RECENZJE
Uwolnić się od złudzeń...
PIERRE BOURDIEU i LOIC J. D. WACQUANT: Zaproszenie do socjologii refleksyjnej. Warszawa: Oficyna Naukowa, 2001, 306 s.
Pierre B ourdieu (1930-2002) uważany jest za jednego z najw ybitniejszych przedstaw icieli w spółczesnej m yśli socjologicznej. Studiow ał filozofię m . in.
w słynnej Ecole N orm ale Superieure, którą ukończył kilkadziesiąt lat w cze
śniej Durkheim . Po uzyskaniu tytułu agrege w 1955 roku nauczał m . in. w u ni
w ersytetach w A lgierze oraz Lille. Od 1964 roku osiadł w paryskiej Ecole des Hautes Etudes en Sciences Sociales, gdzie kierow ał ośrodkiem socjologii eu ropejskiej. W 1981 roku został profesorem College de France. Jego tw órczość odznacza się w yjątkow ą różnorodnością, burząc ustalone w socjologii podzia
ły. Ich konsekw entne znoszenie to jeden z zasadniczych postulatów autora, za
w artych w książce o zachęcającym tytule: Zaproszenie do socjologii refleksyj
nej, której na pewno warto pośw ięcić uwagę. Pozycja w w ersji francuskiej ukazała się dziesięć lat temu, natom iast polskie tłum aczenie pojaw iło się w 2001 roku.
Już sama konstrukcja książki czyni j ą bardzo interesującą. Zasadnicza część ujęta jest w form ę wywiadu z francuskim myślicielem. Jak podkreśla Loic Wa- cquant, który zebrał w całość rozm owy z Bourdieu, forma wywiadu przełam u
je autorytatywny, dydaktyczny i akademicki styl uniwersyteckiego wykładu.
Jest to zatem swego rodzaju „publikacja oralna” (s. 3). N a wyw iad składają się przede wszystkim dyskusje prowadzone podczas seminarium dla doktorantów w uniwersytecie chicagowskim w semestrze zimowym 1987-1988. Druga część, objętościowo skromniejsza, to zapis wykładu Bourdieu, będącego w pro
wadzeniem do seminarium w Ecole des Hautes Etudes en Sciences Sociales w Paryżu, w październiku 1987 roku.
Warto podkreślić, iż dzięki zastosowaniu formy wywiadu książka zyskuje znacznie na lekkości. Jest to jej zaletą tym bardziej, iż czytanie Bourdieu sprawia często trudność ze względu na specyfikę języka, jakiego używa autor. Jak zauwa
ża Szacki, „(. . . ) język Bourdieu jest na ogół eliptyczny i ciemny, pełen literackich metafor i sugestii, których sens nie zostaje do końca odsłonięty, aforyzmów dają
cych się odczytać na różne sposoby” (Szacki 2002: 901-902). Tak więc nie bez przyczyny Bourdieu określany jest mianem „intelektualnej enigmy”.
Zaproszenie do socjologii refleksyjnej to, ujmując zwięźle, zaprezentowanie wewnętrznej logiki dzieł Bourdieu. Porusza on szereg wątków teoretycznych i metodologicznych, jakie zawarte zostały w jego pracach naukowych, bardzo zresztą zróżnicowanych tematycznie. Warto jednak podkreślić, iż książka nic jest uproszczoną analizą myśli Bourdieu czy też „koncepcją w pigułce”, co zmusza czytelnika do własnych przemyśleń.
Chciałabym pokrótce odnieść się do zawartości poszczególnych rozdziałów książki.
W pierwszej części, zatytułowanej „Cele socjologii refleksyjnej”, zarysow a
ne są podstawowe kategorie pojęciowe B o u rd ieu ., W rozdziale pierwszym przedstawiona jest m . in. koncepcja socjologii jako socjoanalizy, a także idea tzw. homo academicus. Jest tu także mowa o błędach, jakie popełniane są naj
częściej przez socjologów podczas pracy badawczej. W drugim rozdziale Bour
dieu skupia się na pojęciu pola, bardzo istotnym w jego koncepcji teoretycznej.
