• Nie Znaleziono Wyników

Poznawalność istnienia Stwórczego Rozumu

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Poznawalność istnienia Stwórczego Rozumu"

Copied!
29
0
0

Pełen tekst

(1)

Kazimierz Kłósak

Poznawalność istnienia Stwórczego

Rozumu

Collectanea Theologica 26/3, 465-492

(2)

POZNAWALNOSC ISTNIENIA STWÓRCZEGO ROZUMU

I. Jedna z pięciu „dróg“, na której można, według św. T o-

m a s z a z A k w i n u , dojść do przeświadczenia o istnieniu Boga, to „droga“ związana z założeniem celowego działania bytów m aterialnych pozbawionych poznania. Na tę „drogę“ składa się w Sum . theol., I, qu. II, a. 3, następujące rozumo­ wanie:

Stwierdzamy, że byty materialne, które są pozbawione po­ znania, dążą do pewnych celów, co jest widoczne z tego, że zawsze lub w większości wypadków działają w ten sam spo­ sób, by zdobyć to, co dla nich jest najlepsze. Świadczy to, że nie przypadkowo (non a casu) dochodzą do pew nych celów, lecz że to dojście jest zamierzone (ex intentione perveniunt ad finem). Ponieważ tu chodzi o byty pozbawione poznania, wobec tego trzeba przyjąć, że dążą do pewnych celów tylko dzięki temu, że są skierowane do nich przez jestestw o obda­ rzone poznaniem, podobnie jak strzała zostaje skierow ana do celu przez łucznika '). Istnieje więc jestestw o obdarzone po­

1 W S u m . c. G e n t., lib . I I I , ca,p. X X IV , w ta k i 'b a rd z ie j szczeg ó ło w y sposób tłu m a c z y ł so b ie św . T o m a sz celo w o ść d z ia ła n ia b y tó w m a t e r i a l­ n y c h p o z b a w io n y c h p o z n a n ia : „ T e n d u n t [ n a tu r a lia c o rp o r a c o g n itio n e c a re n tia ] i n f in e m s i c u t d ir e c ta in f in e m a s u b s ta n tia in te llig e n te , p e r m o d u m q u o s a g itta te n d it a d sig n u m , d ir e c ta a s a g itta n te ; s ic u t e n im s a ­ g itta c o n s e q u itu r in c lin a tio n e m a d s ig n u m s iv e a d f in e m d e te r m in a tu m e x im p u ls io n e s a g itta n tis , it a c o r p o r a n a t u r a l i a c o n s e q u u n tu r in c lin a tio ­ n em in fin e s n a tu r a le s e x m o v e n tib u s n a tu r a li b u s , e x q u ib u s s o r t i u n t u r su a s f o r m a s e t v i r t u t e s e t m o tu s... P la n u m ig itu r f i t q u o d e a e tia m q u a e c o g n itio n e c a r e n t p o s s u n t o p e r a r i p r o p te r fin e m , e t a p p e te r e b o n u m n a tu r a li a p p e titu , e t a p p e te re ... p r o p r ia m p e r f e c tio n e m “ Z ob. je s z c z e S u m .

(3)

znaniem, które wszystkie rzeczy pozbawione poznania (omnes res naturales) skierowuje do pewnego celu. To jestestwo na­ zywamy Bogiem.

Podobne rozumowanie znajdujem y także u wielu neoscho- lastyków, np. u Ludwika В a u r a 2), u Macieja S i e n i a t y c - k i e g o 3), u Jana S t e f f e s a 4) , u Franciszka S a w i c k i e ­ g o 5), u Józefa D o n a t a , S. J. 6), u Józefa M a u s b a c h a 7), u Piotra D e s c o q s a , S. J . 8, u Reginalda G a r r i g o u - L a g r a n g e ’a, О. Р .,9) i u Ignacego R ó ż y c k i e g o 10).

II. Przyjęcie rozumowania, jakie w ystępuje u św. Tomasza

w Sum . theol. i u wielu neoseholastyków, napotyka jednak na pew ną zasadniczą trudność. Trudność ta dotyczy punktu w y j­ ścia argumentacji, jakim jest założenie celowego działania by­ tów m aterialnych pozbawionych poznania . rozumowegou ).

2 M e ta p h y sik -, M ü n c h e n 1923, s. 465—471.

3 P ro b le m istn ie n ia B oga, P o z n a ń 1923, s. 123— 151. 4 R eligio n sp h ilo so p h ie, M ü n c h e n 1925, s. 163— 174. f* D ie G o tte s b e w e is e , P a d e rb o n 1926, s. 156—Ί66. 6 T h e o d ic e a 5- \ O e n ip o n te 1929, n . 69, s. 50, 51.

7 D asein u n d W esen G o ttes, I I . B d., D er teleo lo g isch e G ottesbew eis, M ü n s te r 1929.

8 P ra elec tio n es th eologiae n atu ralis, t. I, P a r is M C M X X X II, s. 320-443. 8 D ieu, son e x is te n c e e t sa n a t u r e e, P a r is M C M X X X III, s. 314-338-10 D o g m a tyk a , ks. II : Istn ien ie Boga, s k r y p t autoryzow any, K ra k ó w 1948, n r y 561-597 b.

u F e r d y n a n d V a n S t e n i ) e r g h e n są d z i, ż e w ro zu m o w an iu św . T o m a sz a z b ija ty lk o z tr o p u p r z e s ła n k a m n ie js z a , w której w y s tę ­ p u je p o ró w n a n ie ze s tr z a łą : „.... e n v e r t u d e sa n a t u r e — pisze p ro f e s o r lo w a ń s k i — la flè c h e n ’e s t a n im é e d ’a u c u n m o u v e m e n t et, à f o r tio r i, d ’a u c u n m o u v e m e n t d é te r m in é , sa u f, s i l ’o n v e u t, le m ouvem ent d e c h u te d û à la p e s a n te u r ; ta n d is q u e :les ê tr e s « n a tu re ls» o n t p récisém en t u n e

n a tu re d é te rm in é e e t n e s a u r a ie n t d o n c a g ir a u tr e m e n t que se lo n le u r n a tu r e : u n e fo is le r o s ie r d o n n é , il n ’e s t p a s s u r p r e n a n t q u ’il p ro d u ise d es ro s e s , il s e r a i t p lu t ô t s u r p r e n a n t q u ’il n ’e n p ro d u is e p a s . Ce q u ’il f a u d ­ r a i t é ta b lir , c ’ e s t q u e le s ê tr e s d e la n a t u r e s o n t d e s ê tr e s conditionnés; o n p e u t le m o n tr e r , s a n s d o u te , p a r la c o n s id é ra tio n d e la fin a lité q u e t r a h i t le u r a c tiv ité , m a is à c o n d itio n d ’e n v is a g e r c e tt e finalité d a n s sa p o r t é e v r a im e n t m é ta p h y s iq u e , à la lu m iè r e g é n é r a le d e l’a c tiv ité d e s ê tr e s fin ie s...“ L e p r o b lè m e p h ilo so p h iq u e d e l’é x is te n c e d e Dieu, R e v u e p h i l o s o p h i q u e d e L o u v a i n , t. 45, 1947, s. 164.

V a n S te n b e r g h e n n ie d o s trz e g a w ięc w ro z u m o w a n iu św. T o m a sz a tr u d n o ś c i, n a ja k ą w s k a z a łe m . D la m n ie n a to m ia s t n ie istn ieje tr u d n o ś ć , 0 ja k ie j m ó w i p ro f e s o r lo w a ń sk i. S w . T o m a sz o w i chodziło o p o d a n ie k o n k r e tn e g o p rz y k ła d u n a s k ie ro w a n ie do c e lu b y tu pozbaw ionego p o ­ z n a n a p rz e z je s te s tw o w y ślą e e , a d o te g o 'w y s ta r c z a p rzy k ład ze s tr z a łą 1 łu c z n ik ie m .

(4)

Chcąc unaocznić wymienioną trudność zaczniemy nasze wy­ wody od określenia celu.

1. Cel jest 'tym, dla czego coś się dzieje 12). Chodzi więc przy celu o pewien plan, który, zarysowawszy się w porządku idealnym, staje się w porządku fizycznym źródłem akcji mobi­ lizującej i koordynacyjnej w stosunku do czynników zdolnych do określonego działania. Tak pojęty cel, w arunkujący to, co Juliusz C a r l e s nazwał p r z y c z y n o w o ś c i ą i d e i (la causalité de l’idée) 13), może być, oczywiście, wysutfięty tylko przez jestestw o obdarzone jakąś form ą inteligencji. Wo­ bec tego o bytach niezdolnych do żadnych przejawów inteli­ gencji, przejawów w yrażających się głównie w ujmowaniu relacyj między przedmiotami, moglibyśmy o tyle tylko powie­ dzieć, że w sw ym działaniu dążą do określonego celu, o ile byłyby przez kogoś myślącego za nie skierow ane w jakiś spo­ sób do tego celu 14). Gdybyśmy chcieli tę myśl wyrazić w spo­ sób wykluczający wszelki antropomorfizm, powiedzielibyśmy, że te byty nie dążą do żadnych celów, lecz są tylko przez jakiś

podmiot myślący ■ kierow ane bezpośrednio lub pośrednio do

określonych celów, bo dążyć do celu może, ściśle rzecz biorąc, ten tylko, kto, będąc zdolny do ujm owania relacyj, może świa­ domie wysunąć cel dla swego d ziałan ia15). Założywszy, że czynnikiem determ inuj ącym przez nadanie odpowiedniej na­

12 Zob. m . i. św . T o m a s z a z A k w i n u In M e ta p h y sic a m A r is to ­

te lis c o m m e n tu ria c u ra e t s tu d io P . F r. M .-R. C a t h a 1 a, a lt e r a ed itio , T a u r in i M C M X X V I, lib . II, le c t. IV , n . 316, J a n a o d św. T o m a s z a , O. P., C u rsu s p h ilo so p h ic u s th o m istic u s, vol. II , T a u r in i M C M X X X III, n o v a e d itio a P . B e a to R e i s e r О. S. B. e x a r a t a , P h il. nat. I. p., qu. X III, a 1, s. 271a 1 i 'k a rd . DJT. M e r c i e r a M é ta p h y siq u e g én éra le

ou o n to lo g ie 7, L o u v a in — P a r is 1923, s. 485. P o r. jeszcze F ra n c is z k a G r é g o i r e , N o te su r la p h ilo so p h ie de l’o rg a n ism e, R e v u e p h i ­ l o s o p h i q u e d e L o u v a i n , t. 46, :(Ι948), s. 293, 294.

