• Nie Znaleziono Wyników

Każda nauka ścisła, dopóki zajm uje się ty l­

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Każda nauka ścisła, dopóki zajm uje się ty l­"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 18 . Warszawa, d. 31 Lipca 1882. T o m I.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA“

W Warszawie.- rocznie rs. 6 k w artaln ie „ 1 kop. 50

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P . D r. T. Chałubiński.

J . A leksandrowicz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, Dr.

L. Dudrewicz, m ag. S. K ram sztyk, mag. A. Ślósarski.

prof. J. Trejdosiewicz i prof. A. "Wrześniowski.

e. p r z e sy c ą pocztową: rocznie

kw artalnie „ V „ 20

1 „ 80. Prenum erować można w Redakcyi W szechśw iata i we w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

A d r o s R o r t a k c y i P o d w a l e N r . a

ZASTOSOWANIE PRAW METEOROLOGII

do celów praktycznych.

(Odczyt wygłoszony w sali R esursy kupieckiej d. 27-go K wietnia 1881 r.)

przez D -ra J. Jędrzejew icza z Płońska.

Każda nauka ścisła, dopóki zajm uje się ty l­

ko badaniem praw przyrodzonych bez ich praktycznego zastosowania, pozostaje własno­

ścią szczupłego kółka badaczy — ogół wtedy dopiero zajmować się nią zaczyna, kiedy spo­

strzega możliwość rezultatów praktycznych, do swych codziennych potrzeb zastoso­

wanych.

M cteorologija praw ie w łaśnie w tem przej- ściowem położeniu się znajduje; badania jój obszerniejsze datują się zaledwie od początku bieżącego stulecia; niesłychane trudności w w yprow adzeniu praw pogody spóźniły rozwój nauki, choć wyraz pogoda je s t w ustach k a­

żdego, bo go interesuje ze względu spraw i za­

jęć codziennych: zdrowia, podróży, rolnictw a, handlu, oniem al każdej czynności.

Roz patrzenie się w powodach zmian atm o­

sferycznych, uspraw iedliw i nam ten powolny postęp nauki, którój praw a na nasze codzien­

ne życie ta k i wpływ dobroczynny lub zgubny wyw ierać mogą.

Cała kula ziemska, na którój mieszkamy, otoczona jest w arstw ą gazów, zwaną atmosfe­

rą, grubą na kilka mil, a składającą się głó­

wnie z powietrza, p ary wodnój ulatniającój się z niezliczonych strumieni, rzek i oceanów, oraz małój ilości dw utlenku węgla. Żywioł ten lekki, bo gazowy, ruchliw y nadzwyczaj­

nie, zostaje ciągle pod w pływ em ciepła sło­

necznego i to w w arunkach, zmieniających się praw ie z każdą godziną; popołudniowe słońce rozgrzewa go, noc go ochładza; w jednój czę­

ści ziemi panuje gorące lato,

av

drugiój zima;

prócz tego na samój ziemi znajdujem y liczne powody do niejednostajnego rozgrzewania się atmosfery, powody leżące w różnych własno­

ściach m ateryjałów , składających powierzch­

nię ziemi. P iasek p ustyń afrykańskich silnie bardzo rozgrzewa się od prom ieni słońca i szybko ciepła swego udziela powietrzu, kiedy tym czasem lody i śniegi północy zużywają to ciepło na powolne topnienie, niedzieląc się niem prawie wcale z otaczającą atmosferą.

S k u tk i tak niejednostajnego ogrzewania się tego olbrzymiego oceanu powietrznego są ła tw e do przewidzenia. Gaz cieplejszy robi się lżejszym, w skutek tego wznosi się ku gó­

rze, w miejsce jego napływ a chłodniejszy;

im różnica ciepła większa, tem szybkość wzno­

szącego się gazu znaczniejsza, a zatem i prąd

chłodny, w miejsce jego napływ ający, staje się

(2)

2 7 4 W SZ E C H ŚW IA T .

gwałtowniejszym, tworzy się. w iatr. Jeśli jeden prąd nasycony był p a rą wodną i trafia na chłodniejszy, p ara osadza się w kształcie chm ur lub deszczu, ta k zupełnie, jak się osadza wilgoć powietrza na szklance z zimną wodą. wniesioną latem do ciepłego pokoju. Różnorodne krzyżowanie* się prądów powietrza podtrzym uje się obrotem całój kuli ziemskićj, ukształtow aniem samój powierz­

chni ziemi, góram i wyniosłemi, k tó re im ruch tam ują, lub obszernemi płaszczyznami ocea­

nów. które im żadnój zapory nie staw iają.

Cała ta m asa gazowa je s t w ciągłym ruchu i pionowym i poziomym: raz się nasyca wil­

gocią parującą z wód i po oziębieniu oddaje ją ziemi w kształcie deszczu lub śniegu, to zno­

wu napełnia się elektrycznością, tw orzącą się przy parow aniu wody i tej się pozbywa przy pierwszej lepszój sposobności w kształcie pio­

runów. R uchy te odbyw ają się jednocześnie na ogromnych obszarach, obejm ujących całe kraje lub części świata i ja k wszystkie potę­

żne czynniki w naturze m ają swoje złe i do­

bre strony; prawda, że burza i w ichry wiele szkód zrząd zają, ale bezwzględny spokój w atmosferze talcby j ą w krótce zanieczyścił różnemi szkodliwemi dodatkam i, że życie ro ­ ślin i zwierząt w wielu miejscach byłoby nie- możebne Tak tu ja k i w całój żyjącój naturze:

ruch, to życie — spoczynek, to śmierć.

J a k ju ż wspomniałem, pierw szą i najw a­

żniejszą przyczyną ruchów powietrza otacza­

jącego ziemię, je s t ciepło słońca, tego ogólnego ogniska życia organicznego, inne przyczyny ja k ciepło wewnętrzne ziemi,, ciepłe prądy morskie i procesy chemiczne, odbywające się czy na ziemi, czy to głębiej w ziemi, zaj­

m ują tu stanowisko drugorzędne, choć nie są bez wpływu.

P ro sty wrn iosclt: skoro znam y przyczyny główne zmian atm osferycznych, nie pow inni­

śmy w ątpić, że i praw a tych zmian poznamy z czasem i rzeczywiście na tój drodze jesteśm y.

Trudności główno napotykam y tu w ob- szerności zjaw isk i ich łatwój zm ienno­

ści przy żywiole tak ruchliw ym ja k powie­

trze. Zaledwie zauw ażym y pewno zm iany pogody w jednem m iejscu i radzibyśm y dal­

szy ciąg zjawiska i w innych miejscach ob­

serwować, już słońce zmieniło położenie, m iej­

sce ogrzane ochlodło lub odwrotnie, prądy się zmieniły i porozumienie z innemi miejscowo­

ściami daje nam już tylko wiadomość prze­

szłości — wprawdzie idzie nam i o to, ale je ­ szcze bardziej zależy nam na tem, aby prze­

widzieć co dalój będzie.

Gdybyśm y wyobrazili sobie jakieś idealne oko, umieszczone wysoko ponad ziemią i atm osferą i patrzące na ogół zmian, dokony- w ających się na wielkich przestrzeniach, w te­

dy łatwiej by nam przyszło objąć całość i wy­

prowadzić wnioski. Związani jed n ak naszą egzystencyją z powierzchnią naszego globu, naw et m arzyć o tem nic możemy. Rozum je ­ dnak ludzki, rzucający się na najśmielsze na­

w et przedsięwzięcia i tu w ynalazł sposoby i przyrządy, którem i się posiłkuje do w yrw a­

nia tajem nic najw yższym warstwom atmosfe­

ry, w celu zaś natychm iastow ego porozumie­

nia się na wielkich obszarach ziemi, przybrał do pomocy czynnik, który pod względem szybkości z jed n ą tylko m yślą ludzką o lepsze walczyć może, to jest elektryczność.

Zadanie, choć bardzo zawiłe, sprowadza się do prostego celu; badania ciepła, jak o przy­

czyny wszelkich zmian i ich następstw odno­

śnie do wilgotności powietrza, kierunku wia­

tru, wytworzonego niejednostajnem ogrza­

niem różnych miejscowości, ilości wody z de­

szczem i śniegiem spadającój i t. d.

