• Nie Znaleziono Wyników

Czy gatunki i konwencje ewoluują (dzisiaj)?

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Czy gatunki i konwencje ewoluują (dzisiaj)?"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Krzysztof Uniłowski

Czy gatunki i konwencje ewoluują

(dzisiaj)?

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (129), 52-63

2011

(2)

52

Czy gatunki i konwencje ewoluują (dzisiaj)?

Historyczność gatunku

Istn ieje łatw o uchw ytna sprzeczność m iędzy pojęciem g atu n k u oraz h istorycz­ nym c h a rak te re m zjaw isk, akcentującym ich p rocesualność, dynam ikę, czasowość, zm ienność. Pojęcie g atu n k u , zu p e łn ie na odw rót, k ieru je bow iem naszą uwagę k u cechom stałym , niezbyw alnym , konstytutyw nym p rzynajm niej dla tej cząstki toż­ sam ości obiektu, któ ra wiąże się z jego przynależnością do jakiejś szerszej klasy, g ru p y czy zbioru. W ym owne, że K arol D arw in dość n ieu fn ie traktow ał ów k luczo­ wy dla swojej rozpraw y te rm in . K łopot polegał na tym , że „pojęcie to [pojęcie g atu n k u - przyp. K.U.] zaw iera w sobie n iezn an y czynnik oddzielnego ak tu stwo­ rz e n ia ” 1, co m usiało w praw iać w zak łopotanie przy ro d n ik a w ystępującego z te o ­ rią ew olucjonistyczną.

Jak sądzę, za kłopotanie D arw ina nie w ynikało w yłącznie z kulturow ego przy­ zw yczajenia, sk u tk iem którego skłonni jesteśm y postrzegać g atu n ek jako coś okre­ ślonego i stałego. Zw róćm y uwagę, D arw in tw ierdził, że m otyw czy też elem ent kreacjonistyczny nie daje się wyrugować z naszego pojęcia. Z g atu n k am i jest b o ­ w iem zup ełn ie jak z ciążą - albo są, albo ich nie m a, tertium non datur. Albo jakiś elem ent należy do zbioru, rep rez en tu je klasę czy grupę, albo nie należy i jej nie rep rezen tu je. Pojęcie g a tu n k u zakłada n iep rzek raczaln ą granicę m iędzy tym , co

K. D a rw in O pochodzeniu gatunków drogą doboru naturalnego czyli o u trzym yw a n iu się

doskonalszych ras w walce o byt [1859], p rz e d m . i k o m e n t. J. W e in e r, p rz e l. Sz.

D ic k s te in , J. N u s b a u m , o p ra c . J. P o p io łe k , M . Y a m a z a k i, w yd. 3, W y d a w n ic tw o UW , W a rsz a w a 2009, s. 50. D a le j c y ta ty lo k a liz u ję w te k śc ie , o z n a c z a ją c je sk ró te m D .

(3)

się w n im m ieści, a całą resztą, któ ra pozostaje poza jego obrębem . I jakkolw iek w ram ach danego g a tu n k u m ożem y w yróżnić dow olną liczbę odm ian, chociaż m o­ żem y w skazać zjaw iska p ośrednie, graniczne, nie znaczy to, że tym sam ym zaw ie­ szam y działanie zasady dem arkacji. Spraw iam y jedynie, że zasada p odziału, któ rą operujem y, będzie b ardziej su b teln a i złożona, zam ien i się w cały system różnic. Bez w zględu na to, czy m am y do czynienia z jed n ą zasadą, czy też ze skom pliko­ w anym system em praw nym - dem arkacja działa jako reguła p ry m arn a w zględem segregow anych przez n ią historycznych i em pirycznych jednostek. M om ent id e n ­ tyfikacji, w któ ry m rozpoznajem y gatunkow ą przynależność obiektu, te n „cudow ­ n y ” m om ent ak tu aliza cji transh isto ry czn ej zasady, to m om ent epifaniczny, obja­ w ienie praw a, któ re p o rząd k u je dzieje, lecz sam o do n ic h nie należy.

G atu n ek pojęty jako rodzaj (genos, gens, genus, genre) odnosi się do sta n u n a tu ­ ralnego, do pew nego p rap o d z ia łu czy p raro zd zielen ia, które było rów noznaczne stw orzeniu. C ho d zi o pierw o tn y pod ział, jaki uprzed za w szelkie różnice, bo te pojaw ią się dopiero na jego mocy. U m ożliw ia on, ale też poprzedza w szelką wy­ m ianę i kom unikację. Z kolei g atu n k i pojęte jako species służą takso n o m ii i klasy­ fikacji stw orzenia. Ich podstaw ow y w ym iar nie jest już zw iązany z kosm ologią, lecz z polityką i ekonom ią. System species reguluje szczegółowe zasady oraz w arunki w ym iany i kom unikacji. N iem n iej, m otyw kreacjonistyczny będzie w yraźny rów­ nież w tym w ypadku. System species odw ołuje się zazwyczaj do figury Prawodawcy, F u n d ato ra, O jca-Założyciela, słowem - a u to ry tetu , k tó ry ustanow ił i określił zasa­ dy taksonom ii. K rótko m ówiąc, zróżnicow anie rodzajow e odpow iadałoby sposo­ bom m ów ienia-działania, rozm aitym m odułom czy operatorom , podczas gdy ga- tunki-species składałyby się na dyscyplinujący system , którego wzorcową postacią będzie dążący do k om pletności spis, rejestr, katalog.

Jak jed n ak w iadom o, K arol D arw in wyw odził species n ie z jakiegoś u stan aw ia­ jącego ak tu , lecz z długiego procesu selekcji. N ie prow adziło to wcale - jak m ożna by podejrzew ać - do n a tu ra liz a c ji h isto rii (taki b łą d p o p ełn iali zwykle jego n aśla­ dowcy, którzy usiłow ali teorię ew olucji przenieść w dziedzinę n au k społecznych czy filologicznych). Spraw y m iały się zu p e łn ie inaczej: D arw in dow odził, że sama n a tu ra jest zjaw iskiem historycznym . W dw ojakim sensie. Po pierw sze, okazało się, że n a tu ra m a swoją h isto rię, a h isto rię tę m ożna i należy badać (początki p ale­ ontologii). Po drugie, h isto ria gatunków była regulow ana przez te sam e praw a co w szelka h isto ria, na czele z praw em w alki o byt. W szelako naw et w ram ach ta k ie­ go ujęcia w ciąż jeszcze m om ent k reacjonistyczny nie został u su n ię ty bez reszty. O tw arte bow iem pozostaw ało p y tan ie o to, w jaki sposób i od kiedy coś, co jeszcze nie jest g a tu n k iem X, przeistacza się w egzem plarz tegoż gatu n k u . Sam m om ent takiej p rze m ian y wciąż jawił się jako cudowny, jako chw ila, któ ra wym aga in te r­ w encji jeśli nie sam ego Stwórcy, to przy n ajm n iej jakiegoś „przetw órcy” . K rótko m ów iąc, objawiła się z całą m ocą a r b i t r a l n o ś ć w szelkich podziałów g a tu n ­ kowych, której nie da się pogodzić z ciągłością i niedefinityw nością procesów h i­ storycznych. N ied alek o stą d do F ryderyka N ietzschego, k tó ry pojęcie g atu n k u zaliczył do w ątpliw ych (bo n iedających się logicznie uzasadnić) pojęć ogólnych:

