• Nie Znaleziono Wyników

Poświęcony Kronice Walk o Niepodległość, Bohaterstwu Żołnierza Polskiego i Pamięci Poległych o W olność Polski.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Poświęcony Kronice Walk o Niepodległość, Bohaterstwu Żołnierza Polskiego i Pamięci Poległych o W olność Polski."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

P ośw ięcon y K ronice W alk o N iepodległość, Bohaterstw u Żołnierza P olsk iego i Pam ięci P o le g ły c h o W olność P olski.

W dw unastą ro c z n ic ę

,.W listo p ad zie 1918 r. sta ł się w y p a d e k b y n a j­

m niej nie h istoryczny, ale ta k i sobie, z w y k ły . Z d w o rca w iedeńskiego, przeszedł p rzez ulicę M a rszałk o w sk ą i t. d. na ulicę M oniuszki człow iek, którego stanow isko n a z y w a li Józefem Piłsudskim . W p rzeciąg u k ilk u dni, bez żad n y ch ze stro n y te ­ go człow ieka sta ra ń , bez żadnego g w ałtu , po d k o ­ pu. bez żad n y ch kon cesy j czy to leśnych, czy j a ­ kichkolw iek in n y ch , sta ł się fa k t n a jz u p e łn ie j n ie­

zw ykły. C złow iek ten stal się d y k tato rem . C złow iek ten w y d a w a ł e d y k ty , pow szechnie słuchane, rozkazy, k tó re b y ły w y k o n y w an e, m ia­

now ał u rzęd n ik ó w w ojskow ych i cyw ilnych.

W szystko w te d y zależało od jego d o b rej woli. od jego decyzji.

Biorąc rzecz po lu d zk u , zw ykle, nie mogę nic pow iedzieć, że g d y b y ten osobnik b y ł n ikom u nie zn an y , ten f a k t nie b y łb y m ożliw y. Czem u należy to, moi Panow ie, p rzy p isać, gdzie szu k ać tej p rz y ­ czyny, że tem u człow iekow i oddano w ład zę? Skąd ten d y k ta to r n ie n ą ru sz a ją c y w ła d z y żad n y m g w ałtem ? Za je d n ą rzecz ten człow iek był w itan y , za je d n ą rzecz, m ógł on mieć p raw o m oralne do zajęcia tego stanow iska, za to. moi Panow ie, że no­

sił ten m u n d u r, za to, że b y ł K om endantem P ie rw ­ szej B rygady.

Z n ając h isto rję d y k ta tu r c a łe j ludności, z a s ta ­ naw iałem się n ad tem , ja k się d y k ta tu r y tw o rzy ły . Z w ykle drogi są tu dw ie: je d n a gw ałtu, n a rz u c a n ia w ład zy — d ru g a sw obodnego w y b o ru , w y b o ru lu ­ dzi. k tó rz y w chw ili ciężkiej, g d y u m y sły są za­

trw ożone, sz u k a ją jednego człow ieka, żeby jem u los sw ój w ręce oddać. T u nie było a n i jednego ani drugiego w y p a d k u . Nie b y ło ani w y b o ru , n ie było też g w ałtu . S ta ł się fa k t całkow icie in n y , f a k t m o­

raln ej p ra c y naro d u , z n a jd u ją c e g o się, co p raw d a.

w w y ją tk o w e j sy tu a c ji położeniu. T a m oralna p r a ­ ca, k tó rej d okonał w ted y w ielom iljonow y n aró d ,

je st fa k te m n iezw y k ły m . B yła o na ja k g d y b y z a ­ przeczeniem te j sm u tn e j sław y, k tó rą n a ró d nasz m iał w przeszłości.

D y k tato rem byłem k ilk a m iesięcy. P o stan o w i­

łem zw ołanie sejm u, o d danie w ła d z y m o jej w jego ręce. B yła to m o ja d ecy zja. P anow ie posłowie, k tó rz y potem n ieraz p rzeciw m nie w ystępow ali, zostali w y b ra n i na m ój rozkaz, tego ro zkazu u słu ­ chali. w y b ó r p rz y ję li, n a określo n y p rzezem nie term in do W a rsz a w y się staw ili. Sejm się zebrał 8 lutego. O tw o rzy łem go w ty m sa m y m m u n d u rz e K o m en d an ta I. B ry g ad y , nie byłem niczem inneni.

ja k tem , czem byłem poprzednio.

W p a rę ty godni potem sta ł się no w y fa k t hi­

storyczny, n o w y a k t w y b ra n ia m nie w sejm ie na N aczelnika P ań stw a Polskiego i N aczelnego W o­

dza. Z je d n y c h zaszczytów szedłem do d rugich.

G d y b y k to k o lw iek m iał n a jś m ie ls z ą am bicję, g d y b y ktokolw iek chciał w ład zy , g d y b y k to k o l­

w iek szu k ać j e j chciał w Polsce, to ziszczeniem ty c h m arzeń b yłoby to stanow isko, k tó re m i w ów ­ czas dano, w b re w m o je j woli i chęci, bo ja tego nie szukałem , g dyż szukałem czego innego. S z u k a ­ łem w ojska i szukałem d la siebie łatw ego pow ie- trzą. D ano m i w szystko do rą k . D la u piększenia m ojej p racy , d la honoru i z aszczy tu m oich dzieci d a n o mi m iano, k tó re u nas dziecko, nieledw ie, g d y w y m aw iać słowo polskie zacz y n a, w spom ina ze czcią — dan o mi n azw ę „ N ac zeln ik a“ , im ię, k tó re łzy w yciska, im ię człow ieka, k tó ry pom im o że u m arł, ży je zaw sze, w ielkie im ię K ościuszki.

N aczelnika, k tó ry w je d n y m rę k u w ład zę cy w iln ą i w ład zę w ojskow ą m a piasto w ać, k tó rem u w y j ą t ­ k ow e p ra w a nad an o , a ż e b y m ógł w w y ją tk o w e j sy tu a c ji w y ją tk o w ą pracę d aw ać ".

(Z przemówienia Komendanta m lipcu 1925r.).

Nr.

7 3 L IS T O P A D 1930. Rok VII

N nleżytość pocztow ą uiszczono gotów ką.

W Y C H O D ZI K A ŻD EG O M IESIĄ C A P O D R E D A K C JĄ Z. Z Y G M U N TO W ICZA

PKO. W arszawa 152.930. - - Kwart. zł. 2.50. C EN A EGZ. 1 ZŁ.

(2)

Str. 2 P A N T E O N P O L S K I Nr. 73

M ałopolska W schodnia w 1918 r.

O s ta tn ie w y p a d k i, k tó re m iały m iejsce w Ma- łopolsce W schodniej, w y w o łan e przez c zy n n ik i obce, a żyw iołow o p o p a rte przez w rogie naszem u p a ń s tw u — nieliczne n a szczęście jed n o stk i z po­

śród R usinów — żyw o p rz y p o m in a ją czasy z li­

sto p a d a 1918 r., k ie d y to n a d n aszą p o łacią k r a ju zaw isła żagiew , p ło n ąca k rw ią i m ordem , g w ał­

tam i i ra b u n k a m i i k ie d y żyw ioł polski przeszedł n ie z n a n e w d ziejach k a tu sz e i cierpienia.

L isto p ad 1918 r. — m iesiąc w y zw o len ia p a ń ­ stw a naszego, sta ł się d la te j części p a ń s tw a — m iesiącem żałoby, cierp ień i zniszczenia. C ałe w ioski polskie po o g rab ien iu palono, m ordow ano gospodarzy, k tó rz y b ro n ili sw ojego d o b y tk u . Do ognia rz u can o chłopców , w k tó ry c h się o b aw iano p rzy szły ch polskich żołnierzy. U rzędow nie stw ie r­

dzono n aw et w y p a d e k w bicia n a pal. sposób s tr a ­ cenia. k tó ry cz y te ln ik e u ro p e jsk i zna ju ż ty lk o z pow ieści S ienkiew icza. Z akład n a u k o w y w C hv- row ie otoczyło w ojsko, ostrzeliw ała a rty le rja . w y ­ w ieziono księży, profesorów , rozpędzono uczniów . Ci. co przeży li te ok ro p n e ty g o d n ie listopadow e w części L w ow a, z a ję te j przez R usinów , p o tra fią opisać strach , ja k i b u d ził żołnierz ru siń sk i na m ie­

ście. O ficer szedł p rzez u lice z rew olw erem , 'wy­

mierzonymi k u ty m , k tó rz y m u sie nie u stą p ili w czas. C z ęściej je c h a ł autom obilem , z którego ra z po ra z żołnierz strzelał w u licę i do kam ienic.

Ż ołnierze sta li i chodzili z k a ra b in e m w ym ierzo­

nymi. Gdy u wyl otu u lic y p o ja w ił się p a tro l, z k il­

k u żołdaków złożony, rozlegał się k r z y k ostrze­

g aw czy : „ k ry jc ie się do dom ów !“ Uciekały ko b ie­

ty7 i dzieci, b a w ią c e się n a chodnikach. Bo ta k ż e i w czasie zaw ieszen ia bro n i nie b y ła b ezpieczna lu d n o ść c y w iln a. Z darzało się, że strzelan o do m ężczyzn, niosących sp ra w u n k i, strzelan o do ko­

biet, k tó re w y sz ły po zakupy7, do dzieci, k tó re w y jrz a ły z d u sz n y c h su te ren n a św iatło.

K obieta, k tó ra o tw ierała okna, zw ab io n a tu r ­ kotem p rzejeżd żając eg o autom obilu ciężarow ego, tra fio n a k u lą w czaszkę, zaw isła n a fra m u d z e i ciało j e j pozostało w t e j pozycji d łu ższy czas, bo n ik t n ie m iał odw agi zb liży ć się do okna. S trz ela­

no n a p o strach p rz e d kościołem , a b y zapobiec zbieraniu, się w św ią ty n i ludności, ustrzelo n o p rzed kościołem k a te d ra ln y m dziecko, ostrzelono w no­

gę p e w n ą dam ę, o b y w a te lk ę fran c u sk ą.

