• Nie Znaleziono Wyników

Świat wieczystych aktorów : (Gombrowicza antroposocjologia Formy)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Świat wieczystych aktorów : (Gombrowicza antroposocjologia Formy)"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

Janusz Goćkowski

Świat wieczystych aktorów :

(Gombrowicza antroposocjologia

Formy)

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4-5 (28-29), 238-251

(2)

R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B IO R Y 238

Świat wieczystych aktorów

(Gombrowicza antroposocjologia Formy)

Spróbujcie mi uwierzyć, a zobaczycie, jak te moje dziw a ctw a i gierki zaczną się w a m łączyć w całość organiczną i zdolną do życia.

W itold G om brow icz: D zie n n ik (1961-1966).

I

W naszym stu leciu w ielk i w k ła d polskiej m yśli do teo rii k u ltu ry je st m. in. udziałem trzech lu d z i: B ronisław a M ali­ now skiego, F loriana Z nanieckiego i W itolda Gom brow icza. Ci trzej polscy hum aniści leg ity m u ją się tw órczością dotyczącą k u ltu ry , k tó ra je st znaczącą w skali u n iversu m . W ażne je s t rów nież, że w ypow ia­ d ają się na poziomie tw ierd zeń a n tro p o so cjo lo g ii1, rozw ażają bowiem zagadnienia pow szechników k u ltu ro w y ch . D la M alinow skiego n a j­ w ażn iejszy m zagadnieniem k u ltu ry jest, zaw sze i w szędzie, zagad­ nienie F u n k c ji realizow anej przez In sty tu cje . D la Z nanieckiego ta ­ kim kluczow ym zagadnieniem jest, zawsze i w szędzie, zagadnienie C zynności tw orzących Ład. Dla G om brow icza n ato m iast isto tą k u l­ tu ry jest, zawsze i wszędzie, d ialektyczna re la c ja m iędzy Człowie­ kiem a F orm ą.

To, co zasłu g u je na uw agę w aspekcie b ad an ia znaczącego i sam o­ dzielnego w k ład u G om brow icza do teo rii k u ltu ry , zaw iera się w ca­ łej tw órczości au to ra T ra n s-A tla n ty k u . Z uw ag i wszakże n a proces b udow y ow ej teorii n ajw ażn iejszy je s t bodaj D zien nik, p isan y w la ­ tach 1953-1966. T am bow iem n ajp ełn iej i n a jw y ra ź n ie j w ypow iedział G om brow icz to, co nazyw a — pisząc o sobie — „filozofią fo rm y ” , w jęz y k u n ajbliższym językow i teo re ty k a k u ltu ry .

G om brow icz m oże też być uzn an y za k o n ty n u a to ra Słowackiego, N orw ida, W yspiańskiego: przedstaw icieli p isa rstw a tra k tu ją c eg o o roli fo rm y w ludzkiej kom edii i tragedii. W śród p isarzy eu ro p ej­ skich naszego czasu, należących do k ręg u tej trad y cji, szczególnie bliski G om brow iczow i w y d aje się być Ionesco.

n

R dzeń G om brow iczow skiej antroposocjologii k u ltu ry stanow ią m y śli dotyczące dialek ty cznej re la c ji m iędzy czło­ w iekiem a form ą. U w ażam y, że m yśli te m ożna, z pożytkiem dla

1 S. Ossowski: Zoologia społeczna i zróżnicowanie ku lturowe. W: Dzieła. Tom IV, O nauce. Warszawa 1967 PWN, s. 327—334.

(3)

239 R O Z T R Z Ą S A N IA I R O Z B IO R Y

reflek sji kulturologicznej, zw erbalizow ać w postaci tw ierdzeń: od­ w ołując się, w zasadzie, do te k stu D ziennika, a posiłkowo do innych tekstów a u to ra Ś lu b u .

O graniczym y się do dziew ięciu tak ich tw ierdzeń, u zn ając je za do­ statecznie re p re z e n ta ty w n e d la s tr u k tu ry m yślenia, ja k ą je s t Gom- brow iczow ska „filozofia fo rm y ” .

T w ierdzenie pierw sze: ludzie są w ieczystym i a k to ra m i z sam ej swej istoty. G ra ją bowiem nie ty lk o rozm aite role społeczne, zw iązane z przynależnością do ró żny ch g ru p czy kręgów oraz u czestnictw em czy obecnością w ró żnych sy tu acjach . G rają, przede w szystkim , zaw ­ sze i w szędzie — ro lę człow ieka, ich człow ieczeństwo je s t a k to r­ stw em . G om brow icz ta k u jm u je ten ry s ludzi jako g a tu n k u :

„W ieczysty aktor, ale aktor naturalny, ponieważ sztuczność jest mu wrodzo­ na, ona stanow i cechę jego człow ieczeństw a — być człow iekiem to znaczy udawać człow ieka — być człowiekiem to «zachowywać się» jak człow iek, nie będąc nim w sam ej głębi — być człowiekiem to recytow ać człow ieczeństw o” (D II, s. 1 1 )2.

Człowieczeństw o je s t więc ak to rstw em , gdyż w szelkie spo tk ania m ię­ dzyludzkie w y m a g a ją te a tru i tw orzą te a tr. Życie społeczne tw orzy i k sz ałtu je człow ieczeństw o każdego z nas. Isto tn ą zaś w łaściw ością tego życia je s t endogenność jego teatro tw ó rczej funkcji. Dochodzim y do źródła w ieczystego ak to rstw a ludzkiego.

T w ierdzenie drugie: człow ieczeństw o każdego z nas jest, zawsze i wszędzie, stwrarz a n e dzięki spotkaniom ludzi i w tra k c ie spotkań. K re a ty w n ą fu n k cję sp e łn ia ją tak rzeczyw iste spotkania, ja k i spot­ kania w yobrażone, gdyż w stw a rz a n iu człow ieczeństw a niepoślednią rolę g ra jaź ń odzw ierciedlona.

Sw ą w izję człow ieczeństw a tw orzonego w śród ludzi, przez ludzi i dla ludzi (z uw agi na nich) w ypow iada G om browicz w słow ach:

» Człowiek poprzez człow ieka. Człowiek w zględem człowieka. Człow iek stw a­ rzany człow iekiem . C złowiek spotęgowany człowiekiem . Czy to m oje złudze­ nie, że widzę w tym utajoną nową rzeczyw istość?” (D I, s. 35).

2 Oznaczenia tekstów cytowanych:

B — Bankiet. W: W itold Gombrowicz: Bakakaj. K raków 1957. D I — W. Gombrowicz: Dziennik (1953—1956). Paryż 1957. D II — W. Gombrowicz: Dziennik (1957— 1961). Paryż 1962.

