• Nie Znaleziono Wyników

Rodzina Chrześciańska, 1904, R. 3, nr 46

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rodzina Chrześciańska, 1904, R. 3, nr 46"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

Rok III. Katowice, Niedziela, 20*go Listopada 1904 r. Nr. 46

Rodzina chrześciańska

Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.

Wychodzi raz na tydzień w jYiedzietę.

Bezpłatny dodatek do „Górnoślązaka11 i „Straży nad Odrą“.

Święta Elżbieta,

wdowa i księżniczka.

Na niedzielę X X V I po Ziel. Świątkach

Ewangelia u św. Mateusza

w rozdziale X X I V .

Onego, czasu: Mówił Jezus Uczniom swoim:

Gdy ujrzycie brzydkość spustoszenia, która jest prze­

powiedziana przez Daniela Proroka, stojącą na miej­

scu świętem: Kto czy ta, niech rozumie: tedy którzy są z Żydowskiej ziemi, niech uciekają na góry: a kto na dachu, niechaj nie zstępuje, aby co wziął z domu swego: a kto na roli, niechaj się nie wraca brać suknie swoje. A biada brzemiennym i piersiami kar­

miącym w one dni. Proścież, aby uciekanie wasze ( nie było w zimę albo w Szabat. Albowiem na on czas będzie wielki ucisk, jaki nie był od początku świata aż dotąd, ani będzie. A gdyby nie były ( skrócone dni one, żadne ciato nie byłoby zachowane:

ale dla wybranych będą skrócone dni one. Tedy jeśliby wam kto rzekł: Oto! tu jest Chrystus, albo indziej, nie wierzcie. Albowiem powstaną fałszywi Chrystusowie i fałszywi Prorocy, i czynić będą znaki wielkie i cuda, tak iżby zwiedzeni byli (jeśli może być) i wybrani. Otom wam przepowiedział, jeśliby tedy wam rzekli: Oto na puszczy jest, nie wychodź­

cie. Oto jest w zamknięciu, nie wierzcie; albowiem jako błyskawica wychodzi od wschodu słońca i oka­

zuje się aż na zachodzie, tak będzie i przyjście Syna człowieczego. Gdziekolwiekby było ciało, tam się i orły zgromadzą. A natychmiast po utrapieniu onych dni, słońce się zaćmi i księżyc nie da świa­

tłości swojej, a gwiazdy będą padać z nieba, i mocy niebieskie poruszone będą. A na on czas się ukaże znak Syna człowieczego na niebie; i tedy będą narzekać wszystkie pokolenia ziemi: i ujrzą Syna człowieczego przechodzącego w obłokach niebieskich z mocą wielką i majestatem. 1 pośle Aniołów swoich z trąbą i głosem wielkim: i zgromadzą wybranych jego ze czterech wiatrów od krajów niebios, aż do krajów ich. A od figowego drzewa uczcie się po­

dobieństwa : gdy już gałęż jego odmładza się i z liścia wypuszcza, wiecie, iż blizko jest lato. Także i wy, gdy ujrzycie to wszystko, wiedzcie, iż blizko jest we drzwiach. Zaprawdę powiadam wam: iż nie prze­

minie ten naród, aźby się stało to wszystko. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa- moje nie przeminą.

Święta Elżbieta była córką króla Jędrzeja węgier­

skiego i jego małżonki Gertrudy, siostry świętej Jadwigi. Chociaż ^liczyła dopiero 4 lata, odesłaną została “ do ‘ Wartburgu pod^ Eisenach i zaręczoną młodocianemu księciu Ludwikowi turyngskiemu.

Z nim otrzymała wspólne wychowanie i poszła za niego za mąż roku 122 1. Bardzo szczęśliwie żyła w małżeństwie. Ludwik jej nie przeszkadzał w wy­

pełnianiu uczynków miłosierdzia nad ubogimi. Naj­

nędzniejszych najchętniej pielęgnowała. Jej małżeń­

stwo trwało tylko 7 lat, małżonek jej umarł pod­

czas wojny krzyżackiej we Włoszech.

Elżbieta opłakiwała śmierć dobrego męża. Brat tegoż, imieniem Henryk Raspe, wygnał ją z domu wraz z czworga małerai dziatkami i popchnął w srogiej zimie do nędzy i niedo&tatku. Nikt nie śmiał jej przyjąć. Dręczona głodem i zimą znalazła na koniec u pewnego obywatela w Eisenach ukrycie. Elżbieta przędła i pracą rąk utrzymała sobie i dziatkom swym życie. Za klęski i utrapienia Bogu dziękowała, który ją też wywyższył. Elżbieta otrzymała napowrót do­

chody i honory książęce. Czyniąc wszystkim dobrze umarła w Marburgu dnia 19 listopada roku 12 3 1, licząc dopiero 24 lat.

--- *---

Nauka Pana naszego Jezusa Chrystusa.

W przykazaniach Boskich i Kościelnych zawarta jest szczegółowa nauka, co mamy czynić, a czego unikać, aby się dostać do nieba. Przykazań Boskich jest dziesięć, a wszystkie streścić można w dwojgu przykazaniach miłości:

1. Będziesz miłował Pana Boga twego z całego seica twego, z całej duszy twojej i ze wszystkich sił twoich — wtedy pilnie strzedz się będziesz, aby Go nie obrazić.

2. A bliźniego twego jak siebie samego — nie uczynisz mu zatem najmniejszej krzywdy, szkody ani przykrości.

O gdyby tak ludzie wiernie te dwa przykazania zachowywali, już tu na ziemi bylibyśmy wszyscy prawdziwie szczęśliwi.

Stary żołnierz. — Na końcu wioski N., w ubo­

giej, ale schludnej chatce mieszkał stary Grzegorz, który na wędrówkach swoich po świecie wiele rzeczy

(2)

302 się nauczył, a teraz chętnie o wszystkiem opowiadał.

