M S P O IL M E M A
Z CZASÓW
WSPOMNIENIA Z C Z A S Ó W NAPOLEONA.
MNIEMANA SMIERC
mm
ALBO
W ROKU 1813 przez
Emila Marco de Saint-Hilaire.
WARSZAWA.
Nakładem S . O rg e lb ra n d a Księgarza, p r z j u licy M iodow ćj N° 496*
1844.
W olno drukować, i warunkiem złożenia w Komi
tecie Cenzury, po wydrukowaniu, prawem przepisanej liczby exemplarzy.
Warszawa dnia 3 Listopada 1843 r.
Starszy Cenzor i Naczelnik A, C'., Niezabitowska
313 & 500
W Drukarni S. Strąbskiego.
4 ;
!
(jen era ł, którego zasługi nie były bez pewnego blasku, lecz z umysłem ponu
rym, a charakterem przedsiębierczym, w roku 1812, w więzieniu, gdzie siedział od lat czterech, powziął, uderzający swo
ją zuchwałością, zamiar obalenia władcy
%
Europy, pana świata, i kusił się sam jeden zdziałać urojoną przezeń rewolucyą, niema- jąc innej pomocy nad okrzyk żałobny: „Ge-
8
sarz nie żyje!” Zrzadką przezornością w y
rachował on korzyści, jakie pierwsza chwi
la osłupienia nastręczyć mogła temu, kto na wszystko odważyć się gotów. Gardząc zwyczajnemi środkami spiskowych, jakió- mi są: towarzystwa tajne, zwierzania się, narady, odwłoka i niepewność, psującemi wszystko w podobnój sprawie, cały zamach zamknął jedynie we własnej swej woli.
T o , co tylko uorganizowany Komitet mógłby zdziałać, on przypuścił, że już jest gotowe; akta, które najpierwsze władze krajowe ułożyłyby w przesileniu polity- cznem, on uważał za napisane; słowem, usu
nął wszystko co dzieli myśl od wykonania.
Tym generałem, tym człowiekiem, był Malet.
Nic podobnego dotąd nie zawiera hi- storya, coby mogło iść w porównanie z owem przedsięwzięciem.
9
Był to zamach pojedynczy, który się w kilku zakończył godzinach, i nie miał świetności powodzenia; lecz upadając nabrał niezmiernej wagi przez samo na
wet nieudanie się i niepodobną do wiary zuchwałość usiłowania. Zamach ten spra
wił skutek owych wielkich trzęsień ziemi, które chwilowo wstrząsają przyrodzenie, a rychło ustają, nieporuszywszy nawet nic z miejsca, zostawując rozwadze jedyną myśl o wielkich klęskach, jakieby mogły zrządzić. Nie wiadomo prawdziwie jakie nadać miano tej osobliwszej sprawie, któ
ra, właściwie mówiąc, nie była ani buntem, ani też spiskiem. Słowa te w prawdziwem znaczeniu uważane, wymagają zbiegu wie
lu osób, którychbyśmy napróżno tu szu
kali. Nazwisko: zamach, najlepiej podobno przypadnie; ale szalony ten zamach ściągnął karę śmierci na dwónastu nieszczęśliwych,
10
z których dziewięciu, jeśli nie historya, to przynajmniej opinia, uważała później za niewinnych.
a »
» ^ a r o l F r a n c i s z e k M a l e t . urodził się ,t» w Dóle, dnia 25 czerwca 1754 ro
ku, wprow incyi Franche - Comte której mieszkańcy, z powodu górzy
stego jej położenia, nabierają ostrych oby
czajów, podobnych do obyczaj ów Szwajca- ryi. Ojciec Maleta był dziedzicem dóbr, kawalerem orderu Śs° Ludwika i miał w herbie swoim miecz płomienisty.
2
14
Młody Malct, jako szlachcic, w szesna
stym roku życia zaciągnął się do półku Muskieterów Czarnych. Czoło jego było wysokie i rozumne, oczy pełne wyrazu i żywości, wzrost mały, lecz kształtny. Ode
brawszy świetne wychowanie, nader mile przyjmowany był w towarzystwach, gdzie szczególniej się odznaczał wielkim talentem w opowiadaniu. W owym czasie taki ta
lent bardzo był w modzie. Malet miał lat trzydzieści siedm, kiedy wybuchnęła re- wolucya. Stosunki ze stronnictwem filozo- ficznem, pociągnęły go do nowych zasad.
Oddawna już będąc oficerem, został miano
wany dowódcą gwardyi narodo wćj w Dóle, później naczelnikiem ochotników, gdy nie
przyjaciel zbliżył się ku granicom; następnie udał się do armii nad-reńskiej i wkrótce został adjutantem margrabiego de Beau- harnais, pierwszego męża Cesarzowej Jó-
15
zefmy; z kolei mianowany generał-adjutan- tem i generałem brygady, dobrze się za
służył rzeczypospolitśj i znajdował się w ar
mii, dowodzonej przez Championeta, któ
ra przeszła Alpy, aby walczyć z Austrya- kami w e Włoszech. Zaszczytnie go wspo
minał Massena w kilku rapportach.
W edług niektórych biografów, od cza
su, gdy Napoleon Konsulem został, Malet odgadł zamiary przyszłego Cesarza i już w miesiącu maju 1800 roku, mając do
wództwo w obozie pod D ijon, postanowił porwać pierwszego konsula, w czasie prze
jazdu jego przez to miasto dla przeglądu armii odwodowćj, przed udaniem się na pole zwycięztw pod Marengo; lecz spisek ten ulega wątpliwości. Cóż kolwiek bądź, zdania republikanckie, głośno powtarzane przez Maleta, i śmiały jego charakter, wię
cej jeszcze niżeli niepodległość opinii, do
1 6
statecznie tłómaczą niełaskę, jaka kolejno go dotykała.
Wykreślony z armii czynnej i posłany do Bordeaux z tytułem komendanta departa
mentu, Malet głosował przeciw konsula
towi dożywotniemu. Wysłano go więc do Sables d’01onne, gdzie on żywszą jeszcze wynurzał oppozycyą.
Napróżno usiłowano go ująć, podobnie jak tylu innych, łaskami. Malet odpowie
dział panu Lacepede, wielkiemu kancle
rzowi legii honorow ej, który mu donosił o mianowaniu go komandorem tego orde
ru: „Obywatelu, odebrałem list z oznaj
mieniem o znaku zaufania, jakićm mię za
szczyciła wielka rada Legii honorowćj.
Będzie to mi zachętą do stania się co
raz godniejszym stowarzyszenia, ugrun
towanego na miłości ojczyzny. Sercem
17
więc i duszą wykonywam przepisaną przy
sięgę"
„11 Nivo.se roku X II (2 stycznia 1804)“ .
W tym lakonicznym liście niewidać ani jednego słowa pochlebnego dla twórcy Legii honorowój. Kiedy Napoleon został Cesarzem, Malet napisał do niego list win
szujący, następnej treści:
Obywatelu, pierwszy konsulu!
„Łączę życzeniamoje z życzeniami Fran
cuzów', którzy pragną widzieć ojczyznę swoję swobodną i szczęśliwą. Jeśli cesar
stwo dziedziczne ma być jedyną ochroną przeciwko anarchii, bądź więc Cesarzem;
lecz użyj całej władzy, jaką ci nada naj
wyższa twa dostojność ku temu, aby nowy kształt rządu ustalony był w taki sposób,
2*
18
iżby nas zabespieczył od niedołężności lub tyranii twoich następców, i żebyśmy ustę
pując tak drogą część naszych swobód, nie byli kiedyś narażeni na wyrzuty potomków naszych, żeśmy je poświęcili/5
Zostaję z uszanowaniem, obywatelu, pier
wszy Konsulu i t. d.
„Generał I a le t .“
W tymże samym czasie pisał do Gene
rała Gobert:
„Sądziłem, iż kiedy nieprzewidziane oko
liczności zmusiły was do takiego oświad
czenia, należało okazać godność i niewy- dawać się zbyt podobnemi do żab proszą
cych o króla
Wpadłszy w niełaskę jako zapalony re
publikanin, albowiem w tenczas szybkim postępowano krokiem na drodze opinij mo-
19
narchicznych, a Malet nielubił pochle
biać, został wszelalco przywrócony na sto
pień Generała brygady i posłany do^Angou- lem , podobnie jak wprzód do Bordeaux;
lecz tu zgodzić się nie mógł z Prefektem.
