JVb. 4 3 (1533).
W a rs z a w a , dnia
22października 1911 r.
Tom X X X .TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".
W Warszawie: roczn ie rb. 8, kwartalnie rb. 2.
Z przesyłką pocztową ro czn ie rb. 10, p ó łr. rb. 5.
PRENUMEROWAĆ MOŻNA:
W Redakcyi „ W szechśw iata" i w e w szystkich księgar
niach w kraju i za granicą.
R edaktor „W szechświata*4 przyjm uje ze sprawami redakcyjnem i cod zien n ie od god zin y 0 do 8 w ieczorem w lokalu redakcyi.
A d r es R ed a k cy i: W S P Ó L N A Ni>. 37. T elefon u 83-14.
Z N A C Z E N IE W O D Y W W Y B U C H A C H W U LK A N IC ZN Y C H .
(B ad an ia G a u tie ra i B runa),
Najbardziej imponującem, a zarazem strasznem zjawiskiem geologicznem, któ
rego bilans często obliczany bywa na tysiące istnień ludzkich, obok trzęsień ziemi, jest wybuch wulkanu. Toteż od początków cywilizacyi ludzkiej widzimy próby ujęcia tych tajemniczych zjawisk w jakieś tłumaczenie, a obok mistycz
nych wierzeń bezradnego i bezbronnego wobec nich człowieka, już w starożytnej Grecyi i Rzymie rodzą się pierwsze mniej lub więcej udatne hypotezy wulkanolo- giczne. Pomimo jednak, że natura roz
siała w Europie wulkany w środowisku cywilizacyi—na morzu Rzymian i Greków, pomimo, że od pierwszych nieudolnych pojęć o wulkanizmie do dni dzisiejszych przeszło wiele, wiele lat, podczas któ
rych duch ludzki niejednokrotnie mógł się przekonać o swej genialności, pomi
mo tego, powtarzam, istota wulkanizmu pozostała dotąd, jak ongi, tajemniczą.
Zdawało się, że jesteśmy na dobrej dro
dze do wykrycia przyczyny erupcyj wul
kanicznych, gdy oto badacz genewski, p. Albert Brun, w szeregu rozpraw, a ostatnio w pięknej monografii *) kate
gorycznie zaprzeczył dotychczasowym poglądom, podając hypotezę nową, nie
zwykle nęcącą swą prostotą i logiką.
Wartykule niniejszym czytelnikWszech- świata znajdzie zestawienie dwu poglą
dów: dawnego, powiedzmy klasycznego, uznanego za słuszny przez szereg powag geologicznych i chemicznych, uświęcone
go czasem, i nowego, wykwitającego do
piero na polu wulkanologii. Pierwszy przedstawia nam najnowsze prace Ar
manda Gautiera, członka akademii fran
cuskiej — drugi badania twórcy jego Al
berta Bruna.
Jedną z najdawniejszych a zarazem najpopularniejszych teoryj wulkanicznych była idea aktywnego działania wody morskiej na rozpalone czy roztopione masy skalne w głębi ziemi 2). Hypotezę tę, jak się zdawało, stwierdzały fakty
!) A lb e rt B run. fte c h e rc h e s su r l ‘exhalaison vcilcanique.
2) I d e a łączności kom inów w ulk an iczn y ch z w n ętrz em ziem i została obalona przez badania Stiibla.
674 WSZECHSWIAT
JM® 43z n a tu ry . W u lk a n y m orza Śró d ziem n ego
a więc obszaru najlepiej poznanego, gó
r y ogniowe Jap o nii i wysp południow o azyatyckich leżą na b rze g u m orza lub w je g o pobliżu. Należało ty lk o p rzy ją ć istnienie lub tw o rze n ie się w ielkich szcze
lin, przez k tó r e w oda m o rs k a m o g ła b y się p rzedo staw ać do c e n tró w w u l k a n ic z ny ch , i k w e s ty a b y ła rozw iązana. Udział w ody m orskiej w procesach w u lk a n ic z nych był jeszcze o ty le dogo d ny , że d o skonale tłu m ac z y ł obecność w ielkiej ilo
ści chlorków w p r o d u k ta c h e ru p c y jn y c h , ciał n a innej drodze n ied a jąc y c h się t a k łatw o w yjaśnić.
J e d n a k z biegiem czasu g ro m a d z iły się fakty, k tó re m iały z a p rzeczy ć p r z y j ę t y m poglądom. S tw ierd zon o istnienie wulkanów b ardzo od d alo n ych od morza, okoliczność z m u s z a ją c a w m y śl p ow yż szych tw ierd z eń do p r z y ję c ia istn ie n ia Mazelin n a s e tk i k ilo m etró w długich.
Z d ru g ie j s tr o n y szczegółowe b a d a n ia p ro d u k tó w e ru p c y jn y c h w y k a z a ły b r a k w n i c h jo d u i bromu, p ie r w ia s tk ó w tak stale re p re z e n to w a n y c h w wodzie m o r
skiej; n a to m ia s t analizy chem iczne w y
k r y w a ły obecność w ielkich ilości C 0
2i B r
20 3a więc związków, nie od egryw a- jąc y c h w m o rz u pow ażniejszej roli.
T e o ry a w o dy infiltracy jn ej s p o ty k a jeszcze je d e n szkopuł. Niedochodząc do w ięk szy ch głębokości, np. c e n tró w w u l
kanicznych, w o da ta, s ą d z ą c ze s to s u n ków g eo te rm ic zn y c h , s p o tk a ła b y t a k w y soką te m p e ra tu rę , że m u s ia ła b y przejść
W
s ta n p a ry , a co za tem idzie, m u s i a łab y się ta k ż e w y z b y ć ty c h soli, k tó re za cz e rp n ę ła w morzu. Dalsze zaś p r z e n ik an ie je j w jeszcze głębsze w a rstw y , s ta je się bardzo p ro b le m a ty c z n e m wobec pa n u ją c e g o tam c iśn ie n ia 1).
: T e o ry a udziału w ody m orskiej w w y b u c h a ch w ulk aniczn y ch w aliła się w g r u zy. J e d n a k pozostaw ał fak t, p r z y t a c z a n y przez w s z y s tk ic h p raw ie badaczów w ulk an ó w , p r z y j ę ty do n a u k i j a k o p e w n ik, — f a k t w y rz u c a n ia przez w u lk a n y w ielk ich ilości p a r y wodnej czy to w c h w i
lach paroksyzm u, czy też w okresie dzia
łalności uśpionej — w postaci fumarol, źródeł gorących, gejzerów.
Należało sz u k a ć innej drogi. Reyer, T s c h e rm a k i Suess wprowadzili, pojęcie wody ju w e n a ln e j, t. j. p ie rw o tn e j. J e s t ona częścią s k ła d o w ą m agm y , j a k o woda k o n s ty tu c y jn a , głosiła idea ty c h b a d a czów. Istn ien ie je j zw iązane j e s t z hy- potezą płynnej ongi ziemi, k ied y to zo
s ta ła ona z a a b so rb o w a n a z atm osfery przez roztopioną m agm ę.
Zw olennikiem tego poglądu j e s t tak ż e p. A rm a n d Gautier.
P. G autier od szere g u l a t badał gazy, w ydzielające się w w ysokich t e m p e ra tu rach z k ry sta lic z n y c h s k a ł a rc h a ik u m Francy i, o g łaszając w y n ik i s w y c h stu- dyów w s p raw ozdan iach a k ad em ii f r a n cuskiej J).
