• Nie Znaleziono Wyników

Rodzina Chrześciańska, 1903, R. 2, nr 40

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rodzina Chrześciańska, 1903, R. 2, nr 40"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.

Wychodzi raz na tydzień w JYiedzielę.

Godzina chrześciańska« kosztuje razem z » Górnoślązakiem# kwartalnie 1 m ark ę 60 fen. Kto chce samą »Rodzinę clirześciańską*

0n°w ać, może ją sobie zapisać za 50 f, na poczcie, u pp, agentów i wprost w Administr. »Górnoślązaka« w Katowicach, ul. Młyńska 12.

Na N ie d z ie lę o s ie m n a s tą po Ś w ią t k a c h .

Lekcya

i Kor. I. 4— 8.

z ] ^ racia! Dziękuję B ogu mojemu zawsze za was 7u Bożej, która jest wam dana w Chrystusie Je- weSle ’ ^ we wszystkiem staliście się bogatymi w nim, Jak VV.Sz?^^em słowie i we wszelkiej umiejętności.

tak° .*,w*adectwo Chrystusowe utwierdzone jest w was j, ’ ^ wam na żadnej łasce nie schodzi, oczekiwa- któ^ni Z ja w ie n ia Pana naszego Jezusa Chrystusa, p ry. też was unosi aż do końca bez winy w dzień

yjścia Pana naszego, Jezusa Chrystusa.

Ewangelia u Mateusza świętego

w Rozdziale IX .

tyj. on czas: W stąpiwszy Jezus w łódkę prze- nj °.z: si? i przyszedł do miasta swego. A oto przy- Ą , mu powietrzem ruszonego na łożu leżącego.

ne Wldząc Jezus W iarę ich rzekł powietrzem ruszo-

Ą 1111: Ufaj synu, odpuszczając się grzechy twoje.

oto niektórzy z Doktorów mówili sami w sobie:

Ti

^yśiii^.bluźni. A widząc Jezus myśli ich, rzekł: Czemu łacniej,

rzec:

a cnoaz.'1 a lzDj^scie wiedzieli, że moc ma c2 V, człowieczy na ziemi odpuszczać grzechy, tedy ą -^‘ powietrzem ruszonemu: W stań, weżmij łoże twe, s\v t domu twego. I wstał i poszedł do domu

go. A ujrzawszy rzesze bały się, i chwaliły ga, który dał takową moc ludziom.

Nauka z tej Ewangelii.

W dzisiejszej Ewangelii wyczytujemy, że Pan . Us powietrzem ruszonego uzdrowił, nietylko na e odejmując boleści, ale i na duszy odpuszczając Ma ®rzecby jego- Mędrcy żydow scy nie poznali się te) jego wielkiej władzy, miotali potwarze, prze­

je 0 świętej osobie jego; rzesze zaś chwalili Boga, ja k ^ 1 11100 tak ° Wf* dał ludziom. Biorąc na uwagę, w Clężki grzech popełnia człowiek, gdy przeciwko

°gu

i jego rzeczom świętym z pogardą mówi, jako

tu mędrcy żydowscy uczynili, upatruję sposobność mówienia w dzisiejszej nauce, o znieważeniu imienia Boskiego.

Imie Boskie znaczy samego Boga. W dawnym

• zakonie w tak wielkiem uszanowaniu było Imie Boskie, iż go nie wolno było nikomu wymawiać, tylko samym kapłanom, i to przy uroczystych obrzę­

dach, albo w jakiej wielkiej potrzebie. T oż samo zachowywali dawni Chrześcianie, iż tylko w przy­

sięgach albo nabożeństwach to święte Imie z usza­

nowaniem wspominali i z tego też powodu drugie przykazanie nakazuje: Nie będziesz brał Imienia B o ­ skiego nadaremnie, to znaczy: Nie będziesz wspo­

minał allbo wzywał Boga, w rzeczach żartobliwych, nikczemnych, podłych, niesprawiedliwych, brzydkich,

bez potrzeby. ,

Przeciwko temu przykazaniu grzeszą, którzy Boskie Imie lekkomyślnie bez potrzeby wspominają, co niektórzy czynią ze złego nałogu, gd}r im kto nie- chce dać wiary, jakoby tak lub inaczej było, zaraz na stwierdzenie używają wyrazów: B óg widzi, Bóg świadek, przysięgam Bogu, jak B oga kocham, jak mi B óg miły, niech mię B óg skarze i t. p. A tym [go­

rzej, gdy to czynią w rzeczach fałszywych.

Przeciwko temu przykazaniu grzeszą także, któ­

rzy bluźnią, to jest kiedy kto o Bogu i rzeczach świętych nieuczciwie mówi, kiedy obrzędów Kościoła nie szanuje, albo wyśmiewa, albo słowa świętej Ewangelii, pacierza, albo jakiej modlitwy, dla śmie­

chu i szyderstwa przekręca, albo w złej myśli tłó- maczy.

Grzeszą także przeciwko drugiemu przykazaniu, którzy uczynione śluby Panu Bogu łamią. I rafia się, że niektórzy jakiemś szczególniejszem dobro­

dziejstwem Boskiem spowodowani, to jest: że z nie­

bezpiecznej choroby wyszli, albo się z przypadku jakiego szczęśliwie ratowali; chcąc się wywdzięczyć, ślubują, że będą jakie dni pościć, albo modlitwy od­

mawiać, albo o sieroty mieć będą starania, albo ja ł­

mużnę dać ślubują czasem na spowiedzi, że krzywdę ludzką wynagrodzą, że złodziejstwa zaprzestaną, że się do pijaństwa nie wrócą; aż tu za lada okazyą opuszczają śluby swoje, a lecą tam, gdzie ich

Jjfojfc H. Katow ice, Niedziela, 4-go Października 1903 r. Nr. 40.

(2)

3 14

występne chucie ciągnią, i gorzej się jeszcze roz­

puszczają.

Najbardziej grzeszą przeciwko temu przykaza­

niu, którzy się lekkomyślnie bez potrzeby do przy­

sięgi porywają. Najczęściej to czynią źli ludzie, któ­

rzy o złodziejstwo albo o jaki inny występek są obwinieni, klną się, chcą przysięgać, aby się tym sposobem od zarzutu obronić, albo się od kary uwolnić.

