Rok X. Dnia 5-go Lipca 1917 r. № 27.
TYGODNIOWE PISMO OBRAZKOWE
WYCHODZI CO CZWARTEK.
Prenumeratę przyjmuje Redkcja i Administracja „Nowej Jutrzenki" w Lublinie, ulica Rynek № 2, (II piętro).
Redakcja i Administracja otwarte codziennie (za wyjątkiem świąt) od to—2 i 5—7.
WARUNKI PRENUMERATY:
w Lublinie 8 Kor. rocznie; — 2 Kor. kwartalnie. Za odnoszenie do domu 20 hal. miesięcznie Z przesyłką pocztową to K. rocznie; — 2 Kor. 50 hal. kwartalnie. Numer pojedyńczy 20 halE BOGIEM, PRAWDĄ, DOBREM i NARODEM-
KALENDARZYK Dnie Imiona Świętych i Święta 1 Słońca
Wsch.l Zach.
’ g. m.| g. m.
Księżyca
Wsch Zach, g. m. g. m.
56 78 109 11
слип
Antoniego
f Łucji, Dominiki Cyryla i Metodego 6 po Ziel. ów. Elżbiety Weroniki, Zenona 7 b aci śpiących Pelaśji, Piusa 1 P.
3 46I 8 22 3 47|' 8 21 3 48 8 21 3 49 8 20 3 5° 8 20 3 51 8 >9 3 52 8 18
8 52 4 6 9 >9 5 35 9 4° 7 5 9 58 8 33 IO 15 1Э 0 IO 32; II 24 IO 51 jl2 46 Zmiana księżyca. Ostatnia kwadra dnia lt-go o t-ej godzinie po polu dniu.
Przypomnienia robót gospodarskich. Sia
no sprzątać. Zbierać z pola rzepak zimowy. Kartofle ob- radlać. W czasie upałów szyję, a szczególniej pod brzu
chem dobrze konie wytrzeć liśćmi orzecha wło-kiego, albo wysmarować starą słoniną, kto ma dziś zadużo; tym sposobem uchro ii się koni od bąków i much.
Z Historji Polski. Dnia 8-go lipca 1831-go ro
ku przypada rocznica klęski Giełguda i Chłapowskiego pod Szawlami.
Jenerał Giełgu I był naczelnym wodzem powstania nad wojskami na Litwie. Był to w'ódz niedołężny. Miał on jedenaście tysięcy (11000) żołnierzy i 24 armaty. Po
biwszy moskali (Sakona) pod Rajgrodem, niepotrzebnie gonił za nim, zamiast zwiócić swe siły ku miastu Grod
nu, opanować to miasto i pjłączyć się z jenerałem Chła
powskim, który miał (7000) siedm tysięcy żołnierzy i u- derzyć na Wilno.
Giełgud t-acił czas. Przeszedłszy rzekę Niemen, rozłożył się obozem nad rzekami Świętą i Wilją i ścią
gnął do siebie jeszcze Chłapowskiego.
Gdyby, nie zwlekając, uderzył był na Wilno, to moskale opuściliby byli miasto. Tymczasem Giełgud chcial wyciągnąć moskali z miasta i stoczyć bój z nimi poza miastem. Opuścił dogodną chwilę i pozwolił wejść do miasta nowym wojskom moskiewskim. Dopiero teraz zdecydował się uderzyć na Wilfio. Bitwę przegrał i mu
siał się cofnąć.
Cofając się, pod Szawlami został znów pobity dnia 8-go lipca. Po tej klęsce ustępował dalej ku granicy prus
kiej. Gdy przecho ził granice, oficer Skulski zastrzelił z pistoletu Giełguda, posądzając go o zdradę.
Ks. A. Kozicki.
Polska Macierz Kupieeka.
Doprawdy, dotychczas nie wiemy, czy smu
cić sie;, czy radować mamy z odzyskanej nie
podległości Polski. Niedlatego trapi nas wątpli
wość, że obecnie jeszcze wojna, albo źe ciągle jeszcze brak nam swobody niezbędnej,—nie, ale gló.wnie i bodaj jedynie z tego powodu, że cią
gle jeszcze jesteśmy bezwładni, bezczynni, nie
mal wcale dziś sami z siebie nie krzątamy się około polepszenia swego jutra. Czekamy... oglą
damy się.:, może nawet wymagamy czegoś dla siebie od innych. . ale sami nie zabieramy się do żadnej roboty zbiorowej dla jutra... Czy u- ważamy taką troskę za przedwczesną? albo nad swoje siły? albo że me zaczniemy pierwej aż całkowicie będziemy swobodni? Chyba to są tylko wymówki dziecinne, albo stosowne dla le
niwego najmity. Lecz naród, rozumiejący o so
bie górnie, pamiętający piękne chwile Konstytu
cji 3 Maja,-—nie-może tracić drogich momentów czasu i w każdej chwili, choćby najtrudniejszej, p >winien prowadzić wszelkie możliwe roboty, przyczyniające się do polepszenia swego bytu.
Zwróćmy naprzykład uwag • na — handel...
Poprostu wstyd nas ogarnia wobec, dajmy na to, Czechów i Niemców, którzy dziś dość licz
nie, jako wojskowi, przebywają w kraju naszym i widzą, jak Żydzi prawie cały handel trzymają w swoich rękach, a my, — gorzko wyznać,—za
chowujemy się bezradnie, niby bezsilnie, jak dzieciaki małoletnie, albo jak leniwi najmici...
Widok okropny, który nas bardzo zawstydza!
Bo co ci cudzoziemcy muszą o nas pomyśleć?...
Czy wymówimy się niewolą moskiewską? Za
dużo zwalamy win swoich na niewolę moskiew
ską. Prawda i ona strasznie nas pokrzywdziła, utrudniając nam wszelką prace zbiorową. Ale bądźcobądź i wtedy mogliśmy i moglibyśmy du
żo zrobić, gdyhyśmy chciej,i... Jednak i wtedy za- słabo, zaleniwie krzątaliśmy się około własnego dobra wspólnego. Tylko każdy sobie rzepkę skrobał. Dziś już nastąpiła ogromna odmiana.
Powinnibyśmy ochoczo, skwapliwie zabrać się do niejednej roboty zbiorowej,—a ciągle jeszcze w miejscu stoimy bezradni, jakgdyby bezsilni.
I my sami o sobie i nikt obcy o nas nie powie, że jesteśmy bezsilni. Tylko, doprawdy, ciągle jeszcze nam się nie chce wziąć do współ-
318 NOWA JUTRZENKA № 26 nej pracy! Niby ładnie obiecujemy, że później u
nas zawre wielka robota, „niechno nam tylko dadzą swobodę“... Ciągle u nas na ustach wy
raz później, czyli jutro... Czy nam ten wyraz jutro nie przypomina leniuszka domowego, któ
remu gdjr czynimy wym >wkę, że tej lub owej roboty nie dokonał w swoim czasie, a on ciągle ma na ustach gotowe jutro: „o, jeszcze czas, ju
tro to zrobię, jutro, jutro!?". Tak i my niemal wszyscy, już nie jako d nn >wi, ale narodowi le- niuszkowie, odkładamy wszelkie ważniejsze i pilniejsze prace zbiorowe do jutra, Tem się po
cieszamy i zasłaniamy przed obcemi i przed własnem sumieniem, coś bardzo laskawem .. To nieszczególnie dobrze świadczy o naszem sumie
niu... Doprawdy, powinnibyśmy i z tego wzglę
du czemprędzej leczyć się moralnie.. Ale też nie godzi się lekceważyć własnej opinji u ob
cych... Czy odważy się kto z nas powiedzieć, że to nic, co- kto o nas myśli? Czy naprawdę nic sobie z tego nie robimy, jakie mniemanie o nas mają cudzoziemcy? Ależ, owszem, to nas musi bardzo obchodzić, bo przecież jak na< inni sądzą, tak też z nami się obcholzą, tak traktują...
A czy podobna leniucha szanować, lub z niem się rachować? Pomyślmy o tem dziś jeszcze.
Tego przynajmniej nie odkładajmy do jutra!
1 zarazem przy tej sposobności zadajmy sobie tyle jeszcze trudu, żeby zbadać zagadkę, dlaczego dotychczas u nas żydzi w swo ch rę
kach trzymają całkowity handel? Czy dl.atego, że przeszkadzała nam niewola moskiewska? czy dlatego, źeśmy na to nie mieli czasu? czy może dlatego, źeśmy i tę sprawę ddkłaćlali do jutra?
Doprawdy, bardzo zgrabne zdanie; do jutra!
Moźnaby to zdanie nazwać wielką czapką. Bo jak wielka czap i nakrywa łysinę i nikt nawet nie domyśla się, że pod nią niema nawet jedne
go włoska, — tak ood zdaniem „do jutra” nie każdy się domyśli ukrytego leniucha ..