Do mierzenia ciepła na ziemi służy zw ykły term om etr, kontrolę zaś ciepła w arstw gór­

nych atmosfery daje nam barom etr, choć to nieco dziw'nie brzm i, bo inaczój na barom etr przyzw yczailiśm y się patrzeć, jednak tak jest w rzeczy samój. M erkuryjusz w barom etrze wciskany je s t do próżnój, pozbawionój powie­

trz a ru rk i, ciężarem całego słupa atm osfery znajdującego się nad nami. Gdy z jakiegokol­

wiek powodu cieplejsze powietrze napływ a do jednój miejscowości chociażby w wysokości p a ru mil od ziemi, barom etr się zniża, bo cie­

plejsze powietrze je s t zawsze lżejsze i już nie takim ciężarem ja k wprzódy ciśnie na po­

wierzchnię m erkuryjuszu; przeciwnie oziębie­

nie górnych warstw powietrza powiększa jego ciężar i ciśnienie na m erkuryjusz, barom etr wznosi się wyżej. Tym sposobem zanim na­

pływ ające u góry pow ietrze cieple zdoła dojść do powierzchni ziemi i w pływ swój na ogrza­

nie zwykłego term om etru okazać, ju ż baro­

m e tr zniżaniem się na parę dni wprzódy

ostrzega o tem co się dzieje tam, dokąd żadna

żywa istota dla przekonania się dojść nie jest

(3)

m 18. W SZ EC H ŚW IA T.

275 w stanie. Tym tylko sposobem barom etr,

względnie ocieplanie się górnych w arstw powie­

trza, może służyć jak o elem entarna wskazów­

ka deszczu i pogody. W ia tr ciepły, zniżający barom etr, wieje najczęściój od morza, niesie

7.

sobą dużo wilgoci, m gły, stąd deszcz pra­

wdopodobny, w iatr zaś zim ny i suchy, pod­

wyższający barom etr, przychodzi najczęściój od lądów ze wschodu i północy i najczęściój pogodę przynosi.

Nakoniec przyrządy mierzące wilgotność powietrza, ilość spadającój z deszczem wody, chorągiewki wskazujące kierunek w iatru, do­

pełniają szereg środków, któremi zmiany po­

gody badać zamierzamy.

Takiem i przyrządam i opatrzeni spostrzega- eze, rozsypani po różnych okolicach zapisują starannie o um ówionych godzinach wszystkie wspomniane zmiany powietrza. Tworzą się z tego ogromne m asy cyfr, trud n e z powodu ilości do objęcia jed ny m rzutem oka. D la uła­

twienia obrazu ogólnego zestaw iają się one razem, tw orząc ilości średnie, a to tym sposo­

bem: jeśli przez 30 dni zapiszemy codzień sto­

pień ciepła, np. o godzicie 12 w południe, na­

stępnie dodamy w szystkie 30 cyfr i podzieli­

my sumę przez 30, otrzym am y średnie ciepło południa całego miesiąca.

Cyfra ta średnia je s t bliska w szystkich 30tu dni, choć od nich różna i charakteryzuje cały miesiąc, szczególnie w porównaniu z innemi.

Takie średnie czyli przeciętne, czy to ciepła czy wilgoci, czy zachmurzenia, w edług woli można tworzyć dziennie, miesięcznie, lub ro­

cznie; przedstaw iają one w artości idealne, ró ­ żne od każdój z cyfr, a zbliżone do w szystkich tem bardziój, im więcej czasu do spostrzeżeń użyto. Z tak ich średnich ilości tw orzą się obrazy stanu pow ietrza pewnój okolicy, a z długich okresów czasu obrazy ogólnych wa­

runków klim atu.

Do łatwiejszego objęcia obrazów klim atu pom agają wiele rysun ki linii krzyw ych utw o­

rzonych podług cyfr, jako rezultatów spo­

strzeżeń.

Jeśli na linii prostój, przedstawiającój zero ciepła, odetniem y 12 rów nych części, przed­

staw iających 12 miesięcy i na prostopadłych z tych 12 punktów wyprowadzonych zazna­

czymy podług dowolnój, ale jednako w ój skali średnie ilości ciepła w każdym miesiącu (zi­

mno ku dołowi, ciepło ku górze) — z połącze­

nia końców tych linij otrzym am y krzywiznę wyobrażającą pi’zebieg ciepła całoroczny. Tak na fig. 1-ój widzimy przebieg ciepła roczny w Lizbonie, krzyw izna nie schodzi wcale pod zero, bardzo łagodnie ciepło podnosi się do 17*5 stopni, równie łagodnie zniża się w zimo­

wych miesiącach do 9°, miejscowość ta nie posiada wcale zim y w jój właściwem zna­

czeniu.

Fin 1

$.lxbona, J _ __ -—

1+5 "

i o ___________ :--- —---

; FiSz

J/erczyńsk

+ 5

0 --- "

X II I II 111 IV V VI VII V III IX X XI XII K rzyw e tem peratury rocznej.

F ig u ry 2 i 4 przedstaw iają przebieg roczny ciepła w dwu miejscowościach jednakowo od bieguna odległych: Londynu nad oceanom i Nerczyńska pośród wielkiego lądu Azyi, Odrazu różnicę obu krzyw izn spostrzegamy.

W Londynie różnica zimy od lata około 11°

wynosi, gdy w Nerczyńsku krańcow e te tem ­ p eratury o 37° stopni się różnią. W Nerczyń­

sku wzrost ciepła postępuje równomiernie z pozornem wznoszeniem się słońca, bo tylko od tego czynnika zależy; w Londynie krzyw i­

zna je s t łagodniejsza; zależność od słońca, mimo tego samego od bieguna oddaleniu, ja k ­ by zatarta, niewyraźna. Czynnikiem tym ła­

godzącym jask raw e przejścia tem p eratu ry jest ocean. W ody oceanu rozgrzewają się od cie­

pła słonecznego wolniój niż lądy i ty m sposo­

bem łagodzą letnie upały, sty gn ą również nie

(4)

276

W S Z E C H Ś W IA T .

18.

ta k łatw o ja k stały ląd, a konserw ując część letniego ciepła na zimę czynią j ą również mniej ostrą

Od tego działania oceanii zależą różnice dwu różnych rodzajów klim atu — Londyn przedstawia typ k lim atu m orskiego z łagodną zimą i niegorącem latem , kiedy N erczyńsk w tej samej szerokości gieografiezńój leżący, stałym lądem A zyi otoczony, daje obraz k li­

m atu lądowego, czyli kontynentalnego z upal- nem latem i surow ą zimą. Nic w nim nie mo­

dyfikuje działania słońca, stojącego w połu­

dnie latem bardzo wysoko, a zimą bardzo nisko, dlatego też krzyw izna przebiegu ciepła odzwierciadla w zupełności ruch pozorny słońca.

Trzeci rodzaj klim atu ta k zwanego przej­

ściowego. przedstaw iają miejscowości pośród lądów łożące, a niezupełnie pozbawione dzia­

łania łagodzącego oceanów. K rzyw izna ciepła W arszaw y (fig. 3) przedstaw ia tak ie w arunki.

W arszaw a bliżej bieguna niż N erczyńsk leżą­

ca, m a trz y miesiące letnie zupełnie je d n o ­ stajne, krzyw izna tych m iesięcy praw ie liniją

prostą tworzy; zimę ma znacznie łagodniej­

szą, co Avprost zależy od ogrzanych w iatrów oceanu A tlantyckiego, sięgającego swem dzia­

łaniem aż do naszego kraju.

Podobno krzyw izny utw orzone z cyfr śre­

dnich: wilgotności dziennój, ilości padającego deszczu i t. d. ułatw iają poznanie jed ny m rz u ­ tem oka zmian całorocznych, jak im te czyn­

niki podlegają.

Takie przedstaw ienie klim atu z w szystkiem i jego charakterystycznem i cechami, to pierw­

szo i najważniejsze zestawienie p rac m eteoro­

logów. K w estyja klim atu je s t ściśle związaną z kw esty ja zdrowia ludzkiego, a więc zarówno z higieną ja k i z m edycyną. D la pierwszej obraz klim atu wskaże pory właściwe do ochra­

niania się czyto z powodu nadmiernój wilgoci, czy zmienności nagiej ciepła, czy panujących w pew nych czasach szkodliwych wiatrów , wskaże miejsca w m iastach mni,ój lub więcój do m ieszkania odpowiednie. J a k o przykład przytoczę rezu ltat spostrzeżeń w gubernii Płockiej czynionych, a stosujących się z nie- znacznemi zmianam i do całego k raju , a m ia­

nowicie: że najczęstszy u nas i przew ażny kierunek w iatru jest od stro ny południowo- zachodniej. Spostrzeżenie to dla higieny wielkich m iast ważni ej szem je s t niż się w y­

daje; uczy ono, że najzdrowsze części wiel­

kich m iast są właśnie w stronie południowo- zachodniej, bo najczęściej dostają z wiatrem z tój strony wiejącym czyste powietrze pól, gdy w iatr ten przechodząc cale m iasto do północno-wschodniej strony już z sobą tam przynosi pozbierane z m iasta dodatki, nieza- wsze dla zdrowia korzystne. Naucza również to spostrzeżenie, że wszelkie zakłady fabry­

czne, wydające jakiebądź wyziewy szkodliwe, wedle możności powinny być pomieszczane w przeciwnej stronie m iasta, aby domięszki szkodliwe dla oddychania, były W3'dalane za­

pomocą najczęstszego w iatru w prost poza obręb mieszkalny.

