• Nie Znaleziono Wyników

Jan Wszołek Nadzieje i złudzenia roku rodziny 3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Jan Wszołek Nadzieje i złudzenia roku rodziny 3"

Copied!
64
0
0

Pełen tekst

(1)

W numerze

9/2013

AktuAlne problemy opieki i WychoWAniA Jan Wszołek

● nadzieje i złudzenia roku rodziny 3

Diagnozy, DoświaDczenia, propozycje metoDyczne JadWiga RaczkoWska

● o brutalizacji języka i zachowań 9

MaRcin TeodoRczyk

● Medialna wojna rodziców, którą przegrało dziecko 21

aneTa PaszkieWicz

● Uczeń, którego rodzice pracują za granicą 26

BogUMiła BoBik

● Uczeń zdolny w warunkach współczesnej szkoły 31

RadosłaW MysioR

● aspiracje uczniów zdolnych 36

BeaTa HoffMann

● komputer szansą i zagrożeniem dla rozwoju dziecka 42

BaDania i sonDaże Magdalena Malec

● Poczucie lęku u młodzieży gimnazjalnej 48

MaTeUsz RefeRda

● Psychospołeczne korelaty osiągnięć szkolnych 57

(2)

nASi AutorZy

Dr Bogumiła Bobik – kolegium nauczycielskie w Bytomiu

Dr Beata Hoffmann – instytut stosowanych nauk społecznych Uniwersytetu Warszawskiego

magdalena malec – doktorantka katolickiego Uniwersytetu lubelskiego

radosław mysior – absolwent Uniwersytetu łódzkiego i Wyższej szkoły Peda- gogicznej w łodzi

Dr aneta paszkiewicz – Państwowa Wyższa szkoła zawodowa oraz Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna nr 1 w chełmie

Dr jadwiga raczkowska – b. redaktor „Problemów opiekuńczo-Wychowaw- czych”

mateusz referda – Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna nr 8 w Warszawie;

doktorant w instytucie Psychologii kUl

marcin teodorczyk – redaktor kwartalnika „niepełnosprawność i Rehabilitacja”

Dr jan wszołek – emerytowany wychowawca domu dziecka informacje i recenzje

agnieszka ogonowska, grzegorz Ptaszek (red.), Współczesna psychologia

● mediów. nowe problemy i perspektywy badawcze (rec. J. R.) 59 stanisław kozak, Patologia fonoholizmu. Przyczyny, skutki i leczenie

● uzależnienia dzieci i młodzieży od telefonu komórkowego

(rec. Beata Hoffmann) 62

świat młoDzieżowycH fascynacji

lady gaga. Manifest tolerancji odziany w mięso (Marcin Teodorczyk) 63

(3)

3

aktualne problemy opieki i wychowania

bytu dziecka w przedszkolu oraz zakaz ich pobierania za zajęcia dodatkowe (np. lekcje angielskiego i rytmikę) ograniczają dotych­

czasowe dążenia samorządów do komercja­

lizacji i prywatyzacji usług opiekuńczo-wy­

chowawczych. Nowością jest również za­

powiedź objęcia w przyszłości przedszkoli subwencją oświatową.

Gdyby więc rząd szedł dalej w tym kie­

runku, otworzyłby drogę do wprowadzenia publicznych usług opiekuńczo-wychowaw­

czych na wzór oświatowych i zdrowotnych.

A w przyszłości – do stworzenia systemu wsparcia zapewniającego rodzinom wycho­

wującym dzieci bezpieczeństwo socjalne.

Zaś rodzicom zajmującym się wyłącznie opieką i wychowaniem dzieci ubezpiecze­

nia zdrowotne i emerytalne.

Rok rodziny jest dobrą okazją do przeko­

nywania, że opłaty pobierane od rodziców za usługi opiekuńczo-wychowawcze in­

stytucji publicznych, stworzonych i utrzy­

mywanych z podatków (płaconych rów­

nież przez rodziców) i ich komer cjalizacja są sprzeczne z ideą solidarnego państwa.

Pierwszym skutkiem wypowiedzi pre­

miera o roku rodziny było ożywienie dysku­

sji o konkretnych rozwiązaniach w polityce rodzinnej: zasiłkach, ulgach podatkowych na dzieci, urlopach rodzicielskich, opiece szkolnej i przed szkolnej itd. oraz o wpływie na życie rodzin: bezrobocia, braku mieszkań dla młodych małżeństw, pracy dla matek itp. Na konferencjach i kongresach poświę­

conych rodzinie oraz w mediach pojawiły

N

a początku stycznia br. premier rządu zapowiedział, że rok 2013 będzie „rokiem rodziny i przełomu” w polityce rodzinnej państwa. W ciągu kilku miesięcy od zapo­

wiedzi parlament przedłużył do roku urlopy rodzicielskie i ujednolicił oraz obniżył opła­

ty za przedszkola. Rząd obiecał też pokryć 80% kosztów two rzenia nowych przed­

szkoli i dopłacić do utrzymania placówek w 2013 r. W latach następnych dopłaty mają pochodzić ze środków unijnych. Niedostat­

kowi miejsc w żłobkach dla najmłodszych dzieci ma zaradzić wspierany przez rząd program zakładania domowych żłobków i klubów malucha. W rezultacie od 2017 r.

każde dziecko ma mieć zagwarantowane miejsce w żłobku i przedszkolu.

Jednak kolejne wydłużenie urlopów ro­

dzicielskich i zmiany w opiece przedszkol­

nej trudno nazwać przełomem w polityce rodzinnej; raczej konty nuacją dotychcza­

sowej. Oczekiwania są znacznie większe, a rząd nie przedstawił programu jej dal­

szych reform. Ale zmianę można dostrzec w podejściu do publicznej pomocy rodzinie, nieuważanej dotąd za priorytetowe zadanie państwa. Zwłaszcza w samorządach lokal­

nych, które w ostatnich latach prowadziły politykę niezbyt sprzyjającą rodzinom.

Zmniejszały dopłaty do szkół, podnosi­

ły opłaty za żłobki i przedszkola, żywie­

nie dzieci w stołówkach, za korzystanie ze świetlic i zajęcia dodatkowe. Odgórnie ustalone opłaty w całym kraju i ich obniże­

nie do 1 zł za piątą i następne godziny po­

Nadzieje i złudzeNia roku rodziNy

jaN Wszołek kraków

(4)

4

aktualne problemy

się różne propozycje publicznej działalności opiekuńczej. Własne programy przedstawi­

ły partie polityczne, Kancelaria Prezydenta i pojedynczy politycy (np. Jarosław Gowin, Piotr Gliński).

Dyskusja nie uniknęła upolitycznienia, populistycznych haseł, neoli beralnych frazesów i zarzutów o nadopiekuńczości państwa lub braku jakiejkolwiek polityki prorodzinnej1. A także radykalnych propo­

zycji, np. znacznego obniżenia wydatków na rodziny albo ich zwiększenia do pozio­

mu bogatych krajów Unii Europejskiej.

Proponujący pomijają fakt, że przez ostat­

nie 50 lat wydatki na rodzinę w tych kra­

jach były 4-8-krotnie większe niż w Pol­

sce. I gdyby nawet – zgodnie z zapowie­

dzią – w latach 2013-2022 udało się wy­

dać 700 mld zł, tj. 2,5 razy więcej co roku niż obecnie, to i tak nie osiągnęlibyśmy nawet średniego poziomu UE i nie stwo­

rzylibyśmy pol skim rodzinom warunków podobnych do francuskich, niemieckich, brytyjskich czy szwedzkich. Innym rady­

kalnym projektem jest propozycja 1000 zł bonu miesięcznego, płaconego przez pań­

stwo na każde dziecko do 18 roku życia.

To o 40-50 tys. zł więcej od sumy, jaką wy­

dają teraz rodzice (ok. 170-180 tys. zł).

Wątpliwości dostarczają również same władze, mające kłopot z finansowaniem przedsięwzięć i godzeniem nowych wydat­

ków z polityką oszczędzania2. Rozwiąza­

nia zaproponowane w roku rodziny mogą więc podzielić los wcześniejszych – redu­

kowanych, realizowanych z opóźnieniem,

1 Populizmem są np. propozycje (Janusza Paliko­

ta) przekwalifikowania 7 tys. zwolnionych nauczy­

cieli na opiekunów w żłobkach, asystentów rodziny czy korepetytorów w szkołach, skoro gmin nie stać na mniejsze klasy i etaty nauczycielskie. Zarzut o nad- opiekuńczości państwa nie wydaje się trafny, gdyż jego roczne wydatki na rodzinę wynoszą około 17 tys.

zł, a rodziny na państwo – 30 tys. zł. Krytycy rządu uważają, że polityka prorodzinna to jedynie slogan i hasło propagandowe.

2 Na przykład obietnica dopłat do przedszkoli zmieniała się kilka razy: 320 mln zł, 0 zł, 180 mln zł, 504 mln zł. Dłuższe urlopy dla wszystkich matek ro­

dzących w 2013 r. wprowadzono dopiero po ich prote­

stach. Obowiązek szkolny dla starszych sześciolatków od 1 IX 2014 r. ustalono po kilku zmianach decyzji.

nawet porzucanych. Przykładem obowią­

zująca od 1.01. 2012 roku nowatorska usta­

wa o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej, dotycząca wszystkich rodzin i wprowadzająca nowe formy ich wspiera­

nia. Już w trakcie prac nad nią zmniejszono środki na jej realizację, a po wejściu w życie odroczono wprowadzenie niektórych przepi­

sów, dlatego zamiast tysięcy etatów asysten- tów rodziny (dla 17,5 tys. rodzin) w 2012 r.

utworzono ich 2105. Brakuje też programów pracy z rodziną, zespołów interdyscyplinar­

nych (asystent rodziny, pediatra, pracownik socjalny, policjant…), współpracy między instytucjami zajmującymi się dzieckiem i rodziną. GOPS nie stały się centrami po­

mocy rodzinie, nie została uchwalona Karta praw rodziny. Podobnie przebiega realizacja innych ustaw, np. o przeciwdziałaniu prze- mocy w rodzinie, zapobieganiu demoraliza­

cji nieletnich, ubezpieczaniu przez gminy opiekunek do dzieci, wspieraniu domowych przedszkoli itd.

