• Nie Znaleziono Wyników

Życie : katolicki tygodnik religijno-kulturalny 1954, R. 8 nr 2 (342)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Życie : katolicki tygodnik religijno-kulturalny 1954, R. 8 nr 2 (342)"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

N O W O Ś Ć ! W IKTOR GO M U LICK I

WSPOMNIENIA NIEBIESKIEGO MUNDURKA

Ilustrował K. Górski Cena z przesyłką 15/6

Do nabycia:

Veritas F. P. Centre, 12, Praed Mews, London, W. 2.

ROK V II. ■ ■ ■ ■ B H H B B B H B i

KATOLICKI TYGODNIK RELIGI3NO - KULTURALNY

LO N D Y N , 10 STYCZNIA 195+ R.

C E N A l sk

N O W O Ś Ć !

I. M. BOCHEŃSKI, O. P.

SZKICE ETYCZNE

Cena z przesyłką 15/6 Do nabycia:

V E R IT A S F. P. CEN TRE 12, Praed Mews, London, W.2.

N r 2/3f2

ORĘDZIE WIGILIJNE OJCA ŚW.

W wigilię Bożego Narodzenia ro­

ku 1953 Jego świątobliwość Papież Pius X I I przyjął grono kardynałów wraz z przedstawicielami dworu pa­

pieskiego. Dziekan Kolegium K ar­

dynalskiego Tisserant złożył Ojcu św. w imieniu zebranych życzenia.

W odpowiedzi wygłosił Ojciec św.

wigilijne orędzie, którego tekst w przekładzie polskim poniżej zamie­

szczamy. Tekst ten zawdzięczamy uprzejmości Sekcji Polskiej Radio­

stacji Wolnej Europy w Mona­

chium i jej kierownikowi dyr. J a ­ nowi Nowakowi.

WOKÓŁ PROM IENNEGO ŻŁÓBKA ZBAW ICIELA

„Lud, który nfeszkał w ciemnościach, zobaczył światło wielkie.“

W takim to żywym obrazie proroczy duch Izajasza zapowiedział przybycie na ziemię Boskiego Dzieciątka, Ojca przyszłego wieku i Księcia pokoju. Tym samym też obrazem, umiłowani syno­

wie i córki, który w ciągu wieków stal się pokrzepiającą rzeczywistością ludz­

kich pokoleń, jakie po sobie następują w tym świecie pogrążonym w ciem­

nościach, pragniemy rozpocząć to na­

sze wigilijne orędzie i nim też posłu­

żyć się, aby was przyprowadzić raz jeszcze do żłóbka nowonarodzonego Zbawcy, źródła jaśniejącego światła.

„ŚW IATŁO ŚW IECĄCE W CIEM NO ŚCIA CH “

Światłem, które rozwiewa i prze­

zwycięża ciemności, jest rzeczywiście w swoim najgłębszym znaczeniu narodze­

nie Pana, które święty Ja n Apostoł wyłożył i streścił we wzniosłym wstępie do swej Ewangelii, będącej jak gdyby echem uroczystego nastroju pierwszej strony Księgi Rodzaju, wobec ukazują­

cego się po raz pierwszy na ziemi światła. „A Słowo ciałem się stało i mieszkało między nami“ . I widzieliś­

my chwałę Jego, chwałę, jaką Jedno- rodzony ma od Ojca. pełen łaski i prawdy. On sam w sobie życiem i światłem jaśnieje w ciemnościach i u- życza mocy stania się synami Bożymi wszystkim tym, którzy doń kierują swe oczy i swoje serca, tym mianowicie, którzy Go przyjmują i wierzą weń.

Atoli, mimo tak szczodrego rozsiewa­

nia blasku i światła Bożego bijącego ze skromnego żłóbka Zbawiciela, czło­

wiekowi pozostała straszliwa możność pogrążenia się w dawnych ciemno­

ściach, wynikających z grzechu pier­

worodnego, gdzie duch zaskorupia się w dziełach z błota i śmierci. Dlatego dla rodzaju ślepców z własnej woli.

którzy się nimi stali, już to dlatego, że stracili wiarę, już to dlatego, że ją osłabili, samo Boże Narodzenie nie za­

wiera innego uroku, jak tylko urok święta czysto ludzkiego, zredukowane­

go do płytkich uczuć i do wspomnień czysto ziemskich, często może słodko przeżywanego, ale jak powłoka bez za­

wartości i jak łupina bez jadra. Ota­

czają więc żłóbek Zbawiciela kręgi ciemności i krążą dokoła ludzi o oczach nieczułych na jasność niebieska, nie żeby Bóg wcielony nie miał światła na oświecenie każdego, który na ten świat przychodzi, ale dlatego, że wielu oszo­

łomionych przelotnym blaskiem Idea­

łów i dzieł ludzkich, ogarnia swym wzrokiem tylko granicę stworzenia, a nie zdolni są podnieść go do Stwórcy, początku harmonii i celu wszystkiego, co istnieje.

