Marian Al. Żurowski
Ewolucja pojmowania wolności
religijnej w Kościele katolickim
Prawo Kanoniczne : kwartalnik prawno-historyczny 29/3-4, 27-38
1986
P ra w o K an on iczn e 29 (1986) nr 3—4
KS. MARIAN AL. ŻUROWSKI
EWOLUCJA POJMOWANIA WOLNOŚCI RELIGIJNEJ W KOŚCIELE KATOLICKIM
S tu d i u m — w o p a rciu o r o z w ó j p r o b le m a ty k i m a łż e ń s tw m ie s z a n y c h
Pojęcia i koncepcje — zdarwać b y się mogło — pod koniec X IX i na początku X X w ieku ustabilizow ane, zostały naruszone przez ożywienie um ysłów d głębszą pracę przygotow ującą środki zarad cze przeciw ko oczywistem u gw ałceniu u p raw n ień ludzkich w cza sie drugiej w ojny światowej.
Rozpoczęta wówczas ew olucja m yśli obejm ująca nie tylko in te resującą nas dziedzinę, ale też i ine, doprow adziła w Kościele k a tolickim do zespołowego w ysiłku, jakim był Sobór W atykański II. Nie za ta rły się rów nież w pam ięci — choć już odległe — jedn ak straszne w swoich konsekw encjach w ojny religijne. M iały one miejsce w większości k ra jó w Europy. Z drugiej strony przez w iele pokoleń w spom inano dizdwny fak t, że w Polsce tego rodzaju prze jawów nie było. Być może, zadecydow ała o tym inna m entalność, w ytw orzona na skutek in terfe ren c ji fal w pływ ów k u ltu raln y ch z zachodu i wschodu. To ciągłe delik atne ścieranie się dw u w pły wów doprowadziło do tak iej postaw y oraz sposobu m yślenia, jaki skutecznie unikał sk ra jn o śc i
Nic też dziwnego, że gdy zaistniała potrzeba zgłaszania p ostula tów na sobór, pom yślano o wolnośai religijnej. Głównie jedn ak podkreślano aspekt zagw arantow ania w k onkretn ych państw ach przez władzę polityczną wolności zew nętrznej odnośnie w yznania i sum ienia. Niewiele wówczas mówiło się jeszcze o wolności w e w n ą trz Kościoła ani o ap lik ac ji w praw ie kościelnym zasady wol ności sumienia. Przew idyw ano, że wspólnym w ysiłkiem będzie mo żna w yjaśnić w iele zagadnień i pogłębić ten problem . Osiągnięcie jed n ak aż takiego postępu przieszło oczekiwania wielu. Ewolucja, k tó ra została dokonana w Kościele katolickim odnośnie spraw y m ałżeństw mieszanych, jest dobrym przykładem tak iej w łaśnie, do głębnej analizy zagadnienia.
W okresie pozornej stabilizacji pojęć — jak to się przynajm niej niektórym w ydaw ało — stanowisko wobec interesującego nas za gadnienia w w ielkim uproszczeniu można przedstaw ić w sposób
następujący: Kościół katolicki jest w posiadaniu p raw d y i dlatego obowiązki, jak ie ciążą z ty tu łu p raw a Bożego na katoliku, w inny być w ypełnione. Nde wolno od nich odstępować dla jakiejkolw iek racji. Odnośnie strony niekatolickiej przyjm ow ano, że m a ona obiektyw nie błędnie urobione sum ienie i przekonania, chociaż su biektyw nie sobie z tego nie zdaje spraw y. Wobec tego, jeżeli ko niecznie chce zaw rzeć zw iązek m ałżeński z katolikiem , w inna się dostosować do postulatów , jak ie w ładza kościelna poprzez swoje praw o o parte na p raw ie Bożym zd eterm inuje i uważa za pew ne.
T aki też sposób m yślenia znalaszł swój w yraz w Kodeksie P raw a Kanonicznego z 1917 r. Jak o obowiązki strony katolickiej w y n ik a jące z p ra w a Bożego podano w nim : zachow anie w łasnej w iary , usunięoie zagrażających jej przeszkód, życie w edług tejże w iary, ochrzczenie i w ychow anie całego potom stw a w w ierze k atolic kiej oraz obowiązek stara n ia się o naw rócenie m ałżonka niekatolic kiego 1.
D ruga stro na natom iast może otrzym ać dyspensę i zezwolenie na zaw arcie m ałżeństw a, jeżeli niezależnie od swoich przekonań zło ży na piśm ie następujące zobowiązania: usunięcia niebezpieczeń stw a zagrożenia w iary lub jej u tra ty dla m ałżonka katolickiego, w yrażenie zgody na ochrzczenie i w ychow anie całego potom stw a w religii k a to lic k ie j2.
