• Nie Znaleziono Wyników

MiSCELLANEATADEUSZ CHRZANOWSKI

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "MiSCELLANEATADEUSZ CHRZANOWSKI"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

M i S C E L L A N E A

TADEUSZ CHRZANOWSKI

KSIĄDZ WŁADYSŁAW GÓRZYŃSKI JAKO PROMOTOR NOWOCZESNOŚCI

W ARCHITEKTURZE SAKRALNEJ *

W r. 1911 odbył się w K rakow ie zjazd ludzi zajm ujących się problem am i ochrony zabytków na terenie w szystkich trzech za­

borów . M ateriały tej narady, pom yślanej jako pierw sze tego ro­

dzaju spotkanie, ukazały się drukiem w następnym roku. Jest to sw oisty „biały k ru k ”, w ydaw nictw o bowiem ukazało się w nie­

w ielkim nakładzie, a m ająca w krótce nastąpić burza dziejowa nie przyczyniła się do zachow ania zbyt w ielu egzem plarzy. I trzeba w yraźnie powiedzieć: le k tu ra tam tych, sprzed blisko osiemdziesię­

ciolecia pochodzących wypowiedzi, daje współczesnemu czytelni­

kowi bardzo w iele do m yślenia * 1.

Dla m nie osobiście stał się on jeszcze jednym dowodem na to, jak w iele wiedzieli i jak szeroko widzieli nasi poprzednicy sprzed dwóch i trzech pokoleń. My bardzo często popadam y w pychę i krótkow idztw o, żywiąc przekonanie że tylko nasza epoka zgłębiła tajn ik i m ądrości, osiągnęła praw dziw ie skuteczne m etody nauko­

we, że tam ci ludzie z początków naszego stulecia nie byli, w po­

rów naniu z nam i praw dziw ym i uczonymi, ale sym patycznymi choć trochę śm iesznym i dyletantam i. Ta pycha i krótkowidztwo jest jed n ak następstw em nieprzew alczonej młodzieńczości z jej grzechem pierw orodnym : zadufaniem i niewiedzą.

Im częściej przyszło mi zaglądać do „Spraw ozdań Komisji Hi­

storii Sztuki PA U ”, do „Tek G rona K onserw atorów ”, nie mówiąc o w ielkich dziełach tam tej epoki, tym bardziej um acniał się we mnie szacunek do w ielkiej cierpliwości, pracowitości i swoistej pokory tam tych naszych przodków w dyscyplinie. Owoce owej

* Artykuł niniejszy jest nieco zmienioną i powiększoną wersją re­

feratu wygłoszonego w dniu 25 października 1985 r. na II Zjeździe Mi­

łośników Ojczystych Zabytków w Krakowie.

i Pamiętnik I Zjazdu Miłośników Ojczystych Zabytków, Kraków 1912.

i l N a sz a P r z e s z ło ś ć t. 70,11988

(2)

226

T A D E U S Z C H R Z A N O W S K I

[ 2 ]

ogrom nej pracow itości i w iedzy jakim i są S ło w n ik G eograficzny K rólestw a Polskiego, Bibliografia E streichera, dzieła O. K olberga, Z. G logera i całego zastępu innych nie tylko uczonych, lecz p a ­ sjonatów n auki — są dla nas i będą dla n astępnych pokoleń fu n ­ dam entam i. I dopiero zapoznaw anie się z takim i dziełam i uśw ia­

dam ia, że m y — dum ni m ieszkańcy tego nieudanego stulecia — jesteśm y niedouczeni, ale proporcjonalnie do tej niew iedzy zadu­

fani w sobie. I czytając ów P am iętnik w yobrażałem sobie to w sp a­

niałe grem ium : uczonych w tu żu rk ach i cw ikierach — z brodam i, z zegarkam i na dew izkach, należycie zaokrąglonych kanoników i prałatów , arty stó w w p elerynach i z rozw ichrzonym uw łosie- niem głów i bród (to drugie p rzynajm niej na oko nie zm ienia się z upływ em czasu).

Mogłoby się w ydaw ać, że ludzie ci — pochłonięci sw ym i sta ­ now iskam i i pow ołaniam i — m ało się interesow ali otaczającą ich rzeczywistością. Tym czasem to w łaśnie oni pracow ali w y trw ale i ... skutecznie nad ocalaniem spuścizny stuleci. I pracow ali „spo­

łecznie” choć tak sw ych działań nie nazyw ali, poniew aż uw ażali to po pro stu za swój obowiązek, a nie za łaskę św iadczoną innym . A także pracow ali patriotycznie, co się ta k pięknie p rzejaw ia w zapom inanym dziś słowie „ojczyste” . Proszę pam iętać o dacie, niepodległość P olski była już wówczas stosunkow o bliska, w za­

sięgu ich żywotów, ale oni o tym nie wiedzieli, n ik t nie wiedział, spoglądając na ówczesny europejski establishm ent, o p arty na „nie­

naruszalnych porozum ieniach i tra k ta ta c h ”, m ożna było uw ierzyć, że tak i stan politycznej ab e rra cji trw ać będzie jeśli nie wiecznie, no to w każdym razie przez całe pokolenia.

A oni w tej beznadziejności i bezperspektyw iczności zbierali się, radzili i ofiarow yw ali jakąś bardzo piękną część sam ych siebie, by ocalać to co było do ocalenia. No i żeby położyć kropkę nad

„i” : oni n apraw dę — w zakresie teorii — w iedzieli już w szyst­

ko, co należało wiedzieć o ochronie zabytków . Późniejsze poko­

lenia dopracow ały technologię działań, ale w sferze kanonów , w sferze d o k try n oni nap raw d ę w iedzieli już to samo i jeszcze więcej w porów naniu z tym , co m y dzisiaj wiemy.

