• Nie Znaleziono Wyników

*\ó 46 (1181).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "*\ó 46 (1181)."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

*\ó 46 (1181). Warszawa, dnia 13.listopada 1904 r. Tom XXIII.

TY G O D N IK P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .

PRENUMERATA „WSZECHŚW IATA44.

W W a rsz a w ie : rocznie rub. 8 , kwartalnie rub. 2.

Z p rz e sy łk ą p o c z to w ą : rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5.

Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.

M ORSKI PO C ZĄ TEK ŻYCIA Z W IE R Z Ę C E G O *).

Życie zwierzęce w obecnej dobie rozwoju św iata organicznego zajm uje najrozm aitsze środowiska: powietrze, w ody słone i słodkie, powierzchnię i zewnętrzne w arstw y ziemi.

Teraźniejszy stan, bez w ątpienia, nie trw ał przez oały szereg poprzedzających okresów geologicznych od czasu zjawienia się życia n a ziemi, i jeśli praw o rozw oju rozciągam y na całokształt zjaw isk wszechświata, to na­

leży przyjąć, że życie zwierzęce powstało w jednem z w ym ienionych środowisk, a przez szereg stopniowych przystosow ań się i spe- cyalizacyj poczęło opanow yw ać powoli inne 0 odmiennych własnościach fizycznych i ch e­

m icznych.

Pierw sze istoty żyjące praw dopodobnie posiadały najprostszą budowę morfologiczną 1 jako takie m ogły powstać tylko w wodzie, ponieważ środowisko wodne jest w łaśnie ta- kiem, jakie w ym aga najm niejszego udosko­

nalenia budowy ciała zwierzęcego, w jakiem narządy ruchu są najm niej potrzebne dla zwierzęcia, a zdobywanie pokarm u w ym aga najm niejszych wysiłków, w jakiem wreszcie

*) Opr. podług referatu pracy p. Quintona:

„L’Eau de mer, milieu organique“, w ,, Revue seientifique‘‘.

w obecnej chwili znajdujem y najm niej zło­

żone organizm y zwierzęce — pierw otniaki.

K ażda kom órka, bądź jako osobnik z najniż­

szych w arstw św iata zwierzęcego, bądź jako składnik najbardziej zróżnicowanego ustroju, jest pierwiastkiem , żyjącym w środowisku w odnem : bez wody, w środowisku suchem, kom órka um iera, o ile nie jest zdolna uchro­

nić się od śmierci przez encystacyę.

Czy zwierzęta, żyjące obecnie w środowi­

sku powietrznem, pochodzą od form , które kiedyś wyłącznie zamieszkiwały obszary wo­

dne? W tej kw estyi nie może być w ątpliw o­

ści. F o rm ą najbardziej pierw otną każdego zwierzęcia jest jajko, komórka, k tó ra naw et u organizmów najwyższych, żyjących wy­

łącznie w środowisku powietrznem, może żyć i rozw ijać się jedynie w środowisku wodnem.

Z drugiej strony, o pochodzeniu wodnem w szystkich organizm ów zwierzęcych świad­

czą narządy, służące do o d d y ch an ia: larw y płazów, oddychających w wieku dojrzałym płucam i, posiadają typow e narządy oddy­

chania wodnego—skrzela; to samo dotyczę ptaków i ssących, u których w bardzo wcze­

snych stadyach rozwojowych powstaje apa­

r a t skrzelowy, zanikający później—jest to niepodlegający wątpliwości dowód, świad­

czący w sposób niezbity o pochodzeniu t}7ch zw ierząt od organizmów wodnych.

Między zwierzętami, należącemi do grupy

stawonogów znajdujem y wiele form , żyją­

(2)

722

W S Z E C H Ś W IA T

J\|ó 46 cych w środowisku pow ietrznem w najści­

ślej szem słowa tego znaczeniu, lecz ustroje te bezwątpienia pochodzą, od form wodnych prostszych: np. pajęczaki w yprow adzają swój rodowód od ostrogonów i trylobitów , form żyjących w wodzie; ow ady — od ustrojów bardziej pierw otnych, wijów (rz. Sym pylla) i skoczogonów, które posiadają narządy przy ­ stosowane do oddychania wodnego, a zatem są pochodzenia wodnego.

Pośrednio więc czy bezpośrednio, począt­

ku życia zwierzęcego należy szukać w śro­

dowisku wodnem; te zaś organizm y, które przestały być wodnemi, świadczą o swem pochodzeniu od przodków w odnych przez ogół cech pokrew nych lub też zjaw ianie się czasowych, em bryonalnych układów anato ­ micznych, właściwych zwierzętom, zam ie­

szkującym obszary wodne.

Środowiska wodne są dwojakiego rodzaju:

słone i słodkie; zachodzi więc p ytanie, w k tó ­ rem z tych środowisk pow stało życie zwie­

rzęce, gdyż ogół form zwierzęcych w ykazuje stosunki pokrew ieństwa anatom icznego i em- bryogenetycznego o tyle ścisłe, że jesteśm y upoważnieni do wnioskow ania o wspólnym początku wszystkich ty ch form. Bardzo wiele faktów przem aw ia za pow staniem ży­

cia w wodzie słonej, t. j. w morzu.

Przedew szystkiem , w ody słodkie, są to wody, w ytw orzone w tórnie skutkiem desty- lacyi naturalnej wód słonych pod w pływ em działania słońca; zjaw iły się one na po­

wierzchni ziemi znacznie później, niż wody słone, wtedy, gdy ostatnie były ju ż zam ie­

szkiwane przez liczne u stroje zwierzęce. A r­

g um ent więc geologiczny pozwala nam a prio ­ ri przypuszczać, że pierwsze organizm y zwie­

rzęce pow stały w wodzie słonej. Lecz na potwierdzenie tego przypuszczenia istnieją bardziej przekonyw ające dowody.

W iadomo, że w wodzie słodkiej znajdują się liczne organizm y zwierzęce, poczynając od najniższych (ameby), kończąc na najw y ż­

szych (kręgowce). Otóż pod względem ilo­

ściowym te zwierzęta w znacznym stopniu u stępują ustrojom zwierzęcym zam ieszkują­

cym morza. Z 20 grup zwierzęcych ') 6 jest

J) 4 g ru p y p ierw otniaków , 1 — d w u w arstw o w - ców i 1 5 — tkankow ców .

w yłącznie morskich, a 10 znajdujem y, jak w m orzu, tak i w wodzie słodkiej; w tych 10 grupach form y morskie są liczebnie przew a­

żające i prostsze pod względem budowy,

j

W każdej grupie form y najniższe, najmniej oddalone od pnia drzew a genealogicznego ustrojów zwierzęcych, są organizm am i p r a ­ wie wyłącznie morskiemi, np. w typie stru ­ nowców, form y najbardziej zbliżone do przod­

ków kręgowców są wyłącznie form am i m or­

skiemi. Z drugiej strony, geologia nam wska- : zuje,że w każdej grupie zwierzęcej przedstaw i­

ciele morscy zjaw iają się w danej epoce wcze­

śniej, niż m ieszkańcy wód słodkich: gąbki m orskie spotykam y we w szystkich okresach geologicznych, poczynając od kam bryjskiego, kopalnych zaś gąbek słodkow odnych do­

tychczas nie znaleziono. Gąbki więc p ra­

wdopodobnie w targn ęły do wód słodkich w najnow szych czasach, a pławy, ja k w ska­

zują pewne dane, jeszcze później od gąbek.

Wogóle, dotychczas nie zdołano stwierdzić, aby form y zwierzęce wód słodkich z pewnej grupy, zjaw iały się w epoce wcześniejszej, niż form y morskie, zaliczane do tejże grupy, co w sposób dobitny potw ierdza przypusz­

czenie ogólne, w edług którego życie i formy zwierzęce pow stały w morzu, gdy natom iast pow stanie i rozwój fauny wód słodkich jest zjawiskiem późniejszem, wtórnem.

Powyższe rozw ażania teoretyczne czynią wielce praw dopodobnem przypuszczenie ogól­

ne, lecz zwróćmy się obecnie do faktów , k tó ­ re wskazują, że organizm y żyjące w dobie obecnej poza przestw oram i m orskiem i, za­

chow ały w sobie niezatarty ślad środowiska ojczystego; innem i słowy, powstałe w środo­

wisku słonem, zaw ierają one w swym skła­

dzie słone związki chemiczne, w obfitej ilości napotykane w wodzie morskiej.

Gdzie m am y poszukiw ać tych związków?