POSTĘP T ECH NIK I

Tym ludziom ciemności pragniemy okazać wielkie światło, jakim promie­

nieje żłóbek, wzywając ich przede wszystkim do uznania przyczyny, jaka ich dzisiaj czyni ślepymi i nieczułymi na rzeczy Boskie. Jest nią zbytnia, niekiedy wyłączna, cześć dla tak zwa­

nego postępu technicznego. Wymarzo­

ny naprzód jako wszechwładny mit i szafarz szczęścia, następnie doprowa­

dzony przy pomocy rozmaitego rodza­

ju przemysłu aż do najbardziej śmia­

łych zdobyczy, posteo ten narzucił się sumieniu ogółu jako cel ostateczny człowieka i życia, wypierając wszel­

kiego rodzaju ideały religijne i du­

chowe. Dzisiaj widzi się już z całą jas­

nością, że jego nieuzasadnione wy­

wyższenie zaślepiło oczy ludzi współ­

czesnych, przytępiło ich słuch tak da­

lece, że sprawdza się na nich to. co Księga Mądrości chłostała u bałwo­

chwalców swojego czasu, mianowicie, że są niezdolni ze świata widzialnego pojąć „Tego, który jest“ . Sprawdza się to słowo jeszcze bardziej dzisiaj na tych. co chodzą w ciemnościach.

Dla nich prawdy o świecie nadprzyro­

dzonym i dziele odkupienia, wyższym ponad wszelką naturę i dokonanym przez Jezusa Chrystusa, pozostają spo­

wite w całkowitej ciemności.

POSTĘP TECH N IK I PRZYCHODZI OD BOGA I PROWADZI DO BOGA

A jednak takie odchylenie nie po­

winno się było przydarzyć. Ani też obecnego naszego wywodu nie należy rozumieć jako potępienia postępu tech­

nicznego samego w sobie. Kościół ceni postęp ludzki i sprzyja mu. Nie da się zaprzeczyć, że postęp techniczny po­

chodzi od Boga, a zatem może i powi­

nien do Boga prowadzić. I rzeczywiście bardzo często się zdarza, że człowiek wierzący podziwiając zdobycze techni­

ki, posługując się nimi, aby tym głę­

biej wniknąć w poznanie stworzenia i sił natury, i żeby tym lepiej opano­

wać je przy pomocy maszyn i przyrzą­

dów, a więc wprzągnąć w służbę czło­

wieka i przyczynić się do wzbogacenia życia wiecznego, czuje się jakby por­

wany do złożenia hołdu Dawcy tych dóbr. które podziwia i wyzyskuje na swój użytek, wiedząc dobrze, że Syn Odwieczny Boga jest pierworodny wśród wszystkich stworzeń, jako że w Nim uczynione są wszystkie rzsczy w niebie i na ziemi, widzialne i niewi­

dzialne. Bardzo daleki więc od ocho­

ty odżegnywania się od cudów techni­

ki i jej słusznego zastosowania, czło­

wiek wierzący jest raczej gotowy do zgięcia kolana przed Bożą Dzieciną w żłóbku, bardziej świadom swego długu wdzięczności wobec Tego, który mu dał rozum i te rzeczy i bardziej skłon­

ny do wciągnięcia samych dzieł tech­

niki do chóru Aniołów w tym hymnie betlejemskim: „Chwała na wysokości Bogu“ . DTa niego naturalną nawet rzeczą będzie położyć obok złota, ka­

dzidła i mirry, jakie Mędrcy ofiarowa­

li Bożemu Dziecięciu, również współ­

czesne zdobycze techniki, maszyny i obliczenia, laboratoria i odkrycia, siły i zasoby. Owszem, taka ofiara jest jakby przedłużeniem Mu dzieła, które On sam zalecił, a teraz zostało szczęśli­

wie wykonane, chociaż jeszcze zupeł­

nie nie zostało ukończone. „Zaludniaj­

cie ziemię i czyńcie ją sobie podległą“

— powiedział Bóg do człowieka powie­

rzając mu stworzenie w tymczasowe dziedzictwo. Jakżeż długa i uciążliwa droga od owej chwili aż do czasów obecnych, w których ludzie mogą po­

wiedzieć do pewnego stopnia, że wyko­

nali rozkazy Boże!

