• Nie Znaleziono Wyników

stwem i szlachtą? Czy będzie taka sama bieda, jak teraz i czy broń Boże nie będzie większych podatków? Najwięcej zaś zniechęca ich, gdy słyszą, że

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "stwem i szlachtą? Czy będzie taka sama bieda, jak teraz i czy broń Boże nie będzie większych podatków? Najwięcej zaś zniechęca ich, gdy słyszą, że"

Copied!
30
0
0

Pełen tekst

(1)

Jeszcze przed w ojną, kiedy ci i owi przew i­

dywali, że ona prędzej albo później przyjść m usi, zaczęło się form ow ać i m usztrow ać w Krakow ie i całej Galicyi w o j s k o p o l ­ s k i e . Na początku sierpnia, skoro tylko w ojnę ogłoszono, pierw sze oddziały strzelców p o l­

skich przeszły przez granicę i wzywały lud w iejski i m iejski, by się do nich przyłączył, razem z nim i w alczył o w olność i niepodległość sw ego kraju.

Kto ich zrozum iał, poszedł z nimi, ale wielu, bardzo wielu wcale nie pojm ow ało, czem uby mieli rzucać dom , rodzinę, pracę sw oją lub sw oje gospodarstw o, w ystaw iać się na nie­

przyjacielskie kule — dla niepodległości P o l­

ski. Co im z tego p rz y jd z ie ? C z e m P o l s k a n i e p o d l e g ł a w y n a g r o d z i im nieszczę­

ście, biedę, kalectw o, sieroctw o dzieci i utratę życia m oże, gdyż człowiek, który idzie na w oj­

nę, na to w szystko przygotow anym być m usi.

G dy nad tem się zastanaw iał, inni tłom aczyli m u, że każdy przecież um rzeć kiedyś m usi, życie człow ieka p o m i j a szybko, a ten, kto um iera, m ało zyski,"' z £ ftie ginie od kuli mo-

(2)

skiew skiej, lecz od tyfusu, cholery, lub zap a­

lenia płuc. Z ato dla tych, co szczęśliw ie w ojnę przeżyją, różnica o g ro m n a i w ieczna w dzię­

czność ich dzieci, w nuków i praw nuków sław ić będzie pam ięć ludzi, co sw oją krw ią w olność dla kraju kupili.

„ N i e p o d l e g ł o ś ć j e s t t e d y t a k w i e l - k i e m s z c z ę ś c i e m , ż e d l a n i e j n i e ż a l p o ś w i ę c i ć ż y c i a t y s i ę c y ojców rodzin lub ukochanych synów , którzy m ogliby być p o d p o rą rodzicielskiej sta ro śc i? !" — spytacie.

Kto nig d y ani w zrokiem ani m yślą poza m iedzę swej parafii nie wyjrzał, tem u się takie słow a w głow ie pom ieścić nie m ogą, a naw et gotów pom aw iać tych, co je m ów ią, o jakiś błąd um ysłow y. Z n ajdą się naw et pokątni m ą­

drale, którzy w ytłom aczą, że to tylko szalone głow y w Polscę zaw sze o niepodległości roją i drugich swojerrii przyw idzeniam i zarażają, a z tego później w ynikają now e nieszczęścia dla k r a ju : szubienice, w ięzienia i zsyłki. Z re­

sztą n iepo dległa P o lska już kiedyś była i nie każdem u się w niej dobrze działo, chłopom zaś najgorzej. N iem a co się gorączkow ać na to, żeby do tych czasów wrócić, które dla je ­ dnych były m oże i dobre — ale nie dla wszystkich.

Inny znow u, g d y słyszy o niepodległej P o l­

sce, zaraz p y ta : a jaka ona b ęd z ie ? Kto w niej będzie rząd ził? Czy król ja k i? Czy m oże p a ­ nowie tylko i k się ż a ? Czy chłop i robotnik będą w niej mieli rów ne praw a z m ieszczan-

(3)

stw em i szlach tą? Czy będzie taka sam a bieda, jak teraz i czy — broń B oże — nie będzie w iększych podatków ? Najw ięcej zaś zniechęca ich, gdy słyszą, że naw et znani przyjaciele ludu m ó w ią: „N iech będzie n ajprzó d jakakolw iek, aby b y ła ! “

Z upełnie na to nie baczą, że przecież nie byłoby nic łatw iejszego, jak opow iadać cuda 0 tej Polsce, której jeszcze niem a, obiecyw ać złote góry, jak to w tedy nie będzie żadnych podatków , a dla w szystkich w ygody i d o b ro ­ byt, dobre drogi i szosy, g ę s te szkoły d o sk o ­ nale prow adzone, sądy spraw iedliw e, urzędy przychylne i usłużne, policya czujna i rzetelna 1 to w szystko bez żadnych kosztów , albo też, że nie będzie ani sądów ani policyi, bo choć każdem u będzie w olno robić, co zechce, nikt niczego złego robić nie będzie. N a takie szczę­

ście, na taką niep o d leg łą P olskę każdyby się zgodził i każdy m usiałby przyznać, że dla niej nie żal n iejedno życie ludzkie poświęcić, tylko też nikt rozsądny nie uwierzy, żeby przez sam o zaprow adzenie polskich rządów w kraju tyle cudów na raz dokonać m ożna. T o też kto nie chce dobrej spraw y opierać na kłam stw ie i o- szustw ie, kto liczy się z tem , że nie m ożna drw ić z dobrej w iary ludzi naw et wtedy, gdy się ich szczęścia pragnie, nie będzie łudził polskiego lu du takiem i bajkam i dla dzieci.

N ato m iast p ostara się w yłożyć jasn o i rze­

telnie, c z e m j e s t n i e p o d l e g ł o ś ć , jakiego szczęścia po niej oczekiwać m ożna, a czego się po niej spodziew ać nie należy i jakie uczu­

(4)

6

cia rządzą tym i P olakam i, co w alkę o nie­

podległość zaczęli i do niej zachęcają.

N ajprzód nie trzeba sobie w yobrażać, że to w zapalonych głow ach P olaków niepodległość m a tak w ysoką cenę, że chcą dla niej życie ludzkie pośw ięcać. J e s t w łaśnie wręcz przeci­

wnie. N iem a n arodu na świecie, w którym n a­

w et najstarsi, najrozw ażniejsi, najbardziej d o ­ św iadczeni ludzie nie poczytyw aliby za n aj­

p ro stszą p ow inność bronić kraju przed obcem panow aniem , choćby to m iało kosztow ać m i­

liony gotów ki, zniszczenie m iast i wsi — a także życie setek tysięcy ludzi.

W ystarczy choćby popatrzeć na to, c o s i ę t e r a z n a ś w i e c i e d z i e j e i rozważyć, co to znaczy.