W r o k u 1903 Moissan 2) ogłosił w y n i
ki analiz gazów z fum arol Mont P e le n a M artynice, z e b ra n y c h i p r z y w ie zionych do P a r y ż a przez znako m iteg o ba
dacza tego w u lk a n u —profesora Lacroix.
Po z estaw ien iu w yników analiz Mois- sana z w łasnem i, p. G autier zauważył istn ienie m iędzy niemi wielkiej analogii, j a k to w idać z zamieszczonej niżej ta belki.
■ i) E . H an g . T ra ite de g eo lo g ie I . L e s phe- liom enes geologiyues. P a r y ż 1909.
Grazy M. P e le Moi ssan
G ra n ity P o rfir Ofit G a u t i e r
H 3S b. m ałe ślady
śla d y 0,00 0,45
04OO
44,2 14,80 59,25 35,71
N 10,2 0 J 3 3) 2,103) 0,68 3)
A r 2,0 — — — ' ■'
CO 4,6 4,93. 4,20 4,85
c h4 IB,7 2,24 2,53 1,99
H 23,3 77,30 31,09 66,29
A c e ty le n bardzo bardzo bardzo bardzo
i w ęgłów . m ałe m ałe m ałe m ałe
e ty lo w e śla d y ślad y ślady ślad y
*) C om ptes R e n d u s de l‘A cad. d. Sc. tom C X X X I, 1901, to m CXXXV1, 1903.
2) C om ptes R e n d u s de l‘A cad, d. Sc. tom CX X X V I, 1903.
3) W analizach G au tie ra az o t za w ie ra ł sporą .dom ieszkę argonu.
JSJÓ 43 WSZECHSWIAT
615Mamy więc te same gazy i w stosun
kach zbliżonych. Różnice ilościowe, na pierwszy rzut oka dość znaczne, nie po
winny dziwić, o ile się weźmie pod uwa
gę niesłychaną zmienność składu che
micznego fumarol jednego i tego same
go wulkanu. Studya analityczne, prze
prowadzone nad twardemi produktami góry Pele (bomby, lapilli, popiół), wy
kazały, że składają się one przeważnie z andezytu, bogatego w hypersten, t. j.
krzemian żelazawy (PeSi03); Gautier zaś topiąc skały zawierające krzemiany że
laza i manganu doszedł do bardzo cie
kawych wniosków, stwierdził mianowicie następujące zjawiska J):
1) Wysuszone w 250°C skały (zaró
wno kwaśne jak granit i porfir, tak i za
sadowe, ofit, lherzolit) i ogrzewane na
stępnie w próżni do 500° — 600°, a więc do temperatury czerwonego żaru, wydzie
lają wodę i to w następujących ilościach:
1
k ggranitu wydziela 7—10
gwody 1 „ porfiru . 12 „ . 1 . ofitu „ 15 B „ l „ lherzolitu „ 16 „ „ 2) Wydzielająca się ze skały woda w panującej w układzie wysokiej tempe
raturze działa utleniająco na krzemiany żelazawe (perydot, hypersten, biotyt, au- git i inne), przeprowadzając je w wyż
szy stopień utlenienia. Podczas tej prze miany wydzielają się wielkie ilości wo
doru wolnego.
3FeSi03 + H20 = Fe30* + 3Si02 - f H*.
Podobnie rozkładają się węglany, któ
re Gautier znalazł w granicie i porfirze w postaci małych inkluzyj krystalicz
nych.
3 Pe C03 - f H20 = Pe30 4 + 3 C02 + H, a wodór in statu nascendi redukuje dwutlenek węgla dając CO i H20.
C02 + H2 = CO + H20.
To samo dzieje się z siarczanami, któ
re wodór in statu nascendi redukuje w żarze:
Ar. G au tier. T heorie des Volcans (Buli.
d. 1. Soo. b elg e de Geol. tom X V III, 1903. P r.
Verb. S tr. 555—562).
Id e m . A p ropós de la com position des gaz des fum arolles du M ont P ele . C om ptes ren d u s d, l‘A cad. d. S ciences, t. C X X X V I, 1903 str. 16.
1) Na2S 0 4 + , 4 H 2 = Na2S + 4H ,0
2
) '-Ńa
3S - fS iO i+ H
2Ó = N a
2SiOa+ H 8S i wreszcie w p ow ietrzu
H,S + O = H20 + S.
R eakcye te G autier stw ie rd z ił zarówno dla sztucznych j a k i n a tu r a ln y c h k rze mianów, w ęglanów i siarczanó w żelaza
wych.
3) Obecność w k r z e m ia n a c h sia rc z ków powoduje w ytw a rz an ie się s ia rk o wodoru:
3PeS + 4H20 = F e
30
4+ 3H3S - f H2.
4) W śród gazów, wydzielonych w ża
rze czerw onym ze skał kry staliczn ych, z n a jd u ją się azot, am oniak, argon i n a j
praw dopodobniej hel, k tó ry c h obecność należy p rzy pisy w ać ich związkom w s k a le. G autier uzasadn ił to tw ierdzenie dla azotu, dla in n y c h dwu p ierw ia s tk ó w czy
ni to przez analogię, wobec zanie c zy sz czenia argo nem otrzym yw aneg o azotu:
3Fe
2N
2- f 8H20 = 2Fe
80
4+ NH3+ N +
2H2.
5) W ie m y wreszcie, że m e ta n i ślady in n y c h węglowodorów, k tó re również w y
d obyw ają się z b a d a n y ch skał w tem p e r a tu r z e czerwonego żaru, pochodzą z roz
k ładu pew nych węglików, a zwłaszcza w ęgliku żelazowego, lub m anganow eg o (co stw ierdziły doświadczenia Cloeza, Moissana i Mendelejewa) oraz, być mo
że, z węgliku glinowego, k tó ry w n ie
wielkich ilościach znajduje się w s k a łac h pierw otnych.
3Fe
2C + 8 H
30 = 2 F e
30
4+ 3 C H
4- f H 4.
Stre sz c za jąc się, G au tier pisze: te m p e ra tu ra 500° — 600° w y s ta rc z a do uwol
nienia się wody k o n s ty tu c y jn e j granitó w , porfirów i s k a ł analogicznych, która, działając w tej te m p e ra tu rz e na sk ła d niki skał, pow oduje w ydzielanie się pe
wnego to w a rz y s tw a g azó w —i d e n ty c z n e go z tem, ja k ie o d daw na było s y g n a li
zowane z większości erupcyj w ulkanicz
nych.
Uczyńm y, idąc śladam i bad acza fran
cuskiego, m ałe obliczenie.
Jeżeli
1 k gg r a n itu wydziela
10 gwo
dy to 1 m
3g ran itu , w ażący 2 664
kg ,do
starczy:
10
g X2 664
=26 640
gwody a 1
k m326 640 000 000
kglub 26 640 000 ton n wody.
676 WSZECHSWIAT Równocześnie w y tw o r z y się pewma
ilość gazów. W e d łu g obliczeń G a u tie ra ilość t a ró w n a się
6do 7-krotnej ob ję
tości bloku skalnego, z k tó re g o się one w ytw orzyły. Czyli k ilo m e tr sześc ien n y w yda
6do 7 m iliardów m e tró w s z e ś c ie n n ych gazów pa lny c h , obliczonych w t e m p e ra tu rz e 15°; dla o t rz y m a n ia zaś o b ję tości ich w t e m p e ra tu rz e czerw o n ego żaru, o trz y m a n ą liczbę należy potroić.
