• Nie Znaleziono Wyników

Rodzina Chrześciańska, 1902, R. 1, nr 16

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rodzina Chrześciańska, 1902, R. 1, nr 16"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Rodzina chrzęści

Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.

"Wychodzi raz na tydzień w JYiedzielę.

»Rodzina chrześciańska« kosztuje razem z »Górnoślązakiem« kwartalnie 1 markę 60 fen. Kto chce samą »Rodzinę chrześciańską«

bonować, może ją sobie zapisać za 50 fen. u pp. agentów i wprost w Administracyi »Górnoślązaka« w Katowicach, ul. Młyńska 12.

Na Niedzielę 17 po Ś w iątk ach

Ewangelia u Mateusza świętego

w Rozdziale X X I I .

W on czas przyszli do Jezusa Faryze- Uszowie, i zapytał G o jeden z nich zakonny Doktór, kusząc G o : N auczycielu, które jest wielkie przykazanie w Zakonie? R zekł mu Jezus: B ędziesz miłował Pana B o g a tw ego ze w szystkiego serca tw ego, i ze wszystkiej duszy twojej, i ze w szystkiej myśli twojej.

Toć jest największe i pierwsze przykazanie.

A wtóre podobne jest temu: B ędziesz miło­

wał bliźniego tw ego, jako sam ego siebie. Na tem dw ojgu przykazaniu w szystek Zakon za­

wisł i Prorocy. A g d y się Faryzeuszow ie zebrali, spytał ich Jezus, m ów iąc: C o się wam zda o Chrystusie? czyj jest Syn? Rzekli mu: D aw idów . R zekł im: Jakóż tedy D aw id w duchu zow ie G o Panem, m ówiąc: R zekł Pan Panu memu, siądź po praw icy mojej, aż położę nieprzyjaćioły tw oje podnóżkiem nóg tw oich? Jeśli tedy D aw id zow ie g o Panem, jakóż jest Synem je g o ? A żaden nie m ógł mu odpow iedzieć słowa, ani śmiał żaden od

onego dnia w iecej G o pytać.

N auka z tej Ewangelii.

Faryzeuszowie i Sadduceuszowie, dwie główne sekty u żydów, ciągle się z sobą umawiali i niena­

widzili, ale jak szło o podchwycenie w słowie Chry­

stusa Pana, o Jego zgubę, łączyli się.społem, i cho­

ciaż jedni zawstydzeni ustępować musieli, to zaraz drudzy z nowemi zaczepkami wyjeżdżali, podając zdradliwe pytania Zbawicielowi.

Pewnego razu posłali Faryzeuszowie ucznie swoje z Heroda dworzanami do Jezusa i kazali im

go się zapytać: czy się godzi dać czynsz cesarzowi czyli nie? Zbawiciel zażądał od nich pieniążka czyn­

szowego. Gdy mu podali, zapytał ich: czyj jest ten obraz i napis? a oni mu radzi nie radzi odpowie­

dzieć musieli, że cesarski. Oddajcież tedy, rzekł, cesarzowi, co jest cesarskiego, a Bogu co jest Boskiego. I tak zawstydzeni odeszli. Ale tego sa- samego dnia przyszl do niego Sadduceuszowie, któ­

rzy powiadali, że nie ma zmartwychwstania, nie ma nieśmiertelności duszy, nie ma więc ani kary, ani nagrody po śmierci; i chcąc Go podchwycić w mo­

wie, podali mu pytanie mówiąc: Nauczycielu, Moj­

żesz rzekł: jeśliby kto umarł, nie mając syna, niech brat jego pojmie żonę jego, i wzbudzi nasienie bratu swemu. A było siedtn braci u nas, a pierwszy ożeniwszy się umarł, a nie mając potomstwa, zosta­

wił żonę swoją bratu swemu. Także wtóry i trzeci aż do siódmego. W zmartwychwstaniu tedy, które- goż z siedmiu będzie żoną? bo ją wszyscy mieli?

A Pan Jezus im na to : Błądzicie nie rozumiejąc pism, ani mocy Bożej. Albowiem w zmartwychwsta­

niu ani się żenią, ani za mąż idą, ale będą jako Aniołowie Boży w niebie. A o powstaniu umarłych nie czytaliście co powiedziano jest od Boga mówią- cego wam: jam jest Bóg Abrahamów, i Bóg Izaa­

ków, i Bóg Jakóbów? nie jest ci Bóg umarłych ale żywych. I dziwowały się rzesze nauce Jego.

Faryzeuszowie cieszyli się, że Sadduceuszowie zawstydzeni odeszli; ale tego nie mogli znieść na sobie, że Pan Jezus ich zawstydził; zeszli się tedy pospołu i nowe zadali pytanie Zbawicielowi, kusząc Go: Nauczycielu, które jest wielkie przykazanie w zakonie? jak nam to dzisiejsza opowiada Ewan­

gelia święta. Faryzeuszowie narachowali przeszło sześćset przykazań w zakonie swoim; ale któreby było z nich największe, w tem się sami z sobą zgo­

dzić nie mogli. Jedni powiadali, że święcenie sabbatu; drudzy, że przykazanie składania ofiar;

inni, że to, inni, że o w o ; koniec końcem różnili się, i dla tego podchwytne to pytanie zadali.

Pan Jezus zaś pokazał im, że żadne z przywie­

dzionych przykazań nie może być uważane za naj- pierwsze, bo przedewszystkiem ma pierwszeństwo

(2)

122 miłość Boga i miłość bliźniego. Miłość ta obejmuje I w sobie to wszystko, czegokolwiek Mojżesz i Pro­

rocy nauczali, a zatem miłość Boga i bliźniego jest wypełnieniem wszystkich przykazań całego prawa.

Na tem dwojga przykazaniu zawisł cały zakon i Prorocy.

