• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1963, nr 10-11

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1963, nr 10-11"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

CHR ZEŚCIJAN IN

E W A N G E L I A — Ż Y C I E I M Y Ś L C H R Z E Ś C I J A Ń S K A — J E D N O Ś Ć — P O W T Ó R N E P R Z Y J Ś C I E C H R Y S T U S A

„Idźcie te d y i czyńcie uczniam i w szy stk ie narody, chrzcząc je w im ię Ojca, i Syna, i Ducha Ś w iętego“.

E w . S w . M at. 28. 19

„A lbow iem nie w s ty d zę się za Ew angelię Chrystuso­

w ą, pon iew aż je s t mocą Bożą ku zbaw ien iu każdem u wierzącem u".

R zym . 1, 10

Rok z ało że n ia 1929 W arszaw a, p a ź d z ie rn ik -listo p ad 1963 Nr 10-11

T re ść n u m e r u : O m o d litw ie — K o sz to w n e z ło to z O f ir — Ś w ia tło z c ie n ia p rz y s z ły c h d ó b r (N a p ie r ś n ik /s ą d u )

— K ro n ik a

„Izali każdego dnia oracz orze, aby sial ? przegarnia brózdy a włó­

czy rolę swoją?

Izali zrównawszy wierzch jej nie rozsiewa wyki, i nie roztrząsa km inu i nie sieje pszenicy wybornej, i jęczm ienia przedniego, i or­

kiszu na miejscu sposobnym?

Bo go uczy roztropności Bóg jego, i naucza go. I toć od Pana Za­

stępów wyszło, który jest dziwny w radzie, a wielmożny w rzeczy samej“.

Iz a ja s z 28,25,26.29

O rka je s ie n n a

(2)

Sadhu Sundar Singh

O m odlitwie

1. Jeśli Bóg zna wszystkie nasze potrzeby, tak dobrych, jak i złych, i zna najlepszą drogę, aby je spełnić, dlaczego więc mamy prosić Boga o dobra duchowe lub dobra ma­

terialne? Albo inaczej: czy można odmienić zamiary Boże przez modlitwę?

L udzie, k tó rz y w te n sposób p y ta ją , sam i świadczą, iż nie w iedzą czym je s t m odlitw a, a także, iż nie prow adzą życia m odlitw y, gdyż w przeciw nym w y p ad k u w iedzieliby, że m o­

dlitw a je st czym ś innym niż ty lk o żebraniem u Boga.

W m odlitw ie n ie żebrze się o d ary Boże, w m odlitw ie o trzy m u jem y Boga samego, Da­

wcę życia. Jeśli posiadasz źródło życia i jes­

teś z Nim jedno, wówczas m asz życie; w tedy On udziela, czego do życia p otrzebujesz. K to zatem n ie m a duchdw ego życia, nic także nie w ie o duchow ych potrzebach.

Bóg w Sw ojej m iłości zao p atru je w e w szy­

stko i złych ludzi, ale ty lk o w ziem skie do­

bra. G dyby bow iem dał im duchow e dobra, i ta k nie ceniliby ich sobie i bardzo szybko s tra c ilib y je.

Zbaw ionym Bóg o fia ru je dw ojakie dobra, ale zwłaszcza dobra duchow e, a to w ty m celu, aby sw oje serce odw rócili od rzeczy p rzem ija­

jących i w idzialnych, a w iększą w agę p rzyw ią­

zyw ali do dóbr niew idzialnych i nieprzem ija­

jących. Zbaw ieni m odlą się, ale przez m odlitw ę nie w p ły w ają n a zm ianę Bożych zam iarów , n a ­ tom iast przez m odlitw ę oni sam i podporządko­

w u ją się planom Bożym , poniew aż w m odlitw ie Bóg objaw ia się im w n a jta jn ie jsz e j kom órce serca i rozm aw ia z nim i. A gdy zostaną im oznajm ione Jeg o zam iary, k tó re m ają n a celu ich szczęście i zbaw ienie, w tedy znika w szelkie szem ranie przeciw ko Bogu, i w szelkie pow ąt­

piew anie W eń z tego powodu.

M odlitw a to rów nocześnie oddychanie duszy w D uchu Św iętym . I odw rotnie, D uch Boży tch n ie do w n ę trz a ludzi, i to Jego tch n ien ie ożyw ia (1 Mojż. 2,7; J a n 20, 22). I d latego nie um ierają, gdyż przez m odlitw ę D uch Boży udziela ich duchow ym płucom świeżości, zao­

p a trz y ł ich doskonale i obficie w e w szystko, co p o trz e b n e dla życia w du ch u i w ciele.

P oniew aż Bóg w Sw ojej nieograniczonej łasce r a tu je i udziela D ucha Św iętego, nie czci się zazw yczaj ty c h d arów ta k bardzo, do­

póki w m odlitw ie nie pozna się ich w ielkiej w artości.

Bóg d aje ludziom obficie św iatło i ciepło, w odę i pow ietrze, k tó re są niezbędne d la życia fizycznego. Ale ludzie zw ykle nie m yślą o tym w cale i n ie dziękują Stw órcy za te w szystkie rzeczy, k tó re są rzeczyw iście niezbędne i w ięcej cenią n ad nie złoto i srebro, d iam e n ty i szla­

chetn e kam ienie, któ re zdobyw ają z trudnoś­

cią.

A te rzeczy n ie m ogą przecież zaspokoić ani głodu, ani pragnienia, a także nie d a ją duszy odpoczynku i pokoju.

T ak więc w płaszczyźnie duchow ej patrząc, w idzim y że ludzie są zupełnie głupi, gdyż wszy- skie te niezbędne do życia d ary Boże za nic m ają. W m odlitw ie jed n a k może być im ofia­

row ane w ieczne życie, a w raz z nim mądrość.

Ś w iat ję s t jak jakieś w ielkie morze, w któ­

ry m w iele ludzi zanurza się i tonie. Ryby i stw orzenia m orskie nato m iast żyją swobo­

dnie w całej jego w ielkiej głębi. N iektóre z nich w y p ły w a ją na pow ierzchnię i n a b ie ra ją potrze­

bnego im pow ietrza przez o tw a rte pyszczki i z tym zapasem z a n u rz a ją się ponow nie w głębi­

ny. T ak samo je s t z m odlitw ą. W godzinie ci­

szy, dzieci Boże zn ajd u ją dla siebie posilenie i odśw ieżenie w atm osferze D ucha Św iętego i dzięki tem u czują się dobrze w m orzu św iata.

Mimo, iż ry b a w ciągu całego swego życia porusza się w słonej wodzie, przecież nie staje się przez to słona, poniew aż je s t żywa. Także człow iek m o d litw y choć żyje w m orzu św iata skalanego grzechem , jednakże sam jest w olny od tej soli, poniew aż przez m odlitw ę ży je w k ry n ic y w ody życia.

U pał i prom ienie słońca, pow odują parow anie słonej w ody m órz, n a stę p n ie pow staw anie ob­

łoków, k tó re sk ra p la ją świeżą, słodką wodą w szystko w dole n a ziemi.

Słone składniki w ody oraz jakieś inne do­

datki, k tó re m ogą być w niej zaw arte, n ie uno­

szą się górę. T ak sam o w łaśnie jest, gdy w m o­

d litw ie zanosim y do Boga życzenia i zmysły.

Z ostają one oczyszczone przez prom ienie Słoń­

ca Spraw iedliw ości od w szelkiego zanieczysz­

czenia grzechu, a m odlitw y sk ra p la ją się w postaci w ielkich obłoków, z k tó ry c h z kolei spływ a błogosław ieństw o i ratu n e k dla w ielu ludzi n a ziemi.

Ja k iś p ta k w odny pływ a no wodzie, ale gdy podryw a się do lotu, jego skrzydła są suche.

T ak sam o żyją w św iecie m ężow ie m odlitw y, i gdy przychodzi czas, aby rozw inąć skrzydła i w znieść się do nieba, są czyści i w olni od w szystkich plam i zanieczyszczeń tego przew ro­

tnego i grzesznego św iata, i dlatego dostępują w iecznego pokoju.

W łaściw ym m iejscem d la o k rętu jest woda, ale o k rę t z n a jd u je się w niebezpieczeństw ie, gdy w oda zalew a jego w nętrze. Słuszne jest zatem , że człow iek żyje w świecie, gdyż żegluje przez życie jak o k ręt, a m oże też i innym okrę­

tom w skazać w łaściw y cel życia; ale jest cał­

kiem źle, gdy jego w nętrze, jego serce zalewa św iat; to je s t bow iem jego zagładą.