Gazy te zawierają średnio (w przypad
ku granitu) w 100 częściach 79 części wodoru. Zatem metr sześcienny zawie
rać będzie 790 litrów, a kilometr sze
ścienny granitu dostarczy w tych samych warunkach przeszło- 5 000 milionów me
trów sześciennych wodoru, który, spala
jąc się w powietrzu, da takąż samę obję
tość pary wodnej.
Możemy więc sobie wyobrazić, jak straszne ciśnienie wywołuje taka masa gazów i par, jaka potężna energia u k ry wa się w kilometrze sześciennym granitu.
Gzy wyniki, otrzymane w pracowni che
micznej możemy przenieść do natury?
Czy możemy tam spotkać podobne pro
cesy? Pytania te zadaje sobie Gautier i odpowiada na nie twierdząco. Przecież W głębi ziemi, a zwłaszcza w terenach najmłodszych dyzlokacyj, zachodzą bez- wątpienia najrozmaitsze procesy mecha
niczne, polegające na przesuwaniu się lub zapadaniu i wydźwiganiu partyj skal
nych. A takie zaburzenia mechaniczne najzupełniej wystarczają do wytworzenia temperatury czerwonego żaru, czyli do stworzenia w skorupie ziemskiej warun
ków, w których działy się te wszystkie ciekawe zjawiska w pracowni. Co wię
cej, do obliczenia ilości gazów i par, wy
dzielanych ze skały w wysokiej tempe
raturze, posługiwaliśmy się granitem, a więc skałą, dającą najmniej wody z szeregu analizowanych przez Gautiera, oraz małą znikomo ilością jego w poró
wnaniu ze stosunkami w przyrodzie, któ
ra kryje w swych masach skalnych nie
podobne do obliczenia ilości energii. W y
starczy zachwiać równowagę skał głębi
nowych—ażeby energia potencyalna prze
szła w cynetyczną, siejąc dokoła śmierć i zniszczenie.
Zatem sam skład chemiczny skał kry
stalicznych oraz warunki, panujące w głęb
szych partyach skorupy ziemskiej, dają dostateczne dane do genezy erupcyj wul
kanicznych, tłumacząc powstanie pary wodnej i gazów wulkanicznych.
Do tych wniosków doszedł badacz fran
cuski, oparłszy się na analizie chemicz
nej i na porównaniu składu chemicznego lotnych i stałych produktów erupcyjnych wulkanu Pelć na Martynice ze składem chemicznym ciał gazowych, otrzymanych ze starych i martwych na pozór skał krystalicznych Francyi środkowej.
Teorya Gautiera jest ostatnim z sze
regu pomysłów, opierających się na sze
rokim udziale pary wodnej w zjawiskach wulkanicznych.
Jednak studya Gautiera spotkały po
ważny zarzut. Mianowicie Bergeron x), mówiąc o badaniach Gautiera, zaznacza z naciskiem nieobecność chlorków, fluor
ków oraz wolnego chloru wśród gazów, otrzymanych przez żarzenie granitów, porfirów i t. d. Znaną jest przecie rze
czą, że ciała te właśnie występują nader obficie w ekshalacyach wulkanicznych.
W tym samym mniej więcej czasie co Gautier, p. Albert Brun w genewskich
„Archives des sciences physiąues et na- turelles" (1905—1909) ogłosił szereg roz
praw, poświęconych wulkanologii. Che
mik ja k Gautier, Brun oparł się także na analizie chemicznej, doszedł jednakże do wręcz odmiennych wniosków, zaprze
czających uświęconym tradycyą poglą
dom o wulkanizmie. Różnica w studyach obu badaczów polegała na tem, że Gau
tier analizował stare skały krystaliczne i w nich znalazł podstawę i materyał dla swej teoryi, Brun natomiast w dążeniu do rozwiązania swej wielkiej tezy, oparł się na współczesnych produktach erup
cyjnych, twardych i gazowych. Olbrzy
mi wprost materyał, jakiego dostarczyły mu analizy chemiczne, badacz genewski uzupełnił spostrzeżeniami w polu—w kra
terze i stokach wulkanu. Ogólny wynik
1) B u lletin d. la S ociete b elg e de Geol. P a- leo n t. e t H y d ro l. P r. Verb. to m X V II, 1903, str. 554.
Nk
43 WSZECHSWIAT 677 swych studyów Brun podał w autorefe-
racie w styczniowym zeszycie 1910 roku
„Revue generale des sciences pures et appliquees“ ') oraz obszernie w cytowanej już monografii.
Odrzuca on stanow czo pogląd, ja k o b y woda by ła ow ym s p iritu s m ovens w zja
w iskach w ulkan iczn y ch . W ą tp liw o ści p e wne co do c zynnego udziału p a r y w od
nej wypow iadali prze d tem ju ż A rchibald Douglas, W ilh e lm T. B righam i inni, j e d nak głosy ich p rze b rz m iały bez echa wśród zgodnego chóru zwolenników t e oryi wodnej.
P r z y jr z y jm y się więc zjaw iskom , ob
se rw o w a n y m przez che m ik a genew skiego, c iekaw y m ju ż z tego chociażby względu, że w niosły nowy, rew oluc y jn y w p ro s t pow iew do cichych, pow ażnych pracow ni u n iw e rsy te ck ic h świata.
Brun, podobnie j a k Gautier, poddawał ba d a n e la w y w y sok im te m p e ra tu ro m . W ty c h w a r u n k a c h s k a ły k ry sta lic zn e zachow ują się rozmaicie. Zasadowe law y z chw ilą stop ie nia p o c z y n ają wrzeć; w y dzielają z siebie g a z y i białe dym y, k tó re k o n d e n s u ją się na zim nych m iejscach pieca w postaci białego nalotu. Pod w p ły w em rodzących się w ich środow isku g a zów u le g a ją one silnej eksplozyi, w y le w a ją się z ty gielka, j a k b y m ały n a tu r a l ny potok law y, ze w sz ystkie m i jej cha- ra k te ry s ty c z n e m i cechami. Po ostudze
niu o trz y m u je się lekką w zd ętą masę, p e łn ą w akuol. Zupełnie t a k samo zacho
w a j ą się bom by i popioły wulkaniczne, o ile zby t długo nie były poddane dzia
łan iu deszczów. Daleko silniejsze i j e s z cze bardziej zbliżone do w y b u c h u w u l kanic z n e g o z ja w isk a w y k a z u ją w w y s o k ich t e m p e ra tu ra c h sk a ły kw aśne, np.
o bsydyany. Stopione pow iększają sw ą objętość do
20razy. Jeżeli w piecu u m ie ścim y z b y t wielki kaw ał tej sk a ły — to eksplozya może być t a k silna, że piec zupełnie zniszczy. Podczas je d n e g o z do
*) A lb ert B ru n . L e s rech ereh es m odernes su r le yolcanism e. R . gen . d. Se. p. et. ap. Ma 2, 30 sty c z n ia 1910. A rty k u ł te n u k az ał się ta k że w h an d lu k się g arsk im w odbitce.