Rozdział trzeci to wyjaśnienie kolejnych pojęć: m . in. habitusu, interesu, kapita
łu kulturowego oraz racjonalności. Nie została też pom inięta problematyka przem ocy symbolicznej, najbardziej chyba kojarząca się z dorobkiem nauko
wym Bourdieu, zawarta w rozdziale piątym. Kolejny rozdział to rozważania na temat tzw. „polityki realnej Rozumu” - powracają tu m . in. postulaty dotyczące pola socjologii. Według Bourdieu socjologia francuska musi przezwyciężyć rozdział m iędzy teorią a badaniami empirycznymi i wypracować now ą formułę praktyki naukowej. Ostatni rozdział w ramach pierwszej części nosi tytuł
„Obiektywizacja podm iotu obiektywizującego” i stanowi, zwięźle rzecz ujm u
jąc, „analizę Bourdieu za pom ocą socjologii tegoż Bourdieu” (s. 201).
Część druga książki jest zapisem wykładu inauguracyjnego do seminarium paryskiego w październiku 1987 roku. Bourdieu wskazuje tu na podstawowe przesłanki, jakim i powinien kierować się socjolog w swej działalności nauko
wej, chce „przekazać fach” swym słuchaczom - tak zresztą zatytułowany jest pierwszy rozdział tej części. W rozdziale drugim autor przekonuje, iż socjolog powinien myśleć relacjonalnic. Twierdzi, iż znacznie łatwiej myśleć w katego
riach bytów realnych (grupa, jednostka) niż w kategoriach relacji, ale tylko ten drugi sposób jest właściwy. W rozdziale trzecim francuski myśliciel postuluje,
aby każdy socjolog, zanim przystąpi do naukowego konstruowania przedm iotu badań, wyzbył się nawyków potocznego myślenia: „Aby nie stać się samemu przedm iotem problemów, które się stawia samemu za przedmiot, trzeba upra
wiać społeczną historię wyłaniania się tych problem ów ( ... )” (s. 238). W kolej
nym rozdziale ukazane są niebezpieczeństwa, na jakie narażony jest socjolog - mowa tu na przykład o tzw. double bind, czyli zapętleniu. Bourdieu wskazuje też sposób uzdrow ienia socjologii - jest nim konwersja, czyli m entalny prze
wrót, zmiana całej wizji świata społecznego. Rozdział ostatni poświęcony jest obiektywizacji uczestniczącej, która, zdaniem Bourdieu, jest najw iększym w y
zwaniem, przed jakim stoi socjolog.
Tak przedstaw ia się w ogromnym skrócie zawartość książki. Ze względu na dużą ilość poruszanych przez Bourdieu wątków chciałabym odnieść się tylko do niektórych, pozostawiając czytelnikom m ożliwość osobistego ustosunkowania się do całości jego myśli. Za najbardziej interesujące uznałam te fragmenty książki, które bezpośrednio odnoszą się do kategorii pojęciowych, opisujących m echanizm y funkcjonowania społeczeństwa. Poza tym nie sposób pominąć pewnej ogólniejszej refleksji filozoficznej, jak ą zarysowuje autor.
Bardzo ciekawą kw estią jest to, iż Bourdieu, tworząc w łasną w izję rzeczyw i
stości społecznej, pragnie usytuować się ponad wszelkimi podziałam i, takimi jak: subiektywizm -obiektywizm , teoria-badania czy też m ikro-m akro. Postula
tem autora jest łączenie owych antagonizmów, które, jak twierdzi, rozsadzają socjologię od wewnątrz. Nie jest to podejście odosobnione. Również Giddens (2001) dąży do przezwyciężenia wszelkich dychotomii, jakie wyłoniły się w efekcie rozwoju socjologii, a które współcześnie rozwój ten hamują.