D III — W. Gombrowicz: Dziennik (1961—1966). Operetka. Paryż 1966. F — W. Gombrowicz: Ferdydurke. W arszawa 1956 PIW.

& — Slub. W: W. Gombrowicz: T ran s-A tlan tyk. Slub. Warszawa 1957.

T—A — W. Gombrowicz: Tran s-A tlan tyk. W: Tran s-A tlan tyk. Slub. War­ szaw a 1957 C zytelnik.

(4)

R O Z T R Z Ą S A N IA I R O Z B IO R Y 240

W ypada wskazać, iż G om brow icz w idzi udział nas sam ych w k s z ta ł­ tow aniu swego człow ieczeństw a jako sw oisty rodzaj m odelow ania człowieka przez in n ych ludzi i ze w zględu na nich. Pisze bow iem :

„Przecież mój człowiek jest stwarzany od zewnątrz, czyli z istoty sw ojej n ie­ autentyczny — będący zawsze nie sobą, gdyż określa go forma, która rodzi się między ludźmi. Jego «ja» jest mu zatem w yznaczone w owej «m iędzy- ludzkości»” (D II, s. 10—11).

Otóż to. „M iędzyludzkie” p a n u je n ad n am i w śród nas: k sz ta łtu je postaw y i zachow ania, m odeluje naszą osobowość. W ośm io pu nk to- w ym katalogu, zaw ierający m „cechy m ojego człow ieka” , G o m bro­ wicz pisze:

„Człowiek poddany «międzyludzkiemu» jako sile nadrzędnej, twórczej, jed y ­ nej dostępnej nam boskości” (D II, s. 13).

T akie w idzenie człow ieka u zu p ełn iają słowa:

„Człowiek «dla» człowieka, nie znający żadnej wyższej instancji” i „Człowiek dynam izowany ludźmi, nimi wywyższany, spotęgow any” (D II, s. 13).

„M iędzyludzkie” k ró lu je w świecie „w ieczystych a k to ró w ” : bierze się ze spotkań ludzi i je st tym , co k reu je , a firm u je i sta b iliz u je w artości w szelakich pól i odm ian życia zbiorowego. J a k pisze G om ­ browicz w k o m en tarzu do sztu k i pt. Idea dra m a tu :

„Człowiek jest poddany temu, co tworzy się «między» ludźm i i nie ma dla niego innej boskości jak tylko ta, która się z ludzi rodzi. Taki jest w łaśn ie ten «kościół ziem ski»” (Ś, s. 125).

„Kościół ziem ski” . No w łaśnie. T erm in ten znakom icie od d aje isto ­ tę św iata „stad n y ch dw unogów ” . W świecie ty m „człow iek je s t n ajgłębiej uzależniony od swego odbicia w duszy drugiego człow ieka, chociażby ta dusza była k rety n icz n a ” (F, s. 9). Nic więc dziw nego, że rozum iejący obyczaj „kościoła ziem skiego” bo h ater sz tu k i p rze m a ­ wia:

„Nędzne m oje słow a

Ale one echem odbijają się od w as i rosną Waszą powagą — powagą nie tego

Kto mówi, a tego kto słucha” ($, s. 174).

Ludzie ludzi wciąż i zawsze m o delu ją „m iędzyludzkim ” . T ak jak w obliczu św iętości u stę p u je świeckie, podporządkow ując się ładow i wyższego rzęd u — ta k też w obliczu w ym ogów „m iędzyludzkiego” u stę p u je to, co nazw ać m ożna in d y w id u aln ą ra c ją czy orien tacją.

(5)

241 R O Z T R Z Ą S A N IA I R O Z B IO R Y

„M iędzyludzkie” je s t tu tak ż e porządkiem wyższego rzędu, żąd ają­ cym podporządkow ania. Tę s tro n ę życia ludzi uk azu je G om brow icz jasno i w y ra ź n ie w glosie do Zbrodni i k a ry D ostojew skiego, pisząc:

„Raskolnikow nie doświadcza w yrzutów sumienia. W ostatnim rozdziale w y ­ raźnie jest powiedziane, że m iał do siebie pretensję tylko o to, iż mu się «nie udało» — to uważał za jedyne sw oje przew inienie i w poczuciu tej winy, nie innej ch ylił głow ę przed «absurdem» wyroku, który go dosięgną!. W bra­ ku sum ienia — jakaż siła opętała go tedy, żeby aż w ydaw ać się w ręce po­ licji? Jaka? System . System odbić, prawie zw ierciadlanych. R askolnikow nie jest sam — jest umieszczony w pewnej grupie osób, Sonia... sędzia śledczy... siostra i matka... przyjaciel i inni... taki jest ten św iatek. Jego w łasne su m ie­ nie m ilczy — natom iast Raskolnikow podejrzewa, że cudze sum ienia nie będą milczeć i że, gdyby ci ludzie się dowiedzieli, potępiliby go jako zbrodniarza. On dla siebie samego jest m gławicą, a m gław icy w szystko w olno” (D II, s. 186).

„M iędzyludzkie” nie w iąże się tylko ze sp o tk aniam i w y n ik ający m i z praw idłow ości s tr u k tu r społecznych, z u w a ru n k o w a ń naszych po­ staw i zachow ań, obecnością w trw ały c h u k ład ach rela cji in te rp e r­ sonalnych. G om brow icz p odk reśla doniosłość w szelkich sp o tk a ń dla „stw arzan ia lu d zi” , w skazując na w ielkie znaczenie sp o tk ań p rzy ­ padkow ych i dowodzi, iż tw orzenie „m iędzyludzkiego” je s t stałą i pow szechną w łaściw ością w szelkich spotkań. M ówi też o tym , co je s t zaw sze i wszędzie p ro d u k tem i a rty k u la c ją „m iędzyludzkiego” , zrodzonego ze spotkań.

„Nie przeczę, że istnieje zależność jednostki od środowiska — ale dla mnie o w iele w ażniejsze, artystycznie bardziej twórcze, psychologicznie bardziej przepaściste, filozoficznie bardziej niepokojące jest to, że człow iek jest stw a ­ rzany także przez pojedynczego człowieka, przez inną osobę. W przypadko­ w ym zetknięciu. W każdej chw ili. Mocą tego, że ja jestem zawsze «dla in ­ nego», dla kogoś i przez kogoś, egzystujący — jako forma — poprzez inne­ go. A w ięc nie idzie o to, że m nie środowisko narzuca konwenans, lub m ó­ w iąc za Marksem, że człowiek jest produktem sw ojej klasy socjalnej, a zobra­ zow anie zetknięcia człowieka z człowiekiem w całej jego przypadkowości, bezpośredniości, dzikości, o wykazanie, jak z tych przypadkowych związków rodzi się Forma — i często najbardziej nieprzewidziana, absurdalna. Gdyż ja sam dla siebie nie potrzebuję form y, ona mi jest potrzebna po to, aby ten drugi m ógł m nie zobaczyć, odczuć, doznać” (D II, s. 10).