Organizm zwierzęcy posiada ta k wysoce zło­

żoną budowę, że substancye, wchodzące w skład organizmów, należy uszeregować w pewne kategorye, w których następnie m ożna poszukiw ać owych słonych związków m orskich. Ze stanow iska fizyologicznego m ożna ustalić następujące kateg o ry e: m a­

tery a żywa, m aterya m artw a, m aterya wy- dzielnicza i środowisko życiowe. Przede­

wszystkiem należy określić bliżej wymienio-

i ne kategorye.

(3)

.Ne 46

W SZ E C H ŚW IA T

723 M aterya żywa organizm u jest to ogół ko­

mórek ż y ją c y c h : komórki mięsne, nerwowe, gruczołow e, nabłonkowe i morfologiczne składniki krwi.

M ateryę m artw ą stanow ią związki stałe, wytworzone przez kom órki żyjące, a mające ważne znaczenie w procesach życiow ych:

włókna elastyczne, substancya podstaw owa tk an k i chrząstkow ej, tkanki kostnej, szkliwa, paznogci, włosów, piór, naskórka i t. p.

M aterya wydzielnicza są to soki żołądko­

we, żółć, mocz i t. p.

W reszcie środowisko życiowe, jest to ogół substancyj ciekłych, otaczających ze w szyst­

kich stron tkanki żyjące, ja k np. krew, limfa.

Ciecz tę, ze względu na olbrzymie znaczenie, jakie posiada w życiu ustrojów zwierzęcych, można nazwać atm osferą tkankow ą; stanowi ońa na wagę trzecią część organizm u wyż szych kręgowców, u innych zaś zwierząt ma jeszcze większe znaczenie, ponieważ rów na

się połowie wagi ciała.

Z pośród tych czterech kategoryj dla nas najw ażniejsza jest, bez w ątpienia, ostatnia, t. j. środowisko życiowe, w którem znajdują się pozostałości ojczystego środowiska m or­

skiego; środowisko to zachowało cechy cha­

rakterystyczne płynu, w którym pow stały ustroje pierw otne. Organizm, który w chwili obecnej żyje w środowisku powietrznem, lub przystosow ał się do życia w wodzie słodkiej, w dalszym ciągu nie przestaje żyć życiem ustrojów morskich, ponieważ kom ór­

ki, z których się składa jego m aterya żyjąca, pogrążone są w cieczy, w której skład che­

miczny wchodzą sole, właściwe środowisku ojczystem u—wodzie morskiej.

Powyższy argum ent chemiczny można uzasadnić na drodze analizy chemicznej lub też przez bezpośrednią obserwacyę, która może być zupełnie w ystarczająca dla pewnej części świata zwierzęcego. Rzeczywiście, co dotyczę gąbek, pław ów (pomijając m ieszkań­

ców wód słodkich) i krążkopław ów, to przez obserwacyę bezpośrednią m ożna dojść do wniosku, że u ty ch zwierząt, w skutek bezpo­

średniej kom unikacyi jam y ciała z zewnętrz- nem środowiskiem morskiem, wszystkie ko­

mórki, wchodzące w skład ich ciała, są po­

grążone i otoczone ze w szystkich stron przez wodę morską.

Zw róćm y się obecnie do ty ch bezkręgow­

ców m orskich, u których nie znajdujem y kom unikacyi anatomicznej środowiska życio­

wego z morskiem. Nie ulega wątpliwości, że i u tych zwierząt środowisko życiowe po­

siada wszystkie cechy środowiska morskiego, lecz mechanizm, pod którego wpływem na­

stępuje równowaga między tem i dwoma śro­

dowiskami, je s t inny, nie anatom iczny, lecz fizyczny: rządzą tutaj praw dopodobnie p ra­

wa osmotyczne, urzeczywistniające się skut­

kiem przepuszczalności zew nętrznych ścian ciała tych zwierząt.

W samej rzeczy, analiza chemiczna w y­

kazuje praw ie taką samę zawartość chlor­

ków w środowisku życiowem tych ustrojów i w otaczającej wodzie morskiej. Liczne ozna­

czenia chemiczne, dokonane przez Quintona na dziesięciu gatunkach m orskich, wykazały, że ilość chlorków w środowisku życiowem wynosi 32,43 na 1000, w środowisku zaś m or­

skiem —33,13 na takąż ilość wody.

Inne doświadczenia tegoż autora dowodzą, że ta rów now aga jest wynikiem zjawisk osniotycznych. Jeżeli umieścimy zwierzęta morskie w wodzie, zawierającej stężony lub też rozcieńczony roztwór soli m orskich, to po pewnym czasie przebyw ania tych zwie­

rząt w nowem środowisku przekonam y się drogą analizy chemicznej, że ilość soli w we- w nętrznem środowisku życiowem i otaczają- cem będzie praw ie taka sama. Rów nowaga następuje w bardzo prędkim czasie, a to dzięki osmozie, ponieważ w wodzie m or­

skiej rozcieńczonej, zwierzę zyskuje na wa­

dze, w chłaniając wodę, w stężonej zaś wodzie morskiej traci na wadze w skutek u tra ty wo­

dy, k tó ra przechodzi zeń do środowiska bar­

dziej słonego. Co dotyczę przepuszczalności dla soli zewnętrznych ścian ciała zwierzęcia, to ona jest widoczna, jeśli zmierzy się ilość chloru, np. w wodzie morskiej stężonej przed i po pewnym czasie przebyw ania w niej ja ­ kiegoś zwierzęcia morskiego (np. ożady — Aplysia); oczywiście w tym przypadku n a­

leży oczekiwać zmniejszenia się ilości soli rozpuszczonych. Używając zaś do doświad­

czenia wody morskiej ubogiej w chlorki, stw ierdzim y zjawisko odwrotne.

Oprócz doświadczeń powyższych, dowo­

dzących tożsamości środowiska życiowego

i zewnętrznego u bezkręgowców morskich,

istnieją w literaturze dotyczącej tej kwestyi

(4)

724

W S Z E C H Ś W IA T

J\f® 46 liczne rozbiory chemiczne hemolim fy, t. j.

środowiska życiowego tych ustrojów, doko­

nane przez różnych autorów (Fredericą, Bo- tazzi in.), a ujaw niające zgodność chemiczną tych dw u środowisk.

Bezkręgowce m orskie tw orzą 15 grup , czyli stanow ią większość św iata zwierzęcego;

zwróćmy się obecnie do m niejszości i zbadaj­

my, w jakim stopniu daje się tam zastoso- j wać to twierdzenie ogólne. Przedew szyst­

kiem zwróćmy uw agę na bezkręgowce, ży­

jące w wodzie słodkiej.

U zwierząt tych rów nież pow inna istnieć łączność środowiska życiowego z otaczaj ą- cem, w yrażona anatom icznie lub osmotycz- nie; zdawałoby się więc m ało praw dopo- dobnem, aby w tych w arunkach środow i­

sko życiowe pozostało takiem , jakiem było u przodków fau n y słodkow odnej, t. j sło- nem. Jednakże fak ty przem aw iają potw ier­

dzająco: oczywiście stopień koncentracyi soli słonych w środowisku życiowem tych o rga­

nizmów jest mniejszy, niż w wodzie m orskiej, lecz różnica ta jest n a tu ry fizycznej, a nie chemicznej, przeto powyższa okoliczność by­

najm niej nie znajduje się w sprzeczności z założeniem ogólnem.

W jaki więc sposób bezkręgowce wód słodkich zachow ały ojczyste środowisko ży­

ciowe; czy w tej grupie zw ierząt nie istnieją zjaw iska osmotyczne, niw elujące różnice w składzie chemicznym środow isk życiowe­

go i otaczającego? Co do zjaw isk osmo- tycznych fak ty rzeczywiście przem aw iają za ! tem, że osmoza u bezkręgowców słodkowod- i nych nie istnieje. D ośw iadczenia były w y ­ konane przez Q uintona na rak u rzecznym, pokrew nym hom arowi, żyjącem u ja k w iado­

mo w morzu. U hom ara zjawiska osm oty­

czne istnieją bez w ątpienia, co zaś do rak a rzecznego, to doświadczenia stw ierdzają u te ­ go bezkręgowca zupełną nieprzepuszczal- ność ścian zew nętrznych ciała dla soli, roz­

puszczonych w wodzie. Rozbiór chemiczny wykazuje, że środowisko życiowe rak a za­

wiera chlorków od 11 do 12 cz. n a 1000 , gdy natom iast w wodzie słodkiej, w której to zwierzę żyje, na tak ą samą ilość wody w y­

pada na chlorki zaledwie 0,5 cz. Jeżeli um ie­

ścimy rak a w wodzie słonej, zawierającej na 1000 cz. 10, 15, 20, 30 części soli, to naw et po upływ ie k ilkunastu godzin pi’zekonam y

się, że w środowisku życiowem raka ilość procentow a soli pozostała bez zmian}7. W i­

dzim y więc, że skutkiem braku zjawisk os- m otycznych, bezkręgowce słodkowodne po­

siadają i zachow ują środowisko życiowe, od­

powiadające pod względem chemicznym nie środow isku zewnętrznem u, t. j. wodzie słod­

kiej, lecz środow isku morskiemu. To samo dotyczę bezkręgowców, żyjących w środow i­

sku powietrznem , co je s t bardziej zrozum ia­

łem, poniew aż o zjaw iskach osmotj^cznych w tym przypadku nie może być mowy.