53

(4)

5

4

A b s tra h o w a n ie o d c z y n n ik a je d n o stk o w e g o i rz e c z y w iste g o d o s ta rc z a n a m p o ję c ia , ta k ja k d o s ta rc z a form y, g d y ty m c z a se m n a tu r a n ie z n a a n i fo rm , a n i p o ję ć , a w ięc ż a d n y c h te ż g a tu n k ó w , lecz ty lk o n ie d o s tę p n e n a m i n ie d e fin io w a ln e X , ta k ż e n a s z a o p o z y c ja je d ­ n o stk i i g a tu n k u je s t a n tr o p o m o rf ic z n a i n ie p o c h o d z i o d is to ty p o sz c z e g ó ln y c h rzeczy, c h o ć n ie w a ż y m y się rzec, iż jej n ie o d p o w ia d a : b y ła b y to b o w ie m d o g m a ty c z n a teza, a ja k o ta k a ró w n ie n ie d o w ie d ln a ja k jej p rz e c iw ie ń s tw o .2

N ie znaczy to oczywiście, że N ietzsche odrzucał pojęcie g atu n k u . M yśliciel p o dkreślał po p ro stu , że w p rzy p a d k u g a tu n k u oraz w szelkich innych pojęć ogól­ nych kw estia odniesienia do rzeczyw istości nie m a nic do rzeczy. Z atem pytanie, czy g atu n k i n apraw dę istn ieją, jest źle postaw ione, poniew aż prow adzi donikąd. W łaściw e pytanie dotyczyłoby raczej użyteczności, skuteczności operacyjnej p o ­ jęć ogólnych, k tórym i się posługujem y. Tak otw ierałaby się perspektyw a p rag m a­ tyczna w refleksji genologicznej, skupiająca się na rozm aitych funkcjach odwoła­ n ia do k ategorii g atu n k u (np. w zw iązku z p y ta n iem o ich w artość heurystyczną, dyscyplinującą, h ierarch izu jącą). W o d n iesien iu do lite ra tu ry m ów ilibyśm y o p o ­ dziale gatunkow ym jako zasadzie d elim itacji i porządkow ania pola literackiego, w szelkie n aru szen ia i zakłócenia tego p o d ziału uznając za działan ia zm ierzające do rep a rty c ji lub p rzekształcenia pola, a więc - działan ia w ram ach w alki o hege­ m onię.

W sposób szczególnie jaskraw y, b lis k i w ręcz a u to iro n ii, p rag m a ty cz n e p o j­ m ow anie g a tu n k u doszło do głosu w d efin icji lite ra tu ry science fiction p rzy p isy ­ w anej D am onow i K nightow i: „ L ite ra tu rą s f jest to, co nazyw am lite ra tu r ą sf”. Jak w iadom o, na D am o n a K n ig h ta pow ołał się A ndrzej Sapkow ski, pisząc o lite ­ ra tu rz e fantasy:

D o n a z w a n ia fa n ta sy p o słu ż ę się p a r a f ra z ą d e f in ic ji, k tó re j z n a n y p is a rz - f a n ta s ta D a m o n K n ig h t u ż y ł w o d n ie s ie n iu d o SF. D a m o n K n ig h t za S F u z n a ł to w sz y stk o , n a co w s k a z u ­ je p a lc e m , g d y m ów i: „O to je s t S F ”. P ra w d a , że m iła to i b e z p r e te n s jo n a ln a d e fin ic ja ? Z e b y je d n a k n ie p o w ta rz a ć ja k p a p u g a , m o ją d e f in ic ję fa n ta sy z m o d y fik u ję lek k o . F a n ta ­

sy je s t to, co o p a tr z o n o e ty k ie tą z n a p is e m : „ f a n ta s y ” . Je śli n a g rz b ie c ie k sią ż k i, u sa m ej

góry, tu ż p o d logo d o m u w y d a w n ic z e g o fig u ru je m a ły m i lite rk a m i „ f a n ta s y ” - to d a n a k sią ż k a n a le ż y d o g a tu n k u fa n ta sy .3

„D efin icje” K nighta i Sapkow skiego były m iędzy in n y m i k p in ą z tych prób określenia g atu n k u , które m ają ch a ra k te r opisowy i polegają na w yliczeniu w łas­ ności uznanych za w spólne dla w szystkich jednostek w łączonych w poczet danej grupy. N ie sposób p rzy tym uznać ich za p roste p rzykłady d efinicji ostensywnych. K night operow ał pozorną tautologią, kładąc akcent na sam akt d efin io w a n ia/n a­ zyw ania i podkreślając, że każda definicja m a c h a ra k te r arbitralny. Sapkow ski

2 F. N ie tz s c h e O p ra w d zie i kłam stw ie w pozam oralnym sensie, w: te g o ż P ism a pozostałe

1862-1875, p rz e ł. B. B a ra n , In te r-E s s e , K ra k ó w 1993, s. 188-189.

3 A. S a p k o w sk i R ękopis znaleziony w sm oczej jaskini. K om pendium w ied zy o literaturze

(5)

uczynił coś więcej. Otóż zw rócił on uwagę na in sty tu cjo n aln y aspekt procesu n a d a ­ w ania gatunkow ej tożsam ości. O kazało się, że do g a tu n k u należy to w szystko, co in stytucja spraw ująca n adzór (w danym w ypadku - w ydaw nictw o prow adzące se­ rię lite ra tu ry fantasy) uzna za p rzynależne do niego. R ozstrzygnięcia genologicz- ne są przyw ilejem władzy. A jeżeli - jak to się dzieje w spółcześnie - oficyny w yspe­ cjalizow ane w lite ra tu rz e fan tasy w prow adzają w obręb w łaściw ych serii utw ory bliskie konw encji h o rro ru albo ro m an su historycznego, to tym sam ym rozszerzają (przynajm niej potencjalnie) zakres pojęcia fantasy, pow iększając przy okazji sferę w łasnych wpływów.