Wysłano go więc do Rzymu, gdzie także poróżnił się z Generałem Mioliś, Generał- Gubernatorem tego miasta. Minister w oj
ny szukał sposobności do pozbycia się czło
wieka, niepokojącego ustawicznie rząd ce
sarski. Nieznalazł atoli innej nad oskarże
nie go, iż podczas ważnego zaboru przychyl
niejszym się okazał dla żołnierzy' francuz- kich z krzywdą rzymskiój milicyi; wezwał go zatem do Paryża dla zdania sprawy z ta
kiego postępowania, lecz najmniejszego zarzutu przeciw Maletowi nieznalazła Kom - missya śledcza, do której należeli W iel
ki Sędzia Regnier i Minister Skarbu Cor- vetto. Zupełna wszakże niełaska dotknęła
2 0
Maleta, i zostawiony był w nieczynności do dalszej dyspozycyi Ministra. .
Generał Malet znajdował się na refor
mie, kiedy kampania polska (1807 roku) i dwuznaczne zwycięztwo pod Preussisch- Eylau, silniej w nim obudziły myśl ulubio
ną. Żyjąc bezczynnie w Paryżu, wszedł w stosunki z ludźmi niespokojnemi, du- mnemi, którzy chociaż zajmowali urzę
dy wojskowe lub cywilne, użalali się je
dnak na rząd, sądząc, iż niedość dla nich uczynił. Malet zręcznie korzystał z takie
go usposobienia, aby w nich wmówić, że wkrótce nastąpi ogromna zmiana, za po
mocą przeważnych wpływów, tak w w oj
sku, jak w narodzie i senacie. Tym, którzy mniejsze posiadali znaczenie, a tem samem byli śmielszemi, powierzał pod pieczęcią tajemnicy, że są wybrani na członków no
wego rządu, utrzymując ich tym sposobem
2 1
w ciągłej nadziei wywyższenia się. To były pierwsze jego sprężyny: zresztą nie żądał po nich ani działania, ani narażenia się nie
zwłocznego; wszystko miało być urządzo
ne i dokonane przez wyższą władzę, któ- rój im niemógł wymienić, zobowiązany do tego, jak m ówił, przysięgą; do nich jedy
nie należało być gotowemi na zastąpienie obalonego porządku rzeczy. Oznaczył na
wet dzień na oczekiwane rozwiązanie: a że dzień wskazany przeminął równie jak inne, Malet spokojnie i tonem przekonania powtarzał, iż nieprzewidziany wypadek, zmusił do cofnięcia rozkazu i zwłoki, lecz dodawał jeszcze, jestto odstęp dla lepsze
go skoku.
Niemą żadnej wątpliwości, że według niego wielki środek do zamyślonej rewo- lucyi zależał na przysposobieniu fałszywych wieści i fałszywych rozkazów; że on sam
22
miał wystąpić w mundurze, ogłuszając rząd nowy, przekonany, że spólnicy widząc speł
nienie tak dawno zapowiedzianego dzieła, nie omieszkają połączyć się z nim, z ufno
ścią, która i innych pociągnie. Jakeśmy już powfedzieli, strzegł się odkryć tajemnicę przed powiernikami swemi, gdyż poznali
by w nim tylko wichrzyciela spokojności, lub szaleńca. Jakoż, pierwsze zeznaniatych, którzy naprzód byli schwytani, wskazywa
ły ślad ogromnego zamachu, godzącego na obalenie rządu. Ponieważ w rozlicznych badaniach, jakim ulegli oskarżeni, wiele mówiono o głównych środkach, które miał przedsięwziąść Senat, o proklamacyach i t. d., przeto Prefekt policyi Dubois po
wziął myśl, iż ze spiskiem mogli mieć zwią
zek niektórzy posiadający wpływ Członko
wie Senatu. Myśl ta żywo była zbijana przez Ministra Fouche, lecz zgadzała się z uprze-
23
dzenicm Napoleona. W tedy Cesarz dał się słyszeć ze słowami o wykreśleniach i oczy
szczeniu Senatu. Fałszywy więc kierunek wzięło śledztwo, i od razu postrzegł Ma
let , iż więcej idzie o odkrycie znakomitych winowajców, niżeli o niego samego. Lubo Senat, równie jak i domyślny sprawca te- go niepodobnego spisku, Malet, nie mogli być przekonani, dla braku dotykalnych do
wodów, zapadł atoli wyrok skazujący Ma- leta na zamknięcie w więzieniu la Force, jako środek zabezpieczający.
W tem to więzieniu, znalazł Malet Ge
nerała Lahorie, przez długi czas towarzy
sza swego w armii Nad-Reńskiej, i Guidala.
którego za czasów Dyrektoryatu spotykał u Barrasa, jako używanego do szczegól
nych poleceń. Lahorie, swoim talentom jedynie winien był stopień Generała-Adju- tanta. Przy Generale Moreau, zastąpił on
24
Generała Dessolles w urzędzie Naczelnika sztabu, i od tej chwili przywiązawszy się do zwycięzcy pod Hohenlinden, najpoufal- sze miał z nim stosunki aż do czasu jego processu; w owej epoce umknął za grani
cę z Frenieres sekretarzem Moreau. Żą
dza korzystania z niechęci ku rządowi, ja
ką spodziewał się znaleźć we Francy i, zwa
biła go do Paryża, gdzie tak nierostropnie postępował, i z taką zuchwałością odzy
wał się o rządzie cesarskim, iż ściągnął na się uwagę policyi. Napoleon powtarzał rozkaz wyprawienia go do Ameryki, lecz Fouche na to niezważał. Lahorie był ro
dem z Bretanii, łatwo więc znalazł opiekę i utrzymanie, chociaż był nieczynnym. Na
reszcie z rozkazu Cesarza został aresztowa
ny, i równie jak Malet osadzony w więzie
niu la Force.
Guidala pojmano w okolicach Marsylii w skutek jakiejś sprawy jakubińskiej i przy
wieziono do Paryża, w nadziei powzięcia od niego dokładniejszych wiadomości, jak tego uczynił nadzieję Prefekt Departamen
tu Yar. Kiedy Guidal był w Paryżu, wy
wiązała się w Marsylii podobnaż sprawa, która naprowadziła do wykrycia szpiego
stwa, oddawna wykonywanego na brzegach Prowancyi przez Francuzów na korzyść angielskiego Admirała, krążącego pod Tu- lonem. Oskarżono Guidala że odwiedzał okręt angielski, i że tamże posćłał syna swojego. Trwać to miało jakoby od lat kilku. Nim się więc proces rozwinął, Gui
dala także osadzono w więzieniu la Forcc- Tym sposobem Malet, Lahorie i Guidal spotkali się wjednem więzieniu, pierwszych dni 1808 roku. Po bitwie pod Essling w 1809 roku, Malet, lubo pozbawiony
3
26
wszelkich środków do działania, znowu się oddał nieszczęsnym swym zamiarom.
"Według doniesień jednego ze sp ół-w ię
źniów, młodego Rzymianina, Malet spo
dziewał się umknąć z więzienia (nigdy nie- wykryto jakim sposobem), w Niedzielę 29 czerwca, w tym dniu kiedy miało być śpie
wane Te Deum w kościele Najświętszej Panny z powodu wejścia Francuzów do Wiednia; udać się na plac przed kościół w generalskim mundurze ze szpadą w rę
ku, poprzedzany przez dobosza i chorągiew.
Tam śród tłumu pospólstwa i żołnierzy miał w ołać: Cesarz umarł, niech żyje wol
ność!
Plutonami piechoty zamierzał otoczyć ze wszech stron katedrę, i tam zamknąć urzę
dników władz wyższych, zebranych na na
bożeństwo; odbić więzienia, oswobodzić GenerałówM arescot i Dupont, osadzonych
wówczas w więzieniu Opactwa (Abbayej, potem ustanowić rząd nowy, rozesłać goń-
| ców, nadzwyczajnych kommissarzy wypra- l wić do każdego Departamentu i t. p. Na-
| koniec Malet spodziewał się, że skoro baj-
| ka, na której się to wszystko opierało, zo
stanie odkryta, zamieszanie będzie już i dość silne do dalszego szerzenia się, nie- dozwalając wycofania się tym, którzy zbyt daleko zabrnęli. Donosiciel, który się na
przód udał do Arcykanclerza, oświadczył, że mundur i broń Maleta oddawna były przygotowane w domu niedaleko więzie
nia la Force.
