• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1962, nr 8

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1962, nr 8"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

CHRZEŚCIJANIN

E W A N G E L I A — Ż l f C I E C H R Z E Ś C I J A Ń S K I E — J E D N O Ś Ć — P O W T Ó R N E P R Z Y J Ś C I E C H R Y S T U S A

„Idźcie te d y i czyńcie uczniam i w s zy stk ie narody, chrzcząc je w im ię Ojca, i Syna, i Ducha Ś w iętego“.

Ew. Sw. M at. 28. 19

„A lbow iem nie w s ty d z ę się za E w angelię C hrystusa wą, pon iew aż je st mocą Bożą ku zbaw ien iu każdemu wierzącem u".

Rzym. 1, 1-6

Rok z a ło ż e n ia 1929 W arszaw a, sierp ie ń 1962 Nr 8

T reść n u m e ru : D w o ja k a m ia r a — o im io n ach Bożych — K to los sw ój od d al w ręce B oga — Z osia- P ra c z k a (dokończenie) — O pow ieści T om asza (Mój M istrz u z d ra w ia ślepego od u ro d ze­

n ia) — Ś w ia tło z cienia p rzyszłych d ó b r (O fia ra śn ie d n a) — K ro n ik a.

D tu o j a k a m i a r a

„D w ojaki g w ich t i d w o ja ka m iara, to oboje o b rzydliw ością je st Panu”.

P rzyp. Sal. 20,10

W ustawodawstwie, które dał Bóg przez Moj­

żesza ludowi Swojemu, aby nim rządził się w ziemi swojej, było zabronione używ anie dw oja­

kich ciężarków przy wadze i dwojakiej m iary przy mierzeniu.

To jest obraz dla życia duchowego wierzących ludzi (ludu Nowego Testamentu). O tym , by ktoś chciał uchodzić za dziecię Boże, a przy tym używać niesprawiedliwej m iary czy wagi w rze­

czach ziemskich, mówić nie chcę. Bo to jest niesprawiedliwość i nieprawość, „a niechaj od­

stąpi wszelki od niesprawiedliwości, który mia­

nuje imię Chrystusowe“.

Lecz stańm y na chwilkę przed Panem, a wejdźmy w samych siebie, i o ile nie jesteśm y ślepi, to ujrzym y dlaczego jest tyle niepraw oś­

ci w nas,a przez to jesteśm y obrzydliwością P a­

nu, jak nam to powyższy tekst mówi.

Prawo przykazania: „miłuj bliźniego swego, jako siebie samego“ musi być zastosowane w każdym względzie w naszym życiu, jeszcze w ię­

cej w życiu społecznym wierzących między so­

bą. Lecz cóż widzimy? O to jeden i drugi ma swoich wybranych, z którym i się „ c z u j e j e d n o “, n ie chcąc widzieć ich błędów lub grzechów, a przez, to n ie służąc im jakby nale­

żało'. Od takich wybrańców przyjm uje się wszystko bez zastrzeżeń, ufa się im, choćby tego nie byli godni, a z drugiej strony m a się takich, do których chowa isię w sercu ciągłą nieufność, a co gorsza nie ukryw a się z tym i przed dru ­ gimi, a tak i i c h i s e r c a z a t r u w a s i ę tym jadem nieufności i rozdwojenia.

Moi drodzy, cóż z tego wynika? Dwojaką miarą mierzymy!, a to j e s t o b r z y d l i w o- ś ci ą P a n u . Nie pomoże tu uspraw iedliw ia­

nie się, że się „nie czuje jedno w duchu“ z tym innym. Bo to „czucie“, czy odczucie nie przy­

chodzi z Boga, lecz w własnego ducha, a raczej

z duszy. Gdzie jest w iara i liczenie się z, Bogiem, tam to „odczuwanie“ nie istnieje. A powtóre, nas nie jednoczy stopień duchowego wzrostu, lecz jednoczy jedy nie

Krzyż Chrystusowy

Pod nim zaś w s z y s c y ś m y sobie równi, bo nam w s z y s t k i m nie dostaje chwały Bożej. A także zważmy, że przez j e d n ą ł a ­ s k ę staliśm y się m iłym i Bogu. Zaś ważenie, mierzenie i sortowanie, a co gorsza sądzenie, zostawmy Bogu, jako jedynem u do tego upo­

ważnionemu.

Raz przyjdzie dzień, który objawi kto i jak budował n a tym gruncie, którym jest Jezus C hrystus; ogień Boży to objawi, przełóż nie wzniecajmy własnego ognia, abyśmy się sami nie popalili. Pan sam ostatecznie zadecyduje kto jaki plon przyniósł, czy trzydziesty, sześćdzie­

siąty czy stokrotny.

Nie sądźmy przed czasem, ażby Pan sam ob­

jawił m yśli serc.

Widzę w duchu, jak przeciwnikowi udaje się zacienić przed oczyma naszym i chwałę Ew an­

gelii Chrystusowej, zam iast radosnej wieści, podsunął nam to, co on sam czyni: oskarżenie braci, sądzenie, 'lekceważenie i wzgardę. Nie ja­

koby chodziło mi o> moją, lub innego brata cześć i chwałę, niech m nie od tego Bóg uchowa, lecz czy nie należy uznać tego, co łaska Boża zdzia­

łała pośród nas, że ona działa przez jednego i drugiego?

Zawsze na nowo brzmi mi w duchu głos anielski do pasterzy na polach Betlehem skich:

„a to wam będzie za znak“. Jeden znak i znamię

objawiło Niebo pasterzom, po którym poznać

mieli swojego Mesjasza: „Ujrzycie niemowlątko

u winione w pieluszki a położone w żłobie“. Cóż

(2)

prostszego i pospolitszego mogło być jako ten znak, którym aniołowie określili pasterzom Zbawiciela świata?

Czyż nie powiedział Pan Jezus pytającym Go, kiedy i jak przyjdzie Królestwo Boże: „Królest­

wo Boże nie przyjdzie z spostrzeżeniem “, z czymś n a d z w y c z a j n y m . Czy nie dosta­

teczny to obraz tego, w jak nieznacznej, mdłej, niedoskonałej i prostej postawie wzbudzone by­

wa Królestwo Boże w sercach wierzących? Kto chce inaczej widzieć tę moc i cud Bożego zba­

wienia przez Syna Człowieczego dokonanego, jak nie w tym obrazie niemowlęcia, uwinio- nego w pieluszki i położonego w żłobie, ten się łatwo pomylić może. Taki może łatwo latać pod obłokami, a nie widzieć tego, co P an n a tej zie­

mi dla niego gotuje i pod nogi mu kładzie.

Nie oznacza to, że m am y zostać niemowlętami w Chrystusie i nie rosnąć do on ego „wzrostu męża doskonałego w Chrystusie“, lecz dla oka zewnętrznego pozostaje to m niej lub więcej ukryte i zawsze te n jeden znak tylko — n ie­

mocy dziecięcia w żłobku, można oglądać. Do tego trzeba oka wiary, by dostrzec, co łaska Bo­

ża czyni w jednym i drugim sercu, a tego nam tak brak.

Tak mało znam y się z tej strony ducha i w ia­

ry, lecz raczej z zewnętrznego wyglądu, a wszystko co nie pochodzi z w iary jest grzechem.

Nie patrzysz-li na b rata czy siostrę okiem w ia­

ry, zawsze n a nich coś dostrzeżesz, co zamąci i pofcala t w o j e serce.

Jeszcze jedno: Jakże niespraw iedliw ym i je­

steśmy wobec drugich, podczas gdy dla samych siebie żądamy uwzględnienia, pobłażania, cierp­

liwości, miłości, a dla drugich tego nie mamy, ani też tej samej m iary stosować nie chcemy.

Czy to nie zaślepienie?

Dwojaka miara lub waga jest dla Pana ob­

rzydliwością, nie zapomnij o tym, gdy się nie­

równo odnosisz do jednego i drugiego. Chcesz sprawiedliwie osądzić, postaw najprzód siebie pod ten sąd, jakim chcesz drugiego sądzić. Wi­

dzisz coś na bracie, czy siostrze, proś Boga, by ciebie w tym względzie postaw ił w Swoim świetle, a w tedy z bojaźnią świętą i miłością praw dziw ą możesz napominać, strofować, a przyniesie to owoc ku chwale Bożej. Zacznijmy od siebie drodzy moi! W tedy zaś, gdy samych siebie zobaczymy, nie zlęknijm y się, lecz to nam ma posłużyć ku bojaźni, byśm y lekkomyśl­

nie nie sądzili i nie odmawiali jedni drugich.

