnicki.

N iech się przybliża, niech śm ierć sw ym cieszy się plonem ; Spotkam ją męźnem sercem, z czołem niezmarszczonem.

Wchodzi Niczaja ( s c e n a 3.) i wzywa Chmielnickiego na sąd.

Chmielnicki prosi o godzinę z w ło k i, poczem , po wyjściu Niczai,

mówi ( s c e n a 4.) :

N ie ujrzy mię przed sobą ta niew dzięczna tłuszcza, Z uchw alstwo ją zaślepia, a zaw iść poduszcza. N iebaczni! Rozumieją, że się śm iercią trw ożę: Jak jej gorąco pragnę, T y znasz, w ielki Boże ! Tłum mię n ieszczęść obarcza, a los zew sząd zdradza. Cóż je st życie bez w ład zy?... ale cóż je st w ład za?... Cóż je s t chw ała, co sław a z przeważnem znaczeniem ? Letkim w iatru szelestem lub znikomym cieniem. Urodzony do w ojny pod tą n izką strzechą, Sław a b yła mą żądzą, a m iłość pociechą ; Straciłem ukochaną d u szy mojej żonę, W sercu druha tą ręką żelazo zbroczone,

(21)

4 5 6 N otatki.

W szędy bolesne stra ty lub okropne zbrodnie, Jęd ze nad g ło w ą moją trzęsą sw e pochodnie, D uch ja k iś niew id om y, id ący przede mną, O błąkał z m y sły moje, strą c ił w otchłań ciemną : Czegoź czek ać? A ch ! zstąp m y w przepaści nieznane!...

(biorąc puhar przykryty)

P rzybądź, narzędzie śm ierci, juz p rzygotow ane !

(odsuwając puhar z przerażeniem)

Przebóg ! ach ! co za straszne, okropne w zd rygn ien ia W zbudza w człow ieku ch w ila naszego zn iszczen ia! M yślić, źe ten, co p atrzy na dnia jasn ość m iłą, W krótce będ zie popiołem, zimną g lin y b ry łą !...

(wstaje i idzie do okna)

R az ostatn i niech ujrzę św iatło słońca płynne I m iesca, kędym sp ęd ził dni moje dziecinne ! T y, słońce, co powodzią św ia t w eselisz jasną,

T y i w sz y s tk ie twe w dzięk i wkrótce dla mnie zgasn ą.

(powraca i biorąc puhar)

U w olńm y dum nych Lachów od niespokojności ! O tw ierajcie się , straszn e podwoje w ieczności ! Uzbrój się, duszo moja, w m ęstwo godne ciebie !

(wypija puhar)

S tało się !... O, T y, Boże, panujący w niebie, N iech żal mój ciężki do Tw ych zastępów przenika ! Odpuść srogie przestęp stw a nędznego grzesznika, Ogarnij duszę moję sk rzyd eł Twoich cieniem , Czuwaj nad U krainą, nad mojem plemieniem, Nad n ieszczęsn ą mą żon ą!... A le któż nadchodzi? W tym stan ie poniżenia, k ied y śm ierć już godzi, Jak przytom ność każdego jest mi nieprzyjem ną!

( twarz zasłania szatą)

Ukazuje się Sieniawski ( s c e n a 5.) i chce go pocieszać. Za-

późno — mówi hetm an — „puhar wypróżniony“.

S ien ia w ski.

Co sły s z ę ? A eh ! okropnie zm ieniają się oczy !

C hm ielnicki.

Ju ż się po żyłach moich jad śm iertelnie toczy, Znika już próżność św ia ta ; burzliw e zapały I to spragnienie w ład zy i ta żądza ch w ały — W sz y stk o j e s t niczem ...

Sieniaw ski.

(22)

N o tatki. 4 5 7

Chmielnicki.

Niechaj cię, przyjacielu, raz jeszcze uścisnę !

Wchodzą Rozanda i Helena ( s c e n a 6.).

Sieniaw ski.

W id zicie juź Bohdana przed wieczności progiem.

Chmielnicki.

Niech się zbliża, co sercu mojemu je st drogiem !

