Rodzina chrześdaóska
Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.
Wychodzi raz na tydzień w J/ie dzielę.
>Rodzina clirześciańskas kosztuje razem z »G órnoślązakiem « kw artalnie 1 m a r k ę 6 0 f e n . K to ch ce sam ą »R odzinę chrześciańską*
abonow ać, m oże ją so b ie za p isa ć za 5 0 f e n . u pp. agen tów i w prost w A dm inistracyi ^Górnoślązaka* w K atow icach, ul. Młyńska 12.
jeszcze można
odnowić abonament na
„Rodzinę Chrześeiańską.“
W tym kwartale można zapisywać „Ro
dzinę" także na poczcie, gdzie bez „Górno
ślązaka" 5 0 f e n . kosztuje; a „Rodzina44 i „Górnoślązak44 razem tylko I rnk. 6 0 f e n . na kwartał.
Zapisujcie sobie „Rodzinę44, bo ona ma Wam służyć ku nauce i rozrywce w niedzielę po ciężkiej pracy.
Na N iedzielę 20 po Św iątkach
Ewangelia u Jana świętego
w Rozdziale IV.
O n ego czasu: B y ł niejaki królik, którego syn chorow ał w Kafernaum. T en g d y usły
szał, iż Jezus przyszedł z żydow skiej ziemi do Galilei, poszedł do niego, i prosił go, aby zstąpił, a uzdrowił syna je g o ; bo poczynał umierać. R zekł tedy do niego Jezus: Jeśli znaków i cudów nie ujrzycie, nie w ierzycie.
Rzekł do niego królik: Panie „zstąp pierwej, niż umrze syn mój. Rrzekł mu Jezus: Idź, syn twój ży w jest. U w ierzył człow iek mowie, którą mu pow iedział Jezus, i szedł. A g d y on ju ż zstępował, zabieżeli mu słudzy, i oznaj
mili m ówiąc, iż syn je g o żyje. P ytał się tedy od nich godziny, której mu się polepszyło.
I rzekli mu: Iż w czoraj siódmej godzin y opu
ściła g o gorączka. Poznał tedy ojciec, iż ona godzin a była, której mu rzekł J e zu s: Syn
twój żyje! I uw ierzył sam, i w szystek dom je g o .
N auka z tej Ewangelii.
Właśnie znajdował się Pan Jezus w Kanie ga
lilejskiej, do której był przybył z krainy Samaryta- nów po owej rozmowie z niewiastą przy studni Ja- kubowej, gdy znakomity urzędnik króla Heroda Antipy przyszedł do Niego z prośbą, aby mu umie
rającego syna zachował przy życiu. Zbawiciel odpo
wiedział mu: Jeśli znaków i cudów nie ujrzycie, nie wierzycie.
Odpowiedź ta zadziwiła może niejednego, ile, że ów królewski urzędnik okazał wiarę w Chrystusa, kiedy się udał do niego po ratunek dla dziecka swego; więc się zdaje, że nie zasłużył na ten za
rzut: »jeśli znaków i cudów nie ujrzycie, nie wie
rzycie^ a przecie rzecz się tak ma. Była w nim wiara, to prawda, lecz bardzo jeszcze niedoskonała.
Rozumiał bowiem, że Pan Jezus musi koniecznie przybyć do domu jego, i to przed skonaniem syna, bo inaczej to już go nie zdoła mu przywrócić. »Pa- nie! zstąp pierwej, niż umrze syn mój«. Gdyby był uznał Chrystusa za Syna Boskiego, byłby wiedział, że jako Bóg może uleczyć i oddalonych chorych, i to samem chceniem tylko, jak to uczynił ów Setnik, mówiąc: »Panie! nie jestem godzien, abyś wszedł do domu m ego; ale tylko rzeknij słowo, a będzie uzdro- wion syn mój«.
Chociaż usłyszał strapiony ojciec naganę od Jezusa względem słabości wiary, nie stracił jednak nadziei, nie odstraszył się, ale tembardziej nalegał:
»Panie! zstąp pierwej, niż umrze syn mój;« i Pan Jezus wysłuchał prośby jego i rzekł: idź, syn twój żywy jest«. A tak dwojaki cud uczynił Zbawiciel, bo i umierającego syna zachował przy życiu i zdro
wiu, i słabego w wierze ojca umocował w tejże;
albowiem uwierzył mowie Jezusa królik i poszedł.
A gdy się zbliżał do domu, zabieżeli mu słu
dzy i oznajmili, mówiąc: »syn twój żyje! wczoraj o siódmej godzinie, podług naszej rachuby o pierw
szej z południa, opuściła go gorączka*. On im zaś
146 opowiedział, że właśnie o tej godzinie rzekł do niego Jezus Chrystus: »idź, syn twój żywy jest*.
Za jego tedy przykładem cały dom uwierzył w Zba
wiciela.
Widzicie, Bracia w Chrystusie! jak to wiele na głowie domu, na gospodarzu zależy; bo jaki Pan taki i dwór; a jaki gospodarz, taki też dom i cze- ladka jego. Gdyby ów królik nie był się uciekł do Jezusa w potrzebie swojej, nie był w niego uwierzył;
cały dom jego nie byłby poznał Chrystusa, Jego świętej nauki, a wszystko to znowu nie byłoby na
stąpiło, gdyby Bóg nie był złożył śmiertelną chorobą syna pańskiego. To, co na pozór wydawało się przykre, złe, nieszczęsne, to w istocie, było zba
wienne, bo wielu przywiodło do wiary. Póki w czer- stwem zdrowiu zostawali wszyscy w domu królika, nikt się nie spytał, nikt nie szukał Jezusa; dopiero, gdy choroba powaliła syna, a śmierć mu grozić za
częła, i ludzkie zabiegi daremne były, wtedy to szukano go i o ratunek błagano. Widzicie więc, Bracia kochani! jak to Bóg i choroby używa ku zbawieniu człowieka.
