• Nie Znaleziono Wyników

G Ł O S L E K A R Z Y

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "G Ł O S L E K A R Z Y"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

NR. 5. LWÓW, DNIA. 1. MARCA 1905. ROK III.

G Ł O S L E K A R Z Y

O r g a n le k a rz y G alicy i, Ś lą s k a i B u k o w in y

SUBWENCYONOWANY PRZEZ GALICYJSKIE IZBY LEKARSKIE I PRZEZ TOW ARZYSTWO „SAMOPOMOCY LEKARZY"

Wychodzi I-go i 15-ga każdego miesiąca.

TrŁećL&gwu-J© K om itet. TFŁećLalterboir' n a c z e ln y : ID ar, Szczepan ivr i

A dres w spraw acli re dakcyjnych i a d m i n is tr a c y j n y c h : Dr. Szczepan M iko­

łajski, Lwów, ul. Śniadeckich 1. 6. — W sp r a w a c h inserato w ych a d r e s : Mgr. Julia n H au sb erg , Lwów, pl. Strzelecki, 2, ^ l i ę t r ó .

Prenumerata roczna wynosi 6 kor., w Rosyi 3 ruble, w Niemczech 6 marek.

W szelkie prz es y łk i pie niężne a d r e s o w a ć n a le ż y : Dr. J a k ó b Moszkow icz, Lwów, ul. A kadem ic ka, 1. 14. — K o n to c z e k o w e poczto w ej kasy o s z c z ę d ­

ności Nr. 839.786.

jedności s i ł a !

T R E Ś Ć Nr. 5.: Spraw y z a w o d o w e le k a r sk ie w Radzie państw a. N a p is a ł dr. S zczep an Mikołajski. — S ta n o w is k o lekarzy w obec Kas chory ch. (Ciąg dalszy).

N a p is a ł dr. Szczepan Mikołajski. — Czy W ydzia ł le karski we Lwowie jest p o t r z e b n y ? (D o kończenie.) N a p is a ł dr. med. i fil. P iotr Pręgow ski. — P a r ­ ta ctwo lecz nicze w Galicyi. (Ciąg dalszy). N a p isa ł dr. Szczepan Mikołajski. - O ref o rm ie gm innej słu ż b y z drow ia w Galicyi. (Ciąg dalszy.) N apisał dr. Win centy W ró blewski. — W a ln e Z g r o m a d z e n ie R ep rezentacyi lwow skiej Tow. S a m o p o m o c y lekarzy. N ap isał dr. Szczepan Mikołajski. — P o k ło s ie z p ras y le karskiej. — Z T o w a r z y stw n au k o w y ch Kro nik a. — O g ło s z e n i a .

W F E J L E T O N I E : Dr. A dam Langie; Nad m ogiłą kolegi.

Sprawy zawodowe lekarskie w Radzie państwa.

Gdy w austryackiej Izbie poselskiej obstrukeya kilkoletnia ustąpiła miejsca rzeczowym obradom , stanęły na porządku dzien­

nym rozliczne projekty reform, które stan lekarski żywo intere- sują. izby lekarskie i reprezentacye zaw odow e lekarzy powinny z czujną uwagą śledzić przebiegu dyskusyi parlam entarnej za- ró w n o w komisyach, jak w pełnej Izbie i w chwili stosownej za­

brać głos, aby zapobiedz szkodliwym dla stanu lekarskiego p o sta­

nowieniom a upom nieć się o takie skodyfikowanie nowych ustaw, jakie odpow iada potrzebom tak ważnego dla społeczeństw a stanu.

Ciała ustawodawcze zaś powinny się liczyć z opinią i dezydera­

tami sfer lekarskich przy uchwalaniu ustaw w zakiesie wskazań sanitarnych. Od tego zależy w znacznej mierze praktyczna wyko*

nalność i użyteczność reform.

Lekarze mają niejedno do nadmienienia w sprawach, obję­

tych przedłożeniami rządowemi. W spom nę tu o projekcie usta­

wy o powszechnem zabezpieczeniu robotników na wypadek c h o ­ roby, niezdolności do pracy i na starość, o projekcie ubezpiecze­

nia ofieyalistów prywatnych, który m a objąć także lekarzy k a s o ­ wych, stale płatnych, o projekcie reformy ustawy prasowej, w którym prop o n u je rząd także przepisy, ograniczające reklamę partaczy leczniczych i reklamę leków, o projekcie reorganizacyi aptekarstwa, w wielu szczegółach dotyczącym stosunków lekarzy, zwłaszcza prowincyonalnych, o pracach przygotowawczych do now ego kodeksu karnego i do reform y procedury karnej, w której to sprawie lekarze mają rozliczne żądania, wreszcie o p ro ­ jekcie nowej ustawy przemysłowej. Z po śró d tych przedłożeń ma być w najbliższym czasie załatwiony projekt zmiany ustawy p rz e­

mysłowej. Z początkiem lutego b. r. rząd po długich studyach przygotowawczych złożył w Izbie posłó w projekt tej reformy, a ponieważ różne stronnictwa naglą o jak najrychlejsze jej prze­

prowadzenie, p ra w dopodobnie wkrótce zajmie się parlam ent jej załatwieniem.

Nas, lekarzy, obchodzi zbliska w tym projekcie § 115 zz i § 1156, orzekające, że nie są dopuszczalne obow iązkow e Kasy chorych majsterskie. P ostanow ienia te nie znoszą wprawdzie maj- sterskich Kas chorych, lecz redukują ich zakres do przepisów ustawy z 16. lipca 1892 Dz. p. p. Nr. 202, skutkiem czego do majsterskiej Kasy chorych będzie m ógł należeć każdy majster, ale żaden z majstrów do należenia do Kasy nie będzie obowiązany.

Z pozoru byłaby to niewielka tylko koncesya dla stanu le­

karskiego. Jednakże ze strony Izb lekarskich nie podniesiono co do Kas majsterskich dalej sięgających żądań a stylizacya projektu najzupełniej odpow iada życzeniom Izb lekarskich.

Istotnie lekarze mogliby się taką zmianą ustawy zadowolić, gdyż główny pow ód niezadowolenia jest w ustawie o zarejestro­

wanych Kasach zasiłkowych z 16. lipca 1892 i dalsze starania

nasze zmierzać powinny do zmiany tej ustawy po myśli petycyi Izby lekarskiej wiedeńskiej, którą w Nrze 2. z b. r. podaliśmy.

W każdym razie kwestya majsterskich Kas chorych staje się obecnie tern aktualniejszą wobec parlam entarnego traktowania noweli do ustawy przemysłowej. Z tego pow odu artykuły nasze o stanowisku lekarzy wobec Kas majsterskich zjawiają się w sam raz^ na czasie i zapewne zwrócą uwagę Kolegów.

Dr. Szczepan M ikołajski.

Stanow isko lekarzy wobec Kas chorych.

XIII.

M ajsterskie K[asy chorych.

Nowela do ustawy przem ysłowej z 23. lutego 1897 nadała stowarzyszertiom przem ysłow ym praw o do zakładania na pod sta­

wie ustawy z r. 1892 o Kasach zasiłkowych obowiązkowych maj­

sterskich Kas chorych, do których każdy członek danego sto w a ­ rzyszenia m u s i należeć. Ustawa zaś o Kasach zasiłkowych (Hilfs- kassen) uprawnia majsterskie Kasy chorych do ustanowienia sta­

łych lekarzy kasowych, którzy za niską zapłatę ryczałtową mieliby leczyć chorych majstrów.

Gdy więc ustawa o zabezpieczeniu na wypadek choroby z r. 1888 i ustawa z r. 1892 wyłączyła z zakresu prywatnej p ra k ­ tyki lekarskiej robotników przemysłowych a nadto różne grupy o sób zamożnych, Kasy majsterskie mają w dalszym ciągu o g ra ­ niczyć teren praktyki prywatnej tak dalece, że dla lekarza p ra k ­ tyka pozostaliby jeszcze do leczenia jedynie niektórzy urzędnicy, nauczyciele dyurniści, listonosze i m ała garstka o só b zamożnych.

A nawet i z tej kategoryi ludności wielu należy do różnych Kas zasiłkowych, które zapewniają p o m o c lekarską w chorobie.

P ow tarzam tu to, co już poprzednio nadmieniłem, że le­

karze nie m ogą brać za złe majstrom i innym ko ło m ludności, że korzystają z assocyacyi, aby na wypadek choroby zmniejszyć straty materyalne. Owszem dążenie takie zasługuje na uznanie, tern więcej u nas, gdzie rękodzieło i przemysł w bardzo ciężkich w arunkach ekonom icznych się znachodzą. Nieraz m ajster galicyj­

ski w równie kiepskich jest stosunkach, jak jego robotnik i w tym wypadku lekarz nawet bez Kasy chorych mniejsze ma wymogi co do h o n o ra ry u m za leczenie, lub jest gotów zrzec się zapłaty i leczyć biednego majstra za darmo. Sam a też instytucya Kas chorych w różnych stowarzyszeniach rękodzielniczych nie jest n o ­ wością, bo Kasy takie za ró w n o za granicą, jak i u nas od dawna, jeszcze od czasów cechowych istniały. Lekarze bronić się muszą tylko przeciw temu, by pod pozorem hum anitaryzmu nie z m u ­ szano lekarza do bezpłatnego lub licho płatnego leczenia nie tylko biednych majstrów, ale wraz z nimi i bogatych przedsię­

biorców rękodzielniczych i przemysłowych, którzy w myśl noweli przemysł, z r. 1897 nawet wbrew swej woli są obowiązani przy­

(2)

stąpić do majsterskiej Kasy chorych. W celu o b ro n y przed wy­

zyskiem żądamy więc wolnego w yboru lekarzy i zapłaty za p o ­ szczególne czynności lekarskie, nie ryczałtów, dopóki zaś te żą­

dania nie zostaną uwzględnione, postanowili lekarze w całej Austryi z dziwną zgodnością bojkotow ać Kasy majsterskie.