W e względzie m edycyny obrazy klim atu są ważnemi wskazówkami dla miejsc kuracy j­

nych. W edług nich dobieramy dla naszych chorych odpowiedni stopień ciepła, odpowie­

dnią ilość wilgoci, stosownie do rodzaju cho­

roby, którój leczenie na w arunkach klim aty­

cznych polega. W tój kw estyi jeden właściwy lub niew łaściw y wybór może stanowić o ży­

ciu najdroższych nam osób, a opiera on się prze­

ważnie na szczegółowój znajomości klim atu, znajomości opartej na cyfrach długoletniem staraniem zebranych.

Dlatego każde miejsce kuracyjne, obdarzo­

ne od n a tu ry jakim kolw iek żywiołem dobro­

czynnym dla zdrowia ludzkiego, albo ju ż po­

siada albo się stara o posiadanie szczegóło­

wych wiadomości swego klim atu — a szcze­

gółów do poznania jest tu wiele. Sam sto­

pień ciepła jeszcze o w arunkach ogólnych nie decyduje, organizm ludzki, mianowicie chory, je st bardzo wrażliwy na zmiany cie­

pła rano i wieczór, na ostry i suchy wiatr; je ­ den do oddychania wym aga powietrza ciepłe­

go i wilgocią napełnionego, innym więcój k o ­ rzyści przynosi suche, ożywczo pow ietrze górskie.

P om ijam szczegóły tój nadzwyczaj ważnój kw estyi, są ouo przedm iotem właściwój spe- cyjalności; poznanie ich ścisłe z konieczności nie je s t do życzenia.

Niedawno jeszcze, kiedy ważność tych w ia­

domości nictyle była uznaną -— niejeden mi- mowoli staw ał się na ty m punkcie w y tra ­ w nym meteorologiem, badając, w łasnym inte­

resem powodowany, różne miejscowości, któ-

reby jak iejś bliskiój sercu jego osobie zdrowie

(5)

Jft 18.

W SZ E C H ŚW IA T . 277

i życie ocalić mogły. Dziś ta ważność powsze­

chnie je s t uznaną,, czego świeży przykład ma­

m y na krzątaniu się tow arzystw a Tatrzań­

skiego około tego przedmiotu, dotyczącego gór K arpackich. P raca tam m a przyszłość przed sohą, bo n a tu ra dużo dała, trzeba ją ty l­

ko umieć odczytać.

W iadomości klim atyczne, zbierane przez długi czas, nie pozostają bez związku nawet z ekonomiją krajow ą. Mam tu na myśli grad i szkody corocznie przez niego sprawiane.

Środków zapobiegających tej klęsce nie po­

siadamy — ja k przed każdą siłą wyższą musi­

m y ustąpić; pokrycie s tra t tylko drogą wza­

jem nego ubezpieczenia je s t możliwe. Tu zaś zachodzi ta szczególna okoliczność, że grad w pewnych miejscowościach się tworzy, w in­

nych go nie bywa, co od ukształtow ania gru n tu zależy. O ile więc znajomość ta ­ kich miejsc czyli pasów gradowych może mieć wpływ na oryjentow anie się w spo­

sobach ubezpieczenia, każdy z łatwością to osądzi.

Badania tego przedm iotu dotyczące dopro­

wadziły w ostatnich czasach do ważnych wniosków; w ykazały one, że chm ury burzowe, przechodząc nad lasam i na w yniosłych miej - scach rosnącemi, tracą w znacznej części wła­

sności tw orzenia gradu i odwrotnie miejsca dotychczas wolne od gradu, po wycięciu są­

siednich lasów zaczęły nanowo tój klęski do­

znawać, dopóki wzgórza wycięte nie porosły napo wrót lasem. S ta ty sty k a leśnictw w Szwaj- caryi dowodnie te wnioski stwierdza, robiąc tym sposobem nadzieję, że z czasem zmniej­

szenie s tra t gradem spowodowanych nie na samem ubezpieczeniu opierać się będzie, ale także na bezwzględnem zmniejszeniu burz gradow ych przez właściwe urządzanie gospo­

darstw leśnych i obsiewanie lasami miejsc wyniosłych przez naukę potem u wskazanych.

Zdaje się, że te ważne w życiu codziennem zastosowania praw klim atycznych ju ż w y­

starczałyby, aby zachęcić do pracy na tem polu; ogół jed n ak powie nam: to dobrze, wie­

cie co przez kilka lat było; skorzystam y w pe­

w nym kierunku i z tego, ale potrzebujem y więcój, chcemy wiedzieć, co w najbliższej przyszłości będzie, m am y zbierać zboże z pól, m am y odbywać podróże, wysyłać ładunki po lądach i morzach, ostrzegajcie więc przed po­

suchą, deszczem lub burzą.

To druga część zadania trudniejsza od pier- wszój, ale i ta zaczyna wchodzić na drogę czynu. Potrzeba nam przedewszystkiem po­

znać praw a burz, ich kierunek, szybkość i inne towarzyszące okoliczności.

W iem y, że główną przyczyną tych w szyst­

kich zjawisk je s t ciepło słońca, spraw iające niejednostajne ogrzanie atmosfery. Niema je ­ dnak na świecie skutku, któryby od jednój przyczyny zależał. Słońce samo także zmia­

nom podlega; w ciągu łat 11 ilość jego wybu­

chów czyli tak zwanych plam ciągle się zmie­

nia, od największój do najmniejszój ilości.

P rof. Wolff z Z urychu ścisłemi i długoletnie- m i spostrzeżeniami swemi dużo się przyczynił do w yjaśnienia tój kwestyi.

W roku 1870 było bardzo wiele plam ua słońcu, ilość ich jed n a k co ro k się zmniejszała, tak , że w roku 1875 i 76 bardzo mało ich było widać; dziś ta ilość zaczyna wzrastać i około roku 1881—82, to je st po jedenastu latach przeszło, dojdzie do stanu swego m asim um . Odkrycie to naprowadziło na myśl o związku tych plam ze zmianami pogody na ziemi. — Każde nowe odkrycie wywołuje zwykle b ar­

dzo obszerne wnioski, a um ysły skłonne do cgzaltacyi, przesądzają często ważność swe­

go odkrycia, przyczepiając się tylko do niego, a zapominając o praw ach nauki już zdoby­

tych i dowiedzionych. J a k w medycynie ka­

żda nowa metoda zasadna lub bezzasadna en- tuzyjazm uje zapalonych z zaniedbaniem uzna­

nych a nieodm iennych praw, ta k i tu wszyscy rzucili się do przepow iadania pogody ze zmian plam słonecznych, zapominając, że zm iany te w porów naniu ze zmianami dziennemi i rocz- nemi ciepła słonecznego są zbyt małe, aż do­

piero p. Tritz, na żądanie konkursow e Tow.

przyrodników w H aarlem , zebrawszy od n a j­

dawniejszych czasów spostrzeżenia, ostudził

nieco zapał pseudo-meteorologów, w ykazaw ­

szy, że w ybuchy na słońcu m ają wprawdzie

wpływ widoczny na zboczenia igły magneso-

wój i częstsze tworzenie się zorzy północnej,

na ciepło zaś atm osfery ziemskićj w pływ ten

je s t nadzwyczaj nieznaczny, najwyżój w tem

dający się uczuć, że przy większej ilości plam

na słońcu, zimy byw ają nieco ostrzejsze, lata

łagodniejsze, W edług tego, pow innibyśm y się

spodziewać zim surowszych w najbliższych

paru latach, skoro m axim um plam około roku

1881—82 przypada.

(6)

278

W S Z E C H Ś W IA T .

Ki 18.

Księżyc nasz bliski sąsiad, siłą swego przy ­ ciągania spraw ując przypływ morza, tem ła- twiój może perturb acy ją sprawić w ty m lek- kiem i ruchliwem m orzu gazowem, ja k to zdają się stw ierdzać prace p. Kraszew skiego z R o ­ manowa. Są to jed n a k przyczyny m odyfiku­

jące a nie główne, w ażne w połączeniu z in- uemi, ale z zestawienia ich w szystkich razem tylko rozumowe przepowiednie pogody utw o­

rzyć można. U żyw ając zaś do tego pojedyn­

czych przyczyn, popełniam y ten sam błąd, ja k i potępiam y w tych, co przepowiednie w y­

prowadzić u siłują z lotu ptaków , k rzy k u żab, siadania na drzewach wron, kw itnienia w rzo­

su i t. p. Nio ulega wątpliwości, że wiele zw ierząt odczuwa wcześniój pewne zm iany w pow ietrzu niż człowiek, jed n a k dzieje się to w k ierunku jedn ostro nny m i dopiero w chwili, gdy zm iany ju ż zachodzą, choć jeszcze niedostrzegalne zm ysłam i ludzkiemi. N a tu ra - lista nieuprzedzony, nie spuszcza ich z uwagi, pozostaje jed nak przy przekonaniu, że prze­

powiednie zjaw isk n a tu ry tylko z rozumowej ich przeszłości wyprowadzone być mogą, wszelkie zaś inno są fikcyją, ekstazą albo uprzedzeniem . P o stara m się dowieść, do j a ­ kich ogrom nych rezultatów dojść możemy w przedmiocie przew idyw ania zmian atm osfe­

rycznych, ro zpatrując głów ny ich powód, to je s t niejednostajne rozgrzewanie się powie­

trz a od prom ieni słońca. (Dok. nast.j.