Doszliśm y ted y do kluczow ej kategorii G om brow iczow skiej a n tro p o - socjologii. A u to r F e rd y d u rk e a k c en tu je dobitnie w agę różnicy m ię­ dzy „form ą-żyw iołem ” (zrodzoną ze sp o tk ań przypadkow ych, n aw et n ajzu p ełn iej nieoczekiw anych i zgoła osobliw ych) a „fo rm ą-k on - w en an sem ” (zrodzoną ze sp o tk ań p rzew id yw aln ych z uw agi na

(6)

s tru k tu rę i dynam ikę rela cji w g ru p ach społecznych). O bserw ow anie i uw zględnianie tej różnicy je s t isto tn e dla poszukiw ań i dociekań kulturologów . N ajistotniejsze w przytoczonym fragm encie D ziennika wszakże je st stw ierdzenie, iż spotkania rodzą F orm ę.

Tw ierdzenie trzecie: człow iek jak o isto ta sfe ry k u ltu r y (a nie n a tu ry ) je s t zarazem : w y tw o rem i w y tw ó rcą form y, a jego człow ieczeństw o, ja k rów nież inne role są w łaśn ie form ą i form a też je s t sposobem jego a rty k u la c ji i k o m u n ik acji w „ziem skim kościele”, do k tórego trw ale należy. Form a jest n ajw ażniejszy m p ro d u k tem i podstaw ow ą fun k cją owego „m iędzyludzkiego” : k rólu jącego w „ziem skim koście­ le ” i kreującego człow ieczeństw o każdego z „w ieczystych ak to ró w ” . O ile dla C assirera „ sta d n y d w un ó g ” (którego w E seju o czło w ieku nazyw a anim al sym bolicum ) je s t zarazem : sym bolotw órczy i sym bo- lonośny, sym bolodaw cą i sym bolobiorcą, dla E liadego zaś p o trzeb u je on, zawsze i wszędzie, sacrum (i potrzebę tę zaspokaja, acz przeró ż­ nie) — dla G om browicza człow iek je s t w łaśnie tw ó rcą i nosicielem , daw cą i biorcą Form y. P a ra fra z u ją c B uffona, m ożna przypisać G om ­ browiczow i pogląd: „F orm a je s t sam ym człow iekiem ” . Z w yw odów M istrza W itolda zdaje się też w ynikać stanow isko gnoseologiczne: w zakresie in te resu jąc y m h u m an istó w , poza F o rm ą tw orzoną przez „w ieczystego a k to ra ” w „ziem skim kościele” , człow ieka poznać nie można.

O rów nocześnie dw oistym c h a ra k te rz e re la c ji człow ieka i fo rm y p i­ sze tak oto G om browicz w cy to w an y m ju ż ośm iopunktow ym k a ta ­ logu:

„Człowiek stwarzany przez formę, w najgłębszym , najogólniejszym znacze­ niu” i „Człowiek jako w ytw órca form y, jej niezm ordowany producent” (D II, s. 13).

„W ieczysty a k to r” i „niezm ordow any p ro d u ce n t” nigdy i nigdzie nie um ie obyć się bez Form y. W „ziem skim kościele” rela cje in te r ­ p ersonalne m ogą być łacno streszczone w tak iej oto inform acji:

„Nie m ógłbym się zbliżyć do niego bez Formy, nie w ramach Formy. I on (...) także domagał się ode m nie Form y” (D II, s. 127).

Egzystow anie form y w życiu „ stad n y ch dw unogów ” w y łan ia k w estię sku tk ó w jej pow szechnej obecności. Z daniem G om browicza F orm a je s t polifun k cjo n alna: je s t czynnikiem w yw yższającym i czynnikiem poniżającym ludzi, pozw ala odnosić zw ycięstw a i przyczynia się do ponoszenia klęsk, dzieli ludzi n a sto jący ch w yżej i niżej, broniący ch ład u i zw alczających ład. N ajogólniej m ów iąc: w św ietle w yw odów a u to ra K osm osu s tr u k tu ra społeczna, jeśli ją rozum ieć k u lturow o, je s t u k ształto w an a przez F orm ę, w y raża się w Form ie, trw a dzięki F orm ie, jej d ialek tyk a zaś je s t d iale k ty k ą F orm y. S ta tu s i fu n k cja

(7)

243 R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B IO R Y

F o rm y w „ziem skim kościele” tak , ja k to u jm u je Gom browicz, w ie­ dzie nas do dalszych tw ierd zeń , dotyczących sp ra w y podziałów lu ­ dzi ze w zględu na form ę; i to podziałów g en eraln y ch , antroposocjo- logicznych.

T w ierdzenie czw arte: n ajw ażn iejszą ze sprzeczności, k sz ta łtu jąc ą za­ sadniczo c h a ra k te r k u ltu ry i u ja w n ia ją c ą isto tę jej dialektyki, w y ­ raż a opozycja dw óch, a n ty te ty c z n y c h , o rien tacji ludzkich, jakim i są dążenie do fo rm y i ucieczka od form y. G om brow icz ta k pisze na ten tem at:

„Prawdziwy bój w kulturze (o którym tak mało się słyszy) nie toczy się, w edług mnie, m iędzy wrogim i prawdami, czy też odm iennym i stylam i życia. Jeśli kom unista przeciwstaw ia swój światopogląd katolikow i, to jednak są to dwa światopoglądy. A także n ie jest najw ażniejsza inna antynomia: k u l­ tura — dzikość, w iedza — niewiedza, jasność — ciem ność, owszem można by powiedzieć, że są dwa zjawiska, które współgrają, w zajem nie się uzupeł­ niając. N atom iast najważniejszy i najbardziej drastyczny i nieuleczalny spór, to ten, który wiodą w nas dwa podstaw ow e nasze dążenia: jedno, które pragnie formy, kształtu, definicji, drugie, które broni się przed kształtem, nie chce form y. Ludzkość jest tak zrobiona, że w ciąż m usi siebie określać i w ciąż uchylać się w łasnym definicjom . R zeczywistość nie jest czymś, co dałoby się bez reszty zamknąć w form ie. Forma nie jest zgodna z istotą życia. Lecz w szelka m yśl, która by pragnęła określić tę niedostateczność for­ m y, też staje się formą i przeto potwierdza jedynie nasze dążenie do form y” (D I, s. 139).