TECH NIKA NOWOCZESNA U SZCZYT U PO TĘGI I ŚW IETNOŚCI

Technika rzeczywiście prowadzi współczesnego człowieka ku doskona­

łości dotychczas jeszcze nigdy nie o- siągniętej, w opanowywaniu świata materialnego. Maszyna współczesna pozwala na sposób produkcji, która zastępuje olbrzymią energię ludzkiej pracy, całkowicie ją wyzwalając od wkładu sił organicznych zapewniając najwyższy stopień potencjału, zasięgu i rozmachu przy równoczesnej dokład­

ności. Ogarniając jednym spojrzeniem vyniki tego rozwoju może się zdawać, iż w naturze widzimy potwierdzenie zadowolenia z tego, .iak wiele człowiek w niej zdziałał i zachętę do dalszego postępu na drodze badań i wyzyskiwa­

nia jej niewyczerpanych możliwości.

Otóż jasnym jest, że wszelkie badanie i odkrycie sił natury, dokonywane przez technikę, sprowadza się do po­

szukiwania i odkrycia wielkości, mąd­

rości i harmonii Boga. Tak pojętą technikę któż mógłby zganić albo po­

tępić?

NIEBEZPIECZEŃSTW O EW ENTUAL­

NYCH SZKÓD DUCHOW YCH SPO­

WODOWANYCH T. ZW.

„DUCHEM T ECH N IK I“

Wydaje się atoli rzeczą niezaprze­

czalną, że sama technika, która w na­

szym wieku osiągnęła szczyt potęgi i świetności, zamienia się z powodu oko­

liczności tego faktu w poważne niebez­

pieczeństwo duchowe. Zdaje się ona udzielać współczesnemu człowiekowi, który bije czołem u jej ołtarza, jakie­

goś poczucia samowystarczalności i za­

spokojenia swoich pragnień wiedzy i bezgranicznej potęgi. Przy swoim róż­

norodnym zastosowaniu, przy bez­

względnym zaufaniu, jakim się cieszy, przv niewyczerpanych możliwościach, jakie przyobiecuje współczesna tech­

nika roztacza dokoła dzisieisz°go czło­

wieka tak szeroką wizję, że wielu mie­

sza ią z samym Bytem Nieskończonym.

Konsekwentnie przypisuje się iei jakąś niemożliwą autonomię, która ze swej strony przekształca się w myśli nie­

których w błędne pojęcie życia i świa­

ta, określane nazwą ..ducha techniki“ . Ale na czymże ten duch dokładnie

polega? Na tym. że za najwyższą war­

tość ludzką i życiową uważa się wycią­

ganie najwyższego zysku sił i składni­

ków natury, że ustala się jako cel, z pominięciem wszystkich innych czyn­

ności ludzkich, metody techniczne u- możliwiające produkcję mechaniczną i że się upatruje w nich doskonałość kultury i szczęścia ziemskiego.

• DU CH T E C H N IK I“ ZA C IE ŚN IA W ID N O K R Ą G CZŁO W IEK A

DO M A TER II

Przede wszystkim tkwi tutaj zasad­

niczy błąd tak wypaczonej wizji świata, jaką nam daje „duch techniki“ . Wid­

nokrąg, na pierwszy rzut oka bezkres­

ny, jaki technika roztacza przed oczy­

ma człowieka współczesnego, choćby on był rozległy, pozostaje jednak zaw­

sze częściowym rzutem życia na rze­

czywistość, wyrażając się tylko jego odnośnią do materii. Jest to panorama łudząca, która się kończy zamknięciem człowieka, zbytnio dufaiącego w bez­

miar i wszechpotęgę techniki, jakby w więzieniu, przestronnym wprawdzie, ale ograniczonym, a przeto nieznośnym na dalszą metę dla jego właściwego du­

cha. Wzrok jego nie mogąc dosięgnąć jego nieskończonej rzeczywistości, któ­

ra nie jest tylko materią, czuć się bę­

dzie skrępowanym przez zapory, jakie mu ona z konieczności stawia. Stąd to ukryte udręczenie człowieka współczes­

nego. który stał się ślepcem dobrowol­

nie pogrążywszy się w ciemnościach.