Policya zawiadomiona wcześnie,potrze
bowała tylko trochę dać baczności dla za
pobieżenia szalonemu zamachowi, przy
puszczając nawet że szczerze o nim myśla
no, w co jednak wierzyć można, albowiem dziwnie przypada d« pierwszego. i tak je
den jak drugi zdają się być próbą tego, co rzeczywiście miało miejsce we trzy lata później w 1812 roku.
W epoce małżeństwa Napoleona z Ma- ryą Ludwiką, nastąpiła amnestya dla nie
których więźniów stanu. Maleta przepro
wadzono do domu zdrowia będącego pod nadzorem policyi, i mieszczącego już kilku więźniów korzystających z poclobnćj łaski;
lecz Lahorie i Guidal, pomimo iż pierwszy prosił o wysłanie do Ameryki, drugi zaś do Marsylii, gdzie miał być sądzony, pozo
stali jeszcze w więzieniu la Force.
Ił
DOM ZDROWIA.
Na końcu ulicy Przedmieścia świętego Antoniego, po lewej ręce, nim się dojdzie do rogatek Tronu, dziś jeszcze widać dóm pod numerem 333, dość ładnćj powierzcho
wności, lubo wszystkie w nim okna opa
trzone są żelazną kratą. Nad bramą, złotemi literami na czarnej marmurowej tablicy znajduje się napis: „Dom zdrowia." Jest to dom niegdyś Doktora Dubuisson, wyłą
cznie przeznaczony leczeniu obłąkanych na
umyśle. Tu właśnie, przed trzydziestą laty, jeden człowiek powziął zuchwały plan oba
lenia tego co się zdawało tak wielkiem w oczach Europy, a tym człowiekiem był Malet. Przypuścił on do swoich zamiarów spół-więźnia, Księdza Lafon,rojalistę, agen
ta Burbonów, korrespondenta komitetów zawiązanych w Wandei i południowój Fran- cyi ’. Oba zaraz od pierwszej rozmowy po
dobali się na wzajem. Szlachcic republikań-
1 Oprócz Lafona, znajdowali się w dom uD o- ktora Dubuisson, jako -więźnie, bracia de Po- lignac i du Puyvert. Domyślać się m ożna, że ci nieprzyjaciele Napoleona, zbliżeni do Gene
rała Maleta sympatyą zobopólnego nieszczę
ścia, poklaskiwali jego zamiarom. Wszelako jeden tylko Lafon brał czynny udział w spisku.
Bracia Polignac niechcąc po drugi raz narażać życia swego na niebezpieczeństwo, przepro
wadzeni byli, na własną prośbę, do innego domu zdrowia, przy rogatkach Świętego Jakó- ba, gdzie oczekiwali wypadku, nielękając się nowego dla siebie niebezpieczeństwa.
ski wybornie się porozumiał z Księdzem rojalistą. Wieczorami grywali z sobą w ecarlć lub szachy, a posuwająG«króla, La- fon mówił: Generale, monarchia bierze górę.
Jeśli grając w szachy, Malet dawał szach i mat, m ówił wówczas do Księdza:
— Mój kochany,rzeczpospolita tryumfuje.
Oba wnienawiśei ku Napoleonowi, wy
bornie się z sobą zgadzali, i pod tym wzglę
dem najmniejsza niezachodziła sprzeczka.
Po długim namyśle nad rozmaitemi środ
kami wykonania swego zamiaru, Malet stanął wreszcie na tóm:
Przypuściwszy że Cesarz umarł dnia 8 października pod murami Moskwy, wno
sił, że Senatowi służy najwyższa władza.
Głosem przeto Senatu postanowił przemó
wić do narodu i wojska. Przygotował pro- klamacyę do żołnierzy, w którój utyskując nad stratą głowy państwa, zwiastował oba
lenie rządów cesarskich i przywrócenie rządów ludu, to jest rzeczypospolitój, ogłaszając zarazem skład nowego rządu.
Proklamacya ta była podpisana imieniem wszystkich Senatorów; dekret tegoż Se
natu mianował Maleta Gubernatorem Paryża i Dowódzcą wszystkich wojsk rozłożonych w obrębie pierwszej w oj
skowej dywizyi. Potem inne osobne de- kreta rozdawały nowe dowództwa, wyż
sze stopnie i nagrody wszystkim wojsko
wym, których Malet spodziewał się użyć do wykonania swego zamiaru. Ztąd wi
dzimy, że nadzieje swe opierał na dwóch myślach: to jest niespodziewanym podej
ściu i uwiedzeniu; zamierzał podejść na
głą wiadomością o śmierci Cesarza, roznie
sioną po koszarach; uwieść, obiecując w oj
skowym awanse i odpoczynek.
Stanąwszy raz na takim programmacie,
35
Malet i Lafon wzięli się do dzieła. Lafon pracował nad przygotowaniem uchwał Se
natu, które miały ogłosić zniesienie rządu cesarskiego, a utworzenie tymczasowego rządu. Malet zawsze zapalony republika
nin, dawał piórwsze miejsce Generałowi Moreau, nieprzyjacielowi Cesarza. Zatrzy
mywał na urzędzie panaFrochot, Prefekta departamentu Sekwany, aby nie sprawić nieładu w administracyi; wyborowi zaś Lafona zostawił dwóch innych członków rządu tymczasowego. Panowie Montmo- rency i de Noailles wskazani byli przez te
go ostatniego; lecz ani on, ani Malet nie- zgadzali się co do naznaczenia piątego członka, jeden podawał Massenę lub Bra
ne, a drugi Księcia z domu Burbonów li
nii starszej, lub nawet Księcia Orleańskie
go. Chciano tym sposobem dać miejsce wszelkim nadziejom i żądzom wyniesienia
36
się. Nakoniec, ostatnia uchwała Senatu tworzyła gwardyę narodową na zasadach 1789 roku, główne jej dowództwo po
wierzano panu de la Fayette.
Kiedy Lafon układał akta srciągające się do organizacyi władz cywilnych, Malet tymczasem z rzadką dokładnością zajmo
wał się przygotowaniem rozkazów, doty
czących wojska. Jednego tylko spólnika mieli w tym więziennym spisku, to jest ka
prala ze straży miasta Paryża, nazwiskiem Rateau, znajomego i spółziomka Lafona.
Ten był ich Sekretarzem i pięknie przepi
sywał fałszywe uchwały Senatu i fałszywe rozkazy, ze szczerem przekonaniem, iż prze
pisuje na czysto historyę wojen z czasów rewolucyi, nad którą od dawna miał jako
by Malet pracować.
Zewnątrz więzienia wszystko się przy
gotowywało z równąż gorliwością i taje-
37
mnicą Niedawno został wypuszczony na wolność ksiądz hiszpański Caamagno, który był dla tychże przyczyn co Lafon zam
knięty w domu Doktora Dubuisson. Przed jego wyjściem zwierzył mu się Lafon o za
machu, który Malet zamierzał wzniecić, mówiąc mu, jak i sam sądził, że spisek nie- miał innego celu nad przywrócenie Fer-
’ Oddawna, pisze Lafon w swojej Historyi spisku Maleta, więźnie domu zdrowia praco
wali nad zawiązaniem stosunków zewnątrz;
udało się im przełamać wszelkie trudności; za
prowadzono czynną i bezpieczną korrespon- dencyę z innemi w ięźniam i; nawet z kardyna
łami osadzonemi w Y incen nes, którzy odbie
rali instrukcye. Utrzymano wszelkie stosunki zawiązane we Francyi południowej przezMar- grabiego Puyvert (tego samego, który został Gubernatorem zamku Yincennes w epoce re- stauracyi), a Hrabia Alexy de Noailles przygo
towywał opinią wRennes i całej Bretanii, zapro
wadzając towarzystwa przeznaczone do roz- krzewiania ducha rojalistowskiego.
4
38'
dynandowi Królowi hiszpańskiemu w ol
ności i tronu, uwolnienie Papieża więzio
nego w Fontainebleau i przywołanie do Francyi Burbonów, prawych jćj monar
chów. Caamagno, umysłu ograniczonego!
zapaleniec, pochwalił ten plan i skwapliwie ofiarował szczupłe swe mieszkanie, najęte przy ulicy Neuve-Saint-Gilles w pobliżu placu królewskiego, na przyjęcie spisko
wych i skład rzeczy potrzebnych do wyko- i nania zamiaru. Oprócz tego księdza, La
fon skłonił ku sobie, niezwierzając się ato
li z niczem, młodego Wandejczyka Bou- treux, uczącego się prawa w Paryżu i sta
rającego się o urząd w wydziale oświece
nia publicznego, na którego zupełnie mógł rachować.