13 U n ité e t v ie . E squise d ’un e bioph ilo so p h ie. P a ris 1946, s. 160. 14 „E a a u te m q u a e n o n h a b e r .t c o g n itio n e m , n o n te n d u n t in fin e m , n isi d ir e c ta a b a liq u o c o g n o s c e n te e t in te llig e n te , s ic u t s a g itta a s a - g it la n t e ” . Ś w . T o m a s z z A k w i n u , Sum . th eo l., 1, qu. II, a. 3.

15 „T o s a y — p is a ł E d m u n d W h i t t a k e r — t h a t n a t u r a l o b je c ts, th o u g h n o t e n d o w e d w ith c o n sc io u sn e ss, b e h a v e as if th e y w e re s triv in g to a c c o m p lis h so m e p u rp o s e , is, a f te r all, o n ly a n a ïv e a n d p ic tu r e s q u e w ay o f s a y in g t h a t th e ir b e h a v io u r is n o t la w ie s s a n d h a p h a z a r d , b u t is g u v e r n e d b y d e fin ite ru le s ...” S pace an d S p irit, L o n d o n 1946, s. 129.

(5)

tu ry mógłby być dla całości bytów pozbawionych zdolności ujm owania relacyj tylko Bóg, dochodzimy do wniosku, że dla tych bytów moglibyśmy przyjąć celowe działanie a raczej skierowanie do celu ab extrinseco dopiero p o u d o w o d ­ n i e n i u i s t n i e n i a n a j m ę d r s z e g o B o g a S t w ó r - c y. Przed przeprowadzeniem tego dowodu nie można w yka­ zać, żeby w odniesieniu do przyrody, dla której obce są prze­ jaw y inteligencji, praw dziw ą była zasada celowości, wyrażona przez autora S u m m y Teologii w słowach: „Wszelki czynnik działający działa dla jakiegoś celu“ (Omne agens agit propter fin e m ) 16). Nie możemy utrzym ywać ze św. Tomaszem z A kwi­ nu, że dowodem ń a to, iż byty materialne, pozbawione pozna­ nia, dążą do określonych celów, jest jeszcze przed stwierdze­ niem istnienia Boga ta okoliczność, że zawsze lub w większo­ ści wypadków działają w ten sam sposób, by zdobyć to, co dla nich jest najlepsze (quod semper aut frequentius eodem modo operantur, u t consequantur id quod est optimum) 17). Gdybyśmy naw et wyeliminowali tę dozę antropomorfizmu, jaka niew ątpliw ie w ystępuje w uzasadnieniu danym przez myśliciela średniowiecznego, to i tak nie moglibyśmy u trzy ­ mywać, ja k on utrzym yw ał w nieantropomorficznej części swego stanowiska, bo przed udowodnieniem istnienia Boga nie można wykluczyć ewentualności, że to, co przedstawia się nam jako celowe nastawienie dynamizmu przyrody bezrozumnej, jest w rzeczywistości tylko w ynikiem działania ślepych przy­ czyn sprawczych, rezultatem działania takich na przykład czynników, jak dobór naturalny, dziedziczność.

2. Z tym i zastrzeżeniami nie wnoszę w zasadzie nic no­

wego, gdyż już H enryk M e w m a n w yraził się w tym sen­ sie w liście z dnia 13 kw ietnia 1870, pisanym do dra B r o w n - 1 o w a, że wierzy w celowość św iata dlatego, iż w Boga w ie­ rzy, a nie dlatego wierzy w Boga, żeby w świecie dostrzegał

le) Zob. S u m . th e o l., I, qu. X L IV , a . 4, I— II, q u . I, a. 2, qu. V I, a. 1, q u . IX , a. 1, q u . X II, a. 1 i 5, q u . X V II, a . 8, q u . X C IV , a . 2, qu. C IX , a. 6, II— II , q u. X L V , a. 1, a d . 1.

17 P o r. p o d o b n ą a r g u m e n ta c ję w c y t. d z ie le k a r d . M erciera, n. 239. s. 486, 487, n . 242, s. 496.

(6)

objawy celow ości18). Stanowisko przynajm niej częściowo zbli­ żone do tego, jakie zajął późniejszy kardynał angielski, znaj­ dujemy także u Paw ła J a n e t a 19) a z neoscholastyków u H. В u o n p e n s i e r e, O. P. 20), u M. d e M u n n y n - c k a , O. P . 21), u Teodora d e R é g n o n , S. J . 22), u Józefa

»

• 18 „...A u f d a s A r g u m e n t a u s d e r P la n m ä s s ig k e it — w y z n a je N e w ­ m a n — h a b e ic h k e in G e w ic h t g e le g t, w e il ic h f ü r d a s n e u n z e h n te J a h r ­ h u n d e r t s c h re ib e , d as, s o w e it e s d u r c h s e in e P h ilo s o p h e n v e r t r e t e n w ird , P la n m ä s s ig k e it n ic h t a ls e r w ie s e n a n n im m t. U n d u m d ie W a h r h e it zu sag en , w e n n ic h a u c h a ls e rw ie s e n a n n im m t. U n d u m d ie W a h r h e it zu v ie rz ig J a h r e la n g d ie lo g isc h e K r a f t d ieses A rg u m e n te s n ic h t e in z u s e h e n v e rm o c h t. I c h g la u b e a n P la n n m ä s s ig k e it, w e il ic h a n G o tt g la u b e , n ic h t a n G o tt, w e il ic h P la n m ä s s ig k e it seh e...“ B r ie fe a u s d e r k a th o lis c h e n

Z e it s e in e s L e b e n s. Ü b e rs e tz u n g v o n M a rie K n o e p f l e r . M ainz,

1931. B d. II., 197.

10 „...si p a r f i n on e n te n d u n b u t p o u r le q u e l u n e c h o se a é té f a ite , ou

v e r s le q u e l e lle te n d , — p isz e J a n e t — il n ’e s t p a s é v id e n t p a r so i —

m ê m e q u e la p ie r r e a i t u n b u t, q u e le m in é r a l e n a it u n . S a n s d o u te , p o u r c e lu i q u i c o n ç o it la n a tu r e c o m m e l ’o e u v re d ’u n e p ro v id e n c e , il s e ra c e r t a in q u e to u t à é té c ré é p o u r u n b u t; e t le c a illo u lu i- m ê m e n ’a u r a p a s é té f a i t e n v a in ; m a is a lo rs le p rin c ip e des c a u s e s fin a le s n ’e s t p lu s q u ’u n c o ro lla ire d e la d o c tr in e de la P ro v id e n c e : c e n ’e s t p a s u n p r in c ip e à p r io r i, u n p r in c ip e n é c e s s a ire e t u n iv e r s e l, u n p r in c ip e p r e ­ m ie r. L a d o c tr in e d ’u n e fin u n iv e r s e lle d e s c h o ses, c o n s é q u e n c e de la d o c tr in e de la P ro v id e n c e , n e p e u t d o n c p a s ê t r e d o n n é e c o m m e é v id e n te p a r s o i” . L e s ca u ses f i n a l e s 2, P a r i s 1882, s. 7.

20 O d m a w ia ją c w a rto ś c i d o w o d o w e j p s y c h o lo g ic z n e m u a rg u m e n to w i n a is tn ie n ie B oga, te m u a rg u m e n to w i, k tó r y b a z u je n a n a tu r a ln y m d ą ż e ­ n iu u m y s łu lu d z k ie g o do n a jw y ż s z e j p r a w d y o ra z n a n a tu r a ln y m d ą ż e n iu w o li lu d z k ie j do n a jw y ż s z e g o d o b ra , B o u o n p e n s ie r e zazn acza, że p rz e d u d o w o d n ie n ie m is tn ie n ia S tw ó rc y n a t u r y n ie m o ż n a m ieć p e w n o śc i, ż e w y m ie n io n e d ą ż n o śc i s ą celo w e, tz n . ż e z w r a c a ją s ię d o teg o , co r z e ­ c z y w iśc ie is tn ie je . Z ob. cy t. a u to r a C o m m e n ta r ia in I. P. S u m m a e th e o ­

logicae S. T h o m a e A q u in a tis a qu. I. ad. q u. X X I I I (de D eo U no), R o m a e

M C M II, n r 176, s. 131.

