L I P I E C - S I E R P I E Ń 1983
Zalecono do bibliotek nauczycielskich i licealnych pism em M inistra O św iaty n r IV/Oc-2734/47
Wydane z pomocą finansową Polskiej Akademii Nauk
TRESC ZESZYTU 7—8 (2235—6)
153 157 160 163 166 168 171 173
176 J. D ą b r o w s k a , O bserw acje botaniczne z Mongolii ...
J. K a p k o , Tw orzyw a sztuczne w m e d y c y n ie ...
P. K o r d a , Dlaczego m ałpy opiekują się p o to m s tw e m ? ...
W. B y c z k o w s k a - S m y k , Z biologii n o w o tw o r ó w ...
H. K o m o r o w s k a , W łóknouszek dębowy Inonotus dryophilus (Berk.) M urr
— rzadki grzyb zasługujący na o c h r o n ę ...
M. J u r e c k a , P rosionek szorstki Porcellio scaber L ...
K. B u b a k , Typy hem oglobin u ludzi i z w i e r z ą t ...
T. K a ź m i e r c z a k , Z biologii trzpiennikow atych (H ym enoptera, Siricidae) A
N agrody Nobla
Nagroda Nobla dla prostaglndyn (R. G r y g le w s k i) ...
Nagroda Nobla z fizyki za rok 1982 (K. Z a le w s k i) ... 179 P rzegląd n auk neurobiologicznych
Rozważania o m yśleniu (oprać. J. G, V . ) ... 180 M aszyna do patrzenia (oprać. J. G. V . ) ...182
I Rocznice 1983
125 rocznica ogłoszenia teorii ew olucji (H. Szarski) . . . . . . 182 Drobiazgi przyrodnicze
In sty tu t Środow iskow y w N adrenii-W estfalii (K. R. M azurski) . . . 183 Jak ą wodę pijem y na Ju rze Częstochowskiej? (M. M arkowicz- - Ł o h i n o w i c z ) ...184 W szechświat przed 100 l a t y ...i86 R o z m a i t o ś c i ...
Recenzje
K. M a ś l a n k i e w i c z : K am ienie szlachetne (Z. Wójcik) . . . . 189 M. C. B i r c h , K. F. H a y n e s : Insect Pherom ones (L. Janiszew ski) . 189 R. D a w k i n s : The E xtended Phenotype — The Gene as the U nit of Selection (M. C ie s ie ls k a ) ... 190 K ronika naukow a
In au g u racja Roku K opernika w K rakow ie (B. G o m ó łk a )... 191 B rytyjska w ystaw a o K arolu D arw inie (Z. W ó jc ik ) ... 191 Spraw ozdania
Spraw ozdanie z działalności O ddziału Łódzkiego P T P im. K opernika
za rok 1982 (W. Jaroniew ski) . 192
List do R e d a k c j i ... 192 c.d. spisu treści na s. III okładki
P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E
O R G A N P O L S K I E G O T O W A R Z Y S T W A P R Z Y R O D N I K Ó W IM. K O P E R N I K A
TOM 84 ZESZYT 7—8
(ROK 102) L IP IE C -S IE R P IE Ń 1983 (2235—6)
JANINA DĄBROWSKA (Wrocław)
OBSERWACJE BOTANICZNE Z MONGOLII
Mongolia, oddalona od mórz i oceanów, opa
sana grzbietami górskimi ze wszystkich stron, wybitnie kontynentalna kraina górzyste, pra
w ie pięciokrotnie większa od Polski, licząca 1,5 miliona ludności i prawdę 30 milionów zwierząt hodowlanych — to kraina, która po
ciąga przyrodnika. D zieli się ona na cztery strefy geograficzne: górski lasostep, w yżynne stepy, półpustynie i pustynie. Uproszczona m a
pa stref roślinności Mongolii i szereg inform a
cji o roślinach znajduje się w artykule o zw ie
rzętach mongolskiego stepu (W szechświat 1981, nr 11). Poniżej uwzględniam to jedynie, co można było zaobserwować podczas w ycieczki turystycznej (organizowanej przez biuro podró
ży), trwającej od końca czerwca do pierwszych dni lipca 1979 r. na trasie: Ułan Bator — pu
stynia Gobi, ok. 30 km od m iejscow ości Da- łandzadgad — Ałtaj Gobijski — Ułan Bator — uzdrowisko Chudżirt (NW) — Karakorum (NW) —- ka-nion rzeki Orchon (NW) —- Ułan Bator — uzdrowisko Terelż (NE) — Ułan Ba
tor.
Gdy pozostały już za nami niezm ierzone obszary lasów syberyjskich i doskonale widocz
ne jezioro Bajkał, sam olot stopniowo zniżył swój lot i przekroczyliśm y granicę Mongolii.
Tu w dorzeczu Selengi lasy m odrzewiowe zajmują głów nie steki północne i północno za
chodniej a południowe pokrywa roślinność ste
i * t/l
L
powa; związane jest to z kierunkiem w ilgot
nych wiatrów, a także ze względu na ekspo
zycję, z m niejszym wyparowaniem wilgoci. Ta
ki sposób rozmieszczenia lasów, to charaktery
styczna cecha północnej Mongolii. Pierw szym podróżnikiem, który zauważył, że lasy w Mon
golii porastają północne stoki gór, b ył mnich chiński Czan-Czun. Pisze o tym w sw ym pa
miętniku, będącym najznakomitszym w XIII w.
źródłem wiadomości o Mongolii. Odbył on po
dróż do Mongolii w latach 1221— 1224 (pamięt
nik ten przetłumaczono na j. rosyjski).
Modrzew porasta północne zbocza gór w oko
licy Ułan Bator, a szczególnie na obszarze Bog-
v _ -
i
X
\
__^_r
Ryc. 1. Trasa podróży autorki: 1 — U łan Bator, 2 — toaza turystyczna n a pustyni Gobi, 3 — Góry G ur- w an Sajchan, 4 — uzdrowisko C hudżirt, 5 — C har- chorin (Karakorum), 6 — wodospad na rzece Orchon,
7 — uzdrowisko Terelż
154 W s z e c h ś w ia t, t. 84, n r 7—8/1983
do-uuły, jednego z najstarszych rezerwatów św iata (góra ta została uznana za rezerw at w 1778 r.). To dawna św ięta góra, o której w 1808 r. pisał Gribowski: „Na górze uważa
nej za św iętą nie rąbie się żadnych drzew.
