CHRZEŚCIJANIN
E W A N G E L I A — Ż l f C I E C H R Z E Ś C I J A Ń S K I E — J E D N O Ś Ć — P O W T Ó R N E P R Z Y J Ś C I E C H R Y S T U S A
„Idźcie te d y i czyńcie uczniam i w s zy stk ie narody, chrzcząc je w im ię Ojca, i Syna, i Ducha Ś w iętego“.
Ew. Sw. M at. 28. 19
„A lbow iem nie w s ty d z ę się za E w angelię C hrystusa wą, pon iew aż je st mocą Bożą ku zbaw ien iu każdemu wierzącem u".
Rzym. 1, 1-6
Rok z a ło ż e n ia 1929 W arszaw a, sierp ie ń 1962 Nr 8
T reść n u m e ru : D w o ja k a m ia r a — o im io n ach Bożych — K to los sw ój od d al w ręce B oga — Z osia- P ra c z k a (dokończenie) — O pow ieści T om asza (Mój M istrz u z d ra w ia ślepego od u ro d ze
n ia) — Ś w ia tło z cienia p rzyszłych d ó b r (O fia ra śn ie d n a) — K ro n ik a.
D tu o j a k a m i a r a
„D w ojaki g w ich t i d w o ja ka m iara, to oboje o b rzydliw ością je st Panu”.
P rzyp. Sal. 20,10
W ustawodawstwie, które dał Bóg przez Moj
żesza ludowi Swojemu, aby nim rządził się w ziemi swojej, było zabronione używ anie dw oja
kich ciężarków przy wadze i dwojakiej m iary przy mierzeniu.
To jest obraz dla życia duchowego wierzących ludzi (ludu Nowego Testamentu). O tym , by ktoś chciał uchodzić za dziecię Boże, a przy tym używać niesprawiedliwej m iary czy wagi w rze
czach ziemskich, mówić nie chcę. Bo to jest niesprawiedliwość i nieprawość, „a niechaj od
stąpi wszelki od niesprawiedliwości, który mia
nuje imię Chrystusowe“.
Lecz stańm y na chwilkę przed Panem, a wejdźmy w samych siebie, i o ile nie jesteśm y ślepi, to ujrzym y dlaczego jest tyle niepraw oś
ci w nas,a przez to jesteśm y obrzydliwością P a
nu, jak nam to powyższy tekst mówi.
Prawo przykazania: „miłuj bliźniego swego, jako siebie samego“ musi być zastosowane w każdym względzie w naszym życiu, jeszcze w ię
cej w życiu społecznym wierzących między so
bą. Lecz cóż widzimy? O to jeden i drugi ma swoich wybranych, z którym i się „ c z u j e j e d n o “, n ie chcąc widzieć ich błędów lub grzechów, a przez, to n ie służąc im jakby nale
żało'. Od takich wybrańców przyjm uje się wszystko bez zastrzeżeń, ufa się im, choćby tego nie byli godni, a z drugiej strony m a się takich, do których chowa isię w sercu ciągłą nieufność, a co gorsza nie ukryw a się z tym i przed dru gimi, a tak i i c h i s e r c a z a t r u w a s i ę tym jadem nieufności i rozdwojenia.
Moi drodzy, cóż z tego wynika? Dwojaką miarą mierzymy!, a to j e s t o b r z y d l i w o- ś ci ą P a n u . Nie pomoże tu uspraw iedliw ia
nie się, że się „nie czuje jedno w duchu“ z tym innym. Bo to „czucie“, czy odczucie nie przy
chodzi z Boga, lecz w własnego ducha, a raczej
z duszy. Gdzie jest w iara i liczenie się z, Bogiem, tam to „odczuwanie“ nie istnieje. A powtóre, nas nie jednoczy stopień duchowego wzrostu, lecz jednoczy jedy nie
Krzyż Chrystusowy
Pod nim zaś w s z y s c y ś m y sobie równi, bo nam w s z y s t k i m nie dostaje chwały Bożej. A także zważmy, że przez j e d n ą ł a s k ę staliśm y się m iłym i Bogu. Zaś ważenie, mierzenie i sortowanie, a co gorsza sądzenie, zostawmy Bogu, jako jedynem u do tego upo
ważnionemu.
Raz przyjdzie dzień, który objawi kto i jak budował n a tym gruncie, którym jest Jezus C hrystus; ogień Boży to objawi, przełóż nie wzniecajmy własnego ognia, abyśmy się sami nie popalili. Pan sam ostatecznie zadecyduje kto jaki plon przyniósł, czy trzydziesty, sześćdzie
siąty czy stokrotny.
Nie sądźmy przed czasem, ażby Pan sam ob
jawił m yśli serc.
Widzę w duchu, jak przeciwnikowi udaje się zacienić przed oczyma naszym i chwałę Ew an
gelii Chrystusowej, zam iast radosnej wieści, podsunął nam to, co on sam czyni: oskarżenie braci, sądzenie, 'lekceważenie i wzgardę. Nie ja
koby chodziło mi o> moją, lub innego brata cześć i chwałę, niech m nie od tego Bóg uchowa, lecz czy nie należy uznać tego, co łaska Boża zdzia
łała pośród nas, że ona działa przez jednego i drugiego?
Zawsze na nowo brzmi mi w duchu głos anielski do pasterzy na polach Betlehem skich:
„a to wam będzie za znak“. Jeden znak i znamię
objawiło Niebo pasterzom, po którym poznać
mieli swojego Mesjasza: „Ujrzycie niemowlątko
u winione w pieluszki a położone w żłobie“. Cóż
prostszego i pospolitszego mogło być jako ten znak, którym aniołowie określili pasterzom Zbawiciela świata?
Czyż nie powiedział Pan Jezus pytającym Go, kiedy i jak przyjdzie Królestwo Boże: „Królest
wo Boże nie przyjdzie z spostrzeżeniem “, z czymś n a d z w y c z a j n y m . Czy nie dosta
teczny to obraz tego, w jak nieznacznej, mdłej, niedoskonałej i prostej postawie wzbudzone by
wa Królestwo Boże w sercach wierzących? Kto chce inaczej widzieć tę moc i cud Bożego zba
wienia przez Syna Człowieczego dokonanego, jak nie w tym obrazie niemowlęcia, uwinio- nego w pieluszki i położonego w żłobie, ten się łatwo pomylić może. Taki może łatwo latać pod obłokami, a nie widzieć tego, co P an n a tej zie
mi dla niego gotuje i pod nogi mu kładzie.
Nie oznacza to, że m am y zostać niemowlętami w Chrystusie i nie rosnąć do on ego „wzrostu męża doskonałego w Chrystusie“, lecz dla oka zewnętrznego pozostaje to m niej lub więcej ukryte i zawsze te n jeden znak tylko — n ie
mocy dziecięcia w żłobku, można oglądać. Do tego trzeba oka wiary, by dostrzec, co łaska Bo
ża czyni w jednym i drugim sercu, a tego nam tak brak.
Tak mało znam y się z tej strony ducha i w ia
ry, lecz raczej z zewnętrznego wyglądu, a wszystko co nie pochodzi z w iary jest grzechem.
Nie patrzysz-li na b rata czy siostrę okiem w ia
ry, zawsze n a nich coś dostrzeżesz, co zamąci i pofcala t w o j e serce.
Jeszcze jedno: Jakże niespraw iedliw ym i je
steśmy wobec drugich, podczas gdy dla samych siebie żądamy uwzględnienia, pobłażania, cierp
liwości, miłości, a dla drugich tego nie mamy, ani też tej samej m iary stosować nie chcemy.
Czy to nie zaślepienie?