Polityka rodzinna państwa dotyczy szero­

kiego zakresu spraw, nie tylko ulg, urlopów i opieki przedszkolnej. Ma służyć stabiliza­

cji i trwałości rodzin, by mogły one dobrze spełniać swe funkcje prokreacyjne i opie­

kuńczo-wychowawcze. Ma tworzyć warunki do budowania systemu opieki obejmującego wszystkie dzieci i rodziny. Dotychczasowy zajmował się bowiem głównie rodzinami niepełnymi, dziećmi pozbawionymi opieki, rodzinami zagrożonymi rozpadem, niewy­

dolnymi wychowawczo i biednymi. Szkoda więc, że w publicznej dyskusji problemy ogółu rodzin nie są przynajmniej tak samo nagłośnione, jak aborcja, in vitro, adopcja dzieci przez pary homoseksualne, molesto­

wanie dzieci w rodzinie itd., a więc tematy interesujące tylko część społeczeństwa.

Omawiane działania opiekuńcze doty­

czą przede wszystkim rodzin pracowni­

czych w dużych miastach. Ich sytuacja jest lepiej znana3. W mniejszym stopniu służą rodzinom wiejskim, chociaż na wsi żyje 14

3 Chociaż dane bywają również sprzeczne lub nie­

dokładne, jak o liczbie głodujących uczniów w kl. I-III (raz 70 tys., innym razem – 800 tys.) czy procencie ro­

dzin żyjących w ubóstwie w 2011 r. (5,7% lub 11,8%).

(5)

5

mln osób, rodzi się 40% dzieci i mieszka 60% rodzin wielodzietnych. Tam też jest największe bezrobocie strukturalne i emi­

gracja zarobkowa – pogarszające warunki życia rodzin4. Gminom wiejskim, mimo korzystania z „janosikowego”, nie za­

wsze wystarcza środków finansowych na wszystkie przewidziane prawem zasiłki i zapomogi rodzinne. Nie stać ich również na sfinansowanie nowych programów wspierania rodzin. Dlatego pomoc rodzi­

nom wiejskim wymaga szerszego progra­

mu. Z dłuższych urlopów rodzicielskich, ulg podatkowych i niższych opłat za przed­

szkola rodziny chłopskie i bezrobotnych raczej nie skorzystają.

Zwykle politykę rodzinną łączymy z ustawami, rozporządzeniami i postępowa­

niem władz centralnych. Rzadziej – z dzia­

łalnością samorządów. Tymczasem akty prawne i programy rządowe tworzą tylko ramy jej realizacji dla władz lokalnych.

Dziś to główny problem, gdyż gminom i po­

wiatom brakuje zarówno przekonania, jak i środków do jej realizacji. Niechęć samorzą­

dowców do wydawania pieniędzy na rodzi­

ny i rozwój opieki publicznej była widoczna od początku. Od paru lat samorządy wyko­

rzystują mniejszą liczbę dzieci (i uczniów) do ograniczania wydatków na żłobki, przed­

szkola i szkoły. I nie uważają za konieczne ich prowadzenie w każdej miejscowości (także świetlic, MDK, bibliotek, poradni, przychodni, aptek, posterunków policji itd.

w gminie)5. Część radnych i urzędników samorządowych przez wsparcie rodziny rozumie nadal jedynie pomoc materialną dla najuboższych i poszkodowanych przez wypadki losowe. Prowadzenie żłobków, przedszkoli, szkół, domów kultury itp. czy pracę z rodziną (doradztwo, mediację itd.) uważa za narzucone i dodatkowe zadanie.

4 Badania wskazują (np. prof. Barbary Fatygi – program „Pomosty”), że najgorzej żyje się rodzinom na terenach popegeerowskich. Większość rodziców nie ma stałej pracy, 25-50% utrzymuje się z zasiłków, a co drugi mieszkaniec jest zagrożony alkoholizmem.

5 Zwłaszcza gdy wierzą, że rozwój Polski za­

leży od rozwoju wielkich aglomeracji miejskich, a nie gmin i powiatów.

W rezultacie po przejęciu oświaty i opieki gminy zamknęły ponad połowę przedszko­

li i większość małych wiejskich szkół pod­

stawowych, ograniczyły zajęcia dodatko­

we i wyrównawcze w szkołach, a powiaty zwlekały z tworzeniem rodzinnej opieki za­

stępczej. Dlatego dziś mamy za mało żłob­

ków, przedszkoli, ognisk wychowawczych, rodzin zastępczych, rodzinnych domów dziecka i zakładów wycho wawczych. Nie­

którzy radni i pracownicy OPS nie ukrywa­

ją, że publiczną pomoc dla rodzin uważają za marnotrawstwo pieniędzy6.

Wydaje się więc, że nową politykę ro­

dzinną najtrudniej będzie za akcentować władzom gminnym, gdyż jest sprzeczna z ich dotychczasowymi poczynaniami – oszczędzaniem na oświacie szkolnej i opie­

ce nad dziećmi, przerzucaniem kosztów ich utrzymania na rodziców, ograniczaniem zajęć opiekuńczo-wychowawczych, likwi­

dowaniem etatów i placówek7.

Zmiany w polityce rodzinnej państwa mają służyć zwiększeniu przyrostu natural­

nego. To zrozumiałe, gdyż Polska znalazła się w statystykach na 217 miejscu w świe­

cie (na 220 państw) i na jednym z ostatnich w Europie. Obecny, minimalny przyrost na­

turalny8 grozi obniżeniem liczby obywateli w ciągu 50 lat do 32 mln (w wersji pesymi­

stycznej – nawet do 16 mln na pocz. XXII wieku!). Od 2005 r. rocznie ubywa ponad 100 tys. uczniów i maleje liczba studentów, a za parę lat zacznie brakować także pra­

cowników. Rośnie za to liczba emerytów.

W rezultacie niski przyrost naturalny po­

6 Nieżyczliwe traktowanie petentów w OPS od­

strasza część z nich do szukania tam pomocy.

7 Zob. wywiady: M. Kursy i B. Piłata z prezyden­

tem Krakowa J. Majchrowskim (Nie  chcę,  by  ktoś  inny…, „Gazeta Wyborcza” z dn. 12. VII. 2013 r.) i A. Pezdy z wiceprezydentem Warszawy W. Paszyń­

skim (Przedszkola z opóźnionym zapłonem, „Gazeta Wyborcza” z dn. 15. IV. 2013 r.). Obydwaj krytykują rządowe pomysły zmian w opiece przedszkolnej (nie­

uzgodnione z samorządami, niedopracowane, prze­

rzucają koszty prowadzenia placówek na gminy itd.).

Według Majchrowskiego: przedszkola za złotówkę –  to fikcja. Gminy muszą do każdej dołożyć 3,5 zł, a wg Paszyńskiego – już w 2014 r. dołożą 1,148 mld zł.

8 W 2012 r. przyrost naturalny wyniósł 0,01‰; uro­

dziło się 400 tys. dzieci.

(6)

6

aktualne problemy

woduje więcej ujemnych i długotrwałych skutków niż pozytywnych9.

Odwrócenie tendencji demograficznych stało się więc pilnym zadaniem polityki ro­

dzinnej. By tego dokonać, potrzeba jednak więcej korzystnych zmian w opiece nad ro­

dziną niż te, które zostały podjęte. Przede wszystkim – skuteczniejszych programów zatrudnienia i budowy mieszkań dostęp­

nych dla zakładających rodziny. Z pracy wykonywanej w domu, szkolenia bezrobot­

nych, dotacji dla zakładających firmę, z kre­

dytów na kupno mieszkania itd. korzysta tylko część zainteresowanych. Nie wszyscy z nich są przedsiębiorczy, mogą wykony­

wać pracę w domu, znaleźć zatrudnienie po przeszkoleniu czy wykupić mieszkanie.

To niekoniecznie najlepsze formy pomocy dla rodziny. Przykładem – kredyty miesz­

kaniowe. Pomogły zwiększyć budownictwo i sprzedaż mieszkań, ale głodu mieszkanio­

wego nie zaspokoiły, bo na kupno miesz­

kania stać niewielu młodych10. Brakuje mieszkań na wynajem, mimo że w Europie to najpopularniejsza forma11 pozyskiwania mieszkań przez ludzi młodych. Lepsze roz­

wiązanie zaproponował zespół minister Ire­

ny Wóycickiej z kancelarii prezydenta, pro­

ponując, by budownictwo miesz kań na wy­

najem za czynsz regulowany znalazło się wśród zadań samorządów lokalnych12.

Nie zawsze dostrzeganą przeszkodą w zwiększeniu przyrostu natural nego po­

zostaje stosunek do macierzyństwa osób wychowanych w latach powo jennego wyżu demograficznego i jego kolejnych ech

9 Na przykład kurczenie się rynku wewnętrznego, inwestycji, brak rąk do pracy, spadek dochodu naro­

dowego, wzrost kosztów ubezpieczenia społecznego itd. Korzystne, lecz krótkotrwałe: mniejsze wydatki na oświatę, na zasiłki na dzieci, dla bezrobotnych itp.