W ymogi te w sw ych sform ułow aniach podstaw ow ych sięgają E ncykliki B enedykta X IV Magnae nobis z 1748 r. W dokum encie zostały sform ułow ane rów nież zasady, że w w ypadku udzielenia dyspensy błogosław ienie takiego m ałżeństw a odbędzie się bez szat liturgicznych, nie na m iejscu św iętym , bez m odlitw specjalnych, a zwłaszcza błogosław ieństw a uroczystego. G w arancje wyżej wspo m niane m ają być złożone na piśm ie pod przysięgą, wobec dwóch świadków, ażeby istniał dokum ent na w ypadek dochodzenia u p ra w nień w zakresie zew nętrznym . Ponadto przed zaw arciem takiego m ałżeństw a nie pow inno głosić się zapow iedzi3. E ncyklika Magnae
nobis zaw iera ponadto stw ierdzenie, że zaw arcie m ałżeństw a m ie
szanego, k tó re niesie ze sobą niebezpieczeństwo u tra ty w iary, dla k ato lika jest zabronione przez praw o B o że4.
R ealizacja jasno sform ułow anych postulatów w życiu nie zawsze jed nak była tak a prosta. W k o n k retny ch w ypadkach obowiązki n a łożone naw et na stronę katolicką — pomimo dobrej woli — prze kraczały n ieraz jej możliwości faktyczne i duchowe. W ypływało to bądź z przepisów p raw a państw ow ego, bądź też z pow odu zw y
1 Zob. can. 1060, 1062, 1070— 1071 z 1017 r. 2 Zob. can 1061—1064 z 1917 r.
3 S. B i s k u p s k i , P raw o m ałżeń skie K ościoła rzym sko-katolickiego, W arszawa, 1956, 149.
4 Por. M. Ż u r o w s k i , Kanoniczne praw o m ałżeń skie okresu posobo
row ego, K atow ice 1976, 136.
m
E w o lu cja p o jm o w a n ia w o ln o ści 29 czajów danego, w większości niekatolickiego n arod u itp. Z różnych stron, szczególnie z k rajó w m isyjnych n apływ ały do Stolicy A po stolskiej prośby, ażeby znaleźć jak ieś w yjście dla uspokojenia su m ień w iernych. Pow ażne trudności, m ające w ko n k retn ej sytuacji c h a rak ter obiektyw ny, nie uchodzą uw agi słynnych kanonistów jak: W em z, G aspari, później C a p e llo 5. Po dogłębnej analizie autorzy ci dochodzą do wniosku, że chociaż nakazy powyższe sięgają sw y m i korzeniam i p raw a Bożego, nie posiadają jed n ak ch a ra k te ru bezwzględnego, szczególnie w w ypadku, gdy m aleje ryzyko u tra ty wiary, lub gdy dobro potom stw a n ie jest narażone n a szwank.Nie w ystarczały jed n ak teoretyczne rozw ażania, trzeba było pod jąć k o n k re tn e decyzje. I tu ta j spotykam y się z pow staniem in sty tucji tzw. gw arancji rów norzędnych (cautiones aeąuipolentes), k tó re utorow ały drogę dalszej ew olucji problem u. N ależy w tym momencie rozw ażań w spom nieć decyizję K ongregacji Św. O ficjum z dnia 5 k w ietn ia 1918 r. dla C h in 6. W ystępuje tam pierw sze zła godzenie ręko jm i form alnych. S tanow i to nieznaczne odejście od surow ych przepisów, jak ie w tej m a te rii w ydane zostały przez tę samą K ongregację 21 czerwca 1912 r.7 Z kolei należy odnotować dw ie odpowiedzi: pierw szą z 1937 r. d aną biskupom J a p o n ii8 oraz drug ą, skierow aną do W ikariusza Apostolskiego W ysp S undajskich 19 lutego 1938 r. W te n sposób gw arancje rów noznaczne (cautiones
aeąuipolentes) zdobyły sobie b y t praw ny. We w szystkich wyżej
w spom nianych w ypadkach w prow adzenie pew nych złagodzeń supo- n u je istnienie dobrej w oli przede w szystkim u strony katolickiej, a także respek tow anie przez nią — jak b y m ożna to określić ■— pew nych postulatów p raw a n aturalnego 9.
Kolejnym czynnikiem, k tó ry niew ątpliw ie w płynął na dalsze rozważania teoretyczne i rozw iązania prakty czne w spraw ie w ol ności, była powszechna D ek laracja P ra w Człowieka p rzy jęta przez trzecią sesję Ogólnego Z grom adzenia ONZ w P ary żu 10 grud nia 1948 r. Jest tam m owa o wolności religijnej, podkreślonej szczegól n ie w art. 2 i 18. A kceptacja te j d ek laracji przez w iele narodów świiadczy o powszechnym zrozum ieniu problem u. Pośrednio można
5 Fr. W e r n z , Ius D ecretalium , t IV Ius m atrim oniale, Prati 1911, s. 444, nr 587 not. 32; P. G a s p a r r i , T ractatus Canonicus de M atri-
m onio, Vaticani 1962, s. 296, n. 499; F. C a p e l l o , T ractatus Canonico- -M oralis v. V. De M atrim onio, Romae, 1961, 295 n. n 311 nn. itd.
9 D ecretum SS.C.S. Officii, 5 apr. 1918, — O c h o a X ., Leges Eccle-
siae p o st Codicem Iuris Canonici editae, Romae 1966, v. I, col. 110— 111,
n. 82.
