W numerze
9/2013
AktuAlne problemy opieki i WychoWAniA Jan Wszołek
● nadzieje i złudzenia roku rodziny 3
Diagnozy, DoświaDczenia, propozycje metoDyczne JadWiga RaczkoWska
● o brutalizacji języka i zachowań 9
MaRcin TeodoRczyk
● Medialna wojna rodziców, którą przegrało dziecko 21
aneTa PaszkieWicz
● Uczeń, którego rodzice pracują za granicą 26
BogUMiła BoBik
● Uczeń zdolny w warunkach współczesnej szkoły 31
RadosłaW MysioR
● aspiracje uczniów zdolnych 36
BeaTa HoffMann
● komputer szansą i zagrożeniem dla rozwoju dziecka 42
BaDania i sonDaże Magdalena Malec
● Poczucie lęku u młodzieży gimnazjalnej 48
MaTeUsz RefeRda
● Psychospołeczne korelaty osiągnięć szkolnych 57
nASi AutorZy
Dr Bogumiła Bobik – kolegium nauczycielskie w Bytomiu
Dr Beata Hoffmann – instytut stosowanych nauk społecznych Uniwersytetu Warszawskiego
magdalena malec – doktorantka katolickiego Uniwersytetu lubelskiego
radosław mysior – absolwent Uniwersytetu łódzkiego i Wyższej szkoły Peda- gogicznej w łodzi
Dr aneta paszkiewicz – Państwowa Wyższa szkoła zawodowa oraz Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna nr 1 w chełmie
Dr jadwiga raczkowska – b. redaktor „Problemów opiekuńczo-Wychowaw- czych”
mateusz referda – Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna nr 8 w Warszawie;
doktorant w instytucie Psychologii kUl
marcin teodorczyk – redaktor kwartalnika „niepełnosprawność i Rehabilitacja”
Dr jan wszołek – emerytowany wychowawca domu dziecka informacje i recenzje
agnieszka ogonowska, grzegorz Ptaszek (red.), Współczesna psychologia
● mediów. nowe problemy i perspektywy badawcze (rec. J. R.) 59 stanisław kozak, Patologia fonoholizmu. Przyczyny, skutki i leczenie
● uzależnienia dzieci i młodzieży od telefonu komórkowego
(rec. Beata Hoffmann) 62
świat młoDzieżowycH fascynacji
lady gaga. Manifest tolerancji odziany w mięso (Marcin Teodorczyk) 63
●
3
aktualne problemy opieki i wychowania
bytu dziecka w przedszkolu oraz zakaz ich pobierania za zajęcia dodatkowe (np. lekcje angielskiego i rytmikę) ograniczają dotych
czasowe dążenia samorządów do komercja
lizacji i prywatyzacji usług opiekuńczo-wy
chowawczych. Nowością jest również za
powiedź objęcia w przyszłości przedszkoli subwencją oświatową.
Gdyby więc rząd szedł dalej w tym kie
runku, otworzyłby drogę do wprowadzenia publicznych usług opiekuńczo-wychowaw
czych na wzór oświatowych i zdrowotnych.
A w przyszłości – do stworzenia systemu wsparcia zapewniającego rodzinom wycho
wującym dzieci bezpieczeństwo socjalne.
Zaś rodzicom zajmującym się wyłącznie opieką i wychowaniem dzieci ubezpiecze
nia zdrowotne i emerytalne.
Rok rodziny jest dobrą okazją do przeko
nywania, że opłaty pobierane od rodziców za usługi opiekuńczo-wychowawcze in
stytucji publicznych, stworzonych i utrzy
mywanych z podatków (płaconych rów
nież przez rodziców) i ich komer cjalizacja są sprzeczne z ideą solidarnego państwa.
Pierwszym skutkiem wypowiedzi pre
miera o roku rodziny było ożywienie dysku
sji o konkretnych rozwiązaniach w polityce rodzinnej: zasiłkach, ulgach podatkowych na dzieci, urlopach rodzicielskich, opiece szkolnej i przed szkolnej itd. oraz o wpływie na życie rodzin: bezrobocia, braku mieszkań dla młodych małżeństw, pracy dla matek itp. Na konferencjach i kongresach poświę
conych rodzinie oraz w mediach pojawiły
N
a początku stycznia br. premier rządu zapowiedział, że rok 2013 będzie „rokiem rodziny i przełomu” w polityce rodzinnej państwa. W ciągu kilku miesięcy od zapowiedzi parlament przedłużył do roku urlopy rodzicielskie i ujednolicił oraz obniżył opła
ty za przedszkola. Rząd obiecał też pokryć 80% kosztów two rzenia nowych przed
szkoli i dopłacić do utrzymania placówek w 2013 r. W latach następnych dopłaty mają pochodzić ze środków unijnych. Niedostat
kowi miejsc w żłobkach dla najmłodszych dzieci ma zaradzić wspierany przez rząd program zakładania domowych żłobków i klubów malucha. W rezultacie od 2017 r.
każde dziecko ma mieć zagwarantowane miejsce w żłobku i przedszkolu.
Jednak kolejne wydłużenie urlopów ro
dzicielskich i zmiany w opiece przedszkol
nej trudno nazwać przełomem w polityce rodzinnej; raczej konty nuacją dotychcza
sowej. Oczekiwania są znacznie większe, a rząd nie przedstawił programu jej dal
szych reform. Ale zmianę można dostrzec w podejściu do publicznej pomocy rodzinie, nieuważanej dotąd za priorytetowe zadanie państwa. Zwłaszcza w samorządach lokal
nych, które w ostatnich latach prowadziły politykę niezbyt sprzyjającą rodzinom.
Zmniejszały dopłaty do szkół, podnosi
ły opłaty za żłobki i przedszkola, żywie
nie dzieci w stołówkach, za korzystanie ze świetlic i zajęcia dodatkowe. Odgórnie ustalone opłaty w całym kraju i ich obniże
nie do 1 zł za piątą i następne godziny po
Nadzieje i złudzeNia roku rodziNy
jaN Wszołek kraków
4
aktualne problemy
się różne propozycje publicznej działalności opiekuńczej. Własne programy przedstawi
ły partie polityczne, Kancelaria Prezydenta i pojedynczy politycy (np. Jarosław Gowin, Piotr Gliński).
Dyskusja nie uniknęła upolitycznienia, populistycznych haseł, neoli beralnych frazesów i zarzutów o nadopiekuńczości państwa lub braku jakiejkolwiek polityki prorodzinnej1. A także radykalnych propo
zycji, np. znacznego obniżenia wydatków na rodziny albo ich zwiększenia do pozio
mu bogatych krajów Unii Europejskiej.
Proponujący pomijają fakt, że przez ostat
nie 50 lat wydatki na rodzinę w tych kra
jach były 4-8-krotnie większe niż w Pol
sce. I gdyby nawet – zgodnie z zapowie
dzią – w latach 2013-2022 udało się wy
dać 700 mld zł, tj. 2,5 razy więcej co roku niż obecnie, to i tak nie osiągnęlibyśmy nawet średniego poziomu UE i nie stwo
rzylibyśmy pol skim rodzinom warunków podobnych do francuskich, niemieckich, brytyjskich czy szwedzkich. Innym rady
kalnym projektem jest propozycja 1000 zł bonu miesięcznego, płaconego przez pań
stwo na każde dziecko do 18 roku życia.
To o 40-50 tys. zł więcej od sumy, jaką wy
dają teraz rodzice (ok. 170-180 tys. zł).
Wątpliwości dostarczają również same władze, mające kłopot z finansowaniem przedsięwzięć i godzeniem nowych wydat
ków z polityką oszczędzania2. Rozwiąza
nia zaproponowane w roku rodziny mogą więc podzielić los wcześniejszych – redu
kowanych, realizowanych z opóźnieniem,
1 Populizmem są np. propozycje (Janusza Paliko
ta) przekwalifikowania 7 tys. zwolnionych nauczy
cieli na opiekunów w żłobkach, asystentów rodziny czy korepetytorów w szkołach, skoro gmin nie stać na mniejsze klasy i etaty nauczycielskie. Zarzut o nad- opiekuńczości państwa nie wydaje się trafny, gdyż jego roczne wydatki na rodzinę wynoszą około 17 tys.
zł, a rodziny na państwo – 30 tys. zł. Krytycy rządu uważają, że polityka prorodzinna to jedynie slogan i hasło propagandowe.
2 Na przykład obietnica dopłat do przedszkoli zmieniała się kilka razy: 320 mln zł, 0 zł, 180 mln zł, 504 mln zł. Dłuższe urlopy dla wszystkich matek ro
dzących w 2013 r. wprowadzono dopiero po ich prote
stach. Obowiązek szkolny dla starszych sześciolatków od 1 IX 2014 r. ustalono po kilku zmianach decyzji.
nawet porzucanych. Przykładem obowią
zująca od 1.01. 2012 roku nowatorska usta
wa o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej, dotycząca wszystkich rodzin i wprowadzająca nowe formy ich wspiera
nia. Już w trakcie prac nad nią zmniejszono środki na jej realizację, a po wejściu w życie odroczono wprowadzenie niektórych przepi
sów, dlatego zamiast tysięcy etatów asysten- tów rodziny (dla 17,5 tys. rodzin) w 2012 r.
utworzono ich 2105. Brakuje też programów pracy z rodziną, zespołów interdyscyplinar
nych (asystent rodziny, pediatra, pracownik socjalny, policjant…), współpracy między instytucjami zajmującymi się dzieckiem i rodziną. GOPS nie stały się centrami po
mocy rodzinie, nie została uchwalona Karta praw rodziny. Podobnie przebiega realizacja innych ustaw, np. o przeciwdziałaniu prze- mocy w rodzinie, zapobieganiu demoraliza
cji nieletnich, ubezpieczaniu przez gminy opiekunek do dzieci, wspieraniu domowych przedszkoli itd.