Bourdieu zmierza do zespolenia podejścia strukturalistycznego, czyli obiek
tywnego, z zewnątrz, z podejściem konstruktywistycznym, badającym subiek
tywny świat podm iotu poznającego. N ie chcąc redukować socjologii do jed n e go z podejść wykorzystuje strukturalizm genetyczny, pozwalający na uw zglę
dnienie obydwu tych aspektów. Warto może przywołać jed n ą z kluczow ych hi
potez autora, która głosi, iż „istnieje odpowiedniość między strukturą społeczną a strukturam i myślowymi, między obiektywnymi podziałam i świata społeczne
go, zwłaszcza na dominujących i zdom inowanych w różnych polach, a zasada
mi postrzegania i dzielenia, przypisywanym i przez ludzi tym podziałom ” (s. 16). Zadaniem socjologii jest zatem wydobywanie na światło dzienne głębo
ko ukrytych struktur, które według niego w iodą podwójny żywot. Z jednej stro
ny są to struktury obiektywne, uchwycone z zewnątrz, mierzalne, dające się przedstawić graficznie. Takiemu podejściu grozi jednak redukcjonizm , zbyt szybkie przechodzenie od modeli do rzeczywistości społecznej. Z drugiej stro
ny, aby uniknąć swoistej pułapki redukcjonizmu, badacz powinien uznać wizje i interpretacje podmiotów społecznych za niezbywalną część składową cało
ściowo ujętej rzeczywistości społecznej.
Warto może napomknąć, iż śledząc wywody Bourdieu, który mówi o koniecz
ności wydobywania na światło dzienne głęboko ukrytych struktur różnych spo
łecznych światów (s. 12), nie sposób nie zauważyć analogii do postulatów m eto
dologicznych zgłaszanych przez innego znakomitego przedstawiciela poststruk- turalizmu - M ichela Foucault (1997 oraz Lcmert i Gillan 1999). Opowiada się on za tzw. „archeologią wiedzy”, czyli dokopywaniem się do ukrytych znaczeń za
wartych w wypowiedziach, czy też mówiąc precyzyjniej - w dyskursach, pojmo
wanych jako, jęz y k w użyciu”. Nie jest zresztą tajemnicą, iż Bourdieu rozwinął myśl swego rodaka, uzupełniając jego koncepcję władzy symbolicznej.
Chciałabym podkreślić, iż czytając tę swoistą „publikację oralną”, rozbitą na szereg drobiazgowych pytań, a także pełną m etafor oraz niedomówień, odnio
słam mimo wszystko wrażenie pewnej wewnętrznej logiki i spójności koncepcji teoretycznej Bourdieu. Dowodem na to są ściśle powiązane ze sobą pojęcia ha- bitusu oraz pola, które odzwierciedlają wspomniany ju ż antagonizm, z jakim m u
si uporać się socjologia, ale które równocześnie są relacjonalne względem siebie - każde z nich funkcjonuje tylko dzięki współistnieniu drugiego. Jak zatem na
leży rozumieć pole i habitus oraz na czym polega ich wzajem na relacjonalność?