To, co k łopotliw e w ra m a c h takiego w łaśnie „prag m aty czn eg o ” ro zu m ien ia w szelkich podziałów gatunkow ych, nie w iąże się - w brew pozorom - z ich do­ m n ie m a n ą dow olnością. W ostatecznym ra c h u n k u swoboda dokonyw anych po ­ działów okazuje się bow iem w zględna, zaś arb iter zawsze m u si się liczyć z decy­ zjam i podejm ow anym i przez innych uczestników rozgrywki. Rzecz raczej w tym , że w ram a ch takiego ujęcia klasyfikow ane obiekty okazują się dość przypadkow y­ m i (w ym iennym i) p rzed m io tam i ryw alizacji o praw o do porządkow ania pola. T ym ­ czasem K arol D arw in - p rzy p o m n ijm y - p odkreślał, że istn ieją dw ojakiego ro d za­ ju czynniki rozstrzygające o tym , że g atu n k i podlegają zm ianom . Pierw szy ich ro ­ dzaj był zw iązany z u w arunkow aniam i zew nętrznym i, d ru g i zaś - z „ c h arak terem ” (D, s. 22) czy „ n a tu rą ” (D, s. 24) sam ych organizm ów , k tóre podlegają zm ianom na m ocy jakiejś w ew nętrznej konieczności. Co w ięcej, to w łaśnie te n d ru g i rodzaj czynników zm ianotw órczych D arw in skłonny był uznać za rozstrzygający, a to „dlatego, że odm iany praw ie zu p e łn ie podobne pow stają n iek ied y p o d w pływem w arunków , o ile sądzić m ożna, różnych, i z drugiej strony, że odm iany niep o d o b ­ n e p o w sta ją p o d w p ły w em w a ru n k ó w , ja k się z d a je , n ie m a l je d n a k o w y c h ” (D, s. 22).

To istotny m om ent D arw inow skiej teorii: ewolucja - w jego u jęciu - była ra ­ czej w ew nątrzsterow na, nie zew nątrzsterow na. Trzeba by oczywiście w yjaśnić, co takiego spraw ia, że g a tu n k i zm ien iają się niejako sam e przez się, że dążenie do zm iany w ynika z ich „c h a ra k te ru ” czy „ n a tu ry ”, zwłaszcza jeśli w ykluczylibyśm y tę ew entualność, iż chodzi tu o działan ie jakiegoś p ierw iastka m etafizycznego (na przy k ład w ynikającego z idei p redestynacji). Z odpow iedzią na to p y tan ie na razie się jed n ak w strzym am , podobnie jak z w yjaśnieniem , na jakich w aru n k ach zm ia­ na jednostkow a p rzechodzi w zm ianę gatunkow ą. P óki co zauważmy, że kon cep ­ cja, zgodnie z k tó rą ch a rak te r rozstrzygający m ają zm iany będące, sk u tk iem uw a­ ru n k o w ań w ew nętrznych, w ynikiem czegoś w ro d zaju autoprogram ow ania, sp ra­ wia, że ujęcie pragm atyczne okazuje się niew ystarczające.

P rzyjm ując, że g atu n ek podlega n ie u sta n n y m zm ianom , D arw in uczynił zeń zjaw isko stricte historyczne. Co w ięcej, by zachować konsekw encję, p rzy ro d n ik zrezygnow ał z przedstaw ienia g a tu n k u jako kateg o rii nad rzęd n ej, sum arycznego zb io ru jego historycznych odm ian. Relacja m iędzy jednostką rzę d u wyższego (tj. g atunkiem ) i niższego (tj. odm ianą) została bow iem przez D arw ina zdeh ierarch i- zowana i zdekonstruow ana. Z am iast do m in acji pojęcia ogólniejszego, któ re było­

55

(6)

5

6

by uobecniane przez swą egzem plifikację, m am y tu coś na kształt w zajem nego za p o śred n ic ze n ia g a tu n k u w o d m ia n ie , ale rów nież o d m ia n y w g a tu n k u . Pisał D arw in:

...n i e m a ż a d n e g o p e w n e g o k r y te riu m , p rz y p o m o c y k tó re g o m o ż n a b y d e fin io w a ć fo rm y z m ie n n e , fo rm y m ie jsc o w e , p o d g a tu n k i i g a tu n k i ty p o w e.

K ie d y p r z e d w ie lu la ty sa m p o ró w n y w a łe m i w id z ia łe m , ja k i n n i p o ró w n u ją p ta k i z ro z m a ity c h p o b lis k ic h w y sp a r c h ip e la g u G a la p a g o s , [...] b a rd z o b y łe m z d z iw io n y w i­ d z ą c , ja k n ie s ta ła i d o w o ln a je s t g ra n ic a p o m ię d z y g a tu n k a m i i o d m ia n a m i. (D , s. 55)

B rak kryteriów, a raczej ich mnogość i heterogeniczność spraw iają, że granica - ta sam a, któ ra w ram ach genologicznych podziałów pow inna być n ie p rz ek rac za l­ na - zdaje się „niestała i dow olna”. Za szczególnie p roblem atyczne uznał D arw in rozróżnienie m iędzy g atu n k iem i odm ianą (zob. D , s. 56). A poniew aż istn ien ie zostało tu nieodłącznie pow iązane z generow aniem różnic i odm ian, pojaw ił się p ro b lem z rozstrzygnięciem , które z tych różnic stanow iłyby o o d m ienności ga­ tunkow ej. W szelako procesy zm ianotw órcze p o stęp u ją w zm iennym tem p ie i w róż­ nej skali - dlatego jako osobne g a tu n k i m ożna było w yróżnić te odm iany, które cechuje (zawsze w zględna) stabilność. O statecznie D arw in uznał g atu n k i „ t y l k o za w ybitne i dobrze określone o d m ia n y ” (D, s. 62 - podkr. K.U.). N ie istn iała więc dla niego różnica stopnia (różnica jakościowa) m iędzy g atu n k iem a odm ianą. G a­ tu n e k jawił się po p ro stu jako szczególny przy p ad ek odm iany, k tó ry w yróżniał się trw ałością (oczywiście relatyw ną) oraz w y r a z i s t ą (co stanow iło jakość su b iek ­ tyw ną, zależną od obserw atora) odm iennością.