SZCZĄTKI ORGANICZNE W METEORYTACH

p rze z Jó zefa B ą k o w s k ie g o .

Myśl, że nietylko nasz św iat je s t zam ie­

szkały, ale na innych istnieje również jakieś życie, tk w i oddawna w um ysłach ludzkich.

Przed k ilk u n a stu la ty spopularyzował j ą K.

Flam m arion w zajmującem. sw em dziele, któ­

re pojawiło się także w polskim przekładzie, dokonanym przez J . W ag ę pod tytułem : „W ie­

lość światów zam ieszkałych". C zytając te wzniosłe myśli, tru d no nie pogodzić się z za­

patryw aniam i astronom a francuskiego, nie­

podobna też przypuścić, aby tylko nasza zie­

mia, zajm ująca tak podrzędne stanow isko

w wszechświecie, życiem była obdarzona. Czy wiadomo nam jednak, jak ie istoty zamieszku­

j ą inne światy?

W praw dzie pisano o tem wiele, opisywano n aw et mieszkańców różnych planet, mówiono o ich zajęciach i rozwoju um ysłowym , ale ja k dotąd, brak nam na to pozytyw nych wiado­

mości. O ile tylko nasza wyobraźnia pozwala, możemy snuć o ty m przedmiocie najrozm ait­

sze domysły i zaludniać św iaty istotam i po- dobnemi mniej lub więcój do istot naszej ziemi.

Że każdą tak ą wiadomość ostrożnie i nie­

zbyt pochopnie przyjmować należy, mieliśmy togo nieraz przykłady. P rzed kilkudziesięciu laty pojawiła się była naw et w niektórych pism ach naukow ych sensacyjna nowina, że znaleziono gdzieś, w A m eryce jeżeli się nie mylę, meteor, a na nim rozpoznano rzeźbę ludzi o dwu głowach. Co też to w tedy o tych ludziach dwugłowowych nie pisano! Atoli wiadomość ta, narobiwszy tyle hałasu w świe­

cie naukow ym , okazała się wkońcu, ja k tyle innych, wcale nieprawdziwą.

Niemiecki uczony W idm anstadt zauważył na szlifach żelaza meteorycznego figury gieo- m etryczne w kształcie kw adratów , prostoką­

tów, szerszych i węższych listew ek, albo ró­

wnolegle do siebie ułożonych, albo stojących na sobie pionowo, które w przeróżnój gm a­

tw aninie w ydaw ały się ja k b y szczątki strza­

skanego domu, albo ja k b y ja k a w zorzysta tkanina. Bezpośrednio po tem odkryciu, któ­

re W idm anstadt zawdzięczał przypadkowem u zwilżeniu szlifu słabym kwasem solnym, po­

jaw iły się a rty k u ły różnych badaczy, u p atru ­ jących we w łasnych tego samego rodzaju spo­

strzeżeniach ślady sztuki mieszkańców innych światów . Najnowsze jednak badania w yka­

zały w tych zapatryw aniach fantastyczne m a­

rzenia, udowodniono bowiem, że owe figury W idm anstadta zawdzięczają swe powstanie różnem u stosunkowi, w ja k im się żelazo z ni­

klem połączyło, gdyż różne alijaże w różnym stopniu rozpuszczają się w kwasach, a naw et jeden, ta k zw any schreibsenit, w którego skład prócz tych dw u m etali jeszcze fosfor wchodzi, jest w słabych kw asach praw ie nie­

rozpuszczalny i w ystaje ponad szlif wygładzo­

ny w postaci listew ek, jeżeli go zm yto kilka

razy kwasem solnym. Że się rzecz m a tak

w samój istocie, okazano na żelazie m eteory-

(7)

tfg 1 8 . W SZ EC H ŚW IA T.

cznem, w którego skład nikiel albo wcale nie wchodził, albo tylko w bardzo małej ilo­

ści, gdyż na takiem żelazie figury W idm ann- stadta się nie ukazują.

W r. 1879 wydał w Ttibingen niejaki D -r Otto H ah n dziełko o 71 stronicach z 30 tabli­

cami litograf., w którem stara się dowieść, że w skład niektórych kamieni, ja k granitu, gnejsu, serpentynu, bazaltu, wreszcie w skład kamieni i żelaza meteorycznego wchodzą szczątki organizmów niższego rzędu i to ta k rośliny jakoteż zwierzęta. Badania te i dowo­

dy, jak ie H ahn na poparcie swego twierdze­

nia przytoczył, były tego rodzaju, że w pra­

wiały w podziw każdego przyrodnika. Jedni przyjęli odkrycie H ahna z pewnem niedowie­

rzaniem, drudzy, uważając je za prawdziwe, w ysnuw ali na tej podstawie najrozmaitsze wnioski naukowe. W rok późni ćj wydał te n ­ że sam autor drugą pracę podobnćj treści, gdzie, uzupełniając niejako pracę poprzednią utrzym uje, że paleontologiczne resztki orga­

niczne, odkryte przez niego w meteorach, na­

leżą do rodzaju gąbek, korali i lilijowców.

Prof. H . K arsten z Szafhuzy, obserwując te m eteory pod mikroskopem, poparł twierdze­

nie H ahna i przychylił się całkowicie do jego zdania, Spraw a ta wielkiego nabrała rozgło­

su, gdyż prof. K arsten znany był z swych prac jako badacz sumienny. Niemieckie cza­

sopismo „Die N atur", z którego te szczegóły zaczerpnęliśmy, zamieściło było naw et w ze­

szłym roku obszerniejszy a rty k u ł pióra prof.

K arstena pod tytułem : „M eteoryty i ich szczątki organiczne", załączając przy tem kilka rycin. Czytając pomieniony artykuł, jakoteż przypatrując się. bliżej załączonym obrazkom, zdawało się, że w rzeczywistości m am y tu do czynienia z bardzo ważnem odkryciem nau­

ko wcm,, o którem , ja k to mówią, nikomu się naw et nie śniło. Mimo to większa część przy­

rodników wyczekująco wobec tćj spraw y się zachowywała. Niechcąc an i za ani przeciw się oświadczyć, sądziło wielu, że rzecz ta w y ­ maga jeszcze dalszych i gruntow niej szych studyjów. W r. b. poruszył znowu tę sprawę D -r D. F. W einland w broszurce, wydanej w Esslingen, w którćj nietylko stwierdza po­

dane przez H ahna szczegóły, ale posuwa się naw et dalój i oznacza dokładnie wszystkie zwierzęce szczątki, o których H ahn tylko ogólnikowo się wyraził. A utor m iał badać

około 600 szlifów rozm aitych meteorów, po­

chodzących z 18 1’óżnych miejscowości i prze­

chowanych w zbiorach w W iedniu i Tybin­

dze. W einland twierdzi w swćj pracy, że więk­

sza część meteorów, z których H ahn zdjął ko- pije fotograficzne, m a stru k tu rę organiczną, a wiele przeważnie z resztek zwierzęcych się składa. Nareszcie sądzi autor, że m eteoryty te podobne są w wielu szczegółach do paleon­

tologicznych korali, gąbek, szkarłupni, otwor- nic i t. p. Św iat zwierzęcy ty ch m eteorytów zestawia D -r W einland zupełnie podług dzi­

siejszej system atyki. Rzęd Cytophora ma być według niego przedstawiony przez gatunki:

Phorm iscus, Thyriscus, Giobrochus; rzęd gą­

bek i ot w ornie przez gatunki: Urania, Pectis- cus, Callaion, Glossiscus, Carydion, Broehos- phaera, D ieheliseus; rzęd korali przez gat.:

Hahnia, Całamiscus, Bosea; rzęd lilijowców przez gat.: Eulophiscus, Euplocam us i Croby- liscus.

Zastanaw iając się nad ty m św iatem orga­

nicznym, przychodzi w końcu D -r W einland do wniosku, że m eteoryty nie pochodzą z roz­

bitych komet, ja k to sądził Schiaparelli, ale z jakiegoś świata, na którym życie zaledwie w ytwarzać się poczęło, a ponieważ ich szcząt­

k i organiczne zgadzają się z sobą pod wielu względami, więc wszystkie m eteoryty, spadłe na naszą ziemię, należą do jednego ciała nie­

bieskiego.