7 D ecretum SS.G.S. Officii, 21 iun. 1912, AA S 4, 1912, 443.
8 R esponsum SS.C.S. O fficii, 19 febr. 1938; — O c h o a , ibid. n. 1422, col. 1871—1873.
30 Ks M. AL Żurowski
więc mówić o postaulacie p raw a n aturalneg o — jak to określają tom iści — k tó ry izostał jaśniej niż dotychczas sform ułow any.
Rozważając poszczególne etapy ro z b o ju m yśli teologicznej w Kościele katolickim odnośnie problem u wolności religijnej, nie po d obna pom inąć w ypow iedzi papieża Ja n a X X III. Porusza on to za gadnienie w dwóch swoich encyklikach: M a te r e t M a g is tra i P a - c e m in te r r is 10. Chociaż papież J a n X X III w encyklice M a te r e t M a g is tr a nie m ówi w prost o wolności sum ienia, to jedn ak analizu jąc tok jego rozw ażań o nakazach m oralnych i wolności nie po dobna nie wyciągnąć w niosku o poszanow aniu sum ienia. J e st ono bowiem w yrazem autonom ii osoby ludzkiej ii dom aga się odpowie dzialnego własnego działania. Znacznie więcej m iejsca poświęca papież wolności sum ienia w encyklice P a c e m in te r r is . W śród om a w ianych tam upraw nień człowieka, zw raca uw agę na praw o odda w ania czci Bogu zgodnie z nakazem w łasnego sum ienia. D otyka rów nież problem u swobodnego w yznaw ania religii tak p ry w a tn ie jak i publicznie. W dalszym oiągu naw iązując do tego, co pow ie dział ju ż poprzednio w M a te r e t M a g istra , wspom nia o w spółpracy katolików z niekatolikam i. Podkreśla, że katolicy nie mogą godzić się na jakieś kom prom isy. Jeśli chodzi o praw d ę i m oralność, m u szą działać zgodnie ze swoim sum ieniem . Jednocześnie jed n ak zw ra ca uw agę na postaw ę względem w spółbraci nacechow aną duchem życzliwości dla poglądów innych i okazyw aniem gotowości do w spółpracy w osiągnięciu tego, co dobre, względnie, co do dobrego prow adzi u .
W ty m kontekście m ożna zrozum ieć liczne przedsoborowe postu laty, a potem rozw ażania Soboru W atykańskiego II zm ierzające do ogłoszenia d ek laracji o wolności religijnej. Chociaż p ierw otnie m y ślano o zagw arantow anej ze strony w ładz politycznych wolności w yznaw ania d p rak tykow ania religid, to jedn ak w toku prac sobo row ych osiągnięto głębsze zrozum ienie problem u.
Doniosłe znaczenie w rozw oju m yśli na ten tem at m iały rozw a żania soboru o ekum enizm ie. D oprow adziły one do jasnego sfor m ułow ania stosunku katolików do „braci rozłączonych”, k tó ry to term in po raz pierw szy wówczas został użyty.
T rud ny m i w ielkim problem em dla Ojców Soboru był sposób pogodzenia wolności w w yznaw aniu innych poglądów z w ym oga m i praw d y religijnej, czy z nakazam i p raw a Bożego pozytyw nego. Czy wolność od przym usu nie koliduje z obowiązkiem akceptacji relig ijnej praw dy? Czy można potraktow ać jednakow o człowieka przyjm ującego cały depozyt O bjaw ienia z takiim, któ ry jest w błę
10 Por. J o a n n e s X X III PP. M ater et M agistra, A A S 53, 1961, 401— 464; P acem in terris, A A S , 55, 1963, 257—304.
11 Por. J o a n n e s X X III PP. M ater e t M agistra, AAS 53, 1961,. 456—457.
[5] E w o lu cja p o jm o w a n ia w o ln o ści 31 dzie, chociażby w dobrej w ierze i działał zgodnie iz w łasnym su m ieniem ? Rozwiązywanie tego problem u szło powoli.
Ju ż w K onstytucji dogm atycznej o Kościele znajdujem y sform u łow anie dalekie od skrajności. S tw ierdza ona bow iem w yraźnie w nrze 15, że u braci rozłączonych znajdują się rów nież p ierw ia st ki uśw ięcenia i praw dy. Możnia w ięc powiedzieć: w rzeczywistości nie istn ie je tylko praw d a i tylko fałsz. A zatem nie należy zagad nienia zbytnio upraszczać. Sobór chce w yraźnie zwrócić uw agę, co jeszcze jaśniej ujaw niło się w D ekrecie o ekum enizm ie, że spraw a ta jest bardziej złożona, niż b y to się mogło w ydaw ać. Fałszyw e bowiem poglądy relig ijn e nigdy nie w ystępow ały w „idealnie” błędnych postaciach. Zazwyczaj są w ym ieszane z praw d ą re lig ij ną, a ich isto ta polega w łaśnie na takim p rzejaskraw ieniu praw d y Objaw ionej w pew nym punkcie, że gubi się w łaściw e pro po rcje między poszczególnym i praw d am i w iary. Ponadto błędy relig ijn e w yznają żyw i ludzie, którzy jako osoby są podm iotam i nie tylko obowiązków, ale rów nież i u p ra w n ień w ynikających z p raw a n a tu ralnego oraz z fa k tu pow ołania ich do życia w pełnej godności ludz kiej, jako przy brany ch synów Bożych 12.