Należy może wyjść od tego, iż czytając wywiad z Bourdieu, natknęłam się na fragment, w którym francuski myśliciel definitywnie niszczy puste - jak twier
dzi - pojęcie „społeczeństwo”, zastępując je pojęciami pola i przestrzeni społecz
nej. Według niego, zróżnicowane społeczeństwo nie tworzy zwartej całości sca
lonej funkcjami systemowymi, krzyżującymi się konfliktami czy globalnym au
torytetem, ale stanowi zespół względnie autonomicznych obszarów gry, nie da
jących się podporządkować jednej logice społecznej (s. 20). Pole to według Bo
urdieu sieć obiektywnych relacji między pozycjami, które zdefiniowane są rów
nież obiektywnie ze względu na swoje istnienie i ze względu na uwarunkowania, jakie narzucają osobom czy instytucjom je zajmującym. Chodzi tu zatem o ich sytuację w strukturze dystrybucji władzy (czy też kapitału). Posiadanie władzy (lub kapitału) określa dostęp do specyficznych korzyści, o które toczy się gra w danym polu (s. 78). Warto podkreślić, iż każde z pól jest terenem działania spe
cyficznej logiki oraz, co bardzo istotne, przymusu. Jest ono obszarem konfliktów i konkurencji - widoczna jest zatem analogia do pola bitwy, w którym gracze ry
w alizują o dostęp do odpowiedniego dla danego pola kapitału. Takim polem, w obrębie którego toczy się gra, jest na przykład gospodarka, polityka, nauka, oświata, religia, sztuka itd. Liczba pól jest praktycznie nieograniczona.
Habitus to drugie kluczowe w teorii socjologicznej Bourdieu pojęcie, pozo
stające w ścisłej relacji z pojęciem pola. Habitus rozumiany jest jako zbiór rela
cji historycznych, „zdeponowanych” we wnętrzu jednostki pod postacią myślo
wych i cielesnych wzorów percepcji, ocen i działań (s. 20). Należy dodać, iż ha
bitus posiada dwojaką właściwość: jest jednocześnie wytworem życia społeczne
go oraz tym, co je od nowa wytwarza. Jak podkreśla Szacki, „wprowadzając to
pojęcie, Bourdieu realizował zamysł uniknięcia zarówno obiektywizmu, jak i su
biektywizmu, służy ono bowiem, z jednej strony, pokazaniu, iż dyspozycje jed nostek są wytworem p a r excellence społecznym, z drugiej natomiast - ocaleniu mimo wszystko wyobrażenia jednostki jako podmiotu aktywnego, którego prak
tyka życiowa jest czymś więcej niż tylko stosowaniem społecznych norm czy re
guł. (. . . ) Nie przecząc istnieniu obiektywnego ładu społecznego, pojęcie to kie
ruje uwagę nie tyle na to, że jednostki się doń przystosowują, ile na to, że go przez swoje działania reprodukują i w jakim ś stopniu nieustannie m odyfikują”
(Szacki 2002: 894). Tak więc habitus jest zarówno „strukturujący”, jak i „struk- turowany”. Wyraźnie widać tu analogię do teorii strukturacji A nthony’ego Gid- densa, który podkreśla dualność struktury: z jednej strony determinuje ona dzia
łania jednostek, z drugiej zaś jest przez te jednostki odtwarzana czy reproduko
wana (a więc pod wpływem tych działań sama ulega przekształceniom).
Po przeczytaniu książki utwierdziłam się w przekonaniu, iż wprowadzenie pojęć habitusu i pola um ożliw ia przezwyciężenie utrwalonych w naukach spo
łecznych podziałów, pozwala — jak przekonuje Bourdieu — „uwolnić się od fał
szywego problem u osobistej spontaniczności i przym usu społecznego, wolności i konieczności, wyboru i obowiązku, a więc jednym ruchem odsunąć oklepane alternatywy jednostki i struktury, mikro i m akroanalizy” (s. 25). Rzeczywistość społeczna istnieje bowiem dwukrotnie - „w rzeczach i w m ózgach, w polach i habitusach, na zewnątrz i wewnątrz podmiotów działających” (s. 115). Można śmiało stwierdzić, iż nauka społeczna wcale nie musi wybierać między tymi dwoma biegunam i, gdyż „to, co tworzy rzeczywistość społeczną - tyleż habitus co i struktura oraz ich wzajemne przenikanie się w postaci historii - tkwi w re
lacjach” (s. 19-20).