Choć jest na niej dużo lasów i to (najlepszych, w skutek zakazu nie wolno tu ułamać naw et pręta”. Owa św ięta góra jest dobrze widoczna
z daleka, z różnych punktów miasta.
Modrzew rośnie .też na w ielu ulicach Ułan Bator, jatko bardzo piękne drzewo alejow e (in
nym drzew em alejow ym jest tam również to
pola).
W ow ych ostatnich dniach czerwca 1979 r.
w Ułan Bator widoczne b y ły skutki długotrw a
łej suszy: na dużych obszarach traw a prawie zupełnie pożółkła i uschła. Tu i ów dzie na ugo
rach w idniały zielone rozetki piołunów, czasem kw itnące okazy krwaw nika Achillea asiatica lub piękne rośliny Statice sp. w pełni k w itn ie
nia. W m ieście, przy krawężnikach chodników zw racały uwagę żółto kw itnące pięciorniki, u nas nieznane, o dużych i ozdobnych liściach,
płasko rozkładających się na ziem i.
Jedyną soczystą, żyw o zieloną traw ą w Ułam Bator była trawa w ysiana wokół sadzawki po
środku restauracji hotelow ej. Istotnie, jakiż piękniejszy zakątek można b yło t a m ,zaproje
ktować, w kraju ludów koczow niczych, jak nie sadzawkę wśród trawy!
Miasto U łan Bator (1309 m n.p.m.) ze w szy
stkich stron otoczone jest górami. Jedna iz nich, kam ienista góra Dzajsan, na szczycie której znajduje się oryginalny pom nik Przyjaźni, to cel w ycieczki w pierw szym dniu. W iele obcych nam roślin zwraca tam naszą uwagę, a szcze
gólnie m ała Cymbalaria sp. o bardzo ow łosio
nych liściach i dużych żółtych kw iatach, w ie l
kości naszych ogrodowych lw iepaszczy (kw iaty te po w ysuszeniu zuipełnie brązowieją). W peł
ni kw itnienia było- Peucedanum sibiricum, o niew ielkim baldachu i w ąskich odcinkach liściow ych. Inna niew ielka roślinka o bardzo ow łosionych w ąskich liściach, stąd szara jak szarotka, to biało kw itnące w tym czasie Pti- lotrichum elongatum {= P. tenuifolium z rodzi
n y krzyżowych). Uw agę zwracał też na ow ej górze gatunek u nas nieznany, z rodziny, do której n ależy waw rzynek w ilcze łyko (T h y m e - laeaceae). B yła to kw itnąca Stellera ckama- jasme, o niezw ykle ciem nozielonych i m ato
w ych liściach, gęsto ustaw ionych na łodydze.
Jej kw iaty po w ysuszeniu zupełnie ciem nieją, a na roślinie żyw ej są biaław e. W pierw zakw i
tają brzeżne k w iaty kw iatostanu, a te pośro
dku są w fazie pąków zabarwionych w iśn io
wo, przez co roślina wygląda szczególnie ozdo
bnie. Gatunek ten spotkam y jeszcze nieraz, np.
w pobliżu wodospadu rzeki Orchon (NW) i w uzdrowisku Terelż (NE).
Sam olot lecący niew ysoko (400 m) zawozi nas z Ułan Bator na pustynię Gobi. Lot na tej w ysokości jest pasjonujący, pozwala na bar
dzo dokładne przyjrzenie się ukształtow aniu powierzchni. Leci się jak gdyb y nad plastyczną mapą, widzi się coraz to m alejący obszar ziele
ni, a wreszcie tylko zielone sm użki w zagłę
bieniach terenu. Od czasu do czasu bieleją roz
rzucone pojedynczo punkciki jurt. Doskonale można było obserwować bieg dróg naturalnych, w yjeżdżonych ciężarówkam i czy wozami za
przęgowym i. Są szerokie, krzyżują się, prze
cinają rzeki, przez które przejeżdża się w bród, bo m ostki są rzadkością. I m y tak przejeżdża
liśm y autobusem przez rzeki podczas różnych w ycieczek. Można dodać, że ani razu nie spot
kaliśm y żadnych kierunkowskazów.
M ongolskie sło w o „gobi” oznacza tereny rów
ninne, pokryte rzadką półpustynną lub pustyn
ną roślinnością, gdzie brak rzek, gdzie woda jesit zw ykle tylko w studniach lub w bardzo rzadkich źródłach, gdzie gleby są kamieniste, gliniaste, piaszczyste, m iejscam i zasobne.
Gobi jako całość zalicza się do pustyń. W granicach MRL północne krańce Gobi w w ięk
szej sw ojej części stanow ią półpustynię. Środ
kow ą część Gobi pierw szy raz opisał znakomi
ty podróżnik Marko Polo, 24 lata podróżujący po A zji (1271— 1295), z czego przez 17 lat był ma służbie u chana m ongolskiego.
,,... ami paszy, ani w ody, ani drewna tu nie ma, tylk o żw ir i piasek, a jadło gotują na ar- g a le” — pisał Mikołaj G awriłow Spafari. Stał on ina czele rosyjskiej m isji do Ghim w 1675 r.
Nie był w M ongolii, lecz w iele danych zebrał o tym kraju i podał w sw ym dzienniku.
Żw ir barw y ciem niejszej niż podłoże dobrze w idoczny jest z nisko lecącego samolotu, zbli
żającego się do m iejsca lądowania na rozległej równinie, ok. 30 km od m iejscow ości Dałan- dzadgad, w pobliżu obozu jurt dla turystów.
Nie ma tam żadnego pasa startowego, n iezw y kła twardość podłoża um ożliwia lądowanie jak na lotnisku. K am yki odskakują na w szystkie strony i tum any pyłu unoszą się za samolotem.
Pow ierzchnia równin na Gobi jest najczęściej ilasta lub piaszczysta, pokryta żwirem i oto
czakami.
