• Nie Znaleziono Wyników

Rynek

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rynek"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Roman Zimand

Rynek

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4 (10), 103-110

1973

(2)

Rynek

Są jeszcze idole wynikające niejako z w z a jem n ej bliskości i obcowania rodzaju ludzkiego, które n a zyw a m y idolami rynku, ponieważ ta m w ł a ś ­ nie ludzie poprzestają i współdziała­ ją z sobą. Ludzie bowiem obcują z sobą przez rozm ow y; w y r a z y zaś do ­ biera się stosownie do tego, ja k je pospólstw o rozumie.

Franciszek Bacon: Novum Organum.

Zacznijm y od banału: każda li­ te ra tu ra , każdy k o n k re tn y tek st literack i, k aż d y pi­ sarz fu n k c jo n u je — a więc istn ieje — w k ilk u róż­ n y c h płaszczyznach, k ręgach, układ ach . Żaden z ty ch układó w nie je s t i n ie m oże być zam knięty. P ozor­ nym w y ją tk ie m je st tu jed y n ie fizyczna osoba p isa ­ rza po jego śm ierci. Pozornym , albow iem cielesność nasza po śm ierci p rz e sta je być u kładem . N atom iast p isa rz jako p o stać n a w e t po śm ierci nie tw orzy u - k ła d u zam kniętego.

Poszczególne książki, tw órczość K azim ierza B ra n d y ­ sa, on sam — w szy stk o to fu n k cjo n u je w łaśnie w e­ dle pow yższej zasady: w ró żn y ch płaszczyznach, w

(3)

R O M A N Z IM A N D 1 0 4

Kręgi odbioru

K ulturalny prozaik

różnych kręg ach , układach. Część tego w ejdzie kie­ dyś, w postaci iluś ta m zdań do podręczników h is­ to rii lite ra tu ry , p am iętników , oddzielnych stu d ió w itp . Dla nas, w spółczesnych, istn ie ją w y raźn e kręgi: ten, w k tó ry m po w stała recen zja K ubackiego z W a ­ riacji pocztow ych w „Ż yciu W arszaw y ” , inny, dla którego znam ien n a będzie odpow iedź, jakiej K u b a c ­ kiem u udzielił Jedlicki, jeszcze in n y , w k tó ry m po­ w stały — d ru k o w an e głów nie n a przełom ie la t pięć­ dziesiątych i sześćdziesiątych — uw agi K ijow skie­ go n a te m a t p isarstw a B ran dy sa. M imo istotne róż­ nice w szystko to tw o rz y całość: recepcję prozy K azi­ m ierza B ran d y sa w p rasie polskiej. K toś, kto do te j całości dorzuca n astęp n e pięć, siedem czy siedem ­ dziesiąt siedem stro n m aszynopisu w inien uw ażać. Z apew ne każd y n a coś innego. J a uw ażać m uszę, by nie zostać przy p isan y m do kręgu, w k tó ry m pow ­ s ta ł w spom niany tek st K ubackiego. A ni ja, ani ten k rą g nie m ielibyśm y n a to n ajm n iejszej ochoty — cóż za cudow na zgodność senty m en tów ! N adto p a ­ m iętać m uszę, że w ielenaście la t tem u pisałem o Obronie G renady i Matce K rólów w tonacji, łagod­ nie m ówiąc, m ało k ry ty c z n ej.

I

K azim ierz B rand ys jest bardzo k u ltu ra ln y m prozaikiem , k tó re m u czegoś brak, by być w ielkim pisarzem . M ówiąc b ru ta ln ie — B ra n ­ d y s je st bardzo k u ltu ra ln y m dru g o rzęd n y m pisarzem . To w łaśnie sedno s p ra w y — re sz ta to rozw inięcie, w y jaśnienie, a rg u m en ty , k o n tra rg u m e n ty .

Na stro n ie 34 R y n k u p o jaw ia się te m a t incestu o raz P u arg ó w z A rchipelagu Słonecznego. M owa rów nież o żyjących na A rch ip elag u nosorożcach. N a żadnym arch ip elag u naszego globu nie m a nosorożców: na wolności ż y ją one 'tylko w A fryce i w Azji. K iedyś uczono o ty m w d o b ry ch gim nazjach, info rm ację tę

(4)

w yczytać m ożna rów nież w Malej encyklopedii p o w ­ szechnej PW N. Zdanie „W ojow nicy w nosili n a d r ą ­ gach cielska upolow anych nosorożców ” m ożna odczy­ tać jako: a) info rm ację o fik c y jn y m c h a ra k te rz e w ą t­ k u Puargów , b) jako pom yłkę. Jedn o i drug ie jest tylko dom niem aniem i w tekście 'R y n k u b ra k jest dowodów n a rzecz k tóregokolw iek z nich. Nie jest bow iem p raw d ą — jak b a ją n iek tó rzy — że z te k stu m ożna w yczytać w s z y s tk o o tekście.