Walka lekarzy przeciw wyzyskowi przez majsterskie Kasy chorych rozpoczęła się wcześnie i prowadzi się dotąd z całą konsekwencyą. Jeszcze w dniu 2. czerwca 1896, a więc w czasie, gdy now a ustawa była dopiero na porządku dziennym parlamentu, wniosła wiedeńska Izba lekarska petycyę w tej sprawie do obu Izb Rady państwa a przy tej sposobności ś. p. prof. Albert przed­

stawił szczegółow o niebezpieczeństwa, jakiemi now a ustawa za­

graża stanowi lekarskiemu. Usiłowania te były niestety bezsku­

teczne i nowela, uchw alona przez Radę państwa, weszła w życie.

Zgubne skutki, których wkrótce w praktyce doświadczono, s p o ­ wodowały, że liczne Wiece lekarskie tudzież Izby lekarskie ciągle zajm ow ała spraw a Kas majsterskich i była pow odem licznych re- zolucyi, wzywających do solidarnej o b ro n y interesów zawodowych lekarzy. W dniu 25. maja 1901 o b ra d o w a ł nad tą kwestyą nad­

zwyczajny Wiec Izb lekarskich w Wiedniu. Z w o ła n o go na wnio­

sek Izby lekarskiej pragskiej a bezpośrednim pow odem zwołania było zakwestyonowanie przez ministerstwo uchwały Izby co do bojkotow ania Kas majsterskich.

Mianowicie na wyraźne polecenie ministerstwa orz ek ło na­

miestnictwo, że uchwały Izby lekarskiej pragskiej, zgodne zupełnie z uchwałami w tej sprawie innych Izb, a powzięte w dniu 31-go m arca 1897 sprzeciwiają się duchowi ustawy o Kasach z a siłk o ­ wych i na tej podstawie zniosło te uchwały. T o rozporządzenie władzy w yw ołało nadzwyczajne rozgoryczenie w Izbach lekarskich, które dotknęła przykro i ta okoliczność, że postanowienia Izby pragskiej, podane daw no do wiadomości rządu i przez 4 lata nie kw estyonowane, po tak długim okresie, czasu mogły być za nie­

ważne uznane.

Zm ianę stanowiska iządu wywołała interpelacya, wniesiona w Radzie państwa do ministra handlu w dniu 28. lutego 1900 r.

przez p o sła dr. Stojana, a podpisana między innymi także przez p o s łó w galicyjskich Ochrymowicza, Barwińskiego, Karatnickiego i Wachnianina, następującej o snow y:

„Ustęp wzoru statutu dla majsterskich Kas chorych, odnoszący się do opieki lekarskiej, b r z m i :

„Opieki lekarskiej dla chorych członków, pomijając przypadki, które wskazują potrzebę szpitalnego leczenia, udziela lekarz kasowy a mianowicie, o ile to stan chorego dopuszcza, w godzinach ordynacyjnych, przez lekarza wy­

znaczonych.

„Koszty, które u ro s n ą wskutek leczenia przez innych lekarzy na zawezwanie chorego członka, zwróci Kasa tylko wtedy, gdy to leczenie nastąpiło na zarządzenie lub za przy­

zwoleniem Wydziału, tudzież w razie niebezpieczeństwa, ze zwlekania wyniknąć mogącego.

„Lekarstwa i inne środki lecznicze zapisuje członkom ordynujący lekarz kasowy a wydają je apteki, przez Wydział Kasy wskazane, lub dostarcza się ich inną d ro g ą 11.

„Jednakże berneńska Izba lekarska powzięła uchwałę, jak to interpelującemu donosi „Zemska jednota zivnosteń- skych spolecenstev na M o ra v e“, że nikt z lekarzy nie może objąć tej posady lekarza kasow ego za stałym ryczałtem i żąda, aby lekarza ordynującego sw obodnie chorzy wybie­

rali i by w ypłacano przyjęte w miejscu h o n o r a r y u m “.

„Gdy taka niezgoda jest w stanie pow strzym ać tak p o ­ żądane przyjście do skutku majsterskich Kas chorych, przeto podpisani z a p y tu j ą :

„Czy W. E. gotów jest załagodzić to rozdwojenie w sp o só b dla obu stron zadawalający11.

Wskutek tej interpelacyi zażądało namiestnictwo już dnia 8.

m arca 1900 r. od Izby berneńskiej wyjaśnienia, czy p o d o b n a uchw ała zapadła a w danym razie przesłania p ro to k o łu o d n o ś ­ nego posiedzenia Izby.

Izba p o w o ła ła się na to, że jeszcze przed 2 laty (15. stycz­

nia 1898) namiestnictwo zażądało na polecenie ministerstwa spraw wewnętrznych przedłożenia uchw ał w tej samej sprawie, co też Izba w podaniu z 23. lutego 1898 uskuteczniła, wyjaśniając za­

razem całą rzecz dokładnie. Obecnie ponow nie przesłano na­

miestnictwu pdpis tego podania.

Zarazem na wniosek prezydenta Izby dr. B rennera uchw a­

lono zw ołać ponow nie walne zebranie lekarzy dla zam anifesto­

wania, że lekarze nie chcą już nadal sami wyłącznie opłacać k o ­ sztów polityki socyalnej i dla om ówienia sprawy Kas majsterskich.

Na zgromadzenie to za p ro sz o n o wszystkich posłó w do Rady państwa i członków Izby pan ó w z Morawy.

Zgrom adzenie odbyło się w Bernie w dniu 25. kwietnia 1900 przy udziale wielkiej liczby lekarzy a nadto zjawili się p o ­ słowie Józef Hybesz, dr. O tto Lecher i dr. A. C. Stojan. Obrady toczyły się w bardzo ostrym tonie i powzięto rezolucye, z a p ro ­ po n o w a n e przez Izbę lekarską, w następującem brzmieniu:

„Lekarze Moraw oświadczają jednomyślnie, że i dzisiaj wobec majsterskich Kas chorych zajm ują to s am o stanowisko, które za­

jęli na walnem zgromadzeniu lekarzy z dnia 8. kwietnia 1897 r., a mianowicie:

„Wcaie nie jesteśmy wrogami obowiązkowych majsterskich Kas dla chorych,

„jednak zawieranie jakiejkolwiek ugody co do wykonywania praktyki lekarskiej między lekarzami a temi Kasami dla chorych uważamy za szkodliwe dla stanu l e k a r s k ie g o ;

„za jedynie odpowiedni stosunek lekarzy do tych Kas uwa­

żamy zupełnie wolny wybór lekarza i wypłacanie h o n ora ryów według taryfy, w miejscu przyjętej.

„Wzywa się przeto Izbę lekarską, aby tego stanowiska pod każdym względem przestrzegała i zarządziła wszystko, co jej się wyda w tym celu stosow nem a mianowicie, by i nadal, jak d o ­ tychczas, od wszystkich lekarzy w okręgu Izby odbierała w p o ­ wyższym duchu zobowiązania pod s łow em h o n o r u 11.

W dyskusyi zabrali głos także obecni na zebraniu posłowie, wyrażając zgodność zapatrywania co do zasadniczych postulatów

Dr, ADAM LANGIE.

Mad m o g iłą Kolegi.

(Szkic z pamięci)

Zaraz po otrzymaniu telegramu o śmierci Wiktora wyjecha­

łem najbliższym pociągiem do Z apadłow a, aby pom ó d z wdowie w urządzeniu pogrzebu, zająć się losem jej i sierót.

W iadom ość była dla mnie całkiem niespodziewaną. Nie d o ­ noszono, żeby chorował, a chociaż, będąc u nich przed kilku miesiącami, zauważyłem gorsze wyglądanie mego przyjaciela i m oralne przygnębienie, jednak nie skarżył się na nic. Wówczas przypisywałem to zmęczeniu, jakie wywołuje targająca siły pro- wincyonalna praktyka, a smutek owym tysiącznym przykrościom, których nam nasz zawód lekarski nie skąpi.