św iadczeń B r u n włożył do pieca m e ta lurgicznego o b sy d y a n z L ipari objętości około 1,5 litra. Badacz nie zwrócił do
statecznej uw agi n a przebieg w zrostu t e m p e ra tu ry i nieoczekiw anie znalazł się w przykrej s y tu a c y i, bo piec pękł. Cie
k a w ą j e s t rzeczą, że po w y b u c h u proces prze ksz ta łca nia się o b syd y an u nie p rz e r
wał się pomimo tego, że badacz w raz z pomocnikiem rozbijali przekształcające się kaw ałki skały. Św iadczy to, że z roz
poczęciem zja w iska e ksp ansy i nic nie j e s t w stan ie je j powstrzym ać.
Przek sz tałc an ie się o b sy d y a n u w pu m eks odbywa się w s k u te k w y d obyw ania się gazów z je g o masy. J e s t to rea k - c y a m iędzycząsteczkow a. W e ź m y cien
k ą p rzezroczystą tabliczkę o b sy dy an u i o g rze w ajm y j ą pod m ikroskopem , śle
dząc zachodzące w niej zmiany. Do
strzeżem y, że po n ieja k im czasie w m iej
scu, nie d a jącem się p rze d tem oznaczyć, pow stanie b a ń k a gazu. Podczas d alsze
go ogrzew ania rozszerza się ona, obok niej p o w s ta ją inne i w reszcie szk lista b udow a o b sy d y a n u przekształca się w po
r o w a t ą —z o b sy d y a n u pow staje pum eks.
Zjawisko to B run p o rów nyw a do prze
kształcania się b o rak su w płomieniu pal
nika gazowego. J e d n a k tu ta j przy czy nę zjaw iska stanow i woda k ry sta liz a c y jn a , g d y w obsydyan ie czynność tę spełniają gazy chlorowe, o k tó ry c h będzie mowa dalej. W tere n ie w u lka nic z nym m am y również s zereg dowodów, że wydzielanie, się gazów z law j e s t re a k c y ą między- cząsteczkową. Dowodzą tego bom by o po
pękanej pow ierzchni z powodu rozszerza
nia się j ą d e r w ew nętrznych, potoki pły
nącej law y w yrzu cające z siebie białe d y m y i krople roztopionej m a g m y ,—w re szcie najży w szym dowodem j e s t pękanie bloków, w y rz u c an y c h przez k ra te r, i w y dzielanie się p rzy te m białego dym u.
B r. Rydzewski.
i I ' (Dok. nast.).
678 WSZECHŚWIAT
No43
O ZASADZIE W Z G L Ę D N O Ś C I W PO JĘC IU F IZ Y C Z N E M CZASU
1 P R Z E S T R Z E N I.
(H Y P O T E Z Y L O R E N Z A i E IN S T E IN A ).
Szkic z fizy k i te o re ty c z n e j.
R zecz w y g ło sz o n a n a połączonem p o sie d ze n iu S ekcyi n au k ścisłych i filozoficznych X I Z ja z d u p rzy ro d n ik ó w i Jekarzy polskich w K ra k o w ie.
(C iąg dalszy).
W y o b ra ź m y sobie, że n iezależnie od prom ienia w y sy ła n eg o w k i e r u n k u r u c h u Ziemi i z pow rotem , będ ziem y b ad ałi pro m ień z tego sam ego o gniska, w y r z u cony w k ie r u n k u p r o sto p a d ły m do r u chu Ziemi. P ro m ie ń ta k i niechaj r ó wnież sp o tk a zwierciadło, z n a jd u ją c e się w odległości a od o g nisk a, i zostanie o d
b ity i zw rócony do m iejsca w y s ła n ia , t. j. do tegoż ogniska. Ł a tw o zauważyć, że jeż e li ziemia j e s t w ru ch u , to z n ią razem i zwierciadło. W s k u te k tego pro-
Z, O p ie rw o tn o p o łożenie z w ie rcia d ła i ogniska.
i O, położenie z w ie rc ia d ła i ogniska: p ie rw sze po u p ły w ie czasu, g d y pro m ień p rze jd zie
d rogę OZ, i d ru g ie po p rze jściu drogi
OZi
+ Z 10[
.m ień p ro sto p a d ły po p rze jś c iu p r z e s trz e n i o ( = O Z ) , już ta m z w ierciad ła nie z a s ta n ie (przejdzie ono do Z x) i nie z o s ta nie odbity. Lecz o g nisk o p ro m ie n iu je w e w sz y stk ie stro ny, i dlate g o j e d e n z promieni, OZu trafi n a z wierciadło i b ę dzie odbity. Będzie to oczywiście ta k i prom ień, k t ó r y przejdzie p rze strz e ń OZx w ty m s a m y m czasie, gdy zwierciadło z Ziemią przejdzie p r z e s trz e ń Z Z X = OA.
Lecz przestrzen ie te, p rzebiegane w j e d n y m czasie przez d w a różnej chyżości d z ia łan ia (ruch Ziemi i bieg św iatła), b ę
d ą w sto s u n k u p ro sty m do odpowiednich chyżości, t. j.
OA
v
OZl c
Z d rug ie j s tr o n y o dbity prom ień ś w ia tła p rze jd zie do Ox d ro g ę OlZ l— OZi , c a łk o w ita zaś droga prom ienia będzie oczyw i
ście 2 OZu a czas na jej przebieżenie po-
2 OZ,t rz e b n y V Poniew aż z tró j k ą ta p r o s to k ą tn e g o OAZu OZi— a^Ą-OA, a z przy- toczonej wyżej zależności OA— OZx . —
VC
więc OZy— a^Ą-OZ, . ^
iO Z1czas zaś potrz e b n y n a przebieżenie przez św iatło p rz e strz e n i
2OZt z chyżością cbędzie:
t> = 2
, ! L , . . . . ii)
W z o ry 1) i II) s ą p o dstaw ow e dla w y ja ś n ie n ia hy p o tez y względności p r z e s trz e ni i czasu, do której ob jaśnienia obecnie p rzy stę p u je m y . W s k a z u ją one, że na z n a jd u ją c y m się w r u c h u ciele m ate ry a l- nem czas potrzeb ny dla przebieżenia tam i n a p o w ró t tej sam ej p r z e s trz e n i a p rzez prom ień w d w u różnych p r z y p a d k a c h — równolegle lub 'p ro sto p a d le do k ie r u n k u biegu j e s t różny i w d ru g im p r z y p a d k u j e s t m n ie js z y niż w pierw szy m
2
«
2a
(t — - t' =
1
— poniew aż j
/ 1—
/—
więc zawsze j ' i
<
1(bo v < c),
> ■
c‘
/
c‘i t' < <)•
Zanim przejdziem y do w y nik ów z d o piero co w yprow adzonego wniosku, m u sim y zauważyć, czy wogóle różnica ty ch czasów nie j e s t znikomo mała. By t a k ile możności nie było, należy w y b ra ć sto- s unek
Vi ódległość a możliwie w iel
kie. N ajszybszy ru ch m a te ry a ln y , j a k i
m am y w dośw iadczeniu do rozporządzę-
j\Iś 43
WSZECHSWIAT
679nła, j e s t to r u c h Ziemi około Słońca, oko
ło 30 k ilo m etró w na sekundę. W obec szybkości ś w ia tła 300 000 k ilom etrów na s e k u n d ę daje to
V - = — ńnnVT > J akju ż wyżej wspom niano,
uważyć, że
10000
Nietrudno za-
t’— t
J / l -
Kt, gdzie K =< l
Dla n ieznaczny ch wartości w przybliżeniu K = j / j
1— Va —^ t . j. dl a
c~
v c
m am y
i
~
104 K — l — 1/ 2 _ _ gczyli czas p rze b ieg u św ia tła na ziemi rów nolegle do jej b ie gu j e s t o
7200000000dłuższy niż prosto
padle do tegoż biegu. J e s t to bardzo niewiele, je d n a k ż e może być ju ż zmie
rzone w razie z astosow ania dzisiejszych środków o b s e rw a c y jn y c h i wielkości a znacznej, p o rzą d k u k ilk u n a s tu kilom e
trów. Podobny pom iar został d w a razy u s k u te c z n io n y przez uczonego a m e r y kań sk iego Michelsona, p ierw szy raz w r o ku 1881, d ru g i raz 1887 r. razem z Mor- leyem, i obecnie poraź trzeci przez j e dnego z badaczów angielskich. Samo doświadczenie polega na t. zw. interfe- ren cyi pro m ienia równoległego z prosto padłym . Z wyliczonego powyżej spóźnie
nia można bez tru d n o śc i z n a n ą w o p t y ce d ro g ą obliczyć przesunięcie pasm in- terferency i, k tó r e łatw o m ogą być bez
pośrednio spo strzeg an e. Otóż w szystkie trz y razy o trz y m an o r e z u l ta t na jz u pe ł
niej n e g a ty w n y . Najszczegółowsze b a d a nia nie dały żadnej różnicy dla prom ie
nia równoległego i prostopadłego, t. j.