Jest ci to przykry gość w domu ta choroba;
ale pożyteczny, bo chłoszcząc ciało, dźwiga duszę.
Wieluż to ludzi, póki służą lata, używają świata, a nie zastanawiają się nad tem, czy to wychodzi na pożytek duszy. Żyją, jakby wiecznie na ziemi żyć mieli i z tego życia nikomu się nie potrzebowali ra
chować, albo jakby z śmiercią wszystko się koń
czyło; nie zajrzą szczerze do sumienia swego. D o
piero gdy ich Bóg chorobą nawiedzi, zaczynają ina
czej sądzić o rzeczach i przekonywają się o marno
ści świata. Wtedy poznawają Chrystusa i do Niego wyciągają swe ręce o pokrzepienie ciała i duszy.
Choroba więc, lubo jako skutek grzechu pier
worodnego, jest karą, wielkiem przecie jest dobro
dziejstwem dla człowieka każdego. Chociaż się pa
miętało o Bogu, to jednak z krewkości ludzkiej nie raz go się obraziło; a chociaż przez Sakrament po
kuty zmyły się grzechy, zostało jeszcze nie u jednego zadosyćuczynienie za nie sprawiedliwości Boskiej.
Przez cierpliwe zaś znoszenie choroby, spłacamy ten dług, i jako złoto w ogniu oczyszczamy się.
Dla tego wołał Dawid w Psalmie do Boga: Panie!
dobrze jest, żeś mię upokorzył; a my nie szemrajmy w chorobach naszych na ich dolegliwości, ale z Augustynem świętym wołajmy do Jezusa: tu mnie Panie siecz, tu mnie karz, byłeś od twojej świętej miłości nie oddalał i przepuścił na wieki.
Z ak o n y.
O (C iąg dalszy).
Klaryski.
Na wzór reguły św. Franciszka, św. Klara zakon panieński założyła, znany pod imieniem Klarysek. —
W tem samem mieście, co i Franciszek św. urodziła się, i w tym samym co i on żyła czasie. — Św. Fran
ciszkowi się całkiem na radę zbawienną oddała, a zamknąwszy się w klasztorze, św. Pamiana, 40 lat tam przeżyła. Na jej sławę, pełno panienek, męża
tek i wdów świat porzuciły, i do niej się uciekały;
ubóstwo im zalecając, nie dozwoliła im Klara św.
mieć żadnych posiadłości, mówiąc: wtenczas Bogu w cnoty będziemy bogate, gdy na świecie będziemy ubogie; to perła nasza najdroższa.
Papież Innocenty III. tę regułę potwierdził. — Z rozkazu św. Franciszka została przełożoną, czyli starszą, ale nie bez bojaźni; jednak nigdy nie zanie
chała siostrom usługiwać. — Grubem suknem ciało swe pokrywała, często bardzo pościła, wielki post 0 chlebie i wodzie odprawiała, w poniedziałek, w środę i piątek nic nie jadła. Modlitwa jej często była tak gorąca, iż nieraz łzami się zalewała.
Chorobę cierpliwie znosiła, a na wzór św. Fran
ciszka codziennie rozmyślała gorzką mękę Zbawiciela;
1 powróz na ciele nosiła.
Przez 28 lat choroby różne cierpiąc, wesoło ży
cie swe kończyła, siostry swe upominając, aby swemu Panu pilnie służyły, w zgodzie i ubóstwie, i tak Panu Bogu swą duszę czystą oddała.
Sam papież Innocenty IV. z wielką czcią po
grzeb jej sprawował.
W poczet Świętych jest policzona od papieża Aleksandra IV. roku Pańskiego 1255.
Błogosławiony niech będzie Bóg, który i słabym niewiastom dodaje mocy do wzgardzenia światem, martwienia swego ciała, i do wytrwania w dobrem przedsięwzięciu do końca. Jemu niech będzie chwała po wszystkie wieki w wszystkich Świętych jego!
W tych zakonach (jak Ney mówi), taka była moc wiary i przykładu świętobliwego, że tysiące ludu zdumionem okiem zapatrując się na onych mę
żów, uczuły potrzebę poprawy, do pokuty się udały, i wzory Chrystusowego naśladując życia, dążyły i przyczyniały się do odbudowania podupadłych oby
czajów, do pokoju i szczęścia narodów. Bo w za
konnikach lud widział ojców i braci, nauczycieli i le
karzy duszy i ciała; — oni z ludem dzielili ubóstwo i nędzę, oni cieszyli udręczonych, z smutnymi pła
cząc, z prześladowanymi cierpiąc; oni żyjąc sami z O p a tr z n o ś c i Boskiej ostatni kęs chleba dzielili z nędzarzem; — oni za lud ponosili trudy, głód, rany, śm ierć; — słowem, będąc wzorem poświęcenia za wiarę i lud, w duchu Chrystusa i dla Chrystusa, czynem i słowern pociągali i porywali umysły i serca ku dobremu, ku cnocie, ku Chrystusowi. Dla tego j w krótkim czasie, każdy zakon widzimy rozszerzony po krajach, z mnóstwem klasztorów, zrazu ubogich, później hojnie obdarzonych dostatkami, które na po
wrót spływały w jałmużnach na tysiące ubogich.