21 O z a ło ż e n iu is tn ie n ia celo w o ści z e w n ę trz n e j w o b rę b ie c ia ł d e M u - n y n c k p isz e : „ H eae ta m e n su p p o s itio rig o ro s e p r o b a r i n o n p o te s t, e t q u id e m r e s p u itu r a b a m n ib u s q u i D ei e x is te n t ia m im p u g n a n t. Q u a p ro p ­ te r, e ts i h a n c s u a m n e g a tio n e m p r o b a r i n o n p o s s in t, e ts i n o n p a u c a p h a e n o m e n a c o n tr a r i u m v id e n t u r e x h ib e r e p r i m a fr o n te , s u p p o n i d e b e t, a r g u m e n ta tio n is c a u s a , o m n ia q u a e in m u n d o a c c id u n t s e q u i e x r e r u m n a tu r a . H oc a u te m p o sito , c e rte n o n r e f u t a t u r f in a lita s in m u n d o . D eu s e n im d e d it u n ic u iq u e r e i n a tu r a m p r o p r ia m p r o p te r o p e r a tio n e m c o r - r e s p o n d e n te m ; h a e c a u te m c e r te D e i fin is est. V e r u m ta m e n e x ip s a h a c fin a lita te a r g u m e n tu m s e p a r a tu m p r o e x is te n t ia d iv in a n o n p o s s u m u s d e ­ d u c e re ; n a m e a m n o n c o g n o sc im u s n is i e x e o q u o d D e u s c r e a v e r it m u n d u m ; a tq u e p r o in d e a d e a m p r a e s u p o n itu r c o g n ita e x is te n tia D ei·”

P ra e le c tio n e s d e D e i e x is te n tia , L o v a n ii 1904, s. 61. O. d e M u n n y n c k s ą ­

(7)

S c h w e r t s c h l a g e r a 23) i u Różyckiego24). Autorzy ci utrzym ywali, że przed udowodnieniem istnienia Boga Stwórcy, czy przed udowodnieniem działania Jego powszechnej O patrz­

ności nie można mieć pewności co do tego, iż wszystko, co istnieje i działa w naturze, istnieje i działa dla określonego celu. Zarówno więc Newman, jak Janet, Buonpensiere, de Munnynck, de Régnon i Różycki brali czy biorą pod uwagę w takim lub innym zakresie intuicje analogiczne do tych,

jakim i u nas kierował się S m o l u c h o w s k i , który,

rozumując w zupełnie innym klimacie światopoglądo­

wym, napisze: „Dzisiaj żaden przyrodnik nie uznaje ce­ lowości w przyrodzie, ponieważ nie można przyrody perso- nifikować, jak gdyby istoty myślącej i planującej. Celowość byłaby zrozumiała tylko z punktu widzenia tych, którzy p rzy j­ m ują hipotezę, że przyroda została stworzona przez istotę in­ teligentną, z planem i celem z góry ułożonym “ 2S). Chodzi tu o intuicje, jakich negatywne zastosowanie znajdujemy u ta­ kiego A leksandra O p a r i n a, który, pisząc o tworzeniu się w koacerwatach celowości organizacji charakterystycznej dla jestestw żyjących, posługuje się przy słowie celowość cudzy­

„celo w o ści“ , k tó r a w y w o d z i s ię „ex c o n c u rs u p lu r iu m in unum, e x h a r ­ m o n ia q u a d a m q u a e e x c e d it v ir e s u n iu s c u ju s q u e ag en tis, q u a e casu a c c id e re n o n p o te s t n e c e x p lic a r i p e r in t e r f e r e n ti a m coecam v a r i a r u m c a u s a r u m “ . Zob. w c y t. d z ie le s. 61, 62, 79-82. C h cąc m ie ć pełne w y o b r a ­ ż e n ie o s ta n o w is k u d e M u n n y n c k a m u s im y je s z c z e w ziąć pod u w a g ę je g o k r y ty k ę a r g u m e n tu n a is tn ie n ie B oga e x d e sid e rio b ea titu d in is, tę k r y ty k ę , k tó r a id z ie z u p e łn ie po lin ii w y w o d ó w B u o n p en siere (dz. cy t., s. 86).

22) L a m é ta p h y s iq u e d es ca u ses d ’a p rès S t. T h o m a s et A lb e r t le

G r a n d 2, P a r i s 1906.

JS) P h ilo so p h ie d e r N a tu r 2, K e m p te n , 1922, I. A b t. 276-284.

24) Dz. cyt., n r 575. R ó ży ck i s t a r a 'się w c y to w a n y m m iejscu w y k a z a ć , ż e „ n ie p o d o b n a , p rz e d u d o w o d n ie n ie m is tn ie n ia B oga, dowieść p r a w d z i­ w o śc i tw ie r d z e n ia : »om ne a g e n s a g it p r o p te r fin em « . Nieco d a le j, p o d n r e m 583, R ó ży ck i o k a ż e s ię je d n a k m n ie j k a te g o ry c z n y , gdyż n a p i ­ sze ty lk o , ż e „ p rz e d u d o w o d n ie n ie m is tn ie n ia R o z u m u Stw órczego je st... b a rd z o tru d n o ... u d o w o d n ić p ra w d z iw o ś ć z d a n ia : »om ne agens a g it p r o p ­ t e r fin em « .

25) p r z e d m io t, za d a n ie , m e to d a o ra z p o d zia ł fi z y k i , P i s m a M a - r i a n a S m o l u e h o w s k i e g o z p o le c e n ia P olskiej A k a d e m ii U m ie ję tn o ś c i z g ro m a d z o n e i w y d a n e p rz e z W ła d y s ła w a N a t a n s o n a , t. I I I , K ra k ó w 1928. s. 166.

(8)

słowem afi) niezawodnie dlatego, b y z racji swego filozoficz­ nego stanow iska ateistycznego zaznaczyć, że o celowości może mówić tylko w sensie przenośnym.

3. Nie chcąc więc w argum entacji za istnieniem Boga, u ję­ tego pod aspektem Stwórczego Rozumu, popełnić błędu peti­ tionis principii, nie będziemy w punkcie wyjścia naszych wy­ wodów mówili o żadnych tendencjach finalisty cznych w przy­ rodzie. Ale nie tylko przez wzgląd na logiczną poprawność nie zaczniemy naszego rozumowania od teleologicznej in ter­ pretacji dynamizmu przyrody. Nie zaczniemy od tej interp re­ tacji także dlatego, że doświadczenie, które musi przecież sta­ nowić bazę wyjściową naszej argum entacji, nie narzuca nam idei sfinalizowania procesów natury.

To ostatnie oświadczenie nie powinno nikogo dziwić, p rzy ­ najm niej, gdy idzie o nieożywione byty m aterialne. Wszak nie tylko Smoluchowski tw ierdził, że „w przyrodzie martwej śladów celowości nie dostrzegam y27, ale i Różycki pisze w sw ym autoryzowanym skrypcie Dogmatyka, ks. II: Istnienie Boga (Kraków 1948, n r 583): „W działaniach przyrody m ar­ twej nie obserw ujem y owej determ inacji teraźniejszości przez przyszłość, k tóra je st właściwością celu; skutek jest w nich wypadkową energii działającej i warunków, w jakich się do­ konuje zjawisko, czyli widoczna je st tylko przyczynowość sprawcza i determ inacja przyszłości przez teraźniejsze czyn­ niki“. A nieco dalej w tym samym dziele (nr 598a) w ym ie­ niony teolog w ten sposób broni swego stanowiska: „Nawet praw o najmniejszego działania, de la moindre action, sform u­ łowane przez M aupertuis, nie jest — w brew Planckowi — objawem celowości; wszak zarów no przebieg jak i kres zja­ wiska jest zdeterm inowany całkowicie przez położenie i wa­ runki w punkcie wyjściowym; przyszłość zależy od teraźniej­ szości, nie na odwrót. Prom ień św iatła przebiega na podstawie tego praw a najkrótszą drogę do celu, ale cel nie jest z góry

86 W s p ó łc ze s n e p o g lą d y n a p o c h o d ze n ie ży c ia , p T zek ład z ros. P JW R . 1949, s. 31.

(9)

określony, niezależny od warunków; jest całkowicie zdeterm i­ nowany przez kierunek, w jakim promień został w ysłany i przez układ sił graw itacyjnych na jego drodze, które w edług

teorii względności mogą zakrzywić drogę światła. Istnieją

zatem wyłącznie objawy przyczynowości sprawczej, a nie wi­ dać właściwości przyczynowości celowej“ 28). „Jeżeli wie- my — pisze w innym miejscu swej pracy (nr 598) Różycki — że św iat jest dziełem rozumnego Stwórcy, jest jasnym, że ład świata [bytów m aterialnych nieożywionych] jest zasadniczo celowym dziełem Jego rozumu; przed poznaniem istnienia Boga jednak nie potrafim y tego z pewnością udowodnić“.

Stanowisko podobne do tego, jakie zajął Różycki, - znajdu­

jem y także u Edm unda W h i t t a k e r a w jego książce

Space and Spirit (London 194 6) 29). W tym samym zasadniczo sensie wypowiedział się już daw niej de Munnynck w Prae­ lectiones de Dei existentia (Lovanii 1904) 30).

4. Gdy jednak idzie o biokosmos, to jest faktem, że wielu

autorów broni jeszcze ciągle zdania, że obserwacja narzuca nam konieczność przyjęcia dla św iata jestestw organicznych tak czy inaczej rozumianej teleologicznej interpretacji. Wy­ mieńmy tylko Rolanda D a l b i e z a 31), Bernarda B a v i n - k a 32, R. R u y e r a 33), H. Rouvière’a i Różyckiego. Ten

28 A o to d w a in n e te k s ty , w k tó r y c h R ó ży ck i eg zem p lifik u je sw ą m y ś l: „W s p a d a n iu k a m ie n ia n ie w id a ć ż a d n e g o d ążen ia do ja k ie g o ś śc iśle o k re ś lo n e g o c e lu : je g o p ę d n ie o k re ś la w c a le czy poleci b liżej czy d a ie j; z a le ż y to od c z y n n ik ó w z e w n ę trz n y c h , n p . k o n fig u racji t e r e n u ” . D z. c y t., n r 574.” [K u la z ie m sk a ] n ie p o w s ta ła w e d łu g w szelkich d a n y c h ja k o s k u te k d z ia ła n ia celow ego, a le m o c ą sił śle p y c h ; n ie stan o w i o r g a ­ n ic z n e j, is to tn e j c a ło ś c i, le c z j e s t d o sło w n ie z le p k ie m n a jró ż n o ro d n ie j­ sz y c h s k ła d n ik ó w : ro z m ie sz c z e n ie i fo r m a ty c h sk ła d n ik ó w tłu m a c z y się w y łą c z n ie w y p a d k o w ą w ie lu śle p y c h s ił s p r a w c z y c h ”. Tamże, n r 594.

29 S. 128, 129.

30 S. 61. D e M u n n y n c k ro z c ią g n ą ł s w ą te z ę do w szystkich b y tó w p o ­ z b a w io n y c h p o z n a n ia , a w ięp n ie ty lk o d o sa m e j p rz y ro d y n ieo ży w io n ej. 31) L e tr a n s fo r m is m e e t la p h ilo so p h ie , s tu d iu m zam ieszczone w p ra c y z b io ro w e j L e tr a n s fr o m is m e ( L e s c a h i e r s d e p h i l o s o p h i e d e l a n a t u r e p u b lié s p a r R e m y C o l l i n e t R o la n d D a 1 b i e z), P a r i s 1927, s. 178, 206-209, 210-215.

