R o k m . K a to w ice , N ied ziela, 24-go S ty cz n ia 1904 r. N r 4.
Rodzina dtrześciańska
Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.
Wychodzi raz na tydzień w jYiedzielę.
Bezpłatny dodatek do „Górnoślązaka 14 i „Straży nad Odrą“.
•W* i tiy y r-.*
Na N ied zielę trzecią po T rz e c h K ró la ch .
Lekcya
Rzym. X n . 16 —21.
. B racia! Nie bądźcie mądrymi sami u siebie.
Radnemu ziem za złe nieoddawajac: przemyśliwając
?oby było dobrego, nietylko przed Bogiem, ale i przed wszystkimi ludźmi. Jeżeli można rzecz, z was jest, ze wszystkimi ludźmi pokój mający.
** mszcząc się sami, najmilejsi, ale dajcie miejsce gniewowi, albowiem napisano je st: Mnie pomstę:
ja oddam, mówi Pan. Ale jeźli łaknie nieprzyjaciel twój, nakarmij go; jeźli pragnie, napój g o ; bo to J^yniąc, węgle ogniste zgromadzisz na głowę jego.
" •e daj się zwyciężyć złemu, ale zwyciężaj złe w dobrem.
Ewangelia u Mateusza świętego
w R ozd ziale V III.
W on czas gdy zstąpił Jezus z góry, szły za n>m wielkie rzesze. A oto trędowaty przyszedłszy pokłonił się mu, mówiąc: Panie, jeźli chcesz, 1110- Z|fSz mię oczyścić. I ściągnąwszy Jezus rękę, do
mknął się go, m ów iąc: chcę, bądź oczyszczon. I był garażem oczyszczon trąd jego. I rzekł mu Jezus:
Patrz, abyś nikomu nie powiadał: ale idź, ukaż się Zapianowi, i ofiaruj dar, który przykazał Mojżesz na świadectwo im. A gdy wszedł do' Kafarnaum przy
stąpił do niego Setnik, prosząc go i mówiąc: Pa
nie, sługa mój Jeży w domu powie rzeni ruszony,
! ciężko trapiony jest. I rzek! mu Jezus; J a przyjdę 1 Uzdrowię go. I odpowiadaiąc Setnik, rzekł: Pa- ,1,et nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój;
ale tylko rzecz słowem, a będzie uzdrowion sługa
*nój. Bo i ja jestem człowiekiem pod władza po
stawiony, mający pod sobą żołnierze, i mówię temu:
■dż, a idzie; a drugiemu: chodź, a przychodzi;
a słudze mojemu: czyń to, a czyni. A usłyszawszy Jezus, dziwował się, i rzekł tym, którzy szli za nim:
Zaprawdę powiadam wam, nie znalazłem tak wiel
kiej wiary w Izraelu. A powiadam wam, iż wiele
*ch ze wschodu słońca i z zachodu przyjdzie, i osiędą z Abrahamem i Izaakiem i Jakóbem w królestwie niebieskim; a synowie królestwa będą wyrzuceni w ciemności zewnętrzne: tam będzie plącz i zgrzy
tanie zębów. I rzekł Jezus Setnikowi: Idź, a jakoś
uwierzył, niech ci się stanie. I uzdrowiony jest sługa onej godziny.
Nauka z tej Ewangelii.
Kiedy się wiele ludzi zebrało na słuchanie nauk Jezusa Chrystusa, wtedy zwykł On był wstępować na miejsce jakie wyniosłe, na góre, i ztamtąd nau
czał. Gdy razu jednego skończył był swoją naukę i zstępował z góry, zabiegł mu drogę człowiek trędo
waty i prosił, aby go uzdrowił.
Co to jest za choroba ten trąd, o którym nam Ewangelia często wspomina?
Trąd, jestto gatunek wyrzutu po ciele ludzkiem na podobieństwo trędów, jakie u nas miewają ludzie po twarzach, co wiele mocnych trunków pijają, z tą różnicą, że trąd u nas nie jesl tak z!y, jak był iv kraju żydowskim. Kto u Żydów trądu dostał, ten już nie mógł mieszkać pomiędzy ludźmi, ale samotnie za miastem, lub wsią, na polu, gdyż wyrzut był bardzo zaraźliwy, i gdy się w samym początku złemu nie zaradziło, to potem go niepodobną było rzeczą uleczyć. Szerzył się trąd coraz bard/.iej po ciele, i jak rak toczył je. Wielkie więc dobrodziej
stwo wyświadczył Pan Jezus owemu trędowatemu, że go cudownie uleczył.
Dla czego Zbawiciel kazał iść z trędu uczysz*
czonem do kapłanów?
Bo do kapłanów należało rozeznawać, czy kto był trędowaty lub nie. Gdy ci powiedzieli, rozpo
znawszy rzecz dobize, że ten lub ów był trędowaty, wtedy nie wolno mu było mieszkać pomiędzy ludźmi dopóty, dopókiby się trędu nie pozbył? Jak się kto pozbył trędu, musiał udać się do kapłanów, aby ci dali mu świadectwo, że prawdziwie był oczyszczo
ny i musiał w kościele jerozolimskim złożyć dar, ofiarę, bo tak prawo przepisywało. Pan Jezus, co nie przyszedł na to, aby łamał prawa, ale, aby je dopełniał 1 do wypełnienia ich zachęcał ludzi, uzdro
wiwszy trędowatego, kazał mu wypełnić to, co prawo pr/episywało, to jest: złożyć dar w kościele i wziąść świadectwo zdrowia od kapłanów.
Czemu Jezus Chrystus przykazywał z trędu oczyszczonemu, aby o tem cudzie nikomu nie po
wiadał?
Jeżeli Pan Jezus komu wyświadczył jakie do
brodziejstwo, to go nie wyświadczył dia tego, aby Go za to chwalono, bo On nigdy nie szukał chwały swojej, ale chwały Ojca przedwiecznego; lecz wy
świadczył dobrodziejstwa dla tego, aby nieszczęśli
wy™ przybył na pomoc. Z wielkiej zatem skrom
ności i pokory napomina i trędu oczyszczonego, aby o tem co się stało, m ilczał; osobliwie przed kapłanami w Jerozolimie, gdyż ci byli Jego główny
mi nieprzyjaciółmi i najświętsze Jego nauki nazy
wali bJuźnierstwem, a cuda, które czynił, przypisy
wali pomocy czarta, a nie wszechmocności bo
skiej.