Ze tylko ten paskudny psotnik odwodzi nas od handlu,—ni to znajdujemy dowód w Ga
licji. Tam przecież rodak nasz na brak swobo
dy, na niedolę moskiewską uskarżać się nie może. A co tam się dzieje? Oto i w Galicji sa
mi nie ttarniemy się do handlu. I bynajmniej nie zasłonimy się wymówką, że nie możemy odrazu wziąć się do handlu, bo jeszcze nie umiemy han
dlować. W takim razie nauczmy się handlu w odpowiednich szkołach handlowych, których do
wolną ilość chyba bez żadnej przeszkody mo
glibyśmy otworzyć w Galicji. I tego także nie
KS. IIMIIM И11Ш. I8>
Historja KoŚGioła Polskiego
DLA LUDU 26.
Jakie to urzędy duchowne w kośeielc polskim się potworzyły.
1. Kościół polski przestał być częścią ko
ścioła niemieckiego już od roku tysiącznego (po
równaj § 6, numer 14-y „Nowej Jutrzenki’’).
Dzięki staraniom króla Bolesław-a I Chrobrego Kościół polski stanowił osobną prowincję (czą
stkę) kościelną, zależną tylko wprost od papieża.
Na czele Kościoła polskiego stał arcybiskup gnieźnieński, inaczej zwany metropolitą. Metropo
lita gnieźnieński rządził całym Kościołem polskim.
2. Papieże często do Polski przysyłali swych posłów, zwanych legatami, którzy w imieniu pa-
{
»ieża, ale wspólnie z biskupami polskimi za- at wiali rozmaite sprawy kościelne.3. Biskupi w Polsce byli wielkimi panami (tylko z panów wywodzili się), bo posiadali o- gromne włości, niemal książęce. Wielki wpływ biskupi polscy wywierali na rządy państwa.
4. W Polsce znajdowali się też biskupi mi
syjni, którzy później zostali pomocnikami (to jest sufraganami) biskupów djecezalnych.
5. Biskupstwa w Polsce z początku były bardzo wielkie. Biskupi do pomocy w zarządzie przybrali sobie kilku księży i podzielili djecezję
na kilka części. Każda taka część zwała się m- chidjakonalm. Ksiądz, który zarządzał takim ar- chidjakonat?m, zwał się archidjakonem.
6. W wieku czternastym powstaje w Ko
ściele urząd oficjałów lub wikarjuszy gieneral- nych. Na nich przechodzi teraz władza dawnych archidjakonów. A władza djakonów zupełnie upada.
7. W wieku trzynastym powstają w Ko
ściele tak zwane kapituły katedralne. Każda ka
pituła składała się z kilku prałatów i kilkudzie
sięciu nieraz kanoników.
8. Kanoników mianował biskup. Taki ka
nonik miał prawo głosu w kapitule, zasiadał w katedralnym kościele w ławce przjr wielkim oł
tarzu (w tak zwanych stallach). Do kanonika należała pewna część majątku i dziesięcina. Ka
nonik wyśpiewywał nabożeństwa, jak jutrznię, nieszpory i inne chóralne.
9. Przy niektórych kościołach powstają ka
pituły, tak zwane kolegjackie. Taką kolegjatą u nas w Lubelskiem jest n-iprzykład kościół w Zamościu. Kapituła w Zamościu składa się z trzech prałatów i czterech kanoników. Pierwszy prałat jest nawet infułatem, to jest może nosić na głowie biskupią infułę i i pastorał w ręku.
10. W miasteczkach potworzyły się potem dekanaty. Na dekanat składało się kilka parafji.
Dekanatowi przewodzi ksiądz, zwany dziekanem;
w Lubelskiem np. jest dziesięć dekanatów, a mianowicie: 1) Puławski, 2) Biłgorajski. 3) Chełm
ski, 4) Hrubieszowski, 5) Janowski, 6) Krasno
stawski, 7) Lubartowski, 8) Lubelski, 9) Toma
szowski, 10) Zamojski.
(d. c. n.)
№ 27 NOWA JUTRZENKA 319 czynimy! Rachunki najpewniej nas o tem prze
konają. W roku 19.4 w Austrji w handlowych szkołach niemieckich pobierało naukę 16,153 o- soby, w takich szkołach czeskich 5,443 osoby, a w polskich tylko 1.213 osób. Na każde 1Ó0 osób płci męskiej, które w Austrji pobrały wy
kształcenie handlowe, przypada 71 Niemców, 24 Czechów i tylko 5 Polaków! Bardziej wy
raziście ujawnią jeszcze inne rachunki nasze stronienie od handlu. Oto w Austrji 100,1 47 mło
dzieży niemieckiej uczęszczało do różnych szkół niehandlowych, a do handlowych i6,153 — zaś młodzieńców Czechów 37 841 uczęszczało do różnych szkół niehandlowych, a do handlowych 5,443 młodzieńców, zaś młodzieńców Polaków uczęszczało do różnych szkół niehandlowych 46,560, a do handlowych tylko 1213 uczniów!...
Nic przeto dziwnego, że w Galicji zamało ist
nieje przedsiębiorstw handlowych. Rachmistrze i w tem liczbowo wykazali ogromną różnicę, więc w porównaniu z innemi krajami Austrji — ma Galicja zamało 23 tysiące przedsiębiorstw handlowych i również zamało 126 tysięcy pr/ed- sięciorstw wytwórczych £).
Zatem my, Pol cy, nie tylko tu w Króle
stwie, ale również i w Galicji, bardzo a bardzo z ogromną krzywdą i dla siebie każdy poszcze
gólnie i dla narodu całego stronimy < d h ndlu.
Tak nadal być nie moż-, bo bez własnego han
dlu naród nigdy nie zdoła zabezpieczyć swego bytu. Jeśli chcemy być samoistnym i dzielnym narodem, nie zależeć od cudzej łaski, musimy handel cały ująć w swoje ręce ! Nie mówmy, że żydzi nas od handlu odsuwają. Bo jakkolwiek oni, dajmy na to, chcieliby nawet to uczynić — to j-dnak poprostu nie potrafiliby tego dokazać, gdybyśmy sann chętnie garnęli się do handlu.
Ale, niestety, tak nie je^t, owszem, nawet sami stronimy od niego A dzieje się tak z powodu naszej ociężałości duchowej. Ma w nas górę sta
ry leniuszek, który nie lubi być ruchliwym, skrzętnym, zabiegliwym, usłużnym, cierpliwym, wytrwałym, ale woli zbywać robotę, szuka ła
twego i zyskownego zajęcia, chce prędko i lek
ko zdobyć zarobek... A w handlu różnie bywa:
trzeba w handlu być ciągle czujnym, zaradnym, przewidującym, znać ludzi, być im usłużnym, potrzebnym; nawet kupiec, gdy ma umysł ru
chliwy, przedsiębierczy, bardzo się przyczynia do rozwoju przemysłu i do zużytkowania natural
nych bogactw kraju.
Musimy więc wytoczyć wojnę naszemu le- niuszkowi, bo musimy wziąć się do handlu. Bez własnego handlu wszelka nasza praca czy na ro
li, czy w warsztacie nie stanie się korzystną dla narodu. Słowem, owoce naszej pracy posiędą obcy, gdy handel ciągle znajdować się będzie w obcych rękach. Jednak nie mówmy sobie, źe weżmiemy się do handlu dopiero wówczas, kie
dy już Polska naprawdę stanie się niepodległą, kiedy sami u siebie będziemy gospodarzami.
_____________ A
1) Liczby podajemy z pożytecznej książki A. Bol- lande p. n. „O szkolnictwie handlowem w Galicji“.
Niechżeż nam nie zdaje się, że tak odrazu, jak gdyby na komendę, w pewnej chwili duży za
stęp rodaków natychmiast weźmie się do han
dlu i że już będą z nich doskonali kupcy polscy.
To niemożliwe. Nic nie dzieje się odrazu, na poczekaniu. A tembardziej nikt tak trudnej pra
cy, jak kupiectwo, nie nauczy się natychmiast.
Przedewszystkiem trzeba w narodzie pol- skiem ugruntować jasne i mocne przeświadcze
nie o niezbędności handlu polskiego dla dobra i bezpieczeństwa Polski,—następnie, trzeba pod
wójnej pomocy udzielać już czynnym kupcom polskim, mianowicie, ułatwiać im otrzymywanie łatwego kredytu i przyczyniać się do dalszego doskonalenia ich w zawodzie kupieckim,—wresz
cie, trzeba młodzieży polskiej, płci obojga ułat
wiać przygotowanie się do zawodu kupieckiego.