Całe życie zakonnika było Bogu i cnotom po
święcone. Modły o pewnych godzinach, śpiewy w chórze dzienne i nocne na chwałę Bogu, roz
myślania, opatrywania chorych, nauczanie ludu
dróże apostolskie, jałmużny, załatwienia sporów —
°tóż zatrudnienia i prace zakonów. — Zakony bu
dowały i naprawiały, co tyrańskie rządy, wojny, herezye i grzechy w narodach zespsowały i burzyły;
a wielki poczet Świętych jaśnieje w owych celach skromnych, gdzie duch Chrystusa Pana przemieszki
wał w zwolennikach jego, co wszystko opuścili dla Chrystusa...
I Polsce tedy nie zbywało na wzorach święto- bliwości i wielkiego poświęcenia. Na Śląsku święta Jadwiga, małżonka Henryka Brodatego, w pobliżu klasztoru przez niego wystawionego w Trzebnicy, Pobożne wiodła życie. Modlitwa, umartwienie, posty 1 uczynki miłosierne zajmowały ją. Sypiała na twar
dej ziemi, pościła codzień, wyjąwszy w niedzielę, chodziła w grubej sukni i boso, odwiedzała chaty ubóstwa, niosąc jałmużnę, lekarstwa, pomoc wszelką;
kościoły fundowała.
A gdy Tatarzy i Mongołowie wpadli i polską ziemię zalali, nie uszła z kraju. Zebrały się wojska polskie, śląskie i morawskie pod Lignicą, i w pięciu zastępach uderzyły na niezliczone chmury tatarskie roku 1241. Po długim boju już wojska chrześciań- skie szyki pogan łamały; wtedy Tatarzy podnieśli na drągu głowę potworną, z której brzydki dym bu
chał i wionął na Polaków. Zamieszanie się zrobiło, i okropna rzeź nastąpiła. Polegli chrześcianie, sam książę Henryk Pobożny zginął, a matka jego Jadwiga dowiedziawszy się o tem, pokornie westchnęła: »Bóg mi dał syna i wziął, według świętej woli swojej.
Dziękuję Tobie Panie, żeś mi dał takiego syna, który mnie za życia czcił, a rozlał krew za wiarę.
Tobie jego duszę polecam, Panie i Boże mój«.
Mężna ta księżna modlitwą swoją i przykładem miasto obroniła, że go Tatarzy wziąść nie mogli, tylko Polskę opuścili. Przepowiedziawszy śmierć swą, umarła w. roku 1243, wkrótce po owej klęsce pod Lignicą. Leży w Trzebnicy.
Żyły naówczas i inne święte niewiasty w Polsce;
szczególnie z domu króla węgierskiego, Beli IV., pochodzące, a wnuczki św. Jadwigi, jako: Kune- gunda albo Kinga, zaślubiona księciu Bolesławowi Wstydliwemu, w klasztorze sandeckim zmarła roku 1292: — Jolanta, żona księcia kaliskiego, Bolesława Pobożnego, zmarła w klasztorze gnieźnieńskim roku 1298; jest ona prawdziwym pokory obrazem; — Elżbieta, księciu Ottonowi bawarskiemu zaślubiona;
Konstancya, żona Lwa, księcia ruskiego.
Jak św. Jadwiga jest wzorem miłości ojczyzny, tak św. Jolanta pokory, św. Kunegunda miłosierdzia obrazem. Całemu narodowi przyświecały te pełne cnót niewiasty, które po zgonie mężów habit przy- jąwszy, Bogu i narodowi służyły w klasztorze staro-
sandeckim.
Było to roku 1287, gdy Tatarzy z Rusinami wtargnęli. Odparci od Sandomierza i Krakowa, roz
nosili mordy i pożogi, i już się do Sącza zbliżali.
Tedy owe zakonnice opuściły Sącz, miasto drewniane
niny wraz z 870 zakonnicami i innym ludem. Usta
wicznie modląc się, wytrwały owe trzy siostry po
bożne, a Bóg modłów wysłuchał. Tatarzy nie śmieli uderzyć na zamek, ani nawet ziemi sandeckiej nie tknęli.
Polska wystawiona na straszne napady dziczy pogańskiej, poznała, że ma być przedmurzem chrze- ściaństwa od wschodu, i zasłoną zachodu Europy.
Poświęcając krew synów swoich na obronę wiary, Polska nigdy na sercu nie opadała, wśród klęsk ręce wznosząc do nieba, i wzywając przyczyny patronów rodaków, którzy na ziemi byli wzorem poświęcenia i miłości ojczyzny. Takimi patronami Polski byli i są: św. Wojciech, św. Stanisław, św. Jadwiga, Ku
negunda, Jolanta, św. Jacek i Czesław, św. Kazimierz, królewicz, św. Stanisław Kostka, wzór czystości, św. Jan Kanty i inni, których pamięć żyje w naro
dzie i Kościele świętym.
(C iąg dalszy nastąpi).
Krwawy chrzest.
Obrazek z dziejów Kościoła.
(D okończenie.)
Kiedy w prowincyach rzymskich coraz więcej przybywało oskarżonych, wtedy namiestnik Bitynii, Pliniusz, zapytał cesarza, jak ma z chrześcianaijii po
stępować. »Cała ich wina — takie wystawia im świadectwo, — jest w tem, że w oznaczonym dniu przed zachodem słońca schodzą się, śpiewają hymny na cześć Chrystusa jako Boga i świętą przysięgą zo
bowiązują się nie popełniać żadnej rozpusty, wstrzy
mywać się od kradzieży i cudzołóstwa i nigdy słowa nie łamać*.
Cesarz odpowiedział, że nie potrzeba chrze- ścian wyszukiwać, jeżeli zaś jako chrześcianie zo
staną oskarżeni, należy ich karać.
A więc jednak pomimo tak świetnego świa
dectwa, jakie chrześcianom wystawił najwyższy urzędnik cesarza, kazano ich uważać za przestępców i karać śmiercią.
