Pejzaże
Paweł BUKOWIEC
Jak nie zgubić się w ogrodzie,
czyli o Sofijówce Stanisława Trem beckiego
Z acznę od krótkiego cytatu, z g ru n tu - jak sądzę - fałszywego, fałszywego jed
n ak tym efektow nym ro d zajem fałszu, k tó ry nie tylko nie przekreśla użyteczności skażonych n im słów, ale wręcz ułatw ia ich sensowne w ykorzystanie. W eseiku za
tytułow anym Poeta jego królewskiej mości, będącym w stępem do Poezji wybranych Trem beckiego z ro k u 1978, Ju liu sz W ik to r G om ulicki zauważył:
zgadzając się z zachw ytem nad kunsztow nym obrazow aniem i pięknym w ierszem tego p oem atu [Sofijówki], uw ażam y jednak, iż za tą p ięk n ą fasadą kryje się treść w ątła i m ało in teresu jąca, któ ra słusznie skłoniła Stanisław a Tarnow skiego do w ypow iedzi, że poem at jest jak robione z k a rto n u owoce: na pierw szy rz u t oka przepyszne barw ą i kształtem , ale puste, nie do jedzenia i bez sm a k u .1
G om ulicki chce chyba ustanow ić - w spierając się u sta le n iam i XIX-wiecznego au to ry tetu - dwa poziom y analitycznego opisu Sofijówki: m niej isto tn y poziom form y i bardziej istotny poziom treści. N a pierw szym z n ic h poem at T rem beckie
go zyskuje wysokie n o ty (za styl!), na d ru g im n ato m iast w ypada blado i m iałko.
G om ulicki się m yli. Jego o pinia w yrasta z egzotycznego dzisiaj założenia o prow e
n ie n cji pozytyw istycznej, zgodnie z którym percepcja te k stu literackiego to dziw ny splot dwu niew spółm iernych czynności analitycznych, skoncentrow anych od
pow iednio na: treści i form ie. Ich stosunek w zajem ny jest sto su n k iem w nętrza i zew nętrza, jądra i otoczki: treść skrywa się w kokonie formy. F u n d am e n taln a kry
tyka tego stylu m yślenia została przeprow adzona b ardzo w cześnie, bo w pierw szych dziesięcioleciach w ieku XX; jest ona jednym z najw ażniejszych z p u n k tu
1 Cyt. za: A. N asiłow ska Poezja opisowa Stanisława Trembeckiego, Z ak ład N arodow y
im . O ssolińskich, W ro cław -W arszaw a-K raków 1990, s. 163.
19 3
19 4
w idzenia dalszego rozw oju refleksji literaturoznaw czej osiągnięć rosyjskiego for
m alizm u. O ddaję głos W iktorow i Ż yrm unskiem u:
K ażda nowa treść przejaw ia się w sztuce n ieu n ik n ien ie jako form a; treść nie w cielona w form ę, to jest nieposiadająca swego w yrazu, nie istn ieje w sztuce. Tak sam o każda m o dyfikacja form y jest już eo ipso odkryciem nowej treści [...]. Tak więc um ow ność tego p o działu sprow adza do m in im u m jego w artość [ ...].2
Z tego p u n k tu w idzenia niew spółm ierność ch a rakteryzująca jakoby Sofijówkę, tekst zarazem św ietny (na poziom ie form y) i słaby (na poziom ie treści) m u si zo
stać u znana za złudzenie.
K łopoty k om entatorów z po em atem T rem beckiego n ie kończą się jed n ak wraz ze w sk azan iem reto ry czn y ch źródeł (ko n k retn ie: m e tafo ry w nętrze-zew nętrze) owego dualistycznego m yślenia, k tóre ukazałem na la p id arn y m p rzykładzie Go- m ulick ieg o /T arn o w sk ieg o . K unszt poetycki starego m istrz a spraw iał tru d n o ść n a tu ry przede w szystkim , nie zn alazłem lepszego określenia, m oralnej. C hodzi n a tu ra ln ie o fra g m e n ty p a n e g iry c z n e , zw łaszcza te pośw ięcone im p e ra to ro m W szechrusi: K atarzynie II i jej w nukow i A leksandrow i I. C ytuję za wzorcową edycją Jerzego S n o p k a3:
K atarzyna, przez czyny n ieśm ierteln a swoje, gdy zniosła Z aporoża i K rym u rozboje, o d tąd do p iero każdy, swojej pew ien właści, pod zbrojnym żyje praw em w olny od napaści.
S kutkiem przezornych rządów, z an ied b an e wioski
na w zór się p rzek ształcają angielski i włoski; (w. 27-30, 37-38)4
2 W.M. Ż y rm u n sk i Wstęp do poetyki, przeł. J. K ulczycka i F. S iedlecki, w:
Teoria badań literackich za granicą. Antologia, wyb., w stęp, oprac. i kom.
S. Skw arczyńska, t. 2: Od przełomu antypozytywistycznego do roku 1945, cz. 3:
Od form alizm u do strukturalizmu, W ydaw nictw o L iterack ie, K raków 1986, s. 51.
3 S. T rem becki Sofijówka, oprac. J. Snopek, W ydaw nictw o IBL P A N -P ro C u ltu ra L ittera ria , W arszaw a 2000. C y taty lokalizuję w tekście, podając w naw iasach n u m ery wersów.
4 G dy T rem becki pisał te słowa, K atarzyna nie żyła od n iespełna d ek ad y (zm arła w listopadzie 1796 roku). O tym , jak tru d n e były one do zaakceptow ania dla w spółczesnych i późniejszych czytelników , p ośrednio zaśw iadczyć może ten w ybrany dość przypadkow o, lecz dla w izeru n k u K atarzyny w lite ratu rze polskiej początku X IX w ieku dość ch arakterystyczny cytat: „ona to jako sprawczyni w szystkiego złego, za złe to odpow iadać była pow inna, ona to dożyć tych czasów, gdzie z n ik n ą ł cały tu m a n m niem anej w ielkości, gdzie wszystko, co z am ierzała, co usk u teczn iła, pokazało się szkodliw ym , w ątłym i próżnym , ona to pow inna była patrzeć na p ierzchające w szędzie swe hufce, na o debrane przyw łaszczenia, a dośw iadczając srogości m iecza, patrząc na praw dziw ą wielkość N A PO LEO N A , ukorzyć się i uznać całą swą nikczem ność. W takim to w idoku znalazłaby praw dziw e srogich E u m en id udręczenie i chłostę. Tych to czasów dożyć była p o w inna” (J.U. N iem cew icz Listy litewskie, W arszaw a 1812, s. 93-94).
Bukowiec Jak nie zgubić się w o grodzie
Z kolei „m ądrą i łaskaw ą A leksandra w ładzę” (w. 402) chw ali poeta tym i słowy:
W ielki m onarcha, losy d a n y nam szczęsnem i, skinieniem z dolny ruszać część najw iększą ziem i, nie dość, że swym poddanym stałe zrządza gody, państw o to nigdy szerszej nie m iało swobody;
w szystko pod jego berłem może nam się godzić, prócz tylko sobie sam ym i stanow i szkodzić.