To też co niedzielę i co święto po nieszporach dzieci, a nawet i starsi z eatej wioski schodzili się do niego, i latem siedząc w ogródku pod starą gruszą, zimą zaś w izbie przy kominie, słuchali ciekawie jego opowieści. »Stary jestem — zaczął pewnego razu Grzegorz, gdy się już wszyscy zebrali — nie jedno na świecie widziałem, nie jedno przeżyłem, to też właśnie nauczony doświadczeniem, mogę wam udzielić następujących rad, które starajcie się zawsze prze­

strzegać w życiu :

1) Modlitwa poranna i wieczorna nigdy roboty nie opóźni.

2) Praca niedzielna nikogo nie zbogaci.

3) Przekleństwo spada na głowę przeklinającego, sprowadza na niego nieszczęście, a nawet śmierć nagłą.

4) Złe i krnąbrne dzieci, które todziców nie sza­

nują i nie słuchają, prędzej lub później, ale jeszcze w tem życiu, spotka kara zasłużona.

5) Nienawiść i zazdrość, niby robak żarłoczny, toczy serce człowieka, który jej się oddaje.

6) Kradzież nikomu na dobre nie wyjdzie.

7) Jałmużna nikogo nie zuboży.

8) Pijaństwo doprowadza zwolna każdego do nędzy i ostatecznego upadku.

9) Na starość trzeba nieraz ciężko odpokutować błędu młodości.

10) W końcu zapamiętajcie sobie, że im kto więcej za życia urąga Bogu. ten Go się bardziej lęka przy śmierci. Tak, tak, dzieci kochane, wszyst­

ko to, co wam powiedziałem, szczerą jest prawdą, a jeżeli słowa moje w sercu zachowacie i podług nich żyć będziecie, już tu na ziemi spotka was szczęście jedynie prawdziwe — spokój sumienia.

3 Środki zbawienia, czyli Sakramenta św. — Sakramenta św. są jakby siedmiu strumieniami, przez które łaska Boska spływa na nas obficie.

Przykład.

W środku wielkiego ogrodu pełnego kwiatów i zieloności, wy tryski wało źiódło, jak łza czystej wody, która rozdzielała się na siedm strumieni. Co­

dziennie od wschodu słońca do zachodu przy stru­

mieniu pełno było ludzi, obmywających się lub piją­

cych tę cudownie uzdrawiającą wodę. Przynoszono kateków, chorych, a nawet umarłych, którzy zanurzeni w niektórych strumieniach odzyskiwali życie i zdro­

wie, tak cudowną była moc onej wody, w smaku jednak z początku trochę gorzkiej.

W tymże samym ogrodzie znajdowało się źródło z wodą jak miód słodką i upajającą Ktokolwiek jednak do źródła tego usta przyłożył, srodze później tego żałował. Spotkało go kalectwo, choroba, śmierć nawet, jeśli pić z niego nie przestawał, albowiem zdradliwą trucizną była owa słodka woda. Schodziły się do niei coraz nowe tłumy ludzi nie nauczonych smutnem doświadczeniem. Pierwsze źródło jest obrazem łaska Pana naszego, Jezusa Chrystusa, spły­

wającej na nas przez siedm Sakramentów, niby przez siedm strumieni. Drugie źródło to światowe nie- umiarkowane rozkosze. Ludzie, którzy pić z niego przychodzą, spodziewają się znaleźć same radości;

wkrótce jednak przychodzi gorycz, cierpienia, a n aj­

częściej i śmierć duszy, śmierć wieczna i okrutna, gdy tymczasem źródło łaski Bożej udziela nam światło, siłę 1 szczęśliwość wieczną. Wybór nasz łatwym jest zatem: widzimy jasno, że zawsze czerpać po­

winniśmy z pierwszego tylko źródia.

(Z podróży i przechadzek po Finlandyi.) Skreślił Stanisław Bełza.

U . ---

(Ciąg dalszy.)

W miarę jak statek przybliża się ku miastu, ka­

tedra niknie, wysuwając na plan pierwszy gmachy wybrzeża.

Ukazuje ci się wtedy ożywiony port, o granito­

wych ścianach, i wszystkich właściwościach wielkich i porządnych portów świata. Więc dziesiątki statków, kołyszących się na wodzie masz przed oczyma, więc tłumy pracowników morza poruszają ci się na lądzie, więc skrzypią ci nad uszami żelazne i lniane sznury, stosy towarów to nikną w otchłaniach okrętów, to znowu, wysuwają się na brzeg. Ale to wszystko interesuje cię nie wiele, spoglądasz dalej, i po za rynkiem przytykającym do portu, przyglądasz się uważnie budynkom. Widzisz przedewszystkiem pałac wielko-książęcy, na prawo cerkiew z oryginalnym dachem, jak gdyby przyprószonym śniegiem, na lewo wielki hotel: »Societetshus«, a w środku rynku obe­

lisk, z dominującym na nim bronzowym orłem. To pierwsze rzuca ci się, po za ożywionym tym portem w oczy, rekomendując stolicę Finlandyi odrazu z jak najlepszej strony. A gdy wysiądziesz już na ląd i postąpisz naprzód kroków kilka, gdy na tym rynku

»Salutorget<, który te domy ozdabiają, dostrzeżesz uderzającą czystość i porządek, z jakiemi tylko spo­

tykałeś się w Holandyi, tuż nad morzem ładny bu­

dynek, przeznaczony na sprzedaż owoców i mięsa, a gdzie się zwrócisz, kamienice okazałe, to przy­

znasz, że Helsingfors jest dla przyjezdnego prawdziwą niespodzianką, pięknością swoją go bowiem olśniewa, a oślniewając, i pod niejakim względem łudzi. Kto bo pomyśli, widząc ten port, to ożywienie lądu i wody i te budynki imponujące swojemi kształtami, że ma przed oczyma miasto zaledwie sześćdziesięciotysięczne.