Na domiar złego spadły na kraj równocześnie prawie rozmaite klęski, jako to głód, pożary, powo
dzie, nieurodzaje, trzęsienie ziemi. Zabobonny lud przypisywał je gniewowi bogów, który ściągnęli chrześcianie. Więc rozległy się straszne okrzyki tego ludu, domagającego się, aby chrześcian rzucano w cyrkach, w czasie publicznych igrzysk, lwom na pożarcie. Tak się też działo. Krew chrześcian po
płynęła strumieniami, dopóki na pozór łagodny cesarz Antonin, objaśniony przez św. Justyna, uczonego chrześcianina, nie zakazał prześladowania chrześcian, w roku 150.
148 W rzędzie następnych prześladowań odznaczało się srogością czwarte, za panowania cesarza Marka Aureliusza. Dozwolił on nietylko dowolnie ludowi srożyć się w obec chrześcian, lecz nawet podszczu- wany przez kapłanów i filozofów, rozjątrzonych prze
ciwko wzrastającej powadze chrześciaństwa, wydał przeciwko nim najsurowsze postanowienia. Napróżno przełożeni i nauczyciele chrześciańscy starali się uła
godzić prośbami umysł cesarza — zamknął przed nimi i ucho i serce.
W kierunku przez niego wskazanym szli także jego następcy z małemi wyjątkami. Góruje jednak wśród nich panujący w połowie trzeciego wieku ce
sarz Decyusz. Postanowił on choćby za nie wie
dzieć jaką cenę, przywrócić dawne bałwochwalstwo w jak największej świetności. W tym celu wydał on zaraz po objęciu rządów rozkaz do wszystkich namiestników, by zmuszali chrześcian do składania . ofiar bałwanom. Najwyszukańsze narzędzia tortur, jako to rozżarzone krzesło i żelazne szpony, stosy i dzikie zwierzęta były ciągle na pogotowiu, a dla wzbudzenia większego przestrachu na jaw wysta
wione. Nie wszyscy chrześcianie oparli się tym mę
czarnią z ową bohaterską odwagą, jaką się kiedyś oznaczali: jedni, straszliwemi mękami przerażeni, składali ofiary bogom, inni starali się ocalić, kupując od zwierzchności świadectwa, że bogom złożyli ofiary.
Większa zaś liczba wśród największych mąk pozo
stała wierną Zbawicielowi, ponosząc śmierć z wielką stałością i radością.
Ostatnie, ale najstraszniejsze prześladowanie wybuchło wtedy, kiedy cesarze Dyoklecyan i Maksy- mian wraz z cezarami Galeryuszem i Konstancyuszem objęli rządy. Za podnietą Galeryusza, zapamiętałego wroga chrześcian, wydał Dyoklecyan w roku 303 edykt, aby zburzono wszystkie chrześciańskie świą
tynie, odsądzono chrześcian od urzędów i pozba
wiono ich praw obywatelskich. Drugim edyktem na
kazał więzić wszystkich duchownych, trzecim użyć tortur przeciw wszystkim chrześcianom i zmuszać do bałwochwalstwa; czwartym nakoniec wytępić wszyst
kich chrześcian, którzyby odmówili składania ofiar bogom. Rozpoczął się straszny rozlew krwi. T y
siące chrześcian ścinano, bito kołem, przepiłowywano, krzyżowano, rzucano na pastwę dzikim zwierzętom, na rozpalonym ruszcie pieczono, palono, żelaznemi szponami rozszarpywano, oblewano roztopionym oło
wiem, rozciągano na rozżarzonych węglach, obcinano członki ciała. Chrześcianie jednak cierpieli spokoj
nie i nie stawiali oporu tyrańskiemu postępowaniu, chociaż łatwo mogli to uczynić, ponieważ liczba ich już nadzwyczajnie wzrosła. A nawet, jak pisze naoczny świadek Euzebiusz historyk, przyjmowali z radością wyrok śmierci i do ostatniej chwili oka
zywali radość, śpiewając wśród najstraszliwszych mąk pieśni dziękczynne.
Zmiana rządów położyła koniec pześladowaniu.
Godność cesarza na Zachodzie przeszła na Konstan- cyusza, który zakazał w swoich krajach prześlado
wania. Wielu wyznawców chrześciańskich uwol
niono wtedy z więzień i kopalń i widziano ich po wszystkich miejscach pokaleczonych, głodem i nędzą wyniszczonych, powracających do ojczyzny z dzięk
czynną pieśnią na ustach.
Krwawy to był chrzest, który w prześladowa
niach przeszedł był Kościół Chrystusowy. A jednak zwyciężył! Jaka w tem dla nas nauka i otucha!
Kościół choć cierpi, zwycięży — rychlej czy później!
Do moich Przyjaciół!
Wśród życia tego potu i trudu, Gdy zewsząd nędzy naciera rój, Z wrogami Boga, polskiego ludu Na śmierć i życie zacznijmy bój !
Hej przyjaciele!
Z krzyżem na czele!
Do walki! wszak już czas I Pracą i wiarą
Wspólną ofiarą
Zwycięźym ! Naprzód wraz ! Za katolicki Kościół nasz święty, Za chrześciańską Ojczyznę cześć, I za cierpiących braci zastępy
Wszystko pragniemy z zapałem nieść!
Hej przyjaciele! itd.
Za Krzyż Chrystusa, W ybawcy świata I za Miłości i Prawdy siew!
Choćbyśmy mieli ponieść z rąk kata Śmierć, mj' gotowi wylać dziś krew !
Hej przyjaciele! itd.
