• Nie Znaleziono Wyników

Ziemia : ilustrowany miesięcznik krajoznawczy, 1947.11-12 nr 11-12

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Ziemia : ilustrowany miesięcznik krajoznawczy, 1947.11-12 nr 11-12"

Copied!
48
0
0

Pełen tekst

(1)

ROK X X X V III W A R S Z A W A , L IS T O P A D - G R U D Z IE Ń 9 4 7

Z 1 E

ILUSTROW ANY

M 1 A

M IE S IĘ C Z N IK

* 7 * > N N A W C Z Y

TOM XXV I NR 1 1 - 12 (569-570

P I Ę K N O P O L S K I

Fot. 0. Swoboda Łaziska (pout. rybnicki, woj śląskie) - kościół drewniany z ^ V iII w

Ryc. 122.

(2)

CZTERDZIEŚCI LAT DZIAŁALNOŚCI

NA N IW IE TURYSTYKI I KRAJOZNAWSTWA

JUBILEUSZ DRA MIECZYSŁAWA ORŁOWICZA

W bieżącym roku przypadł podwójny jubileusz dra M. Orłowicza: 40-lecia działal­

ności turystycznej i krajoznawczej oraz 35 lat od ukazania się pierwszego Jego prze­

wodnika.

Działalność tury­

styczną rozpoczął dr M. Orłowicz założe­

niem Akademickiego Klubu Turystycznego we Lwowie, któremu przewodniczył w 1. 1.

1906 - 1910 (od 1910 prezes honorowy), prowadząc przy tym mnóstwo wycieczek (np. 1906- 1910 - 119 na 267 wszystkich).

Ogromne doświad­

czenie turystyczne i wielką wiedzę krajo­

znawczą, zdobyte w n ie zliczo n y cli wy­

cieczkach, zamknął dr M. Orłowicz w 30 prze­

szło przewodnikach.

Niezmordowany w działalności organiza­

cyjnej czy jako uczestnik wszystkich zjazdów turystycznych — ich dusza, mózg i niewy­

czerpana skarbnica wiadomości, czy też jako członek Zarządu Głównego Pol. Tow. Krajo­

znawczego i Pol. Tow.

Tatrzańskiego, nie za­

niedbuje nadal wycie­

czek. Rok jubileuszo­

wy swojej działalnoś­

ci turystycznej uwień­

czył odbyciem 500 km pieszej (mając 66 lat!) wycieczki w Sudetach.

Po wojnie powró­

cił dr M. Orłowicz na stanowisko Radcy Wydziału Turystyki Ministerstwa Komuni­

kacji, tonie w pracy biurowej, nie znajdu­

jąc — niestety! — czasu na dalszą działalność pisarską w zakresie literatury przewodni­

kowej.

Ten skromny nasz wyraz pamięci i hoł­

du zapikniemy szcze­

rym życzeniem, aby przez długie jeszcze lata polskie szlaki wycieczkowe widziały ne­

stora naszej turystyki w pełni sił i żywotności.

R e d a k c j a

Fot. Mgr B. Gajdzik.

Ryc. 123. Dr Mieczysław Orłowicz w r. 1947.

(3)

OTTON SWOBODA

DAWNIEJ NA W IG ILIĘ W RYBNICKIM NA ŚLĄSKU H

Już pokrył święty Marcin białym ca łunem pola i sady.,.

Już poszły w zapomnienie wróżby w wigilie św Katarzyny i św. Andrzeja...

Umilkła muzyka, bo

„Święta Katarzyna klucze pogubiła, A święty Andrzej znalazł

1 zamknął skrzypki zaraz“

Rozpoczął się adwent, Lud śpieszy co dzień rano na roraty. M ija dzień patronki górników św Barbary i dzień św Mikoła­

ja, 'który przypomniał dzieciom, że do gócl już niedaleko. Wreszcie zjawia się po cha tach organista z opłatkami, zwiastując bii ski koniec adwentu i początek wesołych świifąt, narodzin boskiego Dzieciątka.. Za­

ledwie parę dni dzieli nas jeszcze od W igi­

lii. Po wszystkich chatach wzmaga się krzą tanina Gospodynie zaopatrują się w po-' bliskim miasteczku we wszelkie potrzebne, do w ig ilii towary i podarunki. Dzieci na tomiast, nie mogąc doczekać się upragnio­

nych świąt, poczynają być coraz bardziej nieznośne, tym bardziej, że zima Coraz o strzejsza i śnieg coraz bardziej sypie, zmu­

szając je do przebywania w ciasnej izb.e.

Nareszcie nadszedł upragniony i osnu­

ty siecią przeróżnych zwyczajów i wróżb dzień w igilijny.. y ' • (

Jeszcze brzask nie rozdarł cieni nocy.

a już w chatach poczynają błyskać pierw sze światełka a po chwili na drogach uka żują się ciemne postacie, dążących na o- statnie w tym roku roraty.

Po ukończonym nabożeństwie śpieszą wszyscy, by najrychlej dostać się do do­

mu, boć roboty dziś okropnie dużo. Jutro bowiem rozpoczną się dwa wielkie święta, podczas których ustać winny wszelkie pra­

ce, nawet takie, ja k gotowanie jadła Pie­

cze się więc wielkie ilości kołaczy, bab, strucli i pierników. Robi się makówki z bu­

łek i maku, tłucze się konopie na konopion- kę czyli siymiyniotke, piecze się karpie i przygotowuje moczkę z rybiego sosu i śliwek Gotuje się również w małej ilości wszystkie potrawy, które spożywało się przez cały rok Czas więc upływa dziś nad­

zwyczaj szybko. Nawet dzieci w dniu tym starają się być o ile możności grzeczne i pomagają rodzicom w czym tylko mogą, bo kto dzień w ig ilijn y spędzi w lenistwie lub kłótniach, będz ie próżnował i kłócił się przez cały następny rok;

„Jakiś w wigilie, takiś cały rok“

Dz eWczęta pomagają pilnie przy go towaniu i pieczeniu, te zaś, które są na w y ­ dani u starają'się o to, by właśnie ona, a nie

* inna otrzymała mak do mielenia, bo która w dniu w|gi'liljnym wykonuje tę czynność, wyjdzie niechybnie do roku za mąż.

Minęło południe.

Obiadu dziś nie ma Nawet dzieci i star­

cy wstrzymują się dn a tego od jedzenia.

Synowie gospodarscy zebrali się po po­

łudniu przed dworem pana wioski z powę- śłikami, przymocowali je do kijów , rozsta­

w ili się w półkolu i poczynają głośno strze lać ze sporządzonych w ten sposób karwa- ozy (bieży) Po obdarowaniu ich pieniędz mi. powtarzają’ tę.samą strzelaninę przed probostwem. Reszto swej siły wyładowują na czterech końcach wsi. pOczem wracają do domów.

W izb ę tymczasem wszystkie roboty i przygotowania dobiegają końca. Już o- k.rywa się. stół śnieżnobiałym obrusem, pod którym rozłożono cienką warstwę grana na pamiątkę narodzin Dzieciątka w stajence Na środek .stołu postawiono kilka dużych świec d<> oświetlenia izby, gdyż w ten święty wieczór nie godzi się używać innego światła Obok nich położono pudełko z su­

szonymi ziołami i prochem strzelniczym, służącym potem przez cały następny rok do leczenia ludzi : bydła przez kadzenie względnie ,^odstrzelenie“ . Bty ustrzec się od złodziei kładzie się na stół także dużą kłódkę. Obok kłódki położono dużą głów­

kę cebuli.

Zapada wieczór.

Dzieci z niecierpliwością oczekują na progu chaty ukazania się pierwszej gwiaz­

dy, tego widomego znaku Boga, zezwala­

jącego na rozpoczęcie świętej wieczerzy Gospodarz tymczasem z synami górnika

(4)

Ryc. 124.

Radziejóui (pom. rybnicki, luoj. śląskie) - kościółek

drewniany z XVII uj.

Fot. O. Swoboda.

mi czynią ostatnie przygotowania przy własnoręcznie) sporządzonych „moździe­

rzach“ , przeznaczonych do godnego powi­

tania „Pana nad Pany“ . Ściemniło się zupełnie.

Czekają. Wtem.,,

„0 ! Pierwsza gwiazda zaświeciła"

krzyknęły dzieci, Huk z moździerzy i fuzji rozdarł powietrze. To górnicy górnośląscy witają Boskie Dzieciątko, dając znak do rozpoczęcia uczty w ig ilijn e j iym, którzy pierwszej gwiazdy jeszcze nie dostrzegli

Ojciec rodziny wyszedł przed chałupę na drogę, rozglądnął się czy nie ma kogoś, kio zabłąkał się w tę świętą noc, by móc go zaprosić do świętej wieczerzy, ja k naka­

zuje staropolski zwyczaj. Nie zauważyw szy nikogo, przyniósł do izby cztery snopy słomy i rozstawił je po czterech kątach izby Izba upodobniła się do stajenki be­

tlejemskiej. Gospodyni wraz z córkami po dają do stołu, pilnie zważając, by wszyst­

kie potrawy znajdowały się na stole przed rozpoczęciem wieczerzy, gdyż odchodzę n'e od stołu w czasie jedzenia wróży nie­

szczęście. Pod największą misę położył go spodarz pieniądze, po to, by się cały na stępny rok domu trzymały, zaś pod nogi położył sobie kawał blachy i siekierę, co mu miało zapewnić zdrowie i siłę Po takich

przygotowaniach zmówiono, stojąc, wspól­

ny pacierz:

„Ojcze nasz.... Zdrowaś.,, i Chwała Bo­

gu Ojcu

Teraz zasiadła cała rodzina do stołu i poczęto łamać się opłatkiem, życząc so­

bie nawzajem zdrowia, szczęścia i błogo­

sławieństwa bożego Siymiyniotką rozpo częto właściwą wieczerzę poczerń następo­

wały w małych porcjach wszystkie potrą wy, jedzone przez cały rok. Wieczerzę spo­

żywano w zupełnym milczeniu, ja k tra ­ dycja z dziada pradziada nakazywała a każdą potrawę rozpoczynał jeść ojciec, następnie matka, potem dopiero reszta ro­

dzeństwa według starszeństwa.