Zdarza się jednak, iż następuje swoiste „przesunięcie” pom iędzy polem i ha- bitusem. Bourdieu zaobserwował swego czasu przypadek w Algierii, gdzie lu
dzi z habitusem przedkapitalistycznym wrzucono nagle w „kosmos kapitali
zm u” (s. 118). Ich myślenie zostało zawieszone w próżni, gdyż myślowe wzory percepcji nie nadążały za zmieniającymi się warunkami obiektywnymi. Wydaje się, iż taką analizę można by równie śmiało zastosować do polskich realiów do
by transformacji.
Kolejnym istotnym elementem teorii Pierre’a Bourdieu, wym agającym choć krótkiej wzmianki, jest koncepcja przem ocy symbolicznej, której poświęcony został czwarty rozdział książki. W yraźnie widać, iż jest ona ściśle powiązana z pozostałym i kategoriam i pojęciowymi, jakie wprowadził Bourdieu. Podkreśla on, iż z przem ocą sym boliczną mamy do czynienia w obrębie pola, w którym toczy się specyficzna gra. Za przykład może posłużyć państwo, które określane jest przez Bourdieu jako zbiór pól sił, gdzie rozgryw ają się walki, których staw
ką jest monopol na praw om ocną przemoc symboliczną: m ożliwość tworzenia i narzucania w granicach kraju wspólnego zbioru norm przym usowych jako uni
wersalnych i powszechnie stosowanych (s. 95). Poza tym przem oc symboliczna odbywa się wszędzie tam, gdzie się jej za przemoc nie uważa. Chodzi tu o pe
wien zespół przedrefleksyjnych założeń, dotyczących rzeczywistości społecz
nej, dzięki którym świat przyjm owany jest jako zrozum iały sam przez się i uznawany za naturalny.
Wydaje mi się, iż ten fragment książki jest szczególnie interesujący, gdyż de
maskuje pewne utrwalone, nieuświadomione procesy myślowe. Jak podkreśla Bourdieu: „rodzimy się w świecie społecznym, a więc bezboleśnie przyjmujemy za w łasną pew ną liczbę nie wypowiedzianych na głos postulatów i aksjom atów”
(s. 162). Przykładem takiego sposobu myślenia jest np. męski porządek świata, który został zakorzeniony na tyle głęboko, że nie wymaga uzasadnienia (s. 166).
Analizując argum entację autora trzeba zauważyć relacjonalne powiązanie habitus - pole: „Porządek taki dąży do tego, aby uznać go za wynikający sam z siebie na m ocy nieomal doskonałej zgodności m iędzy - z jednej strony - strukturami społecznymi, które znajdują swój wyraz w społecznej organizacji przestrzeni, czasu i w podziale pracy między płciami, a - z drugiej strony - strukturami poznawczymi, wpisanymi w ciała i um ysły” (s. 167). W idać zatem wyraźnie, iż przemoc symboliczna realizuje się, po pierwsze, dzięki zróżnico
waniu płciowem u, które „narzuca kobietom i mężczyznom odmienne zespoły dyspozycji dotyczących gier społecznych” (kategoria pola) oraz, po drugie, za pom ocą wpisanych w habitus nieświadom ych schematów m yślenia (s. 168). Ja
ka jest recepta Bourdieu na zm ianę istniejącego stanu rzeczy? Twierdzi on, iż potrzebna jest do tego „prawdziwa rewolucja symboliczna, zdolna zakw estiono
wać podstawy produkcji i reprodukcji kapitału symbolicznego” (s. 170). N asu
wa się tylko pytanie, jak taki postulat m ógłby zostać wcielony w życie?