..D U CH T E C H N IK I“ C Z Y N I Cz ł o w i e k a ś l e p y m n a p r a w d y

R E L IG IJN E

O wiele cięższe są jeszcze szkody wy­

nikające z „ducha techniki“ dla'czło­

wieka, który pozwoli się nim unoić, .isśłi chodzi o dziedzinę praktyk religij­

nych i o jego stosunki ze światem nad­

przyrodzonym. I to są także te ciemno­

ści. o iakich wspomina św. Ja n Ewan­

gelista, które wcielone Słowo Boga przyszło rozprószyć, a które przeszka­

dzają w duchowym zrozumieniu tajem­

nic Bożych. Nie jakoby technika sarna w sobie wymagała zaprzeczenia warto­

ści religijnych w imię logiki, która jak to oowyżej powiedzieliśmy, raczej pro­

wadzi do ich odkrycia, ale ów „duch

techniki" stawia człowieka w położeniu niekorzystnym dla poszukiwania, roz­

ważania i przyjmowania prawd i dóbr nadprzyrodzonych. Myśl, która pozwą la się uwieść pojęciu życia wyrzeźbio­

nemu przez „ducha techniki“ , pozosta­

nie nieczuła, obojętna, a zatem ślepa wobec tych dzieł Bożych, z natury cał­

kowicie różnych od techniki, jakimi są tajemnice wiary chrześcijańskiej. Sam środek zaradczy, który miałby polegać na zdwojonym wysiłku do spojrzenia pcza zapory ciemności i do obudzenia w duszy zainteresowania dla spraw nadprzyrodzonych już w samym punk­

cie wyiścia został przez tegoż samego

„ducha techniki“ udaremniony, ponie­

waż tenże pozbawia ludzi zmysłu kry­

tycznego ze względu na szczególny nie­

pokój i powierzchowność naszych cza­

sów. Niedomaganie, które także i ci, co naprawdę szczerze pochwalają postęp techniczny, muszą niestety uznać jako jedno z jego następstw! Ludziom prze­

nikniętym „duchem techniki“ trudno znaleźć spokój, pogodę i skupienie, po­

trzebne do odkrycia drogi prowadzącej do Syna Bożego, który się stał czło­

wiekiem. Dcchcdzą przecież nawet do oczerniania Stwórcy i iego dzieła, do­

patrując się w naturze ludzkiej jakiejś wadliwej konstrukcji, kiedy funkcyj- ność mózgu i innych organów ciała lu­

dzkiego przeszkadza w urzeczywistnie­

niu techniczno-naukowym rachubom i projektom. Mniej jeszcze zdolni są po- iąć i ocenić najwyższe tajemnice życia i ekonomii Boże i, jak na przykład ta­

jemnicę Bożeao Narodzenia, w której połączenie się Słowa odwiecznego z na­

turą ludzką, wciela rzeczywistości i wielkości bardzo odmienne od tych.

jakimi zajmuje się technika. Ich myśl postępuje innymi drogami i kieruje się innymi metodami pod jednostronnym dyktandem owego „ducha techniki“ , który nie uznaje i nie docenia żadnej innej rzeczywistości, poza tym, co da się wyrazić stosunkami liczbowymi i rachunkiem przynoszącym korzyść. Są ­ dzą, że w ten sposób udało im się roz­

łożyć rzeczywistość na poszczególne składniki. Tymczasem ich poznanie ślizga się po powierzchni i porusza w jednym tylko kierunku. Jest rzeczą i*sną, że ten, co stosuie metodę tech­

niczną iako jedyne narzędzie poszuki­

wania prawdy, musi zrzec się wniknię-

SED CONTRA

Myśląc o tym, czego to się u nas o religii nie słyszy, po­

wiedziałem sobie, że trzeba, raz przecież, zestawić kilka prawd na jej temat — broń Boże, nie teologicznych (fe!

tego błachuter strawić nie może) — ale po prostu nauko­

wych. Oto one, z maleńkim obrokiem duchownym po każ­

dej.