Modlitwą dziękczynną ukończono wic czerzę, po której obdarowywano s ę poda­

runkami. Wybuchom radości, zachwytu i wesela nie było końca .. Przerwał je do p ero ojciec, który oworzyl starodawna kantyczkę i zaintonował:

„W żłobie leży“

„Któż pobieży“ .. podchwyciła reszta rodziny i zrobiło się jeszcze weselej, je ­ szcze radośniej.

Gospodyni tymczasem pozb erała z o brusa okruszyny, zebrała siano z pod obru­

sa, zmieszała z poży w eniem dla bydła i drobiu i odniosła to do chlewa. W tak uro

(5)

czystynt dniu nawet zwierzę powinno otrzymać niecoś ze stołu wigilijnego.- ./Go­

spodarz zawołał do izby psa i dał mu z pra­

wego kolana kawał chleba -z czosnkiem, mówiąc:

„Tu masz obiad z prawego kolana.

Służ wiernie, a nie opuszczaj swojego pana, A. ja k ci się co złego stanie ")

Idź precz od domostwa i ode mnie“ . Gdy pies chleb zjadł otrzymał dopiero sutą wieczerzę, ja k na dzeń dzisiejszy na leżało

Wróżenie przerywało śpiewanie kolęd Pod trzy garnuszki, odwrócone dnem do góry położono monetę, okruszynę clileba i odrobinę ziemi. Osobom, które nie widzia­

ły co podkładano pod garnuszki kazano je podnosić, Kto znalazł pod garnuszkiem mo­

netę — tego czeka bogactwo lub spadek, kto chleb — zdrowie a kto ziemię — tego spotka niezadługo nieszczęście lub śmierć.

Chłopcy powsadzali sob e na nogi, po jed­

nym buciku i przerzucali je przez głowę w stronę drzwi Jeśli bucik spadły na po­

dłogę wskazał końcem drzwil lub okno, wróżyło to danemu chłopcu rychłe opu szczenię domu rodzinnego przez ożenek, przez wyjazd, albo śmierć: gdy zaś bucik upadłszy obrócił się obcasem do drzwi lub okna oznaczało, że dana osoba pozostanie do następnej w ig ilii w domu.

Ze słomy stojącej w kątach izby ukrę­

cił gospodarz powrósła i wyszedł do sadu obwiązywać drzewa owocowe, żeby w na stępnym roku lepiej obrodziły. Przy tej sposobności wyszło także starsze, rodzeń­

stwo do sadu. Dziewczyny pobiegły ku plo­

tom i trzęsąc nim pytały

„Trzęsą cie płotku Odzywaj się chłopku luib:

„Płocie, płocie

Trzęsą cle!“ i nasłuchiwały z której .»trony da się słyszeć szczekanie psa, z tej bowiem strony przyjdz.e jet przyszły mąż Przy tej sposobności nie obyło się i bez żartów chłopców; o ile udało się któremu uprzedzić dziewczynę i ukryć się pod pło

*) Wścieklizna

tein, odpowiadał dziewczynie grobowym głosem:

,,A jo diabeł Wezmą cie!“

Inne znów brały duży kawa! drzewa . rzucały nim na dach chałupy. Której dzewo do trzeciego razu pozostało na da­

chu, dziewczyna ta będzie napewno do ro ku kolebała... (własne dziecko).

Podobnie zabawiali się starsi chłopcy, rzucając miotłą na drzewo Ile razy musiał rzucić zanim miotła zawisła na drzewie, lyle lat dzieli go od ożenku

Skończywszy wróżby w sadzie, w ró­

cono do ciepłej izby kolędować i dalej wróżyć. -Przyszła kolej na cebulę Rozkro­

jono ją, wybrano dwanaście największych łusek, porozkładano na stole i do każdej wsypano szczyptę soli. Dwanaścia łusek oznaczało dwanaście miesięcy nadchodzą­

cego roku. Łuska, w której stopią się sól oznaczała miesiąc mokry, zaś łuska, w któ­

re j sól pozostała sucha, miesiąc suchy Zbliżała się północ. Rozkołysały się dzwony, wzywające na pasterkę

Zapełniła się droga wiejska spieszący­

mi do starego drewnianego kościółka, by usłyszeć wesołą nowinę, że „Panna poro­

dziła Syna“ . A le nawet i tu na drodze, lud nie zaprzestał wróżby. Każdy z idących na pasterkę uważał, aby w drodze się nie po­

ślizgnął i nie upadł, gdyż to oznaczało bli- ską śmierć albo nieszczęście Dorosłe dziewczęta także nie zaspokoiły jeszcze swej ciekawości i wzięły sobie pod pachę po jednym jabłku, by po powrocie z pa- sterk’, (o ile im w drodze lub w kościele nie upadnie na ziemię) — mogły zapytać pierwszego spotkanego mężczyznę o imię;

takie właśnie imię, jakie nosi pierwszy na potkany mężczyzna, nosić będzie je j przy­

szły mąż.

Powoli tłum ludu śląskiego wypełni!

po brzegi odświętnie przybrany kościółek Zapach gałązek świerkowych, którym i przystrojono dziś wszystkie ołtarze roz- sżedł się po całej świątyni. Panuje tu teraz uroczysta cisza, przerywana od czasu do czasu krzykliw ym i tonami strojonych na chórze instrumentów. Kościelny zapali 1 świece na ołtarzu i znikł w zakrystii Cze­

kają na księdza...

221

(6)

Ozwały się dzwonki przy drzwiach zakrystii i wszedł uroczyście ksiądz pro boszcz. Huknęła muzyka i zawtórowały głosy zebranego ludu;

„Bóg się rodzi Mloc truchleje

Pasterka się rozpoczęła.

Kościół opustoszał. Zgasły ostatnie , świece na ołtarzu. Zapanował półmrok,

tylko malutkie czerwone światełko wiecz­

nej lampki przed ołtarzem Tego, K tó ry się dziś narodził rozświetlało mroczne wnę trze starego kościółka, ukazując na podło­

dze zgubione przez wiejskie dziewczyny jabłka, te jedne z ostatnich śladów daw­

nych zwyczajów, których czas nie zdołał jeszcze z myśli ludu wykorzenić.

Otton Swoboda, Wiedeń

WOJCIECH WALCZAK

KARKONOSZE - GORY PRASTARE

Część I I

Dzisiejszy klimat Karkonoszy.

Po epoce lodowej, w czas e znacz­

nego przejściowego ocieplenia klimatu, zbocza gór wraz z wierzchowiną porastał las, W następstwie ponownego ochłodzenia las zniknął z powierzchni w erzchowiny, ustalając swą górną granicę w wysokości ok 1209 m a miejsce jego zajęły obszerne torfowiska i kosówka, tak charakterystycz­

ne dla dzisiejszego krajobrazu.

Zalegające dziś u podnóża wychodni skalnych pola i hałdy rumowisk nie mają jednak nic wspólnego z owymi dyluwial-

nymi rumowiskami, które widzimy jedynie nisko na stokach pod pokrywą zwietrzeli- ny Te świeże gruzowiska powstanie swe zawdzięczają oddziaływań u dzisiejszego klimatu wierzchowiny, nie wiele cieplej­

szego od klimatu u schyłku epoki lodowej Regularnie prowadzone od 1887 r, ob­

serwacje meteorologiczne na Śnieżce, po­

zwalają na dokładne scharakteryzowanie obecnego klimatu Karkonoszy Samo obser­

watorium, którego podobny do wieży drewn any budynek nadaje szczytowi Śnieżki charakterystyczną sylwetę, jest ob

Ryc. 125.

Czapa chmur na szczycie Ś n i e ż k i o mschodzie słońca.

Fot. W. Walczak.

222

(7)

Ryc. 126.

M g ł y prze­

walające się przez grzbiet Karkonosze ( z a c h o d n i

k r a n i e c

C z e s k i e g o G r z b i e t u ).

Fot. W. Walczak.

jęte przez Państwowy Instytut Hydrolo­

giczno-Meteorologiczny w Warszawie. Jest to jedna z najlepiej wyposażonych na­

szych stacji meteorologicznych a równo­

czesne najwyżej położona w Europie na północ od Alp.