Gdy tak były rzeczy przygotowane, Ma
let czekał tylko przyjaznej okoliczności. Na
reszcie osądził, że już nadeszła pożądana
39
chwila.
W
rzeczy samej, ostatni biulletyn z dnia 27 września donosił o wejściu Francuzów do Moskwy, tudzież że pożar pochło
nął ów jedyny przytułek wielkiej armii.
Śród przerażenia z powodu tego wypadku, Francya odbierała od Napoleona i głó
wnego sztabu rzadkie tylko wiadomości, nic stanowczego nie donoszące. Smutek i niespokojność panowały w Paryżu, a w y
socy urzędnicy nieukrywali swej obawy.
Najmniej dwóch tygodni wymagała droga z Moskwy; był już dzień 19 października, a od 27 biulletynu rząd nieudzielił żadnej urzędowej wiadomości. Nazajutrz dnia 20 we W torek, w chwili kiedy mieszkańcy Domu Zdrowia skończywszy obiad wsta
wali od stołu, by przejść do salonu na ga- wędkę, Doktor Dubuisson, przez otwarte drzwi swego gabinetu, postrzegł człowie
ka spieszni e wy chodzącego, którego wszak
40
że nie poznał. Pobiegł więc za nim, był to Malet, ubrany w surdut granatowy, w ka
peluszu okrągłym z szerokiemi skrzydłami.
— Jako, Generale— rzekł Doktor tonem wym ówki, biorąc go pod rękę — tak to nadużywasz mego zaufania? Mając powód do myślenia że nie pierwszy raz wymykasz się podobnym sposobem, oświadczam, że natychmiast złożę o tern rapport.
— Czyliż chciałbyś mię zgubić do ostatka, Doktorze? odrzekł Malet ze smutkiem.
— Generale, znasz całą odpowiedzial
ność, jaka na mnie ciąży. Dałeś mi słowo, że niewyjdziesz ztąd na krok, liczyłem do
tąd na twój honor; odtąd zaś już nie wierzę.
•— Tak jest, wyznaję Doktorze — przer
wał spiesznie Malet,— wychodziłem już kil
ka razy, chciałem widzićć mego ojca, który, jak sam wiesz, bardzo jest słaby i daleko ztąd mieszka.
41
— Jestem przekonany że miałeś chwa-*
lebne tylko zamiary; lecz przedewszy- ■ stkiem pełnić muszę moje powinność, nie mam najmniejszej chęci do poróżnienia się z rządem; dziś wieczór zdam rapport.
— Czyń co ci się podoba — odpowie
dział Malet z gniewem;— wióra tylko, że jeśli jutro będę odprowadzony do więzie
nia la Force lub Yincennes, tobie przypi
szę nowe moje nieszczęście.
I oba mocno wzruszeni wrócili do domu.
To zdarzenie otworzyło oczy doktorowi Dubuisson; lękając się, jeśli nie rozkazu zamknięcia swego zakładu,(co już się przy
trafiło jednemu z jego kolegów), to przy
najmniej ściągnienia na się ostrćj nagany ze Strony rządu, przedsięwziął zalecić szcze
gólną dawać baczność na Maleta ogrodni
kowi swemu, (temu to właśnie, którego Ma
42
ry, wedle świadectwa doktora Pressat, uła
twił mu ucieczkę)i zdać tego jeszcze wie
czora rapport policyi, aby go ona nie uprzedziła. Malet zaś wynurzył swą oba
w ę przed Lafonem, gdy zostali sam na sam; lecz ostatni tak mu odpowiedział:
— Uspokój się. Znam Dubuissona; wy
borny człowiek, nie wykona pogróżki, tym bardzićj, iż ifiniemam, że w duszy jest roja- listą.
— Mniejsza oto, nie trzeba jednak tra
cić czasu — rzekł Malet, — chwila jest po temu, napisz do Bateau, niech jutro wie
czór przychodzi tu z hasłem: jeśli policya nadeszle swych agentów po jutrze, będzie już dla niej za późno. Idźmy! — dodał z za
pałem ściskając rękę księdza — jesteśmy między śmiercią a swobodą, od nas zależy rozstrzygnięcie!
43
Nazajutrz rano, kiedy Dubuisson w ró
cił do pokoju Maleta, ten z miną oboję
tną zapytał go, czy zdał rapport?
— Niewątpliwie, generale, — odpowie
dział doktór, — nie tracę nigdy czasu; z re
sztą, rad byłem, iż przekonam ciebie, że nikt mię bezkarnie nie oszukuje.
Słowa te oburzyły Maleta, który zmie
niając ton i obejście się, odrzekł doktorowi z ironicznym uśmiechem:
— Ach, mości doktorze, któż kiedy my
ślał oszukiwać ciebie. Zwaryowałeś! wię- cćj jesteś chory jak którykolwiek z twoich pacyentów! wierz mi, pójdź wziąść kro- plistą kąpiel.
— Generale! zawołał obrażony doktór.
— I có ż !— mówił Malet— idź tedy przy
najmniej innym dawać tę kąpiel, jeśli tyle dbasz o twoję powinność. Co do mnie,
44
wcale ani twoich starań, ani twych od
wiedzin i proszę zostawić mnie samego.
Doktór wyszedł. Malet oświadczywszy chęć pozostania w kwaterze (pewno dla swobodniejszej narady z Rateau), niestawił się na obiad; lecz Rateau przyszedł dopie
ro nazajutrz, ponieważ był aresztowany za upicie się dniem pized tem. Malet za
lecił mu aby znajdował się tego jeszcze wieczora wraz z Boutreux przy ulicy Neu- ves-Saint-Gilles i starał się przedewszy- stkiern przynieść mu hasło, bez czego nie- mógłby nic począć.
— A propos!— dodał ze zwykłą sobie pewnością— był u mnie wczora generał Lamotte; mówiłem mu o tobie, niezwło
cznie zostaniesz officerem.
Bardzo jesteś dobry, mój generale;
lecz mam ledwo dwa lata służby i nie by-
45
— Uczniowie szkoły Saint-Cyr czy dłu
żej służą od ciebie?
— Oni mają naukę.
— Czyliż nie piszesz ślicznie?
— Na honor! generale, prawda, że ma
my starych officerów tak nieumiejętnych...
ach!... Razu jednego, kapitan muzyki na
pisał w swym rapporcie flute przez trzy t. Szczęściem, drugi officer uczynił mu uwa
gę , że ten wyraz pisze się tylko przez dwa t;
kapitan więc musiał zostawić jedno na po
tem , lecz zdawał się z tego nie bardzo kon- tent.
— Ty byś nie popełnił takiej omyłki — rzekł Malet z uśmiechem — i dla tegonie- przeglądam zgoła tego co ci się daje do przepisywania.
— Nie żebym się chwalił— odpowie
dział Rateau, pochlebiony temi słow y—
lecz znam dość dobrze inój język.
46
— N o w ię c dziś w ieczorem o dziew ią
t e j, u lica Neuve-Saint-GiIIes, u P . C aam a- g n o , gdzie ju ż b y w a łeś nie raz.
— A c h ! ta k , u tego k sięd za , który się zawsze przebiera p o c y w iln e m u — rzek ł Rateau ton em ża rtobliw ym .-— L e c z , m ój g e n e ra le , o d ziew ią tej, to za p ó ź n o : nie dozw alają w ych od zić z koszar po capstrzy
k u , który bębnią o s ió d m ć j; nadto ju tro piątek i dziś w ie cz ó r b ęd zie przegląd w k o szarach, a lb o w ie m ju tro m am y w y s tą p ić na plac Y en d om e >.
— H a , w ię c bądź u Caam agno o szó
ste j; to daleko bezpieczniej i czekaj na
' W owej epoce, co piątek każdego tygodnia, oddział z każdego półku stojącego załogą w Pa
ryżu, występował o godzinie dziesiątej na plac Vendom e, gdzie czytano wtedy wyroki sądu wojennego pierwszej dywizyi i odbywała się degradacya skazanych na karę wojskowych.
47
mnie. Gdybyś się spóźnił z powrotem, bądź spokojny, napiszę do twych naczelników, i wezmę wszystko na moję odpowiedzial
ność.
SCHADZKA.