W k a ż d y m większymi p a k u n k u d o p a try w a n o się bom by. O zam knięciu p e w n y c h ulic, z n a jd u ją ­ cych się w p obliżu m iejsca w alki, nie uprzedzono ludności. W te d y strzelano n a w e t do ty ch , k tó rz y w ed łu g ro z k a z u podnosili ręce do góry.

Ze szczególną zaw ziętością tropiono m łodych chłopców , w n ich u p a try w a n o n a jn ie b e z p ie c z n ie j­

szych w rogów . P rzed nim i d rż a ł ru siń sk i sołdat.

A ra tu sz u i w w ięzieniu p rz y ul. K u rk o w e j w ię­

ziono p rz y ła p a n y c h , k tó rz y w y d ali się p o d ejrza­

nym i o z am iar przed o stan ia się do polskich w ojsk.

Bez w zg lęd u na w iek k a to w an o dzieci.

P odstępnem i p y ta n ia m i sta ra n o się w y d o b y ć ze­

z n a n ia o b ciążając e rodziców i zn ajo m y ch , sieczo­

no rózgam i do k rw i, bito po głow ie i tw a rz y , aż w y p a d a ły zęby. B rano ich ja k o jeńców . Po osw o­

bodzeniu L icow a p rzy p ęd zo n o do Ś n ia ty n a 50 dzie­

ci. bijąc, i głodząc po drodze. Przez pew ien czas za­

b ra n ia n o ludności d a w a ć im p o k arm u . Czterech z pośród ty c h jeńców zm arło i są pochow ani w tem m iasteczku. C h ło p ca 15-letniego. ochotnika polskie­

go. w ytropiono, g d y schronił się do dom u. P o p ę­

dzono go n a dw orzec Podzam cze, tam zn alazł on ju ż k ilk u n a stu to w arzy sz y , k a z a n o w y k o p a ć im grób, zd a rto z n ich obuw ie. T ru p tego chłopca, którego potem rodzice odkopali, m iał w y k ip ia n e oczy i w y c ię ty języ k .

14-letni A daś M ichniew ski szedł u licą z m a tk ą ; p rz y o b sz u k iw an iu kieszeń, znaleziono sta ry , ze­

p su ty rew olw er, którymi się chłopiec baw ił. C h c ia ­ no go n a ty c h m ia s t rozstrzelać, prosił, a b y go po­

p row adzono p rz e d dom. Zrozpaczona m a tk a na- próźno b ła g a ła litości w kom endzie. G d y w róciła zastała k a łu ż ę k rw i p rz e d dom em : pow iedziano je j, że sym zginął m ężnie.

P rzy re w iz ji la d a p o d e jrz a n y p rzedm iot, zn a­

lezienie sta re j i n ie u ży teczn e j broni, lu b też donie­

sienie R u sin a, że sy n je st w polskich legjonach, w ystarczało, aby w y k łu ć b agnetem albo w y strz e ­ lać n a m iejscu całą rodzinę. Przydem k radziono p ieniądze, zab ieran o dobytek.

W ładze ru sk ie ap ro b o w ały te n system . W czasie n ocnej rew izji u znakom itego le k a ­ rza, pro feso ra u n iw ersy tetu D ra G luzińskiego, w yw leczono z łóżek kobiety. P rof. G. p rzy p o m n iał sobie, że schow ał tr z y re w o lw e ry zard zew iałe i w sk azał m iejsce ich przechow ania, a gdy żona je ­ go tłu m aczy ła, iż są one n iezd atn e do u ż y tk u , p ro w ad zący re w iz ję k a p ita n odrzekł, że sp ró b u je ich chętnie na głow ach synów . W iele przedm iotów znikło w czasie p rz e sz u k iw a n ia szaf i szuflad. N a zakończenie rew izji rzucono b o m b y do m ieszkania.

P odczas w y p ro w a d z e n ia areszto w an y ch , jednego z synów , d ra p ra w i filozofji, rzucono ze schodów, bito k olbam i po głowie i kopano. Sędziw ego uczo­

nego żołdak u d e rz y ł w tw arz. O ficer polecił potem w w ięzieniu a resz to w an y ch w ty m dom u rozstrze­

lać, o d m a w ia ją c im w ezw an ia księdza, o którego prosili. P rz y p a d k o w e p rz y b y c ie w yższego r u s iń- skiego oficera, byłego p a c je n ta prof. G luzińskiego, ocaliło im życie.

W k o m u n ik acie naczelnej ko m en d y u k ra iń ­ sk ie j z d n ia 16 listo p a d a 1918 r. c zy tam y 0 ta k ie j

(3)

Nr 73 P A N T E O N P O L S K I Str. 3

p o h u lan ce solni kozackiej: „h u rag an em popędzili nasi n ieu straszen i ry cerze po obu stro n ach ulicy Ż arnarsty n o w sk iej, przeszukiw ali dom y, k o n fisk o ­ wali broń i na m iejscu k arali śm iercią członków polskiej bojów ki". N a z a ju trz , d n ia 17 listopada, zdobi się k o m u n ik at bojow y w iadom ością o k a r a ­ niu rózgam i m ałoletnich przestępców . Cel p rz y tem postępow aniu z ludnością c y w iln ą b y ł oczy­

w iście te ro ry zo w an ie m ieszkańców . D la d o k u cze­

nia ludności w ypuszczono z w ięzień lw ow skich ra­

zem 502 zb ro d n iarz y , którym żołnierze pomogli w rozbijaniu k a jd a n . Żołnierze u k ra iń sc y p ierw si dali p rz y k ła d opryszkom . ja k m a ją k o rzy stać z wolności, zrabow ali zupełnie za p a s y żyw ności w ięziennej. Z arządca więzień ostrzega przed sk u t­

kam i tego uw olnienia złoczyńców . N iedługo na nie czekano. W czasie ucieczki w ojska ruskiego z b ro d n iarz e ci. częstokroć p o p rzeb ieran i w m u n ­ d u ry w ojskow e, ja k ie znaleźli, rzucili się do rab o ­ w an ia k u p c ó w c h rześcija ń sk ich i żydow skich, z czego w yrosła legenda o pogrom ach żydów , k tó rą ro zw iały urzędow e dochodzenia specjalnych kom isyj. ,

M a rja Dumow a. w dow a, zam ieszkała p rz y ul.

S nopkow skiej, p o d ała do w iadom ości, że córka jej.

M ak sy m iljan a, uczenica 6 k la sy szkoły im. T a ń ­ skiej — gd y w nocy d n ia 10 listo p ad a zaśw ieciła zapałkę, b y spojrzeć na zegar — została zastrzelo­

na przez jak ieg o ś żołdaka z ulicy. Zginęła na m iejscu.

Inż. W ik to r Totłeczko zginął 14 listo p ad a od k u li ru sk iej, ta k sam o p a d ł zam o rd o w an y w dom u inż. Zygm. Buttler, rozstrzelano E m ila Kuhna, w y ­ m ordow ano rodzinę b. leg jo n isty — c z w a rta k a M ichała Anisina (p rzy ul. F re d ry ), złożoną z ojca, m atk i, sy n a i córki. — p a d ła od kitli ru sk ie j, p rz e ­ chodząc u licą F re d ry , k u r je rk a polska F e lic ja Su- limirska, zastrzelono w w łasn y m dom u M a rję Cze- snakomą, żonę in ż y n ie ra : G u ste k Lisowski, 13-to letni uczeń szkoły św. M arcina, zam o rd o w an y zo­

sta ł 13 listo p ad a — ja k o p o d e jrz a n y o k o n sz ach ty z polskiem i oddziałam i. Bili go do n iep rzy to m n o ­ ści. później p rz e k łu li ręce bagnetem , a w k o ńcu strżałem z bliska ra n ili w głowę. W śród straszn y ch m ąk skonał m ały b o h a te r na ulicy, k rw a w ią c b ru k m iasta swent niew innem życiem .

K a rty „P an teo n u Polskiego“ zapisane są aż n a d to licznem i opisam i z ty ch czasów o k ru cień ­ stw a i h ajd am aczy z n y dlatego nie p o w tarzam y tych sam ych nazw isk, j a k ro d zin y Mieckońskich, Lintnera i ty lu innych. N ie p o d a je m y ta k ż e do­

k ład n y ch ob razk ó w ra b u n k u , krad zieży , ro z b ija ­ nia i m a ltre to w a n ia niew innej ludności. W ięcej m iejsca chcem y pośw ięcić całej połaci kraju, k tó ­ rego m arty ro lo g ję opiszem y kolejno w n astęp n y ch zeszytach.

P osiadam y wiele m aterjału .

W pow iecie lw ow skim , w Jaryczom ie N ow ym

rozpoczęły się o k ru cień stw a z c h w ilą p o b o ru re ­ k ru ta ruskiego. Polaków zabrano, w św ię ta Boże­

go N aro d zen ia sp ę d zała ich ż a ń d a rm e rja , b iją c p rzy tem n a h a jk a m i. Później k o n w o jo w an o ich do T arnopola, gdzie in te rn o w a n o p rz e z 6 tygodni.

N a fo lw a rk a c h z rab o w an o w szystko, zboże, bydło, nierogacizną, w ozy itd . Za z a b ra n e rzeczy nie d a w a li żadnego p o św iad czen ia. O p ie ra ją c y c h się rab u n k o m , b ito w o k ru tn y sposób i grożono śm iercią. C hłopom ru sk im nie z a b ie ra n o p o czątk o ­ wo niczego, u ży d ó w n a to m ia st zab ieran o co się tylko dało.

Je ń có w zaraz n a froncie ob d zieran o zu p ełn ie i w łac h m a n a c h pędzono do Ja ry c z o w a , a sta m tą d do K urow ic. Bito bez po w o d u niem iłosiernie n a h a ­ jam i, kolbam i, k u ła k a m i. O fceró w tra k to w a n o ta k sam o ja k żołnierzy.