10 W dużych miastach po kilka tysięcy mieszkań rocznie nie znajduje nabywców z powodu ich ceny.

11 60-70% mieszkań w Austrii, Niemczech, Szwaj­

carii itp. to czynszówki.

12 Program „Dobry kierunek dla rodziny” zawiera

44 postulaty. Wśród nich propozycje: karty rodziny wielodzietnej uprawniającej do darmowych przejaz­

dów, biletów do kin, teatrów, muzeów, bonów dla ubo­

gich rodzin, ulg podatkowych zależnych od liczby dzieci, limitów opłat za przedszkola, elastycznego czasu pracy matek itp.

w drugiej połowie XX wieku13. Ówczesna polityka rodzinna dążyła do zmniejszenia dużego przyrostu natu ralnego, ze względu na to, „że ogranicza rozwój kraju i obniża poziom życia rodzin”14. Duży wpływ na de­

cyzje o posiadaniu i liczbie dzieci miał:

brak mieszkań, miejsc w żłobkach i przed­

szkolach, fatalne zaopatrzenie w podsta­

wowe produkty żywienia i higieny dzieci (odżywki, pieluchy, kosmetyki), w ubiory itp. Rodzice musieli często wybierać mię­

dzy karierą zawodową (kobiety) i wyższym standardem życia rodziny a liczniejszą ro- dziną („dziecko lub samochód”). Utrwalił się pogląd, że wielodzietność jest oznaką niezaradności życiowej i prymitywizmu kulturowego („dziecioroby”). Po wejściu Polski do UE dylemat złagodziła możliwość emigracji do krajów, w których są dobre wa­

runki życia dla rodziny i łatwiej pogodzić macierzyństwo z pracą zawodową. Wydaje się więc, że samo przedłu żenie urlopów ro­

dzicielskich i poprawa opieki przedszkolnej nie zahamują emigracji młodych15 i nie prze­

konają pozostających w kraju do rodzenia większej liczby dzieci. Przeważy lęk przed utratą pracy po urodzeniu dziecka, staty­

styka bezrobocia młodych, sięgająca 28%, oraz brak 300 tys. mieszkań. Dalsza popra­

wa materialnych warunków życia rodzin jest więc niezbędna. Ale również aktywna propaganda rodzicielstwa, skoro negatywny stosunek do niego nie zniknął wraz z PRL16. W Polsce dzieci nie są uwa żane „za najko­

rzystniejszą inwestycję w przyszłość, przy­

noszącą 40% zysku” (wg określenia „Kry­

tyki Politycznej”).

Rok rodziny jest więc okazją do propa­

gowania pozytywnego podejścia do proble­

mu dzietności. Mimo braku programu re­

form w polityce rodzinnej państwa, dalsze zmiany w opiece nad dzieckiem i rodziną

13 W latach 1950-55 przyrost był największy i wy­

nosił od 19,1‰ do 19,5‰, później spadł do 10-11‰.

14 Tak głosiła ówczesna propaganda. Obniżeniu miała pomóc ustawa o przerywaniu ciąży ze wzglę­

dów socjalno-bytowych z 1956 r.

15 Wśród ponad 2 mln emigrantów przeszło 70%

stanowią osoby, które nie ukończyły 35 lat.

16 Poza kościołami i ruchem Pro Life politycy i me­

dia po 1989 r. nie zabiegały o to.

(7)

7

wydają się nieuchronne. Nawet dla samo­

rządów, o czym świadczą uchwalane przez nie własne Karty Rodziny Wielodzietnej i apele o wprowadzenie Ogólnopolskiej Karty Rodziny Wielodzietnej17. Niektóre postulaty, jak obniżenie opłat rodzicielskich za zajęcia z dziećmi i dożywianie czy kosz­

tów podręczników i pomocy szkolnych, można szybko zrealizować przez uspraw­

nienie dystrybucji i eliminację pośredników.

Dla wielu rodziców te koszty są zbyt wyso­

kie, a darmowe wyprawki czy ulgi dla naj­

biedniejszych nie rozwiązują problemu.

Najszybciej można obniżyć koszty samej pomocy publicznej, sięgające niekiedy 50%

jej wartości. Zniesienie opłat za dodatkowe zajęcia w przedszkolach, decyzja premiera o zwiększeniu o 200 zł miesięcznie zasił­

ku dla rodziców wychowujących dzieci potrzebujące stałej opieki oraz zmiana usta­

wy z 2004 r. o świadczeniach rodzinnych dowodzą, że i bez dłu giego przygotowania projektów i oczekiwania na wolne środki finansowe można poprawiać system świad­

czeń, ulg i zasiłków, np. dla rodzin wielo- dzietnych, wychowujących dzieci niepełno­

sprawne itp. Zwłaszcza że nie które przywi­

leje, jak osławione becikowe, przyznawano pochopnie i mało z nich pożytku.

Do końca 2013 r. powinna zostać uchwa­

lona nowa ustawa o opiece społecznej18 i zrealizowana zapowiedź powrotu do szkół i placówek opiekuń czo-wychowawczych opieki medycznej. W opiece zastępczej wy­

magają zmiany przepisy o nadzorze opie­

kuńczym i sądowym nad rodzinami zastęp­

czymi i rodzinnymi domami dziecka oraz zasady rekrutacji i szkolenia kandydatów na opiekunów zastępczych. Nagłośnione przez media przypadki znęcania się, a nawet śmierci wychowanków, pokazały, że pra­

cownicy MOPS, PCPR i sądów nie zawsze poświęcają należytą uwagę kompetencjom opiekunów i jedynie rutynowo kontrolują ich pracę.

17 Do sierpnia br. uchwaliło ją ponad 50 gmin i miast. Pierwszą Wojewódzką Kartę Praw Rodzin uchwalił sejmik w Łodzi.

18 Projekt przygotowywany od wielu miesięcy sta­

nowi dopełnienie ustawy o pieczy rodzicielskiej.

W ciągu roku można sporo zmienić w opiece i sprawić, że hasłowa „polityka prorodzinna” nabierze konkretnego kształ­

tu. Ale nie da się zmie nić warunków życia wszystkich rodzin. Poprawa zależy bo­

wiem nie tylko od woli rządzących i moż­

liwości budżetu, lecz głównie od sytuacji na rynku pracy i rynku mieszkaniowym.

A do jej zmiany programy pomocowe typu:

Rodzina na swoim, Praca na swoim, Miesz­

kanie dla każdej rodziny itp. nie wystar- czają. I nie wyczerpują możliwości pomocy publicznej. Zwłaszcza ze stro ny samorzą­

dów lokalnych.

Rzecz jasna, polityka rodzinna obejmuje znacznie szerszy zakres spraw niż urlopy rodzicielskie, opieka przedszkolna i ulgi podatkowe. Dotyczy spraw materialnych, regulacji prawnych i stosunku do rodziny władz i społeczeństwa. W szczególności określa warunki funkcjonowania syste­

mu opieki oraz jego jakość. Podjęte przez władze państwa w 2013 r. działania, pomi­

mo ich ograniczonego zakresu, zasługują na uwagę, gdyż dają nadzieję na korzystne skutki dla rodziny19.

Zmiany w opiece nad dzieckiem i ro­

dziną zachodzą ciągle i nie wszystkie są inicjowane przez rządzących. Artykuły w „Problemach Opiekuńczo-Wychowaw­

czych” świadczą, że w ostatnim ćwierćwie­

czu inicjatywa częściej należała do osób i organizacji pozarządowych niż władz pań­

stwowych. A polityka społeczna tych ostat­

nich nie zawsze była korzystna dla rodzin.

Byłoby dobrze, by zostały jasno okre­

ślone role opieki publicznej i niepublicznej oraz ich wzajemne relacje. Po 1989 r. opie­

ka pozarządowa stała się ważną częścią całego systemu, ale jej zadania są różnie pojmo wane. Niektórzy chcą nią zastępo­

wać, a nie uzupełniać publiczną opiekę państwa. Dlatego w niektórych miastach MOPS mają „pod sobą” więcej niepublicz­

nych (pozarządowych) podmiotów opieki niż samorządowych.

19 Pod warunkiem, że działania w roku 2013 nie zo­

stały wymuszone przez UE, np. dyrektywą o po­

wszechnym dostępie do opieki przedszkolnej w kra­

jach unijnych (do 2020 r.).

(8)

8

aktualne problemy

Na poparcie zasługują przede wszystkim te przekształcenia, które zmieniają dotych­

czasową opiekę publiczną – z zastępczej nad dziećmi i socjalnej dla najuboższych rodzin – w system powszechnej pomocy i opieki dla każdej potrzebującej rodziny i dziecka. Problemy z modernizacją opie­

ki zastępczej, wdrażaniem wspomnianych ustaw i dostrzeganiem sensu zmian pokazu­

ją, że tworzenie nowego systemu nie będzie ani łatwe, ani szybkie. Najwięcej kłopotów przysparza kryzys finansów publicznych i brak poparcia inicjatyw reformatorskich w samorządach, które mogą opóźnić reali­

zację zmian, szczególnie w opiece przed­

szkolnej. Natomiast samorządy poparły decyzję MEN o wprowadzeniu obowiązku szkolnego dla sześciolatków w 2014 roku, gdyż daje to szansę na zwiększenie subwen­

cji oświatowej dla gmin, zwolnienie około 30% miejsc w przedszkolach i uchronie­

nie przed likwidacją części szkół i etatów nauczycielskich. Niestety, ta decyzja bu­

dzi opór rodziców, dla których ważniejsze od ko rzyści z wcześniejszego rozpoczyna­

nia nauki przez ich dzieci są skutki gorszej opieki szkolnej i niepewność jej poprawy.