Odniosłam nieodparte wrażenie, iż wyjątkow ą rolę w wytwarzaniu przemocy symbolicznej Bourdieu przypisuje językowi. Według niego, każda wymiana ję zykowa zawiera teoretyczną możliwość aktu władzy, szczególnie jeśli angażują się w nią podmioty zajmujące asymetryczne pozycje w dystrybucji odpowiednie
go kapitału (s. 136). Francuski myśliciel kwestionuje tzw. złudzenie wspólnoty językow ej, czyli przekonanie, iż wszyscy korzystają z języka tak jak ze słońca, wody czy też powietrza. Tak twierdził de Saussure - wykorzystując metaforę C om te’a - porównując język do skarbu {treasure), który jest dostępny dla wszy
stkich członków danej wspólnoty (s. 137). Według Bourdieu, takie przekonanie jest całkow itą iluzją, gdyż dostęp do prawomocnego języka nie jest równy, lecz monopolizowany przez niektórych. Cała tajemnica tkwi w tym, iż władza sym
boliczna „spełnia się jedynie w określonej relacji, kreującej wiarę w praw om oc
ność słów i wypowiadających je osób oraz funkcjonuje tylko o tyle, o ile ci, którzy jej podlegają, uznają tych, którzy j ą sprawują” (s. 139). W podobny spo
sób władzę pojmuje Foucault - jest dla niego aspektem wszystkich stosunków i powiązań społecznych. Nie jest ona nigdzie formalnie zlokalizowana, lecz krą
ży. Foucault postuluje zatem demaskowanie ukrytych stosunków władzy i przy
musu tkwiących w społecznych sposobach porozumiewania się, a zwłaszcza w znaczeniach powszechnie uznawanych pojęć-symboli (zob. Hindess 1999).
Interesującym przykładem, jaki przytacza Bourdieu na poparcie tezy o w ła
dzy symbolicznej, spełniającej się w pewnych określonych relacjach, jest środo
wisko akademickie. Podobnie jak każde inne środowisko społeczne, również świat akadem icki jest m iejscem nieustannych walk o prawomocne znaczenia, z tym, że świat ten wyróżnia się poprzez fakt posiadania „wielkiej społecznej m ocy” (s. 51). To tutaj zachodzą ciągłe tarcia w kwestii wiedzy, która jest spo
łecznie upoważniona do wydawania prawd o świecie społecznym. Francuski m yśliciel przytacza przykład m onopolizowania władzy jednych naukowców (np. dzięki stanowiskom we władzach uniwersyteckich) w celu kontrolowania innych. Uważa, iż takie m onopolizowanie nie m a nic wspólnego z polem nau
kowym. Powiada, iż „pole naukowe jest autonomicznym uniwersum, w którym uczeni chcący się spierać z innymi m uszą zrezygnować z wszelkich m etod po
zanaukowych ( ... )” (s. 174). Egzem plifikacjąautonom icznego pola naukowego jest według Bourdieu matematyka, gdyż matematyk, pragnąc zatrium fować nad
innymi, musi posłużyć się wyłącznie m atem atyczną bronią.
Zasadniczym postulatem Bourdieu jest zatem autonomia pola naukowego socjologii. Twierdzi, iż „socjologia musi najpierw zaznaczyć swoją autonomię, musi być ciągle czujna i wrażliwa na punkcie swej niezależności. Jest to dla niej jedyna droga zdobycia skutecznych środków działania i zapewnienia sobie efek
tywności politycznej. Podstaw ą zdobycia przez nią skuteczności politycznej może być jedynie jej autorytet czysto naukowy, inaczej mówiąc jej autonom ia”
(s. 183). Znów ciśnie się na usta pytanie, czy możliwa jest w takim rozumieniu autonomia pola naukowego socjologii?
Warto też wspomnieć, iż Bourdieu zauważa wiele zagrożeń, na jakie narażo
ny jest naukowiec uprawiający socjologię. Proponuje zatem swój sposób uzdro
wienia nauki, przede wszystkim poprzez wykorzystanie m yślenia refleksyjnego.
Aby jednak zrozumieć, na czym m iałoby ono polegać, należy najpierw skoncen
trować się na wspom nianych zagrożeniach.
Bourdieu zarzuca socjologom, iż często nie potrafią wyzwolić się z nawyku potocznego m yślenia (doksy), co równoznaczne jest z brakiem obiektywizmu.