Sw oich ra n n y c h o p a try w a li i o d d aw ali do sz p ita la . O p iek a sa n ita rn a b y ła p o n iż e j k r y ty k i:

zam iast o p a tru n k ó w u ż y w a li o n ucek i szm at.

T y fu s p la m isty p a n o w a ł w m ieście, m u sia ł też i grasow ać n a froncie, g d y ż je d e n z m ed y k ó w w P ru sach u m a rł n a ty fu s. Z ao p atrze n ie a rm ji b y ­ ło o ty le dobre, że w ojsko rab o w ało to czego m u było trzeb a. E k w ip u n e k b y ł a u s trja o k i, dopiero w lu ty m o trzym ano ro sy jsk ie płaszcze, w k w ietn iu letnie u b ra n ia i cz a p k i rosyjskie.

Żołnierze ru sc y po zo staw ali n a fro n cie ty lk o dla ra b u n k u , ze stra c h u przed biciem z d a rz y ły się w m a ju liczne dezercje.

A n n a Celew icz, n ao czn y św ia d e k obejścia się R usinów w p o lsk iej w si S okolniki ob. Lw ow a, ta k o p o w ia d a ła :

Jestem h a n d la rk ą m leka, to też u d a ła m się po z a k u p y do Sokolnik, p rzy czem b y ła m n a o c z ­ nym św ia d k iem ro z h u la n e j d ziczy u k ra iń s k ie j w d n iu 12 listo p ad a 1918 r.. P odpalono wieś i nie pozw olono ognia gasić, k ie d y je d e n z g o sp o d a rzy chciał ra to w a ć sw oje m ienie, sch w y tan o go i r z u ­ cono do ognia, a także i jego sy n a . D ru g i sy n m łod­

szy ra to w a ł się ucieczką, lecz p o jm an o go, p rz e ­ k łu to b agnetem i rzucono do ognia. C hodzono od dom u do dom u, rab o w an o i podpalano, n a stę p n ie ro zw y d rz o n a sicz u d a ła się po k się d za n a plebanię, tam nie zastano go. S iczow nicy zrab o w ali zatem doszczętnie p le b a n ję i u d a li się do kościoła, gdzie znaleźli księdza i z a b ra li go z sobą. Z rabow ano w szy stk ie pieniądze, około 20.000 koron, gm innych i kościelnych. K siędza Czyżew skiego, p ro fe so ra L.

G erstm an a i n acze ln ik a g m in y j . H u b ic z a zab ran o ja k o zak ład n ik ó w , k tó ry c h z n alazłam w p o lu za­

m ordow anych w o h y d n y sposób“ .

D n ia 27 listo p a d a 1918 o godzinie 5 p o p o łu d n iu n a p a d ły w o jsk a ru sk ie pod dow ództw em p o ru c z ­ n ik a b. a rm ji a u s trja c k ie j, w sile 1 k o m p a n ji z k a ­ rab in am i. m aszynow em i n a p o lsk ą w ieś D a w id ó w i rzu ciły się na b e z b ro n n ą lu d n o ść p olską, poczęły palić i rabow ać. Zniszczone zostały 51 dom ostw ,

(4)

Str. 4 P A N T E O N P O L S K I Nr 73

o raz zabici zostali m iesz k ań cy tej wsi. a to: Karol K okow ski, lat 16, W iktor G o dyn. lat 14. Szczepan D u d a . la t 20 i inni.

B u d y n k i m ieszkalne pod p alo n o z ap ałk am i, za­

b ie ra ją c in w e n ta rz żywy i m artw y . W łaściciela fo lw a rk u H en ry k a K intzego i tegoż żonę zranili k a ra b in a m i m aszynow em i.

Leśniczy hr. Potockiego w d o b rach p r zem y- śla ń sk ic h Wład . Ły sa k . żonaty i in ży n ier P ietrzycki które tam baw ił, zostali bez pow odu rozstrzela­

ni w s ta jn i w lu ty m 191S r. C hłopów n isk ich , nie in te re su ją c y c h się w ojskiem , rab o w an o na rów ni z P o lak am i. W Bóbrce byl pogrom żydów w lu ­ ty m . B yło k ilk u ży d ó w z a b ity c h i ra n n y c h .

N a p rzedm ieściu Lw ow a, w Z am arst ynowie, n a p a d li żołnierze ru sc y na polski oddział p ro w ia n ­ to w y i w y m o rd o w ali sześciu naszych żo łn ierzy ­ ków od la t 14 do 20 i je d n ą s a n ita riu sz k ę . u rz ę d ­ niczkę pocztow ą H elenę K otow ską. W śród zam or­

d o w an y ch b y li: 17-letni W ladysław G lida. 14-letni

Tadeusz. K rzyżanow ski i inni. których nazw isk nie ustalono, ostali oni n ap ad n ięci w urzędzie gm in­

nym i w straszn y sposób zam ordow ani.

Wieś polska Bilka szlachecka obok Lwowa, pudla rów nież o fia rą w ojsk ruskich. O koło 300- t u m ieszkańców , w tem w iele kobiet i dzieci, straciło życie, wieś spalono. Było to 24 listopada tegoż p a­

m iętnego 1918 roku. Miejscowy proboszcz, ksiądz Adam Hentschl, zasłużony d ziałacz narodow y, p r z y tr z y m a n y przez zbirów ruskich, od p ro w ad zo ­ ny został do Kurowic gdzie stanął przed sądem polow ym i skazany nu śm ierć, został ro zstrzelan y dnia 29 g ru d n ia 1918 r. W y ro k w y k o n an o o godz.

11-ej w nocy.

Nie by ło je d n e j osady , je d n e j w ioski polskiej!

k tó ra b y k rw ią i dobytkiem nie zap łaciła tych kró tk ic h , lecz nie do opisania — srogich i krew w żelach w strzy m u ja c y ch czasów ruskich.

(C. d. n.)

K REIS JÓZEF.

W ojsko Polskie we W schodniej Rosji i Syberji

W e d ró w k a ta kończył a się różnie. Je d n y m u d a w a ła się t a „sam oew a k u a c ja " nim ginęło po drodze od k u l. m rozu i chorób, jeszcze inni pod p re sją bolszew ików zasilali w y d a tn ie ich szeregi.

M a jąc te w szy stk ie względy n a uw adze, a chcąc pozby ć się ciężaru , odniósł się rząd K ołezaka do d o w ó d ztw a W. P. te S y b e rji z p ro p o z y c ją zm obi­

lizow ania w szy stk ich jeńeów -P olaków . P ro p o z y cję tę p o p arł dow ódca k o a lja n tó w , generał J a n in sw o­

im au to ry tetem , a n a w e t w y d a ł do wszy stkich je ń ­ ców odpow iednia odezw ę. Z cała bezw zględnością p rzep ro w ad zili m o b ilizacje Czechosłow acy, Włosi.

S erbow ie i R um uni. D ow ództw o polskie w ykonało rozkaz d o w ó d cy a rm ji b a rd z o ogólnie i w zględnie, p o w o d u jąc się w olą jed n o ste k i interesem polskiej ra c ji sta n u w d a n y c h w aru n k a c h . Zm obilizow ano w szystkiego około 1600 szeregow ców , k tó ry ch przyszłość w c h a ra k te rz e jeńców p rz e d sta w ia ła sic b a rd z ie j ja k p o nuro. Zm obilizow anych podzielono na dw ie zasadnicze g ru p y , na zd olnych do służby w szeregach i na niezdolnych czyli inw alidów .. Do o statn ich zaliczono p rzedew szystkiem ludzi s ta r­

szych. ste ra n y c h w o jn ą i niew olą i z w iosną w y ­ słano ich do m iejscow ości E du w M a n d żu rji, pod C h a rb in em . Z reszty sform ow ano 4-ty p u łk strzel­

ców. W ty m czasie N ow o M ikołajew sk b y ł p rzep eł­

niony w ojskiem . N ow y polski pułk o trzy m ał część b a ra k ó w w obozie zb u d o w an y m d la jeńców w o­

je n n y c h . te k tó ry m zn ajd o w ało się w ty m czasie p a rę se t oficerów -jeńców , głów nie N iem ców i Wę­

grów , o raz R usinów i tro ch ę P o lak ó w .

Jeńcy , o b se rw u jąc p rzez p a rę m iesięcy p rze­

różne fo rm acje k o a lja n c kie. doszli do przekonaniu, że P olacy są n a jb a rd z ie j ludzcy, w zględni i w y ro ­ zum iali. Pew na g ru p a w śród nich. m ocno kom uni- zu jąca. rozpoczęła w rogą a g ita c ję w śród szerego­

w ych 4 p. strzelców . Był to czas, g d y n asze tra n s­

porty z zao p atrzen iem zaledw ie w yjechały z W ła- dy w ostoku. D y w izja na m iejscu nie m iała n a d ­ m iaru m u n d u ró w , b ielizn y , bu tó w , kożuchów itd., nie m ogła zatem ta k od rę k i z a o p a trz y ć we w szystko zm obilizow anych. M izerne pom ieszcze­

nia. nieszczególne tym czasow e p o p a tr z e n ie , po­

służyło ofieerom -jeńcom za a tu t do w rogiej prze­

ciw ko d y w izji ag itacji. Jednego d n ia zm obilizow a­

ni odm ów ili posłuszeństw a, a n a w e t ubezpieczyli się p laców kam i. O ficerow ie do o sta tn iej chwili pozostali n a sw oich p o ste ru n k ach i tłum aczyli żoł­

nierzom n iew łaściw ość ich postępku. D ow ództw o w ojsk dato zbałam uconym czas do o p am iętania się.

O ficerow ie i podoficerow ie, in stru k to rz y dostali rozkaz o p e w n e j godzinie opuścić sw oje kom panje.