Dnia 22 października 1812 roku, wie
czorem, gdy wszystko już było w pogoto
wiu, Malet, jak zwyczajnie, grał w szachy z księdzem Lafon. Wygrywając ciągle, nie mógł się wstrzymać od wykrzykników kil
kakrotnych: „Wszystko idzie dobrze!“ Zda
w ał się nader wesołym, co dowodzi, że zu
pełną miał nad sobą władzę. O dziesiątej wrócił do swego pokoju, gdzie wkrótce przyszedł Lafon. Tu, po raz ostatni roz-
52
trząsali pamiętną swoję uchwałę senatu, którą odczytać mieli żołnierzom w kosza
rach, ministrom i urzędnikom, mającym być przytrzymanemi w ich pałacach.
O północy, Malet wnosząc że w całym domu śpią wszyscy, oznajmił Lafonowi, że czas już działać.
Za umówionym znakiem wyszedł ogro
dnik na ich spotkanie w ogrodzie, zarzucił na mur od uliczki linę, dla łatwiejszego przebycia Łój zapory. Malet wlazł pier
wszy , skoczył lekko na drugą stronę i do
pomógł zejść Lafonowi, mniej zręcznemu od niego; potem szli wzdłuż wielkiej ulicy Przedmieścia S. Antoniego ku placowi Ba- stylii. Lubo jedną myślą powodowani , na
der atoli odmiennych doznawali uczuć.
Lafon zadumany i niepewny pytał gene
rała:
53
— Czy niewątpliwą masz nadzieję prze- eiągnienia na naszą stronę pułków straży Paryzki&j ?
Malet spokojny i pewny, odpowiedział:
Teraz wszyscy wojskowi pragną p o
koju ; z resztą nie dam ich dowódzcom cza
su do namysłu.
Lecz prefekt Frochot może pomyśli o Królu Rzymskim ?
— Będzie myślił tylko oswojćj prefcktu- rze... Wreszcie, po śmierci Bonapartego cóż znaczy Król Rzymski? Któż o nim po
myśli? chyba tylko matka? Obaczysz mój kochany: chcę aby jutro o tejże godzinie Fontanes 1 miałdonas panegirykw imieniu Senatu.
1 Fontanes był wówczas wielkim mistrzem uniwersytetu.
5*
54
— Jak to! czyliż go nie usuniemy?
— Co ci się zdaje! gdzieżbyśmy znaleźli lepszą trąbę na głoszenie naszego tryumfu?
— Wielki Boże! — rzekł Lafon, — jak się o tśm dowie Bonaparte....
— Czyliż się nigdy nie przenikniesz my
ślą, że ten człowiek już nie żyje?— przer
wał Malet z niecierpliwością,— czyż nie- mam tu niezaprzeczonego na to dowodu?
I mówiąc te słowa, ściskał pod pachą gruby portfel, zawierający uchwały sena
tu, odezwy, rozkazy dzienne, rozporządze
nia , listy konfidencyonalne, instrukcye, sło
wem całe bióro nowego rządu, jaki zamie
rzał ustanowić. Lafon zaś wziął z sSbą ma
łe tylko zawiniątko z odzieżą świecką, która miała mu służyć do przebrania się.
Oba mimo ulewnego deszczu, wkrótce przybyli na ulicę Neuve-Saint Gilles, i w e
szli do księdza Gaamagno, który z najży
55
wszą niespokojnością na nich oczekiwał, wespół z kapralem Rateau i korrepetyto- rem Boutreu, przybyłemi już dawno na oznaczone miejsce schadzki. Rateau wy
dał Maletowi hasło wojskowe, o którem wywiedzie się potrafił.
Lafon chcąc zdaleka tylko przypatrywać się wypadkom, przez ostrożność powie
dział Maletowi, iż skoczywszy z muru, strą
cił sobie nogę, a to żeby mióe powód do pozostania w odwodzie. Pierwsze jego sło
wa w mieszkaniu hiszpańskiego księdza, do którego wszedł kulejąc, były:
— Ach! mój Boże! myśliłem że tu nigdy nie 'dowlokę się.
— Cóż ci jest, kochany bracie? spytał Caamagno ?
-— Niestety! wywichnąłem sobie nogę przeskakując mur.
— Pocóż było, mości Lafon, przeskaki
wać mur, — rzekł Rateau — i przychodzić o tej porze, kiedy tu niema kogo spowiadać?
Malet przerwał rozmowę, pytając Caa- magno, czy przedmioty które miały być przysłane „od rządu“ , już przyniesione.
Za całą odpowiedź Hiszpan wskazał na tłomok leżący w kącie. Malet skwapliwie go otworzył i wyjął dwa mundury, jeden generała, drugi ądjutanta, dwa pałasze, parę krucic, szarfę kommisarza policyi, a obracając się do Rateau i Boutreux:.
— Panowie — rzekł — wielką nowinę wam zwiastuję. Cesarz nieżyjc!
— Ach! co za nieszczęście!— zawołał Rateau, porywając się z krzesła.
— Nie koniec na tśm — mówił dalój Ma
let,— Senat uznał za konieczne uczynić nie
które zmiany w kształcie Rządu i zastąpić kilku urzędników, jakoto: komendanta Pa
57
ryża, ministra i prefekta policyi, osobami, na których patryotyzm i gorliwość może rachować. Mnie powierzył wykonanie te
go; oto pismo mianujące mnie genera
łem, z pełną władzą działania w imieniu Senatu.
Potem zwracając się do Rateau, rzekł:
— Kapralu Rateau, życzyłbyś awansu ?
— Tak jest, generale, w ogólności w oj
skowi, a w szczególności kaprale nic inne
go bardziej sobie nie życzą.
— Otóż, na moje prośby minister W o j
ny mianował cię moim adjutantem, w sto
pniu porucznika.
— Ja! oficerem, adjutantem! —-zawołał Rateau, skacząc z radości i klaszcząc w rę
ce .—-Co za szczęście. Niech żyje Cesarz!
— On umarł! mówię c i,— krzyknąłMa
let grzmiącym głosem. — Jutro otrzymasz patent. Oto masz mundur oficerski, ubierz
58
się. Potem obracając się do Boutreux, mó
w ił:
— W edług danej mi instrukcyi, winie- nem mieć przy sobie urzędnika dla ogłasza
nia postanowień senatu; skutkiem udzielo
nej mi nadzwyczajnej władzy, mogę cię panie, mianować kommisarzem policyi ; czy przyjmiesz ten urząd?
— Tak, generale.
— W eź więc tę szarfę i pójdź za mną w imieniu prawa.
W chwili, kiedy Malet i dwaj jego zwo
lennicy, ubrawszy się w mundury, zabie
ra! i się do wyjścia, gwar jakiś dał się sły- szćć w domu, Malet nadstawił ucha, La
fon zbladł.
— Wielki Boże! czyliżbyśmy byli zdra
dzeni? rzekł ostatni po cichu.
— Nie lękaj się, bracie — odpowiedział Caamagno— Bóg nas'ma w swojej opiece.
— Zdaje się, że idą na wschody — zi
mno rzekł Malet — któżby przychodził o tej porze?
— Lokatorowie zapewne, co się spó
źnili z powrotem — obojętnie odpowiedzią) Rateau.
— Lecz słyszę mówiących — zawołaj pomięszany mocno Lafon— uchodźmy ztąd.
— Nielgkajże się,Panie Lafon — rzekł Rateau tonem drwiącym — nikt ci tu nie myśli uczynić nic złego; widząc cię, można- by mniemać,że należysz do orszaku idącego na ścięcie.
— Słusznie m ówi, uspokój się— dodał Malet po cichu, biorąc Lafona za rękę; — jeśli jesteśmy odkryci, ucieczka na nic się nie przyda: czyliż nie przededrzwiami znaj
duje się gilotyna?
W rzeczy samej byli to dwaj lokatoro-
w ie , zecery z drukarni, wracający trochę podchmieleni.
Malet z towarzyszami wyszedł na ulicę Neuye-Saint-Gilles zostawiwszy w domu Lafona i Caamagno, o którym już więcśj nie było słychać potem 1 i udał się ku naj~
bliższym koszarom przy ulicy Popiucourt, , zajmowanym przez dziesiątą kohortę.
Było już około drugiej godziny po pół
nocy.
Malet zbliżył się do bramy koszar i rzekł;
— Przychodzę odj komendanta Paryża.
Otworzono bramę , łecz dowiedziawszy się że nieznajomy mu dowódzca Soulier nie mieszka w koszarach, kazał zaprowa
dzić siebie do jego mieszkania jednemu żoł
1 Ksiądz ten w roku 1830 liczył się między duchownemi parafii Świętego Gerw azego w Pa
ryżu.
nierzowi i zameldował się pod nazwiskiett generała Łamotte.