Takow ych porywczych przysięgań sam Chry­

stus Pan zakazuje, m ó w iąc: Słyszeliście, iż powie­

dziano starym: Nie będziesz krzywo przysięgał, ale oddasz Panu przysięgę twoję; a ja wam powiadam, abyście zgoła nie przysięgali, ani na Niebo, bo jest Stolica Boża, ani na ziemię, albowiem jest podnóż­

kiem nóg jego , ani na głowę twoję będziesz przy­

sięgał, albowiem nie możesz uczynić żadnego włosa białym, albo czarnym. A niechaj mowa będzie:

Jest, jest, nie nie; a co nadto to więcej jest, od złego jest.

Ponieważ niektórym ludziom wydarza się cza­

sem okoliczność, że ich zwierzchność do przysięgi wzywa, którzy nie wiedząc może dobrze, co to jest za akt wielkiej wagi, z takiej nieświadomości mógłby ktoś fałszywą przysięgę popełnić, a przytem siebie i kogo zgubić; dlatego w dzisiejszej nauce jeszcze nieco o przysiędze wspomnę.

Przysięga jest dobrowolne i publiczne wezwanie B oga na świadectwo, jako zeznanie lub zobowiązanie nasze, które prawej zwierzchności składamy, jest pra­

wdziwe. i rzetelne.

Przysięga jest aktem religijnym, który na to jest postanowiony i upoważniony,- aby zwierzchność i w szyscy ladzie w wielkiej potrzebie i w ważnych okolicznościach o prawdzie i rzetelności byli zabez­

pieczeni i przekonani.

, Czasem kogo oskarżają niewinnie, żę okradł, zabił, dom podpalił, trzeba tu koniecznie dowiedzieć się prawdy od świadków, czy oni to w idzieli,.co po­

wiadają. A b y się niewinnemu nie zrobiło krzywdy na zdrowiu lub życiu, dał Pan B ó g zwierzchnościom na taki raz moc, podągnienia świadków do przysięgi, do których tak rzekną: »Stoicie w obliczu Pana B o ga sędziego strasznego, który wszystko widzi i słyszy, zaklinamy was na jego,.sprawiedliwość, po­

wiedzieć nam wszystko, co wiecie w tej okoliczności i nic nie zatajajcie, przysięgnijcie*. Na taki raz trzeba prawdę w yznać szczerze i jasn o przed zwierzch­

nością i sprawiedliwie przysięgać.

K ażda przysięga, aby była ważna i bez grzechu śmiertelnego, powinna w sobie zawierać trzy w a­

runki, czyli kondycyje, to jest: pierwsza kondycyja jest, aby była wykonaną przysięga prawdziwie.

D ruga: aby ją poprzedzał rozsądek. T rzecia: aby w rzeczach sprawiedliwych była wykonaną.

Mówię tu najpierwej, żeby człowiek przysięgał w prawdzie, to jest żeby najm niejszego nie było fał­

szu, ale tak przysięgający zeznawał, jak się rzecz ma.

W rozsądku: A by przysięgę wykonał z rozmysłem,

nie porywczo, nie lekkomyślnie, bo to jest wielki akt religijny. W sprawiedliwości: A b y się przysięgą działa w rzeczach sprawiedliwych i wielkiej wagi) bez pokrzywdzenia ^bliźniego. G dyby kto naprzykład przysięgał, że się zemści, kogo zbije, albo do towa­

rzystwa niebezpiecznego, albo do bandy lmltajów należeć będzie, takowa przysięga w rzeczach niespra­

wiedliwych, jest wielkim występkiem.

Jeżeli przysięgający nie zachowuje tych trzeci1 warunków, popełnia krzywoprzysięztwo. Ktoby sl?

na taką przysięgę ważył, gdzie niema prawdy, roz­

sądku i sprawiedliwości, śmiertelnie grzeszy i podaje duszę swoją na potępienie wieczne.

Przysięgi sprawiedliwej bać się nie trzeba, i owszem każdy dobrze i chwalebnie czyni, kto przy- sięga na prawdę; prawdziwa przysięga jest tak do­

bra, ja k modlitwa, pokazuje posłuszeństwo i uszan0' wanie dla Pana B oga i miłość bliźniego, gdyż sl?

często tym sposobem niewinnego ratuje.

Lubo przysięga jest akt religijny, nie w s z y s t k i m

jednak przysiągać wolno. Od tego aktu w yłączone są osoby: Najpierwej, które z jakiejkolwiek miary w podejrzeniu, iżby dla zysku, albo dla ocaleni sw ego honoru, albo dla uniknienia kary, fałszy'vie przysięgać mogli. Powtóre: ludzie dziecinni, głupcy’

którzy ani o przysiędze, ani o rzeczy zaprzysięgaC się mającej nie mają dobrego wyobrażenia. ^ a' reszcie osoby, których lekkomyślny i występny sp°”

sób myślenia i życia jest jaw nie wiadomy.

G dy przysięgę złoży człowiek niepodejrzanyi rozsądny i obyczajny, taki utrzymuje W iarę nietylk0 u zwierzchności, ale i u wszystkich ludzi; bo to zdaje się rzeczą niepodobną, aby ten, który w te) chwili do mówienia prawdy poważnie jest przygot0' wany, kłamać i B o ga na świadectwo w zyw ać ini^’

W szystkie narody starożytne, które o Boskiej sprawiedliwości miały wyobrażenie, wykonywały wief' nie przysięgi, i ściśle je wykonywały, brzydziły sl<*

krzywoprzysięztwem, a krzywoprzysiężców suroW0 karały.

Nasze . ustawy krajowe krzywoprzysiężców su­

rowo karać rozkazują, krzywoprzysiężcy, skazani b y wają do ciężkiego więzienia na kilka lat; co bardzo jest sprawiedliwie, gdyż takowi spodlone suniier>ie mając, społeczności ludzkiej są szkodliwemi, więc ile możności takich niebezpiecznych ludzi od niej usu­

nąć trzeba.

W d a w a n i zakonie na krzywoprzysiężców wiel­

kie przekleństwa miotane były, czytam y u Zacna' ryasza proroka: * Przekleństwo wnijdzie w dom krzy' woprzysiężcy*. W nijdzie w dom, a cóż tam czyIllt będzie? Oto, mówi prorok, wszystko pożre.

mieszka tam i nie zaraz wyjdzie, pożre go, i drewn3 jego , i kamień jego.

