• Nie Znaleziono Wyników

View of The trails - the roots of the circumstantial paradigm

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "View of The trails - the roots of the circumstantial paradigm"

Copied!
58
0
0

Pełen tekst

(1)

XXXIX (2006), 8–65

Carlo Ginzburg

TROPY. KORZENIE PARADYGMATU POSZLAKOWEGO

Przekład: Tadeusz Sierotowicz

Bóg ukrywa się w szczegółach G. Flaubert i A. Warburg

Przedmiot, który mówi o stratach, o zniszczeniach, o zniknięciu innych rzeczy, nie mówi o sobie, mówi o innych. Ale czy to, co mówi, dotyczy także innych przedmiotów?

J. Johns

W niniejszym eseju będą się starał opisać, jak pod koniec XIX stulecia bez wielkiego szumu wyłonił się w dziedzinie nauk zaj- mujących się człowiekiem pewien model epistemologiczny (albo,

Przekład z języka włoskiego. Copyright c 1979 by Carlo Ginzburg. Tłu- macz dziękuje prof. Carlo Ginzburgowi za uprzejmą zgodę na tłumaczenie i publikację tekstu oraz za wskazówki udzielone podczas przygotowywania przekładu; dziękuje też agencji literackiej dr.a Luigi Bernabó za okazaną po- moc. Pierwsza wersja niniejszego eseju Carla Ginzburga ukazała się w Rivista di storia contemporanea, 7(1978), 1–14, zaś wersja poszerzona (będąca pod- stawą niniejszego tłumaczenia) została opublikowana jako “Spie. Radici di un paradigma indiziario”, [w:] A. Gargani (red.), Crisi della ragione, Torino:

Einaudi 1979, 57–106, i następnie przedrukowana [w:] Carlo Ginzburg, Miti, emblemi, spie, Torino: Einaudi 1992, 158–209 oraz [w:] Umberto Eco i Thomas A. Sebeok (red.), Il segno dei tre. Holmes, Dupin, Peirce, Milano: Bompiani 20042, 95–136.

(2)

jak kto woli, paradygmat1), któremu — jak dotąd — nie po- święcono dostatecznej uwagi. Analiza tego paradygmatu, bardzo rozpowszechnionego i szeroko stosowanego, choć nie poddawa- nego teoretycznej eksplikacji, być może mogłaby się przyczynić do wyjścia z meandrów przeciwstawienia pomiędzy “racjonalizmem”

i “irracjonalizmem”.

I

1. W latach 1874–1876, na łamach Zeitschrift f¨ur bildende Kunst ukazał się cykl artykułów na temat włoskiego malarstwa.

Artykuły były podpisane przez nikomu nieznanego rosyjskiego badacza Iwana Lermolieffa i zostały przełożone na język nie- miecki przez Johannesa Swarza. W artykułach tych proponowano nową metodą pozwalającą na ustalenie autorstwa starych obra- zów, która wywołała różne reakcje i burzliwe dyskusje w świecie historyków sztuki. Dopiero kilka lat potem autor tekstów zrzucił podwójną maskę, za którą się schował. W istocie rzeczy artykuły te zostały napisane przez włocha Giovanniego Morellego (Shwa- rze to prawie tłumaczenie nazwiska, zaś Lermolieff to niemal ana- gram). Jeszcze dzisiaj historycy sztuki rozprawiają o „metodzie Morellego”2.

1Używam tutaj tego terminu w znaczeniu zaproponowanym przez T.S. Kuhna, Struktura rewolucji naukowych, Warszawa: PWN 1968, pomi- jając precyzacje i rozróżnienia wprowadzone później przez tego autora (zob.

Postscriptum — 1969, w drugim, poszerzonym wydaniu książki: The Struc- ture of Scientific Revolution, Chicago 19742, 174 i nast.).

2Jeżeli chodzi o Morellego zob. zwłaszcza E. Wind, Arte e anarchia, Mi- lano 1972, 52–75, 166–68 oraz cytowaną tam bibliografię. W kwestiach biblio- grafii warto skonsultować M. Ginoulhiac, “Giovanni Morelli. La vita”, [w:]

Bergomum, 34(1940), n. 2, 51–74. Jeśli chodzi o metodę Morellego, to ostat- nio pisali o niej R. Wollheim, “Giovanni Morelli and the Origins of Scientific Connoisseurship”, [w:] On Art and the Mind. Essays and Lectures, London 1973, 177–201; H. Zerner, “Giovanni Morelli et la science de l’art”, [w:] Re- vue de l’art, 40–41(1978), 209–15 i G. Prevital, “ `A propos de Morelli”, ibid., 42(1978), 27–31. Inne teksty są cytowane w przypisie 12. Niestety, jak dotąd brak całościowego opracowania na temat Morellego, analizującego nie tylko

(3)

Na czym ona polega? Muzea, twierdził Morelli, są przepeł- nione obrazami, mylnie przypisywanymi takim czy innym mala- rzom. Jednakże zidentyfikowanie prawdziwego twórcy obrazu nie jest łatwe. Często bowiem ma się do czynienia z dziełem, które nie zostało podpisane, może nawet przemalowane, albo też znajduje się w złym stanie. W tej sytuacji możliwość odróżnienia oryginału od kopii staje się niezwykle istotna. Pragnąc zrealizować to zamie- rzenie, powiadał Morelli, nie można jednak (jak zwykle się czyni) opierać się na najbardziej rzucających się w oczy szczegółach ob- razu, albowiem mogą być one z łatwością podrobione: wzniesione do nieba oczy na obrazach Perugina, uśmiech Leonarda, itp. Na- leży natomiast poddać analizie zupełnie drugorzędne szczegóły te, które są najmniej podatne na wpływy szkoły, do której malarz należał: płat ucha, paznokcie, forma palców dłoni i stóp. Opiera- jąc się na tej intuicji Morelli zbadał, i skrupulatnie skatologował, kształt ucha typowy dla Botticellego, dla Cosm`e Turego, itd. Cho- dzi oczywiście o cechy obecne w dziełach oryginalnych. Następnie w oparciu o tę metodę zaproponował dziesiątki nowych identy- fikacji obrazów znajdujących się w głównych galeriach Europy.

jego pisma z zakresu historii sztuki, lecz także młodzieńcze studia naukowe, związki ze środowiskami niemieckimi, przyjaźń z De Sanctisem, uczestnictwo w życiu politycznym. Jeśli chodzi o De Sanctisa, zob. list Morellego, w którym sugerował on kandydaturę De Sanctisa na stanowiska profesora literatury wło- skiej na Politechnice w Zurygu (F. De Sanctis, Lettere dall’esilio [1853–1860], B. Croce (red.), Bari 1938, 34–38) oraz indeksy tomów Epistolario De Sanctisa publikowanych przez wydawnictwo Einaudi. Polityczne zaangażowanie Morel- lego traktuje G. Spini, Risorgimento e protestanti, Napoli 1956, 114, 261 i 335.

Europejską recepcję pism Morellego dobrze oddają jego własne słowa z listu napisanego z Bazylei do Minghettiego: “Stary Giacomo Burckharte, którego odwiedziłem wczoraj, przyjął mnie entuzjastycznie i zechciał spędzić w moim towarzystwie cały wieczór. Jest to człowiek bardzo oryginalny, tak w sposo- bie myślenia, jak i w sposobie zachowania. Bardzo by ci się spodobał, choć może jeszcze bardziej przypadłyby do gustu naszej Pani Laurze. Opowiadał mi o książce Lermolieffa, tak jakby znał ją na pamięć, i w tym kontekście zasypał mnie mnóstwem pytań. Rzecz ta bardzo mi pochlebia. Spotkałem się z nim dziś rano...” (Biblioteca Comunale di Bologna [Archiginnasio], Carte Minghetti, XXIII, 54).

(4)

Często były do odkrycia sensacyjne: znajdująca się w dreźnień- skiej galerii leżąca Wenus, uważana za kopię zaginionego obrazu Tycjana wykonaną przez Sassoferratiego, Morelli zidentyfikował jako jedno z niewielu dzieł, które z całą pewnością wyszły spod pędzla Giorgiona.

Pomimo tych sukcesów metoda Morellego była ostro krytyko- wana, być może z powodu niemałej, aroganckiej pewności siebie, z którą była proponowana. Zyskała sobie miano mechanicznej, powierzchownej i pozytywistycznej, a w końcu popadła w nie- łaskę3. (Co nie zmienia faktu, że wielu badaczy, którzy z góry patrzyli na tę metodę, milcząco posługiwali się nią celem identyfi- kacji obrazów.) Ponowne zwrócenie uwagi na pisma Morellego jest zasługą Winda, który dostrzegł w nich typowy przykład współ- czesnego podejścia do dzieła sztuki — podejścia zachęcającego do smakowania szczegółów raczej, niż całości dzieła. U Morellego, według Winda, znajdujemy przesadny kult bezpośredniości geniu- sza. Kultem tym nasycił się w latach młodości, kiedy to obracał się w kręgu berlińskich romantyków4. Nie jest to przekonywająca interpretacja, zważywszy fakt, iż Morelli nie interesował się pro- blemami o charakterze estetycznym (o co go potem oskarżano), lecz wstępnymi problemami o charakterze filologicznym5. W isto-

3Longhi uważał Morellego, w porównaniu z “wielkim” Cavalcaselle, za ba- dacza “nie tak wybitnego, choć godnego uwagi”. Jednakże zaraz potem doda- wał, że “argumenty... materialistyczne” nadają metodzie Morellego charakter

“zbytniej pewności siebie, czyniąc ją estetycznie nieprzydatną” (“Cartella ti- zianesca”, [w:] Saggi e ricerche 1925–1928, Firenze 1967, 234). Jeśli chodzi o implikacje tych, i innych ocen Longhiego, zob. G. Contini, “Longhi prosa- tore”, [w:] Altri esercizi (1942–1971), Torino 1972, 117. Porównanie z Caval- caselle, niezbyt korzystne dla Morellego, jest np. podjęte przez M. Fagiolo, [w:] G.C. Argan i M. Fagiolo, Guida alla storia d ell’arte, Firenze 1974, 97 i 101.