Tu p o dkreślić m uszę, że ty lk o bard zo nieliczne w y ją tk i rozkaz ten spełniły, choć zbałam uceni żoł­

nierze nikom u w tem nie p rzeskadzali. len po­

stępek k a d r y in stru k to rs k ie j w y w a rł w śród z b a ła ­ m uconej masy ja k n ajlep sze w rażenie. A utorytet k a d ry p o dniósł się b ardzo. W oznaczonej godzinie w y ru szy ł z m iasta 5 p u łk strzelców w k ieru n k u koszar „zb u n to w a n y c h “ z m u z y k ą na czele. „B un­

to w n icy “, w idząc w śród siebie sw oich in stru k to ­ rów i m a s z e ru ją c y na nich w ta k t m uzyki b ratn i

(5)

Nr. 73 P A N T E O N P O L S K I Str. 5

p u łk , n aty ch m iast w y k o n ali w szy stk ie ro zk azy , w skazali i w ydali w szystkich a g ita to ró w i podże­

gaczy. Pomimo całej surow ości ogólnie o b o w iązu ­ ją c y c h p ra w w o jennych, podżegacze, obcy najm ici zostali bardzo łagodnie u k a ra n i. W drodze w y roku sądow ego o trzy m ali po k ilk a la t w ięzien ia i pow ę­

drow ali do rosyjskiego w ięzienia celem o d cierp ie­

nia k a ry . C zechosłow acy z a tego ro d z a ju c z y n y d zisią tk o w ali w in n y ch i niew innych bez m iłosier­

dzia. P o lacy w ty m w y p a d k u jeszcze raz u d o w o d ­ nili św ia tu , iż nie z im ienia, ale z czynów są stu ­ procentow ym i eu ro p ę jeży k am i.

O rganem , za pośrednictw em którego d o w ódz­

tw o W. P. o d d ziały w ało n a społeczeństw o polskie w S y b e rji, p rz y pom ocy którego zbierało w iado­

mości i zap ew n ia ło sobie ochotnicze uzu p ełn ien ia, b y ł W y d ział M o b ilizacy jn y d o w ó d ztw a W. P. N a czele tej, ta k b ard zo w ażnej dla d y w iz ji in sty tu c ji stali początkow o śp. m a jo r C zaplo ja k o szef i k a ­ p itan G rz y b c z y k ja k o zastępca. Z początkiem 1919 ro k u szefostw o tej in s ty tu c ji o trzy m ał śp. p u ł ­ k ow nik de K ienitz, w y b itn y z n aw c a S y b erji. je j m ieszkańców , stosu n k ó w i t. d. B yt to człow iek w y so k iej k u ltu ry i d u ż e j w iedzy, c h a ra k te r czy ­ sty i szlach etn y , gorący P o la k -p a trjo ta , choć p r a ­ wie całe swe życie spędził w carskim m u n d u rze.

W ydziałow i m obilizacyjnem u podlegały p u n k ty zborne w C z elab iń sk u , w E k a te ry n b u rg u , te Per- mi. w T ju rn em u , w O m sku, w K urganie, w Tom- sku. w K rasn o jarsk u , w I rk u tsk u . w W iernien- d y ń sk u . w C zycie, w Błagow ieszczeńsku. w M an­

d ż u rji, w C h a rb in ie, w e Wł a d y w o sto k u i w C ha- b arow sku. j a k w y n ik a z powyższego, b y ła o b jętą n iety lk o S y b e rja . ale K ra j P e d u ra lsk i i częściow o M a n d żu rja. N ajw a ż n ie jsz e z p u n k tó w zbornych b y ły w O m sk u — w stolicy ad m irała K ołczaka — kom endantem którego b y ł niezm ordow any p r a ­ cow nik. k a p ita n N ow akow ski T adeusz i we W ła- dyw ostoku, na czele którego stal p u łk o w n ik in ż y ­ n ier B u rk h ard t. O fic ja ln ie p u n k ty zborne tro sz ­ czyły się o m ożliw ie n ajw ięk szy do p ły w ochotni­

ków do d y w iz ji i d b a ły o zao p atrzen ie rodzin w o j­

skow ych oraz zesłańców politycznych. N ie o fic ja l­

nie do nich należała o rg an izacja m iejscow ego ele­

m entu polskiego, tw o rzen ie szkół i dom ów p o l­

skich, oganizow anie sk a u ta , o p iek a n a d m iejsco­

w ą polon ją i w y w ia d polityczno-ekonom iczny, a częściowo i w ojskow y. K om endanci p u n k tó w zbornych p rz e d k ła d a li p erjo d y czn ie ściśle ta jn e k w estjo n arju sze, z a w ierające d o k ład n e odpow ie­

dzi na szereg b ard zo szczegółow ych p y ta ń , a m ia­

now icie: o stanie, sile, u zb ro jen iu , w y e k w ip o w a ­ niu. zao p atrzen iu , sk ła d ach i m ag azy n ach , n a stro ­ jach i t . d. bojow ych i ty ło w y ch jednostek, k w a te ­ ru jący ch w dan y m czasie w rejo n ie danego p u n k ­ tu zbornego. O dnosiło się to ta k do w ojsk kołcza- kow skich, ja k k o aljan ck ich . P y ta n ia b y ły ta k sprecyzow ane, że z odpow iedzi dow ództw o mogło

w y w n io sk o w ać, gdzie i ja k ie siły stoją, co ro b ią i co w a rtu ją , oraz ja c y lu d z ie niem i dow odzą.

Szczegółowo i w y c z e rp u ją c o p y ta n o się d a le j o n a s tro je lu d n o śc i c y w iln ej, ó sta n k o le jn ic tw a i zdolności tra n sp o rto w e tegoż, sta ra n o się poznać siłę i rozm iary poszczególnych p rą d ó w polityczno- społecznych. ja k bolszew ickiego, eserow skiego, esdeckiego i t. p. In tereso w an o się ży w o sp raw am i w y ży w ien ia i stanem zasobów żyw nościow ych, ilością i ja k o śc ią k o n i, śro d k a m i tra n sp o rto w y m i, bogactw am i m ineralnem i d anego rejo n u , ro ln ic ­ tw em i jego b ra k a m i, ho d o w lą b y d ła i z w ierząt dom ow ych, w ielkim przem ysłem , h an d lem , ry b o ­ łów stw em , m yśliw stw em , leśnictw em , rzem iosłem , ruchem spółdzielczym , z w iązk a m i zaw odow ym i, k w e stją robotniczą, norm am i płacy, o raz em ig ra­

cją polską. P rzy to czy łem tu ty lk o zasad n icze p y ­ tan ia. odpisane z oryginalnego k w e s tjo n a rju sz a . Z aznaczyć m uszę, iż do każdego głów nego p y ta n ia należało jeszcze k ilk a w zględnie k ilk a n a ś c ie p y ­ tań. k tó re n ależycie om ów ione oraz p o p a rte d o w o ­ dam i i odpowiedniemu p rz y k ła d a m i, w sum ie d a ­ w ały dopiero odpow iedź d o sta te czn ą n a p y ta n ie głów ne. D y re k ty w y w y d z ia łu m o b ilizacy jn eg o ż ą ­ d ały od k o m en d an tó w p u n k tó w zb o rn y ch daleko- idącej in ic ja ty w y i p rzew id y w ań . T oteż p ra c a ko ­ m en d an tó w ty ch in s ty tu c ji an i do ła tw y c h a n i cło lekkich zaję ć nie n ależała. D ow ództw o W. P., d y ­ sp o n u ją c ty lk o b ard zo ograniczonem u sum am i pie- niężnem i w stałej w alucie, nie m ogło in ten zy w n ie zasilać pieniędzm i 11 o d d ziału w jego po d ziem n ej p ra c y , m usiało zatem p e w n ą część w y w ia d u p rz e ­ nieść n a p u n k ty zborne. P rz y z n a ć trzeb a, iż dzię­

ki temu system ow i, w iadom ości n asze nie b y ły sk ą ­ pe, choć k o sz to w ały b ajeczn ie tan io . P u n k ty zb o r­

ne w zorow o s p e łn ia ły sw o ją rolę, a em ig racji p o l­

skiej i zesłańcom p o lity czn y m oraz d y w iz ji od d ały olbrzym ie usługi i n a p ra w d ę z a s łu ż y ły się dobrze sp raw ie polskiej n a d alek iej obczyźnie.

Ich szef, cichy, sp o k o jn y , w iecznie z a p ra c o w a ­ n y śp. p u łk o w n ik K ienitz. m ógł b y ć d u m n y ze sw oich praco w n ik ó w i ze swego dzieła.

III. —

(D y w iz ja n a w ew n ętrzn y m froncie. S y tu a c ja poli­

ty c z n a w S y b erji. O d w ró t. P rz y c z y n y i pow ody k a p itu la c ji. D alsze losy d y w iz ji).

W rok po w y b u c h u p ow stania przeciw bolsze- wickiego, ta k ochotnie p o p arteg o przez ludność, w stepach sy b e ry jsk ic h w y b u ch ło pow stanie sk ie­

row ane p rzeciw k o K ołczakow i i k o aljan to m , Po ak c ji w o jsk czeskosłow ackich w 1918 ro k u , z o d ­ m ętów a n a rc h ji sy b e ry js k ie j w yłonił się ty m czaso ­ w y rz ą d t. zw. D y r e k to rja t lu d o w y , n a czele k tó ­ rego sta n ą ł człow iek w y b itn y , id e a lista-eser Aksen- tjew . N iestety łagodne i ro zu m n e rz ą d y D y rek to - rja tu , zd ająceg o sobie sp raw ę, że Rosja w yszła z w o jn y św iato w ej ja k o k o m p letn y b a n k ru t, że

(6)

Str. b P A N T E O N P O L S K I Nr 75

biegu w y p a d k ó w d ziejo w y ch odm ienić się nie da.