Dwojaka miara lub waga jest dla Pana ob
rzydliwością, nie zapomnij o tym, gdy się nie
równo odnosisz do jednego i drugiego. Chcesz sprawiedliwie osądzić, postaw najprzód siebie pod ten sąd, jakim chcesz drugiego sądzić. Wi
dzisz coś na bracie, czy siostrze, proś Boga, by ciebie w tym względzie postaw ił w Swoim świetle, a w tedy z bojaźnią świętą i miłością praw dziw ą możesz napominać, strofować, a przyniesie to owoc ku chwale Bożej. Zacznijmy od siebie drodzy moi! W tedy zaś, gdy samych siebie zobaczymy, nie zlęknijm y się, lecz to nam ma posłużyć ku bojaźni, byśm y lekkomyśl
nie nie sądzili i nie odmawiali jedni drugich.
W spomnijmy na owych dwóch dłużników ze słów Jezusowych. Jeden w i n i e n Panu swojemu dziesięć tysięcy talentów, jest to suma niew y
płacalna, obraz każdego, grzesznika, ale gdy prosił Pana, to, m u dług ten odpuścił; lecz cóż czynił ów, którem u się łaska stała. Otóż znęca się nad współsługą, k tó ry m u by ł w inien s t o g r o s z y ; oto obraz w iny jednego wobec d ru giego. Czy ma isię nam stać, jak tam owemu słu
dze? (Mat. 18,23—35).
Bez karności, bez napom inania i strofowania nie urośniemy, lecz chciejmy rozróżnić, co jest postępować po Bożemu, a co po szatańsku; sza
tan to wielki mistrz w naśladow aniu i fałszo
waniu.
Pam iętajm y na Slow,ot Jezusa: „Jakim sądem sądzicie, takim sądzeni będziecie, a sąd bez miłosierdzia będzie temu, kto nie czynił miło
sierdzia. Jaką m iarą mierzycie, taką i wam od
mierzono będzie“.
Często się dziwimy, jak nas coś spotka i do
tknie, zapominamy, że to w łasny nasz sąd ob
rócił się na naszą głowę. Pam iętajm y, że Pan Bóg jest sprawiedliwy i w ierny względem swoich.
Przynieśm y więc podwójną miarę, tę niespra
wiedliwą, Panu pod Krzyż, prośm y Go o łaskę, by tam ę postaw ił tem u nie-błogosławieństwu,, któreśm y dotąd powodowali naszą lekkomyśl
nością, a ujrzym y Jego zwycięstwo, i moc, i chwałę pośród nas.
O IMIONACH BOŻYCH
Biblię — Pismo Święte zna i czyta każde dziecko Boże. Słowo Boże bowiem stało się dlań źródłem w iary, przez k tórą grzeszny człowiek u w i e r z y w s z y , że Jezus C hrystus um arł za grzechy wszystkich ludzi i że K rew Jego gładzi wszelki grzech („Oto B aranek Boży, k tó ry gładzi grzech św iata”), — uw ierzył też, że i jego własne grzechy są m u odpuszczone i zgładzone tak, iż i wspominane nie będą. A tak uwierzywszy i oczyszczony będąc od grze
chu, now y człowiek-dziecko Boże, karm i swe serce, posila w iarę — Słowem Bożym, jako na
pisano: „Nie samym chlebem żyć będzie czło
wiek, ale każdym Słowem, pochodzącym z ust Bożych”.
Jakże więc wdzięczni powinniśmy być Bogu, że Pismo Święte przetłum aczone zostało i na nasz język ojczysty! Dzięki temu, każdy z nas ma możność czytania i słuchania ze zrozumie
niem Słowa Bożego, i karm ienia się nim.
Przez działanie zaś Ducha Świętego, nieza
leżnie od zrozum ienia l i t e r y Słowa, dziec
ko Boże dostępuje rozumienia d u c h a Słowa Bożego, a niejednokrotnie i jakiegoś okrucha tych niezm iernych głębokości Bożej miłości, łaski i mądrości, w Piśmie Świętym podanych człowiekowi.
Zauważyć należy, iż imiona, a niejednokrot
nie i nazw y miejsc, które spotykam y w Biblii, zaw ierają same w sobie głęboką bardzo treść duchową, najw ierniej w yrażoną w języku ory
ginału.
Jak wiemy Pismo Święte składa się z ksiąg
pisanych pod natchnieniem Ducha Świętego.
Mężowie Boży, którzy zapisali o b j a w i o n e im Słowo Boże, ja k i dzieje miłości Bożej do ludzkości, pisali te księgi w języku hebrajskim i greckim, oraz niekiedy (w nielicznych w ypad
kach) w języku aram ajskim .
Wiedząc o pożytku duchowym, płynącym z poznania znaczenia (niektórych przynajm niej) pojęć i określeń użytych w Biblii, a w yrażo
nych w starożytnych językach, przystosow a
nych do oddania treści zjawisk n atu ry ducho
wej w sposób subtelny i dobitny zarazem, d ru kowaliśm y w swoim czasie szereg artykułów br. J. Mrózka, jun., poświęconych rozważaniom hebrajskiego tekstu dwóch pierwszych wierszy Biblii (Chrześcijanin, n r 3, 4, 5—6, 7—8/1949 i 1—2/1950).
*
Piszący te słowa, przy czytaniu pierwszych rozdziałów Pisma Świętego, użył kiedyś dla porównania tłum aczenia, Biblii w języku an
gielskim. Było to bardzo dobre i znane w yda
nie Dr C.I. Scofielda. Zwrócił wówczas w yjąt
kowo uwagę n a znajdujące się w tym w ydaniu przypisy. Odnosiły się one do znaczenia trzech pierwszych Imion Bożych, spośród wielu w y
mienionych w Biblii.
W ynikiem tego było takie przybliżenie się serca do Osoby i M ajestatu Bożego, i takie bo
gactwo przeżycia, że choć to była głęboka noc, chyba w pół do drugiej, czytający b ra t obudził siostrę-żonę, a gdy jej przeczytał, co mówi Pan, objaw iający Swe Imię, oboje klęknąwszy, wiel
bili i oddawali chwałę Panu, Bogu naszemu, i dziękowali, że ta k „jest dobry, albowiem na wieki miłosierdzie Jego”.
Przeżycie to było jakby stanięciem na brzegu oceanu, z realnym odczuciem jego niezmierzo
nej mocy i tajem niczej głębi; tak czuł się słaby człowiek, dotknąwszy wielkości mocy miłości i miłosierdzia Bożego, wyrażonego w Jego Imionach. A przecież zaledwie dotykam y tych Imion, trzech spośród wielu, wymienionych w Biblii, z których każde wyraża jakąś szczególną cechę Bożą.
*
Spróbujm y poznać więc znaczenie trzech, najbardziej może zasadniczych Imion Bożych.
Spotykam y się z Nimi, czytając już pierwsze trzy rozdziały Pism a Świętego. W ystępują one w następującej kolejności: BOG, PAN BÖG, PAN.
W pierwszym rozdziale Biblii czytam y o jed
nym tylko Imieniu: BÓG. W drugim rozdziale spotykam y następne Imię: PAN BÓG, a w trze
cim rozdziale w ystępuje trzecie Imię: PAN.
Przytoczone Imiona Boże, w polskim tekście Pisma Świętego brzmiące: BÓG, PAN BÓG, i PAN, w hebrajskim tekście Biblii, wyrażone są w sposób następujący:
ELOHIM — JAHWE 'ELOHIM — JAHWE
*
Pierwsze Słowa Biblii są następujące: „Na początku stw orzył Bóg” (I Mojż, 1, lj. Wymie
nione tu po raz pierwszy Imię Boże: BÓG,
w oryginale hebrajskim wyrażone jest słowem:
ELOHIM. Jest to pierw sze z trzech najbardziej zasadniczych Imion Bożych.
ELOHIM jest pojedyńczo-mnogą form ą rze
czownika EL, jak tw ierdzi Dr C. I. Scofield, oraz czasownika A 1 a h; podobnie referuje tę kw estię ks. A. Jankow ski: „jedni uważają je za oboczną form ę liczby mnogiej od „E L”, inni w yprow adzają od arabskiego ,,‘dläh“ — czcić”.