Człowiek ten o charakterze zacnym, szlachetny, wysoce kulturalny, nie m ógł się nagiąć do szarego życia w małem m ia ­ steczku, do tych poziomych w arunków . Nie m ógł przywyknąć do obcow ania z ludźmi, stojącymi o wiele niżej od niego pod względem um ysłowym , dla których celem życia: majątek, ranga, zdobycie karyery; których tematem rozm ów : plotki miejscowe - jedyną rozryw ką: płaskie intrygi, karty, obiad odpustowy, uczta imieninowa, lub w ostateczności dobrze podlane śniadanie w han- delku. Wszystkiego tego on unikał, z „tow arzystw em 11 miastecz- kowem utrzymywał chłodne stosunki. Więc też łubianym nie był, nazywano go dum nym , wielkim panem, nie nadającym się zupe ł­

nie do „obywatelskiego pożycia11.

Cóż to za porów nanie z takim np. doktorem Marchewką, wybornym towarzyszem do kieliszka, prezesem miejscowego k a ­ syna, facecyonistą, mającym na zawołanie setki pieprznych ane g­

dotek, wywołujących wybuchy wrzaskliwego śmiechu u m a ło ­ miasteczkowych wielkości. T ego i rajcy miasta lubią i urzędnicy

mile widzą w swem towarzystwie, bo z rajcami zagra, wypije i pożartuje, z urzędnikami zaś jest w stanie całemi godzinami rozprawiać na temat aw ansów i urlopów. Na imieninach to i m ów kę palnie, skleconą wierszem częstochowskim, lecz z r o z u ­ miałym, a wielbiącym wdzięki przekwitujących piękności, którym im ponuje jego wysoki wzrost, tęga budowa, bujny, starannie utrzymany zarost i binokle w grubej złoconej oprawie, przysłania­

jące bezmyślne oczy prowincyonalnego „K opow skiego11. T o też już daw no pan burmistrz Binduchowski przeznacza dla niego swą córkę za żonę, wraz z kamieniczką w „rynku11 i dziesięcioma tysiącami k o ro n posagu, chodziło tylko o to, żeby d o k to r już raz „zaczepił się o jaką stałą posadę, bo praktyka wolna dziś jest, panie dobrodzieju, a jutro jej niem a11.

Ąi * *

Przybywszy na miejsce, zastałem zwykły, a tak n iew ym o­

wnie bolesny, obraz: wdowę w rozpaczy, sieroty płaczące po kątach — i tę przygniatającą atmosferę, jaka panuje wszędzie tam, gdzie czuje się, że szczęście i spokój prysnęły na zawsze, a w miejsce ich p o n u ra tro sk a o przyszłość zasiadła u ogniska rodzinnego, bo ubył ten, co był jego radością i słońcem i k o ­ chaniem.

Śmierć Wiktora przyszła nagle; od dłuższego czasu popadł w rozstrój nerwowy, zaczął używać morfiny i wczoraj wieczorem, zamknąwszy się w swoim pokoju, przeciął sam pasm o m łodego jeszcze życia. Jakżesz ciężkie musiały być te chwile, kiedy choroba duszy tak m ogła się rozwinąć, że sam obójczej ręki nie powstrzy­

m ała ani miłość do ukochanej żony i dzieci, ani obawa, co się z niemi stanie, gdy on od nich przedwcześnie odejdzie.

Z urywanych odpowiedzi dowiedziałem się, że jeden cios po drugim walił się na jego głow ę: klika miasteczkowa, zorgani­

zow an a jakąś w praw ną ręką, podcięła mu praktykę prywatną, dochody z niej stale i znacznie się zmniejszały. Pan burmistrz

(3)

lekarzy. Gdy posłow ie w naszym kraju dotychczas zupełnie tą spraw ą się nie interesują a przynajmniej żaden z posłów galicyj­

skich w tym względzie nie wypowiedział się publicznie, jest bar­

dzo dla nas ciekawem, jak posłow ie m orawscy, przedstawiający różne kierunki polityczne, swe poglądy na stosunek lekarzy do Kas chorych sform ułowali i dla tego podam tu ich m ow y w d o ­ słownym przekładzie.

(C. d. n.). £)/-. S zc z e p a n M ik o ła js k i.

Czy Wydział lekarski we Lwowie jest potrzebny?

(Odpowiedź na uwagi, zawarte w korespondencyi lwowskiej do

„Kroniki lekarskiej“ z 1. grudnia 1904.)

JVap.isał dr. m ed. i fil. P io tr P ręgow shi.

(D o k o ń czen ie).

Praca naukow a także sam a dla siebie stanowi, jak pow ie­

dzieliśmy, odrębne zadanie Uniwersytetów. D otąd niema innych poza Uniwersytetami instytucyi, które mogłyby należycie skupiać życie naukow e tak, aby Uniwersytetom pozo stało tylko zadanie praktycznych zawodowych uczelni. Instytuty tylko czysto naukow e istnieć mogą, nie złączone z uczelniami, gdyż do badania nie jest potrzebne nauczanie. Ale, aby mogły istnieć instytucye tylko n au ­ czające, bez rów noczesnego uprawiania badań naukowych i aby one dobrze nauczały, jest rzeczą wątpliwą — a to z przedstaw io­

nego powyżej pow odu, że nauczać dobrze m oże tylko ten, kto sam nieprzerwanie pozostaje w styczności z badaniem naukowem . W spom niane drugie zadanie Uniwersytetów ma tak wielkie zna­

czenie dla społeczeństw, jak wielkie znaczenie posiada dla nich nauka. Praca naukow a, to niewątpliwie jedna z najwyższych dzia­

łalności ducha ludzkiego. Jest o n a z jednej strony przejawem wyższego rozwoju intelektualnego ludzkości, w której na pewnym szczeblu rozwija się dążność do poznania tego, co ją otacza.

Tam, gdzie ma miejsce ścieranie się i walka różnych kultur, ma to i praktyczne znaczenie, podnosząc szansę zwycięztwa. Z d ru ­ giej zaś strony posiada ona to znaczenie praktyczne dla ludzkości, że, prowadząc do poznania w a runków jej bytu, umożliwia tem łatwiejsze urządzenie sobie i zabezpieczenie tego bytu. O innym również doniosłym praktycznie skutku uprawiania badań n a u k o ­ wych —- nadmieniłem na początku tych wywodów, wspominając 0 doniosłości tej tresury myślowej, jaka idzie w parze z u p ra ­ wianiem badań naukowych. Z tych to przedewszystkiem względów Uniwersytety są ważnemi n a ro d o w o i społecznie instytucyami pu blicznemi. Rozumie to dobrze cywilizowane społeczeństw o w s p ó ł­

czesne i ich rządy, to też jedne przed drugimi usiłują rozwijać u siebie naukę. W naszych oczach odbywa się pomiędzy naro darni — w najszlachetniejszem znaczeniu tego słow a rywalizacya na punkcie popierania badań naukowych.

Ale, jeżeli dla społeczeństw innych jest tyle doniosłą nauka 1 badania naukow e, o ileż więcej są on e doniosłe dla naszego

nie szczędził mu szykan na stanowisku lekarza miejskiego, a w ostatnich miesiącach i zarząd kolei wytoczył mu dyscypli- narkę o jakieś rzekom e malwersacye, jako lekarza kasy chorych.

Plotki, oparte na tej sprawie, wlokącej się bez końca, nie ro z­

strzygniętej jeszcze ani za, ani przeciw, coraz to bardziej p o d k o ­ pywały jego dobre imię. Jedynie robotnicy stali po jego stronie, gotowi oczyścić go, jak ich tylko zawezwą. Znając Wiktora, wiedziałem, że to oszczerstwo, lecz cóż łatwiejszego, jak przeciw człowiekowi, którego się zgubić pragnie, znaleźć pozory, a z nich osnuć wstrętną intryg sieć. z której wywikłać się nieraz nie sposób.

Wszedłszy do pokoju zm arłego, zastałem wszystko tak, jak zostawił wczoraj, gdy powiedziawszy żonie dobranoc, udał się tam pod p ozorem pisania ważnych listów. Na stole leżało jeszczę to małe, błyszczące narzędzie, w ypełnione do połow y bezbarw­

nym płynem, zakończone ostrą — jak żądło jadowitego gadu — igiełką; o b o k leżał Szekspir, otwarty na słow ach Pizania:

„...potwarz,

Której jest brzeszczot od miecza ostrzejszy, Język zjadliwszy od żądła padalca,

Której oddechy burz lecą skrzydłami, I kłamstwem świata zarażają krańce.

D o państw i królestw, do dziewic i m atron, D o gro b ó w nawet tajemnie się wkrada P otw arz zatruta".

* * *

W tej chwili dano znać, że przyszedł złożyć na trumnie wieniec dr. Marchewka, a ponieważ w dow a z nikim widzieć się nie chce, więc ja musiałem znieść tę banalną i przykrą w takich razach wizytę.

—- A szanow nego kolegę zaczął — skądżeście się tu wzięli?... Prawda, co za o k ro p n y w yp a d ek ? Ja właściwie przy-

narodu. Należy tu sobie przedewszystkiem jasno uprzytomnić tę prawdę, że im wyżej naród nasz staje pod względem kulturalnym, tem bardziej podnosi swoje szanse w walce o swój byt.