Na koniec sam Zbawiciel zadał im bardzo ważne pytanie: Co wam się zda o Chrystusie, o Messyaszu, czyim jest synem? — Bez długiego namysłu odpowiedzieli iż Mesyasz będzie synem Da­

wida. Odpowiedź ta była dobra, ale tylko ze względu pochodzenia Jezusa jako człowieka. A gdy ich się dalej zapytał, jakim sposobem Dawid w psal­

mie może go, syna swego, swoim Panem nazywać?

bo mówi: rzekł Pan Panu memu i t. d., nie mogli się zdobyć na odpowiedź i milczeli; gdyż że w psal­

mie swym Dawid mówi o Mesyaszu jako o Synie Boga, a nie jako o swoim potomku, co do człowie­

czeństwa o tem nie mieli najmniejszego wyobraże­

nia. Oczekiwali oni w Mesyaszu tylko potężnego króla, któryby im dawną świetność ojczyzny przywró­

cił, lecz nie cichego Baranka.

Od onego dnia, równie jak i Sadduceuszowie, zawstydzeni Faryzeusze, nie śmieli Go o nic zdra­

dziecko pytać.

Tak jest, kochani Bracia, na miłości Boga i na miłości bliźniego, zawisł cały zakon i Prorocy, cała religia nasza zawisła. Wszystko do tego zmierza, wszystko nam tedy trzeba zachować, wypełnić. Z po­

budki tej miłości, a dopełniwszy wszystkiego, mo­

żemy się spodziewać zbawienia.

Narodzenie Najświętszej Maryi Panny.

M atka B osk a Siewna.

*

Już od rana Rozśpiewana Chwal, o duszo! Maryę;

Cześć Jej świątkom, Cześć pamiątkom, Codzień w niebo niech bije!

Bohdan Zaleski.

Wiadomo, że krom Bożego Narodzenia Kościół dwie tylko uroczystości narodzin obchodzi: Najświęt­

szej Dziewicy, dlatego, że jest niepokalanie poczęta, i Zbawicielowego Przesłannika, św. Jana Chrzciciela, który już w łonie matki swojej był uświęcony. Żaden inny Święty, choćby największy, nie ma już podobnej uroczystości, bo każdy z nich -— jak i wszyscy ludzie

— przyszedł na świat nieprzyjacielem Boga, skala­

nym przez grzech pierworodny. Jeżeli zaś Kościół o dniach poświęconych męczennikom używa wyraże­

nia dies natalis (urodziny), to należy rozumieć o dniu ich śmierci chwalebnej, jako o dniu urodzin dla 1

nieba. Na tej również zasadzie opiera się nasz pię­

kny zwyczaj chrześciański, że nie obchodzimy, jak niemcy, dnia naszych urodzin (Geburtstag), lecz dzień imienin, a więc pamiątkę chrztu świętego, który nas odrodził, zmywając z dusz naszych plamę pierwo­

rodną a wyciskając na nich pieczęć Chrystusową, jako znak naszej przynależności do Boga.

Kto byli rodzice Najśw. Panny? Księgi Ewan­

gelii nic o tem wyraźnie nie mówią. Jeden tylko święty Łukasz, podając rodowód Maryi, wymienia ojca Jej, którego zowie H eli; zaś imię to jest jedno­

znaczne z imieniem podaniowem Joachim (--Eliacim Heli). Natomiast co do Matki Przebłogosławionej Dziewicy, to wiemy o niej z samego jeno podania, że była nią święta Anna. — Na uroczystość Narodze­

nia Najświętszej Panny, czyta nam Kościół Ewan­

gelię św. Mateusza o rodowodzie Chrystusa Pana z królewskiego domu Dawida. Tak przepowiadali prorocy, i tak się też stało. A le zachodzi tu pewna trudność, gdyż św. Mateusz wyprowadza genealogię nie Maryi, ale św. Józefa, gdy tymczasem Marya była Matką-Dziewicą, a św. Józef był jeno opiekunem i ^mniemanym ojcem« (Luk. III, 23) Boskiego Dzie­

ciątka. Zdawałoby się zatem, że pochodzenie Józefa od króla Dawida nie rozwięzuje pytania o takiem samem pochodzeniu Matki Bożej, a więc i Zbawiciela.

Owóż ta luka w drzewie genealogicznem Zbawiciela wypełnia się bardzo prostą uwagą poczerpniętą z da­

nych biblijnych. Oto Matka Boża była jedynym potomkiem swoich rodziców: Joachima i Anny;

a prawo mojżeszowe w takich wypadkach, miano­

wicie w braku męskiego potomstwa, przekazując dziedziczenie majątku córce, ażeby ten majątek nie przeszedł do innego pokolenia, a tem samem nie naruszył majątkowej równowagi pokoleń, prawo to nakazywało dziedziczce spadku po rodzicach wybór oblubieńca z tegoż co i ona pochodzącego rodu i familii. Skoro więc Piastun Boży ma w swem drzewie genealogicznem Dawida, zatem i Matka Jezusowa z dynastyi królewskiej pochodziła*). Zresztą św. Łu­

kasz podaje bezpośrednią już genealogię N. Panny, po kądzieli, gdzie król Dawid również jest wspo­

mniany (III 32).

Co do miejsca narodzenia się N. Dziewicy, to podanie wskazuje już to Nazaret, już to Jerozolimę.

Pierwsze wydaje się pewniejszem, gdyż dawniej i po­

wszechniej było przyjęte. W takim razie niepoka­

lane poczęcie i narodzenie Matki Bożej stałoby się w tym samym domku, w którym później Marya przy­

jęła zwiastowanie anielskie, a który znajduje się obe­

cnie w Loreto. Wogóle osoba N. Panny w księgach ewangielicznych jest jakoby w półcieniu ukryta.

Szczegółów z jej życia ewangeliści podają bardzo

*) Dziewicze małżeństwo N. Panny stwierdzają w wielu miejscach ewangeliści, a zwłaszcza św. Mateusz, gdy w rodo­

wodzie* Chrystusa Pana, łącząc pokolenie jedne z drugietni, stale używa wyrazu »zrodził«, a skoro doszedł do św. Józefa, nagle używa zwrotu: męża Maryi, a której narodził się Jezus, którego zowią Chrystusem (I, 16).