Z obserwacji je j wynika, że klim at Śnieżki i wierzchowiny Karkonoszy o śred­

niej rocznej za okres 1837—1943 r 1,4“ C, jest nieco tylko łagodniejszy od klimatu Godthaabu na'Grenlandii (śr. roczna —i2"C) a chłodniejszy od klimatu Irkucka na Sy­

berii (śr. roczna —0,9" C). Z' obserwacji tych możemy także ocenić surowość dłu­

giej tutejszej zimy, trwającej od paździer­

nika do kwietnia włączne. ¡Oto średnie temperatury poszczególnych miesięcy:

miesiące zimowe: miesiące letnie:

paźdz ernik 0,8“ e maj 3,1"

Estopad -3 ,5 " C czerwiec ' 6,2"

grudzień —6,3" C 1 p ec 8,1°

styczeń —6,9"C sierpień 7,5"

lu ty — 7,6"C wrzesień 5,0"

marzec -5,8" C kwiecień i—2,0“ C

Najniższe temperatury zimowe spada­

ją do — 32j2'° C

Także i lato wierzchowiny nie jest zbyt upalne, ja k to wynika z zestawionych powyżej średnich temperatur miesięcy letnich.

Najwyższe temperatury letnie docho dzą do 23,8" C. Widać z zestawienia, że naj

cieplejszym miesiącem letnim jest lipiec, podobnie ja k najchłodniejszym zimowym jest luty. Ale i letn e miesiące nie są wolne od nagłych ochłodzeń, charakterystycz­

nych dla kapryśnego klimatu Karkonoszy Nie ma miesiąca, żeby temperatura dzienna nie spadała poniżej 0" Wskutek tego na rok przypada średn o 214 dni z mrozem, w li­

czając w to przejściowe przymrozki noc­

ne. ¡Natomiast podczas 140 dni w roku na j­

wyższa temperatura dnia nie przenosi 0°.

Nagle ochłodzenia' przyczyn a ją się do częstych mgieł, zasnuwających góry białym welonem Dnie z mgłą są najbar­

dziej charakterystycznym rysem dla pogo­

dy ¡Karkonoszy. Jest ich średnio rocznie 294, co w przybł żen u daje miesięcznie 24 dni Najwięcej dni pogodnych jest w czerwcu, średnio „aż“ 8,4 a najbardziej mglisty jest październik, tylko 2,7 dni po­

godnych.

Z silnym zamgleniem łączy się duża suma opadów. Notuje się ich na Śn.eżce dwa rodzaje Normalny opad. stanowi deszcz i śnieg, mierzone przy pomocy zwy­

kłych opadomierzy. Od czterech lat mierzy s ę prócz tego na Śnieżce opad z mgły, przy pomocy specjalnego przyrządu, powodują­

cego je j skraplanie

Roczna suma opadu zmpkł. uiynosi 1200 mm.

„ „ „ mgłomego „ 1500 „ Łączna suma opadu „ 2700 „ Ponieważ deszcze przynoszone są przez w ia try północno-zachodnie, wskutek

223

(8)

Hyc 127.

Fot. W. Walczak.

Czeskie s c h r o n i s k o na szczycie Śnieżki, oblodzo­

ne po przejściu huraganu.

tego zbocza po stronie polskiej mają aa ogół więcej opadów od czeskich.'Najwięcej opadu przypada na okol ce schroniska im.

Kasprowicza poniżej szczytu Szrenicy.

Omawiając pokrótce klimat Karkono­

szy nie można przemilczeć roli wiatru. Jak ona jest olbrzymia świadczy fakt, że prze­

ciętnie tylko 3 dni w roku są bezwietrzne.

Przez pozostałe hula wiatr po wierzchowi­

nie, przewalając przez grzbiet porwane płaty mgieł. A nie jest to wcale wiatr sla­

by. Średnio szybkość jego wynosi 9 m na sekundę (35 km na godzinę) a częste są prawdziwe huragany, przy których s la w iatru dochodzi do 50 m na sekundę. Bia da wówczas turyście, zoskoczonemu przez

taki wicher, zwłaszcza zimą, gdy towarzy­

szy mu śnieżyca IBywały wskutek tego w y ­ padki białej śmierci lub śmiertelnego u- padku w przepaście. Również gospodarze schronisk mogą w ele opowiedzieć o pory­

wanych przez huragan dachach z przybu­

dówek, niesionych ja k makabryczne ptaki w doliny.

Ciężka i niebezpieczna jest w akie-li Warunkach służba wopistów, pełniących straż na granicy i praca personelu, obsłu­

gującego obserwatorium meteorologiczne na śnieżce Na skalnej platformie szczytu już przy wietrze 25 m na sek. trudno u trzy­

mać się na nogach a co dopiero mów:ć o dokonywaniu obserwacji przy huragano­

wej szybkości wichru 50 m na sek, kiedy zakotwiczona stalowymi 1 mami wieża ob­

serwatorium chwieje się a je j szczyt do­

konuje kilkudziesięciocenty metrowy cli wychyleń Gdy zimą mroźny wiatr pędzi śnieg lub zmraża na napotkanych przed­

miotach mgłę, powodując tak niebezpiecz­

ne dla lotniczej 'komunikacji oblodzenie, oba szczytowe schroniska, polskie i czeskie i stacja meteorologiczna, bywają na wiele dni odcięte od świata. Nieraz przez 16 dni nie można dostać się na szczyt, ani zejść na dół wskutek pokrycia skalnych zboczy warstwą lodu. Wygląda wówczas Śnieżka ja k bajkowa szklanna góra. Czasem znów oblodzenie i oblepienie śniegiem i szronem przekształca budynki szczytowe w jakieś fantastyczne b ryły, podobne do wielkich białych raf koralowych, przeniesionych tu z dna mórz południowych biny, zakotwi­

czające budynek stacji meteorologicznej oblepione lodem i szronem osiągają po­

tworne grubości a z wnętrza budynku w y ­ chodzi się przez okno, wskutek zamurowa­

nia przez śn:eg i lud drzwi.

Karkonosze dzięki swej długo trw ają cęj zimie i ukształtowaniu powierzchni stanowią doskonały teren narciarski.

224

(9)

Ryc. 128.

Jeden z uueńcóuj gruzo­

wych na Lucnej horze.

Fot. W. Walczak.

Pierwszy śnieg pojawia się na ich wierz­

chowinie już z końcem wrześna a ostatui hywa jeszcze w czerwcu

Przecięna grubość zimowej pokrywy śnieżnej w poziomie il2'00 m a więc np ko­

ło stawów, wynosi 7. m Na w erzchowinie z powodu zwiewania jest śniegu nieco mniej bo ok. 4 m. 'Najlepsze warunki śnież­

ne panują na wierzchowinie od grudnia do kwietnia włącznie.

Najlepsza pogoda słoneczna przypada zimą na koniec grudnia i styczeń a następ- nie na marzec i kwiecień

Fenomen gleb strukturalnych typu polarnego

Klimat Karkonoszy, o tak wyraźnym podobieństwie do klimatu krain polarnych, jest powodem występowania tu jedynych w Europie poza Alpami, Lapon ą i Szpic- bergiem form gleb polarnych.. Są to ufor­

mowane selektywnym działaniem mrozu gruntowego okrągławe wyspy* ziemiste, średnicy 70 cm do 3 m otoczone weńcem głazów, ustawionych na kant Występują one w polach rumowisk na płaskiej po wiehzchni grzbietu między Śn eżką a Czar­

ną Kopą, na Srebrnym Grzeb eniu, nad Śnieżnymi Jamami i na sąsiedniej Desce a Po Czeskiej stronie na zboczach i szczy­

cie Lucnej hory, Studnicnego, na Liści Ko­

pie i Kotelu Na n eco stromszych zboczach, 0 spadku około 8\ przekształcają się te formy skutkiem spełzywana w podłużne bruzdowo wgłębione pasy gruzowe, mię­

dzy którym i b egną, jak zagony orne. zie­

miste wypukłe grzędy Zjawisko to najle­

p s i zachodzi na zboczach Lucnej hory po czesk:ej stronie a po naszej na podszczy­

towym skłonie Wysokiego Koła.

Sieć wodna.

D zLki obfitym opadom i obszarom podmokłych torfowisk na wierzchowinie należą Karkonosze do gór o gęstej sieci wodnej. Podczas gdy strome i słabo roz­

członkowane zbocza północne odwadnia­

ją raczei nieduże strumienie, z których najważniejsza jest Szklarka na zachodzie 1 Łomnica na wschodzie, to zbocza połud­

niowe rozgałęź a jące się na szereg drugo- i trzeciorzędnych grzbietów, odwadniane są przez większe rzeki. Najważniejsze z nch sa Łaba na zachodzie i Upa na wschodzie

Zwłaszcza silnie rozwiń ety jest obszar źródliskowy Łaby, która dzieli s'ę na dwa główne źródłowe strumienie: Łabę albo Łabski Potok i Białą Łabę. Płyną one w dwóch podłużnych dolinach, oddzielają

(10)

Ryc. 129.

Rot. HZ. HZa/czafc.