— D ow ódzco! — rzekł do półkownika Souiier, którego zastał chorego na mocną gorączkę — przychodzę z wielką nowiną, o której, jak widzę, nie wiesz. Cesarz zginął pod murami Moskwy w dniu 9 tego mie
siąca. O to rozkaz Senatu do ciebie, pół- kowniku.
I rzucił na łóżko pakiet obejmujący mnie
many dekret senatu, proklamacyg do żoł
nierzy i nominacyą Souiier na generała bry
gady.
Souiier ujrzawszy generała, chciał po
wstać, lecz na słowa: „Cesarz nieżyje!“
odpadł na łóżko prawie bez przytomności, powtarzając z boleścią:
— Cesarz nie żyje! o nieba! co za nie
szczęście!
— Niestety! co za nieszczęście! — po- 6
wtórzył Rateau — wszyscy toż samo mó
wią.
W tedy korzystając z pomieszania pół
kownika Souiier, Malet rozłożył przed nim postanowienia Senatu, które, między inne- mi, mianowały generała Malet komendan
tem Paryża, w miejsce Hulin’a; potem do
dał:
— D owódzco, rozkaż swojćj kohorcie stanąć pod bronią.
— Dobrze, generale, natychmiast— od
powiedział Souiier zmigszany.
A obracając się do żołnierza, który przy
szedł z Mai etem, dodał:
— Biegnij co prędzej do kapitana Pi- querel; rozbudź oficerów niemieszkającycb w koszarach, każ w bęben uderzyć appel.
— Nie — przerwał z żywością Malet — nie trzeba aby się ta wiadomość rozszerzy
ła natychmiast śród Paryża. Uprzedzić tyl-
63
ko oficerów kwaterujących w koszarach, i niech żołnierze bez hałasu zgromadzą się w dziedzińcu.
W krótce przybył kapitan Piquerei.
— Ach! kapitanie — zawołał Souiier — Cesarz nie żyje!
— Tylko co mi o tóm powiedziano. Cóż więc teraz bez niego poczniemy?
— To cośmy czynili kiedy go jeszcze nie
było, panie kapitanie — zimno odpowie
dział Malet.
I — A wielka armia? zapytał Souiier,
— Nie ma już jej — rzekł Malet. — No kapitanie, kohorta musi już być pod bro
nią. Ty półkowniku mocno jesteś słaby, trzeba żebyś pozostał w łóżku.
— Niestety! generale, z boleścią jestem ci posłusznym, lecz sam widzisz.
— Bezwątpienia; kapitan cię zastąpi.
64
Zeszli na dziedzióniec; tam Boutreux od
czytał uchwałę Senatu przed zgromadzoną kokortą, co wznieci to pomiędzy żołnie
rzami, otaczającemi Maleta, Rateau i Bou- treux, największe zadziwienie. Wielu- nie- mogło temu wierzyć.
— On umarł! mały kapral! o! nieprawda!
to niepodobna! — zawołał kapitan Sten- hower — widać że go nieznacie!
— Ależ wam mówię, że to istotna pra
wda — odpowiedział Rateau.
Potóm dodał tonem napuszonym:
— W obliczu kuli wszyscy Francuzi są równi.
— W ięc zginął od kuli? zapytał jeden z oficerów.
— Kula weszła mu prawćm okiem, a wy-, szła przez lewe ucho — odpowiedział Ra
teau, któremu już się w głowie mięsza- ło. — Cesarz krzyknął: ratujcie! lecz już by
65
ło za późno. Książę Neufchatelski zacho
rował ze smutku. Pytajcie się raczej obe
cnego tu generała, który wie szczegóły, jakie otrzymał przez telegraf.
Lecz Malet co innego miał do czynie
nia, niżeli potwierdzanie trochę zaśmiałych słów swego adjutanta; jakoż pośpieszył z dalszemi rzokazami. Żołnierze wystąpili niewziąwszy ani jednego ładunka, (a było.
ich dziesięć tysięcy w koszaraph) i ze skał
kami z drzewa, które codzień mieli u kara
binów.
Teraz była chwila najtrudniejsza dla Maleta, lecz razem dowodząca nadzwy
czajnej jego zuchwałości; albowiem nie
spełna we dwie godzin po ucieczce z wię
zienia, był już panem znacznćj części siły publicznej, bez innych trudów, tylko, iż udało mu się natrafić na dowódzcę, który powierzył swe wojsko pierwszemu Ie-
6*
66
pszemu, w skutku rozkazów podpisanych przez osoby, wcale mu nieznajome, lecz których .hierarchia wojskowa, tak potężna naówczas, przedstawiała mu jako zwierz
chników.
O godzinie piątej, Malet na czele zna
cznego oddziału dziesiątej kohorty, stanął przed więzieniem la Force. Szyldwach sto
jący u bramy, w mniemaniu, że patrol nad
chodzi, zapytał: „kto idzie? “
— Patrol generalski, — odpowiedział, zbliżając się do szyldwacha, Malet.
Ten zawołał sierżanta, Malet powiedział hasło i sam zakołatał do bramy.
Jeden ze stróżów więzienia zapytał, cze
go potrzebują.
— Otwórz — rzekł Malet —- przychodzę z rozkazami.
Ten widząc generała z żołnierzami, za
raz wpuścił Maleta, Boutreiu i część żoł-.
67
nierzy do sali zwanej du Greffe, i spiesznie obudził Dyrektora więzienia, który przy
biegł na pół-ubrany.
— Masz Pan jeszcze u siebie generałów Guidafa i Laborie? zapytał Malet.
— Tak jest, generale; lecz tylko na czas krótki — odpowiedział zdziwiony Baud, poznawszy w pytającym dawnego swego lokatora.
— Panie kommissarzu Policyi, — mó
wił dalój Malet, obracając sig do Bou- treux,— chciój zawiadomić tegopana o roz
kazach Senatu.
Boutreux po trzeci raz odczytał uchwałę Senatu, donoszącą o śmierci Cesarza, po- czem Malet podając papier panu Baud, rzekł:
— Teraz niech wyjdą generałowie Laho^
rie i Guidal: oto rozkaz na ich uwolnienie.
68
Bądź, że dyrektor więzienia domyślał się czegoś, lubżekommissarz policyiBoutreux wydał mu się podejrzanym, albowiem nie- przypominał aby go widział kiedykolwiek, dość, że przeczytawszy uważnie papier da
ny przez Maleta, odpowiedział:
— Generale, rozkaz ten nie jest dokła
dny, przepisy nasze 'wymagają aby na nim był podpis ministra Poliuyi, a o tćm zapo
mniano, jakto sam Pan widzióć możesz. — I oddał papier Maletowi.
— Jakto! czy mnie niepoznajesz? — za
wołał Malet.
•— Przebacz mi generale, —• wyjąkał dy
rektor spuszczając oczy, — nigdy nie będę mógł zapomnieć, że mi czyniono honor po
wierzając cię mojej straży przed czterema laty; lecz nim pisarz obudzi tych więźniów, pozwól niech poszlę jednego z moich do
zorców do księcia Royigo.
09
— Już on nie jest ministrem — przerwał Malet; — i jeśli dbasz o swoję posadę, ra
dzę ci być posłusznym bez żadnych uwag.
Możesz sobie przypominać, że ich wcale nie lubię.
Dyrektor więzienia niemając środków do oparcia się rozkazom Maleta, zmuszony był przystać na nie, lubo pojął od razu, że zaszło w tem cóś nadzwyczajnego, nierzekłszyjuż więc słowa, sam poszedł po więźniów.
Zasługuje na uwagę, że między urzędnika
mi , którzy występowali w tym drammacie, zaledwie jeden przełożony więzienia poka
zał moc charakteru. Guidal z nienacka prze
budzony, mniemał, iż przychodzą wieźć go do Tulonu przed sąd wojenny.
— Niech mię natychmiast rozstrzelają i niech będzie koniec, — krzyknął, doda
jąc energiczne zaklęcie. Lecz zamiast śmier
ci zwiastowano mu wolność.
TO
Lahorie przybył ostatni, trzymając w rę
ku worek podróżny, a za nim dwaj dozorcy nieśli jego rzeczy.
Tak powoli wybierał się, że już było bli
sko szóstej, kiedy wszedł na salę.