4Zob. Wind, Arte, 64–65. B. Croce pisał natomiast o “zmysłowości naocz- nych i dostrzegalnych szczegółów” (La critica delle arti figurative. Questioni del metodo, Bari 19462, 15).

5Zob. Longhi, Saggi, 321: “jeśli chodzi o zmysł jakości u Morellego, zresztą słabo rozwinięty albo jakże często przytłoczony prostymi aktami ‘identyfika- cji’...”. Zaraz potem określa Morellego jako wręcz “pospolitego i mrocznego

(5)

cie rzeczy jednak implikacje metody Morellego są inne, i znacz- nie bogatsze. Jak za chwilę zobaczymy, sam Wind znajdował się o krok od tego odkrycia.

2. Pisze Wind: „pisma Morellego mają charakter raczej nie- zwykły, jeśli porównać je z pismami innych historyków sztuki.

Pełno w nich rysunków przedstawiających palce, uszy oraz szcze- gółowych rejestrów drobnych cech zdradzających rękę określo- nego artysty. Przypomina to odciski palców identyfikujących prze- stępcę, dlatego też każde muzeum sztuki analizowane przez Morel- lego natychmiast staje się muzeum kryminalistyki...”6. Analogia ta została błyskotliwie rozwinięta przez Castelnuovo, porównują- cego metodę Morellego do metody, która niemal w tych samych la- tach została przypisana Sherlockowi Holmesowi przez jego twórcę, Arthura Conana Doyla7. Znawca sztuki jest porównany do de- tektywa, odkrywającego autora przestępstwa (obrazu) na podsta- wie poszlak trudno dostrzegalnych dla większości obserwatorów.

Przykłady przenikliwości Holmesa interpretującego ślady w bło- cie, popiół z papierosa, itd., są niezliczone. Aby przekonać się co do słuszności porównania dokonanego przez Castelnuovo, starczy zapoznać się z opowiadaniem Przygoda z tekturowym pudełkiem (1892), w którym Sherlock Holmes niemal „dosłownie” stosuje metodę Morellego. Historia zaczyna się od tego, że pewna niewin- nie wyglądająca panna otrzymuje przesyłkę pocztową zawierającą parę obciętych uszu. Zwraca się do słynnego detektywa. Podczas spotkania, znawca tego rodzaju zagadnień, Holmes

„przerwał, ja zaś [Watson] w zdumieniu patrzyłem jak z niezwykłym skupieniem przyglądał się profilowi przy- byszki. Przez chwilę na jego obliczu zagościło zdumienie

krytyka z Gorława” (Gorław to rosyjska wersja nazwy miejscowości Gorle, niedaleko Bergamo, gdzie mieszkał Morelli–Lermolieff).

6Zob. Wind, Arte, 63.

7Zob. E. Castelnuovo, “Attribution”, [w:] Encyclopaedia universalis, tom II, 1968, 782. Nadto A. Hauser (Le teorie dell’arte. Tendenze e metodi della critica moderna Torino 1969, 97) porównuje detektywistyczną metodę Freuda z metodą Morellego (zob. przypis 12).

(6)

pomieszane z zadowoleniem. Kiedy jednak panna [Cushing]

odwróciła się w stronę Holmesa, aby odkryć powód jego nagłego milczenia, twarz Sherlocka przybrała zwykły, nie- przenikniony wyraz”8.

W dalszym ciągu opowiadania Holmes wyjaśnia Watsonowi (i czy- telnikom) przebieg swych błyskawicznych procesów myślowych:

„Jako lekarzowi, wiadomo panu, panie Watson, iż żadna inna część ciała nie wykazuje większych różnic indywidual- nych niż ucho. Każde ucho ma swoje odrębne cechy odróż- niające go od innych. W „Przeglądzie antropologicznym”

(Anthropological Journal ) z ubiegłego roku, może pan prze- czytać moje dwie krótkie monografie na ten temat. Dlatego też uważnie przestudiowałem uszy znajdujące się w pudełku i określiłem ich specyficzne cechy anatomiczne. Łatwo so- bie wyobrazić moje zdumienie, kiedy przyglądając się pan- nie Cushing zauważyłem, iż jej uszy były niemal identyczne z uszami z pudełka. Nie może być mowy o przypadku. Uszy te odznaczały się tym samym skróceniem płatka, tym sa- mym zakrzywieniem części górnej, tą samą formą wklęsłości małżowiny. Biorąc pod uwagę wszystkie cechy zasadnicze, chodziło o niemal identyczne uszy. Natychmiast uświado- miłem sobie znaczenie tej obserwacji. To jasne, że ofiara musiała być krewną, i to prawdopodobnie bardzo bliską, panny Cushing...”9.

8Zob. A. Conan Doyle, “Przygoda z tekturowym pudełkiem (The Card- board Box)”, [w:] The Complete Sherlock Holmes Short Stories, London 1976, 923–47; tutaj: 932.

9Zob. Doyle, “Przygoda z tekturowym pudełkiem”, 937–38. Opowiadanie to ukazało się wpierw na łamach czasopisma The Strand Magazine, styczeń- czerwiec, 5(1893), 61–73. Niektórzy badacze dostrzegli (zob. A. Conan Doyle, The Annotated Sherlock Holmes, W.S. Baring–Gould (red.), London 1968, tom II, 208), że w tym samym czasopiśmie, kilka miesięcy potem, ukazał się anonimowy artykuł dotyczący różnych form ludzkiego ucha (“Ears: a Chap- ter One”, [w:] The Strand Magazine, lipiec-grudzień, 6(1893), 388–91, 525–

(7)

3. Zobaczymy wkrótce, jakie są niektóre konsekwencje wspo- mnianego wyżej porównania10. Wpierw warto jednak przytoczyć inną, interesującą obserwację Winda:

„Niektórym krytykom Morellego wydawała się dziwna idea, iż ‘osobowości należy doszukiwać się tam, gdzie wkład osoby jest najmniej intensywny’. Jednakże pod tym wzglę-

27). Autorem tego tekstu mógłby być sam Conan Doyle, który tym sposobem stałby się autorem artykułu Holmesa w Anthropological Journal (zniekształ- cona wersja Journal of Anthropology ). Jest to jednak przypuszczenie raczej bezpodstawne, albowiem artykuł o uchu został poprzedzony tekstem zatytu- łowanym “Hands” (The Strand Magazine, styczeń-czerwiec, 5(1893), 119–23, 295–301), którego autorem był Beckles Willson. Jakkolwiek by było tekst opu- blikowany przez The Strand Magazine zawiera reprodukcje różnych form ucha, które do złudzenia przypominają ilustracje zawarte w pismach Morellego — zdaje się to potwierdzać szeroki obieg tego rodzaju tematów w ówczesnej kul- turze.

10Nie można wykluczyć jednakowoż, iż chodzi tu o coś więcej niż tylko o proste porównanie. Wuj Conana Doyla, Henry Doyle, malarz i krytyk sztuki, został w 1869 roku mianowany dyrektorem National Art Gallery w Dublinie (zob. P. Nordon, Sir Arthur Conan Doyle. L’homme et l’œuvre, Paris 1964, 9).

W 1887 roku Morelli spotkał Henry’ego Doyla i tak o tym napisał do swego przyjaciela Sir Henry’ego Layarda: “Ce que vous me dites de la Gal´erie de Dublin m’a beaucoup interess´e et d’autant plus que j’ai eu la chance `a Lon- dres de faire la connaissance personnelle de ce brave Monsieur Doyle, qui m’a fait a meilleure des impressions... h´elas, au lieu des Doyle quels personnages trouvez vous ordinairement `a la direction des Galeries en Europe?!” (British Museum, Add. Ms 38965, Layard Papers, tom 35, c. 120v ). Znajomości me- tody Morellego przez Doyla (wówczas rzecz oczywista w przypadku historyka sztuki) dowodzi Catalogue of the Works of Art in the National Gallery of Ireland (Dublin 1890), który został przez niego zredagowany i w którym jest stosowany (np. s. 87) podręcznik Kuglera, zasadniczo przepracowany przez Layarda w 1887 roku pod kierunkiem Morellego. Pierwsze tłumaczenie pism Morellego na język angielski ukazało się w 1883 roku (zob. bibliografię [w:]

Italienische Malerei der Renaissance im Briefwechsel von Giovanni Morelli und Jean Paul Richter — 1876–1891, J. i G. Richter (red.), Baden–Baden 1960). Pierwsza przygoda Holmesa (Studium w szkarłacie) została opubliko- wana w 1887 roku. Zważywszy te okoliczności nie jest rzeczą niemożliwą, iż Conan Doyle zapoznał się z metodą Morellego za pośrednictwem wuja. Nie jest to jednak warunek konieczny, albowiem pisma Morellego nie były jedy- nym wyrazem idei, które staramy się tutaj poddać analizie.