Stąd protesty i domaganie się referendum w tej sprawie20.

Przy okazji warto zwrócić uwagę, że od ubiegłego roku głos ro dziców nabrał zna­

czenia. Chcą oni współdecydować o spra­

wach swoich dzieci. Masowe protesty prze­

ciw likwidacji i prywatyzacji szkół, MDK, stołówek, świetlic szkolnych20, żądanie wydłużenia urlopów dla wszystkich matek rodzących w 2013 r. oraz opór przeciwko narzucaniu obowiązku szkolnego sześciolat­

kom dowodzą, że rodzice nie chcą być tyl­

ko biernymi obserwatorami poczynań rządu i samorządów dotyczących rodzin i dzieci21. Nie odpowiada im również polityka oszczę­

dzania na oświacie i opiece. Być może posta­

wa rodziców wpłynie na kształt polityki ro­

dzinnej i system opieki publicznej nad dziec­

kiem. I dlatego rok 2014 może być dla poli­

tyki rodzinnej rzeczywiście przełomowy.

20 Na przykład w Krakowie protesty doprowadziły

do powołania okrągłego stołu oświatowego, wstrzy­

mania likwidacji szkół i prywatyzacji MDK oraz rezygnacji z urzędu wiceprezydenta miasta odpowie­

dzialnego za oświatę i opiekę.

21 Na przykład „Stowarzyszenie Rzecznik Praw Ro­

dziny” i „Ratujmy Maluchy”. Rodzice zebrali prawie milion podpisów za zorganizowaniem referendum.

22 27 sierpnia br. kobiety utworzyły Stowarzyszenie Matek Pierwszego Kwartału 2013, które ma walczyć o „realną politykę prorodzinną”, mającą pomagać w wychowaniu dzieci.

Instytut Rozwoju służb społecznych

poleca publikacje z serii Ex Libris Pracownika Socjalnego Tomasz Sahaj

Niepełnosprawni i niepełnosprawność w mediach Warszawa 2013, egzemplarz bezpłatny

Sebastian Musioł, Magdalena Twardowska Pracownik socjalny – profesjonalne działanie

na rzecz osób wykluczonych Warszawa 2011, egzemplarz bezpłatny

Zamówienia należy wysyłać na adres:

IRSS, ul. Marszałkowska 34/50, 00-554 Warszawa, pocztą elektroniczną (irss@irss.pl)

lub faksem – 22 621-04-23

(9)

9

diagnozy, doświadczenia, propozycje metodyczne

o brutalizacji języka i zachoWań

jadWiga raczkoWska Warszawa

o

d dłuższego już czasu prasa, telewi­

zja, a zwłaszcza internet – posługując się co­

raz bardziej naruszającym normy językiem i obrazem – ścigają się w serwowaniu od­

biorcom opisów drastycznych zdarzeń i sy­

tuacji wskazujących na szerzenie się w na­

szym społeczeństwie nietolerancji, agresji, brutalności. Czy można wnioskować na tej podstawie, że współczesność przesycona jest egoizmem i przemocą oraz czy istotnie – jak niektórzy twierdzą – schamieliśmy?

Można oczywiście przyjąć, że znaczna część doniesień mediów na temat brutali­

zacji naszego życia ma na celu utrzymanie tzw. oglądalności, czytelnictwa i „klikal­

ności”, ale nawet na podstawie potocznej obserwacji trudno zaprzeczyć, że problem istnieje i to w wielu wymiarach.

W ostatnich latach bardzo zmienił się nasz język – najważniejsze narzędzie wyrażania siebie, poznawania świata i kontaktu z inny­

mi. Obowiązujące w nim normy kulturowe łamane są, zwłaszcza w przestrzeni publicz­

nej, przez wulgaryzmy i wyrażenia obraźli­

we. Pierwsze dotyczą głównie ciała, funkcji fizjologicznych i seksu, drugie – narodowo­

ści, rasy, religii, orientacji seksualnej. Są one obecnie – jak twierdzi prof. Irena Biernac­

ka-Ligęza – „jednymi z najpopularniejszych i najczęściej używanych słów”. Chyba każde­

mu zdarzyło się spotkać człowieka, którego wypowiedzi przeplatane są – jak przecinka­

mi – przekleństwami lub wulgaryzmami.

Jako przyczyny występującego skażenia języka wskazywane są najczęściej: zmiany

społeczne, wymiana elit, zwyczaje środo­

wiskowe; zanik tradycyjnej etykiety, brak umiejętności opanowywania negatywnych emocji i agresji; świadoma kontestacja norm, szczególnego rodzaju moda językowa;

wpływ kreatorów rzeczywistości medialnej.

Zdaniem prof. Macieja Widawskiego „wul­

garyzacja wynika też z potrzeby pozowania na silniejszego niż się jest w rzeczywistości, bo używanie brzydkich słów sprawia wra­

żenie, że jesteśmy groźniejsi, agresywniejsi i twardsi. Do tego dochodzi modna i ostat­

nio postępująca nieformalność w kontaktach społecznych oraz lenistwo w dostosowaniu form komunikacji do sytuacji”.

Asymilowanie wulgaryzmów niektórzy badacze uważają za przejaw demokraty­

zowania się języka oraz podkreślają ich szczególną funkcję terapeutyczną, pole­

gającą na rozładowywaniu napięcia – fru­

stracji, bólu lub złości. To nowe stanowisko w naszym kraju, wcześniej zarysowało się na Zachodzie. Największy wpływ na zmia­

nę stosunku do tego rodzaju werbalnej eks­

presji w tamtej kulturze miała rewolucja obyczajowa w latach sześćdziesiątych ubie­

głego wieku. Wulgaryzmy i seksualizmy

„ucywilizowali” tacy twórcy jak Henry Miller, Allen Grinsberg, Jim Morrison, Neil Young. W ówczesnej Polsce proces ten był dość skutecznie blokowany przez cenzurę.

Obecnie, gdy ona nie istnieje, mamy do czy­

nienia ze szczególnym „nadrabianiem zale­

głości” w tej dziedzinie. Analitycy twierdzą wprawdzie, że Polacy przeklinają obecnie

(10)

10

diagnozy

nie więcej niż kiedyś, ale wcześniej raczej robili to tylko w domu, a teraz również w przestrzeni publicznej – język prywatny ściśle połączył się z oficjalnym.

Brzydkie słownictwo rozpleniło się nie­

mal we wszystkich dziedzinach naszego życia. Znaczenie ma fakt, że językiem kul­

tury masowej jest język potoczny, a język reklamy deformują tzw. prawa rynku, któ­

re wymuszają stałe wzmacnianie bodźców.

Przekleństwa przenikają zwłaszcza do talk- show, innych programów rozrywkowych, kabaretów. Prezentowany w nich humor jest na żenująco niskim poziomie, nie ma w nim nawet śladu właściwej np. Jeremiemu Przy­

borze delikatności i aluzyjności. W treści wielu piosenek i widowisk występuje wyjąt­

kowa kondensacja wyrazów ordynarnych.

Nakłada się na to wielość nadawców pol­

szczyzny publicznej, często niesprawnych językowo, mających szczególne wyobra­

żenie o prymitywizmie odbiorców, nie ha­

mowanych przez wydawców, recenzentów, korektorów. Agresję słowną demonstrują prezenterzy i dziennikarze, uczestnicy pro­

gramów w mediach publicznych, artyści, politycy, nawet biskupi. Prawdopodobnie czynią tak w przekonaniu, że ich przekaz jest wtedy bardziej emocjonujący, ekscytu­

jący, podniecający, bardziej wyrazisty, dłu­

żej zatrzyma uwagę odbiorców.

Wyrazy nieprzyzwoite wplatane w tok narracji nie wywołują poczucia niestosow­

ności i wstydu u posługujących się nimi osób, ani też towarzyskiego bojkotu. Wręcz przeciwnie – tak zwani celebryci łamiący językowe normy postrzegani są często jako osoby atrakcyjne, odnoszące sukcesy. Spra­

wia to, że wulgarność bywa kojarzona z po­

wodzeniem, skutecznością, nowoczesno­

ścią. A przecież używanie niestosownych wyrażeń, wyzwisk, przekleństw zarówno w mowie, jak i w piśmie kształtuje okre­

ślone wzory obniżające standardy, narusza normy współżycia społecznego, zasady dobrego wychowania. Brutalizacja języka często idzie w parze z agresją, z brutalnym zachowaniem – jedno podtrzymuje drugie.

Kondensacja w potocznej polszczyźnie wyrażeń wulgarnych, nieprzyzwoitych,

przekleństw musi wpływać na oswajanie się ludzi z takim sposobem przekazywania tre­

ści i porozumiewania się. Na ogół nie reagu­

ją bojkotem, chociaż w przeprowadzonych na progu obecnego wieku badaniach CBOS 98% ankietowanych Polaków stwierdzi­

ło, że razi ich wulgarne słownictwo, a 51%

oświadczyło, że w żadnych okolicznościach nie akceptują przekleństw. Również w bada­

niach CBOS z początku 2005 r. Polacy de­

klarowali wyraźną potrzebę normy w kon­

taktach językowych, uznając język ojczysty za wartość, która wymaga pielęgnowania.