Schronisko na szczycie Szrenicy 1362 m., najdalej na zachód tny- suniętym szczycie Karkonoszy,

cych Karkonosz i Kozi Grzbiet od grzbietu głównego. Powyżej dużej wsi Spindłeruw Młyn oba strumienie łączą s ę i krótką do­

liną przełomową przebijają się między w y ­ mienionymi grzbietami 'ku południowi

’ babski potok, w ypływ ający w mejscu od­

gałęzienia się Karkonosza od głównego grzbietu, poniżej swycb źródeł tworzy najwyższy w Karkonoszach wodospad Srebrzysta wstęga strumienia rzuca s:ę na­

gle w przepaść aby 1210 m niżej rozbić się z bukiem i kotłującą się masą spienionych wód spłynąć w skałne łożysko

Po polskiej stronie niższe, choć także urocze i dzikie wodospady, tworzy Szklar- ka i dopływ Czerwonego potoku w Prze­

siece.

(Zwłaszcza dwudziestosześciometrowy wodospad Szklanki, przy drodze od Huty Józefiny do Sehronska ¡Kasprowicza pod

¡Szrenica, stanowi jedną z największych turystycznych atrakcji w okolicy Szklar­

skiej Poręby,

Walory turystyczne.

•Dogodna sieć komun kacyjna, łącząca fudożone u stóp Karkonoszy miejscowości letniskowe z Jelenią 'Górą a za je j pośred niclwem z resztą Polski oraz wielkie schro­

niska na zboczach i na wierzchowinie, pre­

dysponują te góry na teren masowej tu­

rystyki wysokogórskiej. Wprawdzie fre ­ kwencja polskich turystów z roku na rok zwiększa się tu a ostatnio zawarte umowy graniczne z Czechosłowacją i znieś.enie ograniczeń przygranicznych rokują w tym kierunku duże nadzieje, ciągle jednak je ­ szcze pozostajemy daleko pod tym wzglę­

dem za Czechami Trzeba się nam od nich uczyć iich gromadnego pędu do górskiej włóczęgi. Na szlakach Karkonoszy widzi się całe korowody czeskich dzieci szkol­

nych, z namaszczeniem pnące się na szczyt Śnieżiki, aby tu nakarmić oczy wspan ałym widokiem aż hen po Białą Górę nad Pragą, po Pradziada na wschodzie, czy pa 'Sobót­

kę i Wrocław na północy a w płuca za­

czerpnąć i zanieść w doliny rzeźkość gór­

skiego powietrza. Jakże nieliczne wobec czeskich są polskie wycieczki szkolne! A przecież Karkonosze nie są ani tak trudny­

mi ani tak niebezpiecznymi górami ja k Tatry. Schroniska polskie mają specjalną taryfę ulgową dla szkolnych wycieczek a góry czekają na polskie dz.eci!

|DIa pieszej tu rystyki sezon zaczyna się właściwie już pod koniec kw ietna Jest to może jeden z najbardzej uroczych okre­

sów w górach Jeszcze olbrzymio piaty fir ­ nu pokryw ają wierzchowinę ale spod nich

226

(11)

wystrzelają już zielone kępy kosówki a gdzieniegdzie pierwsze kw iaty w:osny. Po­

wierzchnia firnu, mimo prażących promie­

ni wiosennego słońca dość twarda, pozwala na wygodny marsz. Temperatura zaś, wskutek odbijania słonecznych prom eni przez lśniącą ja k kryształ powierzchnie śniegu nad podziw wysoka, pozwala na bardzo lekkie odzienie a nawet zupełne zlikwidowanie koszuli- Za to c ało czybko opala się w tych warunkach na brązowo.

Niezapomniane wrażenia pozostawia zwłaszcza taki wiosenny przemarsz przez całe pasmo od Szrenicy aż po Śnieżkę, na­

turalnie pod warunkiem wybrania pogod

»ego dnia.

Również i dla narciarzy kwietniowe firn y i wiosenne słońce stwarzają wyma­

rzone warunki.

Pomijając mniej lub więcej pogodne lato, drugim uroczym okresem w Karko­

noszach. jest wrzesień. Wczesna górska je ­ sień, czerwieniąca już 1 ście buków na sto­

kach, obdarza góry iście królewskim prze­

pychem barw. Czerwień, złoto i cemna zieleń, ubierające siną szarość skał, dostar­

czają niezapomnianych wrażeń wzroko­

wych. A przv tym dochodzący z lasów ba­

sowy ry k jeleni, dodaje jesiennej wę­

drówce specjalnego uroku

Dr Wojciech Walczak, Wrocław

MIECZYSŁAW WOŻNOWSKI

S W O S Z O W I C E

Wstęp.

Kraiobraz kulturalny okolicy Krako­

wa, położonej na południowy wschód od miasta a więc Bonarki. Borka Bułeckiego i Kurdwanowa przedstawia jednaki charak­

terystyczny dla naszego stulecia w y g lą d . Znikły gdześ sczerniałe od starości, pokryte słomą drewniane domy, nierzad­

kie np w niedalekich Skotnikach, a na ich

1» ejsce pojaw iły się białe, murowane dom- ki. wille, a nawet piętrowe kamienice,^ o czerwonych lub zielonych dachach. Nic dziwnego, bo wymienione wyżej miejsco­

wości leżą w promieniu oddziaływania Krakowa, a niedawno zostały nawet ad­

ministracyjnie doń przyłączone. Bliskość Krakowa, ułatwienia komunikacyjne i tym podobne czynniki w płynęły na zmianę w y ­ glądu tych miejscowości.

0 ich niedawnej jeszcze przeszłości świadczy to tak charakterystyczne dla na­

szych wsi ugrupowanie domów wzdłuż dróg (ulicówki). Przestrzenie międzyleglę są przeważnie niezabudowane. Spokój i monotonię okolicy przerywają nierzad­

kie tutaj mury fabryczne i w niebo sięga­

jące ich majestatyczne kominy.

To samo można powiedzieć i o Swo­

szowicach. To. z czego one słynęły od stu­

leci, a więc kopalnia siarki, znikło prawie bez śladu Tylko wprawny obserwator i to z bhska spostrzeże poza zakładem kąpie­

lowym hałdy dawnej kopalni.

Natomiast swoszowick' zakład kąpielo­

w y nie stracił swego znaczenia Tylko jego budynki a nawet wysoki komin łazenko- w v k rv ją się dziś wśród wysokich, przeszło stuletnich drzew parku zakładowego.

Kopalnia siarki.

Krajobraz naturalny Swoszowic two­

rzą- od zachodu szeroka, zabagniona doli­

na Wilgi, w ypływ ającej z grzbietu Prze- wódki (399 m), a wpadającej do W sły w budwinowie, naprzeciw Kazimierza. 'Dalej na wschód mamy wyższy poziom, czy te rasę doliny tejże Wilgi. Wznosi się ona stonniowo ku wschodowi, a pokryta jest hałdami dawnej kopalni siarki, przebiega­

jącym^ w różnych kierunkach. Oddzielają je głębokie doliny erozyjne, trudne nieraz do odróżnienia od dawnych przekopów ko­

palnianych. Pięćdzies ęcioletnia przerwa w działalności człowieka na tutejszym te­

renie spowodowała zatarcie się różnic mię

(12)

c m i

£ - - j a p r y T O l i t u j fcOk-iu ł« lo r > o * > r > e

& g S tc w W O n o ś n ?

i K f e ć i c i d o i n . r y ^ l £ i W \

^ b<ex o z n t x c z e ń ^ _ \ _ j j Ł « , o . j . - f U t t / s t w y [ T T ] -? . 1 p < -

P o d l i a t Kcx - V '? 5 0 0 0

T a r^ a m o wi ce. _^.

¡hh/dniouice ~ ® . ~ ~

~'V*^%>'-\^Oc>lkow'C.e.. — IsAjg] Warstwy

Ju rajsV»*e\ peóYo<^cxr>a

y < ^ Y C t . r \ »ca. K a rp a t.

/Szkic peolo<piczny okolicy

S u j o s z o l o i c. Ryc. 130. Szkic geologiczny okolicy Sw o s zo u h c.

dzy utworami natury a elementami k ra j­

obrazu kulturalnego, do jakich resztki ko­

palni zaliczyć należałoby. Niektóre hałdy porosły już duże drzewa, denudacja i ero­

zja złagodziły ostrość ich form a pług i ro­

ślinność dokonały reszty.

Pod wzg'ędpm geologicznym stanowi okolua Swoszowic pogranicze miedzy Wy­

żyną Krakowską, sięga jącą tu na prawy brzeg Wisły, a Karpatami, względnie ich Pogórzem

Koło Kurdwanowa spotykamy resztki skał jurajskich, z jakich zbudowana jesi W'yżyna Krakowska, Ich występowanie tu taj było przedmiotem żywego zaintereso­

wana geologów. Dalej spotykamy pa iłów solonośnyeh, ciągnących się równo­

leżnikowo, a w nim margle siarkonośne, eksploatowane górniczo już w dawnych wiekach na teren e Swoszowic w Siarczą­

cej Górze Utwory te zaliczamy jeszcze do piętru śródziemnomorskiego młóceniu (trze­

ciorzędu) ą więc one nie mają nic wspól­

nego z utwórami trzeciorzędowymi po­

przednich okresów, występującymi w są sied c l i Karpatach. Mioceńskie i śródziem­

nomorskie są też piaski z Rajska, a dopiero dalej na wschód od nich leżące warstwy mikuszow&feckie (górny eoćen i dólny oli- gocen), cieszyńskie, mietniowskie i inne

kredowe zaliczane bywają do fliszu kar­

packiego.