(8)

dem psychologia współczesna zdaje się potwierdzać intuicje Morellego: nasze nieświadome gesty mówią więcej o naszym charakterze, niż jakiekolwiek zachowania formalne, wcze- śniej dokładnie przez nas przygotowane”11.

„Nasze nieświadome gesty...” — owo ogólne sformułowanie za- czerpnięte z opracowań psychologii współczesnej zostało z całą pewnością zapożyczone z dzieł Freuda. To, co Wind pisze na te- mat Morellego zwróciło uwagę badaczy12 na pewien niemal za- pomniany fragment ze sławnego eseju Freuda Mojżesz Michała Anioła (1914). Na początku drugiego paragrafu Freud pisze:

„Na wiele lat przed tym, jak usłyszałem o psychoanali- zie dowiedziałem się, że rosyjski znawca sztuki, Ivan Ler- molieff, którego pierwsze eseje ukazały się po niemiecku w latach 1874–76, wywołał rewolucję w galeriach Europy, kwestionując autorstwo wielu obrazów, proponując metodę pewnego odróżniania kopii od oryginałów i kreując nowe in- dywidualności artystyczne w oparciu o obrazy wyzwolone z ciężaru błędnych identyfikacji. Uzyskał te wyniki abstra- hując od ogólnych i typowych cech obrazu, koncentrując się natomiast na drugorzędnych i nieznaczących szczegó- łach takich jak kształt paznokci, małżowiny uszu, aureole i inne detale tego rodzaju, zwykle niedostrzegane, ale które fałszerz kopiuje zazwyczaj bardzo niestarannie, lecz artysta wykonuje na swój własny, niepowtarzalny sposób. Z wiel- kim zainteresowaniem odkryłem późniejm, że pod rosyj- skim nazwiskiem ukrywa się włoski lekarz Morelli, senator Królestwa Włoch, zmarły w 1891 roku. Jestem przekonany,

11Zob. Wind, Arte, 63.

12Oprócz precyzyjnego odnośnika Hausera (Le teorie dell’arte, 97; oryginał jest z 1959 roku), zob. J.J. Spector, “Les m´ethodes de la critique d’art et la psychanalyse freudienne”, [w:] Diog`enes, 66(1969), 77–101, H. Damish, “La partie et le tout”, [w:] Revue d’esth´etique, 2(1970), 168–88, Id., “Le gardien de l’interpr´etation”, [w:] Tel Quel, 44(1971), 70–96, R. Wollheim, “Freud and the Undersdtanding of the Art”, [w:] On Art and the Mind, 209–10.

(9)

iż jego metoda jest bardzo podobna do technik psychoana- lizy medycznej. Także i ona pragnie zgłębić rzeczy ukryte i tajemne na podstawie prawie niedostrzegalnych i mało znaczących elementów — niemal odpadków i „śmieci” na- szych obsewrweacji” (auch diese ist gew¨ohnt, aus gering gesch¨atzten oder nicht beachteten Z¨ugen, aus dem Abhub

— dem ‘refuse’ — der Beobachtung, Geheimes und Verbor- genes zu erraten)”13.

Esej Mojżesz Michała Anioła ukazał się wpierw anonimowo.

Freud przeznał się do jego napisania dopiero podczas redak- cji dzieł zebranych. Wyrażono przypuszczenie, iż tendencja Mo- rellego do anulowania własnej identyczności jako autora, po- przez ukrywanie się pod pseudonimami, zaraziła w jakimś sensie Freuda. Próbowano też interpretować w taki czy inny sposób te zbieżności14. Pozostaje faktem, iż skrywając się za zasłoną anoni- mowości Freud, jednoznacznie, choć jednocześnie w sposób skryty, dał świadectwo wielkiego wpływu intelektualnego, jaki Morelli wywarł na niego, i to w okresie znacznie poprzedzającym odkrycie psychoanalizy („lange bevor ich etwas von Psychoanalyse h¨oren konnte...”). Próby ograniczania tego wpływu tylko do eseju Moj- żesz Michała Anioła, albo do innych esejów z dziedziny historii sztuki15, oznaczają niedocenianie wymowy słów samego Freuda:

„ jestem przekonany, iż jego metoda jest bardzo podobna do tech-

13Zob. S. Freud, “Der Moses des Michelangelo”, [w:] Gesammelte Werke, tom 10, 185. R. Bremmer (“Freud and Michelangelo’s Moses”, [w:] Ame- rican Imago, 33(1976), 60–75) dyskutuje interpretacje Mojżesza zapropono- waną przez Freuda, nie uwzględniając Morellego. Nie miałem natomiast okazji przeczytania eseju K. Victoriusa, “Der ‘Moses des Michelangelo’ von Sigmund Freud”, [w:] Entfaltung der Psychoanalyse, A. Mitscherlich (red.), Stuttgart 1956, 1–10.

14Zob. S. Kofman, L’enfance de l’art. Une interpr´etation de l’esth´etique fruedienne, Paris 1975, 19 i 27, Damisch, “Le gardien”, 70 i nast., Wollheim, On Art and the Mind, 210.

15Wyjątek stanowi tutaj znakomity esej Spectora, który neguje jednak ist- nienie realnego związku pomiędzy metodą Morellego i metodą Freuda (“Les ethodes”, 82–93).

(10)

nik psychoanalizy medycznej”. W istocie rzeczy wszystkie, wy- żej cytowane stwierdzenia Freuda dotyczące Giovanni Morellego przypisują mu specjalne znaczenie w formacji psychoanalizy. Cho- dzi tutaj o wpływ dobrze udokumentowany i nie oparty tylko na przypuszczeniach, czego nie można powiedzieć o większości do- mniemanych „prekursorów” Freuda. Więcej — Freud zapoznał się z pismami Morellego, jak to już zostało podkreślone, w okre- sie poprzedzającym powstanie psychoanalizy. Mamy tu zatem do czynienia z czynnikiem, który wprost przyczynił się do krystali- zacji psychoanalizy, a nie (jak ma to miejsce w przypadku tekstu J. Poppera „Lynkeus” na temat snów)16 z tekstami, które sta- nowią rodzaj koincydencji dostrzeżonej po dokonaniu odkrycia psychoanalizy.

4. Nim spróbujemy ustalić, co mianowicie Freud mógł zaczerp- nąć z lektury pism Morellego, należy zwrócić uwagę na okolicz- ności tej lektury. Okoliczność, albo okoliczności lektury — Freud bowiem pisze o dwóch oddzielnych okazjach: „Na wiele lat przed tym, jak usłyszałem o psychoanalizie dowiedziałem się, że rosyjski znawca sztuki, Ivan Lermolieff...” i „Z wielkim zainteresowaniem odkryłem późniejm, że pod rosyjskim nazwiskiem ukrywa się wło- ski lekarz Morelli”.

Pierwsze zetknięcie się z pismami Morellego może być dato- wane hipotetycznie. Jako terminus ante quem należy przyjąć rok 1895 (data publikacji Studium histerii Freuda i Breuera) lub rok 1896 (kiedy to Freud użył po raz pierwszy terminu ‘psychoana- liza’)17. Jako terminus post quem zaś należy przyjąć rok 1883.

Istotnie, w grudniu tego roku Freud, w długim liście zaadresowa- nym do narzeczonej opowiada o „odkryciu malarstwa” podczas wizyty w galerii dreźnieńskiej. W przeszłości malarstwo nie in-

16Chodzi o tekst „Lynkeusa”, przypomniany przy okazji przedruku Traum- deutung. Zob. Z. Freud, Objaśnianie marzeń sennych, Warszawa: Wydawnic- two KR 1996, 267, przypis 58 (na s. 96, przypis 347, wspominane są dwa późniejsze teksty Freuda, dotyczące jego związków z “Lynkeusem”).

17Zob. M. Robert, La rivoluzione psicoanalitica. La vita e opere di Freud, Torino 1967, 84.

(11)

teresowało go, teraz jednak — pisał — „zrzuciłem z siebie pan- cerz barbarzyńcy i zacząłem podziwiać”18. Trudno przypuszczać, ażeby Freud, przed tą datą, mógł zainteresować się pismami nie- znanego historyka sztuki. Jest jednak wysoce prawdopodobne, że zaczął je czytać wkrótce po napisaniu listu do narzeczonej, w któ- rym opisywał swą wizytę w dreźnieńskiej pinakotece, albowiem pierwsze eseje Morellego zebrane w wydaniu książkowym (Lei- pzig 1880), dotyczyły dzieł włoskich mistrzów znajdujących się w galeriach w Monachium, Dreźnie i w Berlinie19.

Drugie spotkanie Freuda z pismami Morellego można datować z większą dokładnością. Prawdziwe imię Ivana Lermolieffa zostało po raz pierwszy podane do publicznej wiadomości na stronie ty- tułowej angielskiej wersji (1883) dopiero co wspomnianej książki.

W przedrukach i w tłumaczeniach, które wyszły po roku 1891 (data śmierci Morellego) znajduje się zawsze tak pseudonim, jak i prawdziwe nazwisko20. Nie jest do wykluczenia, że jeden z tych tomów trafił do rąk Freuda, jednakże najprawdopodobniej dowie- dział się on, jakie jest prawdziwe nazwisko Lermolieffa przypad- kiem, we wrześniu 1898 roku, szperając w mediolańskiej księgarni.