Witani, uściskani, winszowani z p ow o
du odzyskanej wolności, ze zdumieniem Guidal i Lahorie wypytywali się Maleta co to wszystko znaczy. Ten krótkiemi słowy zawiadomił ich o Cesarzu i Senacie. Tym
czasem kilku więźniów, między innemi Korsykanin nazwiskiem Boccheampe, w e
szło do sali, a nigdy niedowiedziano się, ani, jakim sposobem, ani po co; lecz sko
rzystali ze zręczności aby się wydostać na wolność.
Po ochłonięciu z pierwszego wzrusze
nia, Malet pośpieszył z rozdaniem ról.
Zawsze na mocy mniemanych uchwał Senatu, Lahorie został mianowany mini
71
strem Policyi na miejsce Savarego; Guidal dowódcą nowej gwardyi Senatu; Boc- cheampe prefektem departamentu Sekwa
ny; nieszczęśliwy, nie domyślał się wtedy, że bierze na siebie wyrok śmierci. Bou- treux miał zastąpić prefekta Policyi Pas- quier; Rateau, jako adjutant Maleta, w i
nien był udać się do, półkownika Rabbe, dowodzącego strażą Paryża, zmniemane- mi postanowieniami Senatu, poddającemi ją pod rozkazy generała.
ByM pół do siódmej z rana; zaledwo świtać zaczynało, działo się to bowiem w miesiącu październiku. Podzielili się wówczas spiskowi, i każdy z oddziałem żoł
nierzy poszedł na wskazane sobie miejsce;
Malet zaś udał się do domu komendanta placu miasta Paryża, leżącego przy placu
Yśndome. Tam go miał zastać Rateau.
IV
U MINISTRA POLICYI.
Teraz podzielono się czynnością. Laho
rie i Guidal, z jednym batalionem 10 ko
horty, poszli ku pałacowi Ministra Policyi u nadbrzeża Malaquais, prawie na kra
wędzi ulicy des Saints-Peres, Rateau zaś udał się do koszar straży Paryża. De
pesze dane przez Maleta wręczył adju- tantowi służbowemu, i żołnierze natych
miast stanęli pod bronią. Półkownik Rabbe i oficerowi’ zaledwie spojrzeli na mnie-
76
mane rozkazy Senatu i wyszli na wskaza
ne miejsca. Ze swej strony Boutreus, no
wy Prefekt Policyi, na czele silnego od
działu żołnierzy zajął dziedziniec prefektu
ry. Pracowity Pasąuier już był na nogach.
Boutreux objawił mu rozkazy Senatu.
— Cesarz nieżyje— rzekł zgóry;— znie
siono ustawę cesarstwa, Pan nie jesteś już Prefektem policyi.
Pasquier chce m ówić, Boutreux wcale niesłucha, żołnierze odprowadzają go do więzienia la Force. Pasquier atoli śród zgiełku potrafił dać polecenie jednemu z se
kretarzy, ażeby szedł do Arcy-kanclerza, mieszkającego przy ulicy Grenelle-Saint- Germain; lecz zamknięte są wszystkie wyj
ścia z prefektury, i Boutreux zasiadł w ga
binecie prefekta, oczekując na nowe roz
kazy. Przez ten czas porucznik z 10 ko
horty poszedł po Pana Desmarets, którego
11
znalazł jeszcze w łóżku i zaprowadził go również do więzienia la F orce, gdzie już był Pasquier.
— Cóż to się dzieje? spytał Desmarets . prefekta policyi.
— Nic zgoła nie/wićm — odpowiedział Pasquier, — lecz wnoszę, że to jest spisek!
— W jakim celu?
— Nic tego nierozumióm.
Te były słowa, jak Hi strwożeni rzekli do siebie po łacinie, słuchając oświadczeń żalu dyrektora więzienia, który ich kazał zamknąć na klucz, wymawiając się obe
cnością jednego z podwładnych, któremu niedowierzał.
Było już kwadrans na siódmą; świtać zaczynało. Lahorie i Guidal przyszli do pałacu ministra policyi.
Księciu Rovigo, jako ministrowi policyi, niemożna było zarzucać lenistwa, albo-
T
78
wiem nigdy nieodkładał czynności do ju
tra1. Tćj jeszcze nocy pisał aż do piątśj z rana i tylko co układł się na spoczynek, gdy nagle przebudził go hałas w pokoju, przytykającym do sypialni. Znużony cało
nocną pracą pozostał w łóżku; lecz w tern gwałtownie uderzono w e drzwi; mniema
jąc, że pożar w pałacu i że służący dobija
ją się aby go obudzić, zawołał:
— Dobrze, dobrze; rozumiem, wnet otworzę!
I wstawszy szukał w ciemności drzwi do gabinetu, w którym okiennice na noc zawsze zamykano, gdy przez szczelinę po
strzegł żołnierzy w swych pokojach. W tem wysadzili oni drzwi, a książę stojący w ko
szuli, zapytał po co przychodzą?
1 Każdego ranka książę ftovigo wysyłał wprost do Napoleona rapport o stanie państwa.
Cesarz zupełną w nim ufność pokładał.
79
— Zapytaj generała! — zawołał któś w pośrodku żołnierzy^ lecz dla tłumu na
pełniającego pokój, Savary nie?mógł go poznać.
Savary ujrzał przed sobą człowieka, któ
ry wydał mu się marą. Był to generał La
horie, w mundurze galowym', ze szpadą przy boku. Wszystko co się działo, wywar
ło na ministra cóś nakształt iwstrząśnienia elektrycznego, patrzał', a nic nie widział, słuchał, a nic nie słyszał.
—• Cóż u licha, — rzekł^Lahorie •— po
kój twój sypialny jest jak forteca. Dziwisz się zapewne widząc mię tutaj, nieprawdaż?
— Dziwić się! to jeszcze za mało — od
powiedział Savary przecierając oczy, są
dząc że mu się marzy jeszcze we śnie.
Zaiste, brakuje słów do odmalowania tego co się działo podówczas w głowie ministra. Poznał od razu generała Lahorie,
80
którego sam kazał osadzie w więzieniu, a widział go tu z żołnierzami, przychodzą
cego zapewne go aresztować, albowiem Lahorie rzekł zbliżając się ku niemu:
— Jesteś aresztowanym; winszuj sobie żeś wpadł w szlachetne ręce, nic ci się złe
go nie stanie.
Savary niepojmując tego co widział i sły
szał, stał w osłupieniu. Lahorie mówił dalój:
— Cesarz zginął pod murami Moskwy, ósmego października.
Gdyby piorun spadł nad głową księcia, nieprzeraziłby go tak mocno, jak ta straszli
wa nowina. Lecz wkrótce odzyskując przytomność, dostrzegł w tem wszystkićm złą jakąś sprawę, lecz której skutki mogły być równie nieszczęsnemi dla obu stron;
bo nawet przypuszczając, że Cesarz umarł w Rossyi, czyż tym sposobem on, mini-
*
ster, nńał się o tśm dowiedzieć? Ta roz
sądna uwaga zrodziła w nim wątpliwość 0 rzeczywistości podobnego wypadku.
— Hola, bajki mi pleciesz!— odpowie
dział Lahorie‘mu, który, że był niegdyś jego towarzyszem, pozostała więc między niemi poufałość, mimo różnicy położenia ich 1 zdań politycznych, — mam list od Cesa
rza datowany rzeczonego dnia, mogę ci
pokazać! „
— To być nie może, — przerwał Laho
rie, utkwiwszy wzrok iskrzący w Sąyarego.
— Powtarzam że ci pokażę . . .
— Nie, powiadam ci, to niepodobna!
I słów tych domawiając Lahorie, w ta- kiem był uniesieniu, że szczęka i wszystkie członki drgały mu konwulsyjnie.
— Lecz gdzież jest mały sierżant?— py
tał kilkakrotnie, zwracając się do żołnie
rzy,— niech tu wprowadzą małego sierżanta.
81
82
Na te słowa mniemał Savąry że- mały sierżant nie był kim innym, tylko czło
wiekiem, mającym polecenie wyprawić go rychło na tamten świat; jakoż zbliżywszy się do generała;
— Lahorie, — rzekł z żywością, — ra'- zem biwakowaliśmy, w tychże samych bi
twach nieraz proch wąchaliśmy, spodzie
wam się przeto, że niezapomnisz o tśm, i nie każesz mię zabić jak psa.
Usłyszawszy wyraz „zabić“ zadrżał La
horie.
— Któż ci mówi o śmierci, — rzekł niezmiernie wzruszony.