Słowo E L we wszystkich praw ie językach semickich jest używ ane dla oznaczenia pojęcia:
Bóg. Jako takie wchodzi też w skład wielu imion w łasnych na przykład: Izmael (hebr. Isz- m a-’el: Niech Bóg wysłucha), Melchizedech (hebr. M alki-sedeq: król [Bóg] mój jest spraw ie
dliwością).
Jakkolw iek etymologia tego słowa jest dotąd sporna, znaczenie określenia EL jest następu
jące: siła, moc, ten k tó ry jest mocny (jak po
daje Dr C. I. Scofield); być mocnym, przodo
wać (jak podaje ks. A. Jankowski).
N atom iast czasownik A 1 a h znaczy: przy
sięgać, związać się przysięgą. Mówi więc o w ier
ności (Dr C .I. Scofield); oznacza też: czcić (ks.
A. Jankowski).
Użyta w tym Im ieniu ELOHIM form a poje- dyńczo-mnoga wskazuje wyraźnie, że w Imie
niu: BÓG, zaw iera się praw da o TRZECH OSO
BACH BOŻYCH.
W yraźniej jeszcze w ystępuje ta praw da w w ierszu 26 tegoż pierwszego rozdziału Biblii.
Gdy tak więc przybliżam y się do tego Imie
nia, w sercu dziecka Bożego pow staje takie Je
go rozumienie:
WSZECHMOGĄCY, WIERNY, TRÓJJEDY
NY BÓG, STWORZYCIEL GODZIEN CZCI.
Popatrz, wspomnij! twój i mój BÓG (ELO
HIM), jest Wszechmogący, W ierny, Jeden w Trzech Osobach, Stworzyciel! Chwała, chwała Jemu!
Na zakończenie dodamy, że nasze polskie sło
wo „Bóg”, w niektórych innych miejscach Bi
blii określone jest słowem hebrajskim : EL lub ELAH, a więc bez użycia liczby mnogiej; jest to więc w yrażenie innej nieco cechy Osoby Bożej.
*
N astępnym z kolei Imieniem Bożym, które widzimy w Biblii, jest: J A H W E E L O H I M . Jak widzimy jest to Imię złożone, któ
rego drugą część już poznaliśmy; aby poznać pierwszą, otw orzym y to m iejsce Pisma, w któ
rym Bóg Sam oznajmia to Imię i tłum aczy Je
go znaczenie. W II księdze Mojżeszowej czyta
m y więc: „Tedy rzekł Bóg do Mojżesza: Będę, który Będę. I rzekł: Tak powiesz synom izrael
skim: Będę posłał mnie do w as” (3, 14).
Po raz pierwszy Bóg oznajmił człowiekowi Swe Imię, będące objawieniem samej Jego Isto
ty i tej cechy n a tu ry Bożej, która dla człowie
ka grzesznego najbardziej jest niezbędna. O ile
bowiem poznaliśmy już Imie Boże, jako
WSZECHMOCNEGO STWÓRCY, to obecnie
poznajemy Imię Jego, jako WIEKUISTEGO ZBAWICIELA. W tym bowiem charakterze ob
jawia się tu ta j Bóg. Komu bowiem objawił się w tym Im ieniu Pan, i to po raz pierwszy? Oz
najm ił je człowiekowi, którego w ybrał na to, aby objawił t o z b a w i c i e l s k i e Imię Boże zniewolonemu ludowi izraelskiem u i aby w y b a w i ł go w Imieniu Pana z niewoli;
Tylko cud wszechmocy mógł ocalić lud izra
elski i uczynić z niego wolny naród. I te n cud dokonał się jawnie, a Imię Boga-Zbawiciela, zo
stało objawione! JAHWE — Imię Jego.
Imię to w hebrajskim języku, wyrażone jest czterem a spółgłoskami: J H W H . Otoczone było Ono w Izraelu taką czcią, iż przez rygory
styczne w ypełnianie trzeciego przykazania („Nie bierz Im ienia P ana Boga twego nadarem no, bo się Pan mścić będzie na tym , któ ry Imię Jego nadarem no bierze”), nie wymawiali Ży
dzi tego Im ienia w ogóle, tak, iż sposób wyma
wiania jakby uległ zapomnieniu. Stąd spory między biblistam i na ten tem at, ale ścisłe ba
dania (potwierdzone starożytnym i, greckimi transkrypcjam i) pozwoliły ustalić, iż Imię to powinno się wymawiać: J A H W E . Rozpow
szechniony sposób wymawiania: J E H O W A, pow stał w X III w., i jest błędny.
Cóż jednak znaczy to Imię? W przytoczonym już wierszu z II ks. Mojżeszowej widzimy, że w przekładzie polskim tak nam podano Imię JAHWE: „BĘDĘ który BĘDĘ”, lub krócej:
„BĘDĘ”.
Tłumaczenie zaś angielskie brzmi: „JAM JEST, KTÓRYM JE S T ”. I jedno i drugie jest poprawne.
Podstawowe znaczenie tego słowa, pochodzą
cego od czasownika: h a v a h, lub jak poda
je ks. Janikowski: h d j a (h), (co znaczy:
b y ć , s t a w a ć s i ę ) znaczy mianowicie:
„ISTNIEJĄCY SAM PRZEZ SIĘ” lub inaczej:
JAM JEST, KTÓRYM JEST, PRZETO ŻEM ZAWSZE JEST. Użyta zaś w tym w ypadku for
m a pozwala tłumaczyć użyte określenie nie ty l
ko: „JAM JE S T ”, aie również: „BĘDĘ”. Przez połączenie tych znaczeń dochodzimy do nastę
pującego tłumaczenia: JAM JEST ISTNIEJĄCY SAM PRZEZ SIĘ, KTÓRY SAM OBJAWIA SIEBIE, jak podaje d r Scofield, a ks. Jankow ski tłum aczy tak: JA JESTEM (BĘDĘ), KTÓRY JESTEM (BĘDĘ); i ostatecznie tw ierdzi:
JHW H zatem oznacza: ON JEST, to znaczy:
JEST ZAWSZE.
Pozostawiając rozważania etymologiczne fa
chowcom, możemy dodać, że Im ię JAHWE w y
rażono w polskim przekładzie zawsze słowem:
PAN (podobnie jak i w angielskim: the LORD), natom iast Francuzi, z właściwą sobie językową subtelnością, określili je wyrazem: WIEKUISTY (1’ETERNELL), co raczej lepiej oddaje treść tego w yrazu hebrajskiego.
(Natomiast w Nowym Testamencie używ ają oni już określenia: „Seigneur", odpowiadające
go polskiemu słowu: Pan).
Słowo: PAN być może użyte zostało przez sugestię obyczaju żydowskiego, który powodo
wał, iż pobożny Żyd, czytający Pismo Święte, gdy napotkał Imię Boże: JHW H, nie m ając pra
wa go wymówić, czytał w ty m m iejscu A D O- N A J (liczba mnoga od ' a d ó n — p a n ; słowo to wyraża szacunek w odniesieniu do czło
wieka; w odniesieniu do Boga używane jest w liczbie mnogiej, podobnie jak w ELOHIM).
O statecznie więc w sercu dziecka Bożego, Imię JAHWE, a raczej Jego duchowa treść za
rysow uje się tak: JAM JEST ZBAWICIEL TWÓJ, KTÓRY BYŁEM (ZAWSZE), JESTEM I BĘDĘ (ZAWSZE)” ! Chwała PANU WIECZ
NIE ŻYJĄCEMU!
To pojedyncze Imię Boże (JAHWE), w połą
czeniu z innym i określeniami, tw orzy wielką ilość Imion złożonych, z których na pierwszym miejscu stoi Imię: JAHWE ELOHIM. Jest to trzecie Imię Boże, z trzech najbardziej zasadni
czych. W polskim przekładzie Biblii jest ono wyrażone słowami: PAN BÓG.