(zbliżają się do niego)

Rozando ! Ty, na którąm ciężką śc ią g n ą ł nędzę, I m łodość tw ą p ośw ięcił mej dumie, potędze, Daruj konającemu ! Już nieba pom ściły P ych ę moję, zerw ały zw iązek ci n iem iły : Syn mój, Tym ote, dziedzic ojca n ieg d y ś sław y,

( z siłą)

W alcząc odważnie, p oległ na murach Soczaw y.

R ozanda.

Przebóg! Co sły sz ę ? Jakąż walkę w sercu czuję? N ie kochałam za życia, po śm ierci żałuję.

Ojcze! ach ! z jakim żalem, z jakiem rozczuleniem P ierw szy raz cię nazywam tem słodkiem im ieniem ! W ierz R ozandzie, co nieraz na cię narzekała ! Z n ik ły urazy, sama litość pozostała

T y ś nie zrząd ził m ych n ieszczęść ; srogie przeznaczenia Z d zieciń stw a mię na ciężkie sk azały cierpienia.

C hmielnicki.

Umieram, jak m ężowi umierać p rzystoi.

N iech in n i obcym panom nizkiem biją czołem : J a n ig d y kolan moich przed nimi nie zgiąłem . Umrę z radością, źe te oczy me gasnące W id zia ły nieprzyjaciół sz y k i pierzchające.

Sieniaw ski.

Przed zgonem przytłum , panie, m ściw e narzekania!

C hm ielnicki (do Sieniawskiego i Heleny).

W y przyjm iejcie

[sic]

ostatnie moje pożegnania! Znam serc w aszych skłonności : nim dni me zakończę, W dowód przyjaźni mojej niechaj w as połączę !

Ż yjcie szczęśliw ie, czasem wspom niejcie

[sic]

Bohdana ! A ch ! Zaporożcom dusza ma nie b yła znana,

(23)

4 5 8 N otatki.

N iew dzięcznej U krain y polecam ci całość.

B ędzie lud ten (ach ! w cześn ie m ogę to postrzegać) W ieczn ie pragnąć w olności i w ieczn ie ulegać.

Gdzież je s t sy n mój ? N iechaj go raz jeszcze oglądam !

(Rozanda przyprowadza trzechletniego syna)

S ien iaw ski! Jednej jeszcze ła sk i twojej żądam :

Czuwaj nad tem dziecięciem , miej go w twojej pieczy, N iech się sta n ie przydatnym dla powszechnej rzeczy, N iech się u czy w u słu g a ch dla w spółbraci czyn n ych W aleczności ode mnie, a szczęścia od in nych !

(podnosząc dziecię)

N iech zimne u sta moje do lic tw ych p rzycisnę ! N ie s te ty ! nie masz m atk i.... juź lo sy zaw isn ę....

Rozanda odprow adza

dziecię ;

wchodzą atam ani kozaccy

( s c e n a 6.).

N iczaja.

Ju ź w y b iła godzina : lud zebrany czeka,

W ychodź, Bohdanie, — niech się w yrok nie odwleka.

Chmielnicki (porywa się z gniewem największym).

A ch ! nie stan ie C hm ielnicki przed zgrają zu ch w ałą !

(słabiejąc na siłach)

N ie w asz duch nieśm iertelny, bierzcie zimne ciało!

(pada na krzesło i kona)

N iczaja.

J a k w a lczy ł, tak też um iał i um rzeć bez trw ogi...

S c e n a 7. Zaporożcy, nie wiedząc jeszcze o śmierci hetmana,,

domagają się, aby zabójcy Bohuna wymierzono sprawiedliwość.

N iczaja.

Ham ujcie g n ie w ! Do wiecznej przeniesiony ciszy, J u ż wódz w asz srogich pogróżek nie sły s z y .

Chór.

Przebóg ! Co w idzim ! Jaka bladość w tw arzy ! J u ż w oczach jego ogień się nie żarzy !

T enże to Bohdan zu ch w ały, Przed którym w szparkich gon itw ach,

W okropnych b itw ach T y sią ce zbrojnych p ierzch ały?

A ch ! jak okropnie cierpkiej śm ierci siła P ostać męża odm ieniła !