Oprócz iSiarczanej Góry występuje siarka w okolicy Swoszowic w bardzo wie­

lu miejscach w. tamtejszej wodzie (w stud­

niach) .

Może być, że wyługowana z g psu siar ka znajduje się głębiej, podobnie ja k to ma miejsce w Swoszowicach. W tym w y­

padku byłb y zapas siarki wcale znaczny i gdyby złoża siarkowe w Swoszowicach b y ły zupełnie wyczerpane, co jest jeszcze rzeczą wątpliwą, możnaby zacząć eksplo­

atację ną płn - zachód Siarka występu je w Swoszowicach w dwóch poziomach, za­

wsze poniżej gipsu albo w slan:e rodzimym w gniazdach wśród margli albo te ostatnie silniej lub słabiej nas ąknięte siarką.

Dawniejsi geologowie zaliczali mar g:el siarkonośny do warstw karpackich.

Dopiero Z e j s z n - e r i jego następcy tudzież późniejsi geologowie polscy spo­

strzegli różnicę, jaka zachodzi między tym utworem i fliszem karpackim i zaliczyli go do utworów młodszych, mianowicie do pię­

tra śródziemnomorskiego mioeemi. W cza­

sie powstawania Karpat, gdy ich fałdy leżą­

ce (płaszczuwiny), złożone ze skał kredo­

wych eoceńsk ch i oligoceńskich przewala­

ły się przez okolice położone na południe

(13)

od Swoszowic, tutaj rozlewało się płytkie morze a na jego dnie osadzał się wapień z

iłem. gips i sól kamienna.

Na terenie kopalni Swoszowickiej roz­

różnia się praktycznie 3 poziomy ważne górniczo: 4) górny pozom sztolni, zawie­

rający gips, 2) średni ze siarką i 3) „Rudol­

fa “ najgłębszy, zawierający siarkę w ła ­ wicach. Warstwy tych utworów są różne pofałdowane i poprzedzielane uskokami, tak że trudno było ustalić te 3 poziomy i dawniej wydzielano ich aż 5. ¡Warstwy te spoczywają po części na ile solnym (jak to wynika z robót górniczych w Wieliczce).

Utwór ten leży w głębokości 120 m. Na pół­

nocy koło Kurdwanowa leżą margle swo- szowckie bezpośrednio na wapieniach górno jurajskich, tak dla Krakowa charak­

terystycznych. K u południowi utwór ten wchodzi daleko w obszar Karpat i jest po k ry ty fliszem np. w Zielonej1), gdzie do­

piero po przebiciu warstwy konglomera­

tów fliszowych natrafiono na margiel im­

pregnowany siarką. A więc tu prawdopo dobnie płaszczowiny karpack e nasunęły się na warstwy siarkonośne. Dalej na za­

chód system swoszowicki zapada się a na wschodzie, w yklinow uje się na rzecz łu p ­ ku gipsowego, który tu grubieje.

Górnictwo siarczane w Swoszowicach znane nam jest już w XV w., chociaż źródła historyczne wspominają tę miejscowość sto lat wcześniej. W roku 1422 odkrywa tu siarkę górnik Krystyn, jednakże rości so­

bie pretensje do niej klasztor Bożego Cia ła, do którego Swoszowice podówczas nale­

żały, a także król, któremu według staro dawnego prawa przypadały w udzidle bo­

gactwa naturalne, ukryte we wnętrzu zie mi. Wyrokiem z roku 1598 zrzeka się król Zygmunt II I swoich praw do s ia rk i! przy­

znaje ją całkowicie i dziedzicznie właści­

cielom wsi („Nihil juris Nobis fiscoąue nostro de bonis eis competere declara- mus“ )2).

Jak wynika z dawnych kontraktów, na leży kopalnia do rajcy krakowskiego Mar-

1) Zielona leży nieco na południe od obszaru, objętego mapką

2) Łabędzki: Górnictwo w Polsce, Warszawa 1886, istr. 1,25.

m rnnrimjTrrm^rrnm.

piasek i ¿ ¡m ir

rmyatel Urćpntsb

siurdt, iruMiZno-szan

on' jasno-szary ¡nary

iIsfty 2 gipsem

łupek 2 gipsem

n ' * re ic / 1 JO*®

bei i ¡arki, t.zw iargiel iftodni

i £ą soionoine

Ryc. 131. Sclifciuaiyczi.y przekrój przez pokłady siar­

konośne okolicy Smoszouiic.

cina Chmielą, następnie do syna jego To­

masza, któ ry ją w 1483 zastawił J. Morszty­

nowi3). Wspomniany jest także inny górnik a zarazem hutnik Bartosz, któ ry m ai na wet przyw ile i wyłączności. Spis poboro­

wych z roku 1581 podaje wieś jako włas ność probostwa Bożego Ciała i staą ten trw a do końca X V III wieku. Po zajęciu G alicji przez Austrię, przeszła kopalnia, podobnie ja k i inne posiadłości kościelne na własność funduszu religijnego, poczem dobra sprzedano z w yjątkiem kopalni. Ko­

palnia była o ągle czynna, dostarczając siarki tak potrzebnej do wyrobu prochu strzelniczego Produkcja doszła do 1,500.000 kg rocznie, pracowało około 250 ludzi.

Za Austrii w r. 1815 zaczęto n a jperw kopać siarkę w ¡Zielonej, leżącej 4,5 godz.

drogi na południe od tSwośzowic. Wkrótce jednakże zaprzestano robót. W r. 1853 wznowiono je znowu, b y ły tu nawet 2 szy­

by eksploatujące 1 •—• *1,5 m grubą warstwę, sarkonośną Jednakże i to dobywanie nie długo trwało.

W samych Swoszowicach zaczęto bada­

nia a częściowo także eksploatację już od roku 1823. Wykopano tu więcej niż 30 szy­

bów. Ominięto przy tym źródło swoszowie- kie w odległości 1,25 — 1 km. Szyby i po­

ziomy nosiły różne nazwy, najczęściej —

8) Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego.

Swoszowice.

229

(14)

ówczesnym zwyczajem — od członków ro dżiny panującej („Rudolfa“ , „Franciszka 'Karola“ ) łub od świętych („św. A lojzy",

„św. Jadwiga“ ).

¡Największa grubość warstw siarkonoś- nych wynosiła 60 m.

iZawartość siarki w kopalni Swoszowic k ie j jest w ogóle bardzo mała, według H u e r a (18710 r ) wynosiła '14—>16%, we­

dług 'innych autorów 14—\2%l) .

'W średnim poziomie, w którego stropie występują margle wapienne, spotykamy w ich szczelinach szare i brunatne kryształy drugiego minerału, mającego dziś wielkie znaczenie przemysłowe - barytu.

Jak wyżej wspomniano, margle swoszo- wickie są mało produktywne. Gdy w do datku kopalnia uległa zalewowi w r. 4886 musiano ją zamknąć. 'Przyczyniła s’ę do te­

go prawdopodobnie wzmożona produkcja siarki sycylijskiej, z którą nasza nie mo­

gła wytrzymać konkurencja.

(Dopiero podczas pierwszej w ojny eu­

ropejskiej (1914—18) zaczęto myśleć o otwarciu kopalni na nowo, sprowadzono nawet ko tły, ale upadek Austrii przefwal te poczynania. W niepodległej Polsce nie się nie robi j nie robiło aby wznowić pro­

dukcję tego tak niezbędnego w nowoczes nym państwie minerału. Siarka służy bo­

wiem do wyrobu gumy, jako je j niezbęd­

ny składnik i należy wobec olbrzymiego rozwoju automobilizmu do ważniejszych surowców,

/Czasem przekopywano tylko dawne hałdy, szukając prawdopodobnie drobnych ilości siarki, lub rud niskoprocentowych, dawniej odrzucanych na bok. Według Ła- będzkiego ciągną się złoża siarki dalej na północny zachód od Swoszowic, aż po \Wi- słę do Krzeszowic, gdzie mamy podobnie jak w Swoszowicach źródła siarczane.

W każdym razie gips występuje na całym obszarze, podanym przez Łabędzkiego a ciągnącym się na zachód od Swoszowic a więc w 'Borku Fałęckim, Skotnikach i in­

nych miejscowościach, może więc i s arka, wyługowana z niego, tu głębiej występuje.

4) 'Np. J- Schmidt: Das ‘Schwefelvorkommen in Swoszowice. Oest Zeitschrift für Berg- u. Hüttenwe­

sen, 1877, nr. 19—120.

Ciekawe jest na koniec wytłumaczenie powstania i pochodzenia naszej siarki. (Nie­

stety, n;e wiemy o tym nic pewnego, mann tylko hipotezy. One opierają się na nasię pujących spostrzeżeniach: d) siarka w y­

stępuje w towarzystwie gipsu, 2) warstwy siarkowe zawierają zwykle szczątki roślin ii zwierząt, 3) charakter tych szczątków i skamielin wskazuje na to, że są to utwo r \ limanowo-przybrzeżne.

Najwięcej rozpowszechniona jest teo ria „Źródeł mineralnych“ (Lassauix, J.

Schmidt, Zejszner, Zepharowicz).

¡Na dnie wspomnianych wyżej limanów biły liczne źródła siarkowe, pozostające w związku z działalnością wulkaniczną.

