• Nie Znaleziono Wyników

Zwrot archiwalny : jak ja go widzę

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Zwrot archiwalny : jak ja go widzę"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

Danuta Ulicka

Zwrot archiwalny : jak ja go widzę

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 1/2 (121-122),

159-164

(2)

Z w ro t archiwalny

(jak

ja

go w idzę)

„Szybkim i i pew nym i k ro k am i zbliżam y się do takiego czasu, kiedy lu d z i z wy­ kształceniem klasycznym zaczną pokazywać na jarm arkach, niczym jakichś A zte­ ków ” - pisał w ro k u 1924 Boris Jarcho. D la absolw enta filfaku (fak u ltetu filolo­ gicznego) „w ykształcenie klasyczne” znaczyło tyle samo, co „filologiczne”. Filolo­ gia zaś m iała być dyscypliną ścisłą, jak m atem atyka i przyrodoznaw stw o, które Jarcho studiow ał rów nie sta ra n n ie , co hum an isty k ę. S krajnie n ie ch ę tn y „filozofo­ w an iu ” (wiecznie polem izując z głów nym w tedy w R osji h u sse rlian istą, G ustaw em Szpetem ), nieu p raw n io n y m w nioskom i n iejasnym te rm in o m (wytykając ich m e­ taforyczny sta tu s naw et z O PO JA Z-ow cam i), zawzięcie tro p ił p o chopne uogólnie­ nia i efektow ne, ale słabo, w jego p rze k o n an iu , u zasadnione teorie. A przy tym w szystkim pozostaw ał najgorętszym rzecznikiem sem antyki. Ta dla niego stan o ­ w iła w szakże re z u lta t do b ó lu i do znużenia dokładnych ustaleń filologa, pochło­ niętego k ształtem językowym w ypow iedzi, z którego w yłuskiw ał form ę znaczenia. N ie znajdow ał w k u ltu rz e niczego, co by nie przeszło przez język.

Jarch o i Szpet, p o d o b n ie jak M ak sim K enigsberg, A lek san d r R om m , Boris G o rn u n g n ie z n a jd u ją się na standardow ej liście założycieli, członków i u czest­ ników p o sie d ze ń M oskiew skiego Koła L ingw istycznego. P różno na niej szukać także Siergieja Bobrow a, M iko łaja A siejew a, O sipa M a n d elsz ta m a i Borysa Pa- ste rn a k a; jed en M ajakow ski fig u ru je w śród poetów zain tereso w an y ch now ą lin ­ gw istyką i now ym lite ra tu ro z n a w stw e m (pew nie rów nież d latego, że m ieszkał w tym sam ym dom u n a - o ironio - Ł u b ia n ce 3, n ap rzeciw gm aszyska KGB, gdzie w lokalu n r 10 zajm ow anym przez Jakobsona odbywały się debaty). W ogóle o Kole M oskiew skim n iew iele w iadom o, choć w k ażd y m p o rz ą d n y m p o d rę c z n ik u do teoryj lite r a tu r y jest w y m ien ian e jed n y m tc h e m z O PO JA Z -em jako początek

15

(3)

09

1

W yznania

now oczesnego literatu ro z n aw stw a i całk iem o b szernie charak tery zo w an e w ro z­ d ziała ch o ro sy jsk im fo rm alizm ie. M a te ria łu do ch a ra k te ry sty k d ostarcza je d ­ n a k zw ykle koncepcja Jakobsona z lat jeśli n ie 60., to w k ażdym razie już nie m oskiew skich, lecz p ra sk ic h a cały tzw. fo rm a liz m jest opisyw any p rze d e w szyst­ k im na p odstaw ie d o k o n ań p io tro g ro d zk ieg o O bszczestw a Izu czen ija P oeticze- skogo Języka.