Taka koncepcja przyniosła dw ie korzyści. Po pierw sze, D arw in p o d trzy m ał swoją w izję historiozoficzną o p artą na idei ciągłych, drobnych, lecz n ie u ch ro n n ie p ostępujących zm ian. Jeśli bow iem g atu n ek wytw arza swoje odm iany, to jedno­ cześnie one - w sprzyjających okolicznościach - w ytw arzają nowy gatunek. Taka zaś w izja - co stanow i d rugą korzyść - m ogła się obyć bez założenia, że gatu n ek dąży do realizacji jakiejś idealnej, wzorcowej form y w pisanej w jego p ro g ra m ewo­ lucyjny. Z m ian y w edług D arw ina m iały ch a rak te r losowy i jakkolw iek przy ro d n ik p isał o doborze jako „stopniow ym procesie doskonalenia drogą przypadkow ego p rzetrw an ia najlepszych osobników ” (D, s. 43), to jed n ak ów proces zawsze okazy­ wał się względny, okazywał się d oskonaleniem z p u n k tu w idzenia a k t u a l n y c h w arunków i potrzeb, a nie z p u n k tu w idzenia w ew nętrznego czy zew nętrznego te-

los. G dyby w aru n k i i p otrzeby uległy zm ian ie, wówczas nabyte w cześniej w łaści­

wości m ogłyby się okazać czy n n ik am i h am u jąc y m i czy obciążającym i. N ie ma bow iem innych gatunków niż takie, które w łaśnie pow stają, w chodzą w fazę roz­ k w itu lub zanikają. N ie m a innych gatunków niż historyczne.

W stosow nym rozdziale swojej Teorii literatury A u stin W arren i René W ellek p isa li o d ziejach g a tu n k u jako następ u jący ch po sobie etap ach dochodzenia do idealnej czy modelowej postaci (okres w zrastania) oraz odchylania się od niej (okres zanik an ia). Jak jednak pam iętam y, teoretyczny m odel rozw oju g atu n k u literac­ kiego u tych badaczy stał się krytycznym p u n k te m w yjścia dla koncepcji „krzyżo­

(7)

w ania się p o sta ci g atu n k o w y c h ”, p rzed staw io n ej p rzez Ire n e u sz a O packiego4. M odel zaproponow any przez W arrena i W elleka został zaś odrzucony z tego p o ­ w odu, że stw arzał jedynie pozory historycznego ujęcia: „N iech nie łu d zi dy n am i­ ka «narastania» i «zanikania» - p rzestrzegał O packi - [...] to dynam ika pozorna. U jej podstaw leży bow iem statyczny w zorzec «odniesienia»”5, czyli w łaśnie to, co W arren i W ellek u zn ali za „postać id e aln ą” . Czy dokonana przez O packiego ko ­ rek ta pozw oliła przedstaw ić w p ełn i historyczne ujęcie ew olucji gatunkow ej w p o ­ ezji i szerzej - w literaturze? Jeśli chcem y udzielić odpow iedzi tw ierdzącej, to w arto - jak sądzę - poczynić na w stępie dwie uwagi. Po pierw sze, koncepcja „krzyżow a­ nia się p ostaci gatunkow ych” nie była wcale uprzyw ilejow aną, a tym b ardziej wy­ łączną fo rm u łą ewolucji. O packi w spom inał o co najm n iej trzech „postaciach” czy też „w ariantach” ew olucji w poezji, w śród których w ym ieniał n ajp ierw „tw orzenie z u p e łn ie now ych elem entów języka p o ez ji”, dalej - „m odyfikację znaczeniow ą dotychczasow ych elem entów p o e ty k i”, b y do p iero w trzeciej k o lejności mówić o „w prow adzaniu w obręb jednego n u r tu gatunkow ego elem entów przysługujących pew nym określonym historycznie w zorcom innych g atunków ”6, choć to w łaśnie tej trzeciej z w yróżnionych „postaci” pośw ięcił zasadniczą część swojego stu d iu m . Po drugie, tru d n o byłoby podtrzym yw ać w izję h isto rii o p artą w yłącznie na po ję­ ciu ewolucyjnej ciągłości. W jej obrębie pow inno znaleźć się m iejsce na nagłe k a­ tastrofy, ale rów nież - nieum otyw ow ane (z p u n k tu w idzenia obow iązującego do­ tą d układu) naw roty, przejścia fazowe, uskoki i cięcia. N ie spieszm y się j e d n a k .

Krytyka jako hodowla

P rzeprow adzając paralelę m iędzy teorią ew olucji a funkcjonow aniem g atu n ­ ków literack ich , m u sim y p am iętać, że b ardziej odpow iednia dla naszych potrzeb będzie koncepcja doboru hodow lanego an iżeli doboru naturalnego. Różnica m ię­ dzy n im i sprow adza się do dwóch kwestii. Po pierw sze, dobór hodow lany jest sztucz­ ną stym ulacją, co oznacza m iędzy in n y m i dążenie do in tensyfikacji tem pa zm ian. Po drugie, ewolucja jest tu ta j nakierow ana nie na p otrzeby hodow anego g atu n k u , ale na p otrzeby hodowcy. Co szczególnie ciekawe, w u jęciu D arw ina sukcesy h o ­ dow lane szły w parze z doskonaleniem p otrzeb sam ego odbiorcy. Były to zaś p rzede w szystkim p o t r z e b y s m a k u . W edług D arw ina:

P o p rz e z [...] d o b ó r i s ta ra n n y tr e n in g a n g ie ls k ie k o n ie w y ścig o w e p rz e w y ż sz y ły sw o ic h a r a b s k ic h p rz o d k ó w sz y b k o śc ią b ie g u i w z ro s te m [...]. L o rd S p e n c e r i i n n i w y k a z a li, o ile p o w ię k sz y ła się w a g a i o ile w c z e śn ie j n a s tę p u je d o jrz a ło ś ć u b y d ła a n g ie ls k ie g o w p o ­ r ó w n a n iu z r a s a m i d a w n ie j h o d o w a n y m i. ( D , s. 4 2 )

4 Z o b . I. O p a c k i K rzyżo w a n ie się postaci gatunkow ych ja ko w y zn a c zn ik ewolucji p o ezji, w: Problemy teorii literatury, s. 1, Prace z la t 1947-1964, w yb. H . M a rk ie w ic z , w yd. 2, Z a k ła d N a ro d o w y im . O s so liń sk ic h , W ro c la w 1987.