Ten straszny wyrok Boski i teraz się na krzy' woprzysiężcach „ prawdzi, jako w wielu p r z y p a d k a c h

dośwadczenie pokazuje, jedni w krotce na zdroWiUi życiu, dzieciach, furtunie nędznieją, i marnie g irlil

(3)

3r5 — drudzy nawet i w późnych latach do nieszczęścia

Przychodzą.

Z tego więc, co się tu powiedziało, wyrozumieć

■nożna, jak ciężkie są grzechy przeciw drugiemu Przykazaniu Boskiemu, a zatem nie miejcie zwyczaju Wspominać imienia Boskiego w rzeczach podłych miejscu nieprzyzwoitem, a kiedy wam się trafi

"Upomnieć to święte Imie, czyńcie to z jakowąś po- WaS3 i uszanowaniem, kapelusz z głow y uchylcie 1 skłońcie głowę. Jeżeli komu przysięgać wypadnie, w urzędzie, czyńcie to z wielkim rozmysłem i rzetel- n°ścią, niechaj was do tego ani łakomstwo, ani bo- Jaźń, ani zemsta nie powoduje, ale tylko szczera prawda, miłość B oga i bliźniego. Jeśli zaś ślubujecie anu Bogu dopełnić jakie pobożne uczynki, nie uwalniajcie się lekkomyślnie, pamiętajcie, że Pan

°S wie najskrytsze myśli i układy wasze, odda­

j c i e Imieniu Jego chwałę, będąc pewnymi, że tych, orzy g 0 wyznają z uszanowaniem, chwałą okrywa na wieki.

Obrazek ludu wiejskiego.

Pogrzeb włościanina J a n a Maligi.

O B R A Z E K I.

(Wojtek wiezie przez włość sąsiednią trumnę dla ojca).

M a ł g o r z a t a (przed domem). Zmarło się to Wojemu tatusiowi miły W ojtek ? zmarło mu się to mój Boże! W idzisz! taki chłop podufały, coby się nikt na niego nie spodzial!

W o j t e k. Oj, zmarłoć mu się moiściewy, we Wtorek po wieczerzy, i ani dychnął, a ja teraz został

^ o t ą bez nikogo.

M a ł g o r z a t a . A ju żci! jakżeby nie?... a kie- yż go chować będą?

W o j t e k . Mówił jegom ość, źe go jutro po-

° wa, ale któż tam wie, ja k wypadnie?

M a ł g o r z a t a . A wieleż się wykosztowałeś ,a tę trumnę? Trumna bo i ładna... malowana, jak Sl? patrzy.

W o j t e k . Jużci dałem za nią dwanaście zło- j i to z targiem. A wasza dla niebożczyka męża Wiele kosztowała?...

t M a ł g o r z a t a . Ej, co moja to więcej, bo na 0 zostawił, to mu trzeba było sprawić wedle jeg o Woli. A ie co tam, do tej świętej ziemi czy taka czy

°Waka, na jedno wyjdzie, bo ju ż nikomu nic z tego Przyjdzie.

W o j t e k . Oj, nie przyjdzieć już nie, bo jak J ^ r ć kogo zabierze, to już i po wszystkiem...

rurrina go tam nie wskrzesi.

M a ł g o r z a t a . A na kogóż po nim grunt przypadnie, czy na ciebie W ojtek?

W o j t e k . A na mnie ma przypadać, tylko siostrze dam spłackę.

M a ł g o r z a t a . Toby ci się trzeba żenić Wojtek.

W o j t e k . A jużci takby przypadło, gdyby się trafiło, a chciała mnie która.

M a ł g o r z a t a . Ej, co tam o chcenie, to się nie mówi, bo ladajakaby cię chciała, czy dziewucha, czy wdowa, ale ty może szukasz dużego majątku?

W o j t e k . O majątek tam nie koniecznie, byle mi się udała. W y tobyście mi się udali, bo mi się oddawna udajecie, ale i wy też może szukacie chłopa z wielu pieniędzmi.

M a ł g o r z a t a . Ej, o pieniądze mi tam nie chodzi, bo mam dzięki Bogu nieco po mojem mężu co zmarł.

W o j t e k . Kiedy tak, to przyjdźciesz jutro na pogrzeb tatusia, a jak pochowamy, to się rozmówimy w karczmie o tym interesie; a teraz już pojadę, bo już wieczór, a tatuś leżą w komorze na równianiej

słomie, to go trzebi na noc włożyć w trumnę.

M a ł g o r z a t a . No jedź z Bogiem W ojtek, a ludziom nie gadaj o czemeśmy rozmawiali, bo by się śmiali, .a dziewuchy by nademną wydziwiały.

W o j t e k . Ej, głupstwo! cobym miał takie rze­

czy gadać. Nikomu tam do tego nic. W ijo koniki!

hetta!... od siebie!

O B R A Z E K II.

(W yprowadzenie zwłok, zgromadzenie w domu zmarłego).

W o j t e k (płacząc). Oj, mój tatusiu jedyny, serdeczny, żeś też to pomarł, a nas zostawił siero­

tami! Potrzeba ci też to było w takim wieku, cobyś jeszcze zdołał żyć!... Oj, mój Boże święty! o! moi ludzie uczciwi!... żeby się też człowiekowi tak zmarło z dobrej woli, co ani mu się jeszcze należało.

S z y m o n . Cóż będziesz sobie W ojtek przy­

bierał do głowy, kiedy taka była wola Boga. Nikt się od śmierci nie wyprosi, choćby był nie wie­

dzieć jaki.

O n u f r y . Oj, śmierć tam na nikogo nie trwa, ale ’ zaw o łała: pójdź Kuba do wójta i ju żci po wszystkiemu.

S z y m o n . P r z e c ie ż c ię o jc ie c n ie z o s t a w ił w ubóstwie.., masz dziękując Bogu, czem się biedzie oganiać. Ożenisz się i będziesz gospodarzem na gruncie.

W o j t e k . Ej mój Szymonie, mnie tam ju ż nic nie cieszy, kiedy mi tatuś pomarł, ja teraz pozostał jak głupi.

K a t a r z y n a . Nieboraczek! Lamentuje tak jak powinien, bo to był jeg o rodzic a nie kto inny.