A co to był za jeden ów setnik ?
Byłto starszy z wojska rzymskiego, co miał pod sobą sto ludzi, i mieszkał w Katarnaum. Nie był on Żyd, ale Poganin. Wiara zaś jego była da
leko mocniejsza, aniżeli niejednego Żyda. Poznał on wszechmocność i bóstwo Zbawiciela. Kiedy wszystkie zabiegi ludzkie około przywrócenia zdro
wia słudze, były daremne, pełen ufności w miłosier
dzie Jezusa Chrystusa udaje się do niego i blaga 0 zdrowie sługi. Nie żąda jak to żydzi czynili, aby Zbawiciel przyszedł do domu jego i tam sługę uzdro
wił; lecz prosi, aby tylko jedno słowo rzekł, a sługa ozdrowieje, bo był o tem mocno przekonany, że wszeclimocność boska, zawsze i wszędzie działać może, a sam siebie miał za niegodnego, aby Jezus Chrystus wszedł do domu jego. Tę mocną jego wiarę i ufność chwali Pan Jezus, gdy mówi zdzi
wiony: *Zaprawdę wam powiadam, nie znalazłem tak wielkiej wiary w Izraelu!* to je s t : w narodzie żydowskim, który był wybrany od Boga na to, aby pierwszy przed innemi narodami przyjął naukę Je zusa Chrystusa, a przecie nią pogardził. Przepo
wiada więc Zbawiciel, że w miejsce Żydów Poganie przyjmą Jego boską naukę, podług niej żyć będą, 1 w niebie cieszyć się obliczem boskim wraz z Abra
hamem Izaakiem i Jakubem, patryarchami, ojcami i ludu żydowskiego ; a Żydzi, potomkowie Abrahama, Izaaka i Jakóba, odrzuconemi zostaną.
Jaka dła nas z dzisiejszej Ewangelii świętej wy
pływa nauka i'
Oto ta, że rozpamiętywając cuda Jezusowe, ma
my się przezto coraz bardziej umacniać w wierze, którą nam podał tenże. Pan Jezus. W Nim jako prawdziwym Bogu, cułą naszą nadzieję całe zaufa
nie nasze, pokładać winniśmy a to w największej pokorze, uznawająe niegodność naszę, zwłaszcza, gdy tegoż Pana Jezusa z duszą z ciałem i z bóstwem pod przymiotami cbleba w nsjśw iętszytn przyjmu
jemy Sakramencie. Wtedy nietylko usty, ale calem sercem mamy powtarzać owe słowa setnika: Pa
nie! nie jestem godzien, abyś wszedł w dom mój, ale tylko rzeknij słowo a będzie zbawiona dusza mojal< Z a przykładem owego ittnika czuwajcie,
osobliwie wy gospodarze i gospodynie, nad czeladką waszą i nie opuszczajcie jej w jej delegliwościach i ch'robach; pamiętajcie o zdrowiu jej duszy, gdy z wy jej ojcami jesteście. A nawzajem ty czeladko, wypełniaj pilnie rozkazy twojego gospodarza i two
jej gospodyni, i staraj się zarobić u nich na miłosi' i prawdziwie ojcowskie przywiązanie, bądź dołu4
i wierną a Bóg ci zapłaci według słów Z b a w ic ie la ,
który mówi: Dobrzeć sługo dobry i wiemy, gdy- żeś nad m a łem był wierny, nad wielą cię postano
wię, wnijdź do wełesa Pana swojego.
* * -»*♦*«- • •
Rady i wskazówki
d l a r o d z i c ó w
przy w ychow aniu dzieci.
Gdybyśmy sobie wszyscy, matki i ojcowie, W dali pytanie: >Co mamy najdroższego na świecie’
sądzę, iż wszyscy odpowiedzielibyśmy: N a s z 1
|| d z i e c i . *
W naszem ciężkiem, mozolnem, pełnem trosk' niepokojów życiu, nieiaz ustają siły, odwaga odstę
puje i zniechęcenie nas ogarnia. Ale myśl o dzte- ciach naszych nie daje nam ustać w drodze i opuszczać. Kto je wyżywi, kto im byt zapewni, Kt0 od złego uchroni, do dobrego zachęci? Im w cię*' szem znajdują się one położeniu, tem bardziej p0' trzebili im są rdzice i ich opieka, bez której byłoby im trudno dać sobie, radę w życiu.
Żadne z nas nie chciałoby swych dzieci skazi"- na nędzę i poniewierkę, jakiej doznają n a j b i e d n i e j
sze z biednych — ubogie sieroty.
Dla nich więc, dla ich dobra znosimy cierp*1' wic ciężar mozolnego życia; myśl o nich sil nam dodaje. Ale nie dosyć na tem, że my im jesteśm) potrzebni, i to nieodzownie potrzeni, dzieci są nanł także potrzebne i to tak bardzo, że choć życic be*
nich byłoby może łatwiejsze i wygodniejsze, jednak gdyby ich zabrakło, uczulibyśmy pustkę i pomyśle*
libyśmy, czy warto żyć tak samym dła siebie?
I ,eży to już w naturze człowieka, że nie mo*®
żyć sam dla siebie, i że życie takie nikomu szczę
ścia zupełnego nie daje. Każdy pracując, <"h<"e czuć, że jego praca na coś się przyda; cierpią1, chce wiedzieć, jakie dobro tem cierpieniem okup1, a że niema życia bez pracy i cierpień, więc ażfb>
się ze swoim losem pogodzić, potrzeba, abyśm) u l' dzieli przed sobą jakiś cH tej pracy, jakąś tych pień nagrodę.
Cel ten i nagrodę widzimy w naszych dzieciach -
Niejedna matka, schylona nad kołyską dziecka, marzy sobie, że kiedyś, gdy ono wyrośnie, odda jf) starania, które ona dla niego poświęciła, że za j eJ łzy, bezsenne noce, niepokoje i troski, syn lub córka odwdzięczą «ię jej no lUroćć szęzerem przywifl^**'
niern i wzajemną troskliwą opieką. Niejeden ojciec, Pracujący w pocie czoła, gdy już ostatkiem sił gonii Pociesza .się myślą, i e dzieci jego wynagrodzą mu
°» > ic swoją pracą nędzę od niego odpędza.
Wszystko to, co nasz:* przyszłością nazywamy, Uj nam_się jako nadzieja lepszego bytu w najsmu
tniejszych dniach uśmiecha, niby promień słoneczny,
<'braca się około naszych dzieci.