(3)

niewiele, te tylko podnosząc, które Jej godność Ma­

tki Syna Bożego przedstawiają, i które stwierdzają Jej dziewictwo. Ukazują nam ją oni w całym blasku już jako Matkę — od chwili zwiastowania aż do poszukiwania wraz ze św. Józefem dwunastoletniego Zbawiciela. Potem spada na Nią zasłona. Widzimy jeszcze Matkę Bożą na godach w Kanie Galilejskiej, następnie chwilowo jeszcze występuje na scenie ewangielicznej w Kafernaum (Mat. XII, 46), i aż do­

piero pod krzyżem ukazuje się w pełnym majestacie, jako Matka Bolesna, jako męczenników Królowa.

Za to, czego brak w Ewangelii, mamy w histo- rycznem podaniu. A le i tego mało dla pobożności chrześciańskiej, więc powstały legendy. Jedna z nich właśnie opowiada o Matce Boskiej Siewnej. Uciekała Matka Boska z Dzieciątkiem przed siepaczami He­

roda, a pogoń już dopędzała prawie świętych Zbie­

gów. A ż tu widzi N. Panna, że chłopek sieje psze­

nicę. Podaje więc Dzieciątko św. Józefowi, a sama bierze od chłopka płachtę z pszenicą i siać poczyna.

I patrzący rosło ziarno w trawkę, w słomę i dorodne kłosy, że wieśniak myślał, iź mu się piękny sen marzy. Gdy pole już było obsiane i falowało gęstem jak bór zbożem, kazała Matka Boska zdziwionemu kmiotkowi tegóż dnia jeszcze żąć pszenicę. Posłu­

chał. Ledwo zaczął sierpem grać po pszenicy, aż tu z lasu wypadają żołnierze Heroda i pytają go czy nie widział niewiasty z dziecięciem na ręku, w towarzystwie staruszka?

— A szła, szła tędy! — odpowiedział.

— A dawno?

— Właśnie wtedy siałem tę pszenicę, kiedy przechodzili tędy.

Wróciła się zgraja do domu, bo dalsze ściganie było już bezcelowe...

W takiej to legendzie wyraża lud wiarę swoją w opiekę Matki Boskiej nad siewami, które właśnie w porze Narodzenia Jej wypadają.

Pospiesz do krzyża.

(Na uroczystość podwyższenia krzyża — 14 września).

Kiedy twe serce z życiem się uciera I raz zwycięża drugi raz upada, Dusza tęsknoty śmiercią obumiera,

W dziedzinę wiary zwątpienie się wkrada:

Pospiesz do krzyża, bo z krzyża jedynie Strumień pociechy w duszę twoją spłynie.

Kiedy chcąc zgłębić życia tajemnicę, Rozum zamilknie na twoje pytania, A piekło zwątpień ciśnie błyskawicę, Jak ostry sztylet, co duszę rozrania:

Pospiesz do krzyża, bo z krzyża jedynie Jak promień łaski, wiara w duszę spłynie.

Gdy świat twe drogi różami zaściele, Szczęścia urokiem życie rozpromienia, By się boleścią nie stało wesele,

Byś w pośród szczęścia nie stracił zbawienia:

Pospiesz do krzyża, w nim nadzieja cała, By w szczęściu dusza wierną pozostała.

Gdy z marzeń złudnych dusza się przebudzi, A w domu twoim boleść się rozgości,

Śmierć zakołacze, a niewdzięczność ludzi, Jak lodem zmrozi ten urok miłości:

Pospiesz do krzyża ze łzą i westchnieniem, A boleść twoja stanie się zbawieniem.

Ks. Antoniewicz.

Zakony.

(Ciąg dalszy).

Cystersi, Bernardyni i Kartuzy.

Z zakonu Benedyktynów wyszedł także Robert, rodem Francuz, założyciel Cystersów. Kameduli przeto, Cystersi i Bernardyni (jak będziemy mieli nieco później) są gałęziami wielkiego owego zakonu Benedyktynów.

Robert nie znalazł zadowolenia w swym kla­

sztorze, gdzie był Opatem, gdyż mu się wszystkie te reguły za lekkie być zdawały. Przeto opuścił kla- sztór, złożywszy swój urząd, i osiadł w roku 1098 z kilku pustelnikami w miejscu pustem, i zbudował tam klasztór Cistercyum, zkąd imie Cystersów po­

wstało. Nadał im regułę tak ostrą, że bardzo wielu przez to odstraszył. — Dopiero św. Bernard złago­

dził ją nieco, i wyniósł ją do wielkiego znaczenia.

I od niego pochodzą Bernardyni. To był mąż bo­

gobojny; posty i umartwienia wielkie czynił. Wkrótce wsławiły się cnoty wielkie św. Bernarda, iż biegli do jego klasztoru ludzie bogaci na wielkie ubóstwo, rozkoszni na wielką nędzę, uczeni na wielką pokorę, zacni na wielką wzgardę; a między innymi brat króla francuskiego, Henryk, mnichem u niego zo­

stał. Nie pomnieli ci, samych siebie, zapominając czem byli, tylko żeby krzyża Chrystusowego uczestni­

kami zostali. Wiele ludzi do Boga przywodził, od- szczepieństwa naprawiał, pokój między ludźmi sta­

nowił, kacerzy mową i pismem przekonywał, i wiele kazań z obfitem pożytkiem miewał. A przy tem wszystkiem pokora i cierpliwość jego była w wiel- kiem podziwieniu, o sobie nic nie trzymał; w ubó­

stwie rad widział ochędostwo. Nakoniec zbudo­

wawszy 160 klasztorów, a 64 lat przeżywszy, zszedł z tego świata roku Pańskiego 1153.

Około tego czasu powstał także zakon Kar­

tuzów. Założycielem jego był św. Bruno, kanonik z Kolonii nad Renem. Był to uczony mąż, w ró­

żnych naukach bardzo biegły, i u ludzi wzięty. Lecz chcąc całkiem poświęcić się Bogu i sprawie zbawię-

(4)

124 nia swego, oddalił się od świata, i udał się z kilku | towarzyszami na pustynię zwaną Kartuzya, i od niej to zakon imię Kartuzów przyjął. Na onem to miejscu roku Pańskiego 1080 zbudowali sobie owi zakonnicy komórki dalekie jedna od drugiej, i ko­

ściół postawili. Za podstawę wzięli regułę św. Be­

nedykta, dlatego też i Kartuzy są gałęzią wielkiego zakonu Benedyktynów, ale tę regułę o wiele ob­

ostrzyli.'