Obecnie pozostaje stw ierdzić ów ślad śro­

dowiska ojczystego u kręgowców; część p ra ­ cy p. Quintona, poświęcona tej kwestyi, jest najobszerniejsza i obejmuje opis faktów i do­

wodzenia z dw u sta n o w isk : fizyologicznego i chemicznego.

Ze stanow iska fizyologicznego au to r usi­

łuje dowieść, że rozcieńczona do pewnego sto p n ia 1) woda m orska może w jednako­

wym stopniu zadowolić w ym agania życiowe elementów komórkowych, jak i naturalne środowisko życiowe. W tym celu Quinton przeprow adził szereg doświadczeń nad psa­

mi, którym zastrzykiw ał w powyższy sposób rozcieńczoną wodę morską; w strzykując zwie­

rzęciu ciecz tę powoli i z przerwam i, można w przeciągu kilku godzin wprowadzić do or­

ganizm u ilość rozcieńczonej wody morskiej, która może wynosić od 66 do 104 setnych w agi ciała zwierzęcia. Ilość wprowadzonej cieczy jest trzy razy większa od masy środo­

wiska życiowego psa, który po dokonaniu tej operacyi nie podlega żadnem u zaburze­

niu: nerki funkcyonują praw idłowo i u trzy ­ m ują równowagę, w ydalając obecnie z orga­

nizm u w przeciągu 12 g .— 10 kg moczu, t. j.

60 razy więcej niż w stanie norm alnym . Można również wprowadzić do organizm u na miejsce utraconej przez zwierzę krwi rozcieńczoną wodę m orską, która przez czas pewien może bez szkody dla zwierzęcia za­

stąpić jego środowisko życiowe.

Nieszkodliwość środowiska morskiego, ja ­ ko cieczy, zastępującej środowisko życiowe, może być bezpośrednio stw ierdzona przez obserwowanie białych ciałek krwi, um iesz­

czonych w odpowiednio rozcieńczonej wo-

*) 8 3 cz. czystej w ody m orskiej i 1 9 0 cz. wo­

d y d esty lo w an e j.

(5)

A1® 46

W SZ EC H ŚW IA T

725 dzio morskiej; elem enty te należą, ja k w ia­

domo, do kategoryi części składow ych orga­

nizmu, które bez ustanku znajdują się w bez­

pośredniej styczności ze środowiskiem życio- wem ustroju. Dotychczas nie znano x) ta ­ kiego środowiska sztucznego, w którem białe ciałka po wyjęciu z organizm u m ogłyby żyć w dalszym ciągu; otóż, jeżeli, zgodnie ze wskazówkami Quintona, zmieszamy 1 cz.

krw i z 25, 50 lub 100 cz. wody morskiej, to przekonam y się, że białe ciałka w przeciągu wielu godzin m ogą żyć w tej mieszaninie, w ypuszczają nibynóżki, zmieniają miejsce i wogóle zachowują w szystkie właściwe im cechy m orfologiczne i fizyologiczne

W dalszym ciągu swej pracy Quinton sta ­ ra się wykazać podobieństwo, zachodzące pod względem składu chemicznego między wodą morską a środowiskiem życiowem krę­

gowców.

W składzie chemicznym wody morskiej zachodzą pewne w ahania, zależne od pory ro k u , odległości od brzegu i głębokości, z której wzięta została woda do badania, ale średnio biorąc w 1000 cz. wody znajduje się 35 cz. soli; przyjm ując tę ilość soli za jed n o­

stkę, otrzym am y 0,84 dla chloru i sodu, 0,14 dla siarki, m agnezu, potasu i wapnia i 0,02 dla różnych soli w niezm iernie małej ilości rozpuszczonych w wodzie morskiej. Jeżeli z drugiej strony zwrócimy uw agę na w yniki rozbiorów chemicznych ciekłego środowiska życiowego kręgowców, to przekonam y się, że na ogólną ilość rozpuszczonych soli p rzy ­ pada na chlor i sod 90$, to jest praw ie tyle, co i w wodzie morskiej. J a k widzimy, analogia jest uderzająca i w yraża się nie ty l­

ko pod względem stosunkowej ilości soli roz­

puszczonych i znaczenia ich dla organizmu, lecz i obecności w środowisku życiowem k rę ­ gowców dw unastu innych ciał, znajdujących się również w bardzo m ałych ilościach w wo­

dzie m orskiej, mianowicie: jodu, bromu, m an­

ganu, miedzi, ołowiu, cynku, litu, srebra, a r­

senu, boru, baru i glinu. Z 29 ciał rozpusz­

czonych w wodzie morskiej, 24 znajdują się w środowisku życiowem kręgow ców w takiej samej proporcyi; obecność strontu, rubidu,

*) P o m ija jąc m eto d ę Jo lly e g o , k tó ra b y ła ogłoszona jednocześnie z w y n ik am i dośw iadczeń Q uintona z w odą m orską (1 8 9 7 r.).

wapnia i złota jest bardzo prawdopodobna, jedynie obecność kobaltu nie została dotych­

czas stw ierdzona w środowisku życiowem kręgow ców .

Powyższe dowodzenia może spotkać na­

stępujący z a r z u t: rozpuszczone w wodzie morskiej sole mogą również znajdować się i poza środowiskiem morskiem, m ogą stać się częściami składowemi roślin i przejść z po­

karm u roślinnego do środowiska życiowego.

Z arzut ten zasługuje na uwagę, lecz nie oba­

la bynajm niej dowodzeń Quintona, dlatego, ż e : po pierwsze, tylko środowisko życiowe kręgowców posiada analogiczny z wodą m or­

ską skład chemiczny, inne zaś części składowe organizmu ujaw niają zupełnie inny skład, a powtóre, skład chemiczny środowiska ży­

ciowego nie zależy od soli, wprowadzanych do organizm u wraz z pokarm am i roślinnemi.

Widocznem to się staje, jeżeli porównam y pod względem jakościowym sole, wchodzące w skład rośliny i zwierzęcia. Dla zwierząt wysoce charakterystyczna jest obfitość chlo­

ru i sodu, gdy natom iast u roślin te dwa pierw iastki znajdują się w bardzo m ałych ilościach, dostarczana zaś zwierzętom obfi­

tość potasu roślinnego byw a przez nie w y­

zyskiw ana w bardzo m ałym stopniu. A za­

tem zwierzęta w ybierają z pomiędzy soli, przyjm ow anych z pokarmem roślinnym tyl­

ko te, które stanow ią niezbędną część skła­

dową organizmu zwierzęcego, inne zaś wy­

dalają; znajdując zaś w pokarm ie roślinnym zaledwie m inim alne ilości sodu, zwierzęta poszukują ich gdzieindziej — zresztą znany to jest od daw na fak t w grupie roślinożer­

nych zwierząt ssących. Skład chemiczny środowiska życiowego nie je s t zatem w yni­

kiem odżywiania, lecz pozostałym śladom środowiska morskiego.

Od tego „praw a zachow ania cech środo­

wiska m orskiego11, ja k je nazywa Quinton, istnieją bardzo nieliczne w yjątki, jak o to:

słodkowodne pierw otniaki, gąbki i pławy, u których nie udało się dotychczas stw ier­

dzić obecności charakterystycznych dla śro­

dowiska m orskiego związków chemicznych, lecz te rzekomo uchylające się od ogólnego praw a ustroje zwierzęce, stanow ią niezm ier­

nie m ałą grupę w porów naniu z całokształ­

tem państw a zwierzęcego.