P re fe ro w a n y tu przez G om brow icza a sp ek t d ialek ty k i k u ltu ry za­ słu g u je z pew nością na uw agę p ro fesjo n aln y ch badaczy. A u tor Iw o ­

n y a k c e n tu je doniosłość an ty n o m ii s tru k tu ra ln e j (w łaśnie s tr u k tu ­

ra ln e j, nie zaś okazjonalnej czy k o n iu n k tu ra ln e j), w skazuje n a mo­ m e n t o pierw szorzędnej doniosłości. W praw dzie M istrz W itold ogła­ sza w yróżnioną an ty no m ię za w ażniejszą od in n y ch na zasadzie w y ­ b o ru w znacznej m ierze a rb itra ln e g o , niem niej to, co jego zdaniem je s t szczególnie znaczące, rzeczyw iście g ra pow ażną rolę w k ształto ­ w an iu c h a ra k te ru k u ltu ry . Ale om ów iona an ty n o m ia nie je st jedyną, znaczącą w k u ltu rz e , m an ifestacją dialektycznego c h a ra k te ru obec­ ności fo rm y w „kościele ziem skim ” .

Tw ierdzenie p iąte: istotn ą fu n k cją tw orzenia fo rm y jest, zawsze i wszędzie, dzielenie ludzi, ze w zględu na ich zachow ania i dzieła, na: tych, k tó ry c h m ożna przypisać stre fie bieguna Niższości, i tych, k tó ry c h m ożna przypisać stre fie bieg u n a Wyższości. W y tw arzając form ę, ludzie zarazem k sz ta łtu ją h ie ra rc h ię socjalną. Dzięki sp o tk a­ niom rodzącym form ę m a m iejsce pow szechne i n ieu sta n n e w y ła­ n ian ie „niższych” i „w yższych”. W św ietle w yw odów G om brow icza w szelkie d o k try n y i p ro g ram y in teg raln eg o i konsekw entnego ega­ litary z m u są nieziszczalne; św iadczą o m arzycielstw ie a u to ró w i za­

(8)

R O Z T R Z Ą S A N IA I R O Z B IO R Y 244

poznaw aniu przez n ich fenom enologii k u ltu ry . W yłanianie zaś w tra k c ie spotkań form y k reu ją ce j „niższych” i „w yższych” je s t nie tylko pow szechne, ale też w znacznej ilości w y pad k ó w dokonyw a się żywiołowo:

„«Ludzie» to coś co w każdej chw ili m usi się organizować — jednakże ta organizacja, ten kształt zbiorowy, tworzy się jako w ypadkow a tysiąca im pul­ sów, jest zatem nieprzewidziana i nie dająca się opanować dla tych, którzy ją stanowią. Jesteśm y jak tony, z których pow staje m elodia — jak słowa, układające się w zdania — ale nie panujem y nad tym, co w ypowiadam y, ten wyraz nasz spada na nas jak piorun, jak siła twórcza, z nas powstała, ale nieokiełznana. Tam zaś gdzie powstaje kształt, forma, tam m usi być W yż­ szość i Niższość — i oto dlaczego w ludziach następuje proces w yw yższania jednego kosztem innych, jednego nad innych — i to parcie wzw yż, (...)” (D II, s. 89—90).

W ram a ch fo rm y i poprzez form ę oraz w postaci fo rm y dokonyw a się, w edle Gom browicza, w yznaczanie ludziom ich m iejsca w życiu społecznym , sytuow anie w pionow ej s tru k tu rz e rozm aitych układów m iędzyludzkich. G rad acja ludzkich statu só w odzw ierciedla d rab in ę szczebli form y, przy czym ta d rab in a je s t zarazem p ro d u k te m ży­ wiołu, giełdy i konw enansu. Form a w szakże k ry je w sobie inne jeszcze, społecznie doniosłe, konsekw encje. J e j tw orzenie bowiem , w y łan iając „niższych” i „w yższych” , rodzi zarazem c ztery znaczą­ ce o rie n tac je k u ltu row e:

1) u tw ierd z an ie się w yższych w sw ej wyższości i odgradzanie się od niższych z ich niższością;

2) odstępow anie w yższych od sw ej wyższości i dążenie do w ejścia w św iat niższych z ich niższością;

3) sta ra n ie się niższych o to, a b y stać się w yższym i, a więc osiągnąć wyższość, a w yzbyć się sw ej niższości;

4) dążenie niższych z ich niższością do n arzu cen ia te j niższości w yż­ szym , a w ięc i zastąpienia wyższości niższością.

T ekst D ziennika oraz twórczość literack a sen su stricto św iadczą, że G om brow icza szczególnie fascynow ały te a sp e k ty i prob lem y ście­ ran ia się Niższości i W yższości. Św iadczą o ty m dow odnie: F e rd y ­

d u rke i T r a n s -A tla n ty k , S lu b i O peretka. Isto tą zaś tego ścierania

je s t k o n fro n ta cja a n ty te tycznych p ierw iastk ó w k u ltu ry . W yraża ona i u jaw n ia istnienie w „kościele ziem skim ” , ro zu m ian y m jako obszar sp o tk a ń uczących ludzi form y, dw óch w ielkich k ręg ó w k u ltu ro ­ w ych: D ojrzałości i N iedojrzałości. K ręgi te to sp ra w a podziału ludzi na ty ch , k tó rz y są dostatecznie, a n a w e t dobrze nauczeni (w ychow a­ ni) i ty ch , k tó rz y nie są dostatecznie nauczeni (w ychow ani); chodzi tu, oczywiście, o nauczenie F o rm y i w ychow anie w edle F orm y. T w ierdzenie szóste: tw orzenie i u trw a la n ie form y, jako m o d e lu ją c e ­ go nas w szystkich owocu i w y razu „m iędzyludzkiego” , zawsze

(9)

245 R O Z T R Z Ą S A N IA I R O Z B IO R Y

i w szędzie u jaw n ia ścieranie się N iedojrzałości i Dojrzałości, będące (w znacznej m ierze) ścieraniem się Młodszości i S tarszeństw a.

W sw ej ośm iopunktow ej sy n tety czn ej c h a ra k te ry sty c e człowieka pisze G om brow icz na ten tem at:

„Człowiek zdegradowany formą (będący zawsze «niedo» — niedokształcony, niedojrzały)”, jak też „Człowiek zakochany w niedojrzałości” i „Człowiek stw arzany przez Niższość i M łodszość” (D II, s. 13).