Na początku po dwóch w jednej komórce mie­

szkali, milczenia się ucząc, modlitwy, czystości serca i czytania, a rozmyślania rzeczy niebieskich pilnując, w pewnych godzinach pracowali, uprawiali rolę, przepisywali książki, i w tem nadzwyczajnie pilni byli; albowiem owo przepisywanie książek nietylko ich żywiło, ale przynosiło całemu Kościołowi wielki pożytek. Wiedli oni anielski żywot w wielkiej cier­

pliwości, niespaniu, postach, czystości, w miłości uprzejmej jeden ku drugiemu.

Bruno jako słońce między gwiazdami, nauką i przykładem, drogę im do życia tego trudnego po­

dawał; nauczył ich mięsa nigdy nie jeść, wielkie posty, długie modlitwy, i ścisłe milczenie czynić.

Dlatego też Kartuzi nigdy mięsa nie jadali; chleb, soczewica i woda były ich codziennem pożywieniem;

i tylko w wielkich uroczystościach ser i ryby dosta­

wali. Co sobotę się tylko z sobą schadzali, aby spo­

wiadać się grzechów, i interesa załatwić.

Kartuzi w krotce rozszerzyli się po całym świe- cie i po Polsce naszej. Liczył ten zakon nawet 168 męzkich klasztorów, a 5 żeńskich; gdzie przeszło 3 tysiące zakonników żyło.

W owym czasie został Papieżem Urban II., uczeń św. Brunona. Ten nie chciał żyć bez swego mistrza, ale wezwał go do siebie i w wielkiem go miał poszanowaniu, nic bowiem bez niego w rze­

czach kościelnych nie czynił. Lecz Bruno św. tę­

sknił za żywotem pustelniczym, i z wielką trudno­

ścią puścił go Papież od siebie, a on z niektórymi towarzyszami udał się na inną pustynię, gdzie po­

dobny wiódł żywot, jak w Kartuzie, dni i nocy prze­

pędzając w modlitwie, postach, na rozmyślaniu rze­

czy niebieskich. Osobliwie w milczeniu się doskonalił.

Po wielu pracach i surowości życia wpadł św. Bruno w chorobę, dzień śmierci braciom prze­

powiedział i umarł 6 października 1101; kanonizo­

wany, to jest w poczet Świętych policzony, jest od Papieża Leona X.

Choć w małej cząstce umartwiajmy nasze ciało na wzór tego świętego męża, abyśmy przez to nasze namięności poskramiali. Osobliwie pokochajmy ową wielką cnotę milczenia, a nigdy tego nie pożałujemy;

owszem unikniemy przezeń bardzo często wielu nie­

szczęść, w które nas wtrąca częstokroć język nasz złośliwy. Polećmy się przytem przyczynie św. Bru­

nona, a przy usilnej pracy i panowaniu nad sobą za łaską Boga przedwiecznego, i w tej cnocie również celować będziemy mogli. Chciejmy a dokonamy.

(Ciąg dalszy nastąpi.)

0 postaci Krzyża świętego.

Kościół Boży od początku samego miał w wiel­

kiej czci i poszanowaniu Krzyż św., na którym Ckry- stus, jako najwyższy Kapłan, sam siebie ofiarował Bogu Ojcu, ofiarą czystą i niepokolaną za grzechy świata i przelał krew Swą przenajświętszą dla na­

szego zbawienia.

Ta cześć Krzyża nie ściąga się naturalnie do samego drzewa, lecz do tego, który na tym drzewie krzyża umarł.

Ojcowie święci nie mogą znaleść dosyć słów dobitnych, ażeby uczcić i godnie wysławić św.

Krzyż. Nazywają go kamieniem węgielnym wiary;

— kotwicą nadziei; — żaglem Boskiej^miłości; — podstawą naszego zbawienia; — bramą nieba itp.

Postać krzyża jest trojaka, t. j.:

1. Dwa równe drzewa w poprzek złożone i w pośrodku spojone dają krzyż, zkąd powstaje postać ta: X Taki krzyż nazywa się zwyczajnym kryżem Andrzeja św., na takim krzyżu poniósł śmierć męczeńską.

2. Druga postać krzyża powstaje ztąd, że jedna balka prosto stoi, a druga krótsza na wierzch się kładzie, jak to okazuje nam głoska T. Ta postać krzyża była znajomą u dawnych pogańskich narodów, na co mamy wiele dowodów.

3. U trzeciej postaci krzyża stoi prosto jedna belka, a krótsza wpada w nią cokolwiek niżej, tak że wierzchołek u góry wystaje, jak to widzimy jasno z f . I to jest zwyczajna postać krzyża naszego.

Tą to postać miał krzyż, na którym Jezus umarł, według świadectw zgodnych wszystkich Ojców Kościoła.

Augustyn święty wyraźnie mówi: Szerokość krzyża jest ta, gdzie były wyciągnięte ręce; długość zaś ta, gdzie było Ciało ukrzyżowane; a wysokość ta, gdzie po spojeniu tych dwóch drzew wierzcho­

łek wystaje. Otóż więc widzisz tu jasno postać Krzyża naszego.

Krzyż ten był bardzo niski, tak, że nogi blisko ziemi były; i na to się zgadzają wszystkie nasze podania. Owe krzyże, na których te dwa łotry obok Zbawiciela zawieszeni byli, były zupełnie równe krzyżowi Zbawiciela; albowiem Ewangeliści nie po­

dają nam żadnej różnicy; i o niej wcale nie myślano przy znalezieniu Krzyża św. przez Helenę św.

Z jakiego drzewa był krzyż Zbawiciela, różni różnie o tem podają. Wielu utrzymuje, że był cały z drzewa dębowego, ponieważ to było zwyczajne drzewo u Żydów. Inni zaś twierdzą, że główna balka krzyża była z cyprysu, poprzeczna z cedru, wierzchołek sosnowy, a tablica, na której był napis, z bukszpanu. Lecz na to trudno się zgodzić, albo­

wiem nie robili sobie żydzi tyle trudności przy tym pośpiechu, z którym Chrystusa ukrzyżowali.