D laczego ta k się stało? W p rzy p a d k u sam ego Koła M oskiew skiego o odpow iedź n ie tru d n o . Z nikło z pola w idzenia, bo nie prow adziło intensyw nej działalności edytorskiej, n ie wydawało swoich Sbornikow po tieoriipoeticzeskogo jazyka. W p rze­ ciw ieństw ie do p etersb u rżan m oskw iczanie koncentrow ali się raczej na posiedze­ n ia ch i dyskusjach niż na ro zpow szechnianiu ich rezu ltató w (w la tac h 1918-1923 odbyło się 130 - tak! - ta k ich na poły dom ow ych sem inariów ). O calało na szczę­ ście archiw um Koła. M a ono zresztą z n a m ie n n ą i godną zachow ania w p am ięci h isto rię. Jest dostęp n e od stosunkow o niedaw na, w praktyce od połow y lat 90. W p raw dzie już w ro k u 1972 m iał je przekazać In sty tu to w i Języka Rosyjskiego A kadem ii N a u k o sta tn i sekretarz Koła, Boris G ornung, rychło jed n ak zostało ukry­ te. M a rie tta C zudakow a, któ ra dzięki inform acjom G ornunga dotarła do zbioru, usłyszała od kierow nika d ziału rękopisów In sty tu tu k u rio zaln e, tłum aczące się chyba tylko echam i zim nej w ojny i antysem ityzm em ostrzeżenie: „N ie w olno ro ­ bić odsyłaczy do tego archiw um . Przecież jeśli Jakobson się dowie, że jest u nas, to zechce zajrzeć. [...] M y teraz specjalnie niczego nie p u b lik u jem y - bo kiedy oni co w ydrukują, to m y w ykorzystam y m a teria ły do p o le m ik i” .

M ożna jed n ak podejrzew ać, że naw et gdyby było w cześniej dostępne, to i tak n ie cieszyłoby się w ielkim zainteresow aniem . N o w o c z e s n y t e o r e t y k l i t e r a t u r y n i e ż y w i ł s z a c u n k u d l a a r c h i w ó w , j a k w o g ó l e d l a a k t y w n o ś c i f i l o l o g i c z n e j i j e j p o d s t a ­ w o w e g o g a t u n k u - k o m e n t a r z a . M iał inne am bicje. Świadczą o tym kłopoty, trw ałe do dziś, z nazw aniem naszej dyscypliny. W śród propozycji n a d a ­ nia jej im ienia własnego pojaw iały się nazw y niespodziew ane, jak Jakobsonow ska „dialektologia poetycka” i, w brew rozpow szechnionej opinii, nie Jakobsonow skie- go autorstw a „gram atyka p o ez ji” (po raz pierw szy użył jej Szpet w ro k u 1922 w Es-

tieticzeskich fragmentach, podkreślając: „Poetyka w szerokim sensie to gram atyka

języka poetyckiego i gram atyka m yśli poetyckiej”); „poetycka lingw istyka” lub „lin­ gw istyczna p oetyka” - nie m ógł się zdecydow ać Ż yrm unski; „gram atyka id e j” W i­ nogradow a. Jak ognia u n ik a n o tylko zniesław ianej „filologii” . Także polskie dys­ kusje o „filologii i filologizm ie” z pierw szego i drugiego dziesięciolecia XX w ieku nie pozostaw iają w ątpliw ości - zdezaw uow ana działalność filologa aw angardow e­ m u badaczow i była n ieprzystojna; pozostaw iano ją w rękach polonisty od pana Zagłoby, historyka piśm iennictw a „pięknego” i „użytkow ego” . W efekcie z pola w idzenia znikło nie tylko M oskiew skie Koło Lingw istyczne. Przepadały, nie za­ wsze w yrokiem losu, sam e nie dość chronione, bo nied o cen ian e archiw a (Jurija Tynianowa, W arszaw skiego Koła Polonistów ). A obraz dziejów te o rii n ab ierał co­ raz b ardziej m onstru aln eg o c h a rak te ru , kopiow any z autorytatyw nych, nie w ie­

(4)

dzieć czem u uchodzących za k anoniczne (bo pierwsze?) ujęć. To, co się zachow a­ ło, najczęściej im przeczy.