P ojaw ia się w G om brow iczow skiej w izji k u ltu ry nie tylko sp raw a ścierania się N iedojrzałości i Młodszości z D ojrzałością i S ta rsz e ń ­ stw em . A u to r F erd yd u rke ak c en tu je k re a ty w n ą fun kcję N iedojrza­ łości i Młodszości, w skazu jąc też na ich ofensyw ny c h a ra k te r. K on­ sta tu ją c : „G dy człowiek dorosły oderw ie się od m łodzieńca, nic ju ż nie m oże go zaham ow ać w e w zrastający m u sztuczn ieniu ” (D III, s. 109), rzu ca G om browicz snop św iatła na sens i rac je oporu m łod­ szych (niedojrzałych) w obec „u p u p ian ia” ich ed u k acją ze stro n y starszy ch (dojrzałych). Skoro z dorosłością i dojrzałością w iąże się „w zrastające u sztucznienie” , a d orośli-dojrzali uczą m łodszych-nie- d ojrżały ch w zorów , n o rm i reg u ł obecności w królestw ie Form y, czyli w „kościele ziem skim ” , ed u k acja ta zaś je s t usztucznianiem adeptów , w y tłu m aczaln e sta je się ośw iadczenie G ałkiew icza pod­ czas „ u p u p ia ją c e j” uczniów (m łodszych-niedojrzałych) lekcji o Sło­ w ackim :

,.Ale kiedy ja się w cale nie zachwycam! Wcale nie zachwycam! N ie zajmuje mnie! N ie m ogę w yczytać w ięcej jak dwie strofy, a i to m nie nie zajmuje. Boże ratuj, jak to m nie zachwyca, kiedy m nie nie zachwyca?” (F, s. 47).

Z agadnienie ścierania się N iedojrzałości-M łodszości z D ojrzałością- -S tarszeń stw em m a w tw órczości G om brow icza dw a aspekty : biolo­ giczny i ideologiczny. W ścieraniu się N iedojrzałości i D ojrzałości w idzi G om brow icz in te rw e n iu ją cą obecność czynnika biologicznego w sfe rę k u ltu ry . F ascy n acja m łodością u dorosłych-doj rżały ch św iad­ czy o tym , iż sta n biologiczny zostaje podniesiony do ran g i w a r­ tości k u ltu ro w e j. R ezygnacja z dojrzałości w leg itym ow an iu się F o rm ą w zam ian za w ejście do stan u m łodzieńczego to jed en z w aż­ n iejszych m otyw ów tw órczości M istrza W itolda. Rzec m ożna, iż jest te n m oty w bliski m itow i o F austusie, a zw łaszcza takiej a rty sty c z ­ nej a rty k u la c ji tego m itu , ja k ą zaprezentow ał R ené C lair w film ie

U rok szatana. M ówiąc n ato m iast o aspekcie ideologicznym , m yśli­

m y o tym , że w sp o rach o sta tu s i fu n k cję tra d y c ji obecne są kon­ flik ty pokoleń jako w y raz k o n fro n tacji a n ty te ty c z n y c h p ierw iast­ ków: Młodszości i S tarszeń stw a. W „W ielkim W ieku” C yrano de B er­ gerac napisał uto p ię T a m te n św iat, w k tó re j p rzed staw ia społeczeń­

(10)

stw o rządzone przez ludzi m łodych, k o n sty tu c ji program ow o a n ty - gero n to k raty czn ej. Ale utopia G askończyka niew iele zm ienia w t r a ­ d y cy jn y m układzie. M łodsi g ra ją tam ro le dotychczas g ran e przez starszych, ale g ra ją nap ełn ien i D ojrzałością i S tarszeń stw em . J e s t to tylko m odyfikacja m e try k a ln y c h k ry te rió w k om pletow ania elity. G om brow icz n ato m iast porusza zagadnienie znacznie w ażniejsze: zastąpienie, tra d y c ją uśw ięconej, hegem onii starszy ch i d ojrzałych (przepojonych i usztucznionych F orm ą, k tó re j się w yu czyli — k tó ­ re j ich w yuczono, k tó rą sobie przysw oili — k tó rą im przysw ojo­ no) — nad aw an iem to n u w „kościele ziem skim ” przez m łodszych i n ied o jrzałych (jeszcze nie urobionych edu k acją d la form y, przez form ę, w form ie i w im ię Form y). J e s t to sp ra w a re o rie n ta c ji ideo­ logicznej, gdyż tra d y c ja w znaczeniu podm iotow ym 3 je st o rien tacją ideologiczną, a tu chodzi o rew izję m odelu tra d y c ji. T ak w łaśnie, naszym zdaniem , w y p ad a in te rp re to w a ć słow a:

„Do diabła z Ojcem i Ojczyzną! Syn, syn, to m i dopiero, to rozumiem! A po co tobie Ojczyzna? Nie lepsza Synczyzna? Synczyzną ty Ojczyznę zastąp, a zobaczysz!” (T—A, s. 62).

Zauw ażm y, n a m arginesie, że w aspekcie opozycji O jczyzna — S y n ­ czyzna u k a z u je się G om brow icz jak o spadkobierca w ażkich w ą t­ ków koncepcji ojczyzny w tw órczości Słowackiego i W yspiańskiego. T w ierdzenie siódm e: fo rm a je s t w „kościele ziem skim ” rów nież n a ­ rzędziem osiągania sukcesu znaczącego dla naszego sta tu su . Zda­ niem M istrza W itolda człow iek um iejący się biegle posługiw ać fo r­ m ą w iele m oże osiągnąć w g rach podczas spotkań. J a k dalece zn a­ jom ość F o rm y i um iejętność operow ania form ą stosow ną do sy tu a c ji sta je się m iern ik iem w iedzy, przem yślności i zaradności człow ieka- -gracza św iadczy sp ra w a H en ry k a. H e n ry k a w idzim y w „kościele ziem skim ” , gdzie „ludzie łączą się w jak ieś k sz ta łty Bólu, S tra c h u , Śm ieszności lu b T ajem nicy, w nieprzew idziane m elodie i ry tm y , w a b su rd a ln e zw iązki i sy tu acje i, p o ddając się im, są stw arzan i przez to, co stw orzyli. W ty m kościele ziem skim d uch lu dzk i uw iel­ bia m iędzyludzkiego” (S, s. 125).

P ow aby N iedojrzałości nęcą, lecz pożytki z biegłości w posługiw aniu się F o rm ą (tzn. pożytki z D ojrzałości) rów nież kuszą. G ra m iędzy P ija k iem a H en ry k iem je s t grą, w k tó re j p a rtn e rz y m uszą leg ity ­ m ować się oWą biegłością. P oniew aż P ija k je s t w y tra w n y m graczem , H e n ry k s ta ra m u się dorów nać. S taw k a w grze je s t pow ażna i od um iejętn o ści H en ry k a w iele zależy, g d y chodzi o s ta tu s H en ry k a w „ziem skim kościele” . W y rażają to słow a H enry ka:

3 J. Szacki: Tradycja — przegląd problematyki. Warszawa 1971 PWN, s. 147— 154.

(11)

247 R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B IO R Y

„Jeżeli nie zdołam utrzymać się na w ysokości tego m ajestatu, to ten m aje­ stat stoczy się na niziny mojej farsy” (S, s. 174).