Jeśli port i ten *Salutorget« zalecają ci miasto pod każdym względem jak najlepiej, ledwo się znaj­

dziesz na wspaniałej »Esp!anadgatan*, przyznać mu­

sisz, choćbyś nie wiedzieć jak był wybrednym, że jesteś wśród arteryi miejskiego ruchu, jak gdyby wyjętej i przeniesionej pod to niebo z najpierwszych stolic Europy.

»Esplanadgatan« rozpoczyna się u »Salutoiget«, i długą linią ciągnie się aż do gmachu Nowego Teatru, pięknego granitowego budynku, po spaleniu odrestaurowanego przez Benioita.

Ulica jest szeroka i prosta, jak wogóle ulice we wszystkich miastach w całej Finlandyi, po obu stro­

nach zabudowana wielkiemi kamienicami, jak wszyst­

kie inne w całym Helsingforsie i w Finlandyi, to prawdziwe wspaniałe zadrzewienie, które ją przez całą jej długość zamienia w wielki i rozkoszny skwer.

Tu nie wązkiemi liniami ciągną się przy chodni­

kach małe suchotnicze drzewa zaledwie zdolne od­

dychać jak gdzieindziej, ale niby w pełnym naturalnej wilgoci lesie, szerokie miejca zagarniają pod siebie, i grubemi pniami rozpościerając się na ziemi, zielo- nemi koronami łączą z sobą w górze. I w środku tej szerokiej ulicy, tuż przy tych kamiennych kilko- piętrowych olbrzymach, pod tą siecią drutów tele­

grafów i telefonów, przy tym ruchu tramwajów i doróżek, tworzą ogród gęsty i cienisty, ukazując, zanim się jeszcze przyjezdny w prawdziwym Ogrodzie Helsin forsu znajdzie, bajeczne bogactwo flory pół­

nocnej, uderzającej zielonością, soczystością liści

(3)

i konarów, i życiem. To też dzięki właściwościom tej, »Esplanadgatan« wspaniale wygląda, a gdy i pod j

•Lipami w Berlinie i na Ringach wiedeńskich i Bul­

warach paryskich, drzewa latem, pokryte grubą skorupą kurzu, smutnie tylko urozmaicają ich jednostajność, tu podnoszą one potężnie wygodę i krasę ulicy, dając piersiom chłodzących się pod ich cieniem, wypoczy- ! nek, a oczom ich obraz pełen jasno szmaragdowych i barw i blasków.

Dobrze zrobili Finlandczycy, że w samym środku tej pięknej »Esplanadgatan«, a nie na jakim oddalo­

nym placu, wznieśli pomnik swojemu narodowemu poecie Runebergowi, tu bowiem koncentruje się przez dzień cały przemysłowo-handlowy ruch miasta, a wie­

czorem i późno w noc tu, nie gdzieindziej zbiera się świat mody i nauki całego Helsingforsu. A gdy i wszyscy przyjezdni z Europy, na tej ożywionej ulicy z konieczności najdłużej się zatrzymują, w po- | godne przeto oblicze wieszcza swoi i obcy wpatry- | wać się mogą do woli, a wpatrując się w nie, roz­

pamiętywać jego stanowisko w literaturze tego kraju.

Kto był Runeberg, i czem zapisał swoje imię w księdze nieśmiertelności — powiemy o tem, gdy się znajdziemy w Borgo pod Helsingtorsem. j

Tam, gdzie on mieszkał, gdzie pracował, kochał i cierpiał, i gdzie wreszcie martwe jego zwłoki przy­

garnęła matka-zie.nia, tam miejsce odpowiedniejsze po temu, gdyż tam duch jego unosił się ku górze, a resztki jego przypominają go ciągle światu. Tu w;ęc ograniczamy się tylko na zaznaczeniu, że pomnik,^ jaki ma on na tej »Esplanadgatan<', jest niemałą ulicy tej ozdobą.

Ja k wszystkich wielkich ludzi Finlandyi pomniki, jak Snellmana w Kuopio, Per Brahe i Portana w Abo, i ten pomnik jest niewielki i skromny.

Na granitowym bloku, w opiętym tużurku, stoi poeta, a niżej Finlandya w postaci zasmuconej ko­

biety, podtrzymuje tablicę zapełnioną wierszami z dzieł jego. Poeta ma na twarzy myśl i powagę, a kobieta wyraz boleści i żałoby po niepowetowanej stracie, wszystko zaś nacechowane jest dziwną pro­

stotą, ujmującą tem .właśnie, źe z efektownością, jaką odznaczają się pomniki wielkich i niewielkich ludzi j|

gdzieindziej, rozbrat wzięła.

Na rozległym placu, z wielką przestrzenią przed sobą i poza sobą, ten pomnik nie robiłby wrażenia, byłby za drobny, rozpływałby się w otoczeniu, tu wśród tych drzew, jest pod każdym względem na ||

swojem miejscu, zlewa się z niemi, jedną z niemi sympatyczną całość stanowi.

Pumnik jest dziełem syna poety. Mistrz słowa, dał życie mistrzowi dłuta, i syn ojcu pracą rąk własnych wywdzięczył się tu jak umiał, stworzył bowiem rzecz poprawną i piękną. A jeśli »Per Brahe* przewyższa ją o wiele, jeśli postać wieszcza nie dorównywa alegorycznym postaciom, jakie ten sam rzeźbiarz stworzył nieco później, to wina tego leży nie w nim, ale po za nim, nagość bowiem ciała j i bujność dawnego kostyumu, więcej odpowiadały jego i nie jego tylko talentowi, niż kuse i nieeste­

tyczne ubranie dzisiejsze. Ale w warunkach w jakich jj pracował, zrobił tyle ile mógł.

Franciszek Karpiński.

Karpińskiego nazywają poetą serca. I słusznie, bo poezye jego są głębokiego uczucia. To też prze­

niknęły one cały naród, dotarły do najgłębszych

warstw, do ludu i do dziś dnia poruszają one nasze serca. Któż nie zna jego przepięknej pieśni:

Kiedy ranne wstają zorze, Tobie ziemia, Tobie morze, Tobie śpiewa żywioł wszelki:

Bądź pochwąlon, Boże wielki.