Ważne jest to, iż spotykam y w Biblii prze
jaw działania Bożego pod tym Imieniem, gdy czytamy: „Stw orzył tedy PAN BÓG człowieka z prochu ziemi i natchnął w oblicze jego dech żywota. I stał się człowiek duszą żyjącą” (I Mojż. 2, 7). A więc zarówno jako STWÓRCA, jak i jako WIEKUISTY ZBAWICIEL w ystępuje Bóg przy s t w o r z e n i u c z ł o w i e k a . Te dwie cechy (Imiona) Boże są właśnie czło
wiekowi tak bardzo potrzebne. Więcej — są niezbędne!
Można by powiedzieć, uważnie czytając Pis
mo Święte, że w tym Im ieniu „PAN BÓG”, ob
jaw ia się P an nasz tam, gdzie jest wyraźnie zaznaczony stosunek Boga do człowieka, a więc:
a) jako STWÓRCA (I Mojż. 2, 7— 15); b) jako faktyczny i duchow y a u to ry tet (I Mojż. 2, 16.
17); c) jako Ten, K tóry kształtuje i rządzi ziem
skim bytem ,1 Mojż. 2, 18—24; 3, 16— 19, 22 — 24); d) jako Ten, K tóry w ybawia człowieka od grzechu i skutków grzechu (I Mojż. 3, 7— 15, 21). Pod tym też Imieniem, Bóg w ystępuje i wobec Izraela: I Mojż. 24, 7 i 28, 13; II Mojż.
3, 15. 18; 4, 5; 5, 1; 7,6...; V Mojż. 1, 11. 21; 4, 1;
6, 3; 12, 1, i w wielu innych miejscach, aż do Izaj. 21, 17.
*
Ja k więc z tego pobieżnego i krótkiego roz
ważania widzimy, Bóg nasz objawia się zawsze w sposób celowy, a każdem u działaniu lub usto
sunkow aniu się do kogoś lub czegoś, odpowiada objawienie się szczególnej cechy Bożej, wyra
żonej w Imieniu.
Początkowo czytam y w Biblii o Bogu jako:
WSZECHMOGĄCYM' STWÓRCY, a jeszcze głębiej tłumacząc, widzimy tam WSZECHMO
GĄCEGO, TWORZĄCEGO TRÓJ JEDYNEGO BOGA (ELOHIM). Wówczas to następują akty tw orzenia nieba i ziemi, wraz z całkowitym ich urządzeniem (to jest stworzeniem kosmosu i ży
cia na ziemi); wówczas też w tym jeszcze cha
rakterze (ELOHIM), p o s t a n a w i a Bóg:
„...u c z y ń m y człowieka na wyobrażenie
n a s z e...” (I Mojż. 1, 26).
Ale aktu stw orzenia człowieka dokonuje już Bóg pod Imieniem: PAN BÓG (JAHWE ELO- HIM). T utaj bowiem obok Wszechmogącego STWÓRCY (ELOHIM), niezbędny jest człowie
kowi i ZBAWICIEL (JAHWE). Wiedział bo
wiem Bóg o dalszych dziejach człowieka, jego upadku i konieczności zbawienia. To właśnie PAN BÓG poszukuje pierw szych ludzi, gdy zgrzeszyli; to Bóg-Zbawiciel przekonuje ich o popełnionym grzechu i mówi o boleściach, bę
dących skutkiem grzechu. Ale też Bóg-Zbawi
ciel stw arza rozdział między Swoim stw orze
niem (człowiekiem) a przeciw nikiem Bożym (szatanem) i tenże PAN BÓG — ubiera upad
łych, grzesznych ludzi w skórę stworzenia, aby jego niew inna śmierć mogła przykryć nagość (grzech) człowieka.
Pod pojedynczym zaś, zbawicielskim Imie
niem JAHW E (PAN), po raz pierwszy w ystę
pu je Bóg, gdy w ybawia z niewoli egipskiej Swój lud w ybrany. Objawia Się WIEKUISTY ZBA
WICIEL Swemu ludowi i wskazuje na Siebie, jako Zbawiciela każdego, będącego w niewoli grzechu.
*
Pam iętajm y więc, gdy czytać będziemy S tary Testam ent, że słowo BÓG w polskim przekładzie mówi o TRÓJ JEDYNYM, WSZECHMOGĄCYM BOGU STWÓRCY, a w tekście hebrajskim na tym m iejscu w idnieje Imię: ELOHIM.
G dy zaś czytamy: PAN BÓG, wspomnijmy, że jest mowa o TRÓJ JEDYNYM, WSZECHMO
GĄCYM STWÓRCY, WIEKUISTYM BOGU ZBAWICIELU, a w tekście hebrajskim widnie
je tam Imię: JAHW E ELOHIM. '
A na koniec, gdy czytam y Imię Boże: PAN, wiedzmy, że mówi ono dla nas ta k wiele o J e zusie Chrystusie i tak bliskie jest sercu, bo zna
czy (twój): WIEKUISTY ZBAWICIEL, a w tek
ście hebrajskim w idnieje cudne słowo: JAHWE.
*
Chwała P anu naszemu; że jest tak bogaty w miłość ku nam, którą objawił nam w Jezusie Chrystusie, Synu Swoim, Zbawicielu naszym, przez Któregośmy odpuszczenie grzechów i ży
cie wieczne otrzym ali, a nie tylko to, ale i oso
biste z Nim obcowanie i pokarm dla życia w Jego Słowie. Przez Jego łaskę znajdujem y w Jego Słowie, które jest Duchem i Żywotem (Jan 6, 63) tyle potrzebnej nam pociechy i rado
ści (wraz z posileniem), a to przez, słabiutkie naw et dotknięcie tego cudownego Imienia:
BÓG — PAN — PAN BÓG.
Tak bowiem mówi Duch Święty: „...Jego Bo
ska moc wszystko co do żywota i do pobożności należy, darowała (nam) przez poznanie Tego, Który nas powołał przez sławę i przez cnotę”
(2 P iotra 1, 3).
Zaiste przez poznanie (przyjęcie) Jezusa Chrystusa, K tóry jest Słowem Bożym, darowa
ne nam jest w s z y s t k o , co potrzebne do życia i uświęcenia. Chwała Jemu! Amen.
brat Zdzisław
KTO LOS SW Ö J ODDAŁ W RĘCE BOGA...
Około 1650 roku żył w m izernej izdebce w Ham burgu, pew ien młody człowiek. Jego jedy
ną radością była wiolonczela, na której gryw ał po mistrzowsku; um iał także pisać piękne w ier
sze i śpiewać; sąsiedzi często przystaw ali i uważnie słuchali pod jego drzwiami, gdy przy akompaniamencie wiolonczeli śpiew ał swoje piękne pieśni.
Pewnego dnia m uzyka zamilkła, co zdziwiło dozorczynię domu, któ ra dla tego solidnego i grzecznego młodego człowieka, m iała wielki szacunek. W stąpiwszy do jego izdebki, zastała go siedzącego na stołeczku, z tw arzą ukrytą w dłoniach.
„Panie N eum ark” — powiedziała — „proszę mi nie brać za złe, że przeszkadzam, ale ponie
waż nie widzimy pana, a i nie słyszymy, więc zlękliśmy się, że może jest pan chory”.
„Chory to dzięki Bogu nie jestem ” — brzm ia
ła odpowiedź — „ale wczoraj i dziś jeszcze nic nie jadłem ” . To dla tej dobrej niew iasty wy
starczyło. W ybiegła z izby, w net powracając z obfitym posiłkiem.
K iedy pierw szy głód został zaspokojony, m u
siał ów młody człowiek odpowiedzieć na pyta
nia, którym i go ta kobieta z ciekawości i współ
czucia zasypała: kim właściwie jest? skąd po
chodzi? czym się zajm uje? czy jest muzykiem, i czy już nikogo z bliskich nie ma?