W spomnijmy na owych dwóch dłużników ze słów Jezusowych. Jeden w i n i e n Panu swojemu dziesięć tysięcy talentów, jest to suma niew y­

płacalna, obraz każdego, grzesznika, ale gdy prosił Pana, to, m u dług ten odpuścił; lecz cóż czynił ów, którem u się łaska stała. Otóż znęca się nad współsługą, k tó ry m u by ł w inien s t o g r o s z y ; oto obraz w iny jednego wobec d ru ­ giego. Czy ma isię nam stać, jak tam owemu słu­

dze? (Mat. 18,23—35).

Bez karności, bez napom inania i strofowania nie urośniemy, lecz chciejmy rozróżnić, co jest postępować po Bożemu, a co po szatańsku; sza­

tan to wielki mistrz w naśladow aniu i fałszo­

waniu.

Pam iętajm y na Slow,ot Jezusa: „Jakim sądem sądzicie, takim sądzeni będziecie, a sąd bez miłosierdzia będzie temu, kto nie czynił miło­

sierdzia. Jaką m iarą mierzycie, taką i wam od­

mierzono będzie“.

Często się dziwimy, jak nas coś spotka i do­

tknie, zapominamy, że to w łasny nasz sąd ob­

rócił się na naszą głowę. Pam iętajm y, że Pan Bóg jest sprawiedliwy i w ierny względem swoich.

Przynieśm y więc podwójną miarę, tę niespra­

wiedliwą, Panu pod Krzyż, prośm y Go o łaskę, by tam ę postaw ił tem u nie-błogosławieństwu,, któreśm y dotąd powodowali naszą lekkomyśl­

nością, a ujrzym y Jego zwycięstwo, i moc, i chwałę pośród nas.

O IMIONACH BOŻYCH

Biblię — Pismo Święte zna i czyta każde dziecko Boże. Słowo Boże bowiem stało się dlań źródłem w iary, przez k tórą grzeszny człowiek u w i e r z y w s z y , że Jezus C hrystus um arł za grzechy wszystkich ludzi i że K rew Jego gładzi wszelki grzech („Oto B aranek Boży, k tó ry gładzi grzech św iata”), — uw ierzył też, że i jego własne grzechy są m u odpuszczone i zgładzone tak, iż i wspominane nie będą. A tak uwierzywszy i oczyszczony będąc od grze­

chu, now y człowiek-dziecko Boże, karm i swe serce, posila w iarę — Słowem Bożym, jako na­

pisano: „Nie samym chlebem żyć będzie czło­

wiek, ale każdym Słowem, pochodzącym z ust Bożych”.

Jakże więc wdzięczni powinniśmy być Bogu, że Pismo Święte przetłum aczone zostało i na nasz język ojczysty! Dzięki temu, każdy z nas ma możność czytania i słuchania ze zrozumie­

niem Słowa Bożego, i karm ienia się nim.

Przez działanie zaś Ducha Świętego, nieza­

leżnie od zrozum ienia l i t e r y Słowa, dziec­

ko Boże dostępuje rozumienia d u c h a Słowa Bożego, a niejednokrotnie i jakiegoś okrucha tych niezm iernych głębokości Bożej miłości, łaski i mądrości, w Piśmie Świętym podanych człowiekowi.

Zauważyć należy, iż imiona, a niejednokrot­

nie i nazw y miejsc, które spotykam y w Biblii, zaw ierają same w sobie głęboką bardzo treść duchową, najw ierniej w yrażoną w języku ory­

ginału.

Jak wiemy Pismo Święte składa się z ksiąg

pisanych pod natchnieniem Ducha Świętego.

(3)

Mężowie Boży, którzy zapisali o b j a w i o n e im Słowo Boże, ja k i dzieje miłości Bożej do ludzkości, pisali te księgi w języku hebrajskim i greckim, oraz niekiedy (w nielicznych w ypad­

kach) w języku aram ajskim .

Wiedząc o pożytku duchowym, płynącym z poznania znaczenia (niektórych przynajm niej) pojęć i określeń użytych w Biblii, a w yrażo­

nych w starożytnych językach, przystosow a­

nych do oddania treści zjawisk n atu ry ducho­

wej w sposób subtelny i dobitny zarazem, d ru ­ kowaliśm y w swoim czasie szereg artykułów br. J. Mrózka, jun., poświęconych rozważaniom hebrajskiego tekstu dwóch pierwszych wierszy Biblii (Chrześcijanin, n r 3, 4, 5—6, 7—8/1949 i 1—2/1950).

*

Piszący te słowa, przy czytaniu pierwszych rozdziałów Pisma Świętego, użył kiedyś dla porównania tłum aczenia, Biblii w języku an­

gielskim. Było to bardzo dobre i znane w yda­

nie Dr C.I. Scofielda. Zwrócił wówczas w yjąt­

kowo uwagę n a znajdujące się w tym w ydaniu przypisy. Odnosiły się one do znaczenia trzech pierwszych Imion Bożych, spośród wielu w y­

mienionych w Biblii.

W ynikiem tego było takie przybliżenie się serca do Osoby i M ajestatu Bożego, i takie bo­

gactwo przeżycia, że choć to była głęboka noc, chyba w pół do drugiej, czytający b ra t obudził siostrę-żonę, a gdy jej przeczytał, co mówi Pan, objaw iający Swe Imię, oboje klęknąwszy, wiel­

bili i oddawali chwałę Panu, Bogu naszemu, i dziękowali, że ta k „jest dobry, albowiem na wieki miłosierdzie Jego”.

Przeżycie to było jakby stanięciem na brzegu oceanu, z realnym odczuciem jego niezmierzo­

nej mocy i tajem niczej głębi; tak czuł się słaby człowiek, dotknąwszy wielkości mocy miłości i miłosierdzia Bożego, wyrażonego w Jego Imionach. A przecież zaledwie dotykam y tych Imion, trzech spośród wielu, wymienionych w Biblii, z których każde wyraża jakąś szczególną cechę Bożą.

*

Spróbujm y poznać więc znaczenie trzech, najbardziej może zasadniczych Imion Bożych.

Spotykam y się z Nimi, czytając już pierwsze trzy rozdziały Pism a Świętego. W ystępują one w następującej kolejności: BOG, PAN BÖG, PAN.

W pierwszym rozdziale Biblii czytam y o jed­

nym tylko Imieniu: BÓG. W drugim rozdziale spotykam y następne Imię: PAN BÓG, a w trze­

cim rozdziale w ystępuje trzecie Imię: PAN.

Przytoczone Imiona Boże, w polskim tekście Pisma Świętego brzmiące: BÓG, PAN BÓG, i PAN, w hebrajskim tekście Biblii, wyrażone są w sposób następujący:

ELOHIM — JAHWE 'ELOHIM — JAHWE

*

Pierwsze Słowa Biblii są następujące: „Na początku stw orzył Bóg” (I Mojż, 1, lj. Wymie­

nione tu po raz pierwszy Imię Boże: BÓG,

w oryginale hebrajskim wyrażone jest słowem:

ELOHIM. Jest to pierw sze z trzech najbardziej zasadniczych Imion Bożych.

ELOHIM jest pojedyńczo-mnogą form ą rze­

czownika EL, jak tw ierdzi Dr C. I. Scofield, oraz czasownika A 1 a h; podobnie referuje tę kw estię ks. A. Jankow ski: „jedni uważają je za oboczną form ę liczby mnogiej od „E L”, inni w yprow adzają od arabskiego ,,‘dläh“ — czcić”.

Słowo E L we wszystkich praw ie językach semickich jest używ ane dla oznaczenia pojęcia:

Bóg. Jako takie wchodzi też w skład wielu imion w łasnych na przykład: Izmael (hebr. Isz- m a-’el: Niech Bóg wysłucha), Melchizedech (hebr. M alki-sedeq: król [Bóg] mój jest spraw ie­

dliwością).

Jakkolw iek etymologia tego słowa jest dotąd sporna, znaczenie określenia EL jest następu­

jące: siła, moc, ten k tó ry jest mocny (jak po­

daje Dr C. I. Scofield); być mocnym, przodo­

wać (jak podaje ks. A. Jankowski).

N atom iast czasownik A 1 a h znaczy: przy­

sięgać, związać się przysięgą. Mówi więc o w ier­

ności (Dr C .I. Scofield); oznacza też: czcić (ks.