A któż nie zna znowu pieśni wieczornej »W szyst­

kie nasze dzienne sprawy«, lub starej polskiej kolędy

»Bóg się rodzi, moc truchleje*. Śpiewają je Polacy, jak Polska długa i szeroka, bo bije z nich głęboka pobożność, cześć dla potęgi Stwórcy i wdzięczność za Jego łaski. To też napisanie tych trzech pieśni wystarczyłoby, by rozsławić imię K arpińskiego; bu są one na ustach wszystkich, a taka sława jest naj­

większą.

Karpiński pisał dum kilka (opowiadań z dawnych dziejów). Pisał sielanki, to jest wiersze, w których opisuje życie wiejskie, tragedyę »Judytę*, przełożył psalmy Dawidowe, opisywał czasy współczesne w swoich »Pamiętnikach« — to też już za życia miał sławę znaczną, a i dzisiaj ma znaczne miejsce w literaturze. Zasadza się ono głównie na tem, że pierwszy wprowadza w literaturę naszą uczuciowość, ton greckiego liryzmu. A przytem wiersze jego są proste, zwykłe i prawdziwe.

Ale prócz tego Karpiński mimo to, że żadnych urzędów nie miał, że całe życie spędził na nauczaniu siebie i drugich, w wierszach swych omawia sprawy polityczne, przedstawia w nich zły stan Polski, pisze z taką siłą, że czujemy dobrze jak bardzo musiały go te nieszczęścia boleć. Przebija się to zwłaszcza z większego wiersza p. t. »Żale Sarmaty nad grobem Zygmunta Augusta«, który przytaczamy. Woła w nim Karpiński do zmarłego króla:

T y śpisz Zygmuncie! a twoi sąsiedzi Do twego domu w goście przyjechali!...

Ty śpisz! a czeladź przyjęciem się biedzi Tych, co cię czcili, co ci hołdowali!...

Nie zostawiłeś syna na stolicy

Przez jakieś na nas Boga rozgniewanie, Którego by wnuk dziś po swej granicy Rozrzucał postrach i uszanowanie!...

Po tobie poszła na handel korona, Tron poniżony i rada stępiona!

W wołaniu tem przedstawia nieszczęścia jakie Polskę nawiedzać zaczęły. Gdy po śmierci tego Zygmunta Agusta, ostatniego z dziedzicznych, t.^j.

z ojca na syna następujących królów, wskutek elekcyi, czyli wolnego wyboru króla, zaczęli nieprzyjaciele w kraju naszym wichrzyć, aż wichrzeniem tem do­

prowadzili do takiego zepsucia stosunków, że Ojczy­

znę naszą rozebrano. To też w dalszym ciągu wier­

sza opłakuje nieszczęścia Polski po rozbiorach.

Rozpaczliwie śpiewa poeta. Czuje tę straszną klęskę, że naród potężny dawniej musi teraz inne słuchać, ich władzy ulegać. To też boleści tej aż znieść nie może i wreszcie na końcu woła w roz­

paczy:

Zygm uncie! przy Twoim grobie, Gdy nam już wiatr nie powieje, Składam niezdatną w tej dobie Szablę, wesołość, nadzieję!...

I tę lutnię biedną!.,.

Oto mój sprzęt cały!

Łzy mi tylko jedyne Zostały !

(4)
(5)

366

B ły sk o tk i.

Kocham Cię, złota! i o każdej chwili O Tobie marzę najm ilej! .. . Bo mi Twe rysy żywo w oczach stoją,

O każdej chwili.

Bo Twe uśmiechy dzwoneczkami drgają, Rozkosznych marzeń całe niebo dają

O każdej chwili.

Kocham Cię, złota .. . nawet bez pieszczoty, Kocham chabrowe oczęta - klejnoty, Kocham Twe w ło s y ... miedzią łyskotliwe,

Różane usta ponętne . .. pieściwe .. . Kocham Twą rączkę, szyjkę kocham białą . .:

Wszystko, co Twoje, bo Cię kocham całą!

--- --- ----

Podarek ślu b ny Polce.

P o lk o ! nie zazdrość ty blasku, Nie zazdrość siostrom piękności, Marnych zachwytów poklasku;

To się twej matce nie przyda;

T y bądź aniołem skromności, W cichej, ubogiej żyj chatce I zazdrość chwały tej matce, Co była matką Dawida!

Siostro! nie zazdrość swobody Siostrom, co niby ptak wolne, Wriek przeigrają swój m łody;

T y u dziecięcia poduszki Mężnie znoś trudy mozolne;

Wolnym tchem karmiąc swe dziecię, Chwały tej zazdiość kobiecie,

Co była Matką Kościuszki!

Krzyża się bólów nie zlęknij!

Zbrój poświęceniem się serce;

Gdy cię ból starga, to klęknij:

Bądź wola Tego, co w niebie!

Bądź mężna! chociaż ci szepce Przeczucie, że się w kolebce Jani Konarski kulebie.

Unia lubelska.

Dwa sąsiednie narody, Litwini i Polacy, długo toczyły ze sobą boje, aż wreszcie pogodziły się i złą­

czyły w jedno potężne państwo, co więcej, w jeden naród. Wspólny wróg, świadomość grożącego obu narodom niebezpieczeństwa ze strony zdradzieckiego sąsiada — Krzyżaków — połączył nas z Litwinami a zewnętrznym znakiem tego był ślub wielkiego księcia litewskiego Jagiełły z królową polską Jadwigą.

Zaślubiając Jadwigę, równocześnie Jagiełło, dotąd po­

ganin, przyjął wraz z catym narodem litewskim chrzest święty.