N ie b ę d ę p ro g ra m o w ać k o le jn eg o z w ro tu w lite ra tu ro z n a w s tw ie , k tó reg o nazw ę p o d su n ą ł m i E dw ard B alcerzan - zw rotu archiw alnego. Pow iem tylko, że w a ru n k ie m jego sukcesu jest le k tu ra cu d e m n ie k ied y ocalałych d o k u m en tó w n ie tylko zw yczajnie k rytyczna wobec ich zaw artości i św iadom a, że archiw a n ie za­ p ew niają w iedzy niezbitej („faktów ”), pozostaw iły bow iem to, co pozostaw ić z róż­ n ych w zględów zechciały, a i u d o stę p n ia ją to, co zechcą, n ie k ie d y na m ocy p ry ­ w atnego w id zim isię kustosza. M u si to być p rze d e w szystkim le k tu ra p rześw ie­ tla ją ca d o k u m e n t jako w ypow iedź ku ltu ro w ą: pow stałą w określonej sy tu acji i w jak im ś celu, p rzez kogoś za p isa n ą (a także p rzez kogoś odczytyw aną i k o m e n to ­ w aną). Ś lady tych jej sytuacyjnych uw aru n k o w ań zachow ały się w u k sz tałto w a­ n iu językow ym ; poza n im nic innego nie jest n a m d ostępne. D latego, po o sta t­ nie, m u si to być le k tu ra w rażliw a na słowo - styl p rze k azu , g atu n ek , w którego ra m a c h b u d u je swoje zn aczen ie, na, w reszcie, in d y w id u a ln y id io lek t jego tw ó r­ cy. D o p iero ta k ie, filologiczne czytanie zapew ni n iepozorow any (i na pew no n ie ­ p o zorny) zw rot arch iw aln y , n ieo d zo w n y w n aszej w ie lo im ie n n e j d y sc y p lin ie , po to czn ie wciąż nazyw anej te o rią literatu ry .

Być m oże dzisiejszy teoretyk przestanie w tedy wartościować zdeponow ane w p a­ m ięci historycznej koncepcje, m ierząc je w łasnym i doraźnym i interesam i. A w spół­ czesny lingw ista, ufny w wyższość ak tu aln ie panującego histo ry zm u i p rag m aty ­ zm u, nie będzie staw iał Jana B audouina de C o u rten ay wyżej niż F erd in an d a de S aussure’a, dyskutując z lingw istą daw niejszym , k tó ry z kolei, zgodnie z a k tu a l­ ny m i sobie w iaram i, wielce krytycznie oceniał tw órcę szkoły kazańskiej, bo na pierw szy p la n wysuwał proces historyczny i w ieczną zm ienność języka, z a n ie d b u ­ jąc „statykę” i przedkładając n ad nią „dynam ikę” (tak pierw otnie tłum aczono „syn- ch ro n ię ” i „ d iac h ro n ię”).

Starczy jednak, że przestanie pow tarzać kom unały. D o n ich należy rozpow szech­ nio n a o pinia o „treści n ajisto tn iejsze j” koncepcji de S aussure‘a, któ rą w ypełniać m a „rozróżnienie m iędzy językiem (langue) a m ów ieniem (parole)”, jak to krótko wyłożył w ro k u 1943 Hjelm slev. N ie w iem , w ja k im języku czytał K u rs...(z pol­ skiego p rze k ład u to nie w ynika), d o stępny już w tedy po ja pońsku i niem iecku. Raczej nie znał tłu m ac ze n ia rosyjskiego (1931), a już na pew no jego pierw szej niepublikow anej i do dziś pozostającej w archiw um w ersji z ro k u 1922, dokona­ nej przez A leksandra R om m a. Ta jednoznacznie w skazuje na n ajisto tn iejszą ideę w ykładów genew skich: epistem ologię p u n k tó w w idzenia, a rolę kluczow ą p rzy ­ znaje langage. G dyby tłu m aczen ie R om m a ukazało się w ro k u 1922, to m oże w id­ m o de S aussure’a nie krążyłoby n a d E u ro p ą i S tanam i Z jednoczonym i. N ie trzeba byłoby w każdym razie polem ik B achtina z „form alizm em ” o treść, form ę i m ateriał (z 1924 roku) i W ołoszynowa (z ro k u 1929) z „językoznaw stw em abstrak cy jn y m ” an i w yłom u, jakiego ich koncepcje dokonyw ały potem , z blisko półw iecznym opóź­ nieniem , w św iadom ości zachodnioeuropejskiej i am erykańskiej. A ustinow ska lin ­ gw istyka mowy nie doczekałaby się takiego rezonansu, jaki m iała, a Jacques D er-

19

1

(5)