Można by skom entow ać w szystkie zaw arte w owym P am iętniku wypowiedzi, by się o tym przekonać, m nie w szelako uderzyła szczególnie jedna, au to rstw a ks. W ładysław a Górzyńskiego, po­

niew aż — po pierw sze: znalazła się w tom ie jako w yraz św iado­

mości, że ludzi pośw ięcających się rato w an iu zabytków pow inna w niem niejszym stopniu interesow ać i angażow ać spraw a tego, co pow staje jako dzieło w yrażające naszą epokę, jako dzieło, któ ­ re zabytkiem stanie się w przyszłości, a po drugie — poniew aż p relegent dom agał się wówczas tego, co dopełniło się na naszych oczach. Ten proboszcz z Raciążka, wsi położonej na „kresach”

[ 3 ]

K S . W Ł A D Y S Ł A W G Ó R Z Y Ń S K I

227

świętego im perium rosyjskich carów, po pro stu w yprorokow ał to co się miało dokonać, przede w szystkim jako owoc V aticanum Se- condum. Że m ieliśm y dotychczas natchnionych wieszczów i pło­

m iennych wodzów — wiadomo. Czy m ieliśm y jed n ak proroków ? Przecież ty lu Polaków starało się stać nimi, ale ich dobrym i chę­

ciami w y brukow any jest polski sektor w w iadom ej otchłani.

No więc ja śm iem tw ierdzić, że m ieliśm y jed n ak proroka — włocławskiego profesora sem inarium i proboszcza w niegdysiej­

szym mieście nad W isłą: W ładysław a Górzyńskiego.

Urodził się w 1856 r. w K aliszu 2, gdzie ukończył gim nazjum . Studiow ał w S em inarium D uchow nym we W łocław ku i tam w r. 1880 otrzym ał święcenia kapłańskie. P ełnił funkcję proboszcza w R iałotarsku, P rzedeczu i Zduńskiej Woli. W 1905 r. na w łasną prośbę zw olniony z obowiązków duszpasterskich rozpoczął, mimo w kraczania w pięćdziesięciolecie swego życia, studia z zakresu h i­

storii sztuki w K rakow ie i G razu. Po pow rocie otrzym ał w spom ­ nianą parafię w Raciążku, m iasteczku niegdyś w łocław skich b isk u ­ pów i ich siedzibie, a zachow ane tam ru in y zam ku otoczył opie­

ką, opracow ał w m onografii i ostatecznie przeprow adził p rzekaza­

nie ich T ow arzystw u Opieki nad Z abytkam i Przeszłości. Późno — w 1918 r. został kanonikiem k atedralnym , a dw a lata później zm arł 24 w rześnia 1920 r.

W czasie swej działalności we W łocław ku w alnie przyczynił się do pow ołania przy k u rii K om itetu A rtystyczno-B udow lanego Die­

cezji K ujaw sko-K aliskiej, zajm ow ał się w łocław skim M uzeum Die­

cezjalnym (tak strasznie rozgrabionym w dobie okupacji h itle ­ rowskiej), pisał prace n a u k o w e 2 3, rozpoczął też — jako p ie r­

wszy — w yk ład y z zakresu historii sztuki chrześcijańskiej we włocław skim S em inarium D u c h o w n y m 4. O jego pisarstw ie k o n ty ­ nuator w łocław skich tra d y c ji naukow ych — ks. S tanisław L ibrow - ski napisał zwięźle a trafn ie: „W arty k u ła c h tych w idać dużą no­

woczesność poglądów au to ra na sztukę kościelną oraz chęć w p ro ­ w adzenia now ych form architektonicznych na m iejsce tra d y c y j­

nych X IX -w iecznych w budow nictw ie kościelnym ” 5.

Oczywiście Wł. G órzyński nie był ani jedynym historykiem sztuki w śród k leru przełom u stuleci, ani jedynym , k tó ry propago­

wał nowoczesne poglądy w zakresie ochrony zabytków , ale jed n ak dość w yjątkow ym w łaśnie w rozw ażaniu jak ą pow inna być w

2 Główne dane biograficzne podają: nekrolog pióra R. F i l i p s k i e - S o w „Kronice Diecezji Kujawsko-Kaliskiej” 1921, s. 7—12 oraz S.

L i b r o w s k i , biogram w PSB t. VIII s. 459 n.

8 A. B o c h n a k , Zarys dziejów polskiej historii sztuki, Kraków 1948 s. 19.

4 S. C h o d y ń s k i Seminarium Włocławskie, Włocławek 1904 s.

291.

5 St. L i b r o w s k i , biogram cyt.

(3)

228

T A D E U S Z C H R Z A N O W S K I

[ 4 ]

XX w. sztuka religijna, sztuka stojąca na usługach Kościoła. T rze­

ba w spom nieć koniecznie ta k zasłużonych ludzi, jak ks. A ntoni B rykczyński (1843— 1913), k tó ry daw ał realne w skazów ki odno­

szące się do budowy, utrzy m an ia i ozdabiania św iątyni oraz wciąż jeszcze w ykorzystyw any m ały przew odnik ik o n o g rafic zn y 6, jak uczony cysters z Mogiły — o. G erard W ojciech K ow alski (1881—

1919), k tó ry jako jeden z pierw szych zw rócił uw agę na potrzebę ochraniania a rc h ite k tu ry w iejskich kościołów d re w n ia n y c h 7, jak ty ta n pracy archiw alno-inw entaryzatorskiej ks. J a n W iśniewski (1876— 1943) bez którego m onografii dekanatów , m iast i poszcze­

gólnych p arafii tru d n o by się dziś historykow i sztuki poruszać pom iędzy W isłą a górną W artą, lub jak ks. A leksander B astrzy- kow ski (1879—1958) au to r m onum entalnego dzieła o drew nianych kościołach w diecezji sandom ierskiej 8.