Kt i ma się tem wszystkiem zająć i kiedy? — Odpowiadamy: naród i natychmiast. W jaki spo
sób? Przez utworzenie specjalnego stowarzysze
nia narodowego pod nazwą Polska Macierz Ku~
piecka. Miałaby ona jedynie na celu. wzmożenie i udoskonalenie kupiectwa polskiego przez two
rzenie banków handlowych, zakładanie szkół handlowych, urządzanie kursów i odczytów’, o- twieranie bibljotek, wydawanie czasopisma spe
cjalnego i książek odpowiednich, oraz pilne przestrzeganie hasła „swój do swego”, ale też sprawiedliwe wytykanie groźnych błędów, w handlu nieraz popełnianych. Do tego stowarzy
szenia powinnoby należeć jaknajwięcej rodaków, którym na sercu leży dobro i bezpieczeństwo Polski. Ojczyzna nasza nie osięgnie bytu trwa
łego bez handlu polskiego. Zaraz przystąpmy do stworzenia Polskiej Macierzy Kupieckiej. Przyda się ona i wówczas nawet, kiedy już w rządzie polskim działać zacznie ministerjum handlu i prze
mysłu, bo stanie się dla niego niejako organem wykonawczym, współpracownikiem bardzo po
tężnym. Nie zwlekajmy, ale natychmiast przez Polską Macierz Kupiecką dźwigajmy polski han
del, który ma przyczyniać się do utrwalenia po
myślnego bytu naszej ojczyzny.
Ks A. Kwiatkowski.
Nauczyciel.
Szkolnictwo ludow’e znowuź dostało się w ręce narodu. Już też daje się zauważyć coraz większe zainteresowanie naszego ogółu sprawa
mi szkolnemi. Rady szkolne dbają nie tylko o izbę szkolną, pomoce naukowe i zapłatę dla nauczyciela, ale nawet wglądają w prace szkol
ne nauczyciela i dziatwy. Owszem i niejeden nauczyciel staranny chętnie zaprasza rodaków do szkoły, sam zapoznaje ich z różnemi zajęcia
mi szk Inemi, bo w taki sposób ogół najpe'w- niej stanie się współpracownikiem szkoły. Mię
dzy szkolą i ogółem musi istnieć żywa i ciągła styczność. Szkoła bowiem dopomaga rodzinie w wychowaniu dzieci, przygotowuje dzieci do sa-
NOWA JUTRZENKA № 27 modzielnego i pożytecznego życia i zarazem
przez dzieci wpływa w niejednem na udosko
nalenie życia rodzinnego i narodowego... I od
wrotnie — rodzina i naród niejako trzymają szko
łę w karbach, aby znowu szkoła w niejednem dostosowywała się do wymagań życia rodzinne
go i narodowego... Ponieważ szkoła polska mu
si być w ustawicznej spójni ze społeczeństwem, wypada przeto, aby społeczeństwo dokładniej zapoznało się z ważniejszemi regułami szkol
nictwa, bo przecie przedewszystkiem powinnoby wiedzieć społeczeństwo, czego ma wymagać od szkoły, która szkoła jest dobra, a która nieod
powiednia. Z tych powodów podamy w „Nowej Jutrzence" cały szereg nrtykułów, objaśniających
wiele szczegółów szkolnych.
Może najważniejsze są prawidła, dotyczące nauczyciela. Jak społeczeństwo nasze już przed blisko stu pięćdziesięciu laty zapatrywało się na powinność nauczyciela, jakim go mieć chciało, dosyć o tem znajdujemy rozumnych i pięknych uwag w książce ks. Grzegorza Piramowicza.
Jeszcze i dzisiaj uwagi jego nic a nic nie stra
ciły wielkiej wartoś i dla życia codziennego.
Stąd pożytecznie będzie dla ogółu naszego, gdy jeszcze wiele uwag tu powtórzymy ze starej księgi księdza Piramowicza, której zpewnością czytelnicy nasi dotychczas poznać nie mieli spo
sobności. Nie zawadzi nadmienić, że niejedna uwaga o powinnościach nauczyciela może być zarazem wskazówką, jakiemi też zaletami odzna
czać się powinni rodzice. Bo przecież nauczy
ciel jest tylko wyręczycielem rodziców. Jakim on, — takiemi też i rodzice być powinni.
* **
Otóż, — poucza ksiądz G. Piramowicz —
„żeby nauczyciel stal się pożytecznym, trzeba mu koniecznie zjednać sobie miłość, zaufanie i poważanie u uczniów swoich. Bo jeśli dzieci, które łatwo wszystko postrzegają i przenikają, nie znajdą w nauczycielu swoim przymiotów i obyczajów chwalebnych? ani go poważać, ani kochać, ani z ochotą słuchać będą, ale owszem, u siebie nim pogardzać. I już taki nauczyciel nic dobrego nie dokaże. A stanie się miłym, kocha
nym od dzieci i godny n zaufania, kiedy okazy
wać im będzie nietylko w słowach i oświadcze
niach, ale bardziej w postępowaniu swojem szczerą ku nim miłość, serce ojcowskie, troskli
wość, staranie o ich dobro; kiedy w ich poti zę
bach, smutkach, w chorobie okaże litość, pocie
szać, nawiedzać, o ratunek, o lekarza, o leki za
biegać będzie. Nadto, kiedy nie będzie jednych nad drugich uczniów z upodobania samego lub innych nienależytych względów przenosić, jed
nych zbyt wywyższać, drugich poniżać; ale w pochwałach i naganach, w nagrodach i karach samą sprawiedliwością rządzić się będzie. Rozją
trzać, zawstydzać z dziwactwa i wstrętu, nie tylko jest rzeczą niegodziwą, ale może na za
wsze odstręczyć dzieci od nauczyciela i od nauki.
Dalej, mieć w nim będą uczniowie zaufa
nie, kiedy im łagodnego przystępu nigdy nie od
mówi, wątpliwości cierpliwie wysłucha, w błę dach po ojcowsku ostrzeże; kiedy się czego se
kretnego dowie, ani tego, który doniósł, nie wyda, ani tego, którego się tajemne doniesienie tyczy, jawnie nie wytknie, ale potajemnie rzecz wyrozumie i napomni, chybaby gwałtowne oko
liczności inaczej wymagały i natenczas rady roz
tropniejszych zasięgnie. Bardzoby niegodziwie czynił nauczyciel, gdyby któremu urodzenie, ubóstwo w domu, w odzieniu, wymawiał na za
wstydzenie. Będąc jakoby powszechnym ojcem uczniów, sobie powi rzonych, wszystkich, jako dzieci, kochać równo powinien; znać ma, że człowieka, jakim on sam jest w każdym stanie szanować mu należy. Im kto jest podług mnie
mania ludzkiego z niższego stanu, im jest uboż
szy, tem bardziej po ludzku postępować z nim, tem więcej go ochraniać, pocieszać i serca mu dodawać poczciwość każę; a dobry nauczyciel wielką baczność na ten obowiązek mieć powi
nien.
Jeśli nauczyciel poważanie prawdziwe, nie powierzchowne, zjednać sobie pragnie, powi
nien: w calem swojem życiu i obcowaniu dobry przykład pobożności, uczciwości, trzeźwości i czystości dawać dzieciom. Zgorszenie jest nietyl
ko wielkim grzechem i prowadzi za sobą grze
chy młodszych, ale też ściąga na starszych, na przełożonych i nauczycielów pogardę i pośmiech.
Czegoby taki nauczyciel z całą swoją władzą dokazał, któregoby dzieci postrzegły rozpustnym, niewstrzemięźliwym w napoju, kłamcą i tym po
dobnie? Również godzi się, by nauczyciel w mo
wie, w ruchach i wszelkiem postępowaniu za
chował przystojność i powagę, nie przydając sobie śmiesznej miny w chodzeniu, gadaniu i innych okolicznościach, nie mówiąc o sobie, o swej nauce, o swojej zwierzchności z hardością i dumą, bo owszem, takie sposoby postrzegłszy dzieci, wyszydzą, między sobą obmówią; ale wszystko czynić ma z prostotą szlachetną, gład
ko i naturalnie, żadnej się płachości nie dopusz
czając. Będą dzieci miały dobre rozumienie o nauczycielu, gdy wiedzieć będą, że on z ludźmi cnotliwemi, poważnemi i rozumnemi przestąp. Z dziećmi ma sobie postępować ani posępnie, że
by się nie odrażały, ani zbyt poufale, żeby nim nie gardziły. Niech będzie,—mówił ś. Grzegorz,
— surowość, ale nie rozjątrzająca, niech będzie miłość, ale nie miękcząea.
Ksiądz G. Piramawicz.
Życie prawdziwego chrześcijanina то- źnaby porównać do biegu majestatycznejrze ki, która płynie równo i spokojnie. Burze mogą, skłębić jej fale na powierzchni, ale na dnie zawsze panuje spokój.
Ku światłu.
№ 27 NOWA JUTRZENKA 321
U STÓP
Panie, Ty widzisz, krzyża się nie lękam, Panie, Ty widzisz, krzyża, się nie wstydzę;
Krzyż Twój całuję, pod krzyżem uklękam, Bo na tym krzyżu Boga mego widzę.
Do krzyżam zwrócił wszystkie me życzenie, Do k.zyżam przybił błędnych myśli roje, Bo z krzyża płyną promienie zbawienia, Bo z krzyża płyną zmartwychstania zdroje.
Pod krzyżem świata starty i złamany , Pragnę już odtąd krzyż Twój w duszy nosić, Niewoli świata pokruszyć kajdany,
Bym mógł na krzyżu krzyża chwalę głosić.