Polityka rodzinna państwa dotyczy szero
kiego zakresu spraw, nie tylko ulg, urlopów i opieki przedszkolnej. Ma służyć stabiliza
cji i trwałości rodzin, by mogły one dobrze spełniać swe funkcje prokreacyjne i opie
kuńczo-wychowawcze. Ma tworzyć warunki do budowania systemu opieki obejmującego wszystkie dzieci i rodziny. Dotychczasowy zajmował się bowiem głównie rodzinami niepełnymi, dziećmi pozbawionymi opieki, rodzinami zagrożonymi rozpadem, niewy
dolnymi wychowawczo i biednymi. Szkoda więc, że w publicznej dyskusji problemy ogółu rodzin nie są przynajmniej tak samo nagłośnione, jak aborcja, in vitro, adopcja dzieci przez pary homoseksualne, molesto
wanie dzieci w rodzinie itd., a więc tematy interesujące tylko część społeczeństwa.
Omawiane działania opiekuńcze doty
czą przede wszystkim rodzin pracowni
czych w dużych miastach. Ich sytuacja jest lepiej znana3. W mniejszym stopniu służą rodzinom wiejskim, chociaż na wsi żyje 14
3 Chociaż dane bywają również sprzeczne lub nie
dokładne, jak o liczbie głodujących uczniów w kl. I-III (raz 70 tys., innym razem – 800 tys.) czy procencie ro
dzin żyjących w ubóstwie w 2011 r. (5,7% lub 11,8%).
5
mln osób, rodzi się 40% dzieci i mieszka 60% rodzin wielodzietnych. Tam też jest największe bezrobocie strukturalne i emi
gracja zarobkowa – pogarszające warunki życia rodzin4. Gminom wiejskim, mimo korzystania z „janosikowego”, nie za
wsze wystarcza środków finansowych na wszystkie przewidziane prawem zasiłki i zapomogi rodzinne. Nie stać ich również na sfinansowanie nowych programów wspierania rodzin. Dlatego pomoc rodzi
nom wiejskim wymaga szerszego progra
mu. Z dłuższych urlopów rodzicielskich, ulg podatkowych i niższych opłat za przed
szkola rodziny chłopskie i bezrobotnych raczej nie skorzystają.
Zwykle politykę rodzinną łączymy z ustawami, rozporządzeniami i postępowa
niem władz centralnych. Rzadziej – z dzia
łalnością samorządów. Tymczasem akty prawne i programy rządowe tworzą tylko ramy jej realizacji dla władz lokalnych.
Dziś to główny problem, gdyż gminom i po
wiatom brakuje zarówno przekonania, jak i środków do jej realizacji. Niechęć samorzą
dowców do wydawania pieniędzy na rodzi
ny i rozwój opieki publicznej była widoczna od początku. Od paru lat samorządy wyko
rzystują mniejszą liczbę dzieci (i uczniów) do ograniczania wydatków na żłobki, przed
szkola i szkoły. I nie uważają za konieczne ich prowadzenie w każdej miejscowości (także świetlic, MDK, bibliotek, poradni, przychodni, aptek, posterunków policji itd.
w gminie)5. Część radnych i urzędników samorządowych przez wsparcie rodziny rozumie nadal jedynie pomoc materialną dla najuboższych i poszkodowanych przez wypadki losowe. Prowadzenie żłobków, przedszkoli, szkół, domów kultury itp. czy pracę z rodziną (doradztwo, mediację itd.) uważa za narzucone i dodatkowe zadanie.
4 Badania wskazują (np. prof. Barbary Fatygi – program „Pomosty”), że najgorzej żyje się rodzinom na terenach popegeerowskich. Większość rodziców nie ma stałej pracy, 25-50% utrzymuje się z zasiłków, a co drugi mieszkaniec jest zagrożony alkoholizmem.
5 Zwłaszcza gdy wierzą, że rozwój Polski za
leży od rozwoju wielkich aglomeracji miejskich, a nie gmin i powiatów.
W rezultacie po przejęciu oświaty i opieki gminy zamknęły ponad połowę przedszko
li i większość małych wiejskich szkół pod
stawowych, ograniczyły zajęcia dodatko
we i wyrównawcze w szkołach, a powiaty zwlekały z tworzeniem rodzinnej opieki za
stępczej. Dlatego dziś mamy za mało żłob
ków, przedszkoli, ognisk wychowawczych, rodzin zastępczych, rodzinnych domów dziecka i zakładów wycho wawczych. Nie
którzy radni i pracownicy OPS nie ukrywa
ją, że publiczną pomoc dla rodzin uważają za marnotrawstwo pieniędzy6.
Wydaje się więc, że nową politykę ro
dzinną najtrudniej będzie za akcentować władzom gminnym, gdyż jest sprzeczna z ich dotychczasowymi poczynaniami – oszczędzaniem na oświacie szkolnej i opie
ce nad dziećmi, przerzucaniem kosztów ich utrzymania na rodziców, ograniczaniem zajęć opiekuńczo-wychowawczych, likwi
dowaniem etatów i placówek7.
Zmiany w polityce rodzinnej państwa mają służyć zwiększeniu przyrostu natural
nego. To zrozumiałe, gdyż Polska znalazła się w statystykach na 217 miejscu w świe
cie (na 220 państw) i na jednym z ostatnich w Europie. Obecny, minimalny przyrost na
turalny8 grozi obniżeniem liczby obywateli w ciągu 50 lat do 32 mln (w wersji pesymi
stycznej – nawet do 16 mln na pocz. XXII wieku!). Od 2005 r. rocznie ubywa ponad 100 tys. uczniów i maleje liczba studentów, a za parę lat zacznie brakować także pra
cowników. Rośnie za to liczba emerytów.
W rezultacie niski przyrost naturalny po
6 Nieżyczliwe traktowanie petentów w OPS od
strasza część z nich do szukania tam pomocy.
7 Zob. wywiady: M. Kursy i B. Piłata z prezyden
tem Krakowa J. Majchrowskim (Nie chcę, by ktoś inny…, „Gazeta Wyborcza” z dn. 12. VII. 2013 r.) i A. Pezdy z wiceprezydentem Warszawy W. Paszyń
skim (Przedszkola z opóźnionym zapłonem, „Gazeta Wyborcza” z dn. 15. IV. 2013 r.). Obydwaj krytykują rządowe pomysły zmian w opiece przedszkolnej (nie
uzgodnione z samorządami, niedopracowane, prze
rzucają koszty prowadzenia placówek na gminy itd.).
Według Majchrowskiego: przedszkola za złotówkę – to fikcja. Gminy muszą do każdej dołożyć 3,5 zł, a wg Paszyńskiego – już w 2014 r. dołożą 1,148 mld zł.
8 W 2012 r. przyrost naturalny wyniósł 0,01‰; uro
dziło się 400 tys. dzieci.
6
aktualne problemy
woduje więcej ujemnych i długotrwałych skutków niż pozytywnych9.
Odwrócenie tendencji demograficznych stało się więc pilnym zadaniem polityki ro
dzinnej. By tego dokonać, potrzeba jednak więcej korzystnych zmian w opiece nad ro
dziną niż te, które zostały podjęte. Przede wszystkim – skuteczniejszych programów zatrudnienia i budowy mieszkań dostęp
nych dla zakładających rodziny. Z pracy wykonywanej w domu, szkolenia bezrobot
nych, dotacji dla zakładających firmę, z kre
dytów na kupno mieszkania itd. korzysta tylko część zainteresowanych. Nie wszyscy z nich są przedsiębiorczy, mogą wykony
wać pracę w domu, znaleźć zatrudnienie po przeszkoleniu czy wykupić mieszkanie.
To niekoniecznie najlepsze formy pomocy dla rodziny. Przykładem – kredyty miesz
kaniowe. Pomogły zwiększyć budownictwo i sprzedaż mieszkań, ale głodu mieszkanio
wego nie zaspokoiły, bo na kupno miesz
kania stać niewielu młodych10. Brakuje mieszkań na wynajem, mimo że w Europie to najpopularniejsza forma11 pozyskiwania mieszkań przez ludzi młodych. Lepsze roz
wiązanie zaproponował zespół minister Ire
ny Wóycickiej z kancelarii prezydenta, pro
ponując, by budownictwo miesz kań na wy
najem za czynsz regulowany znalazło się wśród zadań samorządów lokalnych12.