Niedawno tem u ogłosił prof. A. Lasaulx w „Bonner Z eitung“ a rty k u ł o badaniach H ahna i W einlanda nad szczątkami organi- cznemi w m eteorytach. Poddając je sumien- nćj i um iejętnej krytyce, uważa Lasaulx rzecz całą jako bujną fantazyją wym ienionych dwu badaczy, którzy nieznając prac Swoich po­

przedników, zaliczyli do organizmów pewne kształty w m eteorytach zaw arte, które już dawno za nieorganiczne formy uznano zostały.

Prof. Lasaulx w yraża się w teu sposób o mnie­

m anych H ahna i W einlanda m eteorytowych zwierzętach: „Niektóre m eteoryty, przedsta­

w iają pod m ikroskopem zbiory kulistych cia­

łek, składających się z m ięszaniuy różnych minerałów, ja k oliwinu, enstatytu, niklu, iskrzyku magnetytowego, chromowego żelaza i innych. Ciałka te nazwał uczony G. Rość chondrytam i i zaznaczył zarazem ich nieorga­

niczny charakter. Liczni badaczy stwierdzili

potem w zupełności zapatryw ania llosego,

(8)

2 8 0 W SZ E C H Ś W IA T .

m

1 8 .

w ykazując przytem chemiczne, optyczne i mi­

neralno własności tych ciałek. K to tylko przy­

p atrzy ł się z uw agą fotografijom w dziełku H ahna i porównał je z jego m ikroskopowem i preparatam i, m ógł z łatw ością się przekonać, że te m eteorytowe szczątki zwierzęce zga­

dzają się całkiem z chondrytam i Rosógo. K o ­ rale H ahna i gąhki W einlanda nie są więc niczem innem ja k m inoralnem i kuleczkami, w któ rych skład wchodzą oliwin i enstatyt;

a jeżeli to są rzeczywiście organizm y, to na­

potykam y je nietylko w m eteorytach, ale ta k ­ że w produktach wulkanicznych. D aubróe i St. M eunier, obaj znakomici badacze m eteo­

rytów w P ary żu otrzym yw ali także zo stopie­

nia oliwinu sztuczno m eteoryty, w k tórych widać było takie samo chondryty ja k w m e­

teorach naturalnych, a zatem takie same gąbki i otwornice W einlanda. D latego to M eu­

nier, otrzym aw szy je w wysokiój tem peratu ­ rze w yraża się z sarkazm em o odkryciach H ahna i W einlanda. W y tw o ry , łudząco po­

dobno do szczątków organicznych, nap o ty k a­

m y również w w ulkanicznych i zw ykłych szkliwach, ja k n. p. w obsydyjanie. Osłonki gąbek i korali zaw ierają w sobie zawsze wę­

glan w apnia, a bardzo rzadko krzem ow e po­

łączenia; w żadnym zaś m eteorycie nie w y ­ k ryto dotąd w ęglanu wapnia, ani też niew ia­

domo dotychczas, aby w skład osłonek otw or- nic, gąbek i korali wchodziły tak ie m inerały, ja k krzem ian m agnezu, oliwin i en staty t.

O chondrytach, napotykanych w niektórych meteorach, dałoby się tylko to powiedzieć, że kształtem i zew nętrzną s tru k tu rą ta k są po­

dobne do niektórych niższych zwierząt, iż możnaby jo wziąć za zwierzęta, gdyby tylko niem i być mogły

Takto się rzecz m a z tem i szczątkam i zwie- rzęcemi, odkrytem i w m eteorach przez H ah ­ na i W einlanda. Atoli w każdym razie je s tto zjawisko niezwykłe, że w świecie nieorgani­

cznym pow stają niekiedy lcomórkowato w y ­ twory, znane nam tylko ze św iata organiczne­

go. Nieorganiczne kom órkow ate w ytw ory odkrył ju ż dawniój D -r M. T raube z W ro cła­

wia i pokazywał je w r. 1874 na zgromadze­

niu przyrodników niem ieckich, tłum acząc za­

razem, ja k i z czego je otrzym ał.

Nietylko D -r T raube zajm ował się tem i ciekawemi badaniam i, ale w bieżącym ro­

k u podali o tym sam ym przedmiocie obszer­

niejszą rozprawę profesorowie M onnier i V ogt w czasopiśmie „Journal de 1’A natom ie et de Physiologie“ pod tytułem : Sztuczne w y­

tw ory organicznej budowy. (Note sur la fa- brication artificielle des formes des ólóments organiques). Panow ie ci robili doświadczenia z rozm aitemi ciałami, ja k z węglanam i potasu, sodu i amonu, siarczanami miedzi, żelaza, ni­

klu, cynku, magnezu i t. d. i otrzym yw ali w ytw ory rozmaitego kształtu, o budowie ko- mórkowatój, do organicznych ciał podobne.

W ytw arzanie kom órkowatój budowy nie jest więc w yłączną własnością św iata organiczne­

go, a chociaż w ten sposób otrzym ane ciała nie m ają nic wspólnego z chondrytam i Rosó- go, to przynąjm nićj dowodzą, że przy ich tw o­

rzeniu się działają podobne siły, jak ie wcho­

dzą w g rę przy powstawaniu chondrytów m eteorytow ych, któro H alin i W einland do św iata zwierzęcego zaliczyli.

ŻEG LU G A MORSKA

i handel iniedzy-wyspowy

K A R O L I Ń C Z Y K Ó W C E N T R A L N Y C H . (Notaty z podróży po Oceanie Wielkim)

przez Jana S . K ubarego.

(Dokończenie).

Oprócz tych niezbędnych przedm iotów, R ukczycy lubiący się stroić, cenią wysoce ozdoby z łupiny orzecha kokosowego, w w y­

kończeniu których krajow cy w ysp niskich, m ając obfitość palm kokosowych celują. Ró­

wnież ozdoby z skorup muszli Spondylus i z Cassis należą do najdroższych artykułów handlu, wyrabianiem których słyną krajow cy wysp E ta l w grupie wysp M ortlocka. P rz e ­ m ysł tkacki istnieje na wyspach R u k i do­

starcza tk an in wyśm ienitych, głównie z włó­

kien bananowych, ale przy ogólnem lenistw ie produkcyja nie w ystarcza na potrzeby k rajo ­ we i Rukczycy z chęcią ku pu ją tk an in y niż­

szej wartości z włókna rośliny Hibiscus, tkane przez sąsiadów. W yspiarze z Poloot od bar­

dzo daw nych ju ż czasów zaopatryw ali wyspę.

(9)

;nś 18. W SZEC H ŚW IA T.

281 R u k w żelazo, któ re sami nabywali na Saj-

pan od Hiszpanów lub Gnamczyków.

W zamian za te przedmioty Rukczycy plącą głównie proszkiem kurkum ow ym , tkaninam i bananowem i i niektórem i ozdobami w yrabia- nem i na miejscu i cenionemi szczególnie przez krajowców wysp niskich.

Proszek kurkum ow y, zwany „T ejk“, bywa otrzym yw any z glębów rośliny „Eong“ (Cur- cum a oblonga) i służy krajowcom za kosme­

ty k ogólny, k tó ry cenią nad w szystkie inne.

K rajow cy pocierają nim tw arze lub też cało ciało i używ ają go chętnie przy każdój sposo­

bności. Tańce, wojna, zgromadzenia publiczne obejść się bez niego nio mogą, a ciała zm arłych zostają nim grubo namaszczone.

W życiu codzicnnem ma on znaczenie m onety wymiennój. Tejk z R u k je s t proszkiem żółte­

go aż do oranżowego koloru, o zapachu aroma­

tycznym , w porów naniu do wyrabianego na wyspie Jap, je s t 011 znacznie delikatniejszy i znajduje się w handlu w paczkach trojakie­

go k ształtu, stosownie do formy, w jakiej był suszony. Paczki zwane „puauy“ są kształtu walców do jednój stopy długich, do 4 cali gru­

bych i biorą swą nazwę od bambusu, k tóry tu zostaje przynoszony falą m orską. Paczki ta ­ kie ważą około 2 funtów. „ P e r“ są paczki okrągłe, kształtu orzecha kokosowego, w któ­

rego skorupie są formowane i zawartość ich rów na się poprzednim. Obie te form y służą za m onetę w ielką do zapłaty hurtownój.

„ ć ie k “ je s t k ształtu ostrokręg u i byw a for­

mowany w szczególnego k ształtu orzechach, rozmaitćj wielkości, gdyż paczki tego rodzaju służą za m onetę zdawkową i do wypełniania różnic drobniejszych w zamianach handlo­

wych. T ejk n aby ty przez żeglarzy w Ruk, staje się cennym środkiem zam iennym na w y­

spach niskich i zapewnia przynoszącem u go wielką korzyść, gdyż wszyscy drobniejsi są- siedzi, niemogący podejmować sam i podróży, nabyw ają go z drugiój ręk i i zbywają znowu swym sąsiadom, bardziój oddalonym od cen­

tru m życia wyspiarskiego.

