• Nie Znaleziono Wyników

Wizja moralnego porządku społeczeństwa na łamach „Przeglądu Tygodniowego” i „Przeglądu Katolickiego” (1864-1880)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wizja moralnego porządku społeczeństwa na łamach „Przeglądu Tygodniowego” i „Przeglądu Katolickiego” (1864-1880)"

Copied!
45
0
0

Pełen tekst

(1)

A C T A U N I V E R S I T A T I S L O D Z I E N S I S

FO LIA HISTOR ICA 66, 1999

Grzegorz M arkiew icz

W IZJA M O RA LNEG O PO RZĄDK U SPO ŁE C Z E Ń STW A NA ŁAM ACH „PRZEG LĄD U T Y G O D N IO W EG O ”

I „PRZEG LĄD U KATOLICKIEGO” (1864-1880)

Po pow staniu styczniowym Królestw o Polskie weszło w okres gwałtownych p rzeobrażeń społeczno-ekonom icznych oraz zm ian w sferze św iadom ości społecznej. Z m iany te postaw iły publicystykę p olską przed koniecznością gruntow nej analizy przeszłości, teraźniejszości i perspektyw n a przyszłość. D ostrzegając dokonujące się przem iany w systemie gospodarczym i społecznym o raz zdając sobie spraw ę ze zm ian n atu ry politycznej, m am n a myśli restry k cy jn ą po lity k ę c a ra tu w obec społeczeństw a polskiego, publicyści warszaw scy reagow ali spontanicznie na te pierwsze, pom ijając m ilczeniem - ze względów cenzuralnych - te drugie.

D yskusjom nad kierunkiem przebudow y system u gospodarczego i społecz-nego tow arzyszyły także dyskusje nad zm ianam i system u w artości. Jednym z problem ów było to, czy dotychczasow e wzorce, w yw odzące się z tradycji szlacheckiej i rom antycznej, m ogą pozostać takie same w nowej rzeczywistości. P roblem był nie tylko natu ry m oralnej, ale rów nież i politycznej, dotyczył bow iem społeczeństw a pozbaw ionego własnego państw a i stojącego przed g roźbą w ynarodow ienia.

Interesujący nas okres to czas rozw oju pozytyw izm u w arszaw skiego i zw iązanej z nim ofensywy publicystycznej m łodej prasy, której głównym organem był „Przegląd T ygodniow y” . W edług pozytyw istów nie ulegało najmniejszej wątpliwości, iż dotychczasow e struktury ekonom iczne i społeczne m u szą ulec radykalnej zm ianie, a w raz z nim i w inny zm ienić się w zorce n o rm atyw ne i obyczajowe. P ropagow any przez m ło d ą prasę św iatopogląd pozytyw istyczny nie wszędzie znajdow ał zw olenników . Szczególnie nieprzy-chylna m u była prasa konserw atyw na i katolicka. T o też lata siedem dziesiąte upłynęły w atm osferze walki „sta re j” i „m łodej” prasy.

B iorąc pod uwagę fak t, iż spektrum ówczesnej prasy było stosunkow o szerokie, sw oją uwagę skupiłem n a dw óch tytułach: „P rzeglądzie T y g o

(2)

-dniow ym ” i „Przeglądzie K a to lick im ” . D ecydujące znaczenie m iał tu fak t, iż o b a pism a reprezentowały odm ienne podstawy światopoglądowe: pozytywis-tyczne i katolickie. O b a w yrażały tak że poglądy o dm iennych kręgów społecznych. „Przegląd Tygodniowy” nieformalnej grupy radykalnej inteligencji, „Przegląd K ato lick i” sform alizow anej instytucji - K ościoła. O bu tygodnikom w spólna była chęć k ształtow ania opinii i m entalności społeczeństw a. O no też znalazło się w orbicie zainteresow ań tych pism. Z aró w n o jeden, ja k i drugi z tygodników przywiązywał dużą wagę do obowiązującego w społeczeństwie system u w artości, norm postępow ania, wzorców obyczajow ych i o so -bow ych, czyli do tego wszystkiego, co w szerszym ujęciu nosi m iano etosu, w węższym zaś m oralności i odnosi się d o duchow ej sfery działalności człow ieka i społeczeństwa, m ającej wpływ na jego postępow anie. „Przegląd I ygodniow y” uzależniał od zm iany świadom ości społeczeństw a pow odzenie przeobrażeń w kw estiach społecznych i ekonom icznych. „Przegląd K a to lick i” w idział n ato m iast w św iadom ości podstaw ę p o rządku społecznego i p o d -porządkow yw ał jej pozostałe sfery działalności ludzkiej. D la obu pism spraw a m oralności m iała decydujące znaczenie dla kreow anej przez nie wizji społeczeństwa. Jednak w kwestii pojm ow ania m oralności rozbieżności m iędzy nim i były największe i najbardziej istotne. W edług „P rzeglądu K a to lick ieg o ” były one nie do p o k o n an ia. Pisano n a jego łam ach:

N au ka moralności bowiem jest właśnie tym polem , na którym przede wszystkim odbyć się musi walka m iędzy chrystianizmem a pogaństwem , między królestwem Bożym a królestwem ciem ności1.

Io te ż zarów no jeden, ja k i drugi tygodnik w swoich arty k u łach niejed-n o k ro tniejed-n ie odw oływ ał się do określoniejed-nych system ów w artości, ja k ie winiejed-nniejed-ny - ich zdaniem - obow iązyw ać w społeczeństwie. W ten sposób o b a pism a tw orzyły swoją w łasną wizję społeczeństw a w jego p o rz ąd k u m oralnym .

P odejm ując p ró b ę ich odtw orzenia, będę m iał n a m yśli, w zorując się n a koncepcji M arii Ossowskiej, przede wszystkim te dyrektyw y i zachow ania ludzkie, które były poprzez norm y m oralne propagow ane na łam ach obu pism , ap ro b o w an e i uśw ięcane2. Biorąc pod uwagę odm ienny ch a rak ter św iatopoglądow y obu tygodników , konieczne w ydaje mi się także zwrócenie uwagi n a ich teoretyczne rozw ażania na tem at m oralności, a zw łaszcza jej genezy i roli ja k ą odgryw a ona w społeczeństwie. Isto tn a tu będzie odpow iedź n a p y tan ia: czy w artości m o raln e m a ją c h a ra k te r ab so lu tn y i czy są n o rm am i, k tó re w inny obow iązyw ać pow szechnie, czy też u legają one zm ianie w zależności od okoliczności, m iejsca i czasu. Jak ie jest miejsce

‘ V. C a t h e r i n , Nauka m oralności darwinowskiej. K ry tyk a e ty k i H erberta Spencera, „Przegląd K atolicki” [dalej: PK] 1885, nr 33.

(3)

jed n o stk i wobec po rząd k u m oralnego. W reszcie, jak ie czynniki określają i ugruntow ują określony porządek m oralny.

„Przegląd T ygodniow y” w swojej publicystyce daw ał niejednokrotnie w yraz niepokojow i o stan m oralny społeczeństwa. N a fakt dostrzeg an ia przez organiczników objaw ów m oralnego zepsucia zw rócił uw agę Stanisław R ychliński3. Jednak w przypadku „P rzeglądu T ygodniow ego” kw estia ta nie ograniczała się tylko d o kontesto w an ia niezdrowej atm osfery m oralnej, w jakiej rozw ijało się społeczeństwo. R edakcja tygodnika p ró b o w a ła spojrzeć n a nią z szerszej perspektyw y i ro zpatryw ała ją w kilku aspektach. Po pierwsze, podejm ow ała teoretyczne rozw ażania socjologiczno-etyczne na tem at m oralności, jej genezy, istoty i wzajem nych relacji z innymi zjawiskam i życia społecznego. Po drugie, w skazyw ała na przejaw y n aru szan ia norm m oralnych i obyczajowych, których przekroczenie było jaw nym pogwałceniem zasad obow iązującej etyki społecznej, ja k np. n a przestępczość. Po trzecie, p o d daw ała krytyce niektóre norm y etyczne i zjaw iska obyczajow e uznaw ane w pewnych w arstw ach społecznych za pozytywne, a przez tygodnik odrzucane ja k o nieprzystające do w ym agań staw ianych przez rzeczywistość i trak to w a n e ja k o re lik t m in io n y ch czasów , np. szlachecką p o g ard ę dla n iek tó ry ch rodzajów pracy. Po czw arte, postulow ała now e wzorce etyczne i obyczajow e, k tó re według obow iązujących wówczas kryteriów m oralnych jaw iły się ja k o przejaw co najm niej rozluźnienia obyczajów , np. w spraw ie roli kobiety w społeczeństwie.