W bibliotece Freuda, przechowywanej w Londynie, znajduje się egzemplarz książki Giovanni Morellego (Ivana Lermolieff, Della pittura italiana. Studii storico critici. Le gallerie Borghese e Do- ria Pamphili in Roma, Milano 1897). Na stronie tytułowej została zanotowana data nabycia książki: Mediolan, 14 września21. Freud

18Zob. E.H. Gombrich, “Freud e l’arte”, [w:] Freud e la psicologia dell’arte, Torino 1967, 14. Zdumiewa fakt, iż Gombrich w swym eseju nie cytuje tekstu Freuda z fragmentem na temat Morellego.

19I. Lermolieff, Die Werke italianischer Meister in den Galerien von unchen, Dresden und Berlin. Ein kritischer Versuch. Aus dem Russischen

¨

ubersetzt von Dr. Johannes Schwarze, Leipzig 1880.

20G. Morelli (I. Lermolieff), Italian Masters in German Galleries. A Critical Essay on the Italian Pictures in the Galleries of Munich, Dresden and Berlin, tłum. z niemieckiego L.M. Richtera, London 1883.

21H. Trosman i R. Simmons, “The Freud Library”, [w:] Journal of the Ame- rican Psychoanalytic Association, 21(1973), 672 (dziękuję uprzejmie Pier Ce- sare Boriemu za wskazanie mi tego artykułu).

(12)

tylko jeden raz był w Mediolanie, jesienią 1898 roku22. Nadto w tym okresie istniały inne jeszcze motywy, dla których książka Morellego była dla Freuda interesująca. Od kilku miesięcy zaj- mował się lapsusami. Nieco wcześniej, w Dalmacji, wydarzył się epizod, potem analizowany w Psychopatologii życia codziennego, kiedy to Freud nadaremno usiłował przypomnieć sobie nazwisko autora fresków w Orvieto. Otóż tak ich prawdziwy autor (Si- gnorelli), jak też i inni, przypuszczalni autorzy, których nazwiska przychodziły na myśl Freudowi (Boticelli, Boltraffio), są wymie- nieni w książce Morellego23.

Co jednak może oznaczać dla Freuda — dodajmy: dla mło- dego Freuda z okresu znacznie poprzedzającego psychoanalizę — lektura esejów Morellego? Sam Freud odpowiada na to pytanie:

lektura ta podsunęła mu pomysł metody interpretacji koncentru- jącej się na tym, co spychane na drugi plan, na danych o cha- rakterze marginesowym, uważanych jednak za objawiające istotę rzeczy. Tym sposobem szczegóły uważane zwykle za pozbawione znaczenia, lub nawet trywialne, „niskie”, dostarczały klucza, po- zwalającego na dotarcie do wyższych wytworów ludzkiego ducha.

„Moi przeciwnicy”, ironicznie zauważał Morelli (ironia jakby spe- cjalnie dla Freuda przeznaczona), „określają mnie jako osobę nie- zdolną do dostrzeżenia duchowego sensu dzieła sztuki i dlatego przypisującą wyjątkowe znaczenie aspektom zewnętrznym, takim jak kształt dłoni, ucha, a nawet, horribile dictu, tak antypatcz- nej rzeczy jak paznokieć”24. Także i Morelli mógłby zaakceptować wirgiliańskie motto Freuda, wybrane jako epigraf Objaśniania ma- rzeń sennych: “Flectere si necquo Superos, Acheronta movebo”25.

22Zob. E. Jones, Vita e opere di Freud, tom I, Milano 1964, 404.

23Zob. Robert, La rivoluzione, 144, Morelli (I. Lermolieff), Della pittura italiana, 88–89 (o Signorellim) i 159 (o Beltrafim).

24Ibid., 4.

25Wybór wersetu z Wirgiliusza, dokonany przez Freuda, był różnorako in- terpretowany. Zob. np. W. Schoenau, Sigmund Freuds Prosa. Literarische Ele- mente seines Stil, Stuttgart 1968, 61–73. W moim pojęciu na większą uwagę zasługuje teza E. Simona (72), według której epigraf oznacza, iż ukryte, nie-

(13)

Nadto, owe drugorzędne szczegóły były dla Morellego istotnie ważne, albowiem podczas malowania tych szczegółów autokon- trola artysty określana przez przynależność do określonej szkoły malarskiej słabła, pozostawiając przestrzeń dla tego, co całkowi- cie indywidualne, “i co się wymyka [uwadze malarza] w niezauwa- żalny dla samego artysty sposób”26. Bardziej jeszcze niż odwoła- nie się, w tym istotnym miejscu, do podświadomej aktywności27, uderzać musi identyfikacja intymnego jądra osobowości artystycz- nej z elementami wyłączonymi spod kontroli świadomości.

5. Dostrzegliśmy podobieństwo pomiędzy metodami Morel- lego, Holmesa i Freuda. O relacji Morelli–Holmes i Morelli–Freud już pisaliśmy, natomiast o zdumiewającej zbieżności pomiędzy metodami Holmesa i Freuda sporo pisał S. Marcus28. Sam Freud wielokrotnie zdradził jednemu ze swoich pacjentów (“człowiek- wilk”) zainteresowanie przygodami Sherlocka Holmesa. Jednakże swojemu koledze (T. Reik), który porównywał metodę psycho- analizy z metodą Holmesa, z wielką pasją opowiedział o techni- kach przypisywanych Morellemu (wiosna 1913 roku). We wszyst- kich trzech przypadkach, prawie niezauważalne ślady pozwalają na uchwycenie głębszej rzeczywistości, która inaczej pozostałaby poza naszym zasięgiem. Ślady, a może dokładniej — symptomy

widzialne fragmenty rzeczywistości, są niemniej ważne od tych widzialnych.

Jeśli chodzi o możliwe, polityczne aspekty epigrafu, już wcześniej cytowanego przez Lassalle’a, zob. piękny esej C.E. Schorskego, “Politique et parricide dans l’Interpr´etation des r´eves de Freud ”, [w:] Annales E.S.C., 28(1973), 309–28 (zwłaszcza 325 i nast.).

26Zob. Morelli (Lermolieff), Della pittura italiana, 71.

27Zob. nekrolog Morellego napisany przez Richtera (ibid., XVIII): “owe szczegółowe poszlaki [odkryte przez Morellego], które dany mistrz zazwyczaj pozostawia z powodu przyzwyczajenia i prawie nieświadomie...”.

28Zob. jego wstęp do A. Conan Doyle, The Adventures of Sherlock Holmes.

A Facsimile of the stories as they were first published in the Strand Magazine, New York 1976, X–XI. Zob. też bibliografię w N. Mayer, La soluzione sette per cento, Milano 1976, 214 (chodzi o powieść mającą za bohaterów Freuda i Holmesa, która cieszyła się niezasłużonym powodzeniem).

(14)

(w przypadku Freuda), poszlaki (w przypadku Sherlocka Hol- mesa), lub też pociągnięcia pędzla (w przypadku Morellego)29.

Jak wyjaśnić tę potrójną zbieżność? Odpowiedź jest na pierw- szy rzut oka oczywista: Freud ukończył studia medyczne. Conan Doyle, także został lekarzem, nim poświęcił się literaturze. We wszystkich trzech przypadkach dostrzega się wyraźnie model se- mejologii medycznej, dyscypliny zajmującej się diagnozą chorób bezpośrednio niewykrywalnych i opierającej się na analizie po- wierzchownych symptomów, które dla niewyczulonego obserwa- tora — np. dla doktora Watsona — mogą się zdawać bez znacze- nia. (Warto zauważyć mimochodem, że kopia Holmes–Watson, czyli kopia przenikliwy detektyw — nierozgarnięty medyk, zdaje się przedstawiać swoiste rozdwojenie konkretnie istniejącej osoby:

jednego z profesorów młodego Conana Doyla, szeroko znanego z powodu swych niezwykłych zdolności diagnostycznych30.) Nie chodzi tu jednak tylko o zbieżności o charakterze biograficznym.

Pod koniec XIX stulecia — dokładniej w latach 1870–1880 — za- czął się rozpowszechniać w dziedzinie nauk zajmujących się czło- wiekiem paradygmat poszlakowy oparty właśnie na semejologii.

Jednakże jego korzenie sięgają znacznie głębiej w czas.

II

1. Przez tysiąclecia człowiek zajmował się łowiectwem.

W trakcie niezliczonych pościgów nauczył się rekonstruować wiel- kość i ruchy niewidzialnej jeszcze ofiary na podstawie odciśniętych

29Zob. The Wolf–Man by the Wolf–Man, M. Gardiner (red.), New York 1971, 146, T. Reik, Il rito religioso, Torino 1949, 24. Jeśli chodzi o różnice po- między symptomami i poszlakami, zob. C. Segre, “La gerarchia dei segni”, [w:]

Psicoanalisi e semiotica, A. Verdiglione (red.), Milano 1975, 33, A.T. Sebeok, Contributions to the Doctrine of Signs, Bloomington (Indiana) 1976.