N ie dość, że d o skonali M arsow e rzem iosło, k tóre im ię Rosyi m iędzy gw iazdy w niosło - któryż d ziś lu d i których silna królów ręka
naszych nie pragnie sprzyjań, gniew ów się nie lęka? - nie dość, że obyczaje chw alebne i czyste
w swych państw ach przez p rzykłady zasiał osobiste;
nie dość, że się p raw am i w ybornym i wsławia, p rzez co ludy ta k różne zbliża i popraw ia,
n ik o m u ojcow skiego nie chybiając w zględu - (w. 319-333)
Jeśli dodać do tych dw u fragm entów passusy w ysławiające Szczęsnego Potoc
kiego (czyli „zdrajcę”) oraz jego żonę Zofię de domo G lavani,prim o voto W ittow ą5 (czyli „ a w a n tu rn ic ę ”), w efekcie p ow stanie k o k ta jl m ocno w ybuchowy, zaś dla wyznawców lite ra tu ry ojczystej b ardzo tru d n y do p rzełknięcia. K om entatorzy ra dzili sobie z tym h o rre n d u m na dwa zasadniczo odm ienne sposoby. Pierwszy z nich scharakteryzuję na p rzykładzie tez A nny N asiłow skiej6, d ru g i - om awiając esej Ryszarda Przybylskiego7. Z derzenie tych dwu le k tu r posłuży m i także za p u n k t w yjścia do sform ułow ania własnej propozycji interpretacyjnej.
E rudycyjne wywody A nny N asiłow skiej k o n ce n tru ją się na rozbudow aniu k o n tekstów h istorycznych. Zw raca ona p rzed e w szystkim uwagę na to, że pochwały, ja k im i poeta o bdarza S em iram id ę Północy, d y sk retn e zresztą i n ie n azb y t ob
szerne, w olne są od p anegirycznej przesady. T rem becki docenia carycę za d o b ro czynne efekty, jakie dla ziem u k ra iń sk ic h przy n io sła zb ro jn a likw idacja Siczy Z aporoskiej i C h a n a tu K rym skiego. Szybki rozwój gospodarczy, jak i podobno fakty czn ie wówczas n a s tą p ił, m a dla tej k ra in y „licznym rozżyw ionej p ło d e m ”
Zob. J. Ł ojek Dzieje pięknej Bitynki. Opowieść o życiu Zofii Wittowej Potockiej (1760-1822), Pax, W arszaw a 1970.
Zob. A. N asiłow ska, Poezja opisowa..., zw łaszcza s. 160-204. U stalen ia Nasiłow skiej stały się podstaw ą niektórych syntez histo ry czn o literack ich , np.: E. Buszewicz Stanisław Trembecki, w: Historia literatury polskiej w dziesięciu tomach,
red. A. Skoczek, t. 4: Oświecenie, cz. 2, Prow incjonalna O ficyna W ydaw nicza - SMS, B o ch n ia-K rak ó w 2003, s. 28-32.
Zob. R. P rzybylski Rozpacz libertyna, w: tegoż Klasycyzm, czyli praw dziw y koniec Królestwa Polskiego, M a rab u t, G d ań sk 1996, s. 149-196. Pom ysły swoje pow tórzył
Przybylski w syntezie będącej częścią serii W ielka H isto ria L ite ra tu ry Polskiej:
A. W itkow ska, R. P rzybylski Rom antyzm , W ydawnictwo N aukow e PW N , W arszaw a 1997 i wyd. nast., s. 70-78.
5
6
7
19 5
96 1
(w. 1), „m lek iem płynącej i m io d e m ” (w. 2), w ym iar k u ltu ro w y i cyw ilizacyjny, oznacza u p o d o b n ie n ie do owych, w sp o m in an y ch już pow yżej, wsi an g ielsk ich i w łoskich8. B adaczka jest skłonna p rzypuszczać, iż sąd T rem beckiego na te m at stylu u p raw ia n ia przez K atarzynę p o lity k i jest raczej e u ro p e jsk i (w olteriański) n iż specyficznie p o lsk i9.
W zniosłe frazy k u czci A lek san d ra I w iąże N asiłow ska z ko lei z w pływ em A dam a Jerzego C zartoryskiego, k tó ry od w rześnia 1802 ro k u był tzw. „tow arzy
szem ” m in istra spraw zag ran iczn y ch R osji (czyli k im ś w ro d za ju jego p ełn o m o c
nego zastępcy), zaś od stycznia ro k u 1804 do m arca ro k u 1806 m in istre m spraw zag ran iczn y ch im p e riu m . P od opiek u ń cze skrzydła księcia T rem becki dostał się w łaśnie w ro k u 1802, gdy n a dwa la ta zam ieszk ał u niego w G ranow ie. O grom nie w tym k o n tek ście w ażne są także fascynacje p oety p rasłow iańszczyzną i jego sło- w ian o filsk ie poglądy, a być m oże rów nież rozm ow y z Ja n em P otockim , z któ ry m a u to r Sofijów ki stykał się w T ulczynie10. W efekcie spom iędzy w ierszy przyw oły
w anych frag m en tó w m o n o g rafii p rze zie ra tw arz T rem beckiego k osm o p o lity i E u ropejczyka, ośw ieceniow ego m y śliciela ro zu m u jąceg o w k ateg o riac h szerszych niż narodow e.
Z up ełn ie inaczej z w ątkiem „zaprzaństw a” rad zi sobie R yszard Przybylski. Jego m etoda le k tu ry jest zresztą w pew nym sensie odm ienna od history czn o literack ich analiz N asiłow skiej, głęboko zakorzenionych w ideałach in te rp re ta c ji historycz
nie i estetycznie adekw atnej. Przybylski bow iem nie dąży do m ożliw ie całościowej rek o n stru k c ji kontekstów . Jeśli je w ykorzystuje, to czyni to - jak w przy p ad k u zapisków oficjalisty tulczyńskiego, które posłużyły badaczow i do opisu ostatnich chw il p o ety 11 - w sposób w ybiórczy i, by ta k rzec, d em onstracyjnie kreatyw ny. Oto próbka:
„Przy grze - pisze w p am ię tn ik u A ntoni C hrząszczew ski - [W igurski] pokłóciw szy się z poetą T rem beckim , zadał nied o łężn em u starcow i policzek. W yzwany przez T rem beckiego na pojedynek, [...] h an ieb n ie się u chylił od d an ia satysfakcji.” M ożna się tylko dom yślać, co czul wówczas człowiek, który slynąl kiedyś jako karciarz n ad k arciarze i sza
lony pojedynkow icz, przezw any m arkizobójcą, le tueur des marquis. N a pozór był spokoj
ny. Ale podczas kolejnej pogaw ędki w salonie niespodziew anie [...] zaczął krzyczeć:
O n m u siał uderzyć m nie w tw arz, a ja m uszę skonać spostponow any. P ow tarzało się to nieskończoną ilość razy i nieskończoną ilość razy się jeszcze powtórzy, zgodnie z tym, co zapisane jest w W ielkim Zw oju. R zeczpospolita m u siała upaść, a jej król m u siał za
chowywać się nie po królew sku. Polacy m uszą żyć w niew o li.12
Pom ijam in teresu jące sk ąd in ąd pytanie, jak w iele z tych wsi to tzw. „wsi potio m k in o w sk ie”.