Że Chrystus był gwoźdźmi do Krzyża przybity, podaje nam wyraźnie Piśmo św ,; albowiem Tomasz

(5)

pierwszy nie chciał wierzyć w Zmartwychwstanie Pańskie, póki nie ujrzał w ręku jego przebicia gwoździ. — Lecz ile gwoździ było? to niewiadomo.

Jedni podają, że były 4, a wtenczas każda noga była przybitą osobnym gwoździem; drudzy zaś utrzy­

mują, że były tylko 3, tj., że obydwie nogi jednym gwoździem były przybite. — Św. Brigitta mówi w swem objawieniu: najpierw ukrzyżowali prawą nogę, a na niej lewą. Przeto i my w ogóle wysta­

wiamy sobie Chrystusa trzema gwoździami przybi­

tego do krzyża.

Napis na tablicy wyrażał Imię, miejsce pocho­

dzenia i wyrok, za co Jezus został na krzyż wska­

zany: Jezus Nazareński, Król Żydowski, to jest Jezus pochodzący z miasta Nazaretu, wskazany został na śmierć krzyżową, iż się ogłosił królem żydowskim. — Napis ten był w języku łacińskim, greckim i hebraj­

skim, jak podają Ewangeliści święci.

Lecz te napisy nie stały obok siebie, tylko jeden po drugim, tak że u góry był napis grecki, pod nim łaciński, a najniżej hebrajski.

Gdzie przymocowano tę tablicę? Łukasz święty mówi: był też nad nim napis, a Jan święty dodaje:

Piłat napisał i tytuł i postawił nad krzyżem. Ztąd widzimy jasno, że ów napis nie był zaraz położony nad głową Chrystusa, ale na samym wierzchołku głównej balki, jak to Ojcowie Kościoła nam wyraźnie podają.

i .

Somek.

(Dokończenie.)

Przeszedł rok, nastała znów wiosna. Pąki na drzewach pękać już zaczynały, a w błękitach nieba unosiły się skowronki, nucąc pieśni poranne Panu nad Pany. Cała natura budziła się do życia po śnie zimowym. Mimo całego uroku przyrody dzi­

wnie smutno było jednak. Jakaś leniwość ogarnęła ludzi, w polu nie widać pługów ni oraczy, całe życie skoncentrowywać się zdawało w budynku nowo wzniesionym gorzelni i karczmie, gdzie jak zwykle rudy Mosiek szynkował półkwaterkiem spiritusu z kwaterką wody.

Drogą przez wieś trzymając się opłotków szedł człowiek. Chłop nie chłop, ubranie niby z waszecia, ale tak obdarty, że prędzej nędzarz. Zatrzymał się chwilę przed karczmą, wreszcie niecierpliwym ruchem pchnął drzwi i wszedł do izby. Coś jakby cień smutku, czy rozpaczy przesunęło mu się po twarzy, wreszcie krzyknął: »Wódki żydzie!* a gdy prze­

straszony właściciel cofnął się za szynkfas, zawołał:

>Nie poznajesz mnie, psubracie jeden? To ja Tomek.

Oszukałeś mnie psiawiaro, ostawiłem ci całą krwawicę

moją, a teraz przyszedłem ją odebrać. Oddaj mi ziemię! Oddaj chałupę!.... Daj wódki!...«

Na to żyd zerwał się i przy pomocy nadbiegłej służby i krzykliwych członków rodziny począł gościa wyrzucać za drzwi.

Chłop pijany gniewem rzucał się chwilę, wre­

szcie opamiętawszy się wyszedł. Szedł przez zagony na przełaj omijał jedne po drugich zagrody, wreszcie zatrzymał się przed starą, pochyloną chałupą. Pies bury wyskoczył z budy i ujadać zaczął.

»Burek< — przemówił przybysz. — iBurek pójdź tu, do nogi« — ale pies w przybłędzie nikogo po­

znać się nie zdawał, wyszczerzał żółte zęby i warczał, nareszcie drzwi skrzypnęły, a w nich stanęła postać grubego niemca.

»Czego chcecie?* — Zapytał.

»Czy tu mieszka stary Maciej ?

»Maciej ? — Już dawno na mogiłkach, teraz ja tu gospodarz, a ty idź precz, bo włóczęgów do soł­

tysów odsyłamy*. To mówiąc cofnął się i drzwi zamknął! Cóż miał robić? — w myśli stanęły mu perswazye starego Macieja: Kto ojca rad świętych nie słucha, kto ziemią swoją frymarczy, a słowa z ambony na zabawę do żydowskiej karczmy niesie, ten jest przeklęty, przeklęty.

Buntował wszystkich za wódkę, którą mu żyd dawał i sam wreszcie omamiony złotemi obietnicami, wyruszył razem z gromadką opętańców, rzucających bez żalu, bez opamiętania zagon ojczysty za wymarzone gaje cytryn i strumienie oliwy i gorzałki, za pańskie stroje i talerze malowane, a głównie za to żądanie nic nie robienia.

I poszli o głodzie i chłodzie, gnani jak bydło jakie, przez różne kraje. Wreszcie i morze prze­

płynęli, a kiedy w tym obcym kraju, tej ziemi obie­

canej, ujrzeli co innego, to żal ich taki straszny ogarnął, że jedni włosy garściami z głowy rwali, a drudzy pili na zabój, złorzecząc Tomkowi i prze­

klinając Mośka. Połowa z tej gromady, nim doje­

chała do miejsca, pomarła z chorób jakie tam pano­

wały lub z żałości a inni konali z głodu na ziemi nowego świata, Tomek jakimś szczęśliwym trafem dostał się na okręt i powrócił do Europy, a wreszcie lądem o żebranym chlebie dowlókł się do kraju.

W tej chwili, gdy dowiedział się o śmierci ojca, gdy mu kolonista drzwi rodzinnej chaty przed nosem zamknął, a rudy Mosiek kazał parobkom wyrzucić z karczmy, rozpamiętywa ile złego narobił. Podnosi ręce do góry, zciska pięci i odchodzi na skraj lasu, a przez zaciśnięte zęby tylko przekleństwo leci:

»psubracie żydzie, obaczysz*. Nocą gdy cisza już ustała i światła w oknach pogasły, wychudła postać Tomka przesunęła się koło karczmy, a w kilkanaście minut później cały budynek stał w płomieniach.