Dalej święcony sztandar rozwińmy I przyjacielską połączmy dłoń
Niech nas pod znakiem Boga, Ojczyzny, Nic nie rozdzieli, nic, chyba skon!
Hej przyjaciele! itd.
Cześć, chwała Bogu, Ojczyźnie, Pracy!
Cześć naszym wodzom, cześć trudom ich, Co jednej Matki zbłąkanych braci
Jednając, mażą Judaszów grzech!
Hej przyjaciele! itd.
W ięc robotnicy z sztandarem przodem, Pokaźem, czy to straszny nam wróg!
Precz z oszustami, precz z zemsty wrzodem, W szak naszem hasłem Ojczyzna, Bóg!
Hej przyjaciele! itd.
/. K.
Październik.
Nadeszła jesień. Dżdżysty swój płaszcz rozpo
starła nad całą ziemią. Z poza chmur wyziera tedy owędy słonko, ale już nie takie promienne i wesołe, lak wtenczas, gdy patrzało na świeżą zieleń, na żółte feny i barwne kielichy kwiatów. Twarz jego zbladła, k° jest senne, coraz później wstaje, i coraz rychlej kładzie się do snu, skąpiąc światu światła i ciepła.
Odczuwa to cała przyroda. Drzewa i krzewy, Pyszniące się dotąd piękną zielenią, pokrył kolor żółty, różowy, purpurowy, a tedy owędy podmuch Jesienny zatrzęsie drzewem, chwyci garść liścia sła- bego i rzuca nim po ulicy, po polu. Jakaś powaga, skutek pewien rozlał się po świecie. Znać, że je- s,eń, ona zwiastunka zimy, na dobre się rozgościła, Pr?epowiadając mroźnym swym wichrem, spadającym Uściem, ogołoconymi konarami drzew, że zbliża się ostatnia chwila konania przyrody, źe niezadługo martwota, śnieg, zimnym całunem pokryje ziemię, dotąd takim życiem drgająca.
Przeczuwając śmierć swej matki — karmicielki Wszystko stworzenie stara się zabezpieczyć swą Przyszłość, ażeby szczęśliwie przetrwać zimę martwą 1 niepłodną. W ięc mrówka skrzętnie znosi do
^opca swojego robaczki małe i ziarneczka, kładzie Wszystko do swojej śpiżarni, aby w ciągu długich Miesięcy zimowych nie umrzeć głodem. Pilna pszczó
łeczka już od dawna o zimie pomyślała, latem już Po same brzegi węzy woskowe doskonałym miodem Spełniła. Ziatując z kwiatku na kwiatek, zbierając
*ak mozolnie pyłek, który wolno na miód przera
biała, o niczem innem nie myślała, tylko o zimie, 0 tem, że jeżeli nie będzie pamiętała o przyszłości, to słonka wiosennego i świeżych ulubionych kwia- teczków się nie doczeka. I wiewiórka wesoła po
k u ła zimno jesienne, więc nuże czemprędzej napy
l a ć leże zimowe orzeszkami i korzonkami. Inaczej
^usiałaby chyba korę gryść, bo sąsiad, sąsiadka 2 swoich zapasów niczego jej nie użyczy.
Za przyrodą idzie człowiek. W pocie czoła Pracował całą wiosnę i lato. Siał, uprawiał, pie
lęgnował — a teraz owoce swojej pracy zbiera.
Zboże zawiózł do stodoły, gromadzi w sklepach
°Woce pól i ogrodu, napełnił górę sianem, śpichlerze
j barnem, ażeby podczas zimy, która go chyba lodem 1 śniegiem poczęstuje, siebie i zwierzęta swoje robo
l e używić. Myślą swoją sięga jeszcze dalej, pa
mięta o zmartwychwstaniu przyrody, o tem, że bu
dząca się ze snu zimowego ziemia, musi w łonie sWem nowy posiew już znaleść, jeżeli ma na nowo Pana swojego żywić. W ięc rzuca w imię Boże 1 Matki Najświętszej w czarną glebę ziarno, spodzie
wając się, po nim stokrotnego plonu.
Tak wszystko, a wszystko przy nadchodzącej śmierci przyrody, myśli o przyszłości, o tem, żeby głód, bieda i niedostatek ciału nie dokuczały. Czyż te jesień dla człowieka umiejącego patrzeć i myśleć,
nie najlepszem napomnieniem, ażeby pamiętał o tej przyszłości, która jest najważniejszą o życiu przy- szłem, wiecznem, ażeby jak najwięcej zapasów tam dla wieczności nazbierał, ażeby dusza nie marła z głodu, nie cierpiała strasznej biedy i niedostatku?
Chcąc nas do tego pobudzić i dać nam spo
sobność gromadzenia zasług, onych zapasów na wieczność, poświęcił Kościół miesiąc październik Najświętszej Panience, którą każe czcić najmilszem Jej nabożeństwem — Różańcem świętym. Wiemy, ile łask za pośrednictwem Matki Bożej, dla duszy naszej wyżebrać możemy, — wiemy, ile dobrodziejstw przez odmawianie Różańca św. zyskamy. Każda dziesiątka różańca, każde »Zdrowaś Maryo« zamienia się w kwiat zasług, z których sam Zbawiciel dla nas wieniec chwały nieśmiertelnej uplecie, Przez Ró
żaniec święty dostępujemy licznych odpustów, od
puszczenia kar doczesnych, które nas wybawiają z czyśca, z rąk karzącego Boga i zaprowadzić mogą kiedyś wprost do nieba.
Czyż nie pójdziemy zą głosem rozumu naszego, za głosem kochającej matki Kościoła i ociągać się będziemy z zbieraniem zarobku na przyszłość?