T ak więc początku życia zwierzęcego n a ­

(6)

726

W S Z E C H Ś W IA T

N* 46 leży poszukiwać w środowisku morskiem,

praw o zaś zachow ania cech środow iska m or­

skiego, dokum entujące m iejsce pow stania organizmów zwierzęcych, polega na tem , że zapoczątkowane przez pojedynczą kom órkę życie zwierzęce, przez cały szereg udoskona­

leń m orfologicznych i fizyologicznych swego podłoża m ateryalnego zdążało do zachow a­

nia jednostek składowych organizm ów wielo­

kom órkow ych w środowisku ojczystem, m or­

skiem. Organizm y zatem zwierzęce są to akw arya morskie, zawierające skupienia ko­

mórek w dalszym ciągu żyjących w środo­

wisku morskiem, w którem pow stały pier­

wotne ustroje —praform y w szystkich orga­

nizmów zwierzęcych.

K az. Białaszeioicz.

OBRĄCZKA SŁONECZNA.

Prof. S. Glasenapp nazw ał tem m ianem przyrząd najprostszy do oznaczenia czasu i opisał go w „Nowoje W rem ia“ JV j 10213 z dnia 20-go sierpnia roku bieżącego. B u­

dowa przj^rządu jest następująca: obrączka form y w alcow atej, m ająca m ały stożek na

wewnętrznej swejrpowierzchni, którego koń­

cem opiera się na równej podstawce, pozo­

stając przez to w ciągłej równowadze; o 45°

od stożka znajduje się otw orek, naprzeciw ko zaś niego na wew nętrznej pow ierzchni skala milimetrowa. W szystko to je s t umieszczone w futerale ja k w skazuje załączony rysunek (% • !)•

Dwa lata tem u na tem m iejscu ł) zdaw a­

!) P a trz „W sz ech św iat" JSfo 4 3 z d n ia 2 6 paź­

d z ie rn ik a 1 9 0 2 roku.

liśmy spraw ę z tró jk ą ta astronom a Argelan- dra, służącego do tegoż samego celu i opisa­

nego przez prof. S.G lasenappa. W spom niany uczony, wychodząc z tego, że zapomocą tró jk ą ta można obserwować słońce w tedy tylko, kiedy wysokość jego jest mniejsza od 60°, a odległość wierzchołkowa większa od 30°, w yrzeka się dla przyrządu tego form y tró jk ątn ej, a nadaje m u form ę koła w posta­

ci obrączki w alcow atej. Sposób użycia obrącz­

ki jest tak i sam, ja k trójkąta: spostrzegam y z ran a godzinę, m inutę i sekundę, kiedy pro­

m ień słońca w postaci św iatełka przechodzą­

cego przez otw orek zrobiony w obrączce pada na daną podziałkę skali, po południu notuje­

my także godzinę, m inutę i sekundę, kiedy św iatełko znajduje się na tej samej podziałce skali. Połow a sumy tych danych z uw zglę­

dnieniem ruch u rocznego słońca i rów nania czasu da nam popraw ę naszego zegarka 2).

Tym sposobem oznaczamy czas ze ścisło­

ścią d o ± 2 sekund. Zbudow aw szy tró jkąt A rgelandra, profesor Grlasenapp zawiesił go na tak zwanej zawiasie uniwersalnej, obrącz­

kę zaś opiera wspomnianem urządzeniem stożkow atem na równej powierzchni, co znacznie powiększa dokładność przyrządu.

Urządzenie stożkow ate wprowadził profesor Grlasenapp za radą profesora politechniki warszawskiej M. Delonego.

Jeżeli szanow ny czytelnik przejrzy nasz referat we „W szechś wiecie “ z przed la t dwu, to znajdzie tam opis zupełnie takiej samej obrączki zaczerpnięty z piśm iennictw a na­

szego.

Obrączkę tak ą opisał już przed 36 laty ks. Tomasz K ow alski w dziełku „Gno- m onika“, w ydanem w Prze­

m yślu w 1868 roku i zawie­

sił ją w prost na sznurku (fig. 2 ), prof. Glasenapp zaś opiera ją na stożku. Ten o statni sposób zawieszania obrączki, aczkolwiek je s t ró­

wnież idealny co do zacho­

w ania równowagi, jed n ak

w danym przypadku nie jest on bardzo p ra k ­ tyczny: 1 ) dlatego, że trzeba stożek opie­

rać na odpowiedniej podstawce, 2 ) pod-

2) O bszerniej J. c.

(7)

A1" 46

W SZ EC H ŚW IA T

727 staw ka ta musi mieć zawsze położenie mniej

więcej poziome, inaczej obrączka na niej się nie utrzym a i może spadać, 3) w ykoń­

czenie stożka musi być nadwyczaj staran ­ ne, co podnosi koszt przyrządu i czyni go bardziej złożonym, a mniej dostępnym dla szerszego ogółu. Tymczasem zawiesiwszy obrączkę na nitce niekręconej, jakiej używ a­

m y do zawieszania igieł astatycznycli w tak czułych przyrządach, ja k galw anom etry i m ultyplikatory, a jeszcze praktyczniej na krótkim , cienkim jedw abnym gęsto plecio­

nym sznureczku, unikniem y zbytniego buja­

nia, a przyrząd sprowadzi się w tedy do samej tylko obrączki. Tak urządzoną obrączkę możemy ju ż zawiesić naw et na zwykłym gwoździu w bitym w ścianę, na klam ce okna i t. p. R ów now aga na tem nic nie cierpi, tylko jeszcze zyskuje, gdyż obrączka przy­

biera idealny kierunek pionu, przez co przy­

rząd staje się nadzwyczaj dokładnym . Na wietrze jednak oba sposoby zawieszania da-

j

ją większe lub niniejsze bujanie obrączki, dlatego też, robiąc spostrzeżenia na otwar- tem miejscu, trzeba obrączkę zasłaniać od w iatru.

Zastanow iw szy się bliżej nad tą spraw ą,

j

dochodzimy do wniosku, że wynalazcą naj­

prostszego przyrządu do oznaczenia czasu w postaci obrączki był ks. Tomasz Kowalski, niezależnie zaś od tego prof. S. Glasenapp po 36-ciu latach od czasu ogłoszenia tego w ynalazku drukiem w padł na myśl oznacze­

nia czasu zapomocą obrączki, poprzedzo­

ny wynalezionym do tegoż celu trójkątem przez astronom a A rgelandra.

Obrączka ks. T. Kowalskiego, jako bezwa­

runkowo tańsza i praktyczniejsza powinna znaleźć jaknajszersze zastosowanie, szczegól­

niej u pp. zegarm istrzów i mieszkańców prowincyi, gdzie ta k tru d n o o w łaściw ą go­

dzinę, a przecież „porządek je s t duszą wszy­

stkiego", ja k mówi prof. W ojciech J a strz ę ­ bowski, „a duszą porządku w nieskończo­

nym ogromie spraw społecznych jest ścisły rozm iar czasuu.

D r. Feliks Przypkowski.

U . 0 . Ab e l.

0 W Y M I E R A N I U G A T U N K Ó W 1).

Skoro Cuvier udowodnił, że w daw niej­

szych okresach geologicznych żyły odmien­

ne od dzisiejszych g atu nki zwierząt, naten­

czas musiało w ytworzyć się pytanie, co było przyczyną ich wymarcia. J a k wiadomo, Cu- vier i jego zwolennicy odpowiedzieli, że ol­

brzym ie katastrofyT które obejmowały ró­

wnocześnie całą kulę ziemską, niszczyły kil­

kakrotnie życie organiczne na ziemi i że po każdym takim przewrocie były stw arzane gatu nk i coraz nowsze i doskonalsze.

Dziwaczna, pełna nieprawdopodobieństw [ teorya Cuviera nie utrzym ała się naturalnie długo wobec nowszych poglądów Lyella. Za­

sadnicza myśl tej nowej nauki, t. j. powolna, a ustaw iczna przem iana na powierzchni ziemi i negacya katastrof, jakie Cuvier uznawał, musiała w płynąć także na rozstrzygnięcie kwestyi powstawania, zmieniania się i wy-

j

m ierania gatunków . K arol D arw in i A. Wal- lace byli pierwszymi, który stosowali na tem polu z pom yślnym skutkiem zapatryw ania Lyella.

W praw dzie zrazu, jeszcze podczas pierw ­ szej podróży naokoło ziemi, ze względu na odkrycie olbrzymich zw ierząt ssących w pam- pasowych glinach, D arw in oświadczył się za przyjęciem katastrof, jednakowoż później w swem głównem dziele „0 powstawaniu ga- tu n kó w “ zmienił pierwotne zapatryw anie, twierdząc, że wym ieranie gatunków je s t je ­ dynie skutkiem walki o byt. Znikanie ol­

brzym ich ssaków, albo wielkich Dinosaurów nie może, mówi on, uchodzić za zjawisko nadzwyczajne, ponieważ znaczne rozm iary ciała powodują trudność znalezienia pokar­

mu i muszą powodować wymarcie.