32 D ie H a u p tfr a g e n d e r h e u tig e n N a tu r p h ilo s o p h ie , II B e rlin 1928. s. 58—62.

(10)

ostatni usiłuje dowieść istnienia celowości wsobnej, tj. celowo­ ści w ynikającej ze stru k tu ry bytów żyjących, u roślin (m. in. w zjawisku asymilacji i regeneracji tkanek) a zwłaszcza w nie­ których przynajm niej formach instynktownego działania zwie­ rząt oraz w niektórych ich o rg an ac h 35). Autorowie zajmujący postawę mniej kategoryczną, jak L. C u é n o t , E. H. S t a r t ­ l i n g i C. S h e r r i n g t o n , przyznają idei finalizmu orga­ nicznego przynajm niej wartość heurystyczną.

Nie w ydaje się wszakże, żeby stanowisko autorów pierw ­ szej czy naw et drugiej grupy było przekonywujące. Nie widzę,

jak by można było obalić to, co Em il B o u t r o u x pisał w De la contingence des lois de la nature (Paris 5 1905): „...Idea celowości organicznej nie wypływa na pewno z doświadcze­ nia. Doświadczenie ukazuje nam bez w ątpienia organy pozo­ stające w harm onii ze swym i funkcjam i; ale ono nie uczy nas, czy organ został utw orzony dla funkcji, czy funkcja jest po prostu rezultatem organu“ 3<i).

Chcąc nasz p u n kt widzenia bardziej sprecyzować, niż na to pozwala przytoczony tekst myśliciela francuskiego, w yj­ dziemy z założenia o charakterze metodologicznym, które wy­ raża myśl, że nie należy sięgać do bardziej skomplikowanej interpretacji jakiegoś stanu rzeczy, jeżeli w ystarcza in terpre­ tacja prostsza. Otóż w odniesieniu do tego, co w organach anatomicznych przedstawia się pew nym umysłom jako urzą­ dzenie celowe, co w zjawiskach asymilacji i regeneracji u ro­ ślin i zw ierząt a zwłaszcza w działaniu instynktow nym zwie­ rząt robi na niektórych w rażenie dążenia do celu, znacznie prostszą od interpretacji teleologicznej, zakładającej działanie rozumnego czynnika planującego, je st interpretacja zacieśniona do samych przyczyn sprawczych, która, gdy idzie o bliższe wytłumaczenie, odwołuje się do utrw alonych przez dobór n a­ turalny i dziedziczność szczęśliwych samoadaptacji,

urzeczy-M) V ie e t fin a lité 2, P a r is 1947, s. 51— 143.

35 D z c y t., n r y 587— 594e. P o r. jeszcze w s tę p n e u w a g i R óży ck ieg o p o c z ą w sz y od n r u 569.

(11)

wistnionyeh w sposób częściowo lub całkowicie nieintencjo- nalny u odległych przodków. Wobec tego na tej prostszej in ­ terpretacji należy poprzestać, jeżeli ona jest w stanie dać zadawalające bliższe tłumaczenie. A w ydaje się, że może tego dokonać. Wszak realizacja skomplikowanych struktur anato­ micznych, pociągających swą n atu rą odpowiednią formę dzia­ łania, ta realizacja, która dokonuje się etapam i w czasie przy pomocy dobrze ustalonych, samych tylko przyczyn spraw ­ czych, może robić na nas wrażenie realizacji celowej, choć różnica między „celowością“ wsobną tych struktur anatomicz­ nych a rzeczywistym skierowaniem do celu przez byt m yślą­ cy będzie dosłownie taka, jaka zachodziła np. między uzyskaną przez G a d d a , Q u i n c k e g o , R h u m b l e r a , T r a u b e - g o czy L e d u c a sztuczną im itacją żywych jestestw i ich czynności a samym i tym i jestestw am i. Sam Różycki zauwa­ ż y ł37), że „nie każdy... ład musi pochodzić z celowości“. A przecież nam chodzi o jeden z wypadków ładu urzeczywi­ stnianego etapam i w czasie. Za daleko się więc posuwa w y­ mieniony co dopiero teolog, gdy twierdzi, że dlatego trzeba pojąć działanie instynktow ne zwierząt jako dążenie do pew ­ nego celu, bo nie można w pełni zrozumieć tego dążenia jak tylko przez odniesienie do określonego c e lu 38). Zapewne, że

poszczególne ogniwa działania instynktownego łączą się

w jedną dynamiczną całość i stają się w pełni zrozumiałe do­ piero w związku z końcową czynnością, do której były przy­ gotowaniem, ale do tego, żeby można było o tej końcowej czynności powiedzieć, iż ona była celem poczynań zwierzęcia, musielibyśmy wiedzieć, że zwierzę zostało przez jakąś myślącą pierwszą przyczynę ukształtow ane w swoim bycie gwoli speł­ niania tej czynności, a dopóki tego nie wiemy, nic nas nie upoważnia do tego, by w bliższym tłumaczeniu instynktownego zachowania się zwierzęcia wychodzić poza układ samych przy­

37) Dz. cy t., n r 578.

38 Zob. w y w o d y R ó ży ck ieg o w cy t. d z ie le p o d n r a m i 583, 587d i 590a. R ó ż y c k i w t e n sp o só b u z a s a d n ia c e lo w o ść in s ty n k tó w , w ja k i B a v in k (dz. c y t., s. 61, 62) u z a s a d n ił c elo w o ść p e w n y c h organów u ż y w y c h je s te s tw .

(12)

czyn sprawczych, skierow ujących mniej lub więcej świado­ mie jego aktywność do określonego celu :i9).

Przez te wywody zbliżamy się do stanowiska profesora

Wyższego In stytutu Filozoficznego w Louvain, Franciszka

G r é g o i r e ’a, który jest zdania, że w dziedzinie nauk przy­ rodniczych lepiej jest nie posługiwać się term inem „celowość“ naw et wtedy, gdybyśmy mu przyznawali tylko wartość czysto heurystyczną. Według Grégoire’a tę samą w zasadzie rolę, co term in „celowość“, może spełnić przy badaniach naukowych mniej w pewnej m ierze antropomorficzny w swej treści term in „użyteczność“ lub takie term iny, jak „koordynacja“, „sub- ordynacja skoordynowana“, „adaptacja“, „organizacja“, „sy­ stem “, p ło żo n a zgodność“ i inne podobne term iny, przy któ­ rych nie chodzi o w yrażenie łączności z zachowaniem jednostki lub gatunku, jaka w ystępuje w osnowie pierwszego term inu. Dla uniknięcia nieporozumień Grégoire zaznacza, że przy tym pierw szym term inie, przy term inie „użyteczność“, nie chodzi mu o żadne „tłum aczenie“ naukowe, które zasadzałoby się na twierdzeniu, iż racją pojaw ienia się pewnych stru k tu r i funkcji była ich przyszła użyteczność jako taka. Zdaniem Grégoire’a tego rodzaju tłumaczenie nie ma żadnego sensu w dziedzinie nauk przyrodniczych, w których szuka się wy­ łącznie przyczyn sprawczych. Term in „użyteczność“ może z punktu widzenia przyrodniczego wyrażać tylko tę myśl, że dana strukturd albo funkcja sprzyja zachowaniu i rozradzaniu się organizmu 40).

W ydaje się, że lepiej jest postawić sprawę tak otwarcie, jak ją postawił Grégoire, niż mówić o celowości organicznej a pojmować ją jako harm onię zachodzącą między częściami

m) T y m n a s z y m w y w o d o m m o ż n a by je d n a k z a rz u c ić , że, u z a s a d n ia ją c te z ę o b r a k u p o d s ta w d o in te r p r e ta c ji te le o lo g ic z n e j b io k o s m o su w r a ­ m a c h p o z n a n ia p rz y ro d n ic z e g o , z e sz liśm y n a ta r y k o n w e n c j o n a - 1 i z m u. C h cąc w y jś ć p o z a te n k o n w e n c jo n a liz m m u s im y zw ró c ić u w a ­ gę n a to, ż e w s z y s tk ie ż y ją c e dziś je s te s tw a o rg a n ic z n e p o ja w iły s ię b ez­ p o śre d n io w n a s tę p s tw ie d z ia ła n ia o k re ś lo n y c h s ił p rz y ro d y , w ś ró d k tó ­ ry c h n ie m a p rz e c ie ż ż a d n e g o ro z u m n e g o c z y n n ik a p la n u ją c e g o i k ie ­ ro w n iczeg o .

(13)

żywego organizmu lub między poszczególnymi żywymi jeste­ stwami, jak to czyni R u y e r41), lub jako nieintencjonalną ści­ słą adaptację do przyszłego zadania, jak proponuje Carles, któ­ ry nazywa tak rozum ianą celowość celowością „obiektywną“ dla odróżnienia jej od charakterystycznej dla człowieka celo­ wości „intencjonalnej“ 42). Celowość oddzielona od czynnika intencjonalnego, o jakiej mówią Ruyer, Carles i inni jeszcze, ja k R o u v ière4S), nie zasługuje n a nazwę celowości.

5. Zagadnienie dotyczące tego, czy i przy jakich założe­

niach' można podzielać teleologiczną interpretację przyrody, nie znalazło u nas należytego w yśw ietlenia w trakcie pole­ miki, jaka w latach 1888— 1889 wywiązała się między M aria­ nem M o r a w s k i m T. J., autorem książki Celowość w na­ turze (Kraków 1887), a Adamem M a h r b u r g i e m . Obaj myśliciele zajęli stanow iska tak krańcowo przeciwstawne, że trudno było im zdobyć się na jakieś wzajemne, częściowe ustępstw a doktrynalne, jakie niew ątpliw ie były konieczne.