Wnet — bo i najdłuższe lata jako sen miną — sta
niemy u progu wieczności, schwyci nas śmierć i po
kryje ziemia. Cóż wtedy, gdy z próżnemi rękoma wynędzniali staniemy przed naszym Sędzią, gdy żadnego plonu u stóp Żniwiarza niebieskiego nie złożymy ?
Siejmy więc obficie na przyszłość, korzystajmy z tak wygodnej sposobności, ażeby pełnemi rękoma gromadzić skarby. Niechaj kaplice i kościoły napeł
nią się codzień wiernymi z wszystkich stanów, każdego wieku, niechaj w każdego ręce znajduje się koronka lub różaniec. Październik, to miesiąc łaski, miesiąc zasług. Pamiętajmy o własnej przyszłości!
Czarne dusze.
Śniłem raz, że ciemny, gruby obłok zasłonił mi oczy — obłok mroźny, pod którego cieniem krzepła krew w tętnicach, ziębły nogi i ręce. I zdało mi się, żem był już martwy, tylko dusza moja wi
działa jeszcze i odczuwała wszystko, co około mnie się działo.
U nóg moich stała matka. Jej rysy z rozpaczy piętnem, jak gdyby skostniały, pozostawały nieru
chome, — oczy wlepiła w kąt pokoju, zajęty przez gromadkę osób, półszeptem, ale swobodnie rozma
wiających. Niby to byli znajomi moi, którzy ostatnimi czasy natrętnie do mnie się garnęli. Owej chwili wydawali mi się czarni, niby murzyni. A le i dusze także mieli czarne: ich słowa napawały mnie wstrętem.
— Wierzcie mi — przemówił z nich jeden, — że nikt goręcej odemnie nie pragnął pozyskać go dla naszej sprawy. Zdawało mi się nawet, żem go prze
konał już o słuszności dążeń i żądań naszych i o niechybnem ich zwycięstwie... wybiłem mu z głowy głupi patryotyzm, a tu praca moja daremna, bo za rychło podążył tam, zkąd jeszcze nikt nie wrócił.
— Dokonałeś cudu — przyklasnął drugi. — Olśniony wspomnieniami z przeszłości dziejowej, wie
rzył w odrodzenie i zbawienie Polski, a ty wydarłeś mu tę wiarę. Nie trudno też przyszło mi nauczyć go bryzgać błotem na wszystko, co w drodze pro
gramowi naszemu.
A ja — chełpił się trzeci — wydarłem mu z serca wiarę w Chrystusa i naukę Jego.
— To też — wtrącił któryś inny — kpał księży, kościoła unikał, a w wyszydzaniu bractw, różańców, szkaplerzy... był istotnie niezrównany,
— Niechże i ja w obec was się pochwalę — ozwał się jeszcze jeden. Rysy i bezczelna mina wskazywały jego pochodzenie — brakowało mu tylko zakręcanych pejsów. Był to doktór.
— Matka — prawił dalej — przeczuwając, że syn w niebezpieczeństwie śmierci, błagała mnie ze łzami, abym niebezpieczeństwa przed nią nie taił, pragnęła bowiem sprowadzić księdza, któryby go z Bogiem pojednał... osłodził mu kielich cierpień śmiertelnych. Okłamałem ją. Choć śmierć istotnie, jak to mówią, nad głową mu wisiała, matkę uspo
koiłem, a synalowi dałem umrzeć bez tej pociechy duchownej.
Pod ciężarem słyszanych słów wiła się dusza moja w cierpieniach niewypowiedzianych, a lubo tkwił w niej wyrzut sumienia, że_dawniej zaniedbałem pobożności, że duszy nie ceniłem nad wszystko i nie pracowałem dla jej zbawienia — rwała się zadać kłam tej czarnej gromadzie, z którą mnie nigdy nic nie wiązało. Cóż z tego, kiedy ciało ani drgnęło, jakby w pień zaklęte.
Dopiero na głos matki rozlały się po mnie świeże życia ślady... czułem jak serce odzyskiwało bicie.
Precz z domu mojego — z nerwowem obu
rzenia drżeniem ozwała się matka, — wy, co świętą religię z serca wydzieracie... co wypieracie się matki Ojczyzny... co znosicie rodzinę, wolną miłość gło
sicie i cudzą krzywdą żyć pragniecie!... W y nazy
wacie samych siebie »Czerwonymi ?« Chyba dlatego, że wy najbardziej krwawe kały/... Ale wy i czarni, jak szatan czarni, nie dla sukni, ale dla duszy wa
szej i dla zasad waszych. Kto jeszcze nie utracił aż do krzty uczciwości, ten musi wami pogardzać.
Precz 1
Zbudziłem się...
Zniknęło same widzenie, ale jeszcze dużo chwil ubiegło, zanim wyobraźnia moja tych czarnych po
zbyła się postaci, zanim do równowagi doszedłem.
Zaranną jutrzenką płonęło już niebo, kiedym powtarzał obietnice na św. Chrzcie za mnie nie
--- ISO
mowlę dane: wyrzekam się szatana, jego pychy i dzieł jego, pragnąc należeć do Chrystusa na zawsze.
&
Kilka zdań o małżeństwie i młodzieży.
( Z K a rp iń sk ie go).1 Ucho, nie oko ma wybierać żonę.
Kobieta piękna, a cnotliwa i mądra,’ rozrzuca jak słońce około siebie płomienni światło.
Wstydliwa żona i męża swojego się wstydzi.
Żona ma być^kochaniem męża,”’ ale mąż przy niej niech nie będzie zniewieściałym.
Jakim ty ojcem lub matką, kiedy dziecięciu twemu sposobu do życia nie zostawujesz.