W tym kontekście zrozum iałą jest rzeczą, że Sobór W atyk ań ski II zm ienił dotychczasowe określenie apostaty, schizm atyka i h e retyka. D ek ret o ekum enizm ie ta k się w yraża w nrze 3: „W n astęp nych zaś w iekach zrodziły się jeszcze większe spory, a niem ałe społeczności odłączyły się od pełnej w spólnoty (comunio) z Kościo łem katolickim , często nie bez w iny ludzi z jednej d d ru giej stro ny. T y c h z a ś , k t ó r z y o b e c n i e r o d z ą s i ę w t a k i c h s p o ł e c z n o ś c i a c h i p r z e p a j a j ą s i ę w i a r ą C h r y s t u s a n i e m o ż n a - o b w i n i a ć o g r z e c h o d ł ą c z e n i a ”.
Fragm ent ten kom entuje tzw. D y rektorium ekum eniczne w y dane przez S e k re ta ria t Jedności C hrześcijan. W pierw szej części wydanej dnia 14. V. 1967 r. w nrze 19 czytam y, że zgodnie ze wskazaniem D ek retu o ekum enizm ie należy pilnie rozróżnić m iędzy braćm i urodzonymi i ochrzczonymi poza w idzialną w spólnotą K o ścioła katolickiego, a tym i, któ rzy ochrzczeni w praw dzie w Ko ściele katolickim w y p a rli się jego w iary świadom ie i publicznie. A zatem tylko tych ostatnich m ożna obw iniać o grzech apostazji, herezji, czy schizmy, poniew aż uczynili to świadom ie i dobrow ol nie. Nigdy nie można tego odnosić do ludzi żyjących i postępu jących zgodnie z uform ow anym w dobrej w ierze sum ieniem . P ro blem ten łączy się bardzo z zagadnieniam i ekum enicznym i. Nic też dziwnego, że spraw a wolności relig ijn ej była pierw otnie roz ważana i włączona do schem atu o ekum enizm ie i stanow iła jego ostatni, piąty rozdtział.
12 Z. P e r z , Wolność religijna w duchu soboru, w: Kośoiół w św ie tle soboru, Poznań 1908, 337.
32 Ks M. AL Żurowski [6]
Zagadnienie to okazało się jed n ak trudn iejsze niż in n e kw estie ekum eniczne. T rzeba było na w szystkich kolejnych sesjach nad nim i dyskutow ać. W reszcie w ielokrotnie m odyfikow any schem at uzyskał w ym aganą większość na czw artej sesji soboru. O m aw iając ogólną zasadę wolności religijnej sobór w nrze drugim p o d k re
śla, że polega ona na wolności w szystkich ludzi od przym usu bądź ze strony poszczególnych jednostek, zbiorow isk społecznych, bądź jakiejk olw iek w ładzy ludzkiej tak, aby w spraw ach religijnych nikogo niie przym uszano do działania w brew nakazom jego su m ienia, ani nie przeszkadzano m u w działaniu zgodnie z nim w życiu p ryw atnym , publicznym , indyw idualnym , ozy też w łączno ści z innym i, byle we w łaściw ym zakresie 13.
Zasadniczo zatem jest tu mowa o wolności od przym usu zew nę trznego. Jed y n ie kom petentna w ładza może ingerow ać wówczas, kiedy m iałoby m iejsce naruszenie p ra w innych ludzi, zakłócenie pokoju publicznego, lub naruszenie m oralności p u b liczn e j14. J e d nym słowem sobór w prow adza tu ta j zasadę odnoszącą się ogólnie do w szystkich upraw nień: tam się kończy upraw nienie jednostki, czy osoby praw nej, gdzie rozpoczyna się rów now ażne upraw nienie drugiego podm iotu, ozy społeczności.
W czasie dyskusji m usiał znaleźć się na w arsztacie problem sto sunku wolności do praw dy. Z D eklaracji jed n ak jasno w ynika, że praw d a i wolność w zajem nie się nie w ykluczają, ale są w artościam i ściśle ze sobą zw iązanym i. Wolność od przym usu zew nętrznego jest bow iem konieczna dla poszukiw ania i znalezienia praw dy. K ażdy człowiek bow iem stanow i osobę o w łasnej odpowiedzialności. Ma także m oralny obowiązek szukania praw d y przede wszystkim w dziedzinie religijnej 15.
W ty m kontekście nie tru d n o zauważyć, że zarówno poprzednio w spom niane zagadnienie ręk ojm i rów now ażnych jak i D eklaracja o wolności religijn ej będzie m usiała w płynąć na sposób załatw ie nia spraw y m ałżeństw m ieszanych. D yskusja, jak a w yw iązała się odnośnie w spom nianego wyżej problem u w ykazała, że nie jest on pom imo wszystko jeszcze ta k i jasn y i w ym aga głębszych a n a liz 16.