„ D ram at F o rm y ” (dziejący się m iędzy człow iekiem a form ą) jest n a jisto tn iejszy m bodaj zagadnieniem roli, w ciąż i wszędzie, granej przez „w ieczystego a k to ra ” w th e a tr u m m u n d i, jak im je s t „kościół ziem ski” . W „dram acie F o rm y ” zauw ażam y niem ożności:

1) u w o lnien ia się człow ieka od Form y, k tó ra je s t m u zarazem po­ trzeb n a i n arzucana, p rzy czym człow iek w y k azu je skłonność do w yzw olenia się od Form y, odejścia do N iedojrzałości i N iedokształ- tu;

2) osiągnięcia przez człow ieka pan o w an ia n a d F orm ą w sto pniu doskonałym , pozw alającym m ówić o b ra k u zagrożenia naszej form y przez in n y ch (niem ożliw y je s t H e n ry k w olny od stra c h u przed P ija ­ kiem);

3) u zy sk an ia przez człow ieka wobec F o rm y sw obody pozw alającej m u tra k to w a ć ją jako posłuszny tw ór, k tórego je s t panem na zasa­ dzie iu s u ten d i, fru e n d i et disponendi;

4) stw o rzen ia ed uk acji d ającej k ształto w an ie dojrzałości, lecz bez uruch om ien ia procesu u sztucznienia postępującego.

T w ierdzenie ósme: ludzie, zawsze i w szędzie, uczą się w zajem w a r­ tości i zm uszają do a k c ep ta cji i a firm a c ji zrodzonych z „m iędzy­ ludzkiego” w tra k c ie spotkań, a n a w e t sp ra w ia ją, iż m a m iejsce in ­ tern alizacja k u ltu w alen tn ej form y. K lasycznym p rzy k ład em może tu być sto su n ek ludzi do sztu ki jako w artości. Gom brow icz pisze na ten tem at:

„Ja jednak coraz m niej jestem skłonny do dzielenia mojej w rażliw ości na przegródki i nie chcę zam ykać oczu na absurdy, które towarzyszą sztuce, nie będąc nią. W ymagam od sztuki nie tylko, aby b yła dobra jako sztuka, ale leż aby była dobrze osadzona w życiu. N ie chcę tolerować zbyt śmiesznych jej św iątyń, ani modłów... zbyt ośm ieszających. Jeżeli to są arcydzieła, które takim mają w ypełniać nas zachwytem — dlaczegóż uczucie nasze jest trwoż- ne, niepew ne i błądzi po omacku? (D I, s. 39).

T aki p u n k t w idzenia nie je st zbytnio rozpow szechniony i zakorze­ niony w śró d estetologów . P olem izując z m y ślącym i i piszącym i in a­ czej, G om brow icz stw ierdza:

„Zachód żyje pomimo wszystko, w izją człow ieka odosobnionego i absolutnych wartości. Nam zasię w sposób nam acalny poczyna objaw iać się formuła: czło­ w iek plus człowiek, człow iek pomnożony przez człowieka — i nie należy bynajmniej łączyć jej z jakim kolw iek kolektyw izm em . (...) Zachód, w iem y dotąd swym absolutnym wartościom , jeszcze w ierzy w sztukę i w rozkosze,

(12)

R O Z T R Z Ą S A N IA I R O Z B IO R Y 248

jakich nam ona przysparza, dla m nie zaś rozkosz ta jest narzucona, ona rodzi się m iędzy nami — i tam, gdzie oni widzą człow ieka klęczącego przed m uzyką Bacha, ja widzę ludzi, którzy w zajem nie zmuszają się do uklęknięcia i do zachw ytu, rozkoszy i podziw u” (D I, s. 34—35).

W śród „w ieczystych a k to ró w ” , zm uszających się w tra k c ie spotkań w „kościele ziem skim ” do k lęk an ia przed w artościam i zrodzonym i z „m iędzyludzkiego”, jed n i leg ity m u ją się w iększą niż d ru d zy bieg­ łością, przem yślnością i zaradnością. Ci w łaśnie m ają w iększy udział w k reo w an iu w artości, p rzed k tó ry m i klękam y. Człowiek p rzem yśl­ ny i z a ra d n y , dobrze p o jm u jący znaczenie F o rm y w „kościele ziem ­ skim ” (jak też ro zum iejący praw idłow ości funkcjonow ania tego

th e a tru m m undi) sta ra się tak oddziaływ ać sw oją fo rm ą na innych,

a b y w y tw a rz a n a m iędzy n im a nim i form a odpow iadała w łaśnie jego intereso m lu b aspiracjom . T akim przem y ślny m i z a ra d n y m człowie­ kiem je s t K ró l Ignacy w Iw onie. T akim człow iekiem je st rów nież K anclerz w B ankiecie. G om brow icz u kazu je sy tu ację, w k tó re j lu ­ dzie zm u szają się do klęk an ia p rzed w artościam i, ale w śró d uczestni­ czących w sp otk an iu m am y w yraźn ie obecną postać in ic ja to ra -re ż y - sera.

W im ię salw ow ania tw o ru F o rm y (M ajestatu K orony) uruchom iony zostaje tw ó r F o rm y (Bankiet), ab y za pom ocą tw o ru F o rm y (zbioro­ we zachow ania osiągające sta tu s r y tu a łu i cerem oniału) okiełzać psującego form ę koronną k róla. O brona bow iem F orm y, jak i nacie­ ran ie n a nią, może dokonyw ać się tylk o w „kościele ziem skim ” , a w ięc w tra k c ie spo tk ań i poprzez Form ę. W h isto rii ban k ietu m am y do czynienia z fo rm ą w yjściow ą (wzór b an k ietu ), psuciem jej przez k ró la, w ytw orzehiem fo rm y obronnej, k tó ra nie ty lko r a tu ­ je sp raw ę K orony, pośw ięcając sp raw ę ban kietu , ale w ciąga króla do osobliw ej gry, w k tó re j ten s ta ra się w ytw orzyć sw oją form ę (an ty b an kiet), ale nie zdolen jest jej narzucić, gdyż fo rm a obronna k anclerza lepiej spełnia sw e zadanie. Je ste śm y tedy nie tylk o tym i, k tó rz y uczestniczą w tw orzeniu Form y, ale także m ożem y być tym i, k tó rzy ją p ro g ra m u ją i reży seru ją. Czy jed n ak F orm a nie w y sta ­ w ia n a m z b y t dużego ra c h u n k u za to, iż m ożem y się nią posługi­ wać w sw oich przeróżnych grach?