Ta teorya była przez czas długi zupełnie w ystarczająca, by w ytłum aczyć śmierć g a ­ tunków. Nie ucichły przecież w zupełności

*) O dczyt d r. 0 . A bla, docenta u n iw e rsy te tu w iedeńskiego, podczas zeszłorocznego m iędzyna­

rodow ego zjazdu geologów. P o d aję go w p ra ­

wie ścisłym p rzekładzie n a pod staw ie spraw ozdań

zjazdu (C ongres g eologiąue in te rn atio n a l. Com pte

re n d u de la I X session, Y ienne 1 9 0 3 . zesz. I I) .

(8)

728

W S Z E C H ŚW IA T

JMj 46 dawne zapatryw ania oznaczonej ju ż z góry

długości życia gatunków , rodzajów i rodzin, a naw et w ostatnich czasach u k azu ją się gdzieniegdzie nowi ich zwolennicy, chociaż bez w ątpienia tylko błędne zrozum ienie nie­

których zjaw isk mogło być tego przyczyną.

Dopiero w r. 1893 kw estyą ta weszła na no­

we tory, kiedy L. Dollo w yd ał k ró tk ą roz­

praw ę (Les lois de l’evolution. Buli. Soc bel- ge de Geol. Paleont., t. V II, B ruksela, 1893), w której wypowiedział nowe, następujące tezy: rozwój następuje przeskoJcowo, nie po­

wtarza się i jest ograniczony.

Te poglądy, które znajdujem y w licznych pismach lat następnych, zostały rozszerzone w ważnej rozpraw ie D. R osy p. t. „La ridu- zione progressiva della v ariab ilita (Turyn 1899). Ponieważ jednakow oż A. W eism ann w niedawno ogłoszonych „w ykładach o teo­

ryi desendencyi“, rozpatrując przyczyny w y­

m ierania gatunków doszedł do w yników , po­

zostających w rażącej sprzeczności z w yni­

kami paleontologii, przeto należy tej kwe­

styi przypatrzeć się bliżej, zwłaszcza, że jest to pole, któro, ja k słusznie w yraził się Kohen, należy właściwie do paleontologii.

Przedew szystkiem należy się porozumieć, jak ie gatu nk i uważać m am y za wym arłe.

Nowsze badania nad dawnem i syrenam i do­

wodzą, że pochodzą one od podrzędu ko p y t­

nych zw. C ondylarthra, wiemy również, że początku zwierząt jednokopytnych należy ró ­ wnież szukać u owych C ondylarthra, a m ia­

nowicie u rodzaju Phenacodus. Obecnie nie żyje żaden przedstaw iciel działu C ondylar­

thra, wobec czego uw ażam y zwykle tę grupę zwierząt za w ym arłą. Z apatryw anie to jest jednakow oż niesłuszne, ponieważ C ondylar­

th ra żyją jeszcze dzisiaj w potom kach swo­

ich, t. j. w syrenach, jednok o p y tn ych i in ­ nych zwierzętach, nie są więc one wcale g ru ­ pą wym arłą, tak samo ja k w szystkie inne d a­

wne g ru p y istot organicznych, od których pochodzą dzisiejsze rośliny i zwierzęta.

N atom iast pomiędzy dzisiejszemi gadam i bezskutecznie szukalibyśm y potom ków ich- tyosaurów, sauropterygiów , dinosaurów . Te rzędy w ym arły całkowicie i dlatego nale­

ży je uważać za wygasłe.

W ym arcie C ondylarthrów , rów nież jak i innych przodków dzisiejszej fau n y i floi’y można wytłum aczyć zupełnie bez trudności

ustępow aniem form słabych i gorzej przysto­

sow anych przed lepiej wyposażonemi n astęp ­ cami. Należy jednakow oż w ytłum aczyć je­

szcze, dlaczego te liczne g rupy zw ierząt w y­

m arły, nie pozostawiwszy udoskonalonego potom stw a, co je st rzeczą znacznie tru d n iej­

szą.

N iektóre g atun ki w ym arły bez w ątpienia w walce o b y t z powodu, że nie m ogły w y­

tw orzyć silnego, zdolnego do walki potom ­ stwa, pew ną jest również rzeczą, że nieraz ginęły w ten sposób gatu n ki tego samego ro­

dzaju, a naw et pokrew ne rodzaje. Mimo to znaczne trudności spraw iało teoryi D arw ina nagłe wym ieranie gru p bogatych w osobniki, g a tu n k i i rodzaje, a fa k t ten dla zwolenni­

ków teoryi k atastro f był nader korzystny.

| D arw in udow adniał wprawdzie, że trylobity, j am onity i inne zw ierzęta nie w ym arły nagle, lecz powolnie, pomimo tego pozostawało nie- I w ytłum aczone, dlaczego żadne z nich nie po­

zostaw iły zdrowego pokolenia, zwłaszcza, że wedle zapatryw ań D arw ina każdy organizm może ulegać dowolnym zmianom, jeżeli ty l­

ko dostatecznie długi czas jest po temu.

Darw in, Haeckel i W eism ann są, jak wia­

domo, zwolennikami nieograniczonej zmien­

ności. W eismann wypowiedział najdosadniej to zapatryw anie we wspom nianych ju ż „wy­

k ład a c h 44. W edług niego dront (Didus) m ógł­

by z łatw ością napow rót odzyskać zdolność do lotu, tylko „właściwa wszystkim zwierzę­

tom powolność przem iany 14 była przyczyną, że to nie nastąpiło. Jeżeli wedle W eisman- na Didus mógłby znowu unosić się w po­

wietrzu, natenczas m ógłby zapewne i delfin, albo i wieloryb stać się zwierzęciem lądo- wem, a z takiego lataj ącem w powietrzu, jak np. nietoperz!

Mimo, że przed 10 laty Dollo ogłosił za­

sadę niepowrotności rozwoju, a następnie dokładniej ją udowodnił, W eism ann jednak broni ciągle myśli, że rozwój jest nieograni­

czony. Dowodzi to z jego strony braku do­

kładnej znajomości najnow szych wyników badań paleontologicznych na polu teoryj roz­

wojowych, chociaż w yniki ich, o ile dotyczą teoryi Dolla i podobnych nazywa „nieuzasa­

dnioną naukowo fa n ta z y ą 44.

Z asada Dolla niepow rotności rozwoju po­

lega na długoletnich obserwacyach paleon­

tologów , które wykazały, że nigdy nie w y­

(9)

JM ó 46

W SZ EC H ŚW IA T

<29 tworzyły się pow tórnie w ciągu całego roz­

woju filogenetycznego ani organy kiedyś zu­

pełnie zanikłe, ani też zamienione w organy szczątkowe. Jeżeliby rozwój m ógł odbywać się powtórnie w tym sam ym kierunku, na­

tenczas z łatwością m usiałoby się dać udo­

wodnić, że organy szczątkowe stały się na- powrót, czynnemi. Dotychczas nie znam y ani jednego takiego przypadku, natom iast wiemy, że zam iast zanikłego organu w ytw a­

rza się czasem in n y z nim analogiczny. N aj­

lepszym przykładem je st zanik pancerza u pe- lagicznie żyjących żółwi Thecophora, a pow­

stanie nowego ponad resztkam i pierwotnego u pochodzących od nich Atheca, które napo- w rót poczęły żyć przy brzegu.

Obok niepowrotności m ożna jeszcze ob­

serwować w rozwoju filogenetycznym licz­

nych gru p zwierzęcych także inne zjawisko, t. j. stopniowe zmniejszanie się zmienności.

Ju ż Haeckel zaznaczył, że liczne grupy, które znajdują się na wym arciu, nie w ytw a­

rzają nowych odmian. Kosa wspomina słu ­ sznie, że uw aga ta nie zgadza się z oznacza- nem przez H aeckla praw em nieograniczonej zmienności.

Sprawdzono, że znaczna ilość jednostron­

nie wykształconych form wym iera tylko dlatego, że nie je s t w stanie zmieniać się w odpowiedni sposób, czyli, że, ja k to W al- lace zaznaczył, możliwość dalszego doskona­

lenia się pozostaje w prostym stosunku do ilości nowych możliwych zmian korzystnych.