Nie zawsze dostrzeganą przeszkodą w zwiększeniu przyrostu natural nego po
zostaje stosunek do macierzyństwa osób wychowanych w latach powo jennego wyżu demograficznego i jego kolejnych ech
9 Na przykład kurczenie się rynku wewnętrznego, inwestycji, brak rąk do pracy, spadek dochodu naro
dowego, wzrost kosztów ubezpieczenia społecznego itd. Korzystne, lecz krótkotrwałe: mniejsze wydatki na oświatę, na zasiłki na dzieci, dla bezrobotnych itp.
10 W dużych miastach po kilka tysięcy mieszkań rocznie nie znajduje nabywców z powodu ich ceny.
11 60-70% mieszkań w Austrii, Niemczech, Szwaj
carii itp. to czynszówki.
12 Program „Dobry kierunek dla rodziny” zawiera
44 postulaty. Wśród nich propozycje: karty rodziny wielodzietnej uprawniającej do darmowych przejaz
dów, biletów do kin, teatrów, muzeów, bonów dla ubo
gich rodzin, ulg podatkowych zależnych od liczby dzieci, limitów opłat za przedszkola, elastycznego czasu pracy matek itp.
w drugiej połowie XX wieku13. Ówczesna polityka rodzinna dążyła do zmniejszenia dużego przyrostu natu ralnego, ze względu na to, „że ogranicza rozwój kraju i obniża poziom życia rodzin”14. Duży wpływ na de
cyzje o posiadaniu i liczbie dzieci miał:
brak mieszkań, miejsc w żłobkach i przed
szkolach, fatalne zaopatrzenie w podsta
wowe produkty żywienia i higieny dzieci (odżywki, pieluchy, kosmetyki), w ubiory itp. Rodzice musieli często wybierać mię
dzy karierą zawodową (kobiety) i wyższym standardem życia rodziny a liczniejszą ro- dziną („dziecko lub samochód”). Utrwalił się pogląd, że wielodzietność jest oznaką niezaradności życiowej i prymitywizmu kulturowego („dziecioroby”). Po wejściu Polski do UE dylemat złagodziła możliwość emigracji do krajów, w których są dobre wa
runki życia dla rodziny i łatwiej pogodzić macierzyństwo z pracą zawodową. Wydaje się więc, że samo przedłu żenie urlopów ro
dzicielskich i poprawa opieki przedszkolnej nie zahamują emigracji młodych15 i nie prze
konają pozostających w kraju do rodzenia większej liczby dzieci. Przeważy lęk przed utratą pracy po urodzeniu dziecka, staty
styka bezrobocia młodych, sięgająca 28%, oraz brak 300 tys. mieszkań. Dalsza popra
wa materialnych warunków życia rodzin jest więc niezbędna. Ale również aktywna propaganda rodzicielstwa, skoro negatywny stosunek do niego nie zniknął wraz z PRL16. W Polsce dzieci nie są uwa żane „za najko
rzystniejszą inwestycję w przyszłość, przy
noszącą 40% zysku” (wg określenia „Kry
tyki Politycznej”).
Rok rodziny jest więc okazją do propa
gowania pozytywnego podejścia do proble
mu dzietności. Mimo braku programu re
form w polityce rodzinnej państwa, dalsze zmiany w opiece nad dzieckiem i rodziną
13 W latach 1950-55 przyrost był największy i wy
nosił od 19,1‰ do 19,5‰, później spadł do 10-11‰.
14 Tak głosiła ówczesna propaganda. Obniżeniu miała pomóc ustawa o przerywaniu ciąży ze wzglę
dów socjalno-bytowych z 1956 r.
15 Wśród ponad 2 mln emigrantów przeszło 70%
stanowią osoby, które nie ukończyły 35 lat.
16 Poza kościołami i ruchem Pro Life politycy i me
dia po 1989 r. nie zabiegały o to.
7
wydają się nieuchronne. Nawet dla samo
rządów, o czym świadczą uchwalane przez nie własne Karty Rodziny Wielodzietnej i apele o wprowadzenie Ogólnopolskiej Karty Rodziny Wielodzietnej17. Niektóre postulaty, jak obniżenie opłat rodzicielskich za zajęcia z dziećmi i dożywianie czy kosz
tów podręczników i pomocy szkolnych, można szybko zrealizować przez uspraw
nienie dystrybucji i eliminację pośredników.
Dla wielu rodziców te koszty są zbyt wyso
kie, a darmowe wyprawki czy ulgi dla naj
biedniejszych nie rozwiązują problemu.
Najszybciej można obniżyć koszty samej pomocy publicznej, sięgające niekiedy 50%
jej wartości. Zniesienie opłat za dodatkowe zajęcia w przedszkolach, decyzja premiera o zwiększeniu o 200 zł miesięcznie zasił
ku dla rodziców wychowujących dzieci potrzebujące stałej opieki oraz zmiana usta
wy z 2004 r. o świadczeniach rodzinnych dowodzą, że i bez dłu giego przygotowania projektów i oczekiwania na wolne środki finansowe można poprawiać system świad
czeń, ulg i zasiłków, np. dla rodzin wielo- dzietnych, wychowujących dzieci niepełno
sprawne itp. Zwłaszcza że nie które przywi
leje, jak osławione becikowe, przyznawano pochopnie i mało z nich pożytku.
Do końca 2013 r. powinna zostać uchwa
lona nowa ustawa o opiece społecznej18 i zrealizowana zapowiedź powrotu do szkół i placówek opiekuń czo-wychowawczych opieki medycznej. W opiece zastępczej wy
magają zmiany przepisy o nadzorze opie
kuńczym i sądowym nad rodzinami zastęp
czymi i rodzinnymi domami dziecka oraz zasady rekrutacji i szkolenia kandydatów na opiekunów zastępczych. Nagłośnione przez media przypadki znęcania się, a nawet śmierci wychowanków, pokazały, że pra
cownicy MOPS, PCPR i sądów nie zawsze poświęcają należytą uwagę kompetencjom opiekunów i jedynie rutynowo kontrolują ich pracę.
17 Do sierpnia br. uchwaliło ją ponad 50 gmin i miast. Pierwszą Wojewódzką Kartę Praw Rodzin uchwalił sejmik w Łodzi.
18 Projekt przygotowywany od wielu miesięcy sta
nowi dopełnienie ustawy o pieczy rodzicielskiej.
W ciągu roku można sporo zmienić w opiece i sprawić, że hasłowa „polityka prorodzinna” nabierze konkretnego kształ
tu. Ale nie da się zmie nić warunków życia wszystkich rodzin. Poprawa zależy bo
wiem nie tylko od woli rządzących i moż
liwości budżetu, lecz głównie od sytuacji na rynku pracy i rynku mieszkaniowym.
A do jej zmiany programy pomocowe typu:
Rodzina na swoim, Praca na swoim, Miesz
kanie dla każdej rodziny itp. nie wystar- czają. I nie wyczerpują możliwości pomocy publicznej. Zwłaszcza ze stro ny samorzą
dów lokalnych.
Rzecz jasna, polityka rodzinna obejmuje znacznie szerszy zakres spraw niż urlopy rodzicielskie, opieka przedszkolna i ulgi podatkowe. Dotyczy spraw materialnych, regulacji prawnych i stosunku do rodziny władz i społeczeństwa. W szczególności określa warunki funkcjonowania syste
mu opieki oraz jego jakość. Podjęte przez władze państwa w 2013 r. działania, pomi
mo ich ograniczonego zakresu, zasługują na uwagę, gdyż dają nadzieję na korzystne skutki dla rodziny19.
Zmiany w opiece nad dzieckiem i ro
dziną zachodzą ciągle i nie wszystkie są inicjowane przez rządzących. Artykuły w „Problemach Opiekuńczo-Wychowaw
czych” świadczą, że w ostatnim ćwierćwie
czu inicjatywa częściej należała do osób i organizacji pozarządowych niż władz pań
stwowych. A polityka społeczna tych ostat
nich nie zawsze była korzystna dla rodzin.
Byłoby dobrze, by zostały jasno okre
ślone role opieki publicznej i niepublicznej oraz ich wzajemne relacje. Po 1989 r. opie
ka pozarządowa stała się ważną częścią całego systemu, ale jej zadania są różnie pojmo wane. Niektórzy chcą nią zastępo
wać, a nie uzupełniać publiczną opiekę państwa. Dlatego w niektórych miastach MOPS mają „pod sobą” więcej niepublicz
nych (pozarządowych) podmiotów opieki niż samorządowych.
19 Pod warunkiem, że działania w roku 2013 nie zo
stały wymuszone przez UE, np. dyrektywą o po
wszechnym dostępie do opieki przedszkolnej w kra
jach unijnych (do 2020 r.).
8
aktualne problemy
Na poparcie zasługują przede wszystkim te przekształcenia, które zmieniają dotych
czasową opiekę publiczną – z zastępczej nad dziećmi i socjalnej dla najuboższych rodzin – w system powszechnej pomocy i opieki dla każdej potrzebującej rodziny i dziecka. Problemy z modernizacją opie
ki zastępczej, wdrażaniem wspomnianych ustaw i dostrzeganiem sensu zmian pokazu
ją, że tworzenie nowego systemu nie będzie ani łatwe, ani szybkie. Najwięcej kłopotów przysparza kryzys finansów publicznych i brak poparcia inicjatyw reformatorskich w samorządach, które mogą opóźnić reali
zację zmian, szczególnie w opiece przed
szkolnej. Natomiast samorządy poparły decyzję MEN o wprowadzeniu obowiązku szkolnego dla sześciolatków w 2014 roku, gdyż daje to szansę na zwiększenie subwen
cji oświatowej dla gmin, zwolnienie około 30% miejsc w przedszkolach i uchronie
nie przed likwidacją części szkół i etatów nauczycielskich. Niestety, ta decyzja bu
dzi opór rodziców, dla których ważniejsze od ko rzyści z wcześniejszego rozpoczyna
nia nauki przez ich dzieci są skutki gorszej opieki szkolnej i niepewność jej poprawy.