Mąż m odlitw y ciągle składa sw oje serce Te­

m u, k tó ry w nim zbudow ał Sobie poświęconą św iątynię, i dlatego w ty m i w przyszłym św ie­

cie, przebyw a w atm osferze pew ności i pokoju.

K ażdy w ie o tym , że bez w ody nie m ożna

żyć i każdy ją pić m usi, lecz każdy w ie rów ­

(3)

Nr 10— 11

C H R Z E Ś C I J A N I N 3

nież, że bez n arażenia życia n ie może długo przebyw ać pod wodą, gdyż człowiek m usiałby się udusić.

Podobnie je s t z używ aniem św iata, choć Bóg stw orzył go dla naszego u ży tk u ; jakkolw iek bez rzeczy św ieckich nie m ożna zgoła żyć, nie oznacza to, że m am y żyć zan u rzen i w świecie.

K to p rze staje oddychać przez m odlitw ę, s ta je się dzieckiem duchow ej śm ierci.

P rzez zaniechanie m odlitw y, życie duchow e doznaje uszczerbku, i dlatego rzeczy św iata, k tó re zostały stw orzone d la zaspokojenia n a ­ szych potrzeb, sta ją się często niebezpieczne i zgubne. Słońce swoim św iatłem d aje w zrost i świeżość roślinom . A le te sam e prom ienie m ogą je doprow adzić do zw iędnięcia a n a stę ­ pnie i do uschnięcia. P ow ietrze odśw ieża i oży­

wia św iat zwierzęcy, ale jest ono jednocześnie przyczyną gnicia i rozkładu; a więc czuWajcie i m ódlcie się!

Trzeba tak żyć na świecie, aby nie być ze świata. W tedy w szystko na św iecie m oże być pożyteczne, a m oże być rów nież z pożytkiem dla naszego duchow ego w zrostu, pod w a ru n ­ kiem , że serca nasze będą o tw a rte dla Słońca Spraw iedliw ości. K w ia ty p o tra fią k w itnąć w m iejscach nieczystych i b ru d n y ch , usuw ając swoim zapachem niep rzy jem n e wonie. Ale k w ia­

ty zw racają się do słońca, p rzy jm u ją jego św ia­

tło i ciepło tak , iż nieczystość otoczenia nie tylko im n ie szkodzi, ale w ręcz odw rotnie, przyczynia się do ich w zrostu.

Mąż m odlitw y, k tó ry zw raca sw e serce ku Bogu, o trzy m u je od Niego ciepło i św atło, w sposób podobny jak kw iat, a przez wonność pokoju i now ego życia w Jezu sie C hrystusie, uw ielbia i pokonuje złe w yziew y św iata oraz przynosi pięknie p achnący owoc, k tó ry trw a.

2. To, że tak wielką wagę przykładam do m o­

dlitw y, nie oznacza wcale, iż bez m odlitwy Bóg nic nie daje, i że człowiek musi dopiero za­

poznawać Boga ze swoimi życzeniami, aby coś od Niego otrzymać.

W ielkie błogosław ieństw o m o d litw y polega n a tym , iż serce, k tó re przyw ykło do m odlitw y, jest w pełni gotow e do p rzyjm ow ania bło­

gosław ieństw a od P ana. D latego dopiero po dziesięciu dniach oczekiw ania w w ierze i w m odlitw ie, w y lan y wówczas został D uch Św ię­

ty. Je śli błogosław ieństw o je s t w y lan e n a k o ­ goś, kto nie jest n a n ie dostatecznie przygoto­

w any, ono n ie zostanie w łaściw ie docenione i użyte, i nie pozostanie długo w łasnością czło­

w ieka.

Saul o trzy m ał królestw o i D ucha Św iętego bez m o d litw y o te rzeczy, ale obie u tra c ił w k ró tk im czasie. P am iętam y , że on w yszedł z dom u nie w tym celu, aby otrzym ać D ucha Św iętego i królestw o, lecz po to, aby szukać swoich oślic (1 Sam. 9, 3; 10, 11; 13, 14; 31, 4).

T ylko człowiek m odlitw y może m odlić się w duchu i w praw dzie. W ielu w ierzących jest jak roślina, k tó ra porusza się za każdym dotknię­

ciem. G dy m odlą się, są poruszeni i pochw yceni przez D ucha Bożego, i uciszają sw oje m yśli na k ró tk i czas, ale gdy ty lk o z dom u m odlitw y wychodzą, są dokładnie tacy sami, jacy byli przedtem .

Jeśli jakiegoś szlachetnego kw iatu albo drze­

w a owocowego nie pielęgnow ać system atycznie, wówczas dziczeje ono, tra c i sw oje w ysokie za­

lety i ginie. Czyż byw a inaczej, gdy w ierzący zaniedba sw oje życie m odlitew ne i duchowe?

W ypada w ów czas ze sw ojego sta n u łaski i udaje się n a sw e daw ne, zabrudzone grzechem drogi,

wiodące do zatracenia.

O to n a d brzegiem sta w u lu b jeziora stoi czapla. G dyby dać się zasugerow ać tem u wido­

kowi, sądzić m ożnaby, że czapla rozm yśla o m ocy i w spaniałości Boga lub o oczyszczających w łaściwościach wody i jej zdolności zaspaka­

jania pragnienia. A le w gruncie rzeczy żadna z ty ch m yśli nie zajm u je czapli; czapla stoi na czatach, aby u p atrzeć sobie jakąś rybkę lub żabę, k tó rą potem chciw ie połknie.

W ielu ludzi p o stępuje podobnie podczas m o­

d litw y i nabożeństw a, ja k ta czapla. Siedzą oni n a d brzegiem Bożych m órz, ale w ca­

le nie m yślą o m ocy Boga, Jego m iłości lub Jego D uchu, k tó ry oczyszcza nas od grzechu i uśw ię­

ca, lub też o Jego n a tu rz e, k tó ra nas głęboko w ew n ętrzn ie zaspakaja. N astaw ieni są oni w y­

łącznie n a to, aby coś dla siebie uszczknąć, co schlebia ich rozkoszy zm ysłow ej i co służyłoby używ aniu p rzem ijających przyjem ności św iata.

O dw racają tw a rz e od źródła praw dziw ego po­

ko ju i serca sw oje oddają przem ijającym rze­

czom św iata, i w raz z nim i idą n a zagładę.

Olej sk a ln y i w oda try s k a ją z tej sam ej ziemi, i s ą jak o pły n y do siebie podobne, ale ich w łaś­

ciwości i działanie są z g ru n tu ró ż n e : podczas gdy jed n o w zbudza ogień, d ru g ie gasi go. Ś w iat w raz ze sw ym i dobram i, i z pragnieniem Boga, je s t dziełem Bożym. Ale jeśli serce czyjeś p ra ­ g nie zaspokojenia, i będzie go szukać w rze­

czach św iata, choćby w bogactw ie, przepychu lub w spaniałości, to przecież to je s t tak, jakby ktoś chciał gasić ogień przy pom ocy nafty.

Serce człow ieka bow iem tylko wówczas z n aj­

d u je spokój, kied y spoczyw a w Tym , k tó ry je stw orzył i w łożył w n ie p ragnienie i szukanie Boga (Ps. 42, 1. 2). D latego P a n m ów i: „...ktoby pił tę w odę, k tó rą J a m u dam , nie będzie p ra ­ gnął na w ieki; ale ta woda, k tó rą J a m u dam, stanie się w nim źródłem w ody w y try sk a ją ce j ku żyw otow i w iecznem u“ (Jan 4, 14).

B ezskutecznie tru d z ą się ludzie, aby przez posiadanie rzeczy tego św iata uzyskać sobie pokój duszy, pom im o iż je st dowiedzione, że św iat n ie może dać rzeczyw istego spokoju lub odpoczynku. Z tym i ludźm i jest więc tak, jak z chłopcem , k tó ry zd ejm u je z cebuli łuskę za łuską w nadziei, że w środku coś znajdzie; lub podobnie ja k unosi się pokryw ę pudła, aby móc zobaczyć, co zn ajd u je się w ew nątrz. Ale to po­

szukiw anie je s t bezpłodne, poniew aż cebula m a ty lk o łuski, i w łaśnie ty lk o z n ich składa się.

Ś w iat składa się też ty lk o z przem ijających

(4)

m arności, a człow iek tylko w Bogu znajdzie studnię p ra w d y i pokoju (Kazn. Sal. 12, 8;

Izaj. 55, 1).