— Wszystko co widzę koło mnie — od
powiedział książę, wpatrując się bystro w generała, który spuścił oczy. — Zre
sztą,— przydał Savary,— musisz jeszcze pamiętać żem ci ocalił życie w sprawie M o
reau.
83
Lahorie nic nieodpowiedział i wyszedł z pokoju, szukać zapewne małego sier
żanta.
Niezyskawszy nic u Lahorie, Savary po
stanowił jak można najdrożej okupie swe życie; zwracając się atoli do tego, który wydawał się dowódzcą oddziału (był to Piquerel) zapytał go:
— Kto pan jesteś?
— Jestem kapitan, adjutant-major 10 kohorty — odpowiedział Piąuerel.
— Czy ci żołnierze są pod twojemi roz
kazami?
— Tak jest.
— Nie jesteście więc żołnierzami zbun- towanemi?
Na to pytanie wszyscy krzyknęli:
— Nie, nie, jesteśmy z naszemi ofice
rami, a generał nas tu przyprowadził.
84
— Czy znacie tego. generała? — spytał Savary.
— Nie! — odpowiedzieli.
— A ja go znam. Jest to były adjutant generała Moreau, osadzony w więzieniu la Force, zkąd niepowinien wychodzić bez mojego pozwolenia. Należy on do spi
sku i was chce także zgubić. A mnie czy znacie ?
— Nic!
— W iecież przynajmniej u kogo jeste
ście?
— I tego niewierny.
— Ja Pana znam — odezwał się jeden głos, — wiem że jesteś ministrem policyi.
— W takim razie — odpowiedział Sa- vary— rozkazuję wam i polecam areszto
wać natychmiast generała Lahorie, który, powtarzam wam, należy do spisku, i gubi was, przyprowadzając do mnie.
W ciągu rozmowy kapitan Piąuere) trzy
mał za prawą rękę Savarego, a drugi ofi
cer zalewą, tak że nie mógł działać swobo
dnie; lecz gdy postrzegł, iż żołnierze nie mają nawet skałek u karabinów, uspoko
ił Się trochę, i obracając się do Piąue- rel’a, ozdobionego krzyżem Legii honoro
w ej, rzekł:
— Kochany panie, gracie w straszną grę, miej się na baczności; za kwadrans możesz być rozstrzelany, jeśli to mię wprzód nie spotka; bo tyle tylko czasu potrzebują gre- nadyerowie gwardyi, aby wsiąśdź na koń, a wtedy strzeżcie się!
Oficer ten zachwiał się na chwilę, mniej przez bojaźń, jak raczej myśląc, czy nie dzia
ła w złej sprawie, spuścił oczy i zdawał się namyślać: Savary korzystając z tego usposobienia umysłu, dodał żywo:
— Jeśli jesteś człowiekiem honoru, nie kalaj się występkiem i nie przeszkadzaj mi ocalić was wszystkich; pozwól mi tylko działać.
Wymawiając te słowa Sayary, pociągnął rękę aby ująć rękojeść pałasza, który dla szczupłości pokoju i natłoku żołnierzy, Pi- querel trzymał pod pachą; lecz ten odga
dując myśl Savarego, silnie przytrzymał mu rękę.
— Nie, panie, — rzekł dobitnie, — je
steś powierzony mój straży i pójdziesz tam gdzie cię każą zaprowadzić.
— Jesteś zgubiony, — odpowiedział Sa
yary,— siebie jedynie będziesz obwiniał, gdy przyjdzie koniec wszystkiemu.
To mówiąc ujrzał Savary przez okno generała Lahorie, idącego szybkim krokiem przez dziedzićniec, a za nim szedł człowiek nader podejrzanego oblicza; wbiegli oba do
87
pokoju jak szaleni, Lahorie pozostał z tyłu , lecz jego towarzysz stanął przed Savarym i przykładając mu pałasz do piersi:
— Czy mię poznajesz? — zapytał, doda
jąc straszliwe zaklęcie.
— Nie, panie.
— Jestem generał Guidal, któregoś ka
zał aresztować w Marsylii i pod konwojem żandarmów prowadzić do Paryża.
— Ach! ach! — rzekł Savary — dobrze to sobie przypominam; lecz jeśliby wyko
nano moje rozkazy, już od miesiąca byłbyś znowu odprowadzony do Marsylii.
Na te słowa Guidal zerwał się z uniesie
niem.
— Czy przychodzisz aby mię podle za
mordować? — m ówił dalćj Savary.
— Nie! nie chcę cięzabijać, lecz pójdziesz ze mną do Senatu.
88
— Po cóż do Senatu? — zapytał Savary
— Bez żadnych uwag! — przerwał Gui
dal piorunującym głosem.
I obróciwszy się do żołnierzy przydał:
— Prowadzić go:
— Możecie go kłuć z lekka bagnetem, jeżeli iść nie zechce, — któś się odezwał.
— No! po cóż tyle zachodu? — zawołał któś drugi. — Takich się szpikuje jak żaby.
“ — Dobrze więc, idźmy do Senatu — od
rzekł Savary, przymuszając się do zimnej krwi, — lecz przynajmniej pozwólcie mi wyjśdź ubrać się.
— Nie trzeba, przyniosą ci twą odzież — odpowiedział Guidal.
I na jego rozkaz służący Sayarego zebrał rzeczy i podał.
Kiedy się minister policyi ubierał jak można najpowolniej, aby zyskać na czasie, jeden z jego sekretarzy gabinetowych pan
89
de Cluys, były oficer strzelców; zawiado
miony o tóm co się dzieje, śmiało przeci
skał się śród tłumu. Savary skinął na nie
go , aby nie dał się aresztować i rzekł gło
śno-.'
— Powiedz memu sąsiadowi, niech bę
dzie spokojny i że mi nic złego nie zrobiono!
Sekretarz zrozumiał o co rzecz idzie i po
biegł do Reala, mieszkającego przy ulicy desSaints-Peres, obok pałacu ministra: lecz nie mógł z nim mówić. Mimo to, dwaj ci urzędnicy dali znać o tćm co zaszło arcy - kanclerzowi i ministrowi wojny.
Lahorie i Guidal trzymając ciągle Savare- gosród żołnierzy, postanowili odesłać go do więzienia laForce, pod dozorem Guidala.
Minister policyi miał zawsze w swoim pałacu oddział straży paryzkićj: oficer nią dowodzący, postawiony tam z rozkazu głó
wnego sztabu, nie zapytał nawet o przy- 8*
90
czynie zaszłego zgiełku. Miał także na or
dynarnie żandarma do roznoszenia depe- szów, lecz ten nie znajdował się w pałacu, Guidal posłał po fiakra, kazał wsiąśdźSa- yaremu, sam usiadł z lewej strony, a stan
gret zajął prawą. Potóm wydawszy roz
kaz oddziałowi kilku żołnierzy postępować z przodu, kazał jechać do więzienia la For- ce. Gdy przebywali wzdłuż placyk des Lu- nettes* przyszła myśl Savaremu umknąć ko
ło wieży zegarowej; gwałtownie potrąca przód kabryoletu, wyskakuj a i bieży na płac pałacu Sprawiedliwości; lecz nie spostrzegł, że za kabryoletem postępował drugi oddział żołnierzy. Ci rzucili się za nim wołając:.Ła- pajcie! łapajeie! Dosyć tego w Paryżu, aby każdy pośpieszył; z pomocą, jakoż natych
miast przytrzymano Savarego, a żołnierze Guidala wziąwszy , go pod ręce , piechotą zaprowadzili do więzienia la -Force.
91
Dozorca więzienia opowiedział Savare- mu o wszystkiem co tu zaszło z ran i, i że Pasąuier i Desmarets już są przyprowa
dzeni.
— Dziwnćrn jest wszystko co się teraz dzieje, niepojętóm nawet— rzekł Savary.—
Bóg wie co ztąd wyniknie. Tymczasem daj mi ustronną izdebkę, przyszlij żywność, i zamknij mię.
Dozorca przyrzekł ministrowi, ii coby- kolwiek bądź zaszło, będzie go ochraniał.
Wielki krok zrobiono. Cios najważniej
szy był już zadany. Czynność policyi, owej władzy odpowiedzialnej za spokojność Pa
ryża i bezpieczeństwo rządu, była zniszczo
na; lecz pozostawała jeszcze do pokonania władza wojskowa, co nie było rzeczą ła
twą. Malet wziął to na siebie i udał się do generała Hulin, który pod nieobecność Ju- notfa, znajdującego się w R ośsyi, był ko
mendantem Paryża i miał dowództwo nad pićrwszą dywizyą wojskową