Zob. A. N asiłow ska Poezja o p is o w a ., s. 170-179.
Zob. Tam że, s. 180-198.
Zob. A. C hrząszczew ski Pamiętnik oficjalisty Potockich z Tulczyna, oprac., w stęp, kom.
J. Piechow ski, Z ak ład N arodow y im. O ssolińskich, W rocław 1976.
R. P rzybylski Rozpacz libertyna, s. 196.
8
9 10 11
12
Bukowiec Jak nie zgubić się w o grod zie
Przybylski niejako uniew ażnia złowrogi dla pokoleń patrio tó w sens passusów panegirycznych, skupiając uwagę swoją (i swoich czytelników ) na k ilk u w ybra
nych stronicach poem atu. N ajw ięcej znaczy dla niego w ykład starszego z filozo
fów (w. 369-414), w którym przedstaw iona została koncepcja w ielkiego p eriodu, a którego echa w yraźnie b rzm ią w cytow anym powyżej fragm encie. E seista w ni
kliw ie i z niezw ykłą sugestyw nością obnaża historiozoficzne i p rzede w szystkim etyczne konsekw encje tej teorii. Rok filozofów (bo i ta k nazyw ano w ielki period) to pom ysł p rzen iesien ia em pirycznie spraw dzalnych m echanizm ów cyklu dobo
wego (powodowanego przez obrót ziem i wokół w łasnej osi) i rocznego (zw iązane
go z obiegiem Z iem i wokół S łońca13) - w perspektyw ę w ieczności. L in e arn y czas okazuje się złu d ze n iem perspektyw y. Żyjem y po p ro stu za krótko, aby dostrzec jego krzyw iznę, krzyw iznę, któ ra „ziem skiego niesie [...] o dm łodnienie św iata”
(w. 396). W pierw szym cyklu pow tarzają się pory dnia, w d ru g im - pory roku, w trzecim - w szystko, cała h isto ria , w tym także ludzkie losy, w ybory etc. N ic za
tem nie zależy od nas, w szystko zostało zaprogram ow ane, zaś wolność i odpow ie
dzialność - uniew ażnione. Spom iędzy w ierszy eseju przeziera tw arz T rem beckie
go m aterialisty, filozofa b ezradnej rozpaczy, rozum ującego w kategoriach szerszych niż teraźniejszość.
O bie te strategie in te rp re tac y jn e - N asiłow skiej i Przybylskiego - w ydają się nie tylko sprzeczne, ale też n ieprzystaw alne w sensie m etodologicznym . Przyw o
łana tu jako druga eseistyczna propozycja Przybylskiego poprzedza o k ilka lat h i
storycznoliteracką le k tu rę N asiłow skiej14. M onografistka „poezji opisowej T rem beckiego” nie p odejm uje jednak rozbudow anej polem iki z tezam i swojego p op rzed n ik a 15. W Poezji opisowej Stanisława Trembeckiego sięga do najlepszych tradycji obiek- tyw istycznie zorientow anych b ad a ń history czn o literack ich , których id eałem była w spom niana już in te rp re tac ja h istorycznie i estetycznie adekw atna. Propozycja Przybylskiego n ato m ia st nie jest h isto rią lite ra tu ry sensu stricto. U praw iany p rze
zeń typ dekontek stu alizacji, jakkolw iek historycznie zasadny, zarazem często od
krywczy, a nigdy niebędący fantazjow aniem , jest przecież zbyt kreacyjny i eseistycz
nie swobodny, by sprostać w ym ogom h istorycznoliterackiego obiektyw izm u. Przy
bylski wcale zresztą sprostać im nie p róbuje, przeciw nie, jego dyskurs jest otw ar
cie perswazyjny.
Sofijówka bywa am barasująca nie tylko jako panegiryk, lecz także ze względów gatunkow ych. O d daw na uznaw ana jest za poem at opisowy, zarazem jednak od niem al rów nie daw na ta atrybucja genologiczna b u d z i ta k ie czy inne w ątpliw ości.
Teresa Kostkiewiczowa na przykład uznaje tekst starego m istrza za poem at opisowy
13 A także - to jed n a k z perspektyw y Przybylskiego nie m a znaczenia - z nachyleniem osi Z iem i.
14 Pierwsze w ydanie książki Przybylskiego ukazało się w W arszaw ie w roku 1983.
15 N ależy oczywiście przyjąć, że jest to konsekw encją św iadom ości owych
niezbyw alnych m etodologicznych różnic (zob. A. N asiłow ska Poezja o p is o w a ., s. 9).
19 7
86 1
na tyle typowy, że czyni go jednym z dw u tytułow ych „bohaterów ” swego a rty k u łu o polsk im poem acie opisow ym 16. Z arazem jed n ak w tym sam ym artykule zauw a
ża ona trzeźwo, „że w śród 524 wersów tego utw oru [Sofijówki] właściwe opisy w dzi
siejszym ro zu m ien iu tego te rm in u obejm ują tylko 84 wersy, a więc 16% te k stu ” 17.
Przybylski uznaje Sofijówkę za „poem at opisowy bez opisów ” 18. Ta p aradoksalna form uła m a oznaczać konsekw entne zw racanie uwagi b ardziej „na herm en eu ty k ę zn a k u aniżeli na jego opis” 19. T ropem Przybylskiego podąża Jerzy Snopek, który swe Wprowadzenie do lektury p o em atu opatrzył p o d ty tu łem Ogród znaczeń20. Z for
m u ły p o em atu opisowego wycofała się A nna N asiłow ska, pro p o n u jąc pokrew ne, a m niej genologicznie u k o n k retn io n e pojęcie „poezji opisow ej” 21.