Lepiej wydać córkę za człowieka bez majątku, niżeli za majątek”L>ez"człowieka.
Kto“ dobrego zięcia wybrał, znalazł w nim syna;
kto złego, teri^i córkę^stracił.
Jeżeli dziecię jest słodkie, lubią je towarzysze;
jeżeli odważne, szanują, a jeżeli sprawiedliwe, szacują. |
Wiele jest dzieci, które dla słabości zdrowia lub pamięci, uczyć się umiejętności nie mogą, ale każde może się nauczyć cnoty, i
Kto zrobił w dzieciach wstręt od kłamstwa, już ich tem samem zrobił na potem poczciwemi.
Dzieci, niżeli co same zrobią, pierwej naśladują;
dawajmyż im najlepsze wzory.
Nauka największa jest, niczego złego się nie nauczyć.
Nauki szczęśliwym są ozdobą, a nieszczęśliwym pociechą.
W starości twoich rodziców, ratuj ich, wspom
niawszy, żeś był ich dziecięciem; że ten ciężar, który nosi ojciec twój, i ciebie czeka.
Kiedy dziecię wyznaje dobrowolnie błąd swój, daruj mu karę; a tak się wprawi mówić prawdę.
Staraj się, aby syn twój miał więcej rozumu i cnoty, niż majątku.
Szczęście.
Prawdziwe szczęście na tem zawisło, aby prze
stawać na swojem, a cudzego nie pragnąć. To zro
dzi w nas prawdziwy spokój; a prawdziwy spokój wewnętrzny jest prawdziwem szczęściem na świecie, którego ludzie znać niechcą, choć wszyscy za nim gonią.
P raw o u P ersów .
U Persów dawnych, którzy mieszkali w Azyi, po za tą ziemią świętą, gdzie się Pan Jezus na
rodził, były tylko trzy główne prawa, t. j . :
1. nie zadłużać się, 2. nie zmyślać, 3. nie próżnować.
Niech tedy wieśniak pilnuje roli, kupiec handlu, rzemieślnik swego rzemiosła, i niech każdy pracuje, jak może, a możecie się uszczęśliwić zobopólnie, bo pamiętajmy, że kiedy w jakim kącie państwa czło
wiek próżnuje, to w innym kącie drugi z głodu umiera.
Sumienie.
Sumienie jest to sędzia, namiestnik Boga w duszy człowieka; i przyjdzie czas, że Bóg potwier
dzi wyroki jego.
Sumienie jest ogniem niezgasłym, który dobrego rozgrzewa, złego pali, równie oświecając obudwóch.
Różne zdania mądre.
Szczęście ciała jest w zdrowiu, a duszy w mą
drości.
Lepiej jest kogo obrazić przez prawdę, niżeli zasłużyć sobie na miłość przez pochlebstwo.
Obchódź się z ludźmi jak słońce, które złym i dobrym świeci.
Nie kwiatem, ale cierpieniem usłana droga do sławy.
Nieszczęście odkrywa prawdziwych przyjaciół.
Lepsza w domu szkoda, aniżeli wstyd.
Chcesz, żeby cię ludzie szanowali, szanuj pierw sam siebie.
Mądry jest stały, ale nie uparty.
Skąpy żyje nie żyjąc, i drugim swe życie zo
stawia.
W szyscy ludzie poczciwi są uczeni, bo według prawideł cnoty żyją.
Nim co poczniesz, namyśl się, a skoro poczniesz, kończ.
Nic nie robiąc, człowiek uczy się źle robić.
Ściślejsze są węzły cnoty, niżeli krwi.
Rady gospodarskie.
O mące.
Dobroć jej, piękność, wielość i czystość zawisła tak od dostatku sprzętów młyńskich, jako od zręcz
ności, pilności i poczciwości młynarza. Dobroć jej poznaje się: Wziąwszy w garść mąki, ściska ją się;
dobra powinna się jak piłka zbić i między palcami nie wychodzić; powinna być delikatna na wejrzeniu miałka i sucha. Zapach mąki żytniej mocniejszy jest od przennej, jęczmiennej i owsianej. Ciasto po- winne być białe albo żółtawe i wkrótce stwardnieć;
takie bowiem dużo wody w siebie wciąga, z czego się potem wiele chleba otrzymuję.
Piękności i miałkości doświadcza s ię : wziąwszy ją w rękę, rozpościera się palcem lub końcem noża.
Im jest milsza i dalej się da rozpostrzeć, tem pe
wniej wnieść można, że chleb dobry będzie.
Mąka przenna, piękna jest żołtawego koloru, sucha i ciężka.
Żytnia mniej lub więcej żółtawa, poślednia zaś czerwonawa.
Mąkę z popiołem zmieszaną lub z piaskiem z kamieni młyńskich, drzuzganie w rękach wyda.
Mąkę żytnią nadpsutą można polepszyć, wsy
pawszy w nię drobno utłuczonej magnezyi; bierze się jej łót jeden do 12 funtów mąki; a przenną z niedojrzałego zboża, gdy się na 28 funtów mąki 4 łóty s a l i s t a t a r i w wodzie letniej, łub w mleku rozpuszczonej, w nią wsypie. Magnezyi i salis tatari sprzedadzą wam w aptece.
Przez mieszanie jednej mąki z drugą, nietylko się chleb dobry otrzymuje, ale i smaczniejszy, lecz to wtenczas się dopiero dzieje, gdy się chleb ma za
rabiać; pomieszanki niejaki czas wprzód, psuje się.
Miechy lub inne sprzęty z mąki stawiają się na miejscu suchem, przewiewnem, z daleka od ściany i nie na kamieniach.
Do mąki nie należy się zbliżać z świecą, mniej jeszcze z drzazgą, gdyż łatwo zapalić się może.