Francya, Anglia, N iem cy — narody bog ate, ośw iecone, pracow ite i oszczędne, odw ołali m iliony ludzi od roli, fabryk i w arsztatów , dały im broń do ręki i w ysłały na granice, by ich broniły przed obcym najazdem . Każdy dzień w ojny k o sztu je setki m ilionów , nie licząc zn i­

szczenia kraju, a jed n ak w szyscy się z tem godzą, bo w olą przecierpieć biedę, znieść klę­

ski i plagi w ojny, niż dopuścić do tego, by ktoś obcy rozpościerał swe rządy w jego o j­

czyźnie. W krajach tych lud ma głos w rz ą­

dzie, bo m oże przez posłów , których sobie wybrał, ośw iadczyć, że chce albo nie chce w ojny. N igdzie jednak posłow ie ludu nie w y­

stąpili przeciw w ojnie ; ow szem , niejeden z nich sam zgłosił się na ochotnika, w dział m undur

(5)

7 i poszedł do szeregu, choć go nikt do tego nie zm uszał. Stało się to dlatego, że kraj, któ ­ ryby dziś przegrał w ojnę, m usiałby się dostać pod obce panow anie, a żaden Anglik ani F ra n ­ cuz nie zniesie m yśli, by m iał nimi rządzić Niemiec, żaden N iem iec póki żyw nie dop uści do tego, by m iał mu F rancuz lub Anglik sw oje prawa narzucać, choćby m u kto św iętem i sło ­ wami dow odził, że angielskie lub francuskie prawa są lepsze i spraw iedliw sze niż te, jakie on ma u siebie. A już zim ny po t w ystępuje na skórę każdego z nich, gdy m u grozi to, że m ógłby nim rządzić M oskal, to jest ten sam , któ ry w naszym kraju od stu lat p rze­

szło panow anie sw oje rozpościera. T ak sam o jak potężne i bogate, także i najsłabsze, n aj­

biedniejsze narooy bronią swej w olności ko­

sztem krwi i życia swych synów , a kto b y się tam ośm ielił tłom aczyć, że to nie w arto, byłby w zgardzony i shańbiony przez swoich braci — jako zaprzaniec i zdrajca.

U nas tylko, w biednej uciem iężonej Polsce, gdzie już naw et nad grobem stojący starcy polskich rządów nie p am iętają i nikt z żyją­

cych prawdziwej wolności nie zaznał, trzeba ludziom tłom aczyć, czem ona jest i ile jest w arta.

O każdym z nas m ożna pow iedzieć tak, jak M ickiewicz m ów ił o so b ie : „U rodzony w n ie­

woli — okuty w pow iciu."

N iew olnikam i się rodzim y i nie um iem y so ­ bie naw et w yobrazić, jakby się zm ieniło nasze życie, g d y b y niew ola zniknęła. T ak jak czło­

(6)

8

wiek ślepy od u rodzenia nie wie, o ile szczę­

śliwsi są ci, co zdrow e oczy m ają i wie, że m u źle, ale nie wie dlaczego, tak sam o i z nami się dzieje.

A przecież w szędzie, zawsze, na każdym kroku P o lak jest m iędzy innym i narodam i u pośled zo n y i pokrzyw dzony.

Patrzm y choćby na teraźniejszą w o jn ę : P r z e z n a s z k r a j m a s z e r u j ą r ó ż n e w o j s k a , to rosyjskie, to niem ieckie, to au- stryackie. K ażdy z tam tych żołnierzy, kiedy idzie do boju wie, że jeśli w ojna będzie w y­

grana, to kraj jeg o albo stąd pożytek w ycią­

gnie, albo nieszczęścia uniknie. Wie także, że kiedy strzela, to kula z jego karabinu trafi przynajm niej w człow ieka obcego, który m oże sobie być i najlepszy, ale w każdym razie zu­

pełnie n iep otrzebnie do jego kraju lezie. M oże także śm iało ufać, że jego kom endanci o d n aj­

niższego podoficera do najstarszego generała b ęd ą się starali tak prow adzić wojnę, żeby swoich ludzi — o ile się da — oszczędzać, bo im więcej jest R osyan n a świecie, tem Ro- sya potężniejsza, im więcej Niemców, tem w ię­

cej sił m ają Niem cy.

W każdem z tych trzech w ojsk, co idą p rze­

ciw sobie, służą i Polacy.

W yliczono, że bije się ich w teraźniejszej w ojnie około półtora m iliona. Ileż to razy kula lub b ag n et z polskiej ręki polskie serce prze­

szyje! G ranica przechodzi przez naszą ziem ię;

po obu stronach granicznych kopców ten sam

(7)

lud polski, ta sam a polska m ow a. Czasem są- siedzi, co niecałą w iorstę od siebie m ieszkają i po przyjacielsku żyją ze sobą, czasem i kre­

w ni bliscy, idą teraz przeciw sobie z naład o ­ w aną bronią i niby to jed en drugiem u broni przystępu do kraju, k tóry jeden i drugi tak sam o jako w spólną ojczystą ziem ię kocha.

Żołnierzom serce się ściska, ale cóż to obcho­

dzi ich zw ierzchność?! Ż adnego N iem ca ani M oskala serce nie zaboli o to, że jed en Polak d rugiego zabijać będzie, że ich przez to będzie m niej, a przybędzie m iejsca dla obcych, co się m iędzy nich wciskają.

W każdem w ojsku m usi być surow a karność, w każdem w czasie w ojny za nieposłuszeń ­ stw o — kula w ł e b ; ale nigdy synow ie nie­

p o dległego kraju nie m ogą być zm uszeni, by w ojow ali w w ojsku obcern, pod obcą kom endą, strzelali do rodzonych braci swoich, do własnej ojczyzny w chodzili jak do zabranego kraju i kulam i arm atniem i rozbijali wieże kościołów, w których się ich pradziadow ie m odlili, dw ory i chaty, zb u d ow an e rękam i ich ojców.

G dyby Polska była niepodległa, P olacy m u ­ sieliby także w w ojsku służyć i karabin nosić, ale każdy pełniłby służbę w swych rodzinnych stronach, w śró d swoich — nie jak teraz na K aukazie albo n ad chińską granicą. N a koszt utrzym ania żołnierzy, na broń, na budow ę for­

tec — kraj m usiałby — tak sam o jak dziś — składać podatki, ale te pieniądze nie byłyby odsyłane do P etersburga, nie obcy m inistrow ie, nie żadna D um a z polakożerczych M oskali zło­

9

(8)

10

żona — rozporządzałaby, co z niem i robić, ale polski rząd, któryby zdaw ał rachunki przed polskim i posłam i w sejm ie w arszaw skim . Tam byłoby w szystko czarne na białem w ykazane i w ydrukow ane w pism ach, z jakiego podatku ile w płynęło g ro sza i na co został użyty, ile kosztow ały koleje, szkoły i sądy, a ile arm aty i fortece. Każdy m ógłby to sobie przeczytać i przez swoich posłów u pom inać się w sejm ie, g dyby m u się w ydało, że g o spodarka rządow a jest albo za kosztow na, albo też zbyt skąpa i n iedbała tam , gdzie w ydatki są konieczne dla potrzeb ludności. Prócz sejm u i prócz w o j­

ska m iałaby też P olsk a swoich posłów czyli am basado ró w w stolicach obcych krajów , a ci byliby opłaceni za to, żeby tam interesów sw ojego kraju pilnow ali i baczyli, czy kto ch y ­ trze n a bezpieczeństw o i w olność P olski nie nastaje. Ich pow innością byłoby ostrzedz z a ­ w czasu rząd nasz, gdyby jakie p rzyspo sobie­