Ale nie dość' na tem, że na późniejsze lata spodziewamy się pu tych dzieciach pociechy, one J l‘ż i dzisiaj bywają dla nas pociechą, osłodą na- S2ego życia, rozweseleniem w smutku, zapomnieniem
" chwilach goryczy.
Jakąż radością napełnia serce ojca i matki małe niemowlę, gdy poraź pierwszy wyrazem • marna*
1 "tata* ich nazwie, gdy poraź pierwszy o własnej Slle powstanie, gdy swym dziecinnym głosikiem we
soło choć niewyraźnie gwarzyć i szczebiotać zaczyna.
Ą później, gdy wrasta, każdy nowy dowód siły Jtg ° lub rozumu jakąż dumą i jakąż otuchą napeł
nia serca rodzicielskie! Ile smutku złagodzić zdoła każda dziecięca pieszczota! Ile razy odwrócić może - ^łego pamięć na niewinne serca tych dzieci, któ- tych Bóg pod surową karą gorszyć nam wzbrania!
Jeżeli rodzice dziociom zastępują Opatrzność
‘'a ziemi, to ileż razy niewinne dzieci stają się anio
łami stróżami swych rodziców, poruszając w ich su
mieniu głos, nawołujący do dobrego.
Dlatego nieraz mi się zdarzyło właśnie wśród
*udzi ubogich i niezamożnych spotykać takich, któ- rzy choć liczną obarczeni rodziną, za żadne skarby
^'yiata dzieci swych pozbyć się nie chcieli. Widzia-
*eir> matki wdowy, które, upadając pod ciężarem pracy, wołały w trudzie i znoju wychowywać przy | Sf>bie SWij liczną dziatwę, niź choćby jedno dziecko
°d macierzyńskiego serca oddalić, a obcym ludziom pod opiekę powierzyć, i to nawet wtedy, gdy im za
obiecywano znaczne wynagrodzenie.
Widzalem także ludzi bezdzietnych, którzy pracą swą zupełnie na swe potrzeby wystarczali, 4 jednak smutek ich gnębił na myśl o pustej, smu- beznadziejnej starości, którejby ani troskliwość P ow iązan ych dzieci, ani szczebiot wesołych wnuków r"e miały łagodzić i rozpromienić.
Ale tak jak dzieci są calem naszem szczęściem, l»aszą siłą i naszą na przyszłość nadzieją, tak mogą
^ę atać naszem najcięższem przekleństwem i naj
dotkliwszą boleścią, jeżeli nam gorzki zawód przy
niosą,
W ielki jest ból matki po stracie dziecka, ale
"tokroć większy jeszcze ból przeszywa jej serce, je*
**li tu istota, którą ona kiedyś pod sercem tuliła, kami swemi kąpała i ciepłem swego łona ogrzewała,
^arn ą niewdzięcznnścią jej zapłaci, albo wstydem 1 hańbą siwe głowy rodziców okryje.
Któż z nas nie pragnąłby tego n ie sz c z ę ś c ia
,
nniknąć r Któż z nas oprócz dachu nad głową, do
statecznej odzieży i chleba powszedniego, nie usi
łuje d a ć dzieciom jeszcze i takie wychowanie, któ-
reby im miczęicie dało, a zarazem nam zadowolenie zapewniło.
Ale, niestety, nietylko, że nieraz braknie nam czasu na zajęcie się dziećmi, ale i brak nam odpo
wiednich wiadomości, jakich środków i sposobów użyć trzeba, by zwalczać wady u dzieci, a umacniać je w cnotach i dobrych nawyknieniach.
Niejednemu ojcu i niejednej matce zdaje eię, że dać dzieciom wychowanie, znaczy tyle, co dać im naukę. Jeżeli zaś ich dochody nie pozwalają na udzielenie dzieciom nauki, żal i zniechęcenie ich ogarnia i sądzą, że nie będą mieli dobrze wychowa
nych dzieci, nie mając za co ich kształcić.
Nie myślę bynajmniej zmniejszać wartości na
uki. Oświata jest każdemu polrzebna, o wiele wię
cej i z ważniejszych przyczyn, niź to się wielu lu
dziom zdaje.
Większość sądzi, że cala wartość oświaty nu tem się zasadza, że ona życie wygodniejszem czyni i otwiera pole do korzystniejszej pracy. Tak jest, niewątpliwie, ale jestto tylko najmniejsze z jej do
brodziejstw. Można dzięki nabytym umiejętnościom i lepszy zarobek znaleźć, i nie tak łatwo dać się oszukae łub wyzyskać, ale wiele więcej warte jest to, że można lepiej zrozumieć innych ludzi, ich po
łożenie i potrzeby, lepiej poznać siebie, wartość swego życia i jego przeznaczenie. Mając naukę, można myśląc więcej objąć i więcej sercem ukochać, i mieć zawsze tę wielką, choć spokojną rozkosz, jakiej każ*
da dusza ludzka doznaje, gdy poznaje prawdę.
Dlatego właśnie, dla szczęścia naszych dzieci i dla ich pożytku, oraz dlatego, aby tak my jak i inni ludzie więcej z nich mieli pociechy, powin
niśmy dbać o naukę tych naszych dzieci, zdobywa
jąc ją nawet niekiedy kosztem ofiar i wysiłków wła
snych. Dobrzeby nawet było, gdybyśmy przytem dbali i o to, by dzieci poznawały prawdziwą war
tość nauki, by czuły, że i my ją rozumiemy, i cenimy jak na to zasługuje.
Często się zdarza, że rodzice, którzy szczerze pragną kształcić swe dzieci, straszą je tą nauką, jako czemś bardzo ciężkiem i przykrem, chociaż bardzo potrzebnem. >Czekaj! weźmie cię nauczy
ciel w obroty, dopiero będziesz miał za swoje*, mó
wią albo też: >Nie będziesz się chciał uczyć, 10 będziesz gęsi pasał, albo o żebraczym chlebie chodził.«
I Jedno i drugie jest niewłaściwe. Jeżeli chce
m y. żeby się dzięci dobrze i chętnie uczyły, mówn.y im zawsze o nauce, jako o czemś bardzo dobrem, bardzo miłym, bardzo pożądanem, o co rodzice przez miłość dla nich się starają, chcąc, by były od nich szczęśliwsze, nietylko w dojrzałym wieku, ale już i w dzieciństwie.