Wskutek częśc owego utleniania się siar­

kowodoru nastąpiło strącanie siarczanu wapnia gipsu. Oprócz niego osadzał sic baryt—siarczan baru. teoria ta słuszna mo­

że w odniesieniu, do siarki sycylijskiej n.e ma podstawy tutaj, bo warstwy wulkanicz­

ne nie występują w Swoszowicach, lecz dość daleko od nich.

Inna hipoteza upatruje pochodzenie siarki z gipsów, rozkładających się pod wpływem substancji organicznej. (Niedź- wiedzki 1877, Pusch).

(Trzecia teoria głosi, że siarczki powsta­

ły z redukcji siarczanów w zamkniętych, źle przewietrzanych limanowo przybrzeż­

nych bagnach, po.d działaniem gnijących ciał. (Ambroż).

(Czwarta teoria przywiązuje w elką wagę do osadzania się siarki i działalności bakterii - laseczników, wydzielających siarkowodór z wodnych roztworów siar­

czonych. Węglan wapnia, wydzielając się z mulistego osadu tw orzyłby margiel, impregnujący siarkę. A bakterie, prawie zawsze w podobnych okolicznościach w y ­ stępujące, gromadzą siarkę i utleniają ją.

(Wreszcie uważa się siarkę (0. Stutzer (Zeitschrift f. praktische Geolog e 194(1, str.

221) za osad pierwotny. Dowodem na to uwarstwienie osadów i ślady erozji. 'Obec­

nie większość geologów jest tego samego, co (Stutzer zdania.

Mieczysław Woźnowski Kraków

■ i

230

(15)

HALINA KOSSOBUDZKA

„DIE ALTSCHLAVISCHE MUTTER VRATISLAVIA“

Między wieloma dziełami niemiecki­

mi, poświęconymi historii Śląska, na szcze­

gólną uwagę zasługuje książka F. u. Adol­

fa Weissa pt. „Chronik der Stadt Breslau von der ältesten bis zur neuesten Zeit , wy­

dana w roku 1888 przez Verlag von 'Max Woywod we Wrocławiu Dzieło to podzie­

lone jest na osiem ksiąg. z których dwie pierwsze: ,jDas polnische Breslau bis zum Jahre 1241“ i „Das deutsche Breslau b s zum Ausstekbeh der plastischen Herzoge 1211— 1335", opisują dzieje Wrocławia pod panowaniem książąt p astowsk.ch.

Od najdawniejszych czasów Wrocław stanowił punkt centralny Śląska. Położony7 na szlaku dróg handlowych, posiadający znakomite warunki obronne dz ęki swej budowie wyspowej, rychło zdobył sobie znaczenie Powstanie Wrocławia p sze Weiss. — otoczone jest mrokiem przeszło­

ści. Nie wiadomo, czy żernie śląskie nale­

żały wówczas do polskiego, czeskiego czy innego słowiańskiego ks ęcia. nie wiadomo, kto założył Wrocławy ani kio nadał mu nazwa-. Prawdopodobnie pochodzi ona od imienia polskiego lub czeskiego księcia Wraitystawa (Brzetysława); w ciągu lat podlegała stopniowym zmianom — Wroc­

law. Wrocław, Wrotitzla (w kronice Dyt- inarą), Fressela, ¡Bresla. Breslaw.

Najwcześniejsze w adomości o Wroc­

ławiu datują się z okresu przyjęcia chrztu przez księcia polskiego Mieszka w r. 965 Nile wiadomo, czy rok ten był przełomo­

wym również i dla Śląska 1 można P,zó puszczać, że posiew chrześcijaństwa prze­

dostał się tu ju ż wcześniej z Moraw. W okresie tym nie jest jeszcze stwierdzona zależność Śląska od Polski; dopifero pano­

wanie Bolesława Chrobrego nad Śląskiem i Wrocławiem jest pewne historycznie i n*e nasuwa wątpliwości.

Pierwszą historyczną . wzmianką o Wrocławiu zamieszcza u7 swej kron.ce b i­

skup merseburski Dytmar, Odnosi się ona do utworzenia w r 1000, podczas piel­

grzymki cesarza Ottona W do grobu sw

Wojciecha, biskustwa wrocławskiego, pod­

ległego metropolii gnieźnieńskiej.

Wrocław stolica Śląska, jeden z n a j­

ważniejszych grodów polskich, niejedno­

krotnie był celem .zakusów niemieckich W r 1017 gdy Bolesław Chrobry zwycięsko odparł wdzierające się w serce kra ju woj ska cesarza Henryka II i zmusił je do od­

wrotu, Wroław stał się widownią w 1 ;\e- go święta i radości i dziękczynienia, oh chodzonego przez księcia, jego drużynę i ludność grodu (wojna polsko - nemiec- ka w r lil'09 miała się według Weissa za­

kończyć nie klęską, zadaną Niemcom pod Wrocławiem przez Bolesława Krzywouste­

go, lecz ich odwrotem, spowodowanym sze­

rzeniem się chorób w armii)..

Po śmierci Bolesława Chrobrego i jego słabego następcy Mieszka II, wybuchły w Polsce zamieszki i reakcja pogańska.

W okresie całkowitej anarchii Wrocław wpadł w ręce księcia czeskiego Brzetysła-' wa i powrócił do Polski dopiero w r. 1054;

Centrum miasta stanowił Ostrów Tum­

ski — znajdowała się tam warown.a, przy murach k tó re j zbudowano kaplicę zamko­

wą, pod wezwaniem św Marcina i kościo-.

łek św. Piotra i Pawła. Wznosiła się tam również katedra (prawdopodobnie skrom­

na bazylika romańska) oraz kościół św Idziego. Ostrów połączony był mostem z Wyspą Piaskową, (Fiaskiem) skąd dalsze mosty wiodły ,na prawy i lewy brzeg Od ry Na prawy brzegu leżała wieś Ołbin.

Wiele ważnych wydarzeń skupiało sic wówczas we Wrocławiu — tu przygoto­

w yw ał się spisek przeciw przemożnemu wojewodzie Sieciechowi tu przebywał pod opieką Wojsława „Złotej Reki" młodz.ut- ki książę Bolesław Krzywousty; a gdy w r.

1097 książę Władysław Herman powierzył synom we władanie znaczne dzielnice kra- ju , Wroław był, obok Krakowa i Sando­

mierza, j e d n ą z e s t o l i c P o l ­ s k i .

Wiele uwagi poświęca Weiss życiu i tragicz.nemu losowi Piotra Własta, zwane­

go Duńczykiem. Towarzysz wypraw wo­

231

(16)

jennych Bolesława Krzywoustego, miano wany grododzierżcą Wrocławia po W oj­

sław e „Złotej Ręce“ , odegrał on wyb tną rolę w dziejach miasta. Słynąc z w ielkiej pobożności, ufundował Piotr wraz z rodzi­

ną w ele kość ołów i klasztorów. Najstar­

szą fundacją wrocławską, był klasztor re gul augustynów NMP na Piasku, oddany flandryjskim zakonnikom z opactwa Arro- vaise, którzy początkowo osiadli w pobli­

żu rodzinnego zamku Własta Górki, w r.

lit'4'9 przenieśli się do nowego 'klasztoru wystawionego na Wyspie Piaskowej przez Piotra, jego żonę ks. Marlę Kijowską i sy­

na Świętosława (Idziego).

Drugą ważną fundacją był klasztor w Ołbinie, poświęcony Matce Boskiej, a póź­

niej św Wincentemu, oddany tzw. „czar­

nym“ benedyktynom z Tyńca (następnie premonstrantom z klasztoru św. Wawrzyń­

ca k Kalisza), <F'iotr IWlast, bawiąc na Boże 'Narodzenie 1 ld 4 r jatko poseł w obozie ce­

sarza Konrada III Hohenstaufa przywiózł dla klasztoru cenne relikw ie św. Wincente­

go, które aż do X V I w były, celem 1 cznycli pielgrzymek z całego Śląska i sąsiednich krajów..

Z innych fundacji wynren/.a Weiss ko­

ściół św. Wojciecha (Adalberta), wysta wiony przez brata Piotra, Bolesława, oraz kościół św, Michała, fundację, zięcia fWła- sta, magnata serbskiego Jaśka.

Po śmierci Bolesława Krzywoustego, Piotr wzbudził podejrzenia kslęc ą W łady­

sława II Napadnięty podstępem we Wroc­

ławiu przez zauszników ks ążęcych, ośle­

piony i pozbawiony .całego mienia, mus ał szukać schronienia w Foznan u. Dopiero po wygnaniu Władysława z Polską nowy se­

nior, książę Bolesław IV, zwrócił P otrowi zrabowane dobra. Wkrótce jednak Włąst i jego małżonka zmarli

W drugiej połowie X II w. następuje podz ał Śląska na dzieln ce Rządzą nimi książęta, podlegli księciu krakowskiemu jako seniorowi; w ciągu XIII w. książęta śląscy usamodzielniają się całkowicie.