5 T a m ż e , s. 140.

(8)

5

8

N ie inaczej było z sukcesam i w d ziedzinie b o taniki:

c o ra z w ię k sz e i p ię k n ie js z e s ta ją się k w ia ty r o z m a ity c h o d m ia n b r a tk a , róży, p e la rg o n ii, g e o rg in ii i in n y c h r o ś lin w p o r ó w n a n iu z d a w n ie js z y m i o d m ia n a m i i ic h f o rm a m i w yj­ śc io w y m i. N ik o m u n a m y śl n ie p rz y jd z ie , a b y m o ż n a o trz y m a ć w y b o ro w y b r a te k lu b g e o rg in ię z n a s ie n ia d z ik ie j ro ślin y . N ik t te ż n ie sp o d z ie w a się, a b y z n a s ie n ia d z ik ie j g r u sz y m o ż n a b y ło o trz y m a ć d rz e w o d a ją c e w y b o ro w e so c zy ste g ru s z k i [ ...] . C h o c ia ż g ru sz e h o d o w a n o ju ż w c z a s a c h sta ro ż y tn y c h , je d n a k ż e z o p isó w P lin iu s z a m o ż n a są­ d z ić , że d a w a ły o n e ow oce g o rszeg o g a tu n k u . ( D , s. 4 3 )

P ostępy hodow lane pozw alały na sp e łn ia n ie coraz b ardziej w yrafinow anych w ym agań. Śmigłość angielskich koni nie była przecież w ażna z p u n k tu w idzenia tra n sp o rtu an i naw et skuteczności kaw aleryjskich szarż, lecz służyła sukcesom sportow ym . N ależała więc do rzę d u dóbr luksusow ych. W alory bezsprzecznie uży t­ kowe przyniosła bodaj tylko hodow la now ych od m ian bydła, choć przedłożony przez D arw ina opis p o dkreślał rów nież w artość estetyczną nowej rasy. Jak m ogli­ śm y przeczytać, nowe o dm iany cechow ały się w iększą m asą ciała, a więc dawały więcej m ięsa, szybciej osiągały dojrzałość, szybciej się rozm nażały, lecz poza tym w szystkim - zdaw ały się także o ileż bard ziej dostojne od swoich rachitycznych, p rym ityw nych krew nych. W w ypadku ogrodnictw a i sadow nictw a dążenie do uzy­ skania w alorów estetycznych i sm akow ych zaznaczyło się jeszcze w yraźniej.

C harakterystyczne, że D arw in u m niejszał znaczenie czynnika ekonom icznego w hodow li. N ie chodziło tu ta j o m aksym alizację zysku poprzez um asow ienie p ro ­ dukcji, zan iżen ie jakości czy redukcję kosztów. Bo jakkolw iek hodow la służyła celom u ty litarn y m , to jednocześnie p otrzeby ulegały w y subtelnieniu. Tym sam ym zaczynała ona przypom inać szlachetną, arystokratyczną rozrywkę, w ram ach k tó ­ rej zasada d oskonalenia g a tu n k u stopniow o a u to n o m iz u je się, stając się celem sam ym w sobie.

H odow la u D arw ina zasadzała się na u m iejętn y m kum u lo w an iu dośw iadczeń, które były na nowo ukierunkow ane. Czytam y: „cała waga doboru opiera się na g ro m ad zen iu w pew nym k ie ru n k u i w ciągu w ielu pokoleń drobnych zm ian, abso­ lu tn ie n iedostrzegalnych dla niew praw nego oka ró żn ic” (D, s. 40). Hodow ca se­ lekcjonuje pow stające przypadkow o w obrębie stada zm iany, w ybierając spośród n ic h te, które w ydają m u się pożądane. A poniew aż chodzi o d robne czy wręcz n iem al n iedostrzegalne różnice, to p otrzebna jest „bystrość oka i sądu, aby stać się zręcznym hodow cą” (tam że). Bystrość oka jest niezbędna, by dostrzec zm ianę tam , gdzie nie dojrzy jej laik albo m niej u zdolniony kolega. Z kolei bystrość sądu oka­ zuje się w ym agana po to, aby w łaściwie ocenić dostrzeżoną m utację.

D obrze - ale jakie k ry te riu m oceny w chodzi tu w grę? Oczywiście, zm ianę oce­ n iam y z p u n k tu w idzenia korzyści hodow lanych oraz w łasnych potrzeb, b ęd ą to je d n ak k ry teria lokalne i doraźne. Istn ie je je d n ak także in n a m ożliw ość. O tóż D arw in cytuje lorda S om m erville’a, który „w spom inając o tym , co zrobili hodow ­ cy w d ziedzinie hodow li owiec, mówi: «Zdaje się, jakoby z góry narysow ano d o ­ skonałą form ę i n astęp n ie nad an o jej życie»” (D, s. 39). E x post dzieje hodow li

(9)

owiec w ydają się u k ie ru n k o w a n e na osiągnięcie z góry zakładanego celu. Jeśli w eźm ie się po d uwagę rez u ltat, to każdy w cześniejszy krok okazuje się konieczny i zaplanow any, jak gdyby pokolenia hodow ców św iadom ie dążyły w jednym , wcze­ śniej obranym k ie ru n k u . W iem y jednak, że to złudzenie. Hodowcy bow iem „nie m ogli ani oczekiwać, an i też p ragnąć rezultatów , któ re o trzym ano” (D, s. 43). Po p ro stu kojarzyli oni ze sobą w ybrane, najb ard ziej dorodne okazy, nieśw iadom ie przyczyniając się do m odyfikacji g atu n k u , polegających choćby na tym , że pożą­ dane cechy jednostkow e upow szechniały się w kolejnych generacjach, zaś sk u t­ kiem korelacji jedne zm iany pociągały za sobą inne, w cześniej n iezakładane. N ie dążono bow iem wcale do uzyskania nowej odm iany czy g atu n k u , a chciano jedy­ nie zwiększyć pogłow ie okazów z korzystnym i cecham i. Istn ie ją w szakże hodowcy w ybitni czy też „znak o m ici”, którzy „starają się za pom ocą system atycznego dobo­ ru , m ając określony cel na oku, wytworzyć nowy szczep lub p o d rasę” (D, s. 42).

„Z nak o m ity ch hodow ców ” w yróżnia dar ekstrapolacji. U m ieją oni z jednej, a w d o d atk u ledwie zarysowującej się zm iany wysnuć koncepcję zup ełn ie nowego „szczepu lub p o d rasy ” . Inaczej m ów iąc, dostrzegają m ożliw ość rozwojową g a tu n ­ k u tam , gdzie in n i nie w idzą nic szczególnego. P otrafią rów nież w sposób n a jz u ­ pełniej św iadom y ukierunkow ać bieg ew olucji w edług założonego pro g ram u , jak­ kolw iek m oże się okazać, że p ro g ra m te n będzie w ym agał licznych korekt, zaś rez u ltaty jego realizacji i ta k będ ą niespodziew ane. W te n sposób hodow la n a b ie ­ ra cech genetycznego eksp ery m en tu , a jednocześnie - w tym sam ym p u n k cie - najb ard ziej zbliża się do krytyki. Zwłaszcza takiej krytyki, która ocenia d okona­ nia literack ie czy artystyczne przez p ryzm at zarysow ujących się m ożliwości. K ry­ tyki afirm ującej ru c h i zm ianę, zabiegającej o m iejsce dla tych te n d en c ji, które j e s z c z e nie doszły do głosu. K rytyki będącej p r o j e k t e m literatury. K rytyki podobnej do tej, jakiej dom agał się S tanisław Brzozowski i jaką usiłow ali podjąć jego następcy, szukający niezn an y ch arcydzieł:

Z a d a n ie k ry ty k i z o s ta je p rz e z to o k re ślo n e : re p re z e n tu je o n a zaw sze p ra w a p rz y sz ło śc i, u k a z u je , że to, co lu d z k o ś ć p r z y jm u je ja k o d a n ą , g o to w ą [...] rz e c z y w isto ść , je s t zaw sze ty lk o w y n ik ie m d o ty c h c z a so w e j p racy , p e w n ą z a k r z e p łą i s tw a rd n ia łą fo rm ą . K ry ty k a n ie d o p u sz c z a , a b y z a k rz e p n ię c ie , s tw a rd n ie n ie sta ło się o sta te c z n y m . [...] Z a d a n ie w y ­ w a lc z e n ia p ra w d la n ie is tn ie ją c e j je szcze p rz y sz ło ś c i - w a ż n y m je s t d la te o re ty c z n e g o w y ja ś n ie n ia so b ie p o d sta w k ry ty k i.7

Oczywiście, w u jęciu Brzozowskiego krytyka nie była w yłącznie eksperym en­ ta ln ą hodow lą, la b o ra to riu m now ych form , przew aga zaś „nowego” n a d „stary m ” nie sprow adzała się do sam ego tylko a tu tu nowości. N ie m oże być tu rów nież mowy o pew nym arystokratycznym rysie, w łaściw ym dla D arw inow skiego pojm ow ania hodow li; angielski p rzy ro d n ik przem aw iał bow iem z m iejsca, w którym drogi k u l­ tu ry i ag ro k u ltu ry jeszcze nie rozeszły się w sposób ostateczny. Brzozowski, chcąc zerwać z alienacją k u ltu ry i alienacją pracy, zakładał m ożliwość ich ponow nego

7 S. B rz o z o w sk i Współczesna powies'c i krytyka , w s tę p T. B u re k , W y d a w n ic tw o

(10)

0

9

zejścia, choć już n ie w form ie arystokratycznego sportu, lecz codziennego, znojne­ go tru d u . C hodziło m u więc o twórczość i pracę ro zu m ian e jako pom ost m iędzy poten cjaln y m i aktualnym , m ożliw ym i realnym , przyszłym i teraźniejszym . K ry­ tyk odgryw ał tu ta j rolę akuszera, ale był rów nież w spółspraw cą, u cz estn ik ie m zm iany. Stąd m esjański patos i znój nieustający ch korekt. A także ekstaza samo- stw arzania: w ew olucji św iata ludzkość m iała rozpoznać sam ą siebie.

„Drobna zmiana” albo pastisz

Z ap a m ię tajm y tę lekcję: w szystkie W ielkie P rojekta W ielkiej L ite ra tu ry za­ wsze pow stają na fu n d am en cie „drobnej zm ian y ” czy też „niedostrzegalnej dla niew praw nego oka ró żn icy ” . D la K arola D arw ina m ech an izm pow staw ania zm ian i różnic nie był jasny. U czony zakładał tylko, że w ykształcają się one najczęściej p o d w pływ em czynników w ew nętrznych, że n astęp u ją n iejako sam e z siebie. N am łatw iej w skazać siłę spraw czą tych m utacji: w przyrodzie nie w ystępuje idealna sym etria, dlatego naw et te c h n ik i klonow ania n ie pozw alają na w ytw orzenie id e al­ nych re p lik pierw ow zoru. W brew pozorom rów nież technologia cyfrowa (choćby za spraw ą tzw. jittera) nie um ożliw ia w ykonania kopii, któ re byłyby n ie o d ró ż n ial­ ne od oryginału.

My, literac i, m oglibyśm y wezwać na św iadka Jorge L uisa Borgesa, twórcę opo­ w iadania Pierre M enard, autor „Don K ichota”. Jak pam iętam y, M e m ard na nowo n ap isał (bo w cale nie przepisał) Don Kichota, ale choć jego tekst an i trochę nie różnił się od te k stu C ervantesa, to porów nanie obu utw orów wykazało, że znaczą one coś zup ełn ie innego, albow iem pojaw iły się w zu p e łn ie różnych kontekstach, w in n y m otoczeniu kultu ro w y m i o d m iennym p o lu literackim . P am iętam y rów ­ nież, że opow iadanie Borgesa było p u n k te m w yjścia dla Johna B artha i jego p ro ­ je k tu lite ra tu ry przekraczającej kryzys awangardy. Z am iast triu m faln eg o p ocho­ du coraz to now ych odm ian, form , prądów , konw encji, B arth zaproponow ał lite ra ­ tu rę jako św iadom e pow tórzenie siebie, lite ra tu rę przed staw iającą (ironicznie) swoje w łasne „w yczerpanie” . L inda H u tch e o n pow iedziałaby w tym m iejscu o „po­ w tórzeniu z krytycznym dystansem ”8, dystansem wobec pierw ow zoru, ale też wo­ bec sam ego siebie.

Tak więc Jo h n B arth w Bakunowym faktorze pow tórzył (po swojemu) H e n ry ’ego Fieldinga. Paweł H uelle nie okazał się gorszy i w Mercedes-Benzie pow tórzył (po swojemu) Wieczorną lekcję jazdy B ohum ila H rabala, by n astęp n ie wystąpić z preque- lem Czarodziejskiej góry Tomasza M anna. M anuela G retkowska napisała swoją wersję

Gry w klasy i ogłosiła ją po d ty tu łem Tarot paryski, a Olga T okarczuk przedstaw iła

w łasną odsłonę S tu lat samotności (m am na m yśli, rzecz jasna, Prawiek i inne czasy). P iotr S iem ion n ap isał nowe J a k wam się podoba W illiam a Szekspira, Stefan C hw in

Z o b . L. H u tc h e o n Teoria parodii. L ekcja sztu k i X X w ie k u , p rz e ł. A. W o jta n o w sk a , W. W o jto w icz, w s tę p W. W o jto w icz, O fic y n a W y d a w n ic z a A tu t - W ro c ła w sk ie W y d a w n ic tw o O św ia to w e , W ro c ła w 2007.