T eoretyczne rozw ażania n a tem at m oralności m iały n a celu u zasad -nienie jej laickiej prow eniencji, zgodności z n a tu rą lud zk ą i utylitarnego c h a ra k te ru . Co d o genezy, to publicystom „P rz eg ląd u T y g o d n io w eg o ” zależało na tym , aby w ykazać, iż m o raln o ść jest w ytw orem społeczeństw a i w raz z nim podlega zmianie. „P o stać m o ra ln a człow ieka w dziejach podkreślano na łam ach tygodnika jest niew ątpliw ie zm ienną, stosow -nie do okoliczności, czasu i m iejsca” 4. D la P io tra C hm ielow skiego zm iana ta była to żsam a z postępem . W jednym ze sw oich arty k u łó w d ał on w yraz p rzekonaniu, iż zgodnie z ew olucjonistyczną teo rią kultury, każde now e zjaw isko je s t przejaw em p o stęp u i re p re z e n tu je d alsze ogniw o w rozw oju gatunku. T o sam o, jego zdaniem , odnosiło się do m oralności. Pisał:

D uchow a i moralna walka stuleci byłaby beznadziejną, nie prowadziłaby d o żadnych rezultatów, gdybyśm y nie przyjęli, że sprowadza ona konieczne następstwa, gdybyśmy nie byli przekonani, że każde ulepszenie w obyczajach i prawodawstwie, że każde rozjaśnienie i rozwikłanie pojęć religijnych musi mieć widoczne, zbawienne skutki, gdybyśmy się nie spodziewali, że walki owej

3 S. R y c h l i ń s k i , Program społeczny pracy organicznej, [w:] i d e m , W ybór pism , W arszawa 1976, s. 523-616.

(4)

celem jest postawienie ludzi następnego stulecia w takim otoczeniu, które by do wyższej skali moralnej prow adziło5.

A rgum entów na poparcie tego typu przekonań do starczał „P rzeglądow i T ygo d n io w em u ” darw inizm . T ygodnik naw iązał do niego znacznie później, bo w połow ie lat osiem dziesiątych. A rtykuł Darwinizm i moralność m iał uzasadnić pogląd, iź uczucia m o raln e są rezultatem przystosow ania się ludzi do socjalnych w arunków egzystencji. W tym to właśnie artykule podkreślano, iż darw inow ska

teoria rozwoju, dając nam dokładniejsze niż kiedykolwiek pojęcie postępu, wskazuje także m ożność i konieczność doskonalenia się w zakresach m oralnych, a postęp m oralny zasadza w tym znaczeniu nie na zbliżaniu się ludzi d o w yrobionego przez nich ideału, ale na podnoszeniu się coraz wyżej ideałów m oralnych6.

Spośród wszystkich au to ró w piszących w połowie lat siedem dziesiątych na łam ach „Przeglądu T ygodniow ego” , problem atyka m oralności była najbliższa A leksandrow i Św iętochow skiem u. W tym okresie, studiując w uniw ersytecie lipskim, m łody publicysta napisał dysertację d o k to rsk ą dotyczącą genezy praw m oralnych. P olska wersja tej p racy u k azała się drukiem w serii publikacji „P rzeglądu T ygodniow ego” w ro k u 1877. Zdaniem M arii B rykalskiej, brak w ówczesnej polskiej literaturze naukow ej jakiegokolw iek opracow ania proble-m u etyki w laickiproble-m , afideistycznyproble-m , ujęciu skłonił Św iętochow skiego do podjęcia p róby dostarczenia naukow ej argum entacji na p oparcie działalności zmierzającej do przekształcenia świadomości społecznej w tej dziedzinie. Celem rozpraw y było zaprzeczenie koncepcjom o boskim pochodzeniu praw m o ra l-nych i w ykazanie ich laickiego c h a rak teru 7. W edług Świętochowskiego praw o m oralne to k ażda w pewnej społecznie zorganizow anej grupie pow stała i o b o -w iązująca reguła, -według której jed n o stk a „-w olą s-w oją -w obec -w arunkó-w jej objaw iania kierow ać [się] pow inna” . Zdaniem au to ra źródłem praw m oralnych są popędy woli, k tó ra kieruje się egoizm em lub altruizm em , oraz uczucia powinności wpojone przez tradyqç. Praw a te zależą od w arunków kulturalnych i społeczno-historycznych. Ja k pisał:

Prawa moralne powstają z ustalonych norm społecznie zjednoczonej i uporządkowanej ludzkiej woli. Ich rodow ód w głównych stopniach zawarty przedstawia się w szeregu następujących przemian: z pop ęd ów woli rodzą się czyny, z czynów ich norm y (obyczaje), z norm ich formuły - prawa m oralne8.

5 P. C h m i e l o w s k i , S ta ty sty k a i moralność, PT, 1871, nr 42. 6 W. P., Darwinizm i moralność, PT, 1885, nr 27.

1 M. B r y k a l s k a , M yśl filozoficzn a w działalności Aleksandra Świętochowskiego. Z a rys

biograficzny, [w:] Polska m yśl filozoficzn a i społeczna, t. 2, red. B. S k a r g a , W arszawa 1975,

s. 4 8 -4 9 .

8 A . Ś w i ę t o c h o w s k i , O powstawaniu praw moralnych, W arszawa, s. 252. Cyt. za: M. B r y k a l s k a , op. cit., s. 49.

(5)

D o kwestii m oralności pow rócił Św iętochow ski po kilkudziesięciu latach w pracy Ź ródła moralności. P oddając krytyce m o raln o ść chrześcijańską, stara ł się w ykazać, iż nie m a w artości absolutnych, ta k sam o, ja k nie m a pow szechnych reguł m oralnych. „W szelka zatem m o raln o ść jest m o ra ln a — pisał publicysta. T ru d n o tak że o ja k ąk o lw ie k o b o w iąz u ją cą zaw sze i wszędzie je d n o litą no rm ę postęp o w an ia. „ Je st to dziś stw ierdzonym faktem , że nic m a ani jednej cnoty, k tó ra by gdziekolw iek i kiedykolw iek nie była występkiem , i nie m a ani jednego w ystępku, któ ry by nie był c n o tą ” 9. Jeśliby zaś chcieć koniecznie znaleźć chociaż je d n ą w spólną regułę obow iązującą niemal pow szechnie, to jest nią - zdaniem Św iętochow skiego - zakaz unicestw iania istot podobnych. Podkreślał:

M ów ię wyraźnie: podobnych, gdyż jak wiemy, zakaz ten w większej części społeczeństw nie rozciąga się do istot fizycznie lub duchow o różnych (np. zwierząt, niewolników , członków innego plem ienia itd.). Że tylko przy tym warunku istnieć m oże grupa społeczna - nie potrzebuję dow odzić; że jednak i on nie jest bezwyjątkowy, sprawdzić łatw o na podstaw ie znanych nam faktów zabijania bliźniąt, starców itd. [...] obowiązek zatem szanowania życia istoty podobnej jest najpowszechniejszym objawem, ale nie bezwzględnie pow szechnym prawem m oralnym 10.

Szczególnego znaczenia w rozw ażaniach „P rzeglądu T ygodniow ego” nad m o raln o ścią n ab ierała teza zak ład ająca determ inizm woli. K o re sp o n d o w ała o n a z przekonaniem , iż nie istnieją w artości absolutne. N ajpełniej została w yłożona w artykule zamieszczonym w „ D o d a tk u M iesięcznym do Przeglądu T ygodniow ego” . S prow adzała się d o tw ierdzenia, iż „św iadom ość upew nia, że działamy ja k chcemy; um iejętność tw ierdzi, że chcemy ja k m u sim y ” 11. W ten sposób redakcja „P rzeglądu T ygodniow ego negow ała istnienie wolnej woli. Nie oznaczało to, że dyskredytow ała sam ą wolę. P o dkreślała tylko, iż pojęcia „w olna w ola” i „w o la” nie są pojęciam i tożsam ym i.

N ie tylko też niezaprzeczone istnienie tego, co nazywam y „w olą” , pom ieszane jest jako wyraz ze sporną w olnością, ale i ta sporna wolność woli pom ieszana jest w dalszym ciągu z n ieza-przeczoną sw obodą postępowania.

Przez sw obodę działania, zdaniem redakcji, należy rozum ieć postępow anie zgodne z w yborem . Słowem „działam y, ja k w ybieram y; w ybieram y, jak m usim y” 12. A leksander Świętochowski w swoim dram acie N iew inni n apisał „[...] w ynajdź m i na całym świecie jednego człow ieka, co byłby w inien,

9 A. Ś w i ę t o c h o w s k i , Ź ródła moralności, Warszawa 1912. Cyt. za: Filozofia i m yśl

społeczna w latach 1865-1895, cz. 1, red. A. H о с h f e 1 d o w a, B. S к a r g a, W arszawa 1980,

s. 129.

10 Ibidem, s. 130. Jak podkreślają redaktorzy opracowania ow ego wyboru m ateriałów, pow yższą opinię Św iętochowskiego podzielają dziś najpoważniejsi badacze m oralności.

11 L. S. В e r i n g t o n, Determinizm a moralność, „D od atek M iesięczny d o Przeglądu T ygod n iow ego” 1880, półr. I, s. 474.

(6)

naw et pom iędzy tym i, którzy sami się tak n azyw ają” 13. D ra m a t ten, jak podkreśliła M aria Brykalska, wywołał wśród konserwatystów zarzuty dotyczące uspraw iedliw iania zła m oralnego, a tym sam ym jego akceptacji i bezkarności. W skazała jed n ak , iż nie ta k a myśl przyświecała jego autorow i, i przywoływała cy tat z przedm ow y, ja k ą poprzedził Świętochowski w ydany utw ór. „U p ad ek m o raln y - pisał - nie jest sam ow olnym kalectw em , lecz w ścisłym znaczeniu niezależną od nas słabością” 14.

W ten sposób dochodzim y do akcentow anej przez redakcję kwestii suw erenności m oralnej jednostki i sprzeciwu wobec ograniczania jej n a tu ra l-nych skłonności w imię w artości uznaw al-nych za wyższe. Z daniem „Przeglądu T ygodniow ego” wszelkie wole istnieją indyw idualnie, n ato m iast

św iadom e życie każdej jednostki tworzy się z drobnych, często występujących chceń; świadom e życie wytwarza się łącznie z wszystkimi czynnościami woli, jako też pobudkam i, przez co uregulowane zostaje postępow anie jednostki moralne, społeczne i p olityczne15.