W nioski zgłaszane w czasie dyskusji niew ątpliw ie uwidoczniły konieczność skutecznego zabezpieczania zobow iązań stron y katolic kiej w ynikających z p raw a Bożego pozytywnego. Równocześnie je d n a k należy zadośćuczynić wym ogom p raw a naturalnego, przy
13 Decl. de libertate relig. D ign itatis Humanae Cone. Vat. II nr. 2. 14 Por. S. M o y s a, U w agi na te m a t D eklaracji o w olności religijnej, Znak, 18, 1966, nr 4, s. 396.
15 Decl. D ign itatis Humanae dz. c., nr 2; por. S. M o y s a, dz. c., s. 399.
E w o lu cja p o jm o w a n ia w o ln o ści 33
sługującego strom e niekatolickiej do respektow ania jej wolności sum ienia.
Podczas obrad soborowych dzięki zasadom w ypracow anym w D ekrecie o ekum enizm ie i D eklaracji o wolności religijnej uśw ia dom iono sobie, że nie można mówić o w łaściw ym podejściu do ekum enizm u, gdy żąda się od stron y przeciw nej przyjęcia stano w iska w sposób absolutny, w ykluczający wszelką odm ienną posta wę. Ż ądanie bowiem od stro ny niekatolickiej rękojm i w dotych czasowej form ie bez uw zględnienia, że ta k i sposób postępow ania n araża stronę zainteresow aną na pow ażny kon flikt z w łasnym su m ieniem w w ypadku, gdy działa ona w dobrej wierze, sprzeciw ia się wolności re lig ijn e j17.
P roblem jest jeszcze bardziej skom plikow any, jeśli weźm iem y pod uw agę akcentow ane przez niektórych autorów ju ż przed soborem n a tu ra ln e praw o każdego człow ieka do swobodnej d e cyzji odnośnie w yboru p a rtn e ra oraz fa k tu zaw arcia m ałżeń stw a 18.
Głosy d ysk usji soborowej oraz m ateria ł i dośw iadczenie dotych czas zeb ran e pozwoliły na podjęcie pierw szej próby zredagow ania nowego dokum entu, k tó ry w ydała K ongregacja D oktryny W iary 13 m arca 1966 r. M atrim onii sacram entum . W yraźnym krokiem naprzód w tej in stru k cji jest ograniczenie przyrzeczeń zasadniczo do strony katolickiej. W arto zw rócić uw agę na sform ułow anie ła godniejsze aniżeli w kodeksie, a m ianowicie, że stro na katolicka m a d o ł o ż y ć w s z e l k i c h s t a r a ń , b y odsunąć niebezpieczeń stwo u tra ty w iary, a także z o b o w i ą z a n a j e s t d o s z c z e g ó l n e j t r o s k i o chrzest i katolickie w ychow anie swojego po tom stw a 19. T en sposób u jęcia tych sam ych w praw dzie wym ogów jest bardziej um iarkow any.
Stronę zaś niekatolicką z w łaściw ym szacunkiem należy pouczyć o katolickiej nauce dotyczącej m ałżeństw a, o jego jedności, niero zerwalności oraz o tym , jak ie to w ażne obowiązki p rzy jął na siebie w spółm ałżonek20. W celu zapew nienia stronie katolickiej możliwości w ypełnienia tego obowiąizku in stru k c ja poleca zachęcić n up turienta niekatolika, ażeby szczerze przyrzekł, że nie będzie w tym przeszkadzał. A zatem i tu ju ż nie w idać kategorycznego wymogu, jaki za w ajty był w kan. 1061 z 1917 r.
Znam ienne jest zakończenie § 3 tejże In struk cji. Z aw iera ona w yraźne polecenie na w ypadek, gdyby strona niekatolicka dała w ty m względzie odpowiedź odmowną, poniew aż pozytyw nej bez
17 M. Ż u r o w s k i , dz. c., s. 140. 18 M. Ż u r o w s k i , dz. c., s. 133.
19 Comgr. pro Doctrina Fiidei, Jnstructio de matnimoniis m ixtis, M atri
monii S acram entum AAS 58, 1966, 235—239. por. I. § 2.
20 Tamże § 3.
34 Ks M. Al. Żurowski .[83
naruszenia własnego sum ienia dać nie może. Wówczas ordynariusz pow inien przedstaw ić spraw ę ize w szystkim i okolicznościami Sto licy A postolskiej. Przypuszczać można, że autorzy tejże In stru k c ji chcieli w ten sposób uzyskać możliwie obfity m ateriał z całego św iata, k tó ry by pozwolił głębiej i lepiej teoretycznie rozpraco w ać bardzo tru d n y , nie rozw iązany dotychczas problem pozornego ko nfliktu m iędzy zu pełnie pew nym i w ym aganiam i praw a Bożego, w iążącym i stronę katolicką a up raw nieniam i do wolności sum ienia d rugiej strony. Ma to m iejsce zwłaszcza, gdy chodzi o swobodny w ybór współm ałżonka, przysługujący obydw u stronom z p ra w a naturalnego. T rzeba powiedzieć, że jest to sprzeczność pozorna, poniew aż nie może ona nigdy zaistnieć m iędzy Bożym p raw em pozytyw nym i naturalnym . Jed y n ie bow iem ograniczoność lu dzk ie go poznania nie pozw ala na teoretyczne rozw iązanie tego tr u d nego problem u w obecnej chwili.