Naród, kroczący w pierwszym szeregu w postępie duchowym i kulturalnym ludzkości, tem sam em w przekonaniu wszystkich potęguje swe prawa do bytu. Nie mniej także ma to wielkie re­

alne znaczenie i ze względu na opinię całego świata, która, jak wiadom o, coraz więcej staje się czynnikiem ważnym. Osiągnięcie wielkich rezultatów np. w dziedzinie nauki budzić musi w s p o łe ­ czeństwie wiarę w swe siły i wartość. Pomijam tu już w spom nianą dwukrotnie korzyść, jaką przynosi ow a wyższa form a ścisłego myślenia, która się rozwija przedewszystkiem dzięki badaniom naukowym. W naszych warunkach środow iska pracy naukowej, a siłą faktu i konieczności takiemi są Uniwersytety, to w prost placówki narodowe. Z katedr i pracowni naszych g ło śn o powinno rozchodzić się s ło w o : istniejemy i istnieć musimy, bośm y ludz­

kości pożyteczni i w prost niezbędni. Tego od każdej naszej insty­

tucyi naukowej wymagają interesy naszego narodu. W tym tylko głównie celu i w tej nadziei naród wywalcza coraz to lepsze w a­

runki dla rozwoju nauki. Ta myśl przyświeca każdemu szczeremu obywatelowi, nie szczędzącemu trudów dla zdobycia dla narodu nowych środow isk pracy kulturalnej. Ta myśl była głównym bodźcem starań społeczeństw a i jego światłych kierow ników w r o ­ dzaju śp. Biesiadeckiego, gdy walczyli o założenie lekarskiego fa­

kultetu lwowskiego, — podobnie jak taka sam a myśl przyświeca obecnie całemu narodow i czeskiemu w jego dążeniu do uzyskania drugiego Uniwersytetu czeskiego. Nie stoi niewątpliwie na wyży­

nie kultury ten, kto utrzymuje, że jakieś środow isko pracy nau­

kowej pow inno być zamknięte. Sądzę też, że zarzut ostatni skie­

rowany do tych wszystkich, którzy wywody,, zawarte w „ k o r e s­

pondencyi", podzielają, zdołałem dostatecznie udowodnić.

Atoli szanow ny a u to r „korespondencyi" m oże jeszcze p o ­ wiedzieć: „zgoda, Uniwersytet m a obydwa owe zadania; jednak w danym wypadku zachodzi także niespełnianie i tego drugiego zadania". Niektóre uwagi autora „korespondencyi", zdają się rze­

czywiście zm ierzać w tym kierunku, jak to, co a u to r mówi o nie- dostatecznem urządzeniu instytutów naukowych, złem pom ieszcze­

niu wielu klinik, nieobsadzeniu wielu katedr, braku tradycyi nau­

kowej, a wreszcie o działalności pozauniwersyteckiej niektórych członków Wydziału, jako o czynnikach, rz ekom o uniemożliwia­

jących należyte prowadzenie badań naukowych. Uwagi te autora, nawet gdyby całkowicie były słuszne, bynajmniej nie dowodziłyby zbyteczności Wydziału, lecz co najwyżej wskazywałyby na to, aby usiłować zło istniejące usunąć. Z pow odu braków, charakteru czasowego lub osobistego — nie znosi się instytucyi, posiada­

jących niepospolitą doniosłość. Zresztą braki, przytoczone w „ k o ­ respondencyi", nie są bynajmniej tego rodzaju, aby uniemożliwiły całkowicie pracę naukow ą, albo były niemożliwe do usunięcia.

Kto zna bliżej siedliska najintenzywniejszej pracy naukowej np.

w Niemczech, ten przyzna, że urządzenia naukow e w większości naszych zakładów uniwersyteckich — na ogół są w p ro st w s p a ­ niałe. P rzypom inam tu sobie mały pokoiczek, stanowiący prymi­

tywnie urządzoną pracownię Nissl’a w Heidelbergu, w którym

chodzę ofiarować jako miejscowy moje usługi wdowie... przecież to, Boże drogi, obowiązek koleżeński, ale kiedy kolega przyby­

łeś, zapewne jako przyjaciel rodziny, moja p o m o c będzie chyba zbyteczną...

— W istocie, daruje pan, że dziękując w imieniu wdowy za pamięć i gotowość, zajmę się sam wszystkiem.

— Dobrze, bardzo pięknie, przecież jeszcze solidarność i poczucie koleżeńskich obow iązków nie wygasło, Boże drogi, w naszym zawodzie. Ja też, dowiedziawszy się o nieszczęściu, zaraz porobiłem kroki, bo to, kolego szanowny, sam obójstw o, strasznie niemiła historya... pogrzeb bez księdza...

Właśnie wybieram się do proboszcza, aby poprosić...

— Nie potrzeba, szanow ny kolego, już wszystko ja zrobi­

łem, przecież to obowiązek... wystawiłem świadectwo, że to obłęd, uważa kolega... stan niepoczytalny pod wpływem morfiny...

pochodziłem i tu i tam... poświadczyli, że nieboszczyk miewał w ostatnich czasach chwile, jakoby melancholii i ot otrzym ałem pozwolenie na pogrzeb chrześciański... Wszystko odbędzie się, jak przystoi... a i mowy będą... a jakże... pan prezydent imieniem miasta, ja imieniem stanu lekarskiego. Chcieli także robotnicy kolejowi...

— A czyby nie m ożna tym m ow om dać pokój, to takie przykre dla rodziny?

— A, nie sposób, kolego szanowny... jakże bez m ow y?

prezydentby się obraził... ja przecież też parę słów od serca muszę powiedzieć. Jakżeby to wyglądało? powiedzieliby zaraz, że już między lekarzami niema żadnego koleżeństwa. Chowam y przecież kolegę! i porządnego człowieka, bo to te ostatnie zaj­

ścia z koleją, o których kolega szanowny pewnie słyszał, to wszystko, zdaje się, nie prawda... zwyczajnie złość ludzka. Z re ­ sztą, Boże drogi, nad trum ną nil nisi bene... Jedynie tylko nie m ożem y pozwolić, żeby robotnicy przemawiali...

(4)

nas 8 — 10 pracując, w prost łokciam i dotykało się siebie i p o ­ równuję go z w p ro st olbrzymiem i salami któregokolwiek z zakła­

dów naszych. A przecież po k o icze k ten od lat z g órą 15-tu jest pracownią człowieka, będącego chlubą obecnej niemieckiej nauki.

Niewątpliwie istnieją zagadnienia, do rozstrzygnięcia których p o ­ trzeba olbrzymich w kładów i wielkich urządzeń i które w tym lub owym zakładzie naszym p rz e p ro w a d z o n e być nie mogą. Ale o prócz tych zagadnień, których zresztą zawiłość bynajmniej nie jest nierozłączna z ich donio sło śc ią naukow ą i praktyczną, umysł badawczy natrafia na niezliczone m n ó stw o zagadnień, niemniej doniosłych, a dających się rozstrzygnąć mniejszymi środkami.

Co do drugiego czynnika — nieobsadzenia wielu katedr, — to ten oczywiście tu najmniejsze m a znaczenie. Instytutowi a zwy­

kle nie wiele może przeszkodzić w badaniach naukowych brak np. instytutu b.

Jeśli twierdzenie o braku tradycyi naukowej ma pewne zn a ­ czenie, to dzieje się to tylko wskutek zrozum iałej zresztą, choć nie całkiem usprawiedliwionej, ułom n o ści ludzkiej, która powoduje, że nawet do spełniania tego, do czego jesteśmy powołani, za co otrzym ujem y przodujące stanow isko w społeczeństwie, potrze­

bujemy rozmaitych podniet z zewnątrz, sami w sobie nie zawsze wytworzyć je umiejąc. Ale, pomijając już tę, nieco drażliwą, s p ra ­ wę obowiązków, zauważyć trzeba, że człowiek, jak mówimy, — prawdziwej nauki nie potrzebuje do swej pracy aż tradycyi. On sam stwarza tradycyę. W każdym zaś razie, gdy nie jest w stanie z tego lub innego pow odu spełniać tego, do czego został p o w o ­ łany, z powodu czego są nań zw rócone oczy społeczeństwa, — postępuje tak, jak postępują pracownicy na innych polach dzia­

łalności publicznej, tj. czyni miejsce drugiemu. A wreszcie i o stat­

nia uwaga a utora „korespondencyi" o działalności pozauniwersy- teckiej, jako czynniku, uniemożliwiającym należyte spełnianie o b o ­ wiązków naukowych, nie posiada, sądzę, większego znaczenia. Ja osobiście jestem całkowicie za tern, aby pracujący n a ukow o nie byli zmuszani jeszcze do działalności praktycznej. Wiem to dobrze, że działalność praktyczna pozostaje w niewątpliwej kolizyi z dzia­

łalnością teoretyczno-naukową. Wydaje mi się też niewystarczają- cem twierdzenie, że potrzeba poznania szeregu lżejszych i tych w ogóle postaci chorób, które nie przychodzą do klinik, uzasadnia praktykę prywatną profesorów klinicznych. Z jednej strony b o ­ wiem praktyka am bulatoryjna zastąpić może d om ow ą, z drugiej zaś zaznajamianie uczniów z owemi postaciami chorobow em i może łatw o być pozostaw ione docentom i bezpłatnym pro feso ­ rom, prowadzącym prywatną praktykę. I tak żaden klinicysta jed­

nakow o gruntownie całości swego przedm iotu nie posiada, jeden spećyalnie o p a n o w a n ą ma tę, inny inną jego część, zależnie od tego, w czem sam pracow ał naukow o. Oczywiście reforma dana tylko wtedy mogłaby nastąpić, gdyby przedewszystkiem inicyaty- wa do niej wyszła z p o ś ró d samychże sfer uniwersyteckich. By­

łoby ładnie, gdyby w Austryi pierwszy głos w tej sprawie, nie­

wątpliwie korzystny dla postępu nauki, wyszedł z p o ś ró d naszych Uniwersytetów. Reforma taka, z a p ro w ad z o n a w Austryi nie byłaby bez znaczenia także i dla n aro d ó w słowiańskich w ich kulturalnej walce z Niemcami, osłabiłaby bowiem przypływ na austryacko-

— Dla cz e g o ? jeżeli nie da się innych m ów uniknąć, to czemu im głos odbierać, ten m oże być najmilszy właśnie, bo szczery... i. nie dla konw enansu, lecz z potrzeby serca...