W imię tego indyw idualizm u należy liczyć się z n a tu rą człow ieka, k tó rą rz ąd zą uczucia zaró w n o egoistyczne, ja k i altruistyczne, i k tó r a każe człow iekowi myśleć także kategoriam i w łasnego interesu i w łasnych żądz. P roblem ten zasygnalizow ał Świętochowski w utw orze Nieśm iertelne dusze, w ysłanym na k o n k u rs dram atyczny do K ra k o w a i przez tam tejsze ju ry oceniony ja k o budzący niesm ak etyczny i zgorszenie m oralne. Św iętochow ski pisał:

Ze wszystkiego, co mi się od ludzi należy, najbardziej strzegę swoich praw człowieczych. Jestem dla siebie ogniskiem stworzenia. D la nik ogo z musu się nie poświęcę, cnoty w umiarkowaniu znać nie chcę, obow iązku zapomnienia o sobie nie rozumiem. Niech inni przechodzą przez życie nie zauważywszy siebie — mnie ten nimbus pokory nie wabi. D la mnie ludzkość nie jest żadnym obłokiem kurzu, którego wszystkie źródła biec muszą za popędem jednego pow iewu. Ile ludzi, tyle osobnych światów - ja [jestem] jednym z nich i wiem o tym. N ie chcę być niedostrzegalnym ziarnkiem kupy mierzonej masą, nie chcę poruszać się jedynie ruchami grom ady, ale przede wszystkim żyć dla siebie i przez siebie. W szędzie rozpostrzeć mi w olno m oje ludzkie prawa, gdzie one cudzych nie naruszą16.

Ja k po d k reśliła M a ria B rykalska słow a te w y pow iada w d ra m a cie R egina, porte-parole au to ra. D o tego zagadnienia pow rócił Św iętochow ski we w spom nianych ju ż Źródłach moralności. Zw rócił tam uwagę na fak t, iż k aż d a ep o k a m a swój ideał człow ieka, któ ry jest pełnym wcieleniem ’ jej m oralności i według którego przykraw ano tzw. obow iązki względem siebie.

13 Wł. O k o ń s k i [A. Św iętochowski], Niewinni. D ram at w trzech aktach, W arszawa 1876, s. 193. Cyt. za: M . B r y k a l s k a , op. cit., s. 50.

14 Ibidem, s. 51.

15 L. S. B e r i n g t o n , op. cit., s. 479.

16 Wł. O l ę d z k i [A. Świętochowski], Nieśmiertelne dusze. I. O jciec M akary. D ram at tv trzech aktach, K raków 1876, s. 60-61. Cyt. za: M . B r y k a l s k a , op. cit., s. 51.

(7)

Jed n a k , zdaniem a u to ra , były to tylko obow iązki drugorzędne, zalecane, ale nie nakazyw ane, gdyż dla „każdego ogółu ważniejsze jest, ja k je d n o stk a zachow uje się w stosu n k u do niego, niż to, co o n a robi ze sobą 17. W edług Św iętochow skiego ta k a p o staw a była w pierw otnym stad iu m rozw oju społeczeństw a słabo uśw iadam iana sobie przez jednostkę, k tó ra była silnie zrośnięta ze społeczeństwem i nie wykonywała żadnych ruchów samodzielnych. E ty k a indyw idualna, tw ierdził, jest tw orem naszych czasów.

M iędzy tymi dw om a stanowiskami upłynęły tysiące lat rozwoju. Jeżeli staniemy na jego końcu i spojrzym y ku początkow i, uderzy nas kilka zasadniczych zmian psychicznych. Przede w szystkim zanik wielu instynktów , n atom iast rozszerzenie się św iadom ych w ładz duszy. Skutkiem tego człow iek kulturalny jest nieporów nanie mniej d u ch ow o zm echanizow any, zdolniejszy d o wyosobnienia się i oparcia na sobie samym. Przestaje być wyłącznie częścią i zamienia się w całość1“.

Z a tą zm ianą następują, zdaniem a u to ra , konsekw encje praktyczne: człowiek nie m oże bezkarnie rozszerzać zakresu swych zdobyczy i posiadania, przestaje być właścicielem ludzi oraz ich w łasnością, żo n a uzyskała większą sw obodę w obec m ęża, dziecko w obec rodziców , podw ładny w obec zw ierzch-nika, obyw atel w obec rządu. W tym kierunku, zaznacza Św iętochow ski, pójdzie dalszy rozw ój m oralny.

Z przeszłości p ozostało w naszych umysłach, a nade wszystko w naszych ustach, m nóstw o frazesów, z których czas wyłuskał znaczenie i których pustą łupinę ciągle przeżuwamy; należy d o nich morał, nakazujący jednostce zastosow ać swoje myśli, uczucia i czyny d o potrzeb i wym agań ogółu. N a szczęście nikt w rzeczywistości tego obow iązku nie spełnia, chociaż wielu go zaleca, ale jest on ciągle postrachem trwożącym lękliwe um ysły i hamującym szybkość procesu indywidualizacji19.

Czyżby takie stanow isko oznaczało odejście od akcentow anego przez „P rzegląd T ygodniow y” solidaryzm u społecznego? Ależ skąd. O no nie tylko się z nim nie kłóci, ale naw et je uzupełnia. Ja k bowiem podkreślił publicysta „solidarność społeczna i wszystkie zw iązane z nią uczucia w przyszłości spotęgują się, ale nie kosztem niezależności jed n o stk o w ej” 20.

Ja k p o dkreślała redakcja „P rzeglądu T ygodniow ego” „m o raln o ść z tego stanow iska nie będzie czymś istniejącym p o n ad ludzkością, ale koniecznie lud zk ą i n a posługi doczesnego społeczeństw a o d d a n ą ” 21. W ten sposób dochodzim y d o podstaw ow ej funkcji, ja k ą według redakcji w inna spełniać m oralność. F u n k cją tą jest w yrabianie w społeczeństwie p ostaw utylitarnych. U tylitaryzm ja k o pogląd etyczny cieszył się n a łam ach m łodej prasy dużym

17 A. Ś w i ę t o c h o w s k i , Ź ródła moralności... Cyt. za: Filozofia i m yśl społeczna..., s. 143. 18 Ibidem.

19 Ibidem.

20 Ibidem, s. 144.

(8)

p o p arciem . N iekw estionow anym au to ry te te m był tu J o h n S tu a rt M ili, a zw łaszcza jego dzieło O zasadzie użyteczności przełożone n a język polski przez Feliksa B ogackiego i w ydane w ro k u 1873. „U zasad n io n y filozoficznie przez M illa utylitaryzm ja k o idea przew odnia w dążeniach jednostkow ych i społecznych - w spom inał po latach Świętochowski - znalazł w pozytywizmie polskim gorliwych w yznaw ców ” 22. Isto tą utylitaryzm u jest przekonanie, iż m ia rą słuszności postępow ania w inna być użyteczność jego skutków , celem zaś w szelkiego d ziałan ia, w tym i m o raln eg o , p o w in n a być p rzew aga przyjem ności nad bólem i szczęściem ja k największej liczby ludzi. W edług M illa k a ż d a przyjem ność, nie tylko w łasna i zm ysłow a, je st dob rem . I rzekonanie to nie pozostaw ało w sprzeczności z sygnalizow anym przed chw ilą indyw idualizm em m oralnym . W obec wszelkich koncepcji odnoszących się jedynie d o altruizm u człow ieka i głoszących, że trzeba, ażeby każdy bez w yjątku człowiek wyrzekł się wszelkiej myśli o sobie, a w swoich czynach dążył tylko do ogólnego d o b ra , „Przegląd T ygodniow y” był niezwykle krytyczny. „T rzeba, ale czy to jest rzeczą m ożebną? Człowiek m ógłby latać, trzeb a m u tylko skrzydeł. 1 ylko! N ic więcej” — ironizow ała re d a k c ja 23. Bliższe jej było stanow isko tw ierdzące, iż p o trzeb a d o tycząca w szystkich, odpycha od siebie każdego, ludzie lekceważą zaś pożytek ogólny w sytuacjach, kiedy w idzą osobisty swój pożytek. Je d n a k , ja k p o d k re śla n o , p o staw a pow yższa ulega zm ianie z chw ilą, kiedy jed n o stk a sam a nie jest w stanie zaspokoić swoich potrzeb i m usi się w obec tego połączyć z innym i. R edakcja cytow ała D u p o n t-W h ite ’a:

Zasadą w takim razie jest co następuje: „Człowiek wtedy tylko wyrzeka się swych zamiarów, jeżeli sam nie jest w stanie ich urzeczywistnić i jednocześnie nie jest w stanie zm usić innych d o wyrzeczenia się ich zam iarów” 24.

Czy w obec tego, zastanaw iał się „Przegląd T ygodniow y” , jest m ożliwy tak i stan społeczeństw a, w którym człowiek wyrzekłby się wszelkiej myśli o sobie? W odpow iedzi w skazyw ano na chrześcijaństw o, k tórego n a u k a d o tycząca osobistego życia zm ierza w tym kierunku. „Jeśli więc m oże istnieć chrześcijaństw o, m oże istnieć i podo b n y stan społeczeństw a, jeżeli tylko m oże on być skądinąd i dlaczego bądź p o żą d an y ” 25. C o więcej, red ak cja zaznaczała, iż p o d o b n ą d ro g ą poszedł C om te, dla k tó reg o n ajw aż-niejszą rzeczą w organizacji społeczeństw a była m oralność. G łó w n ą zasad ą com teow skiej m o raln o ści je st — pisano — pozbycie się przez je d n o stk ę m iłości własnej i życie dla bliźniego. Ze stanow iska C o m te ’a - zdaniem

22 A. Ś w i ę t o c h o w s k i , Wspomnienia, Warszawa 1966, s. 31.

23 Sny szczęścia, m yśli ulotne o utopiach społecznych, PT, 1876, nr 40.

24 Ibidem. Jak zaznaczono w przypisie, cytat ten pochodzi z pracy D u p o n t - W h i t e ’ a,

L'individu et l'état, Paris 1865, s. 255.