Pogląd ten uzasadniali wskazując kontekst narodowy, kulturalny, estetyczny. Jednak inne prowadzone przez tę instytucję badania wykazały, że inaczej postrzegają te sprawy ludzie młodzi: 75% ankietowanych uczniów i studentów nie rażą przekleństwa – uważają je za jeden z przejawów swobód obywatel­

skich. Tak też traktują je np. muzycy rocko­

wi i rappowi. Według statystyk wyrażenia nieprzyzwoite stanowią wprawdzie niespeł­

na 10% slangu młodzieżowego, ale głównie ludzie młodzi są odpowiedzialni za coraz większy napływ do polszczyzny także wul­

garyzmów anglojęzycznych.

Niedobry, nawet obraźliwy, ale na ogół tolerowany jest język wielu reklam. Przy­

kładem: „Media Markt nie dla idiotów”.

Kiedy reklamę tę poddano pod rozwagę Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsu­

mentów z sugestią, że prawdopodobnie jest sprzeczna z dobrymi obyczajami i uchybia godności, przedstawiciele UOKK orzekli, że wprawdzie może ona budzić kontro­

wersje, balansować na granicy dobrego smaku, lecz nie jest czynem bezprawnym.

W sondażu IPSOS z kolei 46% responden­

tów uznało tę reklamę za obraźliwą lub po­

tencjalnie obraźliwą, ale 52% było zdania, że nie należy jej zabraniać. Na marginesie tej sprawy Rada Języka Polskiego sformu­

łowała jednak pogląd, że niestosowne jest używanie w reklamach określeń obraźli­

wych, bo sprzyja brutalizacji języka.

Realnego wpływu na powstrzymanie zachwaszczania języka brzydkim słownic­

twem nie ma uchwalona w 1999 r. ustawa o języku polskim, która stanowi, iż organy

(11)

11

władzy publicznej oraz instytucje i orga­

nizacje uczestniczące w życiu publicznym mają obowiązek działać na rzecz doskona­

lenia sprawności językowej oraz przeciw­

działania wulgaryzacji. Naiwnością byłoby oczekiwanie, że ludzie całkowicie z niego zrezygnują, ale nadmiar i wszechobecność wulgaryzmów powinny w jakiejś perspekty­

wie spowodować przesyt, a zatem i większą dbałość o kondycję języka, zwłaszcza jeśli wzmocni ten proces odpowiednia edukacja.

lekceważone są nawet najważniejsze wartości. W języku potocznym w zasadzie nie ma słownictwa dotyczącego polityki, które byłoby nacechowane pozytywnie, wskazywało na akceptację tego, co robią politycy, sprzyjało przekształcaniu konflik­

tu w dialog. „Agresja – jak twierdzi sekre­

tarz Rady Języka Polskiego dr Katarzyna Kłosińska – stała się wartością. Zaczęli­

śmy postrzegać życie polityczne jako arenę

>>totalnej wojny wszystkich ze wszystki­

mi<<. Nie stworzyliśmy ani jednego po­

tocznego określenia, które przedstawiałoby polityków jako współpracujących ze sobą, a pluralizm jako wartość. Nie opisujemy naszej rzeczywistości politycznej zwrotem

>>pięknie się różnić<< – wolimy mówić o >>polskim piekle<<”. Jak ustaliła, po 1989 roku w potocznej polszczyźnie pojawiło się około stu wyrażeń oddających lekceważący, niechętny stosunek Polaków do sfery poli­

tyki. Deprecjonujące neologizmy, takie jak

„wojna polsko-polska”, „wojna na górze”,

„seans nienawiści”, „rzeczpospolita kole­

siów”, „kolesiostwo”, „karuzela stołków”,

„filozofia TKM: teraz k… my”, „targowica”,

„spisek czerwonych z różowymi” dotyczą przede wszystkim sposobu sprawowania władzy. Określeniu postaw politycznych i światopoglądowych służą np. wyrażenia:

„ideolo”, „ciemnogród”, „moherowa koali­

cja”, „polowanie na czarownice”, „czerwona pajęczyna”, „stosiarz”, „oszołom”, „różowy komuch”, a ugrupowania polityczne i grupy polityków nazywane są: „warszawką”, „sty­

ropianem”, „kanapą”, „opozycją koktajlową”,

„judecją”, „udecją”, „uwolami”, „żydokomu­

ną”, „liberałami – aferałami” itp. Sporo jest też słów odnoszących się do nieuczciwych

zachowań, takich np. jak: „aferał”, „czarna teczka”, „mebelgate”, „skok na kasę ”itp.

W sporach politycznych toczonych w naszym kraju w ostatnich latach wszyst- ko stało się łupem. Często bardzo cynicznie wykorzystywany bywa nawet prestiż nauki.

Poglądy uczonych, wyniki ich badań bywa­

ją przytaczane selektywnie, „pod założoną tezę”, eksponowane są jedne poglądy, cał­

kowicie pomijane argumenty przemawiają­

ce na niekorzyść cytowanych. Przeciwnika traktuje się z pogardą, dąży do jego znisz­

czenia i zyskania na jego upadku. Poluje się na ewentualne potknięcia tylko dlate­

go, że jest się po przeciwnej stronie sceny politycznej. Bez najmniejszych skrupułów i autorefleksji poddaje się totalnej krytyce to, co adwersarz mówi. Zarówno poglądy, jak i poczynania traktowane są bez cienia obiektywizmu, przedstawia się je jako głu­

potę, niegodziwość, wręcz zbrodnię. „Oni”

są zawsze czarni, „my” nieskazitelnie biali.

Niestety, w polowania takie uwikłana jest prasa, która często podsyca je i eskaluje.

Nierzadko tematem newsa nie jest to, co się gdzieś wydarzyło, ale to, co ktoś o kimś niepochlebnie powiedział.

Nagminnie mamy do czynienia ze skłó­

ceniem, zapiekłymi animozjami, nieumiejęt­

nością dogadania się, z brakiem wzajemne­

go szacunku między osobami piastującymi eksponowane stanowiska, brakiem umiaru.

Niemal każdy mijający dzień dostarcza wskazujących na to niechlubnych przykła­

dów zachowań, które nie tylko relacjonują, ale i podsycają usłużne media, często czy­

niąc to w sposób bardzo niewybredny.

Media przyczyniają się do dewastacji obyczaju szanowania rozmówcy i kultury dyskusji. Prawie normą w telewizyjnych i często radiowych wywiadach stało się for­

mułowanie oskarżeń wobec zaproszonych gości, zwłaszcza polityków, nadawanie rozmowom formy niemal prokuratorskich przesłuchań. Zwrócił na to uwagę m.in.

Daniel Passent w felietonie Koguty na sta- dionach, zamieszczonym w „Polityce”

z dn. 5-11 czerwca 2013 r.: „Dziennikarki i dziennikarze świadomie nadają (…) roz­

mowie klimat wolnej amerykanki, wypusz­

(12)

12

diagnozy

czając pod adresem swoich gości kąśliwe ciosy i uwagi: >>a wyście też tak robili<<,

>>mogliście to zrobić, kiedy byliście u wła­

dzy<<, >>był pan ministrem, miał pan dość czasu, żeby…<<, >>niech pan nie opowiada takich rzeczy<<”. Nagminnie też rezygnują z właściwych polszczyźnie, wyrażających szacunek form grzecznościowych pan, pani na rzecz hołdowania – lansowanej zwłasz­

cza w reklamach, teleturniejach, progra­

mach typu reality show – amerykańskiej modzie używania zwrotów ty, wy: „spa­

da wam”, „jaką macie na to odpowiedź?”,

„to wasza robota” itp.

Uwłacza kanonom dobrego wychowania sposób prowadzenia wielu dyskusji w me­

diach. Bywa, że retoryka prowadzących je osób jest od razu osądzająca, a felietony zmanipulowane, co utrudnia jakiekolwiek porozumienie. Ponadto liczni dziennikarze nie pozwalają swoim gościom na dokończe­

nie rozpoczętej wypowiedzi, ciągle przery­

wają je, starając się pokazać, że są mądrzej­

si od swoich rozmówców, nadają swym pytaniom charakter obszernych oświadczeń i monologów. Często też nie potrafią zapew­

nić właściwego klimatu dyskusji. Zdarza się, że wszyscy zaproszeni politycy, a cza­

sem też utytułowani eksperci mówią jedno­

cześnie, posługują się niewybrednymi epi­

tetami. Wiele w tych wymianach zdań hipo­

kryzji, zaprzeczania faktom, wzajemnego szantażowania się, pogróżek, insynuacji, które mają pokonać i upokorzyć rozmów­

cę, czasem uczynić z niego kozła ofiarne­

go. Nie chodzi przy tym o przypadki, kiedy np. używanie ostrych słów – pod wpływem emocji – np. w telewizyjnych, prowokacyj­

nie prowadzonych dyskusjach politycznych można uznać za w jakimś sensie naturalne, ale o sytuacje, kiedy brutalizacja jest za- mierzona, wynika z wyrachowania, jest traktowana jako sposób na zaistnienie.

Upowszechniają się więc trudne do za­

akceptowania zwyczaje, postępuje tablo­

idyzacja życia publicznego i prywatnego.

W kontaktach między ludźmi często nie tyl­

ko brak życzliwości, ale zdarza się lekcewa­

żące, poniżające traktowanie, naruszające poczucie godności. W poszukiwaniu jego

genezy Arkadiusz Pacholski, autor artyku­

łu Chata wuja chama („Gazeta Wyborcza”

z dn. 15-16 czerwca 2013 r.) odwołuje się do struktur społeczeństwa postfeudalnego i zauważa, że nieszanujący swych bliźnich ludzie „z racji posiadanej pozycji społecz­

nej, sprawowanej władzy lub majątku wciąż gładko wskakują w >>pańską << skórę, na stojących zaś niżej spoglądają jak dawny dziedzic na swoich >>chamów<<”.