A. Jankowski).

Użyta w tym Im ieniu ELOHIM form a poje- dyńczo-mnoga wskazuje wyraźnie, że w Imie­

niu: BÓG, zaw iera się praw da o TRZECH OSO­

BACH BOŻYCH.

W yraźniej jeszcze w ystępuje ta praw da w w ierszu 26 tegoż pierwszego rozdziału Biblii.

Gdy tak więc przybliżam y się do tego Imie­

nia, w sercu dziecka Bożego pow staje takie Je­

go rozumienie:

WSZECHMOGĄCY, WIERNY, TRÓJJEDY­

NY BÓG, STWORZYCIEL GODZIEN CZCI.

Popatrz, wspomnij! twój i mój BÓG (ELO­

HIM), jest Wszechmogący, W ierny, Jeden w Trzech Osobach, Stworzyciel! Chwała, chwała Jemu!

Na zakończenie dodamy, że nasze polskie sło­

wo „Bóg”, w niektórych innych miejscach Bi­

blii określone jest słowem hebrajskim : EL lub ELAH, a więc bez użycia liczby mnogiej; jest to więc w yrażenie innej nieco cechy Osoby Bożej.

*

N astępnym z kolei Imieniem Bożym, które widzimy w Biblii, jest: J A H W E E L O ­ H I M . Jak widzimy jest to Imię złożone, któ­

rego drugą część już poznaliśmy; aby poznać pierwszą, otw orzym y to m iejsce Pisma, w któ­

rym Bóg Sam oznajmia to Imię i tłum aczy Je­

go znaczenie. W II księdze Mojżeszowej czyta­

m y więc: „Tedy rzekł Bóg do Mojżesza: Będę, który Będę. I rzekł: Tak powiesz synom izrael­

skim: Będę posłał mnie do w as” (3, 14).

Po raz pierwszy Bóg oznajmił człowiekowi Swe Imię, będące objawieniem samej Jego Isto­

ty i tej cechy n a tu ry Bożej, która dla człowie­

ka grzesznego najbardziej jest niezbędna. O ile

bowiem poznaliśmy już Imie Boże, jako

WSZECHMOCNEGO STWÓRCY, to obecnie

(4)

poznajemy Imię Jego, jako WIEKUISTEGO ZBAWICIELA. W tym bowiem charakterze ob­

jawia się tu ta j Bóg. Komu bowiem objawił się w tym Im ieniu Pan, i to po raz pierwszy? Oz­

najm ił je człowiekowi, którego w ybrał na to, aby objawił t o z b a w i c i e l s k i e Imię Boże zniewolonemu ludowi izraelskiem u i aby w y b a w i ł go w Imieniu Pana z niewoli;

Tylko cud wszechmocy mógł ocalić lud izra­

elski i uczynić z niego wolny naród. I te n cud dokonał się jawnie, a Imię Boga-Zbawiciela, zo­

stało objawione! JAHWE — Imię Jego.

Imię to w hebrajskim języku, wyrażone jest czterem a spółgłoskami: J H W H . Otoczone było Ono w Izraelu taką czcią, iż przez rygory­

styczne w ypełnianie trzeciego przykazania („Nie bierz Im ienia P ana Boga twego nadarem ­ no, bo się Pan mścić będzie na tym , któ ry Imię Jego nadarem no bierze”), nie wymawiali Ży­

dzi tego Im ienia w ogóle, tak, iż sposób wyma­

wiania jakby uległ zapomnieniu. Stąd spory między biblistam i na ten tem at, ale ścisłe ba­

dania (potwierdzone starożytnym i, greckimi transkrypcjam i) pozwoliły ustalić, iż Imię to powinno się wymawiać: J A H W E . Rozpow­

szechniony sposób wymawiania: J E H O W A, pow stał w X III w., i jest błędny.

Cóż jednak znaczy to Imię? W przytoczonym już wierszu z II ks. Mojżeszowej widzimy, że w przekładzie polskim tak nam podano Imię JAHWE: „BĘDĘ który BĘDĘ”, lub krócej:

„BĘDĘ”.

Tłumaczenie zaś angielskie brzmi: „JAM JEST, KTÓRYM JE S T ”. I jedno i drugie jest poprawne.

Podstawowe znaczenie tego słowa, pochodzą­

cego od czasownika: h a v a h, lub jak poda­

je ks. Janikowski: h d j a (h), (co znaczy:

b y ć , s t a w a ć s i ę ) znaczy mianowicie:

„ISTNIEJĄCY SAM PRZEZ SIĘ” lub inaczej:

JAM JEST, KTÓRYM JEST, PRZETO ŻEM ZAWSZE JEST. Użyta zaś w tym w ypadku for­

m a pozwala tłumaczyć użyte określenie nie ty l­

ko: „JAM JE S T ”, aie również: „BĘDĘ”. Przez połączenie tych znaczeń dochodzimy do nastę­

pującego tłumaczenia: JAM JEST ISTNIEJĄCY SAM PRZEZ SIĘ, KTÓRY SAM OBJAWIA SIEBIE, jak podaje d r Scofield, a ks. Jankow ski tłum aczy tak: JA JESTEM (BĘDĘ), KTÓRY JESTEM (BĘDĘ); i ostatecznie tw ierdzi:

JHW H zatem oznacza: ON JEST, to znaczy:

JEST ZAWSZE.

Pozostawiając rozważania etymologiczne fa­

chowcom, możemy dodać, że Im ię JAHWE w y­

rażono w polskim przekładzie zawsze słowem:

PAN (podobnie jak i w angielskim: the LORD), natom iast Francuzi, z właściwą sobie językową subtelnością, określili je wyrazem: WIEKUISTY (1’ETERNELL), co raczej lepiej oddaje treść tego w yrazu hebrajskiego.

(Natomiast w Nowym Testamencie używ ają oni już określenia: „Seigneur", odpowiadające­

go polskiemu słowu: Pan).

Słowo: PAN być może użyte zostało przez sugestię obyczaju żydowskiego, który powodo­

wał, iż pobożny Żyd, czytający Pismo Święte, gdy napotkał Imię Boże: JHW H, nie m ając pra­

wa go wymówić, czytał w ty m m iejscu A D O- N A J (liczba mnoga od ' a d ó n — p a n ; słowo to wyraża szacunek w odniesieniu do czło­

wieka; w odniesieniu do Boga używane jest w liczbie mnogiej, podobnie jak w ELOHIM).

O statecznie więc w sercu dziecka Bożego, Imię JAHWE, a raczej Jego duchowa treść za­

rysow uje się tak: JAM JEST ZBAWICIEL TWÓJ, KTÓRY BYŁEM (ZAWSZE), JESTEM I BĘDĘ (ZAWSZE)” ! Chwała PANU WIECZ­

NIE ŻYJĄCEMU!

To pojedyncze Imię Boże (JAHWE), w połą­

czeniu z innym i określeniami, tw orzy wielką ilość Imion złożonych, z których na pierwszym miejscu stoi Imię: JAHWE ELOHIM. Jest to trzecie Imię Boże, z trzech najbardziej zasadni­

czych. W polskim przekładzie Biblii jest ono wyrażone słowami: PAN BÓG.

Ważne jest to, iż spotykam y w Biblii prze­

jaw działania Bożego pod tym Imieniem, gdy czytamy: „Stw orzył tedy PAN BÓG człowieka z prochu ziemi i natchnął w oblicze jego dech żywota. I stał się człowiek duszą żyjącą” (I Mojż. 2, 7). A więc zarówno jako STWÓRCA, jak i jako WIEKUISTY ZBAWICIEL w ystępuje Bóg przy s t w o r z e n i u c z ł o w i e k a . Te dwie cechy (Imiona) Boże są właśnie czło­

wiekowi tak bardzo potrzebne. Więcej — są niezbędne!

Można by powiedzieć, uważnie czytając Pis­

mo Święte, że w tym Im ieniu „PAN BÓG”, ob­

jaw ia się P an nasz tam, gdzie jest wyraźnie zaznaczony stosunek Boga do człowieka, a więc:

a) jako STWÓRCA (I Mojż. 2, 7— 15); b) jako faktyczny i duchow y a u to ry tet (I Mojż. 2, 16.

17); c) jako Ten, K tóry kształtuje i rządzi ziem­

skim bytem ,1 Mojż. 2, 18—24; 3, 16— 19, 22 — 24); d) jako Ten, K tóry w ybawia człowieka od grzechu i skutków grzechu (I Mojż. 3, 7— 15, 21). Pod tym też Imieniem, Bóg w ystępuje i wobec Izraela: I Mojż. 24, 7 i 28, 13; II Mojż.