Stąd protesty i domaganie się referendum w tej sprawie20.
Przy okazji warto zwrócić uwagę, że od ubiegłego roku głos ro dziców nabrał zna
czenia. Chcą oni współdecydować o spra
wach swoich dzieci. Masowe protesty prze
ciw likwidacji i prywatyzacji szkół, MDK, stołówek, świetlic szkolnych20, żądanie wydłużenia urlopów dla wszystkich matek rodzących w 2013 r. oraz opór przeciwko narzucaniu obowiązku szkolnego sześciolat
kom dowodzą, że rodzice nie chcą być tyl
ko biernymi obserwatorami poczynań rządu i samorządów dotyczących rodzin i dzieci21. Nie odpowiada im również polityka oszczę
dzania na oświacie i opiece. Być może posta
wa rodziców wpłynie na kształt polityki ro
dzinnej i system opieki publicznej nad dziec
kiem. I dlatego rok 2014 może być dla poli
tyki rodzinnej rzeczywiście przełomowy.
20 Na przykład w Krakowie protesty doprowadziły
do powołania okrągłego stołu oświatowego, wstrzy
mania likwidacji szkół i prywatyzacji MDK oraz rezygnacji z urzędu wiceprezydenta miasta odpowie
dzialnego za oświatę i opiekę.
21 Na przykład „Stowarzyszenie Rzecznik Praw Ro
dziny” i „Ratujmy Maluchy”. Rodzice zebrali prawie milion podpisów za zorganizowaniem referendum.
22 27 sierpnia br. kobiety utworzyły Stowarzyszenie Matek Pierwszego Kwartału 2013, które ma walczyć o „realną politykę prorodzinną”, mającą pomagać w wychowaniu dzieci.
Instytut Rozwoju służb społecznych
poleca publikacje z serii Ex Libris Pracownika Socjalnego Tomasz Sahaj
Niepełnosprawni i niepełnosprawność w mediach Warszawa 2013, egzemplarz bezpłatny
Sebastian Musioł, Magdalena Twardowska Pracownik socjalny – profesjonalne działanie
na rzecz osób wykluczonych Warszawa 2011, egzemplarz bezpłatny
Zamówienia należy wysyłać na adres:
IRSS, ul. Marszałkowska 34/50, 00-554 Warszawa, pocztą elektroniczną (irss@irss.pl)
lub faksem – 22 621-04-23
9
diagnozy, doświadczenia, propozycje metodyczne
o brutalizacji języka i zachoWań
jadWiga raczkoWska Warszawa
o
d dłuższego już czasu prasa, telewizja, a zwłaszcza internet – posługując się co
raz bardziej naruszającym normy językiem i obrazem – ścigają się w serwowaniu od
biorcom opisów drastycznych zdarzeń i sy
tuacji wskazujących na szerzenie się w na
szym społeczeństwie nietolerancji, agresji, brutalności. Czy można wnioskować na tej podstawie, że współczesność przesycona jest egoizmem i przemocą oraz czy istotnie – jak niektórzy twierdzą – schamieliśmy?
Można oczywiście przyjąć, że znaczna część doniesień mediów na temat brutali
zacji naszego życia ma na celu utrzymanie tzw. oglądalności, czytelnictwa i „klikal
ności”, ale nawet na podstawie potocznej obserwacji trudno zaprzeczyć, że problem istnieje i to w wielu wymiarach.
W ostatnich latach bardzo zmienił się nasz język – najważniejsze narzędzie wyrażania siebie, poznawania świata i kontaktu z inny
mi. Obowiązujące w nim normy kulturowe łamane są, zwłaszcza w przestrzeni publicz
nej, przez wulgaryzmy i wyrażenia obraźli
we. Pierwsze dotyczą głównie ciała, funkcji fizjologicznych i seksu, drugie – narodowo
ści, rasy, religii, orientacji seksualnej. Są one obecnie – jak twierdzi prof. Irena Biernac
ka-Ligęza – „jednymi z najpopularniejszych i najczęściej używanych słów”. Chyba każde
mu zdarzyło się spotkać człowieka, którego wypowiedzi przeplatane są – jak przecinka
mi – przekleństwami lub wulgaryzmami.
Jako przyczyny występującego skażenia języka wskazywane są najczęściej: zmiany
społeczne, wymiana elit, zwyczaje środo
wiskowe; zanik tradycyjnej etykiety, brak umiejętności opanowywania negatywnych emocji i agresji; świadoma kontestacja norm, szczególnego rodzaju moda językowa;
wpływ kreatorów rzeczywistości medialnej.
Zdaniem prof. Macieja Widawskiego „wul
garyzacja wynika też z potrzeby pozowania na silniejszego niż się jest w rzeczywistości, bo używanie brzydkich słów sprawia wra
żenie, że jesteśmy groźniejsi, agresywniejsi i twardsi. Do tego dochodzi modna i ostat
nio postępująca nieformalność w kontaktach społecznych oraz lenistwo w dostosowaniu form komunikacji do sytuacji”.
Asymilowanie wulgaryzmów niektórzy badacze uważają za przejaw demokraty
zowania się języka oraz podkreślają ich szczególną funkcję terapeutyczną, pole
gającą na rozładowywaniu napięcia – fru
stracji, bólu lub złości. To nowe stanowisko w naszym kraju, wcześniej zarysowało się na Zachodzie. Największy wpływ na zmia
nę stosunku do tego rodzaju werbalnej eks
presji w tamtej kulturze miała rewolucja obyczajowa w latach sześćdziesiątych ubie
głego wieku. Wulgaryzmy i seksualizmy
„ucywilizowali” tacy twórcy jak Henry Miller, Allen Grinsberg, Jim Morrison, Neil Young. W ówczesnej Polsce proces ten był dość skutecznie blokowany przez cenzurę.
Obecnie, gdy ona nie istnieje, mamy do czy
nienia ze szczególnym „nadrabianiem zale
głości” w tej dziedzinie. Analitycy twierdzą wprawdzie, że Polacy przeklinają obecnie
10
diagnozy
nie więcej niż kiedyś, ale wcześniej raczej robili to tylko w domu, a teraz również w przestrzeni publicznej – język prywatny ściśle połączył się z oficjalnym.
Brzydkie słownictwo rozpleniło się nie
mal we wszystkich dziedzinach naszego życia. Znaczenie ma fakt, że językiem kul
tury masowej jest język potoczny, a język reklamy deformują tzw. prawa rynku, któ
re wymuszają stałe wzmacnianie bodźców.
Przekleństwa przenikają zwłaszcza do talk- show, innych programów rozrywkowych, kabaretów. Prezentowany w nich humor jest na żenująco niskim poziomie, nie ma w nim nawet śladu właściwej np. Jeremiemu Przy
borze delikatności i aluzyjności. W treści wielu piosenek i widowisk występuje wyjąt
kowa kondensacja wyrazów ordynarnych.
Nakłada się na to wielość nadawców pol
szczyzny publicznej, często niesprawnych językowo, mających szczególne wyobra
żenie o prymitywizmie odbiorców, nie ha
mowanych przez wydawców, recenzentów, korektorów. Agresję słowną demonstrują prezenterzy i dziennikarze, uczestnicy pro
gramów w mediach publicznych, artyści, politycy, nawet biskupi. Prawdopodobnie czynią tak w przekonaniu, że ich przekaz jest wtedy bardziej emocjonujący, ekscytu
jący, podniecający, bardziej wyrazisty, dłu
żej zatrzyma uwagę odbiorców.
Wyrazy nieprzyzwoite wplatane w tok narracji nie wywołują poczucia niestosow
ności i wstydu u posługujących się nimi osób, ani też towarzyskiego bojkotu. Wręcz przeciwnie – tak zwani celebryci łamiący językowe normy postrzegani są często jako osoby atrakcyjne, odnoszące sukcesy. Spra
wia to, że wulgarność bywa kojarzona z po
wodzeniem, skutecznością, nowoczesno
ścią. A przecież używanie niestosownych wyrażeń, wyzwisk, przekleństw zarówno w mowie, jak i w piśmie kształtuje okre
ślone wzory obniżające standardy, narusza normy współżycia społecznego, zasady dobrego wychowania. Brutalizacja języka często idzie w parze z agresją, z brutalnym zachowaniem – jedno podtrzymuje drugie.