P ojaw ienie się, w śród polskiego kleru, całej g ru p y ludzi zain­

teresow anych sztuką, więcej — zaangażow anych w to, by w y p ro ­ wadzić arc h ite k tu rę i sztukę religijną z głębokiego kryzysu, w

k tó ry popadły w X IX w. jest zjaw iskiem znam iennym . Oby ich i dziś nie zabrakło!

P ow róćm y teraz do tem atu głównego: do re feratu , k tó ry w 1911 r. ks. Wł. G órzyński w ygłosił w K rakow ie. W arto przy okazji dodać, że tem at ten poruszał on i przy innych okazjach, jak o tym św iadczą a rty k u ły zamieszczane w „A rchitekcie” .

K rakow ski re fe ra t to gen eraln y atak na neogotyk. My obecnie m am y na problem atykę tego stylu pogląd już nieco inny, ostu­

dzony persp ek ty w ą czasu, a chw ilam i naw et o zacięciu brązow ni­

czym 9. Ale w chw ili gdy ks. Wł. G órzyński podejm ow ał swą fi- lipikę ów sty l staw ał się w yraźnie anachroniczny, nie odpow ia­

d ając y sw ej epoce ani form ą, ani rozw iązaniam i fu n k cjo n aln y ­ mi.

A tak dotyczy zresztą nie tylko neogotyku, ale całego historyz- m u jako tendencji stara ją cej się przyw rócić sens m inionym , histo­

6 Biogram opr. przez M. B a n a s z a k a w SPTK t. I s. 222—233.

Dołączona bibliografia obejmuje 326 pozycji.

7 Biogramy: G. S c h m a g e r a w PSB t. XIV s. 547—549, oraz F.

Stopnickiego w SPTK t. II.

8 O ks. Janie Wiśniewskim pisał: W. W ó j c i k w: ABMK t. 6: 1963 s. 278—294. Jego dorobek liczy kilkadziesiąt pozycji, przy czym naj­

cenniejszą dokumentacją są ukazujące się dość regularnie, najpierw w Radomiu, a następnie w Mariówce tomiki Monografii dekanatów: die­

cezji kieleckiej, sandomierskiej i częstochowskiej, a także monografie miast i poszczególnych parafii. Ks. Aleksander B a s t r z y k o w s k i jest autorem niezwykle cennego dzieła: Zabytki kościelnego budoio- nictwa drzewnego w diecezji sandomierskiej, Kraków 1930.

9 Podstawowym, jak dotąd, polskim dziełem omawiającym proble­

matykę neogotyku w Polsce, to: T. S. J a r o s z e w s k i , O siedzibach neogotyckich w Polsce, Warszawa 1981.

[

5

]

K S . W Ł A D Y S Ł A W G Ó R Z Y Ń S K I

229

rycznym stylom. J a k długo neogotyk poszukiw ał w łasnego w y ra ­ zu szukał w średniow ieczu natchnienia — spełniał podobną rolę jak renesans poszukujący wzorca w antyku. W m om encie gdy za­

czął już tylko kopiować przeobraził się w sty l sztuczny i m a r­

twy.

Tezę sw oją Wł. G órzyński oparł na bardzo prostym dowodze­

niu: obserw ując wstecz rozwój arc h ite k tu ry kościelnej, dostrzegł ową nieustanną zmienność, ową niepraw dopodobną um iejętność asym ilacji i adaptacji. Od starochrześcijańskich — italskich czy m ałoazjatyckich bazylik, poprzez gotyk, renesans i b a ­ rok (a można by tu dołączyć jeszcze klasycyzm ) Wł. G órzyński dostrzegał łatw ość dostosow yw ania się do kanonów , które w spól­

nie w ypracow yw ali Kościół i służący m u artyści, nie zatrzym ując się nigdy w m iejscu i odrzucając w szystko to co przestaw ało być aktualne. O kreśla to jako zgodność a rc h ite k tu ry kościelnej i św ie­

ckiej, ale sądzę, że można by tu w prow adzić pew ną korektę, cho­

dziło bowiem nie tylko o zew nętrzne znam iona stylow e, ale także 0 głębszą problem atykę dostosow yw ania a rc h ite k tu ry do funkcji.

Z tego p u n k tu w idzenia neogotyk, a także inne style historycz­

ne, byłyby do któregoś m om entu w dziejach X IX w. zgodne z ogólniejszymi tendencjam i. Ale ak tu a ln e były ta k długo, jak d łu ­ go historyzm był ak tu aln y przy wznoszeniu rezydencji, budow li użyteczności publicznej i m iejskiej a rc h ite k tu ry m ieszkaniow ej.

N iew ątpliw ie jed n ak historyzm w arch itek tu rze kościelnej był trw alszy niż w innych jej odm ianach: uporczyw ość w budow aniu strzelistych ,,k a te d r” m ożna tylko porów nać do obyczaju b u d o ­ wania neogotyckich poczt w daw nym zaborze p ru s k im 10. U Wł.