Morawski zarówno w swej książce, jak i w rozprawie d ru ­ kowanej w r. 1889 w P r z e g l ą d z i e P o w s z e c h n y m (w num erze z marca) i w N i w i e (nry 5, 7, 8 )44), bronił tezy, że w przyrodzie nieożywionej i ożywionej objawia się szere­ giem faktów — niezależnie od przeświadczenia o istnieniu Boga — idealny wpływ przyszłości na teraźniejszość. M ahr- burg znów tw ierdził w pracy Teoria celowości ze stanowiska naukowego (Kraków 1888, Rozprawy wydziałil historyczno- filozoficznego Akademii Umiejętności, t. XXII, s. 182—358) 45),

41 Dz. c y t., !S. 330—541. 4ä) Dz. c y t., s. 139. 4:l) Dz. cy t., n p . s. 70, 90. 44) R o z p ra w ę tę d o łą c z y ł M o ra w sk i do d ru g ie g o i trzeciego w y d a n ia s w e j k sią ż k i. Z ob. w w y d . 3 -c im z r . 1901 s. 255—304. 45) P r a c a ta w e sz ła d o w y d a w n ic tw A k a d e m ii n a w niosek S te f a n a P a w l i c k i e g o , ó w czesn eg o r e f e r e n ta w y d z ia łu filozoficznego, k tó r y ch o ć z u p e łn ie n ie z g a d z a ł s ię ze s ta n o w is k ie m M a h rb u rg a , to je d n a k l i ­ c z y ł s ię z d u ż y m i z a le ta m i je g o s tu d iu m . Zob. Ż yciorys, zam ieszczony p r z e z W ła d y s ła w a S p a s o w s k i e g o w t. I. P ism filo z o fic z n y c h

(14)

że dlatego nie możemy ze stanowiska naukow ego4e) podej­ mować teleologicznej interpretacji przyrody, bo „żadnych spo­ sobów obiektywnego odróżniania zjaw isk celowych od nie­ celowych nie posiadam y“ 47), a w szczególności dlatego, że nie można bez antropomorfizmu, i to antropom orfizm u niekon­ sekwentnego, mówić o istnieniu transcedentnego w stosunku do przyrody rozumu boskiego, który byłby spraw cą jej sfina­ lizowania, skoro „żadne doświadczenie nie upoważnia nas by­ najmniej do przypuszczenia możliwości um ysłu czy rozumu niezależnego od su b stratu cielesnego, od mózgu żywego i w od­ powiedni sposób odżywionego“ 48).

A przecież dziś nie trudno dostrzec z pozycji bardziej kry­ tycznych w obrębie filozofii chrześcijańskiej, że każdy z tych

dwu autorów, zarówno Morawski jak i M ahrburg, czę­

ściowo miał słuszność a częściowo się mylił. Morawski słusznie bronił celowości przyrody, celowości wsobnej i odnoś­ nej jestestw organicznych oraz samej tylko celowości odnośnej, jaka charakteryzuje świat nieorganiczny, ale nie widział jasno, że o obu rodzajach celowości można mówić dopiero na płasz­ czyźnie wywodów metafizycznych z ty tułu colorarium prze­ świadczenia o istnieniu Stwórczego Rozumu Bożego, chociaż w pewnym momencie mocno zbliżył się do zajętego przeze mnie stanowiska, gdy w pracy Celowość w naturze 49) pisał językiem, k tó ry dla nas jest już dziś trochę chropowatym: „Cóż to znaczy: działanie celowe a bezwiedne? Jeśli poza ta­ kim działaczem stoi przyczyna rozumna, to ma sens: zega­

4e) P rz e z n a u k ę r o z u m ia ł M a h r b u rg , j a k ju ż z a u w a ż y ł M o ra w s k i (R o z ­

p r a w a z p. M a h r b u r g ie m w c y t. w y d . C e lo w o śc i w n a tu r z e , s. 269) „n ie

ty lk o s a m o b s e r w a c ję , a le i » n a jd a ls z e k o n se k w e n c je « , ja k ie ro z u m z o b ­ s e r w a c ji w y p ro w a d z ić m o ż e “ . D o n a u k i z a lic z a ł M a h r b u r g ta k ż e i f i ­ lozofię, „ k tó r a od in n y c h [n a u k ] t y l k o p rz e d m io te m i m e to d ą ró ż n ić się m o ż e ” (T eo ria c e lo w o śc i z e s ta n o w is k a n a u k o w e g o , c y t. w yż. t. 1,

P is m filo z o fic z n y c h A d a m a M a h r b u rg a , s. 09). S w o je u ję c ie n a u k i M a h r ­

b u r g p rz e d s ta w i! n a js z e rz e j w a r ty k u le Co to je s t n a u k a ? , d r u k o w a n y m w zesz. 1 -szy m P r z e g l ą d u f i l o z o f i c z n e g o z r . 1897 <w P ism a c h filo z o fic z n y c h A d a m a M a h r b u rg a p o d re d . S p a so w sk ie g o , t. I I , W a rs z a w a 1914, s. 132— 163).

47) S. 56. 48) S. 126, 127.

(15)

rek, lokomobila, parochód działają bezwiednie, a jednak celowo — bo ktoś celu świadomy działanie ich do tego celu nastroił. Nawet zwierzę może być sztuką wprawione do dzia­ łania dla celów, których samo nie zna: jak się to dzieje w tre ­ sowaniu. Ale bez owej przyczyny dalszej, celu świadomej, działanie celowe a bezwiedne nie ma sensu, jest absurdem: gdyż nä tym właśnie celowość działania zależy, że cel powo­ duje środki — a jeśli cel powoduje środki, to musi być p ier­ wej niż środki — nie może zaś być pierwej w dziedzinie rze­ czywistości, bo gdyby cel już był urzeczywistniony, nie po­ trzeba by środków — więc musi być w dziedzinie myśli. Znieście myśl, a nie ma zgoła -celu, niecelbwości — są tylko rezultaty“ 50). M ahrburg miał znów słuszność o tyle, że jeżeli w dziedzinie nauki nie bierzemy pod uwagę istnienia Stw ór­ czego Rozumu Bożego, to, rozumując ściśle i poprawnie, nie zdołamy dowieść celowości przyrody, nie będziemy mogli mówić o celowości jako fakcie stw ierdzanym w przyrodzie przy pomocy odpowiedniego kryterium . A utor studium Teoria celowości ze stanowiska naukowego niepotrzebnie tylko zapę­ dził się w krytykę najwyższego Rozumu twierdząc, że Jego pojęcie, nie daje się naukowo uzasadnić51). Trudno nam nie podzielać w szerokim zakresie zastrzeżeń, jakie w tej kwestii w ysunął pod adresem M ahrburga M oraw ski52).

W ten sposób ocenimy wywody Morawskiego i Mahrburga, gdy w dziedzinie filozofii przyrody sensowność mówienia o skierow aniu do celu jestestw pozbawionych zdolności ufmo- wania poznawczego relacji zwiążemy jako z conditio sine qua non z równoczesnym założeniem istnienia zewnętrznego w sto­

50) W s w e j R o z p r a w ie z M a h r b u r g ie m (s. 290) M oraw ski n a p is z e , że w w y s u n ię ty m p rz e z M a h r b u r g a d o w o d zie p rz e c iw celowości „ z u p e łn ie p r a w d z iw ą ” j e s t p rz e s ła n k a p ie rw s z a , p r z e s ła n k a w y rażająca m y śl, że „ a ż e b y -była celo w o ść w n a tu r z e , m u s ia łb y -być ja k i ś najw yższy- u m y sł, k tó r y b y c e le z a m ie rz y ł i n a t u r ę d o ty c h celó w ustroił“. A le, je ż e li M o ra w sk i b y ł teg o s a m e g o z d a n ia co M a h r b u rg , to czy w d a lsz e j k o n ­ s e k w e n c ji n ie m ó g ł p a r a le ln ie d o sw e j te z y m e ta fiz y c z n e j p rz y ją ć w p l a ­ n ie n a sz e g o p o z n a n ia , że w te d y ty lk o m o ż n a ze -sensem i -bez antrc-po- m o rfiz m u m ó w ić o ce-lowości w p-rzyrodzie, g d y się p rzyjm uje is tn ie n ie S tw ó rc z e g o R o zu m u b ę d ą c e g o B ogiem ?

51) Zob. w p ra c y M a h r b u rg a s. 119— 148. 52) R o z p r a w a z M a h r b u r g ie m , s. 290-297.

(16)

sunku do tych jestestw kierowniczego rozumu sprawczego i gdy w planie poznania przyrodniczego, które ogranicza się do przyczyn bliższych tego, co znajdujem y w naturze, nie będziemy mówili o celowości tam, gdzie chodzi tylko o skiero­ w anie do określonego kresu, wyznaczone autom atycznie przez działanie samych ślepych przyczyn sprawczych. Nasza ocena m erytorycznej strony polemiki, ja k a miała miejsce między co dopiero wymienionymi autorami, została więc podyktowaną przez przyjętą przez nas definicję aspektu finalistycznego, jaki może przysługiwać jestestw om pozbawionym wszelkich przejawów inteligencji. Kto aspekt finalistyczny ty ch jestestw ujm uje tak szeroko, że pod jego pojęcie podciąga i to, co myśmy z jego treści wyłączyli, mianowicie, że wszystko w przyrodzie zdąża do określonego skutku, że każda czynność jest zawsze w swych celach zdeterm inowana jednoznacznie, że ma w każdym wypadku charakter jednostkowy, indyw i­

dualny, ten inny sąd w yda o wywodach Morawskiego

i M ahrburga przechylając się niezawodnie w całości na stronę pierwszego. W ydaje się jednak* że takie szerokie rozumienie aspektu finalistycznego u jestestw , które nie kierują się żadną formą inteligencji, niczym nie jest usprawiedliwione. Przecież wypadek, w którym aktywność bezrozumnego czynnika dzia­ łającego została skonkretyzow ana w jakim ś sensie dzięki temu, że ów czynnik jest przez jakiś um ysł zew nętrzny skierowany intencjonalnie do określonego celu, różni się w sposób bardzo zasadniczy od wypadku znacznie uboższego w swej osnowie bytowej, gdzie kierunek aktywności czynnika działającego został autom atycznie wyznaczony przez specyficzne właściwo­ ści tego czynnika oraz warunków, w jakich działa 'bez żadnego udziału planującej myśli. W pierwszym wypadku mamy, mó­ wiąc w sposób przenośny, determ inowanie teraźniejszości przez przyszłość5S), w drugim natom iast wypadku chodzi o deter­