G enologiczna etykieta nie pow inna przecież przesłaniać fa k tu bardzo p o d sta
wowego: Sofijówka jest po em atem narracyjnym . Początkow e p a rtie utw oru - w er
sy od 1 do 44 - to typowa narrac ja au k to rialn a , a więc tra n sc e n d e n tn a 22 wobec świata przedstaw ionego. W ersy 45-52 są panegirycznym w trętem podanym w pierw szej osobie i to chyba w łaśnie te n frag m en t i jem u podobne, obecne w dalszych p a rtia c h utw oru, m iała na m yśli Teresa K ostkiew iczowa, pisząc o „zbliżonej do klasycystycznej liry k i form ie w ypow iedzi w pierw szej osobie”23. W ersy 53-108 za
w ierają m ity czn ą fab u łę o p o cz ątk u Sofijówki; n arrac ja tego p assu su w raca do epickiego wzorca ustanow ionego przez inw okację. P otem jednak, n ieom al wraz z p o czątkiem p a rtii, któ ra tradycyjnie u chodzi za opis czy też herm en eu ty k ę ogro
du, narrac ja p rzem ien ia się z tra n sc en d e n tn e j w im m an e n tn ą24. N a rra to r w nika w świat przedstaw iony:
N ie dość m am słyszeć, w szystko chce przebiec szeroko ciekaw e, a w Tulczynie znarow ione oko,
gdzie zn ajd u jąc p rzed m io ty z każdej m iary znaczne, w szelkie potem śrzedniości zdają się niesm aczne.
16 T. Kostkiew iczow a Z problematyki gatunkowej polskiego poematu opisowego („Sofiówka”
i „Ziemiaństwo polskie”), w: Styl i kompozycja. Konferencje teoretycznoliterackie w Toruniu i Ustroniu, red. J. Trzynadlow ski, Z ak ład N arodow y im . O ssolińskich, W rocław 1965, s. 61-78.
17 Tam że, s. 68.
18 R. P rzybylski Rozpacz libertyna, s. 153 i n.
19 Tam że, s. 158.
20 Zob. J. S nopek Ogród znaczeń. Wprowadzenie do lektury poematu, w stęp do:
S. Trem becki Sofijówka, s. 5-17.
21 Zob. A. N asiłow ska Poezja o p is o w a ., s. 7-8.
22 Zob. H. M arkiew icz A utor i narrator, w: tegoż Prace wybrane, red. S. B albus, t. 4:
Wymiary dzieła literackiego, U niversitas, K raków 1996, s. 99 i n.
23 T Kostkiew iczow a Z problematyki g a tu n k o w e j., s. 68.
24 Zob. H. M arkiew icz A utor i narrator, s. 99.
Bukowiec Jak nie zgubić się w o grodzie
Pędzę, z utru d zo n eg o nie zstępując konia, Aż gdy m ię Sofijówki otoczyła w onia;
stw orzenie wszędy świeże postrzega źrzenica;
to m ię bawi, to cieszy, to zm ysły zachwyca. (w. 109-116)
W prow adzenia n a rra to ra w obręb św iata przedstaw ionego ko m en tato rzy rzecz jasna przegapić nie m ogli25. Je d n ak konsekw encje tego chw ytu dla znaczenia ca
łości p o em atu nie zostały jak d otąd opisane.
Sofijówka jest w polskiej trad y cji literaturoznaw czej p oem atem m im etycznym . Mimesis ro zu m iem tu jako rodzaj zew nętrznej referencji niezapośredniczonej lub zapośredniczonej jedynie in te rtek stu aln ie. Typowa realizacja tego stylu m yślenia przebiega m niej więcej tak: poem at (czyli poeta w swoim poem acie) opisuje ogród, przekazuje jego obraz, ew entualnie w yjaśnia jego znaczenie czy naw et znaczenia.
C zyni to w prost lub - jeśli kom entator, którego styl m yślenia finguję, jest w łaści
wie do swojej roboty przygotow any - posługując się na przy k ład w zorcem delil- low skim , naw iązaniam i do lite ra tu ry panegirycznej, W ergiliusza, odw ołując się do k o ncepcji politycznych, filozoficznych, h istoriozoficznych etc. E fek tem jest praw da ogrodu, któ ra w ypełnia sem antykę tek stu , albo, m ów iąc inaczej, wobec której nie da się w ram ach te k stu zdystansować. W szak p o d ty tu ł nie kłam ie: „w spo
sobie topograficznym o p isa n a”. Z arazem jed n ak p o d ty tu ł dodaje: „wierszem przez Jana N epom ucena C zyżew icza” .
Pierw szoosobowy n a rra to r w prow adzony za b ram y Sofijówki m a swe im ię, a co za tym idzie tożsam ość i pew ną charakterystykę. Czyżewicz był tulczyńskim ogrod
n ik ie m , te k s t p o e m a tu „ d o p o s a ż a ” go w sw oistą n aiw n o ść i p ro sto lin ijn o ść . D ow odem choćby te jego słowa, b ezpośrednio poprzedzające w ykład starszego z fi
lozofów:
W szedłem tam , przestrzeżony, że w te w łaśnie czasy dwa w niej szkolne atle ty chodziły za pasy.
N ie rozum iem , co pierwszy, co w yrażał drugi,
choć ich głosy pow tarzam jak czynią papugi. (w. 363-363) A oto, co pow iedział, referując sprzeczkę obu m yślicieli:
A że naw et i m ędrsi m ają swe przysady,
z roztrząsań wszczął się hałas, podobny do zwady.
Jeden w to m ocno wierzył, d ru g i b ra ł za żarty, wszystko przecząc powaga starych p isań wsparty.
Ja obu z z ad u m ien iem słuchałem prostaczym
i stanęło na k o n i e c . p rzep o m n iałem na czym. (w. 415-420)
Tekst p o em atu cechuje zatem niejednorodność narracji. Początkow o d o m in u je tran sc e n d e n tn y n a rra to r auktorialny, po tem na p la n pierw szy wysuwa się im- m a n en tn y n a rra to r pierwszoosobowy (zarazem personalny). L istę narrato ró w dzia
25 Zob. np. J. Snopek Ogród znaczeń, s. 11-12, R. Przybylski Rozpacz libertyna, s. 161-162.
66 1
oo z
łających w Sofijówce pow inno chyba zam ykać Ja fragm entów panegirycznych, ra czej w praw dzie liryczne niż epickie, na pew no jednak fu nkcjonujące na tym sa
m ym poziom ie co narrac ja epicka.
N ajw ażniejszym z p u n k tu w idzenia dotychczasowej p rak ty k i lekturow ej p o d m io tem jest niew ątpliw ie Czyżew icz26. Ta m istyfikacja to jed n ak nie tylko - jak chcą pokolenia kom entatorów - środow iskow y żart i zabieg in te rte k stu a ln y („wol- te ria ń sk i p ro staczek ”27). Sądzę, że jej znaczenie jest głębsze, a dla całości p o em a
tu rozstrzygające.
Istn ie n ie k ilk u typów podm iotów m ów iących (narracyjnych) sankcjonuje po trzeb ę u k o n sty tu o w a n ia p odm iotow ości wyższego rz ę d u 28, na p oziom ie której m ożliw a byłaby le k tu ra u spójniająca b ąd ź jej próba. Podm iotow ości tej w s tru k tu rze te k stu m oże - choć wcale nie m u si - odpow iadać nazw isko Trem beckiego na okładce. Polska teoria lite ra tu ry nazywa podm iotow ość p o n ad n a rra cy jn ą na p rzy kła d au to rem w ew nętrznym 29 lub - chętniej - po d m io tem czynności tw órczych30.