Górzyńskiego, a także w toczonej po referacie dyskusji, można było dosłyszeć k ry ty k ę działalności J a n a Sasa Zubrzyckiego, co chyba w ynikało nie tyle z faktu, że stał się on jak b y m onopoli­

stą w budow aniu kościołów na teren ie ówczesnej Galicji, ale ta k ­ że stąd, że u p raw iał fa n tasty k ę naukow ą, m ającą uzasadniać jego poszukiw ania „stylu narodow ego” 11. Z agrały am bicje (spór z Wł.

Ekielskim) i zapew ne tru d n y c h a ra k te r tego niew ątpliw ie uzdol­

nionego arch itek ta, w którego dorobku było sporo oryginalnych 1 udanych realizacji. F ak tem jest, że gdy w dyskusji podjęto obro­

nę neogotyku (ks. S tefan Szydelski) w skazano na dzieło innego architekta jako na wzór doskonałości: na lw ow ski kościół św.

Elżbiety pro jek to w an y przez Teodora T alo w sk ieg o 12.

10 Najwięcej uwagi poświęcił temu zagadnieniu M. K o r n e c k i , Ten­

dencje artystyczne architektury kościelnej w pierwszym stuleciu die­

cezji tarnowskiej, „Currenda” 1986 nr 1—3, passim.

E- K r a k o w s k i , Teoretyczne podstawy architektury wieku XIX, 1^ 7 ”Prac.s z Historii Sztuki” z. 15, 1979.

Z. B e i e r s d o r f, Architekt Teodor Talowski. Charakterystyka worczości w: Sztuka 2. połowy X IX wieku, Warszawa 1973 s. 201.

(4)

230

T A D E U S Z C H R Z A N O W S K I

m Można by w skazać na in n y jeszcze aspekt spraw y: na re aliza­

cję, k tó ra pow stała z in icjaty w y ks. Wł. Górzyńskiego, a która należy do typow ych w łaśnie dzieł neogotyckich. Otóż przyszły k ry ­ ty k neogotyku w okresie pełnienia fu nkcji proboszcza w P rzed e- czu zam ów ił u Józefa P iusa Dziekońskiego p ro jek t nowego ko­

ścioła, k tó ry stał się pastiszem słynnego późnogotyckiego kościoła św. A nny w W ilnie 13. Może jed n ak to w łaśnie dośw iadczenie skło­

niło daw nego proboszcza z Przedecza do podjęcia k ry ty k i neogo­

ty k u , jako stylu panującego ówcześnie na podzielonych obszarach ojczyzny.

Niezależnie jak dziś oceniam y koncepcje Sasa Zubrzyckiego, ale tak że innych w spółczesnych m u arch itek tó w — w łaśnie T. Talow - skiego, Piusa Dziekońskiego, S. Szyllera, Z. M ączeńskiego i w ielu innych, były to poszukiw ania „stylu narodow ego”, k tóre rów nole­

gle podejm ow ano ówcześnie w rozm aitych k rajach. Czy jednak

„gotyk w iślanobałtycki” był A.D. 1911 przejaw em m yśli nowej, czy konserw atyzm u? Nie bez przyczyny Wł. G órzyński pow oływ ał się na naukę społeczną Leona XIII! Na tym tle owe „strzeliste k a te d ry ” były już ówczas anachronizm em nie tylko arty sty cz­

nym.

A u to r w ypow iedzi nie postulow ał żadnego określonego k ieru n k u stylowego. Jak o człowiek m ąd ry i w idzący szeroko problem atykę a rc h ite k tu ry sakralnej, pozostaw iał te sp raw y do rozw iązania a r ­ chitektom . Interesow ała go przede w szystkim fu nkcja budow li sa­

k ra ln e j w rozpoczynającym się dopiero stuleciu: w jaki sposób mogła ona najlepiej służyć sw ym społecznościom parafialnym ?

Z tego p u n k tu w idzenia k ry ty k o w ał w ydłużone prezbiteria, n a d ­ m iernie h ierarchizujące uczestnictw o w ofierze m szy św., n ad ­ m iernie separujące od niej m asy w iernych. I m ożem y tu d o p a try ­ wać się antycypacji nowego postulatu, k tó ry wobec a rc h ite k tu ry współczesnej w ysunął II Sobór W atykański: przybliżenie ołtarza do „lu d u ”, w łączenie go w działanie liturgiczne poprzez zw róce­

nie kapłan a ku w iernym .

K w estionow ał też Wł. G órzyński trium falizm wież, k tóre w e­

dług niego pochłaniały lw ią część kosztów budowy. O becna a tro ­ fia wież, ich red u k cja do szkieletow ych najczęściej kon stru k cji dzwonnic, też się w jakiejś m ierze spraw dziła.

Ale najbard ziej zaskakujące i w ybiegające w przyszłość są roz­

w ażania o potrzebie w obrębie budow li sak raln ej pomieszczeń

13 O kościele w Przedeczu zob.: KZSP t. 11 Województwo bydgo­

skie pod red. T. C h r z a n o w s k i e g o i M. K o r n e c k i e g o , Z. 18;

Włocławek i okolice, opr. W. P u g e t i M. P a ź d z i o r , (w druku).

O całej grupie kościołów wzorowanych na wileńskiej św. Annie, m.in.

w Przedeczu, referat na sesji Lubelskiego Towarzystwa Naukowego w r. 1985 wygłosił T. S. J a r o s z e w s k i (w druku).