(9)

Bolesława Lim anow skiego - w ynika, iż „o sobie pow inniśm y tylko tyle pam iętać, ile tego w ym agają nasze zdrow ie i siły, ja k o niezbędne, abyśm y z pożytkiem spraw ie ogólnej służyli” 26. Jednak, ja k podkreślał tygodnik, n a u k a chrześcijańska w skazuje dw a ideały m oralności. Jeden w ystarcza, aby o siągnąć zbaw ienie, dru g i p row adzi d o św iętości. „K o n c e p c ja A u g u sta C o m te’a, w yrosła n a gruncie chrześcijaństw a, d o m ag ała się, aby wszyscy byli św iętym i” . T oteż, zdaniem redakcji, com teow skie ideały

nie m ogą być ideałami ludzkości, gdyż w takim razie człowiek pow inienby przestać być człowiekiem , co jest niepodobieństwem . [...] Człowiek nie potrzebuje wcale zachodzić zbyt daleko, ażeby postąpić naprzód na drodze postępu m oralnego, a ideały, chociaż zawsze pow inny [...] przewyższać miarę zwykłych - nie pow inny wszakże przewyższać siły lud zk ie27.

P odstaw ę p o rz ąd k u m oralnego, według tygodnika, stanow i nie zap o m -nienie o sobie, ale wzajem ny pożytek i pom oc, w spółdziałanie i współczucie. T o jest ideał m oralny, któ ry w inna sobie staw iać je d n o stk a i do niego dążyć.

C noty Chrystusa, cnoty m ęczenników i apostołów wszelkiej prawdy i w ysokich ideałów , nie są udziałem ludzkiego poziom u. D la codziennego życia ogółu wystarczą i skromniejsze ideały, co wcale nie dow odzi, ażeby miały one być wiecznym i2“.

W szak, jak już zaznaczyłem wcześniej, zdaniem „Przeglądu T ygodniow ego” postęp m o raln y następuje nieustannie. W inien zaś zm ierzać o n d o tego, ażeby szczęście jedn o stk i w iązać ze szczęściem społecznym . N a tym , według pism a, polegać m iała isto ta utylitaryzm u w po rząd k u m oralnym . R edakcja pisała pow ołując się n a M illa:

Z każdym krokiem na drodze um ysłow ego postępu wciąż potężnieją te w pływ y, które wyrabiają w człowieku uczucie, pokładające szczęście osobiste w szczęściu ogółu; a z czasem uczucie to m oże stać się tak doskonałym , że stanie się niepodobieństwem nie tylko żądanie, ale sama naw et myśl o takim osobistym dobru, które by m ogło nie być jednocześnie i dobrem wszystkich. Przypuśćmy teraz, że ow o uczucie spólnośd ludzkiej będzie wszczepione w człowieka, jak np. religia, że wychowanie, zakłady społeczne i opinia będą pracować na jego korzyść, jak niegdyś pracowały na korzyść religii, że każda jednostka od niem ow lęctw a żyć będzie w otoczeniu ludzi, wyznających podobne przekonania i stosujących je d o życia. Przypuśćmy to wszystko i wyobraźm y sobie następstwa p od obn ego stanu rzeczy - a raz na zawsze upadną wszelkie wątpliwości we względzie potęgi, z jaką m oże działać ostateczna sankcja utylitarnej m oralności29.

T ak i stan m oralny społeczeństw a nie był według „P rzeglądu I ygo- dniow ego” u topią, ale rzeczą m ożliw ą do osiągnięcia. A n to n i Pilecki pisał:

26 B. L i m a n o w s k i , August Com te i po zytyw izm , podług M illa, PT, 1869, nr 18. 27 Sny szczęścia, m yśli ulotne..., PT, 1876, nr 41.

28 Ibidem.

(10)

G łów ną cechą kierunku społeczeństw naszych jest utylitaryzm. Odrzucamy na stronę wszystko, co nie wpływa dodatnio na rozwój ludzkości, co nie przykłada cegiełki do wielkiego gmachu, zbudowanie którego stanowi cel naszego bytu. G machem tym jest szczęście i rozwój sp ołe-czeństw 30.

Jeśli chodzi o wzajem ne relacje zachodzące m iędzy porządkiem m oralnym a porządkiem społecznym i ekonom icznym , to „P rzegląd T ygo d n io w y ” skłonny był wiązać postęp m oralny z postępem m aterialnym społeczeństw. Nie oznacza to jed n ak , iż redakcja tygodnika uzależniała całkow icie d o s-konalenie etyczne od poziom u dobrobytu m aterialnego. T o raczej niedostatek m aterialny trak to w a ła ja k o jed n ą z przyczyn szerzenia się czynów n iem oral-nych, np. w zrostu przestępczości. Co więcej, ja k o jeden z głównych czynników postępu m oralnego wym ieniała rozwój nauki i oświaty. Zależność m oralności od tych ostatnich podkreślił A leksander Św iętochow ski w artykule N auka

i występek, opublikow anym na łam ach tygodnika w ro k u 1874. A u to r

wyraził w nim przekonanie, iż n a u k a oddziałuje n a m oralność, a ośw iata uszlachetnia ludzi m oralnie. P ublicysta polem izow ał z tym i, którzy - jak Schopenhauer - uważali, iż nau k a nie wywiera żadnego wpływu na m oralność, będącą dziełem samej n atu ry , ch a rak ter człow ieka jest zaś dziedziczny, w rodzony, a zatem niezm ienny. O drzucał rów nież całkow icie tezę, iż n a u k a psuje m oralnie, p ostęp um ysłowy m a się zaś w o dw rotnym sto su n k u do m oralnego. N ie zgadzał się także z poglądem , iż to religia jest jedynym źródłem m oralności, aczkolwiek doceniał jej znaczenie w utrw alaniu dyrektyw m o ra ln y c h 31. Po latac h pod k reślił to d o b itn ie j, pisząc: „R eligia, ja k o steoretyzow ana fikcja, sam a przez się nie zaw iera źródeł m oralności, k tó re k ryją się wyłącznie w życiu, ale jest jednym z najbardziej utrw alających ją śro d k ó w ” 32. Oczywiście „P rzegląd T ygodniow y” zdaw ał sobie spraw ę z tego, że przez sam rozwój nauki i upow szechnienie ośw iaty ludzie nie stan ą się lepsi. D o tego potrzebne było rów nież odpow iednie w ychow anie. Lecz, w edług redakcji, nie ono tw orzy m oralność, ono tylko z niej korzysta:

Szkoła przecież nie stanowi źródła ani oświaty, ani moralności, bo szkoła ani pierwszej, ani drugiej nie wytwarza, lecz równie oświatę, jak m oralność, bierze już gotow ą i d o celów sw oich stosuje, tak aby uczeń samodzielnie wyrabiał w sobie i oświatę i m oralność, gdyż uczeń pow inien wszystko sam robić od początku do końca; nie pow inien on zaś być istotą bierną podczas własnej edukacji33.

T oteż, zdaniem Świętochowskiego, istotą oddziaływ ania n auki n a m o ra l-ność było to, iż pod jej wpływem zmieniały się norm y m oralne. „Z rozwojem

30 A . P i l e c k i , Stanowisko p o ezji wobec pozytyw n ego kierunku naszej um ysłowości, PT, 1873, nr 34.

31 Nauka i w ystępek, PT, 1874, nr 41, 42, 45.

32 A . Ś w i ę t o c h o w s k i , Ź ródła moralności... Cyt. za: Filozofia i m yśl społeczna..., s. 138.

(11)

cywilizacji w ogóle, rozwinęły się i pojęcia etyczne, gdy tym czasem , że tak powiem, oficjalna m iara m oralności pozostaje w wielu w ypadkach od kilkunas-tu wieków niezm ienna” . W ten sposób, ja k zaznaczał a u to r, czyny, k tóre daw no przestały m ieć c h a rak ter niem oralnych, trak to w a n e są ja k o przejaw y naruszenia norm etycznych. „C hrystus skazany na rów ni z łotram i będzie podobno wiecznie, a przynajmniej jak dotąd doskonałym i charakterystycznym przykładem g atu n k o w an ia przew inień w krym inalnej statystyce 34. K w estia stosunku oświaty i nauki do m oralności stała się jednym z tem atów polem icz-nych w prasie warszawskiej na początku lat osiemdziesiątych. D yskusję wywo-łał Bolesław P rus, k tó ry na łam ach redagow anych przez siebie „ N o w in ” w ystąpił z serią artykułów zaprzeczających jak o b y ośw iata i n a u k a m iały jakikolw iek wpływ n a poziom m oralny społeczeństwa. Jednocześnie podkreślił ścisłą zależność m oralności od w arunków m aterialnych. Pisał:

D oskonalenie się rodzaju ludzkiego nie dzieje się pod wpływem elementarza. R ozw ój ludności, bogactw a, w ynalazków , całe m nóstw o społecznych instytucji, m nożących się w każdym pokoleniu - oto czynniki, które uszlachetniają dziką naturę człow ieka35.