Prawda pierwsza. Religia nie jest ani etyką w wulgar­

nym tego słowa znaczeniu, ani estetyką, ani niczym ta­

kim, ale dziedziną najzupeł­

niej sicoistą, różną od innych, św. Tomasz zalicza ją co prawda do etyki, ale wiedzieć trzeba, że operuje on najzu­

pełniej różnym od naszego, o wiele głębszym pojęciem ety­

ki. Jeśli o dzisiejsze, wulgar­

ne znaczenie wyrazu „etyka“

chodzi, religia wiąże się co prawda z nim, ale nie jest z etyką identyczna.

Obrok duchowny: trudno o bardziej kompromitującą rzecz, jak twierdzenie, że tre­

ścią religii jest... altruizm.

Kto nie dostrzega ogromu nonsensu w takim powiedze­

niu zawartego, powinien się wstydzić. Prawdziwy skandal, że aż tylu inteligentów, dziś, w roku Pańskim 1954, takie rzeczy — i z jaką pewnością siebie! — rozpowiada.

Prawda druga. Religia jest dziedziną wartości bezwzględ­

nych. Pytać wierzącego „po co ty Bogu cześć oddajesz?“

ma równie mało sensu, jak domyślać się, dlaczego to syn

O R E L I G I I

nie morduje własnej matki dla zdobycia paru groszy na kino. ów charakter bez­

względności nie jest wyłącz­

ną cechą religii: przysługuje, na przykład, także sztuce.

Mówi się czasem, że nie ma gorszego barbarzyństwa od bolszewickiego soc-realizmu, ale to nie jest ścisłe: podpo­

rządkowanie religii, a więc wartości najwyższych, numi- nalnych, czemukolwiek in­

nemu, jest gorsze.

Obrok duchowny: nie opo­

wiadać, drogi panie, że religia jest po to, aby lud zachował moralność, albo aby służyć roz­

wojowi sztuki. Religia wpływa wprawdzie dodatnio i na mo­

ralność i na sztukę i na wiele innych rzeczy jeszcze, ale z tego nie wynika, aby ona była po to właśnie, żadnego „po to“ nie można sensownie z re- ligią połączyć.

Prawda trzecia. Człowiek — każdy człowiek — w miarę jak jest człowiekiem, jest tak czy inaczej religijny. Max Sche- ler twierdził nawet, że to jest jedyna cecha, po której moż­

na odróżnić człowieka od zwierzęcia. Może to i przesa­

da, ale jedno jest pewne: że człowiek niereligijny jest mi­

tem, czystą teorią, nigdzie i nigdy nie zrealizowaną. Tak zwani „ludzie niereligijni“ u- tracili wiarę chrześcijańską, ale wierzą za to w liczby na loterii, w dni feralne, w małp­

ki na samochodach i inne amulety czy fetysze. Zamie­

nił stryjek siekierkę na kijek,

ale religii się nie pozbył, to się zrobić nie da.

Obrok duchowny: jeśli, dro­

gi Czytelniku, na twoje nie­

szczęście straciłeś wiarę chrześcijańską, nie udawaj gorszego, niż jesteś: nie o- skarżaj chrześcijan z twojego afrykańskiego, fetyszowego poziomu, o „ciemnotę“ , bo to jest nie tylko nieładne, ale

"prost ciemno-kretyńskie stanowisko.

Prawda czwarta. Religia jest podstawowym czynni­

kiem w życiu społecznym i cy­

wilizacji. Wiemy już dziś, że jak ryba rozkłada się od gło­

wy, tak społeczeństwo i jego cywilizacja rozkładają się od religii. Zabierzcie religię, a u- padek reszty jest nieuchron­

ny.

Obrok duchowny: nie pleść o „postępie“ przez usunięcie religii. Owszem, postęp byłby, gdyby się zastąpiło religię niższą (na przykład fety- szyzm współczesnych Euro­

pejczyków) przez wyższą. Ale zastępowanie chrześcijaństwa przez tenże fetyszyzm (bo o to w owym wrzekomym „usuwa­

niu religii“ chodzi) może się skończyć tylko tak, jak to właśnie widzimy własnymi o- czyma obecnie: ruiną i śmier­

cią.