Zachęcajmy do nauki nie przez obietnice przy
szłego dobrobytu, bo tego dzieci, zwłaszcza małe, jeszcze nie rozumieją, lecz zachęcajmy je, okazując dła tej nauki miłość i szacunek, przedstawiając ją jako coś, co jest dobre i mile samo przez się.
I nie należy im takie mówić o nauce, jako 0 sposobie wyniesienia się nad innych, odróżnie
nia od nich i wzbudzenia ich podziwu. Oświata 1 wykształcenie nie są dla nikogo ozdobą i prze
chwałką, stworzoną dla połechtania naszej próżności i zadziwienia głupich.
Im ktoś więcej umie, tem mniej się tem popi
suje i szczyci, choć tem bardziej się tem cieszy.
Człowiek prawdziwie wykształcony nie na to swej nauki używa, by się nad drugich wynosić i z góry na nich spogląć, lecz na to, by się do nich zbliżać i im swych wiadomości udzielać
Jeżeli zdarza się nieraz, że niezamożni rodzice zachęcają swe dziecko do nauki, podbudzając jego próżność, obiecując, że dzięki jej zostanie »panem*
i tym podobnie, to później nie powinni się dziwić, gdy dziecko nauczywszy się tego i owego, z góry na własnych rodziców spogląda, nad nich się wynosi.
Przy tej sposobności zaznaczyć muszę jedną ważną radę: Nigdy nie trzeba jednej wady zwalczać za pomocą innej, a jeżeli chcemy, żeby jakieś brzydkie uczucie w sercach dzieci się nie zagnie
ździło, nigdy nie wywołujmy w nich złych myśli, dla przeprowadzenia swej woli.
Ażebyśmy się lepiej zrozumieli, objaśnię to na paru przykładach. Rodzice, którzy zachęcają dziecko do pracy nad książką, obiecują mu wzamian za to dostatek i wyniesienie się nad swój stan w przyszło
ści, zwalczają lenistwo dziecka, rozbudzając w nietn chciwość i próżność. Na razie skutek osiągną o tyle, że może dziecko do książki się weźmie, ale przez to samo jeszcze pracowitem się nie stanie, bo do każdej roboty będzie potrzebowało znowu innej za
chęty. Na pewno jednak przez ciągłe powtarzanie tych obietnic stanie się chciwem i pysznem.
Gdyby się rodzice trzymali innego zwyczaju i awalizali wady dziecka, zachęcając je do cnót przeciwnych tym wadom, skutek b)łby o wiele le
pszy. Niech mu wówią: »ucz się, a będzie ci mało przepędzić niejedną chwilę przyjemnie nad książką, wiedzieć dużo, niejednemu przyjść z pomocą udzie
lając mu dobrej rady, w trudnej chwili życia obja
śniając go i pouczaiąc; w ten sposób będziesz i sam pożyteczniej pracować i pożyteczniej bliźnim służyć*, wtedy :to oprócz doraźnego skutku, t. j. zwalczenia lenistwa, osiągną jeszcze i inne, t. j. rozbudzą mi
łość do nauki i chęć do każdej pracy pożytecznej, do każego dobrego czynu.
Przykładów takich można przytoczyć więcej.
Dziecko nie chce matki usłuchać, zabawiać młodsze
go rodzeństwa, posłużyć ojcu: rodzice obiecują mu, że dostanie karmelek, i tym sposobem skłaniają do posłuszeństwa. Czy przez to stanie się ono stale posłusznćm? Wcale nie! Za każdą usługę będzie żądało nowych obietnic i nowych nagród i na- pewno stanie się stale łakome m, bo uwierzy, że kar
melek j«it więcej wart, nii z^oda ojca i spokój matki.
Jeżeli chcemy dziecko dobrze wychować, myślmy zawsze o jutrze i trzymajmy się nie tych sposo
bów, które w tej chwili pomoc mogą, ale tych, które na dalsze lata ziarna dobrych skłonności w duszach dzieci zasieją.
Zdarzyło mi się widzieć, że dziecko grymasiło przy jedzeniu i nie chciało jeść tej potrawy, która hyla dla niego przyrządzona. Ktoś ze starszych wziął się na dowcipny sposób i powiedział mu:
»Aeh, jak to dobrze, że ty nie jesz, bo to takie sma
czne! ja zjem wszystko, nic dla ciebie nie zostawię, ale będzie ci potem ż a l! Jeżeli chcesz jeść, pospiesz się, bo wszystko sprzątnę z talerza,* Malec uwie
rzył, że stanie mu się krzywda, gdy ktoś inny zje potrawę, której on nie chciał, i że będzie to dla niego przyjemnością, jeżeli temu drugiemu przeszko
dzi zjeść rzecz smaczną.
Prawda, ie wskutek tego zabrał się żwawo do jedzenia tego, nad czem przed tem grymasił, a ro
dzice cieszyli się, że postawili na swojem. Ale czy mieli racyę się cieszyć? Wmówiono dziecku zaz
drość i chciwość, której przedtem w jego duszyczce nie było; spełniło ono wolę starszych przez zazdrość i chciwość, a nie przez rozsądek i posłuszeństwo, i na re»ztę życia pozostało w nie n przekonanie, że niema nic milszego, jak wydizeć komuś z ręki to o co się tamten ubiega.
0 ileż lepszego sposobu chwyciła się jedna matka, w innym, wręcz przeciwnym wypadku. Była ze swem dzieckiem w cukierni i pozwoliła mu zjeść dwa ciasteczka. Dziecko napierało się o więcej.
»Nie mogę ci dać, córeczko, powiedziała matka, nie możesz zjeść za dużo ciastek, bo przyjdą inne ma
my z dziećmi i przykro im będzie, jeśli dla nich za
braknie; trzeba i o nich pamiętać, żeby nie miały krzywdy.* Dziewczynka zamyśliła się o tych innych dzieciach i przestała się napierać.
1 w tym razie matka wolę swą przeprowadziła, ale ze znacznie większą korzyścią. Zamiast zazdro
ści zaszczepiła w duszy dziecka pamięć o drugich, i zasadę: >Nie czyń tego drugiemu, co tobie nie miło*, oraz przekonanie, że pozbawić kogoś rze
czy dla niego upragnionej jest przykrością, że przyjemność, zdobyta cudzą krzywdą, uciechy nie sprawia.
Niby są to drobne różnice, ale w wychowaniu dzieci bardzo ważne. Całe ich życie składa się z dro
biazgów. i one na tych drobiazgach muszą się uczyć, jak postępować w rzeczach ważniejszych.