Dewastuje przestrzeń publiczną i stosun­

ki między ludźmi brak tolerancji i sza- cunku dla cudzych wartości i poglądów.

Inaczej myślącym i postrzegającym świat zarzuca się relatywizm, odmawia godno­

ści, uważa się ich za odszczepieńców. Nie­

wybrednymi często sposobami próbuje się wymusić szacunek dla tego, co się samemu ceni. Tendencja do profanacji, niszczenia, zrzucania z cokołów obcych ideowo boha­

terów, postrzegania w czarno-białych tona­

cjach postaci historycznych z przeszłości i teraźniejszości, traktowanie prób „odbrą­

zowienia” idealizowanych postaci czy wy­

darzeń jako świętokradztwo, doktrynerskie kłótnie o nazwy ulic, miejsca pochówków, lektur szkolnych, pomników itp. wskazują nie tylko na ahistoryczne postrzeganie rze­

czywistości, ale i doktrynalną zapiekłość.

Jerzy Baczyński – redaktor naczelny „Poli­

tyki” dowodzi, że gloryfikuje takie postawy

„tzw. publicystyka tożsamościowa, wyrosła z potrzeby umacniania pewnego typu świa­

topoglądu, tezy politycznej. (…) Dostarcza głównie produktów o charakterze emocjo­

nalnym, daje poczucie wspólnoty przeciw wrogiej grupie i wrogiemu światu. Buduje obraz przeciwnika. Stosuje rozmaite meto­

dy manipulacji psychologicznej, które służą odnalezieniu ciepła w pewnej grupie wobec zimnej wrogości na zewnątrz. To silnie dzia­

łający narkotyk. (…) Mówią odbiorcom, że są lepsi moralnie, że są atakowani, że to oni są solą ziemi i prawdziwymi patriotami. To oni są >>krew z krwi, kość z kości<< polskich bohaterów. A reszta już nie”.

Z informacji przekazanej podczas obradu­

jącej we wrześniu br. konferencji Rady Euro­

py „Mowa nienawiści w debacie publicznej – gdzie spoczywa odpowiedzialność” wy­

(13)

13

nika, iż poważnym problemem na naszym kontynencie, bardziej nabrzmiałym nawet niż nienawiść rasowa i etniczna, jest kseno­

fobia. Przeprowadzone w tym roku badania wskazują, iż doświadczyło prześladowania 60% osób LGBT. Średnio 44% mieszkań­

ców UE zauważa homofobiczne wypowie­

dzi polityków w swoich krajach. W Polsce twierdzi tak aż 83% respondentów, podczas gdy np. w Niemczech tylko 11%, we Francji 38%, w Hiszpanii – 41%.

Pleni się mowa nienawiści w internecie.

Istnieje w nim wiele portali wyspecjalizo­

wanych w szkalowaniu i poniżaniu godno­

ści ludzi. Należy do nich np. funkcjonujący od 2005 r. plotkarski „Pudelek”, który zło­

śliwie komentuje głównie życie ludzi zna­

nych i bogatych, szkaluje ich, łatwo feruje wyroki. Narzędziem umożliwiającym ob­

rażanie i pomawianie jest też ogólnopolski serwis Świnia pl. Jego regulamin zawiera następujące zapisy: „Serwis swinia.pl słu­

ży do wyrażania opinii, tzw. podkładania świni, dodawania komentarzy pod podło­

żoną świnią oraz dokonywania oceny. (…) Publikować, tj. podkładać świnię może każdy użytkownik. Administratorzy i mo­

deratorzy nie ponoszą odpowiedzialności za prezentowane przez innych użytkowni­

ków treści. Zobowiązani są jedynie do ich nadzorowania po zgłoszeniu nadużycia”.

„Podkładanie świni” polega na umieszcze­

niu zdjęcia konkretnej osoby, jej imienia i nazwiska oraz obraźliwego komentarza.

Rozplenił się zwyczaj opatrywania wul­

garnymi komentarzami przedstawianych na stronach internetowych faktów, wyda­

rzeń, wypowiedzi. Niestety, ich autorzy osiągają czasem zamierzony skutek. Nie­

odosobnionym przykładem jest rezygnacja prof. Zygmunta Baumana z uroczystości związanej z nadaniem mu doktoratu hono­

ris causa przez zabiegającą wiele miesięcy o ten zaszczyt prywatną Dolnośląską Szko­

łę Wyższą. Tak zwani hajterzy, czyli osoby piszące na blogach i forach internetowych rynsztokowe bluzgi, są zazwyczaj bezkar­

ni, bo podpisują się trudnymi do zidenty­

fikowania nickami, a skargi obrażanych i zniesławianych przez nich ludzi są zazwy­

czaj oddalane z powodu – jak się twierdzi – trudności wyważenia równowagi między prawem do ochrony dóbr osobistych a wol­

nością wypowiedzi. A przecież można taką odpowiedzialność skutecznie egzekwować – na co wskazuje przykład Estonii, gdzie za nienawistne wpisy prawomocnie ukara­

no jeden z największych portali.

Szczególną funkcję w szerzeniu niena­

wiści pełnią też internetowe wyszukiwar­

ki, wyświetlając także zniesławiające lub dyskredytujące podpowiedzi. Google broni się, że podpowiedzi te generowane są przez automatyczny algorytm, więc wyświetlane frazy musieli wcześniej masowo wpisać użytkownicy i np. pojawienie się rasistow­

skich treści świadczy o rasizmie społeczeń­

stwa, nie serwerów firmy. Jeśli tak jest istot­

nie, to Google można uznać za pewnego rodzaju barometr poglądów i postaw jakiejś części społeczeństwa. Istotnie musi istnieć w naszym kraju spore zapotrzebowanie na nienawistne, brutalne programy, skoro wielu internautów opatruje je wpisem „Lu­

bię to”, a internetową stronę „Chamstwo”

codziennie odwiedza ok. 200 tys. Polaków.

Problemem, którego nasilenie w ostat­

nich latach wyraźnie wzrasta, jest trudne do zaaprobowania agresywne zachowanie w przestrzeni publicznej niszowych grup młodzieży. Dotyczy to zarówno ekscesów chuligańskich pseudokibiców na niektórych meczach piłkarskich w kraju i za granicą, jak też sympatyków ugrupowań skrajnych zakłócających różnego rodzaju spotkania, imprezy, a nawet wykłady i to w tak auto­

nomicznych miejscach jak uczelnie wyższe (przykłady: zakłócenie wykładów Mag­

daleny Środy na UW, Zygmunta Baumana na Uniwersytecie Wrocławskim przez stu­

osobową grupę członków NOP i tzw. kibo­

li ze Śląska, Jana Hartmana w Krakowie).

Są oni też sprawcami: bazgranych na mu­

rach rasistowskich i ksenofobicznych haseł oraz bohomazów reklamujących nienawiść, podpalania „obcym” drzwi, napadania ich na ulicach i w innych miejscach publicz­

nych; dewastowania nagrobków na cmen­

tarzach i pomników pamięci narodowej uważanych za „niesłuszne”; eksponowania

(14)

14

diagnozy

w sposób nachalny nieprzyzwoitych treści w miejscach publicznych (np. antyaborcyj­

nych planszy zestawionych z wizerunkiem Hitlera). Szerzą nienawiść do „obcych”, do­

magając się – tak jak członkowie Młodzieży Wszechpolskiej i ONR – „natychmiastowe­

go zatrzymania imigracji z obcych kręgów cywilizacyjnych”, bo jest to „zagrożenie dla bezpieczeństwa naszego kontynentu, przyszłości naszej kultury, religii i tożsa­

mości”, a także jak przedstawiciele Ruchu Narodowego, którzy głoszą: „nie chcemy w Polsce żadnego multikulturalizmu. Pol­

ska jest i ma pozostać krajem słowiańskim oraz chrześcijańskim”.

Tolerowanie, a zwłaszcza legitymizacja takich zachowań zagraża spokojowi spo­

łecznemu, godzi w podstawy demokracji.

Ponieważ w ostatnich miesiącach ukazało się sporo prób opisu procesów rodzenia się i aktywności tych grup oraz indywidualnych analiz i ocen ich działań, warto się do frag­

mentów niektórych publikacji odwołać:

„Stają się coraz śmielsi. Są przekonani, że nadchodzi ich czas. Oburzają się, kiedy nazywa się ich faszystami. Oni chcą tyl­

ko Polski dla Polaków. Bez lewaków. (…) Po Sierpniu zaczęli wydawać szowinistycz­

ne gazetki i kolejne listy Żydów. (…) Po 1989 r. zaczęli wychodzić z kruchty. Najpierw na stadiony i osiedlowe podwórka. To były ich kąty w państwie, którego nie akceptowa­

li jako >>zażydzonego<<, kosmopolitycz­

nego, złodziejskiego, wrogiego. Stopniowo budowali swoją Polskę w Polsce. Długo żyli obok. (…) Kiedy z szaf zaczęły wychodzić mniejszości seksualne i kulturowa lewica, oni wyszli ze swojej. (…) Gdy ta nowa lewi­

ca wyszła na ulice w Manifach i Paradach Równości, oni ruszyli w swoich marszach swojskości. Mieli już za sobą zwycięską walkę o stadiony i osiedlowe podwórka, gdzie bezkarnie terroryzowali rówieśników o innych poglądach. Teraz zaczęli walczyć o ulice. Chcieli dyktować porządek. Nie tyl­

ko bronić tożsamości. Z defensywnego stali się ruchem ofensywnym. (…) Wielką de­

monstracją nowego sojuszu stał się organi­

zowany m.in. przez Republikanów Marsz Niepodległości 2011. Bo byli tam wszyscy,

od parlamentarnych tradycjonalistów i pi­

sowskich publicystów po zdeklarowanych faszystów i antydemokratów wszelkiej pro­

weniencji. (…) Przebieg późniejszej debaty dał im poczucie politycznej siły i umoc­

nił wiarę w swoją moralną wyższość. (…) Wtedy nasiliły się ataki na anarchistyczne squaty w Poznaniu, Warszawie, Wrocła­

wiu, na kluby >>Krytyki Politycznej<<, na imigrantów, kolorowych studentów, lo­

kale i liderów mniejszości seksualnych. (…) Po podwórkach, stadionach i ulicach rady­

kalna prawica zaczęła bój o uniwersytety.