że d a w n y c h m etod w ła d a n ia ludem rosy jsk im sto­

sow ać nie m ożna, g d y ż w sk u te k w o jn y św ia to w ej lud te n d o jrz a ł do u s tro ju now oczesnego. — nie podobały się rozm aitym carskim działaczom . S p ro ­ w ad zili oni na S y b e rję a d m ira ła K ołezaka. w y b it­

nego o ficera m a ry n a rk i, ale kom pletnego ig n o ran ­ ta w polityce. G ru n t przygotow ano b ard zo s ta ra n ­ nie. Rzecz ja sn a , iż nie obeszło się bez porozum ie­

nia z " b raćm i czechoslow akam i". G d y K olczak p rz y b y ł do O m sk a . p a rtja m o n arch isty czn o -w o j­

skow a p rz y cichem p o p arciu ze stro n y czeskiego d o w ó d ztw a i p raw d o p o d b n ie m isji fra n c u sk ie j i an g ielsk ie j, dok o n ała zam ach u sta n u , a re sz tu ją c D y re k to rja t. L u d o w y rz ą d S y b e rji w sty czn iu 1919 r. został częściow o w y m o rd o w an y w prost na oczach czeskiego d o w ó d ztw a i m isji k o aljan ck ich . A ksentjew . g en eral B oldyrew i k ilk u in n y ch zosta­

li sk a zan i n a w ygnanie. B a n ic ję w y k o n an o pod osłoną k o a lic y jn y c h bagnetów . Rząd K ołezaka roz­

począł sw e rz ą d y od m ordów , aresz to w ań i e k s p e ­ d y c ji k arn y c h . C hłop i m ieszczanin sy b e ry jsk i za­

reag o w ali n a ten a k t g w a łtu pow staniem przeciw ­ ko K olczakow i i m asow ą d ezercją z jego szeregów . N iedojście do sk u tk u p la n u m a rsz a łk a Focha — głów nie d zięk i czechom — (ofensyw y w ojsk sy b e­

ry jsk ic h i k o aljan ck ich w k ie ru n k u Sam ara-M o­

skw a) w y tw o rzy ło d la K ołezaka sy tu a c ję ro zp acz­

liw ą. O d zachodu p a rła a rm ja czerw ona, w e­

w n ą trz rosły w siły od d ziały pow stańcze, k tó re szy b k o op an o w ali bolszew icy i u m iejętn ie użyli ich do z w iąza n ia n ie ty lk o znacznych sil kołeza- kow skich. ale p ra w ie połow y w ojsk k o aljan ck ich . P olska d y w iz ja o trz y m a ła odcinek n a jb a rd z ie j za­

grożony, a m ianow icie: osłonę lin ji kolejow ej Sław gorod — T a ta rs k a ja i głów nej m ag istrali ko­

lejow ej T a ta rs k a ja — Nowo N ikołajew sk. L inja kolejow a Sław gorod — T a ta rs k a ja w io d ła w boga­

te. żyzne ste p y . Je j u trz y m a n ie było zadaniem

szczególnie w ażttcm ze w zględu na w yżyw ienie w ojska i m iast. L inja kolejow a tra n ssy b e ry jsk a była osią zaopatrzeniu w ojsk w środki uzbrojeniu, w y ek w ip o w an ia , am u n icji etc., oraz była je d y n ą osią odw rotu tak dla K ołezaka. ja k dla koaljantów . Od o p an o w an ia rejonu S law gorodu i linji kolejo­

wej. łączącej go z m ag istralą, od u trz y m a n ia w do­

bry m sta n ie o d cinka m agistrali, zależało d alsze ist­

nienie n iety lk o kolczakow skiego fro n tu , ale i nas.

D ow ództw o W. P. pod koniec kw ietnia 1919 r. z n a ­ lazło się w sy tu a c ji bez w y jśc ia. O dsłona b iern a odcinka liczącego do 800 w iorst, a objętego p o w sta ­ niem. stała się niem ożliw ą, groziła nieobliczalnem i stra ta m i i n astęp stw am i, albow iem oddziały po­

w stańcze rosły g w ałto w n ie w siły, a dobrze dow o­

dzone. w y k a z y w a ły dużo ruchliw ości i inicjatyw y . Z ciężkiem sercem p odpisał p u łk o w n ik C zum a pierw szy rozkaz o p e ra c y jn y na ta k z w an ą ..w y ­ p ra w ę urm ań sk ą". K raj zwany „U rm a ń “, p o k ry ty podm okłym i lasam i, o b e jm u ją c y około 25.000 km ” p rzestrzeni, leży na półnoe od m. B arabińsk. Po­

szła tu g ru p a, w yłoniona z 2 p u łk u strzelców , w składzie I b a ta ljo n u , k o m p an ji w yw iadow czej i dw óch plutonów konnych w yw iadow ców pod do­

w ództw em dzielnego żołnierza, śp. m ajo ra W e rn e ­ ra. G ru p a m ajo ra W ernera, doskonale w yposażo- na. św ietnie w yszkolona i dow odzona, b iła się zwy ­ cięsko pod W iereh -K rasn o jarsk iem , M ininem , Kisz- tów ką. Ponkinenr i M ieżów ką, je d n a k po w stan ia op an o w ać nie zdołała. N a pomoc w y ru sz y ła reszta 2 p u łk u strzelców w zm ocniona dw om a sz w ad ro ­ nam i ułanów , bataljonem k p t. N iebieszczańskiego z 5 p u łk u strzelców i b a ta ljo n u rosyjskiego pod dow ództw em p p lk a S korobohatego - ja k u b o w s k ie ­ go. po m iesięcznych działaniach o panow ała s y t u a- cję i zlikw idow ała pow stanie, wy p ie ra ją c po w stań ­ ców w b ezlu d n a puszcze na północ rzeki l a rw

(C. d. n.)

M A J A.

Z Drugą Brygadą

YV K onigsfeldzie, d o k ąd później p rzy b y liśm y , m im o s ta ra n ia się, m u n d u ru nie o trzym aliśm y. T y l­

ko je d n ą p a rę b u tó w , szliśm y wdęc w u b ran iach cy w iln y ch do sw7ej k o m p an ji.

B a ta ljo n y bojow e sta ły te ra z w R a fa jło w e j i Zielonej. W K onigsfeldzie i później w drodze sp o ty k a liśm y zn an y ch nam legjonistów , któ rzy podobnie ja k m y pow rócili w c y w iln y ch u b r a ­ niach.

Od ja d ą c y c h do sz p ita la , dow iedzieliśm y się ja k i sta n jest w n aszej k o m p an ji. W d alszej d ro ­ dze nocow aliśm y7 jeszcze w H olzslaghauzie w sz a­

łasie z choin. Potem przechodziliśm y P an ty r do R a fa jło w e j i n astęp n ie Zielonej.

B a ta ljo n nasz pełnił służbę w Zielonej.

K o m p a n ja n a sz a sta ła n a placów ce. W ędrów ­ ka n asza trw ła dw a tygodnie. W k o m panji b y liś ­ m y w y k z a n i n a liście strat.

B itw a M ołotkow ska zakończyła się dla legjo­

nistów fataln ie. O d w ró t n a stą p ił aż do P a n ty ru . B a ta ljo n y zbierały się po stro n ie w ęgierskiej.

D rugiego d n ia z k o m p a n ji n a sz e j zebrało sic około dw udziestu żołnierzy w Zielonej, w śród tych d ow ódca k o m p an ji. Ztąd u d a li się na P a n ty rp a s.

(7)

Nr. 73 P A N T E O N P O L S K I Str. 7

C z w arteg o d n ia po bitw ie, n a o fic ja ln ą zbiór­

kę b a ta ljo n u , sta n ęła k o m p a n ja w liczbie c z te r­

dziestu trzech żołnierzy. A po ty g o d n iu dorosła do stanu około p ó łto ra sta ludzi. W in n y ch kom pa- njach działo się podobnie. D u ż a liczba legjonistów pow róciła w p rzeb ran iu .

Wielu legjonistów odeszła do sz p ita li. S tra ty o ficjaln e pod an o n a 800 ludzi. Ale to c h y b a ty lk o w zabitych i w ziętych do niew oli. R a n n y c h i cho­

rych znacznie b y ło w ięcej.

B a ta ljo n n asz po zbiórce n a P a n ty r ze u d a ł się do K onigsfeldu.

Żołnierze ta k b y li m o raln ie zgnębieni, że na tem m iejscu W alczyć d a le j n ie chcieli.

P u łk o w n ik Zieliński stanow czo tem u się oparł, skłonił b a ta ljo n y do p o w ro tu n a stanow iska. D o­

w ódca b a ta ljo n u p rz e m a w ia ł do żo łn ierzy „W szys­

cy jeste śm y ch o rzy , n ie ty le n a ciele, co n a d u ch u . Ale tru d n o , p ó jd ziem y jeszcze ra z pró b o w ać szczęścia“.

Ktoś ro zk o lp o rto w ał w iersz „W ciężkie dni"

gdzie to:

„W śród g ór w ysokich

D o Ciebie sw e oczy, z w ra c a ją N arodzie...

I d la kogo w dani, m a ją użyźnić, K ra j ten kośćm i sw em i?“...

A d alej:

„Lecz k ie d y losu, d la nas ta k ie k a r ty S pełnim d o końca, ja k sp e łn ił p u łk

c z w a rty “ .

— A utorem tegoż m iał b y ć leg. K ończyński.

B ry g ad a cała poszła ponow nie n a fro n t. W alki b y ­ ły p ozycyjne. Żołnierze odzyskali hum or.

Z m u n d u ro w an iem b y ło ciągle licho. Płaszcz otrzym ałem zaraz, b lu zę od kolegi, sp o d n ie k u p i­

łem za p a c z k ę ty to n iu , k a ra b in w y faso w a łe m po jak im ś nieboszczyku. I znów stałem się żołnierzem , gotow ym do p o b ie ra n ia żołdu, ośm centów d zien ­ nie. Bo ty le do tąd pobierali, ta k szeregow cy, ja k i podoficerzy. D o d atk ó w palow ych nie było. O fice­

rowie, dow ódcy plutonów , p o b ierali m iesięcznie 52 k o rony.D ow ódcy k o m p a n ji coś w ięcej.