(24)

4 5 9

Na zaw sze sły n n y przed światem . Ileż on razy zw ycięskim bułatem

W o d ził do ch w ały Zaporożców sz y k i!

Czemuż w sw ych żądzach duch niew strzem ięźliw y I ślepa duma i g n iew popędliwy D zieln ego wodza, co b y ł naszą chlubą,

S ta ły się zgu b ą?

Ig n . Chrzanowski.

Sleminiscenctja z Зцгопа w „Reducie 6rdona“ .

Pierwszy rzut „Reduty Ordona“ powstał — jak to wynika

z listu Nakwaskiego do poety *) — w czasie pobytu Mickiewicza

w Horyni, m ajątku Taczanowskiego w Poznańskiem. Ponieważ

w wydaniu poezyi Garczyńskiego poeta opatrzył ten utw ór dopi­

skiem : „W iersz ten, pisany pod wpływem opowiadań Garczyńskiego,

umieszczam między dziełami przyjaciela, jako wspólną naszą w ła­

sność“, trzebaby, chcąc oznaczyć czas powstania (terminus a quo),

znaleźć datę pierwszego spotkania się poety z Garczyńskim, w ra­

cającym z powstania. W liście poety do brata Franciszka, pisanym

w czasie pobytu u Bojanowskiego w Konarzewie, a noszącym datę

28. listop. 1831. r., czytamy: „Jeźlibyś jechał na Bydgoszcz (Brom­

berg) pytaj tam dworu, zwanego Lubostroń pod Łabiszynem. Zje­

żdżaj prosto: powiedz, kto jesteś, a zapewne ci ułatw ią dalszą

drogę. W Lubostroniu znajdziesz przyjaciela mego Stefana Garczyń­

skiego. Jeżeli go niemasz, Arnold Skórzewski, choć mnie nie znany,

nie odmówi tobie pomocy“ 2). Z tego wynika, że Garczyński z po­

wodu trudności, stawianych przez władze pruskie, znajdował się

jeszcze w drodze do rodzinnego Obiezierza, nie mógł się więc w i­

dzieć z Mickiewiczem, który wiadomości o jego tymczasowym pobycie

mógł zasięgnąć od O dyńca3) ; źe wiadomość o pobycie Garczyń­

skiego w Lubostroniu czerpał z drugiej ręki, świadczy niepewność

(„jeżeli go niem asz“), czy on się tam jeszcze znajduje, czy nie.

Z Garczyńskim nie zetknął się poeta osobiście jeszcze w grudniu,

1) K allenbach: Adam M ickiewicz, t. II. str. 41 0 .

2) Korespondencya A . M ickiewicza, P aryż— Lw ów , 1 8 8 0 .1 . 1. 86. 3) Do Odyńca bowiem pisze Garczyński 5. listop. 1831 r. z Lubostronia : „Gdzież A dam ? Ja nic o nim nie wiem . N apisz, a j e ś li go zobaczyż, powiedz : non sic tractantur am ici. Odpowiedź m i od dawna w in ien “. O dyniec: „W spom nienia z p rzeszłości“ , W a r­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Postanowienia powyższe nie oznaczają bynajm niej, że poszczególne izby będą obowiązane do pobierania od każdego adwo­ kata stałej miesięcznej składki w

Zdaniem Autora w zupełnie w ystarczający sposób można przeciwdziałać rozdrabnianiu i obdłużaniu gospodarstw rolnych przez stosunkowo nie­ wielkie zmiany w prawie

Fakt uchylenia ustaw y nie oznacza bowiem autom atycznego odebrania jej w pływ u na w szystkie stosunki praw ne i odwrotnie, fakt nadania u staw ie m ocy

[r]

kardynał Józef Glemp, któ­ ry otrzymał w czasie tej uroczystości tytuł doktora teologii honoris causa, a ponadto wzięli w uroczystości udział członkowie

Stefan Kosiński V Ogólnopolski Konkurs Krasomówczy Aplikantów Adwokackich Palestra 32/4(364),

In order to limit the influence of load- and deformation-induced cracks on durability and service life of cracked reinforced concrete structures in relation to chloride-induced

The conducted literature study resulted in an observed research gap that indicates that related research lacks the following: ‘Modelling multi-destination steel