nie do w ojny z nam i zauw ażył, a sw oją dro g ą przy w szystkich interesach i um ow ach m iędzy P o lsk ą a innem i krajam i tak starać się s p ra ­ w ą pokierow ać, żeby bez w ojny sw oją ojczy­

znę od strat i krzyw d uchronić, obcych nie drażnić i im nie szkodzić, żyć ze w szystkim i zgodnie i przyjaźnie, a tylko na w łasne siły liczyć. K r a j n i e p o d l e g ł y m a t e d y r ó ­ ż n e s p o s o b y , b y s i ę o d w o j n y i w s z y - s t k i c h k l ę s k , k t ó r e z a n i ą i d ą , u c h r o - n i ć. Jeżeli jeg o am basadorow ie za g ranicą źle się spraw iają i bez p otrzeby w kłótnie i za­

targi swój rząd m ieszają, m oże żądać ich

(9)

odw ołania, a w ybrać takich, którzy mu przy­

jaciół zjednać, nieprzyjaciół ułagod zić potrafią.

To też w olny kraj tylko w tedy do w ojny d o ­ puści, kiedy wyliczy, że n a niej m niej straci niż zyska, albo też tylko przez nią od w iel­

kich nieszczęść uchronić się m oże.

N igdy jednak w ojna nie spadnie na n iep o ­ dległy naród, jak spadła na nas, to jest jak p io ru n z nieba bez żadnej z naszej strony przy ­ czyny, bez m ożności pow strzym ania jej, gdy jej nie chcemy, w yw ołania, jeśli nam potrzebna.

O bce rządy naszą krw ią i naszą ziem ią m ię­

dzy sobą porachunki załatw iają, a nas się nikt 0 nasze zdanie nie pyta, bo jesteśm y niew ol­

nicy podlegli cudzej woli.

P o w ojnie, a naw et jeszcze przed jej u k o ń ­ czeniem , narody niep o d leg łe m o g ą u sw ojego rządu szukać pom ocy na przetrzym anie nędzy 1 napraw ienie zniszczenia, jakiego doznały. O to i teraz w P rusach W schodnich przez kilka tygodni burm istrzow ali po sw ojem u M oskale paląc i rabując, a już sejm pruski na w ezw a­

nie rządu, uchw alił dać m ieszkańcom tej naw ie­

dzonej okolicy pieniędzy na odbudow anie się, na bydło i zboże, na żyw ność i opał. — O to sam o zabiegają i w W iedniu dla m ieszkańców W schodniej Galicyi, gdzie rów nież w ojska ro ­ syjskie niem ało spraw iły spustoszenia. Pytam się jednak, gdzie i kiedy Polacy z K rólestw a P olskiego, z gubern ii kieleckiej, lubelskiej, ra ­ dom skiej szukać b ęd ą ratunku na sw oją n ędzę?

Jeżeli po w ojnie m ieć będziem y rząd w łasny, to — jakikolw iek on będzie — jego pierw-

(10)

szem staraniem m usi się stać doprow adzenie kraju do porządku, ludności do lepszego bytu, na pustkow iu zam ieszkałem przez w ygłodzo­

nych nędzarzy nikt silnego państw a i re g u ­ larnej w ładzy zbudow ać nie m oże. C hoćby się przyszło na razie zapożyczyć, m uszą się zn a­

leźć pieniądze na zasiew i inw entarz na zni­

szczonych gospodarstw ach, na roboty publiczne, przy których bezrobotni znaleźliby chleb, na reperacyę drogi i kolei. — W szystkie te w y­

datki w róciłyby się z czasem , b o gdzie lud zam ożny, gdzie rolnictw o, przem ysł i handel się rozw ijają, tam i duże podatki bez niczyjej krzyw dy ściągnąć m ożna i długi spłacić s to ­ pniow o, a przy dobrej g o spodarce krajow ej zaufanie wierzycieli jest większe i p rocent n ie­

duży, bo się nie boją, aby stracić m ieli.

Jeżeli jednak pozostanie ta sam a co daw niej niew ola, to nie będzie sposobu dźw ignięcia się z tej biedy. K ołatanie o pom oc do rządu ro ­ syjskiego w P etersb u rg n na nic się nie przyda, bo tam będą mieli swoje w łasne biedy i kło­

poty, a o nasze głow a ich wcale nie zaboli. — Tyle ich obchodzi nasz kraj, ile z n iego w y­

ciągnąć m ogą, ale to się po nich nie pokaże, żeby w niego kładli. M ają inne o grom ne zie­

mie, zam ieszkałe przez rodaków , którzy im są bliżsi, a że ich je s t też więcej, to m ogą się skuteczniej o sw oje d obro upom inać. To też ciągną z teg o skarbu, ile się tylko da, a m y tylko wciąż do niego naszą krwawicę znosim y i nic nam stąd nie przybędzie. Zresztą Rosya n ad niejednem p an u je pustkow iem , nad nie- 12

(11)

jednym krajem , któ ry sam a złupiła i zniszczyła, a g d y już niem a co z niego w yciągnąć, za­

garnia i łupi inne. — Przez całe sto lat rzą­

dów Rosyi w Polsce, gdzie ślady jakiegoś n a ­ kładu, jakiej rozum nej g o sp o d a rk i? Dziś jeszcze jeśli są gdzie lepsze szosy, to te, co zbudo- 15 w ane za daw nych, polskich czasów , a Niemcy i Austryacy, którzy teraz przez nasz kraj ciągną, w ydziw ić się nie m ogą, jak m ożna w teraź­

niejszych czasach gosp o d aro w ać bez dobrych a choćby znośnych dróg, bez gęstych kolei i poczt. Jak się stąd M oskale w yniosą, to prócz cerkw i i więzień żadne po nich nie p o zostaną budow le, a i to nieraz kościół nasz na cerkiew zabierali tak, jak daw ne gm achy naszych k ró ­ lów, książąt, biskupów — na m ieszkania i kan- celarye dla swych urzędników .

G d y b y n a s t a ł n a s z p o l s k i r z ą d , odebrałby z pow rotem te w szystkie zagrabione budow le, a także i daw ne m ajątki i lasy, które kiedyś do po lskiego skarbu, do polskich szkół i klasztorów należały, a w których się dziś

’ rozpościerają rosyjscy czynownicy. — Zarząd tych d ó b r państw ow ych byłby oczyw iście z P o ­ laków złożony i niejeden z naszych znalazłby przy tem kaw ałek chleba, z dochodów rząd

„ m usiałby się przed polskim i posłam i wyliczyć i na potrzeb y kraju w edle ich uznania łożyć.

N a całą tę g o sp o d ark ę patrzelibyśm y zbliska w łasnem i oczam i, a kto b y tylko zobaczył, że nie idzie ona tak, jak należy, m iałby nietylko praw o, ale św ięty obow iązek, podać to do wia-

13

(12)

dom ości publicznej lub przez posłów zażądać zaprow adzen ia należytego porządku.

A teraz patrzym y nieraz na rozm aite b ez­

praw ia i nadużycia, na nieuczciw ość lub nie­

dołęstw o w zarządzaniu publicznym m ajątkiem , ale przecież nikt o to słow a pisnąć nie m oże.