Powyższego p ro jek tu nie zdołano doprow adzić do skutku, ponie w aż z w ielu stro n zaczęły napływ ać do Stolicy Apostolskiej prośby, ażeby bardziej konsekw entnie w prow adzić w życie postulaty za w a rte w dokum entach soborowych. Nie jest jed nak rzeczą ani łatw ą, ani prostą uw zględnienie w szystkich elem entów , które po w in ny być przy rozstrzygnięciu tego zagadnienia wzięte pod u w a gę, choć są zaw arte w K onstytucji dogm atycznej o Kościele-, ja k i w K onstytucji duszpasterskiej o Kościele w świeoie współczesnym, w D ekrecie o Kościołach W schodnich katolickich, w D ekrecie o ekum enizm ie, w D eklaracji o stosunku Kościoła do religii n ie chrześcijańskich oraz w D eklaracji o wolności religijnej.
W ten sposób problem powyższy stał się przedm iotem d eb a ty na Synodzie Biskupów w 1967 r., gdzie przedyskutow ano p ew ne nowe propozycje zm ierzające do udoskonalenia i skuteczniejszego zaradzenia ak tu aln y m potrzebom Kościoła. Stało się jednak rzeczą oczywistą, że nie podobna tego problem u dogłębnie wyjaśnić i p rz e analizować. Szezególną trudność nastręczał wspom niany wyżej po zorny ko nflikt m iędzy pozytyw nym i n atu ra ln y m praw em Bożym. Z tego też pow odu postanowiono znaleźć jakieś rozwiązanie p ra k tyczne, zostaw iając spraw ę teo rii dla dalszych dociekań i b a dań 21.
Po długiej dyskusji na Synodzie Biskupów podjęto decyzję u - trzy m an ia w mocy dotychczas istniejącej przeszkody: w z b ran iają cej w m ałżeństw ach m ieszanych z osobami ochrzczonymi niekato lickim i i przeszkody zryw ającej z osobam i nieochrzczonymi. Głów ną ra cją takiego stanow iska Synodu stało się przekonanie, że m ał żeństwo powinno stanow ić z n atu ry swojej doskonałą jedność m ię dzy dwom a osobami. Tymczasem z racji odm iennych przekonań
C9] E w o lu cja p o jm o w a n ia w o ln o śc i 35 religijnych osoby te różnią się m iędzy sobą w rzeczach n ajb ard ziej w ew nętrznych, co z n a tu ry swojej przeszkadza w osiągnięciu te j że jedności. Z drugiej jed n ak stro ny uśw iadam iano sobie n a tu ra l ne praw o do w yb o ru w spółm ałżonka oraz także w w ypadku stro n y niekatolickiej ■— do postępow ania zgodnie ze swoim urobionym w dobrej w ierze sum ieniem , chociażby obiektyw nie było ono błęd ne, lub częściowo zdeform ow ane w stosunku do wym ogów O bja wienia. Słusznie zauważa J. Tomko, że poszanowanie cudzych po glądów nie jest równoznaczne z ap ro b atą, a ty m bardziej z podzie laniem ich. Na płaszczyźnie relig ijn ej ta k a postaw a oznaczałaby zdradę w łasnej w iary. Poszanow anie sum ienia d ru giej osoby za kłada jedynie w yrzeczenie się w szelkich m etod n aw et m oralnego przym usu w stosunku do niej oraz tolerow anie jej odm iennych poglądów. Postaw a taka nie upow ażnia zatem ani Kościoła, ani też żadnego katolika do porzucenia swoich przekonań. I dlatego Kościół czuje się w obowiązku w spierania każdego swojego w y znawcy, za którego zbaw ienie jest odpowiedzialny. Z góry jed n ak p rzew id uje się w w ypadku m ałżeństw a m ieszanego pew ne sy tu a cje konfliktow e, szczególnie gdy chodzi o w ychow anie potom stw a 22.
Ju ż w czasie dyskusji synodalnej kard. Bea zw racając uw agę na w ym agania p raw a Bożego podkreślił, że strona katolicka pow inny uczynić w s z y s t k o , c o m o ż e , w dziedzinie katolickiego wycho w ania potom stw a. Nie wolno jed n ak w tym w yp adk u pom inąć fa k tu przynależności dzieci do obojga rodziców. A zatem strona nie katolicka jest obow iązana z W oli Bożej troszczyć się o w ychow a nie potom stw a w edług w łasnego sum ienia w dobrej w ierze urobio nego. Może więc zaistnieć w tej dziedzinie tru d n y do rów now ażne go rozw iązania ko nflikt bez naruszenia p raw a naturalnego, k tó re również pochodzi od Boga 23.
W ten sposób przygotow any został g ru n t do w ydania Motu P ro - prio: M atrimonia m ixta. D aje ono rozw iązanie p rakty czn e i to ru je drogę do teoretycznego rozw iązania wspom nianego, pozornego kon flik tu między p raw em Bożym n atu ra ln y m a pozytyw nym .