W ten sposób dokonała Polska wielkiego czynu cywilizacyjnego, zyskując dla kościoła katolickiego i cywilizacyi Zachodu kraj wielki rozległy z ludem statecznym i dzielnym. A uczyniła to w pokoju, bez krwi rozlewu w zupełnem przeciwieństwie do swych wrogów, krzyżaków, którzy, chociaż zakonnicy, krwią i pożogą »nawracali« pogańskich Prusaków i Litwinów. Ostali się Litwini i istnieją jeszcze i pospołu z nami nadal żyć będą, wieini kościołowi katolickiemu, nawróceni przez nas miłością braterską,

a szczep Prusaków — znikł z powierzchni ziemi

>nawrócony« mieczem przez ^bogobojnych? mnichów- niszczycieli.

Gdy Litwa przyjęła chrzest święty z rąk Polski, lud litewski był zupełnie ciemny, pogański, a rządzili nim niepodzielnie, absolutystycznie wielcy książęta, tak, że lud w rzeczywistości był pogrążony w niewoli.

Od razu nie można było wszystkiego zmienić a i ze­

spolenie obu narodów nie było zupełne pod każdym względem. Gdy atoli węzły braterskie między Pola­

kami a Litwinami coraz więcej zaczęły się zacieśniać, zapragnęli Polacy wreszcie urzeczywistnić myśl szla­

chetną, zupełnego zrównania Litwinów z Polakami w obliczu prawa, a zarazem ostatecznego uregulowa­

nia wszelkich spraw tyczących obu narodów.

Dokonano tego dzieła za panowania króla Z y ­ gmunta Augusta w roku 1569 w Lublinie; od tego to miasta też ów akt ostatecznego zniwelowania istniejących jeszcze do owego czasu niektórych różnic między obu narodami nazwano Unią lubelską.

Żadne państwo, żaden naród nie umiał się wznieść na tak wysoki poziom, jak to uczynili nasi przod­

kowie, przygarniając do siebie sąsiedni naród na zasadzie zupełnego równouprawnienia. Litwini przed złączeniem się z Polską, niewolnicy władcy obsolu- tnego, otrzymali prawo osobistej własności niezale­

żnej od rządu, przyjęci zostali do herbów szlachty polskiej, pozwolono im sprawować godności i urzędy.

Za zasadę uznano, że tylko rodowity Litwin może być urzędnikiem na Litwie. Wszystkie ciężary litewskie, jak wojny z Moskalem i krzyżakiem uznano za ciężary polskie i tak korona (tak zwano właściwą Polskę od czasu połączenia się z Litwą) razem wal­

czyły z wrogami Rzeczypospolitej — krew litewska przelewała się za sprawę Rzeczypospolitej na je j za­

chodnich kresach, we Wielkopolsce, krew koroniarzy tam na krańcach Litwy we walkach z dzikim mon- golem. Prócz unii politycznej i religijna unia łączyła trzy bratnie obecnie narody: Polaków, Litwinów i Rusinów — każda reiigia została uszanow ana;

chociaż panującą była katolicka, to ani schizmaty- kom ani dysydentom nie przeszkadzano w wykony­

waniu praktyk religijnych. Ta tolerancya zapewniła

| złączonym narodom, dla wspólnej sprawy jednej Rzeczypospolitej miłość, której wybitne dowody do­

starczyła nam historya, O10 taki n. p. kniaź Ostróg -

| ski, wyznania schizmatyckiego — to jeden z naj­

sławniejszych pogromców schizmatyckiej M oskw y;

albo w późniejszych dziejach, tacy powstańcy jak Potworowscy, protestanci, bojownicy za sprawę polską, lub Polacy mojżeszowego wyznania, jak Bernard Goldman i inni, którzy krew swoją za wspólną sprawę Rzeczypospolitej przelewali — i wiele, wiele innych 1 przykładów.

Bo przygarnięte pod skrzydła potężnej Rzeczy­

pospolitej narody, miłością zdobyte, pokochały swoją opiekunkę Rzeczpospolitą. Litwini i Rusini przyjęli polskie zwyczaje i obyczaje, kształcili się w języku polskim, uważając się pod względem politycznym tak samo za Polaków jak koroniarze z pod Poznania, Warszawy i Krakowa i wydali nam największych naszych mężów, którzy sławę imienia polskiego po całym roznieśli święcie — źe wspomnimy tylko chlubę narodu polskiego, nieśmiertelnego wieszcza Adama Mickiewicza,

Dziś wprawdzie hytry wróg w myśl zasady:

»dziel i panuj« usiłuje powaśnić nas, podniecając i popierając ruchy separatystyczne wśród Litwinów i Rusinów. U pierwszych szerzy się ruch t. zw.

litwomański, budzący do nienawiść Polaków. Rusini

(6)

- 36 7

zaś rozdzielili się na dwa wrogie sobie obozy: mo­

skiewski, szczerze i otwarcie się przyznający do wspólności z moskiewskim caratem, używający nawet języka moskiewskiego i skłaniający się ku prawosławiu, i drugi ruch ukraiński, dążący niby do utworzenia państwa ukrainsko-ruskiego. W ostateczności jednak oba odłamy mają jednę rzecz wspólną: nienawiść do Polaków, tych którzy im dali kulturę, dali cywili- zacyę zachodu, który ich przez wieki krwią swą bronili.

Smutne to, lecz mamy nadzieję, że przy ro­

zumnej wspólnej pracy, bez namiętności i uprze­

dzenia zgodzimy się w myśl tradycyi dawnej Rzeczy­

pospolitej tak z Litwą jak z Rusią.

Unia lubelska nas złączyła ostatecznie w trój- jedyny naród, a jeżeli w tej braterskiej spójni sami wytrwamy, żadne siły nas nie rozłączą.

--- .*. --- -

J u d y t a,

żona króla polskiego Bolesława Chrobrego.