N ikt się nie chce narażać m iejscow ym czy- now nikom , którzy chcąc usunąć niew ygodn ego św iadka, zawsze sposób znajdą, bo w ystarczy go oskarżyć o buntow nicze zam ysły i zam knąć do kozy, to już ani car, ani D um a nie dojdą, kto kłam ał, kto praw dę m ówił, kto w inien, kto m iał racyę. Z resztą ani car, ani D um a wcale się tem nie zaniepokoją, czy jeden P olak w ię­

cej, czy jeden m niej niew innie w w ięzieniu zgnije.

To też wszyscy w olą trzym ać język za zę­

bam i, w łasne krzyw dy znosić w m ilczeniu, a już o skarbow e straty nikogo głow a nie za­

boli, — co praw da — dziw ić się tem u nie m ożna. Czy tam w rządow ej kasie będzie tro ­ chę m niej, czy trochę więcej pieniędzy, cóż nas to obchodzi, kiedy wiem y, że ani jed en grosz stam tąd nie będzie w ydany dla naszej korzyści, tylko raczej na naszą szkodę.

Jeśli skarb łożyć będzie na bud ow ę lub w y­

ku p kolei, to napew no zacznie usuw ać ze służby Polaków , od dyrektora do k o n d u k to ra (jak było na kolei w iedeńskiej) a sprow adzi M oskali, choćby ostatnich głupcó w lub zbójów , za których jakiś licho u p osażony P o lak będzie m usiał podw ójn ą pracę odrabiać, a na to m iejsce

(13)

M oskal za P olaka będzie podw ójną pensyę brał.

Jeśli rząd zechce coś w ydać na szkoły, to na to tylko, żeby w nich polskie dzieci na R osyan przerabiać, kto zaś zechce przy sw o­

jej m ow ie pozostać i dzieci po polsku uczyć, ten i tak z własnych pieniędzy szkołę i naukę opłacać będzie m usiał.

Jeżeli pieniądze skarbow e pójdą na u trz y ­ m anie policyi, to tylko takiej, co nie pilnuje złodziei, ale po nocach m ieszkania nasze p rze­

trząsa, czy w nich jakich książek i pism prze­

ciw carskiem u rządow i nie znajdzie.

Tak sam o jest ze wszystkiem , z każdym urzędem , z każdą rządow ą w ład zą; nie dla P o ­ laków ona stw orzona tylko przeciw P olakom . Z upełnie inaczej jest tam , gdzie naród jest niepodległy, gdzie rząd i naród z jed n eg o kraju i ludzi się wywodzą, jednej są m ow y i jednej ziemi dzieci.

T am i skarb je st ogólną, całego narodu w łasnością. K ażdy do niego w m iarę m ożności łoży, ale też każdy z niego na swój sposó b ma praw o korzystać, tak, że czy większe, czy m niejsze podatki, nie jest taka wielka różnica, jak się zdaje, bo te pieniądze i tak z po w ro ­ tem do ludu wracają. N ietyiko, kto m a po tem u siły i zdolności, m oże znaleźć utrzym anie w rzą­

dowej służbie, zarobek przy robotach sk arb o ­ wych, ale i oto każdy rząd w swoim w łasnym interesie dbać m usi, żeby jak najw ięcej zaku­

pów w kraju robić, jak najm niej pieniędzy za granicę w ysyłać. W szystkie dostaw y dla w ojska

15

(14)

stara się rząd w pierw szym rzędzie zam aw iać u sw oich, jeśli zaś tego nie robi, to ludność przez swoich posłów bardzo ostro się o to upom inać m a praw o, boć na ten cel pieniędzy d ostarcza i w jej interesie jest, żeby one do niej się wracały. W tym celu rząd m usi się naw et starać o w ytw arzanie w kraju tych rze­

czy, które m u są p otrzebne, zakładać n. p.

fabryki broni, fabryki w agonów kolejow ych lub pom agać do ich zakładania, popierać h o ­ dow lę koni i w yznaczać za nią nagrody, boć bez dobrych koni niem a dobrej jazdy i tym podobnie. W swoim w łasnym interesie musi ted y rząd d o b ro b y t kraju popierać, ażeby on naw zajem m ógł dla n iego po d p o rę stanow ić.

A żeby więcej pieniędzy napływ ało do kraju, rząd stara się o zbyt na krajow e produkty i tow ary, a d lateg o robi um ow y handlow e z innym i rządam i, żeby nie zabraniały przy­

w ozu i nie n akładały w ysokiego cła na to, co jego kraj za granicą sprzedaw ać m usi, a z g o ­ dziły się płacić cło od tego, co i na m iejscu m oże być w yrabiane.

N aturalnie, że i rząd obcy panujący nad n a­

szym krajem także takie um ow y z sąsiadam i robi, przytem jed n ak niem a wcale na oku in te­

resów P olaków , tylko swoich R osyan. P o k a­

zuje się to stąd, że na każdym kroku przez swoje postanow ienia i rozporządzenia do tego zm ierza, żeby R osya Polsce, M oskal Polakow i chleb i zarobek odbierał. Za przew óz koleją z Polski do Rosyi płaci się w iele drożej niż z Rosyi do Polski, dlateg o lepiej się opłaca 16

(15)

M oskalom u nas sw oje w yroby sprzedaw ać niż nam w Rosyi i d lateg o coraz to więcej n a­

pływ a do nas rosyjskiego tow aru w szelkiego rodzaju, a my coraz m niej sw ojego w Rosyi sprzedaw ać m ożem y, stąd to nasz pieniądz ciągle tam płynie, m oskiew scy fabrykanci i kupcy u nas się bogacą, nam zaś coraz trudniej o grosz i o zarobek. T ak jest, nietylko ci M oskale, co do nas n a posady i urzędy przychodzą, ale ci co w dom u u siebie zostali, chleb nam o d b ie­

rają korzystając z opieki sw ego rządu, który dla nich je st ojcem , a dla nas ojczym em .

Tu m ógłby kto pow iedzieć, źe i m y przecież m am y swoich posłów w P etersburgu w Dum ie, a ci m ogą się dla nas o spraw iedliw e praw a upom inać.

Oczywiście, na to przecież tych posłów w y­

bieram y, żeby tam o naszych potrzebach i krzyw dach przypom inali. Nie m ożem y się jednak po nich więcej spodziew ać, g d y przy najlepszej woli i najm ędrszych głow ach nie m ogliby dla nas tam nic wskórać, bo ich jest zaledw ie kilkunastu, a wszystkich głosujących przeszło pięciuset, więc na k ilkunastu ludzi, którzy o nasz kraj i polski naród dbają, w każdej spraw ie naszej głosu je kilkuset takich, których ona ani ziębi, ani grzeje, a gdzie tylko m ię­

dzy interesem P olaków i R osyan w ybierać trzeba, zawsze nas pośw ięcą. P okazało się to, kiedy chodziło o w ykup kolei w iedeńskiej, naw et ci Rosyanie, co się za naszych n ajlep ­ szych przyjaciół podają, nie stanęli po naszej stronie, boć i ich to wcale nie zabolało, że

17

2

(16)

18

naszych urzędników rząd n a bruk wyrzuci, żeby ich rodakom m iejsce u nas zrobić.