16

2

W yznania

rida nie m iałby po p ro stu z kim dyskutow ać w ro k u 1966. O d końca lat 60. nie trzeba by też proklam ow ać kolejnych literaturoznaw czych „zw rotów ”, z których każdy prow adził m niej lub b ardziej otw artą polem ikę z urojoną, a w każdym razie anach ro n iczn ą i szkolarską w izją K ursu..., już przecież dostępnego w krytycznych edycjach Rudolfa E nglera i Tullio de M auro, wzbogaconego n adto o w ydane i sko­ m entow ane przez R oberta G odla notatk i. Ale przede w szystkim gdyby tłu m ac ze­ n ie R om m a stało się „fa k tem ” drukow anym , a n ie archiw alnym , mogłyby, wraz z innym i koncepcjam i k rystalizującym i się w to k u dyskusji w Kole M oskiew skim , położyć fu n d am e n ty pod ta k w tedy (i wciąż) pożąd an ą n o w ą f i l o l o g i ę - t ę z o r i e n t o w a n ą n a s e m a n t y k ę h i s t o r y c z n ą i u p r a ­ w i a n ą z g o d n i e z r e g u ł a m i n o w o c z e s n e g o j ę z y k o ­ z n a w s t w a k u l t u r o w ą t e o r i ę l i t e r a t u r y , k tó rą dzisiaj nazywa się także n iek ied y jej antropologią.

N ie dane jej było naonczas się wyłonić. Przeczuw ający ją R om an Jakobson opuścił M oskwę, projektujący - G ustaw Szpet zginął w łagrze, a Rom m , który podjął in sp iracje obu i zdaw ał z n ic h spraw ę przek ład em K u r s u . , zakończył działalność filologiczną, pośw ięcając się przek ład o m (do dziś w znaw ianym , jak Pani Bovary). Je d en bodaj B achtin w ku sta n ajsk o -sa ran sk ie j sam o tn i podejm ow ał w ysiłek jej zbudow ania. D ziś jej zarys m ożna odnaleźć już tylko w archiw ach.

Szczęściem h isto ria in te le k tu aln a to nie h isto ria w ydanych książek. N iekiedy w ażniejszą w niej rolę odegrały k siążki m ożliwe - albo niedokończone, porzucone na etapie k o n sp e k tu lub szkicu, albo w ogóle n ie n ap isan e, m ów ione i czasem ty l­ ko zrekonstruow ane na podstaw ie zapisków słuchaczy, albo w łaśnie te do dziś tkw ią­ ce w archiw ach. Podobnie jak owe m ów ione (B achtina, A ustina, sam ego de Saus- su re’a), któ re okazały się dla literaturoznaw stw a X X w ieku p u n k ta m i zw rotnym i, ta k i te archiw alne, znane nielicznym , stoją p rze d p o dobną okazją.

P ożytki z w skrzeszania h isto rii nie są odległe od tych, jakie za k ład ają inne zwroty. „H istoria n a u k i - pow iada w ytraw ny znawca archiw ów i ich w nikliw y ko­ m entator, M aksim Szapir - to najw ażniejszy kom p o n en t jej sam ośw iadom ości [ . ] szczególnie w p rzy p a d k u n au k hum anistycznych. W n ic h w szystko albo praw ie w szystko jest sporne, i to nie tylko na poziom ie fu n d am e n taln y ch teorii, ale i na bezspornym , w ydaw ałoby się, poziom ie «bezpośrednio obserwowalnych» faktów ” . Bo - w iedział o tym E jchenbaum , a nie tylko n ag m in n ie dziś cytowany F leck - „Aby schwycić w ręce «fakty», trzeba um ieć je znaleźć - faktów sam ych w sobie n ie m a ” . Także tych archiw alnych. Stwarza je dopiero filolog.

N ajczęściej re-k reu je te „fak ty ” w tow arzyszącym robocie edytorskiej g atu n k u k o m entarza. „K om entarz to jedna z n ajbardziej m obilnych i perspektyw icznych form historycznej h erm eneutyki: jej «zdolności rozstrzygające» przew yższają m oż­ liwości w szelkich ujęć m onograficznych. Jakiż in n y g atu n ek pozw ala organicznie zespolić rozbudow any i ścisły ap a rat naukowy, dociekania bibliograficzne, teksto- logiczne i biograficzne, naukow e b ad a n ia historyczne i w łasne naukow e p oszuki­ w ania? A utentyczny k o m en tarz to synteza h isto rii n a u k i i samej n a u k i”, pow tórzę raz jeszcze za Szapirem .