P o kurkum ie są cenione wysoce tkan in y bananowe Rukczyków, które stanowią na w yspach niskich przedm iot zbytku, dostępny tylko bogatszym. T kaniny te nie różnią się od nukuorskich robotą i są również farbowa­

ne żółto lub czasami na R uk i na kolor czarny.

Karolińczycy używ ają swych tk an in nietylko na przepaski męskie („aroar“ n a Ruk, „pala- p al“ na wyspach Mortlocka), ale zszywając podłużne dwie sztuk i zostawiając w środku przejście wolne dla przełknięcia głowy, otrzy­

m ują ubiór kształtu ornatu, którym poi; ry- wają cało ciało. Szczególniój cenionym jest płaszcz rukski (Oierem), zwany „manuczon", koloru czarnego, który bywa obszywany ozdo­

bnie czerwonemi płatkam i muszlowemi i je s t tru d n y do nabycia.

Z ozdób w yrabianych przez Rukczyków pożądane są pasy zwane „pek“ i naręczni ki

„riri p o u n “, które na R u k wyrabiano są nie z skorup orzecha kokosowego, lecz z cienkich blaszek szlifowanych z kory drzewa z rodzaju Rhizophora. Ta zmiana m ateryjalu, dająca wyrobom z tegoż gładkość i pozór lepszy od wyrobów wysp niskich, czyni w yroby ru k- skie pożądanemi i popłatnemi. P as m ęski około 6 cali szeroki ma cenę wysoką, w za­

mianie rów na on się wartości jednego noża, lub dw u sznurków naszyjnika zwanego „as- song“ , lub w końcu jednój ozdobie głowy kształtu obrączki lub dyjademu, zwanój „li- m am “.

Do najcenniejszych produktów handlu tu ­ tejszego należy „F ouruk“„ skorupy muszli Spondylus, z którój w yrabiają się okrągłe płatki, przedziurawione w środku, tak. że je można nawlekać ja k paciorki. P ła tk i te za­

stępują miejsce drogich kamieni i używane są praw ie we wszystkich ozdobach. Nawleczone na sznurki, dają naszyjniki cenione tem wy- żćj, im płatki są większe i grubsze. Pasy, na- ręczniki i zausznice byw ają niemi przesa­

dzone, końce grzebieni są niem i zdobione, płaszcze obsypywane i każdy krajowiec, choć najbiedniejszy, stara się przypiąć gdziekol­

w iek do swego ubioru choć sztuk kilka. Ga­

tunek Spondylusa, dający ,,F ouruk“, żyje w wodzie głębokiój i dostawanie jego je s t t r u ­ dne. W yrabianiem blaszek assongowych zaj­

m ują się głównie krajow cy z E tal w grupie M ortlocka, na wyspach R uk zaś, tylko jedn a wyspa Udot. Gdy wyroby tego rodzaju są bardzo trw ałe i produkcyją ich sięga czasów niepam iętnych, w biegu tych, nagrom adziły się znaczne zapasy ozdób assongowych u wszy­

stkich wyspiarzy, tak, że stanow ią one obok proszku kurkum y rodzaj m onety uznanój w ar­

tości, często zmieniającój właściciela.

(10)

282

W SZ E C H Ś W IA T .

M 18.

Oprócz kurkum y i assongu m a jeszcze ogól­

nie uznaną wartość szyldkrct i w yroby z n ie - , go. Tu należą: okrągłe, płaskie obrączki zwane ,,puocz“, noszone przez krajowców na piersi, szerokie obrączki k ształtu bransoletek

„nukum “ i małe kółka i przyczepki do zau­

sznic, rozmaitego kształtu. R ukczycy czę­

ścią otrzym ują szyldkret z północy, częścią zdobywają go sami, chociaż w ilości ograni­

czonej, gdyż laguna ru k sk a nie sprzyja u trzy ­ m aniu się żółwi.

D otąd wym ienione przedm ioty stanow ią najgłówniejsze środki w ym iany krajowców wysp Kuk, za k tó re ci ostatni otrzym ują od swych sąsiadów płody ich przem ysłu.

K rajow cy wysp M ortlocka, t. j. lagun E tal L agunor i Satoan rzadko h andlują z Rukczy- kami bezpośrednio, pośredniczą tu taj w yspia­

rze z Losap i Nema, którzy po drodze odwie­

dzają Nam oluk i n abyte to w ary zanoszą na w yspy R uk. M ortlokczycy dostarczają sznur­

ka kokosowego (lyn), tk an in y z Hibiscu, szczególniej żeńskie „A ro ar“ i w yroby z sko­

rupy kokosowej. T kaniny M ortlokczyków od­

różniają się tylk o wzorem od sąsiednich.

Czarne w łókna tw orzą tutaj liczno pasy ró­

wnoległe i stosownie do ich liczby i ułożenia, każdy W7zór otrzym uje oddzielną nazwę. Lo- sapczycy, ja k również m ieszkańcy Nam oluk,- zajm ując się głównie robieniem żagli, chętnie nabyw ają tk anin y mortlockie dla u żytku w ła­

snego. Do wyrobów kokosow ych M ortlok­

czyków należą: pasy dla mężczyzn „K insak“

z paciorków kokosowych czarnych przesadza­

nych żółtemi i żeńskie „ K in “ z białych i czar­

nych płatków muszlowych, różnego rodzaju naszyjniki, ja k „sak “ z zw ykłych okrągłych płatków albo z obrączek pow stałych z przeci­

nania łupiny orzecha zwanego ,,lotyl“. “T e te “, w kształcie szerokiego kołnierza z paciorków drobnych i t. d.

Losapczycy powiększają swe nabytk i z po­

łudnia przez dodanie żagli i wyrobów plecio­

nych z włókna kokosu, m ianowicie proc lub pętlic do rzucania kam ieni, gdyż R ukczycy są w wyrobach tego rodzaju bardzo niezdarni.

K rajow cy z Ruo, M urilla, N am uin i F a n a ­ mi dostarczają sznurków, m at pandanow ych

„tanau“ używ anych do zaw ijania zm arłych, żagli „am ara“ i wyrobów' z szyldkretu.

Poloatozycy, trzym ający handel sąsied­

nich wysp w swem ręku, skupiają powyżój

wzm iankowane produkty i dodają do tego su­

rowe tkaniny z Suk, oraz w yroby żelazne z wysp M aryjańskich. Noże „ćiapa ćiap“, sie­

k iery „ćilek“ i dłuta „ćiele“ były zawsze do­

brze płacone k urku m ą i wyrobami asson- gowemi.

W y spy bardziej na zachód położono sku­

piają się na Uleaj i otrzym ują kurkum ę z Jap.

P łody ich przem ysłu przechodzą na wschód tylko w yjątkow o przez Poloatczyków.

Handel zamienny Karolińczyków nie jest w olnym i tylko w części zaspakaja potrzeby ludów tutejszych. Oprócz trudności m echa­

nicznych takiej żeglugi i zależności bezbron­

nej od w pływ u żywiołów, prowadzenie han­

dlu trafia na przeszkody niepodobne do prze­

bycia, wr stosunkach społecznych ludów, m a­

jących z niego korzystać. Ludy te rozdzielono są n a plemiona żyjące z sobą w stosunkach zm iennych odwiecznej zawiści, wojen i fałszy­

wego pokoju, kom unikowanie się wrięc ma miejsce głównie w obrębie stosunków ple­

m iennych i rozdział produktów handlowych między w yspy je s t bardzo nierówny. Żeglarze przybyw ający nic mogą lądować dowolnie i sprzedawać publicznie; każdy z nich ma swą pew ną miejscowosć, gdzie m ieszkańcy są mu albo braćmi współplemiennymi. albo przez m ałżeństwa skojarzonym i przyjaciółmi, któ­

rym zbywa swe zasoby. Jeżeli m a takich miejsc kilka, to spędza w każdem jakiś czas i w raca do domu, troskliw ie omijając w szyst­

kie inne miejscowości, gdzieby go może cze­

k ała zdrada i zniszczenie. Ale naw et i na zna­

nych sobie miejscach może zastać stosunki chwilowo zmienione i dlatego przybyw ający żeglarz zatrzym uje się zawsze w oddaleniu od brzegu i czeka na znak przyjazny. Jeżeli w szystko jest w porządku, jeden z m ieszkań­

ców wchodzi do wody i płynie do nowoprzy­

byłych, poczem następuje lądowanie. Gdy n ik t na brzegu się nio pokazuje, czółno po- dejrzyw a niebezpieczeństwo i szuka miejsc przyjaznych.

Z biegiem czasu utw orzyły się pewne sto­

sunki stałe, tak, że handel wyspiarzy da się dzisiaj określić albo podzielić na stosunki bezpośrednie pomiędzy następującem i m iej­

scowościami.

K rajow cy z M ortlock i Nam oluk lądują

zwykle na wyspie Toloas, którćj część zwa­

(11)

m

18.

W SZEC H ŚW IA T.