— A niech Pan Bóg broni! Na to nie pozwolę ani ja, ani prezydent. Szanowny kolega nie wie chyba, że tu u nas już za­

czynają te różne prądy nurtować między kolejarzami. Taki, Boże drogi, robotnik nie wiedzieć co gotów pleść. Tegoby jeszcze bra kow ało żeby nad grobem lekarza przem aw iał jaki socyalista albo co... Odmówiliśmy stanowczo, to jest nawet prezydent wprost zabronił ze względu na porządek społeczny... ani gadania o tern niema. Reprezentacya miasta, reprezentacya stanu lekar­

skiego, przem ówią i oddadzą hołd pamięci lekarza i obywatela, to dosyć... zresztą ja też w spom nę, że dla biednych zrobił dużo...

to wystarczy... Wdowie proszę jeszcze raz wyrazić moją najgłęb­

szą kondolencyę i uciekam, bo teraz, Boże drogi, wszystkie o b o ­ wiązki zm arłego spadły na mnie, objąłem przynajmniej do czasu zastępstw o i w kasie chorych kolejarzy i agendy lekarza miej­

skiego, dopóki nowe nominacye nie nastąpią... Będzie też to dobijanie się o te posady... wszyscy koleżkowie z sąsiedztwa chcieliby je między siebie rozdrapać... A gdybym m ó g ł rodzinie być w czemś pom ocnym , proszę, bardzo proszę na każde z a ­ wołanie...

- - Sądzę, że teraz już nie będziemy korzystać z pańskiej uprzejmości...

— Żałuję, m o cn o żałuję, a wdowie niech szanowny kolega nie zapomni powiedzieć, że z księdzem spraw ę załatwiłem, niech będzie spokojna... Jeżeli zaś kolega znajdziesz wolną chwilę po pogrzebie, proszę mnie odwiedzić... pogadamy, Boże drogi, de publicis, a i butelczyna jaka taka znajdzie się na kawalerskiem gospodarstwie.

— Wątpię, czy będę m ógł służyć, bo chciałbym jak naj­

prędzej tu się załatwić i wracać.

— Rozumiem, he, he, praxis aurea, nie tak, jak u nas, no,

niemieckie Uniwersytety sił z Niemiec. Oczywiście jednym z wa­

runków podobnej reformy musiałoby być podniesienie dotacyi profesorskich, które stosownie do doniosłości zadań spełnianych, a niemniej także i w stosunku do stanowiska, zajm owanego w społeczeństwie przez sfery uniwersyteckie, są o wiele za małe, co też w znacznej mierze pow oduje ow ą działalność pozauniwer- sytecką. Aby jednakże o n a usuwała całkowicie m ożność pracy naukowej, powiedzieć stanowczo nie można. Przedewszystkiem jest to rzeczą indywidualnej wielostronności umysłowej odnośnych jednostek. Znam osoby, które posiadają dość znaczne zajęcie po- zauniwersyteckie, a m im o to nie zaniedbują stałego i energicz­

nego prow adzenia badań naukowych. Z drugiej strony znam jed­

nostki, które wcale nie prowadzą prywatnej praktyki lekarskiej, a mimo to są zupełnie nie czynne w kierunku naukowym. Nie­

rozłącznego związku między stałą czynnością pozauniwersytecką a działalnością naukow ą niema.

Gdy niemal przeciwko wszystkim twierdzeniom a u to ra „ko- respondencyi lwowskiej" występuję, nie znaczy to, abym w da­

nej sprawie sam widział wszystko błyszczącem. Tylko, że ja wi­

dzę gdzieindziej braki, zresztą, zdaje się, bynajmniej nie u p o w a ż­

niające do stawiania osobistych zarzutów lub szukania win; tern łatwiejszem też, sądzę, winno być przyznanie się do nich, choć to by było m oże nawet nieco nieprzyjemne.

Zam iłow anie prawdy, mające wszak być pierwszym w a run­

kiem naszej pracy badawczej, musi nam kazać przyznać, że my, synowie narodu, który wydał Kopernika i Hoene - Wrońskiego, jesteśmy duchowymi niewolnikami (przykre to słowo!) obcych.

Wszak zwykle ich pom ysły obrabiam y! Po drogach, przez nich wskazanych, kroczymy, choć na tych drogach często dość ważne rzeczy znajdujemy. Ich oczami patrzymy i ich uszami s ły sz y m y ! A że te ich organa są dość dobrze zaprawione, przeto owszem niekiedy się czegoś tam dopatrzym y i dosłucham y. Do nich zw ra­

camy się nawet po ocenę i uznanie dla wyników swego dorobku i przed nimi się popisujemy, nie posiadając dość wiary w siebie, ani dość nawet czystego zamiłowania dla nauki, któremu wystar­

cza własne uznanie i zadowolenie z dojścia do dodatniego wy­

niku. Swoim dorobkiem duchowym, bez żadnej potrzeby, gdyż re­

feraty i zjazdy w zupełności wystarczają do zakom unikow ania obcym swoich wyników, dobrow olnie powiększam y wrogą nam obcą kulturę, która właśnie w walce eksterminacyjnej z naszym narodem buduje na tej swojej potędze, a naszej nikłości. Prace, o g ło szo n e po polsku, mają dla nas mniejszą wartość. D obrze jed­

nak jeszcze, gdy w ogóle pracujemy. Ale jakże m ało wśród nas jest takich! Jak m ałą jest nasza produkcya naukow a! Dziwnie łączy się z tern w spom niane rozpow szechnione przekonanie, że głów nem zadaniem Uniwersytetów jest dostarczanie społeczeństwu pra k ty k ó w -lek arzy !

Jak pojm ujem y swój stosunek do interesów naszego narodu, wskazuje na to między innemi także i nasz udział w zjazdach międzynarodowych, — tych turniejach narodowych, na których narody potężne, wielkie, jeden przez drugi usiłują wykazać swe postępy. Ba, nawet na grunt nasz przeszczepiamy od naszych zachodnich sąsiadów ich poziome, pozbaw ione wszelkich pier-

ale pacyenci nie uciekną... zresztą na pogrzebie jeszcze się z o b a ­ czymy... Uszanowanie koledze... do widzenia.

* * *

Uregulowanie interesów za b rało mi więcej czasu, niż m y­

ślałem, więc dopiero w jaki tydzień po pogrzebie, pożegnawszy wdowę, wyjechałem wieczorem na kolej. Na dworcu, zwykle cichym i spokojnym , uderzył mnie ruch niezwykły: z sali pocz e­

kalni I. klasy dochodziły dźwięki muzyki, kelner, ubrany w za- tłuszczony frak, biegał jak waryat, wnosząc tam coraz to nowe bom by pilznera, przez uchylone drzwi spostrzegłem , że sala, przybrana festonami z choiny, zapełniona była biesiadnikami, siedzącymi dok o ła rzęsiście oświetlonego stołu, pełnego różnych kształtów butelek. Zdziwiony, zapytałem kręcącego się posługacza kolejowego, co to ma znaczyć.

— A nic, proszę pana — odrzekł — ino pan d o k tó r tu ­ tejszy przyjmuje gości, bo został doktorem miejskim, a p o n o także będzie i kolejowym po nieboszczyku. Kolejarze, to ta nie bardzo z tego radzi, bo tamten to był dobry d o któr i bardzo ludzki człowiek, a o tym to ta różnie słyciać. Ale się ma p o n o żenić z panną od burmistrza, a burmistrz to ma brata na w y so ­ kim urzędzie w dyrekcyi we Widniu, to już niema rady, innego nie dopuszczą.

W tej chwili dano znać, że pociąg nadjeżdża. Wyszedłem na pero n : z miasteczka dolatywał dźwięk dzw onów za umarłych, a z poczekalni kolejowej odgłos wiwatów i fałszywie śpiewanej zwrotki „niech żyje nam !" Siedząc już w wagonie, rozmyślałem, dla czego podczas gdy jedni giną marnie, ich miejsce zajmują takie M archew ki?