f a k ty zaprzeczyły w s z y s tk im p o p rze d nim w yw odom J).
!) W rze c z y w isto śc i M ichelson w d o św ia d czeniu 1887 r. o trz y m a ł p ew n e odchylenie, lecz 20 ra z y m niejsze od w y m ag a n eg o przez te o ry ę i zn a jd u ją ce się w g ran ic ac h błędów dośw iad
czenia.
II .
W ta k im s ta n ie rzeczy z nak om ity fi
zyk holenderski H. A. Lorenz wygłosił w 1892 roku hypotezę, że niezgodność d oświadczenia Michelsona z wnioskam i teoryi polega na tem , iż w sz y stk ie roz
ciągłości ciał m a te ry a ln y c h na ciele bę- dącem w r u c h u i dla obserw ato ra, na niem się znajdującego, podczas przejścia od położenia prostopadłego względem k ie r u n k u r u c h u do położenia równole-, głego zm ieniają się w s to s u n k u
. 7
/ V
3__
1’ I
1 j T ~ ~ Ki : ponieważ do
świadczenie uczy, że t = t! (wzory I i U ś więć być to może tylko w tedy, g d y a w t' będzie inne, niż w t, i, mianowicie, ozna
czając odległość a w t' przez a', wobec
2
a
. . . 2a'
t -
u
3\
« d - — -j będziemy mieli
i t'
n
K a1 . . . III),
t. j. gd y w sz y stk ie rozciągłości, przecho
dząc z k ieru n k u prostopadłego względem r u c h u do równoległego, będą zm niejszo
ne w s to s u n k u
f / 1 ________ = K.Teoretycznie oczywiście nie ulega n a j mniejszej w ątpliwości, że jeżeli hypoteza L oren za j e s t fizycznie słuszna, to n ie zgodność doświadczenia z teoryą j e s t n ajzupełniej w yjaśn ion a. Czy j e s t ona j e d n ak możliwa fizycznie i czy nie p row a
dzi za sobą jeszcze ja k ic h innych w nio s
ków, m og ących nas posunąć jeszcze da lej w sferze dom niemań?
Przypuszczenie Lorenza, że rozcią
głość ciał b ę d ą cy c h w r u c h u zależy od chyżości ru chu , j e s t czemś zupełnie no- w em dla um ysłów, k tó re w y ro sły w in
n y c h pojęciach. Ponieważ każda cz ąstk a m a te ry a ln eg o w sz echśw iata jest w r u chu, więc pojęcie rozciągłości s ta je się zupełnie w zględnem . Bezw zględna w a r tość rozciągłości może istn ieć tylko w s t a nie bezwzględnego spokoju, a zatem j e s t dla n a s zupełnie niedościgła. O bserw ato
rowie na różnych ciałach niebieskich ró
żnie oceniać będą te sam e rozciągłości.
680 WSZECHSWIAT JY®
43O bserw ator n a Sło ńcu n a p r z y k ł a d o z n a
czy w m ierze swej tę sarnę p r z e s trz e ń inaczej, niż o b s e rw a to r n a Ziem i i t. d.
D ru g ą tru d n o ś ć s ta n o w i (co w s k a z u je szczególniej Poincaró), iż rzec z o n y s t o s u nek, w k tó ry m każde rozciągłe ciało n a Ziemi zmienia sw e ro z m ia ry w razie zmian położenia, j e s t j e d n a k i i r ó w n y
K = y i v . . dla w s z y s tk ic h ciał' C"
m a te ry a ln y ch , bez w zględu n a ich n a t u rę fizyczną...
Jeżeli nareszcie zw ró cim y się do w ie l
kości liczebnej owego sk ró c e n ia, to w y nosi ono dla Ziemi, j a k w yżej obliczono, Ysoooooooo- S ta n o w i to, d la całej ś re d n ic y Ziemi (ok. 13 500 kil.) w p rzy b liże n iu
18 5
- gQQ" m etra, tj. w ielkość około d w u c a li1), na j a k ą o k reślon y p ro m ie ń Ziemi się s k r a ca w czasie od p ołudnia do zach od u S ło ń ca i rozszerza od zacho d u do północy.
I każ d e narzędzie m iernicze, k ażd y łokieć lub m e tr n a Ziemi, k a ż d a rozciągłość przechodzi przez te sam e zm ian y . S ą to j e d n a k dla s to s u n k u b ieg u Ziemi do bie
g u św ia tła ( ^ = Vio 000) zm iany n a d e r nieznaczne. Ja k ie ż one j e d n a k będą dla w ię k szy c h chyżości? Zupełnie e le m e n ta r n y m a r y t m e t y c z n y m ra c h u n k ie m o t r z y m ać m ożna n a s tę p u j ą c ą tabliczkę:
v sk ró ce n ie w y n ,
D la — “ Vio ooo t.i■ v=3Q /cwi|sek. Y200000000
„ » = % , t> = 4 0
000
J/100» » =
7
« „ v =75 000
Ijn„ „ = i/S » W
—150 000
i/8
, „ = » / , „
<>=225 000 1/3
„ „
= 1
„ d=300000 1
W ty m o s ta tn im p rz y p a d k u , n iem ożli
w ym fizycznie, ro zm iar ciała rów nolegle do k i e r u n k u biegu pow inien z n ik a ć z u pełnie. Ponieważ j e s t t o niem ożliw e więc v < c, t. j. żadne ciało fizyczne nie m o że się p o ru sz a ć z szyb k ością r ó w n ą c h y żości św iatła. W n iosek te n zn ajd ziem y p o tw ierd z o n y n a s tę p n ie i na p o d s ta w ie in n y c h względów.
Zobrazow ać j e d n a k fizycznie h y p o tez ę L o renza b ę d z ie m y mogli aż w te d y , g d y
3) R a ch u n e k te n og ło siliśm y je szc ze w ro k u
1893
w naszej ro z p ra w ie p. t. „E ter* (Ateneum ).zapoznam y się z jej dalszem rozw inię
ciem n a pojęcie czasu, co zaw dzięczam y dopiero Einstenow i.