283 na Kuczu a je s t im przyjazną. Losapczycy

m ają stosunki stałe na wyspie Uman, na po­

łudniow ym brzegu w yspy Fefan, na połu­

dniowym brzegu wyspy Tołoas, na wyspie E o t i w miejscowości Sopu na wyspie Uola.

Czółna z P is odwiedzają północną część wy­

spy Uola, Rudno na wyspie Fefan, wyspę P a ­ ram, Udot i niektóre miejscowości na wyspie Fayczuk, M urilla i Ruo, tudzież Namuin, udają się na wyspę Uola, a czółna z Fanance m ają odbyt stały na wyspie Tsis. W szystkie czółna zachodnie z Poloat, Suk, Sam atan i Ponnap rozdzielają się zachodnią część wysp Fayczuk, mianowicie Illik, P a ta i Olej i w y­

spę R um urum . Z wymienionych tutaj miejsc tow ary rozchodzą się. na okoliczne wyspy gru­

py, dając początek handlowi krajow em u dro­

bnemu.

W ostatnich latach Karolińczycy zetknęli się bliżej z cywilizacyją, mianowicie z jój re- ligiją i jój handlem. Zetknięcie to zaznacza nową epokę icli bytu, prawdopodobnie epokę ich zagłady. Bliższe przyjrzenie się objawom tego zetknięcia się, byłoby może nie bez inte­

resu, lecz rozszerzyłoby zbytecznie granice tego szkicu, lepiój więc je odłożyć do czasu innego.

Pisane w Mpotnp na Ponape.

POCZĄTEK I SPOSÓB TW ORZENIA SIĘ

w ó d s ł o n y c h

w e lłu g od c zy tu p. D ie u ia fa it,

wygłoszonego w „Association scientifiąue de F ran ce“.

(Ciąg dalszy.)

P rz y 2000 stopni ciepła, a naw et poniżćj tej tem peratury, związki chloru i siarki z tle ­ nem i wodorem nie istnieją, ulegają dysocy- jac y i zupełnój. Zatem kwas siarczany, siar- kowodor, kw as solny — mogły wziąć począ­

tek w czasach znacznie ju ż posuniętego osty­

gnięcia ziemi. W zm iankow ane ciała, a jeszcze bardziój odpowiadające im sole, nie mogły także w żadnym razie utw orzyć się jednocze­

śnie. Tak, weźmy za przykład dwa chlorki, które same stanow ią główną masę m ateryi mi- neralizującej wodę m orską, t . j . chlorek sodu i

chlorek magnezu. Pierw szy z nich znosi b ar­

dzo wysoką tem peraturę bez rozkładu, mógł się przeto utworzyć w czasach znacznego je ­ szcze rozpalenia ziemi. D rugi jed n ak bezwąt- pienia musi być utworem o wiele później­

szym, gdyż wiadomo, że nie w ytrzym uje on bez rozkładu naw et stosunkowo niskiój tem pera­

tu ry 100 stopni, jeżeli znajduje się w zetknię­

ciu z wodą.

Z biegiem czasu tem peratura ziemi zniżała się coraz bardziój, powłoka jój gazowa coraz podobniejszą się staw ała w swym składzie do dzisiejszej, woda ze stanu pary przechodziła w stan płynu i rozpuszczała w sobie sole już utworzone i te, które nieustannie się tworzy­

ły skutkiem działania zaw artych w tój wodzie pierwotnój kwaśnych związków na skały pier­

wotnej skorupy ziemskićj. Jakież sole mogły powstawać w ty m okresie? Bezwątpienia sole pochodzące od metali, których związki spoty­

kam y w skałach, do najstarszych warstw sko­

rupy ziemskićj należących, a więc sole litymi, sodu, potasu, magnezu i wapnia. W iem y zaś, żo właśnie to pięć metali w połączeniach z chlorem lub z siarką i tlenem, t. j. w postaci chlorków lub siarczanów, stanowią praw ie ca­

łość związków m ineralnych rozpuszczonych w dzisiejszój wodzie morskiej.

T aki je st dla mnie początek soli rozpuszczo­

nych w morzu: W idzimy, że nie m a on nic wspólnego z w nętrzem ziemi. Moglibyśmy pójść dalej o krok jeszcze i wykazać, że naw et stosunkowe ilości zaw artych w wodzie mor- skiój ciał solnych, posłuszne wielkim prawom termochemii, są jednym więcój dowodem na korzyść mego mniemania. Obawiam się je ­ dnak, źe zadalekobym zaszedł, dotykając tego ciekawego przedm iotu i powracam do właści­

wego toku opowiadania.

T ak tedy od pierwszój chwili, w którćj wo­

da w stanie płynnym ukazała się na naszój planecie, od chwili więc, w którćj tem peratu­

ra ziemi zaledwie zniżyła się do 100 stopni ciepła według Oelsyjusza, w której to tem pe­

raturze, jak wiadomo, żaden organizm żyć nie może, — skład chemiczny wody morskićj był mniej więcój tak i sam ja k dzisiaj. Odda- wna ju ż naturaliści przyjm ują ten pogląd za nieunikniony, ponieważ pozostałe w n a jsta r­

szych naw et w arstw ach osadowych szczątki

istot żywych, w ogólnym planie organizacyi

nie różnią się od zbliżonych form, dzisiaj w mo­

(12)

2 8 4 W S Z EC H ŚW IA T. M 1 8 .

r/,u żyjących. Nie m ogły one przeto żyć w w a­

runkach zbytecznie od dzisiejszych różnych.

Jeżeli cała ilość utw orzonych siarczanów i chlorków od pierw otnych owych czasów znajdowała się w rozpuszczeniu w wodzie morskiój, to m am y przed sobą jed en tylko sposób objaśnienia początku i sposobu pow sta­

nia pokładów solnych, k tóre spotykam y w for­

m acyjach osadowych, to jest, że pow stały one skutkiem dobrowolnego w yparow ania wody w częściach mórz, oddzielonych od oceanu.

Do tego wniosku doszedłem był oddaw na nie drogą jakiójś spekulacyi rozum ow ej, lecz wprost pociągnięty siłą faktów i pojęć, które przytoczyłem powyźój. Kiedy zaś w niosek ten raz się przyoblekł w k ształty wyraźne, zebra­

łem w szystkie jego niezm iernie liczne i wa­

żne następstw a i poddałem naj ściślej szój kon­

troli doświadczenia. N a tę w łaśnie stronę m ych poszukiwań, k tó ra nic w sobie teo rety ­ cznego nie zawiera, lecz w każdej chwili i z wszelką łatw ością może być poddana do­

świadczalnemu sprawdzeniu, p ragnę zwrócić łaskaw ą uwagę mego czytelnika.

II.

W eźm y pewną ilość wody morskiój, a um ie­

ściwszy j ą w obszernem naczyniu szklanem, pozwólmy, żeby zwolna parow ała. Po pe­

w nym czasie na dnie i bokach zbiornika zoba­

czym y m ały osad, złożony z w ęglanu wapnia i bardzo nieznacznćj ilości zw iązków m etalu strontu, zabarwiony na blado-żółtawą barwę śladam i wodanu żelaza i m anganu. Zlana spo­

nad tego osadu wroda zachow uje doskonałą przezroczystość, a pozostawiona do dalszego parowania, nie zmienia się pozornie aż do chwili, kiedy z pierwotnój jój objętości 8O/ lo0 zamieniło się na parę. Z pozostałych 20°/0 pierw otnój objętości zaczyna teraz osadzać się jak a ś m atery ja stała. Jój postać krystaliczna, własności i skład chemiczny przekonyw ają nas, że jestto siarczan wapnia z dw iem a mo­

lekułam i wody krystalizacyi, jaknąjściślój identyczny z pospolitym w wielu miejscowo­

ściach gipsem. Osadzanie się gipsu trw a przez czas pewien, a mianowicie przez ciąg parow a­

nia ośmiu jeszcze procentów pierwotnój obję­

tości wody, poczem ustaje zupełnie, gdyż po­

została ilość płynu już gipsu w sobie nie za­

wiera. Jeżeli j ą znowu znad osadu zlejemy, to mieć będzicm roztw ór całkowicie jednoro­

dny i przezroczysty, k tó ry przy dalszem pa­

row aniu musi stracić '/6 swojćj objętości (a więc jeszcze 2/ 100 pierwotnej), zanim za­

cznie się z niego wydzielać nowy osad. Tym razem wydziela się chlorek sodu, sól kuchen­

na, k tó rą po sm aku i rozm aitych charaktery­

stycznych własnościach bardzo łatw o rozpo­

znać. P rzerw a pomiędzy wydzieleniem się ostatniej cząstki gipsu, a pierwszym osadzo­

nymi kryształkiem soli kuchennćj je s t tak znaczna i prawidłowa, że w krajach, w k tó ­ rych z wody morskiej wydobyw ają sól ku­

chenną dla celów przem ysłowych (np. na francuskich wybrzeżach morzach Śródziemne­

go), korzystają z niój, jak o ze sposobu oddzie­

lenia jednego z tych ciał od drugiego. P ły n , z którego zaczęła się osadzać sól kuchenna, traci jeszcze połowę swój objętości przez p a ­ rowanie, ciągle osadzając czysty chlorek so­

du. Lecz następnie, to je s t wtedy, gdy z pier­

wotnie użytój wody morskiój pozostało zale­

dwie 5/ 100 na objętość, skład osadu zaczyna się zmieniać, ponieważ przybyw a siarczan m a­

gnezu; kiedy zaś jeszcze 2/ l00 zamieniło się na parę — osad przedstaw ia stały skład chemi­

czny (rów na ilość m olekuł chlorku sodu i siar­

czanu magnezu) i nosi nazwę soli mięszanój.