55 M a h r b u rg słu sz n ie tw ie r d z ił (s. 28), że „w w y o b ra ż e n iu c e lo w y m p rz y s z ły s k u te k n ie is tn ie je zg o ła ż a d n ą c z ą s tk ą re a ln o ś c i s w o je j” . N a m je d n a k n ie c h o d zi o is tn ie n ie w p r z e d s ta w ie n iu „ c e lo w y m ” p rz y s z łe g o s k u tk u w z ię te g o w s w y m b y c ie re a ln y m , a le o p o m y ś le n ie o k re ś lo n e g o s k u tk u je g o p rz y s z ły sk u te k . M ożem y w ię c p o w tó rz y ć sło w a J a n e t a z L e s

(17)

minowanie przyszłości przez teraźniejszość, dokładniej, tego, co się aktualnie staje, przez to, co już należy do sfery realnego b y tu aktualnego. Ponieważ czynniki najbardziej zasadnicze, czynniki determ inujące, są w obu wypadkach istotnie różne — w pierwszym w ypadku tym czynnikiem jest myśl, która w po­ rządku idealnym ukazuje pewien cel, stający się w porządku

fizycznym źródłem akcji mobilizującej i koordynacyjnej

w stosunku do określonych przyczyn sprawczych, w drugim w ypadku ty m czynnikiem są ślepe siły sprawcze o takich czy innych właściwościach — dlatego pierwszy wypadek różni się w swej rzeczywistości gatunkowej w sposób istotny od d ru ­ giego wypadku a oba wypadki m ają na szerszej płaszczyźnie tylko tyle Wspólnego ze sobą, że chodzi w nich o formę narzu­ cenia aktywności czynnika działającego charakteru jednostko­ wego, indywidualnego. Licząc się z istnieniem istotnej różnicy między obu w ypadkami musimy powiedzieć, że jeżeli w pierw ­ szym wypadku rzeczywiście stajem y przed aspektem finali- stycznym, jak i może być udziałem jestestw pozbawionych zdol­ ności poznawczego ujm owania relacyj, to w drugim •wypadku mamy co innego niż taki aspekt. Nie może więc nas przekonać argum entacja, jak ą św. Tomasz z Akwinu wysunął w Sum m a Theologiae, I. qu. XLIV. a. 4, i I—II, qu. I. a. 2, na poparcie tezy, że wszelki czynnik działający działa dla jakiegoś celu (omne agens agit propter 'finem), ta argumentacja, która buduje na tym, że jeżeliby wymieniony czynnik nie działał dla jakiegoś celu, to nie byłby zdeterm inowany do określonego skutku i nie dokonywałby raczej tego niż ta m te g o 34). Zauważywszy, że do

c a u s e s fin a le s (s. 59) o d e te r m in o w a n iu te ra ź n ie js z o ś c i przez p rz y s z ło ść ty lk o w s e n s ie p rz e n o ś n y m ta k , j a k to r o b ił w sw y m studium M a h r ­ b u r g .(s. 27). O d p o w ie d ź , ja k ą M ato rb u rg o w i d a ł M oraw ski (R o z p r a w a

z M a h r b u r g ie m , s. 268—260), n i e z d a je s ię b y ć dość zad aw alającą.

54) W S u m . th e o l., I, q u . X U V , a 4', św . T o m a sz p is a ł: „... o m n e a g e n s a g it p r o p t e r fin e m ; a lio q u in e x a c tio n e a g e n tis n o n m agis s e q u e r e t u r h o c q u a m illu d , n is i in c a s u ” . T ę m y ś l ro z w in ą ł szerzej autor ś r e d n io ­ w ie c z n y w c y to w a n y m d z ie le w I — II, q u . 1, a. 2: „Agens... n o n m o v e t n is i e x in te n tio n e fin is ; si e n im a g e n s n o n e s s e t d e te rm in a tu m a d a li­ q u e m e ffe c tu m , n o n m a g is a g e r e t hoc q u a m illu d . A d hoc a r g o q u o d d e te r m i n a tu m o ffe c tu m p ro d u c a t, n e c e s s e e s t q u o d d e te rm in e tu r a d a l i ­ q u id c e rtu m , q u o d h a b e t r a tio n e m f in is ”.

(18)

tego, by aktywność czynnika działającego była skonkretyzowana w jakim ś sensie, nie jest konieczne, żeby ten czynnik b y ł sam przez się, czy przez kogo innego, skierow any intencjonalnie do jakiegoś celu, bo całkowicie mogą w ystarczyć specyficzne w ła­ ściwości tego czynnika oraz otaczających go warunków, trudno nie zauważyć, że myśliciel średniowieczny przeszedł w uzasad­ nianiu powszechnej wartości form uły zasady celowości n a tory treści, którą byliśm y zmuszeni wyłączyć z osnowy pojęcia oma­ wianego przez nas aspektu finalistycznego55).

III. W następstw ie przedstawionych przez nas wywodów nie będziemy mówili na obecnym etapie naszego rozumowania ani o celowości przyrody nieożywionej, ani naw et o celowości przyrody ożywionej. Zam iast brać pod uwagę celowość przy­ rody, o której istnieniu n a razie nie mamy praw a wypowiadać się w sensie twierdzącym, uwzględnimy tylko p o r z ą d e k , jaki w ystępuje w przyrodzie i będziemy starali się odpowie­

dzieć na pytanie, czy dla ostatecznego wytłum aczenia istnienia tego porządku musim y założyć istnienie Stwórczego Rozumu a więc Boga? Rezygnując więc z argum entacji św. Tomasza z Akwinu że S u m m y Teologii stanowiącej dowód teleologiczny na istnienie Boga, zbadamy, czy nie będziemy mogli nawiązać w pew nym sensie do innego dowodu tego myśliciela, do dowo­ du nomologicznego przedstawionego przezeń w Sum m a contra

Gentiles, lib. I, cap. XIII, tego dowodu, którego logiczny bieg myśli można wyrazić w następujących słowach: Jeżeli w świe­ cie stwierdzamy, że rzeczy o różnych n aturach łączą się w jeden porządek, i to nie rzadko i nie przypadkiem, lecz zawsze lub w większości wypadków, i jeżeli jest niemożliwością, żeby rzeczy niezgodne i przeciwne sobie łączyły się w jeden porzą­ dek zawsze lub w większości wypadków, gdyby nie było bytu, który by nim i zarządzał narzucając im dążność do

odpowied-M) R ó w n ie ż R ó ży ck i z a u w a ż y ł (dz. c y t., n r 575), ż e a r g u m e n t św . T o ­ m asza ze S u m . th e o l., I—I I , q u . I, a . 2, „ w y m a g a u z u p e łn ie n ia , n ie d o ­ w o d zi b o w ie m , ż e d e te r m in a c ja p rz y c z y n y do s p r a w ie n ia s k u tk u , o któreij m ó w i, p o c h o d z i w ła ś n ie o d p rz y s z łe g o s k u tk u , c z y li c e lu ” .

(19)

nich celów, to m usi istnieć byt, przez którego opatrzność cały świat jest rządzony a który to byt nazywamy Bogiem 56).

1. Były próby wykazania konieczności założenia o istnie­

niu Stwórczego Rozumu przez odwołanie się do rachunku prawdopodobieństwa. Starano się dowieść, że wobec nieskoń­ czenie wielu możliwych kombinacyj elementów składających się na wszechświat prawdopodobieństwo czysto przypadkowego urzeczywistnienia się obecnego porządku n atury jest równe zeru i że dlatego musi się przyjąć u podstaw wymienionego porządku istnienie i działanie Inteligencji Bożej. Tego rodzaju rozumowanie znajdujem y np. u Sieniatyckiego57) lub u Rou- vière’a 58). W ydaje się jednak, że nie zdołano przez odwołanie się do rachunku prawdopodobieństwa dowieść skutecznie, że u podstaw obecnego porządku n atu ry występuje Stwórczy Rozum. Ja k na to zwrócił uwagę R óżycki59), który nawiązuje do tych sam ych intuicji, jakie w innych celach wykorzystał już D escoqseo), w tedy tylko możemy myśleć o praktycznym zastosowaniu rachunku prawdopodobieństwa, gdy znamy licz­ bę konkretnych ewentualności i gdy wszystkie wchodzące

sli) Ś w . T o m asz n a d w u ró ż n y c h d ro g a c h d o ch o d ził do prześw iad cze­ n ia o is tn ie n iu n a jw y ż sz e g o R o zu m u k ie ro w n ic z e g o . W Sum . theol. w z ią ł za p o d s ta w ę te le o io g ic z n ą in t e r p r e ta c ję p rz y ro d y b ezro zu m n ej, a le w S u m .

c. G e n t, p o s łu ż y ł m u za b a z ę w y jśc io w ą p o rz ą d e k , j a k i panuje w ś w ie ­

c ie m a te ria ln y m . N ie j e s t p ra w d ą , co S te f a n G i l s o n pisze w L e th o ­

m is m e (w yd. 5 -e, P a r is 1947, s. 112), że św . T o m a sz a rg u m e n tu je w o b u S u m m a c h d o k ła d n ie w te n s a m sp o só b a ty lk o w S u m m ie Teologii p r e ­

c y z u je , iż O p a trz n o ś ć z a rz ą d z a ja c a św ia te m , k tó r a sk iero w u je w sz y stk ie rz e c z y do ic h celów , je s t ro z u m e m . M y śliciel d o m in ik ań sk i n ie ty lk o w S u m . c. G en t, p o sz e d ł p o lin ii a r g u m e n tu nom ologicznego. T e n a r g u ­ m e n t p r z e d s ta w ił ta k ż e i to w e 'fo rm ie j a k n a jp r o s ts z e j w O p u sc u lu m X X X I I I : E x p o s itio s u p e r S y m b o lo A p o s to lo r u m sc ilic e t Credo in D e u m

(O p u scu la o m n ia c o lle c ta c u r a e t s tu d io P e t r i M a n d ο η n e t О. P., t. IV ., P a r is iis 1(927, s. 351, 362), k tó r e to o p u s c u lu m n ależy co n a jm n ie j d o re p o r ta ta , j a k u tr z y m y w a ł B a r t ł o m i e j z К a p u i. (Zob. M a r ­ c in a G r a b m a n n a Di e W e r k e d e s H l. T h o m a s v o n Aquin, B e i ­ t r ä g e z u r G e s c h i c h t e d e r P h i l o s o p h i e u n d T h e o l o g i e d e s M i t t e l a l t e r s , B d. X X II, H e ft 1-2, M ü n s te r i. W. 1931, s. 288). 57) D z. c y t., s. 139— 141. “ ) D z. c y t., s. 44—47. 5β) Dz. cyt-, n r 582, 582 a i b.

co) I n s titu tio n e s m e ta p h y sicae g e n e ra lis, t. I, P a r is MCMXXV, s. 513, 514; P r a e le c tio n e s th e o lo g ia e n a tu r a lis , t. I, s. 383—391.