Nie zasłużyłem, abyś mnie pocieszył,
Bom przez czas długi tak od Ciebie stronił, Gdyś na mnie wołał, do Cichłem nie spieszył.
I łez tak wiele tak matniem roztrwonił.
Ach, Tyś mi podał pierwszy rękę Twoję, Abym na krzyża mógł powrócić drogę —
A jam nią wzgardził! Dziś pod krzyżem stoję Bo już bez Ciebie dłużej żyć nie mogę,
Bom znalazł w krzyżu to, com w sercu stracił:
Pokój i wiarę, miłość i nadzieję;
Ubogą duszę Tyś łzami zbogacił,
Przystroił cierniem, który nie więdnieje.
A serce wspomnień nosząc krwawą ranę, Samotnie życia pielgrzymkę odbędzie,
Czyń co chcesz ze mną; pod krzyżem zostanę, Krzyż był kolebką, krzyż mym grobem będzie.
Ks. Karol Antoniewicz.
Zalety przemysłowca.
W r. 1742 Piotr Hasenklewer został agen
tem podróżnym w przedsiębiorstwie swego krew
nego, który w okolicy Akwizgranu posiadał fa
brykę tytoniu. Objeżdżał Francję, Saksonię, Śląsk, Polskę, Rosję i nadzwyczainie powiększył odbyt fabryki rozumną swoją działalnością. Na Śląsku wyuczył się przemysłu płóciennego, któ
remu później miał oddać ważne przysługi; wy
słał nawet próbki śląskich płócien do stryja swe
go Antoniego Hasenklewera, kupca w Lizbonie (Portugalja). przez co otworzył dla tego towaru nowy, korzystny rynek zbytu, z którego i sam Różniej korzystał. Gdy po długie] podróży po liszpanji i Portugalji powrócił do Akwizgranu i przypomniał swemu krewnemu daną mu przez tegoż obietnicę, że go przyjmie jako wspólnika do swego przedsiębiorstwa, ten mu odpowie
dział, że ma pięciu synów, dla których ma wię
ksze niż dla niego obowiązki. Niewdzięczny ten człowiek wzamian za wyświadczone mu wielkie przysługi, nietylko nie przypuścił Piotra do u- działu w korzyściach, ale kazał mu nawet zapła
cić połowę kosztów podróży. Hasenklewer roz
gniewany takiem niesprawiedliwem postępowa
niem, porzucił interesa swego krewnego. Poro
zumiał się listownie ze swoim stryjem w Lizbo
nie, który był gotów przyjąć go za wspólnika, jeżeli włoży do wspólnego handlu 8 tysięcy gul
denów. Hasenklewer nie posiada) nawet połowy tego; ale jego wzorowe sprawowanie się, uczci
wość i niezmordowana gorliwość kupiecka zy
skały mu zaufanie obcych łudzi; kupiec Frankine w Verwiers pożyczył mu potrzebną sumę, uwa
żając za dostateczną rękojmię jego uczciwość i pracowitość. Gdy przybył do Lizbony, stryj już nie żył, a handel stryja znajdował się w rę
ku dwuch krewniaków. Połączył się z niemi pod firmą Lang i Hasenklewer, ożenił się i żył tam cztery lata szczęśliwie. W reszcie wystąpił ze spółki i umówiwszy się z niejakim Piotrem Cimermanem, do spółki z nim założył nowe przedsiębiorstwo kupieckie w Kadyksie (Hisz- panja). Ażeby ulżyć ojcu w utrzymaniu licznej rodziny, szlachetny syn wziął na siebie wycho
wanie trzech najmłodszych braci.
W owych czasach nastały zaburzenia po
lityczne i wskutek tego w handlu zaczął się za-
322 NOWA JUTRZENKA № 27 stój, nawet niektórzy kupcy zbankrutowali, co
zatrwożyło wogóle kupców niemieckich, ale Ha- senklewer nie stracił ani na chwilę przytomnoś
ci umysłu i zwycięsko wyszedł z tej próby.
Chęć ożywienia ducha przedsiębiercz<-go swoich kolegów za pomocą osobistego wpływu i doda
nia im odwagi do znakomitych przedsięwzięć, niemniej życzenia naocznego oglądania najzna
komitszych fabryk w Europie spowodowały go do odbycia długiej podróży po Francji, Anglji, Holandji i Niemczech. Jak bardzo temu dzielne
mu mężowi leżało na sercu, ażeby obok własnych korzyści przyczynić się i do pomyślności innych, a także do wzrostu krajowego handlu i przemy
słu, podróż ta najmocniej przekonała. 1 tak: ku
pił we Francji partję płótna i rozdzielił ją po fabrykach śląskich dla nauki i zachęty tamtejszych tkaczy. Tak samo wpływał w Osnabrik na po
lepszenie przemysłu płóciennego, zaprowadzając tam francuski sposób fabrykowania, przez co dobroć wyrobu podniosła się o 25°/ , a w tym samym stosunku i odbyt.
. Gdy go w Berlinie wezwano do rady’ od
nośnie sposobów podźwignięcia handlu śląskie
go, Hasenklewer zrobił uwagę, ze w Hiszpanji i Portugalji skarżą się bardzo na niejednostaj
ną szerokość śląskich płócien, przez co odbyt ich znajduje przeszkody. Wskutek tej uwagi rząd pruski wydał szczególne rozporządzenie dla ujednostajnienia szerokości płócien. W ciągu tej podróży’ umysł swój w różnych kierunkach wzbogacił i widnokrąg swych wiadomości roz
szerzył, tak, że stał się pierwszorzędnym kup
cem w ścislem znaczeniu tego słowa. Powróciw
szy do Kadyksu, zastał kilka niemiłych dla sie
bie niespodzianek. Spólnik podczas jego nieo
becności źle gospodarował; Hasenklewer roz
łączył się więc z nim i zawiązał spółkę z dwo
ma innymi kupcami Już wtenczas stosunki jego handlowe z Ameryką znacznie się ożywiły, jak niemniej handel Śląskiem płótnem, do którego dawniejszą swoją przesyłką dał pierwszy popęd.
Roczny obrót wynosił kilka miljonów. Ale zdro
wie Hasenklawera pod wpływem gorącego kli
matu południowej Hiszpanji zostało zagrożone, musiał więc za radą lekarzy "przenieść się z ro
dziną swoją do Londynu.
Ąlokuńcz. nastąpi)
Nowa kolej.
Grono ludzi dobrej woli z p. Stefanem Ko- werskim z Józwowa na czele wniosło do władzy okupacyjnej podanie o pozwolenie na budowę koleji wązkotorowei z Lublina do Bychawy.
Władza bardzo życzliwie przyjęła podanie i przy- rzekła ze swe) strony wielką pomoc pożądaną.
J. E. hrabia Szeptycki tak serdecznie pragnie do
pomagać ludności naszej, że z pewnością potęż
nie przyczyni się do zbudowania tej tak bardzo potrzebnej kolejki. Inżynier powiatowy, p. Pie
traszkiewicz, niezmiernie gorliwie zajął się tym pomysłem i już uzyskał zgodę władz na wyko
nanie p uniarów i planów ula tej kolei. W tych dniach już komitet budowy t-“j kolei wąskotoro
wej wszedł w porozumienie z biurem technicz- nem p. Bronisława Kochanowskiego, które pod
jęło się narazie przygotować plany i kosztorys,—
a następnie gotowe jest i wykonać całkowitą budowę kolei w Królestwie.
Tak więc nadziejna otucha wstąp ła w ser
ca mieszkańców obszernej okoli y, dotychczas ciężko krzywdzonych okropnym gościńcem. Zdaw- na kraje oświecone w ed/ą, jak dobre drogi są niezbędnie do podniesienia zamożności i oświa
ty w narodzie, dlatego te kraje bardzo troszczą się o budowę szos i kolei. Dość spojrzeć na mapę np. Belgji, Holandji, Niemiec, Anglji, żeby przekonać się, jak zależnym jest rozwój ekono
miczny państwa od iL ści dobrych dróg wodnych, bitych i żelaznych. 1 nam, Polakom, lównieźnie od dzisiaj znany jest wpływ dogodnej komuni
kacji na polepszenie bytu mieszkańców, ale do- niedawna jeszcze nie wolno nam było troszczyć się o drogi dobre, więc dlatego niemal wszędzie w kraju mieliśmy drogi przeraźliwie straszne, co dotkliwą wszystkim wyrządzało krzywdę. Na
reszcie obecnie możemy już pozbyć się tej krzywdy. Tu i owdzie w kraju w ostatnich cza
sach przybyło cokolwiek dogodniejszych komu
nikacji. 1 okolice Bvchawy teraz pilnie zatroszczy
ły się o to samo, daj Boże, aby pomyślnie! Jest nadzieja, że do skutku dojdzie, byle wytrwałość nie opuszczała komitetu, bo pomoc ze strony władz jest zapewniona i nie zawiedzie. W so
botę, to jest 7 lipca, już biuro techniczne rozpo
czyna pomiary i wytykanie linji w kierunku By
chawy,—zatem rozpoczynamy w ten sposób kłaść fundamenty pod lepsze jutro ekonomiczne.
