• Nie Znaleziono Wyników

I to myśmy wyznaczali poziom - Janusz Woć - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "I to myśmy wyznaczali poziom - Janusz Woć - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

JANUSZ WOĆ

ur. 1957; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe projekt "Polska transformacja 1989-1991", prasa lubelska,

"Gazeta Wyborcza"

I to myśmy wyznaczali poziom

Myślę, że tym różniliśmy się od istniejących wtedy jeszcze na rynku gazet, że nie uznawaliśmy tematów tabu. Obowiązywał oczywiście kanon estetyczny, kwestia odpowiedzialności dziennikarskiej. Nie wyglądało to tak, że można było każdą rzecz rozdmuchać, robić jakieś sensacje. Nie, to było rzetelne dziennikarstwo, absolutnie.

Wacek bardzo tego pilnował, zresztą Warszawa też. Dziennikarz wiedział, że ma odpowiedzieć na podstawowe pytania, czyli: kto, co, gdzie, kiedy, dlaczego. Jak to się w uporządkowanym układzie nie znalazło, to tekst szedł do kosza. Przede wszystkim obowiązywały wymogi poprawności. To jest dziwne, w tym okresie pionierskim o wiele bardziej dbano o to, żeby to było po prostu poza jakimkolwiek podejrzeniem.

Zaczynaliśmy funkcjonować w sytuacji, kiedy dziennikarz był postrzegany jako dygnitarz. Bo to był dziennikarz, który miał swoje miejsce gdzieś tam w redakcjach należących do RSW. To wszystko znajdowało się pod kontrolą, to był olbrzymi koncern. Etat dziennikarz w „Sztandarze” czy w „Kurierze”, to była konkretna rzecz.

Dziennikarz był znaną osobą, łączyły się z tym pieniądze, najrozmaitsze możliwości.

Wizytówka otwierała wszelkie drzwi. I tu raptem dziennik, ludzie, którzy nigdy nie byli dziennikarzami albo stawiali dopiero pierwsze kroki. Było oczywiste, że Wacek nie chce ani nie może sięgnąć po dziennikarzy, którzy właśnie w ten sposób funkcjonowali przez lata, do 1989 roku. I po 1989 roku będą w tych nowych gazetach funkcjonować. Oni zostali tam, a tutaj była zupełnie nowa ekipa, zupełnie nowi ludzie.

I to myśmy wyznaczali poziom. To u nas przestrzegano, aby nikomu do głowy nawet nie przyszło załatwiać prywatne sprawy. To w ogóle nikomu nie przychodziło do głowy. Tam to stanowiło normę.

Niektórzy straszyli nas jakąś bombą, ale chyba nigdy nie było żadnego incydentu, który bym zapamiętał. Pisaliśmy o wszystkim, co się nadawało do tego, żeby podjąć interwencję, i co się dało zamienić na tekst, który będzie spełniał wymogi, które cały czas każdemu stawiano.

(2)

Data i miejsce nagrania 2014-02-06, Lublin

Rozmawiał/a Marek Nawratowicz

Transkrypcja Kamil Mączka

Redakcja Monika Tatara, Małgorzata Popek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Natomiast studiując Polonistykę na KUL-u myśmy mieli naprawdę ten luksus, że była z nami pani profesor Irena Sławińska, która znała Miłosza od studiów i nawet można

„Gwałtu, co się dzieje!” Jeszcze jak dyrektorem teatru był Jerzy Torończyk (świetny dyrektor, ojciec Krzysia; bardzo się z nim przyjaźniłem), to on mi dawał propozycje

W każdym razie nie można tego przesądzić, czy [ludzie starego reżimu] byli tak pewni wygranej i tego, że wszystko się odwróci, podczas gdy nastroje społeczne, sytuacja

przyłożył mu serdecznie w twarz, Niemiec się przewrócił, a drugi, i to było dla nas szczęśliwe - kopnął w ten kij, na którym trzymała się gwiazda, kopnął tak ładnie,

Wolność to cały szereg rzeczy, o które się biliśmy, a których nie mieliśmy wcześniej.. Wolność to jest możliwość wypowiadania tego co się myśli, realizowania zamierzeń,

W tej kamienicy końcowej, gdzie na rogu mieścił się jubiler, to była pierwsza czy druga brama i mieszkanie po prawej stronie, na parterze, wynajęte od jakichś sióstr, które

„Nie umiał!” a dyrektor tego szpitala abramowickiego, wiadomo że to jest psychiatryczny szpital, Brennenstuhl, był absolwentem liceum Staszica, zadzwonił do pani

Jak rodzice szli do pracy, to te dzieci, jak pamiętam, były w domu, nie chodziły po [terenie getta], nie bawiły się outside [na dworze].. Dzieci są bardzo