Jużci się tak należy!...

Z o f i a . A córka, to ledwo się gdzieś nie za- podzieje, tak wrzeszczy, aż się po wsi rozlega.

K a t a r z y n a . Nie dziwota, jak córka zw yczaj­

nie, powinna swoje wywrzeszczeć i ojca opłakać.

(4)

K u n d a . Ej, co im tam będzie. Gruntu sa­

m ego będą mieli na jakie dziesięć morgów, a do tego para koni z wozem i trzy krowy, a jedna jałówka.

Nie bez tego, aby tam i pieniędzy co nie zostawił.

M a r y a n n a . A le to pójdzie na dwoje ich, bo przcież i dziewusze przypadnie połowa.

K u n da. Choćby, to i tak będzie miał W ojtek kawałek chleba. Jabym mu już tam moją dzie­

wuchę dała.

K a t a r z y n a . Ja do tego bliższa, bo tylko 0 drugą chałupą, a W ojtek na każdy wieczór do nas zaglądał i mówił, że mu się moja Rózia udaje.

Z o f i a . Z tego nic, bo się z ubóstwem żenić nie będzie, tylko musi szukać spłacki, a siostra się też zechce prędko wydać, bo i na nią czas.

K a t a r z y n a . Oj, wy w wasze talary dufacie 1 chcielibyście za nie chłopa dla waszej Basi k u p ić ; ale on też taką woli, co gładka na gębie.

Z o f i a . Nie swarzcie się przy umarłym, bo to grzech, a już go na wóz kładą i zaczną ludzie śpiewać.

W o j t e k . Pom óżcie mi Jędrek dźw ignąć ta­

tusia od głowy, bo gnojnice wysokie, to sam mu nie podolę.

J ę d r e k . T o stańże W ojtek na wozie, a ja ci podam. W aw rzyniec! pójdźcież zemną dźwignąć, bo chłop ciężki po śmierci... No, dobrze... bo już musi jegom ość czekać, gdyż chłopy stoją z cho­

rągwiami czyszcowemi.

S z y m o n . No, siadaj chłopak n a w ó z i jedź...

a staniesz przed figurą, a wy starzy od bractwa za­

czynajcie pieśni i odprowadźmy w Imię Pana Jezusa do świętej ziemi naszego kumotra, nieboźczyka.

O B R A Z E K III.

(Przeproszenie pod figurą w środku wsi).

S z y m o n (do woźnicy). Zaczekajże ch ło p iec!

(Do lu du): Słuchajcie, co wam będę gadał, i nie­

chaj każdy słucha, aby spamiętał i świadczył na wiecznym sądzie, jak na to przyjdzie świadczyć;

(żegna się głośno): W Imię O jca i Syna i Ducha świętego Am en... »Już Janek pomarł, co nazywał się po ojcach Maliga, i tu leży w tej trumnie, do którejśmy go włożyli, a niezadługo będzie świętą zie- mię gryzł na cmentarzu. Płacze po nim gromada, bo był gospodarz ja k się patrzy i z każdym sąsiadem zgodny. Małemu dziecku nie zawadził, a nikomu krzywdy nijakiej nie zrobił, ani się z nikiem nie swarzył i do sądu nie wodził. Ż ył do woli Bożej przeszło kopę lat z okładem; bo mu było nad sześć­

dziesiąt, a nikt nie wyświadczy, aby komu na despet uczynił, albo komu z dobrej woli zagon przyorał, albo w szkodzie nawet kołkiem (jak się we wsi przytrafia) kurę zabił. Z a muzykami od młodu nie gonił, a do kościoła w bractwie bywał najpierwszy, i byłby był starszym, bo go ludzie chcieli, ale on nie chciał, bo jakeście go znali, pokorne było chło- pisko. W roki głodne komornicom biednym ziarna użyczał, a proszącego dziadka do misy posadził.

Kumotrem był ludziom że sto razy, a jak przysz&

opieka nad sierotami, to każdy na niego zwalał- W esele też niejednej sierocie ze sw ego wyprawili a co stracił, nie rachował. W ięc dlatego żałuje g °

cała gromada, a lamentują dzieci i przyjaciele, i be­

czą baby, a drą się by te małe paupry, co też przy- biegły na pogrzeb; bo nasz Janek ju ż nie wstania ani go ju ż oczy nasze nie zobaczą, ani się do nas nie rozśmieje, ani pogada z ladajakim z nas. Oj, miły Janku, jużeś nie nasz, aleś najprzód Boski prze, Boskim majestatem, a potem należysz do tej święteJ ziemi, którą cię przysypią. Już cię po raz ostatn

żegna cala gromada (płacz powszechny), i żeby światłość wiekuista świeciła ci na wieki wieków-’

Am en! A le nas też nie oskarżaj przed Bogiem Ow Janku, jeśliśm y ci jaką krzywdę zrobili za życia, i n*e instyguj na nas, ale się wstaw za nami. Jeśli ci kt°

co porwał, to mu daruj, a jeśli ci kto złe słowo P0' wiedział, to mu na tamtym świecie nie pamiętaJ’

a ja k ci szkodę w polu zrobił, to mu odpuść, iżby żadna duszyczka za ciebie nie cierpiała. ( D o ludu)- No, proścież go!...

L u d . O j! prosimy cię miły Janku, abyś nal11 złego naprzeciw tobie nie poczytywał...

S z y m o n . A teraz, kiedyście go pięknie prze prosili, to ja wam imieniem jego obiecuję, iż wafl1 wszystko odpuści, ale i was o odpuszczenie pięk°ie prosi i przeprasza z tej tu trumny przez moje słoW°- (Szymon mówi w imieniu zmarłego): Ja też grzesz*1'1 duszyczka dopraszam się was pięknie z tamteg0 świata, abyście mi kochani sąsiedzi, przyjaciele i M0' rzy tylko na świecie żyjecie, przepuścili wszys^0 winy moje, wszystkie złe słowa moje, klęcia, p r z e r ­ wania i obmowiska, a nasamprzód przepraszam ca^

gromadę, jeśli kiedy co przeciw niej zawiniłem. ^ przebaczacie?

L u d (ze łkaniem). Przebaczam y, nich ci °^' puści winy B óg, sędzia wiekuisty!