Ś w iat je s t ja k jak aś fa ta m organa. (F ata m or- gana je st zjaw iskiem spotykanym n a p u sty ­ niach; w ędrow iec n a bezkresnej piaszczystej pu sty n i spostrzega nagle w pew nej chw ili obraz zielonej oazy, rzeki lub jeziora pełnego u p rag ­ nionej w ody. Obraz, je s t ta k żyw y i w ie m y w szczegółach, że w ydaje się, iż w y starczy przejść jeszcze p areset m etrów , aby w reszcie odpo­

cząć i zaspokoić pragnienie. A le jeszcze chwila a obraz rozw iew a się, znika. I znów przed oczy­

m a znużonego w ędrow ca rozpościera się sucha p u stynia i bezkresne piaski. — przyp. red.).

Poszukiw acz p raw d y m yśli najp ierw , że w ła­

śnie gdzieś, w u p atrzo n y m celu tego św iata znajdzie w odę życia dla sw ojej pragnącej duszy i tru d z i się też dlatego, aby ta m dojść. A le nie z n a jd u je nic ponad rozczarow anie i poczucie beznadziejności, poniew aż żyw ej w ody nie z n aj­

duje się w sztucznych staw ach lu b pękniętych cysternach, a ty lk o w źródle (Jer. 2, 13). I dla­

tego ci, k tó rz y w pow ażnej m odlitw ie ży ją w społeczności z Bogiem, zn ajd u ją w Jezusie C hrystusie stu d n ię w ody żyw ej, z k tó rej czer­

pią pełne zaspokojenie i życie w ieczne (Obj.

22, 17).

M atka w ędrow ała przez góry ze swoim dzie­

ckiem . N a b rzegu ścieżki dziecko spostrzegło jakieś pięk n e k w iaty , w yślizgnęło się z m atczy­

nej ręki, skoczyło n a dół, ale upadło i uderzyło się silnie o sk ałę i w jed n ej chw ili było m artw e.

To je s t chyba bezsprzecznie zrozum iałe, że szczęście dziecka, m iłość i bezpieczeństw o nie znajdow ało się n a b rzegu ścieżki w śród k w ia­

tów, lecz w ram ionach m atki, w je j sercu, i że dziecko u tra c iło życie, poniew aż pociągnęły je kw iaty. T ak samo je s t z człow iekiem , k tóry n aw et w ierzy, ale którego życie nie je s t ży­

ciem m odlitw y. D opraw dy jego ty lk o w yłączną w iną jest, gdy n ie dośw iadcza m iłości i opatrz^

ności Bożej, k tó re w iększe są n iż m iłość i sta ­ ran ie m atk i; i g dy nie odbiera duchow ego posił­

ku, któ reg o Bóg udziela dla duchow ego posile­

nia i dla życia wiecznego. Je śli człow iek spo­

gląda ty lk o n a to, co w idoczne doczesne, i n a rzeczy św iata podniecające zm ysły, w te d y w y­

ry w a się z ram io n i z p iersi Jezu sa — i tra c i życie.

A lbow iem ta k to ju ż jest, że m atczyne m leko nie p ły n ie sam o przez się do buzi oseska, ale raczej dziecko sam o ssać m usi. I podobnie się rzecz m a z duchow ym posileniem , k tó re o trzy ­ m u je człow iek w m odlitw ie. A gdy ludzie ta k nie postępują, przechodząc n ad ty m do po­

rządku dziennego, n ie o trz y m u ją też ducho­

wego posiłku.

Z w róćm y uw agę, że w cale nie je st konie­

czne, a b y dziecko rozum iało n a jp ie rw w szystko, co się odnosi do m atczynego m leka, albo że n a jp ie rw m usi być pouczone, w ja k i sposób o trzy m u je się m leko m atki; dziecko w ie sam o z siebie to w szystko, bez w szelkiego pouczania.

Ludzie, k tó rzy są z D ucha narodzeni, bez żad­

nego rozum ow ego pouczania, po pro stu przez o trzy m an ą zdolność duchow ą, wiedzą, jak po­

w inni się m odlić i ja k m ogą otrzym ać m leko ży­

cia w iecznego od Boga, k tó ry z m atczyną w ier­

nością zm iłow uje się nad nam i.

Bóg stw orzył w ludziach duchow y głód i na­

tu ra ln y głód, żeby człow iek sam nie m iał się za Boga, lecz aby codziennie doświadczał, iż jest stw orzeniem , k tó re p o trz e b u je pom ocy, i że ży­

cie jego zależy od kogoś innego, m ianow icie od Stw órcy. K to zatem tak daleko je s t świadom swoich brak ó w i potrzeb, przez w iarę i w m o­

dlitw ie m oże duchow o przebyw ać w Bogu, a Bóg w nim , i być przez to szczęśliw y i błogo­

sław iony n a w ieki.

3. Modlić się — to jakby z Bogiem rozmawiać, być z Nim w łączności, przebywać w Nim i upo­

dabniać się do Niego.

J e s t pew ien rodzaj owadów, k tó re żyw ią się tra w ą i liśćm i i w rezu ltacie p rzy b ie ra ją tę sam ą barw ę co rośliny. N iedźw iedź p o la rn y żyje wśród śniegów i dlatego jest, podobnie jak śnieg, bia­

łego koloru. K rólew ski ty g ry s upodobnił się kolorem sw ej sk ó ry do trzcin y i roślin dżungli.

K to ży je w m odlitw ie i w stan ie społeczności z Bogiem, ży je ja k aniołow ie i ja k święci, otrzy ­ m aw szy Bożą n a tu rę .

G dy P a n nasz n a k ró tk i czas objaw ił chwałę S w oją Piórow i, Janow i i Jakubow i no Górze P rzem ienienia, b y li oni ta k uszczęśliw ieni przed­

sm akiem niebiańskiej szczęśliwości (mimo, iż przez k ró tk ą chw ilę w idzieli ty lk o dw óch św ię­

ty c h m ężów : M ojżesza i Eliasza), że aż chcieli zbudować trz y nam ioty, i n a G órze T abor po­

zostać (Mat. 17, 1— 5). A jakże to będzie, gdy w ierzący będą m ogli w ejść w pełn ą społeczność z rzeszam i św iętych i aniołów w zupełnej chw a­

le niebios? Cóż za szczęście, że n ie istn ieje nie­

bezpieczeństw o u tra ty tej w spaniałości, że nie trz e b a obaw iać się jak iejś odm iany. Dziecię m odlitw y ju ż tu ta j nigdy n ie je s t sam otne, gdyż Bóg i Jego św ięci otaczają je często. (Jan 17,24; Jak . 1, 17; M at. 28, 20).

Pszczoła spija m iód z kw iatów nie w yw o­

łu ją c zm iany zapachu i b a rw y kw iatu. Ludzie m odlitw y o trz y m u ją też w iele radości i bło­

gosław ieństw a z każdego dzieła rą k Bożych.

Pszczoły n a p e łn iają sw oje p la s try m iodem, k tó ­ ry zb ierają ze w szystkich stro n i z rozm aitych kw iatów . Podobnie uczucia i m yśli m ęża mo­

d litw y k rąż ą dokoła różnych dziedzin przyrody, ale ty lk o przez społeczność ze S tw órcą grom a­

dzi on w swoim sercu p raw dziw y m iód i jest szczęśliwy w Bogu. Z n a jd u je zawsze i wszę­

dzie w m iłości Boga zaspokojenie swego serca, gdyż m iłość Boża je s t d lań niezm iernie słodka, słodsza bodaj od m iodu.

T eraz je s t pora, aby przez m odlitw ę zbierać w naczynia serc olej D ucha Św iętego, n a wzór

„pięciu p a n ie n m ą d ry c h ”. W przeciw nym bo­

wiem razie stać się m oże z nim i, jak z „pięciom a

pannam i głu p im i” — w ów czas pozostaje je ­

(5)

Nr 10— 11 C H R Z E Ś C I J A N I N 5

dynie żal i zw ątpienie w czasie doświadczenia.

Teraz trz e b a zbierać praw dziw ą m annę przy­

gotow ując się do W ielkiego Sabatu, bo w prze­

ciw nym razie będzie płacz i zgrzytanie zębów (2 Mojż. 16, 16; Mat. 25, 30).

Pan. m ów i: „Proście, ab y uciekanie wasze nie było w zim ę“, to znaczy w czasie ucisku, jak w śm ierci lub sądzie ostatecznym , albo

„w sa b a t“ tysiącletniego K rólestw a i wiecznego odpoczynku (Mat. 24, 20); gdyż wówczas nie będzie żadnej m ożliwości ucieczki.

Tym sam ym palcem , k tó ry m Bóg w ypisał na ścianie w y ro k zagłady n a B altazara, w ypisał Jezus n a ziem i zatajone grzechy ludzi, którzy wobec w łasnych grzechów ślepi, skazać chcieli kobietę złap an ą n a uczynku cudzołóstw a, a tak zaw stydzeni i osądzeni (w sw ojoh sum ieniach — przyp. tłum .), jed en za drugim w m ilczeniu, niepostrzeżenie ty łe m zaczęli się w ycofyw ać (Jan 8, 1— 11).