Ilość ta zmniejsza się jednakow oż w miarę ja k postępuje doskonalenie, zm iany n astęp u ­ jące później są mniej obszerne, a tem u za­

wdzięczamy możność łatw ego poznania sto­

sunków genetycznych u końca rozwoju grup zwierzęcych. U początku rodów poznać je trudniej, ponieważ tu taj odm iany są liczniej­

sze, a powstające nieraz nagle g atu n ki róż­

nią się silnie między sobą.

W idzim y więc, że ze w zrastającą specya- lizacyą, ze w zrastającem doskonaleniem się, zakres zmian staje się coraz mniejszym, „ka­

żde rozpoczynające się nowe przystosowanie jest skrytem niebezpieczeństwem dla dłuż­

szego istnienia danej g rupy zw ierząt“ (E. Ko- hen). Zm niejszona wogóle zdolność do prze­

m ian powoduje zmniejszanie się zmienności, co dostatecznie w ykazał Rosa.

P rzyczyną w ym ierania byw a przeto zwięk­

szanie się rozmiarów ciała. G rupy zw ierząt mniejszych są bezwątpienia bardziej długo­

trw ałe niż zwierząt olbrzymich. Olbrzymy zwierzęce nigdy nie znajdują się u początku, lecz zawsze u schyłku rodów, zawsze są one wysoko rozwiniętemi formami, u których dalsze kształcenie się jest prawie niemożli­

we; pow stają one tylko w razie dostatecznej ilości pokarm u i braku nieprzyjaciół. Zwie­

rzęta ssące, które w peryodzie czwartorzędo­

wym osiągają inaxim um swego wzrostu, są przykładem form , zwiększających ciągle roz­

m iary ciała. Jakkolw iek niezależnie od sie­

bie zwiększały się rozm iary w różnych rzę­

dach ssaków, to przecież przeważna część ol­

brzymów przypada na dobę czwartorzędową.

W ydaje się, że wskazuje to pun k t kulm ina­

cyjny rozwoju tych zwierząt, a. nie szczegól­

ne jakieś w arunki klimatyczne.

W podobny sposób pojaw iają się też naj­

większe am onity u schyłku rozwoju oddziel­

nych ich rodów: Pinacoceras (per. tryasowy), Arielites (lias), Crioceras (kreda). O. Jackel zwrócił uwagę na zwiększanie się rozmiarów ciała u raków krótkoodwłokowycli.

W ystępowanie potom stw a skarłowaciałe- go nie zdoła naruszyć praw idła o ustawicz- nem zwiększaniu się wielkości ciała. Do tej kategoryi faktów należy pow stanie małych gatunków słoni, które przez oddzielanie się od innych zm arniały na wyspach i tu taj też wyginęły.

Praw o wspom niane należy uwzględnić w śledzeniu szeregów filogenetycznych. I tak np. z najw iększą pewnością wypadnie uznać, że małe gatun ki wielorybów (Delphinapsis, Neomeris, Phocaena) nie pochodzą od ol­

brzym iego wala Zeuglodon, ale od innych m niejszych wielorybów trzeciorzędowych,

U schyłku rodów zwierzęcych zdarzają się jednakowoż nie tylko nadm ierne wykształ­

cenia całego ciała, ale także, i to przeważnie, oddzielnych tylko organów. Ta okoliczność bardzo często była praw dopodobnie przyczy­

ną w ym ierania gatunków .

N adm ierna specyalizacya u końca grup rodowych naprow adza nas na kwestyę zja­

wisk degeneracyjnych u tychże rodów. Przez

pomieszanie pojęcia starości pewnych typów

z pojęciem z góry oznaczonego czasu trw a ­

nia gatunków nastąpiło zagm atw anie w tej

sprawie. Ponieważ niektóre grupy wymiera-

(10)

730

W S Z E C H ŚW IA T

JMs 46 jące okazują w ybitne zjaw iska degeneracyi,

zaczęto przyjm ować dla każdego g atu n k u , rodzaju i dla każdej i'odziny z góry oznaczo­

ny czas trw ania, po którego upływ ie g a tu ­ nek tak samo, jak i każdy osobnik, zaczyna się starzeć i niknąć. Przeciw nicy ty ch za­

patryw ań wskazywali istnienie gatunków trw ałych, niektóre z nich nie uległy zmianie od peryodu kam bryjskiego aż do dni dzisiej­

szych; je st to oczywiście bardzo poważny zarzut przeciw uznaw aniu z góry określo- ; nego czasu trw ania życia. Jeżeli jednakow oż zwracam y uwagę na zjaw isko ciągle m aleją- ! cej zmienności istot, to właściwie istnienie

j

stałych, od długiego czasu nie zm ieniających się form doprowadzi nas do przekonania, że | jednostronna specyalizacya i z nią połączona redukcya zmienności powoduje osłabienie o r­

ganizm ów i sprow adza ich szybkie w ym ar- | cie; mało zmieniające się ty p y m ogą n ato ­ m iast przetrw ać długie czasy. Przegląd okre-

i

sów czasu, przez które odbyw ał się rozwój różnych rodów, wskazuje nam , że szybko i wszechstronnie zmieniające się form y ła ­ twiej ulegają zagładzie, niż rozw ijające się powoli.

Te długotrw ałe g atu n k i dowodzą zresztą najlepiej, że nie istnieje wcale ogólna dąż­

ność do zmian, w przeciw nym bowiem w y­

padku przekształciłyby się ju ż d aw no: Di- scena, Leda, Grania, Lingulus, L im ula, Sphae- nodon i inne w ty p y wyższe.

A m onity są najlepszym przykładem , ja k to u form wysoko rozw iniętych następują zwolna zjaw iska degeneracyi. Podczas gdy | paleozoiczne N autiloidea okazują wielką [ zmienność w kształcie skorup, ju ż najstarsze ; A m m onoidea m ają skorupy odrazu dokła- j

dnie zwinięte i budowy dw usym etrycznej.

Bez w ątpienia je s t to najlepszy sposób zwi­

nięcia, ponieważ skorupa zabiera jaknajm niej miejsca, a nadto zwierzę nie je st wcale k rę ­ powane w swych ruchach. W praw dzie Stein- m ann jest przeciwnego zdania, jakoby roz­

kręcona skorupa najm niej przeszkadzała w ruchach, jednakow oż zapatryw anie to nie je s t słuszne. W szystkie rody am onitów za­

chowują zrazu dokładnie zwinięte skorupy, a zm iany podczas rozkw itu ty ch rodów do­

tyczą innych cech skorupy, nie sposobu zwi­

nięcia. U ginących zwolna rodów zauważyć m ożna zrazu niepozorne, później coraz wy-

[ raźniejsze zm iany w linii spiralnej. Okazują się one najpierw na przedniej stronie komory mieszkalnej, później dotyczą całej tej komo­

ry (Sphaeroceras), obejm ują następnie całe

j zwoje (Scaphites), a wreszcie kulm inują w rozwinięciu większej części skorupy (Cho- ristoceras, Crioceras, Ancyloceras). U tych gatunków pozostają jeszcze skorupy dwu- bocznie sym etryczne, u innych (Turrilites, Cochloceras) skorupa przybiera k ształt wie- życzkowato-skręcony, albo prostolinijny.

Mojsisovics i Pom pecki uważają te zmiany za objaw starości i zdegenerowania, które poprzedzają wym arcie gatunków .

J e s t rzeczą ważną, że w ytworzenie się form zdegenerow anych nie ogranicza się na pc- ryodzie kredowym, lecz w ystępuje w najro z­

m aitszych. I ta k np. proste skorupy mają:

R habdoceras (tryas), B aculina (jura), Bacu- lites (kreda), wieżyczkowato-skręcone: Co­

chloceras (tryas), Helicoceras (dogger), T u r­

rilites (kreda), rozkręcone, ale spiralne i dwu-

j bocznie sy m etry czne: Choristoceras (tryas), Crioceras (kreda). Z form tych w ytw orzyły się: Rhabdoceras, Cochloceras i Choristoce­

ras podczas w ym ierania rodziny Ceralitidae, Baćulina, Baculites, Helioceras, T u rrilites w rodzinie Lytoceratidae, a Crioceras u Cos- m oceratidae. W szystko to są równolegle do siebie biegnące zjawiska degeneracyi, które pow tarzają się wr różnych czasach i u róż-

! nych rodów.