Nakoniec, po odparow aniu jeszcze jednego procentu wody, osiadają k ry sz ta ły związku ważnego w przemyśle, zwanego karnalitem , a złożonego z chlorku potasu i chlorku m a­

gnezu.

Parow anie wody nie może postępować da­

lej przy zw ykłych w arunkach i po osadzeniu się k arnalitu pozostaje płyn, ług pokrystali- czny, który zawiera w sobie głównie chlorek m agnezu. Sól ta przyciąga wilgoć z powie­

trz a i w wodzie jest bardzo łatw o rozpu­

szczalna, skąd roztw ór jój nie w ysycha nigdy zupełnie.

Jeżeli teraz przedstaw im y sobie, że pewna część morza, oderw ana od oceanu, wyschła, o ile tylko wyschnąć mogła, to zrozumiemy, że na jej miejscu utw orzyła się salina, w k tó ­ rój, idąc od dołu, kolty pokładów je s t n astę­

pująca:

Cienka w arstw a w apniaku ze śladam i wo­

danu żelaza;

gips czysty;

(13)

jY§ 18. W SZ EC H ŚW IA T. 285

sól kuchenna czysta;

sól kuchenna z przym ięszką siarczanu m a­

gnezu;

. sól mię.szana (związek chlorku sodu z siar­

czanem magnezu);

sól wilgotniejąca, złożona głównie z chlorku magnezu.

Zastanow iw szy się nad powyższą tabliczką, z łatwością dojdziemy do dwu następujących wniosków: przedewszystkiem, że w m iarę te-

^o, ja k od najniższych pokładów przechodzić będziom do coraz wyższych, m ateryje w tam ­ tych zaw arte będą w ystępow ały w corazto mniejszej ilości. D rugi wniosek uważam za równie prosty, ja k ważny i proszę o zwróce­

nie nań szczególniejszej uwagi. Gdziekolwiek znajdziem y jedno z ogniw najwyższych przy­

toczonego przed chwilą łańcucha pokładów, tam z zupełną pewnością poszukiwać możemy pod niem wszystkich ogniw niższych. O dw ra­

cając jednak ten wniosek, dodać musimy, że w ystępowanie jednego z ogniw niższych nie- zawsze je s t połączone z występowaniem ogniw wyższych, ponieważ podczas tworzenia się pokładów solnych łatw o zdarzyć się mo­

gło, że wody, osadziwszy wapniak i gips, albo też wapniak, gips i sól kuchenną czystą — ustępow ały skutkiem zmiany konfiguracyi g ru n tu z miejsca, na którem znajdowały się poprzednio. Znam y więc — i to je s t naw et przypadek najpospolitszy — pokłady gipsu, niezawierające wcale soli kuchennej, lecz na- odwrót nie znamy ani jednego pokładu soli kuchennej, pod którym nie znajdow ałyby się w arstw y gipsu. Nakoniec istnieją też i wspa­

niałe iłustracyje do mego wykładu; mówię tu o olbrzymich salinach Stassfurtu w Prow incyi Sąskiój i Kałusza w Galicyi. Saliny te przed­

staw iają ukończony proces w yparow ania wo­

dy m orskiej, które od początku do końca od­

było się spokojnie i bez przeszkód w jednem miejscu.

W spom nienie o pokładach stasfurckick na­

suw a m i na m yśl jeden fakt, zdobyty przy ich badaniu. Oto w najwyższćj ich części, w stre ­ fie soli wilgotniejącej na powietrzu, odkryto ciekawy i ważny dla przem ysłu m inerał stas- fu rty t. Składa się on chlorku magnezu i bo­

ran u m agnezu, a ten ostatni związek, złożony / boru, tlenu i m agnezu, przedstaw ia dwie ciekawe w łaściw ości: ' je s t nierozpuszczalny w wodzie i przeto nie powinien się znajdować

pomiędzy ciałami, które wydzieliły się z roz­

tw oru wodnego i, co ważniejsza, zawiera bor, którego związki byw ają znajdowane pospoli­

cie w okolicach wulkanicznych. Obecność po­

łączeń borowych rzuca zatem cień podejrzenia na moją teoryją tworzenia się w arstw solnych w łonie ziemi. W szyscy gieologowic i inżynie­

rowie, którzy w jakikolw iek sposób zetknęli się. z kw estyją kopalń stasfurckich, uważają obecność w nich stasfurtytu za niezbity do­

wód. przem awiający na korzyść ich w ulkani­

cznego pochodzenia. N aw et p. Bischof, jeden z uczonych, którzy najpilniój badali chemi­

czną stronę pokładów stasfurckich, powiada, że „boran magnezu, prawie całkiem nieroz­

puszczalny w wodzie, gdyby się. miał znajdo­

wać w morzu, istniejącem niegdyś na m iej­

scu dzisiejszych pokładów, powinien był osiąść na samym ich spodzie, nie zaś w w arstw ach najbardziej górnych, gdzie go wyłącznie znaj­

duj omy “.

Opierając się na siluem przeświadczeniu, któr< gu powody przytoczyłem poprzednio, że w gorących wnętrznościach ziemi nie może znajdować się żadna z zajm ujących nas m ate- ryj solnych, postanowiłem zbadać, czy wbrew wszelkim z góry powziętym przewidywaniom związki boru nie znajdą się w ługach pokry- stalicznych od soli morskićj. Doświadczenia, przeprowadzone w warzelniach soli na połu­

dniu Francyi, potwierdziły w sposób jak n a j- bardziej stanowczy to przypuszczenie. Nie­

tylko, żo związki boru znajdują się w tych ługach, lecz nadto zbierają się w ostatnich ich częściach i to w takiej ilości, że jedna kropla płynu w ystarcza do chemicznego w ykrycia boru zapomocą wszystkich jego charak tery­

stycznych reakcyj. T ak więc, w tym fakcie, który mógł był uchodzić za poparcie zdania m emu przeciwnego, znalazł się jeden dowód jeszcze, ważny i bardzo dla m nie stanowczy, ponieważ nietylko obecność związków boro­

wych, lecz i w arstw a, w którćj w ystępują w Stassfurcie, zupełnie się zgadza z tem, co być powinno według mćj teoryi. Z tem spo­

strzeżeniem wiąże się cały szereg ciekawych następstw , z których jedne są naukowój inno praktycznój n atury . I tak, związki boru, np.

boraks, kw as borny, są

Avażne

dla przem ysłu, a dotychczas miejscowości, w który ch je zna­

no, były ograniczone co do liczby -— dziś, ja k

sądzę, związków tych można z widokami po­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Żmigrodzka 247, 51-129 Wrocław, wpisana do rejestru przedsiębiorców Krajowego Rejestru Sądowego prowadzonego przez Sąd Rejonowy dla Wrocławia-Fabrycznej we Wrocławiu, VI

o zakładach opieki zdrowotnej przewiduje jeszcze jedną formę (poza dyżurem medycznym) wykonywania obowiąz- ków zawodowych lekarzy poza normalnym czasem pracy. 32k ustawy, lekarz

wości polskiej za prawomocną i obowiązującą dla siebie, i dla Narodu Polskiego przez okupujące Mocarstwa Central­. ne nastaje czas budowania tej państwowości

ewakuowały z Grenlandii wszystkie ame cji wszystkich sił narodu w walce z pciw· niądze na · cele odbudowy kraju i na po- że prawdziwe jej zbawienie leży przede

Wręcz nawet nie, bo wydaje mi się, że nawet jeżeli są badania, które pokazują, że węglowodany mogą być dla ludzi szkodliwe i być przyczyną chorób,

 Po krótkiej przerwie przeczytać dwa razy głośno i – jeśli to wiersz – z odpowiednią melodią i rytmem słów; jeśli tekst jest długi należy go podzielić na kilka części

Kiedy włożyłam tę gąbkę, pszczoły zaczęły pakować mi się na ręce, aż czarne miałam.. Gdy wszystkie inne ule zamknęliśmy i załadowaliśmy, podeszłam

dzi w przypuszczeniu, że g atu nek ludzki rozw inął się stosunkowo bardzo szybko w dziejach św iata organicznego.. B ył to więc nagły, skokowy rozwój