(…) Wyjście z szafy i poczucie bezkarności dało faszyzującym ruchom szansę zwerbo­

wania i indoktrynowania dziesiątek tysięcy młodych ludzi. Przez lata nikt faktycznie nie nadzorował >>szkół walki<< i >>obo­

zów przetrwania<< szkolących narodow­

ców. Izolowane grupki stworzyły ogól­

nopolską, częściowo paramilitarną sieć, mającą tysiące żołnierzy oraz sympatyków w świecie przestępczym, aparacie państwa, biznesie, polityce, Kościele, mediach, edu­

kacji i sporcie” (Jacek Żakowski, Oni, „Po- lityka” z dn. 3-9 lipca 2013 r.).

„Kibole przynajmniej kilku klubów stwo­

rzyli w Polsce nielegalne przestępcze orga­

nizacje, których celem jest zakłócanie po­

rządku, zamach na bezpieczeństwo imprez masowych, walka z policją, kibicami oraz kibolami innych drużyn. Te bandy działają jawnie. Ich przykrywkami są legalne kluby piłkarskie i organizowane przez nie >>klu­

by kibica<<. Ich skrzynkami kontaktowymi są legalnie istniejące portale klubowe. Ich działanie jest finansowane ze środków pu­

blicznych formalnie wspomagających kluby.

A skutek to ranni, zniszczenia, paraliż miast i ogromne koszty zabezpieczenia policyj­

nego. (…) Kary, jeśli już dochodzi do uka­

rania, są niewspółmierne do szczególnej szkodliwości tego rodzaju czynów. Władza to milcząco toleruje. Ona się przyzwyczaiła i my się do tego przyzwyczajamy” (Jacek  Żakowski,  Przyzwyczajenie,  „Gazeta  Wy- borcza” z dn. 19 sierpnia 2013 r.)

„Z jednej strony obserwować można nie­

słychane narastanie agresji zorganizowa­

nych grup kibiców sięgających po maczety

(15)

15

i kastety oraz ich powiązania ze światem przestępczym, z drugiej widać także próby wiązania kibicowania z partyjną polityką, ideologią nacjonalistyczną (łączoną z rasi­

zmem i antysemityzmem), a niekiedy tak­

że i z katolicyzmem. (…) Jeżeli (…) władze państwowe (i władze różnych partii), samo­

rządowe oraz sportowe, a także edukacyjne i kościelne nie wypracują systemowej formy przezwyciężania tego zjawiska – skuteczne­

go przeciwstawiania się przemocy, głębszej analizy przyczyn narastającej agresji oraz wielopoziomowej współpracy ponad po­

działami, to nie tylko nasze stadiony, ale też ulice staną się miejscami promowania nie­

nawiści międzyklubowej, narodowej, raso­

wej i religijnej, a także miejscami rządów brutalnej przemocy. (…) od nas, zwykłych obywateli III RP w ostatecznym rachunku zależy, czy stworzymy atmosferę biernego przyzwolenia na narastanie fali nienawiści, czy też zarówno swoją postawą, jak i do­

maganiem się od władz skutecznej reakcji spróbujemy zamienić przemoc na rywaliza­

cję, nienawiść na szacunek, a kibicowanie na powszechną, wspólną i radosną formę rekreacji”  (Maciej  Zięba,  Zatrzymać  falę  nienawiści  –  „Gazeta  Wyborcza”  z  dnia  20 sierpnia 2013 r.).

Obecne w naszej przestrzeni publicznej destrukcyjne grupy młodzieży nie są jed­

norodne, chociaż czasem działają wspólnie.

Łączy je nienawiść, ale różnie motywo­

wana. Prokurator Prokuratury Generalnej dr Krzysztof Karsznicki – odwołując się do typologii, którą stworzyli Jack Levin, Jack McDevitt i Susan Bennett – wskazał na cztery rodzaje sprawców wykroczeń i przestępstw działających z nienawi- ści. „Są to: sprawcy poszukujący wrażeń, sprawcy reaktywni, sprawcy poszukujący odwetu i sprawcy pełniący misję, Według nich największy problem stanowią sprawcy reaktywni, którzy w cudzoziemcach widzą zagrożenie dla siebie w postaci utraty pracy i innych przywilejów oraz sprawcy pełnią­

cy misję, którzy zabiegają o znalezienie się w głównym nurcie działań ideologicznych po to, by mieć większą możliwość oddzia­

ływania na szersze kręgi wyborców. Grupy

te głoszą hasła, które w jakiejś części miesz­

czą się w linii programowej jednej z legal­

nie działających partii, licząc na ewentualną współpracę i protektorat ze strony tych par­

tii”. Nie ulega wątpliwości, że wyodrębnio­

ne motywy można – bez ryzyka popełnie­

nia błędu – przypisać różnym grupom ludzi młodych kontestujących różne elementy ładu społecznego w naszym kraju.

Interesujące jest również odwołanie dr Krzysztofa Karsznickiego do uwag pro­

fesora nauk politycznych Davida Osta, który zwrócił uwagę na ogólnospołeczne uwarunkowania – w tym gniew klasowy wynikający z trudu reform i transformacji – jako jedno ze źródeł polskiej ksenofobii.

Jego zdaniem polscy politycy nigdy się z nim nie zmierzyli, nie podjęli debaty pu­

blicznej wokół realnych problemów wyma­

gających rozwiązania. Najczęściej „starali się go stłumić, negując jego racje i ubierając politykę gospodarczą w hasła patriotyczne.

(…) kanalizowali go, wskazując (…) kolejne grupy osób ponoszących odpowiedzialność za bezrobocie, krzywdę, wykluczenie spo­

łeczne. Najpierw jajogłowych i aferzystów, później agentów, następnie Żydów i osoby, których rodzice zajmowali eksponowane stanowiska w PRL, dziennikarzy z komu­

nistycznym rodowodem, skorumpowanych lekarzy i urzędników, Rosjan i Niemców, a teraz nawet sędziów wydających >>nie­

sprawiedliwe << wyroki”.

Każda z przytoczonych wypowiedzi wskazuje pewne charakterystyczne cechy skrajnych antysystemowych grup młodzie­

ży, ale nie składa się na pełną diagnozę tego niejednorodnego i złożonego zjawiska.

Wszak liderzy hałaśliwie i często brutalnie komunikującej swoją obecność na ulicach, stadionach i w innych miejscach publicz­

nych młodzieży są w większości ludźmi wy­

kształconymi i ustabilizowanymi życiowo, a swych zwolenników, „dresiarzy” mobili­

zują nie za pomocą haseł ekonomicznych, a symbolicznych, ideologicznych. Zdecydo­

wanie brakuje też odpowiednich kanałów komunikacji z grupami agresywnie i nie­

nawistnie kontestującymi istniejący system i ład. Aby zjawisko to nie rozprzestrzeniało

(16)

16

diagnozy

się nadal, tworząc zagrożenie dla interesu i porządku społecznego, trzeba je rzetelnie zbadać, zrozumieć, bo tylko wtedy moż- na proponować sensowne rozwiązania.

W odbiorze społecznym brutalizacja języka i zachowań postrzegana jest jako zjawisko narastające, o wielorakich uwa­

runkowaniach. W roku 1996 OBOP prze­

prowadził wśród reprezentatywnej grupy Polaków (od 16 lat wzwyż) badania na te­

mat przyczyn brutalizacji życia. Na pyta­

nie „Dlaczego wzrasta brutalność?”, najczę­

ściej wskazywano następujące fakty i sy­

tuacje: nieodpowiednie środowisko rówie­

śnicze – 95%, filmowe sceny okrucieństwa – 92%, zły przykład w rodzinie – 89%, zbyt łagodne kary za przestępstwa – 88%, poka­

zywanie w telewizji i kinie kradzieży i na­

padów – 80%, pokazywanie nieuczciwych osób na wysokich stanowiskach – 73%, pokazywanie wątków o łatwym bogaceniu się – 72%, wulgarny język telewizji – 71%, informowanie o małej wykrywalności prze­

stępstw – 65%. Dość zbieżne z wynikami tej ankiety – ogólniej i szerzej sformułowa­

ne – są ustalenia prof. Barbary Karolczak- Biernackiej, autorki opracowania Brutali- zacja przestrzeni społecznej przedsionkiem  przestępczości.  Spojrzenie  psychologiczne  i w kierunku rozwiązań. Na podstawie badań wyodrębniła ona pięć czynników sprzyjają­

cych łamaniu prawa: niedoskonały system prawny; korzyści i ułatwienia społeczne, wzór społeczny, brak miłości i zagubienie;

poczucie moralne i dążenia; system wycho­

wawczy; warunki egzystencji.