T ym sam y m palcem Je z u s p o kazuje cicho swoim uczniom i dziś ich grzechy i rän y . I ty m sam ym palcem uzd raw ia On także w szystkich, którzy do Niego szczerze się n aw racają. Tym sam ym palcem poprow adzi On Sw oje dzieci z tego św iata do tam tego, ta k ja k ojciec podaje palec m ałym dzieciom a one ch w y ta ją się go rączkam i, aby pozwolić się prow adzić (Jan 14, 2. 3).

Są ludzie, k tórzy proszą Boga O jca w Im ieniu Jezusa, ale n ie są oni zanurzeni w Jezusie; m ają Jego Im ię w u sta c h i n a w argach, ale nie w swoich serach i życiu. D latego często proszą,

ale nie otrzym ują; gdyż ty lk o feto w N im p rze­

byw a i Jezus w nim, te n dopiero o trzy m a od Ojca to, o co prosi. K to w Jezusie przebyw a, ten prosi zgodnie ze w skazów ką D ucha Sw., a w ięc tylko o rzeczy, k tó re u w ie lb ia ją n ie ­ biańskiego Ojca, k tó re są n ap ra w d ę d o b re dla tego, k tó ry prosi o raz dla innych ludzi. W prze­

ciw nym razie proszący m ogą otrzym ać od Boga taką odpowiedź, jak ą otrzym ał od pew nego m o- żnow ładcy w y ro d n y syn jednego z jego n a j­

w ierniejszych podw ładnych. S y n a lek pro sił m o- żnow ładcę o posadę, pow ołując się n a ojcow skie zasługi; n a to w ielki pan, znający św ietn ie złe życie sw ojego petenta, odpowiedział: Nie proś w im ieniu swojego ojca, lecz żyj n ajp ierw tak, jak żył tw ój ojciec i chodź jego śladam i.

A więc, nie należy b rać Im ienia Jezu sa n a w argi tylko, lecz żyć Jego życiem i ta k sam em u postępow ać; wówczas prośba z pew nością zo­

stanie spełniona. J e s t w ielka różnica m iędzy tym i, k tó rz y w ysław iają P a n a tylko w argam i, i m iędzy tym i, k tó rzy czynią to z serca.

Pew ien praw dziw y chw alca P a n a Jezusa usilnie m odlił się za drugiego, k tó ry b y ł chrze­

ścijaninem ty lk o z im ienia, ażeby Bóg zechciał otw orzyć duchow e oczy tem u drugiem u. Ten drugi zaś m odlił się, ażeby w ie m y chw alca oślepł. G dy zastała w ysłuchana m odlitw a p ra ­ w dziwie w ierzącego, i jego bliźni — duchow o przejrzał, to te n naw rócony stał się dobroczyń­

cą swojego w iernego b ra ta do końca życia.

Rzeczy skądinąd niem ożliw e, sta ją się moż­

liw e p rzez m odlitw ę. W te n sposób m ożna w e w łasn y m życiu dośw iadczyć cudów, k tó re n a ­

uka św iecka określa ja k o przeciw ne w szelkim praw om przy ro d y i osiągnięciom rozum u ludz­

kiego. Lecz to, co n a u k a św iecka nazyw a osią­

gnięciem rozum u ludzkiego i praw em przyrody, staje się niczym w obec w iedzy Boga.

Oczywista, iż n ie należy rozum ieć, aby Ten, k tó ry dał każdej rzeczy jej n atu rę, i w szystkie­

m u, co stw orzone dał jedno praw o przyrody, ab y m iał być Sam ograniczony przez jak ąś sw oją w łasną ograniczoność. P ra w o w iekuistego P ra ­ wodaw cy je s t w stopniu najw yższym tru d n e do poznania i p ełn e taje m n ic ; ale prow adzi do bło­

gosław ieństw a i do w zrostu całego stw orzenia.

S łaby rozum ludzki nie widzi n a w skroś, ponie­

waż rzeczy duchow e m uszą być duchow o roz­

sądzane (1 K or. 2,14). Cudem w szystkich cudów je s t odrodzenie, i dla człow ieka, k tó ry tego cudu dośw iadczył w e w łasnym życiu, w szelkie cuda n ie n ależą do rzeczy niem ożliw ych. Temu zaś, k tó ry nie je s t odrodzony, w szystko jest niem ożliw e.

W zim nych k ra ja c h zw ykłą je s t rzeczą, że woda pok ry w a się lodem , i że pod pokryw ą lodu w oda przep ły w a sobie spokojnie w d al­

szym ciągu, podczas gdy pow ierzchnia wody s ta je się ta k tw a rd a , że ludzie m ogą po niej przechodzić. A gdy ludziom z ciepłych krajów , w k tó ry c h nic bez po tu się nie dzieje, opowia­

dać o ty m „moście z w ody“, u z n a ją to za sprze­

czność sam ą w sobie, za sprzeczne ze zdrow ym rozsądkiem o raz z w szelkim i znanym i im p ra ­ w am i p rzyrody. Ta sam a różnica zachodzi m ię­

dzy ludźm i, k tó rzy są odrodzeni przez m odlitw ę i ż y ją now ym życiem , w k tó ry m codziennie oglądają w ielkie dzieło Boga oraz ty m i ludźm i, k tó rz y p ro w ad zą życie 'świeckie i ziem skie, i nic nie w iedzą o życiu duchow ym .

K to chce odbierać od Boga życie i błogosła­

w ieństw o w m odlitw ie, koniecznie m usi bez­

granicznie w ierzyć i być M u posłuszny. Do Je ­ zusa przyszedł człow iek z uschłą ręką, i gdy P a n k azał m u w yciągnąć rękę, naty ch m iast po­

słusznie to uczynił, a przez to, jego u sch ła ręk a stała sie zdrow a i cała tak , ja k jego dru g a zdro­

w a rę k a (Mat. 12, 10— 13). O n przecież m ógł w niew ierze i nieposłuszeństw ie sprzeciw iać się i w ym yślać różne trudności, na przykład: jak ja m ogę w yciągnąć m oją uschłą rękę? Przecież, gdybym to m ógł zrobić, nie przychodziłbym do Ciebie, P anie! U zdrów w ięc może n a jp ie rw m oją rękę, a w ted y będę m ógł n ią poruszać; i w o- czach w ielu ludzi byłoby to całkiem rozsądne i logiczne. A le wówczas jego uschła rę k a nigdy

nie stałab y się zdrow a.

K to chce się m odlić, m usi posłusznie swoje uschłe duchow e ręce, takie jakie one są — sła­

be i biedne — w yciągnąć do Jezusa; w te d y J e ­ zus d a ru je człow iekow i życie duchow e, którego m u p o trzeba (Mat. 21, 22).

tłu m . M. K w .

(6)

Kosztowne złoto z Ofir

„...stanęła m a łż o n k a po p r a w ic y tw o ­ j e j w k o s z to w n y m zło c ie z O fir “

Ps. 45,10

K ra in a w ielekroć w spom inana w Biblii, a w której znajdow ano złoto kosztow ne, z n a j­

dow ała się ona praw dopodobnie w południo­

w o-zachodniej A rabii (jakkolw iek są bibliści, k tó rz y ją um ieszczają w Indiach lub n a w scho­

dnim w ybrzeżu A fryki, tj. w dzisiejszej E ry tre i — przyp. red.).

Po złoto jeżdżono do O firu o k rętam i przez M orze Czerw one. „O krętów też n abudow ał król Salom on w A syjongaber, k tó re je s t po­

dle Elotu, n a d brzegiem m orza czerwonego, w ziem i Edom skiej. I posłał H iram n a tychże okrętach sługi swe, żeglarze św iadom e m orza z sługam i Salom onow ym i, k tó rz y p rzy p ły ­ nąw szy do O fir, w zięli sta m tą d złota czte­

ry sta i dw adzieścia ta le n tó w i przyw ieźli je do k ró la S alom ona” (1 K ról. 9,26—28). Dawid oddał n a budow ę dom u Bożego trz y tysiące talen tó w złota z O fir (1 Koron. 29,4). Złoto z O fir było szczególnie kosztow ne, praw do­

podobnie ze w zględu n a b ra k dom ieszek i jest wiele ra z y w spom niane w S ta ry m T e sta m en ­ cie. M ąż Boży Hiob, chąc określić niedościgłą w artość m ądrości, pow iedział, iż w artość jej je s t tak a, że n a w e t i złoto z O fir nie m oże być z nią porów nane: „N ie m oże być oszaco­

w ana na złoto z O fir...” (Hiob. 28, 16). P an oznajm iając przez pro ro k a Izajasza o w yko­

n a n iu sądu n a d Babilonem , rzek ł i to: „M ęża uczynię droższego n a d złoto, a człow ieka nad złoto z O fir” (Izaj. 13,12). P salm ista w idział w du ch u objaw ienia „O blubienicę C h ry stu so ­ wą u b ra n ą w kosztone złoto z O fir” (Ps. 45,10).