Niektórzy z nich, ja k Henryk Brodaty czy Henryk Prawy dążyli do zjednoczenia ziem polskich i śląskich pod swym berłem, równocześnie jednak , początkowo dla ko­

rzyści materialnych, później sami powoli

232

się zniemczając, sprzyjali germanizacji Śląska. Napływ cudzoziemców do Wrocła­

wia rozpoczął się w X II w B yli to prze ważnie koloniści walłońscy i pierwszym obcym językiem, rozbrzmiewającym we Wrocławiu obok polskiego, b ył język fran­

cuski. Dopiero w drugiej połowie X II w pojawiają się Niemcy — są to łudź e, któ­

rzy — }ak pisze Weiss —1 mieli poważne po wodv szukać schronienia na obczyźnie W ślad za nimi poczęli nadciągać rycerze, kupcy, osadnicy a przede wszystkim du­

chowieństwo Zaczęło się wówczas powolne i stopniowe wypieranie elementu polskie­

go z kościoła śląskiego Charakterystyczne było przy tym stanow.sko Stolicy Apostoł skiej. Pisząc o nadawaniu godności b sko­

pa wrocławskiego w X II w,, mówi We ss

„n ewidzialna' ręka Rzymu zawsze umiała pokrzyżować n endeckie plany“ . W ciągu XU i X III w biskupami Wrocławia byli w przeważającej liczb e Polacy: Syrosław 1, Im sław, Robert I, Jan (Janek) 11, Syro sław 1, Cyprian, Wawrzyniec. W w. XIV, gdy przewaga żywiołu niemieckiego wśród kleru wzrastała coraz więcej i wyraźniej, legaci papiescy (zwłaszcza kardynał Gen- til s), usiłowali wzrostowi temu przeciw­

działać, dążąc do spolonizowana ducho­

wieństwa Zarówno jednak te w ysiłki, jak i wystąp enie biskupa Naukiera, bojowni ka o polskość Kość oła śląskiego, poszły na marne, napotykając na zacięty opór Niem­

ców i królów czeskich, którzy po śm erci ostatniego Piasto wieża, Henryka VI (13136), zawładnęli Wrocławiem.,

'Odtąd rozpoczęła się epoka Wrocławia zniemczonego, w którym element polski, poru ma swego istnienia, pozbawiony zo­

stał całkowic e głosu i znaczenia.

„Chronik der Stadt Breslau“ , mimo pewnych nieścisłości historycznych, czy tendencyjnych zmian, na ogół w ernie ma­

lu je dzieje Wrocławia pod rządami Pia­

stów, stanowiąc niezaprzeczalny dokument jego polskości. Pisząc swe dzieło, napewno nie przypuszcza! Weiss, że już za kilka ­ dziesiąt lat nadejdzie chwila odwetu dz e- jowega, i że Wrocław — „die altschlavi- sehe Mutter Vrat:slav'a“ — znów stanie się gniazdem swych polskich synów

Halina Kossobudzka, Warszawa

(17)

KAZIMIERZ BRYIŃISKI

TRZY WYCIECZKI NA BABIĄ

„Kiedy pojadziemy na Babią ^“ •niecier­

pliwiono się kilkakrotnie na wycieczkach PTK wiosną lt9i'7' roku, Jednak wycieczka na Bab ą zostawała ciągle w sferze marzeń Głowiąc się w lipcu nad urządzeniem mo­

żliwie taniej a równocześnie widokowo zadawalającej wycieczki w Bedkidy (cho­

dziło o Leskow.ec) zorientowałem się, że nie wiele drożej wypadnie a tyle samo cza­

su zajmie wycieczka na Babią. A co Babia 1725 m n. p. m i widoki z niej, to nie Le- skowiec!

Ale nie ma pewnych wiadomości co do bezpieczeństwa, pozatem jest to strefa granczna, potrzebne jakieś zezwolenia?

Trzeba zatem sprawdzić na miejscu! Ogło siłem wycieczkę na Babią i pojechałem po­

ciągiem do Makowa a stąd pieszo do Zawoi kilkanaście km. Otrzymawszy tu w Komen cizie Wojsk, Ochr. Pogr. przepustkę dla sie­

bie i dla przyszłej wycieczki PTK pomasze­

rowałem w kierunku Babiej, by w schro­

nisku PTK zamówić noclegi dla niedz elnej Wycieczki. Załatwiwszy to i dowiedziaw­

szy się, że warunki bezpieczeństwa już ód k ilk u miesięcy są dobre, nie mogłem — mimo dość późnej pory — powstrzymać się, by nie pójść jeszcze tego wieczora chociaż na Mlałą Białą. Po powrocie i pąru- godz nnym przespaniu się w schronisku, byłem na jakieś półtora godziny przed świtem, gotów do drogi na Wielką Bab ą

Amatorów oglądania wschodu słońca z Babiej było więcej. Tuż koło schron ska k ilk a postaci zwróciło się do mnie o wska­

zanie im drogi na szczyt względnie popro­

wadzenie, gdyż ciemność zupełna a w razie zmylenia drogi przez las przepadnie wschód słońca. Drogę przez las do przełę­

czy poznałem wczoraj wieczorem a z prze­

łęczy grzbietem na szczyt nawet w ciem­

ności zbłądzić nie można, więc oczywście zgodziłem się poprowadzić przypadkową wycieczkę, sam idąc pierwszy raz na Ba­

bią.

W lesie było zacisznie, ale powyżej granicy lasu w iatr dął mocno i zrobiło s.ę

zimno. Z: powodu zwałów chmur na hory­

zoncie zjawisko wschodu słońca nieco opóźn ło się, tym nie mniej było bardzo efektowne, bo ze względu na k Ikakrotne przebijanie się światła przez k ilk a k o le j­

nych warstw chmur, ujrzeliśm y jakb y kilkakro tny wschód słońca, nie tracący n c ze swego uroku, przechodzący zą każdym razem wszystkie fazy od mroku poprzez zamgloąy fiolet potem czerwień, poprzez złoto aż do prawie białej, kłującej w oczy jasności, na tle której kładły s’ę ja k eś fio­

letowo - pomarańczowe blaski Małe zra­

zu światło potężniało w szybkim tempie w ogromną jasność, by po niedług m cza­

sie znowu szybko zanikać. I tak k ilk a k ro t­

nie.

l ot. Mgr. Kazimierz Brański.

Ryc. 132. Puszcza babiogórska: pou_alone olbrzymy stają się pastują małych organizmóuj roślinnych i zwie­

rzęcych.

(18)

Fot Mor Kazimierz Brgński.

Ryc 133. Północna ściana Sokolicy vu grzbiecie babio­

górskim.

ITego samego clnia, sam już zwiedziłem rezerwat łBab o g ó rk i. Puszcza niewielka ale n a p ra w d ę wsoan ała. rozłożona na te­

renie o imponujących różnicach wysoko­

ści. oanuie na stromv ch stokach, wysoko nad głębokimi i rozległym’ doi nami

lOlbrzymie buki, jo d ły i świerk-, o pa rumetrowvch obwodach, stoją prosto na silnie pochvlonvch zboczach i poważnie p u m ą INiektóre strzaskane przez piorun, pozbawione igliw ia, storą w bezruchu, w y ­ ciągając nage konary Jeszcze'inne leżą na skalistej żerni, mniej lub więcej próchnie- jące i na tych sadowią się już huby, poro­

st v a zwłaszcza mech, k tó ry powo i otula całe drzewo, wvsvsa z niego wszystkie włókna aż z oBmzymiej kłody zostań e jeno gruby kobierzec mchu. ¡W partiach w lgbtniejszych widzi się prócz mchu tak­

że dużo paproć', zaś na zrębach dużo ma­

lin. Jest jeszcze jedna bardzo pospolita ro ślina, która w pewnych miejscach nawet

dominuje: to borówka - czernica. ’Cale je j kobierce znajdują się tak w dolnych par tiach leśnych ja k i wyżej w kosówce. Na­

wet w p'argu skalnym ponad gian-cą o sówki rosną kępki tej pożytecznej rośTny, ty lk o że gdy pod osłoną lasu na wzg ędaie żyznej ziemi, wyrasta bujnie nawet na metr wysoko, to ponad kosowką, smagana zimnym wichrem tul się w załomach gła­

zów dorastając zaledwie kilkunastu centy­

metrów.

'W wyższych partiach lasu znika huk a prócz podłv i św'erka widzi się coraz więcej jarzębiny- Cale nieraz partie lasu aż goreią od je j koralowych owoców. W y­

że jd rzew a coraz mniejsze, nie w'dae jo ­ dły, tylko św erk skarlały, niesymetrycz­

nie z powodu jednostronnych wichrów ros­

nący, pnie się jeszcze ku szczytowi Cza­

sem też w jakimś załom’e skalnym jarzę- binka, mała ja k japońsk karzeł doniczko wy, błyśnie .koralami i żółknącym już l i ­ ściem Zaczyna się natomiast królestwo ko­

sówki Dorodna tu ona, wysoka i mocna.

Silne na Babiej jest przetrzebiona, two­

rząc na og ł nie zwartą, nieprzystępna ma sę ale większe lub mnieisze ołatv. Dalej ku górze ' kosówka staje się mniejsza, zb-t gjltie w ;chrv uniemożliwiają ied swo­

bodny rozwój aż i ona znika a zostaje je­

dynie morze ostrokrawędz stych głazów, powstałych ze spękania twardego piaskow­

ca. z którego Babia rest zbudowana Skały siln'e potrzaskane, tworzą ostrokrawędzi- ste, różnei wielkość1 piaskowcowe głazy często o postaci n łvt 'Każda zima dodaje im nowych spękań od mrozu a tw ardy pia­

skowiec zachowuie długo ostre krewędzm.