Opowiedział jej więc swoją historię. „Nazy
wam się Georg N eum ark. Pochodzę z Mühl
hausen w Turyngii. Moi rodzice nie żyją. Wy
rosłem w ubóstwie i nędzy, i musiałem często jeść swój chleb codzienny ze łzami. Jednak udało mi się, z Bożą i dobrych ludzi pomocą, studiować praw o w Królewcu, Lecz od tego czasu nie wiodło mi się szczęśliwie. W pożarze straciłem całe moje m ienie i nie mogłem zna
leźć posady, jakkolw iek bardzo się o nią w róż
nych miejscach starałem . Może nie nadaję się na praw nika, mam więcej z poety i muzyka w sobie. Jako człowiek pokoju, nie czuję się do
brze w atmosferze sporów i procesów. I tak
wreszcie przyszedłem tu taj, do Hamburga, m a
jąc nadzieję otrzym ania p racy u jakiegoś k u p ca w tym mieście handlowym. Ale wszystkie poszukiwania były, jak dotąd darem ne”.
W spółczująca niew iasta słuchała tego opowia
dania, w yrażając jednocześnie serdeczne ubo
lewanie z powodu trudności życia tego młode
go człowieka. Tymczasem ten dodał: „Tak, Bóg wziął mnie do tru dn ej szkoły, lecz On mnie jeszcze nigdy nie opuścił. Nie chcę być niecier
pliwy, i nie chcę szemrać, gdyż nie chcę grze
szyć przeciwko Bogu. Wiem i wierzę, że On mi w końcu pomoże”.
Ta ufność N eum arka ku Bogu m iała być jed
nak jeszcze w ystaw iona na ciężką próbę. Popa
dał bowiem w coraz większą biedę, aż wreszcie, ponieważ był już winien jednego talara za ko
morne, a nie m iał na to pieniędzy, nie widział innego sposobu zdobycia potrzebnej sumy, jak oddanie w zastaw swej ukochanej wiolonczeli.
W jednej z wąskich uliczek, które prow a
dziły do portu, m iał swój sklep tandeciarz Na
tan Hirsz. Tam poszedł ze swoim instrum entem ten biedny, m łody człowiek. Był już wieczór.
„Co będę robić z takim i wielkimi skrzypca
mi?” — rozumował głośno Hirsz.
N eum ark pragnął otrzym ać dwa talary, i przyrzekł trzy wypłacić, gdy będzie w stanie instrum ent znów wykupić.
„Co? Dwa ta la ry za ten kaw ałek drzewa, k tó ry jest ledwie grosze w art?”
„Słuchajcie” — mówił N eum ark — „całych pięć lat oszczędzałem cent za centem. Pięć lat często głód cierpiałem, żeby mieć pięć talarów na kupno tego instrum entu. Bądźcie ta k dobrzy i dajcie mi te dwa talary. Jest to cały mój ziemski dobytek. Śmiem powiedzieć, że w nim jest m oja dusza”.
„Ale co ja będę robić z waszą duszą?” — za
drw ił tandeciarz. „Ale niech tam będzie, dam wam półtora ta la ra ”.
Z ciężkim sercem m usiał i to N eum ark ścier- pieć. Ju ż chciał wyjść, ale jeszcze raz spojrzał ze łzami na swój instrum ent. Nie mógł się z nim rozłączyć, był m u przecież tak często, w sm ut
nych chwilach, jedyną pociechą. Podbiegł do wiolonczeli, uchwycił ją i poprosił o pozwolenie zagrania na niej jeszcze raz. Usiadłszy na sta
rej skrzyni w sklepie, począł grać, i to tak, że az handlarz był wzruszony. N astępnie Neu- m ark zaśpiewał do melodii własnego układu kilka zw rotek z pieśni: „Już dosyć, więc weźmij Panie ducha mego...”
Wreszcie skończył. Postaw ił in strum ent ostrożnie w kącie sklepu, i ze sm utkiem wy
szedł.
„A więc do czternastu dni, jeśli do tego czasu tego nie wykupicie, będzie ten zastaw mój!” — zawołał za nim Hirsz.
Tymczasem przed sklepem stał jakiś męż
czyzna, k tó ry ze zdziwieniem i ciekawością przysłuchiwał się muzyce, dochodzącej z w nę
trza.
„Czy to P a n ” •— zwrócił się do N eum arka —
„śpiewał tę w spaniałą pieśń, która przeniknę
ła do m ej duszy? Dam chętnie guldena za jej odpis”.
„Dobrze, bardzo chętnie, proszę przyjść do mnie ju tro ran o ” — odparł N eum ark, i podał nieznajom em u swój adres.
Człowiek ten — jak się okazało — był słu
żącym szwedzkiego posła, barona von Rosen- kranza. Opowiedział swemu panu o ubogim poecie, a gdy w krótce potem zwolniła się w po
selstwie posada pisarza, został zaangażowany na nią w łaśnie N eum ark. Teraz już bieda skoń
czyła się. G dy potrzeba była największa, pomoc Boża okazała się najbliższa.
Pierw szą rzeczą było w ykupienie ulubionej wiolonczeli. Z radością i jakby z triumfem, przyniósł ją znowu do swej izdebki, a zawoław
szy ową dozorczynię domu i wszystkich sąsia
dów na górę do siebie, począł grać i śpiewać znaną i śpiew aną do dziś pieśń, zaczynającą się od słów: K to los swój oddał w ręce Boga, Kto w Nim nadzieję złożył swą...*)
W pew nym momencie śpiew ak zatrzym ał się, gdyż głos m u się załam ał od wewnętrznego wzruszenia, a łzy spływ ały po policzkach. Słu
chający go, byli głęboko wzruszeni. Dozorczyni nie mogła się powstrzymać, żeby nie zapytać:
„Mój drogi panie, to jest w tej chwili zupeł
nie tak, jakbyśm y w kościele siedzieli i odpra
wiali nabożeństwo. Ale skądże pan ma tę pięk
ną pieśń, jeśli mi wolno zapytać? Znam prze
cież nasz śpiew nik zupełnie dobrze, ale tej pieśni jeszcze nigdy nie czytałam, ani nie śpie
w ałam ”. Georg N eum ark odpowiedział: „Bóg dotknął stru n serca mego, i ja to ułożyłem, a zaśpiewałem tak, jak to głęboko przeżyłem. Je
mu, K tóry mi pomagał przez całe życie, Który m nie w niejdnej biedzie dopomógł, Jem u, mo
jem u w iernem u Bogu i Ojcu w niebie, Jemu ku czci i chw ale układam i śpiewam to. Lecz słuchajcie dalej, i znów rozległy się tony wio
lonczeli i popłynęły słowa trzech jeszcze zwro
tek tego świadectwa wiary...
Taka jest historia jednej z najpiękniejszych naszych pieśni duchowych. Zrodziła się z wia
ry, jak wiele innych, w doświadczonym ciężką nędzą i przez w iarę wypróbowanym sercu. Jest to testam ent skromnego śpiewaka, który teraz jeszcze tą pieśnią do nas mówi, jakkolwiek już dawno zmarł.
Gustaw Jasiok
„Jak Bóg chce” — powiedział N eum ark i ---
wyszedł. W sercu jego chciał zagościć mrok. *) w
„Ś p iew n ik u P ie lg r zy m a “ p leśń nr 342.Z O S I A - P R A C Z K A
(dokończenie) Dziwni święci. Jak to dobrze mieć Boga nad
nami, wokół nas i w nas; to daje chłód w le- cie, a ciepło w zimie. Nie muszę koniecznie chodzić na zebrania ewangelizacyjne, by się ogrzać i odświeżyć. J a przyjm uję Jezusa w całej Jego hojności; On jest m oją obfitością, moim uświęceniem.
Są tacy święci, z którym i nie można w y
trzym ać. W kościele są aniołami, a w domu są diabłami. Jest różnica między kościielnictwem a chrześcijaństwem . N iektórzy są sam ą słody
czą w kościele, a okropną goryczą w domu.