S z y m o n . Przepraszam was ludkowie ^ wszystkie obrazy, albo i zgorszenia, którychem s1^

grzeszna dusza dopuściła, a które m ogły was grzechu zawieść. C zy przebaczacie?

L u d. Niech ci ja k my przebaczamy, pr2e baczy wiekuisty Bóg.

S z y m o n . A owe szkody w polu i sadzie’

które je albo czeladź sprawiła, albo nieme s t w o r z e n i

jako bydlę ukrzywdziło, czy przebaczacie? .

L u d. Przebaczam y z duszy, serca, i wszyst^0 odpuszczam y wieczyście, aby ci miła duszyczko Ilie

było na sądzie poczytane. Jj

S z y m o n . No, teraz go ze wsi pożegnajmy.' (Lud z płaczem rzuca się na trumnę i krzyż na n ieJ

wymalowany całuje, syna i córki oderwać od trumny nie można. W śród łkania powszechnego słych*1^

przeciągły lament córki. W reszcie wóz rusza d a leJ

ku kościołowi, a pieśni pobożne się r o z p o c z y n a j # ’

wśród których przedziera się rozpaczliwy płacz me

w i e ś c i .

(5)

O B R A Z E K IV.

Przed kościołem i na cmentarzu.

Po Mszy świętej ksiądz proboszcz raz jeszcze Wodą święconą kropi, lud kornie klęcząc modli się, krzeszcie chorągiew pogrzebowa poprzedza orszak żałobny, a przed nią kościelny niesie krzyż Pański.

Ksiądz proboszcz zaintonował psalm Miserere, a zaraz jedną wstęgą snuje się lud na cmentarz obsadzony drzewami, który wśród pól rodzajnych wygląda jak wieniec chwały za żywot ludu, pełen cnót, trudów rolniczych i upracowania.

Na cmentarzu po raz ostatni ksiądz proboszcz modlitwę nad ciałem wiernego syna Kościoła odmó­

wił, rzucił garść ziemi, a wkrótce poprzedzony krzy­

żem Pańskim i chorągwiami do plebanii w ra ca ; gra-

^arz zaś z pomocą obecnych trumnę do grobu na sznurach spuszcza. Trumna w dół się z łoskotem zapadła; łoskot ten odbił się boleśnie we wszystkich sercach, a szczególniej przebił na wskroś pierś córki, która się więcej od W ojtka uczuła sierotą. Kobiety starsze starają się odprowadzić ją od grobu i po­

cieszyć, a W ojtek kłaniając się do nóg gospodarzom, Zaprasza na konsolacyą.

S z y m o n . No, ju ż koniec! po wszystkiemu,

* choćbyśmy tu całą wieczność lamentowali, to go

°ie wskrzesimy, aż go Pan Jezus wskrzesi. A teraz, kiedy W ojtek doprasza się, abyśmy poszli na konso-

*acyą, to idźmy, bo się godzi.

J a d w i g a (córka płacząc). Ej, cóż mi teraz Po całym świecie, kiedy tatusia nie m am ! Matusia

^ i pomarli, a teraz i tatuś, i ja została biedna sie­

rota bez nikogo. W ojtek da sobie radę bo chłop, ale Ja sobie nijakiej rady nie dam... a każdy będzie na mnie utykał, i będę się poniewierała między ludźmi.

Z o f i a . Nie płacz dziewucho, nie płacz, bo nie zginiesz we wsi, a brat ci krzywdy nie zrobi 1 będziesz przy nim dopóki się nie wydasz.

J a d w i g a (płacząc). Co mi tam gadacie o wy­

daniu! W ydam ci ja się, wydam, ale chyba za śmierć,

* będzie mi lepiej jak żyć sierotą. W ojtek się ożeni, to mnie z chałupy wypędzi,

W o j t e k . Ej głupia, bajesz lada baje! Co cię mam wypędzać, kiedy tak twoja chałupa jak i moja.

Z o f i a . No nie gadajcie na cmentarzu, bo to ziemia poświęcana; macie gadać, to gadajcie w kar- Czmie. Pójdź Jadwiś, pójdź, już ja ci będę matką!

K a t a r z y n a (z cicha do Kundy). W idzisz, Jak jej się to przychlebia przychlebnica, żeby nama­

wiała brata, coby się z jej Baśką żenił! (Lud snuje się w nieładzie ku karczmie, gospodarze gwarzą, a baby z cicha mówią).

(Dokończenie nastąpi.)

P io sen ka Jagusi.

(O brazek w iejski).

Już nam jesień schodzi, zima niedaleko, I dnie coraz mniejsze jakby wody cieką:

Rok za rokiem mija, z niemi lata płyną, I jak W isła w morze, tak w wieczności giną.

Oj! długie wieczory po wioskach nastają, Dziewczęta się młode na prządki zbierają, Codzień w innej chacie przy łuczywie siędą, I wszystkie z białego lnu kądziołki p rzędą, Która nić wysnuje, zwija na wrzeciono, I duma i tęskni, czyją będzie żoną;

T o myśli, to śpiewa, a każda powiada:

Z e już tego roku iśćby za mąż rada.

Pomiędzy prządkami zasiadła Jagienka, Śliczna kiej jabłuszko, kiej latem wisienka:

Z włosów dwa warkocze aż pod stopy lecą, Oczy, jak w noc gwiazdy, gdy na niebie świecą, Usta ja k .z korali rumiano jaśnieją,

Najciszej, najskromniej wśród prządek się śmieją, Jakby róża w polu, lilija nad wodą,

Tak Jaguś wśród prządek kraśniała urodą:

Najżywiej z nich wszystkich kądziel wyprzędzała, Najśliczniej, najrzewniej piosenki śpiewała.

G dy wszystkie żartują, śmieją się z Jagusi, Ż e ona sierota panną zostać musi,

T o Jagusia w Niebo podniósłszy oczęta, R z e c z e : o sierotach toć Pan B óg pamięta.

Oj! pamięta Pan B óg o sierocej doli, To marnie Jagusi zginąć nie pozwoli.

G dy Jagusia śpiewa, prządki z niej się śmieją.

O j! głupia Jagusiu, łudzisz się nadzieją, Ze już zaraz przyjdą, o ciebie poproszą, Żeś dobra i skrzętna, po świecie rozgłoszą!

Oj! nie myśl ty nigdy wcale o zamęźciu,

Bo i któż cię pojmie w sierocem nieszczęściu ?...