M niejsza w tym m om encie o nazwę. W ażniejsze jest co innego. Otóż p o d m io to wość taka w Sofijówce nie opisuje ogrodu, jej żywiołem wcale nie jest mimesis w przy
w oływ anym powyżej ro zum ieniu.
Poem at n arracy jn y jako ta k i oczywiście m oże być po em atem opisowym , wy
starczy, aby w jego n a rra c ji dom inow ały m otyw y statyczne. Je d n ak specyficzna stru k tu ra narracy jn a Sofijówki, któ ra przekazuje opis ogrodu pierw szoosobow em u narrato ro w i im m an e n tn e m u o rysach n arzucających dystans pom iędzy n im a „au
to rem w ew nętrznym ”, każe w m oim p rze k o n an iu mówić n ie o mimesis lecz o diege- sis jako właściw ym żywiole p oem atu. T rem becki nie opisuje ogrodu, on opowiada o opisyw aniu ogrodu. Ta pozornie drobna różnica m a dla m n ie zasadnicze znacze
nie. N arracy jn e zap ośredniczenie opisu oznacza n ie tylko istn ien ie ram ow ego opo
w iadania, lecz przede w szystkim odbiera ow em u opisow i autorytatyw ność, p ro w okuje do poszukiw ania jego g ranic, n iejako p ro jek tu je jego prowizoryczność.
P rzedstaw ię to, dopisując na chw ilę do te k stu p o em atu jeden, zm yślony i um yśl
nie m aksym alnie prosty wers. N iech brzm i on: „Ten ogród jest p ię k n y ” . K om entarze
26 Pozostaję przy tym nazw isku dla wygody, choć oczywiście św iadom jestem faktu, że w p ierw o d ru k u z roku 1806 p o em at nosił ty tu ł Zofiowka przez Stanisława
Trembeckiego. W sposobie topograficznym opisana. N a kreację pierw szoosobowego n a rra to ra zm ian a ta nie m a żadnego wpływu.
27 R. Przybylski Rozpacz libertyna, s. 161.
28 N a ten te m a t zob. np.: A. O kopień-Sław ińska Relacje osobowe w literackiej komunikacji, w: tejże Semantyka wypowiedzi poetyckiej (preliminaria), U niversitas, K raków 2001, zwłaszcza s. 108-117; K. B artoszyński Podmiot literacki - konstrukcje i destrukcje, w: tegoż Kryzys czy trwanie powieści. Studia literaturoznawcze, U niversitas, K raków 2004, s. 193-214.
29 H. M arkiew icz Autor i narrator, s. 90-91.
30 Zob. A. O kopień-S ław ińska Relacje osobowe..., s. 108.
Bukowiec Jak nie zgubić się w o grod zie
nieuw zględniające sem antycznych konsekw encji k o m p lik acji podm iotow ości So- fijów ki m ogłyby zaw ierać na przy k ład takie parafrazy owego wersu: „Trem becki napisał, że te n ogród jest p ię k n y ” albo: „Trem becki w prost w yraził zachw yt urodą ogrodu”, albo: „O nieśm ielony u rodą ogrodu T rem becki ograniczył się do prostej k o n sta ta cji olśniew ającego fa k tu ”, albo: „Wobec niezw ykłej urody ogrodu sięgnął poeta po naiw ną p rostotę relacji zachwyconego d ziecka” itd., itp. T ym czasem w m o
im p rze k o n an iu w szystkie te traw estacje byłyby n ie tra fn e w tym sensie, że wszyst
kie one ignorują istnienie sygnalizowanej m ediatyzacji. Powinno zatem być: „Trem
becki napisał, że on (Czyżewicz) pow iedział, że ogród jest p ię k n y ” .
P arafrazy n ieuw zględniające podm iotow ości p o n ad n a rra cy jn e j odpow iadają w szystkim znanym m i analitycznym i in te rp re tac y jn y m w ypow iedziom na tem at Sofijówki. Ich ogrom ne zróżnicow anie (m etodologiczne, jakościowe etc.) nie może p rzesłonić istn ien ia pew nej cechy w spólnej: każdy z owych k o m en tarzy uznaje m ianow icie, iż jednym z zasadniczych tem atów Sofijówki jest - ogród, jego wy
gląd, ew entualnie znaczenia przez ów w ygląd kodow ane. U praw iają one zatem ten typ in te rp re tac ji, k tó ry W ładysław Stróżew ski nazywa praw dziw ościow ą31. Tropią w tekście p o em atu ślady prawdy, odnoszą go do św iata, odpow iadają na pytanie:
jaki jest ogród?
Z u p ełn ie inaczej m u si przebiegać in te rp re tac ja, k tóra za p u n k t w yjścia bierze owo narracy jn e zapośredniczenie. Praw da ogrodu p rzestaje w jej ram ach być rów
na lu b w p rzy b liżen iu rów na praw dzie te k stu , przestaje w ypełniać jego sem anty
kę. O pis m im etyczny zaczyna bow iem funkcjonow ać w ram ach nad rzęd n ej relacji diegetycznej, staje się efektem działań opow iedzianego n arra to ra . Treści tego opo
w iedzianego opisu p rze stan ą być p ry m arn y m o b iektem czytelniczej obserwacji, stan ą się n im za to jego specyficzne: m otyw acja i kształt. Ten typ le k tu ry będzie tro p ić w tekście p o em atu zasadę opisu, nie zaś jego przed m io t, odniesie ją do sa
m ego tekstu, nie zaś do świata, odpowie na p ytanie, jak Czyżewicz poznaw ał ogród?
Zarysow any tu k ie ru n e k in te rp re ta c ji daje m ożliwość dostrzeżenia jednej jesz
cze cechy w spólnej, łączącej w szystkie kom entarze do Sofijówki, od tez Tarnow skiego i G om ulickiego czy naw et M ickiew icza począwszy, na S nopku skończyw
szy. W szystkie one - choć zrazu m oże to wydać się dziw ne - w yw iedzione zostały z pierw otnej m etaforycznej p ary opozycyjnych pojęć: tego, co w środku i tego, co na zew nątrz.
O d jej w czesnego u k o n k retn ien ia - przeciw staw ienia form y i treści - rozpo
cząłem te rozw ażania. M ilcząco założyłem , że spożytkow ane po tem niem al w spół
czesne u sta le n ia N asiłow skiej i P rzybylskiego w olne są od tego oczywistego błędu.
Założenie to p o dtrzym uję. Przezw yciężenie opozycji form y i treści nie oznacza jed n ak koniecznie uw olnienia się od m yślenia w b ardziej ogólnych kategoriach w nętrza i zew nętrza. Paul de M an, którego rozw ażania na te n te m at są dla m nie niezw ykle in sp iru jące, pisze:
31 Zob. W. Stróżew ski O prawdziwości dzieła sztuki. Prawdziwościowa interpretacja dzieła sztuki literackiej, „S tudia E stety czn e” 1978 t. XV, s. 149-169.