Bo przecież przedewszystkiem odbudowa zniszczonych działaniami wojennemi gospodarstw w okolicy, a jest takich bardzo dużo, nie inaczej da się dokonać, jak tylko właśnie przy pomocy kolejki. Niemasz bowiem w okolicy Bychawy i na przestrzeni całej od Lublina w kierunku By
chawy (np. w bardzo zniszczonych Prawiedni- kach) obfitych lasów, które wystarczyłyby' do odbudowy. Dziś niepodobna już szafować bu
dulcem drewnianym bęz miary, bo go nie wy
starczy. Dziś przeważnie powinny być stawiane budynki ceglane. Ale już chyba ekonomicznie nie wolno urządzać cegielni polowych, bo one byłyby poprostu marnotrawstwem lasów—mająt
ku narodowego. Trzeba wznosić cegielnie tylko kręgowe, lub półkręgowe, opalane dla oszczęd
ności węglem. Sążeń drzewa w Bychawie np.
obecnie kosztuje do 40 rb. Ileż musiałaby ko
sztować cegła, wypalona tak drogim opalem?
Ale węgla nie zdoła okolica dla swojej cegielni sprowadzać inaczej—tylko kolejką. Bo przede
wszystkiem dziś o furmanki trudno dla małej ilości koni, są niezmiernie kosztowne,—a powtó- re, drogi nasze tak są większą część roku okrop
ne, że i dlatego jeszcze koszt furmanki podniósł
by się bardzo znacznie.
N° 27 NOWA JUTRZENKA 323 Zatem w pierwszym rzędzie odbudowa go*
spodarstw w okolicy, a odbudowa staranna, oszczędna i trwała wymaga usługi kolejki i już dlatego bardzo potrzebna jest kolejka z Lublina do Bychawy, a potem dalej ku południowi w okolice bogate obszarów ordynacji zamojskiej.
Jednak i inne względy ekonomiczne i moralne poprostu naglą do budowy tej kolejki. Szeroka okolica Bychawy jest ludna i bardzo urodzajna.
Tu wnet mogą powstać różne przemysły rolni
cze, a więc cukrownia akcyjna z drobnych udzia
łów włościańskich jak w Czechach,—i na czele tego przedsięwzięcia zpewnością stanie p. sędzia Kowerski, potem zostanie zbudowany młyn pa
rowy przy udziale miejscowego Towarzystwa Kredytowego, a więc na zasadach kooperacji.
Wreszcie tylko przy kolejce rozwiną się takie donośne działy gospodarcze, jak sadownictwo handlowe, mleczarstwo i rybna gospodarka. Przy tak okropnych drogach poprostu niepodobna podjąć tych wszystkich przemysłów, a znowu bez tych przemysłów nie podniesiemy ludności ekonomicznie, ciągle będzie klepać biedę! Dość przypomnieć, źe z Bychawy do Lublina furman
ka próżna przy złej drodze, co trwa całe mie
siące jesienne, zimowe i wiosenne—musi jechać siedem godzM A gdy wiezie jaki ciężar—podróż jej zabiera dwanaście do osiemnastu godzin! To prawdziwe, ale. i okropne.
W takich warunkach niepodobna pomyśleć o jakiejkolwiek pomyślniejszej pracy. Dlaiego wszyscy mieszkańcy okolic Bychawy tak łakną tej kolejki, jak duszony łaknie powietrza, bo bez niego zginie. Więc dziś oczy wszystkich zwró
cone są na budowę tej tak gorąco upragnionej i tak życiowo niezbędnej kolejki, od której od
budowa i rozwój ekonomiczny są najzupełniej zależne. Gdy kolejka zacznie być czynną—na
tychmiast rozpocznie się prawidłowa i bardzo dobra odbudowa zniszczonych gospodarstw, nie
bawem zaczną się wznosić budynki fabryczne, więc przy nich zakwitnie przemysł rolniczy—i znów przez cegielnię przyspieszy się tak bardzo niezbędne zbudowanie nowej świątyni w Bycha
wie, co bardzo zadość uczyni moralnej potrze
bie ludności okolicznej. Ale i na podniesie oś
wiaty również bardzo pomyślnie kolejka ta zdo
ła wpłynąć. Oto dziś coraz więcej młodzieży łaknie nauki, coraz więcej dzieci ludu garnie się do szkół lubelskich. Każdy rodzic, umieszczając swe dziecko w szkole lubelskiej, musi je zaraz oddać na stancję w Lublinie, co bardzo podnosi wydatki ubogiego człeka. A gdy będzie kolejka, uczeń do szkoły i ze szkoły do domu codziennie jeździć będzie. Specjalny pociąg szkolny może rano i po południu obsługiwać okolicę, co przy
czyni się do powiększenia liczby uczącćj się mło
dzieży, obniży wydatek na utrzymanie dziecka w szkole i co najważniejsze,—to zapewni dziec
ku ustawiczną opiekę rodziców, tak pożądaną dla dziecka, które dziś, umieszczone na stancji, zdała od oka rodzicielskiego, bywa narażane na rozmaite wpływy szkodliwe. Tak więc kolejka, gdy się urzeczywistni, niezawodnie przyczyni się do utrwalenia wielkiej i wielorakiej pomyślności
w szerokiej okolicy. Ale jest pewność niewąt
pliwa, że budowa kolejki dojdzie do skutku, bo i władze z J. E. hrabią Szeptyckim na czele i komitet budowy z p Kowers.khn na przedzie, przy udziale tak dzielnego i życzliwego p. inży
niera Pietraszkiewicza zechcą tą koleją wązkoto- rową z Lublina do Bychawy jeszcze w tym ro
ku najniezawodniej pierwszy pociąg przed wi- gilją Bożego N irodzenia puścić uroczyście po ryby, grzyby i suszone owoce do sadu Ciesiel
skiego pod Bychawą!
A. Flos.
NOWINY.
Niemiła przygoda nauczką. W gmi
nie Mełgiew odbywało się wesele wiejskie. Go
spodarz wesela zaprosił na nie dwuch swoich znajomych mieszkańców Lublina. Ale mieszcza
nie zacni chcieli w wieśniakach obudzić podziw nadzwyczajny, więc na ono wesele przywieźli z sobą odziewadła niezwyczajne, bo jeden—frak a drugi — tużurek. Oczywiście wystroili się w te ubrania dopiero na wsi, w mieszkaniu wesel- nem, a zwykłe swe odziewadła złożyli w izbie, obok izby weselnej. Tak odświętnie, a „cudacz
nie” dla wieśniaków przyodziani lublinianie uda
li się do kościoła, potem bawili się ochoczo aż do końca wesela. Gdy już czas było wracać do domu, ci dwaj panowie miejscy idą do ubocz
nej izby dla przebrania się, to jest zdjęcia onych
„cudaków“ z siebie, a ubrania się w zwykłe swoje szatki,—szukają tych swoich szatek i, o zgrozo, znaleźć nie mogą, bo jakiś niecnota je ukradł! Oczywiście wielką wyrządził krzywdę onyin niefortunnym weselnikom, ale w sposób gorzki dał nauczkę, że p.zecież nie szata zdobi człowieka! Po co ubogiemu cz’owiekowi naśla
dować zwyczaje niedorzeczne i szkodliwe? Tak wogóle człowiek mało rozgarnięty skłonny jest małpować cudaczne zwyczaje. I zpewnością onych dwuch lublinian okolica mełgiewska jużby naśladowała w cudacznych przyodziewkach. Ale przygoda niemiła zadrwiwszy z tej ich maska
rady, podała ich na pośmiewisko i w ten spo
sób nikogo nie zachęci do pó|ścia w ich ślady.
Wesoły początek, a koniec smutny. Źle uczynił złodziej okradając gości, ale i ci goście niedo
rzecznie uczynili usiłując zaszczepić zwyczaj nie
dorzeczny.
Warszawa. Władze niemieckie wydały rozporządzenie, ażeby wszyscy studenci uniwer
sytetu i politechniki, którzy nie są stałemi mie
szkańcami Warszawy, do 5 Lipca opuścili War
szawę. Widocznie władze niemieckie nie chcą, ażeby studenci nie podburzali ludności miejskiej.
324 NOWA JUTRZENKA № 27 KLEMENS JUNOSZA.
Uli CHLEBIE U DZIECI.
— O! szczery ci on, szczery,—ńzekł z we- stchnienim Kusztycki.
— Po sprawiedliwości, mój panie Kusztyc
ki. mogę to powiedzieć, że naprawdę szczery.
On do mnie, psia wełna, tak wczoraj pięknie przemówił, żem mało nie płakał. Tak, psia weł
na, przemówił!
— A cóż on wam takiego powiedział?
— A juści. Pięknie powiedział, nie jako starozakonny żyd, ale lepiej, niż syn rodzony.
— No, no, gadajcież.