Chyba dziad tam stary, albo ci kaleka...

Ciebie tylko służba u której z nas czeka.

Tak wszystkie żartując, żal w jej sercu niecą, A ż w oczach Jagusi łzy jak perły świecą;

O ! ja k perły świecą, a każda tak droga, Ż e się w klejnot zmienia tam u tronu B o ga.

Bo Anioł sierocą łzę w modlitwie złożył, I widzą wnet prządki, jak gość drzwi otworzył Najbogatszy ze wsi syn sołtysa wchodzi

I po wszystkich prządkach modrem okiem wodzi.

Jagusia jak róża od słońca skraśniała, Bo ju ż tego gościa serdecznie kochała;

Lecz czyż o nim mogła myśleć, kiedy biedna, I wśród całej wioski sama tylko jedna?

G ość najmilej okiem na Jagusię błysnął, I jakby królowej do nóg się jej cisnął;

Całuje i prosi: o moja kochana,

Ja nie chcę od ciebie droższego już wiana,

(6)

318

B oś ty najbogatsza z całej wioski w cnotę I tatuś mi radził, bym cię wziął, sierotę!

Mówiąc, źe i moja matka nic nie mieli,

Jednak z nią skarb wielki, bo uczciw ość wzięli.

W ięc i ty bądź moją, boś dobra dziewczyna;

I ojciec ju ź przyrzekł o moja jedyna, Z e nam dopomoże, bo w dobytek mocny, I B ó g łask udzieli, ten nasz Pan W szechm ocny.

Zawstydzone prządki nie rzekły ni słowa, I Jagusi służyć ju ż każda gotowa;

B oć od nich tak zamąż z żalem wychodziła, Jak gdyby im krzywdę jakąś wyrządziła.

W idzicie dziewczęta: B ó g pom ógł Jagusi, Ź e dłużej sierotą, pozostać nie musi, W idzicie, ja k cnoty ślicznie nagrodzone, B oć kmieć najbogatszy pojął ją za ż o n ę ; Najbogatszy w e wsi i rześki i młody,

I ze wszystkich chłopców najpierwszej urody.

N auczcie się chłopcy, uczcie się dziewczęta:

Kto uczciwie żyje, B ó g o nim pamięta, B ó g o nim pamięta, wesprze gd y potrzeba, B oć On naszym Ojcem, patrzy na nas z N ie b a !

Syn odzyskany.

Przed kilkudziesięciu laty, kiedy bandy cyganów w łócząc się po naszym kraju, niejedno złe wyrzą­

dzały ju ż to pojedynczym osobom, ju ż też niekiedy i całym wioskom, do wsi Powala, będącej własnością p. Karola, podczas chłodnej już jesieni wędrowna banda cyganów zawitała do karczmy. Dzień był świąteczny, zam ieć śnieżna przytrzymywała wszystkich gospodarzy w domu; karczma była prawie próżna,\

ledwo kilku jeszcze maruderów w niej pozostało.

W Powału bowiem lud był pracowity, pobożny i trzeźwy, czem Boskie błogosławieństwo ściągał na siebie. W święto po skończonem nabożeństwie, choć ten i ów wstąpił do karczmy, to dlatego, by jj się z 'sob ą zobaczyć, jeden drugiemu poradzić, a choćby i w ypić jaki kieliszek, to i basta; a po południu w karczmie jakb y wymiótł. Otóż w takim to dniu ze swoim sołtysem na czele gromada cy­

ganów, jakeśm y powiedzieli, zawitała do karczmy Powala.

Karczmarz natychmiast rozesłał o tem wiado­

mość po całej wiosce z przestrogą, aby się mieć na ostrożności, sam teź z żoną na wszystkie strony da­

wał baczenie, a cyganie w jednej prawie chwili roz­

proszyli się po wiosce.

Jedni biegli do dworu z wróżbą i prośbą, dru­

dzy po chałupach wioski, by od łatwowiernych w y­

łudzić co można, inni nakoniec po rozmaitych ką­

tach, czychali na jak ą zdobycz, którąby mogli złowić.

W karczmie została tylko stara cyganka z ma- leńkiem dzieckiem, które skostniałe prawie od zimna, brudnemi łachmany okryte, tuliło się z płaczem

! do niej.

D ziecko to najwięcej mogło mieć dwa lata, płeć delikatna i biała, rysy twarzy chociaż już wy­

chudłej, nadzwyczaj miłe, zwróciły uwagę k a r c z m a r k i

i jej męża, którzy nie mając dzieci własnych, a pr°‘

sząc o nie Boga, radziby i zatrzym ać to dziecię Przy sobie, gd yb y się nie obawiali w niem natury cygan- skiej. Skoro jednak cyganka wygadała się p o w o li, że dziecię to znalaźli na drodze gdzieś bardzo da­

leko, i że chcieliby je sprzedać, karczmarze w targ ze sołtysem cyganów, i mały W ładzio, ttakie był°

imie chłopczyka został własnością Marcina i )eS°

żony za dwa garnce wódki, trzy bochenki chleba, dwa funty słoniny, dwa funty soli i parę garncy mąki. W kilka godzin cyganie pociągnęli dalej, ko chociaż chcieli pozostać na noc, to im nie p o zw o ­ lon o, a gd y gromada wieśniaków zeszła się w ie c z o ­ rem do karczmy, by pogaw ędzić i popatrzeć trochę na wesołe tany młodzieży, pokazało się, źe mim0 całej baczności W ojciechow i zginęła kura, B a r tk o w i prosię, Marcinowej trochę przędzy, a Zośce, co Jfl przednicą we wsi nazywali, która pozwoliła sobie w różyć cygance, zginął fartuszek, co go wtedy miala na sobie.

W karczmie więc było gwarno, bo ze śmiechem opowiadano sobie rozmaite historye o chwilowych gościach, a co z Zośki, to śmiano się do rozpuku- Przy tej wesołości każdy się przypatrywał małemu W ładziowi, któr}' czysto umyty i ubrany naprędce, wyglądał^jak Aniołek.