III.
Każde oznaczenie t rw a n ia czasu pole
g a n a możności oznaczenia jednoczesno- ści d w u zjaw isk. Jeżeli np. chcę s p r a w dzić bieg d w u zegarów z n a jd u ją c y c h się w d w u różnych m iejscach, to powinie
nem, g dy n a pierw szym z n ich p r z y p u ś ć m y j e s t
12-sta, dać sy g n a ł np. a k u s ty c z n y w y s trz a łe m z działa. Jeżeli od
ległość d ru g ie g o zeg ara j e s t niez b y t z n a czna (tak, że s y g n a ł może być u słysza
ny) i znana, to w chwili, g d y właściciel d rugiego z e g a ra usłyszy w y s trz a ł, będzie rozum ow ał, że z e g a r n a s ta w ić należy na
12tyle s ek un d, ile dźw ięk p o trzebo w ał n a przebieżenie przestrzeni między zegaram i. J e ś li ta p r z e s trz e ń była np.
3 k ilo m etry , i je ś li w chwili u słyszenia s y g n a łu n a
12, d ru g i z e g ar będzie w s k a zyw ał I
2h
10sek., o bserw atoro w ie będą mieli pe w n o ić , że zeg ark i ich b ę d ą w d a nej chwili mieć w skazanie je d n a k ie , syn- chronistyczne. Jeżeli j e d n a k dla u r e g u lo w ania zegarów n a znaczniejszych od
ległościach w y p a d n ie użyć innego ś r o d ka, np. p rąd u e le k try c z n e g o lub s y gn ału św ietlnego , to rzecz staje się bardziej skom p lik o w a n ą , g dyż czas prze b ieg u wy- siłów e te ro w y c h je s t, ja k e ś m y ju ż w y żej widzieli, w zależności od szybkości i k ie ru n k u biegu ciał m ate ry a ln y ch .
W y ob ra ź m y sobie, że g d y n a zegarze
A m am y 12-stą, d a je m y sy g n a ł św ietlny obserw atorow i z e g a ru w B, przyczem k ie r u n e k s y g n a łu j e s t zgodny z ru ch em Ziemi, t. j. B j e s t od A położone w s tr o nę biegu ziem skiego *) w danej chwili.
Dla oznaczenia jcdn oczesn ości w ypadnie przesłać s y g n a ł od A do B i (odbiwszy go ta m np. od zw ierciadła) powrócić do A.
P r z y p u ść m y , że n a tę p o d w ójn ą drogę (od A do B i od B do ^4) św iatło zużyje
10s e k u n d , które o b se rw a to r w A zmie-
W sz y stk ie m iejscow ości położone na w schód od danej l ę d ą w nocy w y p rz ed z ały daną m ie j
scow ość w ru c h u koło Słońca, a w e dnie biedź będą poza nią.
JM® 43 WSZECHSWIAT 681 rzy n a s w y m zegarze. W te d y rozum ować
będzie (ponieważ w p ływ r u c h u Ziemi nie może być dostrzeżony, zgodnie ze zja w iskiem Michelsona), że o bse rw ato r w B otrzym ał s y g n a ł po upływie połowy
10s ekun d, a z a te m dla o trz y m an ia jedno- czesności należy, by zegar w B w s k a z y wał l 2 h 5 sek., g d y sy g n a ł n ad ejdzie do
B, a w AI
2h
10sek., g d y sy g n a ł po
wróci do A . W ta k im razie o b s e rw a to rowie ziem scy będą przekonani, że z eg a
ry ich m ają w sk a z a n ia równoczesne.
W rzeczyw istości j e d n a k dla o b s e rw a to r a nieruchom ego w sk a z a nia owych z e g a rów nie b ę d ą takiem i. J u ż wyżej w i
dzieliśm y, że dla takiego ob serw atora trw a n ie b ieg u p rom ienia w k ie r u n k u r u chu j e s t dłuższe, niż w k i e r u n ku p rze c iw n y m < e ° v ) • Stąd w ynika, że od A do B nie j e s t ono po łową
10sek., lecz więcej niż połową, np.
6
sek., a od B do A mniej niż połową, np. 4 sek. W s k u te k tego, g d y z e gary w A i B są nastaw ione, j a k wyżej w s k a zano, t. j. g d y B, w chwili o trz y m a n ia sy gnału, n astaw ion o n a 12h 5 sek., w rz e czyw istości dla n ieru c h o m e g o o bserw a
tora było ju ż w B l
2h
6sek., t. j. d an y zegar w B spóźnia się o
1sek. i wogóle z e g ary n a sta w io n e na p o dstaw ie s y g n a łów e te ro w y c h (św ietlnych lub e le k try c z nych) spóźniają się w zględem czasu ob
s e rw a to ra nieruchom ego, w poró w naniu z z e g ara m i w m iejscach zn ajd u jąc y c h się poza n iem i w k ie r u n k u ruchu, i od
wrotnie. N ie trudn o ła tw y m rac h u n k iem ocenić wielkość tej różnicy w zależności od s to s u n k u ^ , s to s u n k u chyżości r u c h u
Vdo p rędk o ści św iatła. J e s t rzeczą oczy
wistą, że różnica owa j e s t połową różni
cy czasów zużyty ch na przebieżenie d ro
gi w j e d n ę i d r u g ą stro n ę (w n aszy m przy kładzie 1 sek. = £
(6— 4)), t. j. s z u k a n a różnica ± t = {
c— v
c-\-v f av c—{—ww yłuszczoną hypotezą Lorenza, w s z y s t
kie rozciągłości równoległe do k ie r u n k u r u c h u s k ra c a ją się o y \ ____ ^ tu
' ca
zaś m am y właśnie zjawisko równoległe do ruchu, z a te m z a m iast a należy p o d s ta w ić a
] / 1 ____i w ted y o s ta tecznie
A t =
av°2 / i
av
J &
. . . IV) N ietrudno s tą d np. obliczyć, jak ie g o po
r z ą d k u wielkości j e s t g r a n ic a możności reg u lo w a n ia dw u zegarów na Ziemi. Bio
rąc n a jw ię k s z ą odległość np. tra n sm isy i fal e le k try c z n y c h (teleg raf bezdrutow y)
a — 5 000 km , wobec10 000>
m am y
- ć - ( ‘ + ' / > - ? - ) =
V io o o o ( 1 —j~ 71 . J/ i o s ) = V e o . V , o 4 —
Poniew aż je d n a k , zgodnie z poprzednio
1',eoo ooo sek.
W id z im y więc, że g ran ic a oznaczenia jednoczesności dw u wypadków n a Ziemi, leży znacznie niżej, niż d a ją n a m mo
żność zauw ażyć to najczulsze c h ro n o m e try. Jeżeliby Ziemia j e d n a k biegła około Słońca
1000razy chyżej, to g ran ic a ozna
czenia jednoczesności byłaby znacznie wyższa, 7
600se k u n d y d la tego sam ego w ypadku.
Tylko co w y ja śn io n a względność poję
cia jednoczesności pozwala n am w y ra ź niej uwidocznić pierw szy p o stu la t Lo
renza, s k ra c a n ia rozciągłości ciała r u c h o mego wzdłuż ruchu. W y ob ra ź m y sobie J), że dw aj ob serw atorow ie oddaleni j e d e n od d rugieg o o o jed n o śc i rozciągłości chcą zmierzyć tę rozciągłość na skali bezwzględnej nieruchom ej, np. p r z y tw ie r dzonej do „niebios“. Na czem polega proces m ierzenia ciała ruch om eg o w zglę
dem skali nieruchom ej? N a tem, by ob
serw atorow ie sto ją c y u końców owego ruchom ego a jednocześnie zauważyli, j a
]) Obraz te n j e s t z pew nem i m odylikaeyarni zaczerp n ięty z C ohna „P h y sik a lisc h es ttber R aum und Z e it.“.