Z mąki dopiero co z młyna wziętej kwas zanadto i nierówno kisieje, a chleb staje się ciężkim.
Popiół drzew ny,
przeznaczony na nawóz, nie powinien być używany w ciągu lata, ale tylko gromadzony i przechowywany w suchem miejscu, a stosowany jako nawóz dopiero w późnej jesieni i w zimie.
Przechow anie o w o có w zim ow ych w suchym piasku.
Wybrany, zdrowy owoc owinąć każdy poje- dyńczo w miękki papier lub bibułę i ułożyć war
stwami w skrzynce, przesypując go czystym, wysu
szonym piaskiem. Najprzód na dno naczynia da
jemy koło pół cala piasku, i na nim ustawiamy owoce kielichem na dół, jedne obok drugich, zo
stawiając jednak pomiędzy niemi nieco przestrzeni na piasek, który następnie sypiemy w takiej ilości, iżby tylko przykrył całą warstwę owocu. Tak postę
pujemy do napełnienia skrzynki, zachowując ostatnie parę cali na piasek, 'poczem skrzynkę wieczkiem za
bijamy i wnosimy do miejsca chłodnego, a od mrozu zabezpieczonego.
Zamiast piasku do przesypania owoców służyć mogą: otręby, plewy, trociny, i drobno sproszkowany węgiel drzewny. Materyały te winny być bez ża
dnego obcego zapachu. Odmiany, o ile możności oddzielnie rozmieszać, przeznaczając najlepiej dla każdej osobną skrzynkę, lub też w jednej i tejże skrzynce umieszczać wcześniejsze odmiany od
152 wierzchu. Co trzy do czterech tygodni owoce prze
łożyć, wyjąć zupełnie dojrzałe, usunąć nadpsute.
W ten sposób nawet szlachetniejsze odmiany można czas dłuższy przechować zupełnie dobrze.
Mróz na trzy do pięciu stopni Reaumura by
najmniej owocom nie szkodzi, byleby następnie po
woli odtajały.
#
We®©I y kącik.
Marynka sześcioletnia przyszła do sąsiadki, której półroczne niemowlę bardzo płakało.
»Dla czegóż on tak krzyczy?« pyta przerażone dziewczątko.
»Cierpi na ząbki, które teraz właśnie dostaje*, odrzekła sąsiadka.
»Tyle hałasu o nic, czyż nie lepiej wprawić gotowe, jak to robi moja mama, która bez płaczu kupuje je u dentysty?«
Gospodyni wiejska przechodząc ze swym mę
żem obok placu ćwiczeń wojskowych, zapytała:
»Powiedz mi mój mężu, dla czego to żołnierzy uczą tak długo stać na jednej nodze?*
Mą ż : »Oto dla tego, że jak mu w wojnie jednę nogę ustrzelą, aby zaraz nie upadł, ale dalej strzelał stojąc na drugiej nodze*.
* *
*
N a u c z y c i e l : »Bądźcie cicho dzieci, uczcie się być posłusznemi. I ja muszę być posłusznym, któż z was odgadnie komu?«
K u b u ś : »Pani nauczycielowej*.
* *
*
P a n i : »Ale co to za natręctwo, jesteś zbyt zu
chwały, dopiero przed kilku dniami dałem ci pięć fenigów, a już znów przychodzisz?*
Ż e b r a k : »Tak, proszę pani, do ludzi dobro
dusznych często się przychodzi*.
* *
*
»Panie doktorze, mam straszny katar, co mam na to brać?*
D o k t ó r : »Chustkę do nosa*.
* *
»Ko- W sądzie.
S ę d z i a do oskarżonego silnego chłopa:
góż obieracie dla swej obrony?*
C h ł o p : 2Kto, ja? Nie potrzebuję niczyjej obrony, niechno tu który do mnie przyjdzie!*
Łamigłówka z nagrodą.
Kropki należy zastąpić literami. Litery w kie
runku poziomym i prostopadłym mają o z n a c z a ć
nazwę pisemka ludowego.
1. Litera z alfabetu.
2. Nazwa budynku.
Naród rozproszony po całym świecie.
Nazwa ludu słowiańskiego.
5. Imię sławne w całej Polsce.
6. Poeta polski.
Co ludzi najwięcej zbogaca.
Kraj i nazwa ludu w tym kraju.
Nazwa zgromadzenia gospodarczego.
Pisemko ludowe.
11. Kalendarz wychodzący co rok.
12. Wielkie zakłady dobroczynne.
13. Znany kapłan, który napisał i dzieł.
Miasto w Poznańskiem.
Wieś w powiecie Krotoszyńskim.
Miasto w Śląsku.
Nazwa ludu, osiadłego w Galicyi i Królestwie Polskiem.
Organ człowieka.
Litera.
3- 4-
' 8 . 9- 10.
wydał wiele
14.
15. 16.
17- 18.
19.
Rozwiązanie zadania konikowego z nr. 18:
Nie ma szczęścia bez cierpienia, Jak rozumu bez ćwiczenia.
Rozum, ćwiczenie^— Boże tchnienie.
Rozwiązania nadesłali pp. Józef Knopp z Zabrza, Leon Piecha* z Zaborza i Aleksander Hornig z Huty Wilhelminy, Franciszek Widera i Franciszek Rzy- mełka z Józefowca.
Najlepiej odgadł p. Leon Piecha, chociaż nie zupełnie trafnie.
J L
.Nakładem i czcionkam i ^Górnoślązaka*, spółki w ydaw niczej z ograniczoną odpow ied zialn ością w K atow icach, R edaktor odpow iedzialny: A d o lf L igoń w Katowicach*