Nazajutrz na gruszy dzikiej, przy zaoranym ugorze, dzieci kolonistów niemieckich, wypędziwszy młode gąski na trawę, zauważyły, że coś wisi na drzewie. Przyszły bliżej i z krzykiem trwogi rozbie­

gły się do wsi. Przyszli ludzie i zobaczyli ciało

(6)

wisielca. A gdy go później kosztem gminy chowano, starzy gospodarze powtarzali z trwogą: zabiła go wódka i chęć próżniaczki.

Na drugi dzień po Mszy świętej, stary pro­

boszcz, wymieniając jak zwykle za duszki dorzucił do nich imię Tomka i tych co polegli w pielgrzymce do cudzej ziemi ze słowami: »Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą co czynią*.

Siedm lat u socyalistów.

W spom nienia byłego m ów cy i męża zaufania belgijskiej partyi socyalistycznej.

Lf

(Dokończenie.)

Powiedziałem, że pieniądz stanowi najpotężniej­

szy czynnik wpływu menerów partyjnych. Teraz muszę zarzut mój jeszcze bardziej uogólnić i po siedmiu latach praktyki stawiam twierdzenie, że je ­ dynym motywem działania prowodyrów partyi > ro­

botniczej* jest tylko samolubstwo, tylko własna osoba.

Sprawa przymierzów najlepiej nam tę sprawę objaśni. Macher socyalistyczny staje się stronnikiem lub przeciwnikiem przymierzów politycznych, sto­

sownie do tego, czy to odpowiada jego interesom osobistym, czy nie.

W roku 1894 Waleryusz Henault był zaciętym przeciwnikiem przymierzów, bo sądzi, że jeśli socya- liści zagrabią 11 mandatów w Liege, to jeden wpadnie mu w łapy; jeśli by zaś zawarli przymierze z liberałami i odstąpili im dobrowolnie 5 mandatów, mandat jego koniecznie odpaść musi. W roku 1898 łączy się Henault z liberałami w Waremme i staje się tak dalece umiarkowanym, że aż Rada nadzorcza partyi musiała w to wkroczyć.

Postępowanie Henaulta niczem się nie różni od działalności innych hersztów socyalistycznych. W szę­

dzie interes osobisty! Proszę się przypatrzeć po­

słom partyjnym, gdy zabierają głos w sprawie wy­

borów proporcyonalnych. Za reformą są ci, 'którzy mandatu swego nie narażają na szwank: Auseele, Demblon, Bertrand, Vandervelde... Przeciw reformie występują ci, którzy się boją, że mandat im z rąk wypadnie: Brenez, Brauąuardt, Wuttinek. — W szę­

dzie i zawsze g e s z e f t !

Mówiłem o liberałach, którzy uczuli się poru­

szeni łaską socyalistyczną i w pogoni za mandatem przygnali aż pod czerwony sztandar. Jednym z naj­

wstrętniejszych był Grimard, kilkakrotny milioner.

W roku 1894 kandyduje jako liberał; wynik wybo­

rów daje mu dużo do myślenia. Przerzuca się więc w inny okręg, w roku 1896 pracuje gorliwie nad obrobieniem Dinand i okolicy; przy wyborach po­

nosi haniebną klęskę. Myślicie, że ten milioner bę­

dzie dalej zacięcie zwalczał swych wrogów socyali­

stów, gdzietam! W mgnieniu oka staje się czystej krwi socyalistą, i w nagrodę otrzymuje mandat w Thuin. Mandat ten przeznaczony był pierwotnie dla Lekan’a; temu jednak wyperswadowano, że jego współpracownictwo w »Ludzie« jest nieodzowne, i że jego posłowanie do Izby pozbawiłoby pismo najwy­

bitniejszego redaktora.

W ogóle sposób, w jaki Zarząd partyjny mia­

nował kandydatów, zasługuje na ostrą krytykę, po­

wiedziałbym nawet na pogardę.

Vantervelde wyznaczał deputowanych, jakby partya była spółką kupiecką na jego usługi. Vinck, adwokat bez klientów, dostał od Vandervelde’go man­

dat zamiast honoraryum za załatwienie jego kore- spondencyi. De Brouckere dostał nominacyę na okręg Verviers, ponieważ był kolegą szkolnym Van- dervelde’go. Swoją drogą, manipulacya ta narobiła trochę hałasu — ale Brouckere złożył 1000 fr. na fundusz Związku i złośliwe gadania ustały.

Niedołęstwo socyalistów w sprawach gminnych uderzało mię na każdym kroku; kiedy rozmawiałem z indywiduami, które mi przedstawiano jako kandy­

datów do Rady gminnej, robiło mi się zawsze zimno.

Co za płaskogłowy! W Liege, na 12 radców so­

cyalistycznych jeden jedyny Demblon zabierał cza­

sem głos i to jak! Żaden z nich nie miał wyobra­

żenia o sprawach, znajdujących się na porządku dziennym.

VII. Obrzydzenie wzrasta.

W ostatnich czasach oburzyły mię do żywego wycieczki przeciw bratu Flammidien, niesłusznie po­

sądzanemu o zbrodnię. Wiedziałem przecież, że kilka miesięcy przedtem socyaliści brukselscy wyrwali z rąk sprawiedliwości swojego menera, któremu są­

downie udowodniono sodomię i inne zbrodnie.

Do ostateczności doprowadziło mię postępowa­

nie »towarzyszy« z najlepszym mówcą partyjnym Voldersem. Dziś, dla nikogo nie jest już tajemnicą, że Volders zwaryował nie z nadmiaru pracy, ale z powodu szykan i prześladowania swych kolegów.

Skoro tylko spostrzeżono, że umysł jego zaczyna się mącić, przyjaciele partyjni nie mieli nic innego na głowie, jak tylko pogorszyć jego stan. Za każdą cenę chcieli się pozbyć człowieka, w obec którego wyglądali jak karły. Spekulanci musieli usunąć nie­

bezpiecznego konkurenta. I dokonali dzieła.