Po w yjściu z sam olotu na pierw szy rzut oka w yd aje się, że mic tam nie rośnie. Okazuje się jednak, że przy ogrodzeniu obozu jurt tury
stycznych, w specjalnie w yżłobionych m isach rosmą m łode topole. Codziennie około 5 ramo drzewka te podlew ano wodą ze studni przy pom ocy węża. Wokół drzewek rosła trawa Sti- pa gobica, dość bujna i kw itło mieoo astrów oraz Scutellaria galericulata z rodziny wargo
w ych. O św icie na zapleczu obozu można było zachw ycić się intensyw ną zielenią warzyw, w y - sadzomych w czym ś w rodzaju inieosizkllonego inspektu, zawierającego dobrze naw odniony piasek. W dzień b yły one cieniowane tkani
nami, a o 5 rano podlewano jak i m łode to
pole. Opiekował się nimi m ężczyzna, być może Chińczyk. C hińczycy są tą m niejszością w Mon
golii, która zna się dobrze na uprawie roślin.
N aw et gdy nie ma żadnych warunków do u - prawy, to choćby przy sam ej jurcie um ieją po
sadzić jakąś roślinę uprawną, po ty m się ich poznaje — jak piszą niektórzy autorzy.
Z dala od topoli, na kam ienistej pustyni do najładniejszych m ałych roślinek należał powój o białych kw iatach otw ierających się ok. 5.30 rano, o wąskich, bardzo szaro ow łosionych liś
W s z e c h ś w ia t, t. 84, n r 7—8/1983 155
Ryc. 2. Kanion rzeki Orchon (NW Mongolia). Fot. J. D ąbrowska
ciach, w skutek czego n iełatw ych d o zauważe
nia. Jeszcze delikatniejszej budowy były dw ie drobne roślinki z rodziny goździkowatych, jak biało kwitnąca Arenaria capillaris oraz G ypso- phila desertorum. Tu i ówdzie można było spotkać żółtawo kw itnący traganek (Astragalus laguroides), również o liściach bardzo gęsto, szaro owłosionych.
Kilkadziesiąt m etrów od jurt turystycznych widać było pojedyncze krzaczki karagany, w y sokości ok. 45 om lub niższe, przy których n ie raz znajdowały się norki jakichś zwierzątek.
Niewielki krzaczek zatrzym ywał m ateriał na
niesiony przez wiatr, przez co staw ał się sie
dliskiem dla niektórych zwierząt. K rzew y ka
ragany mają znaczenie w tw orzeniu się na
wianych kopczyków piaszczystych, utrw ala
nych przez rośliny. Można to było obserwować wielokrotnie podczas w ycieczek w czasie trzech dini pobytu ina Gobi. Pagórki te nazywa się utworami fito-eolicanym i.
Na putetyni Gobi w szystkie film y można stra
cić na fotografowanie ohmur. Jest tam praw
dziwy festiw al chmur. W zw iązku z częstym i wiatrami, obraz nieba stale się zmienia, poza tym nic nie zasłania!
„Gobi jak ocean często nawiedzana jest przez wiatry, które, jak dokładnie zauważyłem , trzy lub cztery razy na dobę zm ieniają kierunek w czasie lata, a w zim ie zw ykle w ieje półno
cno-zachodni, bardzo zim ny w ia tr”. — Tak pi
sał Grabowski w 1808 r., opisując swą podróż.
Podczas trzydniowego pobytu na Gobi od
b yły się trzy wycieczki, w czasie których au
tobusem dojeżdżało się ma miejsce. Zdarzało się, że [niespodzianie byliśm y zaskoczeni gw ał
towną i krótkotrwałą burzą. Deszcz zacinał du
żym i kroplami, ale wnet w ysychał. O częstych zmianach pogody w tym kraju pisze w ielu au
torów. „Pogoda w tej ziemi zmienia się zadzi
w iająco” — pisze zakonnik Piano Garpini jesz
cze w XIII w. w sw ym sprawozdaniu z Mon
golii (w yruszył tam z Lyonu w 1246 r., w ysła
n y przez sobór lyońlski dla dostarczenia infor
m acji o kraju i ludziach).
Najpiękniejsza burza spotkała nas przy re
zerwacie wydm ow ym , o ciem nej barwie pia
sku. Niebo było Wtedy najpiękniejsze, o dw u kontrastow ych barwach: granatowe chm ury
nad żółtawą pustynią.
Piasek jednej z w ydm zalegał kilka m etrów dalej niż 2 lata ternu, według obserwacji mon
golskiego przewodnika. Piaski są bardzo po
spolite w granicach gobijskiego regionu MRL, nigdzie jednak nie pokrywają rozległych po
wierzchni. Pochodzą one ze zniszczenia pias
kow ców przez intensyw ne procesy wietrzenia w łaściw e pustyniom i z osadzenia luźnego m a
teriału w kotlinach przez nagłe, gwałtowne po
toki deszczowe. Takie gw ałtow ne potoki de
szczowe obserwowaliśm y w rezerwacie w yd
m ow ym podczas burzy.
156 W s z e c h ś w ia t, t. 84, n r 7—811983
W rezerwacie tym , w którym zwracało uw a
gę niew ielkie stado w ielbłądów (tam tylko dwugarbne), było nieco roślin. Do szczególnie pięknych należał krzew m igdałow y, już wtedy owocujący, oraz krzew karagany: B ył to ende- m it Caragana dava Zamcii Sainczir. Gatunek ten nazwał tak Dr Sanczir z Instytutu Botani
ki M ongolskiej Akadem ii Nauk; jak poinfor
m ował m nie, nazwa pochodzi od im ienia jego stryja. Ten gatunek karagany m a liście wąskie i zupełnie szare od gęstego, przylegającego ow łosienia.
Podaje się, iż Gobi nie obfituje w gatunki roślinne. Junatow (cyt. Murza jew 1957) dla Gobi w części MRL naliczył zaledw ie 250—
350 gatunków .
Okazją do obserwacji w ielu pięknych roślin w okresie kw itnienia były dw ie w ycieczki do A łtaju Gobijskiego, do jego najdalej ma płd.
wschód w ysuniętego łańcucha gór Gurwan Sajchan. W pobliżu Doliny Orła zwracały uwa
gę żółte m aki i żółto kw itnące traganki (A stra- galus mongolicus). Dużą atrakcją była w ędrów ka wąwozem Jołym Am, w yp ełnionym lodow
cem .na całej szerokości, m iejscam i pękniętym (na dnie szczelin głębokich na 1,5 m płynęła woda). M iejsca te m ożna było przejść ostroż
n ie i wędrować dalej ku końcowi wąwozu.