(11)

chciałby pow tórzyć Tom asza M anna i F iodora D ostojew skiego (najlepiej za jed­ nym zam achem ). D aw id B ieńkow ski stw orzył nową Lalkę, W ojciech K uczok po w ielokroć usiłow ał p rzepisać W itolda G om browicza, zaś Jacek D eh n e l przep isał po sw ojem u Balzaka. Im ię tych, którzy p rze p isu ją rom anse aw anturnicze, p ikare- ski, pow ieści dla m łodzieży, k ry m in a ły i fan tasty k ę, b rz m i legion. P rzem ysław C z ap liń sk i zauw ażył zgryźliw ie, że w najnow szej lite ra tu rz e polskiej lęk p rze d w pływ em u stą p ił m iejsca lękow i p rze d n ie podobieństw em 9. D ariu sz N ow acki u si­ łował n ato m ia st okiełznać nasilającą się tendencję:

C z y m in n y m [...] je s t [...] p r z e k o n a n ie o k re sie in n o w a c y jn o ś c i, a c z y m ś z g o ła o d m ie n ­ n y m ów d z iw a c z n y i n ie p o ję ty t r iu m f n a ś la d o w n ic tw a . P o w tó rz ę: n ie c h a j n a s n ie u s p o ­ k a ja to, że n a ś la d o w n ic tw o „ d o b ry c h w z o ró w ”, k tó re n ic so b ie n ie ro b i z r o m a n ty c z n y c h w y n a la z k ó w (g e n iu sz , o ry g in a ln o ść ), z a c h o d z i w o b s z a rz e lite r a tu r y try w ia ln e j. M im o w szy stk o m a m y d o c z y n ie n ia z n a c z y n ia m i p o łą c z o n y m i. Je śli z a te m z p o w o d z e n ie m m o g ą eg zy sto w ać „ p o ls k ie d z ie n n ik i B rid g e t J o n e s ”, to i ja k o ś ła tw ie j p rz y sta ć n a „ p o lsk ie g o H r a b a la ” (P a w eł H u e lle ) czy „ p o lsk ie g o C o r ta z a r a ” (Je rz y S o sn o w sk i ja k o a u to r L in ii

nocnej).10

Oczywiście, na to wszystko, co razem stanow i n iepokojący krytyka „ triu m f naśladow nictw a”, złożyły się różne zjaw iska z zak resu szeroko pojętej stylizacji (parodie, pastisze, traw estacje, p arafrazy etc.). N ow acki odnotow ał ponad to - acz­ kolw iek głów nie w obszarze lite ra tu ry p o p u larn ej - pow rót do p rzedrom antycznej strateg ii a d a p ta c ji11. D orzućm y do tego p o spolite naśladow nictw a, któ re chcą się pożywić sławą oryginału. Każde z tych zjaw isk zakłada o dm ienną relację m iędzy przyw oływ anym w zorem oraz przyw ołującym go tek stem i już choćby z tego p o ­ w odu każdy przy p ad ek pow inien zostać ro zp atrzo n y z osobna. W arto rów nież p a ­ m iętać, że to w szystko naw iązania, doskonale znane h isto rii i teo rii literatury. Co jed n ak dla nas najw ażniejsze, to fakt, że naw iązania ta k ie m ogą być im pulsem zm ianotw órczym z p u n k tu w idzenia genologii oraz poetyki historycznej. Tym r a ­ zem jednak nie chodziłoby o „krzyżow anie się p ostaci gatunkow ych”, ale o „inny typ skrzyżow ania”, funk cjo n u jący „na zasadzie s t y l i z a c j i św iadom ej” 12, typ, o ja k im Iren eu sz O packi ledw ie w zm iankow ał w 55. przypisie swojego stu d iu m . Z m ianotw órcza w artość owego ty p u polega na tym , że „stylizacja św iadom a” p o ­ ciąga za sobą d ezaktualizację wzorca, k tó ry tym sam ym ulega niejako p rze su n ię­ ciu do rzęd u historycznych o dm ian gatu n k u .

W grę w chodziłoby jeszcze jedno. Rozważając pochodzenie gatunków lite ra c ­ kich, T zv etan Todorov pisał: „S kąd się b io rą gatunki? Otóż całkiem po p ro stu

9 Z o b . P. C z a p liń s k i P ow rót centrali. L itera tu ra w now ej rzeczywistości, W y d a w n ic tw o L ite r a c k ie , K ra k ó w 2 007, s. 186-187.

10 D . N o w a c k i Wielkie W czoraj, Z ie lo n a Sow a, S tu d iu m L ite ra c k o -A rty sty c z n e , K ra k ó w 2004, s. 13.

11 T a m ż e , s. 14.

(12)

6

2

z innych gatunków . N ow y gatu n ek jest bow iem zawsze przek ształcen iem jednego lub k ilk u gatunków dawnych: przez inw ersję, przem ieszczenie lub ko m b in ację”13. W praw dzie już na kolejnej stronie swojej rozpraw y Todorov zajął się czym ś in ­ nym , m ianow icie g atu n k iem jako skodyfikow aną form ą ak tu mowy, porzucając możliw ość analizy historycznej, niem niej odnotujm y, że cytow any fragm ent b rzm i n i c z y m . streszczenie stu d iu m Ireneusza O packiego. „P rzem ieszczenie” Todoro- va w ydaje się odpow iadać tem u, co O packi rozum ie przez „m odyfikację z n a c z e ­ n i o w ą dotychczasow ych elem entów po ety k i”, sk u tk iem której

m o g ą [...] w d z ie ja c h g a tu n k u p o w sta ć - n a ró ż n y c h e ta p a c h jego ro z w o ju - d w ie p o d o b ­ n e z e w n ę trz n ie p o s ta c i; w sz e la k o b ę d ą to p o sta c i ró ż n e , o b d a rz o n e ró ż n y m i z n a c z e n ia m i - ja k p a r a h o m o n im ó w . I w te d y n ie m o ż n a łączy ć ic h w cało ść, w je d n ą o d m ia n ę czy w z o rz e c g a tu n k u ; d la te g o ta k w a ż n e są czasow e g ra n ic e o k re ślo n e g o w z o rc a .14

M im o ich zew nętrznego, chciałoby się rzec: literalnego, podobieństw a, m am y do czynienia z różnym i o dm ianam i. Różnym i, albow iem są one niew spółm ierne czasowo, sytuują się w kontekście innych układów odniesienia, jakie stanow i pole literack ie w dwóch różnych historycznie m om entach. W łaśnie dlatego każda z od­ m ia n „znaczy” coś innego. Jak się w ydaje, poszczególne odm iany stylizacji (paro­ dia, pastisz, traw estacja, parafraza etc.) w ystępują jako m o d a l n o ś c i , za spraw ą których tekst stylizow any ulega „drobnej z m ian ie” albo też zaznacza się w n im „niedostrzegalna dla niew praw nego oka ró żn ic a” w zględem przyw ołanego wzoru.