Prawda, zapom niałem , wszak „żenią się z pannami od b u r ­ mistrza, a burmistrz ma brata na wysokiej posadzie w dyrekcyi we Widniu".

(5)

wiastków idealnych, czysto rzemieślnicze traktowanie pracy nau ­ kowej, wraz z ich, tak przeciwnem naszemu duchowi, biurokra- tycznem segregowaniem osób, pracujących naukow o, według rang rządowo-uniwersyteckich. Wszystko to są daw no ogólnie znane rzeczy, wielokrotnie omawiane. Nie będę też tu ich bliżej rozbie­

rał. Najmniej atoli oczywiście uświadamiają je sobie sfery bezpo­

średnio interesowane, co znajduje wytłómaczenie w znanym psy­

chologom fakcie subjektywnego optym izmu w ocenianiu samych siebie. Nie jest tu celem moim przyczyny przedstawionego stanu rzeczy podaw ać lub szczegółowy plan jego zmiany nakreślać.

Zaznaczę tylko, że pomijając to, a b jś m y nieco więcej mieli wzglę­

dów na naród nasz, którego wielkim wysiłkiem powstały te ogniska nauki i są jego nadzieją, przedewszystkiem pozbyć się m usim y tego braku wiary w siebie, w swą wartość i siły, który głównie pęta nam nogi i nie pozwala kroczyć samodzielnie.

Jak szanow ny a u to r „korespondencyi lwowskiej" widzi, by­

najmniej nie patrzę na rzeczy różowo. Atoli z tego wszystkiego wynika tylko jedno, tj. dążenie, aby stan taki zmienić. Wniosek zaś autora o zbyteczności lwowskiego Wydziału lekarskiego i o konieczności jego zamknięcia jest nie tylko nieuzasadniony, ale nadto zawiera w sobie pierwiastki negacyi tego, co oznacza s ł o ­ wo „kultura".

Partactwo lecznicze w Galicyi.

3. Medycyna ludowa.

Lud posiada, jak w spom niałem , swoją filozofię życia, stre­

szczającą się głównie w mistycznem pojm ow aniu przyczyny c h o ­ rób i wszelakich nieszczęść ludzkich, w wierze w siły nadprzyro­

dzone, w czary i złe duchy, a stąd także w wierze w gusła i gu- ślarzy. Ma też lud swoją medycynę ludową, m ało znaną lekarzom dyplom owanym , a tworzącą pewien ścisły łącznik między ludem i guślarzami tudzież innymi partaczami leczniczymi.

Nie myślę tutaj w yczerpująco traktow ać tego przedmiotu, posiadającego zresztą i u nas obfitą już literaturę. W spom nę tyl­

ko o niektórych głównych szczegółach, które wydają mi się nie­

zbędne dla wyrozumienia partactwa leczniczego.

U ludu znany jest i uznawany tylko bardzo ograniczony szereg jednostek chorobow ych. Lud łączy choroby zupełnie ró ­ żne w pewne ogólne kategorye a o wielu chorobach nie m a naj­

mniejszego przeczucia. Pospolicie włościanie jednoczą wszystkie ostre choroby wysypkowe pod w spólną nazwą „ospy", „wyspi- ska" itp. Lekarz prowincyonalny, który podczas szczepienia ze­

chce pouczać lud o wielkiej doniosłości tego zabiegu zapobiegaw ­ czego. zwykle spotyka się z z a rz u te m , że p o m im o szczepienia

„ospa" wystąpiła w mnogich przypadkach, które imiennie mu przytaczają, biorąc płonicę, czy o d rę za o sp ę prawdziwą. Ospy wietrznej od ospy prawdziwej nie rozróżniają często nawet o s o ­ by, należące do inteligencyi prowincyonalnej. Z chorób zakaźnych wysypkowych znany jest ludowi tylko jeszcze „tyfus", lecz n a ­ zwą tą określają włościanie i to światlejsi stan odurzenia bez względu na istotę samej choroby, gdy więc chory jest nieprzy­

tom nym, gdy majaczy w gorączce, mówią, że choruje na tyfus, chociażby to było wybitne zapalenie płuc, lub jakiekolwiek inne cierpienie gorączkowe.

W zakresie ch o ró b narządów klatki piersiowej chłopi za­

zwyczaj znają tylko jednę chorobę, którą nazywają „zapaleniem"

a prostaczek dziwi się, gdy go lekarz indaguje, czy chory np.

zm arł na zapalenie płuc, czy opłucny, osierdzia, wsierdzia itd.

Z c h o ró b serca znany jest u ludu tylko objaw „bicia s e r­

ca" a chociaż o sercu nieraz chory op o w iad a lekarzowi, bliższe wywiady wykazują, że przypisuje sercu przeróżne przypadłości, które z sercem nie mają nic wspólnego a często też to serce najbłędniej co do umiejscowienia wskazuje.

W zakresie trzewiów brzusznych znane jest u ludu zapale­

nie żołądka i jelit, a tylko u wykształceńszych włościan są pe­

wne, bałam utne zresztą pojęcia o chorobach nerek, wątroby, pę­

cherza moczow ego. Za to macica gra wielką rolę w medycynie ludowej i każda kobieta wiejska, dłuższy czas niedomagająca, podejrzywa o przyczynę cierpienia „macicę". „Macica" według pojęcia kobiet wiejskich m oże chodzić po całem „wnętrzu", a lekarz prowincyonalny, który nie bada macicy i nie oznajmi pacyentkom, czy macica „jest na swojem miejscu", nie zyska wielkiego zaufania u wiejskich klientek. N awiasowo wspom nę, że to badanie często naprow adza przecież lekarza na ślad po w a ż­

nych cierpień narządu rodnego, chociaż cierpienia te są innej przyrody, niż chore mniemają. „Macica" według zdania ludu wiejskiego jest narządem, który i u mężczyzn pow oduje różne choroby i każdy chyba praktyk prowincyonalny m iał zdarzenia, że zgłosił się d o niego wieśniak, zazwyczaj hysteryk, z gotowem rozp o zn an iem , podpowiedzianem zapewne przez guślarza lub znachora, że mu się „macica wywróciła".

Fatalne następstwa sprawia nieraz, że u ludu niema zn a jo ­ mości chorób, połączonych z ow rzodzeniam i kiszek, a dalej za­

palenia otrzewny, tudzież zapalenia okołokątniczego i chorób, pow odujących niedrożność przew odu pokarm ow ego, gdyż w tych przypadkach bardzo wielu chorych życie traci skutkiem niesto so ­ wnych zabiegów, jak mięsienie brzucha, środki przeczyszczające i t. d.

W ogóle bóle, w brzuchu umiejscowione, a często i inne przypadłości uważają na wsi pospolicie jako „oberwanie", c h o ­ robę, powstającą „z podźwigania" a za najskuteczniejsze leczenie w tych razach uchodzi smarow anie, które niewłaściwie z a sto so ­ wane, wiele złego wyrządza.

Dalej medycyna ludowa zna jeszcze puchlinę, której p rz y ­ czyn nie rozróżnia, wielką chorobę, czyli ch orobę św. Walentego, również obejm ującą najróżnorodniejsze drgawki, paraliż, suchoty w znaczeniu ogólnego wyniszczenia, gościec, obejmujący p rz e ró ­ żne cierpienia stawów i układu nerwowego, różę, która to nazwa również obejm uje u ludu różne powierzchow ne zmiany na s k ó ­ rze. T o są głów ne i najpopularniejsze śród włościan pojęcia c h o ­ robowe.

Nadto znany jest jeszcze rak, jako nazwa wszelkich n o w o ­ tw orów złośliwych, boleśnice, czyli bolesne guzy i obrzęki, w re­

szcie choroby chirurgiczne, jak złamania, zwichnięcia i stłuczenia, które pospolicie nazywają „zepsuciem" członka, nie wdając się w rozpoznanie różniczkowe prostego stłuczenia od zwichnienia i złamania. Z n an a jest wreszcie wścieklizna, i ukąszenie żmij.

L dzieci przeważną część chorób zwala się na „ząbkowanie"

lub na uroki a także na „uchynięcie", zwane czasem wyraźniej uchynięciem kuperka. „Uchynięcie" wyobrażają sobie matki jako rodzaj zwichnienia w dolnej części k rę gosłupa a chociaż dziecię nie okazuje bynajmniej żadnych zboczeń w ułożeniu członków, a w szczególności kręgosłupa, leczą je sm arow aniam i, zawijaniami, naciąganiami i innymi procederami, często wykonywanymi w s p o ­ sób brutalny. Pod względem s p o so b u karmienia osesków i nie­

m owląt niema często żadnej oględności tak co do doboru, jak i co do częstości i obfitości strawy a nawet rozsądne kobiety z trudem tylko m ożna nakłonić do odpowiedniej dla chorego dziecka diety.