R eakcja prasy warszaw skiej była natychm iastow a. Ja n F inkelhaus z „ K u -riera C odziennego” nazw ał A lek san d ra G łow ackiego „m ajaczącym o bser-w a to rem ” 36. Z areagobser-w ało róbser-w nież środobser-w isko „P rzeglądu T ygodniobser-w ego” . A dam W iślicki wystąpił w obronie w pływu n auki i ośw iaty n a m o ra ln o ść 37. T o sam o uczynił były w spółpracow nik W iślickiego, wówczas ju ż re d a k to r „P raw dy” , Świętochowski38. Bardziej wyważone stanowisko w śród publicystów

34 Nauka i w ystępek, PT, 1874, nr 45.

35 Jak wygląda nasz rozw ój społeczny. 7. O świata, „N ow in y’ 1882, nr 302. Pozostałe artykuły będące rozszerzeniem zapatrywań Prusa na tę kwestię, i jednocześnie polemizujące z adwersarzami, to: A l . G ., D o niezadowolonych, „N ow in y” 1882, nr 306; A l . G ., Pierwsze

strza ły, „N ow in y” 1882, nr 309; A l . G ., Alea iacta est!, „N ow in y” 1882, nr 313; A l . G ., O świata i moralność, „N ow in y” 1882, nr 315-317; Jeszcze oświata i m oralność - zamknięcie polem iki, „N ow in y” 1882, nr 346-348; D w a o krzyki - dwa obozy, „N ow in y” 1883, nr 3;

O stosunku ośw iaty do moralności, „N ow in y” 1883, nr 9; Jak wygląda praw da w „P ra w d zie",

„ N ow in y” 1883, nr 10. G łos w dyskusji zabrał także wydawca „N o w in ” Leopold Kronenberg. S. K., G łosy publiczności, „N ow in y” 1882, nr 336. Redakcja publikowała także głosy polem iczne przysłane przez czytelników, np.: W. Z., Głos w sprawie ośw iaty i moralności, „N ow in y 1882, nr 333.

36 Is., M ajaczący obserwator, „Kurier Codzienny” 1882, nr 248. Inne jego artykuły w tej sprawie to - I s k r a , Co wpływa na rozw ój ośw iaty, „Kurier Codzienny 1882, nr 253, C zy

oświata wpływa na moralność?, „Kurier Codzienny” 1882, nr 260. Patrz też artykuły M ichała

W ołowskiego: Ć m a , br. tyt., „Kurier Codzienny” 1882, nr 254; Ć m a , Z chwili, „Kurier Codzienny” 1883, nr 5.

37 Echa warszawskie, PT, 1882, nr 45; Jedno wyjaśnienie i parę objaśnień (nie o s ta tn ie j, PT, 1882, nr 47; P rzyczyn ek do sporu o zw iązku „ośw iaty z moralnością , PT, 1882, nr 4 9 -5 0 ,

Echa warszawskie, PT, 1883, nr 1. _ n

38 Liberum veto, „Prawda” 1882, nr 45, 46; Stosunek w iedzy do moralności, „Prawda 1882, nr 47, 48; A d absurdum, „Prawda” 1882, nr 52; Liberum veto, „Prawda” 1883, nr 2.

(12)

„P rzeglądu T ygodniow ego” zajął A d o lf D ygasiński, któ reg o głos w toczącej się polem ice był pozbaw iony akcentów osobistych i rozp atry w ał kwestię z naukow ego stanow iska psychologii i pedagogiki39. W polem ice udział wzięły także i inne pism a popierające P rusa lub nie zgadzające się z nim 40. 0 stanow isku „P rzeglądu K a to lick ieg o ” w tej kwestii jeszcze w tym arty k u le napiszę.

„P rzegląd T ygodniow y” , przyw iązując w ielką wagę d o n auki i ośw iaty ja k o czynników , k tóre oddziałują na m oralność, zw racał rów nież uw agę na czynnik, k tó ry - zdaniem redakcji - u g ru n to w u je o kreślony porząd ek m oralny. T a k w idziała redakcja rolę w ychow ania. O znaczeniu w ychow ania w życiu jednostek i społeczeństw pisano n a łamach „Przeglądu T ygodniow ego” wiele. K o rzy stan o przy tym z d o ro b k u myślicieli zachodnioeuropejskich. Jednym z teoretyków starających się dowieść, iż now e form y produkcji ekonom icznej w ym agają gruntow nych reform w oświacie i w w ychow aniu był H erbert Spencer. D oceniał on znaczenie wykształcenia szkolnego i wiedzy praktycznej. Jego p ra c a O wychowaniu um ysłowym , m oralnym i fizy c zn y m ukazała się w W arszaw ie w 1880 r. P odobne poglądy n a kwestię w ychow ania 1 ośw iaty głosił A lexander Bain, tw orząc podstaw y pedagogiki. Ich teorie nie były obce publicystom „Przeglądu T ygodniow ego” . N a łam ach tygodnika popularyzow ał je A dolf Dygasiński41. Aleksander Świętochowski przeprowadził naw et analizę pojęć: w ychow anie i wykształcenie, zaw ierając je ostatecznie w słowie „e d u k acja” 42. D o kwestii w ychow ania, czy też szerzej edukacji, przyw iązyw ano d u żą w agę naw et w arty k u ła ch program o w y ch . Jeden z nich, N asze drogi, dotyczy jej bezpośrednio. Św iętochow ski pisał w nim:

Żaden naw et najlepszy systemat etyczno-socjologicznych prawd, zalecanych człow iekow i jako zbawienne wyznanie, nie zdoła go ani przeciwko złemu zabezpieczyć, ani do dobrego uzdolnić, [...] jedyną szkołą, która go według pew nego planu ukształcić m oże jest szkoła w ychow ania, jedyną zaś d o tego porą: dzieciństw o43.

Tw ierdzeniu tem u tow arzyszyło przekonanie, że człowiek jest sum ą sił w rodzonych oraz sił sztucznie przez życie wywołanych. T e pierw sze, to wszelkie uzdolnienia n atu ra ln e pojaw iające się z chw ilą n aro d zin , jak np. uzdolnienia fizyczne, te drugie, to wpływy zewnętrzne, k tó re tw orzą podstaw y ch a ra k te ru człowieka.

P iffl ... p a ß ... p u ß bęc!, PT, 1882, nr 46; P rzyczyn ek do sporu o zw iązku ,,ośw iaty z moralnością", PT, 1882, nr 49-50.

40 J a c e k S o p l i c a , br. tyt., „ N iw a ” 1882, z. 191; P rzegląd prasy, „ S ło w o ” 1882, nr 279; J. W. D a w i d , W obronie psychologii, „Przegląd Pedagogiczny” 1882, nr 24; Kronika miesięczna, „A teneum ” 1882, z. 3.

41 A . D y g a s i ń s k i , Wychowanie uczuć, PT, 1880, nr 38-42, 4 4 -4 6 , 48.

42 N ow e drogi, PT, 1874, nr 6.

(13)

Ryszard III i św. Tom asz, Neron i św. Paweł, Kalligula i św. A ugustyn, byli to ludzie, którzy w kolebce mogli się różnić tylko organizacją fizyczną, potem jednak odskoczyli od siebie tak daleko, jak daleko od ascetyzmu d o rozpusty i zbrodni. Przyczyna tej różnicy leżała właśnie w tej okoliczności, że wpływy życia istotę pierwszych sformułowały na model św iętości, drugich na m odel w ystępku44.

Publicyści „P rzeglądu T ygodniow ego” byli jed n ak przekonani, iż norm y m oralne m o g ą ulegać zm ianie, toteż w w ychowaniu widzieli swoisty reg ulator tych zm ian. Twierdzili, iż winno ono zaszczepiać w jednostce i społeczeństwie wszelkie możliwe popędy „uw ażane w danej chwili za d odatnie’ 4S. Podkreślali, że w ychowanie odniesione d o jednostki winno dbać o jakość swych wpływów, odniesione zaś do ogółu - o ich ilość. W edług Św iętochow skiego zadaniem wychowania jest rozwinięcie do najwyższego stopnia wszystkich przyrodzonych sił człow ieka w kieru n k u fizycznym, um ysłowym , m oralnym i estetycznym o raz przygotow anie go do um iejętnej działalności w w a ru n k ach życiowych. A u to r przyw iązyw ał przy tym dużą wagę d o praktycznej strony w ychow ania, podkreślając, iż w edukacji fizycznej chodzi o um ocnienie ciała, w umysłowej 0 zdobycie wiedzy potrzebnej do dalszej działalności, w m oralnej o poznanie stosunków tow arzyskich, w etycznej o rozwinięcie zam iłow ania d o praw d y 46. N a łam ach tygodnika pisano:

Wiecznie ściganym ideałem społeczeństwa jest taka organizacja, która każde n ow o przybywające indywiduum przerabia na czynnik duchow o silny, moralnie zdrowy i praktycznie użyteczny41.

S tąd w yprow adzano w niosek,

że jeżeli społeczeństw o choruje na niem oc lub moralną gangrenę, to w takim razie jest ono źle wychowane, po wtóre, że ujemne moralne objawy społeczeństwa, są koniecznym następstwem złego w ychow ania48.