(6)

Siła tego g atu n k u jest nied o cen ian a, jak i jego historyczna rola. A od niego przecież zaczęła się i nasza nauka, i jej p rzedm iot - literatu ra . Z k om entarza pierw ­ szego aktora w prow adzonego na scenę przez Tespisa do archaicznego, bezsłow ne­ go jeszcze, g estykularno-tanecznego ry tu ału , p otem zaś aktora dialogującego z chó­ rem , pow stał d ram at grecki. N ie inaczej - d ram at w schodni. G odna za p am iętan ia jest ta tożsam ość fu n k cji aktora i kom en tato ra, dziś zachow ana chyba tylko w p rzy­ p a d k u k o m en tato ra sportowego, godna zap am iętan ia zważywszy zwłaszcza na to, że greckie słowo „a k to r” m ożna w ym awiać jak „h ip o k ry ta”. C zyli ktoś, kto sku­ tecznie udaje, że rek o n stru u je „fak ty ”, podczas gdy je re-kreuje.

M ówić o sile k o m en tarza w dobie obw ieszczeń śm ierci k o m en tarza zakraw a na prow okację. D aleko m i do niej. N ie tylko w m oim p rze k o n an iu żyjem y w epo­ ce n ie za n ik u sztuki kom entow ania, ale w łaśnie jej niebywałego rozkw itu, b ez p re­ cedensowego, porów nyw alnego bodaj tylko z okresem h ellenizm u. Sam i zresztą rzecznicy śm ierci tej sztuki dają dowody jej żywotności. Ich prace to przecież nic innego niż serie konsekw entnych kom en tarzy (kom entarzy swoistych, filologicz- no-herm eneutycznych, w pisyw anych w h isto rię idei). Skąd więc radosne p rze k o ­ n an ie o śm ierci gatunku?

Rzecz w tym , że w nekrologach kom entarzow i przy p isan y został n ad e r w ąski (i historycznie nieuspraw iedliw iony) zakres. W nekrologach jest on tacite pojm o­ w any jako m etatek st, zap isan y w języku innym niż tekst kom entow any, języku p rzy tym odstającym - ze w zględu na status i uroszczenia - od te k stu prym arnego. M ówiąc krótko, ko m en tarz został zaliczony do zniesław ionej n au k i, a k o m e n to ­ w any tekst - do lite ra tu ry (filozofii, sztuki). Jeśli w szakże wejrzeć w działalność poznaw czą i p isarską fra n cu sk ich p o ststru k tu ra listó w i w ielkiej czw órki dekon- strukcjonistów , to w idać od razu, że n ie ch lu b n y ko m en tarz po p ro stu przem ieścił się u n ic h z te k stu pobocznego do głównego. Z rzucił skórę przy p isu , ekskursu, w stępu, posłow ia, k a len d a riu m , tab licy synoptycznej, rzeczowego bądź filologicz­ nego objaśnienia, by przybrać postać n a rra c ji - n ie au k to ria ln ej, nieodróżniającej się stylistycznie an i gatunkow o od n a rra c ji głównej, pierw szoosobow ej, w której najczęściej jest zapisywany.

U stalenie wiążącej d efinicji k o m entarza, a naw et tylko charakterystyka jego najw ażniejszych form w samej tylko h isto rii europejskiej k u ltu ry słownej (takich jak antyczne hypomnemata, sygramma, hyporhesis, średniow ieczne commentaria, com­

menta, enarrationes, expositiones, quaestiones, apparatus, postilla), by nie w ym ieniać róż­

norodnych - i precyzyjnie rozgraniczanych - form kom entarza w k u lturze judej- skiej (takich jak opowieść chasydzka, religijny i jurysdykcyjny kom entarz do Tal­ m u d u , perusz, peszer, m idrasz, reszum ot, tosafot, b arajta) - wszelkie ustalenia defi­ niujące i ujednolicające tak bogatą i kulturow o zróżnicow aną tradycję historyczną są skazane na fiasko. K om entarz to te rm in nieostry, stosowany w ym iennie z wieloma innym i, kategorialnie nieczysty, gatunkow o i stylistycznie rozmyty. Filologowie - znawcy k u ltu r daw nych pow iadają, że tak było od najdaw niejszych czasów, że więc przypisyw ana starożytnym um iejętność ostrzenia narzędzi jest naszym złudzeniem , i radzą nie kierować się pozostaw ionym i przez nich definicjam i.