Kondensacja w potocznej polszczyźnie wyrażeń wulgarnych, nieprzyzwoitych,
przekleństw musi wpływać na oswajanie się ludzi z takim sposobem przekazywania tre
ści i porozumiewania się. Na ogół nie reagu
ją bojkotem, chociaż w przeprowadzonych na progu obecnego wieku badaniach CBOS 98% ankietowanych Polaków stwierdzi
ło, że razi ich wulgarne słownictwo, a 51%
oświadczyło, że w żadnych okolicznościach nie akceptują przekleństw. Również w bada
niach CBOS z początku 2005 r. Polacy de
klarowali wyraźną potrzebę normy w kon
taktach językowych, uznając język ojczysty za wartość, która wymaga pielęgnowania.
Pogląd ten uzasadniali wskazując kontekst narodowy, kulturalny, estetyczny. Jednak inne prowadzone przez tę instytucję badania wykazały, że inaczej postrzegają te sprawy ludzie młodzi: 75% ankietowanych uczniów i studentów nie rażą przekleństwa – uważają je za jeden z przejawów swobód obywatel
skich. Tak też traktują je np. muzycy rocko
wi i rappowi. Według statystyk wyrażenia nieprzyzwoite stanowią wprawdzie niespeł
na 10% slangu młodzieżowego, ale głównie ludzie młodzi są odpowiedzialni za coraz większy napływ do polszczyzny także wul
garyzmów anglojęzycznych.
Niedobry, nawet obraźliwy, ale na ogół tolerowany jest język wielu reklam. Przy
kładem: „Media Markt nie dla idiotów”.
Kiedy reklamę tę poddano pod rozwagę Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsu
mentów z sugestią, że prawdopodobnie jest sprzeczna z dobrymi obyczajami i uchybia godności, przedstawiciele UOKK orzekli, że wprawdzie może ona budzić kontro
wersje, balansować na granicy dobrego smaku, lecz nie jest czynem bezprawnym.
W sondażu IPSOS z kolei 46% responden
tów uznało tę reklamę za obraźliwą lub po
tencjalnie obraźliwą, ale 52% było zdania, że nie należy jej zabraniać. Na marginesie tej sprawy Rada Języka Polskiego sformu
łowała jednak pogląd, że niestosowne jest używanie w reklamach określeń obraźli
wych, bo sprzyja brutalizacji języka.
Realnego wpływu na powstrzymanie zachwaszczania języka brzydkim słownic
twem nie ma uchwalona w 1999 r. ustawa o języku polskim, która stanowi, iż organy
11
władzy publicznej oraz instytucje i orga
nizacje uczestniczące w życiu publicznym mają obowiązek działać na rzecz doskona
lenia sprawności językowej oraz przeciw
działania wulgaryzacji. Naiwnością byłoby oczekiwanie, że ludzie całkowicie z niego zrezygnują, ale nadmiar i wszechobecność wulgaryzmów powinny w jakiejś perspekty
wie spowodować przesyt, a zatem i większą dbałość o kondycję języka, zwłaszcza jeśli wzmocni ten proces odpowiednia edukacja.
lekceważone są nawet najważniejsze wartości. W języku potocznym w zasadzie nie ma słownictwa dotyczącego polityki, które byłoby nacechowane pozytywnie, wskazywało na akceptację tego, co robią politycy, sprzyjało przekształcaniu konflik
tu w dialog. „Agresja – jak twierdzi sekre
tarz Rady Języka Polskiego dr Katarzyna Kłosińska – stała się wartością. Zaczęli
śmy postrzegać życie polityczne jako arenę
>>totalnej wojny wszystkich ze wszystki
mi<<. Nie stworzyliśmy ani jednego po
tocznego określenia, które przedstawiałoby polityków jako współpracujących ze sobą, a pluralizm jako wartość. Nie opisujemy naszej rzeczywistości politycznej zwrotem
>>pięknie się różnić<< – wolimy mówić o >>polskim piekle<<”. Jak ustaliła, po 1989 roku w potocznej polszczyźnie pojawiło się około stu wyrażeń oddających lekceważący, niechętny stosunek Polaków do sfery poli
tyki. Deprecjonujące neologizmy, takie jak
„wojna polsko-polska”, „wojna na górze”,
„seans nienawiści”, „rzeczpospolita kole
siów”, „kolesiostwo”, „karuzela stołków”,
„filozofia TKM: teraz k… my”, „targowica”,
„spisek czerwonych z różowymi” dotyczą przede wszystkim sposobu sprawowania władzy. Określeniu postaw politycznych i światopoglądowych służą np. wyrażenia:
„ideolo”, „ciemnogród”, „moherowa koali
cja”, „polowanie na czarownice”, „czerwona pajęczyna”, „stosiarz”, „oszołom”, „różowy komuch”, a ugrupowania polityczne i grupy polityków nazywane są: „warszawką”, „sty
ropianem”, „kanapą”, „opozycją koktajlową”,
„judecją”, „udecją”, „uwolami”, „żydokomu
ną”, „liberałami – aferałami” itp. Sporo jest też słów odnoszących się do nieuczciwych
zachowań, takich np. jak: „aferał”, „czarna teczka”, „mebelgate”, „skok na kasę ”itp.
W sporach politycznych toczonych w naszym kraju w ostatnich latach wszyst- ko stało się łupem. Często bardzo cynicznie wykorzystywany bywa nawet prestiż nauki.
Poglądy uczonych, wyniki ich badań bywa
ją przytaczane selektywnie, „pod założoną tezę”, eksponowane są jedne poglądy, cał
kowicie pomijane argumenty przemawiają
ce na niekorzyść cytowanych. Przeciwnika traktuje się z pogardą, dąży do jego znisz
czenia i zyskania na jego upadku. Poluje się na ewentualne potknięcia tylko dlate
go, że jest się po przeciwnej stronie sceny politycznej. Bez najmniejszych skrupułów i autorefleksji poddaje się totalnej krytyce to, co adwersarz mówi. Zarówno poglądy, jak i poczynania traktowane są bez cienia obiektywizmu, przedstawia się je jako głu
potę, niegodziwość, wręcz zbrodnię. „Oni”
są zawsze czarni, „my” nieskazitelnie biali.
Niestety, w polowania takie uwikłana jest prasa, która często podsyca je i eskaluje.
Nierzadko tematem newsa nie jest to, co się gdzieś wydarzyło, ale to, co ktoś o kimś niepochlebnie powiedział.
Nagminnie mamy do czynienia ze skłó
ceniem, zapiekłymi animozjami, nieumiejęt
nością dogadania się, z brakiem wzajemne
go szacunku między osobami piastującymi eksponowane stanowiska, brakiem umiaru.
Niemal każdy mijający dzień dostarcza wskazujących na to niechlubnych przykła
dów zachowań, które nie tylko relacjonują, ale i podsycają usłużne media, często czy
niąc to w sposób bardzo niewybredny.
Media przyczyniają się do dewastacji obyczaju szanowania rozmówcy i kultury dyskusji. Prawie normą w telewizyjnych i często radiowych wywiadach stało się for
mułowanie oskarżeń wobec zaproszonych gości, zwłaszcza polityków, nadawanie rozmowom formy niemal prokuratorskich przesłuchań. Zwrócił na to uwagę m.in.
Daniel Passent w felietonie Koguty na sta- dionach, zamieszczonym w „Polityce”
z dn. 5-11 czerwca 2013 r.: „Dziennikarki i dziennikarze świadomie nadają (…) roz
mowie klimat wolnej amerykanki, wypusz
12
diagnozy
czając pod adresem swoich gości kąśliwe ciosy i uwagi: >>a wyście też tak robili<<,
>>mogliście to zrobić, kiedy byliście u wła
dzy<<, >>był pan ministrem, miał pan dość czasu, żeby…<<, >>niech pan nie opowiada takich rzeczy<<”. Nagminnie też rezygnują z właściwych polszczyźnie, wyrażających szacunek form grzecznościowych pan, pani na rzecz hołdowania – lansowanej zwłasz
cza w reklamach, teleturniejach, progra
mach typu reality show – amerykańskiej modzie używania zwrotów ty, wy: „spa
da wam”, „jaką macie na to odpowiedź?”,
„to wasza robota” itp.
Uwłacza kanonom dobrego wychowania sposób prowadzenia wielu dyskusji w me
diach. Bywa, że retoryka prowadzących je osób jest od razu osądzająca, a felietony zmanipulowane, co utrudnia jakiekolwiek porozumienie. Ponadto liczni dziennikarze nie pozwalają swoim gościom na dokończe
nie rozpoczętej wypowiedzi, ciągle przery
wają je, starając się pokazać, że są mądrzej
si od swoich rozmówców, nadają swym pytaniom charakter obszernych oświadczeń i monologów. Często też nie potrafią zapew
nić właściwego klimatu dyskusji. Zdarza się, że wszyscy zaproszeni politycy, a cza
sem też utytułowani eksperci mówią jedno
cześnie, posługują się niewybrednymi epi
tetami. Wiele w tych wymianach zdań hipo
kryzji, zaprzeczania faktom, wzajemnego szantażowania się, pogróżek, insynuacji, które mają pokonać i upokorzyć rozmów
cę, czasem uczynić z niego kozła ofiarne
go. Nie chodzi przy tym o przypadki, kiedy np. używanie ostrych słów – pod wpływem emocji – np. w telewizyjnych, prowokacyj
nie prowadzonych dyskusjach politycznych można uznać za w jakimś sensie naturalne, ale o sytuacje, kiedy brutalizacja jest za- mierzona, wynika z wyrachowania, jest traktowana jako sposób na zaistnienie.