T w ierdzenie dziew iąte: ludzie są, zawsze i wszędzie, poniżej form y, k tó rą tw o rzą i uznają; w życiu codziennym ci w y tw ó rcy są poniżej sw ych w ytw o ró w , ci a k to rz y są poniżej sw ych k rea c ji, ci dorośli i d o jrzali są poniżej sw ej Dorosłości i Dojrzałości. Pisze M istrz Wi­ told na te n tem at:

„Skupili się na tym problemie deformacji — zapomnieli, że «Ferdydurke» jest także książką o niedojrzałości... Człowiek n ie może wyrazić siebie na zewnątrz n ie tylko dlatego, że inni go paczą — nie m oże w yrazić siebie przede w szystkim dlatego, że tylko to, co w nas jest już uładzone, dojrzałe,

(13)

249 R O Z T R Z Ą S A N IA I R O Z B IO R Y

nadaje się do wypowiedzi, a cała reszta, czyli w łaśnie niedojrzałość nasza, jest m ilczeniem . Wobec czego forma będzie zawsze czymś kom prom itują­ cym — jesteśm y poniżeni formą. I nietrudno dostrzec jak, na przykład, cały nasz dorobek kulturalny, powstały dzięki tem u skrywaniu niedojrzałości, będący dziełem ludzi podciągających się do poziomu, którzy są tylko na zewnątrz swoją mądrością, powagą, głębią, odpowiedzialnością (przem ilcza­ jąc .odwrotną stronę medalu, nie mogąc jej ujawnić) — jak te w szystk ie nasze sztuki, filozofie, m oralności kompromitują nas, albowiem nas przera­ stają i, dojrzalsze od nas, wtrącają nas w jakieś wtórne zdziecinnienie. My kulturze naszej nie możemy w ew nętrznie sprostać — to fakt, który dotąd nie został należycie uwzględniony, a który decyduje o tonacji naszego «życia kulturalnego». W głębi jesteśm y w ieczystym i chłystkam i” (D II, s. 11—12).

O ntologiczna analiza człow ieka u jaw n ia dualizm jego n a tu ry . Nasz „stad n y dw unóg” składa się z dw óch dialektycznie z sobą złączo­ ny ch p ierw iastków : D ojrzałości i N iedojrzałości. D ualizm ten je st źródłem nieustannego ro zdarcia każdego z nas. Nasz obraz (we w łasnych i cudzych oczach) je st rów nocześnie obrazem osiągającego (dające pow ód do dum y i zadow olenia) w y ży ny tw órcy i znaw cy F o rm y oraz obrazem kogoś, kto nie d orasta do F orm y, nie p o tra fi jej sprostać, z n ajd u je się na poziom ie u zasadniającym zakłopotanie, zaw stydzenie i b ra k zadow olenia z sam ego siebie. D otyczy to zw łasz­ cza ludzi znaczących w tw o rzen iu Form y. Pisze o nich G om brow icz:

„Niedostateczność nie jest czymś, co towarzyszy wielkości, wyższości, a tylko jest to jej «quid» substancją. W ielkość — powiedzm y to w końcu — jest niedostatecznością. (...) czymże bowiem był tzw. w ielki człowiek, jeśli nie produktem nieustannego w ysilenia, sztucznego wyolbrzym iania dojrzałości, skrzętnego ukrywania sw ych braków, przystosow yw ania się usilnego do innych w ybitnych, którzy dopuszczali się takiego sam ego fałszerstw a — i czyż w ielkość nie była tworem «międzyludzkim», jak cała kultura? A w takim razie ten, kto w sferze życia zbiorowego ulegał w yw yższeniu, m usiał osobiście być zaw sze poniżej... i tu w łaśnie wielkość, wybitność, dostojność, m istrzo­

stw o staw ały się niedostateczne, niedojrzałe... spowinowacone pokątnie ze w szystkim młodym... M istrzostwo byłoby w ięc w ieczystym partactwem ! W ie­ czystą słabością i czarem!” (D II, s. 145).

III

W yróżnione przez nas dziewięć tw ierd z eń tw o ­ rzy spó jną całość. W ypada więc, in te rp re tu ją c G om brow iczow ską „filozofię fo rm y ” , czyli antroposocjologię dialektycznej re la c ji m ię­ dzy człow iekiem a Form ą, pam iętać o w ym ogu w idzenia człow ieka w ujęciu G om brow icza rów nocześnie w aspekcie ow ych dziew ięciu tw ierdzeń, gdyż inaczej grozi in te rp re ta to ro w i sy m p lifikacja obrazu z powodu re d u k c ji isto tn ych aspektów .

(14)

R O ^ R Z Ą S A N I A I R O Z B IO R Y 250

ważyć, iż w praw dzie te k st D ziennika i in n ych u tw o ró w M istrza W i­ tolda upow ażnia nas do m ów ienia o pow szechnikach kultu ro w y ch , lecz godzi się w skazać na to, że a u to r P ornografii je st zdania, że usztucznienie, w y rażające się w k lęk a n iu p rze d p ro d u k ta m i w y tw a ­ rzan ia Form y, je st dziejow ą ten d en cją, k tó re j przyśpieszenie i w zm ocnienie w iąże się zdecydow anie z naszą cyw ilizacją, zw łasz­ cza w jej okcydentalnej odm ianie.

P rzed staw iając kró lestw o F o rm y — „kościół ziem ski” , rozw ażał też G om browicz sp raw ę w y b oru najlepszego z m ożliw ych zachow ań się w ty m świecie. A utorow i T r a n s -A tla n ty k u p rzypisać m ożna dw a po­ glądy, z k tó ry c h zasadnie da się w yprow adzić p ew na rekom endacja. Skoro:

1) form a jest od człow ieka, żyjącego w cyw ilizacji, nieodłączna i trzeba o ty m wiedzieć, a w iedząc ułożyć z n ią m ożliw ie rozsądne i korzystn e w a ru n k i w spółżycia: nie m ożna bow iem od niej uciec, a w ięc odpada zarów no droga W łóczęgi (z zaw ieszonego w P ra d o obrazu H eronym usa Boscha) i nie m ożna jej pokonać, a więc od­ pada droga rozm ow y E dypa ze Sfinksem , w y p a d a n ato m iast grać wobec niej rolę podobną g ran ej przez A ugiasza, p rez y d e n ta Elidy (w słuchow isku D iirre n m a tta p t. H erku les i stajnia Augiasza), w o­ bec fak tu i kw estii gnoju, gdy zak ład ał i p ro w adził na uboczu ogród, lecz je s t to droga bardzo tru d n a , choć — pon iekąd — zgodna z fo r­ m u łą Spinozy o w olności jako zrozum ieniu konieczności;