Ja jestem za tym, aby chrześcijaństw o było w domu.
Wszyscy chrześcijanie m ają być słodkimi, jak owoce zagotowane n a kompot; m ają być niejako ,,zagotowani” w Jezusie. Ale są tacy, co zdają się być tak kwaśni, jakby w padli do octu.
Jedynym środkiem, aby uzyskać praw dzi
we życie na codzień, jest codzienne obumiera-, nie. Musimy dzień w dzień um ierać i brać u- dział w e w łasnym pogrzebie. N ajpierw trzeba umrzeć złemu „ ja “, a potem dobrem u „ja".
Im prędzej, tym lepiej. Byłam n a moim po
grzebie i w róciłam zdrowa z cm entarza do do
mu. Zostałam położona w grobie, ale pow sta
łam z grobu. Teraz żyję życiem zm artw ych
w stania.
Pew ien człowiek powiedział mi: „Nie ma życia pozagrobowego”. — ,,Ałe jest cudowna teraźniejszość” — odparłam, „jeżeli będziesz służył Jezusow i” .
„Co w olałabyś” — zapytał dalej — „obar
czone sumienie i równocześnie m ilion dola
rów, czy czyste sumienie i nędzę?”
„Jestem szczęśliwa, że m am czyste sum ienie a równocześnie jestem córką m ilionera” —, odrzekłam. Jest to lepsze niż posiadać milion, o który trzeba się troszczyć i lękać. A tak więc mówię Ojcu: Ojcze, potrzebuję tego i tego.
Często moja portm onetka jest pusta, ale ser
ce pełne szczęścia, a mój Ojciec jest nieskoń
czenie bogaty.
Są chrześcijanie podobni do dzieci, co pła
czą już na widok kija. Tacy chrześcijanie od
rzucają ufność, gdy nadchodzą trudności. Są to chrześcijanie deszczowi, chm urni, których oczy stale są pełne łez.
Ja staram się zawsze o promienie słonecz
ne. Jeżeli mamy błyszczeć, to m usim y Jezu sowi pozwolić, aby oświecił nasze serce. Mło
de dziewczęta w domach, w których pracuję, czasem m aw iają: „Oto przychodzi prom y czek;
Zosiu, daj nam jedno z twoich A lleluja”.
*
Pokuszenia. N aturalnie diabeł też mnie pró
buje, przecież doświadczał Hioba. Bóg ogrodził Hioba płotem, poza który szatanowi nie wolno
było przystąpić, mimo jego prób. Szatan ma także pozwolenie na doświadczanie Zosi. Ale
kiedy do mnie przychodzi, to wołam do P ana Jezusa, aby się z nim załatwił.
„Panie Jezu ” — mówię — „daj m u odpo
wiedź; ten stary łotr jest u drzwi. Ty wiess lepiej, co m u powiedzieć” .
On próbuje m i wręczyć swą wizytówkę, ale ja jej nie przyjm uję. Wiecie, że zapowiedzią jego odwiedzin je st przygnębienie. Więc precz z depresją. Dziś tak o cukrow ali diabła, że się go nie poznaje, ale on jest zawsze ten sam.' Jego obietnice, to bańki mydlane, nadęte ale
puste. , i ,
Niekiedy przychodzi i mówi: „Zosiu, jak się masz? Ja k się czujesz?” A ja odpowiadam:
„Wynoś się! nie żyję uczuciam i i nie m am nic z nim i do czynienia, ja chodzę w iarą” .
W ten sposób otrzym uję skrzydła orła. Bóg daje mi skrzydła i szybuję wysoko nad dia
błem; potem dodaje m i koła, abym szybko od
jechała. To jest mój pojazd, z którego nigdy nie mogę zlecieć, zawsze się wznoszę w górę.
*
Prowadzenie. Pewnego dnia rzekłam : „Oj
cze, tego wieczora nie m am zaproszenia na żadne zebranie, ale Ty znasz, mój adres. Je
żeli m nie będziesz potrzebował, poślij po m nie". Kiedy przyszłam do domu, na stole leżało zaproszenie do Brooklinu. Zaraz, się przebrałam i poszłam.
Kiedy przybyłam do Brooklinu, zapomnia
łam adresu. Stanęłam i modliłam się: „Ojcze, z powodu mej osłabionej pam ięci zapomnia
łam adresu tego zgromadzenia. Cały dzień ciężko pracowałam, nie mogę w racać do domu po ten adres. Ty go znasz, proszę przypomnij mi go”.
Ojciec zapewne uśm iechnął się, kiedy wi
dział mnie w takim zakłopotaniu, ale nieba
wem powiedział: „Dziecko, jest najpierw plac, a potem ulica w lewo” . Podziękowałam i po
szłam.
M am Boga, z K tórym mogę mówić i p a u li
cy, nie tylko w zebraniach. On jest Bogiem na codzień, nie tylko od niedzieli.
Pew ien Włoch zapytał mnie: „Dlaczego nie macie obrazów Boga w kościele?” — „Ja mam Boga w sercu” — odparłam — „a to jest le
piej niż na ścianie. Wasze obrazy święte nie mogą w ysłuchać modlitw, ale mój Bóg, K tóry mieszka w m ym sercu, to czyni” .
K ażdy ma swego bożka, dla jednego są to ubrania, dla innego — jego brzuch, inni siebie robią bogami, którym służą, ale to nie jest ży
wy Bóg. Ja m am żywego Boga, K tóry we mnie mieszka. Bracie, człowiek bez Ducha Świętego jest chodzącym trupem .
Po zebraniu zaprosiła mnie pew na pani do siebie i rzekła: „Zosiu m usi pani być zmęczo
na, napij się trochę wina, jest ono domowego
w yrobu”.
„Nie, dziękuję” — odrzekłam — „diabły sfabrykowane w domu, są tak samo niebez
pieczne, jak te inne. M usimy mieć się na bacz
ności. P ijaka pilnuje jeden policjant. Ale na chrześcijanina, w racającego z kościoła patrzy cały tuzin ludzi”.
Pewnego dnia pytała m nie jedna z praco
dawczym „Zosiu, gdzie pani była wczoraj?
Czy byłaś na połowie?”
„Tak” — odrzekłam — „byłam w kopalni diam entów ” , tak nazyw am dzielnicę chińską.
Tam leży wiele nie oszlifowanych diamentów, które można przygotować dla Jezusa. Tam do- drze się łowi, zebrania trw ają do północy. Za dnia pracuję dla siebie, a w nocy dla Pana.
Od trzydziestu lat w ykorzystuję każdą spo
sobność, aby świadczyć.
*
Chłopcy. W naszej dzielnicy wszyscy mnie znają. Chłopcy wołają: „Mamusiu, masz dla nas kaw ę?” — „Owszem, ale po kawie pój
dziecie ze m ną na zebranie” . — Przychodzą, choć wszyscy zasypiają. Ale jeden mówi:
>,Gdy Zosia będzie mówić, obudź m nie” , — a gdy w staję, aby złożyć świadectwo, jeden drugiego szturcha łokciem. Oni mnie chcą sły
szeć, gdyż wiedzą, że ich kocham. J a m iłuję wszystkich ludzi, nie dlatego, żeby byli godni miłości, ale ponieważ ich P an Jezus m iłuje.
Idę nieraz do gospód zapraszać ludzi. Muszę powiedzieć, że chrześcijanie nie um ieją robić reklam y. Lokale publiczne są oświetlone n a j
silniejszym i żarówkam i a nasze sale zebrań są ciemne. Ludzie tego św iata wiedzą, co ludzi ciągnie.
„Ja też p rzy jd ę” — mówił pew ien zapro
szony restau rato r — „ale przyniosę lodówkę, aby was ochłodzić”.
„Jak pan chce, ale jak pan pojedzie do pie
kła, to lodówki nie zabierze pan ze sobą”.