W położnictwie panuje o grom nie dużo przesądów i niera- cyonalnych poglądów, a wiara w „doświadczone" kobiety, czyli w „m ądre" osoby niczem nie da się zachwiać, nawet licznymi przykładam i fatalnych następstw złej opieki ze strony tych ba­

bek. Właśnie w położnictwie widzimy, jak dalece lud w yrozum ia­

łym jest dla znach o ró w i partaczy, nie zwalając na nich winy, lub rychło o niej zapominając.

Z atrzym ałem się nieco nad medycyną ludową, gdyż bez znajom ości pojęć głównych ludu w tym zakresie, nie m ożna d o ­ kładnie zdać sobie sprawy z partactwa leczniczego. Wypada je­

szcze w spom nieć parę słów o ludowych spo so b ac h leczenia.

Wieśniak prosty do dłuższego zażywania leków nie jest skłonny Pragnie wyleczenia doraźnego, cudow nego, tak jak w ie­

rzy, że guślarz przez proste zaklęcia m oże pewne choroby od niego odegnać. Kuracya systematyczna, dłuższa, zniechęca go do lekarza dyplom ow anego. Lekarstwo, podzielone w dawkach na czas dłuższy, często naraz zużywa, rozumiejąc, że jeśli cały zapas lekarstwa ma p o m ó d z po pewnym czasie, to powinien ten sam skutek sprawić po zażyciu naraz całej dawki. Niedawno d o ­ niosły pisma o wypadku zatrucia z zejściem śmiertelnem u p e ­ wnego chorego z pod Krakowa, który całą porcyę lekarstwa, na dłuższy czas zapisaną, naraz sko n su m o w ał. P o d o b n e zdarzenia są z pewnością częste, chociaż o nich nie dochodzi wiadom ość do szerszej publiczności. Dla tego w ordynacyi leków, zwłaszcza silnie działających, trzeba u ludu być bardzo ostrożnym , gdyż takie zdarzenia, jak w spom niane, dają p o w ó d do pogłosek, że lekarze trują chorych.

Lud w ogóle m a większe przekonanie do różnych ziół i śro d k ó w dom owych, obojętnych, niż do leków wewnętrznych z apteki. N atom iast zewnętrzne środki i s p o so b y cieszą się u ludu wielką wziętością, nieraz ze szk o d ą dla chorego. Tu należy s t o ­ sow anie sm arow ań i plastrów, bez których większa część c h o ­ rych prostaczków obejść się nie może, bańki suche i cięte, pijaw­

ki, upusty krwi, w mniejszym stopniu zabiegi wodolecznicze.

Jest nawet uprzedzenie śród naszego ludu przeciw zimnej wodzie i chłodzącym procederom , a niejeden lekarz, który p ró b o w a ł forsow ać wodolecznictwo w stanach gorączkowych w prywatnej praktyce wiejskiej, napo tk ał u p ó r nie do przezwyciężenia, lub w razie niepom yślnego zejścia choroby za rzuc ono m u , że zazię­

bił chorego. Więcej ulubione są ciepłe okłady, przyparki lub ciepłe kąpiele, osobliwie z dodatkiem różnych ziół.

Guślarz, czy zn a ch o r lub partacz liczy się bezwzględnie z te- mi upodobaniam i ludu, przeto nawet w razie niekorzystnego wy­

niku nikt mu winy nie przypisze, gdyż te s p o so b y leczenia są ogólnie u ludu przyjęte, więc nawet przy niewłaściwem z a s to s o ­ waniu, gdy szkodę ch o rem u przynoszą, wieśniak w to nie uwierzy.

Nadmieniłem , że gusła czasem są czynnikiem psychicznym, suggestyjnym, wpływającym na korzystny zw rot w pewnych ch o ­ robach, Dla chorego, kwalifikującego się do suggestyjnego lecze­

nia, jest oczywiście wszystko jedno, czy suggestya podziała w p o ­

(6)

staci zaklęć guślarskich, lub przez czarodziejskie odwary ziół, czy też w postaci leku, który lekarz przepisał ut aliquid fie r i vi- deatur, czy wreszcie drogą innych jakichkolwiek sp o s o b ó w sug- gestyjnych. Całe, pow ażne niebezpieczeństwo guślarstwa i zna- chorstw a leży w tem, że tu nie rozróżnia się chorych, nadających się do leczenia suggestyjnego, od chorych, potrzebujących lecze­

nia farm aceutycznego lub celowego zabiegu leczniczego poza sferą suggestyi. Jeśli więc nawet pewien nieznaczny procent c h o ­ rych, wierzących w guślarza, nie źle na tem wychodzi, ró w n o ­ cześnie 99% chorych, zasięgających jego porady, naraża zdrowie a nieraz i życie na szwank przezzaniedbanie racyonalnej pomocy.

(C. d. n.) Dr. Szczepan M ikołajski.

0 reformie gminnej służby zdrowia w Galicyi.

N a p is a ł D r. W in cen ty W ró b lew ski, le k a r z okręgow y.

(Ciąg dalszy.)

Spraw a udzielania bezpłatnej p o m o cy ubogim chorym, w punkcie i instrukcyi określona, jest jednym z najważniejszych i najbardziej nadużywanych naszych obowiązków, a to wskutek przestarzałych dekretów, nie określających dobrze pojęcia u b ó ­ stwa. Świadectwa ubóstwa, o ile ich lekarz żąda, a żądać pow i­

nien, wydaje Zwierzchność gm inna prawie każdemu, zwłaszcza w miejscu siedziby lekarza, bez praw a apelacyi. Leczenie ubogich stanowi w wielu okręgach g łów ną część praktyki lekarza o k rę g o ­ wego. W obecnej mej siedzibie trzeci rok z rzędu wypada do 500 koron rocznie za leki według norm y ubogich. P o wsiach wzywają zazwyczaj lekarza do chorego, czy p o ro d u i albo w chwili żądania należytości po udzieleniu porady przedkładają świadectwo ubóstwa, lub też umówiwszy się co do zapłaty, po kilku tygodniach d onoszą świadectwo z objaśnieniem, że lekarz od kraju zapłatę otrzyma. Z doświadczenia dodam , że takie świadectwo s p o r o nieraz kosztuje chorego. Zwyczajnie opłacić się musi petent pisarzowi za napisanie świadectwa, potem p o ­ częstunek znaczniejszy wójtowi postawić, a nadom iar najczęściej opiewa taki dok u m en t tylko na p o m o c lekarską bezpłatną, a lekarstwa bierze pacyent na siebie w tem świętem przekonaniu, że zrobił dobry interes. Niejednokrotnie zaś przy p orodach u b o ­ gich jak i przy różnych zabiegach operacyjnych, gdzie się spo- trzebuje dość własnego materyału o p a tru n k o w e g o i środków desinfekcyjnych, naczelnik gminy ani doraźnie, ani później recepty podpisać nie chce i kończy się na tem, że lekarz z własnej kieszeni materyały płaci, bo władza polityczna odsyła zażalenie Wydziałowi pow iatow em u, ten zaś nie ma, czy nie chce użyć egzekutywy w tym kierunku i spraw a idzie ad acta. Przy objaz­

dach wójt chętnie potwierdza ustnie ubóstwo, ale recept p o ­ twierdzać nie myśli i znów zażalenia nie o d n o szą skutku. Przy­

toczony w instrukcyi naszej dekret kam ery nadwornej z d. 26.

lipca 1840 L. 3743 m ógł niewąptliwie mieć dawniej głębokie znaczenie, dziś jednak jest przestarzały i m a tę zasadniczą wadę, że ubóstw o określa zbyt ogólnikow o. Przedewszystkiem w ydano g o w zupełnie innym celu, a mianowicie w celu uwolnienia ubogich od należytości stem plowych i taks. W tym też kierunku wydany tekst brzmi wyraźnie w § 1., że za ubogiego m a być uważany ten, który ze swoich realności, swoich kapitałów, swej renty, z pracy zarobkow ej albo służby nie m a większego dochodu, niż wynosi zwyczajny zarobek dzienny w siedzibie ubogiego.

Rzecz naturalna i słuszna, że taki winien być uwolniony od p o ­ datku, jaki w postaci taks i stempli opłacaćby musiał, analogi­

cznie z dzisiejszem uwolnieniem od p o d atków w podobnych warunkach. Według ustawy o przynależności z d. 3. grudnia 1863 r. D. u. p. 105, obowiązującej i dziś z m ałem i zmianami, i według późniejszych ustaw a mianowicie ustawy gminnej z roku 1889 dla 30 miast jakoteż z r. 1896 dla 141 miasteczek za opa trywanie ubogich, do którego gmina jest obowiązana, ogranicza się na dostarczeniu ubogiemu potrzebnego utrzymania i pielę­

gnow ania w razie zasłabnięcia. Prócz tego stałego niejako o b o ­ wiązku zaopatrzenia ubogich zachodzi chwilowa potrzeba w sp ar­

cia, (§ 28) które m a być udzielone ubogim od pierwszej chwili dowiedzenia się o nich. (Tryb. adm. z 12. listopada 1879 r.).