O d pow iedzialnością za praw idłow e w ychow anie o b arcza ł „P rzegląd T ygo d n io w y ” głównie rodzinę. W edług niego była o n a tą instytucją, k tó ra w duszę dziecka w paja pierwsze praw dy, pierwsze ziarn a wiedzy, pierw sze zasady, pierw sze uczucia i pierw sze pew niki. „ T o czego nauczy życie 1 szkoła - tysiąckrotnym ulegnie zm ianom , ale m oralno-religijny pacierz, któ reg o nauczyła m a tk a , najczęściej pozostaje ja k p rzekonanie silnym , ja k d o g m at niezm iennym ” . W tym pierwszym okresie w ychow ania je d n o stk a otrzym uje dogm aty, k tó re tow arzyszyć jej będą przez całe życie. Z b ió r tych do g m ató w n azyw ała re d ak cja „P rz eg ląd u T y g o d n io w eg o ” katechizm em rodzinnym . One to, ja k podkreślano,

44 Przeznaczenie, PT, 1872, nr 30. 45 Ibidem.

46 N ow e drogi, PT, 1874, nr 3. 47 Przeznaczenie...

(14)

w chodzą do duchow ego organizmu jako składowy i ważny jego element, tkwią w nim jak coś, co się razem z nim narodziło, występują nieustannie już to pod p ostacią zasady i rozum ow ego przekonania, już to pod postacią przesądu lub nałogu, zawsze silne, często niczym nie przełam ane49.

P odsum ow ując przytoczone powyżej rozw ażania teoretyczne „P rzeglądu T ygodniow ego” n ad kw estią m oralności w ypada zaznaczyć, że:

- społeczna geneza m oralności pozw alała redakcji widzieć w człow ieku także pod m io t, a nie tylko przedm iot praw m oralnych;

- przekonanie o ich zmienności pozwalało odrzucić tezę o ponadczasowych i ab solutnych dyrektyw ach m oralnych;

- p rzyjm ow ana w zględność owych dyrektyw podkreślała konieczność liczenia się z n a tu rą ludzką;

- n atu ra ludzka stała u podstaw koncepcji determ inizm u woli pozwalającej zrozum ieć w arunki pow staw ania zła;

- z kolei uwzględnienie natu raln y ch skłonności człow ieka, w tym także d o czynienia zła, eksponow ało suw erenność m o ra ln ą jed n o stk i i skłaniało d o postrzegania m oralności ja k o zjaw iska, k tó re należy rozpatryw ać w k a -tegoriach indyw idualnych;

- utylitaryzm kazał nie zapom inać, iż suw erenna m o raln ie je d n o stk a żyje w społeczeństwie i m a w obec niego obow iązki;

- czynnikam i wpływającym i n a zm ieniające się norm y m o raln e są n a u k a i ośw iata;

- o zdrow iu m oralnym społeczeństw a decyduje wychowanie; - głów nym ogniwem w procesie w ychow ania jest rodzina.

B iorąc to w szystko pod uwagę, m o żn a - ja k się w ydaje - pow tórzyć za M a rią B rykalską, iż antro p o cen try czn a w ym ow a tych w yw odów , p o p a rta n au k o w y m dow odzeniem , m iała stanow ić arg u m e n t n a rzecz laicyzacji św iadom ości etycznej50.

J a k ju ż w spom inałem , „Przegląd T ygodniow y” w swoich obserw acjach rzeczywistości w skazyw ał niejednokrotnie na przejaw y n aru szan ia o b o w ią-zujących ogólnie norm m oralnych. Zjawiskiem budzącym szczególny niepokój redakcji był w zrost przestępczości i prostytucji. Przyczynę takiego stanu rzeczy w idziano w pogarszającym się m aterialnym położeniu dużej części społeczeństw a. „W iększość - pisał A ntoni Pilecki - żyje życiem zgniłym , praw dziw ie zwierzęcym. [...] a nędza i głód, te straszne w rogi m oralności, p ch ają ich n a drogę w ystępku i z b ro d n i” 51. W edług publicysty, sposobu rozw iązania tej kwestii nie należy rozpatryw ać w kateg o riach m o ralnych,

49 Katechizm rodzinny, PT, 1873, nr 40. 50 M . B r y k a l s k a , op. cit., s. 50.

51 A . P i l e c k i , Stanowisko p oezji wobec pozytyw n ego kierunku naszej um yslowości, PT, 1873, nr 35.

(15)

poniew aż trzeba go szukać w ekonom icznej sferze życia. Z daniem Józefa K o tarb iń sk ieg o g runtow na po p raw a sytuacji m ogłaby n astąpić tylko n a skutek „stanow czego zreform ow ania pewnych stro n u stroju społecznego, k tó re by zm ieniło z g ru n tu w arunki życia klas średnich i niższych” 52. Niezależnie od tego, zdaniem redakcji, w walce z przestępczością pow inno się stosow ać surow e sankcje k a rn e 53. W przypadku zaś takich zjaw isk jak p ro sty tu c ja nie w ystarczy tw orzenie instytucji, n a w zó r sch ro n isk św. M agdaleny w P aryżu, pozw alających p ro sty tu tk o m wejść d o norm alnego życia, ale konieczna jest zm iana m entalności społecznej w ocenie zjaw iska. „Społeczeństw o sam o przez się m oże d opom óc [...] zdejm ując z p ro sty tu tk i piętno pogardy, k tó re ją ściga naw et po zakończeniu profesji” 54. Pisanie o przestępczości było je d n a k tylko k o n testo w an iem zjaw iska, k tó re g o ano m alia nie ulegała dla nikogo wątpliw ości i któ reg o ocena nie w ym agała nagłych przew artościow ań m oralnych, jego szkodliwość d la porządku społecz-nego nie podlegała bowiem dyskusji. T oteż, m im o że redakcja „P rzeglądu Tygodniow ego” nie stroniła od podejm ow ania tego tem atu, próbując naświetlić go w szerokim kontekście społecznym , to je d n a k nie on znajdow ał się w centrum zainteresow ania publicystów pragnących zm ienić św iadom ość społeczną.

Jednym z zadań, jak ie staw iał sobie za cel „Przegląd T ygo d n io w y ” , było zw rócenie uwagi czytelników na te wzorce etyczne, k tó re - w edług redakcji - były niezgodne z duchem epoki i któ ry ch obecność w św iadom ości społecznej p o w o d o w a ła, iż p o zo staw ała o n a w tyle za zm ieniającą się sytuacją społeczno-ekonom iczną. Jak wiemy, szczególnie krytycznie odnosili się publicyści „m łodej” prasy do tradycji szlacheckiej, w idząc w niej g ru n t, z k tó reg o w yrastały przestarzałe n orm y m o raln e i obyczajow e. W edług ty g o d n ik a anach ro n iczn a była np. niechęć szlachty d o tych form działalności ekonom icznej, k tó re m ają związek z handlem , rzem iosłem lub ciężką p racą fizyczną55. P rzykładem takiej „m oralności szlacheckiej” wyciskającej piętno n a życiu codziennym było nadużyw anie słow a h o n o ru podczas p ro w ad zen ia transakq'i gospodarczych, przy jednoczesnym nieprzyjmow aniu do wiadom ości, iż niew yw iązanie się ze złożonych zo bow iązań, zw łaszcza finansow ych, staw ia ów h o n o r pod znakiem zapytania. Innym przykładem m ającym ilustrow ać przew agę obyczaju nad zdrow ym rozsądkiem m iało być wreszcie życie ponad stan, naw et w obliczu nieuchronnego b a n k ru c tw a 56. U trw alanie takich zachow ań ja k o norm y m oralnej i obyczajowej prow adziło, zdaniem „P rzeglądu T ygodniow ego” , do utrw alania fałszywej m o raln o ści będącej

52 J. K. K.., P rzegląd piśm iennictwa polskiego, PT, 1873, nr 14. 53 Wspomnienie. 1877, FT, 1878, nr 1.

54 J. K. K ., P rzegląd piśmiennictwa... 55 Co robić, PT, 1872, nr 37.

(16)

w rzeczywistości „p araw an em tylko - subtelną zasłoną, p o kryw ającą nasze osobiste, a często niegodziwe zachęcenia - dążności, życzenia” . W imię tej m oralności, ja k podkreślała redakcja, to co pow inno być obow iązkiem , określane jest ja k o poświęcenie. C o gorsza d o owego m ian a w edług opinii publicznej d o ra sta ją te zachow ania, k tó re zdaniem ty godnika, są przejaw em niew ypełnienia zwykłych obow iązków . Świętochowski pisał:

Znałem pew nego obyw atela bardzo odłużonego, który opłacał ze swej kieszeni za wychow anie ubogiej sieroty, a nie opłacając należnych odsetek od sum pożyczonych, w yw oływ ał łzy niejednej rodziny pozbaw ionej przez to ostatn iego zasiłku. O pinia oparta na wyobraźni p od nosiła poświęcenie jego do szczytu wielkości, ale rozum m usiał rzucić nań kam ieniem , jako na człow ieka złych i szkodliwych d ążności51.