C hodzi zaś n ie k ied y o różnicę ta k dro b n ą, że m ożna zw ątpić w jej zm iano- tw órczą w artość. R óżnica n ajd ro b n iejsz a z d robnych zo stanie rozp o zn an a jako pastisz, dostarczający w ygodnego p re te k stu do oskarżeń k u ltu ry ponowoczesnej o konform istyczną uległość wobec k u ltu ry masowej (Stefan M oraw ski), akcep ta­ cję dla późnokapitalistycznego system u „ u p ły n n ia n ia ” w artości (Z ygm unt B au­ m an), dalsze o p różnianie św iata ze znaczenia, m nożenie poziom ów sym ulakrycz- ności, estetyzację b an a łu (Jean B a u d rilla rd )... W rzeczy sam ej, pastisz śm iało może zostać uzn an y za podstaw ow ą (a przy n ajm n iej najczęściej w ykorzystyw aną) zasa­ dę w ytw arzania now ych od m ian g atu n k u . Czy jed n ak płodna to zasada, czy nowe form y nie okazują się b y tam i p o ronionym i - rzecz to wielce dyskusyjna. Pisał C za­ pliński:

P a stisz , ja k o m in im a ln a in n o w a c ja w sy ste m ie , ja k o w s ta w ie n ie teg o , co in n e , w to, co p o d o b n e , n a k ła n ia d o a k ty w n e g o o d b io ru . R ó w n o c z e śn ie je d n a k p a s tis z je s t n ie m y m w y z n a n ie m n ie m o c y in n o w a c y jn e j, sta n o w ią c n a o c z n y d o w ó d , że w s p ó łc z e sn e m u tw ó rcy p o z o sta ło ju ż ty lk o , m ó w ią c sło w a m i Je a n a B a u d rilla r d a , „ g o s p o d a ro w a n ie r e s z tk a m i” . 15

13 T. T o d o ro v O pochodzeniu g a tu n kó w , p rz e ł. A. L a b u d a , w: S tu d ia z teorii literatury.

A rc h iw u m p rzekła d ó w „ P am iętnika L iterackiego”, s. 2, red . K. B a rto s z y ń sk i,

M . G ło w iń sk i, H . M a rk ie w ic z , Z a k ła d N a ro d o w y im . O s s o liń s k ic h , W ro c ła w 1988, s. 208.

14 I. O p a c k i K rzy żo w a n ie się ..., s. 162 (p o d k r. a u to ra ). 15 P. C z a p liń s k i P ow rót centrali, s. 189-190.

(13)

Czytając te słowa, odczuw am n ie o d p artą potrzebę, aby bro n ić zm ianotw órczej w artości pastiszu. M ożna byłoby pow iedzieć, że w obecnej sytuacji k u ltu ry w szel­ ka innow acja, naw et ta „m in im a ln a ”, zasługuje na obronę. W szelako K arol D a r­ w in pozw ala m i pow iedzieć dużo więcej. Pam iętajm y, że zm iany ewolucyjne za­ wsze należą do rzędu tych drobnych, nie m a zatem pow odu, aby „m in im aln ą in ­ now ację w system ie” rozpatryw ać jako zm ianę upośledzoną, z g ru n tu pozbaw ioną dynam izującego u k ła d p otencjału. Tyle tylko iż „drobna z m ia n a ”, aby n abrać wy­ m ia ru ew olucyjnego, wym aga - skoro zn ajd u jem y się w obszarze doboru sztucz­ nego, a nie n atu ra ln eg o - znakom itego hodowcy, m ówiąc inaczej: t ę g i e g o k r y ­ t y k a , k tó ry z naszej „drobnej różn icy ” w yw iódłby w to k u swojej le k tu ry jakąś „wielką ró żn icę” . Być m oże C zapliński nazbyt pochopnie uznał, że pastisz jedynie w m in im aln y m sto p n iu aktyw izuje czytelnika. D zieje się bow iem wręcz przeciw ­ nie. W łaśnie jako „m in im aln a innow acja” pastisz wym aga m aksym alnej aktyw no­ ści odbiorcy po d groźbą przeoczenia „drobnej zm ian y ”, tej „niedostrzegalnej dla niew praw nego oka różnicy” pom iędzy tek stem stylizow anym a przyw oływ anym w n im wzorem .

Abstract

Krzysztof UNIŁOWSKI

University of Silesia (Katowice)

Do genres and conventions evolve (today)?

Charles Darwin understood species as a historical phenomenon subject to continuous change. According to the naturalist, small changes are continuously effected within species, and these changes are in turn subject to natural selection or selective breeding. Therefore, the author suggests, Darwin's description of "eminent breeders” - who are capable of educing the idea of a new variety or breed from very slight recognized differences - corresponds with the type of literary (or artistic) criticism that assesses artistic achievement on the basis of emergent possibilities. This kind of criticism strives to secure a place for phenomena and trends that are not yet fully recognized.

The author focuses primarily on pastiche, considered as a change-inducing factor. Pastiche - conceived as a "small difference” or "minimal innovation” within the aesthetic system - requires a reading aimed at finding the differences between the imitating text and the summoned outdated model ("differences absolutely inappreciable by an uneducated eye” as Darwin wrote).

6

Cytaty

Powiązane dokumenty

W miarę jak rośnie moja sława, staję się coraz głupszy, co, oczywiście, jest zjawiskiem dość powszechnym. W miarę jak rośnie moja sława, staję się coraz głupszy,

Biografia naukowa (47) Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy. Zdrowy rozsądek to zbiór uprzedzeń nabytych do osiemnastego

w popu- lacji objętej badaniem National Health and Nutrition Examination Survey Epidemiologic Follow-up Study je- dzenie warzyw i owoców co najmniej trzy razy na dobę, w porównaniu

Zrozumienie strategii przez wszystkich pracowników organizacji jest fundamentalnym wymogiem powodzenia zastosowania Strategicznej Kar- ty Wyników, a także realizacji

Nawet jeśli nie jest w stanie kontrolować lub choćby znać wszystkich wpływających na niego czynników, potrafi jednak postępować w sposób, który przyczynia się

Po zwrocie, jaki dokonał się w twórczości Chomsky ’ ego w połowie lat sie ­ demdziesiątych, jego badania koncentrują się na wykryciu struktury i zawartości gramatyki

Nie opiera się na dowodach, które można sprawdzić.. Fakt można sprawdzić i

Polskie uniwersytety i wydziały są na bardzo dalekich miejscach w międzynarodowych rankingach, niewielu jest również naukowców wywodzących się z Polski w czołowych