W iększa część paleontologów oświadcza się zgodnie za uważaniem tych zmian za ob­

jaw y starości. O. E raas użył naw et obrazo­

wego w yrażenia, jakoby rozkręconym for­

mom zabrakło siły, aby zwoje napow rót zwi­

nąć. S teinm ann sądził, że utw orzenie form rozkręconych m a na celu oddalenie skorupy od ciała, aby ru ch y zw ierząt były łatwiejsze;

Q uenstaedt i N eum ayr przypuszczali, że j a ­ kieś epidemie spowodowały wytworzenie się ty ch zboczeń. W ystąpienie skorup rozkręco­

nych u amonitów kredow ych w połączeniu z pewnym, dosyć znacznym stopniem roz­

woju tej g ru p y razem z wytworzeniem się u niej linii lobowych typu ceratidowego i am alteidowego zdaje się świadczyć o tem, że zdolność do zmian u tej g rup y zw ierząt była ju ż na w yczerpaniu i że zwolna zaczy­

n a ją się tu pokazywać zjawiska degeneracyi.

G dyby jakieś epidemie były przyczyną, prze-

(11)

•Ne 45

w s z e c h ś w i a t

731 m aw iałyby i one za ogólnym brakiem odpor­

ności u tych zwierząt.

Z tego, cośmy powiedzieli, wynika, że n aj­

praw dopodobniejszą przyczyną wym arcia am onitów u schyłku peryodu kredowego był zanik zdolności do dalszych przekształceń.

W alka o b yt nie m ogła być decydującą u g rupy tak licznej i kosmopolitycznej, jak ą były am onity, zwłaszcza, że nie m am y wcale podstaw y do przyjęcia zapatryw ania, jakoby w arunki istnienia amonitów uległy zupełnej zmianie na granicy ery mezozoicznej i keno- zoicznej.

Dotychczas nie możemy zbadać we w szyst­

kich w ypadkach ostatecznych przyczyn w y­

m ierania gatunków , w każdym razie należy jednakow oż pam iętać o tem, że w dociekaniu tej kw estyi m usim y uwzględniać nie tylko czynniki zewnętrzne, ale także i wew nętrzną organizacyę ciała. W większej ilości przy­

padków zagładę spowodowała praw dopodo­

bnie zadaleko posunięta specyalizacya je ­ dnostronna w połączeniu z redukcyą zmien­

ności. Otwiera się tu taj obszerne pole do ba­

dań, aby rozjaśnić nieco silniej skąpe nasze wiadomości o drogach rozw oju zwierząt.

D r. Wilhelm Friedberg.

SPO ST R Z E Ż E N IA NA UK OW E.

0 gatunkach i mieszańcach łopianów krajowych.

B a d ając florę litew sk ą , ju ż przed w ielu laty zauw ażyłem , że ło p ian y (v. łopuchy) nasze odzna­

czają się d aleko w iększą rozm aitością sw ych form, aniżeli to florystom , nie ty lko zagranicz- ; nym , lecz i naszym d o tą d było wiadom o.

Z eb raw szy przeto bardzo obfitą kolek cy ę łopia­

nów naszych, z okazów n ajb ard zie j w ybitn y ch ułożyłem cały sz ereg form, stanow iących ja k b y stopniow e przejścia pom iędzy trzem a pospolitem i u n a s gatunkam i.

S tu d y u ją c te form y przejściow e, przez długie fata, n a ich stanow iskach n a tu ra ln y ch , tudzież na drodze dośw iadczalnej doszedłem do w niosku, że to są m ieszańce, pochodzące od krzyżow ania się gatunków ' naszych pom iędzy sobą. A że m ie­

szańce pow yższe (jak i w iele innych) nie zaw­

sze w rów nym sto p n iu odziedziczają cechy k rzy ­ żujących się m iędzy sobą gatu n k ó w , s tą d w ięc p o w sta ją owe okazy p rze d staw ia ją ce form y p rz e j­

ściow e pom iędzy g atu n k am i typow em i. M ieszań­

ce różnią się od form ty p o w y ch tem , że łączą

j

w sobie zw ykle cechy obu (a niekiedy n aw e t

j

i 3-ch) krzy żu jący ch się z sobą g atu n k ó w do je -

i

dnego i tego sam ego ro d zaju należących. T akie m ieszańce są ju ż znane pośród kuklików , fioł­

ków , ja strzę b có w i t. p., a obecnie znajdujem y je pośród łopianów , o k tó ry ch poniżej mowa

będzie.

Do flory k ra ju naszego należą trzy g atu n k i ło­

pianu, k tó re tw o rzą cztery mieszańce.

D la łatw iejszeg o rzeczy p rzedstaw ienia, poni­

żej po d aję p rze g lą d gatunków , a następnie treśc i­

w y opis mieszańców.

I. K lucz do oznaczenia gatunków . A) P o k ry w y gładkie (t. j . bez oprzędu paję- czynow atego).

a) Główki kw iatow e 3 — 3 ,5 cm w średnicy;

p o k ry w y w ew nętrzne i zew nętrzne zielone; kw ia-

| to stan baldaszkogronow y. 1) L ap p a m ajor G artn.

B) P o k ry w y m niej lub w ięcej pajęczyno wato oprzędzone.

a) G łó w k i 2 -3 cm w średnicy: pokryw y w ew nętrzne p urpurow e, zew nętrzne zielone; oprząd pajęczynow aty bardzo g ę s ty , a m iejscam i w m ałe g ru zełk i zb ity ; kw iato stan baldaszkogronow y.

2) L ap p a tom entosa Mtiłl.

b) G łów ki 1 — 1,7 cm w średnicy; w szystkie p o k ry w y zielone; oprząd b ardzo rzadki, z cienkich w łosków złożony i głów nie u nasady pokryw znajdujący się; k w iatostan gronow y. 3) L ap p a m inor B ert.

Oto są w szy stk ie trzy nasze, k rajow e gatunki;

w E u ro p ie środkow ej zn a jd u je się cz w arty , a pią­

ty n a K aukazie. G atunki nasze są ta k ch a rak te -

| rysty czn e, że j e z łatw ością ju ż na pierw szy rzu t [ oka rozróżnić można.

D o najpospolitszych roślin w k ra ju naszym n a­

leży: L appa tom entosa Miill. ( = A rctium L ap p a 1 L .) *); rośnie ona w szędzie na m iejscach zan ied b a­

nych, a szczególnie na rum ow iskach po spalonych lub zniesionych budynkach i zajm uje zw y k le b a r ­ dzo obszerne stanow iska, tw orząc gąszcz tru d n ą po przebycia, w ogrodach, p rzy dro g ach , około płotów i t. p.

L ap p a m ajor G aertn. ( = A rctium B a rd a n a W illd ) 2) j e s t rzadsza od poprzedzającej, w y ra sta najczęściej pojedyńczo i n ig d y nie zajm uje obszer-

| nych p rzestrzeni; odznacza się ona w spaniałością

j

postaw y, bo n a m iejscach żyznych dosięga w yso-

| kości człow ieka i m iew a liście kolosalnej w iel­

kości.

L ap p a m inor D. C. 3) należy u nas do rzadkich;

w y ra sta zw y k le pojedyńczo (na m iejscach pustych, około dró g i płotów ) w postaci d rzew ek silnie roz-

! gałęzionych i około m e tra w ysokich; g łów ki k w ia­

tow e stosunkow o małe i w g rona dość w yraźne ułożone są c h a rak te ry sty cz n e dla niniejszego g a ­ tunku.

W sz y stk ie powyższe g a tu n k i n ie k ied y zajm ują wspólne i bardzo rozległe stanow iska, gdzie w ła-

ł) Zob. Z ie ln ik ffory polskiej JSls 745.

2) 1. c. 6 5 0 .

3) Zob. Z ielnik flory pofskiej 8 3 6 .

(12)

732 J\l» 46

śnie m ieszańców n ajłatw iej je s t znaleźć, m ieszań­

ce w szelako najczęściej w y ra s ta ją pojedyńczo, w m iejscach całkiem odosobnionych.

I I . C h a ra k te ry s ty k a m ieszańców . 1). L appa Ja n cz ew sk ii m. x) (m ajor X m inor).

Ogólna postać ja k u L a p p a m ajor, w łoski paję- czynow ate, ja k u L minor; różni się od L . m ajor ty lk o obecnością w łosków , a od L . m inor w ielko­

ścią głów ek kw iatow jrch, tudzież k w iato sta n em . 2) Lappa am b ig u a B e rk . 2) (m ajor X tom en- tosa).

O gólna postać, ja k u L a p p a m ajor; p o k ry w y ze w nętrze ja sn o - zielone, w ew n ętrz n e różowe;

oprzęd pajęczynow aty m niej obfity niż u L . to- m entosa.