682 WSZECHSWIAT J\la 43
kim wskazaniom skali n ieru c h o m e j od
powiada początek i kon iec m ierzonego a.
Ponieważ j e d n a k jed noc z e sn o ść , w m yśl powyższego n a ciele r u c h o m e m j e s t t y l ko względna, więc o b s e rw a to r n a koń cu
a postaw iony (licząc „koniec" w k i e r u n k u ruchu), k tó re g o z e g a r spóźnia się w zględem z e g a ra n a p o c z ątk u a, zapisze swe w sk a z a n ie później niż należy, t. j.
rozciągłość zm ierzona n a ska li n ie r u c h o mej bezw zględnej okaże się dłuższą, niż t a s a m a odległość odm ierzona n a tejże skali przez n ieru chom eg o o b se rw a to ra , dla k tó re g o je d n o c z e sn o ś ć zachow uje po ję c ie bezw zględne i k t ó r y zatem n a tej sam ej skali n ieru c h o m e j odetnie odpo
w ied nią d ługość w czasie w łaściw ym , t. j. kró tszy m , a z atem o trz y m a j ą m n ie j szą. T y m : w i ę c ' s p o sob em n ie ru c h o m y o b se rw a to r w ciele w z g lę d em niego r u chomem z au w aży s k ró c e n ie w s z y s tk ic h rozciągłości ró w noleg ły ch do k i e r u n k u ruchu. Rozciągłości zaś do k i e r u n k u r u chu p rostopadłe, po niew aż dla n ich w s k a zania czasu są j e d n a k ie , zm ianie dla n ie ruchom ego o b s e rw a to ra n ie u leg n ą . Tym sposobem np. k rz y ż z n a jd u j ą c y się na Ziemi i zd ający się być r ó w n o r a m ie n n y m dla o b s e rw a to ra n a Ziemi, będzie dla o b se rw ato ra n a S łońcu w y d a w a ł się nieró w n o ra m ie n n y m , a m ian o w icie ram ię do k ie r u n k u r u c h u p rostopadłe będzie obse rw ato ro w i słon e c z n em u w y daw ało się dłuższem niż równoległe. J e s t r z e czą także oczyw istą, że o b s e rw a to r b ę dący w r u c h u za u w a ż y ć sw eg o „ w ła sn e go" sk ró c e n ia nie może, gdyż w szy stkie skale ruchom e, n a k t ó r y c h on tylko po
m iar u s k u te c z n ić może, u le g a ją tej sam ej zmianie, j a k i odległość m ierzona.
Lecz n ietylko bieg z e g aró w nie j e s t je d n o c z e sn y na ciele, k tó re się porusza.
E in s te in zwrócił u w ag ę n a jeszcze j e d e n w nio sek ze zja w iska Michelsona, a m ia nowicie, że i b ieg ty c h zegarów j e s t na ciele ru ch o m e m ró żn y od bieg u z e g a ró w pozostających w spokoju, t . j . sam o o k r e ślenie p rzeciągłości czasu j e s t inn e na ciele ru ch o m e m aniżeli n a ciele w spo
koju, a samo pojęcie czasu s ta je się w zg lęd nem , j a k j u ż u L orenza pojęcie rozciągłości p rz e s trz e n n e j. - •
By ilu stro w ać te n ostatni, może n a j w ażniejszy, w niosek teoryi względności, za uw a ż ym y, że p o d s ta w ą tej te o ry i j e s t fizyczna niemożliwość w y k a z a n ia d ośw iad czeniem na ciele rucho m e m (zjawisko Mi
chelsona) w p ły w u na zja w iska np. o p ty czne (i wszelkie inne) r u c h u ciała. P o nieważ, j a k e ś m y wyżej widzieli, prom ień przeb iegający w k ie r u n k u r u c h u i z po
w ro tem p r z e s trz e ń
2a zużyw a na to czas
— —
5— i, ponieważ zgodnie z hy- c (* - - H ■
potezą Lorenza, w k ie ru n k u r u c h u roz
ciągłość p r z e s trz e n n a s k ra c a się z a do
/
2a y l — — — , więc czas p o trz e b n y pro-
mieniowi do przebieżenia wspom nianej . p rze strz e n i na ciele ru ch o m e m będzie
2
a
. 1 2a
= " a - -
Jeżeli zaś ciało się nie porusza, czas bę
dzie oczywiście (y
0)
2a
Zatem, by niem ożna było zauw ażyć z ob
s e rw a c y i biegu prom ieni k ieru n k u ruchu, trzeba, ab y czas tx n a z e g ara ch r u c h o m ych był od czytaniem j e d n a k i j a k czas
<n, k tó ry b y te sam e z e gary wskazały, g d y b y ciało się za trzy m a ło (lub g d y b y np. m ierzono czas p rom ienia p ro sto p a d łe go do k ie r u n k u ruchu). By zaś ta k było, j a k w idać z odpow iednich wzorów, t r z e
ba, by (ponieważ tr > t„, bo K < 1) g o dzina np. zm ierzon a n a zegarze r u c h o m y m była w rzeczyw istości dłuższa niż n a zegarze n ieru c h o m y m . P rzedłużenie to j e s t n a tu r a ln ie n a d z w y c z ajn ie małe, i tylko przez długie o k resy a s tro n o m ic z ne m ogłoby być w y k r y te ł). Zn aczn iej
sze zm ia n y w n a s z y c h o k reślen iach cza
su w y m a g a ją szybkości niezm iernie wiel-
; !) P o in c a re w spom ina, że zastosow anie te o ry i E in s te in a do obliczenia p e w n y c h niezgodności z o b se rw ac y ą ru cłió w p la n e ty M erkurego w p ra w dzie dało p o praw kę te g o sam ego znaku, ja k ie g o w y m a g a ły o b serw acy e, lecz o trz y m a n a w arto ść liczbow a (5*) b y ła znacznie m n iejsza od w y m a
g a n e j .(38").
JSIe 42 WSZECHSWIAT 683 kich. A żeby trw a n ie godziny określonej
na Ziemi rów nało się 40 m inutom ozna
czonym dla tegoż trw a n ia czasu przez o b se rw ato ra nieruchom ego, trzeba, b y
K — 2/3, co odpow iada chyżości 225 000kilom etrów n a sekundę, k tó rą b y w takim razie Ziemia mieć musiała.
11. Merczyng, (Dok. nasfc.).
P . D O F L E I N .
S T A N O W IS K O NAUKI W S P Ó Ł C Z E S N E J W O B E C D A R W IN O W
SK IEJ T E O R Y I D O BO RU J).
Szanow ni słuchacze!