2) w rozm aity ch cyw ilizacjach fo rm a m a ro zm a ity c h a ra k te r, osiąga rozm aity sta tu s i spełnia różne fu n k cje i choć n ie m ożna podjąć sensow nej i owocnej g ry przeciw F orm ie jak o in te g raln e m u sk ła d ­ nikow i su b stan cji ludzkiego św iata, to m ożna g rę ta k ą podjąć p rz e ­ ciw u jem n y m w pływ om — na m yślen ie i zachow anie się ludzi — fo rm y potęgującej i rozszerzającej dom inację idolów i schem a­ tó w — m a sens zastanow ienie się n a d w łaściw ym sty lem bycia czło­ w ieka wobec Form y. R ekom endacja M istrza W itolda w tej m ierze je s t tak a oto:

„Tak! Być ostrym, rozumnym, dojrzałym być «artystą», «myślicielem », «styli­ stą» tylko do pewnego stopnia i nie być nigdy za bardzo i w łaśnie z tego «nie za bardzo» uczynić siłę równą w szystkim bardzo, bardzo, bardzo in ten ­ syw nym siłom. Pilnować w obliczu zjaw isk gigantycznych w łasnej, ludzkiej miary. Nie być w kulturze niczym w ięcej, jak tylko w ieśniakiem , jak tylko Polakiem, ale naw et w ieśniakiem i Polakiem nie być zanadto. Być sw obod­ nym, ale nawet w swobodzie nie być nadm iernym ” (D I, s. 139).

IV

D obrym p raw em m yśliciela, pisarza je s t p rze d ­ staw ian ie czytelnikow i pró b y z a ry su sw oich zasług dla k u ltu ry . U znając to praw o, ja k też sądząc, iż tak ie p ró b y z a ry su m ogą być

(15)

251 R O Z T R Z Ą S A N IA I R O Z B IO R Y

przyczyn kiem do rozum ienia i w y jaśn ien ia sensu i fu n k cji tw órczoś­ ci a u to ra , przytoczym y słow a M istrza W itolda:

„W moich utworach ukazałem człowieka rozpiętego na prokrustowym łożu formy, znalazłem własny język dla ujaw nienia jego głodu formy i jego n ie­ chęci do form y, specyficzną perspektyw ą spróbowałem wydobyć na św iatło dzienne dystans, jaki istnieje pom iędzy nim a jego kształtem . Ukazałem w sposób chyba nie nudny, lecz w łaśnie zabawny, czyli ludzki, żywy, jak forma pow staje między nami, jak ona nas stwarza. W ydobyłem na jaw tę sferę «m iędzyludzkiego», która dla ludzi jest decydującą i nadałem jej cechy siły twórczej. Zbliżyłem się w sztuce bardziej może od innych autorów do pewnego w idzenia człowieka — człowieka, którego w łaściw ym żyw iołem nie jest natura, lecz ludzie, człowieka nie tylko umieszczonego w ludziach, ale nim i naładowanego, natchnionego. Starałem się ujawnić, że ostateczną instan­ cją dla człow ieka jest człowiek, nie zaś żadna wartość absolutna i spróbowa­ łem dotrzeć do tego najtrudniejszego królestw a zakochanej w sobie niedoj­ rzałości, gdzie tworzy się nasza nieoficjalna a nawet nielegalna mitologia. U w ydatniłem moc sił regresywnych, ukrytych w ludzkości i poezję gwałtu, zadawanego przez niższość w yższości. A jednocześnie zw iązałem ten obszar przeżycia z podłożem moim — z Polską — i pozwoliłem sobie podszepnąć inteligencji polskiej, że w łaściw e jej zadanie nie polega na ryw alizacji z Za­ chodem w w ytw arzaniu formy, lecz na obnażeniu samego stesunku człowieka do form y i, co za tym idzie, do kultury. Że m y w tym będziemy silniejsi, bardziej suw erenni i skuteczni” (D I, s. 140— 141).

N aszym zdaniem m ożna się z tą sam ooceną zgodzić. D odam y jeszcze, że tw órczość G om brow icza (tu też zwłaszcza te k st D ziennika) upo­ w ażnia do n ap isan ia trzech jeszcze studiów , będących sui generis w ątk am i w yw odzącym i się z k an o n u „filozofii fo rm y ” . B yłyby to stu d ia pośw ięcone zagadnieniom :

1) tra d y c ji i a n ty tra d y c ji w k ry ty c e „fo rm y polskiej” w raz ze sp ra ­ w ą dziejow ej szansy polskiej in te lig e n c ji w k u ltu rz e u n iw e rsa l­ nej;

2) m odeli n o rm a ty w n y c h p isarza i p isa rstw a w k u ltu rz e naszej cy­ w ilizacji w raz ze w skazaniam i, ja k prow adzić g rę z F orm ą;

3) w alk społecznych o u trz y m an ie bądź zb u rzenie zastanego ład u kulturow ego , prow adzonych za pom ocą F o rm y i w im ię w artości i celów z F o rm ą nierozłącznych.

S tu d ia tak ie zam ierzam y napisać, a niniejszy a rty k u ł tra k tu je m y jak o początek p rzy czyn k u do ro zw ażań o „filozofii fo rm y ” W itolda Gom brow icza.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Table 1 Thresholds for the metrics that indicate the formula smells Smell 70% 80% 90% Multiple Operations 4 5 9 Multiple References 3 4 6 Conditional Complexity 2 3 4 Long

To optimize the image lag performance of the large photodiode, in addition to the transfer gate potential barrier optimization, changing the photodiode shape can also help to speed

poza rolnictwem, do ludności aktywnej zawodowo nie zalicza się natomiast uczniów odbywających naukę zawodu i gospodyń domowych. Aktywne poszukiwanie pracy polega na podjęciu

czasu potrzebnego do ustalenia się stanu równowagi, stężenia jonów Fe(III), jonów chlorkowych oraz HCl, a także stężenia zastosowanego ekstrahenta na wydajność ekstrakcji

nie duszy — zazwyczaj przyjmuje się bowiem, że dusza jest tym składnikiem człowieka, który po śmierci ciała nie ginie, lecz przebywa w jakiejś rzeczywis­.. tości

Stosunkowo niewielka ilość wody grawitacyjnej przy jednocześnie bardzo wysokich zdolnościach retencyjnych analizowanych gleb, a przede wszystkim duża ilość wody

Zdrowie to stan pełnej fizycznej, duchowej i społecznej pomyślności, stan dobrego samopoczucia – dobrostan, a nie tylko brak choroby, defektów fizycznych czy. niedomagań

Z kolekcji Stefana Kiełsz- ni pozostało ponad 140 zdjęć, które zostały zgromadzone w Archiwum Fotografii Ośrod- ka „Brama Grodzka - Teatr