Mówiłem o tem, jak wielu uważa, że dać dzie
ciom naukę jest to samo co dać im wychowanie.
Tak jednak nie jest. Nauka jest dużo warta sama przez się, ale wychowania nie zastąpi, choć je uła
twia. Człowiekowi oświeconemu łatwiej jest być do
brym, niż ciemnemu, jednak niejeden człowiek wy
kształcony jest bardzo zły, a niejeden może być bardzo dobrym, choć wykształcenia nie posiada.
Wprawdzie nauka znaczy bardzo wiele, ale dobry charakter znaczy jeszcze więcej, a na to, żeby do-
29 kry charakter zasEciepić, wydatków pieniężnych po- n°sić nie trzeba. Czasem bardzo bogate dzieci, na które rodzice dużo łożą, są źle wychowane. Nie pflna więc kieszeń, lecz rozsądek i serce rodziców Wychowują dzieci, a tam gdzie rozsądku i serca za
braknie, pieniądze ich nie zastąpią.
Każdy z nas, czy rozporządza mniejszemi, czy Więkazemi środkami, może dać dobre wychowanie swym dzieciom, i doczekać się z nich pociechy.
Pierwszym jednak warunkiem dobrego wycho
wania dzieci jest zgoda między rodzicami.
W rodzinach, w których między ojcem i matką nieustannie toczy się sprzeczka, wychowanie dzieci n|e może się odbywać prawidłowo, nie może się udać. Jeżeli bowiem dziecko ma od rodziców otrzy
mać dobre wychowanie, musi ich kochać, szanować Hm wierzyć; nikt zaś tak dobrze nie nauczy dziecka S2acunku, miłości i wiary dla matki, jak ojciec;
nikt tak dobrze nie nauczy kochać i szanować ojca, jak matka.
Czyż może dziecko mieć cześć dla ojca, któ- rtgo matka w progu domu wita wymówkami i po- f^óżkami? albo dla matki, którą ojciec źle, grubijań- sko traktuje ?
Wiem, i e nawet między uczciwymi i porzą
dnymi ludźmi wśród dłuższego pożycia malień- skiego, zwłaszcza gdy troska często w domu gości, czoła zachmurza i cierpliwość wyczerpuje, musi przyjść czadami bo sprzeczek i sporów, że potrze- baby na to aniołów nie ludzi, żeby nieustannie żyjąc 2 sobą, nigdy jedno drugiemu przykrości nie zro-
lub jedno się drugiemu nie sprzeciwiało. Gdyby Jednak rodzice zawsze pamiętali o tem, że każde c'erpkie słowo, które jedno drugiemu w obecności dzieci powie, jest trucizną która pada w ich duszę, każdy wybuch złości wzajemnej jest dla dziecka gorszącym przykładem i do zguby je wiedzie, mo- żeby nieraz pohamowali swą popędliwość, zdoby
liby się na wyrozumiałość, i przebaczenie wzajemne.
Pamięć o wspólnych dzieciach, ich wspólnem szczę
ściu i wspólnej nadziei powinna łagodzić i uciszać Wybuchy kłótni domowych. Wtedy nawet łatwiej przyjdzie do zgody, i jedno od drugiego więcej zv- s*ać i wyjednać może.
To ustępstwo wzajemne, które rodzice zrobi
łb y dla szczęścia swych dzieci, im samym również szczęście zapewni, bo nietylko z dziećmi, ale mię
dzy dorosłymi dobrze jest pamiętać o tem, ie z a wsze więcej z człowiekiem zrobić można dobrocią, niż złością, i to tak dalece, że jeśli dobrocią nic się 2robić nie da, to już złością wcale próbować nie warto.
Nie znaczy to, żeby zawsze ustępować, nawet wtedy, kiedy się broni rzeczy najsłuszniejszych; lecz żeby w każdym wypadku wystrzegać się słów ubli
żających, cierpkich wymówek, szyderstw, pogróżek, Podejrzeń i tego wszystkiego co jątrzy i drażni.
Przedewszystkiem zaś wystrzegać się tego w obecności dzieci.
Każdemu z nas chodzi o to, żeby nas dzieci słuchały i naszym słowom wierzyły, jeżeli zaś dzieci się przekonają, że w każdym wypadku, gdy ojciec mówi -tak« matka mówi »nie* i na odwrót, to od każdego rozkazu ojca odwoływać się będą do matki, a od każdego rozkazu matki do woli ojca. Będą one chciały przeciągnąć na swą stronę to ojca to matkę, będą się mieszać w sprzeczki domowe, będą od najmłodszych lat przywykać do kłótni, a to, coby mogło być naprawdę błogosławieństwem Bo- źem, istotnem uświęceniem pożycia wspólnego, sta
wać się będzie kością niezgody, nową przyczyną niesnasek i zwad}'.
Jakże innem jest życie tych rodzin, w których ojciec zawsze przypomina dzieciom, co winny są matce, a matka budzi miłość i szacunek dla ojca!
Dzieci przejmują się temi uczuciami czci i miłości, a każdy ich objaw dziecięcego przywiązania ściślej jednoczy rodziców między sobą.
(Ciąg dalszy nastąpi.) ---
Tęsknota za ojczyzną.
Gdy rzucić miałem mą rodzinną chatkę, Aby się udać w świat wielki, szeroki, Gdym we łzach tonąc, żegnał starą matkę, Wieże kościoła, sterczące w obłoki,
Wtenczas do Boga wzniosłem moje oczy!
Miej mnie w opiece, bo żal serce tłoczy:
KoJej mnie niosąc w daleką obczyznę, Mijała polskie i miasta i sioła,
Szlochając głośno, żegnałem Ojczyznę;
Któż moją żałość opisać podoła!
Dla ukojenia wzniosłem me powieki.
Miej mnie, o Boże, w opiece na wieki!
Niebawem zniknął z oczu kraj rodzinny, I słońce polskie, co tak jasno świeci.
Zaraz krajobraz ukazał się inny;
W mojem on sercu miłości nie wznieci.
Ach, już kraj polski odemnie daleki.
Miej go, o Boże, w opiece na wieki.
Stauąłein wreszcie u celu podróży, W pośród kopalni i fabryk kominów, Szczęścia mi jednak przeczucie wróży!
Szuka go próżno wielu Polski synów.
W smutku do Boga wzniosłem me powieki!