3) L a p p a R em anni m. 3) (tom entosa X m ajor).

P o stać ogólna ja k u L a p p a tom entosa; p o k ry ­ w y zew nętrzne ciem no-zielone, w ew n ętrz n e p u r­

p urow e i ab so lu tn ie g ła d k ie (t. j. w łosków p aję- czynow atych w cale niem a).

4) L appa Z alew sk ii m. 4) tom entosa X m ajor X m inor = L . R em anni X m inor).

P ostać ogólna ja k u L. R em anni; p o k ry w y k w ia ­ to w e z w łoskam i pajęczynow atem i ja k u L . m inor.

M am y w ięc 4 m ieszańce, z k tó ry c h je d e n (po­

w yższy) je s t aż potrójnym i oprócz ty c h m ie­

szańców mam y jeszcze dużo form przejściow ych, k tó re bądź do jed n eg o , bądź do d ru g ie g o z k r z y ­ żujących się gatu n k ó w są b a rd z iej zbliżone i ta k np.: L ap p a am bigua Beck je s t n iek ied y ta k obfi­

cie p o k ry ta w łoskam i pajęczynow atem i, a tem sa- inem ta k bardzo zbliżona do L ap p a tom entosa, że ty lk o w p raw n e oko zdoła je rozróżnić. To samo b y w a i z innem i przejściow em i form am i.

D o najpospolitszych u nas należy L a p p a am b i­

g u a B eck, do najrzad szy ch L . Ja n c z e w sk ii m .;

znane mi j e s t d o tą d je d y n e ty lk o stanow isko, na k tórem w szakże tego m ieszańca przez la t k ilk a z rzę d u obserw ow ałem , n ig d y je d n a k n ie n a p o ty ­ kałem go w ta k ie j obfitości, ażeby m ożna było ułożyć kolek cy ę do zielnika flory polskiej n ie- | z b ę d n ą.

W 18 8 9 ro k u po raz p ierw szy ło p ian y zw róci­

ły n a się u w ag ę m oję; zauw ażyłem bow iem , że są u n as form y ta k ie, k tó ry ch do żadnego z g a tu n ­ ków naszych odnieść nie można; form y ta k ie n a z y ­ w ano podów czas „p rz ejśc io w em i", o tem zaś, że m ogą b y ć one m ieszańcam i, jeszcze ani m ow y nie było.

P oniew aż w zielniku moim m iałem b ard z o ła ­ d n e m ieszańce k u k lik ó w , k tó re łą cz y ły w sobie w yraźne cechy d w u pokrew nych g atu n k ó w , p rz y ­ szło mi przeto na m yśl, że i ło p ia n y m uszą być m ieszańcam i, bo i u nich, ja k w idzieliśm y pow y-

*) N a cześć prof. E . Ja n cz ew sk ie g o , w K ra ­ kow ie.

2) Zob. B eck, F lo ra v. N ied e ro ste rre ic h T. 3 p. 1 2 2 8 ; D ybow ski, Z ieln ik flor. poi. A? 6 5 1 .

3) N a cześć prof. A. R em anna w e L w ow ie.

4) X a cześć prof. A. Z alew skiego w e L w o w ie, j

j

żej, połączenie cech d w u blizk ich g a tu n k ó w w y ­ raźnie zauw ażyć się daje.

Ja k k o lw ie k łi

3

'poteza moja b y ła bardzo racyo- nalna, nie m niej je d n a k w y m ag a ła dow odów , to też postanow iłem zaraz rozpocząć poszukiw ania n a dro d ze eksp ery m en taln ej.

P ie rw sz ą czynnością m oją było to, że, ze b raw ­ szy nasiona o d L a p p a m ajor i tom entosa i zm ie­

szaw szy j e ze sobą w rów nych częściach, zasiałem w k ilk u m iejscach n ajb ard zie j podobnych do ich stanow isk n atu ra ln y ch .

J a k b ardzo rzadkim fenom enem je s t n atu ra ln e krzyżow anie się u roślin, można w nieść z tego, że zasiew ając co ro k u , zaledw ie w 1 8 9 3 r. doczeka­

łem się re z u lta tu spodziew anego, g dyż pośród zasiew u m ojego znalazło się p a rę okazów m ie­

szańca bardzo w ybitnego.

Okoliczność ta d ała m i możność uzupełnienia kolekcyi u p rze d n iej, ułożonej z okazów dziko ro ­ snących, k tó rą przeznaczyłem d la zielnika flory p olskiej. K o lek c y a m oja została w y d an a z a le ­ dw ie w 1 8 9 8 r.; a m ieszaniec pow yższy otrzy m ał nazw ę L a p p a am bigua B eck. (Zob. Z iel fl. poi.

pod J\fo 651).

Oprócz pow yższej m etody, próbow ałem nie­

je d n o k ro tn ie zastosow ać do badań moich po- w szechnie znany sposób: „krzyżow ania sztucz­

n e g o 11, lecz raz ty lk o udało mi się otrzym ać k ilk a ziarn ek w sposób pow yższy zapłodnionych. D w a ty lk o zia rn k a k ie łk o w ały w doniczce, a przesadzo- j ne na g ru n t w y d ały w ro k u następ n y m bardzo n ę ­ d zn e ro ślin k i, g d y ż m iały zaledw ie po p arę głó­

w ek k w iato w y c h . G łów ki rzeczone b y ty je d n a k

! ta k ch a rak te ry sty cz n e, że o drazu poznałem w nich moję: L a p p a R em anni.

Ja k k o lw ie k p rz y p a d e k pow yższy je s t dość

| p rzek o n y w a jąc y , nie je d n o w szakże sc e p ty k p r a ­ w dziw y zn alazłby m u jeszcze do zarzucenia, są- I d zę przeto, że fa k t n astęp n y k w esty ę niniejszą

o stateczn ie ro zstrz y g n ąć zdoła.

Z asiew ając corocznie, w sposób ja k w yżej po­

w iedziano, nasiona rozm aitych łopianów k ra jo ­ w ych, o trzym ałem znaczną ilość stan o w isk o b se r­

w acy jn y ch , a że w o statn ich latach zdrow ie mi n ie dopisuje, p o słu g u ję się przeto cudzą pomocą.

O becnej je sie n i przyniesiono mi, ze stanow iska w skazanego przeze mnie, ogrom zbitych w je d n ę m asę owoców, k tó re lu d m iejscow y nazyw a

„ d z i a d y " . R o zp atrzy w szy ja k n a jsk ru p u ła tn ie j ca łą tę m asę, znalazłem , że się sk ła d a przew ażnie z d w u m ieszańców: L ap p a R em annii i L . Z alew ­ sk ii, pośród k tó ry ch , gdzieniegdzie ty lk o , d a ją się w idzieć owoce m acierzystych gatunków : L . tom entosa i L . m ajor. S tanow isko pow yższe n ależy do n ajsta rsz y c h , m ieszańce przeto m iały dość czasu, ab y w y p rz eć o b a g a tu n k i ze sta n o ­ w iska.

N a tem kończę m oje obserw acye, g d y ż z p rz y ­ czyn, ode m nie całkiem niezależnych, urocz}' N iań ­ ko w raz n a zaw sze opuścić je ste m zm uszony.

W. Dybowski.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Prace Naukowe Akademii im... Jo achim

Niestety zwrot tendencji w produkcji przemysłowej nie załatwia w Polsce kluczowego problemu jakim jest gwałtowny spadek PKB w drugim kwartale roku 2020 i towarzyszące temu

Rocznik Muzeum Narodowego w Kielcach 22,

W kolejnym rozdziale rozpatruje Pszczołow ska „rozpiętość wyrazu w pozycji rymowej”, m orfologię klauzuli oraz wpływ rymu na słownik poetycki i znaczenie

Stanowią one klejnot polskiej publicystyki, są bowiem nie tylko skarbnicą nadal aktualnych wskazań i złotych myśli, lecz przede wszystkim przykładem oryginal­

Przedstawiciele obu nurtów rozpatrują romantyzm jako zjawisko ściśle po­ wiązane z nihilizmem. Podczas gdy Vattimo afirmuje nihilizm, Severino przestrzega przed jego

Osuwiska te analizowano w aspekcie ich relacji do nadrzędnych form rzeźby, jakimi na tym obszarze są silnie zdenudowane stoki strefy krawędziowej doliny Wisły, powierzchnie

Synchronisation of Price Cycles in European Housing Markets 63 the lowest (highest) value of cyclical component was selected as the turning point in the course of the cycle