3, 15. 18; 4, 5; 5, 1; 7,6...; V Mojż. 1, 11. 21; 4, 1;

6, 3; 12, 1, i w wielu innych miejscach, aż do Izaj. 21, 17.

*

Ja k więc z tego pobieżnego i krótkiego roz­

ważania widzimy, Bóg nasz objawia się zawsze w sposób celowy, a każdem u działaniu lub usto­

sunkow aniu się do kogoś lub czegoś, odpowiada objawienie się szczególnej cechy Bożej, wyra­

żonej w Imieniu.

Początkowo czytam y w Biblii o Bogu jako:

WSZECHMOGĄCYM' STWÓRCY, a jeszcze głębiej tłumacząc, widzimy tam WSZECHMO­

GĄCEGO, TWORZĄCEGO TRÓJ JEDYNEGO BOGA (ELOHIM). Wówczas to następują akty tw orzenia nieba i ziemi, wraz z całkowitym ich urządzeniem (to jest stworzeniem kosmosu i ży­

cia na ziemi); wówczas też w tym jeszcze cha­

rakterze (ELOHIM), p o s t a n a w i a Bóg:

„...u c z y ń m y człowieka na wyobrażenie

n a s z e...” (I Mojż. 1, 26).

(5)

Ale aktu stw orzenia człowieka dokonuje już Bóg pod Imieniem: PAN BÓG (JAHWE ELO- HIM). T utaj bowiem obok Wszechmogącego STWÓRCY (ELOHIM), niezbędny jest człowie­

kowi i ZBAWICIEL (JAHWE). Wiedział bo­

wiem Bóg o dalszych dziejach człowieka, jego upadku i konieczności zbawienia. To właśnie PAN BÓG poszukuje pierw szych ludzi, gdy zgrzeszyli; to Bóg-Zbawiciel przekonuje ich o popełnionym grzechu i mówi o boleściach, bę­

dących skutkiem grzechu. Ale też Bóg-Zbawi­

ciel stw arza rozdział między Swoim stw orze­

niem (człowiekiem) a przeciw nikiem Bożym (szatanem) i tenże PAN BÓG — ubiera upad­

łych, grzesznych ludzi w skórę stworzenia, aby jego niew inna śmierć mogła przykryć nagość (grzech) człowieka.

Pod pojedynczym zaś, zbawicielskim Imie­

niem JAHW E (PAN), po raz pierwszy w ystę­

pu je Bóg, gdy w ybawia z niewoli egipskiej Swój lud w ybrany. Objawia Się WIEKUISTY ZBA­

WICIEL Swemu ludowi i wskazuje na Siebie, jako Zbawiciela każdego, będącego w niewoli grzechu.

*

Pam iętajm y więc, gdy czytać będziemy S tary Testam ent, że słowo BÓG w polskim przekładzie mówi o TRÓJ JEDYNYM, WSZECHMOGĄCYM BOGU STWÓRCY, a w tekście hebrajskim na tym m iejscu w idnieje Imię: ELOHIM.

G dy zaś czytamy: PAN BÓG, wspomnijmy, że jest mowa o TRÓJ JEDYNYM, WSZECHMO­

GĄCYM STWÓRCY, WIEKUISTYM BOGU ZBAWICIELU, a w tekście hebrajskim widnie­

je tam Imię: JAHW E ELOHIM. '

A na koniec, gdy czytam y Imię Boże: PAN, wiedzmy, że mówi ono dla nas ta k wiele o J e ­ zusie Chrystusie i tak bliskie jest sercu, bo zna­

czy (twój): WIEKUISTY ZBAWICIEL, a w tek­

ście hebrajskim w idnieje cudne słowo: JAHWE.

*

Chwała P anu naszemu; że jest tak bogaty w miłość ku nam, którą objawił nam w Jezusie Chrystusie, Synu Swoim, Zbawicielu naszym, przez Któregośmy odpuszczenie grzechów i ży­

cie wieczne otrzym ali, a nie tylko to, ale i oso­

biste z Nim obcowanie i pokarm dla życia w Jego Słowie. Przez Jego łaskę znajdujem y w Jego Słowie, które jest Duchem i Żywotem (Jan 6, 63) tyle potrzebnej nam pociechy i rado­

ści (wraz z posileniem), a to przez, słabiutkie naw et dotknięcie tego cudownego Imienia:

BÓG — PAN — PAN BÓG.

Tak bowiem mówi Duch Święty: „...Jego Bo­

ska moc wszystko co do żywota i do pobożności należy, darowała (nam) przez poznanie Tego, Który nas powołał przez sławę i przez cnotę”

(2 P iotra 1, 3).

Zaiste przez poznanie (przyjęcie) Jezusa Chrystusa, K tóry jest Słowem Bożym, darowa­

ne nam jest w s z y s t k o , co potrzebne do życia i uświęcenia. Chwała Jemu! Amen.

brat Zdzisław

KTO LOS SW Ö J ODDAŁ W RĘCE BOGA...

Około 1650 roku żył w m izernej izdebce w Ham burgu, pew ien młody człowiek. Jego jedy­

ną radością była wiolonczela, na której gryw ał po mistrzowsku; um iał także pisać piękne w ier­

sze i śpiewać; sąsiedzi często przystaw ali i uważnie słuchali pod jego drzwiami, gdy przy akompaniamencie wiolonczeli śpiew ał swoje piękne pieśni.

Pewnego dnia m uzyka zamilkła, co zdziwiło dozorczynię domu, któ ra dla tego solidnego i grzecznego młodego człowieka, m iała wielki szacunek. W stąpiwszy do jego izdebki, zastała go siedzącego na stołeczku, z tw arzą ukrytą w dłoniach.

„Panie N eum ark” — powiedziała — „proszę mi nie brać za złe, że przeszkadzam, ale ponie­

waż nie widzimy pana, a i nie słyszymy, więc zlękliśmy się, że może jest pan chory”.

„Chory to dzięki Bogu nie jestem ” — brzm ia­

ła odpowiedź — „ale wczoraj i dziś jeszcze nic nie jadłem ” . To dla tej dobrej niew iasty wy­

starczyło. W ybiegła z izby, w net powracając z obfitym posiłkiem.

K iedy pierw szy głód został zaspokojony, m u­

siał ów młody człowiek odpowiedzieć na pyta­

nia, którym i go ta kobieta z ciekawości i współ­

czucia zasypała: kim właściwie jest? skąd po­

chodzi? czym się zajm uje? czy jest muzykiem, i czy już nikogo z bliskich nie ma?

Opowiedział jej więc swoją historię. „Nazy­

wam się Georg N eum ark. Pochodzę z Mühl­

hausen w Turyngii. Moi rodzice nie żyją. Wy­

rosłem w ubóstwie i nędzy, i musiałem często jeść swój chleb codzienny ze łzami. Jednak udało mi się, z Bożą i dobrych ludzi pomocą, studiować praw o w Królewcu, Lecz od tego czasu nie wiodło mi się szczęśliwie. W pożarze straciłem całe moje m ienie i nie mogłem zna­

leźć posady, jakkolw iek bardzo się o nią w róż­

nych miejscach starałem . Może nie nadaję się na praw nika, mam więcej z poety i muzyka w sobie. Jako człowiek pokoju, nie czuję się do­

brze w atmosferze sporów i procesów. I tak

wreszcie przyszedłem tu taj, do Hamburga, m a­

(6)

jąc nadzieję otrzym ania p racy u jakiegoś k u p ­ ca w tym mieście handlowym. Ale wszystkie poszukiwania były, jak dotąd darem ne”.

W spółczująca niew iasta słuchała tego opowia­

dania, w yrażając jednocześnie serdeczne ubo­

lewanie z powodu trudności życia tego młode­

go człowieka. Tymczasem ten dodał: „Tak, Bóg wziął mnie do tru dn ej szkoły, lecz On mnie jeszcze nigdy nie opuścił. Nie chcę być niecier­

pliwy, i nie chcę szemrać, gdyż nie chcę grze­

szyć przeciwko Bogu. Wiem i wierzę, że On mi w końcu pomoże”.