N a e ta t a u s trja c k i przeszliśm y dopiero w g ru ­ dniu. K uchnie d a le j p o sia d ały ty lk o zw y k łe kotły do gotow ania. Było to n iep rak ty czn e. P rz y lad a a larm ie k u c h a rz e w y w alali n a ziem ię jedzenie i gotow ali się do ucieczki. Często b ra k o w a ło chle- ba. W śród ludności c y w iln ej b y ła bieda. A larm y b y w a ły b ard zo często; czasem fałszyw e. Jeżeli b y ­ ły a la rm y próbne, to żołnierze p o p rz y b y c iu na, m iejsce alarm o w e u sta w iali w kozły b ro ń i na roz­

kaz w śniegu w y w racali koziołki. L ub ćw iczyli c h w y ty bronią.

D nia 28 listopada, b a ta ljo n I-szy trzeciego p u łk u zluzow ał n asz b a ta ljo n w Zielonej.

W Zielonej i R a fa jło w e j p o zo stali te ra z g ru p a H allera. W sk ła d te j w chodzili b a ta ljo n y : I-szy i III-ci trzeciego p u łk u , o raz IV -ty drugiego p u łk u pod dow ó d ztw em Roji.

Pięć b a ta ljo n ó w pod do w ó d ztw em Zielińskiego poszło n a h uculszczyznę.

W y m arsz n a sz e j k o m p a n ji z Zielonej n a s tą p ił wieczorem . Połow a k o m p a n ji w c ze śn iej i z a k w a te ­ ro w a ła w c h ału p ie n a k o ń cu w si w R a fa jło w e j.

D ru g a p ó łk o m p a n ja , p rz y b y w sz y p ó ź n ie j z b r a k u m iejsca, p rz e sie d z ia ła noc p rz y ogniskach w le- sie. K u ch n ia b y ła w pobliżu. L udzie z d ru g ie j pół- k o m p an ji, w no cy zjed li obiad, dopiero teraz u g o tow any, lecz nic n ie sp a li. P ierw sza p ó łk o m p a ­ n ja odw rotnie — żołnierze spali, ale nic n ie jedli.

O k aza łp się n a z a ju trz w m a rsz u do T a ta ro w a , że p rz e trz y m a li ci, k tó rz y jed li, a n ie spali, ta m ­ ty c h co spali.

W k o m p a n ji m ieliśm y te ra z jednego tylko ofi­

cera. P o ru c zn ik n asz, o b ją ł b a ta ljo n w zastępstw ie.

D ow ódca pierw szego p lu to n u , m iał k o m p a n ję dzie­

w ią tą , dow. drugiego chor. B u rd a dostał a ta k u sercow ego w b itw ie pod B a b cią i poszedł d o sz p i­

ta la , chor. P aw lik iew icz pozostał w Z ielonej, p rz e ­ znaczony do in n e j służby. P ozostał z n am i ty lk o chor. S tru zik . Szefem k o m p a n ji b y ł p lu tu n o w y C z a jk o w sk i z pierw szego p lu to n u , w m iejsce R u ­ sinka, k tó r y dostał się do niew oli pod M ołotkow em , w ra z z całym żołdem k o m p a n ijn y m . M arsz do T a- ta ro w a trw a ł od godź. szó stej ra n o do godź. je d e ­ n a s te j w ieczorem . O d p o c z y w a liśm y r a z ty lk o na c a ły dzień. P rz ech o d ziliśm y g ó ry w ązkiem i ścieżkam i, b rn ą c w śniegu. N a noc ch w y cił silny m róz.

O b iecy w a liśm y sobie od p o czy n ek w c h a łu p a c h a tym czasem c a ły T a ta ró w b y ł spalony. D w u ­ n a stk a o d n a la z ła w lesie ja k ą ś w illę i tam się u lo ­ k o w ała. K o m p a n ja n a sz a ro z la z ła się, i ta k p lu to n m ój za k w a te ro w a ł w tr u p ia rn i p rz y cerkw i, in n y poszedł za d w u n a stk ą .

W d n iu ty m zro b iliśm y drogd przeszło c z te r­

dzieści km . n iezm iernie u ciążliw ej.

K u ch arze n ic n ie gotow ali, chociaż k o tły m ieli ze sobą, bo o w odę b y ło tru d n o , stu d n ie w y - m arzły , rz e k a p ły n ę ła zb y t nisko, b rzeg i u rw iste, p o k tó ry c h n ik t nie ch ciał złazić.

O św icie n stą p ił o dm arsz do W orochty. O godź.

p ierw sze j m arsz b y ł ju ż ukończony. Z a k w a te ro ­ w aliśm y w ta r ta k u , w b a ra k a c h rob o tn iczy ch . K a ­ p ra l Z ając p ie rw sz y w y w ą c h ą ł gdzie d ało się co k upić. Z ebrał w p lu to n ie poży czk ę ,k ró tk o -term in o - w ą “ i pobiegł do żyda. P o ch w ili w rócił z w ó d k ą, czekoladą, m a rg a ry n ą i k ilk u d ziesięc iu p a c z k a m i ty to n iu i o tw a rł „ k a n ty n ę “. C e n y zw y k le poszły w górę.

(C. d. n.)

(8)

Str. 8 P A N T E O N P O L S K I Nr. Ii

JÓ ZEF B IA ŁY N IA C H O Ł O D E C K I

Rozbrojenie korpusu Ramoriny w 18 31 r.

w świetle aktów władz austriackich Zająw szy n ap rzeciw Z aw ichosta n a d rzek ą

S anem silne stanow isko, złożył generał H ieronim Ram orino ra d ę w o jen n ą, n a k tó re j uznano, iż ze znędzniałem w ojskiem nie m ożna p rz y ją ć b itw y, iż n ie m a w ięc in n e j ra d y . ja k w k ro czy ć do G a li­

cji. N ad ciąg n ę ły tym czasem m oskiew skie k olum ­ ny. G en erał K rasow ski obszedł lewe. Paszków zaś p raw e sk rz y d ło w o jsk polskich i zm usił tem Ramo- rin ę do u stą p ie n ia n a te ry to rju m p a ń stw a a u stja c - kiego. Miało to m iejsce n ad ranem 17 w rześn ia r.

1831. R am orino sta n ą ł obozem pod D ą b ró w k ą obok C hw ałow ic. o p a rty plecym a o W isłę, p odczas gdy ro sy jsk ie o d d z ia ły rozw inęły sw e sz y k i w zdłuż g ra n ic y od Popow iec do B z u ry . O ru c h a c h obu w alczący ch stro n m ia ły a u s trja c k ie sfe ry w ojsko­

w e d o k ład n e zaw sze w iadom ości, a to z k o m uni­

k ató w n a d sy ła n y c h im ze stro n y kom end ro s y j­

skich.

J u ż n a sk u te k d ep eszy rosyjskiego g en erała K a jz a ro w a . z a p o w ia d a ją c e j ry c h łe w y p a rc ie k o r­

p u su polskiego po za słu p y graniczne, w y d a ła ge­

n e ra ln a k o m en d a w e L w ow ie g en erał p o ru czn ik o ­ w i A n to n iem u b ar. B ertolettiem u, kom endantow i n ad g ran iczn eg o k o rd o n u au strjack ieg o , ro zk az ściągnięcia sw oich oddziałów w oznaczone m iejsce i bezzw łocznego ro z b ro je n ia R a m o rin y , przy po­

m ocy w y sła n y ch w su k u rs w o jsk posiłkow ych.

Zanim ten ro zk az zdołał dojść n a m iejsce p rze­

znaczenia. począł B ertoletti d ziałać n a w łasn ą rękę i oto za ra z na w stępie p rzek o n ał się, że m a n ie ła t­

w e do sp e łn ie n ia zadanie.

„R am orino posiada — p isał B ertoletti w sw ym rap o rcie do k o m en d eru jąceg o gen erała H ardegga w e L w ow ie — n ie z w y k łą energję, zdecydow anie, siłę d u ch a, en tu z ja z m i sp ry t i stoi n a czele liczne­

go. a bitnego w o jsk a “.

Do sk ła d u tego k o rp u su należało w k ry ty c z ­ nymi d n iu 7 generałów : J u lja n S ieraw sk i, J u lja n Bieliński. S tan isław G aw ro ń sk i, T om asz K onarski.

Je rz y L an g erm an , F ra n ciszek S zn ajd e i W alenty Z aw adzki, d a le j 854 oficerów sztabow ych i niż- szych, 11.040 podoficerów i szeregow ców , ponadto 4800 koni, 40 a rm a t, 108 w ózków z am u n ic ją , 12 w ozów z ry n sz tu n k ie m artyl erji, 10 polow ych k u ch n i, sz p ita la i m nóstw o różnego m a te rja łu .

Z o d działów sta ły pod k o m en d ą G aw rońskiego 1, 2, 3, 5 i 9 p u łk u łan ó w , 2 p u łk k a lisk ie j jazd y , le g ja n ad w iślań sk a, 2 p u łk strzelców i d w a sz w a­

d ro n y k a ra b in ie ró w ; pod kom endą L an g erm an a : 1, 5, 11 i 17 p u łk piechoty i 1 p u łk strzelców sa n ­ dom ierskich; pod k o m en d ą Sieraw skiego zaś 3, 6, 14, 20 i 21 p u łk piech o ty i d w ie k o m p an je k r a ­ kow skich strzelców . A r ty le rja piesza tw o rz y ła pól-

c z w a rte j k o m p an ji. a r ty le rja konna k o m p an ji c z te ry . Ł atw o zrozum ieć, że tak silny korpus nie chciał zdać sic ślepo na łaskę i niełaskę a u s trja c - kiego kordonu, lecz sta w ia ł ze sw e j stro n y pew ne w aru n k i.

Na pierw sze zaw e zw an ie do p o d d an ia się, ośw iadczył R am orino. iż bro n i w cale nie złoży, na pisem ną odezw ę zaś nie d a ł w cale odpow iedzi.