Upowszechniają się więc trudne do za
akceptowania zwyczaje, postępuje tablo
idyzacja życia publicznego i prywatnego.
W kontaktach między ludźmi często nie tyl
ko brak życzliwości, ale zdarza się lekcewa
żące, poniżające traktowanie, naruszające poczucie godności. W poszukiwaniu jego
genezy Arkadiusz Pacholski, autor artyku
łu Chata wuja chama („Gazeta Wyborcza”
z dn. 15-16 czerwca 2013 r.) odwołuje się do struktur społeczeństwa postfeudalnego i zauważa, że nieszanujący swych bliźnich ludzie „z racji posiadanej pozycji społecz
nej, sprawowanej władzy lub majątku wciąż gładko wskakują w >>pańską << skórę, na stojących zaś niżej spoglądają jak dawny dziedzic na swoich >>chamów<<”.
Dewastuje przestrzeń publiczną i stosun
ki między ludźmi brak tolerancji i sza- cunku dla cudzych wartości i poglądów.
Inaczej myślącym i postrzegającym świat zarzuca się relatywizm, odmawia godno
ści, uważa się ich za odszczepieńców. Nie
wybrednymi często sposobami próbuje się wymusić szacunek dla tego, co się samemu ceni. Tendencja do profanacji, niszczenia, zrzucania z cokołów obcych ideowo boha
terów, postrzegania w czarno-białych tona
cjach postaci historycznych z przeszłości i teraźniejszości, traktowanie prób „odbrą
zowienia” idealizowanych postaci czy wy
darzeń jako świętokradztwo, doktrynerskie kłótnie o nazwy ulic, miejsca pochówków, lektur szkolnych, pomników itp. wskazują nie tylko na ahistoryczne postrzeganie rze
czywistości, ale i doktrynalną zapiekłość.
Jerzy Baczyński – redaktor naczelny „Poli
tyki” dowodzi, że gloryfikuje takie postawy
„tzw. publicystyka tożsamościowa, wyrosła z potrzeby umacniania pewnego typu świa
topoglądu, tezy politycznej. (…) Dostarcza głównie produktów o charakterze emocjo
nalnym, daje poczucie wspólnoty przeciw wrogiej grupie i wrogiemu światu. Buduje obraz przeciwnika. Stosuje rozmaite meto
dy manipulacji psychologicznej, które służą odnalezieniu ciepła w pewnej grupie wobec zimnej wrogości na zewnątrz. To silnie dzia
łający narkotyk. (…) Mówią odbiorcom, że są lepsi moralnie, że są atakowani, że to oni są solą ziemi i prawdziwymi patriotami. To oni są >>krew z krwi, kość z kości<< polskich bohaterów. A reszta już nie”.
Z informacji przekazanej podczas obradu
jącej we wrześniu br. konferencji Rady Euro
py „Mowa nienawiści w debacie publicznej – gdzie spoczywa odpowiedzialność” wy
13
nika, iż poważnym problemem na naszym kontynencie, bardziej nabrzmiałym nawet niż nienawiść rasowa i etniczna, jest kseno
fobia. Przeprowadzone w tym roku badania wskazują, iż doświadczyło prześladowania 60% osób LGBT. Średnio 44% mieszkań
ców UE zauważa homofobiczne wypowie
dzi polityków w swoich krajach. W Polsce twierdzi tak aż 83% respondentów, podczas gdy np. w Niemczech tylko 11%, we Francji 38%, w Hiszpanii – 41%.
Pleni się mowa nienawiści w internecie.
Istnieje w nim wiele portali wyspecjalizo
wanych w szkalowaniu i poniżaniu godno
ści ludzi. Należy do nich np. funkcjonujący od 2005 r. plotkarski „Pudelek”, który zło
śliwie komentuje głównie życie ludzi zna
nych i bogatych, szkaluje ich, łatwo feruje wyroki. Narzędziem umożliwiającym ob
rażanie i pomawianie jest też ogólnopolski serwis Świnia pl. Jego regulamin zawiera następujące zapisy: „Serwis swinia.pl słu
ży do wyrażania opinii, tzw. podkładania świni, dodawania komentarzy pod podło
żoną świnią oraz dokonywania oceny. (…) Publikować, tj. podkładać świnię może każdy użytkownik. Administratorzy i mo
deratorzy nie ponoszą odpowiedzialności za prezentowane przez innych użytkowni
ków treści. Zobowiązani są jedynie do ich nadzorowania po zgłoszeniu nadużycia”.
„Podkładanie świni” polega na umieszcze
niu zdjęcia konkretnej osoby, jej imienia i nazwiska oraz obraźliwego komentarza.
Rozplenił się zwyczaj opatrywania wul
garnymi komentarzami przedstawianych na stronach internetowych faktów, wyda
rzeń, wypowiedzi. Niestety, ich autorzy osiągają czasem zamierzony skutek. Nie
odosobnionym przykładem jest rezygnacja prof. Zygmunta Baumana z uroczystości związanej z nadaniem mu doktoratu hono
ris causa przez zabiegającą wiele miesięcy o ten zaszczyt prywatną Dolnośląską Szko
łę Wyższą. Tak zwani hajterzy, czyli osoby piszące na blogach i forach internetowych rynsztokowe bluzgi, są zazwyczaj bezkar
ni, bo podpisują się trudnymi do zidenty
fikowania nickami, a skargi obrażanych i zniesławianych przez nich ludzi są zazwy
czaj oddalane z powodu – jak się twierdzi – trudności wyważenia równowagi między prawem do ochrony dóbr osobistych a wol
nością wypowiedzi. A przecież można taką odpowiedzialność skutecznie egzekwować – na co wskazuje przykład Estonii, gdzie za nienawistne wpisy prawomocnie ukara
no jeden z największych portali.
Szczególną funkcję w szerzeniu niena
wiści pełnią też internetowe wyszukiwar
ki, wyświetlając także zniesławiające lub dyskredytujące podpowiedzi. Google broni się, że podpowiedzi te generowane są przez automatyczny algorytm, więc wyświetlane frazy musieli wcześniej masowo wpisać użytkownicy i np. pojawienie się rasistow
skich treści świadczy o rasizmie społeczeń
stwa, nie serwerów firmy. Jeśli tak jest istot
nie, to Google można uznać za pewnego rodzaju barometr poglądów i postaw jakiejś części społeczeństwa. Istotnie musi istnieć w naszym kraju spore zapotrzebowanie na nienawistne, brutalne programy, skoro wielu internautów opatruje je wpisem „Lu
bię to”, a internetową stronę „Chamstwo”
codziennie odwiedza ok. 200 tys. Polaków.
Problemem, którego nasilenie w ostat
nich latach wyraźnie wzrasta, jest trudne do zaaprobowania agresywne zachowanie w przestrzeni publicznej niszowych grup młodzieży. Dotyczy to zarówno ekscesów chuligańskich pseudokibiców na niektórych meczach piłkarskich w kraju i za granicą, jak też sympatyków ugrupowań skrajnych zakłócających różnego rodzaju spotkania, imprezy, a nawet wykłady i to w tak auto
nomicznych miejscach jak uczelnie wyższe (przykłady: zakłócenie wykładów Mag
daleny Środy na UW, Zygmunta Baumana na Uniwersytecie Wrocławskim przez stu
osobową grupę członków NOP i tzw. kibo
li ze Śląska, Jana Hartmana w Krakowie).
Są oni też sprawcami: bazgranych na mu
rach rasistowskich i ksenofobicznych haseł oraz bohomazów reklamujących nienawiść, podpalania „obcym” drzwi, napadania ich na ulicach i w innych miejscach publicz
nych; dewastowania nagrobków na cmen
tarzach i pomników pamięci narodowej uważanych za „niesłuszne”; eksponowania
14
diagnozy
w sposób nachalny nieprzyzwoitych treści w miejscach publicznych (np. antyaborcyj
nych planszy zestawionych z wizerunkiem Hitlera). Szerzą nienawiść do „obcych”, do
magając się – tak jak członkowie Młodzieży Wszechpolskiej i ONR – „natychmiastowe
go zatrzymania imigracji z obcych kręgów cywilizacyjnych”, bo jest to „zagrożenie dla bezpieczeństwa naszego kontynentu, przyszłości naszej kultury, religii i tożsa
mości”, a także jak przedstawiciele Ruchu Narodowego, którzy głoszą: „nie chcemy w Polsce żadnego multikulturalizmu. Pol
ska jest i ma pozostać krajem słowiańskim oraz chrześcijańskim”.
Tolerowanie, a zwłaszcza legitymizacja takich zachowań zagraża spokojowi spo
łecznemu, godzi w podstawy demokracji.