(20)

w grę ewentualności są jednakowo możliwe. Tymczasem, kiedy idzie o otaczający nas świat m aterialny, ani nie wiemy, tw ier­ dzi Różycki, ile jest w tym świecie dopuszczalnych ewen­ tualności, ani też nie możemy powiedzieć, żeby w nim wszyst­ kie ewentualności były jednakowo możliwe. S tąd też, jak pisze co dopiero wymieniony m yśliciel61), „m atem atyczny rachunek prawdopodobieństwa nie może mieć... żadnego za­ stosowania dla udowodnienia, że świat, w którym żyjemy, nie je st dziełem przypadku, lecz dziełem Myśli Stw órczej“.

2. A jednak naw et wtedy, gdy wywody za istnieniem tej

Myśli, oparte na rachunku prawdopodobieństwa, uznamy za nieprzekonywujące, wielu zapewne będzie podzielało zdanie, że obecny porządek natury może znaleźć swe ostateczne w ytłu­ maczenie tylko w założeniu istnienia owej Myśli. Mam tu na uwadze porządek, jaki w ystępuje w b i o k o s m o s i e , ten porządek, który statycznie wyraża się istnieniem niezwykle nieraz skomplikowanych stru k tu r anatomicznych tak dosko­ nale zaakomodowanych do pełnienia różnorodnych czynności witalnych, a który dynamicznie znajduje swój wyraz w ściśle określonym następstwie praktycznie niezliczonych reakcji che­ micznych, jakie zachodzą w żywej protoplazmie przekształ­ cając ją w dłużej lub krócej utrzym ujące się układy dyna­ miczne. G dy bowiem idzie o przyrodę nieożywioną, to już Różycki zauważył, że „nie znamy dowodu skutecznego, który by wykluczał możliwość pow stania ładu w budowie świata pod działaniem ślepych, przypadkowych sił“ ®2). „Astronomiczna kosmogonia nowoczesna — pisał wymieniony myśliciel — zdo­ łała przy pomocy »ślepych sił« i praw fizycznych w ytłum a­ czyć wiele szczegółów budowy świata materialnego. Zachodzi dlatego prawdopodobieństwo, że n ie wyjaśnione dzisiaj pro­ blem y będą w przyszłości, z rozwojem wiedzy, w ten sam sposób wyjaśnione. Z drugiej strony nie widać żadnego sku­ tecznego dowodu na to, że np. nachylenie osi ziemskiej w sto­ sunku do ekliptyki nie jest dziełem »ślepych sił« fizycznych,

el) D z. cy t., n r 582. T am że, n r 598.

(21)

lecz musi być rozmyślnym dziełem rozumu; dowodu takiego nie widać, mimo, że nachylenie to powoduje na ziemi zm ianę pór roku, a przez to sprawia, że ziemia może być w większej części przez człowieka zam ieszkałą“ 63). Wprawdzie, gdy weź­ miemy pod uwagę cechę niekonieczności, jaka przysługuje siłom przyrody nieożywionej, tym siłom, których w yrazem jest panujący w jej obrębie porządek, będzie się narzucało jako coś niezbędnego założenie istnienia Bytu koniecznego wziętego głównie pod aspektem Stwórczego Rozumu, jeżeli wymieniony porządek miałby stać się dla nas ostatecznie zrozumiały, ale gdybyśmy podjęli odpowiednie wywody prowadzące do takiego zrozumienia, przeszlibyśmy już na to r y . argumentu z przygod­ ności rzeczy.

Takie przejście nie je st konieczne, gdy za ipunkt wyjścia naszej argum entacji weźmiemy porządek, jaki jest właściwy dla biokosmosu. Rozumowanie, do którego w tym wypadku się zwracamy, je st prostsze i łatw iej może być uznane za

63) T am że, n r 598b. P o r. jesz c z e w ty m s a m y m dziele uw agę p o d n u ­ m e r e m 570 o ra z w y w o d y D o n a ta , w y s u n ię te w je g o K osm ologii (ed. 9a e t 10a, O e n ip o n te 1936), s. 329—331 (Th. 29: N u lla ratio p h ilo so p h ica

o b sta t, q u o m in u s fo r m a tio m u n d i p r o x im e c a u sis n a tu ra lib u s tr ib u a t u r , im m o D eo v a ld e c o n v e n s ie n s id a p p a re t. T e rr a e a u te m fo rm a tio c e rte v ir ib u s n a tu r a lib u s p r o x im e e ff e c ta est).

S ta n o w is k o p o d o b n ie k r y ty c z n e j a k R ó ż y c k i z a ją ł w s to s u n k u do a r g u m e n tu za is tn ie n ie m B o g a o p a r te g o n a p o rz ą d k u , jaki w y s tę p u je w o b rę b ie p rz y r o d y n ie o ż y w io n e j, V an S teen to erg h en , który p is a ł w a r ­ ty k u le L a p h y s iq u e m o d e r n e e t l’e x is te n c e de D ieu ( R e v u e p h i l o ­ s o p h i q u e d e L o u v a i n , 1 46, 1948, s. 388): „Pourquoi le s lo is q u i p r é s id e n t à l ’é v o lu tio n d u co sm o s n e s ’e x p liq u e n t — elles p a s s u f ­ f is a m m e n t p a r la n a t u r e d e s é lé m e n ts q u i les co m posent? L’o r d r e co s­ m iq u e a c tu e l, q u i a e u u n c o m m e n c e m e n t, n ’a - t - i i p a s fa it su ite à o rd r e a n té r ie u r d o n t n o u s n ’a v o n s a u c u n e id ée? A s u p p o s e r que l’o r d r e cos­ m iq u e ré v è le u n e In te llig e n c e , e s t-c e u n e In te llig e n c e créatrice o u s e u ­ le m e n t o rd o n n a tric e ? P e u t —■ il e x is t e r d ’a u tr e s m o n d e s que la n ô tr e , r e ­ le v a n t d e C a u s e s p re m iè r e s é tr a n g è r e s à la n ô tr e ? Q u el est le r a p p o r t d u m o n d e d es e s p r its (h u m a in e s ou a u tr e s , s ’il e n existe) v is -à -v is d e l ’In te llig e n c e q u i e x p liq u e les c o sm o s?“ . T e w y w o d y zw raca V a n S te e n ­ b e rg e n p rz e c iw W h itta k e ro w i, k tó r y w c y t. w yż. d z ie le , s. 129-131, u tr z y ­ m y w a ł, że s k o ro m a te m a ty c z n e p r a w a o d n o szące się do p rzy ro d y n ie ­ o ży w io n ej m o g ą b y ć u jm o w a n e w y łą c z n ie p rą e z m y śl, dlatego n ie p o s tę ­ p u je m y n ie ro z u m n ie , gdy, c e le m z n a le z ie n ia p o d s ta w y dla ty c h p ra w , w n io s k u je m y n a is tn ie n ie je d n e g o ,t> ranscedentnego w stosunku d o ś w ia ­ ta U m y słu o rg a n iz a to rs k ie g o , b ę d ą c e g o B ogiem .

(22)

pewne. Bo jeżeli nikt, będący przy zdrowych zmysłach, nie będzie twierdził, że odnaleziony na przykład posąg m arm uro­ wy, który przedstaw ia jakąś piękną postać ludzką, jest dzie­ łem ślepych sił przyrody a nie (w ostatecznej instancji) rozumu artysty, to chyba trudno powiedzieć, że nieprawidłowo rozu­ m uje ten, kto schodząc w dziedzinie metafizyki szczegółowej na to ry śmiałej analogii utrzym uje, że niezwykle złożony po­ rządek, jaki w ystępuje w biokosmosie, ten porządek, jaki

dzieła sztuki usiłują tylko w pew nym zakresie odtworzyć, wywodzi się ze Stwórczej Myśli, będącej Bogiem. Wszak bez istnienia tej Myśli mielibyśm y skutek nie pozostający w żadnej proporcji do swych przyczyn, jakim i m iałyby być ślepe siły przyrody, 'skutek, który nie posiadałby dla swej realizacji do­ statecznej racji tłumaczącej.