Tam spod lodowca w y p ły w a ł potok. W silnym słońcu m ożna było podziwiać pnące się po ska
łach powojniki o dużych kw iatach bananowej barw y (Clematis tangutica) i obok rosnące oka
zy orlików Aąuilegia viridiflora, o kwiatach zielonkaw ych. Na niektórych roślinach tego ostatniego gatunku w iły się dorodne okazy ka- nianki.
W ciem nozielonej traw ie na stoku pięknie w ygląd ały grupy biało kw itnących roślin z ro
dziny Liliaceae. B yła to lilijk a alpejska (L loy- dia serotina). W pobliżu rosły też: krzyżownica syberyjska (Polygala sibirica), rdest alpejski (Polygonum alpinum), niew ielka gwiazdnica Stellaria dichotoma, w m iejscach słonecznych m a ły pięciornik Potentilla bifurca, poza tym Berteroa macrocarpa, Lophanthus chinensis, kocim iętka syberyjska (Nepeta sibirica), spo
śród krzew ów taw uła Spiraea jlexuosa. W szczelinach skał pięknie w y gląd ały dorodne okazy ostrołódki (O xytrop is sp.) z rodziny m o
tylkow atych, o bardzo grubym i m ocnym ko
rzeniu, siln ie trzym ające się podłoża. Tworzy
ły okrągłe poduszki w tym czasie owocujące krótkim i, rozdętym i strąkami.
W górach tych zw racały uw agę liczne pio
łu n y srebrzysto, przylegająco owłosione (A r te - misia urtijolia). W szędzie pełno b yło rozetek innego piołunu, o liściach, których barw a i bu
dowa bardzo przypomina liście rumianu żół
tego ( Anthem is tinctoria). To piołun Artem isia santolinifolia o silnym aromacie, u naszych piołunów niespotykanym . Piołun ten wchodzi w skład tam tejszych kadzideł.
W A łtaju Gobijskim zw racały uw agę bardzo liczne porosty naskalne, jaskrawo pomarańczo
w e 'lub cytrynow e (gatunki lubiące fosfor w podłożu, w edług inform acji lichenologa dra Mark Seawarda).
M iejscam i m ieliśm y okazję przyjrzeć się saj- rom czyli korytom okresowych rzek. B y ły su
che, szerokie i głębokie, ciem no popielato za
barwione od pokrywającego je żwiru. Z dale
ka w ydaw ało się, że to biegnie jakaś szosa. Tu i ówdzie przy brzegu kępy roślin, m.in. oka
załe w ilczom lecze. W jednej z dolin kw itły nie
bieskie irysy.
P o trzech dniach pobytu na Gobi nastąpił powrót. Znowu ujrzeliśm y z sam olotu inten
syw ną zieleń zarośli nad rzeką Tołą koło Ułan Bator. Następny etap, to popularne uzdrowisko Chudżirt, ok. 50 km ma południe od Karako
rum (Charchorin) — lądowanie ma stepie. M iej
scow ość ta znajduje się w bardzo zim nym za
kątku kraju. Już o godz. 17 było tak zimno (był to początek lipca), że w jurtach zapalono w żelaznych piecykach (drewnem m odrzewio
wym!).
Stamtąd w yruszyliśm y do Karakorum, obser
w ując po drodze rozległe doliny. Tu i ówdzie w zagłębieniach terenu kępy irysów.
W Karakorum ,na piaszczystym dziedzińcu zabytkowego zespołu klasztornego Erdeni Dzu rosły kępy w ysokich roślin, bardzo podobnych do serdecznika (L eonurus sp.). Po bolesnym dotknięciu okazało się, że to jedna z niezna
nych nam pokrzyw, z olbrzym im i, parzącymi włoskam i na nerw ach, po dolnej stronie liści.
Celem następnej w ycieczki z Ghudżirtu był wodospad na rzece Orohon. Droga prowadziła przez szerokie doliny i piołunow e stepy, któ
rych siln y aromat daleko niósł wiatr. Po sfo tografow aniu tęczy na tle 24-m etrowego w o
dospadu pozostaje jeszcze w iele czasu na obser
w acje i zbiór roślin. W m iędzyczasie chw ila zachm urzenia i krótka, gw ałtow na burza, jak kiedyś, na w ydm ach Gobi.
Dokoła był piękny step piołunowy, m iejsca
m i czosnki (Allium anisopodium), liczne szaro
tki, inne niż u nas (Leontopodium ochroleu- cum), bardzo pachnące pomarańczowe lilie (Lilium pumilum), na skałach nieduże, nie
bieskie astry i w iele różnych, biało kw itnących skalnic o ładnych rozetkach liści (m. in. Saxi- fraga spinulosa, S. sibirica), piołuny Artem isia sphaerocephala i piękny, srebrzysto, przylega
jąco ow łosiony A. frigida, rozchodnik Sedum aizoon, bardzo w ielk ie koszyczki m ający Rha- ponticum uniflorum, przewiercień Bupleurum scorzonerifolium, pięciornik Potentilla tanace- tifolia, rdest P olygonum angustifolium, piękne okazy Phlom is tuberosa o różowych kwiatach, a z gożdzikow atych Dianthus versicolor i lep - nice Silene repens i S. jenissieiensis. Bardzo drobna roślinka o rów now ąskich liściach i ró
żow ych kw iatach to Dontostem on integrifolia z rodziny krzyżow ych. Z m otylkow atych Tri- folium lupinaster, O x y tro p is m yrio ph ylla i O.
filiformis, a niew ielkie rośliny o żółtych k w ia
tach, jak kw iaty łubinu — to Thermopsis lan- ceolata. M iejscam i krzew y bardzo aromatycz
nego jałowca. Po drugiej strom e rzeki zarośla w ierzbow e i topolow e, a m iędzy w ielk im i gła
zami nad wodą żółto kw itnące pięciorniki. Tuż nad wodą okazy krwaw nika Achillea sibirica,
W s z e c h ś w ia t, t. 84, n r 7—8/1983 157
w tedy jeszcze w fazie pąków (gatunek ten w Polsce nie występuje).