C u tu jąc te m iejsca P ism a Ś w iętego o ko­

sztow nym złocie z Ofir, zw rócim y uw agę na inną k rain ę bogatą w „złoto w y b o rn e” . Boga­

ty P a n onej k ra in y w zyw a w szystkich ubo­

gich, a b y sobie k u p ili u niego „złota do­

św iadczonego”. „Radzęć, abyś ku p ił u M nie złota w ogniu doświadczonego, abyś b y ł bo­

gaty ...,, (Obj. 3,18). Złoto to nazyw a się po naszem u: Wiara! w ia ra ona praw dziw a, kosz­

tow na, nie obłudna, w iara św iętych, w edle Słowa: „...abyście bojow ali o w iarę raz św ię­

ty m p o d a n ą ” (Ju d a 3). Za ta k ą w iarę m ożna w szystko otrzym ać u W szechm ocnego P a n a w niebieskiej krain ie. P a n Jezu s pow iedział:

„W szystko m ożno w ierzącem u ” (Mar. 9,23).

I zasię rzekł: „I w szystko, cobyściekolw iek chcieli w ierząc, w eźm iecie” (Mat. 21,22).

Uczniowie prosili: „Panie! przym nóż nam w ia ry ”. Lecz P a n radzi kupić u Niego złota (w iary); ale te ra z p y tan ie : za co kupić?

Swego czasu przyszedł m łodzieniec do P a n a Jezu sa i rzek ł do Niego: „N auczycielu dobry! co dobrego m am czynić, abym m iał żyw ot w ieczny?” — „ P rze strz e g aj p rzy k a ­

zań”, odpow iedział P an. — „Tegom w szyst­

kiego p rze strz e g ał od m łodości m o je j”, odpo­

w iedział b o g aty m łodzieniec; b ogaty ale nie w Bogu. „Idź, sp rzed aj m ajętności tw oje, i rozdaj ubogim , a będziesz m iał sk arb w nie­

bie” . A postoł P aw eł znalazłszy te n skarb, w szystko „ sp rzed ał”, i m ów i: „co m i było zy­

skiem , tom poczytał dla C h ry stu sa za szkodę...

dla któregom w szystko u tra c ił, i m am to sobie za gnój...” (Filip. 3, 7, 8).

A P a n Jezus pow iedział: „Podobne jest kró­

lestw o niebieskie skarbow i sk ry te m u w roli, k tó ry znalazłszy człowiek, sk rył, i od radości, k tó rą m iał z niego, odchodzi, i w szystko, co m a sprzedaje, i k u p u je onę ro lę ” (Mat. 13,44).

U podobało się zaś O jcu N iebieskiem u, aby w N im — Jezusie C hrystusie, „w szystka zu­

pełność m ieszk ała” (Kol. 1,19), i aby „w Nim b y ły sk ry te w szystkie sk a rb y m ądrości i u m ie ję tn o ści” (rozdz. 2,3). I dlatego n ajk o ­ sztow niejszą jest rzeczą mieć, posiadać w ser­

cu P a n a Jezusa. I dlatego A postoł P aw eł n a­

pisał: „M nie, m ówię, n ajm n iejszem u ze w szystkich św iętych d ana jest ta łaska, abym m iędzy poganam i opow iadał te niedościgłe bo­

g actw a C h ry stu so w e” (Efez. 3,8).

Z doczesnych błogosław ieństw niebieskich k o rzy sta ją w szystkie członki Kościoła C hry­

stusow ego, ale z u k ry ty c h skarbów , niedo­

ścigłych bogactw , ty lk o ci, k tó rz y zdecydo­

w ali za w szelką cenę oddać w szystko, „aby

^Chrystusa zyskać”. „Radzęć, abyś k u p ił u M nie złota w ogniu doświadczonego, abyś był b o g a ty ” (Obj. 3,18).

Karol Sniegoń

L IT E R A T U R A C H R Z E ŚC IJA Ń SK A DO N A B Y C IA

S tru m ien ie n a p u sty n i — L . C o w m a n — 30.- N orm aln e ż y c ie c h rześcija ń sk ie —

A. Kiminear — 18-

W ędrów ka P ie lg r z y m a — J . B u n y a n — 30.- M oc z w y so k o śc i — O. J. S m ith — 10.- M ąż, k tórego B óg u ż y w a — O. J. S m ith — 10.- P ó jd źm y do Jezu sa (p o d r. d la S zk o ły

N iedz.) — 10.-

S p ie w n ik P ielg rzy m a , w y d . V j te k s to w e — 30.-

*

R oczn ik i „ C h rześcija n in a ” :

1957 — 1958 — o pr. k a r to n o w a — 20—

1957 — 1959 — o p r. k a r t o n o w a — 40.—

1957 — 1960 — o p r. te k t . i płóc. — 50.—

1960 — o p r. k a r to n o w a — 20 —

1961 — o p r. k a r to n o w a — 30.—

1961 — 1962 — o p r. te k t. i płóc. — 50.—

Z e m ó w ie n ia n a p o w y ż sz ą l ite r a tu r ę n a le ż y k ie ro w a ć p o d a d r e s e m : Z je d n o c z o n y K o śció ł E w a n g e lic z n y , W a r­

sz a w a , Ą l. J e ro z o lim s k ie 99/37.

(7)

Nr 10— 11

C H R Z E Ś C I J A N I N 7

ŚWIATŁO Z CIENIA PRZYSZŁYCH DÖBR

„ Z a k o n m a ją c c ie ń p r z y s z ły c h d ó b r a n ie sam ob ra z rz e c zy ...“

„...praw dą je s t ciało C h r y s tu s o w e “

Z y d . 10.1: K o l. 2, 17

CZĘŚC III - KAPŁAŃSTWO

28. Napierśnik sądu

„U czyn isz też n a p ierśn ik sądu rob otą h a f- tarską, w e d łu g rob oty n ara m ien n ik a urobisz go; ze zło ta , z h ia cy n tu , i z sza rła tu , i z kar- m azyn u d w ak roć fa rb o w a n eg o i z b iałego je d ­ w a b iu k ręcon ego u czy n isz g o ”.

„C zw orogran iasty b ęd zie i d w o isty , n a p ię ­ dzi d łu gość jego, i n a p ięd zi szerok ość je g o ”.

„I n a sa d zisz w eń p ełn o k a m ien ia , cztery rzęd y k am ien ia, tym porządkiem : sa rd y ju sz top azju sz, i szm aragd w p ierw szy m rz ę d z ie ”.

„W d ru gim zasię: k a rb u n k u l, safir, i ja s p is”.

„A w trzecim rzędzie: Iinkuriusz, achates, i a m e ty st”.

„A w czw artym rzęd zie: ch ry zo lit, onychin, i beryl; te będą o sad zon e w złoto w rzędziech sw o ic h ”.

„A ty ch k a m ien i z im io n a m i sy n ó w Iz r a e l­

sk ich b ęd zie d w a n a ście w e d łu g im ion ich; tak jak o rzężą p ieczę ci, k a żd y w e d łu g im ien ia sw eg o będą, d la d w u n a stu p o k o leń ”.

„U czyn isz też do n a p ierśn ik a ła ń cu szk i je d ­ n o sta jn e rob otą p lecio n ą ze zło ta szczereg o ”.

„U czyn isz też d o n a p ierśn ik a dw a k o lce z ło ­ te, i przyp raw isz te d w a k o lce do obu krajów n a p ierśn ik a ”.

„I p rzew leczesz d w a ła ń cu szk i złote przez oba k o lce u k ra jó w n a p ierśn ik a ”.

„D rugie za się d w a k oń ce d w u ła ń cu szk ó w za w leczesz n a d w a h a czy k i, i p rzp raw isz do w ierzch n ic h k ra jó w n a ra m ien n ik a n a p rzod ­ k u ”.

„U czyn isz też d w a k olce złote, k tóre p rzy ­ p ra w isz do d w u k o ń có w n a p ierśn ik a n a kraju jego, k tóry jest od n ara m ien n ik a ze sp o d k u ”.

„Do tego u czy n isz d w a drugie k o lce złote, k tóre p rzyp raw isz n a d w ie stron y n a ra m ien ­ nika ze spodku n a p rzeciw k o sp o jen iu jeg o , z w ierzch u n ad p rzep asan iem n a ra m ien n ik a ”.