Judyta, córka Gejzy księcia węgierskiego, a żona Bolesława Chrobrego, o którym to już czytaliście pewno nieraz, że był królem nad króle, była bardzo miłościwą i dobrą panią. Stateczna w wierze, po­

bożna w nabożeństwie, miłosierna w uczynkach, umiała miarkować i przebłagać surowość swego męża, a kiedy z obowiązku królewskiego nie chciał się dać uprosić, aby sprawiedliwości nie tamować, to i wtedy dowcipem kobiecym a miłosierdziem zdołała nieraz winnego od kary uwolnić, a laską okazaną do takiej- wdzięczności winowajcę pobudzała, że go na zawsze Bogu i Ojczyźnie pozyskała, co się szcze­

gólniej pokazało w następującej okoliczności.

Król Bolesław musiał ciągle się przenosić z woj­

skiem ze wschodu na zachód, aby granice Polski strzedz od nieprzyjaciół i rozszerzać je daleko na wschód i zachód i garnąć pogańskie jeszcze ple­

miona innych słowian pod skrzydła polskie. Na takie wyprawy brał z sobą ten sławny król polski dużo walecznych recerzy, którzy dzielnie wrogów tłumili. Ale w domu pozostali synaczkowie tych ry­

cerzy rośli bez dozoru. Matki osamotnione pobła­

żały swawoli ich dzieciństwa, nie mogły poradzić rozpuście młodzieńczego wieku.

Nic zgubniejszego dla młodego jak gnuśność a miękkość; chuci gorące wylęgłe w próżnowaniu, wypielęgnowane przez pochlebstwo sług, nie znały granic, i do tego przyszło, że synowie pobożnych i walecznych ojców, co się zwijali na wojnie z swym królem, rozmai nowa wszy ojcowizny, przyprowadzeni do ubóstwa, zaczęli się łączyć między sobą, aby ra­

bować spokojnych podróżnych i kupców i wydar- em i pieniądzmi i towarami nagradzali bezbożników, którzy im do tych zbrodni pomagali.

Wtem nadchodzi wiadomość, że król Bolesław wraca ze zwycięskiej wojny; otucha wstępuje w uci­

śnionych, że przybywa król mądry', sprawiedliwy, opiekun wdów i sierót, który skarci rozpustę i bez­

p raw ia. Młodzieńców przejęła słuszna trwoga, ale szczególniej wstyd okrył ich ctoła, gdy ujrzeli swych ojców, dzielnych rycerzy, chwalebnemi okrytych ia- nami, gdy usłyszeli modlitwy dziękczynne, które wi­

tały ich powrót do kraju, zawstydzili się siebie sa­

mych, porzucili szable shańbione rozbojem i uciekli w lasy.

Ale ich bezprawia zbyt były głośne, zewsząd zanoszono skargi do króla, rozkazał więc ich stawić przed sobą i postanowił przykładnie ukarać. Mło­

dzieńców niepokoiło sumienie, nie opierali się tyrm co ich szukali, ze spuszczonemi oczyma, z pokornem obliczem stanęli przed Bolesławem.

Sprawy wtedy nie szły tak powoli jak’ teraz, j nie przechodziły przez tyle różnych sądów, sami

j królowie nieraz badali winowajców i na miejscu wyda­

wali wyroki. Tutaj wina była oczywista, oskarżeni nie mogli się nawet wypierać, w ich sercach nie cał­

kiem jeszcze zepsutych obudziło się uczucie praw­

dziwej skruchy, pragnęli krwią własną odpokutować występek i w milczeniu przyjęli wyrok śmierci, który też zaraz dnia następnego miał być wykonany.

Obok króla stali ojcowie, wysocy dostojnicy i rycerze polscy, zawsze blizcy królewskiego boku i ucha, czy to w radzie, czy na wojnie; ale tym razem żaden z nich nie przemówił za swym synem, tylko spuścili twarze na dół, aby nikt nie widział łez wstydu i boleści, które się im do męskich oczu cisnęły, że takich niegodnych i złych dochowali się dzieci.

Nie mogła znieść tego widoku królowa Judyta, a gdy król opuścił salę sądową, przystąpiła do niego z wielką żałobą, wystawiając mu młodość skazanych, cnotę i wstyd zasłużonych rodziców. Król Bolesław brwi srogie zmarszczył.

»Tem winniejsi oni, — rzecze — że mając cnotliwych, ojców, nie zapatrywali się na ich przy­

kłady, tem wiekszej godni kary, że młodość zmar­

nowali na próżniactwie, a w zbytkach roztrwoniwszy ojcowiznę, szukali w rozbojach zysku w tym czasie, kiedy ich dzielni ojcowie bili się z wrogami za O j­

czyznę!*

Długo jeszcze prosiła królowa, nie zważając na te wszystkie przyczyny, ale król nie chciał prze- i| baczyć— i Judyta odeszła zasmucona; wszelako nie

traciła nadziei.

Nazajutrz rano król wyjechał z całym dworem na łowy, aby nie być przytomnym przy spełnieniu wyroku ; wieczorem dopiero miał wrócić.

Nie zaniedbała tego czasu Judyta i tak wszystko ułożyła, źe strażnicy więzienia i wykonawcy wyroku, ufni w mądrość świątobliwej królowej, przychylili się do jej woli i zamiast stracić winnych, ukryli ich na bezpiecznem miejscu, czekając póki czas nie złagodzi słusznego gniewu króla. Judyta tymczasem podwajała modłów i postów, ale jako niewiasta mą­

dra i cnotliwa, pokazywała mężowi twarz uprzejmą, wyglądając chwili sposobnej do mówienia.

Minęło dni kilka; król najwięcej bawił na łowach, które bardzo lubił w krótkich czasach pokoju. A były to wtedy inne łowy jak dzisiaj, gdzie sobie bez­

piecznie polują na zająca lub sarnę; wtedy wielkie przestrzenie po mil kilkanaście okryte były okrutne- mi lasami modrzewi, sosen, dębów, buków itp.; na ich konarach gnieździły się przeróżne roje świegotli- wego ptactwa, które teraz nie wiedzieć gdzie się wyniosło, a pod drzewami przechadzały się jelenie, tury, żubry, niedźwiedzie, dziki, z któremi nie tak bezpiecznie było się spotykać i trzeba było nie lada śmiałości i wprawy, żeby i życiem nie przypłacić j i zwierza przynieść z obłowu.