Ostatnim etapem podróży było uzdrowisko Terelż, malowniczo położone w górach ok.
80 km na płn. wschód od Ułan Bator. Skały w okolicy, o różnych formach, mogą przypo
m inać niektóre fragm enty Karkonoszy. Nieza
pomniana jest bujna, górska łąka, w całości nadająca się do zielnika! Z daleka w yróżniały się tam w ysokie okazy rutew ki (Thalictrum sp.) o delikatnych, krem ow ych kwiatach, ró
żowe kozłki (Valeriana sp.), bardzo wysokie za
w ilce, łany gnidoszy o krem ow ej barwie (Pedi- cularis sp.), a w gęstw inie tej pełno było deli
katnych roślin naradki (Androsace sp.) i m a
łych, niebieskich goryczek. Bliżej strum yka na tle zieleni odznaczały się różowe pierwiosnki, 0 trzech zw ykle kw iatach w kw iatostanie oraz okazałe rośliny Phlomis tuberosa, z rodziny wargow ych, oglądane już nad Orchonem. Tu 1 ówdzie zakw itał nieznany u nas krwawnik,
Achillea asiatica.
Teren ten zasadniczo różnił się od m iejsc, które dotąd -odwiedziliśmy, tym że gęste chmu
ry much bydlęcych i innych owadów, w nieu
stannym ruchu, nie pozwalały ani na chwilę przystanąć. Aby cokolwiek zebrać czy sfoto
grafować, trzeba było całkowicie się przykryć (niektóre tam tejsze m uchy są niebezpieczne, od ukłucia innych tylko się puchnie).
Północne stoki gór otaczających to uzdrowi
sko porasta modrzew. Są to piękne, św ietliste lasy. Na jednej z gór, naprzeciwko opisanej łąki, znajduje się kopiec kultow y, jakich wiele w tym kraju, tzw . obo — sterta kam ieni (na cześć bogów i duchów tam przebywających).
Tuż obok łany różowego gnidosza, w odróżnie
niu od kremowego, który rósł u podnóża góry.
B yły też pachnące pomarańczowe lilie, znane nam znad Orchoinu, szarotki, niebiesko kw it
nące: Veronica sp. i Scutellaria sp. oraz bar
dzo oryginalna Stellera sp. (Thymelaeaceae), widziana już na górze Bogdo-uuła w Ułan Ba
tor. Na skraju drogi do uzdrowiska łany żół
tych maków.
Taki był ostatni etap podróży. Za nami po
została Mongolia, królestw o piołunów, roślin m otylkow ych i porostów.
W Instytucie Botaniki Mongolskiej Akade
m ii Nauk w Ułan Bator wszystkie zebrane przeze mnie m ateriały zielnikowe oznaczył dr Sanczir, któremu w tym m iejscu składam ser
deczne podziękowanie za jego uprzejmość i po
moc.
JERZY KAPKO (Kraków)
TW ORZYW A SZTUCZNE W M EDYCYNIE
Myśląc o tw orzyw ach sztucznych uważamy je zazwyczaj za coś nowego, wprowadzanego nieomal w ostatnich latach. Zapewne niejed nego zaskoczy inform acja, że niektóre polim e
ry stosowane dzisiaj jako tworzy.wa sztuczne zsyntetyzowano prawie półtora w ieku temiu: Re- gnault opisał syntezę polichlorku w inylu w r.
1835, a Simon polistyrenu w r. 1839. Użytecz
ne tworzywa sztuczne uzyskane na drodze sy n tezy ze związków konw encjonalnych, fenoplas- ity, zostały wprowadzone do praktyki przez Baekelanda, który opatentow ał syntezę bake
litu w r. 1909.
Tworzywa sztuczne to polim ery uzyskane na drodze syntezy chem icznej. Mówiąc o nich za
pominamy, że polim ery naturalne są n iesły chanie rozpowszechnione w przyrodzie żywej, stanowiąc zarówno m ateriały podporowe, struk
turalne (np. celuloza), jak zapasowe źródła energetyczne (:np. skrobia czy glikogen), czy wreszcie podstawowe związki dla przebiegu procesów życiow ych. Do tych ostatnich należą białka — polim ery o budowie tak -złożonej, że ich cząsteczki bez przesady można uważać za biliony razy bardziej skom plikow ane niż m a- kromolekuły polim erów syntetycznych i w związku z tym, mimo dużych postępów naszej wiedzy w tej dziedzinie, jeszcze nieosiągalne na drodze syn tezy z substancji prostych. Podo
bnie skom plikowane są polim eryczne kw asy nukleinowe, podstawowy nośnik informacji ge
netycznej, sterujący syntezą białek.
Chociaż polimery syntetyczne są w porówna
niu z białkiem tworami bardzo prym ityw nym i, ich praktyczne wykorzystanie w m edycynie okazało się całkowicie możlitwe. Od kilkudzie
sięciu lat, równolegle z rozwijaniem się badań podstawowych inad polimerami syntetycznym i obserwuje się próby wykorzystania polim erów w zupełnie zaskakujących gałęziach m edycyny stosowanej.
Najbardziej znane są ogółow i te zastosowa
nia, gdzie w ykorzystuje się w łaściw ości poli
m erów jako materiałów, protetycznych, zastę
pujących coś w organizmie, przy czym szcze
gólną rolę odgrywa tu ich chemiczna obojęt
ność. Chirurgia stosuje w ięc polim ery jako sztuczne naczynia krwionośne, staw y, a naw et zastawki sercowe. Nici chirurgiczne, cewniki, dreny lub w szelkiego rodzaju protezy z tw o
rzyw sztucznych należą do rutynowo używ a
nych narzędzi pracy lekarza. Osobną grupę używanych przez m edycynę polim erów stano
w ią kleje, zwłaszcza kleje polimeryzujące. W y
korzystuje się tu zdolność niektórych m ono
m erów do szybkiej polim eryzacji w zetknięciu z tkanką. Taki monomer, a w ięc substancja m ałocząsteczkowa nie m usi zawierać rozpu
158 W s z e c h ś w ia t, t. 84, n r 7— 8/1983
szczalnika, jest bowiem cieczą. Po naniesieniu na krytyczne m iejsce zam ienia się w ciągu kilkudziesięciu sekund w ciało stałe, w ytrzy
m ałe m echanicznie i doskonale przylegające do tkanki. Są to wspaniałe narzędzia pracy w traumatologii, gdzie np. zszyw anie pękniętej w ątroby zastępuje się szybkim klejeniem .