„T ak zw iążą n a p ierśn ik ten k olce jeg o z k o l­

cam i n a ra m ien n ik a , szn u rem h ija cy n to w y m , ab y b y ł n ad p rzep asan iem n a ra m ien n ik a , żeby n ie o d staw a! n a p ierśn ik od n a ra m ien n ik a ”.

„I b ęd zie n o sił A aron im ion a sy n ó w I z r a e l­

sk ich na n a p ierśn ik u są d u n a p iersia ch sw ych , gdy b ęd zie w ch o d ził do św ią tn ic y , n a p a m ią t­

k ę u sta w iczn ą przed P a n em ”.

„P ołożysz też n a n ap ierśn ik u sądu U rim i T um m im , k tóre b ęd ą na p iersia ch A aron o- w y c h , gd y w ch o d zie b ęd zie przed P ana; i p o ­ n ie sie A aron sąd sy n ó w Iz ra elsk ich na p ie r ­ sia ch przed P a n em u sta w ic z n ie ”.

II M ojż. 2 8 ,1 5 —30

N ap ierśn ik sądu, k tó ry m zajm ow ać się bę­

dziem y obecnie, b y ł bodaj n a jb a rd zie j drogo­

cenną częścią w spaniałego ub io ru arcy k ap łań - skiego. M ożnaby bow iem powiedzieć, że w szystko, co składało się n a sław ę, drogo- cenność i piękno zarów no p rzy b y tk u , jak i u b io ru arcykapłańskiego — znalazło swój najw yższy w y ra z w n a p ie rśn ik u . U tw orzony b ył ze znan ej n am już kosztow nej i su b tel­

n e j tk a n in y ; w id n iały n a n im w szystkie znane n a m c z te ry b a rw y w raz ze złotym i nićm i, k tó ry m i był p rze ty k an y , a ponadto jeszcze ozdobiony b y ł różnorodnym i kosztow ­ nym i kam ieniam i.

N ap ierśn ik są d u sporządzony b ył z k aw ał­

k a w spom nianej już tk a n in y , złożonego tak, że tw o rzy ł rodzaj kw ad rato w ej torebki, 0 szerokości i długości jed n ej piędzi (tj. oko­

ło 22 cm. — przyp. red.), n a k tó re j w czterech rzędach osadzone było dw anaście opraw nych w złoto drogocennych kam ieni, a n a każdym z n ich w idniało im ię jednego z plem ion izra­

elskich.

Do to re b k i te j m iał M ojżesz włożyć ta je m ­ nicze ,,U rim i T um m im ”, czyli „Św iatło 1 P ra w o ” (albo inaczej: „Ś w iatło i D oskona­

łość” — przyp. red.).

D rogocenna ta ozdoba przym ocow ana by­

ła sta ra n n ie , gdyż dw a złote łańcuszki łączy­

ły ją od góry z n a ra m ie n n ik ie m i z dw om a — znanym i n a m — onychinam i, a w części dol­

n e j przy w iązan a b yła dw om a b łęk itn y m i sznuram i do efodu; łańcuszki i sz n u ry p rzy ­ m ocow ane zaś b y ły do złotych kółek, znaj­

d u jących się w czterech rogach napierśnika.

N a początku w ięc zapoznam y się dokładniej z opisem w yglądu w spaniałego

napierśnika sądu.

W e w szystkim , z czym zapoznaliśm y się dotąd, a więc, czy to z opisem św iątyni, czy też s tro ju arcy k ap łan a, stw ierdziliśm y, iż nic ta m nie było w ykonane w sposób dowolny, ja k rów nież żaden z w ym ienionych przed ­ m iotów , nie znalazł się tam przypadkow o lub z w oli człow ieka. P a n Bóg d ał Mojżeszowi jasno określony plan, i M ojżesz m iał go w y­

konać ściśle w edle dan y ch m u wskazów ek;

gdyż w każdym szczególe tego dzieła została z a w a rta jak aś szczególna m yśl Boża.

D latego te ż i czw o rokątny k sz ta łt n a p ie r­

śnika w raz z kam ieniam i i z w y ry ty m i n a

nich im ionam i plem ion izraelskeh, m iał swoje

sp ecjaln e znaczenie. K sz tałtem p rzypom inał

(8)

N a p ie r ś n ik s ą d u (re k o n s tru k c ja ).

on obóz izraelski, rozłożony w okół n am io tu zgrom adzenia, oraz lud Boży, k tó ry ciągnął przez puszczę w tak im też porządku.

Z c zterech stro n N am io tu Zgrom adzenia, w edług stro n św iata, a z każdej s tro n y po trz y pokolenia, lu d izraelski ro zk ład ał sw e nam ioty, i w ty m sam ym porządku, w czte­

rec h rzędach (a w każdym po trzy) im iona plem ion izraelskich w id n iały n a drogocennych

kam ieniach napierśnika. i

J a k m ożem y zauw ażyć im iona plem ion izraelskich w in n y m p o rząd k u zo stały um iesz­

czone na n a p ie rśn ik u , a w in n y m n a dw u k a ­ m ieniach onychinow ych, um ieszczonych na ram ionach arcykapłana.

W w ierszach 8 i 10 tegoż rozdziału, jest n a­

pisane: ,,I weźm iesz dw a kam ienie onychiny, i w y ry jesz n a n ich im iona synów Izraelskich;

sześć im ion ich n a jed n y m kam ieniu, a sześć drugich, n a dru g im kam ieniu, w e d ł u g n a ­ r o d z e n i a i c h ” ; a o n a p ie rśn ik u je s t po­

w iedziane następ u jąco : „A ty ch kam ieni z im ionam i synów Izraelskich będzie d w an aś­

cie w edług im ion ich; ta k jako rzezą pieczęci, każdy w edług im ienia sw ego będą, d l a d w u n a s t u p o k o l e ń ” (2 Mojż. 28,21).

Podczas g dy n a onychinach im iona te by ły w y ry te w edług starszeń stw a w dom u ojcow -

skim , i to było ich znakiem rów ności, to na n a p ie rśn ik u sąd u w y stę p u ją one tak , jak sta ­ w ały w szyku w ojennym , podobnie ja k i w e­

dług sw oich zdolności bojow ych, w porządku obozowym, k tó re to m iejsca i porządek w yzna­

czył pokoleniom izraelskim sam P an, stosow ­ nie do ich zadań, z pom inięciem starszeń stw a ich.

W 2 rozdz. czw artej K sięgi M ojżeszowej do­

k ładnie je s t opisany porządek rozm ieszczenia poszczególnych pokoleń w obozie izraelskim .

U m iłow ani! T en czworobok obozowy, i n a ­ p ierśn ik są d u um ieszczony n a piersi arcyka­

p łana, je s t praw dziw ym obrazem K rólestw a Bożego n a ziem i, k tó re rozkrzew ić się m a na c z te ry stro n y św iata, i jak przez p roroka Da­

n iela przepow iedział Bóg, że m a ono w „w do­

kończeniu w ieków ” napełnić w szystką ziemię.

Lecz jakże błogo je s t te ra z ju ż w iedzieć, że choć rozproszony w śród w szystkich k rajó w św iata lu d Boży z n a jd u je się w w alce, m im o, iż jego poszczególni członkow ie by w ają często rozproszeni daleko jed e n od drugiego, to jed ­ n a k w szystkim zostało w yznaczone jedno m iejsce n a w ielkiej piersi A rcy k ap łan a i w Jeg o p e łn y m m iłości sercu!

Ż adne z pokoleń lu d u Bożego nie zn ajd u je się w zaniedbaniu, i ani jedno z nich nie jest o drzucone przez Niego, ani zapom niane.

I gdziekolw iek by, i choćby w najb ard ziej odległych od siebie częściach św iata Jego od­

k u p ien i znajdow ali się tak, iż n ik t nie zauw a­

żyłby n a w e t ich istn ien ia, to przecież zawsze w szyscy oni spoczyw ają n a se rc u um iłow ane­

go A rcykapłana, k tó ry stoi przed Bogiem. To je s t cudow na pociecha: t y i ja, m y wszyscy

— w szystkie dzieci Boże n a W schodzie i na Zachodzie, n a P ółnocy i P ołudniu, wszyscy sto ją c y przed Nim, zaw sze są w Jego bli­

skości.

A oto drugi, bardzo in te re su ją c y szczegół ozdoby spoczyw ającej n a p iersi arcykapłana, a m ianow icie jego nazw a: n a p i e r ś n i k s ą d u . W iersz 30 tegoż rozdziału m ów i o tym , dlaczego on nosi tę nazw ę: „Położysz też na n a p ie rśn ik u sąd u U rim i T um m im , k tó re będą n a p iersiach A aronow ych, gdy wchodzić bę­

dzie p rze d P a n a ; i poniesie A aron sąd synów Izraelskich n a piersiach p rze d P anem u sta ­ w icznie.” N azw a ta n a d a n a przez Sam ego P a ­ na m a d latego w łaśnie tak ie w ielkie znaczenie dla Jeg o lu d u ; lu d te n bow iem , ja k to przed chw ilą w idzieliśm y zn ajd o w ał się stale niejako przed oczam i Jah w e.