K S . W Ł A D Y S Ł A W G Ó R Z Y Ń S K I

231

specjalnych, np. kaplic przedpogrzebow ych, chrzcielnych, a prze­

de w szystkim w nętrz ogrzew anych, gdzie m ożna by naw et w n a j­

zim niejszych porach roku bez n arażania zdrow ia pełnić posługi religijne, np. spowiedzi. Dziś, wobec ogromnego, choć z kon ser­

w atorskiego p u n k tu w idzenia rzadko zadaw alającego, rozw oju sy­

stemów grzewczych, co zapew nia ogrzew anie całych w nętrz ko­

ścielnych, postulat te n brzm i m inim alistycznie. P am iętać jednak należy, że w ysunięty został jeszcze przed I w ojną św iatow ą, kiedy 0 takow ym ogrzew aniu jeszcze się „nie śniło”, ta k więc uw agi ks.

Wł. Górzyńskiego w ybiegały w przyszłość.

N abardziej w szelako zdum iew a to, co pow iedział on na tem at nauczania w kościele i grom adzenia się w iernych w innych niż liturgiczne celach. Niech mi będzie wolno zacytow ać tu frag m en t owej w ypow iedzi (s. 83): „Przez w ieków osiem naście nie tylko moralność, ale i ośw iata by ły w rękach Kościoła. W iek XX se- kularyzow ał szkołę i usiłow ał pozbawić Kościół cyw ilizacyjnego przew odnictw a. Lecz oto staje na czele Leon X III, k tórem u O p atrz­

ność wyznacza dokonanie epokow ego zw rotu w dziejach Kościoła 1 na kopule bazyliki św. P io tra w yw iesza now y sztan d a r z n ap i­

sem: «praca społeczna», a do podw ładnego sobie duchow ieństw a woła: «wyjdźcie z zakrystii». O dtąd w szystkie organizacje społecz­

ne katolickim duchem ow iane m ają praw o do szczególnej opieki Kościoła. K to zaś przyłożył rękę do rozpoczęcia jakiejkolw iek p ra ­ cy tego rodzaju, ten wie najlepiej z dośw iadczenia, że jedną z najw iększych trudności w początkach działalności, dla b ra k u fu n ­ duszów, jest b ra k odpowiedniego lokalu. Jak ż e w łaściw ą ted y rzeczą jest, ażeby Kościół jako opiekun tego rodzaju instytucji, w m urach sw ych św iątyń w ytw orzył ubikację odpow iednią, salę akustyczną, zaopatrzoną w siedzenia i w szelkie sprzęty i przy - bory w tym celu potrzebne, aby ułatw ić organizację tego rodzaju stowarzyszeń. We F ran c ji i P ortugalii, gdzie już nastąp ił rozdział pomiędzy Kościołem i państw em , gdzie już w ygnano katechizm ze szkoły elem en tarn ej, a n aw et i u nas tego rodzaju sala okaza­

łaby się bardzo pożyteczną dla nauczania dzieci katechizm u. Sło­

wem, jak w idzim y, żyw otny organizm Kościoła ustaw icznie w y ła­

nia ze siebie coraz nowe potrzeby, któ re dom agają się dla siebie coraz to now ych ubikacyi w obrębie św iątyni.”

W Roku P ańskim 1987 ta k sform ułow any postulat, dotyczący form y nowoczesnej św iątyni, m usi zdum iew ać, skoro w łaśnie w ie- lofunkcyjność w nętrz, w chodzących w skład współczesnej arch i­

te k tu ry kościelnej, stała się problem em dyskutow anym już od szeregu lat i często w sposób n ad e r żarliw y. N ależy zresztą n ie­

zbędnie pam iętać, że budow le sak raln e (nie tylko zresztą k ato li­

ckie, ale szczególnie katolickie) od samego zarania realizow ały funkcje nie w yłącznie liturgiczne, więcej — często nic wspólnego

(5)

232

T A D E U S Z C H R Z A N O W S K I

[ 8 ]

nie m ające ze spraw am i w iary. P am iętajm y o w ielow iekow ej in- kastelacji św iątyń, o w ydzielaniu pomieszczeń dla w ładców fe u ­ dalnych (kościoły emporowe), o bibliotekach, skarbcach, b ap ty ste- riach. Oczywiście, w najw yższym stopniu ową w ielofunkcyjność realizow ały od zarania klasztory, zwłaszcza benedyktyńskie. P o ja ­ w iały się też inicjatyw y, by użyć współczesnej „polszczyzny” (?) — pryw atne, jakim i były m auzolea i kaplice grobowce rodów czy grup społecznych. To w szystko spraw iało, że a rc h ite k tu ra sak raln a była albo od zarania swego istnienia, albo w skutek następujących po sobie rozbudów i dobudów, bardzo często kom pleksem rozm ai­

tych w nętrz, a w konsekw encji kum ulacją rozm aitych brył. Je st to bardzo charak tery sty czn e w łaśnie w arch itek tu rze polskiej.