101
20 2
G dy form ę uznaje się za zew n ętrzn ą szatę literackiego znaczenia lub treści, wydaje się ona pow ierzchow na i nieisto tn a. D w udziestow ieczny rozwój [...] zm ien ił ten m odel: for
m a jest teraz solipsystyczną k ategorią sam ozw rotności, a referencjalne znaczenie ok reś
lane jest jako zew nętrzne [...]. B ieguny w n ętrza i zew nętrza [...] zostały odw rócone, ale n ad al są tym i sam ym i b ieg u n am i, które w chodzą tu w grę: w ew nętrzne znaczenie stało się zew n ętrzn ą referencją, a zew nętrzna form a stała się s tru k tu rą w ew nętrzną.32 Pow tarzam : znaczenie, a więc to, co G om ulicki nazw ał treścią, stało się ze
w nętrzną referencją. Strategie lekturow e N asiłow skiej, Przybylskiego, Snopka i in nych przebiegają w edług podobnej czy w ręcz tej samej logiki. B adacze ci czytają Sofijówkę n astępująco: w poszu k iw an iu w ew nętrznej spójności odnoszą jej z n a
czenia na zew nątrz, w yprow adzając je z rozm aicie w tym celu używ anych k o n te k stów estetycznych, historycznych, filozoficznych itd. Jest to, generalnie rzecz u j
m ując, typ le k tu ry h istorycznoliterackiej. Sygnalizow ane w cześniej różnice m ię
dzy na przy k ład N asiłow ską a na przy k ład P rzybylskim , dotyczące stopnia per- sw azyjności i swobody w doborze i h ie ra rc h iz acji kontekstów , kazały m i odmówić propozycji Przybylskiego statu su dyskursu historycznoliterackiego sensustricto i n a zwać ją eseistyczną. S tw ierdzone n astęp n ie podobieństw o obu propozycji le k tu ro w ych każe przeprow adzone rozróżnienie doprecyzow ać. L ek tu ra N asiłow skiej ma ch a rak te r h isto ry czn o literack i sensu stricto, n ato m iast le k tu ra Przybylskiego - ch a ra k te r eseistyczny, czyli histo ry czn o literack i sensu largo. In n y m i słowy: to, co obie in te rp re tac je łączy, m a ch a ra k te r b ardziej g eneralny od tego, co je dzieli.
Jak nazwać m oją, na poły już wyłożoną propozycję? N ie w iem i nie w ydaje m i się to najistotniejsze; w ażne, że - jak pow iada de M an - jest ona w olna „od w yczer
pującego zad an ia - dodam od siebie: historycznej - p ara fraz y ”33. N ie in teresuje m n ie bow iem , co Czyżewicz dostrzegł w ogrodzie, in te resu je m n ie za to, co Sofi
jów ka m ówi o p ercepcji Czyżewicza.
Jego opis Sofijówki jest relacją ze spaceru; spacerow iczem jako pierw szy nazy
wa go chyba Przybylski34. P ytam zatem nie o to, co ogrodnik na spacerze w idział i jak to zrozum iał, lecz dlaczego w idział to, co w idział, nie zaś coś innego. Z tego p u n k tu w idzenia najciekaw sze są ak u ra t te fragm enty poem atu , któ re k o m e n to w ano n ajrzadziej. Oto one:
A sta m tąd pochodziste przebiegłszy zielenie, (w. 125) P rzy lewej stronie drogi, od swych sióstr osobna, wisząca grozi skała [...] (w. 134-135)
Id ąc, gdzie znęcająca m uraw a się ściele, z n ak [...] (w. 154)
S tąd krążę [...] (w. 169)
32 P. de M an Alegorie czytania. J ęzyk figuralny u Rousseau, Nietzschego, Rilkego i Prousta, przeł. A. Przybysław ski, K raków 2004, s. 14-15.
33 Tam że, s. 16.
34 R. P rzybylski Rozpacz libertyna, s. 162.
Bukowiec Jak nie zgubić się w o grodzie
A na rzucenie z procy czw orogranną m iarą
leży ucieczka pew na udręczonych skw arą. (w. 173-174) O tym p rz y p ad k u m yśli ro ztarg n io n y tłokiem , m inąw szy obłąkanym zwykłe ścieżki krokiem , w idzę [...] (w. 235-237)
W raz m ię na w szystkie strony rozm aitość woła.
Pierwszość otrzym a [...] (w. 293-294)
N ie czekając zaw iłych rozstrzygnienia sporów U ciekłem [...] czerpać rozkosz [...] (w. 457-458) G w ar ciżby, lin skrzypienie, głośne szczęki m łotów zw róciły m oje kroki w stronę tych łoskotów. (w. 471-472) N agły m ię sm u tek objął i walczy z rozum em .
Pójdę tam , gdzie gw ałtow nym rzeka lecąc szum em , gdy słuch z a p rząta brzękiem i w ejźrzenie bawi, zbyt sciśnionem u sercu jakąś ulgę spraw i. (w. 495-498)
Przyw ołane fragm enty nie są jedynie kom pozycyjną w atą, kunsztow nym i łą
czeniam i istotnych elem entów , składających się na m im etyczny opis. Tworzy je coś n iezm iern ie z m ojego p u n k tu w idzenia ważnego, coś, co m ożna prow izorycz
nie nazw ać dyskursem przejścia. K rokam i Czyżewicza nie k ieru je bow iem żaden system atyczny p lan. O trasie spaceru decydują: zachęcająca zieleń m uraw y (może, gdyby była zad ep tan a, nasz spacerow icz nie w szedłby do groty lu d z i szczęśliwych an i nie zauw ażyłby grobów dzieci?), k ie ru n e k , w jakim prow adzi droga (gdyby z jakichś powodów w olał p rzedzierać się przez krzaki, pew nie nie dostrzegłby ska
ły samobójców), zm ęczenie upałem (gdyby było chłodniej, być m oże ogrodnik wcale nie w szedłby do T etydionu), ro zta rg n ien ie (gdyby n ie ono, nie zgubiłby drogi i za
pew ne nie w siadłby do łodzi C harona), znu żen ie uczoną dysputą, hałas, nastrój chw ili. Tak zrodzona praw da ogrodu jest cząstkow a, n ie p ełn a , a zarazem n ie p o w tarzalna. O d dw ustu lat zaprzątają sobie nią głowy uczeni literaturoznaw cy, a tym czasem zrodził ją - czysty przypadek.
T rem becki opow iada, że Czyżew icz zobaczył w Sofijówce to, to i jeszcze to.
Rów nie jed n ak w ażne jak to, co ta m ujrzał, jest to, że czegoś - oczywiście nie wiem czego - przecież owego dnia nie dostrzegł. N ie dostrzegł bow iem nie dlatego, że tego, czego nie dostrzegł, nie było, ale dlatego, że był ak u ra t odwrócony, zam yślo
ny, że poszedł in n ą drogą. N ie dostrzegł, ale innym razem być m oże dostrzeże.