Na pogrzebie zmarłego straszny lament! Mowy pogrzebowe wypowiedzieli mordercy denata i uda­

wali do tego, że mają łzy w oczach! Wstrętne i straszne.

Przed kilku tygodniami zmarł Oskar Paguay, deputowany ze Soignies. Osobistym jego wrogiem był Bertrand. Paguay, mój serdeczny przyjaciel nieraz mi o tem mówił. Z drugiej strony Bertrand zawsze przedemną szkalował Paguay’a. Otóż po śmierci Paguay’a, kto podejmuje się napisać nekrolog i wypowiedzieć mowę żałobną? — Bartrand!! — Komentarz zbyteczny.

(7)

Najlepiej wychodzi na jaw samolubstwo mene- rów przy strejkach i zaburzeniach. Na czele robot­

ników stoją wtedy jakieś ciemne, nieznane indy­

widua; napróżno szukałbyś właściwych kierowników burdy. Herszty socyalistyczne są tego zdania, że ich osoby zanadto są potrzebne proletaryatowi, by je przy lada okazyi narażać na kije lub bagnety.

Do kijów i bagnetów menery czują wstręt nie do

°pisania.

W e wszystkich faryzeuszostwo, obłuda i po­

dłość! Szynkarze przystępowali do nas, bo zaraz Potem mnożyli się im goście. Wydawano nadzwy­

czajne egzemplarze »Ludu« po cenie dwa razy wyż- Szej, bo każdy się o nie dopytywał. Zakładano sbufety ludowe*, bo niosły sporą dywidendę.

I na ten widok wszystkim uczciwym ludziom rozdzierało się serce — odchodzili bez żalu, bez tę­

sknoty, tylko żal im było swoich własnych ideałów, żal im było tego mirażu, tego złudnego obrazu od­

rodzenia robotników, która rozwiała się w nicość, pozostawiając oczom wydmy piasczyste — symbol niepłodności.

Razem z innymi poszedłem i ja, zmarnowawszy siedm lat na to tylko, żeby się przekonać o marno­

ści moich ideałów, o karłowatości moich półbogów, 0 głupocie szerokich warstw i o cynicznym, podłym samolubstwie ich kierowników.

Całe tomy mógłbym zapełnić szczegółami z mo­

jego, bądź co bądź urozmaiconego życia, na razie jednak te parę wierszy wystarczy.

Niech robotnicy ockną się i popatrzą trzeźwo na tych, którym się za nos wodzić dają, a zobaczą nędzne indywidua, w pogoni za groszem i honorami, zobaczą krzykaczy, piorunujących na występki burżoa- zyi, a w swojem życiu prywatnem uprawiających ta­

kież lub gorsze występki.

Oto moje zakończenie:

Partya socyalno-demokratyczna składa się z trzech głównych żywiołów:

1. Z ciemnej masy, dającej się za nos wodzić 1 głosującej jak automat;

2. Z niedouków, wykolejonych, malkontentów, którzy biadają nad wyzyskiwanymi z żalu, że sami nie mogą ich wyzyskiwać;

3. Z fachowych polityków, redaktorów, człon­

ków Rady nadzorczej, deputowanych, którzy trudnią się socyalizmem, tak jak w innych warunkach trudni­

liby się garbarstwem lub doróżkarstwem. Dla nich agitacya socyalistyczna, to rzemiosło, to karyera, to ranga, to chleb codzienny.

Rady lekarskie.

— —

r

Środek przeciw sparzeliźnie.

Codziennie zdarzają się nieomal przypadki opa­

rzenia, dobrze jest przeto mieć zawsze pod ręką jaki­

kolwiek rozczyn ałunowy i utrzymywać go w przy­

zwoicie zakorkowanej butelce. W przypadku opa­

rzenia należy zmaczać w rozczynie ałunowym ka­

wałek płótna, wielkości podług potrzeby, i złożywszy we dwoje, przyłożyć lub obwinąć część oparzoną.

Skoro płótno wyschnie, zastąpić go natychmiast innem potrzeba i to powtarzać dopóty, aż oparzenie całkiem się wygoi. — Najniebezpieczniejsze nawet sparzelizny, tak przez wrzącą wodę, albo tłuste po­

trawy, jako też przez roztopione metale, przez fosfor, proch strzelecki i t. d., zrządzone, można tym spo­

sobem w zupełności wygoić.

Inny środek.

Na oparzenie przykładać zimną wodę odmie­

niając co kwadrans, albo świeże tarte kartofle su­

rowe, albo wodę słoną, albo też miejsce oparzone natychmiast obwinąć watą. Gdy są już pęcherze, przekłóć je delikatnie igłą, żeby woda wyciekła, i przykładać świeżą śmietankę, lub maść urobioną z dwóch łótów wosku roztopionego, dwóch żółtek twardo ugotowanych i dwóch łyżek oliwy. Albo wodę gulardową rozbić z olejem lnianym i żółtkiem od jaja na rzadką maść i przykładać.

Na oparzenie gęby, lub gardła gorącą zupą, używać słodkiej śmietany, mało na raz ale często.

Rady gospodarskie.

Przechowywanie długo mleka słodkiego i świeżego.

W porze letniej, mianowicie w czasie grzmo­

tów, gospodynie nasze są często w ambarasie, bo im mleko kwaśnieje i zwarza się. — Przyjemnem zapewnie będzie, dowiedzenie o środku zapobiegającym tej niedogodności. — Do kwarty słodkiego mleka wlewa się łyżkę stołową wody przedestylowanej z chrzanu. Mleko z taką wodą utrzymuje się gdzie- kolwiekbądź postawione, nieprzykryte i bez sklepu, przez długi czas świeżo i słodko, gdy inne, bez do­

datku tej wody, obok stojące, szybko kwaśnieje.

Gotowanie ziemniaków parą.