A zatem podstaw ow e w ym agania staw iane przez Kościół stronie katolickiej pozostają i m uszą pozostać w swej istocie bez zmian. Są one bowiem logiczną konsekw encją przyjętej i w yznaw anej w ia ry . Jed n a k praw ne ich sform ułow anie nie może mieć c h a rak teru ta k kategorycznego ja k dotychczas, poniew aż w k o nk retn ych w a runkach przekraczać to może zdolność psychiczną i faktyczną k ato lika. Ma on więc zgodnie z M otu Proprio: M atrim onia m ixta pow ażny obowiązek dożyć przyrzeczenie gotowości odsunięcia od siebie w szystkich niebezpieczeństw u tra ty w iary oraz uczynienia, co
22 J. T o m k o , dz. c., s. 116—117. M T a m ż e , s. 79—80.
36 Ks M. Al. Żurowski
tylko wedle sił jest zdolny uczynić, by całe potom stw o było ochrzczone w Kościele katolickim i w Nom wychowane. W arto więc zwrócić uw agę na ostatni wymóg. Został on zredagow any nie w sposób absolutny, gdyż uwzględniono w nim osiągnięcia z okresu od sform ułow ania się pierw szych gw arancji rów norzędnych c a u tio n e s a e q u ip o le n te s aż do soboru włącznie. Dotyozy to stw ier dzenia, że strona katolicka uczyni wszystko „według sił” — p ro v ir ib u s . J e st to izatem zobowiązanie w iążące o tyle, o ile to od niej zależy.
Ponadto w ypada podkreślić pom inięcie dla poszanowania w ol ności sum ienia drugiej strony przez Mo tu Proprio: M a tr im o n ia m ix ta podobnie jak poprzednio w In stru k c ji m a tr im o n ii S a c r a m e n - t i w i treści kan. 1062 z 1917 r., w m yśl którego strona katolicka m iała obowiązek podjęcia stara ń o naw rócenie strony niekatolic kiej. J e s t to zwiąizane z chęcią usunięcia w te n sposób zgodnie z decyzjam i soborowym i w szelkich form nacisku. Kościół bow iem stoi na stanow isku, że poznana praw d a i godne postępowanie sa mo może w płyn ąć dodatnio na podjęcie dobrow olnej decyzji w spół m ałżonka o odm iennym w yznaniu.
Od strony niekatolickiej nie żąda się ż a d n y c h f o r m a l n y c h r ę k o j m i , ani żadnych przyrzeczeń. Należy ją jed ynie poinform ow ać i zorientować, jakie przyrzeczenia oraz jakie obo w iązki sum ienia m a strona katolicka. Z tego jednak nie w ynika, że d ru g a strona nie jest zobowiązana do niczego ze względu na wolność swojego sum ienia, albow iem w oparciu o n aturaln ą zasadę je j praw o do wolności kończy się tam , gdzie się zaczyna rów n ow a żne u praw n ienie przeciw nej. Wobec tego, chociaż nie jest to w do kum encie w yraźnie powiedziane, z n a tu ry rzeczy wynika zobow ią zanie n a t u r a l n e j t o l e r a n c j i , uszanow ania przekonań i obowiązków drugiej strony. O bydw oje m ałżonkowie w inni w za
jem nie szanować swoje przekonania i sum ienie, gdyż każde z nich m a do tego praw o.
J e st to zatem rozw iązanie p r a k t y c z n e , które chociaż d o tyczy w tym w ypadku m ałżeństw m ieszanych, jednakże stanow i
sprecyzow anie zasad podstaw ow ych ta k dalece, że nie tylko może, ale m usi rzutow ać na inne problem y związane z wolnością sum ie nia. W tym w ypadku rozwój m yśli soborowej i posoborowej n a stępuje konsekw entnie.
Nie m ożna jednak uznać na tej podstaw ie pozornego k onfliktu m iędzy praw em Bożym pozytyw nym i n atu raln y m , o czym w y żej by ła mowa, za teoretycznie rozwiązany. W ym aganie bowiem p ra w a n aturalneg o odnośnie postępow ania zgodnie z własnym , w dobrej w ierze urobionym sum ieniem oraz poszanow aniem u p raw nienia swobodnego w yboru współm ałżonka nie może anulow ać w y m ogu p raw a Bożego, jakie konsekw entnie w ynika z przyjętej w ia
(11] E w o lu cja p o jm ow an ia w o ln o ści 37
ry. T eoretyczne rozpracow anie tego zagadnienia pozostaje nadal o tw arte d w tej chw ili nie w idać konkretnego rozwiązania, cho ciaż obiektyw nie m usi ono być, poniew aż w rzeczywistości nie może istniieć sprzeczność m iędzy praw em Bożym pozytyw nym a naturalnym .