Miej mnie w opiece teraz i na wieki!
Kraj cudzoziemski szczęścia mi nie daje, O którem kiedyś tak wiele marzyłem, Dla innych urok mają obce kraje, Lecz ja wesołym tylko w Polsce byłem,
Bo też nad Polską nie ma ziemi w świecie, Choć ją tak ciężkie dzisiaj jarzmo gniecie!
*
^Boźe Najświętszy przez Twe wielkie cudy,*
Biedny wychódzca na kolanach proszę, Który stworzyłeś wszystkie w świecie ludy,
-W róć mnie do Polski*, takie modły wznoszę.
Do Ciebie, Boże, zanoszę błaganie:
3Kości me w Polsce pozwól złożyć Panic-!
- »»< ♦«».» -
Czy należy gotować mleko?
Podług zdania większości autorów mleko su rowe jest daleko strawniejsze, od gotowanego. Che
miczne badania dowodzą, jak pisze * Zdrowie*, że mleko po zagotowaniu zmienia swój odczyn, zawiera mniej ciał lotnych, posiada mniejszą skłonność do kwaśnej fermentacyi; powstają w niem wogółe zmiany, utrudniające trawienie.
Już starożytni autorowie (Galen, Baricełli) ra
dzili przy karmieniu osesków mleka nie gotować, lecz rozcieńczać je ciepłą wodą. Tej samej zasadzie hołdują późniejsi badacze. Odmiennego zdania jest Jacobi, który zaleca gotowanie z tego powudu, że w powstającym wskutek tego zabiegu kożuch znaj
duje się dużo kazeiny i tłuszczu, a więc pozostałe mleko powinno być łatwiej strawnem dła osesków, przypominając więcej mleko kobiece. Ten sam je
dnak skład chemiczny można wywołać, rozwadniając i surowe mleko.
Podług Biederta, mieszanina */« litia niezbiera- nego mleka, */* wody i 15 gr. laktozy zawiera 1 prc. kazeiny 2,6 prc. tłuszczu i 3,8 prc. cukru, co odpowiada w zupełności mleku kobiecemu.
Zwolennicy sterylizacyi mleka gotują je : l) ze względów gospodarczych, gdyż mleko gotowane ła
twiej się konserwuje i 2) aby zniszczyć znajdujące się w suruwem mleku drobnoustroje i zarodki. Naj
większą obawę wzbudza lasecznik gruźlicy, dlatego też na międzynarodowym kongresie przeciw gruźli
czym w 1888 r. i na posiedzeniach Akademii pa
ryskiej w roku 1888— 1890 zalecono gotowanie mleka, jaku środek przeciw suchotom.
Jednak badania ścisłe wykazują, że mleko zdto- wych zwierząt, zebrane z zachowaniem aseptysi, jest jałowem. Drobnoustroje dostają się do mleka ze
wnątrz: z nieczystych sutek zwierząt, rąk służby, naczyń, do których się zbiera mleko wreszcie z wo
dy, dodawanej do mleka. Przy starannem więc do
jeniu i zachowaniu pewnych ostrożności można za
nieczyszczeń uniknąć.
Drobnostroje chorobotwórcze (cholery, tyfusu, błotnicy i t. p.j, również mogą mieć swe siedlisko w mleku i doskonale się w niem rozwijać. Noto
wane są epidemie tyfusu, rozpowszechniające się wskutek mleka, które było rozcieńczone zakażoną studzienną wodą lub przechowywane w naczyniach, mytych taką wodą. We wszystkich tych jednak przypadkach drobnoustroje znalazły się w mleku wskutek zanieczyszczenia tego ostatniego w środo
wisku zewnętrznem. Sprawa przenoszenia ai$ £ fu‘
żiicy ze zwieiząt na ludzi stanęła w innem oświe
tleniu, gdy Koch na międzynarodowym zjeździe w roku
1091
wygłosił zdanie, że gruźlica ludzka i zwierzęca perlica stanowią dwie odmienne choroby.Wniosek swój Koch opierał na faktach, że 1 wy
niki szczepienia gruźlicy zwierzętom okazały sie ujemnymi lub wątpliwymi; 2) niema ściśle stwierdzo
nego przypadku, aby człowiek zachorował na gru
źlicę wskutek przeniknięcia do jego organizmu jadu zwieizęcia. Powyższa sprawa nie jest jeszcze osta*
tecznie wyświetl >ną; w każdym bądź razie nie mo
żemy stanowczo twierdzić, że mleko surowe powo
duje niekiedy powstawanie gruźlicy, a przegotowanie go chorobie tej zapobiega.
Aby mleko zupełnie wyjałowić, należałoby j<2 trzymać co najmniej
50
minut w środowisku o temperaturze 120“ — taka ciepłota tylko wystarcza do zabicia zarodków »bacillus subtilis, thyrotrix tenuis*.
Tymczasem w powszechnie używanych do wyjała
wiania mleka przyrządach Eschericha‘a, Egla, Sin*
claira ciepłota dosięga too« bo też przy wyższej zmienia się zapach, smak mleka, jednem słowem jego tizyczno-chemiczne własności. Bezwątpienia gotowa
nie krótkotrwałe, zwłaszcza w naczyniach z szero
kim otworem, nie jest w stanie zniszczyć laseczni- ków perlicy zwierzęcej. Tak zwana pasteuryzacya mleka nie gubi chorobotwórczych zarodników.
Z powyższego wynika, że należy się starać 0 utrzymanie mleka od zwierząt zdrowych i o racyo- nalne przechowanie go do czasu użycia. Nalwży zatem:
1) Trzymać mleko zdała od źródeł, m o g ą c y c h
je zakazić.
2) Zachowywać wszelkie środki ostrożności 1 możliwie jak największą czystość przy dojeniu zwierząt.
3) Zwrócić należytą uwagę na naczynia służące do przechowywania mleka,
4) Przechowywać mleko w czystych chłodnych miejscach — piwnicach lub lodowniach.
Przedewszystkiem zaś urządzić dla zwierząt wzorowe obory, z których usuwać trzeba zwierzęta chore. W takie obory powinny się zaopatrzyć wszystkie szpitale dla dzieci i domy wychowawcze, gdzie, dzięki kontroli nad zachowaniem antvseptyki, będzie można zaopatrzyć dzieci w zdrowe surowe
mleko. Ju lia n Druc.
*
M a tk a *’
przez A n to n ie g o K o p c z y ń sk ie g o . Matkom polskim poświęcam.