Ta ufność N eum arka ku Bogu m iała być jed­

nak jeszcze w ystaw iona na ciężką próbę. Popa­

dał bowiem w coraz większą biedę, aż wreszcie, ponieważ był już winien jednego talara za ko­

morne, a nie m iał na to pieniędzy, nie widział innego sposobu zdobycia potrzebnej sumy, jak oddanie w zastaw swej ukochanej wiolonczeli.

W jednej z wąskich uliczek, które prow a­

dziły do portu, m iał swój sklep tandeciarz Na­

tan Hirsz. Tam poszedł ze swoim instrum entem ten biedny, m łody człowiek. Był już wieczór.

„Co będę robić z takim i wielkimi skrzypca­

mi?” — rozumował głośno Hirsz.

N eum ark pragnął otrzym ać dwa talary, i przyrzekł trzy wypłacić, gdy będzie w stanie instrum ent znów wykupić.

„Co? Dwa ta la ry za ten kaw ałek drzewa, k tó ­ ry jest ledwie grosze w art?”

„Słuchajcie” — mówił N eum ark — „całych pięć lat oszczędzałem cent za centem. Pięć lat często głód cierpiałem, żeby mieć pięć talarów na kupno tego instrum entu. Bądźcie ta k dobrzy i dajcie mi te dwa talary. Jest to cały mój ziemski dobytek. Śmiem powiedzieć, że w nim jest m oja dusza”.

„Ale co ja będę robić z waszą duszą?” — za­

drw ił tandeciarz. „Ale niech tam będzie, dam wam półtora ta la ra ”.

Z ciężkim sercem m usiał i to N eum ark ścier- pieć. Ju ż chciał wyjść, ale jeszcze raz spojrzał ze łzami na swój instrum ent. Nie mógł się z nim rozłączyć, był m u przecież tak często, w sm ut­

nych chwilach, jedyną pociechą. Podbiegł do wiolonczeli, uchwycił ją i poprosił o pozwolenie zagrania na niej jeszcze raz. Usiadłszy na sta­

rej skrzyni w sklepie, począł grać, i to tak, że az handlarz był wzruszony. N astępnie Neu- m ark zaśpiewał do melodii własnego układu kilka zw rotek z pieśni: „Już dosyć, więc weźmij Panie ducha mego...”

Wreszcie skończył. Postaw ił in strum ent ostrożnie w kącie sklepu, i ze sm utkiem wy­

szedł.

„A więc do czternastu dni, jeśli do tego czasu tego nie wykupicie, będzie ten zastaw mój!” — zawołał za nim Hirsz.

Tymczasem przed sklepem stał jakiś męż­

czyzna, k tó ry ze zdziwieniem i ciekawością przysłuchiwał się muzyce, dochodzącej z w nę­

trza.

„Czy to P a n ” •— zwrócił się do N eum arka —

„śpiewał tę w spaniałą pieśń, która przeniknę­

ła do m ej duszy? Dam chętnie guldena za jej odpis”.

„Dobrze, bardzo chętnie, proszę przyjść do mnie ju tro ran o ” — odparł N eum ark, i podał nieznajom em u swój adres.

Człowiek ten — jak się okazało — był słu­

żącym szwedzkiego posła, barona von Rosen- kranza. Opowiedział swemu panu o ubogim poecie, a gdy w krótce potem zwolniła się w po­

selstwie posada pisarza, został zaangażowany na nią w łaśnie N eum ark. Teraz już bieda skoń­

czyła się. G dy potrzeba była największa, pomoc Boża okazała się najbliższa.

Pierw szą rzeczą było w ykupienie ulubionej wiolonczeli. Z radością i jakby z triumfem, przyniósł ją znowu do swej izdebki, a zawoław­

szy ową dozorczynię domu i wszystkich sąsia­

dów na górę do siebie, począł grać i śpiewać znaną i śpiew aną do dziś pieśń, zaczynającą się od słów: K to los swój oddał w ręce Boga, Kto w Nim nadzieję złożył swą...*)

W pew nym momencie śpiew ak zatrzym ał się, gdyż głos m u się załam ał od wewnętrznego wzruszenia, a łzy spływ ały po policzkach. Słu­

chający go, byli głęboko wzruszeni. Dozorczyni nie mogła się powstrzymać, żeby nie zapytać:

„Mój drogi panie, to jest w tej chwili zupeł­

nie tak, jakbyśm y w kościele siedzieli i odpra­

wiali nabożeństwo. Ale skądże pan ma tę pięk­

ną pieśń, jeśli mi wolno zapytać? Znam prze­

cież nasz śpiew nik zupełnie dobrze, ale tej pieśni jeszcze nigdy nie czytałam, ani nie śpie­

w ałam ”. Georg N eum ark odpowiedział: „Bóg dotknął stru n serca mego, i ja to ułożyłem, a zaśpiewałem tak, jak to głęboko przeżyłem. Je­

mu, K tóry mi pomagał przez całe życie, Który m nie w niejdnej biedzie dopomógł, Jem u, mo­

jem u w iernem u Bogu i Ojcu w niebie, Jemu ku czci i chw ale układam i śpiewam to. Lecz słuchajcie dalej, i znów rozległy się tony wio­

lonczeli i popłynęły słowa trzech jeszcze zwro­

tek tego świadectwa wiary...

Taka jest historia jednej z najpiękniejszych naszych pieśni duchowych. Zrodziła się z wia­

ry, jak wiele innych, w doświadczonym ciężką nędzą i przez w iarę wypróbowanym sercu. Jest to testam ent skromnego śpiewaka, który teraz jeszcze tą pieśnią do nas mówi, jakkolwiek już dawno zmarł.

Gustaw Jasiok

„Jak Bóg chce” — powiedział N eum ark i ---

wyszedł. W sercu jego chciał zagościć mrok. *) w

„Ś p iew n ik u P ie lg r zy m a “ p leśń nr 342.

(7)

Z O S I A - P R A C Z K A

(dokończenie) Dziwni święci. Jak to dobrze mieć Boga nad

nami, wokół nas i w nas; to daje chłód w le- cie, a ciepło w zimie. Nie muszę koniecznie chodzić na zebrania ewangelizacyjne, by się ogrzać i odświeżyć. J a przyjm uję Jezusa w całej Jego hojności; On jest m oją obfitością, moim uświęceniem.

Są tacy święci, z którym i nie można w y­

trzym ać. W kościele są aniołami, a w domu są diabłami. Jest różnica między kościielnictwem a chrześcijaństwem . N iektórzy są sam ą słody­

czą w kościele, a okropną goryczą w domu.

Ja jestem za tym, aby chrześcijaństw o było w domu.

Wszyscy chrześcijanie m ają być słodkimi, jak owoce zagotowane n a kompot; m ają być niejako ,,zagotowani” w Jezusie. Ale są tacy, co zdają się być tak kwaśni, jakby w padli do octu.

Jedynym środkiem, aby uzyskać praw dzi­

we życie na codzień, jest codzienne obumiera-, nie. Musimy dzień w dzień um ierać i brać u- dział w e w łasnym pogrzebie. N ajpierw trzeba umrzeć złemu „ ja “, a potem dobrem u „ja".

Im prędzej, tym lepiej. Byłam n a moim po­

grzebie i w róciłam zdrowa z cm entarza do do­

mu. Zostałam położona w grobie, ale pow sta­

łam z grobu. Teraz żyję życiem zm artw ych­

w stania.

Pew ien człowiek powiedział mi: „Nie ma życia pozagrobowego”. — ,,Ałe jest cudowna teraźniejszość” — odparłam, „jeżeli będziesz służył Jezusow i” .

„Co w olałabyś” — zapytał dalej — „obar­

czone sumienie i równocześnie m ilion dola­

rów, czy czyste sumienie i nędzę?”

„Jestem szczęśliwa, że m am czyste sum ienie a równocześnie jestem córką m ilionera” —, odrzekłam. Jest to lepsze niż posiadać milion, o który trzeba się troszczyć i lękać. A tak więc mówię Ojcu: Ojcze, potrzebuję tego i tego.

Często moja portm onetka jest pusta, ale ser­

ce pełne szczęścia, a mój Ojciec jest nieskoń­

czenie bogaty.

Są chrześcijanie podobni do dzieci, co pła­

czą już na widok kija. Tacy chrześcijanie od­

rzucają ufność, gdy nadchodzą trudności. Są to chrześcijanie deszczowi, chm urni, których oczy stale są pełne łez.

Ja staram się zawsze o promienie słonecz­

ne. Jeżeli mamy błyszczeć, to m usim y Jezu ­ sowi pozwolić, aby oświecił nasze serce. Mło­

de dziewczęta w domach, w których pracuję, czasem m aw iają: „Oto przychodzi prom y czek;

Zosiu, daj nam jedno z twoich A lleluja”.