Wł. G órzyński poruszył też spraw ę sym boliki sztuki kościelnej, ale w ą tk u tego nie rozw ijał i pew ne asp ek ty tego zagadnienia w y­

dają się w jego tekście niedopow iedziane. O jak ą bow iem sym ­ bolikę chodziło prelegentow i: o tę, k tó rą — poprzez sw ą form ę p rzestrzenną — realizuje a rc h ite k tu ra (układ krzyżow y, kopuła jako p rojekcja niebiosów, filarów jako apostołów -podpór, założeń portalow ych jako sym boliki b ram raju , bram Nowego Jeruzalem , itd. ?), czy też o tę, k tó rą do w nętrza św iątyni w prow adza rzeź­

biarz i m alarz? W ydaje się, że księdzu Wł. G órzyńskiem u chodziło o pierw szy rodzaj sym boliki, a przynajm niej o dekorację ściśle pow iązaną z arch itek tu rą. W każdym razie w zm iankow ał te sym ­ bole (np. m otyw y zoomorficzne), któ re swój daw ny sens w od­

biorze w spółczesnym zatraciły.

Otóż w ydaje mi się, że p ro blem atyka sym boliki religijnej n ale­

ży wciąż, i do dziś, do problem ów niedostatecznie rozw iązanych, zarów no w planie teoretycznym jak i praktycznym . Nie podejm u­

ją jej ani artyści, ani przedstaw iciele Kościoła, k tórzy w tym w łaśnie w ypadku pow inni mieć głos decydujący. Bowiem tak jak nowe form y podobnie i nowe treści niesie ze sobą czas, owa h e- ra k litejsk a rzeka, w k tó rą dw akroć w stąpić nie sposób. Dziś mówi się i pow tarza nieustannie: „sacrum ”, problem atyce tej poświęca rozm aite sym pozja l4, ale na dobrą spraw ę n ik t nie wie co to ta ­ kiego. Stoim y dziś wobec konieczności pracy nad odnową sym bo­

liki religijnej, czy może: wobec konieczności stw orzenia tak iej sym boliki, k tó ra odpow iadałaby w ezw aniom naszego czasu. We w spółczesnej bowiem sztuce religijnej obserw ujem y rów nolegle nadużycie sym bolu i jego atrofię, a obie te postaw y krańcow e św iadczą o trw ałości kryzysu w tej dziedzinie.

Nowa a rc h ite k tu ra sakralna, a więc m ateria przetw orzona przez arch itek ta w formę, w łaśnie się na naszych oczach zaczęła re a li­

zować i proces ten, aby był skuteczny, m usi trw a ć nieustannie, 14 Sympozjum takie odbyło się w r. 1985 w Rogoźnie, a materiały z niego mają się wkrótce ukazać w Wydawnictwie „Znak”.

[

9

]

K S . W Ł A D Y S Ł A W G Ó R Z Y Ń S K I

233 -

bowiem nie ma w dziejach ludzkości statyczności i „nowoczesność”

jest m item , rozw iew a się jak dym zaledw ie zdąży się u k o n sty tu o ­ wać i m usi ustępow ać m iejsca kolejnej „nowoczesności” — rów nie przem ijającej.

Jeszcze u progu lat trzydziestych budow ano po naszych w siach i m iastach neogotyckie „ k a te d ry ”, ale pierw sze jaskółki now ego poczucia form y pojaw iły się w yraziście przed dru g ą w ojną św ia­

tową. Można tu przykładow o w ym ienić kościół w B orku Fałęckim w K rakow ie z kulisowo ustaw ionym i oknam i, w spaniałą biało­

stocką rotundę O skara Sosnowskiego, kościół N azaretan ek w W ar­

szawie (Karol Jankow ski) czy p arafialn y w Podkow ie Leśnej (Brunon Zborowski).

P raw dziw a jednak fala now ej a rc h ite k tu ry pojaw iła się na ca­

łym świecie, a pomimo przeszkód i u tru d n ie ń także w reszcie i u nas, po Soborze W atykańskim I I 15. Nie jest moim zadaniem oce­

nianie tej a rc h ite k tu ry i nie jest to zresztą naw et możliwe wobec brak u jej należytej re je stra c ji i dokum entow ania. Można jednak z całą pew nością stw ierdzić dw ie rzeczy. Po pierw sze — z uw agi na rozm aite w a ru n k i w jakich pow staw ały kościoły: praw ne, spo­

łeczne i m ateriałow e — ich jakość techniczna, a zatem i kształt architektoniczny pozostaw iają sporo do życzenia. Tam jednak, gdzie budow a mogła być realizow ana w spokoju, z możliwością pieczołowitego opracow ania p ro jek tu i niem niej pieczołow itej re ­ alizacji, otrzym aliśm y w licznych przypadkach dzieła w ybitne i w yraźnie w y rastające nad to, co zalew a nasz k ra j i co nie jest z pew nością arch itek tu rą, ale w yłącznie budow nictw em . Po d ru ­ gie — niezależnie od oceny poszczególnych realizacji czy n aw et całych grup kościołów pow stałych w ostatnich dziesięcioleciach — trzeba stw ierdzić, że m am y już w yraźnie do czynienia ze zjaw i­

skiem, którego nie da się w yelim inow ać z rozw oju arch itek tu ry : do k ra jo b razu kulturow ego zarów no gotyckich jak i neogotyckich katedr, do barokow ych czy klasycystycznych św iątyń w P o l­

sce, współczesność dopisała swój nowy, z pew nością o ryginalny rozdział.

I niech m i będzie wolno podzielić się, p rz y b ran ą w form ę d y ­ gresji, obserw acją, k tó ra coraz silniej m nie um acnia w p rzeko­

naniu, że nie jest możliwe budow anie jakiegokolw iek „stylu n a ­ rodowego” drogą robienia pastiszów z przeszłości. Interesującym i epizodami były w dziejach naszej a rc h ite k tu ry zarów no „styl w i- ślano-bałtycki”, „styl zakopiański” 16, jak też „styl dw orkow y” — wszystkie kolejno, po okresie zachw ytów , po okresie potępień i

15 M. E. R o s i e r - S i e d 1 e c k a. Posoborowa architektura sakral­

na, Lublin 1979.