Nie chodzi mi tu o żadne, wynikające z subiektywistycz- nego potraktow ania zagadnienia przyczynowości, odrywanie rozumu od przyrody i o wznoszenie go ponad nią. Jest to przecież wypadek, przy którym istota ludzka znająca z do­ świadczenia, do jakich dzieł niezbędny jest rozum, rozpoznaje tylko w przyrodzie obiektyw ne ślady działania transcedentne- go w stosunku do tej przyrody Rozumu Stwórczego. O istnie­ niu'tego Rozumu może tw ierdzić naw et ten, kto porządek, jaki panuje w obrębie biokosmosu, tłumaczy bezpośrednio w ła­ snym i siłami przyrody, kto więc porządek charakterystyczny dla organicznych bytów żyjących wyprowadza bezpośrednio z samej przyrody, a nie „ze świadomości, z rozumu, z logiki“. Wszak naw et przy takim ujęciu, za którym trudno dziś się

nie opowiedzieć zważywszy ■ dynamiczny charakter wszel­

kiej rzeczywistości fizycznej, trzeba dla ostatecznego wy­ tłumaczenia porządku występującego w biokosmosie sięgnąć poza siły przyrody. Bo jeżeli dla wymienionego porządku nie znajdujem y określającej myśli w siłach przyrody, któ­ re stanow ią ślepo działający dynamizm, to w takim razie nie pozostaje nam nic innego ja k założyć, że ta myśl istnieje jako coś transcendentnego w stosunku do przyrody. Ponieważ cały św iat m aterialny stanowi jedność funkcjonalną, dlatego

(23)

ta myśl musi być myślą jednego jestestwa. Tej myśli nie po­ dobna pojąć inaczej jak Myśl Stwórczą a więc jako Boga, który powołał do istnienia przyrodę z takimi właśnie siłami, że ich przejawem mógł stać się porządek właściwy dla bio- kosmosu. Ponieważ założenie istnienia Boga, ujętego pod aspektem Stwórczej myśli, jest jedynym założeniem, które obiektywnie może dać pełne, ostateczne wytłumaczenie dla porządku istniejącego w obrębie przyrody ożywionej, dlatego jeżeli ktoś tylko opowiada się za realistyczną teorią pojęć, może powiedzieć, że Bóg jako Stwórcza Myśl rzeczywiście istnieje.

3. Ta moja argum entacja posiada jednak pewną słabą

stronę związaną z tym, że naturę ożywioną uwzględniłem wy­ łącznie w stadium jej obecnego zróżnicowania: Trudno nie za­ pytać się, czy moja teza o istnieniu Stwórczego Rozumu nie jest tylko funkcją mojej sztucznej, ahistorycznej postawy um y­ słowej, mego ograniczenia się do jednorazowego przekroju bio- kosmosu ogromnie skomplikowanego w chwili obecnej? Żeby więc przedstawiona co dopiero argum entacja mogła stać się w pełni skuteczną, żeby nie budziła żadnych wątpliwości, m u­ sielibyśmy ją uzupełnić biorąc pod uwagę całość ewolucyjnego procesu n atu ry ożywionej od jego najprostszych zaczątków do stanu jego obecnego zróżnicowania, tego procesu w którym nic nie pojawia się ja k jakiś deus ex machina, lecz w którym każdy późniejszy etap rozwojowy wiąże się genetycznie z eta­ pami wcześniejszymi.

Wydaje się jednak, że za istnieniem Stwórczego Rozumu musielibyśmy się opowiedzieć naw et wtedy, gdy, rezygnując z tego historycznego ujęcia biokosmosu, ograniczylibyśmy się do uwzględnienia jego najbardziej prymitywnych początków. Bo jeżeli tyle trzeba było wysiłku myśli ludzkiej, by na dro­ dze laboratoryjnej otrzymać m artw e związki organiczne, wśród których możemy już wymienić ciała zbliżone pod względem swojej budowy do białek (A. N. B a c h), względnie naw et ciała będące bardzo prostymi związkami białkowymi (S. B r e s - 1 e r), jeżeli synteza złożonego białka naturalnego jest jeszcze

(24)

■ciągle kwestią czasu, kw estią wyjścia .poza dotychczasowy etap wiedzy, na jakim poznaliśmy dopiero typ budowy drobiny białkowej, to, że ta drobina jest zbudowana z łańcuchów wie- lopeptydowych i heterocyklicznych pierścieni dwuketonopipe- razynowych (teoria heterocyklicznej budowy białek), ale tyle mamy do zrobienia, gdy idzie o wyjaśnienie stru k tury białka naturalnego, to jakoś trudno uwierzyć, żeby przyroda bez- rozumna mogła w pewnych w arunkach wydać z siebie n a j­ prostszą, ale żywą substancję bezkomórkową bez żadnego, n a­ wet pośredniego udziału jakiegoś transcendentnego w stosun­ ku do niej Rozumu. Musimy jednak przyznać, że istnienie tego Rozumu staje się dla nas bardziej oczywiste, gdy, podchodząc do zagadnienia historycznie, bierzem y pod uwagę całość po­ wiązanego ze sobą przyczynowo ewolucyjnego procesu natury

4. Na jakiej podstawie wychodząc z porządku, jaki wy­

stępuje w biokosmosie, wysuwam tezę o istnieniu Stwórczego Rozumu będącego Bogiem?

Punktem wyjścia moich wywodów jest p i ę t n o r o z u ­ mu , z n a m i ę r a c j o n a l n o ś c i , jakie w takiej czy innej mierze spoczywa na dziełach przyrody ożywionej. To piętno rozumu, to znamię racjonalności, którego w żadnym zakresie nie um iał dostrzec M ahrburg uważając je za „najelem entar- niejsze złudzenie“ 64), biorę w tym samym znaczeniu, w jakim się mówi o tego rodzaju cesze w dziełach ludzkich. U trzym u­ jemy przecież, że piętno rozumu, znamię racjonalności wyraża się na przykład w dziełach sztuki dostosowaniem bryły m ar­ m uru do określonej wizji artystycznej, a w dziełach użytko­ wych nadaniem im takich właściwości, żeby były zdolne do zamierzonego przez człowieka funkcjonowania. Otóż analo­ giczne promieniowanie rozumu daje się dostrzec w biokosmo­ sie przejaw iając się w nim realizacją więcej lub mniej· skom­ plikowanych s tru k tu r stanowiących całości jakościowo odrębne

64) S tu d iu m cy t. w yż., s. 90. — M a h r b u rg d la te g o u tr z y m y w a ł, że ś w ia t z e w n ę trz n y n ie j e s t „ a n i ra c jo n a ln y m , a n i n ie r a c jo n a ln y m ” (s. 93), b o p rz e z ra c jo n a ln o ś ć r o z u m ia ł ty lk o „ fo r m a ln ą k o n s e k w e n c ję r o z u m o ­ w a ń n a sz y c h , f o r m a ln a ich z g o d n o ść z ,p r z e p is a m i lo g ik i” (s. 69; cf. s. 82, 89).

(25)

i wyższe w porównaniu z tym, co znajdujem y w ramach m a­ terii nieożywionej, stru k tu r dostosowanych w swych organach do pełnienia funkcji witalnych, które również stanowią w yż­ szy jakościowo poziom w porównaniu z przejawami czynno­ ściowymi, jakie są prostym następstwem właściwości m aterii m artwej. Gdy przy argum entacji za istnieniem Stwórczego Rozumu odwołuję się do porządku właściwego przyrodzie oży­ wionej, biorę ten porządek za bazę wyjściową rozumowania o tyle, o ile jest on przejaw em logosu. Obecność tego logosu daje mi dojrzeć zestawienie żywych organizmów z dziełami sztuki, czy z dziełami użytkownym i człowieka, o których z doświadczenia wiemy, że są w yrazem czynnika intencjonal­ nego.

Nie sądzę, żeby przypisywanie tworom biokosmosu cechy racjonalności było zejściem na tory antropomorfizmu, bo w tym samym sensie mówię tu o żywych organizmach, że są w charakterystycznym dla nich porządku przejawem rozumu, w jakim się mówi, że dobrze funkcjonujący zegarek je st w y­ razem rozumu. Chodzi mi więc o stałą i regularną relację za­ chodzącą w ram ach przyrody ożywionej między pewną orga­ nizacją a jej skutkiem, o tę relację, jaką w jej składnikach emiprycznych może dostrzec naw et zwierzę, ale której do­ głębny sens może odczytać tylko istota rozumna — człowiek, bo z jestestw na ziemi jedynie człowiek wie w drodze wnio­ skowania przez analogię, że tego rodzaju relacja wywodzi się ze scalającej aktywności idei. Nie trudno zauważyć, że istnie­ nie branej obecnie pod uwagę cechy racjonalności biokosmosu można stwierdzić jeszcze przed dojściem do przeświadczenia o istnieniu Stwórczego Rozumu, będącego Bogiem. Nie m a więc w argum entacji dowodu nomologicznego błędu petitionis principii.

Nie w ydaje mi się także, żebym był zbyt pochopny w do­ szukiwaniu się na płaszczyźnie doświadczenia cechy racjonal­ ności w otaczającym nas świepie. Sądzę, że oceniając rzeczy z punktu widzenia przyrodniczego, nie musimy uważać każdy porządek za przejaw rozumu. Pew na prawidłowość może prze­

Cytaty

Powiązane dokumenty

W bieżącym roku do rejestru COBORU zostały wpisane również dwie odmiany jęczmienia niemieckiej firmy hodowlanej Josef Breun Saatzucht GdbR, (jęczmień jary Barke i jęczmień

namiestnictwo odmówiło mu przyznania po­ mocy z powodu braku funduszy, wyraziło przy tym nadzieję, że jeżeli jego sy­ tuacja materialna się nie poprawi, będzie mógł

Validation Testing of the Prediction Accuracy of the Numerical Wind Synopsis Prediction Technique RIAM-COMPACT® for the Case ofthe Bolund Experiment. — Comparison against a

Celem artykułu jest analiza przypadków, w których optymalne rozwiązania zadań maksymalizujących stopę zwrotu przy danym poziomie ryzyka lub minimalizujących ryzyko przy

Analiza szczegółowa tych rozbieżności wykazała, że techni­ ki tradycyjne preferują głównie sprawność techniczną nabytą pod kierunkiem dobrych nauczycieli /PTSP/, a

In the case of membrane deflection induced by a single electrode providing uniform electrostatic pressure over the whole surface, the optical figure of the deformed membrane depends

1 Department of Radiology, Academic Medical Center Amsterdam, the Netherlands (AMC); 2 Department of Neurology, Erasmus MC University Medical Center Rotterdam, the Netherlands;

Stosując omówione metody i postępując według prawideł warsztatu etymologiczne- go, można wśród gwarowych nazw roślin wyróżnić te odziedziczone, na które składa- ją się