Ale m niejsza o nosorożce — to p ed an ty czn a zabaw a k ry ty k a (pedanci iteż m a ją sw oje ludyczności). N ato­ m iast P uarg o w ie w raz z incestem to już sp ra w a w tekście R y n k u i dla tek stu R y n k u w ażna.

P ow iada J e rz y Ziomek: „W szystko, co B ran d ys stw o rz y ł w ciągu la t m niej w ięcej d w udziestu (dziś trzy d ziestu — R. Z.) (...) je s t p ró b ą d o trzy m an ia k ro ­ k u n a jb ard ziej a k tu a ln ej p ro b lem aty ce dnia (...)”

No w łaśnie.

W ydaje m i się, że p isarstw em K azim ierza B ran d ysa o p iek u ją się dw a złe duchy. Je d e n spraw ia, że pisarz zawsze u siłu je dotrzy m ać k ro k u a k tu a ln e j p ro b lem a­ tyce dnia, d ru g i zaś — że m u się to ud aje. A lbow iem nieszczęściem B ran d y sa jest, że zawsze tra fia w dziesiątkę. N igdy obok te j tarczy, k tó ra została w y­ w ieszona — zaw sze w d ziesiątkę.

N a ry n k u ogłoszono sw o isty sposób odczytania L evi- -S tra u s sa jako a u to ra u to p ii i re fle k sji nad czło­ w iek iem poprzez tę utopię — w R y n k u m am y P u a r ­ gów w tej w łaśnie filozoficznej roli.

Na ry n k u p o jaw ia się re d u k c ja fa b u ły — w R y n k u maimy r u d y m e n ta rn y w ątek d e n ty s tk i i urzędnika. N a r y n k u nosi się au to iro n ię — w R y n k u zarów no te m a t P u arg ó w , ja k i w ą te k d e n ty s tk i zostają iro­ nicznie zakw estionow ane. P ie rw sz y p rzez list psy­ chicznie chorego do a u to ra pow iastki o P u arg ach , d ru g i p rz e z p ropozycję zam knięcia tej fab u ły jak ró w n ież przez reflek sję n ad „pom ysłem ” .

Incest i nosorożce Na nieszczęście trafia w dziesiątkę

(5)

R O M A N Z IM A N D 1 0 6 Straszliwa głupota lewicow ych salonów N ajaktualniejszy i... konserw atywny

J e s t tu jeszcze autotem aityzm : „list m a być p isan y ja k g d y by w pośpiechu, gorączkow o i często n ie s ta ­ ran n ie (...)”

Pow tarzam : B ran d ys zawsze tra fia w dziesiątkę, od Drewnianego konia i Miasta niepokonanego poczy­ nając, a na Wariacjach p o cztow ych kończąc. Je śli w pew nym m om encie w jego tek sta ch p o jaw ia się egzy- sten ejalizm — m ożecie być pew ni, że eg zy sten cja- lizm był wów czas up to da y (p rzyn ajm niej w Polsce). Je śli traficie na alu zje do K on rad a L oren za — m oże­ cie być pew ni, że „się” czyta Lorenza.

M ożna te zależności pokazać w o d w ro tn y m p o rząd­ ku. Jeśli m odny b y ł trz y la ta tem u film A nton ion ie- go Z a b ry ski Point (film, m oim zdaniem , oburzająco głupi, tą straszliw ą g łu po tą lew icow ych salonów F ra n c ji czy W łoch) — to zły duch opiekuńczy B ra n ­ d y sa k aże m u w sadzić a lu z ję do tego film u w W a ­ riacjach pocztow ych. I p isarz słucha swego złego ducha.