30Jeśli chodzi o osobę Johna Bella, lekarza, który zainspirował postać Sher- locka Holmesa, zob. Conan Doyle, The Annotated Sherlock Holmes, tom I, wprowadzenie (Two doctors and a detective: Sir Arthur Conan Doyle, John A. Watson, M. D., and Mr. Sherlock Holmes of Baker Street ), 7 i nast. Zob.

też A. Conan Doyle, Memories and Adventures, London 1924, 25–26, 74–75.

(15)

w błocie śladów, połamanych gałązek, odchodów, sierści albo piór pozostawionych na krzakach, zapachu. Nauczył się węszyć, obser- wować, interpretować i klasyfikować tak znikome ślady jak np.

nić śliny zwierzęcia. Nauczył się dokonywać niesłychanie skom- plikowanych operacji umysłowych pośród leśnego gąszczu albo na leśnej polanie i wobec czychającego zewsząd zagrożenia.

Niezliczone pokolenia myśliwych przyczyniły się do wzboga- cenia i przekazania tego dziedzictwa poznania. Ponieważ brakuje specyficznej dokumentacji werbalnej, która mogłaby dołączyć się do figur malowanych na ścianach jaskiń czy do znajdowanych na- rzędzi, możemy uciec się do baśni, w których rozbrzmiewa echo owej, tak odległej w czasie wiedzy myśliwych, choć jest to echo bardzo opóźnione i zniekształcone. Oto trzech braci (jak opowiada orientalna baśń, rozpowszechniona wśród kirgizów, tatarów, ży- dów, turków...31) spotkało człowieka, który stracił wielbłąda, albo

— w innych wersjach — konia. Bracia, bez wahania, opisują go:

biały, ślepy na jedno oko, na jego grzbiecie znajdują się w sakwach dwa pojemniki. W jednym jest wino, w drugim olej. A zatem wi- dzieli go? Nie, nie widzieli. Zostają zatem oskarżeni o kradzież i postawieni przed sądem. Rozprawa zamienia się w tryumf braci.

Na podstawie błyskotliwego rozumowania i opierając się na drob- nych bardzo poszlakach pokazują, jak udało im się odtworzyć wy- gląd zwierzęcia, którego nigdy wcześniej nie widzieli na oczy.

Trzej bracia, jak się wydaje, posługują się poznaniem o cha- rakterze myśliwskim (choć nie określa się ich jako zajmujących się łowiectwem). Charakterystyką tego poznania jest zdolność do przedstawienie złożonej i bezpośrednio niedoświadczanej rzeczy- wistości na podstawie pozornie nieznaczących danych doświad- czalnych. Należy tutaj dodać, iż owe dane są tak porządkowane przez obserwatora, że układają się w pewną narrację dającą się streścić sformułowaniem: „ktoś tu był”. Być może sama idea nar-

31Zob. A. Wesselofsky, “Eine M¨archengruppe”, [w:] Archiv f¨ur slavische Philologie, 9(1886), 308–9 i zamieszczoną tam bibliografię. Jeśli chodzi o roz- powszechnienie tej baśni zob. niżej.

(16)

racji (jako formy różnej od zaklęcia, odczyniania uroków lub in- wokacji32) powstała wpierw w społeczeństwie myśliwych, właśnie w kontekście odczytywania śladów. Okoliczność, iż nawet w na- szych czasach figury retoryczne będące podstawą języka używa- nego w łowieckim rozszyfrowywaniu tropów — a zatem od „czę- ści” do „całości” i od „skutku” do „przyczyny” — dadzą się spro- wadzić do aspektów prozatorskich metonimii, z rygorystycznym wykluczeniem metafory33, zdaje się potwierdzać tę hipotezę, która jest oczywiście niedowodliwa. Łowca byłby zatem pierwszą ludzką istotą ‘opowiadającą historie’, ponieważ tylko on potrafił odczytać w niemych, a nawet ledwo dostrzegalnych śladach pozostawionych przez ofiarę, spójne następstwo wydarzeń.

‘Rozszyfrowanie’ albo ‘odczytywanie’ śladów zwierząt to oczy- wiście metafory. Trudno jednak uniknąć pokusy dosłownego ich pojmowania. Stają się one wtedy czymś na kształt przejawiają- cej się w słowach krystalizacji procesów historycznych, które być może w bardzo długim okresie czasu doprowadziły do wynale- zienia pisma. Te same aspekty dają się dostrzec w ogólnej formie mitu etiologicznego obecnego w chińskiej tradycji, według którego wynalazek pisma zawdzięcza się wysokiemu funkcjonariuszowi ob- serwującemu ślady ptaka odciśnięte na pokrytym piaskiem brzegu rzeki34. Z drugiej strony, opuszczając obszar mitów oraz hipotez i wkraczając w dziedzinę udokumentowanej historii, ze zdumie- niem dostrzega się oczywiste analogie pomiędzy paradygmatem łowieckim, który został wyżej opisany, i paradygmatem dostrze- galnym we wróżbiarskich tekstach mezopotańskich, zredagowa-

32Zob. A. Sepilli, Poesia e magia, Torino 1962.

33Zob. sławny esej R. Jakobsona, “Dwa aspekty języka i dwa typy zakłóceń afatycznych”, [w:] W poszukiwaniu istoty języka: Wybór pism, tom I, War- szawa: PIW 1989, 150–175.

34Zob. E. Cezade i C. Thomas, “Alfabeto”, [w:] Enciclopedia, tom I, To- rino 1977, 289. Zob. też ´Etiemble, La scrittura, Milano 1962, 22–23, gdzie twierdzi się, na podstawie bardzo efektownego paradoksu, że człowiek wpierw nauczył się czytać, a potem pisać. Na ten temat zob. W. Benjamin, “Zdol- ność mimetyczna”, [w:] Anioł historii. Eseje, szkice, fragmenty, Poznań: Wyd.

Poznańskie 1996.

(17)

nych w trzecim tysiącleciu przed naszą erą i później35. Oba te pa- radygmaty zakładają szczegółowe rozpoznanie najdrobniejszych nawet elementów, ażeby tym sposobem odkryć ślady zdarzeń bez- pośrednio niepostrzeganych przez obserwatora. Z jednej strony odchody, odciśnięte ślady, włosy i pióra, z drugiej zaś wnętrzno- ści zwierząt, krople oliwy w wodzie, gwiazdy, mimowolne ruchy ciała, itp. To prawda, że elementy tej drugiej serii, w odróżnie- niu od elementów pierwszej, praktycznie rzecz biorąc, przedsta- wiają nieskończony zbiór elementów, w tym sensie, iż wszystko, albo prawie wszystko, mogło się stać przedmiotem zainteresowa- nia wróżbitów mezopotamskich w ich praktykach wróżbiarskich.

Jednakże znacznie istotniejsza jest, według nas, inna różnica. Cho- dzi o okoliczność, iż wróżenie jest zasadniczo zwrócone w stronę przyszłości, podczas gdy odcztywanie śladów w łowiectwie jest zwrócone w przeszłość, nawet jeśli jest to przeszłość dosłownie sprzed chwili. Pomimo to postawa poznawcza była w tych przy- padkach bardzo podobna, zaś stosowane operacje intelektualne — analiza, konfrontacja, klasyfikacja — formalnie identyczne. Oczy- wiście — tylko formalnie, albowiem kontekst społeczny był w tych przypadkach całkowicie różny. W szczególności podkreśla się36, że wynalazek pisma dogłębnie zmienił wróżbiarstwo mezopotam- skie. Bóstwom bowiem, oprócz innych prerogatyw królów, przy- pisywano także zdolność do komunikowania się z poddanymi za pośrednictwem przekazów zapisanych w układzie gwiazd, w ciele ludzkim, słowem — wszędzie. Odcyfrowywanie tych przekazów stanowiło zadanie wróżbitów (ta właśnie idea znalazła swój wyraz w liczącym wiele tysiącleci wyobrażeniu „księgi natury”). Identy- fikacja mantyki z rozszyfrowywaniem znaków boskiego pisma za- wartego w rzeczywistości była wzmacniana poprzez piktograficzne

35Opieram się na znakomitym eseju J. Bott´ero, „Symptˆomes, signes,

´ecritures”, [w:] AA. VV., Divination et rationalit´e, Paris 1974, 70–197.

36Ibid., 154 i nast.

(18)

cechy pisma klinowego. Także i to pismo, podobnie jak wróżbiar- stwo, określało rzeczy za pośrednictwem innych rzeczy37.

Ślad wskazuje na zwierzę, które przechodziło. W odniesieniu do konkretności śladu, śladu rozumianego materialnie, piktogram przedstawia niewyobrażalnie długi krok do przodu w procesie inte- lektualnej abstrakcji. Jednakże zdolności abstrakcji niezbędne do wprowadzenia pisma piktograficznego są właściwie niczym, jeśli je porównać z tymi, które są konieczne do przejścia do pisma fo- netycznego. Istotnie, w piśmie klinowym elementy piktograficzne i fonetyczne istnieją obok siebie, tak jak w mezopotamskich prak- tykach wróżbiarskich postępujące wyłanianie się elementów aprio- rystycznych i uogólniających nie zniosło podstawowej skłonności do wnioskowania o przyczynie, wychodząc ze skutków38. To wła- śnie to podejście wyjaśnia, z jednej strony przenikanie do języka mezopotamskiego wróżbiarstwa technicznych pojęć pochodzących z terminologii prawniczej, z drugiej zaś obecność w traktatach wróżbiarstwa fragmentów dotyczących fizjonomiki i semejologii medycznej39.