Zniewoliło to B ertolettiego do osobistej wizyty u R am oriny w celu n a k ło n ie n ia go do ustępstw . N iezaw iśle od tej w izy ty , in tew en io w ał Bertoletti u rosyjskiego g en erała Rosena. z zam iarem u zy ­ sk a n ia dla R am oriny k o rzy stn y ch w a ru n k ó w k a­

p itu la c ji. Gdy p e rtra k ta c je m iędzy Ram oriną a Rosenem co do k a p itu la c ji n ie d o p ro w ad ziły do porozum ienia, zgodził się R am orino ostatecznie na złożenie broni A u strjak o m , je d n a k ty lk o pod w a- runkiem . iż an i b roń ta, an i strzeliw o, nie zostaną w y d an e w o jsk u rosyjskiem u.

W te j sp raw ie wy brało się też całe grono pol­

skich generałów z re w iz y tą do Bertolettiego. Po drodze spotkali au s trja c k ie g o k a p ita n a sz tab u K argera. k tó ry o zn ajm ił jadącym i, że B ertoletti ty lk o w te d y ich przy jm ie, jeśli ośw iadczą goto­

wość ro z b ro je n ia k o rp u su .

P rz y k o n fere n cji, ja k a o d b y ła się u B e rto let­

tiego, m iała m iejsce w z ru sz a ją c a , p raw d ziw ie rzew n a scena.

O to generałow ie — zw łaszcza zaś w eteran i S ieraw ski i G aw ro ń sk i, p rz y c isk a li do piersi, sk ru ­ piali Izami sw e szable, które w iodły ich zaszczyt­

nie po tydu pobojow iskach i polach chw ały, a dziś od d an e w obce ręce, stw ie rd z a ją u tra tę w olnej O jczy zn y .

Z podziw em patrzy li n a to n iezw y k łe zjaw isko zebrani oficerow ie a u s trja c c y , Bertoletti zaś, pod w pływ em w zruszenia, u w a ż a ł za w sk azan e w y p o ­ w iedzieć słów k ilk a pociechy d la nieszczęśliw ych w ygnańców . D uch ja k i p a n o w a ł w ów czas w śród polskiej g en eralicji, u d zielał się w p ełn i i je j pod­

kom endnym , to też w szyscy, do najm łodszego żoł­

nierza, w zb ran iali się w y d aw ać z rą k sw ych oręży.

Je d n i niszczyli i w rzu cali b roń i am u n icję w n u rty W isły: niech ra c z e j p rzep ad n ie, niżli m a p ó jść w niegodne m oże dłonie. D ru d z y zak o p y w a li je w ziem ię w nadzieji, iż ry ch ło n a d e jd z ie chw ila now ych w a lk o wolność, a około dw óch tysięcy

„w alec zn y ch “ przem k n ęło się z pow rotem n a o j­

czy stą ziemię. N ie p rzy p u szc zali, iż p o p a d n ą w si­

d ła po ro zstaw ian y c h rosyjskich placów ek.

C ięż k ą dolę żołnierza polskiego pogarszał głód i n ied o sta te k p ro w ian tó w . Ani R am orino n ie p rz y ­ w iózł z sobą z a p is ó w , an i w ład ze a u s trja c k ie nie

(9)

Nr. IS Pa n t e o n p o l s k i Str. 9

m iały ich rlo d y sp o z y cji; stąd nieładu kolizja, kło­

pot i a m b aras, zresz tą i o b aw a przed w idm em cho­

lery, n ie z n a n e j w ów czas jeszcze w k ra ju , n ie u ję ­ te j w k a rb y u m iejętn y ch zarząd zeń m edycznych powag.

G rozę położenia spotęgow ało zjaw ien ie się na m iejscu rosyjskiego szefa sztabu g e n e ra ła K raso w ­ skiego, którego w p ro w ad ził w dniu 18 w rześn ia o 9 godzinie rano, n ieb aczn y oficer a u s trja c k i n a plac ro zb ra ja n ia . Pow stało zam ieszanie i oburzenie w śród oddziałów polskich, zapow iedź rew o lty i b u n tu . O stateczn ie uśm ierzono podniecone urny sly. a w dniu 19 w rześnia o d m aszerow ała pierw sza rozbrojona kolum na, złożona z k aw alerzy stó w , na m iejsce p rzeznaczenia. Konie w y d a n o w ojsku ro­

sy jsk iem u .

T ra n s p or ta ukończono w d n iu 22 w rześn ia i u- lokow ano 2.500 ludzi w R ud n ik u pod stra ż ą 800 żołnierzy z p u łk u im. B eutheim . w U lanow ie 5000 lu d zi i 900 stra ż y z p u łk u im. M azzuchelli, w K ol­

b uszow ej 2000 lu d z i i 500 stra ż y im. L einingęń, t u ­ d z ie ż d alszy ch 500 żołnierzy, rozłożonych w czar-

ta k a c h n a d W isłą, w k ońcu w N isku 2000 lu d zi pod stra ż ą 900 żołnierzy z p u łk u im. Benczur. N ie b a ­ wem przesiedlono połow ę rozbrojonych z U lanow a do Sokołow a pod esk o rtą szw oleżerów im. O 'R e il­

ly. G e n e ra ln y spis w y k a z a ł łącznie 9.500 in te rn o ­ w an y ch , 5.350 s tra ż y i 550 koni w o jsk a au str.

Sam liczbow y stosunek u zb ro jo n y ch stra ż y do b ezb ro n n y ch in te rn istó w u d o w ad n ia, ja k w ielki resp ek t m iał rz ą d a u s trja c k i p rzed polskim żołnie­

rzem, b o h aterem listo p ad o w y ch zapasów . W szystkich generałów z R am o rin ą n a czele um ieszczono w Sieniaw ie, gdzie ich pod pozorem k o n tu m a c ji p o d d an o pod ścisły nadzór.

..K orpus R am oriny p rz e sta ł istnieć!“ — zara- porotow ał sz ta fe tą B ertoletti ko m en d eru jącem u ge­

nerałow i H ardeggow i we Lwowie, szczęśliw . iż.

spełnił poruczoną m isję. Nie om ieszkał p rży tem B ertoletti pochw alić się p rzed w yższem i sferam i, podnieść sw oje w łasne i sw oich żo łn ierzy zasługi.

„R am orina -— z a u w a żał po raz d ru g i czy trz e ­ ci — to egzaltow ana głowa, żelazn y c h a ra k te r, człow iek, k tó ry m a w ielkie o sobie m niem anie. Nie ła tw ą rzeczą m ieć cło czy n ien ia z tego ro d zaju człow iekiem , jeśli on stoi n a czele „e lity “ polskiej arm ji, jeśli ta arm j a m niem a, iż m a p ra w o do z a ­ trz y m a n ia sw ej broni. P rzep ro w ad zen ie w śród te ­ go ro d zaju w aru n k ó w , rozbrojenia n ależy zaliczyć do p raw d ziw ie szczęśliw ych w y p ad k ó w . Rosen i inni ro sy jsc y generałow ie o k a z u ją z m oich z a rz ą ­ dzeń i z załatw ienia sp ra w y w ielkie zadow lenie".

Mylił się B ertoletti, m niem ając, iż z ch w ilą ro zb ro jen ia w o jsk a sk o ń c zy ły się jego troski.

O d pierw szego za ra z d n ia rozpoczęła się m a ­ sowa d ezercja z obozu jeńców . Zwłaszcza G alic ja - nie p rzem y k ali się licznie, m im o gęste straże. Ber- toletli żądał, b y pociągano za to do odpow iedzial-

ności ro d zin y zbiegów , np. n ie ja k ę p a n ią Tro- ja e k ą , k tó re j dw óch k rew n y ch znikło z obozu.

W iele ru m o ru n aro b iła u cieczk a p u łk o w n ik a lir. Zam oyskiego, k tó rem u pozw olono zam ieszkać w z a m k u ks. L ubom irskiego w R ozw adow ie.

N ie la d a ja k ie wogóle w ty m k ie ru n k u k ło p o ­ ty sp raw iali zw łaszcza n ad zo ro w i jeń có w oficero­

wie polscy, gdyż rozsiew ali wi eści, iż p o p rzeb y ciu k o n tu m acji zostaną w y p u szczen i n a w olność i w m yśl tego z d a n ia u ż y w a li w szelkich sposobów , ab y w y d o b y ć się z m atni.

Sam R am orino n ie zach o w y w ał się zresztą spokojnie, lecz począł k re ślić p la n y stw o rzen ia w e F ra n c ji polskich legjonów i z a m a w ia ł w ty m celu podko m en d n y ch oficerów i żołnierzy do e m ig racji na ziem ię fra n c u sk ą . Pom iędzy p o d k o m en d n y m i byli a u s trja c c y poddani, n a m a w ia n ie w ięc żołnie­

rz y do słu ż b y pod obc em i zn ak am i, stanow iło we­

dle a u s trja c k ic h p rz e p isó w k a rn y c h zbrodnię, p o d ­ leg ającą n aw et d o ra ź n e j k a rz e śm ierci. N ie stoso­

w ano je j n a tu ra ln ie w obecnym w y p a d k u , lecz z a ­ rządzono przew iezenie R a m o rin y z S ien iaw y do Rzeszowa. I oto n o w y pow ód do tarcia. R a m orino ośw iadczył, w edle ra p o rtu p u łk o w n ik a D e rry . iż ty lk o pod przym usem g w a łtu ulegnie rozkazow i.

O sta teczn ie u stą p ił na sk u te k p e rsw a z ji, lecz ty lk o pod w aru n k iem , iż razem z nim p o ja d ą jego r o d a ­ cy: generał L an g erm an n . p u łk o w n ik G allois i a d ­ iutanci W ik to r Rochetin. tu d z ie ż A u g u st B lan ­ chard .