Proza ta sp raw ia w rażen ie, ja k gdyby B ra n d y s w raz ze sw ym do m n iem an y m odbiorcą tw o rzy li u k ład do­ skonale zsynchronizow any. P isarz d a je sw em u od­ b iorcy d o m n iem an em u dokładnie to, czego ten odeń oczekuje, nig d y m u się n ie sprzeciw ia, do niczego go n ie przy m u sza. Z naczy to m iędzy innym i, że nie przy m usza go do m y ślen ia w b rew w łasnym n a w y ­ kom, stereo ty p o m , m arzeniom . P ow oduje to, że n ie ­ m al każda now a książk a B ran d y sa w itan a b yw a jako jego najlepsze dzieło. Tym czasem jest ono jedynie n a ja k tu a ln ie jsz e — a to n ie to sam o. Rodzi się po­ kusa, by powiedzieć, że to nie B ran d y s chce coś za­ proponow ać czytelnikow i, lecz czy teln ik s te ru je pi­ sarzem . D latego, u siłu jąc dotrzym ać k ro k u a k tu a l­ ności dnia, je st B ran d y s pisarzem — paradoksalnie — k o n serw aty w n y m .

(D ruga uw ag a ped an ta: c z y te ln ik d o m n iem an y B ra n ­ dysa nie je s t oczyw iście czytelnikiem „w ogóle” , lecz kim ś społecznie dość w y raźn ie określonym , chociażby w Listach do pani Z.)

(6)

F ra g m e n t R y n k u zaty tu ło w an y ,,P h e n e rg a n ” . N a rra to r n a p ro w in cjo n aln y m wieczo­ rze autorskim . P ierw szy d y sk u ta n t: „po k ilk u w stę p ­ n y ch zdaniach naw iązał do m oich książek w y d ru k o ­ w anych daw niej i zatrzym ał się p rzy dwóch: jed n ą p isałem trzyn aście la t tem u, d ru g ą dziesięć. (...) W y­ raził opinię, iż w obydw u książk ach tę sam ą rzeczy­ w istość oceniam w sposób sk ra jn ie p rzeciw staw ny. P y ta ł jak to m ożliw e, b y w ciągu trzech la t doko­ n a ła się tak g ru n to w n a p rzem ian a poglądów i czy nie sądzę, że czytelnikom n ależy się w tej sp raw ie w y ­ ja śn ie n ie ” .

N a rra to r o sobie: „M ów iłem n u d n o i żle. C hciałem im w ytłum aczy ć w szystko, tak jak się staw ało, i od razu w padłem w ów ton, w łaśnie w ów ton sym foniczny, z sięganiem do źródeł, z p o p lątan y m i d y g resjam i, z ty m retro, k tó re zawsze słu ży w y ja ś­ n ien iu i u sp raw ied liw ien iu (faszyzm , w ojna) (...)” . N a rra to r nie je s t zadow olony z siebie. W szak chciał „w stać i powiedzieć: drodzy państw o, sp raw y m ię­ dzy ludźm i są stosunkow o p ro ste w p o ró w n an iu do s p ra w człow ieka z h isto rią !”

Otóż:

— primo, h isto ria to nic innego jak sp raw y m iędzy ludźm i; sądząc inaczej, n a d a je m y h isto rii a try b u ty boskie, co je s t o ty le w ygodne, że m ożna się w ów ­ czas odw ołać do niej jako do siły spraw czej naszych złych uczynków ;

— secundo, skoro n a rr a to r w dał się w owe „ re tro ”, w „sięg an ie do ź ró d eł” : to przecież m ów ił o historii, to znaczy m ów ił to, co w łaśnie chciał pow iedzieć — bo ch y b a nic innego do pow iedzenia nie m iał.

O baw iam się, że n a rr a to r po dziś dzień nie rozum ie s p ra w y ta m ty c h dw óch książek. A nie rozum ie, bo­ w ie m zdaje się nie w iedzieć, że żadna hisitoria czy H isto ria nie m oże z nikogo zdjąć grzechu. Za grzech człow iek odpow iadać m usi sam i do końca życia:

II

Historia — co to za zwierz?

(7)

R O M A N Z IM A N D 1 0 8 Zmienność K isielew skiego, stałość Brandysa Brandys nie będzie Mojżeszem

przed Bogiem, przed innym i, przed sobą. To ju ż za­ leży od tego, w co kto w ierzy lub nie w ierzy.

III

Ktoś, k to nigdy nie czytał B ra n ­ dysa, m ógłby n a podstaw ie tych uw ag w yob razić sobie, że w sk u te k d ążenia do „do trzy m y w an ia k ro ­ k u ” proza tego pisarza je st niezw ykle zm ienna, k a - m eleanowaita. B yłoby to m niem anie całkow icie błędne.