Bolesław wrócił dnia jednego wesoły, bo za nim na kilku wozach wieziono ubitą zwierzynę, i gdy zasiadł do wieczerzy z panami dworu, czoło jego było wypogodzone i rad począł rozmawiać o wy­

padkach dni upłynionych. i o świeżej wojnie ruskiej;

j lecz gdy zaczął wyliczać zasługi i rycerskie dzieła swych wojowników, nagle posmutniał, bo sobie przy- I pomniał, jak dopiero co skazał na śmierć synów

(7)

- 3ó8 - rycerzy, którzy tyle ran ponieśli ola ojczyzny, i rzeki do tych co go otaczali:

»Młodzieź jest pusta i lekkomyślna z przyrodze­

nia, niepodobna jednak, aby jabłko od jabłoni tak daleko odpadło i dzieci takich ojców zupełnie wy- todzić się miały. Kto wie, może trzeba było mło­

dzież swawolną pokrócić i ukarać, lecz nie gubić*.

^Miłościwy Panie*, izekł na to jeden z rycerzy Bolesława, niechby zmazali swoją winę krwią i tru­

dem dla kraju, ale szkoda było młodych głów pod miecz katowski!...«

A gdy król milczał zamyślony, Judyta się ode­

zwała :

»A cobyś dał, gdyby jeszcze do życia powrócili ?<

»To już niepodobna?, odpowiedział król, »ale niczegobym nie żałował, abym ich zdrowych mógł ujrzeć, a domy ich od niesławy uwolnić«.

Wtedy Judyta rzuciła się do nóg Bolesława, mówiąc wdzięcznym głosem :

»Królu mój i mężu, to jest w twojej mocy, rzeknij tylko słowo, a przyprowadzę ci tych mło­

dzieńców, abyś im mógł przebaczyć, jak ojciec prze­

baczył marnotrawnemu synowi!«

A gdy król patrzał na nią wpół zadziwiony, wpół groźny, mówiła d alej:

»Wyznaję, żem ich ukryła pized karą, aby nie poszli na potępienie umierając w grzechu, ale jako­

by wskrzeszeni twą łaskawością, służyli ci odtąd wiernie i chwalebnie.

Bolesław jako był wspaniałego umysłu, pod­

niósł żonę, a całując ją uprzejmie, obiecał przeba czenie młodzieńcom, co też dotrzymał i nietylko przypuścił ich do służby i łaski królewskiej, ale za­

kazał, aby im nikt na przyszłość win młodości nie wymawiał.

Nie pożałował nigdy tej łaskawości i młodzieńcy porzucili na zawsze swe błędy i wyrównali w cnotach i zasługach zacnym ojcom. Judyta zaś pełna cnót i dobrych uczynków umarła roku 1087 ; pochowana w Gnieźnie z wielkim płaczem ludu, którego była matką.

ZAGADKA.

Ułożył Józef Knopp ze Starego Zabrza.

Chociaż na pozór jestem lekki mały, Buduję gmachy, rozwalam skały,

Daję człekowi wszystko, co mu potrzeba, A le mu nie pomogę prędzej wnijść do nieba.

Rozwiązanie łam igłów ski nr. 44-go:

J a n Sobieski.

Dobre rozwiązanie nadesłali: Antoni Kraut z Roździenia, Jan Adamczyk z Biskupic, Alojzy Cyrulik z Paruszowca, Maryanna Klemczak z ScliOnebeck, Antoni Kowol z Lehmkuli, Jó z e f Małolepszy z Katowic, Stefan Grzenia z Świecia, Ludwik Fitz z Roździenia, Franciszek Baron z Bogucic, Juliana Oślizło z Bottropu, Ludwik Kasprzyk z Józefowca, Jan Skiba z Ber­

lina, Nikodem Kwaśny z Lubawy, Feliks Szulik z Biertułtów, A. Kałuża z Szombierk, Karol Bluszcz z Bottropu, Józef Rymer z Gerschedy, Jan Wierzbica z Bottropu, E d w ard K ra- kowczyk z Bottropu, Jan Kaczmarek z Cziasna, Teodor S ta­

niczek z Pszowa, Franciszek Skrzyszowski z Łazisk, Edward tj|

Hołota z Burowca, Jan Grzesik z Budzisk, Kazimierz Słu­

pecki z Zielonej Góry, Piotr Kotańczyk z Bankau, T. Ralla z Chropaczowa, Paweł Szędzielorz z Michałkowie, Jan Szopa z Michałkowie, Anna Kowalczyk z Krzyżowic, Jakób Chłapek il

z Bottropu, Franciszek Żgol z Batenbrock, Jan P o r e m b s k i z Bottropu, Józef Tomalla z Bottropu, P i o t r M o r k is z Srokowie, Alojzy Krótki z Bottropu. Karol Kołodziejczyk z Szarleja, Paweł Chodzidło z Polskiej W isły, Tomasz Tomanek z H utyf Wilhelminy, Tomasz Lisoń z Bytkowa, Jan Próba z Czyszków, Ludwik Jarosz z Brzesców, Paulina Rugor z Dolnych Świerklan, Juliusz Sładek z Biskupic,f,Salom ea Kopeć z Józefowca, Jan Przyklenk z Welnowca, Tomasz Matysiak z Horsthausen, Konstanty Gąska z Bottropu, Stanisław Frąckowiak z Dort­