16 A. B r y k c z y ń s k i , Czy „styl” zakopiański jest yjłaściioy dla kościołów? „Przegląd Katolicki” R. 39: 1901 nr 49 s. 778—780.

(6)

234

T A D E U S Z C H R Z A N O W S K I

[ 1 0 ]

w reszcie reh ab ilitacji przeszły do historii i nie pozostaw iły pro- genitu ry . S tały się naw et jakim iś „stylam i narodow ym i”, ale nie dlatego, że naśladow ały przeszłość, ale dlatego że w ytw orzyły p e­

w ien w łasny zespół cech stylow ych. W tym sam ym bow iem stop­

niu „narodow ym i” stały się realizacje gotyckie (np. kościoły K a­

zim ierza Wielkiego), renesansow o-m anierystyczne realizacje kręgu lubelskiego czy barokow e św iątynie, w k tórych dokonano a d a p ta ­ cji włoskiego stylu „do nieba i obyczaju polskiego”.

S tąd płynie wniosek, że jedynym autentycznym sposobem tw o­

rzenia „stylu narodow ego” w arch itek tu rze, to po prostu w zno­

szenie budow li zgodnych z dośw iadczeniem i estety k ą swej epoki.

I dlatego sądzę, że polskie kościoły la t sześćdziesiątych, siedem ­ dziesiątych i obecnych tw orzą na naszych oczach jakąś zupełnie now ą trad y c ję narodow ą. To że m y jej jeszcze dostrzec nie po­

trafim y, to nie jakaś nasza indyw idualna miopia, ale norm alny proces asym ilacji świadomości do n arastające j rzeczywistości i ...

vice versa.

S tąd płynie jeden podstaw ow y wniosek: należy oczekiwać od architektów , że podołają zadaniu, k tóre staw ia przed nim i czas, w k tó ry m przyszło im żyć. M usimy mieć do nich zaufanie, ale niechże oni i do nas je m ają: przecież nie b u d u ją dla m inionych, ani n aw et — mimo nadziei, że ta k może być — dla przyszłych stuleci, ale w łaśnie dla tego jedynego niepow tarzalnego czasu, w k tórym sam i zatrzym ali się, choć rzeka — płynąc — w każdej chw ili się przeobraża.

Więc jeszcze jeden cy tat z zakończenia re fe ra tu ks. Wł. G órzyń­

skiego (s. 85): „Ale i to rzecz niew ątpliw a, że uw zględnienie przez współczesną a rc h ite k tu rę kościelną tych potrzeb, które w ciągu w ieków się zrodziły, m usi z konieczności w ytw orzyć nowe kształty, nowe ty p y kościołów, jak to m iało m iejsce przez w ieków osiemnaście. Nowe zaś k ształty otw orzą pole dla artystycznych pomysłów. Skoro zaś owe pom ysły zrodzą się w głowie arty sty , którego serce przejęte będzie duchem głębokiej w iary i zrozu­

m ieniem języka alegorycznego Kościoła czyli sym boliki, p otrafi on w m u rach św iątyni zjednoczyć ta k kontrastow o przeciw ne so­

bie linie — poziomą i pionow ą i da początek now em u stylowi, którego z tak im u p ragnieniem wszyscy w yczekujem y”.

* * *

Ale teraz można i naw et trzeb a postaw ić pytanie: jak to w szyst­

ko co ks. Wł. G órzyński napisał przed tylom a la ty i co teraz omó­

w iłem w persp ek ty w ie współczesności, ma się do problem ów kon­

serw atorskich, a więc do zadania, które staw iam y sobie wszyscy, by nie tylko ocalać od zapom nienia, ale także od głupoty i złej woli?

im

K S . W Ł A D Y S Ł A W G Ó R Z Y Ń S K I

235

Otóż zgodnie z zaprezentow anym tu poglądem o trw a n iu i n ie­

ustannej zm ienności k rajobrazów kulturow ych, ko n serw ato r nie może być w żadnym p rzypadku obojętny wobec tego, co pow staje bieżąco i co dołączone zostaje do owej spuścizny, k tó ra stanow i głów ny tem at jego zainteresow ań. Z abytki nie istn ieją w izolacji (a o tym też już w iedzieli tam ci daw ni panow ie-m iłośnicy!), znajdują się w stale zm ieniającym kontekście k ra jo b razu k u ltu ­ rowego. K o n serw ato r m usi być św iadom zjaw iska, że — pomimo jego w ysiłków — ani nic nie trw a wiecznie, ani też nie może być zatrzym any czas, skupiający w sobie dw a elem enty: niszczyciel­

ski i twórczy.