W całości, jak ą jest tw órczość każdego pisarza, u - dział in w arian tó w je st z re g u ły w iększy od u d z ia łu zm iennych, choć p ro p o rcje k sz ta łtu ją się różnie u różnych autorów . Z daje się, że w naszym w spół­ czesnym p iśm iennictw ie proza fa b u la rn a S te fa n a K isielew skiego w y k azu je rela ty w n ie znaczny p ro ­ cent zm iennych: składni, słow nictw a, chw ytów s ty li­ stycznych i n a rra c y jn y c h etc. P roza K azim ierza B ran d y sa n a odw rót, n ależeć będzie do typu , w k tó ­ ry m udział in w a ria n tó w jest w yjątkow o duży. Są to — w obu w y padkach — in tu icy jn e hipotezy. Ich sp raw d zen ie nie w ym aga w ielkiego m etodologiczne­ go sp ry tu , byłoby jed n a k bardzo pracochłonne. P ew ne znam ienne cechy pro zy B ran d y sa sp ra w ia ją y że niezależnie od pościgu za złudą ak tu aln o ści je st on pisarzem w y jątk ow o n iep odatnym n a to, co u w aża­ n e b yw a za d om inujące cechy prozy w spółczesnej. W szystko, co w połow ie i d rugiej połowie naszego w iek u w yw odzi się z baro ku, rom anty zm u, ek sp re- sjonizm u, K afki, Jo y ce’a, F a u lk n e ra — ba, n aw et z Prousfta — jest dla pro zy B randysa, prozy ro zum ia­ nej jako pew ien po rządek słów, w łaściw ie niedostęp­ ne. To p isarstw o co n ajw y ż ej pozoruje, że rw ie w ą t­ ki, że się jąka, że m ów i m ow ą ciem ną i niew yraźną. De facto B randys będzie zawsze A aronem , a n ie M ojżeszem .

(8)

N ie je st to b y n ajm n iej zarzu t. P ry w a tn ie , jako czy­ telnik, nie lu b ię m ow y ciem nej i zaw iłej, a już szcze­ gólnie w w ykonaniu „poniżej” F a u lk n era . Nie jest to więc zarzut, lecz jed y n ie stw ierd zen ie fak tu . O ty le zabaw nego, że owa stałość, niem ożność w yjścia poza — pow iedzm y um ow nie — k lasy cy zu jący po­ rząd ek słów, stanow i w y raźn ą opozycję w sto su n ku do łapczyw ej żądzy m ów ienia tego, co dziś w łaśnie „ się ” mówi.

IV

M ówi się: lite r a tu r a je st częścią k u ltu ry . Sąd ten z pozoru w y g ląd a n a czysty opis i ta k też może być używ any. N ajczęściej jed n a k to ­ w arzyszą m u prześw iadczenia w yw odzące się z oś­ w ieceniow ej w iary w przem ożną siłę słow a pisanego, w to, że ludzie czy tając w artościow e u tw o ry lite ­ rac k ie s ta ją się w sk u te k tego doskonalsi. D ośw iad­ czenie...

M niejsza zresztą o dośw iadczenie. Z daje się jednak, że dobrze je st zdaw ać sobie spraw ę, iż lite ra tu ra jest p rze d e w szy stk im częścią k u ltu ry czytelniczej. Tak rzecz fo rm u łu ją c, sta je m y na gru n cie nieco p e w n ie j­ szym . Nie w iem y bowiem , jak się m a lite r a tu r a do k u ltu r y w ogóle, ale z p ew ną dozą p raw dopodobień­ s tw a m ożem y powiedzieć, że p rze c ię tn y poziom li­ te r a tu r y i p rze c ię tn y poziom k u ltu r y czytelniczej — w ob ręb ie danej g ru p y odbiorców — w a ru n k u ją się w z a jem w do b ry m i złym .