Ponieważ w ostatnich miesiącach ukazało się sporo prób opisu procesów rodzenia się i aktywności tych grup oraz indywidualnych analiz i ocen ich działań, warto się do frag
mentów niektórych publikacji odwołać:
„Stają się coraz śmielsi. Są przekonani, że nadchodzi ich czas. Oburzają się, kiedy nazywa się ich faszystami. Oni chcą tyl
ko Polski dla Polaków. Bez lewaków. (…) Po Sierpniu zaczęli wydawać szowinistycz
ne gazetki i kolejne listy Żydów. (…) Po 1989 r. zaczęli wychodzić z kruchty. Najpierw na stadiony i osiedlowe podwórka. To były ich kąty w państwie, którego nie akceptowa
li jako >>zażydzonego<<, kosmopolitycz
nego, złodziejskiego, wrogiego. Stopniowo budowali swoją Polskę w Polsce. Długo żyli obok. (…) Kiedy z szaf zaczęły wychodzić mniejszości seksualne i kulturowa lewica, oni wyszli ze swojej. (…) Gdy ta nowa lewi
ca wyszła na ulice w Manifach i Paradach Równości, oni ruszyli w swoich marszach swojskości. Mieli już za sobą zwycięską walkę o stadiony i osiedlowe podwórka, gdzie bezkarnie terroryzowali rówieśników o innych poglądach. Teraz zaczęli walczyć o ulice. Chcieli dyktować porządek. Nie tyl
ko bronić tożsamości. Z defensywnego stali się ruchem ofensywnym. (…) Wielką de
monstracją nowego sojuszu stał się organi
zowany m.in. przez Republikanów Marsz Niepodległości 2011. Bo byli tam wszyscy,
od parlamentarnych tradycjonalistów i pi
sowskich publicystów po zdeklarowanych faszystów i antydemokratów wszelkiej pro
weniencji. (…) Przebieg późniejszej debaty dał im poczucie politycznej siły i umoc
nił wiarę w swoją moralną wyższość. (…) Wtedy nasiliły się ataki na anarchistyczne squaty w Poznaniu, Warszawie, Wrocła
wiu, na kluby >>Krytyki Politycznej<<, na imigrantów, kolorowych studentów, lo
kale i liderów mniejszości seksualnych. (…) Po podwórkach, stadionach i ulicach rady
kalna prawica zaczęła bój o uniwersytety.
(…) Wyjście z szafy i poczucie bezkarności dało faszyzującym ruchom szansę zwerbo
wania i indoktrynowania dziesiątek tysięcy młodych ludzi. Przez lata nikt faktycznie nie nadzorował >>szkół walki<< i >>obo
zów przetrwania<< szkolących narodow
ców. Izolowane grupki stworzyły ogól
nopolską, częściowo paramilitarną sieć, mającą tysiące żołnierzy oraz sympatyków w świecie przestępczym, aparacie państwa, biznesie, polityce, Kościele, mediach, edu
kacji i sporcie” (Jacek Żakowski, Oni, „Po- lityka” z dn. 3-9 lipca 2013 r.).
„Kibole przynajmniej kilku klubów stwo
rzyli w Polsce nielegalne przestępcze orga
nizacje, których celem jest zakłócanie po
rządku, zamach na bezpieczeństwo imprez masowych, walka z policją, kibicami oraz kibolami innych drużyn. Te bandy działają jawnie. Ich przykrywkami są legalne kluby piłkarskie i organizowane przez nie >>klu
by kibica<<. Ich skrzynkami kontaktowymi są legalnie istniejące portale klubowe. Ich działanie jest finansowane ze środków pu
blicznych formalnie wspomagających kluby.
A skutek to ranni, zniszczenia, paraliż miast i ogromne koszty zabezpieczenia policyj
nego. (…) Kary, jeśli już dochodzi do uka
rania, są niewspółmierne do szczególnej szkodliwości tego rodzaju czynów. Władza to milcząco toleruje. Ona się przyzwyczaiła i my się do tego przyzwyczajamy” (Jacek Żakowski, Przyzwyczajenie, „Gazeta Wy- borcza” z dn. 19 sierpnia 2013 r.)
„Z jednej strony obserwować można nie
słychane narastanie agresji zorganizowa
nych grup kibiców sięgających po maczety
15
i kastety oraz ich powiązania ze światem przestępczym, z drugiej widać także próby wiązania kibicowania z partyjną polityką, ideologią nacjonalistyczną (łączoną z rasi
zmem i antysemityzmem), a niekiedy tak
że i z katolicyzmem. (…) Jeżeli (…) władze państwowe (i władze różnych partii), samo
rządowe oraz sportowe, a także edukacyjne i kościelne nie wypracują systemowej formy przezwyciężania tego zjawiska – skuteczne
go przeciwstawiania się przemocy, głębszej analizy przyczyn narastającej agresji oraz wielopoziomowej współpracy ponad po
działami, to nie tylko nasze stadiony, ale też ulice staną się miejscami promowania nie
nawiści międzyklubowej, narodowej, raso
wej i religijnej, a także miejscami rządów brutalnej przemocy. (…) od nas, zwykłych obywateli III RP w ostatecznym rachunku zależy, czy stworzymy atmosferę biernego przyzwolenia na narastanie fali nienawiści, czy też zarówno swoją postawą, jak i do
maganiem się od władz skutecznej reakcji spróbujemy zamienić przemoc na rywaliza
cję, nienawiść na szacunek, a kibicowanie na powszechną, wspólną i radosną formę rekreacji” (Maciej Zięba, Zatrzymać falę nienawiści – „Gazeta Wyborcza” z dnia 20 sierpnia 2013 r.).
Obecne w naszej przestrzeni publicznej destrukcyjne grupy młodzieży nie są jed
norodne, chociaż czasem działają wspólnie.
Łączy je nienawiść, ale różnie motywo
wana. Prokurator Prokuratury Generalnej dr Krzysztof Karsznicki – odwołując się do typologii, którą stworzyli Jack Levin, Jack McDevitt i Susan Bennett – wskazał na cztery rodzaje sprawców wykroczeń i przestępstw działających z nienawi- ści. „Są to: sprawcy poszukujący wrażeń, sprawcy reaktywni, sprawcy poszukujący odwetu i sprawcy pełniący misję, Według nich największy problem stanowią sprawcy reaktywni, którzy w cudzoziemcach widzą zagrożenie dla siebie w postaci utraty pracy i innych przywilejów oraz sprawcy pełnią
cy misję, którzy zabiegają o znalezienie się w głównym nurcie działań ideologicznych po to, by mieć większą możliwość oddzia
ływania na szersze kręgi wyborców. Grupy
te głoszą hasła, które w jakiejś części miesz
czą się w linii programowej jednej z legal
nie działających partii, licząc na ewentualną współpracę i protektorat ze strony tych par
tii”. Nie ulega wątpliwości, że wyodrębnio
ne motywy można – bez ryzyka popełnie
nia błędu – przypisać różnym grupom ludzi młodych kontestujących różne elementy ładu społecznego w naszym kraju.
Interesujące jest również odwołanie dr Krzysztofa Karsznickiego do uwag pro
fesora nauk politycznych Davida Osta, który zwrócił uwagę na ogólnospołeczne uwarunkowania – w tym gniew klasowy wynikający z trudu reform i transformacji – jako jedno ze źródeł polskiej ksenofobii.
Jego zdaniem polscy politycy nigdy się z nim nie zmierzyli, nie podjęli debaty pu
blicznej wokół realnych problemów wyma
gających rozwiązania. Najczęściej „starali się go stłumić, negując jego racje i ubierając politykę gospodarczą w hasła patriotyczne.
(…) kanalizowali go, wskazując (…) kolejne grupy osób ponoszących odpowiedzialność za bezrobocie, krzywdę, wykluczenie spo
łeczne. Najpierw jajogłowych i aferzystów, później agentów, następnie Żydów i osoby, których rodzice zajmowali eksponowane stanowiska w PRL, dziennikarzy z komu
nistycznym rodowodem, skorumpowanych lekarzy i urzędników, Rosjan i Niemców, a teraz nawet sędziów wydających >>nie
sprawiedliwe << wyroki”.
Każda z przytoczonych wypowiedzi wskazuje pewne charakterystyczne cechy skrajnych antysystemowych grup młodzie
ży, ale nie składa się na pełną diagnozę tego niejednorodnego i złożonego zjawiska.
Wszak liderzy hałaśliwie i często brutalnie komunikującej swoją obecność na ulicach, stadionach i w innych miejscach publicz
nych młodzieży są w większości ludźmi wy
kształconymi i ustabilizowanymi życiowo, a swych zwolenników, „dresiarzy” mobili
zują nie za pomocą haseł ekonomicznych, a symbolicznych, ideologicznych. Zdecydo
wanie brakuje też odpowiednich kanałów komunikacji z grupami agresywnie i nie
nawistnie kontestującymi istniejący system i ład. Aby zjawisko to nie rozprzestrzeniało
16
diagnozy
się nadal, tworząc zagrożenie dla interesu i porządku społecznego, trzeba je rzetelnie zbadać, zrozumieć, bo tylko wtedy moż- na proponować sensowne rozwiązania.