O pis Czyżewicza został przez Trem beckiego opow iedziany w sposób, który uwy
p u k la jego subiektyw ność i sw oistą prow izoryczność.
G dybym teraz pisał h isto ry czn o literack i esej inspirow any m etodologią zasto
sow aną przez R yszarda Przybylskiego w drugiej części Klasycyzmu... czy choćby w Rozhukanym koniu, m ógłbym zużytkować poczynione p rzed chw ilą uwagi na przy
k ła d tak: jest w Sofijówkę w pisany przejm ujący tra k ta c ik o d arem ności poznania.
O gród za każdym razem jawi się oku i um ysłowi spacerow icza inaczej, n igdy jed
n ak w p ełn i, n ig d y na dobre. K ażdy b łą d zi w n im na w łasną rękę, pozbaw iony
2 0 3
20 4
przew odnika, skazany n a sam otność tym bardziej dojm ującą, że za n u rzo n ą w pro- teuszowej n a tu rz e świata. W zględnie n iezm ien n a jest tylko pam ięć, ta, która wy
gładza chropow atości i kanty, a dając iluzję pew ności, daje iluzję sensu. Poza jej dobroczynnym w pływ em w szystkie nasze w nioski oparte są przecież na cząstko
wych, przypadkow o dobranych i krótkotrw ałych p rzesłankach. Jakież znaczenie m ogą m ieć wobec tego wybory, dokonane w o parciu o w iedzę ta k niepew ną, tak m arną? C zem uż nie m iałby stary poeta pochw alić A leksandra czy K atarzyny?
P anujące w Sofijówce sto su n k i m iędzy n a rra to ra m i (oraz rów norzędnym w zglę
dem n ic h pod m io tem fragm entów panegirycznych), a postulow aną przeze m nie podm iotow ością wyższego rzę d u dalekie są od jednoznaczności, jaką m ogłyby su
gerować zdania już przeze m n ie w tej kw estii w ypow iedziane. Przede w szystkim ich w zajem ny stosunek jest niedookreślony, zaś granice ich „ s tre f” - o w iele m niej jasne niż w ynikałoby to ze sform ułow anego powyżej m odelu.
Z darza się często, że n arrato r pierwszoosobowy przestaje być gram atycznie i de- iktycznie obecny, jego „tw arz” b lednie i rozmywa się, a w efekcie m ożna odnieść w rażenie jego personalnej nieobecności. D okładniejsze w ejrzenie w tekst poem atu pozwala nawet na uchwycenie pew nego kom pozycyjnego rytm u, decydującego o p o jaw ianiu się i zn ik an iu „twarzy” pierwszoosobowego n arrato ra im m anentnego. Otóż znaki jego obecności w ystępują najczęściej na początku kolejnych „przystanków ” na trasie spaceru Czyżewicza, to znaczy m iędzy innym i w łaśnie w tych fragm entach poem atu, które już przyw ołałem dla zilustrow ania „dyskursu przejścia”. Wyglądać to może na przykład tak (wybieram fragm ent dotąd niecytowany):
S puszczając się w niziny, dobiegłem ponika, K tóry h ojnie z otw orów k am iennych wynika.
W koło kryty, gałązka żad n a go nie trąci A ni p ro m ie ń rozśw ietli, ani p ta k zam ąci.
P rzejźrzystość d y jam e n tu , a letkość deszczowa S praw ia, że się ta w oda zda innych królowa.
Podoba się sm akow i, podoba się oku:
P rag n ien ia nigdy w m ilszym nie złożyłem stoku.
G dyby taki zn aleźli A rabow ie spiekli, Sam i by się o jego użycie wysiekli.
O koliczne osady, bliższe tego zdroju, Ja k w yszukać m ożecie innego napoju!
W szak on w szystkich, którym go kosztować się godzi, C ie n iu c h n a rzeźwi treścią, odw ilża i chłodzi, A tru n k ie m w yrabianym n a p ełn ian e czasze, O b rażając w nętrzności, ćm ią pojęcia wasze.
Z iem ia, przychylna m atka, odpędzając głody, N a pokarm d ała z ia rn a, owoce, jagody;
Ale my, onym in n e stanow iąc przepisy,
P rzez sztuczne pokarm w napój m ien iem y zakisy.
Pracow ał ludzki dow cip i doszedł sposobu
U jąć sobie rozsądku i przysunąć grobu. (w. 297-318)
Bukowiec Jak nie zgubić się w o grod zie
N a rra to r bezsprzecznie jest przy opisyw anym źródle. P otw ierdzają to m .in. cza
sowniki: „dobiegłem ” z w ersu 297 i „nie złożyłem ” z w ersu 304. N astęp n y m ra zem pojaw i się on dopiero w w ersie 363 („w szedłem ”). N iem al 60-wierszową lukę w ypełniają zachw yty n a d m iłościw ie n am p an u jący m m łodym cesarzem (w. 319
338) i m iłującym „praw dę i n a u k i” „panem H u m a n ia ” (w. 355-362) oraz erudy- cyjne w zm ianki o A barisie, Sam olksisie, A nacharsisie. Im m a n en tn y n arrato r pierw szoosobowy zanika w odbiorze lekturow ym wcale nie dlatego, że odpow iednie for
m y gram atyczne w ypunktow ujące jego obecność pojaw iają się zbyt rzadko, zaś u k ła d deiktyczny znika, ale ze w zględu na w yraźne zm iany samej narracji. O dry
wa się ona od sensualnego k o n k re tu ogrodu, staje się erudycyjna, poza tym n a rra to r zaczyna spraw iać w rażenie w szewchwiedzącego. W brew pozorom jakości te nie są ze sobą tożsam e. N a rra to r w szechw iedzący to ta k i, którego cechuje najw ięk
szy m ożliw y stopień k o m p eten cji w obrębie św iata przestaw ionego. Za w szech
w iedzącego trzeba zatem uznać n arra to ra , który wie, jak przebiegało spotkanie Szczęsnego Potockiego ze „strzelczykiem ” (w. 61-98), m im o że odbyło się ono bez św iadków (o czym świadczy w iersz 61: „Pan sam w dzikie przesm yki m iędzy skały śpieszył”). Przez erudycyjność n a rra c ji ro zu m iem n ato m iast cechę, k tó rą n a jła twiej dostrzec, uśw iadam iając sobie, że na p rzykład w ersy 297-304 naw iązują wprost do M etamorfoz O w idiusza35
A ni w szechw iedza, ani erudycyjność nie p asu ją do n arrato ra nazyw anego Ja
n em N ep o m u cen em Czyżewiczem . K ojarzą się one za to z p o czątkiem poem atu, a ścislej rzecz b iorąc z ustanow ioną ta m tra n sc e n d e n tn ą n arrac ją au k to rialn ą. N a leży zatem pow iedzieć, że pierwszoosobow a narrac ja opisu ogrodu reg u la rn ie u p o dab n ia się do znanej z p o czątk u utw oru n a rra c ji a u k to rialn e j. D ecyduje o tym krótsza lub dłuższa nieobecność form pierw szej osoby czasow nika i elem entów deixis, połączona z ujaw nieniem przez n arrato ra cech i k o m p eten cji znacznie wy
kraczających poza ch arakterystykę Czyżewicza.