T ak jest i tak będzie we w szystkich D um ach, sejm ach, parlam entach, w których g arstka n a­

szych obok setek cudzoziem skich posłów za­

siada, radzi i głosuje. T ak będzie póty, póki M oskal, N iem iec, T ata r będzie m iał praw o ra­

dzić i sądzić o tem , co nam potrzeb n e i co nam się należy, póki od obcych ludzi będzie zależało, jakie u nas m ają być praw a i urzą­

dzenia, jakie podatki, jakie szkoły i jaka w nich nauka.

N a nic się nie zda mówić, że spraw iedliw y cudzoziem iec m oże lepiej rządzić niż spraw ie­

dliw y rodak, bo ten, kto kraju, jeg o m ow y, praw i obyczajów nie zna, naw et dobrze mu życząc nie wie, kiedy spraw iedliw ie a kiedy niespraw iedliw ie postąpi. — G dyby kogo z nas przeniesiono do zarządu jakiegoś tureckiego m iasta, to nie um ielibyśm y sobie dać rady i dużo czasu upłynęłoby, nim byśm y zrozu­

mieli, co się w koło nas dzieje, a jeszcze więcej, nim byśm y trafili na sposób jak robić, żeby się działo lepiej niż jest.

Ja k każdy człow iek sam tylko w iedzieć m oże, gdzie go b u t ciśnie, tak i n a r ó d s a m t y l k o w i e i c z u j e , c o j e s t d l a n i e g o d o ­ b r o d z i e j s t w e m a c o k r z y w d ą . Niem cy naprzykład bardzo często w ytykają nam , że my im pow inniśm y być w dzięczni, bo oni nam przynieśli porządek i kulturę, a tym czasem w iem y dobrze, że ich porządki naszym ro d a ­ kom , co żyją p od P rusakiem , nie w ystarczają

(17)

19 do szczęścia, choć nikt nie zaprzeczy, że prze­

cież u nich niejedno podobać się m oże, n. p.

dobre drogi, czystość w m iastach, gęste poczty i tym p o d obne rzeczy.

Nie w ystarczy też żądać, byśm y w szędzie — czy nas jest m niej, czy więcej — m ieli równe praw a z innym i narodam i, bo po pierw sze żadne praw o choćby najlepsze, póki je st tylko na papierze napisane, a nie stosow ane w ży­

ciu, na nic się nie przyda, a po drugie na zastosow an ie prawa tam tylko na pew no liczyć m ożna, gdzie l u d z i e s i ę u p o m i n a ć i w y ­ k o n y w a n i a s w y c h p r a w d o p i l n o w a ć m o g ą , co — jak już widzieliśm y — jest bardzo tru dne, a naw et czasem zupełnie nie­

p o d o b n e po d obcym rządem .

P rzyznać też m usim y, że nie b y ło by to wcale spraw iedliw ie, gdybyśm y w szędzie d o ­ m agali się takich sam ych praw, jakich żądam y i jakie się nam należą w Polsce.

G dy nap rzykład jakieś kilka tysięcy ro b o tn i­

ków naszych w ybierze się na ro b o ty do D anii albo do Francyi, to m ogą żądać, aby ich rów nie dobrze o płacano i traktow ano, jak swoich m iejscow ych, żeby im pozw alano się zbierać, naradzać, uczyć, m odlić na swój sp osób i w swoim języku, ale nie byłoby słusznie, g dyby się chcieli m ięszać do rządów tego kraju, w k tó ­ rym zby t krótko m ieszkają, ażeby m ogli jego obyczaje, praw a i w arunki życia poznać i trafnie sądzić. R ozum iem y przecież doskonale, że

2*

(18)

20

D uńczycy m ają i m uszą mieć pierw szeństw o urządzania i u lepszania życia w Danii, a F ra n ­ cuzi w e F rancyi, w ojczyźnie, w której nie- tylko oni sam i, ale ich ojcowie i dziadow ie żyli i gospodarow ali.

Za to nikt nie m oże i nie pow inien P o la ­ kom odm ów ić praw a zarządzania Polską, gdzie w każdy zag o n ziem i w siąkała praca polska, w każdym zakątku leżą prochy naszych dzia­

dów i pradziadów . Tutaj nie w ystarczy nam, b yśm y spraw iedliw ości doznaw ali, tu m y p o ­ w inniśm y spraw iedliw ość w ym ierzać, daw ać innym m ądre i słuszne prawa, a nie obcych 0 nie prosić.

W iadom ą jest rzeczą, że naród, który w swoim kraju sam rządy spraw uje, czyli n a r ó d n i e ­ p o d l e g ł y , t a k ż e i z a g r a n i c ą w i ę k - s z e m p o w a ż a n i e m s i ę c i e s z y , bo się z nim p op rostu więcej liczyć muszą.

K iedy N iem iec albo F rancuz znajdzie się w Turcy i albo choćby i w Rosyi, to Turcy 1 R osyanie m uszą się bardzo m ieć na baczności, żeby go nie skrzywdzić, bo on m oże się p o ­ skarżyć sw em u rządow i, a ten się o niego upom ni i conajm niej zagrozi, że będzie rów nie srogo się obchodził z poddanym i tego państw a, które jego obyw atela skrzyw dziło, że się pom ści na Rosyanach lub Turkach, g d y do N iem iec lub W łoch przyjadą. Ażeby n ad sw oim i p o d ­ danym i rozciągać skuteczną opiekę, utrzym uje każdy rząd w obcych krajach, po różnych m ia­

stach, tak zwanych k o n s u l ó w , których o b o ­ wiązkiem jest o w szystkich rodakach w iedzieć

(19)

21 i w każdym kłopocie, zwłaszcza w każdym zatargu z obcem i w ładzam i daw ać im d o b rą radę i pom oc.

Są i w W arszaw ie tacy konsulow ie zagra­

niczni i niechby tylko ta rosyjska policya, co to tak lubi niew innych ludzi po w ięzieniach zam ykać a bandy tów luzem puszczać, pozw o­

liła sobie bez pow odu zaaresztow ać jakiego A nglika, dość byłoby uw ięzionem u dać znać do sw ego konsula, tenby zaraz zatelegrafow ał do angielskiego am basadora w P etersburgu, poszłaby skarga naw et do sam ego cara, rząd angielski narobiłby gw ałtu, —- i — o ileby się okazało, źe to nie żaden był zbój ani rzezi­

m ieszek, m usieliby go natychm iast w ypuścić i bardzo grzecznie przeprosić. T ak sam o m ógłby sobie zaradzić, gdyby go kto chciał z m ajątku obedrzeć lub na zarobku skrzywdzić, na jego zdrow ie lub życie nastaw ać.

N iedaw no m ało do tego brakło, żeby J a p o ­ nia Am eryce nie w ypow iedziała w ojny za to, że się tam z japońskim i robotnikam i źle o b ­ chodzono, że em igrantów z Jap o n ii wcale puszczać do Am eryki nie chciano.