37Ibid,. 157. Jeśli chodzi o związek pomiędzy pismem i wróżbiarstwem w Chinach, zob. J. Gernet, “La Chine: aspects et functions psychologiques de l’´ecriture”, [w:] AA. VV., L’´ecriture et la psychologie des peuples, Paris 1963, zwłaszcza 33–38.

38Chodzi o wnioskowanie określane przez Peirce’a mianem “abdukcji” albo

„retrodukcji”, które w jego ujęciu różni się od indukcji i dedukcji — zob. np.

C.S. Peirce, Zaniedbany Argument i inne pisma z lat 1907–1913, S. Wszołek (tłum.), Kraków: Wyd. Naukowe PAT 2005, 97–98 oraz 101–106. W cytowa- nym eseju Bott´ero ciągle podkreśla „dedukcyjne” cechy (czyli jak pisze: „faute de mieux”, zob. „Symptˆomes”, 89) mezopotamskiego wróżbiarstwa. Jest to definicja zbytnio upraszczająca, wręcz deformująca, złożoną trajektorię tak znakomicie zrekonstruowaną przez Bott´ero (zob. ibid., 168). Tego rodzaju uproszczenie wynika z nazbyt wąskiej i jednostronnej definicji „nauki” (190), której przeczy fakt znaczącej analogii zaproponowanej w pewnym fragmencie eseju pomiędzy wróżbiarstwem i dziedziną tak mało dedukcyjną jak medy- cyna (132). Rozważane wyżej podobieństwo pomiędzy dwoma tendencjami mezopotamskiego wróżbiarstwa i mieszanym charakterem pisma klinowego potwierdza niektóre obserwacje Bott´era (154–57).

39Ibid., 191–92.

(19)

Po długim okrążeniu znowu wracamy do semejologii. Odnaj- dujemy ją w konstelacji innych dyscyplin (choć termin ten jest wyraźnym anachronizmem) mających raczej szczególny charak- ter. Otóż trudno nie ulec tutaj pokusie przeciwstawienia dwóch pseudonauk, takich jak wróżbiarstwo i fizjonomika, dwóm in- nym naukom — prawu i medycynie — przypisując heterogenicz- ność zestawienia przestrzennej i czasowej odległości społeczeń- stwa, o którym tutaj mowa. Byłaby to jednak przedwczesna kon- kluzja. W istocie rzeczy bowiem istniała więź łącząca te formy po- znania w antycznej Mezopotamii (jeśli wyłączyć wróżbiarstwo na- tchnione, opierające się na doświadczeniach o charakterze eksta- tycznym40): chodzi tutaj o podejście do analizy przypadków indy- widualnych, których rekonstrukcja była możliwa jedynie na pod- stawie śladów, poszlak i tropów. Teksty prawne tradycji mezopo- tamskiej nie miały charakteru zbioru przepisów i norm, lecz spro- wadzały się do dyskusji konkretnej kazuistyki41. Jednym słowem można tutaj mówić o paradygmacie poszlakowym lub wróżbiar- skim, zorientowanym, zależnie od formy poznania, w stronę prze- szłości, lub w stronę przyszłości. W tym ostatnim przypadku cho- dzi o wróżbiarstwo we właściwym tego słowa znaczeniu, w pierw- szym zaś — o prawo. Jednakże spoza tego paradygmatu poszla- kowego lub wróżbiarskiego wyziera starszy pokład intelektualnej historii ludzkości: zgięta postać myśliwego, uważnie studjującego odciśnięte w błocie ślady ofiary.

2. To, co zostało wyżej powiedziane, wyjaśnia, jak to się stało, że diagnoza uszkodzenia czaszki oparta na jednostronnym zezie mogła się znaleźć w mezopotamskim traktacie wróżbiarskim42. Jeszcze zaś szerzej to, co zostało wyżej powiedziane wyjaśnia wy- łonienie się dyscyplin opartych na rozszyfrowywaniu różnego ro- dzaju śladów, od symptomów po pismo. Przechodząc od cywi- lizacji Mezopotamii, do cywilizacji Grecji, konstelacja ta ulega

40Ibid., 98 i nast.

41Ibid., 172.

42Ibid., 192.

(20)

zasadniczej zmianie, w wyniku ukonstytuowania się dyscyplin ta- kich jak storiografia i filologia oraz w konsekwencji zdobycia nowej autonomii społecznej i epistemologicznej, co stało się udziałem takich starych dziedzin jak medycyna. Po raz pierwszy w histo- rii ciało, język i historia człowieka stały się przedmiotem niczym nieskrępowanych badań, z zasady wyłączających boże działanie.

Tej epokowej zmiany, która charateryzowała kulturę polis, cią- gle jesteśmy uczestnikami. Jest natomiast okolicznością znacznie mniej oczywistą, że w tej przemianie pierwszorzędną rolę ode- grał paradygmat, który można określić jako semejologiczny albo poszlakowy43. Szczególnie dobrze widać to w przypadku medy- cyny hipokratesowej, która definiowała swój sposób postępowania jako zależny zasadniczo od symptomów (semeion). Tylko na pod- stawie dokładnych obserwacji i rejestrując z wielką starannością wszystkie symptomy — utrzymywali zwolennicy tego podejścia do medycyny — możliwe jest zaproponowanie „historii” określo- nej choroby — choroby, która inaczej pozostałaby niepoznawalna.

Owo podkreślanie poszlakowego charakteru medycyny opiera się najprawdopodobniej na przeciwstawieniu, którego autorem był le- karz Alkmeon z Krotonu, pitagorejczyk, bezpośredniości poznania

43Zob. esej H. Diller, [w:] Hermes, 67(1932), 14–42, zwłaszcza zaś 20 i nast.

Proponowane tam przeciwstawienie pomiędzy metodą analogiczną i metodą semejotyczną zostanie potem skorygowane przez interpretację tej ostatniej metody jako “doświadczalne zastosowanie” analogii: zob. E. Melandri, La li- nea e il circolo. Studio logico-filosofico sull’analogia, Bologna 1968, 25 i nast.

Stwierdzenie J.–P. Vernant, “Parole et signes muets”, [w:] Divination, 19, według którego: “postęp polityczny, historyczny, medyczny, filozoficzny czy naukowy poszerza przepaść dzielącą go od mentalności wróżbiarskiej”, zdaje się brać pod uwagę tylko i wyłączenie wróżbiarstwo o charakterze natchnio- nym (zob. jednakże to, co Vernant mówi na s. 11 na temat nierozwiązanego problemu współistnienia, także w antycznej Grecji, dwóch form wróżbiar- stwa: natchnionego i analitycznego). Ukryte lekceważenie symptomatologii Hipokratesa daje się dostrzec natomiast na stronie 24 (zob. też Melandri, La linea, 251, a nade wszystko wspomnianą w przypisie 45 książkę Vernanta i D´etienne’a).

(21)

Bożego i hipotetyczności poznania człowieka44. W tym zaprzecze- niu poznawczej przejrzystości rzeczywistości znajduje swoje uza- sadnienie paradygmat poszlakowy stosowany w różnych dziedzi- nach. Lekarze, historycy, politycy, garncarze, stolarze, marynarze, myśliwi, rybacy, kobiety — to tylko niektóre kategorie używa- jące tego paradygmatu i operujące, według starożytnych Greków, w obszarze poznania opartego na przypuszczeniu. Granice tego obszaru rządzonego — co nie jest bez znaczenia — przez boginię Metis, pierwszą małżonkę Zeusa, personifikującą wróżenie z wody, były określone przez takie pojęcia jak: „przypuszczenie”, „formu- łowanie przypuszczeń” (tekmor, tekmairesthai ). Jednakże wspo- minany wyżej paradygmat, jako się rzekło działający implicite, został przytłoczony przez znacznie bardziej prestiżowy (trakto- wany w społeczeństwie jako wyższy) model poznania opracowany przez Platona45.

3. Obrończy ton niektóry fragmentów pism Hipokratesa46 po- zwala na wysnucie przypuszczenia, iż w V p.n.e., zaczęła się po- lemika, trwająca aż do naszych czasów, dotycząca niepewności w medycynie. Długotrwałość tej dyskusji wyjaśnia się oczywi- ście tym, że relacje pomiędzy pacjentem i lekarzem, charaktery-

44Zob. wprowadzenie M. Vegettiego do Hipokrates, Opere, 22–23. Jeśli chodzi o fragment Alkmeona zob. Pitagorici. Testimonianze e frammenti, M. Timpanaro (red.), tom I, Firenze 1958, 146 i nast.

45Na ten temat zob. pogłębione badania M. D´etienne’a i J.–P. Vernanta zawarte [w:] Les ruses de l’intelligence. La m`etis des grecs, Paris 1974. Wróż- biarskie cechy Metis są omawiane na s. 104 i nast. Jeśli zaś chodzi o różne rodzaje poznania i wróżbiarstwo, zob. ss. 145–49 i 270 (marynarze) oraz 297 (medycyna). W kwestii relacji pomiędzy zwolennikami Hipokratesa i Tuki- dydesa, zob. wstęp Vegettiego, 59 — por. też Diller, op. cit., 22–23. Związki pomiędzy medycyną i historiografią powinny być też badane w relacji odwrot- nej. Zob. na ten temat badania dotyczące „autopsji” przypomniane przez A. Momigliano, „Storiografia greca”, Rivista storica italiana, 87(1975), 45.