A czy nie są czym ś w spaniałym protezy den
tystyczne, pomagając milionom ludzi całym i la
tam i zarówno m echanicznie, um ożliwiając roz
drabnianie pokarmów, jak i psychologicznie, pozwalając zachować pozory m łodości i dobre s amopocz uci e ?
Na prostym przykładzie warto poznać jak stosow anie polim erów prowadzi do rozw iązy
wania tego sam ego problemu w coraz dosko
nalszy sposób. Oto okulary, a więc soczew ki korygujące wady optyczne źrenicy. Druga g e neracja tego samego w ynalazku to soczew ki
„kontaktow e” ze szkła, pozwalające na zrezy
gnow anie z kłopotliw ych czasem okularów, łu biane bardzo przez sportow ców lub aktorów.
Trzecia generacja to soczew ki kontaktowe, ale w ykonyw ane zamiast ze szkła z przezroczyste
go polim eru, polim etakrylanu m etylu. W resz
cie czwarta generacja to takie same soczew ki, ale z syntetycznych hydrożeli. Są to również syntetyczne polim ery o chemicznej budowie um ożliwiającej sorbcję roztworów wodnych.
Stosuje się je zawsze trw ale nasycone wod
nym roztworem o składzie podobnym do łez.
Soczew ki z hydrożeli są giętkie i elastyczne, ale zachowują nadaną im raz geom etrię kształ
tu. Nie są w stanie podrażnić gałki ocznej, a optycznie są bardziej przejrzyste od szkła. Oczy
w iście, przechowuje się je również zawsze w roztworze rozcieńczonej soli kuchennej, nie w olno bow iem dopuszczać do w yschnięcia ta
kich soczew ek.
W szystkie wspom niane zastosowania polim e
rów w m edycynie realizuje się w spólnym w y siłkiem lekarza, konstruktora i technika. Są to
■osiągnięcia budzące szacunek, ale praw dziw y
m i „konstruktoram i” polim erów dla m ed ycyn y są chem icy. Nie jest to jednak czymś nowym , ponieważ już przed laty chem icy i farm ako
lodzy poznali podstaw y „projektow ania” na papierze budow y chem icznej zw iązków o prze
w idyw anych w łaściw ościach fizjologicznych i farm akologicznych i dow iedli skuteczności tej m etody syntetyzując now e związki lecznicze.
Szereg skom plikow anych antybiotyków pier
w otnie w ytw arzanych tylko p r z e z odpowiednie gatunki drobnoustrojów otrzym uje się obecnie syntetycznie.
Dziś obserwuje się podobne 'osiągnięcia w chem ii polim erów. W chodzimy w erę bioche
m ii m akrom olekularnej, gdzie podstawow ą rolę odgrywają syntetyczne polim ery, naśladujące zw iązki w ielkocząsteczkow e w ystępujące w or
ganizmach żyw ych . Ta dziedzina badań po
w stała w łaściw ie dużo w cześniej, albowiem próby sy n tezy pollipeptydów i białek to rów nież n ic innego jak biochem ia m akrom ole
kularna. Zresztą w łaśnie synteza polipeptydów zyskała dzięki polim erom now e narzędzia pra
cy. Okazało się, że żądany polipeptyd można
najłatw iej otrzymać „przytw ierdzając”, oczy
w iście chem icznie, jeden jego koniec do m a
krocząsteczki polistyrenu. W ten sposób, krok po kroku, d obudowuje się poszczególne seg
m en ty am inokwasów, elim inując reakcje ubocz
ne. Na koniec odrywa się przy pomocy odpo
w iedniej reakcji chem icznej gotow y produkt, otrzym ując liczący kilkadziesiąt aminokwasów polipeptyd o z góry zaplanowanej budowie. _
Dziedzina fizjologicznie czynnych polim erów liczy dopiero kilkanaście lat, a tymczasem zu
pełnie zaskakujące zastosowanie sztucznego po
lim eru pochodzi jeszcze z okresu drugiej w oj
ny św iatow ej. Zaczęto w ted y stosow ać sztucz
ne osocze krw i, które pomogło uratować życie w ielu rannym zagrożonym w w yniku krw oto
ku. Na szczegółow e badania nie było w tedy czasu. Stwierdzono jedynie, że pewne polim ery są rozpuszczalne w wodzie, a ich roztwory są fizjologicznie obojętne i m ają lepkości podobne do krwi. P ierw szym był chyba poli-(N -w inylo- pirolidon) (PWP), polim er spokrewniony pod w zględem budowy z powszechnie znanym po
lietylenem . Cząsteczka PW P jest istotnie zbu
dow ana z łańcuchów identycznych jak polie
tylen , ale przy co drugim atomie tego łańcu
cha w ystępuje w jego makromolekule ugrupo
w an ie pirolidonowe. Jest ono w pew nym stop
niu spokrew nione z ugrupow aniem peptydo- wym w ystępującym w białkach. Pokrew ień
stw o to n ie miało zresztą znaczenia dla sku
teczności PW P i takie syntetyczne osocze było dalekie od spełniania zadań krwi z jej biały
mi i czerw onym i ciałkam i, ale na jakiś czas podtrzym yw ało krążenie (rys. 1 i 2).