W ykorzenienie tego rodzaju w zorców etycznych ze św iadom ości społecznej było, według „P rzeglądu T ygodniow ego” , nakazem chwili. Jed n a k zdaw ano sobie spraw ę z ogrom u trudności, jak ie stawały przed ta k postaw ionym zad an iem . Ł atw iej było bow iem , ja k p o d k re śla n o , ro zpow szechnić nad W isłą teorię przem iany gatunków niż hasło em ancypacji kobiet. W ynikało to z fak tu , iż „ n a u k a ukazuje się praw ie zawsze ze znam ionam i k o sm o -polityzm u, gdy tym czasem obyczaje zwykle p osiadają odcień n a ro d o w y ” 58. Przyw iązanie społeczeństwa polskiego do obyczaju było zaś, zdaniem redakcji, ta k silne, iż odw ołując się do niego m o żn a było kłaść tam y naukow ym teo rio m . W ystarczyło p rzero b ić idee um ysłow e n a m o raln e . „W sferze d u c h a przyrośliśm y d o pew nych nałogów , do pew nych w ym ierzonych p rz ek o n ań i gniewam y się bardzo, gdy nas kto z tych zasklepionych sk o ru p wywlecze i do ruchu p o b u d zi” . Tym czasem „k ażd a now a chw ila, ro k , wiek, m usi m ieć now ą kartę. Co w czoraj było właściwe i d o b re, dziś staje się złem i ciasn y m ” 59. W tych i w p o d o b n y ch im w yw odach „P rz eg ląd u T ygodniow ego” zab rak ło je d n a k konstatacji, iż owo uporczyw e trzym anie się obyczaju było nie tylko wynikiem bezmyślnego przyw iązania d o tradycji, ale rów nież gestem sam oobrony poprzez kultyw ow anie pew nych w zorców obyczajow ych, będących częścią kultury narodow ej.

K rytykow anym w zorcom m oralnym i obyczajowym red ak cja „P rzeglądu T ygodniow ego” przeciw staw iała własny m odel etyki, określany często przez badaczy w arszaw skiego pozytyw izm u m ianem m oralności m ieszczańskiej. Ju ż Stanisław R ychliński zwrócił uwagę na fakt, iż p o p u la rn a wówczas teo ria walki o byt oraz trzeźwy św iatopogląd przedstaw icieli m łodej prasy nie sprzyjały subtelnościom etycznym . Zwłaszcza jeśli chodziło o kwestie ekonom iczne to, jego zdaniem , w arszaw scy pozytywiści byli zw olennikam i przestrzegania ścisłych zasad w spom nianej m oralności m ieszczańskiej. Bronili

51 O bow iązek i poświęcenie, PT, 1872, nr 13. 58 Fałszywe alarm y, PT, 1873, nr 20. 55 Opinia publiczna, PT, 1872, nr 1.

(17)

dorobkiew iczostw a, lichwy, zysków, czyli wszystkich tych sposobów zd o b y -w ania m ajątk u , k tó re -wedle etyki szlacheckiej uchodziły za n iem o ra ln e60. Zgodził się z nim Jerzy Jedlicki podkreślając, iż wzorem był tu poczciwy, oszczędny i zaradny rzem ieślnik wedle franklinow skiej m iary 61. Ów klasyczny m odel m oralności m ieszczańskiej, sform ułow any przez B enjam ina F ra n k lin a , przed staw iła M a ria O ssow ska. W edług F ra n k lin a w zorem godnym n a -ślad o w a n ia je st człow iek, k tó reg o ch arak tery zu je doczesność aspiracji, trzeźw ość poglądów , i który cnotę m ierzy użytecznością. D o podstaw ow ych cn ó t zaliczał: pracow itość, rzetelność w w ypełnianiu zobow iązań płatniczych oraz oszczędność. Owe cnoty powodowały, iż m ożna było dokonać ekonom icz-nej oceny m oralicz-nej człow ieka, której m iernikiem m iał być kredyt. „Ja k o ż kredyt - pisze O ssow ska - uw ażać m o żn a u F ra n k lin a za miernik cnoty i nie darm o niektórzy teoretycy przypisyw ali m u w skazanie n a człow ieka

godnego kredytu ja k o n a ideał” 62. C no ty te - poszerzone o inne cechy, takie

ja k np. wstrzem ięźliwość, p o k o ra , sprawiedliw ość, um iarkow anie - m iały charakteryzow ać człowieka, który zawdzięcza wszystko sam sobie. M oralizator-skie ro zp raw y F ra n k lin a nie były obce polskim czytelnikom . D ro b n e przekłady jego p rac w ydaw ane były ju ż w końcu wieku X V III. W 1827 r. u kazało się dw utom ow e w ydanie jego pism. W 1845 r. opu b lik o w an o Drogę

do m ają tku , w znow ioną w ro k u 1862 i 1890. W 1871 r. uk azały się Pam iętniki Benjamina Franklina przez niego spisywane. Jed n a k , co c h a ra k

-terystyczne, „P rzegląd T ygodniow y” nie odw oływ ał się bezpośrednio do am erykańskiego myśliciela. Nie oznacza to, iż redakcji obce były propagow ane przez niego cnoty. W ręcz przeciwnie, w wielu arty k u łach w stępnych w sk a-zyw ała na nie, ja k o n a godne zaszczepiania w społeczeństw ie polskim . N iejednokrotnie w spom inano o owych „błogosław ionych cichych” , którzy sw oją pracow itością, uporem , sum iennością o raz w łasną zarad n o ścią tw o rzą p odstaw y d o b ro b y tu społecznego63. T ych cech nie m o żn a było pom inąć, zostały one n a stałe w pisane w lansow any przez m ło d ą prasę p ro g ram pracy organicznej i odpow iadały zdrow o pojm ow anem u postępow i. Je d n a k sfo r-m ułow any przez pozytyw istów pro g rar-m pracy u podstaw nie ograniczał się tylko d o hasła - bogaćcie się! Pozytyw istyczny self-made m an był co praw d a człow iekiem , k tó ry wszystko co osiągnął zawdzięczał własnej pracy, jed n ak że pam iętał przy tym o swoich pow innościach wobec innych w m yśl zasady, iż pom agając innym p om aga także i sobie. T akiego w zorca m iała dostarczyć książka Sam uela Smilesa S e lf Help. A leksander K ra u sh a r n a łam ach „P rz e-glądu T ygodniow ego” polecał tę rozpraw ę polskim czytelnikom , ju ż w pier-wszym ro k u w ydaw ania tygodnika, jeszcze przed ukazaniem się jej w języku

40 S. R y c h l i ń s k i , op. cit., s. 526.

61 J. J e d l i c k i , Jakiej cyw ilizacji P olacy potrzebują, W arszawa 1988, s. 262. 62 M . O s s o w s k a , op. cit., s. 81.

(18)

w rzeczywistości „paraw anem tylko - subtelną zasłoną, p o k ry w ającą nasze osobiste, a często niegodziwe zachęcenia - dążności, życzenia” . W imię tej m oralności, ja k podkreślała redakcja, to co pow inno być obow iązkiem , określane jest ja k o poświęcenie. C o gorsza do owego m ia n a w edług opinii publicznej d o ra sta ją te zachow ania, k tó re zdaniem tygodnika, są przejaw em niew ypełnienia zwykłych obow iązków . Świętochowski pisał:

Znałem pew nego obywatela bardzo odłużonego, który opłacał ze swej kieszeni za wychow anie ubogiej sieroty, a nie opłacając należnych odsetek od sum pożyczonych, w yw oływ ał łzy niejednej rodziny pozbaw ionej przez to ostatniego zasiłku. O pinia oparta na w yobraźni podnosiła poświęcenie jego do szczytu wielkości, ale rozum musiał rzucić nań kam ieniem , jako na człow ieka złych i szkodliwych d ążności57.

W ykorzenienie tego rodzaju w zorców etycznych ze świadom ości społecznej było, według „P rzeglądu T ygodniow ego” , nakazem chwili. Je d n a k zdaw ano sobie spraw ę z ogrom u trudności, jakie staw ały przed ta k postaw ionym zad an iem . Ł atw iej było bow iem , ja k p o d k re śla n o , rozpow szechnić nad W isłą teorię przem iany gatunków niż hasło em ancypacji kobiet. W ynikało to z fak tu , iż „ n a u k a ukazuje się praw ie zawsze ze znam ionam i k o sm o -polityzm u, gdy tym czasem obyczaje zwykle posiad ają odcień n a ro d o w y ” 58. Przywiązanie społeczeństwa polskiego do obyczaju było zaś, zdaniem redakcji, tak silne, iż odw ołując się do niego m o żn a było kłaść tam y naukow ym teo rio m . W ystarczyło przerobić idee um ysłow e n a m o raln e . „W sferze d u c h a przyrośliśm y d o pew nych nałogów , d o pew nych w ym ierzonych p rzek o n ań i gniew am y się bardzo, gdy nas kto z tych zasklepionych skorup wywlecze i d o ru ch u p o b u d zi” . Tym czasem „k ażd a now a chw ila, rok, wiek, m usi m ieć now ą kartę. C o w czoraj było właściwe i dobre, dziś staje się złem i ciasn y m ” 59. W tych i w p o d o b n y ch im w yw odach „P rz eg ląd u T ygodniow ego” zabrakło je d n a k konstatacji, iż owo uporczyw e trzym anie się obyczaju było nie tylko wynikiem bezmyślnego przyw iązania do tradycji, ale rów nież gestem sam oobrony poprzez kultyw ow anie pew nych w zorców obyczajow ych, będących częścią kultury narodow ej.

K rytykow anym w zorcom m oralnym i obyczajowym red ak cja „P rzeglądu T ygodniow ego” przeciw staw iała własny m odel etyki, określany często przez badaczy w arszaw skiego pozytyw izm u m ianem m oralności m ieszczańskiej. Ju ż Stanisław R ychliński zw rócił uwagę na fakt, iż p o p u la rn a wówczas te o ria walki o byt o raz trzeźwy św iatopogląd przedstaw icieli m łodej prasy nie sprzyjały subtelnościom etycznym . Zwłaszcza jeśli chodziło o kwestie ekonom iczne to, jego zdaniem , w arszaw scy pozytywiści byli zw olennikam i przestrzegania ścisłych zasad w spom nianej m oralności m ieszczańskiej. Bronili

57 O bow iązek i poświęcenie, PT, 1872, nr 13. 58 Fałszywe alarm y, PT, 1873, nr 20. 5g Opinia publiczna, PT, 1872, nr 1.