T ysiące domysłów krążyło między zgromadzo­

nymi, aż nakoniec zgodzpno się na jedno, że Wła­

dzio taki ładny, a taki delikatny, musiał być ukra­

dziony przez cyganów jakiemuś znacznemu państwu- W szyscy winszowali karczmarzowi jego p o s tę p k u >

a stary Jakób, którego we wsi ojcem nazywali, uści­

snął rękę karczmarza i w yrzekł:

»Marcinie, B ó g wam to w yn agrodzić

W e wsi Powału dziedzic i pan ekonom P0' chwalili czyn karczmarza, a mały W ładzio stał się ulubieńcem całej wioski, i ciągle jakby sierocie ja­

kiej, każdy podług swej możności przynosił jakis upominek.

* *

*

Lat kilkanaście siedział poczciw y Marcin na tej samej karczmie, a zawsze trzeźwy, pracowity, p0' bożny, przy błogosławieństwie Boskiem zapomógł się w dobytek. Kupił był sobie hubę ziemi, w y s t a w i ł

porządne zabudowanie, założył mały warzywny ogf°' dek i wszystko szło jakby z płatka, bo na wszystkiem opiekę Boską mogłeś dopatrzeć. A le bo też i Marcin zasługiwał na t o ; chwalił szczerze bez obłudy Boga, służył uczciwie i wiernie swemu Panu, był uczyń- j nym dla potrzebujących; w karczmie sam nie do-

(7)

3J9

Puszczał pijaństwa, a choć nieraz W ojtek lub Bartek

°dgrażając się, wyszli na pół pijani z karczmy z gniewem na Marcina, to nazajutrz dziękowali mu za to szczerze.

Największą jednak nagrodę znajdował Marcin Ze sw°ją żoną w tem, że w krótkim czasie po przy- lęciu w dom swój sieroty Pan B ó g dał im syna, p w tat parę córkę. Dziękowali też szczerze za to anu Bogu, i z równem staraniem chowali wszystkie tr°je dzieci; bo i W ładzia małego jak swoje własne k ie c k o uważali.

Dzieci rosły szczęśliwie na chwałę B oga i po­

ciechę rodziców, a gd y ju ż odchowane doszły do 1 ku latek, Marcin posyłał ich do miejscowej szkółki,

0ra zostawała pod opieką młodego, a ze wszech miar godnego dziedzica. W ładzio kończył już lat

Wanaście ’ drobny na pozór wypadek sprowadził na Ł owkę biednego sieroty niemało zmartwienia.

W szkółce wiejskiej było dosyć chłopców z tejże Wioski, a W ładzio cełował nad wszystkiemi nietylko Urodą, dobrocią, ale i nauką. N auczyciel często Wskazywał wszystkim małego W ładzia, jako przykład

0 naśladowania; stąd niejeden nic-dobrego za- zdroszcząc W ładziowi, krzywo nań spoglądał i prze-

^yśliwał, jakb y mu dokuczyć.

O przypadkowem przybyciu W ładzia do wioski Zleci wiedziały od swych rodziców; raz więc jeden

n'euków, gd y otrzymał karę od nauczyciela i gdy u tenże wskazał jako przykład swojego W ładzia, 0 tak go nazywał, malec po karze przechodząc 0 0 W ładzia, szturgnął go pod bok, nazywając Znajdkiem, sierotą.

W ładzio raz pierwszy usłyszkł te wyrazy wy- |

^ erzo n e do siebie, głęboko one utkwiły w jego główce, smutnie się odbiły w sercu; a chociaż po­

przednio wiedział ju ż historyę sw ego życia, pierwszy az dopiero uczuł, że nie ma rodziców. Prawda, że nie czuł w swych opiekunach żadnej różnicy w przy­

wiązaniu ich do niego i dwojga ich własnych dzieci, tego jednak czasu, ile razy spojrzał na pieszczoty arcina lub] jego żony ze swemi dziećmi, chociaż

°ni tych pieszczot i jem u nie żałowali, zawsze jednak Całemu W ładziowi łzy zakręciły się w niebieskich

®czach i zabolało serce. Często w takiej chwili biegł 0 osobnej izby przed obraz, przed którym wszyscy Wspólnie pacierze odmawiali, składał małe rączki,

Ze łzami prosił Matki Boskiej, której wiz.erunek był m zamieszczony, by mu pozwoliła odzyskać ro­

dziców.

Modlitwę tę dodawał do każdego p acierza;

. leżeli przedtem przykładał się do nauk, to teraz

^szcze tembardziej. Zaw sze i wszędzie w wolnych iwilach od pracy (bo Marcin wprawiając dzieci do niei> każdemu stosowną naznaczał robotę), W ładzia sP°tkać można było nad książką.

• , Upłynęło tak jeszcze lat parę; W ładzio kończył 2 'at piętnaście, wyrastał na młodzieńca. Praco- 1 i'i pobożny .wyręczał ju ż w gospodarstwie swego

°piekuna; ale z wiekiem pragnienie poznania pra­

wdziwych rodziców coraz bardziej wzrastało, prośba o to do Boga była coraz gorętszą, a przeczucie ja ­ kieś wewnętrzne mówiło mu, że będzie wysłuchaną.

W e wsi Powału był mały, skromny, ale dobrze utrzymany kościółek; proboszcz staruszek od lat przeszło trzydziestu prowadził do Bożej chwały swoję owczarnię. Władzio nauczył się sługiwać do Mszy, i to wielką było dla niego pociechą. Ksiądz proboszcz kochał poczciwego W ładzia, często brał go do siebie, dawał mu do czytania Pismo święte, opowiadał nieraz dzieje swego narodu — to też W ładzio jak mógł tylko uwolnić się od roboty, biegł zaraz do plebanii i po parę godzin przepędził u za­

cnego księdza proboszcza. A kiedy ksiądz proboszcz zauważał kilka razy, że przy Mszy świętej nieraz łzy popłynęły po twarzy młodego sieroty, raz przy wie­

czornej pogadance zapytał go o przyczynę tego;

wtedy Władzio padł do nóg staruszka, i całując jego kolana, ? płaczem przemówił:

»Ojcze proboszczu, ja tak dawno proszę Pana Boga, Najświętszej Panny Maryi, by mi pozwoliła znaleźć moję matkę, mojego ojca.«

Proboszczowi na to dziecinne a szczere żą­

danie, łzy zakręciły się w oczach ; uściskał młodego W ładzia i odrzekł:

»Miej nadzieję chłopcze w Opatrzności Boskiej, B óg szczerej prośby nigdy nie odrzuca«.