Chociaż M otu Proprio: M atrim onia m ixta om aw iany problem p r a k t y c z n i e rozwiązało, to jed n ak trzeb a sobie jasno p o wiedzieć, że cały ciężar odpowiedzialności za k o n k retne decyzje spada na sum ienia współmałżonków. W takiej sytuacji — jak w iadom o — bardzo tru d n o o tę jedność, k tó ra w m ałżeństw ie do skonałym pow inna istnieć. Ludzkie słabości nie zawsze sprzyjają zrów now ażonem u i spokojnem u rozstrzyganiu sytuacji spornych, ja kie życie ze sobą niesie, Rozwiązanie praktyczne zaw arte w Motu P roprio M atrim onia m ixta zostało przy jęte w całości przez Kodeks P raw a Kanonicznego z 1983 r. w ykluczając w szelkie p rzejaw y ze w nętrznego przym usu czy ingerencji, szacunkiem otacza się ró w nież w ew n ętrzną postaw ę człowieka m ającego w d o b r e j w i e r z e u r o b i o n e s u m i e n i e . Taka postaw a jest o parta o lep sze zrozum ienie i głębsze naśw ietlenie wym ogów p raw a n a tu ra l nego, przysługującego każdej osobie ludzkiej, a także o logiczne konsekw encje w yznaw ania swojej wiiary. Podkreślić jed n ak w y pada, że w ty m w y p ad k u jest i może być m owa ty lk o o sum ieniu w yrobionym w dobre w ierze, chociażby błędnym .
Na sizacunek jed n ak nie zasługują i nie mogą go doznawać ze w zględu na dobro ogólne wszelkie przejaw y złej woli. T ak więc i tu ta j jaśniej niż daw niej sprecyzow ane są granice wolności. Nie może ona jednak naruszać rów now ażnego upraw n ien ia innych osób czy dobra w spóloty.
A zatem lepiej rozum iane wym ogi praw a Bożego pozytywnego, a przede w szystkim naturalnego, dotyczącego wszystkich ludzi oraz dokładne sprecyzow anie granic tej wolności daje podstaw ę do opty mizmu, jeśli chodzi o sizanse rozw iązania teoretycznego. Rozwią zanie bow iem praktyczne, k tó re jest logiczną konsekw encją wszech stronnie — w dotychczasowych w ym iarach — naśw ietlonego za gadnienia utorow ać może drogę do dalszych etapów rozw oju m y śli, byleby słabość ludzka d zła wola nie staw iały zbyt w ielkich przeszkód.
Evoluzione del modo di comprendere la liberta religiosa nella Chiesa Cattolica — Studio basato sullo svilupoo
della problematica dei matrimoni misti
I concetti e le concezioni — che sembravano essersi stabilizzate alla fine del 19 e 20 seooJ-o — ©rano lesi dal ravvivarsi di intelletti che cercavano m ezzi prevemtivi contro le violazikmi dei diritti d ell’uomo che avevano luogo duranite la secanda guerra mondiale. R isultato di
38 Ks M. Al. Żurowski [12]
questo movknemto intellettuale era la Dichiarazione d ei D iritti dell’Uomo (ONU 1948, 12. 10). N ella Chiesa Cattolioa probierni sim ili erano sm ossi da Giovanni X X III n ell’enciclica „Mater e t Magistra” e n ell’enciclica „Paaem in Terris”. I pastulati preconciliard e le analisd del Gancilio portavano a concrete soluzioni ehe si sono vanute a trovare nei do- cum enti conciliiari. Non tutto nondimeno era in teoria risotto sino alla fine, particolarrmente per quanto riguarda la materia del problema che c ’interessa. In Concilio vuole chiaram ente richiam are l’attenzione s u l faitto ehe il problema è m olto più oom plesso di quanto possa sem - brare ad un primo squardo. Per esempio dalla Dichiarazione délia li berté religiosa nisulta chiairamente eh e la verità e la liberté non si escludono reciprocamente, ma sono valori strettam ente oonnessi fra loro. Da questa Dichiarazione e dal D ecreto su ll’Ecumenismo risulta ehe un giusto m odo di comprendere l ’ecum enism o non puô am m ettere com piti troppo catagorici. Si devorao rispettare le comvinzioni apprese in buona fede. Del resto si rileva giustam ente ehe al ris/petto delle opi nion! altrui non significa ehe le ai approvL
Dopo una itappa indiretta n ella quale il documente „Matrimonii sa- cram entum ” délia Congregaaione délia Dottrina délia Fede attenuava le esigenze per la parte non cattolica, si aveva il passo successive, prepa- rato dal sinodo dei vescovi d el 1967. Si tratta q u i del Motu Proprio „Matrimania M ixta”. Per quanto riguarda le esigenze poste alla parte caittolica, si è usufrulito di concetti risalenti al periodo délia form azio- n e delle „cautiones aequipollentes” e a l periodo conciliaire, asserendo ehe il cattolioo fa tutto „secondo le su e forze”, „pro viribus” perché tu tti i figli vengano eduoati n ella religione cattolica. Invece alla parte non cattolica si richiede soltanto ehe pranda conascenza dell’obbliga- zione assunta dalla parte cattolica e ciô, per natura di oose, si porta dietro dl postulate della tolleranza naturale. U n sim ile atteggiam ento è un modo di rispettare la conscienza in realtà non sempre concorde con i principi cattolici, ma form atosi in buona fede. Una migliocre com - prensione della legge positiva divina, e prim a di tuitto naturale, per m ette di sperare che pian piano si giunga ad una più com pléta solu - zdone d ell’apparente contraddizione fra la legge naturale, che richiede di agire concordam ente alla coscianza conform ata in buona fede, e le canseguanze ch e derivano dalla lege divina positiva. Non v i puô essere in fatti un reale contraddizione.