Zdecydowanie pełniej w zwalczaniu brutalizacji w życiu publicznym muszą być wykorzystywane istniejące możliwości, w tym regulacje prawne, kierowana przez ministra Michała Boniego międzyresorto­

wa Rada ds. Przeciwdziałania Dyskrymi­

nacji Rasowej, Ksenofobii i Nietolerancji, liczne organizacje społeczne. Ich rozsądna i odpowiednio skoordynowana aktywność w tej dziedzinie spotka się z pewnością nie tylko z akceptacją zmęczonych i zde­

gustowanych sytuacją szerokich rzesz tzw.

zwykłych obywateli, ale także z ich real­

nym poparciem. Prawdopodobnie nie uda

się całkowicie wyeliminować wypowiedzi i zachowań nienawistnych, trzeba je jednak ograniczać poprzez poprawę skuteczności prawa, dezaprobatę społeczną i edukację.

Ludzi mających tendencję do poniżania in­

nych trzeba wciąż uczyć wyrażania swoich poglądów w dyskusji, a nie w formie niena­

wistnych inwektyw.

Obowiązujący kodeks karny w artyku­

le 256 zakazuje nawoływania do niena- wiści, a w artykule 257 publicznego znie- ważania jakiejś grupy lub jej członków z powodu przynależności „narodowej, et­

nicznej, rasowej, wyznaniowej lub z powo­

du bezwyznaniowości”. Zdaniem dr Alek­

sandry Gliszczyńskiej-Grabias oraz prof.

Wojciecha Sadurskiego regulacje te mają

„właściwą konstrukcję karania za zniewa­

gi i inne przestępstwa przeciwko ludzkiej godności”. Jej pierwszy, podstawowy tor przyznaje ochronę wszystkim przed jaką­

kolwiek zniewagą, uczynioną z jakichkol­

wiek pobudek. Kara jest niezbyt surowa (ograniczenie wolności, chyba że zniewa­

żenie dokonane jest publicznie – wtedy pozbawienie wolności do roku) i z oskar­

żenia prywatnego, ale daje to podstawową ochronę każdemu przed byciem nazwanym

>>gnojem<<, >>świnią<<, >>klępą<< (…).

Jeśli zaś zniewaga ma charakter >>groźby karalnej<< (art. 190), wszystko jedno na ja­

kich przesłankach opartej, każdy może zgłosić to do prokuratury i jeśli ta uzna, że groźba >>wzbudza w zagrożonym uza­

sadnioną obawę, że zostanie spełniona<<, narazić może grożącego nawet na pozba­

wienie wolności do lat dwóch”. Drugi tor dotyczy „zniewag, gróźb i nawoływania do nienawiści dokonywanych ze szczegól­

nych motywów – gdy chodzi o grupy naro­

dowościowe, etniczne, rasowe, religijne lub osoby bezwyznaniowe. Tu kary są ostrzej­

sze, a ściganie następuje z oskarżenia pu­

blicznego, bo przestępstwo traktowane jest nie tylko jako naruszenie czci poszczegól­

nych jednostek, ale wręcz jako podważenie ładu społecznego”. Autorzy ci uznają zatem istniejące regulacje prawne za wystarczają­

ce i opowiadają się przeciw pojawiającym się propozycjom ich zaostrzenia.

(17)

17

Inaczej przedstawia się kwestia egzek- wowania obowiązującego prawa. Rośnie w prokuraturach liczba spraw dotyczących ataków ksenofobicznych, doniesień o prze­

stępstwie z nienawiści. Jest z pewnością ta­

kich zachowań więcej niż wcześniej, może też częściej są zgłaszane i częściej zgłosze­

nia te przyjmuje policja. Jednocześnie wzra­

sta odsetek umorzeń i odmów wszczęcia postępowania. Wskazuje na to statystyka.

W roku 2010 do prokuratur wpłynęło 146 spraw, z czego umorzono 69%, a rok później 272 sprawy, z których umorzono ok. 70%.

W roku 2012 prokuratorzy rozpatrywali 362 sprawy: 119 dotyczyło wpisów w internecie, 37 zachowań tzw. kiboli, 60 rasistowskich napisów i symboli na murach, 8 publikacji książkowych, 7 audycji radiowych, 15 wy­

darzeń związanych z manifestacjami. Umo­

rzono 76% zgłoszonych spraw.

„Pomieszanie podstawowych wartości i pojęć jest przyczyną takiego stanu rzeczy, że nawet niektórzy prokuratorzy i sędzio­

wie mają kłopoty z oceną zachowań, które przecież powinny spotkać się ze zdecydo­

waną reakcją prawa karnego” – twierdzi dr Krzysztof Karsznicki. Jako przykła­

dy wskazał: niewłaściwą reakcję sądów na podpalenia mieszkań cudzoziemców w Białymstoku, niewybredne ataki na prof.

Bartoszewskiego, zakłócenie wykładu prof.

Baumana, malowanie swastyk. Często to­

lerowane jest chuligaństwo i bezmyślność, na co wskazuje np. uniewinnienie spraw­

ców oblania farbą pomnika „Czterech śpią­

cych”, bo to – zdaniem sędzi – „niesłuszny pomnik”. Podobnie uznanie przez Sąd Re­

jonowy w Białymstoku, że wpis na forum internetowym, iż Czeczeni to „pasożytni­

cze ścierwa”, „leniuchy kaukaskie” nie jest nawoływaniem do nienawiści na tle naro­

dowościowym i uniewinnienie ich autora – funkcjonariusza Służby Granicznej. Ta­

kie określenia – zdaniem prof. Ewy Łętow­

skiej – są w sposób oczywisty wyzwiskami, zniewagą, a uwalnianie ich autorów od od­

powiedzialności „godzi w wolność słowa, psuje debatę publiczną”.

Przeciw zachwaszczaniu języka wul­

garyzmami, „mowie nienawiści”, poniża­

jącym napisom i symbolom na budynkach i murach, brutalnym zachowaniom wobec osób i grup ludzi uznanych z jakichś powo­

dów za obce coraz częściej i energiczniej protestują obywatele. Walkę z ksenofo­

bią prowadzą liczne organizacje i stowa­

rzyszenia, z których większość ma strony internetowe. W wielu środowiskach ist­

nieją pokaźne grupy ludzi, którzy czynnie przeciwstawiają się obecnej w przestrzeni publicznej rasistowskiej i ksenofobicznej, obrażającej symbolice i nienawistnym na­

pisom. Na przykład w Białymstoku istnie­

je portal Zamalujzło. pl, za pośrednictwem którego każdy może zgłosić anonimowo lokalizację siejących nienawiść haseł i sym­

boli. W Warszawie podobna akcja organi­

zowana jest pod hasłem „Zamalujmy nie­

nawiść”. Spontanicznie coraz liczniejsze grupy mieszkańców stolicy czyszczą mury z przekleństw i inwektyw już od 2006 r. Po­

dobnie jest w innych polskich miejscowo­

ściach. W Łodzi w ramach akcji „Kolorowa tolerancja” także uczniowie – czasem nawet z władzami miasta – zamalowują rasistow­

skie bazgroły szpecących miasto nienawist­

ników i wandali. Ogólnopolski charakter ma długofalowy projekt Hejstop.pl. oraz strona Przestrzeń Miasta prowadzona przez Projekt Polska. Zdecydowanego poparcia wymaga złożony w sejmie projekt ustawy zobowiązującej gminy do zamalowywa­

nia chamskich napisów, bo taki obowiązek ciążący obecnie na właścicielach nierucho­

mości nie jest – także z powodu związa­

nych z nim kosztów – możliwy do wyegze­

kwowania. Na skuteczność takich działań wskazuje przykład wielu krajów i miast.

Na przykład w Chicago konsekwentnie pro­

wadzona akcja „Zero tolerancji” sprawiła, że zabazgrane niegdyś metro jest teraz kry­

stalicznie czyste.

Problemem zainteresowana jest też Rada Europy, która na wniosek istniejącej przy niej Młodzieżowej Rady Doradczej ogłosiła roczną kampanię „Młodzi ludzie przeciw­

ko mowie nienawiści w internecie”. Ma ona trwać do listopada 2014 r. Może do niej przy­

łączyć się każdy, kto chce zaprotestować przeciwko dyskredytującym i obrażającym

Cytaty

Powiązane dokumenty

czy też „Wszechistnienie”. Tak pojęte bycie jest niczym innym jak istnieniem, a poszczególne byty jego momentami. Uwzględniając takie pojmowanie bycia w jego ogólności,

Najważniejszym problemem, który musi znaleźć roz- strzygnięcie w najbliższych miesiącach, aby w Polsce została otwarta „brama” na drodze do neutralności klimatycznej,

Dorobek tanatologii jest tutaj oczywiście niezwykle ważny, jednak idea Nekros opiera się zarówno na materialności martwego ciała po dekompozycji, wpływie ludzkich szczątków

Z lekcji 2 na stronie 74 chciałbym żebyście przeczytali tekst z zadania 1 strona 74, nagranie do niego dostepne

Zabawa z chmurką – papierowa chmurka z zawieszonymi na nitkach kawałkami watek – płatków śniegu służy do ćwiczeń dmuchania. Także w tym ćwiczeniu można użyć rurki do

Zabawa z chmurką – papierowa chmurka z zawieszonymi na nitkach kawałkami watek – płatków śniegu służy do ćwiczeń dmuchania. Także w tym ćwiczeniu można użyć rurki do

Definicja ta różni się od przyjmowanej przez historyków literatury, ale jest dobrym praw em autora w ybór definicji najbardziej m u odpow iadającej, a w tym

ładem rozumu, który doczekał się (zasłużenie i prawdziwie) sakralizacji ... Ale niespo- dziewanie stanął naprzeciw niemu w pozycji nie tyle rywalizacji,