'Ale i tu w'dać żvcie. O tam właśnie coś przeb egało. 'Chwila oczekiwania: to łas:ca. No, jeżeb jest łasica, to są tn także i ja k eś drobniejsze zwierzęta Ale i głazy nie są takie nąg e Pełno na nich porostów, wątrobowców, drobnych mchów, są jakieś większe roślinki, niskie ale za to grube, to rozchodu k, Jest go dużo, po lepszym przyjrzeniu się widać, że bardzo dużo.

‘Grubymi bśćm zabezpiecza się przed bra­

kiem wody na tej kamiennej pustyni w czasie upalnego lata, zaś przysadkowatym kształtem przed wichrami. A i. w powietrzu daje się zauważyć życie W tej chwili

234

(19)

skowronek niedaleko wywodzi trele a ra­

no w dzieliśmy parę orłów.

Jeszcze zdjęc e SokoMcy i zejście przez puszczę w dół do jeziorka M'alutk'e to je ­ ziorko a’ e urocze. Ciche, otoczone dokoła gęstym wysokopiennym lasem przebija ciemną swą taflą poprzez gałęzie drzew i tylko głębia jego oraz morenowy wał od północy świadczy, że lodowiec w dawnych czasach ze stoków Babiej spływający, był przyczyną powstania tego jez orka.

Od jeziorka wygodną ścieżką dostałem się na przełęcz Lipnicką (Krowiarki) a stąd da!e; przez Orawę, drogą na Zubrzycę i Sidzinę do stacji kol Osielec.

- Fo powrocie do Krakowa stwierdziłem, że zgłoszeń na wycieczkę na Babią było prawie dwa razy w ;ęcej niż mógł pom e śc’ć samochód wycieczkowy. Objaw bar dzo pocieszaiący, urządzi się w n edalekiej przyszło'ci drugą wy cieczkę.

Dzień wyjazdu sobota. dn:a 9.VIII 1'917 godz 14.30 Samochodu jeszcze nie ma. na- tom ast prawie całe towarzystwo wyciecz­

kowe rozsiadło się już na plantach Zaraz na wstępie dowiedziałem się, że mamy pa­

sażerkę w wieku la t.. półtora Oboje rodzi­

ce są zapa'onym' turystami i chcieliby ko­

niecznie bvć na Babiej, ale nie mają moż­

ności zostawienia dziecka w m eście, zre­

sztą . „niech się dz erko przyzwyczaja“ . Wclząc zar>ał rodziców i poniesione trudy (dziecko miało być ua sposób indiański nesione na plecach w specjalnie skon struowanym koszyku), zgodziłem się na udział tej najmłodszej ..Babiogńrki“ , mimo dość głośnych protestów k ilk u osób. Po­

nieważ samochód poważn e się spóźn ł (już około 2 godzin), zacząłem obawiać się kom­

p lika cji z osiągnięcem schroniska przed nocą W najlepszym razie czekał nas noc­

ny marsz A tu jeszcze ta ,3ab ogórka ! Na wszelki wypadek trzeba się jeszcze po­

starać o parę śwec. bo niewadomo gdzie będziemy mogli zrobić nocleg.

Samochód przyjechał dopiero po go­

dzinie 17-'tej. Pomeścić m'ał rzekomo 40 osób, tymczasem nas było tylko 31 lecz ledwo mogliśmy się pomieścić Oczyw ście plecak zajęły wiele miejsca Jazda asfal­

tem była dość wygodna, gorzej było na

Fot. Mgr M arel•

Ryc. 134. Najmłodsza „Babiogórka“ .

bocznej szosie Tu ani szybkości rozwinąć ani siedzieć wygodnie n e dało się. Już w dal; wvłan'a się grzbiet Bab ej, gdv „na­

w a liło “ koło. Naprawa zajęło około godzi­

ny, tak że przez Suchą jechaliśmy już o zmroku, doliną Skawcy ku Zawoi nocą Droga zła, w dodatku ciągle pod górę, wo­

bec tego i tempo jazdy wybitnie powolne Załatwiwszy w Zawoi szybko formalności związane ze strefą graniczną, przebyliśmy samochodem ostatni odcinek dróg przez Czatożę. prawie do skraju lasu Babiogór­

skiego Bvla już godzina 23 30 Do schroni­

ska jeszcze prawie dw e godziny a do szczytu jeszcze półtora, czvli razem pra­

wie 4 godziny. Więc wschód słońca prze­

padł Zdecydowaliśmy się wobec tego za­

nocować. u podnóża Babiej. Auto zostało na drodze a my po pos len u się ułożyliśmy się w stodole na s anie i świeżej słomie.

Mała „turystka“ z rodzicami w trochę du­

sznej, ale c epłej izbie. Zaś dwoje uczest­

ników rozbiło własny namiot w pobliżu nad strumykiem.

(20)

Rgc. 135.

Fot. Mgr Kazimierz Brański.

Mala Babia irndziana ze ska­

listego grzbietu Babiej Góry.

Rano po śniadaniu podwiózł nas samo­

chód jeszcze jakieś półtora km, poezem rozpoczęło się trochę mozolne podchodze­

nie Mozół kompenzowany coraz bardziej malowniczymi widokami. W schronisku zostaw łiśmy najmłodszą ,,turystkę“ wraz z matką oraz zbędny bagaż i podążyliśmy

„tatrzańską percią“ na szczyt (Babiej. ¡Dro­

ga piękna, tak z powodu bogactwa roślin­

ności (ogromne paprocie) ja k i widoków.

Te północne stoki Babiej wyglądają na­

prawdę imponująco. To nie Besk dy, to jilż tatrzańskie wym ary. Ponad tysiąc metro­

wa różnica między szczytem Babiej a przy­

ległym dnem doliny nadaje górze potęż­

ny wygląd.

Ze szczytu widok oczywiście wspama- ły. Przede wszystkim zębaty grzbiet Tatr wywiera niezapomniane wrażenie. Tatry oddzielone od nas zamgloną kotliną Pod­

hala wydają się wyższe, potężniejsze, bar­

dziej tajemnicze. W dole srebrna wstążka Czarnej Orawy z dobrze widocznymi osie­

dlami, dalej na płd.-zach inne pasma ka r­

packie a więc W elka i Mała Fatra, na za­

chodzie Beskid Żyw ecki z Pilskiem oraz głębiej Beskid Śląski z Baranią Górą i Skrzycznem, od półn.-zach. Beskid Mały przysłonięty mocno przez bliższą Mędra- lową i Jałowiec rozciągający się po drugiej stronie szerokiej i dług ej doliny Skawicy, w któ re j rozsiadła się Zawoja. Na wscho

dzie jakby przedłużenie Babiej grzb-et Po­

lica, u podnóża której rozsiadły s.ę od po łudnia wsie Orawskie

Długo siedzieliśmy na szczyc:e, ale słońce minęło już dawno punkt południa, pora była, ruszyć w drogę. Zajrzeliśmy jeszcze do splądrowanego schroniska na południowym stoku Bab ej tuż pod szczy­

tem, «trawersowaliśmy potem ten stok i znowu weszliśmy na grzbiet Babiej. Tu na potrzaskanych blokach skalnych parę zdjęć i dalej na Sokolicę '1.0&7 m n p. m.

Z Sokolicy przez rezerwat - puszczę zaczę­

liśmy schodzić w dół Niezbyt jeszcze 'na­

w ykłe do zwyczajów obowiązujących przy zwiedzaniu tego rodzaju obiektów — za­

chowania ciszy, szło towarzystwo zbyt ha­

łaśliwie, trzeba było dopiero to przyporo nieć, powodując zamilknięcie nawet n a j­

bardziej gadatliwych i krzykliw ych. I o dzi­

wo! cala droga (około pół godziny) przez najdzikszą partię rezerwatu leśnego zosta­

ła przebyta przez całe towarzystwo w zu­

pełnej prawie ciszy. 'Poza kilkoma osoba­

mi, które prawdopodobnie do dziś n e mo­

gą zrozumieć w jakim celu ma sic w rezer­

w at e milczeć, skoro „z m asta wyjechało się na swobodę", cała reszta uczestników zrozumiała różnicę jaka zachodzi między obserwowaniem i odczuwań em przyrody w ciszy i spokoju a hałaśliwym marszem tłumu, niezdolnego nietylko przeżywać

236

Cytaty

Powiązane dokumenty

N ie tylko dzięki już ¡istniejącym 'udogodnieniom, które napewmo będą coraz większe, ale przede wszystkimi dlatego,, iż te warstwy, które dotychczas nie

[r]

[r]

[r]

dzo dobra. Ogarnia nas radość, w żyłach czuć tętniące podniecenie. Jednak dobrze jest żyć. Zwłaszcza gdy tak łatw o było przestać żyć. Ludzie pracują przy

Zbudowano wówczas kościół na tym miejscu, gdzie dzisiaj znajduje się za­.. krystia

Trudno się zdecydować, czy szlak puścić bliższą i prostszą trasą zamkową, czy też dalszą i wygiętą przez skały, czy może uczynić ze skał łuk

łować, nawet gdy stali się chrześcijanami.. Ta miłość przyrody ojczystej pozostała w duszy polskiej przez wieki niezmieniona. Najdobitniejszym jej przejawem jest