Czy więc ta św iadom ość sta łe j obecności Bo­

żej n ie pow iną b y w zbudzać w nim strach i bojaźń, n a m yśl o w łasnych błędach, słabo­

ściach, nied o statk ach , niem ocy i grzechu?

Czyż nie znajdow ali się oni w św ietle, przed

obliczem P ańskim , przed k tó ry m nic nie moż­

(9)

Nr 10— 11 C H R Z E Ś C I J A N I N 9

na ukryć, poniew aż w szystko w ty m św ietle zostaje obnażone i objaw ione?

Lecz jednocześnie w szelki s tra c h i bojaźń n aty ch m iast znika n a m yśl, że to nie oni sami stoją ta k przed Bogiem, ale ich w ielki, w spa­

n iały A rcykapłan, i że to nie oni niosą n a so­

bie w yrok, ale ich A rcykapłan, którego Sam w ielki Bóg obdarzył sw oim zaufaniem , i k tó ry jest p rzy je m n y m Bogu orędow nikiem i obroń­

cą. Czuli, że są u k ry ci w nim , poniew aż jego doskonałość b yła przy k ry ciem ich słabości.

Jak że cudow ne św iatło rzu ca to n a Osobę naszego O brońcy w niebiesiech — P a n a J e ­ zusa C h rystusa; jakże jasno ośw ietla Jeg o n ie­

w zruszone dzieło w chw ale! P rzecież On, w iel­

ki p rzedstaw iciel ludu, n ab ytego Jeg o w łasną krw ią, Sam re p re z e n tu je tę d ru g ą stro n ę w cu­

dow nej um ow ie, z a w a rte j n a w ieki w T esta­

m encie łaski Bożej; i On sam jedynie i n ik t poza N im nie b y ł godny zaw arcia teg o ak tu . D latego w szystkie zobow iązania tego T esta­

m e n tu w ziął w yłącznie n a Siebie i jest za w szystko odpow iedzialny od początku do koń­

ca; i Sam poniósł w yrok śm ierci, w ydany przez Boga n a Swój lud; jako Baranek ofiarny został ofiarow any, ab y um rzeć za Swój lu d na krzyżu, teraz zaś, jako Obrońca nosi n a sercu w y rok za codzienne w ykroczenia Sw ojego lu ­ du, o rędując ustaw icznie za n ajbiedniejszym n aw et ze Sw oich słabych dzieci.

C zytam y o Nim , że spełn iając u rzą d A rcy­

kapłana, n a p e łn io n y jest w spółczuciem „dla krew kości n aszych” (Żyd. 4,15), że m odli się za nam i (7,25) i przyczynia się w naszej in ­ ten c ji (Rzym. 8,34).

Ja k że w ielka i jakże pocieszająca je s t dla nas ta p raw da; dusza ludzka pow innaby trium fow ać z tego pow odu, i z radością udać się za zaproszeniem A postoła, k tó ry zachęca nas ty m i słow am i: „ P rzy stąp m y ż te d y z ufnością do tro n u łaski, abyśm y dostąpili m i­

łosierdzia, i łaskę znaleźli k u pom ocy czasu przygodnego” (Żyd. 4,16).

Św iecki rozum ciała boi się, aby ta p raw da nie s ta ła się zachętą do grzechu; ale D uch Ś w ięty pokazał n am przed chw ilą w kosztow ­ ny ch słow ach P an a, iż p raw d a ta o tw iera nam drzw i do miłosierdzia Pana Jezusa, k tó ry m o­

że nam współczuć w „krew kościach” naszych, i o tw iera także dostęp do łaski, p rzy pom ocy k tó re j m ożem y zwyciężyć w szelkie trudności i osiąginąć zw ycięstw o.

Nie, to nie dlatego On to n ap isał nam , abyś­

m y m ieli grzeszyć; ale g dyby stało się tak , p a­

m iętać pow inniśm y, iż m am y „O rędow nika u Ojca Jezu sa C h ry stu sa spraw iedliw ego; a On je st ubłaganiem za grzechy nasze; a nie tylko za nasze, ale też za g rzechy całego św ia ta ” (1 J a n a 2,1—2). A le jeszcze w ięcej, bracia moi, m ocą P a n a Jezu sa m oglibyśm y przez ja ­ kiś czas chodzić przed N im i z N im tak , jak A postoł P aw eł, że nic za sobą nie w idzielibyś­

m y, ale i w te d y n a w e t pow inniśm y pam iętać.

że przez to nie u sp raw ied liw im y się przed P a ­ nem (1 Kor. 4,4), poniew aż są w nas jeszcze rzeczy sk ry te , k tó ry c h chociaż oko nasze nie dostrzega, ani sum ienie nie pokazuje, ale widzi je Bóg; cóż było b y w ięc z nam i, z pow odu n a ­ szych nieuśw iadom ionych grzechów , gdyby Bóg nie p a trz y ł n a nas przez Tego, k tó ry n ie­

sie n a Sw ojej piersi, sp ad ający n a nas, sąd.

Niechże będzie w ieczna chw ała, i uw ielbienie i cześć i pokłon Tem u, przez któ reg o m ożem y bez s tra c h u i bez bo jaźni zająć przed O jcem darow ane n am m iejsce — w Nim!

*

D alej chciałbym zauw ażyć, że Izrael był pod m ocą podw ójnego orędow nictw a swego a rc y k a p ła n a ; w idzieliśm y Izraela n a jego ra ­ m ionach, to je s t n a dw óch kosztow nych ony- chinach, z w y ry ty m i n a n ich im ionam i dw u­

n a s tu pokoleń; tu ta j n a to m ia st już po raz d ru ­ gi, um ieszczony n a drogocennym nap ierśn ik u , w idnieje n a sercu arcy k ap łan a. T ak więc no­

sił on te n lu d podw ójnie: jak o lud, k tó re m u pośw ięcił sw oje w szystkie siły oraz jako lud, k tó re m u ofiarow ał całą sw ą m iłość.

R am iona arc y k a p ła n a , n a k tó ry c h spoczy­

w ały onychiny, b y ły ja k b y w łasnością tysięcy Izraelitów , a serce, k tó re biło w jego piersi, pod ty m i skrzącym i się kam ieniam i, płonęło m iłością dla tych, k tó ry c h im iona s ta ły się ta k bliskie, przez um ieszczenie ich n a ty c h w ła­

śnie kam ieniach.

A le któż odpow ie n a p y tan ie, ja k A aron i je­

go n a stę p c y spełnili włożone n a nich zada­

nie? A choćby n a w e t oni osiągnęli szczyt lu dzkiej doskonałości pod ty m w zględem , czy m ogli w te n sposób osiągnąć dla nas pełną korzyść?

Czym że bow iem dla zbaw ienia je s t w ysiłek ludzki, i czym że je s t m iłość człow ieka? I cho­

ciaż m a ją one ogrom ne znaczenie dla nas, to czym że są one wobec Boga? One były tylko cieniem, wskazującym na przyszłe dobra!

Ja k że w ielka więc radość pow inna n ap eł­

niać nasze serca, gdy dzisiaj p a trz y m y n a J e ­ zusa C h ry stu sa, wobec któ reg o A aron b ył ty l­

ko sym bolem , cieniem ; z tego cienia pozna­

je m y nie ty lk o potęgę Jezu sa C hrysusa, ale także Jego nieskończoną m i ł o ś ć w raz z jej czterem a w ym iaram i: z je j n ie p o ję tą wyso­

kością, głębokością, szerokością i długością, któ­

re tw orzą fu n d a m e n t stanow iący gw arancję naszego pokoju. On Sam , ze Sw oją wszechm ocą s ta ł się naszym , — jakże to wysokie! 'Jego w szechm oc i dobre upodobanie, s ta ły się n a ­ szymi, — o! to jeszcze w yżej! Ale najw yższe je s t to, bo przew yższające zrozum ienie nasze, że w raz z Jego w szechm ocą i Jego gorliw ą m i­

łością, należy do nas J e g o s e r c e !

P o p a trz dziecię Boże, ja k te skrzące się k a­

m ienie, spoczyw ają n a Jego se rc u i ja k je

(10)

ok ry w ają; one w y obrażają Jego w yb ran y i um iłow any lud, Jego oblubienicę, o k tó re j On Sam pow iedział: „U jęłaś serce m oje, sio­

stro m oja, oblubienico m oja!” (Pieśń n a d Pieś­

niam i 4,9).