Słowa te znacznie uspokoiły Władzia, i tylko wyglądał tej chwili, kiedy jeg o prośba zostanie wy­

słuchaną, a on ujrzy rodziców.

(Dokończenie nastąpi).

R y b k a .

Ponad sadzawką przejrzystą Nalazłem rybkę złocistą.

Od rybaków porzucona, Upałem słońca spieczona, Unurzona w suchym prochu, Ledwie tchnęła życia trochę.

W ięc włożyłem ją do wody:

Świeżość złocistej urody Odzyskała, woda z prochu O czyściła ją potrochu, Powróciło zdrowie, siły.

W yzwolona z tych nędz wiela, Rozłożywszy złote skrzela, Jęła bujać po sadzawce;

Widziałem ją w rzadkiej trawce, Która przy brzegu tam rosła, Stamtąd w krzaki się przeniosła, A ż w gęstwę ciemną, uroczą Ukryła mi się z przed oczu.

* *

*

(8)

320

K to też do tej rybki drobnej W losach swoich jest podobny?

* *

*

T o podobno ty człowieku!

T37 pokus niedobrych spieką, Przez dnie i noce palony, W kolusieńko obłożony Nędzami ja k proch licznemi, Bardzoś biedny jest na ziemi.

A le jak przyjdzie pokusa, W Imię dobrego Jezusa Mocuj się z nią, sił natężaj, I z Jezusem ją zwyciężaj.

A na widok nędzy swojej, Co się sama nie ostoi Przed złośliwością szatana, Bądź mężny, wzdychaj do Pana.

W Panu ufność połóż całą, N ic nie ufaj w swoją małą, W swoją bardzo małą siłę.

Nadewszystko to nie miłe Z szatanami bojowanie, To z samym sobą łamanie T e przykrości, jako ona Rybka na brzegu rzucona, Scierp cichy, bez narzekania W śród modlitwy i wzdychania...

Jeśli wytrwasz tak do grobu, B ó g zlituje się nad tobą:

Miłosierny palec Boży,

W rajską sadzawkę cię włoży.

Tam dopiero w onem Niebie Pokusy opuszczą ciebie,

Z nędz wszelakich się obmyjesz, Nabierzesz siły, odżyjesz,

I z Aniołami przed Bogiem, Odetchniesz tam życiem błogiem.

Wesoły kącik.

W sądzie.

S ę d z i a : »A więc w kłótni rzuciłeś na głowę przeciwnika kufel od piwa, który się rozbił na tysiąc kawałków?*

O s k a r ż o n y : »Nie wiem, panie sędzio, bo kawałków nie liczyłem*.

* *

*

S ę d z i a : ^Wojciechu, ukradliście sosnę Ma­

ciejowi... Nie wstyd was?... wszak macie ładny ka­

wał lasu!«

O s k a r ż o n y : »Ba! W ielm ożny panie sędzio, a co jabym dzieciom zostawił, jakbym chciał swój rąbać...*'

* *

* U chorego.

»W ziąłeś pan lekarstwo, com panu wczoraj zapisał ?*

•Nie panie doktorze*.

»Dlaczego?*

»Bo mi życie jeszcze miłe«.

* *

* Na targu.

»Ależ kobieto ta kura pewnie chora, bo taka smutna ?«

»Na moje sumienie zdrowa, tylko tak P0"

smutniała z tego powodu, że pani tak mało za nią daje*.

* *

* M ś c iw y .

J a ś : »Mamusiu, Kazio mnie wciąż b ije!...«

M a m a : »To ty bij go także«.

J a ś : »Nie mogę, bo on silniejszy. Ale wiem, co zrobię: jak będę starszym, to zostanę n a u c z y c ie "

lem i będę bił jeg o dzieci#.

S Z A R A D A .

Trzecie wspak, żyd bez kropki, Pierw sze pan nie cały;

Gdzie pierwsze z drugim Pewnie trzech sam nie naliczy;

Wszystko jest to chaosu obraz doskonały:

Kurzy, wre, szumi, klaszcze i stuka i krzyczy.

Z a dobrze rozwiązanie wyznaczona nagroda.

Rozwiązanie szarady z nr. 39-go:

A f - g a n i-sta n .

Trafne rozwiązanie nadesłali p. Jadwiga B a d u r a

z Roździenia, Edward Płotek z Sadzawek.

Nagrodę otrzymał p. Edward Płotek.

Nakładem i czcionkami »Gómoślązaka«, spółki wydawniczej z ograniczoną odpowiedzialnością w Katowicach, Redaktor odpowiedzialny: Adolf Ligoń w Katowicach.

Cytaty

Powiązane dokumenty

miast do życia powrócił. Feliks Gondek w swoim »W ieczorze św. I tak dzisiaj zastanówmy się nad trzema krzyżami, które stały na G olgocie czyli Kalwaryi. Na

Jeżeli tedy niektórzy ludzi wmawiać W am będą, że nie trzeba zachowywać postów dla tego, że to ma szkodzić w ogóle zdrowiu i sprzeciwiać się hy- gienie,

•nęża nie sprawuje sprawiedliwości Bożej. Jeszcze wam wiele mam mówić, ale teraz znieść nie możecie. L ecz gd y przyjdzie on Duch prawdy, nauczy was wszelkiej

sławiony, źeć nie mogą oddać: albowiem ci będzie oddano w zmartwychwstaniu sprawiedliwych®, to jest po śmierci w Niebie. B óg miłosierny zlitował się nad

sławionej M ałgorzacie Alacoąue, aby rozszerzała wśród ludzi nabożeństwo do N ajsłodszego Jego erca Boskiego, rosły z każdym prawie rokiem objawy wielkiej

siejszej ludzie każdego stanu wiele się nauczyć mogą, ale osobliwie rodzice a dziatki, wszelakiej pobożności żyw e przykłady wystawione mają.. A w drugiej

W ylicza Faryzeusz dużo dobrych uczynków, jakie pełnił, a jednak B óg na nie nie wejrzał. Augustyn, a nic nie znajdziesz. Wstąpił, aby się modlić, a on nie

Pewnego wieczoru dłużej jak zwykle modląc się, na grobie pani Tarmińskiej, Marta powiedziała ciotce, że nie chcąc jej być dłużej ciężarem, postanowiła