*

Pokuszenia. N aturalnie diabeł też mnie pró­

buje, przecież doświadczał Hioba. Bóg ogrodził Hioba płotem, poza który szatanowi nie wolno

było przystąpić, mimo jego prób. Szatan ma także pozwolenie na doświadczanie Zosi. Ale

kiedy do mnie przychodzi, to wołam do P ana Jezusa, aby się z nim załatwił.

„Panie Jezu ” — mówię — „daj m u odpo­

wiedź; ten stary łotr jest u drzwi. Ty wiess lepiej, co m u powiedzieć” .

On próbuje m i wręczyć swą wizytówkę, ale ja jej nie przyjm uję. Wiecie, że zapowiedzią jego odwiedzin je st przygnębienie. Więc precz z depresją. Dziś tak o cukrow ali diabła, że się go nie poznaje, ale on jest zawsze ten sam.' Jego obietnice, to bańki mydlane, nadęte ale

puste. , i ,

Niekiedy przychodzi i mówi: „Zosiu, jak się masz? Ja k się czujesz?” A ja odpowiadam:

„Wynoś się! nie żyję uczuciam i i nie m am nic z nim i do czynienia, ja chodzę w iarą” .

W ten sposób otrzym uję skrzydła orła. Bóg daje mi skrzydła i szybuję wysoko nad dia­

błem; potem dodaje m i koła, abym szybko od­

jechała. To jest mój pojazd, z którego nigdy nie mogę zlecieć, zawsze się wznoszę w górę.

*

Prowadzenie. Pewnego dnia rzekłam : „Oj­

cze, tego wieczora nie m am zaproszenia na żadne zebranie, ale Ty znasz, mój adres. Je­

żeli m nie będziesz potrzebował, poślij po m nie". Kiedy przyszłam do domu, na stole leżało zaproszenie do Brooklinu. Zaraz, się przebrałam i poszłam.

Kiedy przybyłam do Brooklinu, zapomnia­

łam adresu. Stanęłam i modliłam się: „Ojcze, z powodu mej osłabionej pam ięci zapomnia­

łam adresu tego zgromadzenia. Cały dzień ciężko pracowałam, nie mogę w racać do domu po ten adres. Ty go znasz, proszę przypomnij mi go”.

Ojciec zapewne uśm iechnął się, kiedy wi­

dział mnie w takim zakłopotaniu, ale nieba­

wem powiedział: „Dziecko, jest najpierw plac, a potem ulica w lewo” . Podziękowałam i po­

szłam.

M am Boga, z K tórym mogę mówić i p a u li­

cy, nie tylko w zebraniach. On jest Bogiem na codzień, nie tylko od niedzieli.

Pew ien Włoch zapytał mnie: „Dlaczego nie macie obrazów Boga w kościele?” — „Ja mam Boga w sercu” — odparłam — „a to jest le­

piej niż na ścianie. Wasze obrazy święte nie mogą w ysłuchać modlitw, ale mój Bóg, K tóry mieszka w m ym sercu, to czyni” .

K ażdy ma swego bożka, dla jednego są to ubrania, dla innego — jego brzuch, inni siebie robią bogami, którym służą, ale to nie jest ży­

wy Bóg. Ja m am żywego Boga, K tóry we mnie mieszka. Bracie, człowiek bez Ducha Świętego jest chodzącym trupem .

Po zebraniu zaprosiła mnie pew na pani do siebie i rzekła: „Zosiu m usi pani być zmęczo­

na, napij się trochę wina, jest ono domowego

w yrobu”.

(8)

„Nie, dziękuję” — odrzekłam — „diabły sfabrykowane w domu, są tak samo niebez­

pieczne, jak te inne. M usimy mieć się na bacz­

ności. P ijaka pilnuje jeden policjant. Ale na chrześcijanina, w racającego z kościoła patrzy cały tuzin ludzi”.

Pewnego dnia pytała m nie jedna z praco­

dawczym „Zosiu, gdzie pani była wczoraj?

Czy byłaś na połowie?”

„Tak” — odrzekłam — „byłam w kopalni diam entów ” , tak nazyw am dzielnicę chińską.

Tam leży wiele nie oszlifowanych diamentów, które można przygotować dla Jezusa. Tam do- drze się łowi, zebrania trw ają do północy. Za dnia pracuję dla siebie, a w nocy dla Pana.

Od trzydziestu lat w ykorzystuję każdą spo­

sobność, aby świadczyć.

*

Chłopcy. W naszej dzielnicy wszyscy mnie znają. Chłopcy wołają: „Mamusiu, masz dla nas kaw ę?” — „Owszem, ale po kawie pój­

dziecie ze m ną na zebranie” . — Przychodzą, choć wszyscy zasypiają. Ale jeden mówi:

>,Gdy Zosia będzie mówić, obudź m nie” , — a gdy w staję, aby złożyć świadectwo, jeden drugiego szturcha łokciem. Oni mnie chcą sły­

szeć, gdyż wiedzą, że ich kocham. J a m iłuję wszystkich ludzi, nie dlatego, żeby byli godni miłości, ale ponieważ ich P an Jezus m iłuje.

Idę nieraz do gospód zapraszać ludzi. Muszę powiedzieć, że chrześcijanie nie um ieją robić reklam y. Lokale publiczne są oświetlone n a j­

silniejszym i żarówkam i a nasze sale zebrań są ciemne. Ludzie tego św iata wiedzą, co ludzi ciągnie.

„Ja też p rzy jd ę” — mówił pew ien zapro­

szony restau rato r — „ale przyniosę lodówkę, aby was ochłodzić”.

„Jak pan chce, ale jak pan pojedzie do pie­

kła, to lodówki nie zabierze pan ze sobą”.

„Ja mogę rzeczywiście świadczyć każdemu, dlaczegoby nie? Jezus rzekł: „Głoście Ew an­

gelię wszelkiemu stw orzeniu” (Marek 16,15).

Nie możemy zbłądzić. Żli ludzie rozpowszech­

niają wiadomość, żem naw et przem aw iała do Indianina, wyrzeźbionego z drzewa, służącego za ozdobę w pew nym sklepie. Może być, moje oczy są już słabe; ale gorzej jest być takim drew nianym chrześcijaninien, którym nikom u nic nie mówi o Jezusie. Szatan też m a iswoich pracowników, którzy dla niego p racują i nie wstydzą się mówić z ludźmi, dlaczego ja m ia­

łabym się bać?

*

Zaczepiona. Pew nej nocy w racałam z ze­

brania do domu. Na ulicy zaczepił m nie jakiś mężczyzna z papierosem w zębach: „N ajdroż­

sza, czy mogę cię odprowadzić?”

„Nie” — odparłam — „Jezus jest ze mną i On mi w ystarczy” .

,,Proszę mi wybaczyć, pani nie jest osobą, o której m yślałem ”.

„Ale pan jest tym człowiekiem, którego nazwisko jest zapisane w m ojej książce” .

„Moje nazwisko w pani książce? Jak to możliwe?”

W yciągnęłam Biblię, a on zaciągnął się pa­

pierosem. „Pańskie nazwisko jest grzesznik.

P an jest zgubiony i idzie na miejsce, gdzie jest pełno dym u. „A dym m ęki ich w stępuje na w ieki w ieków” (Obj. 14,11). Przeprosił mnie, i chciał odejść. „Pow inien pan śpieszyć się, aby szukać zbaw ienia” .

„Proszę m i w ybaczyć” — rzekł i wręczył mi dolara na biednych. Rano o trzeciej wróciłam do domu, ugotowałam sobie herb aty i wda­

łam się w rozmowę z Jezusem i w ty m towa­

rzystw ie zapomniałam o śnie. Nagle zawoła­

łam: „Panie, teraz czas na mnie, aby się po­

łożyć; muszę dziś w yprać siedem balii”.

Gdy popatrzyłam na zegarek, była szósta.

P an nigdy nie idzie n a spoczynek, dlaczego nie m iałabym raz dla Niego n ie czuwać? Rzekłam Mu: „Panie, nie pójdę już spać, ale daj m i —■

proszę — coś na drogę” ; otrzym ałam Słowo:

„Póki będą trw ać dni twoje, słynąć będzie moc tw oja” (5 Mojż 35,25) i: „Pierzem Swym okryje cię” (Psalm 91,4).