K tóż z nas, b rac ia m oi, głośno czy skrycie nie zazdrościł uczniow i, k tó ry kiedyś spoczy­

w ał na Jego piersi, i któż z nas nie chciałby w dziecięcej prostocie zająć to m iejsce sam?

Ale przecież, o Boże dziecię, to je s t Tw oje m iejsce od pierw szej chw ili, od tw ego p ierw ­ szego w estchnienia n a świecie, poniew aż to On Sam ciebie ta m um ieścił!

Ale gdybyś teg o nie w iedział, i jeszcze nie spoczął na Jeg o piersi, dzisiaj jeszcze poznaj, iż to tw ó j chw aleb n y los, szczęście, tw oja w spaniała cząstka, i że, aby ją posiąść, trzeba w zrok w ia ry skierow ać n a krzyż w ielkiego A rcy kapłana — Jezu sa C hrystusa. Nie sądź, że to los, szczęście ty lk o dla n iew ielu w y ją tk o ­ w ych, w y b itnych lub w y b ra n y c h ludzi, albo w yjątkow o św iętych; otóż nie, w p ro st prze­

ciw nie — zbaw ienie jest dla grzesznych w ła ­ śnie, dla niespraw iedliw ych, obarczonych wi­

ną i złych! Sam bow iem m ów i: „Do naręcza Sw ego zgrom adzi b a ra n k i, i n a łonie Swym piastow ać je będzie” (Izaj. 40,11). A gorąca, płom ienna m odlitw a, m odlitw a poszczegól­

nych dusz i całego Kościoła, została daw no w y­

słuchana: „P rzyłóż m ię jako pieczęć n a serce sw oje, jako sy g n et do ram ien ia sw ego” (Pieśń nad Pieśniam i). Od tego dnia, g dy jak o w ielki A rcykapłan i O rędow nik Sw ojego ludu, zajął S w oje m iejsce przed Bogiem, nosi cały ten lu d n a sw ych ram ionach i n a se rc u — w m ocy i m iłości.

*

P rz y p a trz m y się jeszcze różnicy w blasku drogocennych kam ieni, n a k tó ry c h w y ry to im iona plem ion izraelskich.

J e s t różnica m iędzy kam ieniam i u m ie sz ­ czonym i n a ram io n ach i kam ieniam i, k tó re by ły n a n ap ierśn ik u . M ożna to spostrzec na pierw szy rz u t oka. K am ienie um ieszczone n a n a ­ ram ien n ik u b y ły jednakow e, ta k co do g atu n k u , ja k być m oże i co do k ształtu , tu ta j zaś, n a n a ­ pierśniku, w idzim y w ielką różnorodność; tam w szystkie pokolenia skrzą się w b lask u jed n a ­ kow ych onychinów , tu ta j każde pokolenie w idnieje n a innym kam ieniu. Idzie tu ta j o podkreślenie różnego udziału w chw ale, pod­

czas gdy n a onychinach porządek w y nikał 7. w ieku i kolejności narodzenia.

A m oże ta różnica je s t dziełem przy p ad k u , albo co gorsze — pom yłki? Nie, n a pew no nie, pom yłka w szelka je s t w ykluczona, poniew aż porządek te n został u stalo n y w e w spaniały sposób przez Jahw e!

Zachodzi p y tan ie, czy te n „cień” znalazł także odbicie w śród lu d u Bożego Nowego Przym ierza? Oczywiście, że tak! G dy n a te n lud p a trz y m y od s tro n y jego n arodzenia z Bo­

ga, to różnicy żadnej wówczas nie w idać; każ­

de z pokoleń jest w rów nym sto p n iu drogie i chw alebne, poniew aż nieskończenie droga k re w C hrystusow a b yła ceną, k tó ra została zapłacona jednakow o za w szystkich, za każ­

dego. I każdy je s t um iłow any w ieczną m iłoś­

cią, w y b ra n y w C hry stu sie przed w iekam i;

tenże D uch Ś w ięty zrodził każdego, i to samo życie wieczne, i jed n a i ta sam a chw ała — ich w spólnego Zbaw iciela, n ależy do w szystkich.

T u ta j nie m a żadnych różnic; n a w e t prze­

szłość lu b pochodzenie nie stanow ią różnicy.

Oto p rzykład: R uhen, pierw orodny, „spływ ał jako w oda” i u tra c ił przez to ziem skie pier- w orodztw o (1 Mojż. 49,3.4), a popatrz, jego im ię jaśn ie je na pierw szym m iejscu n a kam ie­

n iu o n ychinow ym ; Jó zef i B enjam in korzystali kiedyś z udzielonego im przez Ja k u b a p r z y ­ w ileju przed in n y m i synam i, a oto tu ta j wi­

d n ieją w porząd k u sw ego urodzenia, i w ten sposób znaleźli się... n a końcu; ale i to nie sta ­ nowi żadnej różnicy, gdyż oni i ta k k orzysta­

ją w jed n ak o w y sposób w raz z in n y m i z tej sam ej chw ały.

Ale gdy zaczniem y p rzy p a try w a ć się dro­

giem u ludow i B ożem u w edług c h a ra k te ru je­

go poszczególnych przedstaw icieli, w edług w łaściw ości każdego z pokoleń, w edług zna­

czenia, jak ie każde m a wobec k ró le stw a Boże­

go n a ziemi, to każde pokolenie, a n aw et po­

szczególny jego członek pojawia się jak te kosztowne kam ienie na piersi arcykapłana i w ystępuje w swoim szczególnym, jem u je­

dynie w łaściw ym blasku, i na swoim odrębnym miejscu.

W ojow niczy J u d a — lew zwycięski, posta­

w iony je s t n a czele i w pierw szym rzędzie, podczas g dy D an stoi na końcu; to Sam P a n w ziął ich ze śro d k a i p ostaw ił n a ty ch m iejs­

cach, k tó re im w yznaczył, aby n a jle p ie j w y­

konali postaw ione im zadania, i przez to speł­

nili Jego p lan. R óżny jest także ich blask, każ­

d y w sw oim rodzaju!

T ak sam o je s t d z isia j! N iezliczone „w ojsko”

w alczy o dzieło sw ojego P ana. Ale może chcie­

libyśm y poprzestaw iać stanow iska poszczegól­

n y ch pokoleń? Albo m oże razi nasze oczy ich blask? G dyby ta k było, znaleźlibyśm y się w sprzeczności z Tym , k tó ry „ ta k dziw nie urządził w szystko”. O tw órzm y oczy, lub gdy trz e b a n am ażm y je m aścią od P ana, tą n a p ra ­ w iającą w zrok, żeby poznać, iż każde z ty ch pokoleń je s t ozdobą naszego wyw yższonego A rcykapłana, i błyszczy n a N im w łaściw ym m u blaskiem .

Podobnie jest z każdą k ro p lą rosy, k tó ra od­

zw ierciedla w sobie w ielkie słońce tak, iż

każde z pokoleń lu d u Bożego odzw ierciedla

drogocenne Słońce P ra w d y w różny sposób,

w łaściw y je m u jedynie. A m oże to błąd, że nie

w szyscy lśnią się jednakow ym blaskiem ?

W prost przeciw nie; to Sam nasz P an, w św iat

ten za p o średnictw em lu d u Swego, w ysyła ty ­

siące prom ieni w spaniałości i cnót, aby św iat

Cytaty

Powiązane dokumenty

W naszych zielonoświątkowych kręgach pewne moce do nadzwyczajnego działania i mówienia zwykle nazywa się daram i Ducha Świętego.. Z punktu widzenia Nowego

• Kolejnym wymogiem stawianym wobec kaznodziei jest otwartość i dostępność dla innych, z czym wiąże się także jego gościnność.. Umiejętność przyciągania

Chrzest Duchem Św iętym jest działaniem Ducha Św iętego odrębnym od Jego działania odrodzeńczego... Może być

A cokolw iek dalej mówi się: „Ale teraz nasz kap łan tern zacniejszego urzędu dostąpił, im jest pośrednikiem lepszego przym ierza, k tó re lepszem i

Dać kom ukolw iek sw e ram iona do rozporządzenia, oznaczało poddać się, oddać iz gotow ością w służbę posiadane

Upieczonego baranka spożywano w ieczorem w czasie uczty wielkanocnej, paschalnej, która zaczynała się po zachodzie słońca i trw ała do północy, czasem

T eraz przekonałam się, że żadna siła tego nie dokona, dopóki istnieć będzie ta zbrodnicza. in sty

Jeszcze więcej, spełnia się obietnica Pana Jezusa Chrystusa:... Nie ma dla chorego żadnego większego