„Ja mogę rzeczywiście świadczyć każdemu, dlaczegoby nie? Jezus rzekł: „Głoście Ew an
gelię wszelkiemu stw orzeniu” (Marek 16,15).
Nie możemy zbłądzić. Żli ludzie rozpowszech
niają wiadomość, żem naw et przem aw iała do Indianina, wyrzeźbionego z drzewa, służącego za ozdobę w pew nym sklepie. Może być, moje oczy są już słabe; ale gorzej jest być takim drew nianym chrześcijaninien, którym nikom u nic nie mówi o Jezusie. Szatan też m a iswoich pracowników, którzy dla niego p racują i nie wstydzą się mówić z ludźmi, dlaczego ja m ia
łabym się bać?
*
Zaczepiona. Pew nej nocy w racałam z ze
brania do domu. Na ulicy zaczepił m nie jakiś mężczyzna z papierosem w zębach: „N ajdroż
sza, czy mogę cię odprowadzić?”
„Nie” — odparłam — „Jezus jest ze mną i On mi w ystarczy” .
,,Proszę mi wybaczyć, pani nie jest osobą, o której m yślałem ”.
„Ale pan jest tym człowiekiem, którego nazwisko jest zapisane w m ojej książce” .
„Moje nazwisko w pani książce? Jak to możliwe?”
W yciągnęłam Biblię, a on zaciągnął się pa
pierosem. „Pańskie nazwisko jest grzesznik.
P an jest zgubiony i idzie na miejsce, gdzie jest pełno dym u. „A dym m ęki ich w stępuje na w ieki w ieków” (Obj. 14,11). Przeprosił mnie, i chciał odejść. „Pow inien pan śpieszyć się, aby szukać zbaw ienia” .
„Proszę m i w ybaczyć” — rzekł i wręczył mi dolara na biednych. Rano o trzeciej wróciłam do domu, ugotowałam sobie herb aty i wda
łam się w rozmowę z Jezusem i w ty m towa
rzystw ie zapomniałam o śnie. Nagle zawoła
łam: „Panie, teraz czas na mnie, aby się po
łożyć; muszę dziś w yprać siedem balii”.
Gdy popatrzyłam na zegarek, była szósta.
P an nigdy nie idzie n a spoczynek, dlaczego nie m iałabym raz dla Niego n ie czuwać? Rzekłam Mu: „Panie, nie pójdę już spać, ale daj m i —■
proszę — coś na drogę” ; otrzym ałam Słowo:
„Póki będą trw ać dni twoje, słynąć będzie moc tw oja” (5 Mojż 35,25) i: „Pierzem Swym okryje cię” (Psalm 91,4).
Przyjaciele mówią: „Zosiu, świeca życia pani pali Się z obydwóch końców naraz. A to jest dwa razy szybciej, niż u innych“. — Ja o tym wiem, ale jeden koniec jest wieczny, i dlate
go się tym nie m artw ię” . Z pieśnią na ustach poszłam do pracy.
*
M isjonarz. Znałam człowieka, który pragnął głosić Ewangelię w Afryce. Był pełen Ducha i miłości dla dusz, ale zarząd tow arzystw a m i
syjnego orzekł, że jest za sta ry a do tego brak funduszów. Pan rzekł mi: „Zosiu, zrób to, cze
go zarząd nie chce zrobić. J a postaram się o to, że więcej zarobisz. Kiedy zarząd nie ma moż^
liwości, to tw oja tara to zrobi. W tej starej desce są u kry te pieniądze” .
Ten b rat pracuje teraz, jako misjonarz z błogosławieństwiem i od lat prowadzi zbór.
Po pew nym czasie rzekł mi Pan: „Misjonarz potrzebuje harm onium , a nie ma żadnego to
w arzystw a misyjnego za sobą, a tylko twoją tarę. Ja postaram ci się o trzydzieści dni pra
cy, a ty m u kupisz harm onium “.
Tak jak Pan powiedział, zrobiłam, a kiedy
„gram na fortepianie” (piorę), to myślę o mis
jonarzu, że on gra na harm onium . Kiedy jes
tem zmęczona, to myślę o radości, jaką będą m ieli M urzyni, słysząc harmonium. Zresztą ja k b ra t Paw eł mówił: „P an niebawem przyj
dzie w mocy i w chwale, a m y zostaniemy pochw yceni” (1 Tess. 4,16). A w tedy patrz bracie, aby tw a dłoń spoczywała na ram ieniu jakiegoś grzesznika, którego zabierzesz ze sobą.
T łu m a czy ł S. L ip iń sk i
O pow ie śc i Tomasza
Mój Mistrz uzdrawia
Tego cudu, dokonanego przez Mistrza, nie zapom nim y nigdy, ty m bardziej, że w yw ołał on tyle sprzecznych opinii. A było to tak. Opusz
czaliśmy właśnie świątynię w Jerozolimie, gdy zatrzym ał nas w idok człowieka ślepego, i to ślepego od urodzenia.
„Mistrzu! któż zgrzeszył, ten czyli rodzice jego, iż się ślepym narodził?“ — zapytał jeden z uczniów.
„Ani ten zgrzeszył, ani rodzice jego“ — od
powiedział nasz Mistrz, „ale żeby się okazały sprawy Boże na nim. Jać m uszę sprawować sprawy Onego, który Mię posłał, pokąd dzień jest; przychodzi noc, gdy żaden nie będzie mógł nic sprawować. Pókim jest na świecie, jestem światłością świata.“
Rzekłszy te słowa, pochylił się, splunął na ziemię, a potem palcami zrobił nieco błota i po
mazał nim oczy ślepego.
„Idź, u m y j się w sadzawce Syloe“ — rozka
zał m u i spokojnie odwróciwszy się, poszedł da
lej.
Śledziliśm y w zrokiem tego ślepego, jak po omacku posuwał się w kierunku sadzawki, w re
szcie jednak poszliśm y w ślad za naszym M i
strzem. To było w szystko, co w iedzieliśm y 0 ty m zdarzeniu, ale później usłyszeliśm y w ię
cej.
Okazało się, że mąż ów istotnie dotarł do sa
dzawki Syloe, obm ył swoje oczy z błota, a gdy otworzył je potem, stwierdził, że w yraźnie w i
dzi. Został m om entalnie uzdrowiony. Sądząc, że wiadomość o ty m sprawi w szystkim radość, po
spieszył czym prędzej powiedzieć sw ym p rzy
jaciołom i sąsiadom, iż przejrzał.
„Izali nie ten to jest, który siadał i żebrał?“
— zapytał ktoś, widząc go.
„Tak, to ten“ — zawołało kilku, którzy go znali bliżej.
„On jest tylko do niego podobny“ — zauwa
żyli sceptycznie inni.
„Ja jestem n im “ — zawołał jednak uzdrowio- ny, stojąc pośród nich, spoglądając to na jed
nego, to na drugiego.
„Jakoż są otworzone oczy twoje?“ — zapytał jeden z obecnych.
„Człowiek, którego zowią Jezusem, uczynił błoto i pom azawszy oczy moje rzekł mi: Idź do sadzawki Syloe i u m y j się; a tak odszedłszy 1 um yw szy się, przejrzałem “ — brzmiała pro
sta odpowiedź tego człowieka.
„Gdzież on jest?“ — zapytał ktoś inny.
„Nie w iem “ — odpowiedział.
Po tych słowach zabrali go czym prędzej do Faryzeuszów, gdyż był to sabat. Ci zobaczyw
szy go, również chcieli się dowiedzieć, jak się to w szystko stało.
„W łożył m i błota na oczy, i u m yłem się i w i
dzę“ — spokojnie odpowiedział, stojąc przed Faryzeuszami.
ślepego od urodzenia
„Człowiek ten nie jest z Boga, bo nie strzeże sabatu“ — rzekł jeden z nich.