W odbiorze społecznym brutalizacja języka i zachowań postrzegana jest jako zjawisko narastające, o wielorakich uwa
runkowaniach. W roku 1996 OBOP prze
prowadził wśród reprezentatywnej grupy Polaków (od 16 lat wzwyż) badania na te
mat przyczyn brutalizacji życia. Na pyta
nie „Dlaczego wzrasta brutalność?”, najczę
ściej wskazywano następujące fakty i sy
tuacje: nieodpowiednie środowisko rówie
śnicze – 95%, filmowe sceny okrucieństwa – 92%, zły przykład w rodzinie – 89%, zbyt łagodne kary za przestępstwa – 88%, poka
zywanie w telewizji i kinie kradzieży i na
padów – 80%, pokazywanie nieuczciwych osób na wysokich stanowiskach – 73%, pokazywanie wątków o łatwym bogaceniu się – 72%, wulgarny język telewizji – 71%, informowanie o małej wykrywalności prze
stępstw – 65%. Dość zbieżne z wynikami tej ankiety – ogólniej i szerzej sformułowa
ne – są ustalenia prof. Barbary Karolczak- Biernackiej, autorki opracowania Brutali- zacja przestrzeni społecznej przedsionkiem przestępczości. Spojrzenie psychologiczne i w kierunku rozwiązań. Na podstawie badań wyodrębniła ona pięć czynników sprzyjają
cych łamaniu prawa: niedoskonały system prawny; korzyści i ułatwienia społeczne, wzór społeczny, brak miłości i zagubienie;
poczucie moralne i dążenia; system wycho
wawczy; warunki egzystencji.
Zdecydowanie pełniej w zwalczaniu brutalizacji w życiu publicznym muszą być wykorzystywane istniejące możliwości, w tym regulacje prawne, kierowana przez ministra Michała Boniego międzyresorto
wa Rada ds. Przeciwdziałania Dyskrymi
nacji Rasowej, Ksenofobii i Nietolerancji, liczne organizacje społeczne. Ich rozsądna i odpowiednio skoordynowana aktywność w tej dziedzinie spotka się z pewnością nie tylko z akceptacją zmęczonych i zde
gustowanych sytuacją szerokich rzesz tzw.
zwykłych obywateli, ale także z ich real
nym poparciem. Prawdopodobnie nie uda
się całkowicie wyeliminować wypowiedzi i zachowań nienawistnych, trzeba je jednak ograniczać poprzez poprawę skuteczności prawa, dezaprobatę społeczną i edukację.
Ludzi mających tendencję do poniżania in
nych trzeba wciąż uczyć wyrażania swoich poglądów w dyskusji, a nie w formie niena
wistnych inwektyw.
Obowiązujący kodeks karny w artyku
le 256 zakazuje nawoływania do niena- wiści, a w artykule 257 publicznego znie- ważania jakiejś grupy lub jej członków z powodu przynależności „narodowej, et
nicznej, rasowej, wyznaniowej lub z powo
du bezwyznaniowości”. Zdaniem dr Alek
sandry Gliszczyńskiej-Grabias oraz prof.
Wojciecha Sadurskiego regulacje te mają
„właściwą konstrukcję karania za zniewa
gi i inne przestępstwa przeciwko ludzkiej godności”. Jej pierwszy, podstawowy tor przyznaje ochronę wszystkim przed jaką
kolwiek zniewagą, uczynioną z jakichkol
wiek pobudek. Kara jest niezbyt surowa (ograniczenie wolności, chyba że zniewa
żenie dokonane jest publicznie – wtedy pozbawienie wolności do roku) i z oskar
żenia prywatnego, ale daje to podstawową ochronę każdemu przed byciem nazwanym
>>gnojem<<, >>świnią<<, >>klępą<< (…).
Jeśli zaś zniewaga ma charakter >>groźby karalnej<< (art. 190), wszystko jedno na ja
kich przesłankach opartej, każdy może zgłosić to do prokuratury i jeśli ta uzna, że groźba >>wzbudza w zagrożonym uza
sadnioną obawę, że zostanie spełniona<<, narazić może grożącego nawet na pozba
wienie wolności do lat dwóch”. Drugi tor dotyczy „zniewag, gróźb i nawoływania do nienawiści dokonywanych ze szczegól
nych motywów – gdy chodzi o grupy naro
dowościowe, etniczne, rasowe, religijne lub osoby bezwyznaniowe. Tu kary są ostrzej
sze, a ściganie następuje z oskarżenia pu
blicznego, bo przestępstwo traktowane jest nie tylko jako naruszenie czci poszczegól
nych jednostek, ale wręcz jako podważenie ładu społecznego”. Autorzy ci uznają zatem istniejące regulacje prawne za wystarczają
ce i opowiadają się przeciw pojawiającym się propozycjom ich zaostrzenia.
17
Inaczej przedstawia się kwestia egzek- wowania obowiązującego prawa. Rośnie w prokuraturach liczba spraw dotyczących ataków ksenofobicznych, doniesień o prze
stępstwie z nienawiści. Jest z pewnością ta
kich zachowań więcej niż wcześniej, może też częściej są zgłaszane i częściej zgłosze
nia te przyjmuje policja. Jednocześnie wzra
sta odsetek umorzeń i odmów wszczęcia postępowania. Wskazuje na to statystyka.
W roku 2010 do prokuratur wpłynęło 146 spraw, z czego umorzono 69%, a rok później 272 sprawy, z których umorzono ok. 70%.
W roku 2012 prokuratorzy rozpatrywali 362 sprawy: 119 dotyczyło wpisów w internecie, 37 zachowań tzw. kiboli, 60 rasistowskich napisów i symboli na murach, 8 publikacji książkowych, 7 audycji radiowych, 15 wy
darzeń związanych z manifestacjami. Umo
rzono 76% zgłoszonych spraw.
„Pomieszanie podstawowych wartości i pojęć jest przyczyną takiego stanu rzeczy, że nawet niektórzy prokuratorzy i sędzio
wie mają kłopoty z oceną zachowań, które przecież powinny spotkać się ze zdecydo
waną reakcją prawa karnego” – twierdzi dr Krzysztof Karsznicki. Jako przykła
dy wskazał: niewłaściwą reakcję sądów na podpalenia mieszkań cudzoziemców w Białymstoku, niewybredne ataki na prof.
Bartoszewskiego, zakłócenie wykładu prof.
Baumana, malowanie swastyk. Często to
lerowane jest chuligaństwo i bezmyślność, na co wskazuje np. uniewinnienie spraw
ców oblania farbą pomnika „Czterech śpią
cych”, bo to – zdaniem sędzi – „niesłuszny pomnik”. Podobnie uznanie przez Sąd Re
jonowy w Białymstoku, że wpis na forum internetowym, iż Czeczeni to „pasożytni
cze ścierwa”, „leniuchy kaukaskie” nie jest nawoływaniem do nienawiści na tle naro
dowościowym i uniewinnienie ich autora – funkcjonariusza Służby Granicznej. Ta
kie określenia – zdaniem prof. Ewy Łętow
skiej – są w sposób oczywisty wyzwiskami, zniewagą, a uwalnianie ich autorów od od
powiedzialności „godzi w wolność słowa, psuje debatę publiczną”.
Przeciw zachwaszczaniu języka wul
garyzmami, „mowie nienawiści”, poniża
jącym napisom i symbolom na budynkach i murach, brutalnym zachowaniom wobec osób i grup ludzi uznanych z jakichś powo
dów za obce coraz częściej i energiczniej protestują obywatele. Walkę z ksenofo
bią prowadzą liczne organizacje i stowa
rzyszenia, z których większość ma strony internetowe. W wielu środowiskach ist
nieją pokaźne grupy ludzi, którzy czynnie przeciwstawiają się obecnej w przestrzeni publicznej rasistowskiej i ksenofobicznej, obrażającej symbolice i nienawistnym na
pisom. Na przykład w Białymstoku istnie
je portal Zamalujzło. pl, za pośrednictwem którego każdy może zgłosić anonimowo lokalizację siejących nienawiść haseł i sym
boli. W Warszawie podobna akcja organi
zowana jest pod hasłem „Zamalujmy nie
nawiść”. Spontanicznie coraz liczniejsze grupy mieszkańców stolicy czyszczą mury z przekleństw i inwektyw już od 2006 r. Po
dobnie jest w innych polskich miejscowo
ściach. W Łodzi w ramach akcji „Kolorowa tolerancja” także uczniowie – czasem nawet z władzami miasta – zamalowują rasistow
skie bazgroły szpecących miasto nienawist
ników i wandali. Ogólnopolski charakter ma długofalowy projekt Hejstop.pl. oraz strona Przestrzeń Miasta prowadzona przez Projekt Polska. Zdecydowanego poparcia wymaga złożony w sejmie projekt ustawy zobowiązującej gminy do zamalowywa
nia chamskich napisów, bo taki obowiązek ciążący obecnie na właścicielach nierucho
mości nie jest – także z powodu związa
nych z nim kosztów – możliwy do wyegze
kwowania. Na skuteczność takich działań wskazuje przykład wielu krajów i miast.
Na przykład w Chicago konsekwentnie pro
wadzona akcja „Zero tolerancji” sprawiła, że zabazgrane niegdyś metro jest teraz kry
stalicznie czyste.
Problemem zainteresowana jest też Rada Europy, która na wniosek istniejącej przy niej Młodzieżowej Rady Doradczej ogłosiła roczną kampanię „Młodzi ludzie przeciw
ko mowie nienawiści w internecie”. Ma ona trwać do listopada 2014 r. Może do niej przy
łączyć się każdy, kto chce zaprotestować przeciwko dyskredytującym i obrażającym