mundu, Alojzy Zarzecki z Gołkowic, Michał Klepkajz Fry- denshutjr, Jó zef Stawik z Szerokiej, A. Gontny z Gosławic, Klemens Przeradzki z Lubawy, Jan Grabowski z WOrishufen, Józefa Łukowska z Skalmierzyc, W. Tkocz z Burowca, Jan Polka z Kosztów, Ignacy Cionoka z Markowie,£ JanTJudzik z Łagiewnik, Paweł Paprotny z Gliwic, Wincenty Moroń z Chorzowa, Fr. Kołodziej z Gliwic, Kleofas Szeliga 'z Małej Dąbrówki, Jan Rozmus z Małej Dąbrówki, Sebastyan Neudek z Zaborza, Teofil Mandeł z Siemianowic, St. Marcinkowski z Gniezna, Jan Szulla z Przegendzy, Wiktor^Moj z Biskupic, Stefan Płoch z Biskupic, Brunon Leszczyński z Hutyr Bismarka, Stefan Rybarek z Świętochłowic, Franciszek Zarzecki z Bier­

tułtów, A dolf Skaba z Świętochłowic, W alenty Kuczera z Smolnej, Jan Kozik z G. Rydułtów, Emil^Czernecki z” My­

sio wic, Wincenty Stepniewicz z Gliwic, Paweł Słomiany z Nowej Wsi, Bartłomiej Błaszczyk z Michałkowie, Ignacy Bryłka z Frydenshuty, Bracia

Piełka z Paruszowca, Antoni Fox z Siemianowic, Jan F ros" z Rybnika, Jó z ef Knopp z St.

Zabrza, Wiktor Knapik z Wyrów, Maksymilian Jasionowski z Niem. Piekar, Jan Szulc z Poznania, Ignacy Knura z Kobyli, Jó zef Twyrdy z Katowic, Ignacy Zielosko z Kosztów, Teresa Polok z Siemianowic, Stanisław Budniok^z Zawodzia, J Marya Schiitz, Karol Kitzler i Piotr Wiatrowski z Laurahuty, Franc, Stocha z Huty Wilhelminy, Piotr Opielka z Chorzowa, Stan, Fengler z Rudzkiej Kuźni, Jadw iga Kura z Zaborza, Franci­

szek Kost z Bogucic, Piotr_Scliwarz_z Burowca, Paweł Płonka z Dębu, Paweł Parusel z St. Zabrza, Franciszek Rojek z Z a­

brza, Joanna Lesz z Rudy, K a ro l" Pieęhaczyk" z” Paruszowca, Walenty Przybyła z Zawodzia, Jan Ćmiel z "józefowca, Lu­

dwik i Katarzyna Wróbel

z

Osin, Franciszek K a n iew sk i^ R y ­ bnika, Franciszek Kryczek z Huty Wilhelminy, Andrzej Pie­

cuch z Recklinghausen, Izydor Kocyan z Bo [tropu, Teofil Goraus z Lyonu, Konstanty Chłapek z Bottropu, Bronisława Smoczyńska z Hanoweru, Andrzej Tomczak z Hanoweru, A lojzy Cyrulik z Jedłownika, Józef Horzela z Hanoweru, Grzegorz Larysz z St. Zabrza, Antoni Pampuch z Jarząbkowa, Paweł Szymura z Równia, Teodor Brzoska z Orzegowa, Aug.

Kunsdorf z Wełnowca, Karol Chmura z Stahłheim, Franciszek Rymer z Zabełkowa, Ecechiei Krzemyk z Mokrolony, Paweł Kabuf z Gerschedy.

Nagrodę otrzymają pp.: Jó zef Sławik z Szerokiej, K le­

mens Przeradzki z Lubawy i Franc. Kołodziejczyk z Gliwic-

Humorystyka.

W wojsku.

Kapitan (do żołnierza): — Umiesz ty pływać?

Żołnierz: — Tak, panie kapitanie!

Kapitan: — A gdzie się nauczyłeś?

Żołnierz: — We wodzie, panie kapitanie.

Z teki wesołego filozofa.

Niesłusznie nazywają serce kobiety — twierdzą!

Twierdzę można zmusić do kapitulacyi głodem, pod­

czas gdy serce kobiety kapituluje często — przy do­

brej kolacyi.

Na egzaminie w seminaryum.

Biskup: — Proszę mi powiedzieć, czy w razie nagłej potrzeby można chrzcić zamiast wodą jakim innym płynem ?..

Kleryk: — To jest... tak...

Biskup (żartując): — Naprzykład rosołem, można?

K leryk: — Takim rosołem, jak my jadamy, to można, ale takim, jak Wasza Eminencya, to nie, bo byłby za tęgi.

Nakładem i czcionkami »Gómoślązaka«, spółki wydawniczej z ograniczoną odpowiedzialnością w Katowicach.

Redaktor odpowiedzialny: Antoni W olskiw Katowicach.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Narody które »stają się* znamionują się tem, że w tak ważnej chwili, która jest obudzeniem się ich świadomości i początkiem nagłego przypływu ich

Jak gdyby wycieńczona nadmiernym wysiłkiem ziemia, jak gdyby niechętna człowiekowi, stąpającemu za dumnie być może po jej powierzchni, lub nie umiejącemu cenić

Gdzie w jesieni pojawiła się na oziminach niezmiarka tam można się na pewno spodziewać na wiosnę rójki i szkód znacznych. Aby ich uniknąć choć trochę,

danych, a zwłaszcza liczne plemionia koczujących Arabów i mieszkańce pustyni i gór drwią sobie z jego władzy iluzyjnej i choć mu przy wstąpieniu na tron i

Naraz usłyszeli za sobą stąpanie, a gdy się obrócili, aby zobaczyć tego osobliwszego wędrowca, który prócz nich znajdował się w tem pustkowiu, ujrzeli

madziły, a gdy wicher wpadł do wieży i poruszył dzwon Piotrowy, tak, że się okropnym dźwiękiem odezwał, natenczas zdawało się, jakoby to był sygnał

Do domu moich chlebodawców ^przyjechałam dość późno, dla tego udałam się wprost do mojej sypialni, gdzie pomodliwszy się gorąco za ukochaną matkę, prędko

• O kraju nasz kraju, ty nasza Ojczyzno, Niech głośno rozbrzmiewa twe imię kochane. Kiedy Piotr Wielki, upodobawszy sobie ujścia Newy do morza, tam gdzie