Prawda piąta. W otwarto­

ści człowieka na dziedzinę re­

ligijną są stopnie, dokładnie tak samo, jak odnośnie do prawdy i piękna. Mamy w re­

ligii geniuszów, zwykłych od-

bo biorców i barbarzyńców nie­

dorozwiniętych duchowo. G e­

niusze religijni, to święci;

zwykłymi odbiorcami jesteś­

my my, pospolici wierzący; na szarym końcu idą niedowiar­

ki.

Obrok duchowny: jeśli, bra­

cie, nie umiesz się modlić, jeśli nie możesz pojąć biczo- wań św. Damiana, ani zrozu­

mieć sensu życia o. Beyzyma, nie udawaj wyższej istoty, nie patrz z pogardą na tytanów, którym nie dorastasz do ko­

stek, ale miej na tyle rozu­

mu, aby powiedzieć sobie: nie rozumiem, bo jestem w tych sprawach widać ślepcem i barbarzyńcą. Bo jesteś reli­

gijnym barbarzyńcą, podob­

nym do tych, którzy nie mogą niczego dosłyszeć w symfo­

niach Beethovena, ani doj­

rzeć na płótnach Van Gogha.

A wreszcie prawda ostat­

nia albo raczej rada, dotyczą­

ca już nie samej religii, ile, że tak powiem, dobrego wycho­

wania. Jeśli się nie miało ni­

gdy różańca w ręku i tak da­

lej, lepiej nie rozprawiać o re­

ligii, nie mędrkować i nie pomstować. A najlepiej by było wziąć książkę i czytać.

Można się z książek niejed­

nego dowiedzieć — pod wa­

runkiem, oczywiście, aby to były książki naukowe, nie ma­

nifesty fanatycznych ślep­

ców ubiegłego stulecia, któ­

rych „dorobkiem“ żyje nie­

stety tylu zacofańców po dzień dzisiejszy.

I. U . B.

c:a między innymi w głębię życia orga­

nicznego. a daleko więcej jeszcze ży­

cia duchowego, osobowości czy społecz­

ności ludzkiej, których nie da się roz­

łożyć na składniki kwantytatywne.

JaKże można spodziewać się od tak urobionego umysłu uznania i podziwu wobec wspaniałej rzeczywistości, do której podniósł nas Jezus Chrystus po­

przez swe wcielenie i odkupienie, obja­

wienie i łaskę? Pomijając nawet ślepotę religijną, jaka wypływa z „du­

cha techniki“ , człowiek nim owładnię­

ty jest okaleczony w dziedzinie myślo­

wej. dzięki której właśnie jest obrazem Bożym. Pan Bóg jest rozumem o nie­

skończonych możliwościach, podczas gdy „duch techniki“ wysila się, by czło­

wiekowi zacieśnić swobodę rozumowej instancji. Technikowi, nauczycielowi, czy uczniowi, który chce wyiść cało z tego okaleczenia, należałoby poradzić nie tylko wyszkolenie myśli poprzez pogłębienie jej, lecz nade wszystko wy­

kształcenie religijne, które wbrew wszelkim twierdzeniom najbardziej zdolne jest uchronić myśl od wpływów jednostronnych. Wtedy dopiero zani­

kać pocznie ograniczoność jego pozna­

nia, wtedy też dopiero dzieło stworze­

nia przedstawi mu się we wszechstron­

nym świetle, szczególnie, kiedy przed Żłóbkiem usiłować będzie z‘rozumieć długość, szerokość i głębokość, oraz Doznanie miłości Chrystusa. W prze­

ciwnym razie era techniki spełni pracę monstrualną, urabiając człowieka - olbrzyma w świecie fizycznym, z u- szczerbkiem dla jego ducha, zreduko­

wanego do rzędu pigmejów w świecie nadprzyrodzonym i prawd wiecznych.

WPŁYW JA K I WYWIERA „DUCH T ECH N IK I“ NA ZW YK ŁY TRYB ŻYCIA NOW OCZESNEGO CZŁOW IE­

KA I NA JE G O W SPÓŁŻYCIE Z INNYM I

Lecz nie tu się kończy wpływ wywie­

rany przez postęp techniki, a który wchłaniany jest przez świadomość jako autonomiczny świat i cel samoistny.