— Czekalim tydzień, czekalim cierpliwie i drugi.
*> Opowieść ta spisana jest z dziejów teraźniejszego mę
czeństwa unitów na Podlasiu. Stawianie krzyżów przy drogach, domach iip, jest tam zakazane i strasznie prześladowane. Mimo to w r. ubiegłym dla uczczenia jubileuszu Ojca św. Leona XIII.
cale Podlasie pokryło się krzyżami, tajemnic wystawionymi.
bo strażniki wciąż się włóczyli po okolicy i węsz3'li, I tako te psy połowę, a i noce były za widne, księ
życ tak świecił, że o staję można było zobaczyć wszystko.
Aż przyszła noc czarna jak smoła, zaraz z wie
czora padał deszcz, a potem jęła dąć wichura taka, żfc drzewa rwała z korzeniami i płoty obalała . . . Pogasili wnet światła w chałupach, a dla niepoznaki, to paru starych i kobiet niecoś poszło do karczmy, co stoi przy cerkwi, żeby oko mieć na żyda, bo poposki to sługa i dyabelski, szpiegował nas ciągle i donosy p is a ł. . .
Dobrze już było przed północkiem, bo kury piały gdzieniegdzie na zmianę, kiedyśmy wyszli na drogę. Cała wieść była. od na j z tar szych aż do tych sysaków przy piersiach, co je matki poniesły. . . Drzewo krzyżowe wyciągnęli z Jędrychowego stawu, bo tam mu było najbezpieczniej, złożyli w krzyż, przyćwioczyli Pana Jezusową mękę, którą byli nasi przywieźli z Chęstochowy już poświęcaną, wzięli na im io n a i ruszyhm wolniusieńko na wzgórek .. . Zmieniali się r'iągle, bo każden chciał dźwigać Je zusa skrzy wdzonego. . . wieś cała szła, a cicho było jako w grobie, ni pies nie zaszczekał ani kto nogą trącił o kamień tyła co naród popłakiwał i dusze skwieezały żałością, że choć tu Jezusa, a jak te zło
dzieje przekradać musimy.
A kiedy wkopali na starem miejscu, poświęcić było trzeba.
Cóż, kiedy księdza nie było!
To wstał stary W ojciech, co mu było ze sto lat, siwy kiej gołąb i cicho powiada:
— Narodzie polski umęczony, katolicki naro
dzie. Niema kto nam sierotom poświęcić tego drze
wa krzyżowego, to go ano płakaniem skropimy ' przysięgą, że go nioskwicinom nie d am y!..-
Klękli wszyscy dokoła i przysięgli.
Ale że i żałości powstrzymać trudno było, to i<*li tę ziemię i te kamienie i ten krzyż tak całować i skowyczeć i jęczeć, aże starzy musieli przyciszać i naród rozganiać do domów.
Nie dziwno, bali się, żeby jahi zły człowiek nie posłyszał i nie wydał.
Przeszło potem parę niedziel spokojnych i ci
chych.
Cieszyłim się, że albo nie obacz}!i nowego krzyża, albo dadzą spokOj, żeby narodu nie drażnić, już i tak umęczonego . . .
A wieczorami, że to było o wiośnie, tośmy po dwie, po trzy, a w końcu i wieś cała chodzili na ten wzgórek, pod krzyż, pomodlić się, pośpiewać <j bo to i nabożeństw majowych był czas...
Pociecha to była i radość oczom wyjrzeć przed dom i widzieć, te Jezus tam se stoi i pod swoją świętą opieką ma wieś całą - jak za dawnych pol
skich czasów.
A już mój cieszył się najbardziej, że to poboż
ny był i jego starunkiem i pomyśleniem krzyż sta- n ą ł . . . A P*lak byi twardy i katolik, bo choć za
pisali go w prawosławne, do cerkwi nie chodził i popu w ślepie pluł; nieraz już sztrafy płacił i baty brał, że plecy to miał, jak ta ziemia zbronowana, porznięte. Dobry człowiek był i święty prawie, wie
czne odpocznienie daj mu Panie.
Aż tu jednego wieczoru, kiedym wszyscy byli klęczeli u stóp krzyża, przybiegają koniarki i mówią : K ozacy!
Naród się porwał uciekać, ale Wojciech krzy
knął . . .
— Jezusa jadą rąbać, a przysięglim. że nie dam y!
Ostali wszystkie, nikt się nie ruszył, ino jaki taki, że straszno poczynało być, popłakiwał a trząsł się, to moja matka starusieczka taka, przyklękła przy samym krzyzie i zaśpiewała sobie: «Serdeczna Matko* .. •
Śpiewali wszyscy mocno, ze aż w piersiach za
pierało,
A kozunie obtoczyły dookoła i naczelnik po
wiada :
_ Rozegnać nahajkami, a to drzewo zrąbać!
— Tak ci krzyż nazwał.
Jezu kochany! To jak nie wpadły z koniami na naród, jak nie zaczęły bić, gdzie który trafił, aże krew pryskała. Ale nik się nie bronił, ino przyciskali
się do sie b ie i osłaniali Jezusa, żeby nie powiedziały, że to bunt . . .
I nie z mogli nas wtenczas, odstąpili, bo naród, że już trudno było ścierpieć, to rwał kamuszki, a i do żerdek się brał, ale od krzyża nikt się nie ru szył. . .
Aż naczelnik przychodzi i przekłada, żeby się do domów rozejść, że krzyż zostanie i nikt go juz nie ruszy, bo tak car nakazał. . .
Nie wieizylim, bo moskwicin to był i ze złych pies najgorszy . . .
Ale zdjął czapkę, sam krzyż pocałował, a żegnał się, a bił w piersi, a za nim to samo ko
zunie . . .
Na mękę Pańską krzywo nie przzysięgną, bo jużby im tego Jezus nie d arow ał...
Poszliśmy do domów . . .
Ale jeszcze nikt się nie położył, bo i wielu opa
trywało porozbijane twarze i tece, kiedy moja matka, co się była ostała, wiata do wsi krzyczy:
— Moskale kizyż r ą b ią !...
Jezus, Marya, Józefie! . . . Jak kto stał i co miał pod ręką chwytał i leciał bronić . . . A tam już kozunie rąbali, to mówię, jakby mi kto siekierą serce rozrąbał — nie bolałoby t a k !!.. Widzę, wi
dzę jeszcze i zawdy widziała będę, aż w godzinę skonania i sądu, jak krzyż padał i cały ociekły był krwią żywą, krwią przenajświętszą, jak ten Jezus najświętszy rączki rozłożył i tak mu twarz zbladła umęczona . . . i padł, aże jęknęło, jakby się ziemia rozstąpiła ! . . .