N aszych setki tysięcy co roku idzie za za­

robkiem w obce kraje, a nigdzie niem a nad nim i ani opieki, ani obrony. M ożna ich bić, poniew ierać, głodzić, w ypędzać, znienacka na bruk w yrzucać, m ożna ich w ozić n a okrętach naładow anych tak ciasno, że jadą jak śledzie w beczce i oddychać nie m ają czem — a ni­

kogo o to głow a nie zaboli, bo nikt ze swoich nie m a tej władzy, żeby się o ich praw a upo-

(20)

22

ranieć, a nikt obcy o to się nie zatroszczy.

Bo i któż m a opiekę nad nim i za granicą roz­

ciąg a ć? Ten sam obcy rząd, który ich we w łasnym kraju gnębi, uciska i p oniew iera?

K onsulów polskich nigdzie niem a i być nie m oże, póki nie będzie państw a polskiego, a żadna pryw atna osoba, żadne naw et sto w a­

rzyszenie, póki nie m a pom ocy od władzy, nie m oże się w trącać do tego, co się w obcym kraju choćby z najw iększą krzyw dą jego ro d a ­ ków dzieje. — Co najw yżej m oże dla w ynędz­

niałych zbierać składki, dla nieszczęśliw ych prosić o litość i spraw iedliw ość, ale w n ajlep ­ szym razie będzie to tylko jałm użna, łaska — nie zadosyćuczynienie obow iązkom .

Każdy, kto przebyw ał na obczyźnie i m iał sp osobno ść porów nać los swój z losem innych, m usiał się o tein z bólem serca przekonać, że n i e m a n a ś w i e c i e t a k p o n i e w i e r a ­ n e g o , t a k u p o ś l e d z o n e g o l u d u j a k P o l a c y . W szystko stąd płynie, że oni we w łasnej ojczyźnie są niew olnikam i, że naw et cudzoziem iec, który do P olski przyjeżdża, wcale się na nich ogląd ać i z nim i liczyć nie p o trze­

buje, bo czy mu radzi, czy nieradzi, m uszą go znosić choćby im po głow ie jeździł, tak jak znoszą tych innych obcych najeźdźców , co od stu lat w jego kraju ojczystym , bez jego p o ­ zw olenia gospodarzą. W Polsce jesteśm y k o p ­ ciuszkam i, w P olsce nas m ają za nic — czy dziwić się m ożna, że i n a szerokim świecie, gdzie tułaczam i lub w ędrow cam i jesteśm y, nikt nas nie szanuje?

(21)

23 O d c h w i l i , g d y s i ę t y l k o w o j n a z a ­ c z ę ł a , w s z ę d z i e z a s z ł a j a k b y j a k a ś z m i a n a n a k o r z y ś ć P o l a k ó w . Z ag rani­

cą, gdzie daw niej nic o Polsce w iedzieć nie chciano i nikt się naw et nie raczył uczyć, gdzie taki kraj leży i kto w nim mieszka, teraz ni stąd ni zow ąd zaczęto się o nas dopytyw ać, troszczyć, a naw et różne ułatw ienia i ulgi ro ­ bić, których innym poddanym tych państw , co w ojnę toczą, nie przyznaw ano.

W szystko to nie czem innem się tłom aczy, jen o przew idyw aniem , że teraz P o l s k a m o ­ ż e s i ę o s w ą n i e p o d l e g ł o ś ć u p o ­ m n i e ć i stanąć na rów nych prawach z innym i narodam i, że jej interes nie jest ani ten sam, co Rosyi, ani ten sam , co Niem ców , że tedy naw et w ojując z jednem lub drugiem z tych państw w arto sobie na wszelki w ypadek w zglę­

dy Polaków zaskarbić, żeby m ieć kogoś po sw ojej stro nie w ich w łasnym kraju.

B ardzo daw no już nie pisano po gazetach o Połsce i Polakach tyle co teraz. W szyscy sobie przypom nieli, że niew iele dalej niż sto lat tem u m ieliśm y w łasne w ojsko i w łasnych królów, w łasne praw a, rządy i szkoły — a co praw da nikom u to na złe nie wyszło, bo my nigdy nie najeżdżaliśm y cudzej ziem i, aby ją rabow ać i pustoszyć, nigdy też u siebie w d o ­ m u nie krzyw dziliśm y cudzoziem ców , przeci­

w nie, za bardzo pozw alaliśm y im u nas roz­

porządzać.

Nie cieszm y się jednak zanadto z tych chw i­

lowych um izgów . Jeżeli po w ojnie będziem y

(22)

24

tak sam o słabi i podlegli, jak przed wojną, jeżeli nad nam i ciążyć będzie ta sam a n ie­

wola, albo też je d n ą na d ru g ą zam ienim y, b ęd ą znów na nas z g óry przez ram ię patrzeć i nikt się nie zapyta, czy jesteśm y zadow olnieni ze sw ego losu, czy nie.

P o lsk a niep o d leg ła będzie m og ła m ieć p rz y ­ jaciół, sprzym ierzeńców , opiekunów , a naw et dobrodziejów , którzy jej pieniądzy na zag o ­ spodarow anie użyczą. Polski niew olnicy nikt nie będzie chciał znać, tak jak było jeszcze przed kilku m iesiącam i.

M a m y n a t o p r z y k ł a d y z i n n y c h n a r o d ó w .

Nie dalej jak sześćdziesiąt lat tem u W łochy były rów nież podzielone i przew ażnie ujarz­

m ione przez obcych.

Była tam w tedy og ro m n a w śród lu du nędza i ciem nota, choć — tak sam o jak i u n as te ­ r a z — było tam także trochę ludzi bogatych, trafiali się uczeni, zacni a zasłużeni, ale nie wiele m ogli dla sw ego n aro d u zrobić, bo nie oni mieli n ad nim w ładzę i nadaw ali m u p ra­

wa. We W łoszech ów czesnych tak sam o g ra ­ sow ał bandytyzm , jak teraz u nas i tak sam o jak z naszego kraju, tłum y nędzarzy w ycho­

dziły w świat za chlebem tułać się po obcych kątach.

O d 53 lat W łochy m ają niepodległość.

W ciągu tego czasu stały się szóstem z rzędu m ocarstw em . N ależą do takich sześciu państw , bez których rady nic w ażnego m iędzy rządam i

(23)

E uropy nie m ożna uchw alić ani postanow ić.

M ają duże wojsko, które strzeże bezpieczeń­

stw a granicy i dziś, kiedy praw ie wszyscy ze wszystkim i w ojnę prow adzą, nikt nie śm ie do w łoskiego kraju w targnąć, by ich sobie nie n a ­ razić. Przeciw nie każdy im się stara jakąś u słu g ę oddać, żeby je ile m ożności na sw oją stronę przeciągnąć i do pom ocy zachęcić. Każdy im sw oją przyjaźń ofiaruje, wiedząc, że się to m oże opłacić. Przez te 50 lat niepodległości rozw inął się u nich nieznany daw niej d o b ro ­ b y t i ośw iata. M ają bardzo dobre szkoły lu ­ dowe, m ają bog ate kooperatyw y, liczne i silne zw iązki robotnicze, coraz więcej fabryk, coraz szerszy handel prow adzą z innym i narodam i.