Zadanie, k tó re w ziąłem na siebie, m ia
nowicie ro zp atrzenie darw inow skiej te- oryi doboru, u w ażam za specyalnie t r u dne. Niemożliw ą j e s t rzeczą przejrzenie w ciągu godziny olbrzymiej powodzi po
glądów, zrodzonych n a tem polu w o s ta t nich la t d ziesiątkach. P y ta n ia , czy te- orya doboru D a rw in a j e s t słuszną, czy tylko ona j e s t tra fn ą , czy też obok niej i inne z a sa d y m u sz ą b y ć w zięte pód u w a g ę dla w y ja śn ie n ia p o w sta w a n ia g a tunków , p y t a n i a te były w o statniem pięćdziesięcioleciu g łó w ny m p ro b le m a tem n a uki o pochodzeniu i w szyscy w iel
cy b adacze za jm u ją c y się tą n a u k ą w y dali sw ą opinię o darw inizm ie w ściślej- szem tego słowa znaczeniu.
Nie m ogę uw ażać za swe zadanie z a znajom ienia w as bodajb y tylko z naj- w ażniejszem i z t y c h poglądów. Do tego byłyby p o trzeb ne w y k ła d y z wielu go dzin złożone. Słuszniejszem mi się w y daje, g d y już przedsiębiorę tę próbę, w y kazanie wam , j a k ą rolę obecnie teorya D a rw in a o d g ry w a w bad aniach nad kwe- s ty a m i pochodzenia.
*) O dczyt w y g ło sz o n y w zim ow ym sem es
trz e litlO jll ro k u w Alonachinm , w y d a n y n a stę pnie w zbiorow em dziele „Die A bstam m ungsleh- r e “. J e n a 1911. (P rzy p . tłum .).
Poży teczn em będzie k ró tk ie w skazanie, cośmy p rzy w y k li nazyw ać teo ry ą D a rw i
na w ściślejszem znaczeniu tego w yrazu.
W ś ró d sz ersz y ch w a r s tw publiczności z z asady darw inizm identyfikuje się z t e oryą ewolucyi. To popularne stanow isko ma do pew nego stopnia uzasadnienie, gdyż dopiero po u g r u n to w a n iu przez D a r wina teo ry a ewolucyi z y sk ała większe znaczenie dla nauki. W szyscy j e d n a k wiecie, że teo ry e pochodzenia, teorye
„utw orzenia p r z y r o d y
14istn iały ju ż przed D arw inem i że n iektó re z nich, przede- w szystk iem L a m arc k a, posiadały ju ż głę
bokie p o d sta w y naukowe.
D a rw in j e d n a k w sform ułowaniu, j a kie dał teoryi ewolucyi, wygłosił nietyl- ko nowe ory gin alne idee, dotyczące fak tów descendencyi, lecz p rze d e w sz y stk ie m zbudował teoryę, k tó ra m iała w yjaśn ić p o w staw anie n ow ych g a tu n k ó w z form ju ż istn ieją cy c h . Chciał on przez sw ą teo ry ę w y k ry ć siły czynne w przemianie.
Zasadniczą tre ść darw inow skiej teoryi selekcy i najłatw iej uprzytom nię waszej pamięci, jeśli obiorę za p u n k t w yjścia ja k iś przykład k o n k r e tn y , np. pospolity g a tu n e k m otyla R u sa łk a p o krzy w n ik (Va- n essa urticae). G atunek te n w ystęp uje u nas corocznie mniej więcej w tej sa
mej ilości. W y n ik a z tego, że z każdej p arki, istniejącej w r o k u bieżącym, w y rośnie w ro k u przyszły m również tylko j e d n a p a rk a potom stw a. Motyl j e d n a k każdy s k ła d a j a j dużo, z k tó ry c h się też w y k lu w a wiele gąsienic. Co się z niem i dzieje? Tylko dw a egzemplarze średnio, czyli j e d n a p a rk a , może w y ro sn ą ć i prze- b y to w a ć aż do okresu rozm n ażan ia się w szystkie inne w drodze do tego celu m uszą zginąć.
Jeżeli je d n a k świeżo złożone przez mo
ty la j a j a w eźm iem y pod swoję opiekę i w yho d u je m y w klatce dla gąsienic, o trzym am y zupełnie inny wynik, aniżeli n a wolności. W razie ostrożności i od
rob in y szczęścia może się n am udać, że zam iast jednej p a ry o trzym am y ich
100lub
200z jed n e j porcyi j a j , innem i sło
wy, że w szystkie j a j a doprowadzim y do ok resu dojrzałości płciowej.
Gdy hodujem y gąsienice w w a ru nka ch
684
WSZECHSWIAT
JSTo 43sztucznych, o c h ra n ia m y j e od w s z y s t
kich wypadków , g rożący ch im n a w olno
ści. Od pierw szych sta d y ó w ro zw oju j a j a i młode zw ierzęta są w y s ta w io n e n a m nóstw o niebezpieczeństw : zim no i go rąco, z b y t w ielka wilgoć lub susza, b r a k lub nieodpow iedniość p o k a rm u , p le ś n ie nie, gnicie, choroby b a k te r y a l n e i inne, p asorzy ty, wrogowie w szelakiego ro d z a ju: osy, ptaki, ja s z c z u r k i i t. p. d z ie s ią t
k u ją n a wolności w y lą g owadzi; w m ia rę tego, j a k r o d ze ń stw o w z ra sta , s ta je się coraz m niej licznem.
N ie k a żd y w y lą g n a wolności z n a jd u je się w t a k n ie p rz y ja z n y c h w a r u n k a c h , że dziesiątkow anie idzie t a k daleko; z j e dnego przeżyje
10,
2 0, z d r u g ie g o
5,
6egzem plarzy, wiele in n y c h w y lę gó w w cze
śniej czy później zostan ie zniszczone do szczętnie. T y m sposobem śre d n io o t r z y m u je się rezu ltat, k t ó r y w idzim y w n o r m aln y c h w a r u n k a c h w przyrodzie: liczba osobników danego g a t u n k u z r o k u n a rok nie j e s t ani większa, ani m niejsza.
To w y tę p ia n ie w iększości p o to m s tw a m a zasadnicze zn aczen ie w teo ry i D a r wina.
Przeciw w s z y s tk im w ro g im p i e r w ia s t
kom, grożącym p o s zczególn y m osobni
kom zagładą, s ta c z a ją one „ w a l k ę o b y t “.
K ażdy osobnik, a b y się u trz y m a ć przy życiu, rozw ija w s z y s tk ie siły, k tó re m i rozporządza. Siły j e d n a k poszczególnych osobników nie są je d n a k o w e .
P roszę sobie przy pom n ieć w ażne f a k ty, k tó re w yłożył w am w s w y m o dczy
cie mój k oleg a G o ldschm idt !). W y n ik a z nich, że p o tom stw o z je d n e g o w y lęg u pochodzące często znaczn ie m iędzy sobą się różni: o rg an iz m y p o d le g a ją z m ie n n o ści. J e s t oczywistem, że p o to m stw o j e dnej p a ry rodziców, różniące się m iędzy sobą n a zasadzie zmienności, w y s tą p i do w a lk i o b y t z ro zm a ite m u zbrojeniem .
J a jk o bogatsze w żółtko m a np. w p e w n y c h n ie p rz y ja z n y c h w a r u n k a c h więcej
*) N in ie jsz y o d c z y t D ofłeina b y ł sz ó sty m z całej se ry i o d c z y tó w o te o r y i ew o łu c y i. W śró d o d cz y tó w p o p rz e d z a ją c y c h b y ły d w a R. Groldsch- m id ta p. t. „ P o w s ta w a n ie g a tu n k ó w w św ie tle w spółczesnej n au k i o d zied ziczn o ści15. (Prz. tł.).