S tarożytni w yobrażali sym bolicznie wieczność pod postacią w ę­

ża pożerającego w łasny ogon. K onserw atorzy pow inni zdaw ać so­

bie spraw ę (zwłaszcza że zdaw ali sobie spraw ę z tego ich poprzed­

nicy sprzed la t osiemdziesięciu), że m uszą pilnie obserw ow ać współczesną arch itek tu rę i współczesne sztuki plastyczne. N ieste­

ty trzeba sobie zdaw ać spraw ę z tego, że w szystko co się z n a j­

d uje wokół nas, a pośród tego także w ytw o ry ludzkie, skazane jest na zagładę. My tu jesteśm y tylko po to, by ten w yrok m ożli­

wie najd alej odsunąć w przyszłość. F ak t nieuchronności zagłady m aterii m usi być głęboko z a ry ty w świadomości konserw atorów , jako też w szystkich zaangażow anych w ocalenie zabytków , ale nie po to, by obezw ładnić nasze m yśli i działania, ale po to, by je jeszcze bardziej wytężyć, a także i po to, by ów wąż, k tó ry w p ra ­ wdzie sam siebie połyka, ale połykaniem ty m zarazem i odradza, proces ten dokonyw ał w form ie m ożliwie pięknej i cennej. Można nie lubić wężów, to kw estia indyw idualnych gustów, ale w tym w ypadku to tylko symbol. „K ształt czasu” to proces o tw a rty i ciągły, a ko n serw ato r w inien mieć także w łasne, niezaprzeczalne praw o do oceny i do w spółtw orzenia tego kształtu.

I w tak im rozum ieniu k o n serw ato r nie może stać obojętnie w o­

bec przem ian, któ re obejm ują także otaczający nas k ra jo b raz k u l­

turow y. Nie jest zresztą obojętne dla zabytków , w jakim znajdą się kontekście: czy w otoczeniu dobrej arch itek tu ry , czy w socre­

alistycznej panoram ie kopcących kom inów lub dehum anizujących człowieka blokowisk. Zwłaszcza, że i samo pojęcie zabytku w ym aga precyzow ania w tym względzie, że nie tyle i nie tylko tw orzy go upływ czasu, ale także w artość «estetyczna i artystyczna.

Są tak ie budow le, które stają się zabytkam i niem al w tym sa­

m ym momencie, gdy w yw ieszona zostaje na nich „w iecha”, lub w momencie w któ ry m m alarz odkłada pędzel, a rzeźbiarz dłuto.

Czas n obilituje do rangi zabytków tylko dzieła pośledniejsze, ty l­

ko ew entu aln e1 egzem plarze ginących gatunków , natom iast „sam o­

stanow ienie” zabytków dokonuje się z p u n k tu w idzenia ich k ształ­

tu w czasie, w k tórym pow stały, gdy poprzez swój kształt (ro-

(7)

T A D E U S Z C H R Z A N O W S K I

236

[121

zum iany bardzo szeroko i przenośnie, więc jednocząc pojęcia tr e ­ ści oraz formy) staw ały się tego czasu św ia d e c tw e m 17.

Uważam, że często, stanowczo zbyt często konserw atorzy, czy w ogóle ludzie zainteresow ani zabytkam i „ojczystym i” pozostają obojętni, albo apriorycznie krytyczni wobec tego co „now e”, a co tw orzy ich w łasna epoka. U w ażając współczesność za wcielenie diabła i jego brzydoty, nieśw iadom i są tego, że ich poprzednicy to samo uw ażali o tym , co oni sam i uznali za „zabytkow e” i otoczyli czcią.

R easum ując: jak długo k onserw ator (a ja w olałbym zam iast tego biurokratycznego określenia to bardziej rom antyczne: „mi­

łośnik zabytków ojczystych”), czyli ten kto postanow ił swe w ysiłki i tru d poświęcić ochronie spuścizny przeszłości, nie będzie uczu­

lony na współczesność, będziem y — naw et bez świadomości tego fa k tu — popadać w tendencje pastiszowe, stylizacyjne, w kon­

serw ato rsk ą m inoderię, k tó ra w cale nie jest korzystna dla zabyt­

ków, jeśli będzie chciała w ypełnić ich otoczenie m akietam i i fa l­

syfikatam i. Jed y n a słuszna droga, to zgodzić się na koegzystencję starego z nowym , ale oczywiście tem u now em u trzeba postawić w a ru n ek kategoryczny: aby zgodnie prezentow ał podstaw ow e za­

danie arc h ite k tu ry i sztuk pięknych — staw anie się kształtem czasu.

17 Wątek ten starałem się rozwinąć w artykule: Waloryzacja za­

bytków wspomnienia, doświadczenia, refleksje, „Ochrona Zabyt­

ków, R. XXIX: 1986 nr 2 (153) s. 95—101.

Cytaty

Powiązane dokumenty

zycja programu, w takim programie geometrii dla wszystkich powinno oczywiście znaleźć się więcej miejsca dla

�utor (Pietrzak 1989) w analizie struktury kra��obrazu powierzchni �odelowe�� Biskupice wykorzystał następu��ące wskaźniki: wskaźnik kolistości Rc,

I dobrze jest zdawać sobie sprawę z tego, czy naprawdę lubi się te prawdziwe zabawy z dziećmi (i wtedy bawić się z nimi, kiedy to tylko jest możliwe!), czy się ich nie lubi (i

tematyczny spadek pogłowia bydła (tab. Wprawdzie w ubiegłym roku pogłowie to zaczęło nieco wzrastać, jednakże nadal zmniejsza się pogłowie krów. Ilościowy wzrost młodego

Nie opiera się na dowodach, które można sprawdzić.. Fakt można sprawdzić i

Walka toczy się między przedmio- tami i formami, które są wynikiem translacji tych pierwszych w po- stać – mówiąc językiem Hegla – „uzmysłowioną”, przy

[r]

A nie lubię, bo osądzanie sztuki jest sprawą bardzo prywatną, tak samo jak tworzenie sztuki, kiedy więc przychodzi mi swoje prywatne sądy uzgadniać z prywatnymi sądami