I już nie wiem ci ja dobrze, co potem by o, ino to wieni) żć kuiden bił kozuniów, ż« naród teła
32 cierpliwy wściekł się za Pańską krzywdę i bił, gryzł i d rap ał. . . deptał, obdzierał tu dyable nasienie . . . Biły chłopy, biły kobiety, biły dzieci, biły wszystkie aż do umęczenia, aż do śm ieci. . . co uciekło, to uciekło, a z reszty nie zostało i tyła, żeby człowieka jednego można złożyć abo i rozeznać. . .
0 męko Jezusowa pohańbiona, i ty żywa krwi za nas wylana, zmiłuj się nad narodem polskim, bo zginąć przyjdzie!
1 nastał ci potem sądny dzień, n a s t a ł!...
Sprowadzili wojsko, całą wieś żegnali na wzgó*
rek tam pod ten krzyż zrąbany, gdzie jeszcze leżały pobite.
Po kolei brali, ściągali ze szmat i prali nahaj- kami, aż te kamienie i trawy pokryły się rosą krwa
wą . . . A drugie sołdaty wieś rabowali, palili, rznęli bydło, niszczyli dobytek, i co młodsze, ciągali i g w ałcili. . .
Nie słowami ci to opowiem, ani tym jazgotem cierpiącego serca, ani tem płakaniem — jeno Bożą moc mieć, a piorunami zagruchotać, a morem po
żogą wygładzić tych p iekieln ików !...
A i tego mało, za zapłatę za mękę naszą, 'm ało! . . .
Btli wszystkich, aż do dzieci, co ledwie na czwo- rakac h łaziły, to wzięli i matkę moją, że to pierwsza broniła Jez u sa . . . Mój mąż chciał bronić, bo ja kże matka, staru zka, gołąbka to siwa co już ledwie chodziła i czekała, rychło pójść irzeba do Jezu sa!
Ale krzyknęła:
— Nie broń synu! Za wiarę pomrę jak sam Jezus!
Ale nie wytrzymała ., .
Przynieśliśmy do domu półżywą i tak okrwa
wioną, że szmaty całkiem były przemoczone i pod rano to już ino dychała ledwie a pinkala, jak ten ptaszek marznący.
Tyleśmy rozeznali, że księdza chce.
I jeszcze ksiądz nie zdążył, wszedł pop z ko
zakami.
Poznała go i tą pasyjką, co ją przyciskała do piersi, jęła się bronić t jęczeć o księdza! . . .
Mąż juści skoczył do poprf, do nóg mu się n a
wet pokłonił, po tych pazurach psich całował, pie
niędzy dał, żeby tylko księdza pozwolił konającej — odszedł, lecz kozuniów osławił przy drzwiach i nakaz, żeby księdza nie puścihi
Umarła bez świętej spowiedzi! . . .
Juści grzeszna ona tam nie była, i co była wi- nowatą, to już dobrze odcierpiała pod tymi batami i myślę, że Jezus się zmiłował i wziął ją do chwały swojej, ale zawdy bez spowiedzi umierać, bez roz
grzeszenia — strach!
Ale pomarła i my nic pom ódl' nie mogliśmy.
Ba i jak, połowę wsi wywieźli, ostały tylko te,
jak ja i mój cośmy ledwie żyli z pobicia. . . i ostał ino płacz tych dzieciątek, co ich ojców pobrali, i *a krew pod krzyżem, i te porozwalane chałupy, i te pałamane sady i te pocięte świętych pańskich obrazy
— zniszczenie ano, śmierć ano, cierpienie ano i ten Bóg w niebie . . .
O ! sieroty my Boże, sieroty!
A pop pilnował, nasłał swoich zaraz po mat
czynej śmierci i kazał ią pochować n a prawosławnym, tam, gdzie te psy moskiewskie leżą i te zdrajcę pie*
kielne naszego narodu . . .
Zmówili się ci co ostali jeszcze, żeby odbić
trupa, że to już na pohańbienie szło w s z y s t k i m
i śmierć duszną . . .
I nocą wygrzebali matkę i pochowali po kato
licku, choć ksiądz nie dal, bojal się .. . (Ciąg dalszy nastąpi.)
Tańcowała ryba z rakiem, A pietruszka z pasternakiem;
Cebula się dziwowała, Że pietruszka tańcowała.
S Z A R A D A .
Pierwsza, w połączeniu czwarte W wielu potrawach zawarte.
D rugie w nutach się ukrywa.
Trzeciego muzyk używa.
Pierwsze takie rzeki miano.
Wszystko smakoszom hodowano.
Z a dobre rozwiązanie wyznaczona nagroda.
Rozwiązanie szarady z nr. 3-go:
S o - f a - l a.
Dobre rozwiązanie nadesłali: p. p. Z o fia S ch m id t
z Karbowej, Teresa Polok z Siemianowic, Z u z u n n a
Stanisław z Głogówka, Agnieszka Ktiopp z Stareg°
Zabrza, Wiktorya Krystek z Dzieckowic, p. p. Paweł Czakański z Zawodzia, A dolf Stefek z O rn o n to w ic,
Paweł Słomiany z Nowej wsi, Jan Motyka z • L a u ry -
huty, Stanisław Żur z Wyrów, Franciszek B u j a k o w s k i
z Pawłowa, Teodor Milotta z Benkowie, Piotr S z e w
czyk z Szarleja, Piotr Miedza z Chorzowa, S z c z e p a n
Świerży z Laurahuty, Franciszek W ąs z L a u ra h u ty .
Górnik z Koszutki, Królik z Zawodzia, R o z w a d o w s k i
z Nieżywiąc, Konstanty Grzenia z Świecia, E. Lan
gner z Gniezna. Franciszek Oslisło, Jan P o rem sk i
i Karol Kubek z Bottropu.
Nagrodę otrzymali przez los: p. Agnieszka Knopp, Piotr Miedza i Franciszek Wąs.
Nakładem t czcionkami «Gómo4lązaka«, spAlki wydawniczej z ograniczoną odpowiedzialnością w Katowicach.
Kadafeter *dpowied*ialny: An t o n i Wo l s k i w Kat*wiM»h.