Przyjaciele mówią: „Zosiu, świeca życia pani pali Się z obydwóch końców naraz. A to jest dwa razy szybciej, niż u innych“. — Ja o tym wiem, ale jeden koniec jest wieczny, i dlate­

go się tym nie m artw ię” . Z pieśnią na ustach poszłam do pracy.

*

M isjonarz. Znałam człowieka, który pragnął głosić Ewangelię w Afryce. Był pełen Ducha i miłości dla dusz, ale zarząd tow arzystw a m i­

syjnego orzekł, że jest za sta ry a do tego brak funduszów. Pan rzekł mi: „Zosiu, zrób to, cze­

go zarząd nie chce zrobić. J a postaram się o to, że więcej zarobisz. Kiedy zarząd nie ma moż^

liwości, to tw oja tara to zrobi. W tej starej desce są u kry te pieniądze” .

Ten b rat pracuje teraz, jako misjonarz z błogosławieństwiem i od lat prowadzi zbór.

Po pew nym czasie rzekł mi Pan: „Misjonarz potrzebuje harm onium , a nie ma żadnego to­

w arzystw a misyjnego za sobą, a tylko twoją tarę. Ja postaram ci się o trzydzieści dni pra­

cy, a ty m u kupisz harm onium “.

Tak jak Pan powiedział, zrobiłam, a kiedy

„gram na fortepianie” (piorę), to myślę o mis­

jonarzu, że on gra na harm onium . Kiedy jes­

tem zmęczona, to myślę o radości, jaką będą m ieli M urzyni, słysząc harmonium. Zresztą ja k b ra t Paw eł mówił: „P an niebawem przyj­

dzie w mocy i w chwale, a m y zostaniemy pochw yceni” (1 Tess. 4,16). A w tedy patrz bracie, aby tw a dłoń spoczywała na ram ieniu jakiegoś grzesznika, którego zabierzesz ze sobą.

T łu m a czy ł S. L ip iń sk i

(9)

O pow ie śc i Tomasza

Mój Mistrz uzdrawia

Tego cudu, dokonanego przez Mistrza, nie zapom nim y nigdy, ty m bardziej, że w yw ołał on tyle sprzecznych opinii. A było to tak. Opusz­

czaliśmy właśnie świątynię w Jerozolimie, gdy zatrzym ał nas w idok człowieka ślepego, i to ślepego od urodzenia.

„Mistrzu! któż zgrzeszył, ten czyli rodzice jego, iż się ślepym narodził?“ — zapytał jeden z uczniów.

„Ani ten zgrzeszył, ani rodzice jego“ — od­

powiedział nasz Mistrz, „ale żeby się okazały sprawy Boże na nim. Jać m uszę sprawować sprawy Onego, który Mię posłał, pokąd dzień jest; przychodzi noc, gdy żaden nie będzie mógł nic sprawować. Pókim jest na świecie, jestem światłością świata.“

Rzekłszy te słowa, pochylił się, splunął na ziemię, a potem palcami zrobił nieco błota i po­

mazał nim oczy ślepego.

„Idź, u m y j się w sadzawce Syloe“ — rozka­

zał m u i spokojnie odwróciwszy się, poszedł da­

lej.

Śledziliśm y w zrokiem tego ślepego, jak po omacku posuwał się w kierunku sadzawki, w re­

szcie jednak poszliśm y w ślad za naszym M i­

strzem. To było w szystko, co w iedzieliśm y 0 ty m zdarzeniu, ale później usłyszeliśm y w ię­

cej.

Okazało się, że mąż ów istotnie dotarł do sa­

dzawki Syloe, obm ył swoje oczy z błota, a gdy otworzył je potem, stwierdził, że w yraźnie w i­

dzi. Został m om entalnie uzdrowiony. Sądząc, że wiadomość o ty m sprawi w szystkim radość, po­

spieszył czym prędzej powiedzieć sw ym p rzy­

jaciołom i sąsiadom, iż przejrzał.

„Izali nie ten to jest, który siadał i żebrał?“

— zapytał ktoś, widząc go.

„Tak, to ten“ — zawołało kilku, którzy go znali bliżej.

„On jest tylko do niego podobny“ — zauwa­

żyli sceptycznie inni.

„Ja jestem n im “ — zawołał jednak uzdrowio- ny, stojąc pośród nich, spoglądając to na jed­

nego, to na drugiego.

„Jakoż są otworzone oczy twoje?“ — zapytał jeden z obecnych.

„Człowiek, którego zowią Jezusem, uczynił błoto i pom azawszy oczy moje rzekł mi: Idź do sadzawki Syloe i u m y j się; a tak odszedłszy 1 um yw szy się, przejrzałem “ — brzmiała pro­

sta odpowiedź tego człowieka.

„Gdzież on jest?“ — zapytał ktoś inny.

„Nie w iem “ — odpowiedział.

Po tych słowach zabrali go czym prędzej do Faryzeuszów, gdyż był to sabat. Ci zobaczyw­

szy go, również chcieli się dowiedzieć, jak się to w szystko stało.

„W łożył m i błota na oczy, i u m yłem się i w i­

dzę“ — spokojnie odpowiedział, stojąc przed Faryzeuszami.

ślepego od urodzenia

„Człowiek ten nie jest z Boga, bo nie strzeże sabatu“ — rzekł jeden z nich.

„Jakoż może człowiek grzeszny takowe cuda czynić?“ — zauw ażył inny.

Było rzeczą oczywistą, że na ty m tle wynikło pom iędzy nim i nieporozumienie. A by zakryć swe zakłopotanie, znow u zwrócili się do tego męża.

„Ty co m ów isz o nim , ponieważ otworzył oczy twoje?“ — zapytali.

,„Prorokiem jest“ — odparł, pilnie na nich patrząc.

Nie wierząc, że mają do czynienia z człowie­

kiem, który był ślepy, posłali po jego rodziców.

„Tenże jest syn wasz, o którym w y powiada­

cie, iż się ślepy narodził? jakoż w żdy teraz w i­

dzi?“ — zapytali ich.

„W iemy, że to jest syn nasz, i że się ślepy narodził“ — odpowiedział jego ojciec. „Lecz ja­

ko teraz widzi, nie w iem y, albo kto otworzył oczy jego, m y nie w iem y; mać lata, pytajcież go ,on sam o sobie powie.“

M ożna było w yraźnie odczuwać, że rodzice bali się Faryzeuszów i było to dla nich wielką ulgą, gdy ci zwrócili się ponownie do ich syna.

„Daj chwalę Bogu“ — krzyknął jeden z nich.

„Myć w iem y, iż ten człowiek jest grzeszny“.

„Jeśli grzeszny jest, nie w iem “ — odpowie­

dział uzdrowiony. „To tylko wiem, że będąc ślepym , teraz w idzę“.

„Cóż ci uczynił? Jakoż otworzył oczy tw o­

je?“ — dopytyw ał się gniewnie drugi.

„Jużemci wam powiedział, a nie słyszeliście, przeczże jeszcze słyszeć chcecie?“ — odparł.

„Izali i w y chcecie być uczniami Jego?“.

„Ty bądź uczniem Jego, m yśm y uczniami M ojżeszowym i“ — krzyknął jeden z Faryzeu­

szów. Było rzecązą widoczną, że gniew ich ogarnął.

„My w iem y, że Bóg do Mojżesza mówił, lecz ten, skądby był, nie w iem y.“

„Toć zaprawdę rzecz dziwna, że w y nie wie­

cie, skąd jest, a otworzył oczy m oje“ — od­

ważnie na to odparł uzdrowiony.

„A w iem y, że Bóg grzeszników nie w ysłu ­ chuje, ale jeśliby kto chwalcą Bożym był i wo­

lę Jego czynił, tego wysłuchuje. Od w ieku nie słyszano, aby kto otworzył oczy ślepo narodzo­

nego. Być Ten nie był od Boga, nie mógł by nic uczynić“ — ciągnął dalej z ogniem w oczach.

„Tyś się w szystek urodził w grzechach“ — krzyknęli i w ygnali go precz.

Gdy to, co zaszło, doszło do uszu naszego M i­

strza, postanowił pójść i odszukać tego człowie­

ka, a m y oczywiście poszliśm y za Nim. Dzień się ju ż nachylał, a na ziem ię kładły się długie cienie. W pew nej chwili zobaczyliśmy uzdro­

wionego męża, zdążającego w kierunku swego

domu. Gdy się do niego zbliżyliśm y, przystanął

(10)

i poczekał na nas. W oczach jego malowała się troska.