C H , ■CH,
C H , CH
CH
R y s . 1. Polietylen, a b s o l ut n i e nierozpuszczalny w w o d z i e i f i z j o l o g i c z n i e o b o j ę t n y
Dośw iadczenia z PW P zapoczątkowały sto
sow anie polim erów w farmakologii. _ W yłonił się przy tym problem, jak dalece polim ery są dla organizmu człow ieka obojętne względnie jak można w ykorzystyw ać ich chem iczne w łaś
ciw ości. Okazało się, że organizm potrafi ata
kow ać te obojętne polim ery z szybkością róż
ną, zależną od ich budow y chem icznej. P olia
m idy i poliestry (czyli m ateriały znane głów n ie jako surow ce włóknotwórcze) resoribowane są nieszkodliw ie już po kilku tygodniach, co zależy zresztą od ich grubości. Łatwiej resor-
CH, • C H , ■ CH
CH I N c h! x c o
I
C H , C H ,
CH I N c h 7 c o
I 2 I C H , — C H ,
R y s . 2. PWP p o i i - ( N - w i n y l o p i r o l i d o n ) , r o z p u s z c z a l n y w w o d z i e , f i z j o l o g i c z n i e o bo j ę t n y
W s z e c h ś w ia t, t. 84, n r 7—£/10S3 159
bują się folie, trudniej nici, jeszcze trudniej elem enty lite. P olietylen i polistyren, a więc polim ery odporne naw et 'na stężone kw asy i alkalia są w organizmach żyw ych bardzo trwiałe. Elem enty z tych m ateriałów ulegają otoribieniu i pokryciu zmineralizowaną, zwap
nioną powłoką. Okazało się jednak, że niektóre otorbienia na wszczepionych polimerach za
m ieniają się po latach w now otw ory, zwane mięsakami. N aw et masowo stosow any PWP przestano uważać za taki obojętny, gdy stw ier
dzono jego odkładanie się w wątrobie. Stoso
w anie polimerów wyprzedziło badania ich od
ległych efektów biologicznych, ale choć do dziś co do szeregu spraw zdania są nadal podzie
lone, liczba zastosowań polim erów w m edycy
nie błyskawicznie rośnie.
inie silnie toksyczne, podczas gdy szereg poli
merów zawierających grupy nitrylowe to zwią
zki zupełnie obojętne, nie mające żadnych właściw ości szkodliwych *. Polim ery można poddawać -nadto reakcjom chlorowania, estry- fiikacji, hydrolizy, sulfonowania i innym, czę
sto bardzo skom plikowanym przemianom. Każ-
CHgOH
Rys. 3. C e lu lo z a
Obok ,/tworzyw sztucznych” stosow anych ja
ko obojętne fizjologicznie elem enty zastępcze w chirurgii, zaczynają obecnie odgrywać ‘znacz
ną rolę polim ery m odyfikow ane, syntetyzow ane tak, aby zawierając odpow iednie chemicznie aktyw ne grupy funkcyjne, zachow ały się w or
ganizmie zgodnie z życzeniem farmakologów.
Określa się je jako tzw. „taylored polym ers”, tj. polim ery „przykrojone na m iarę”. Oo m oż
na tą drogą uzyskać, pokazuje przykład celu lozy i m etylocelulozy. Celuloza (np. wata) jest m ateriałem zupełnie nierozpuszczalnym w w o
dzie. Fragm ent jej budowy pokazuje wzór na rys. 3.
Po zastąpieniu dwóch atom ów wodoru jednej z grup w odorotlenowych grupą m etylow ą, otrzymana tą drogą m etyloceluloza nabiera roz
puszczalności w zimnej wodzie. W prowadzenie dwóch grup etylow ych nadaje celulozie roz
puszczalność w olejach m ineralnych.
Postępując podobnie można wprowadzać do cząsteczek polim erów grupy o różnym działa
niu. Przykładem może tu być grupa nitrylow a, nadająca związkom m ałocząsteczkowym działa-
CH 2 OCH 3
Rys. 4. M e tylo c e lu lo za
da taka reakcja może być wprowadzona na całym łańcuchu liub tylko ,na pew nej liczbie merów, czyli identycznych segm entów, z któ
rych zbudowane są polimery. Jeśli dodać, że cząsteczki polimerów m ogą m ieć różne m asy cząsteczkowe widać, że liczba makrozwiązków jakie już obecnie potrafimy syntetyzow ać, jest właściw ie nieskończona.
Przy pomocy takich polim erów otrzym uje się bardzo w iele m ateriałów użytecznych w m edy
cynie, a w ięc syntetyczne maści, m ateriał 0 właściwościach talku, ale o chłonności 40 ra
zy większej, em ulsje, a wreszcie lek i w postaci tabletek o dowolnie regulowanej szybkości roz
puszczania się w przewodzie pokarmowym.
Tabletka taka może zatem obecnie wchłaniać się w dowolnej strefie przewodu pokarmowego
1 po dowolnym czasie.
Jest rzeczą oczywistą, że skoro białko i sze
reg głów nych składników przyrody żyw ej to właśnie polimery, jakaś rola syntetycznych po
lim erów była w m edycynie z góry zapewnio
na. Obecnie zdajemy sobie sprawę, że rola ta będzie rosła, a stworzone na razie naukowe podstawy tej dziedziny pozwolą na zm niejsze
n ie liczby nieudanych zastosowań w m edycy
nie. W każdym razie jeśli w ramach „science fiction ” oczekujem y stworzenia kiedyś sztucz
nego organizmu żywego, to bez polim erów tam się nie obejdzie.
* W arto wiedzieć, że powszechnie stosowane tk a n i
ny „anilanow e” to nic innego ja k policyjanek winylu!
160 W s z e c h ś w ia t, t. 84, n r 7—8/1983
PIO TR KORDA (Warszawa)
DLACZEGO M AŁPY O PIEK UJĄ SIĘ POTOM STW EM ?
9
... Będę bardziej dokładny, gdy chodzi o p rze ja w y uczuć, a nie procesy intelektualne. (...) W tedy, gdy ludzie lub m ałpy całują się, to u licha nie w idzę m iędzy nim i żadnej różnicy!...
Remy C h a u v i n
... W edług w spółczesnych poglądów mózg jest zarówno narządem dokrew nym , jak i narządem docelow ym hormonów.
C. D. T u r n e r i J. T. B a g n a r a
Dla członków małpiego stada, a zwłaszcza tej jego części, k tó ra tw orzy w raz z m atk ą oseska bliżej w spółżyjącą grupę, narodziny m ałpięcia są w yda
rzeniem znaczącym, by nie rzec fascynującym . Człon
kowie tak iej grupy u ja w n ia ją bowiem ta k żywe, a niekiedy w ręcz zachłanne zainteresow anie now orod
kiem , że m atk a chronić musi potom ka przed zbęd
nym i i niepokojącym i ją czułościami ze strony w u j
ków, ciotek, babek, kuzynów, a także „bliższych zna
jom ych”. We w czesnych tygodniach życia m ałpięcia jest ono dla w ielu m ałp obiektem ta k atrakcyjnym , że stara ją się go nie tylko obejrzeć, ale i obwąchać, dotknąć, przytulić, a zapew ne ..., gdyby nie obronna reak cja m atki, także i wziąć go sobie „do w łasnej dyspozycji”. F akty omówione w poprzednim arty k u le (W szechświat 1983, 84: 128) mogą w pew nym zakresie stanowić tego dowód i ilustrację.