Z drugiej strony, w początkow ych p a rtia c h poem atu, będących przecież d om i
n iu m n a rra to ra auktorialnego, narrac ja im m an e n tn a jest co najm n iej dwa razy subteln ie zapow iedziana, a m oże wręcz implicite obecna. D zieje się to w dw u pierw szych w ersach inw okacji, w słynnym : „M iła oku [...], w itaj, k rain o [...]!” . W itaj m i, m oże naw et zarazem w itaj m n ie - im plikacje tego zdania zdają się m .in. pole
gać na ta k im zb liżen iu m iędzy n a rra to re m a p rzedstaw ianym przezeń św iatem , które sugeruje naoczność, więc - fab u larn e uczestnictw o. Także oko, choć p rze
cież, m ocą retorycznej operacji, pozbaw ione „w łaściciela”, w prow adza przecież n ieśm iałą sensualność, która p otem współtworzyć będzie p artie w ypow iadane przez Czyżewicza.
Swoista nieostrość, u tru d n ia ją c a lu b naw et uniem ożliw iająca precyzyjne roz
g raniczenie słów obu n arrato ró w epickich spraw ia, że anonim ow y tran sc en d e n tn y n arrato r auktorialny m iejscam i przynajm niej zlewa się z im m an en tn y m narrato rem pierw szoosobow ym , którego skłonny jestem nazyw ać C zyżew iczem . Sekwencja
35 Zob. J. S nopek Objaśnienia, w: S. T rem becki Sofijówka, s. 84-85.
205
9 0 Z
głosów narracyjnych nie jest więc ta k w yraźna, jak sugeruje to przedstaw iony wcześ
niej m odel.
Z kolei opisywana podm iotowość wyższego rzędu wcale n ie m usi być tą p odm io
towością, której istnienie postuluje na przykład A leksandra O kopień-Sław ińska:
Istn ieje [...] w obrębie tek stu taki u k ład reguł, nad którym n a rra to r nie p an u je, którego nie jest on nadaw cą. Inaczej mówiąc, w ystępuje w utw orze taka in fo rm acja im p lik o w a
na, któ ra odnosi się do pod m io tu dysponującego św iadom ością wyższą niż narrator. Ów p o d m io t nie jest żad n ą p rzedstaw ioną postacią, nie dotyczy go żad n a in fo rm acja stem a- tyzow ana, nie należy doń w obrębie tek stu żadna poszczególna wypow iedź. Jest on n a to m iast podm iotem całego utw o ru .36
O becność interesującego m nie p o nadnarracyjnego Ja n ie jest p ro stą konsekw en
cją generalnej n a tu ry te k stu jako tek stu . O dpow iedzialnością za jej istn ien ie i ch a
ra k te r skłonny jestem obarczyć raczej specyficzne ukształtow anie narracy jn e Sofi
jówki: p ierw otnie - b ra k jasnego ro zgraniczenia „n arracyjnych dom iniów ”, a w tó r
n ie - oczywisty fałsz sugerow anej w p o d ty tu le autorskiej atrybucji. K onstytutyw ne dla niej są zatem stw ierdzone w to k u analizy cechy konkretnego utw oru (Sofi
jów ki), nie zaś ogólna stru k tu ra w ypow iedzi37. M ówiąc jeszcze inaczej, p o d m io to wość ta nie jest genetycznie tożsam a z „au to rem w ew nętrznym ” lu b „podm iotem całego te k stu ”; być m oże najlepiej pasow ałoby do niej określenie K azim ierza Wyki:
„gospodarz p o e m a tu ”38.
W efekcie ostrość naszkicow anego ry su n k u n ie u c h ro n n ie się zam azuje. Po pierw sze, rozpływ ają się granice poszczególnych głosów n arrac ji, po drugie - sta
tu s opisywanej podm iotow ości wyższego rzę d u okazuje się b ardziej niejasn y niż początkow o to wyglądało. C hyba n ie da się zatem owej rekonstruow anej przeze m n ie diegesis o ogrodowej mimesis usadowić na bezpiecznym poziom ie m etadyskur- su. Opisowość na poziom ie n arrac ji, zaś jej krytyczne zrelacjonow anie na pozio
m ie wyższym - ta k i m odel jawi m i się jako jedynie przybliżenie, zbyt grubo ciosa
ne, by ujść za w p ełn i odpow iednie. D ek o n stru k cja opisowości jest bow iem - za
uw ażm y - w pisana w sam ą tę opisowość, w ynika z jej n arracyjnej struktury, roz
w ija się w raz z nią. D ecydująca jest dla niej zm ienność cech i pozycji n a rra to ra /
ów. P rzypadkow a i cząstkow a opisowość Czyżewicza wiele razy zaczyna u p o d ab niać się do „koniecznościow ej” i holistycznej opisowości n a rra to ra w szechw iedzą
cego; abstrakcyjna i oderw ana opisowość n a rra c ji tran sc en d e n tn e j wiele razy za
czyna u p o d ab n iać się do sensualnej i k o n k retn ej opisow ości ogrodnika. Ż adne u p o d o b n ien ie ostatecznie nie n astęp u je, żadna ten d en cja nie zwycięża.
Im dłuższy staje się opis, tym w yraźniej b rz m i w pisana w eń krytyka. P oniekąd zatem uniew ażnia on sam siebie, pisząc siebie, siebie zm azuje. Logos Sofijówki
36 A. O kopień-S ław ińska Relacje osobowe..., s. 108.
37 Zob. K. B artoszyński Podmiot literacki, s. 196-198.
38 K. W yka „Pan Tadeusz”. Studia o poemacie, PIW, W arszaw a 1963, s. 23 passim .
u stanaw ia pew ien m odel opisowości. W tym sam ym czasie jej lexis m odel ów de- k o m p o n u je 39.
M uszę zatem wycofać się z obietnicy złożonej w tytule. N iestety n ie wiem , jak nie zgubić się w tym ogrodzie.
Bukowiec Jak nie zgubić się w o g ro d z ie ...
Abstract
Paweł BUKOWIEC
Jagiellonian University (Kraków)
H ow N o t to Get Lost in the Garden, or, Stanisław Trembecki’s Sofijówka
Proposed is a different-than-traditional reading of the poem Sofijówka by Polish Enlightenment-age poet Stanisław Trembecki. Unlike in the existing attempts, the horizon for considerations is neither a referentiality of this descriptive poem nor its intertextuality sphere but instead, the subjectivity issue. Its complications - analysed in a style which might be referred to as deconstructionist - lead to certain paradoxes as-yet very rarely observed and described in reference to Polish Enlightenment literature.
39 Zob. P. de M an Alegorie czytania, zw łaszcza rozdział o Rilkem .