Nadto zajść m oże natychm iastowa potrzeba utrzymania przez gminę, gdy strona, obow iązana na mocy prawno-pryw atnego obow iązku do utrzymania pewnej osoby, temuż obowiązkowi nie czyni zadość. G m ina musi tak długo ubogich chorych utrzymy­

wać, dopóki nie wyzdrowieją i nie są w stanie postarać się o swe utrzymanie (Tryb. adm. z 24. lipca 1876 r. 1. 311). Według więc ustaw dotychczasowych jedynie i wyłącznie na gminie ciąży obow iązek opieki nad ubogimi. O pieka ta zależy od stanu u b ó ­ stwa, bo zaopatrywanie ubogich i zawarta w niem p o m o c lekar­

ska według § 26 ustawy o swojszczyźnie o tyle tylko m a miejsce, o ile ubogi nie jest w stanie zapewnić sobie utrzymania w ła­

snymi siłami, zaś zdolnych do pracy, ubiegających się o z a o p a ­ trzenie, m ożna nawet p rz ym usow o zniewolić do w ykonania pewnej odpowiedniej roboty. O bowiązek natychm iastowego utrzymania

względem osób, chwilowo nie mających ś ro d k ó w do życia, czy to wskutek usunięcia się osób, obowiązanych w tym względzie do faktycznego świadczenia i mogących świadczyć (jak o b o w ią­

zanym jest według ustawy cywilnej mąż wobec żony ( § 9 1 ) rodzice i dziadkowie względem dzieci i w nuków (§ 139, 143, 183, 117 i 166 u. c.) dzieci względem rodziców (91, 154. 183 u. c.) wreszcie osoby trzecie, obow iązane do zaopatryw ania c h o ­ rych na zasadzie przepisów ustaw przemysłowych, ustawy o ubez­

pieczeniu robotników w Kasach chorych lub przepisów o czela­

dzi służebnej) obowiązek ten utrzymania jest względny i chwi­

lowy w tych wypadkach, gdyż gm ina m a praw o regresu na drodze cywilnej do wymienionych o s ó b i m oże uzyskać zwrot wyłożonych kosztów utrzymania. Tym czasem inaczej dzieje się w praktyce. Mąż wyjechał do Ameryki lub na Saksy, przysyła pieniądze, ale jeżeli żo n a lub dzieci zachorują, gmina troskliwie dostarcza im lekarza darm o. Jeśli robotnikowi, ubezpieczonemu w Kasie chorych, ktoś zachoruje, wnet udaje się on do gminy 0 bezptatne dostarczenie lekarza, pom im o, że do zaopatrzenia w myśl ustawy prawa nie m a ; to s am o odnosi się do czeladzi służebnej, która w miasteczkach, nie mających am bulatoryów bez­

płatnych, stale nawiedza lekarza, przy czem nie płaci honoraryów , jako uboga. Każdy rzemieślnik, zwłaszcza w miasteczkach, rości sobie praw o do bezpłatnej pom ó cy lekarskiej, jako „miejski1*, 1 często obszedłszy innych lekarzy, których płacić musiał, gdy nie widzi poprawy, zwraca się do lekarza gm innego i uzyskuje p o m o c darmo, boć „miejski**, więc mu się to z praw a należy.

Znam iennem jest, że ubodzy chorzy chętnie i często się leczą w najmniejszych słabościach, a zawsze mają wymagania natych­

miastowej, szybkiej pom ocy, poza dom em lekarza najczęściej.

Kto jest ubogim ? W myśl orzeczenia Tryb. admin. z d. 21.

września 1887. L. 2480, tłóm aczącego § 24. i 26. ustawy o przy­

należności, tego tylko należy uważać za ubogiego, kto własnemi siłami nie m oże zapewnić sobie i swej rodzinie utrzymania i jako taki jest skazany na zaopatrzenie, tj. utrzymanie przez gminę.

Istotnie ubogimi m ogą być i właściciele pewnej nieruchom ości ze względu na długi, liczną rodzinę i stosunki zarobkow ania (Tryb. adm. z 7. czerwca 1883 r. 1. 403). Ubogi, mieszkający z osobam i, mającymi w myśl ustawy cywilnej obow iązek utrzy­

mywania go, a nie będącymi go w stanie utrzymywać, winien być kosztem gminy utrzymywany (Tryb. adm. z 23. czerwca 1893 r. 1. 2237). Z cytowanych tu ustaw i orzeczeń wypływa najwyraźniej, że należy przyjąć kategoryę ludzi bezwzględnie u b o ­ gich, zaopatrywanych przez gminę. Częścią mieszkają oni w za­

kładach zaopatrzenia gminnych, częścią są na utrzymaniu u innych o sób na koszt gminy. Oni też jedynie mają pra w o w całej pełni do uzyskania bezpłatnej pom o cy lekarskiej i tu kraj względnie Wydziały powiatowe przychodzą gm inom z pom ocą, ustanawiając lekarza okręgowego, obow iązanego do bezpłatnego leczenia u b o ­ gich. P o tej kategoryi stale ubogich, że się tak wyrażę, przycho­

dzi klasa chwilowo zubożałych. Tak np. gdy zachoruje obłożnie mąż względnie głow a rodziny, w ogóle osoba, która utrzymuje siebie i swą rodzinę z z a robku dziennego, należałaby się mu p o m o c lekarska bezpłatnie, o ile człowiek ten równocześnie chwilowo jest na utrzymaniu gminy. N atom iast nie m ożna a b s o ­ lutnie uważać za ubogich takich ludzi, którzy za wszystko sami płacą, za mieszkanie, życie itd., nie są więc zaopatrywani przez gminę i tylko dla uzyskania bezpłatnej p o m o cy lekarskiej o trzy ­ mują świadectwa ubóstwa. T o sam o odnosi się do chorych, co do których mają obowiązek świadczenia osoby trzecie, jak mąż względem żony itd., bo choć o so b y te nie wypełniają obow iąz­

kowych świadczeń chwilowo, to jeśli tylko są w stanie wykonać swe zobowiązania, gmina wyręczywszy je doraźnie w utrzymaniu chorych, ma praw o regresu na cywilnej drodze, z którego korzy­

stać może. Inaczej rzecz się przedstawia przy świadectwach u b ó ­ stwa dla szpitala lub dla kuracyi kąpielowej, taks szkolnych itd., bo tu wszędzie potrzebne są większe sumy, które nawet wzglę­

dnie zamożni z trudnością pokrywają. Nie m ożna jednak za p rz e ­ czyć, że chorzy, płacący wszystko prócz lekarza, m ogą być nie­

zamożni i że w olno gminie udzielić i takim chorym pom ocy, skąd jednak gmina, często zamożna, przychodzi do tego, żeby w jednym tylko kierunku leczenia się w dom u uznawać kogo ubogim i akt łaski spełniać łatw o z kieszeni lekarza okręgow ego a z litości dla jednych wydzierać drugiemu środki do życia, k o ­ nieczne w obec naszej dotacyi.

Stosunki takie wreszcie ustać powinny. Przyczyniłby się do tego przedłożony p aro k ro tn ie Sejmowi projekt ustawy, o rg a ­ nizującej publiczną opiekę nad ubogimi, o ile będzie uchwalony.

Przytoczę tu tylko niektóre pierwsze ustępy z projektu, p rz ed ło ­ żonego podczas ostatniej sesyi Sejmu — o jasnej ścisłej osnowie.

§ 1. Za ubogich w rozumieniu ustawy niniejszej uważać należy te osoby, które nie są w m ożności z własnych zasobów pokryć najniezbędniejszych do życia potrzeb, lub własną pracą z a ­ robić na swoje najskrom niejsze utrzymanie lub wyżywienie.

§ 2. O soby ubogie w myśl określenia ubogiego w § 1.

m ogą tylko wtenczas korzystać z publicznej opieki, gdy nie znajdą pom ocy ani ze strony prawnie do tego zobowiązanych osób, ani ze strony dobroczynności prywatnej.

Cytaty

Powiązane dokumenty

To grupa, która może przyczynić się do stabilizacji rynku magazynowego dzięki stabilności funkcjonowania i wygenerowaniu dodatkowych efektów finansowych, które będą mogły

Jeśli Podopieczny prowadzi samodzielne gospodarstwo domowe (jednoosobowe) i posiada własne stałe dochody, Wnioskodawca składa niniejsze oświadczenie wyliczone na

Discover English 3 Zeszyt ćwiczeń Judy Boyle, Mariola

·W 2021 roku został przygotowany Dokument Informacyjny w związku z ubieganiem się o wprowadzenie następujących instrumentów finansowych 820.366 akcji zwykłych na okaziciela

klasach 4-8 szkoły podstawowej Nowa Era Geografia 24/5/21 Ewa Maria Tyz, Barbara Dziedzic Program nauczania geografii w kl. Zdziennicka Program nauczania biologii

Konwencja poświęca dużo uwagi kobietom, ponieważ obejmuje formy przemocy, których doświadczają jedynie kobiety!. (przymusowa aborcja, okaleczenie

The solid carbide end mill with polished rake face and reinforced core for machining with large allowances and at medium cutting speeds. The geometry of the face

działalności gospodarczej (np. promocja, pozyskanie klientów, zaangaŜowanie środków, badanie rynku).. Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej – Centrum Dolnośląskie