— A powiada: „Wincenty! wam nie pasu
je, powiada, psia wełna, żebyście się mieli po
niewierać. Wam, powiada, ja dam spanie, czy w karczmie, czy w stajni, czy gdzie, powiada, sami sobie upodobacie—i będziecie se, powiada, psia noga, żyli jak pan, w najlepszej wyg< d- r.ości i honorze, że wam. powiada, i wody nikt nie zamąci, i marnego slow a nie [ owie —i w od
ki będziecie mieli, powiada, ile zechcecie. Szcze
ry żyd, sprawiedliwie szczery!
— 1 co więcej?
— Szczery, o! sprawiedliwie szczery! Wy, powiada, Wincenty, będziecie sobie żyli jakpan w wygodności, w ciepłości, w spokoju... cala karczma, powiada, wasza. Czy zechcecie się po
łożyć w tym rogu, czy w tamtym, czy choćby i na stole, przeszkody żadnej nie /najdziecie, nikt wam nie zabroni.
— A cóż wy jemu macie płacić za tę łaskę?
— Nic, wcale nic — jednego grosika nie żąda i jeszcze oto, psia wełna, wódki obiecuje.
—- Dziw doprawdy — dziw wielki!
— Tylko, powiada, czasem, nawet nie co- dzień, powiada, Wincenty urąbie mi trochę drze
wa, albo, na to mówiący, konia Wincenty napoi.
— Aha! albo w' piecu napali, albo w sza
bas będzie Wincenty świeczki gasił. Na dobry koniec wam przyszło. Tfy z taką robotą! Toć wstyd na gospodarza, żeby się już tak zmizeio- wał i na poniewierkę poszedł. Co wam za nie
wola?
— A... kiedy Joel o piecu i o świeczkach nie wspomniał.
. — Jak skoro on was tylko do sw ojej służ
by zapędzi, to musicie robić wszystko, co on wam każę. Oj, Wincenty! Wincenty! co wam też w głowie? Pozbyliście się gospodarstwa, ale przecież macie jakieś opatrzenie u dzieci.
— A juści... obietnicę mam, nawet i w ak
cie stoi
Skoro stoi, to nie darujcie swego, duś
cie, podawajcie do sądu.
— Nie bardzo < no jakoś pasuje, żeby się z dziećmi rodzonemi prawować.
— Tak, a im to pasuje ojca krzywdzić?
— Woła ich...
— A posłuchaliście też mnie, — pytał Ku
sztycki— jaką wam radę dawałem jeszcze przed zapisem?
— Niby jaką radę?
— Żebyśc ie sobie zaszyli w sukmanę tro
chę groszowinv od wszelkiego wypadku.
— Zaszyłem, a jakże, mój kochany panie Kusztycki, zaszyłem rzetelnie, na moc, co naj
grubszą nicią, jaka jeno była w chałupie.
— No — toście przynajmniej dobrze zrobili, to jedno chociaż.
— Kiedy, oto, psia wełna, jużem dwa razy odpruwał.
— I wydaliście wszystko.,, utopiliście het u kochanego Joela? Co? przyznajcie się, toć wam przecie głowy nie urw’ę.
— Jeszcze mam cościć ze sześć czerwonych papierków.
— Oj, Wincenty! Wincenty... I z takiemi pieniędzmi, z ordynarją, co wam się od dzieci należy, chcecie do żyda w służbę iść, w karcz
mie pod ławą sypiać, w piecach palić. Tfy! czy was licho jakie opętało,, czy was z rozumu kto obrał! I grzech, i wstyd, i śmiech. Toć popatrz
cie oto na starego Piotia. Nigdy żadnego go
spodarstwa nie miał, a przecie żył i żyje pocz
ciwie ze swej pracy i oto jeszcze sierotkę wziął...
a wy !
— Eh, co mi tam Kusztycki będzie Piotrem oczy wykłówal. Piotr to Piotr — a ja to ja. On psia wełna, przybłęda, nie wiadomo skąd, a ja suchowolski gospodarz, prawowity, rodzony, z maleńkośjci tu jestem, ocl ojców i dziadów Su
chowolski.
— I co z tego, kiedy wam na taki oto ko
niec przychodzi.
— "Mój Kusztycki, proszę was, pókim do
bry, psia wełna... nie dogadujcie, bo jak na mnie przyjdzie mankolja, to możecie dostać po łbie...
jak nic !
— Ha! ha! Nie próbujcie wy się ze mną na moc, bo jakbym v> as pchnął tylko, tobyście się zwalili jak kłoda.
— Spróbujcie!
— Ej Wincenty! zwady ja z wami nie szu
kam; po dobroci do was przemawiam i po przy
jaźni. Wolna wola słuchać, wolna nie słuchać;
a ja jeszcze raz mówią, że zamiast do Joela na służbę iść, lepiej sakwy sobie uszyjcie i żółwio
wą skorupę do garści wziąwszy — pod kościo
łem usiądźcie, chleba prosić. Będzięcie przynaj
mniej nabożne pieśni śpiewali i pacierze mówili.
Zawsze to już porządniej niż w karczmie pod ławą mieszkać. Powiadacie, że coś chodzi za wami, dogaduje, judzi, — to się przeżegnajcie, albo do kościoła pójdźcie na mszę świętą, zmów
cie pacierz do Przemienienia Pańskiego, żeby się wam odmiana jaka uczyniła.
Pypeć westchnął.
— Pięknie, pięknie Kusztycki powiada i na
bożnie. jak w kościele,
— Właśnie, że powiadam tak, jak według serca mego szczerości, a z przyjac;elstwa dla was, należało powiedzieć! Odpędźcie wy, Win
№ 27 NOWA JUTRZENKA 325 centy, złe pomyślenia od siebie i posłuchajcie
dobrego słowa.
—■ Hm.. jabym i posłuchał... ale nijako mi i nie bardzo pasuje.
— Niby według czego?
— A choćby oto, jak powiadacie, do ja
kiego gospodarza na komorne pójść. Jakżeż ja, skoro jeszczem niedawno sobie oto, psia wełna, taki sam gospodarz byl, jak i on... a teraz mam u niego w komornem siedzieć?
— No to co? Byliście gospodarz, ale swo
jej fortuny nie zmarnowaliście, jeno oddali dzie
ciom. Oddaliście, bo taka była wasza wola.
— Zawdy to nijako człowiekowi...
— Skoro wam się tak nie podoba, to jesz
cze oto możecie, choćby gdzie i we dworze o- bowiązku poszukać !
— A juści! żebym ja, psia wełna, na stare lata miał słuchać ekonomów i karbowych' Nie, mój panie Kusztycki, tego nie zrobię.
(d. c. n.)
W sprawie lasów polskich.
Cały obszar Kongresowego Królestwa Pol
skiego według obliczeń z roku 1894 wynosi 22,044,244 morgi nowopolskie. Ogólna powierz
chnia lasów na tym obszarze wynosiła przed wojną 4.180.000 morgów nowopolskich, co sta
nowiło 19% ogólnej powierzchni kraju. Powyż
szy procent, niższy o 7°/0 od stosunku powierz
chni lasów do ogólnego obszaru Niemiec, nie
zbicie wykazuje ubóstwo naszej gospodarki już przed wojną. Po wojnie procent powyższy ob
niży się zapewne bardzo; kraj nasz zaliczony będzie do malolesistych, a niektóre jego okolice do bezleśnych. Ten stan nie może być cierpia
ny, bowiem ani nasze warunki klimatyczne, ani stosunki ekonomiczne znosić go nie pozwolą.
Musimy w czasie jednego pokolenia doprowa
dzić przestrzeń ląsów do wymagań prawidło
wych, a więc do 25 — 30 °/0 ogólnego obszaru kraju, musimy zająć pod lasy wszelkie niezdat
ne do użytkowania rolnego przestrzenie, musi
my te przestrzenie zalesić i dbać, aby drzewo
stany, na nich powstałe, mogły kiedyś w przy
szłości wydać możliwie najwięcej masy drzewnej.
Natychmiast jednak będziemy się musieli ograniczyć do zarejestrowania istniejących prze
strzeni leśnych, do zaopiekowania się niemi, aby się nie zmniejszały, do rejestrowania i przyłą
czania do lasów coraz nowych przestrzeni, do zdwojonej przynajmniej pracy przy zalesianiu wyrębów w lasach, do porządkowania ocalałych drzewostanów, poczynając od najstarszych, a więc rębnych, poprzez dorastające i młodniki aż do niedawnych zagajeń. Musimy bronić te lasy od nadużyć, obmyśleć środki przeciw kra
dzieży z lasów,—musimy wziąć w opiekę i lasy prywatnej własności w opiekę przeciw wrogom
zewnętrznym, ale także przeciw wrogowi we
wnętrznemu, to jest, najczęściej samemu właści
cielowi, bo niejeden właściciel zgoła nie dba o las własny, a radby go podniszczyć dla chwilo
wego zysku... Musimy, jako naród, dbający o swoją przyszłość gospodarską, poddać ścisłej kontroli użytkowanie lasów, takiej samej kon
troli i handel, aby drzewo nasze zaoszczędzić i nie wzbogacać sąsiadów kosztem naszej nę
dzy... Musimy obmyśleć środki przymusowej walki ze szkodnikami leśnymi,—nareszcie musi
my. utrzymywać i prowadzić szkoły zawodowe leśników: niższe, średnie i wyższą, aby zwię
kszająca się przestrzeń lasów, co rok bogatsza, co rok też miała więcej obsługi leśnej w zu
pełności umiejętnej...