Jak ie są m otywy ta k intensyw nego zainteresow ania?
Czy jest to tylko ciekawość lub, jak kto woli, instynktow e -działanie poznawcze? Czy m oże zw y
k ła instynktow a m otyw acja zabaw y? A może jest to w rodzona bądź n a b y ta skłonność do opiekow ania się takim obiektem , bowiem ON jest w łaśnie źródłem odpow iednich bodźców w yzw alających?
Nie rozstrzygajm y n a razie, k tó ra z tych m oty
w acji jest najistotniejsza. P rzyjm ijm y, co zresztą w y
d aje się dość praw dopodobne, że przyczyny owego zainteresow ania b yw ają różne i że u niektórych osobników mogą sumować się i działać synergicznie, w yw ołując nieodpartą chęć naw iązania k o n tak tu cie
lesnego i opiekow ania się małpięciem. Ale u jakich m ianow icie „niektórych osobników”? W racam y zatem do pomocniczego, ale równocześnie i podstawowego pytania: ćzy-m te potencjalne opiekunki i opiekuno
wie w yróżniają się na tle innych członków stada, czy grupy?
J A C Y N I E M U S Z Ą B Y Ć O P I E K U N O W I E I O P I E K U N K I ...
Ja k już w poprzednim a rty k u le stw ierdzono bez w ątpienia, że m ałpa opiekująca się oseskiem nie m u
si w cale być jego m atką, ani ojcem, nie m usi też znajdow ać się w stanie przygotow ania horm onalnego, będącego konsekw encją niedaw no przebytej ciąży ani porodu. Ni-e musi rów nież mieć za sobą przebytego kiedykolw iek m acierzyństw a ani ojcostwa. Dowie
dzieliśmy się też, że przypadki rodzicielskiego opie
k o w ania się nie sw oim potom kiem w ystępują zarów no u m ałp utrzym yw anych od daw na w zoo, jak i u -małp żyjących w n a tu raln y m ich biotopie. Nie do końca zostało w yjaśnione, czy potencjalni opiekuno
w ie i opiekunki muszą być bliżej spokrew nieni z pod
opiecznymi, czy też okoliczność ta nie ma istotnego znaczenia. Przypom inam , że obserw atorzy paw ianów w A fryce przypuszczali, że w pięciu przypadkach na dziewięć adopcji m ałpich sierot dokonały osobn'ki z nim i spokrew nione. W -celu w yjaśnienia znaczenia pokrew ieństw a, ci sam i badacze przeprow adzili doś
w iadczenia kontrolne: do dwóch spośród obserwow a
nych stad w prow adzili oni eksperym entalnie po jed
nym , obcym pawianiąitku, pochodzącym z okolic od
ległych o 70 km od teren-u bytow ania stad, do któ
rych je wpuszczono. W ynik był jasny. Obie sieroty zastały w krótce zaadoptowane.
Możemy zatem uznać, że potencjalne opiekunki i opiekunow ie nie m uszą 'być spokrew nieni z pod
opiecznymi.
Dotychczasowe próby charakteryzow ania potencjal
nych opiekunów m ałpiąt, .zaprowadzały nas — przy
znać trzeba — niezbyt daleko. Dowiedzieliśmy się wpraw dzie, jakich w arunków nie m uszą spełniać opiekunowie, ale małp, k tó re w arunków tych nie spełniają, jest przecież w stadzie wiele. Jest ich większość!
D ociekania nasze nie były jednak bezowocne. Do
w iedzieliśm y się przecież, z jakim i właściwościam i m ałp niie należy koniecznie w iązać w ystępow ania ich skłonności i zdolności do p rzejaw iania zachowań i uczuć rodzicielskich.
... A J A C Y B Y C M U S Z Ą
M etodą w yłączania cech mało istotnych ograniczy
liśmy w rezultacie w ydatnie zasięg pola, w którym należy poszukiwać tych okoliczności i osobniczych właściwości, jakie w a ru n k u ją w sposób konieczny w ystąpienie u m ałpy analizow anego przez n as zja
wiska.
D w ie tego rodzaju okoliczności zostały już zasy
gnalizow ane w arty k u le poprzednim . Pierw szą z nich mówiła, że samice w ychow ane, a następnie utrzym y
w ane w w aru n k ach depryw acji społecznej, nie prze
jaw iają odpow iednich zachow ań opiekuńczych wobec osesków. D odajm y tu, że nie p rzejaw iają ich one naw et w stosunku do w łasnych m ałpiąt, ani tym bardziej do m ałpiąt pochodzących od innych m atek.
W yjaśniam , że mówiąc o m ałpach społecznie depry- w ow anych m am y na m yśli takie osobniki, które we w czesnym dzieciństwie n ie zaznały należytej opieki rodzicielskiej oraz w okresie późniejszym pozbawione były n a tu ra ln y c h kontaktów społecznych z rów ieśni
kam i i innym i członkam i norm aln ej m ałpiej społecz
ności. O sdbniki w ten sposób depryw ow ane okazy
w ały się, pow tarzam , niezdolne do p rzejaw iania nor
m alnych -uczuć i opie-ki wobec m ałpiąt.
W yrażając to inaczej powiemy, że w a ru n kiem ko niecznym do w ystąpienia m otyw acji i zachow ań opie- kuńczo-rodzicielskich jest u m ałp ich norm alna przeszłość socjalna w raz z doznaniam i wczesnodzie- cięcy-mi i późniejszym osobniczym doświadczeniem, zw iązanym z bytow aniem w stadzie.
D rugą okolicznością, czy też lepiej powiedzieć tu drugą w łaściw ością m ałp, zdolnych do przejaw iania uczuć i zachow ań opiekuńczych wobec m ałpiąt, jest
Ib. PUSTYNIA GOBI ok. 30 km od miejscowości Dalandzadgad. Fot. J. D ąbrowska
II. OSOBLJWOSCI FLORY MONGOLII przedstaw ione na znaczkach pocztowych