Okoliczność, iż w zakresie wpływów metis znajdują się kobiety (D´etienne–

Vernant, Les ruses, 20 i 267), stawia wiele interesujących problemów, które zostaną omówione w ostatecznej wersji niniejszego eseju [wersja ta, jak dotąd, nie została jeszcze napisana — przypis tłumacza].

46Zob. Hipokrates, Opere, 143–44.

(22)

zujące się niemożnością kontrolowania wiedzy i mocy posiadanej przez lekarza, pozostały takie same od czasów Hipokratesa. Ule- gły natomiast zmianie, w ciągu minionych dwudziestu pięciu wie- ków, podstawowe pojęcia polemiki, czemu towarzyszyły głębokie przekształcenia znaczeń takich pojęć jak „rygor” i „nauka”. Jak wiadomo decydujące znaczenie w tym procesie miało wyłonienie się paradygmatu naukowego opartego na fizyce Galileusza (do- dać trzeba, iż paradygmat ten ma znacznie dłuższy żywot niż fizyka, o której tu mowa). O ile bowiem fizyka moderna nie może być określona jako „galileuszowska” (co nie oznacza wyrzeczenia się Galileusza), o tyle epistemologiczne (i symboliczne) znaczenie Galileusza dla nauki współczesnej pozostaje niezmiennie zasad- nicze47. Nie ulega wątpliwości, że zbiór nauk, które określiliśmy jako poszlakowe (włączając medycynę), jest różny od zbioru nauk, dla których słuszne są kryteria naukowości wynikające z para- dagmatu Galielusza. Ten pierwszy zbiór bowiem obejmuje nauki w najwyższym stopniu jednostkowe, w tym sensie, iż zajmują się one przypadkami, sytuacjami i dokumentami jednostkowymi, jako jednostkowymi. Z tego to właśnie powodu osiągane w nich wyniki odznaczają się sporym marginesem przypadkowości. Wystarczy wspomnieć tutaj znaczenie przypuszczeń (sam ten termin pocho- dzi z wróżbiarstwa48) w medycynie, filologii, nie wspominając już o mantyce. Nauka galileuszowska ma zupełnie inny charakter. Mo-

47Zob. P.K. Feyerabend, “Problems of Empiricism II”, [w:] R.G. Colodny (red.), Pittsburgh Series in the Philosophy of Science, Pittsburgh 1969, tenże, Przeciw metodzie, Wrocław 2001 oraz uwagi krytyczne zawarte [w:] P. Rossi, Immagini della scienza, Roma 1977, 149–50.

48Coniector to wieszcz. Tu, i w innych miejscach, opieram się na obserwa- cjach S. Timpanara, Il lapsus freudiano. Psicoanalisi e critica testuale, Firenze 1974, ale — by tak rzec — odwracając ich znak. Krótko mówiąc (i uprasz- czając), o ile dla Timpanara psychoanaliza jest do odrzucenia, ponieważ jest bardzo bliska magii, ja staram się wykazać, iż nie tylko psychoanaliza, lecz także i większość tzw. nauk o człowieku, inspiruje się epistemologicznym pa- radygmatem wróżbiarskim (zob. ostatnią część niniejszego eseju). Jeśli chodzi o indywidualizujące wyjaśnienie magii oraz takich nauk jak medycyna i filo- logia, zob. Timpanaro, Il lapsus, 71–73.

(23)

głaby ona bowiem przyjąć średniowieczne powiedzenie individuum est ineffabile — o tym, co jednostkowe, nie można mówić. Zasto- sowanie w ramach tej nauki matematyki i metody doświadczal- nej oznacza, odpowiednio, ilościowe ujęcia zjawisk oraz powtarzal- ność doświadczenia. W pierwszym zaś ujęciu (ujęcie jednostkowe), aspekt doświadczalny jest z definicji wykluczony, zaś ten pierwszy możliwy tylko jako element o charakterze pomocniczym. Wyjaśnia to motywy, dla których historia nigdy nie stała się nauką galile- uszowką. Więcej, właśnie w XVIII w. przeszczepienie metod anty- kwarycznych na pień historiografii pośrednio wydobyło na światło dzienne odległe w czasie poszlakowe początki tej ostatniej nauki

— fakt, który pozostawał w zapomnieniu przez całe stulecia. Po- tem nic się nie zmieniło, pomimo ścisłych związków istniejących pomiędzy historią i naukami społecznymi. Historia pozostała na- uką społeczną sui generis, nierozerwalnie złączoną z konkretem.

I chociaż historyk nie może nie odnosić się, jawnie lub niejaw- nie, do całych serii zdarzeń porównywalnych między sobą, to jed- nak strategia poznawcza, jak też i jej środki wyrazu, pozostają ściśle jednostkowe (nawet jeśli jednostka to grupa społeczna lub nawet całe społeczeństwo). W tym sensie praca historyka może być porównana do pracy lekarza, opierającego się na wynikach określonego typu analiz celem zbadania takiego czy innego ro- dzaju schorzenia, które dotknęło daną osobę. Tak więc podobnie jak w przypadku medycyny, poznanie historyczne ma charakter pośredni, poszlakowy i przypuszczalny49.

49Na temat “prawdopodobnego” charakteru poznania historycznego zob.

pamiętne uwagi M. Blocha, Pochwała historii czyli o zawodzie historyka, War- szawa 1962, 136–163. Na temat pośredniego charakteru historii jako nauki zob.

K. Pomian, “L’histoire des sciences et l’histoire de l’histoire”, Annales E.S.C., 30(1975), 935–52. Pomian pośrednio (ss. 949–50) podejmuje niektóre refleksje Blocha dotyczące znaczenia metody krytycznej opracowanej przez benedyk- tyńskich mnichów-erudytów należących do francuskiej kongregacji św. Maura (mauryni). Esej Pomiana, pełen wnikliwych obserwacji, kończy się pobieżnym komentarzem na temat różnicy pomiędzy “historią” i “nauką”. Nie wspo- mina się jednak o indywidualizującym podejściu różnych typów poznania (“L’histoire”, 951–52). O powiązaniu medycyny z poznaniem historycznym

(24)

Jednakowoż proponowane tutaj przeciwstawienie zdaje się być nazbyt schematyczne. Jedna spośród nauk poszlakowych — filo- logia, a dokładniej: krytyka tekstów — od samego początku sta- nowiła wyjątek.

Przedmiot jej poszukiwań ukształtował się w drodze bardzo surowej selekcji — która nie jest jeszcze zakończona — mającej szczególny charakter. Wewnętrzną historię tej nauki określają dwa decydujące zdarzenia: wynalezienie pisma i wynalezienie druku.

Jak wiadomo krytyka tekstów powstała po dokonaniu pierwszego z tych wynalazków (kiedy podjęto decyzję o spisaniu poematów Homera) i umocniła się po dokonaniu drugiego (kiedy to pierwsze, nazbyt pospiesznie zredagowane wydania klasyków zostały zastą- pione przez staranniejsze edycje50). Wpierw uznano za nieistotne dla samego tekstu takie czynniki jak: wymowa i gest, potem dołą- czyły do nich także cechy związane z fizycznym aspektem pisma.

Ten dwuetapowy proces doprowadził do stopniowej demateriali- zacji tekstu, który został powoli pozbawiony odniesień o charakte- rze zmysłowym, chociaż nośnik materialny jest konieczny do tego, ażeby tekst przetrwał. Tekst jednak nie identyfikuje się z nośni- kiem51. Dzisiaj wszystko to wydaje się oczywiste, ale w istocie

pisze M. Foucault, Microfisica del potere. Interventi politici, Torino 1977, 45, także przypis 44 oraz — z innego nieco punktu widzenia — G.G. Granger, Pens´ee formelle et sciences de l’homme, Paris 1967, 206 i nast. Podkreśla- nie indywidualizującego charakteru poznania historycznego wydaje się być nieco podejrzane, albowiem zbyt często było ono wiązane z próbą oparcia tego poznania na empatii, albo na identyfikacji historii ze sztuką. Niniejsze rozważania przyjmują całkowicie inny punkt widzenia.

50Na temat konsekwencji wynalezienia pisma zob. J. Goody i I. Watt,

“The Consequences of Literacy”, Comparative Studies in Society and Hi- story, 5(1962–63), 304–5 (i J. Goody, The Domestication of Savage Mind, Cambridge 1977). Zob. też E.A. Havelock, Cultura orale e civilt`a della scrit- tura. Da Omero a Platone, Bari 1973. Na temat historii krytyki tekstowej po wynalezieniu druku zob. E.J. Kenney, The Classical Text. Aspects of Editing in the Age of Printed Books, Berkeley (Cal.) 1974.

51Propopnowane przez B. Crocego rozróżnienie pomiędzy “ekspresją”

i “uzewnętrznieniem” artystycznym ujmuje, chociaż w terminach nieco mi- stycznych, historyczny proces oczyszczania tekstu, o którym tutaj mowa. Roz-

(25)

rzeczy wcale tak nie jest. Starczy rozważyć rolę intonacji w gło- śnej lekturze tekstu lub znaczenie kaligrafii w poezji chińskiej, ażeby uświadomić sobie, iż pojęcie tekstu, które zostało wyżej przywołane pozostaje związane z niesłychanie istotnym wyborem o charakterze kulturowym. Wybór ten nie został zdeterminowany poprzez upowszechnienie się reprodukcji mechanicznej, która za- jęła miejsce reprodukcji ręcznej. Świadczy o tym przykład Chin, gdzie wynalazek druku nie przeciął związku pomiędzy tekstem literackim i kaligrafią. (Za chwilę zobaczymy jak to się stało, że kwestia „tekstów” figuratywnych, historycznie rzecz biorąc, zna- lazła całkowicie inny wyraz.)