Z ogolnej powierzchni lasów w Królestwie Boiskiem, lasy w administracji rządowej zajmo
wały powierzchnię 1,486,148 morgów nowopol
skich przed wojną, co stanowiło 36 proc, wszy
stkich lasów Polski.
W tem 'asy, podzielone na części admi
nistracyjne, z których dochód czerpał skarb państwa, zajmowały powierzchnię 1,170,910 mor
gów nowopolskich, leszta różnych kategorji znajdowała się przeważnie tylko pod nadzorem urzędów państwowych. Naprzykład lasy dona- cyjne o powierzchni 215,822 morgi lub sprzeda
ne w ręce prywatne z obowiązkiem prowadze
nia w nich gospodarstwa według urzędowo za
twierdzonych planów, jak leśnictwo Iłża w Ra
domskiem. sprzedane Towarzystwu Zakładów Górniczych Starachowice w obszarze do 40,000 morgów nowopolskich.
Zniszczenie przez wojnę w lasach tych nie było dotąd przez żadną instytucję miejsccwą re
jestrowane,-—są one obecnie przecież wszystkie w administracji urzędów Państw okupacyjnych.
Domyśleć się łatwo, że zniszczenie to jednak jest duże, bo te lasy przedewszystkiem są źród
łem, z jakiego czerpane są materjały na koniecz
ności wojenne. Jeśli dodać do tego, że lasy te narówni z lasami prywatnemi tam, gdzie rok ca
ły zmagały się .ze sobą ogromne armje, ulegały zniszczeniu, po którym pozostały jak gdyby tyl
ko cmentarzyska pogruchotanych olbrzymów le
śnych, — nie dziw, że myśl o uratowaniu i roz
roście lasów polskich jest dla każdego Polaka tą zmorą, która mu spokoju nie daje. Oczywiś
cie, naród nasz pragnie, aby lasy polskie jak- najprędzej dostały się pod opiekę rządu naro
dowego, a wtedy utworzona „Komisja rządowa lasów narodowych" zaprowadzi doskonałą go
spodarkę leśną, która nie tylko zabezpieczy na
sze lasy przed rabunkową gospodarką, ale, ow
szem, przyczyni się do pomyślnego ich rozwoju.
Jan Czaplicki.
326 NOWA JUTRZENKA № 27.
GDZIE SZCZĘŚCIE?...
Raz dziewczę szczęścia szukało W liliowym, wonnym bzie, Z wwagą w kwiat patrzało, Czy gdzie nie kryje się...
Lecz pióżne to szukanie — Więc tzuca dziewczę kwiat — Wstrząsnęło piersią łkanie, Sposępniał jasny świat.
I stoi tak wpatrzona
И
zwodniczy cudny bez,W
nadziei zawiedziona.Z oczyma pośiód łez...
Kizak nad nią szumi zcicha, Tęczową chyląc kiść,
Lecz dziewczę ciągle wzdycha, Za liściem rzuca liść...
Godzina za godziną Ucieka w wieków dal...
Hejl nie trać ich, dziewczyno, Nie wrócą — potem żal!
Hej\ nie trać życia młodo, By szukać szczęścia w bzie — Bzu kwiaty cię zawiodą — Spójrz, dziewczę, w serce swe\
Bo w serca, ty głębinie Odnajdziesz szczęścia kwiat, Co nigdy nie przeminie I opiomieni świat.
Marja Janina.
ROZMAITOŚCI.
Bibljoteka Macierzy Polskiej. Zpe- wnością, czytelniku niejednokrotnie miewałeś w ręku pożyteczne książeczki, wydawane przez tak zwaną ТИасгегг Polską, istniejącą od r. 1882 we Lwowie. Skąd się ona wzięła i kto dal dla niej fundusze? Na to pytanie bodaj cząstkę od
powiedzi daje pisarz histeryczny, Michał Rolle, w swojej książce p. t. Z minionych stuleci, z któ
rej osobnym artykule, oznaczonym nagłówkiem:
Pierwsze podwaliny Macierzy Polskiej we Lwowie podaje ciekawe wiadomości, godne rozpowszech
nienia. Obecne pokolenie polskie odwykło my
śleć o Podolu, jako cząstce dawnej Polski. A je
dnak, niegdyś, tam na Podolu biły serca polskie i żyły myśli serd cznie troskliwe o dobro na
rodu polskiego. Niedawno, bo 27 lipca 1902 ro
ku umarł w Żwaricu, na Podolu, ksiądz kanonik [an Sawicki, dziekan kamieniecki, doczekawszy lat sędziwych, bo 82 roku życia. Rył dobrym kapłanem oraz światłym i gorliwym obywatelem kraju. On to właśnie dziwnym trafem bardzo
przyczynił się do poparcia Macierzy Polskiej.
Stało się tak około roku 1874. Wezwał go wte
dy do siebie, do Kamieńca, miejscowy proboszcz ksiądz Kazimierz Hulanicki, ciężką złożony cho
robą i przewidujący już zbliżający się zgon.
Ks. Hulanicki zdołał uciułać sporą sumę pienię
dzy, ale zawsze nosił się z myślą obrócenia swych pieniędzy na jakiś dobry użytek narodo
wy. Gdy więc spodziewał się już końca życia, zapragnął swoje pieniądze powierzyć w ręce najgodniejsze i dlatego właśnie wezwał do sie
bie ze Żwanca księdza Sawickiego i jemu dal cały swój zapas pieniędzy. Ks. Sawicki już nie odkładał wykonania woli proboszcza kamieniec
kiego, ale nie chciał sam decydować o fundacji.
Zwrócił się po poradę do swego przyjaciela, Bohdana Żebrowskiego, właściciela majątku Pod- niestrze, sąsiadującego ze Zwańcem. Naradzali się niedługo, bo przyszła im z pomocą gazeta, w której znaleźli wiadomość, źe wówczas ży- jący jeszcze sławny pisarz polski, Józef Kraszew
ski, podał narodowi naszemu doskonalą myśl utworzenia fundacji narodowej dla szerzenia oświaty. Przeto zaraz obaj przyjaciele zwrócili się do J. Kraszewskiego z oświadczeniem o pie
niądzach ś. p. księdza Hulanickiego i o swoim zamiarze oddania ich na tę właśnie fundację oświatową. Józefa Kraszewskiego uradowała tak znaczna pomoc, bo przyśpieszała wykonanie je
go pomysłu.
Wówczas ten pomysł był niezmiernie dla narodu naszego pożyteczny, bo chodziło o dźwi
ganie ludu polskiego, a to przecież nie inaczej, jak tylko przez oświatę może się uskutecznić.
A zaś oświatę, jak w naszych warunkach, sze
rzyć najpewniej można było przez dobre a ta
nie książeczki. Takie miał zamiary Kraszewski i to pragnął osięgać przez utworzenie „Macierzy Polskiej”. Przy pomocy kilku rodaków ułożył Kraszewski ustawę i wszystkie fundusze, ofiaro
wane przez naród, oddał pod opiekę wydziału krajowego we-Lwowie. Zatem polska władza krajowa czuwa nad bezpieczeństwem funduszów, a osobny zarząd, czyli ■ komitet Macierzy obmy
śla, jakie książeczki wydawać z funduszów Macie
rzy. Oczywiście kapitały są nienaruszane, a tyl
ko procenty od nich obracane bywają na wy
dawnictwa. Zresztą Macierz nie wszystkie pie
niądze swoje przeznacza na książeczki, bo pe
wną część daje na wychowanie dzieci wygnań
ców polskich. Macierz rozpoczęła swoją działal
ność w r. 1882. 1 już każdorocznie wydaje kil
ka i więcej książeczek. Dotychczas wyszło prze
szło sto. wydawnictw. 1 trzeba przyznać, że każ
da niemal książeczka Macierzy jest bardzo po
żyteczna. Tak więc rodacy, łaknący światła, na
uki za tanie pieniądze otrzymują mnóstwo po
żytecznych wiadomości i miłej rozrywki. Za
wdzięczają to Macierzy Polskiej, fundacji, obmy
ślanej przez Kraszewskiego, a popartej przez o- fiarnych rodaków, w rzędzie których pokaźną pomoc dal ś. p. Ksiądz Hulanicki, a wolę jego wykonał i jeszcze swego grosza nie mało dodał ksiądz [an Sawicki ze Żwańca.
A. Flos
№ 27 NOWA JUTRZENKA 327
KOŁA Maszynowo obrabiane WOZY
:_ _ _ _ _ Reparacja maszyn i narzędzi rolniczych....