M istrz nasz podszedł wprost do niego, po­

łożył m u rękę na ramieniu i spojrzał m u prosto w oczy. W tedy człowiek ten uśmiechnął się, ja k­

by Go poznawał, choć nie m ogłem pojąć, w jaki sposób to było m ożliwe.

„W ierzysz- że ty w Syna Bożego“ — za­

pytał M istrz z powagą w głosie.

„A któż jest, Panie! abym W eń wierzył?“ — brzmiała pełna zdum ienia odpowiedź.

„I widziałeś Go, i który m ów i z tobą, On ci je st“ — rzekł Nauczyciel.

Przysłuchiwałem się tem u w szystkiem u, nie mogąc wprost tchu złapać. Jan, jak zauw aży­

łem, był jakby lekko zdziwiony. A ndrzej spo­

glądał na Niego w podziwie i zdum ieniu. W ie­

le razy dawał nam już M istrz do zrozumienia, że jest więcej aniżeli człowiekiem, teraz jednak całkiem wyraźnie powiedział, że jest Synem Bożym! W ty m momencie zauważyłem , że mąż, do którego m ów ił nasz Mistrz, chciał coś odpo­

wiedzieć, w napięciu więc czekałem na to, co też powie.

ŚW IATŁO Z CIENIA

Część II 19. Ofiara śniedna

„Gdyby też kto ofiarować chciał dar ofiary śniednej Panu, pszenna m ąka będzie ofiarą je­

go; i poleje ją oliw ą, i nakładzie na n ią ka­

dzidła“.

„I przyniesie ją do synów Aaronowych, kapła­

nów, a w eźm ie stąd pełną garść sw oją tej pszen­

nej mąki, i tej oliw y, ze w szystkim kadzidłem;

i zapali to kapłan na pam iątkę jej n a ołtarzu;

ofiara ognista jest ku w dzięcznej w onności Pa­

nu“ ;

„A le co zostanie od onej ofiary śniednej, Aronowi i synom jego będzie; n ajśw iętsza rzecz jest z ognistych ofiar Panu“.

„A jeślibyś też ofiarow ał dar ofiary śniednej w piecu pieczonej, niechże będzie z pszennej mąki placek przaśny zagnieciony w oliw ie, i krepie przaśne pomazane o liw ą“.

„Jeśliże zaś ofiarę śniedną sm ażoną w panwi ofiarować będziesz, niechże będzie z m ąki pszen­

nej zagniecionej w oliw ie, oprócz zakwaszenia".

„Połam iesz ją na kęsy, i polejesz ją oliwą;

ofiara to śniedna jest”.

„A jeśli ofiarę śniedną w kotle zgotowaną ofiarować będziesz, z m ąki pszennej z oliw ą będzie.

„I przyniesiesz ofiarę śniedną z tych rzeczy sprawioną Panu, i oddasz ją kapłanow i, a od­

niesie ją na ołtarz“.

„I w eźm ie kapłan z onej ofiary śniednej pa­

m iątkę jej, i zapali na ołtarzu; ofiara to ogni­

sta ku w dzięcznej w onności Panu“.

„A co pozostanie od onej ofiary śniednej, Aaronowi i synom jego będzie; najśw iętsza rzecz jest z ognistych ofiar Panu”.

„Wszelka ofiara śniedna, którą ofiarow ać bę­

dzie Panu, bez kwasu będzie; bo żadnego kwasu

„Wierzę Panie“ — zawołał głosem pew nym w którym brzmiała nuta trium fu, po czym padłszy na kolana, pokłonił Mu się.

Minęło kilka chwil zupełnej ciszy. Podświa­

domie wprost usunęliśm y się na bok, pozosta­

wiając sam na sam naszego Mistrza z uzdro­

w ionym ślepcem, oddającym pokłon Panu.

A stal tam S y n Boży, gdyż N im się nazwał.

A jeśli był Syn em Bożym , to godziło się odda­

wać Mu cześć Bożą. K tóż inny m ógłby otwo­

rzyć oczy ślepem u od urodzenia? Tylko Bóg.

Jeszcze nigdy nie odczułem w m ym sercu tak w ielkiej bojaźni przed Nim, jak właśnie wtedy.

Pomyśleć tylko — m ój M istrz — Synem Bo­

żym !

W ydaje się, że zdarzenie to miało miejsce już dawno, ale pozostaje ono wciąż wyraźnie w mo­

jej pamięci, chociaż, o dziwo, już nigdy więcej nie spotkałem tego męża, którem u m ój Mistrz darował wzrok. Jestem jednak pewien, że go gdzieś spotkam, słyszałem bowiem z jego ust to w yznanie, które pow tórzyłem i ja sam, i wie­

lu innych: „Panie! ja wierzę!“

H u m o c z y lJ . P ro w e r O s w o l d j . S m i t h

PRZYSZŁYCH DÓBR

„Z akon m a ją c cień przyszłych dóbr, a nie sam obraz rzeczy...“

„...praw dą je st ciało C h rystusow e“

Żyd. 10,1; Kol. 2,17

— Ofiary

i żadnego miodu n ie będzie zapalać na ofiarę ognistą Panu“.

„Tylko w ofiarach pierwiastek ofiarować to będziecie Panu; ale na ołtarz n ie będziecie ich kłaść ku w dzięcznej w onności“.

„Każdy dar ofiary tw ojej śniednej solą poso­

lisz, a n ie odejm iesz soli przymierza Boga tw o­

jego od ofiary tw ojej śniednej; przy każdej ofie­

rze tw ojej ofiarow ać będziesz sól“.

III Molż. 2, 1—13

Zadziw iający i pociągający obraz maluje nam P an Jezus, opowiadając o powrocie m ar­

notraw nego syna do domu i jego spotkaniu się z ojcem, k tó ry następnie zasiada z nim do bo­

gatego i obfitego stołu, z oczekującymi potra­

wami z tłustego cielęcia; tak położony został kres długiego i ciężkiego głodu, a rozpoczął się błogosławiony czas obfitości. Cóż za zdumie­

wająca przem iana: pow rót z dalekiej krainy do domu, od skąpego wyzyskiwacza, do szczo­

drobliwego, hojnego, kochającego, przebacza­

jącego ojca; zam iast świńskiego pokarmu —

„obfitość chleba”, zam iast gryzącej, beznadziej­

nej troski — zupełny pokój i pełna zadowole­

nia przyszłość, zupełne przyw rócenie dawnego, błogiego stanu.

P an Jezus nakreślił to nowe położenie i stan, mówiąc krótko: „i zaczęli się weselić”. Właśnie tę rzeczywistość widzieliśmy w obrazie ostat­

niej, rozpatryw anej ofiary: Ojciec w społecz­

ności ze Swoim przywróconym, m arnotraw ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Odpust zupełny mogą uzyskać wierni, któ- rzy wolni od wszelkiego grzechu, podejmą w Roku świętego Józefa następujące dzieła du- chowe: przez co najmniej

Klub Inteligencji Katolickiej w Bielsku-Białej zorganizował XXXIII Tydzień Kultury Chrześci- jańskiej, który się odbył w Bielsku-Białej od 14 do 20 października 2018

godz. prałat Stanisław Noga: „Chrze- ścijanin w świecie – Chrystus naszą drogą”, godz. 17:30 - wystawienie Najświętszego Sa- kramentu, adoracja, Sakrament Pojednania,

„Mówiąc bowiem o chrzcie, nie mamy na myśli tylko sakramentu chrześcijańskiej inicjacji przyję- tego przez pierwszego historycznego Władce Pol- ski, ale też wydarzenie,

Chociaż ogólnie można powie- dzieć, że powołaniem oraz misją wiernych świec- kich jest przemienianie różnych rzeczywistości ziemskich, aby wszelka działalność ludzka

w sprawie ustanowienia roku 2020 Rokiem Świętego Jana Pawła II 18 maja 2020 roku będziemy obchodzić stule- cie urodzin Karola Wojtyły, znanego światu jako Ojciec Święty Jan

Na ręce pani Prezes warszawskiego KIK zostały złożone listy gratulacyjne i podarunki z okazji 60-lecia Klubu Inteligencji Katolickiej przez Piotra Witkow- skiego

Inauguracja Nadzwyczajnego Roku Świętego Józefa Kaliskiego odbędzie się w sobotę, 2 grud- nia, w kaliskiej bazylice, którą papież Franciszek nazwał Narodowym Sanktuarium