Owo wysoce abstrakcyjne pojęcie tekstu wyjaśnia przyczyny dla których krytyka tekstów, zachowując ogólne cechy wróżbiar- stwa, posiadała możliwości rozwoju w sensie ściśle naukowym, co też nastąpiło w XIX stuleciu52. Podejmujący radykalną de- cyzję, nauka ta ograniczyła się do rozważań dotyczących tylko i wyłącznie reprodukowalnych (wpierw ręcznie, potem, po Guten- bergu, mechanicznie) aspektów tekstu. Tym sposobem, zajmując się przypadkami indywidualnymi53 uniknęła zasadniczej trudno- ści nauk o człowieku, jaką jest ograniczenie do jakości. Trzeba zauważyć, że kiedy Galileusz określał podstawy współczesnych nauk o przyrodzie, dokonując równie drastycznego ograniczenia, odwołał się do filologii. Tradycyjne, średniowieczne porównanie świata do księgi opierało się na dostępności księgi i na możliwości bezpośredniej lektury. Galileusz natomiast podkreślał, iż filozofii zawartej „w tej przeogromnej księdze, którą ciągle mamy otwartą przed oczami (nazywam tę księgę wszechświatem), [...] nie można

ciągnięcie tego rozróżnienia na sztukę w ogólności (oczywiste dla Crocego) nie daje się utrzymać.

52Zob. S. Timpanaro, La genesi del metodo di Lachmann, Firenze 1963.

Na pierwszej stronie ukonstytuowanie recensio przedstawione jest jako proces nadający charakter nauki dyscyplinie, która w okresie poprzedzającym wiek XIX była uważana za “sztukę”, a nie za “naukę”, ponieważ identyfikowała się z emendatio albo ze sztuką snucia przypuszczeń.

53Zob. aforyzm J. Bideza, przypomniany przez S. Timpanara, Il lapsus, 72.

(26)

[...] pojąć jeśli wpierw nie pozna się języka, nie pozna się liter, w których została ona napisana. A księga ta została napisana w języku matematyki, i jej literami są trójkąty, koła i inne figury geometryczne”54. Dla filozofa przyrody, podobnie jak i dla filo- loga, tekst jest jednostką istotowo niewidzialną, którą należy zre- konstruować wykraczając poza dane zmysłowe: “kształty, liczby, ruchy, ale nie zapachy, ani też smaki i dźwięki, które, jak sądzę, poza żyjącą istotą nie są niczym innym, jak tylko nazwą”55.

Tym sformułowaniem Galileusz nadawał nauce zajmującej się naturą charakter tendencyjnie anty-antropocentryczny i anty- antropomorficzny, którego to charakteru już nigdy nie utraciła.

Na geograficznej mapie poznania otwierała się szczelina, której przeznaczeniem było ciągłe poszerzanie się. Trudno wyobrazić so- bie większą różnicę niż ta, istniejąca pomiędzy fizykiem galile- uszowskim zawodowo głuchym na dźwięki i nieczułym na smaki oraz zapachy, a jemu współczesnym lekarzem, ryzykującym dia- gnozę na podstawie osłuchiwania rzężących płuc, wąchania od- chodów i smakowania moczu.

4. Jednym z takich lekarzy był pochodzący ze Sieny Giulio Mancini, lekarz nadworny Urbana VIII. Nic nie wskazuje na to, by znał Galileusza. Jest wszak możliwe, że się spotkali, albowiem odwiedzali te same rzymskie salony (od papieskiego dworu, po Accademia dei Lincei) i mieli wspólnych przyjaciół (od Federica Cesiego, po Giovanni Ciampolego i Giovanni Fabera56). Nicio Eri- treo, alias Gian Vittorio Rossi, opisując bardzo żywo postać Man- ciniego, szkicuje jego ateizm oraz podkreśla jego niezwykłe zdol-

54Zob. G. Galilei, Il Saggiatore, L. Sosio (red.), Milano 1965, 38 oraz E. Ga- rin, “La nuova scienza e il simbolismo del ‘libro’”, [w:] La cultura filosofica del Rinascimento italiano. Ricerche e documenti, Firenze 1961, 451–65. Garin dyskutuje intepretację tego i innych fragmentów z Galileusza proponowaną przez E.R. Curtiusa, z punktu widzenia niezbyt odległego od naszego.

55Galilei, Il Sagg iatore, 264. Zob. też, na ten temat, J.A. Martinez, “Galileo on Primary and Secondary Qualities”, Journal of the History of Behavioral Sciences, 10(1974), 160–69. Podkreślenia w tekście Galileusza są moje.

56Jeśli chodzi o Cesiego i Ciampolego, zob. niżej. Na temat Fabera, zob.

G. Galilei, Opere, tom VIII, Firenze 1935, 207.

(27)

ności diagnostyczne (opisane z użyciem terminów zaczerpniętych z wróżbiarstwa) i zuchwałość z jaką wydzierał z rąk swych klien- tów obrazy, których był wybitnym „znawcą”57. Manicini napisał istotnie dziełko zatytułowane Kilka uwag na temat malarstwa jako zajęcia przyjemnego dla osoby szlachetnie urodzonej oraz wprowa- dzenie do tego, co na ten temat mówić należy (Alcune conside- razioni appartenenti alla pittura come il diletto di un gentilhu- omo nobile e come introduttione a quello che si deve dire), które krążyło w formie rękopisu (pierwsza edycja całości, ukazała się w druku kilkadziesiąt lat temu58). Książka, jak wskazuje na to jej tytuł, zwracała się nie do malarzy, lecz do szlachetnie urodzonych amatorów sztuki, którzy tłumnie przybywali na wystawę obrazów starych i nowych organizowaną corocznie w Panteonie w dniu 19 marca59. Bez tego rynku sztuki to, co najistotniejsze i najświeższe w rozprawie Manciniego, to jest część poświęcona „rozpoznawa- niu obrazów”, albo inaczej — metodzie rozpoznawania fałszerstw i odróżniania kopii od oryginałów, itp.60, nigdy zapewne nie zo- stałaby napisana. Pierwsza próba ukształtowania connoisseurship (jak zostanie to określone w następnym wieku) sięga zatem cza- sów, w których żył i działał lekarz sławny ze swoich natychmiasto- wych diagnoz — człowiek, który spotykając osobę chorą, jednym rzutem oka „quem exitum morbus ille esset habiturus, divina-

57Zob. J.N. Eritreo (G.V. Rossi), Pinacotheca imaginum illustrium, doctri- nae vel ingenii laude, vivorum... Lipsiae 1692, tom II, 79–82. Podobnie jak Rossi, także i Naud´e uważał Manciniego za „grand et perfait Ath´ee” (zob.

R. Pintard, Le libertinage ´erudit dans la premi´ere moiti´e du XVIIe si`ecle, tom I, Paris 1943, 261–62).

58Zob. G. Mancini, Considerazioni sulla pittura, A. Marucchu (red.), 2 tomy, Roma 1656–57. Na temat Manciniego jako “znawcy” pisał sporo D. Mahon, Studies in Seicento Art and Theory, London 1947, 279 i nast. Bogaty w in- formacje, choć nieco ubogi w oceny jest esej: J. Hess, “Note manciniane”, unchener Jahrbuch der bildenden Kunst, 19(1968), 103–20.

59Zob. F. Haskell, Patrons and Painters. A Study in the Relations Between Italian Art and Society in the Age of Baroque, New York 1971, 126 oraz rozdz.

The Private Patrons (94 i nast.).

60Zob. Mancini, Considerazioni, tom I, 133 i nast.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Warszawa 2003. Ziembiński, Zarys teorii prawa, Poznań 1997, p. Petrażycki, O nauce, prawie i moralności. Petrażycki, Wstęp do nauki polityki prawa, pp.. the education and

do nieco bard ziej zniuansow anego ro zu m ien ia sta tu su teo rii, traktow anej nie jako zbiór bezosobow ych form uł w yra­ żających żelazne praw a, ale raczej jako

This focus on cultural aspects of marketing forms a basis for the emergence of a new cultural paradigm defining directions and mechanisms to be used in all areas of marketing,

Vemos que las nuevas novelas híbridas albergan en su mismo seno una aparente contradicción: por una parte, son obras que traspasan las limitaciones genéricas y des-

Kiedy kilka lat temu po raz ostatni zastanawiałem się nad miejscem wie- dzy o polityce w glottodydaktyce polonistycznej (Kajak 2010), oczywiście na- rzekałem, że

Początkowy obraz podmiotu jako bytu zdolnego do formowania wiedzy de- finitywnie pewnej został zakwestionowany i zastąpiony ideą podmiotu jako bytu otwartego na wiedzę

Nie zapewnia jej juz˙ stara Tomaszowa definicja pie˛kna, która mówi, iz˙ „pulchrum est quod visum placet” 79 („pie˛kno jest tym, co ujrzane budzi upodobanie”). Pojawia

Cieľom príspevku je upozorniť na tieto vlastnosti a pripravovať budúcich učiteľov chémie nielen rozširovaním teoretických vedomostí o používaných chemických