I dziś jeszcze krocie W łochów em igrują co ro ­ cznie, ale już nie jako tułacze i w łóczęgi, lecz jako zam ożni osadnicy lub ośw ieceni i zo rg a­

nizow ani robotnicy, którzy dla włoskiej pracy i kultury coraz now e zdobyw ają ziem ie, za­

m ieniając pustkow ia na ogrody, a bogacąc siebie, bogacą zarazem i kraj, w którym się osiedlają. Zaludnili stan San P au lo w Brazylii, T unis w północnej Afryce, a w szędzie są jak u siebie, bo nikt nie śm ie ich tępić ani ucie­

miężać, bojąc się z potężnym rządem w łoskim zadzierać.

Dawniej przed laty m ów iono o nich, że są to próżniaki, brudasy, do niczego, że nie w arto im daw ać niepodległości, bo z niej nie b ędą um ieli korzystać. P rzekonali się dziś wszyscy, że tylko niew ola sprow adzała ich poniżenie,

(24)

a n iepodległość dźw ignęła ich, że stanęli na rów ni z najśw iatlejszym i narodam i.

T a k m o g ł o b y b y ć i z n a m i , g d y ­ b y ś m y n i e p o d l e g ł o ś ć o d z y s k a l i .

W szystko co d o tąd m ów iliśm y o n iep o d le­

głej Polsce, sto su je się nie do jakiejś urojonej w yspy sz c z ę śc ia , lecz do jak iegobądź p ań ­ stwa polskiego, któreby obcej w ładzy nie p o d ­ legało. N aw et najm arniej rządzony naród w olny w szystko to m a i m ieć musi.

Naszem najgorętszem pragnieniem jed n ak jest, żeby P olska, gdy będzie się rządziła sam a, m iała rządy m ądre, uczciwe i spraw iedliw e.

Ci, którym o to chodzi, będą się m ogli o to sam i postarać, a jeżeli w P olsce będą rządy złe, każdy z nas sam sobie będzie m usiał przy­

pisać część winy. Nie gdzieś za dziesiątą g órą i siódm ą rzeką, lecz u nas, w W arszawie, b ę­

dzie głów na siedziba w ładzy naszej, na czele w szystkich urzędników stojący m inistrow ie i izba, w której oni przed posłam i w ybranym i przez naró d b ędą sw oje projekty do praw do uchw alenia przedkładali. K ażdy z nich będzie mówił po polsku, w polskim języku będą się toczyły obrady, a nasze g azety będą o nich drukow ały dokładne spraw ozdania. Łatw o b ę­

dzie m ożna się przekonać, czy w ybrany poseł tak spełnia swoje zadanie, jak w yborcom o b ie­

cyw ał i czy w arto go n a drugi raz w ybierać;

łatw o też będzie do niego trafić, żeby mu sw oje prośby i życzenia przedłożyć, albo też niespełnione przyrzeczenia w ytknąć. N ie będzie 26

(25)

w tedy m iejsca na takie sekrety, jak w Kole Polskiem , które m a g o to w ą w ym ów kę, że przed )bcymi nie należy ujaw niać swoich bolączek ini rozw odzić dom ow ych zatargów . Nie będzie )bcych tylko sam i swoi, więc będzie m ożna iczciwie, spokojnie, ale bez obw ijania w ba­

wełnę w ygadać, co kom u leży na sercu, a upo- n in a ć się o sw oje krzyw dy będzie nietylko prawem lecz i obow iązkiem każdego.

Tam tylko m oże spraw iedliw ość panow ać,

*dzie ten, co niespraw iedliw ości doznaje, nie kry­

je tego, lecz głośn o d o m aga się zadośćuczynie­

nia, inaczej któżby go m ógł od niej obronić?

Kto jed n ak swoich praw przestrzega, cudzych n aruszać nie pow inien. Jeśli państw o ma być dobrze rządzone, każdy m usi pam iętać, że nie on sam jed en w niem m ieszka i że wszyscy nie m ogą się stosow ać do zachcianek jed nego człow ieka, jednej familii, pow iatu lub jednej klasy ludzi. I o tem także w iedzieć należy, że żaden rząd nie m a w iększej siły niż ta, jaką m u naród w ręce da, więc gdzie każdy wysila się tylko na to, żeby w rządzeniu przeszka­

dzać, nikt zaś nie poczuw a się do tego, żeby pom agać, darem nieby kto o d rządu pom ocy wyczekiwał. Nie podeprze nikogo ten, kto sam się ledw ie na nogach trzym a.

W reszcie, jak m ów iliśm y, naw et n a j l e p s z e ' p r a w a n a n i c s i ę n i e z d a d z ą , g d y s ą t y l k o n a p a p i e r z e . W dobrze rządzonym narodzie każdy m a sw obodę krytykow ania praw i nastaw ania na to, żeby je popraw iać, zm ie­

niać, uchw alać nowe, ale przedew szystkiem te, 27

(26)

28

jak ie są, szanow ać i w ypełniać jest św iętą p o ­ w innością. N ikogo niem a poza praw em i n i­

kogo przed praw em — czyli że każdy m oże się do praw a odw ołać, a łam ać go nikom u nie w olno. Jeżeli to w szystko w eźm iem y pod uw a­

gę, zrozum iem y, jak dziecinnem jest pytanie, j a k n i e p o d l e g ł a P o l s k a b ę d z i e u r z ą - d z o n a, czy będzie w niej spraw iedliw ość, rów ność, d o b ro b y t pow szechny, czy każdem u w niej będzie dobrze się d ziało?

N i e p o d l e g ł y n a r ó d s a m s o b ą r z ą ­ d z i — o c z y w i ś c i e t a k , j a k u m i e . Jeśli P olacy b ędą rozum ni, spraw iedliw i, rzetelni i szlachetni, to w P olsce niepodległej nikt krzyw dy nie dozna. Jeżeli się okaże, że g łupcy lub szachraje są u nas śm ielsi i liczniejsi niż m ądrzy i uczciwi ludzie, to oni b ędą rządzili P olską po sw ojem u, póki lepsza część narodu nie zbierze się na odw agę i ich rządów nie ukróci. Nie m am y najm niejszego pow odu są­

dzić, że w naszym naro dzie rozum i uczciw ość w yginęły do szczętu, więc nie potrzeb a się obaw iać, aby w niepodległej P olsce m iało być gorzej niż w innych krajach, gdzie także p rze­

cież nie sam i święci m ieszkają.

Kiedy m nie kto spyta, czy naprzykład chło­

pów albo robotników nie będzie nikt w P o l­

sce uciem iężał lub w yzyskiw ał, to nie m ogę nic innego odpow iedzieć, tylko że to od sa­

m ych chłopów i robotników zależy — bo tylko oni będą się m ogli skutecznie so b ą zao p ie k o ­ wać, o spraw iedliw ość dla siebie się postarać.