O tóż m yślę, że bieżącą k u ltu rą czy telniczą tzw. w a r­ stw y ośw ieconych tw o rzą przede w szystkim pisarze tacy ja k K azim ierz B randys. K u ltu ra ln i lub m niej k u ltu ra ln i, o tw a rc i lub zasklepieni, lepsi lub gorsi rze m ie śln ic y słow a. W ty m o statn im o k reślen iu nie m a c ie n ia n e g aty w n ej oceny — w ręcz przeciw nie. P isa n ie pow ieści może b y ć rzem iosłem i dobrze, gdy je s t rzem io słem . Jeszcze częściej b y w a bow iem ty l­

Współtwórca kultury czytelniczej

(9)

R O M A N Z IM A N D 110

Trzeba znać hierarchię

ko n iec h lu jn y m u k ładan iem p refa b ry k o w a n y ch ele­ m entów .

W śród naszych w spółczesnych rzem ieślników prozy K azim ierz B ran d y s — ze w szystkim i, czasem n ie ­ znośnym i cecham i swego p isa rstw a — zdaje m i się być au to rem cennym . W spółtw orząc k u ltu rę codzien­ nego czytelnictw a, a poprzez to continuum, k u ltu r y narodow ej, czyni to na poziom ie w yższym niż w ielu innych. W yższym niż np. B ra tn y , D obraczyński, K u ­ backi, M achejek, P u tra m e n t czy Żukrow ski, b y po­ zostać p rzy układzie alfabetycznym .

Może tak ie h ierarch izo w an ie trą c i p ed an terią, u w a ­ żam jed nak , że dobrze je s t „znać p ro p o rc y ją ” . W p rzeciw nym w y p adk u dochodzi się do aberracji: k to ś w ita S m u tn ą W enecję jako arcydzieło, kom uś in n e ­ m u — co gorsza, k ry ty k o w i in te lig e n tn e m u — a u to r H e n r y k a syna Dawida jaw i się jako polski Hegel. Z czego — będąc p rzy ch y ln ie n astaw io n ym — w nosić m ożna, że k ry ty k ów nie czy tał albo B ratnego, albo H egla.

Ale w róćm y do B ran d ysa.

Istn ieje w iele p u n k tó w w idzenia, z k tó ry c h oceniać m ożna jego prozę. Tu posłużono się ty lk o dwom a: idealnym i realny m . P ierw szy streszcza się w p y ta ­ n iu „czego oczekujem y od lite r a tu r y ? ” D rugi — „co m am y de facto do w y b o ru ? ” I choć sądzę, że w ażne są oba, p ry w a tn ie — jako czytelnik, a nie tam soc­ jolog czy k r y ty k — chciałbym , by K azim ierz B ra n ­ dys napisał kiedyś coś niem odnego, n ieaktu aln ego, coś co nie tra fi w dziesiątkę, lecz gdzieś obok. W co? A to ju ż sp ra w a B ran d y sa. P rz y n ajm n ie j w p ie rw ­ szej fazie tego ciągłego procesu (pisanie — czytanie — pisanie), k tó ry nazy w am y lite ra tu rą .

Cytaty

Powiązane dokumenty

W ostatnich dwunastu miesiącach do użytku na krakowskim rynku biurowym oddano do użytku 16 budynków o łącznej powierzchni 157 800 mkw., dzięki czemu całkowity zasób powierzchni

Na koniec III kwartału 2020 roku całkowite zasoby nowoczesnej powierzchni biurowej na dziewięciu największych rynkach w Polsce (Warszawa, Kraków, Wrocław, Trójmiasto,

Oporu dopatrywać należałoby się przy linii trendu spadkowego, która aktualnie zlokalizowana jest na poziomie 104.00 i dopiero jej sforsowanie sygnalizowałoby

itp# dokonaną przez punkty sprzedaży detalicznej handlu rynkowego t zakłady gastronomiczne#, Do sprzedaży detalicznej nie zalicza się wartości pojazdów amochodowyoh,

Do użytku adresata Egz. Sprzedaż 1 zapasy towarów w handlu rynkowym Sprzedaż detaliczna towarów przez jednostki gospodarki uspołecznionej według rodzajów jednostek

Zapasy w handlu rynkowym obejmuję towary znejdujęce się w punktach sprzedaży detalicznej, w magazynach rozdzielczych handlu detalicznego, w magazynach hurtowych oraz towary stanowlęee

Wynagrodzenia osobowe dotyczą osób zatrudnionych na podstawie stosunku pracy, osób wykonujących pracę nakładczą oraz uczniów, którzy zawarli z zakładem pracy umowę

W ynagrodzenia osobow e dotyczą osób zatrudnionych na podstaw ie stosunku pracy, osób wykonujących pracę nakładczą oraz uczniów, którzy zaw arli z zakładem pracy