FABRYKA MASZYN i ODLEWNIA ŻELAZA
K. Mastalerz, J. Kegel i S-ka
Lublin, ul. Przemysłowa.
Wiadomości wojenne.
Front zachodni. Grupa wojsk ks. Rup- rechta: Z powodu parnego powietrza i utrudnio
nej przez to obserwacyi, działalność ogniowa aż do wieczora była słabsza, poczem ożywiła się na poszczególnych odcinkach aż do nastania ciemności. W nocy przyszło kilkakrotnie do walk wywiadowczych, które dały nam jeńców i zdo
bycz.
Grupa wojsk niemieckiego następcy ’ronu:
Na wschód od Cerny na Chemin des Dames Francuzi w nocy atakowali dwa razy zajęte przez nas rowy. Obydwa razy zostali odparci.
Wypróbowane w walkach bataliony z Lippe i zachodniowestfalskie ruszyły za uciekającym przeciwnikiem, posunęły naprzód swoje pozycye i wzięły większą ilość jeńców. Także na zachód od Cerny i kolo Craonne przedsięwzięcia na
szych wojsk atakowych byty skuteczne.
Grupa wojsk ks. Albrechta: Nie zaszło nic szczególnego.
Front wschodni. Front ks. Leopolda bawarskiego: We wschodniej Galicyi mogli Ro- syanie wczoraj ponowić swe ataki tylko koło Brzeżan. Pomimo nastania świeżych kontrataków, pułki saskie utrzymały swe pozycye wobec licz
nych uderzeń i zadały nieprzyjacielowi wielkie straty.
W odcinku Koniuchy—Zborów silna walka ogniowa. Działalność artyleryi była także chwi
lami bardzo żywą kolo Brodów i nad Stocho- dem.
Na reszcie frontu nie było większych dzia
łań bojowych.
Kolo Brzeżan krwawo odparto ataki zna
cznych sił nieprzyjacielskich. Odcinka na połud- niowu zachód od Zborowa Rosyanie nie atako
wali.
Pozatem na wszystkich terenach wojny nie
znaczna działalność bojowa.
Wiadomości polityczne
Hiszpanja. Rząd hiszpański wydal roz
porządzenie, ażeby łodzie podwodne stron wo
jujących wcale nie wpływały na wody hiszpań
skie i nie zbliżały się do brzegów Fliszpanji.
W razie przeciwnym okręty hiszpańskie pochwy
coną łódź podwodną zaaresztują do końca wojny.
Anglja. Politycy zauważyli jakiś niezwy
kły ruch we flocie angielskiej. Nasuwają się do
mysły, że Anglicy zamierzają wykonać jakiś śmiały napad lub ruch nowy dla siebie korzystny.
Francja. Gazety francuskie karcą tych swoich rodaków, którzy coraz głośniej wyrażają swoje zmęczenie wojną i łakną pokoju. Gazety dobitnie oświadczają, że o pokoju mowy być nie może, należy prowadzić wojnę do ostatka!
Chiny. Młody cesarz Hsuantung ogłosił swoje wstąpienie na tron. A więc w Chinach już rzeczpospolita skończyła swoje istnienie.
Wiedeń. W Izbie panów doktór Biliński, odpierając niesłuszne zarzuty generała Dankla, skierowane wogóle przeciwko Polakom, wypo
wiedział jeszcze i te zdania: „mocarstwa central, ne nie prowadziły wojny dla Polski, czy też w celu jej wskrzeszenia, lecz działają dla siebie;
ich interes jednak wymagał, by Polska powsta
ła i jest to polityka nawskroś austryiacka. jeżeli się w Królestwie Boiskiem prowadzi politykę przyjazną dla Polakow".
Grecja pod nowym królem już jawnie działa przeciwko państwom centralnym. Już po
słowie greccy w Berlinie, Wiedniu, Konstanty
nopolu i S >fji zostali przez swój rząd grecki od
wołani. Zatem przyjaźń polityczna już jest zer
wana między Grecją i państwami zaniemieckiemi.
oo Angielski polityk, Lloyd George w mo
wie swojej, wygłoszonej w Glasgowie, odrzucił ponownie wszelką odpowiedzialność Anglji za wojnę światową i oświadczył następnie, źe re
wolucja rosyjska wprawdzie opóźniła zwycięst
wo Anglji, ale uczyniła je za to pewnieiszem.
Anglja raz jeszcze uratowała demokrację i wol
ność Euro,>y. Po szczegółowym rachunku rząd
328 NOWA JUTRZENKA № 27 doszedł do przekonania, że łodzie podwodne
nie zdołają Anglji wygłodzić, ani odciąć wojsk od terenów wojennych. Wojna skończy się z chwilą, kiedy koalicja osiągnie swój cel, który sobie wytknęła, przyjąwszy wyznanie Niemiec, rzucone cywilizacji. Gdyby wojna choćby jedną godzinę wcześniej się zakończyła, nim cel zo
stałby osiągnięty, byłoby to największem nie
szczęściem dla ludzkości. ■ Austrjacki prezydent ministrów właśnie odrzucił stanowczo zasadę, że narody same muszą stanowić o swoich losach.
Póki się tej zasady nie wywalczy, poty niema pokoju. Rękojmią trwałego pokoju jest zniszcze
nie siły militarnej (wojskowej) Prus. Najlepszą rękojmią byłoby zdemokratyzowanie rządu nie
mieckiego. Ze zdemokratyzowanemi Niemcami Anglja zupełnie inaczej będzie porozumiewała się, niż z militaryzmem pruskim, chętnym do ataku. W końcu mówca zwraca się do narodów związanych sojuszem, by dalej prowadziły woj
nę o wielki cel międzynarodowej sprawiedli
wości.
Straty angielskie na morzu. Gazety ho- landskie podają do wiadomości, iż jeden z człon
ków rządu Angielskiego w mowie wygłoszonej w Birmingham, podał szczegółowo straty floty angielskiej. Otóż Anglja w tym roku do ostat
niej niedzieli skutkiem wojny łodziami podwod- nemi utraciła 449 okrętów o pojemności ponad 1600 ton, oraz 71 mniejszych okrętów. Część z tego trzeba zastąpić nowemi okrętami, jeżeli An
glja głodem nie chce być zmuszona do podda
nia się.
ŻARTY.
ŻYDOWSKIE NOSY.
— Powiedz mi, moje dziecko, dlaczego to losy szmulom większe niż innym ludziom dały nosy?
— O, panie, któż tej- myśli odrazu nie zgadnie..
By mogli każdy geszeft przewąchać dokładnie.
W APTECE.
— Proszę pana za 6 groszy wiary.
— Nie sprzedajemy tego. A na co to kupcowej?
— Ny, mnie powiedział p. konsyijarz, co wiara uzdrowią, a ja właśnie mam klucze w boku.
NOWE PRZYSŁOWIE.
Czem hata bogata, to przed gośćmi ukrywa.
Muchy.
Odpowiedzi Redakcji.
P. J. Raciborskiemu w Mokremlipiu. Zdziwiło nas Wasze zapytanie, bo niestety, żadnego nie otrzyma
liśmy listu o Goraju. Szkoda. Widocznie gdzieś zawieru
szył się na poczcie. Bardzo prosimy o powtórzenie i na
desłanie drogą pewniejszą.
P. N. N. z Woli Gałęzowskiej. Najchętniej spro
stujemy podane wiadomości, ale nie pierwej, aż na Wa
sze sprostowanie da wyjaśnienie autor pierwszego listu.
Tu ktoś dopuści) się omyłki. A my najchętnij bezstron
nie prawdę czy-tą podamy, bo nam o nią tylko chodzi.
pismo codzienne wieczorowe, poświęcone sp.a- wom społecznym i politycznym przy współudziale
wybitnych sił publicystycznych.
eEWY PRENUMERATY:
W LUBLINIE BEZ ODNOSZENIA i
miesięcznie 1.40, — kwartalnie 4 koron, — półrocznie 8 koron, — rocznie 16 koron.
Z ODNOSZENIEM :
miesięcznie 1.80, — kwartalnie 5.40, — półrocznie 10.80, — rocznie 21.60.
NA PROWINCJI i
miesięcznie 2 60. — kwartalnie 7.60, — półrocznie 15 kor., — rocznie 30 koron.
WAPNO, CEM ENT, CEGŁĘ, DRENY, POKRYCIA DACHOWE (azbesto wo-cementowe, szyfrowe, łupkowe, DACHÓWKA gliniana, RUBEROID)
oraz inne artykuły budowlane.
OLEJE MINERALNE do maszyn, SMAR DO WOZÓW, POKOST SZTUCZNY, LAKIER NA ŻE
LAZO, POLEWĘ KAFLOWĄ, PODESZWY DREWNIANE
poleca :
Dom Handlowy
Józef Zeydler i S-ka
LUBLIN, Szopena Nr. 3.
Cena ogłoszeń: za wiersz drobnem pismem 70 hal.
Redaktor i Wydawca Ks. Antoni Kwiatkowski. Druk. „Pośpieszna’’ St. Dźał—Lublin.