Jeżeli będą um ieli dobrze rozpoznać swych

(27)

szczerych przyjaciół od fałszywych, jeśli będą wiedzieli, gdzie jest dla nich rzeczyw ista k o ­ rzyść, a gdzie tylko oszustw o, jeśli się nie b ę ­ dą tchórzliw ie w ypierali sw ego zdania, skoro tylko ktoś ich zastraszyć spróbuje, a dla p ier­

wszej lepszej złudnej obiecanki nie zrzekną się swych najśw iętszych praw, to b ęd ą m ogli stanow ić najw iększą w Polsce siłę, boć ich jest w naszym kraju najwięcej. W tedy ich trzebaby zapytać, jak będzie P olsk a rządzona, bo rząd z nim i będzie się liczył przedew szy- stkiem . Jeśli jed n ak ktoś sam na siebie bicz kręci, to tru d n o m u w tem przeszkodzić, choćby się szczerze chciało. Jed y n ie tylko przez ośw iatę pow szechną m oże lud dojść do um iejętności rządzenia sobą, do rzeczyw istego spożytkow a­

nia praw, które m u przysługują, a uchw alania takich, które mu są potrzebne. T ego zaś chyba i dow odzić nie potrzeba, że w niepodległej P olsce ośw iata w iele szybciej i łatw iej krzewić się będzie niż w ujarzm ionej. D aw noby już pew no u nas ciem noty nie było, gdyby rząd m oskiew ski nie prześladow ał i nie gnębił tych, co dla ośw iaty ludu pracow ać pragnęli. G dyby M acierz Szkolna była przetrw ała do obecnego czasu, już bylibyśm y się bardzo naprzód p o ­ sun ęli w zw alczaniu ciem noty. Kiedy zaś w szy­

stkie szkoły w kraju, gm inne, m iejskie czy rządow e b ęd ą polskie, kiedy nikt nie będzie staw iał przeszkód w zakładaniu szkół, a skarb będzie na nie łożył i polskich nauczycieli dla nich kształcił, to napew no lud sam ze wszy­

stkich sił do nauki garnąć się będzie.

(28)

30

To rów nież jest pew nem , że n i e p o d l e ­ g ł o ś ć P o l s k i n i e b ę d z i e p o w r o t e m d o d a w n y c h c z a s ó w , l e c z w i e l k i m k r o k i e m n a p r z ó d , d o c z a s ó w n o ­ w y c h , j a k i c h d o t ą d n i g d y w k r a j u n i e b y ł o . K toby myślał, że odbudow anie państw a polskiego będzie zarazem przyw róce­

niem tych obyczajów i urządzeń, jakie kiedyś były w P olsce i innych krajach, naprzykład poddaństw a chłopów i pańszczyzny, równie niepotrzebnie m iałby kłopot, jak g d yb y się o to troszczył, czy czasem jakie 10 m ilionów P o­

laków nie ubędzie, bo za owych czasów było ich napraw dę o tyle m niej na świecie. Aby pańszczyznę przyw rócić, trzebab y zrzec się tych w szystkich m iast i fabryk, co się w na­

szym kraju rozrosły od czasów, gdy lud wiejski sw obodnie rozporządzając sw ą siłą roboczą, m ógł do nich napływ ać i do pracy się naj­

mować.

Żaden rząd — choćby najsilniejszy — nie m ógłby przeprow adzić tak w ielkiego przewrotu, jakiby z przyw rócenia pańszczyzny nastąpił i żaden, choćby najgłupszy, nie próbow ałby tego, bo to nie leży w naszym interesie.

W tedy, kiedy u nas rząd rosyjski pańszczyznę znosił, już jej w żadnym sąsiednim kraju dawno nie było, a u nas naw et panow ie we własnym interesie kasow ali ją tu i owdzie, gdzie chcieli lepsze, bardziej postępow e gospodarstw o za­

prow adzić. Nie było jej też już przed pow sta­

niem ani na Kujaw ach nad prusk ą granicą, ani w Łowickiem. A już teraźniejsza gospodarka

(29)

rolna żadną m iarą z pańszczyzną pogodzićby się nie m ogła. T o też dziś tylko m oskiewscy najem nicy m o g ą takie bajki m iędzy ludem sze­

rzyć, a tylko najciem niejsi chłopi w nie wierzą.

N ato m iast praw dą jest, że p otrzebne są lu ­ dowi dalsze reform y, które leżą tak sam o i w in­

teresie całego kraju, a jednak tru dno je prze­

prow adzić rozum nie i skutecznie poty, póki sam i niem i zarządzić nie m ożem y. Jakże to daw no T ow arzystw o kredytow e ziem skie do ­ m aga się, żeby mu pozw olono te m iliony, co się z rozparcelow anych m ajątków szlacheckich u niego gro m adzą, um ieszczać na hipotekach w łościańskich, z czegoby drobny gospod arz m iał tam i d o g o d n y kredyt na podniesienie sw ojego gospodarstw a. Rząd na to nie pozw ala, bo chce przez swój bank w łościański chłopów w ręku trzym ać i tym tylko pom agać, co mu się w ręce oddają, zaś na C hełm szczyźnie s a ­ mym tylko praw osław nym . O biecyw ał rząd chłopom różne zapom ogi, to na ulepszenia g o ­ spodarskie, to na szkoły, ale — jak przyszło co do czego — w szystko obrócił na arm aty karabiny m aszynow e, puścił na kraj m iliony Watów i kozactwa, które na swój sposób lo d a rstw o u nas uprawia, bo przysparza ziem i i szarego popiołu, gdzie stały bu- ayrki, stodoły i stogi.

P o w ojnie napew no nic nie da, bo sam nie będzie mi£f. pieniędzy, F rancya i A nglia nie pożyczą, gdyż \ u ie m ają duże koszta i straty, a F rancya już teraz darem nie po św iecie p o ­ życzki szuka. — Z wŁdki, od której akcyza

(30)

7

trzecią część w ydatków skarbow ych pokryw ała, teraz też dochodu nie będzie, na czem rząd pono tysiąc m ilionów rubli straci. Kto się na laski rządu m oskiew skiego ogląda, ładnie na tem w yjdzie — nie ma co mówić. N ajw iększą łaską byłoby, żeby się do nas przestał w trą­

cać i nam w obronie naszej przeszkadzać, ale to stać się m oże dopiero w tedy, g d y P olska będzie niepodległem państw em , z własnym rządem i w ojskiem . W tedy dopiero zacznie się u nas robota 'na dobre, bo trzeba będzie n a­

praw iać to w szystko, co się przez sto lat p o ­ psuło i zaniedbało, doganiać te narody, które przez ten czas pracą i ośw iatą dorabiały się i w zm agały na siłach.

Ju ż nam w tenczas nikt nie zabroni zakładać zw iązków i stow arzyszeń, jakie tylko b ędą p o ­ trzebne, nikt nie przeszkodzi zbierać się i n a­

radzać nad w spólnem i biedam i i szukać sp o ­ sobów usunięcia ich.

Ile rozum u, dobrej woli, w ytężonej i w y­

trwałej pracy w tę ro b o tę włożym y, tyle po ­ m yślności, dobrobytu i spraw iedliw ości znaj­

dzie się w naszej niepodległej ojczyźnie.

W o l n o ś ć d l a P o l s k i m o ż n a t y l k z b r o n i ą w r ę k u w y w a l c z y ć , jej m yślny rozkw it trzeb a będzie wysiłkiem dziennym w ypracow ać.

Cytaty

Powiązane dokumenty