I tego w a ru n k u nie chcieli A u s trja c c y u w zg lę­

dnić. Ram orino p o d d a ł się pozornie w oli Bertolet- tiego i zgodził się n a przesiedlenie, ja k ie ż było je ­ d n a k zdziw ienie w ła d z w o jskow ych, g d y stw ie r­

dziły. że w n o w ej k w a te rz e polskiego gen erała, tj.

w k a m ie n ic y M ousona w Rzeszow ie, m ie sz k a ją w cyw ilnem p rz e b ra n iu o b a j jego w y m ien ien i ad- ju ta n c i. O dłączono ich przem ocą od R a m o rin y i od­

dano pod straż, w celu o dstaw ienia do m iejsca po- post oju B ertolettiego, g d y w tem p rz d ło ż y ł s p ry tn y Ram orino d okum ent, stw ie rd z a ją c y , że o b a j jego a d ju ta n c i kw itow ali ze swego oficerskiego c h a r a k ­ teru i są osobam i cy w iln em u

Nie ucichła jeszcze b u rz a z pow odu p o w y ższe­

go zda rżenia, gdy nadeszło pism o g u b e rn a to ra G a ­ licji. A u g u sta księcia L o b k o w itza, z u w iad o m ie­

niem . że p o ru c z n ik p u łk u h u z a ró w im. cesarza, n a ­ zw iskiem N agy, k tó ry p rz y pom ocy czterech p o d ­ oficerów eskortow ał R a m o rin ę z S ie n ia w y do R ze­

szow a, nie okazał się dość z a u fa n y m , lecz n a d u ­ żył sw ej m isji. M iast p iln o w ać in te rn o w a n y c h w R zeszow ie, chodzi razem z R a m o rin ą p o w iz y ­ tach, jest dla niego fo rm aln ie ro z e n tu z ja z m o w a ­ nym i p o su n ą ł się n aw et do tego stopnia usług, że o fiaro w a ł staroście w arto ścio w y p rezen t, cztery p iękne konie w zaprzęgu, po cenie ćw ierć lu b n a ­ w et je d n e j p ią te j części rz e c z y w iste j ich w a r ­ tości.

(10)

Str. 10 P A N T E O N P O L S K I Nr. 73

P ostanow iono b ezw łoczuie u su n ą ć N agyegc i w y d eleg o w ać na jego m iejsce innego oficera, w ład ające g o fran c u sk im i polskim języ k iem . Po d łuższem p o sz u k iw an iu p ad ł w y b ó r na k a p ita n a H ussinga, z p u łk u piech o ty im. S tra u c h. którego zao p atrzo n o w sp e c ja ln ą in stru k cję.

R am orinie zak az an o sty k a ć się z innym i pol­

skim i gen erałam i i wogóle z polską lu d n o śc ią G a ­ licji. k o resp o n d en c ję jego pod d an o cenzurze, ko­

m u n ikow ano treść je j staroście N em ethyem u, tu ­ dzież p o d p u łk o w n ik o w i T h an n h au sero w i. Z razu byt H ussing o b o w iązan y ta k postępow ać, iżby R a­

m orino. „człow iek po d stę p n y , u m ie ją c y u śp ić czy n n o ść n ad zorców ", nie sp o trzeg ł ró żn icy w za­

ch ow aniu się poprzedniego, a now o przydzielonego oficera.

S u ro w y ró w n ież n ad zó r rozciągnięto n a d L an- germ anem .

Zbieg okliczności nie szczędził B ertolettiem u p rz y k ry c h p rzejść ta k ż e i ze stro n y przełożonych.

K o m en d eru jący generał H ardegg w y ty k a ł mu. iż n iedokladnem i ra p o rta m i n a ra ż a ł go na w y sy ła n ie b łęd n y ch sp raw o zd a ń do W iednia. że w b rew u trz y ­ m an ej in stru k c ji w y d a l konie R osjanom , zam iast zatrz y m a ć je n a m iejscu, aż do czasu n a d e jś c ia sp e c ja ln y c h rozkazów , iż n ie p o trzeb n ie zam ieszał

się do p e rtra k ta c y j, ja k ie p ro w ad ził R am orino z Rozenem. że p o zw ala sobie im ponow ać polskiem u w ojsku, zam iast trz y m a ć je w k a rb a c h ry g o ru i tp.

K oroną n ie ja k o trosk Bertolettiego, było oska­

rżenie go, za p o śred n ictw em czasopism, przed fo­

rum o p in ji p ublicznej. R a m orino i L a a g e rm a n za­

rzucili m u, iż przez 40 dni p o b y tu nu a u s trja c k ie j ziemi b y li ja k n a jg o rz ej tra k to w a n i, pozbaw ieni sn u i pow ietrza.

C e n tra ln e w ład ze z a ż ą d a ły od Bertolettiego u sp raw ied liw ien ia. W ystylizow ał,, on ja k o odpo­

w iedź w form ie a rty k u łu d ziennikarskiego, ta k je d n a k n iezg rab n ie, iż g en eraln a kom enda u w a ż a ­

ła za w sk azan e przerobić, c a ły ela b o ra t i dopiero przero b io n y przedłożyć W iedniow i do ap ro b a ty . A tym to now ym elaboracie nie og ran iczy ł się re ­ ferent na rzeczow ej obronie Bertolettiego. lecz za­

rzu cił R am orinie ja k o w odzow i k o rp u su g ru b e b łę ­ dy w sp e łn ia n iu sw ego zad an ia, a zw łaszcza n ieu ­ sp raw ied liw io n e cofanie się przed słabem i stosun­

kowo od d ziałam i przeciw n ik a.

N ie b y ło to ostatnie sta rcie m iędzy R am oriną a w ład zam i a u strja c k ie m i.

A ośm naście la t p ó ź n ie j (r. 1849) sc h w y ta n y przez w o jsk a a u s trja c k ie w e W łoszech został Ra­

m orino przez n ie ro zstrzelan y .

Polskie Pseudonimy Wojskowe

1 9 0 8 — 1918 (Uzupełnienie) zebrała i opracow ała

M. J . O L E X I Ń S K A .

Achilles — W o jtu łew icz W ale rja n , 1 kom p.

k adr.

A dam — K au fm an , P. O. W . L ublin.

A xa n t — P a ją k K azim ierz, 1 p. p.

Babinicz — Id zik o w sk i K arol, 1 kom p. k ad r.

Bajka — K rzy m o w sk i Józef, 1 kom p. k ad r.

Bard — K u ch arsk i, 5 p. p.

Baśka — B aszkiew icz W ład y sław , 1 kom p.

k ad r.

Baśka — M oraw ska, P. O. W. K raków . Baśka — Św idnicka, Liga Kob. Kalisz.

B iern at — F e rd a ła M ichał, Z. S. P odhale, 1 kom p. k ad r.

Biruta — W ęgrodzka, P. O. W. W arszaw a.

Bohdan — P ry sto r A leksander, P. O. W.

M oskwa.

Borkowski — L atom ski, 2 p. uł.

Boruta — G łodow ski T adeusz, 1 kom p. k ad r.

Boruta — Ja n isz e w sk a Z ofja, prze w. Ligi Kob. K alisz, k o m d tk a O. Ż. P. O. W. Kalisz.

Boryś — P łotnicki Ja n . I Br., km dt P. O. W.

M oskwa.

Brawura — Momoł W iktor, 1 kom p. k a d r. f Brochocki — W y szy ń sk i K. por. oddz. lotn.

K. N. I, P. O. W. f

Bronka — T y n ik ó w n a W an d a, Z. S. Lw ów , O. W. I Br. P. O. W. Lwów.

Budrys — B udrew icz Al., P. O. W. Wilno.

Bukow ski — C u p ia ł Józef, 1 kom . k ad r.

Bury — Z em brzuski K onrad, 1 kom p. k ad r.

Brzózka — K otkow ska, P.O.W . D zierzkow ice.

Cezar — K łosow ski Józef, 1 p. p.

Ciołek — C iołkow ski Z ygm unt, 1 k. k a d r. f Czachor — Sułkow ski Józef, 1 p. p.

Czarnecki — A u g u sty n ia k M ieczysław , 1 k. k.

C zarny — Jach im o w sk i S tanisław , 1 k. k ad r.

Czereczenga Leon — Letow ski, 1 p. p.

Czerwony brat — K ru p sk i Je rzy , 1 k. k ad r.

Dąb — Śm igielski Je rzy , Z. S. 1913, 1 k. kadr.

Danka — K u b n k e Iren a , poczta P. O. W.

W arszaw a.

D ewajtis — R ejs M ieczysław , 1 kom p. k ad r.

Doktor Janek — K aw iń sk i Ja n , ppor. 1 p. uł.

Drzazga — Kossow ski A ntoni, 1 p. p. poi. 1914

Cytaty

Powiązane dokumenty

Prawdopodobnie podczas sto­ sowania kwasów oprócz form łatwo przysw ajalnych dla roślin przecho­ dzą do wyciągu (szczególnie w przypadku kwasów o wyższym

ACL i wywiadzie "Moje doświadczenie cho- roby" (MDCh) w grupie chorych na depresję endogenną wskazują, że pomiędzy badanymi kobietami i mężczyznami występują

Udar niedokrwienny mózgu z zakresu unaczynienia tętnicy Percherona imitujący niedrgawkowy stan padaczkowy.. Ischaemic stroke in the artery of Percheron region mimicking

szkaniu u strażaka z fabryki Schelblera (nazywał się Borkowski). Był to człowiek bardzo zrównoważony i bardzo nam oddany. Mieszkanko jego było bardzo porządnie

Burmistrz Miasta i Gminy Września /-/ Tomasz Kałużny Administratorem Pani/Pana danych osobowych jest Burmistrz Miasta i Gminy Września z siedzibą w Urzędzie Miasta i Gminy

Dla osób zrzeszonych w związku akta bezpieki stają się środkiem, za pomocą którego mogą wiarygodnie eksponować swoją tożsamość.. Praktyka ta jest wzmacniana poprzez

Dla historyków języka polskiego najważniejsze jest to, że aparat krytyczny tego wydania wykazał starannie wszystkie warianty nazw własnych, wy­ stępujące w różnych

Ilość