(19)

dorobkiew iczostw a, lichwy, zysków, czyli wszystkich tych sposobów zd o b y -w ania m ajątk u , k tó re -wedle etyki szlacheckiej uchodziły za n iem o raln e00. Zgodził się z nim Jerzy Jedlicki podkreślając, iż wzorem był tu poczciwy, oszczędny i zaradny rzem ieślnik wedle franklinow skiej m iary 61. Ów klasyczny m odel m oralności m ieszczańskiej, sform ułow any przez B enjam ina F ra n k lin a , p rzed staw iła M a ria O ssow ska. W edług F ra n k lin a w zorem godnym n a -ślad o w a n ia je st człow iek, k tó reg o ch a rak tery zu je doczesność aspiracji, trzeźw ość poglądów , i który cnotę m ierzy użytecznością. D o podstaw ow ych cn ó t zaliczał: pracow itość, rzetelność w w ypełnianiu zobow iązań płatniczych oraz oszczędność. Owe cnoty powodowały, iż m ożna było dokonać ekonom icz-nej oceny m oralicz-nej człow ieka, której m iernikiem m iał być kredyt. „Ja k o ż kred y t - pisze O ssow ska - uw ażać m o żn a u F ra n k lin a za miernik cnoty i nie d arm o niektórzy teoretycy przypisyw ali m u w skazanie n a człow ieka

godnego kredytu ja k o n a ideał” 62. C n oty te - poszerzone o inne cechy, takie

ja k np. wstrzem ięźliwość, p o k o ra , spraw iedliw ość, um iarkow anie - m iały charakteryzow ać człowieka, który zawdzięcza wszystko sam sobie. M oralizator-skie rozp raw y F ra n k lin a nie były obce polskim czytelnikom . D ro b n e przekłady jego p ra c w ydaw ane były ju ż w końcu wieku X V III. W 1827 r. ukazało się dw utom ow e w ydanie jego pism. W 1845 r. o p u b lik o w an o Drogę

do m ajątku, w znow ioną w ro k u 1862 i 1890. W 1871 r. ukazały się P am iętniki Benjamina Franklina przez niego spisywane. Je d n a k , co c h a ra k

-terystyczne, „P rzegląd T ygodniow y” nie odw oływ ał się bezpośrednio do am erykańskiego myśliciela. Nie oznacza to, iż redakcji obce były propagow ane przez niego cnoty. W ręcz przeciwnie, w wielu arty k u łach w stępnych w ska-zyw ała na nie, ja k o n a godne zaszczepiania w społeczeństw ie polskim . N iejednokrotnie w spom inano o owych „błogosław ionych cichych” , którzy sw oją pracow itością, uporem , sum iennością o raz w łasną za rad n o śc ią tw o rzą podstaw y d o b ro b y tu społecznego63. T ych cech nie m o żn a było pom inąć, zostały one na stałe w pisane w lansow any przez m ło d ą prasę pro g ram pracy organicznej i odpow iadały zdrow o pojm ow anem u postępow i. Jed n a k sfo r-m ułow any przez pozytyw istów prograr-m pracy u podstaw nie ograniczał się tylko d o hasła - bogaćcie się! Pozytyw istyczny self-made m an był co p ra w d a człow iekiem , któ ry w szystko co osiągnął zawdzięczał własnej pracy, jed n ak ż e pam iętał przy tym o swoich pow innościach w obec innych w m yśl zasady, iż p om agając innym p o m ag a także i sobie. T akiego w zorca m iała dostarczyć k siążka Sam uela Smilesa S e l f Help. A leksander K ra u sh a r n a łam ach „P rz e-glądu T ygodniow ego” polecał tę rozpraw ę polskim czytelnikom , ju ż w pier-wszym ro k u w ydaw ania tygodnika, jeszcze przed ukazaniem się jej w języku

60 S. R у с h I i ń s к i, op. cit., s. 526.

61 J. J e d l i c k i , Jakiej cyw ilizacji P olacy potrzebują, W arszawa 1988, s. 262. “ M . O s s o w s k a , op. cit., s. 81.

(20)

polskim . Z daniem recenzenta p ra c a ta m iała być katechizm em d la ludzi m yślących. S e lf Help, pisał K ra u sh ar, znaczy dosłow nie „sa m o p o m o c” , czynnik potężny zarów no w życiu jednostek, ja k i narodów . P raca Smilesa pokazuje, ja k konsekw entne stosow anie tej zasady spraw iło, że ludzie

niewzruszeni w swoich zamiarach, nieodstraszeni przeszkodami materialnymi, niezwalczeni potęgą przeciwności światowych, i wypadkami złej doli, szli śmiało i upornie do tego celu, który im świecił w oddali, aż wreszcie powodzenie uwieńczyło ich trudy. Od warsztatu wyrobnika, od skromnej sali szkolnej i murów fabrycznych, prowadzi nas Smiles do kantoru kupca, pracowni artysty, cichego gabinetu pisarza, pod nam iot rycerza, aż do stopni tronu, wykazując wszędzie jedno pasm o pracy, wytrwałości, nieugiętej woli, łamiącej przeszkody, wywalczającej zw ycięstw o64.

Jed n ak , zdaniem recenzenta, rozpraw a ta prócz tak wzniosłego etycznego celu m a rów nież i prak ty czn ą w artość. Z w raca bowiem uwagę n a zasadę w zajem nych stow arzyszeń p o m agających osiągnąć cele ogólnospołeczne. „ Z a sa d a stow arzyszeń - podkreślił recenzent - [...] jest w dziele Smilesa w yczerpująco przed staw io n ą” 65. Z tego też względu jest to książka „nieoce-nionej w artości dla każdego, kto tylko starając się o własny d o b ro b y t, tro sk a się i o d o b ro b y t swych w spółobyw ateli” 66. R ed ak cja „P rzeglądu T ygodniow ego” całkow icie zgadzała się z oceną recenzenta. N a łam ach ty g o d n ik a d ru k o w a n o fragm enty tej p ra c y 67. C ałość zaś p o stan o w io n o w ydać w języku polskim , n a koszt redakcji.

Z godn ie z życzeniem naszego recenzenta, redakcja „Przeglądu T ygod n iow ego" , wsparta współpracownictwem kilku ludzi dobrej a silnej woli, zajęła się już w tej chwili wydaniem przepolszczonego dzieła Smilesa: S e lf H elp - mimo tak wielkiej stagnacji handlu książkow ego, iż żaden księgarz, mając nawet bezinteresownie ofiarowany przez tłumaczy rękopis, wydrukowania takow ego podjąć się nie chciał. Ze względu jednak, na w ysoką dla każdego społeczeństwa wartość pracy Smilesa - pójdziemy ze stagnacją w zapasy [...]68.

N iew ątpliw ie pow yższy zestaw no rm etycznych, m ających stanow ić pod staw ę spraw nego i skutecznego działania, mieścił się w obrębie zjaw iska określanego m ianem m oralności mieszczańskiej. Jed n ak , m oim zdaniem , p o staw a redakcji „P rzeglądu J ygodniow ego” odbiegała od ta k rozum ianego w zorca. W idać to zwłaszcza n a przykładzie poglądów form ułow anych przez publicystów tygodnika odnośnie do roli kobiety w społeczeństwie, instytucji m ałżeństw a i stosunków tow arzyskich. Proces m odernizacji, jak iem u ulegało społeczeństw o polskie w ciągu wieku X IX , burzenie b arier stanow ych, rozpad tradycyjnych więzi społecznych, sprzyjały kształtow aniu się nowego spojrzenia n a pozycję kobiety w społeczeństwie. P roblem ow i tem u,

za-64 A l . K ., Samuela Smilesa: S e lf Help, PT, 1866, nr 39. 65 Ibidem.

66 Ibidem, nr 40.

67 Patrz PT, 1866, nr 49-52. 68 O d Redakcji, PT, 1866, nr 40.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Proces starzenia się społeczeństw powoduje występowanie pewnych problemów, które trzeba rozwiązać, a mianowicie [Worach–Kardas, 2003: 402]: wzrost liczby osób w wieku

Gleby pseudoblelloowe, wytworzone z piasków złabogliniastych głębokich, wykazujące ze względu na dużą przepuszczalność nie- dobór wody prawie w całym okresie

Stąd, przy selekcji mutantów wybierano głównie te, których okres wegetacji był krótszy lub podobny do formy wyjściowej (tab. Jedynie w przypadku odmiany Fiskeaby — biorąc

Based on the theoretical framework and the results, this study concludes that counting camera systems, which have a randomly occurring “false negative” detection error that is

Efektywność pracy nauczyciela uzależniona jest od występowania specyficznych czynników, które determinują proces dydaktyczno-wychowawczy oraz jego jakość. Sprawność

Przykład badanej spółki dowodzi, że doskonalenie marketingu relacji w kie- runku zainteresowania się w szczególny sposób klientem strategicznym to prawi- dłowa droga do

Zimbardo believes that some kind of education could create heroes and neutralize the Lucifer Effect, but does not give any good reason in order to justify his point of view..

Dobry prawnik, człowiek wielkiej prawości, o silnym poczuciu społecznym, był wysoko ceniony przez kolegów, którzy przed wojną kilkakrotnie powoływali go w