163

(7)

16

4

W yznania

Bez am bicji zatem o d różnienia kom entarza filologicznego i rzeczowego, tek- stologicznego i konceptualnego, pow iem ogólnie: w każdej k u ltu rz e i na każdym etapie dziejow ym k o m e n tarz był (i jest) form ą p rze k ład u te k stu uznanego za n ie­ jasny, n iezro zu m iały - czy to z pow odu dystansu w czasie, czy z rac ji innojęzycz- ności (a raczej heteroglozji, tj. innojęzyczności n iekoniecznie etnicznej), te k stu uznanego za z jakichś względów godny w yjaśniania, a zgoła o bjaśniania w k u ltu ­ rze docelowej wymagający, w reszcie - te k stu uznanego za w zględnie jasny w k u l­ tu rze źródłow ej, do której z reguły odw ołuje się kom entator, albo w trybie rzeczo­ wym, albo f i l o l o g i c z n y m .

C zytanie filologiczne to czytanie pow tórne. F ilologię jako Wiedererkentnis p ro ­ jektow ał G ustaw Szpet. W idział ją jako n au k ę „w tórną”, jak byśm y dziś pow ie­ dzieli, któ ra polega na „poznaw aniu p o zn a n ia” : „roz-poznaw aniu” - jak p isał we właściwej sobie poetyckiej m owie filozoficznej, w yrażanej oryginalną, n ie sta n d a r­ dową ortografią - „lub o d -ra d za n iu ” cudzego pozn an ia, re-kreacji dośw iadczenia Innego. Filolog zdany jest na tak ą le k tu rę sentym entalną, tym bow iem ró żn i się od historyka, że te n w yczytuje w d o k u m en tach to, co się w ydarzyło”, filolog zaś czyta w n ic h „jak to, co zaszło, zostało za p isa n e” - m ów ił w m a ju 1924 ro k u wy­ chow anek Szpeta, K enigsberg. Z tego w zględu filologia jest fu n d a m e n te m n au k o k u ltu rz e, z których każda pracuje na słowie. Czyta w ideach (także teoretyczno- literackich) zapis dośw iadczenia, nie in n y niż zapis artystyczny.

Z daje m i się, że „zwrot lingw istyczny”, „ in terp reta cy jn y ” i „kulturow y” do tego w łaśnie zm ierzały. N a in n y m tylko niż archiw alny, gotowym m ateriale.

Abstract

Danuta ULICKA (University of W arsaw )

The Archival Turn (As I See It)

A reply to the questionnaire on the occasion of the 20th anniversary of Teksty Drugie: my personal views on literature, literary studies and other issues of consequence.

On the need to restore the Moscow Circle to its due place in the history of modern literary studies, through reading of certain unpublished archival documents.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pokazac, że wartości własne ograniczonego operatora samosprzężonego są rzeczy- wiste.. Pokazać, że wartości własne operatora unitarnego leżą na

Pawliszczew nigdy nie jeździł do Paryża po żadne przystojne guwernantki, to znowu potwarz. Według mego zdania, zostało wydane na mnie o wiele mniej niż dziesięć tysięcy,

Pokazać, że każdy operator śladowy jest iloczynem dwu operatorów

Zestaw zadań 4: Grupy permutacji.. (14) Wyznaczyć

Zbiór funkcji nieparzystych oznaczymy literą N, natomiast zbiór funkcji parzystych - literą P..

 całkowitego lub częściowego pokrycia kosztów udziału w zajęciach edukacyjnych, w tym wyrównawczych, wykraczających poza zajęcia realizowane w szkole w ramach

Podobnie jeśli udowodnimy, że iloraz między następnym a poprzednim wyrazem ciągu jest stały to ciąg jest geometryczny.. Przeanalizuj przykład 2 na

[r]