„Jakoż może człowiek grzeszny takowe cuda czynić?“ — zauw ażył inny.
Było rzeczą oczywistą, że na ty m tle wynikło pom iędzy nim i nieporozumienie. A by zakryć swe zakłopotanie, znow u zwrócili się do tego męża.
„Ty co m ów isz o nim , ponieważ otworzył oczy twoje?“ — zapytali.
,„Prorokiem jest“ — odparł, pilnie na nich patrząc.
Nie wierząc, że mają do czynienia z człowie
kiem, który był ślepy, posłali po jego rodziców.
„Tenże jest syn wasz, o którym w y powiada
cie, iż się ślepy narodził? jakoż w żdy teraz w i
dzi?“ — zapytali ich.
„W iemy, że to jest syn nasz, i że się ślepy narodził“ — odpowiedział jego ojciec. „Lecz ja
ko teraz widzi, nie w iem y, albo kto otworzył oczy jego, m y nie w iem y; mać lata, pytajcież go ,on sam o sobie powie.“
M ożna było w yraźnie odczuwać, że rodzice bali się Faryzeuszów i było to dla nich wielką ulgą, gdy ci zwrócili się ponownie do ich syna.
„Daj chwalę Bogu“ — krzyknął jeden z nich.
„Myć w iem y, iż ten człowiek jest grzeszny“.
„Jeśli grzeszny jest, nie w iem “ — odpowie
dział uzdrowiony. „To tylko wiem, że będąc ślepym , teraz w idzę“.
„Cóż ci uczynił? Jakoż otworzył oczy tw o
je?“ — dopytyw ał się gniewnie drugi.
„Jużemci wam powiedział, a nie słyszeliście, przeczże jeszcze słyszeć chcecie?“ — odparł.
„Izali i w y chcecie być uczniami Jego?“.
„Ty bądź uczniem Jego, m yśm y uczniami M ojżeszowym i“ — krzyknął jeden z Faryzeu
szów. Było rzecązą widoczną, że gniew ich ogarnął.
„My w iem y, że Bóg do Mojżesza mówił, lecz ten, skądby był, nie w iem y.“
„Toć zaprawdę rzecz dziwna, że w y nie wie
cie, skąd jest, a otworzył oczy m oje“ — od
ważnie na to odparł uzdrowiony.
„A w iem y, że Bóg grzeszników nie w ysłu chuje, ale jeśliby kto chwalcą Bożym był i wo
lę Jego czynił, tego wysłuchuje. Od w ieku nie słyszano, aby kto otworzył oczy ślepo narodzo
nego. Być Ten nie był od Boga, nie mógł by nic uczynić“ — ciągnął dalej z ogniem w oczach.
„Tyś się w szystek urodził w grzechach“ — krzyknęli i w ygnali go precz.
Gdy to, co zaszło, doszło do uszu naszego M i
strza, postanowił pójść i odszukać tego człowie
ka, a m y oczywiście poszliśm y za Nim. Dzień się ju ż nachylał, a na ziem ię kładły się długie cienie. W pew nej chwili zobaczyliśmy uzdro
wionego męża, zdążającego w kierunku swego
domu. Gdy się do niego zbliżyliśm y, przystanął
i poczekał na nas. W oczach jego malowała się troska.
M istrz nasz podszedł wprost do niego, po
łożył m u rękę na ramieniu i spojrzał m u prosto w oczy. W tedy człowiek ten uśmiechnął się, ja k
by Go poznawał, choć nie m ogłem pojąć, w jaki sposób to było m ożliwe.
„W ierzysz- że ty w Syna Bożego“ — za
pytał M istrz z powagą w głosie.
„A któż jest, Panie! abym W eń wierzył?“ — brzmiała pełna zdum ienia odpowiedź.
„I widziałeś Go, i który m ów i z tobą, On ci je st“ — rzekł Nauczyciel.
Przysłuchiwałem się tem u w szystkiem u, nie mogąc wprost tchu złapać. Jan, jak zauw aży
łem, był jakby lekko zdziwiony. A ndrzej spo
glądał na Niego w podziwie i zdum ieniu. W ie
le razy dawał nam już M istrz do zrozumienia, że jest więcej aniżeli człowiekiem, teraz jednak całkiem wyraźnie powiedział, że jest Synem Bożym! W ty m momencie zauważyłem , że mąż, do którego m ów ił nasz Mistrz, chciał coś odpo
wiedzieć, w napięciu więc czekałem na to, co też powie.
ŚW IATŁO Z CIENIA
Część II 19. Ofiara śniedna
„Gdyby też kto ofiarować chciał dar ofiary śniednej Panu, pszenna m ąka będzie ofiarą je
go; i poleje ją oliw ą, i nakładzie na n ią ka
dzidła“.
„I przyniesie ją do synów Aaronowych, kapła
nów, a w eźm ie stąd pełną garść sw oją tej pszen
nej mąki, i tej oliw y, ze w szystkim kadzidłem;
i zapali to kapłan na pam iątkę jej n a ołtarzu;
ofiara ognista jest ku w dzięcznej w onności Pa
nu“ ;
„A le co zostanie od onej ofiary śniednej, Aronowi i synom jego będzie; n ajśw iętsza rzecz jest z ognistych ofiar Panu“.
„A jeślibyś też ofiarow ał dar ofiary śniednej w piecu pieczonej, niechże będzie z pszennej mąki placek przaśny zagnieciony w oliw ie, i krepie przaśne pomazane o liw ą“.
„Jeśliże zaś ofiarę śniedną sm ażoną w panwi ofiarować będziesz, niechże będzie z m ąki pszen
nej zagniecionej w oliw ie, oprócz zakwaszenia".
„Połam iesz ją na kęsy, i polejesz ją oliwą;
ofiara to śniedna jest”.
„A jeśli ofiarę śniedną w kotle zgotowaną ofiarować będziesz, z m ąki pszennej z oliw ą będzie.
„I przyniesiesz ofiarę śniedną z tych rzeczy sprawioną Panu, i oddasz ją kapłanow i, a od
niesie ją na ołtarz“.
„I w eźm ie kapłan z onej ofiary śniednej pa
m iątkę jej, i zapali na ołtarzu; ofiara to ogni
sta ku w dzięcznej w onności Panu“.
„A co pozostanie od onej ofiary śniednej, Aaronowi i synom jego będzie; najśw iętsza rzecz jest z ognistych ofiar Panu”.
„Wszelka ofiara śniedna, którą ofiarow ać bę
dzie Panu, bez kwasu będzie; bo żadnego kwasu
„Wierzę Panie“ — zawołał głosem pew nym w którym brzmiała nuta trium fu, po czym padłszy na kolana, pokłonił Mu się.
Minęło kilka chwil zupełnej ciszy. Podświa
domie wprost usunęliśm y się na bok, pozosta
wiając sam na sam naszego Mistrza z uzdro
w ionym ślepcem, oddającym pokłon Panu.
A stal tam S y n Boży, gdyż N im się nazwał.
A jeśli był Syn em Bożym , to godziło się odda
wać Mu cześć Bożą. K tóż inny m ógłby otwo
rzyć oczy ślepem u od urodzenia? Tylko Bóg.
Jeszcze nigdy nie odczułem w m ym sercu tak w ielkiej bojaźni przed Nim, jak właśnie wtedy.
Pomyśleć tylko — m ój M istrz — Synem Bo
żym !
W ydaje się, że zdarzenie to miało miejsce już dawno, ale pozostaje ono wciąż wyraźnie w mo
jej pamięci, chociaż, o dziwo, już nigdy więcej nie spotkałem tego męża, którem u m ój Mistrz darował wzrok. Jestem jednak pewien, że go gdzieś spotkam, słyszałem bowiem z jego ust to w yznanie, które pow tórzyłem i ja sam, i wie
lu innych: „Panie! ja wierzę!“
H u m o c z y lJ . P ro w e r O s w o l d j . S m i t h