Ziemniaki a osobliwie wodnite, są daleko smacz­

niejsze i zdrowsze, jeżeli się gotują nie w wodzie, lecz na parze wodnej. Ten sposób gotowania łatwy i prosty jest następujący: W garnek, w którym ziemniaki mają być gotowane, leje się na półtora lub na dwa cale wody na dno i sypie ziemniaki, potem stawia się garnek na żelaznej blasze lub kratce o trzech lub czterech nóżkach, nad dobrze rozpalonym ogniem, przykrywszy go wprzód szczelnie, żeby para z pod przykrywki nie wychodziła. Mała

(8)

128 ilość wody, znajdująca się na spodzie, zaczyna nagle wreć i zamienia się w parę, krórą ziemniaki zmiękczone i dobrze ugotowane, daleko są smacz­

niejsze i zdrowsze aniżeli gotowane na wodzie.

N a u c z y c i e l : »Co trzeba najprzód czynić, aby się dostać do nieba ?«

J a s i e k : »Trzeba najprzód umrzeć panie nau­

czycielu!«

* *

*

N a u c z y c i e l : »Dla czego to Adam ugryzł jabłka w raju ?«

U c z e ń : »Dla tego, że nie miał noża*.

* *

*

M a t k a : »Jak też ty Zośko zawsze masz te włosy na głowie zmierzwione, przypatrz się kogu­

towi, jak na nim pióra głatko leżą*.

Z o s i a : »Bo on nosi zawsze grzebień na gło­

wie, a mama każe mi po uczesaniu schować go do szufladki«.

* *

*

Pewien chorowity ojciec rzekł do malej swej córeczki:

»Cóżbyś ty powiedziała, gdybym ja umarł?*

»A nic! przecież już mamy fotografią tatki*, odrzekła.

* *

*

Ż o n a : Ale mój mężulku, ty już dostajesz łysinę! 7,kąd to pochodzi, iż mężczyznom rychlej włosy wypadają, jak kobietom?*

Mąż: »Bo dla was muszą się często skrobać po głowie*.

* *

*

H a n d l a r z : »Kupiłbym waszego konia, ale zdaje mi się, że jest bojaźliwyc.

C h ł o p : »Co, bojaźliwy? wszak on co noc stoi sam w stajni, anie boi się*.

* *

*

K a r o l e k : »Chciałbym ojcze, abyś się zawsze gniewał«.

O j c i e c : »A to dla czego?*

K a r o l e k : »Bo powiedziałeś matce, że w gnie­

wie nie trzeba bić dzieci*.

Arytmogryf czyli Liczbopis.

Arytmogryf czyli zagadka liczbowa, podaje wy­

raz do odgadnienia, składający się z tylu liter, ile liczb się znajduje. Każda litera jest oznaczona liczbą porządkową od i począwszy. Aby .odgadnąć zadania stojące na czele, trzeba chociaż jednę z na­

stępnych zagadek poszukać, a wtedy reszta łatwo się znajdzie.

Sześć liter stanowi nazwisko, z tych jedna ma być raz kreskowana, raz nie kreskowana.

I. 2. 3- 4- 5. 6. dają miasto stare w Europie, I. 6. 5- 4- 3. matka ptasia.

4- 3- 2. i. coś od szyi.

4- 5- 2. 3- odzienie pewnej klasy stworzeń ży- żyjących.

2. 3- 4- zwierzę wodne.

6. 3- 2. woda w pewnym stanie.

6. 5- 2. torba.

2. 5- 6. podobne do koryta.

4- 2. 3- podobne do cukru lodowatego.

---+---

Rozwiązanie zadania geometryczn. z nr. 15:

\ /

/ \

Rozwiązanie nadesłali: pp. Leopold Schega z Bogucic, Paweł Szotek z Szopienic, Ignacy K o­

wolik z Kopaniny, Józef Knopp z Zabrza, Mateusz Michel z Starego Zabrza, Tomasz Klimczok z Kosztowa, Emanuel Labisch z Zaborza, Henryk Kiera z Sadzawek, Jan i Berta Badura z Roździenia, Augustyn Malecha z Huty Wilhelminy, Paweł Mor- gała z Król. Huty, Jan Kamiński z Świentochłowic, Piotr Grabiwoda z Józefowca, Karol Kura z Michał­

kowie, Leon Piecha z Zaborza, Emanuel Foicik z Szobiszowic, Jan Sojka z Zawodzia, Aleksy Hornig z Szopienic, Józef Bus z Józefowca, Karol Markowiak z Niem. Przysieki, Jan Szulc z Poznania, Fr. Strzoda z Bykowiny.

Ponieważ rozwiązania nieomal wszystkie równo­

cześnie nadeszły, przeto dla każdego przeznaczyliśmy nagrodę.

J L

Nakładem i czcionkami » Górnoślązaka*, spółki wydawniczej z ograniczoną odpowiedzialnością w Katowicach.

Redaktor odpowiedzialny: Adolf Ligoń w Katowicack.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przyjęcie Sakramentu małżeństwa nazywa się ślubem dla tego, że najgłówniejszym obrzędem tej świętej czynności jest wykonanie ślubu czyli przy­. sięgi

Miasto Naim leżało w dolnej Galilei, między Górami Tabor i Hermon, w pięknej bardzo okolicy. Szedł właśnie do niego z Kafernaum Zbawiciel, gdzie był uzdrowił

I na onego ślepo narodzonego ślepotę, i na Łazarza śmierć był przepuścił, nie dla żadnego grzechu jego, ani rodziców jego, ale jako sam powiedział dla

Więc rozległy się straszne okrzyki tego ludu, domagającego się, aby chrześcian rzucano w cyrkach, w czasie publicznych igrzysk, lwom na pożarcie!. Tak się też

bierz sukienkę białą, w której nieskalanej masz się stawić przed sąd Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyś otrzymał życie wieczne. Bracia, przypatrzmy się

ścioła; goreje przy nich światło, i Kler zebrany od- prawuje tam jutrznią ku czci Świętych, których są te relikwije. Dyakon zaś w kościele będący, pyta

klął ziemię, żeby ju ż skarbów swoich nie wydawała więcej, że ju ż wyschły wszystkie zarobku źródła, że drogich kruszców żyły zamieniły się w popiół,

Tak więc Jezuici rozszerzyli się po całej Polsce, a innowiercy przez nich zwojowani albo odstąpili swych błędów, albo też osłabli i zaniemieli, źe ani