Niczyjej uwagi nie uchodzi niebezpie­

czeństwo technicznego pojmowania ca­

łego życia, to znaczy pojmowania życia jedynie z punktu widzenia jego warto­

ści technicznych jako składnika i współczynnika technicznego. Takie pojmowanie wpływ swój wywierać mu­

si zarówno na sposób życia ludzi nowo­

czesnych. iak też na ich wzajemne stosunki. Przypatrzcie się na chwilę, jak ono się ujawnia wśród ludu, gdzie już dziś zaczyna się szerzyć, a w szcze­

gólności zwróćcie uwagę, jak zdołało zmienić ludzkie i chrześcijańskie poję­

cie pracy i jaki wpływ wywiera na pra­

wodawstwo i administrację. Lud przy­

jął, i to całkiem słusznie, życzliwie po­

stęp techniczny. Zmniejsza on bowiem zmęczenie a wzmaga produktywność.

Trzeba jednak przyznać, że jeśli ta­

kiego ustosunkowania się nie utrzyma się w należytych granicach, wtedy lu­

dzkie i chrześcijańskie pojęcie pracy musi ponieść szkodę. Z niewłaściwego pojmowania życia i co za tym idzie pracy jako techniki wypływa pojmo­

wanie czasu wolnego jako celu dla siebie, zamiast patrzeć nań i używać go dla słusznego wypoczynku i nabra­

nia sił, wiążąc go w ten sposób organi­

cznie z rytmem życia uporządkowane­

go, w którym spoczynek i zmęczenie splatają się jak nitki w przędzy, two­

rzące razem harmonijną całość. Bar­

dziej widocznym jest wpływ „ducha techniki“ na pracę w zastosowaniu do dnia niedzielnego. Pozbawia go wła­

ściwej godności, jako dnia kultu nale­

żytego Bogu, oraz jako dnia fizyczne­

go, czy duchowego wypoczynku, zarów­

no dla jednostki, jak dla rodziny. Na­

tomiast zamienia go na jeden z dni wolny tygodnia, dobieranych według potrzeby na zmianę dla poszczególnych członków rodziny, w miarę większej lub mniejszej korzyści, jaka płynie z ta­

kiego technicznego rozkładu ludzkiej energii materialnej. Innym przykła­

dem tego wpływu jest praca zawodowa, tak niewolniczo uwarunkowana i uza­

leżniona od funkcjonowania maszyny i narzędzi, wyniszczających pracowni­

ka do tego stopnia, iż jeden jej rok wyczerpuje siły dwóch albo nawet więcej lat normalnego życia.

WPŁYW „DUCHA T ECH N IK I“ NA GODNOŚĆ OSOBISTĄ CZŁOW IEKA

ORAZ NA CAŁOKSZTAŁT EKONOM II

Nie będziemy się dłużej zatrzymywać nad tym, jak podobny system kierowa­

ny wyłącznie wymogami techniki, nie osiągnąwszy oczekiwanych zamierzeń musi spowodować marnowanie mate­

rialnych zasobów i podstawowych źró­

deł energii, do których bezsprzecznie (Dokończenie na str. 2)

Cytaty

Powiązane dokumenty

mi zajmuje się w tej części książki jej autor, ale należy jednak zatrzymać się nad tym jej miejscem, w którym reasumuje Gliński swe wywody o aktualności

wistych do układu fizyki, przez co sens jego został zmieniony. Jakkolwiek więc używanie słowa „prawdz wy" przez analogię i dla bytów myślnych nie jest

le sprawą ludzi, z którymi mamy do czynienia, ile raczej systemu. Doświadczenie nie pozwala nam przy- Powiedzmy sobie szczerze: nie wszy- puszczać, że nie

mo^ii zeasic wszystkie strza- dla Boga Niego przez to, że stajemy się Jego Chrystus, który jest obrazem Boga me- miesięcznika „Nowe Drogi“ przynosi łv oeniste

dy, że Kościół katolicki jest zawsze jest celem ograniczonym w czasie wo- bardzo jaskrawe nie mogą głościową ma się wykonywać nie przez promotorem rzetelnej

za techniką starają się dziś nic więcej nie widzieć. Środek do życia staje się celem życia... Każda konstrukcja ma określony cel i określony sposob

mach masowych, realnością życia jest przede wszystkim człowiek, mający orawo do tego, by jego istnienie jako jednostki, w harmonijnym zespole współżycia, było

Przez (obok Włochów) do skrystalizowania nia, ale w tym wypadku uległem pod lor. Rozbiory odeorały zupełnie wol- powstaje rucn narodowy, który się Nie tu dziś