Podkreśla, że nie m a obiektywnej nauki społecznej bez „obiektywizacji podm iotu obiektywizującego”. Francuski m yśliciel twierdzi: „jednym z głów
nych źródeł błędu w naukach społecznych jest brak kontroli stosunku do przedmiotu, co prowadzi do projekcji tej nie przeanalizowanej relacji na sam przedm iot analizy. Tym, co mnie smuci podczas lektury niektórych prac socjo
logicznych, jest fakt, iż ci, których zawodem jest obiektywne opisanie świata społecznego, okazują się tak rzadko zdolni do zobiektywizowania siebie sa
mych i tak często nie dbają o to, że ich pozornie naukowy dyskurs mniej mówi
o samym przedmiocie, niż o ich stosunku do przedm iotu” (s. 49). Potrzebna jest zatem refleksja. Według autora „socjologia refleksyjna może uwolnić intelektu
alistów od ich złudzeń, a przede wszystkim od złudzenia, że się nie m a złudzeń, zwłaszcza na tem at siebie samego. M oże im przynajmniej utrudnić wszelkie bierne i nieświadome uczestnictwo w przem ocy symbolicznej” (s. 191).
Otwartym pozostaje pytanie, czy możliwe jest w praktyce wcielenie w życie choćby części postulatów zgłaszanych przez Bourdieu. Wydaje się, iż odwiecz
nym i niezwykle trudnym do rozwiązania problemem jest zdystansowanie się socjologa do przedmiotu jego badań, a to ze względu na fakt, iż sam stanowi im- m anentną część życia społecznego, które analizuje. Jest też szereg innych pytań, jakie nasuw ają się po lekturze Zaproszenia do socjologii refleksyjnej. Dostrze
gam przede wszystkim pułapkę, w ja k ą świadomie bądź nie, zapędził się B our
dieu. M ianowicie, socjologia refleksyjna, która domaga się obrony badacza przed przem ocą symboliczną, nie może, pod groźbą samounicestwienia, rościć sobie pretensji do bycia „tym jedynym , właściwym podejściem ”. Czyli m yśle
nie „wraz z Bourdieu” jest równocześnie zachętą do m yślenia „poza Bourdieu”, a nawet przeciwko niemu. Bourdieu, tworząc swoją teorię musiał zatem liczyć się z takimi konsekwencjami. Nie jest zresztą tajemnicą, iż obok entuzjastów te
go francuskiego poststrukturalisty są też jego wielcy przeciwnicy oraz tacy, którzy po prostu milcząco go ignorują. Myślę, iż Bourdieu właśnie o to chodzi
ło. Jak twierdzi Wacquant, „ta książka spełni zadanie, jeśli czytelnicy potraktu
j ą jej treść jako narzędzie pracy i użyją go do swych konkretnych analiz. Co oznacza, że nie powinni się lękać - jak mawiał Foucault o myśli Nietzschego - używać jej, deformować ją, doprowadzać do jęku i protestu”.
Zachęcam bardzo do lektury „w yw iadu-rzeki” z Pierrem Bourdieu, który za
prasza na wędrówkę po krainie nauk społecznych, wytyczając sw ą własną, nie najłatw iejszą ścieżkę.
Literatura
Szacki, Jerzy. 2002. Historia myśli socjologicznej. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.
Giddens, Anthony. 2001. Nowe zasady metody socjologicznej. Kraków: Zakład W ydawniczy „Nom os”.
Foucault, Michel. 1997. Archeologia wiedzy. Warszawa: PWN.
Lemert, Charles C. i Gillan Garth. 1999. M ichel Foucault. Teoria społeczna i transgresja. Warszawa-Wrocław: Wydawnictwo Naukowe PWN,
Hindess, Barry. 1999 Filozofie władzy. Od Hobbesa do Foucaulta. Warsza
w a-W rocław : Wydawnictwo Naukowe PWN.
Barbara Jabłońska.